Dziękuję Wam Drogie ZRYSIOwane za wspólne oglądanie, zawsze oglądałam ten film sama ( co też i miało swoje zalety) ale świadomość, że oglądałyśmy je razem….. och plączę się, a chcę tylko powiedzieć, że fajnie mi się z Wami oglądało. Dziękuję:) p.s. przyznać się, która oglądała dwa razy peronową scenę? :)
Jestem tak wewnętrznie rozedrgana i półprzytomna, że nie wiem, co robię. Przed chwilą wpisałam coś w pole komentarza i nacisnęłam „Odpowiedz”. Wiadomo, wszystko wpisane szlag trafił z miejsca. Odtwarzam teraz coś, co już zdołałam zapomnieć. Przed tym usiłowałam skupić się na czytaniu. Twój nowy i wczorajszy post, Aniu. Po kilka razy dosłownie zmagałam się ze zrozumieniem wszystkich naszych komentarzy i skutek taki sam, czyli marniutki. Niczego nie rozumiem, co zapisane. W takim stanie zawieszenia ducha o żadnym rozważaniu i pisaniu nawet nie może być mowy. Sens byłby wielce pokrętny, a dopiero tutaj nacierałyby całe stada różnych koszmarnych byków! Jeśli ponownie obejrzałabym scenę „peronową”, chyba zaczęłabym mówić/pisać płynnym i płomiennym wierszem. O, to dobry pomysł! Może się pokuszę na Wasze nieszczęście, mój Boże... Dzisiaj katowałam dom graniem, dopóki nie poczułam, że mam serdecznie dosyć instrumentu, przez który jeszcze bardziej pielęgnuję ten nieznośny ból. Za długa przerwa od oglądania N&S i znowu się zakochałam jakby po raz pierwszy... Aha, chciałam Was tylko uściskać i pozdrowić!
Kaas Droga, Przyznam się, że idziś po objerzeniu tej części wyglądam jak miś panda, makijaż cały rozmyty. Zanim zaczęłam oglądać ( po bezsennej nocce i długim spacerze) postanowiłam, że spróbuję obejrzeć tą naszą drugą część bardziej z perspektywy Johna, ale chyba mój stan psychofizyczny znów bardziej zbliżył mnie do Margaretki. I znów płakałam ciesząc się, że ona, chociaż na chwilę mogła swoje troski dzielić ze swoim bratem, i znów byłam z niej dumna, kiedy mówiła do matki Thornton, że nie zrobiła niczego czego nie zrobiłaby ponownie, i płakałam kiedy jej ciotka „sprzątała” rzeczy jej Rodziców,i kiedy życzyła dobrze panu T. , i jeszcze kiedy na ulicy żegnała się z Higginsem, bo chyba oni tak naprawdę żałowali, że znika z ich życia…. Tak więc Kaas, jak widzisz dziś płakałyśmy obie. Trzymaj się:) i Tobie również wspaniałego weekendu życzę:) p.s. przyznaję się, peronową scenę dziś widziałam dwa razy, coś musiało osuszyć moje łzy;)
Kaas, kiedy zaczynałam pisać te moje głupoty powyżej, nie było Cię poniżej. Patrzę na godzinę Twojego wpisu i widzę 22:11. Przenoszę wzrok na mój zapisany czas - 22:33. Cóż, szczęśliwi i zakochani czasu nie liczą, ale naprawdę bez przesady... Boże, ile ja pisałam, przepisywałam i pisałam znowu te swoje bzdury... "A planety szaleją, szaleją..." Bosko szaleją myśli, świece pachną odurzająco i zmysłowo, a ja tęsknię choćby za maleńkim, maluteńkim łyczkiem szampana... Chusteczki zdecydowanie precz! Trzymaj się i to w radości tej naszej RAmiłości! Mówiłam, że wierszem, a tu rym częstochowski wylazł... O, widzę wpis Ani z godziny 22:35! Bez komentarzy zostawiam moje tempo odpowiadania. To dopiero powód do płaczu hi, hi, hi...
Och dziewczyny kochane! tyle uczuć..taki mętlik w głowie...radość pomieszana ze smutkiem i dziwne ożywienie plus dziwaczne uczucie ssania w okolicach pępka;) nie wspominając o nieustannie ściśniętym gardle. Jak ładnie to powodziedziałaś Kaas"Rysiek jest bardziej mój z Wami niż bez Was"- tak ja też to tak czuję, naprawdę lubię go oglądać waszymi oczami,lubie myśleć że nie jestem w tym sama, ze nie przywidziało mi się. Pamietam jedną z moich pierwszych myśli po obejrzeniu serialu po raz pierwszy(a było to ok.4 lata temu)...zaraz poszukam jakichś informacji na temat tego faceta i mam cichą nadzieję że okaże się dupkiem(przepraszam;))Już wiedziałam ze jestem zakochana w Thorntonie po uszy a w przeciągu następnych kilku dni mój los został przesądzony.;) YT pozwolił mi poznać p.Armitage(o ile to w ogóle możliwe) a to co usłyszałam i zobaczyłam spodobało mi się nadzwyczajnie,głównie jego dystans do samego siebie i poczucie humoru. Aniu, jak być może pamiętasz podzielam twe uczucia względem Margaretki i zawsze się wzruszam patrząc na tę dzielną dziewczynę. Teraz przyznam się do czegoś,postanowiłam nie oglądać dziś sceny peronowej, bo pamiętam ze potem nic nie pamiętam;) tylko czułe oczy Johna...ach..i jego profil...i jego usta...i jego żuchwe..i jego szyję...i jego dłonie:)..ha pewnie domyślacie się że nie wytrzymałam w ty postanowieniu.;) Trzymajcie się ciepło SiostR(A)y!:)
Myślę, że to poczucie wspólnoty jest swoistą wartością dodaną byciem fanem pana Armitage. Masz rację Asiu, mnie również ta świadomość, że nie jestem sama w tym lubieniu RA pozwala myśleć, że chyba jest ze mną wszystko w porządku.;) Przecież to jest naprawdę fantastyczny facet(!), i nie chodzi tu li tylko o to jak wygląda, ale głównie o to jakim jest człowiekiem, chociaż trudno jest to ocenić po przeczytanych czy wysłuchanych wywiadach, ale on tak różni się od topowych celebrytów. Jest tak normalny a zarazem niezwykły.
Hmm peronowa scena, jest chyba najpiękniejszą w historii kina. I tak, jak pisałam wyżej, dziś peronową scenę widziałam dwa razy, za drugim razem co chwila spoglądałam na jego dłonie ( …co ja mam z tymi dłoniami?!!? zwłaszcza z jego dłoniami? hi hi hi) Pozdrawiam:)
:D zupełnie nie mam pojęcia co Ty w nich widzisz Aniu!;) Ja dla odmiany wczoraj,na ten przykład , przymierzałam się do mojej nowej lodówki;) W instrukcji napisano:wysokość 1,90cm.:D
Ale tam! Poza tym zimna ta bestia i objąć w pasie trudno! Ale miara w pionie i skojarzenie absolutnie właściwe, RAsiostry. No, dobrze, przyznaję - jeden malutki łyczek!
Kurcze, ani razu w myślach nie wybebeszałam RA! Może i mruczy, ale trzęsie od czasu do czasu i magnes jedynie przyciąga, a nie gorące, spragnione ciało kobiety, które się napiło i fajnie!
Niestety znów spać nie mogę:( i znów Ryśkowy audiobook nie pomaga:( a wracając do lodówki, skoro wysokość ma odpowiednią … przypomniało mi się, że kiedyś ktoś wspominał mi o pewnym artyście… i gdyby tak zafundować sobie wizerunek RA na dowolnej powierzchni, hmmm (http://www.scianografia.pl/ kliknijcie na „pomieszczenia” tam chyba 40-tym obrazem jest wizerunek dr House)
Aniu, bardzo martwi mnie ta Twoja bezsenność. Mam nadzieję jedynie, że ta wczorajsza spowodowana była ekscytującymi (!) RAemocjami związanymi z N&S. No, cóż... silne uczucia wykluczają sen, bo przecież śnimy na jawie nasze marzenia. Jednak wtedy właśnie nawet po kilku takich bezsennych nocach z powodów nieustannej pracy wyobraźni biednej głowy, w których motylki, tęsknota i jeszcze więcej motylków, i niejako „fanficki” z naszym udziałem (wiadomo!), wstajemy z jakimiś niesamowitymi siłami witalnymi. Siłami nadziei wbrew wszystkiemu i mimo wszystko. Tego straconego snu jakoś wtedy nie brakuje i można go nadrobić. Przyznaję, że nie lubiłam i nie lubię w dalszym ciągu zarywać nocy m. in. z powodów, o których kiedyś Ci już pisałam. Teraz w ogóle staram się tego nie robić, też z wiadomych względów. Po zarwanej nocy prawie zawsze czułam i czuję się tak, jakby mnie zdjęli z przysłowiowego krzyża. Jestem typem tzw. skowronka i wolałam zawsze wstawać wczesnym świtem, bo o tej porze myśli mi się świetnie i szybko. Ty jesteś „sową” i noc to Twoja ulubiona pora intelektualnej aktywności, jak pisałaś. I właśnie tu może tkwi istota tej Twojej męki z zaśnięciem. Może „przyzwyczaiłaś” swój organizm, że w nocy nie śpisz? Niedobrze by się stało, Aniu kochana. Naprawdę martwi mnie to bardzo. Wszystkie Twoje obowiązki wykluczają możliwość odsypiania zarwanych nocy, więc jesteś na tzw. ostatnich rzęsach. Wiesz, nie odpisuj od razu na nasze, przynajmniej na moje komentarze. Wolę, żebyś wypoczęła, a poczytać „siebie” możemy wtedy, gdy zbierzesz siły po porządnym wyspaniu się i dla zdrowia, i dla urody. Baba ze mnie wyłazi, ale dobrze, bo kobieta powinna zawsze pamiętać, że sen to świetny i najlepszy ze wszystkich kosmetyk. Aniu, Twoje zdeklarowane zRYSIOwane na pewno podzielają moje zdanie. Najważniejsze, żebyś była wypoczęta, czyli zdrowa i radosna. Trzymaj się! Rozleniwia dość ciepła kąpiel w umiarkowanie pachnącej piance, ciepłe mleko (brrrr...), wypita melisa, spacer przed tym wszystkim i cisza... Wypróbuj, może coś z tego zadziała? Wiem, że kochasz fanficki odwrotnie proporcjonalne niż ja. Niestety, zraziłam się losami kochanych E. i F. Darcych przedstawionymi w dziadostwie o Mary Bennet. Jeśli uznana i świetna przecież pisarka („Ptaki ciernistych krzewów”!) napisała taki supergniot, to co dopiero można znaleźć w fanlekturze... Mnie tak wnerwiła m. in.(!) koncepcja gwałciciela Darcy’ego, dodam gwałciciela własnej żony, że to chyba jedyna książka, której z całym nerwem świadomości nie dokończyłam i szybko się pozbyłam. Pan Darcy (pewnie, że z twarzą i ciałem C.Firtha) to wzór (!) w ulubionym typie Asi i moim. Gentleman and scholar. Póki co, jakbyś chciała się przekonać i zmierzyć osobiście z tą, pożal się panie Boże, „powieścią”, to przesyłam Ci link do „oglądu” sprawy i ewentualnej decyzji: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/57285/emancypacja-mary-bennet Myślę, że znalazłam też filmik dotyczący N&S, a zrobiony w konwencji „fanfick”. Dla Ciebie na miły początek dnia: http://www.youtube.com/watch?v=Ebdrk29sXBw&playnext=1&list=PL574113550297860A&feature=results_video Mnie podoba się piosenka. Zawsze twierdzę, że „chłopak z gitarą byłby dla mnie parą”, choć wolałabym chłopaka z wiolonczelą i fletem. I to jeszcze jak! Czuję podświadomie, że RA na ścianie czy lodówce nie pasowałby anielsko cierpliwemu swetrowi, który całuje mnie na dzień dobry i od czasu do czasu jeszcze, z westchnieniem zwraca się do ramki na nocnej szafce po mojej stronie: „Hello, Richard...”. Sam pomysł, Aniu, dobry. Tylko ta twarz... Richard musiałby mieć w 100% twarz Richarda, więc wtrącałabym się artyście, ile wlezie, aż byłby 100% efekt. A może poproszę mamę...? Tyle chciałabym napisać w sprawie N&S! Będę sobie pisać pomalutku i wrzucać też w takim tempie. Pozdrawiam szampańsko wszystkie „Z”!!!
Oj Aniu,zzgadzam się z Kofiką,spróbuj pospać . Wiem ze to dziwaczne ale ja zasypiam przy telewizorze(ustawiam sobie godz. i mój sam się wyłącza) sluchając moich ulubionych filmów np."Gosford Park" ale wyłacznie po angielsku. Nie wyobrazam sobie bym mogła zasnąc przy audiobooku Ryśka;)..jakoś ten jego głos mnie rozbudza,poza tym posiadam tylko "Sylwestra"który miejscami bardzo mnie bawi;)Może rozmyslanie o czymś miłym ale nie za bardzo emocjonującym mogłoby Ci pomóc ,Ja czasem mysle przed zasnięciem że jestem makijażystką(lub złotnikiem)na planie"Hobbita".:)
Dziękuję Dziewczyny, myślę, że nie mogłam zasnąć z nadmiaru emocji, bo od dwóch lat film ten jest lekarstwem na moje smutne dni (i troszkę się bałam, że tamte emocje wrócą)…Poza tym zawsze oglądałam go sama, a świadomość, że gdzieś w tym samym czasie ktoś również to ogląda i przeżywa podobnie jak ja, wywołało naprawdę niezwykłe, całkiem fajne emocje.:)
Wiesz Kofiko, moja bardziej racjonalna strona zgadza się z Tobą, że mój organizm przestawił się na tryb nocny, teraz nawet późno nocy i chyba ciężko będzie „wrócić” do zwyczajnego rytmu dnia. Ale teraz, tak fajnie jest móc się nie spieszyć, cieszyć się z powolnego picia kawy tak dla przyjemności a nie na obudzenie… Ale ten zwolniony rytm ma i swoje negatywne skutki, miałam w planie tyle zrobić, napisać, uporządkować a tu pozwoliłam sobie na leniuchowanie. Ale jak mówił jeden z moich wykładowców:’ praca uszlachetnia- lenistwo uszczęśliwia”;) I muszę przyznać, że masz niesamowity dar do wyszukiwania fajnych RAfilmów na YT-bardzo mi się podobał- DZIĘKI!
Asiu, prawdę mówiąc ja od dwóch lat nie oglądam TV, czasem pozwalam sobie na małe wyjątki;) Telewizja ( ze swoją ramówką) zwyczajnie mnie denerwuje i od razu zaczynam się nakręcać, że nic w niej nie ma do oglądania. Jeśli chodzi o audiobooka, mam nadzieję, że RA nie obraziłby się gdyby usłyszał, że „ The Convenient Marriage” używam jako lekarstwo na bezsenność;) Ale jest coś w jego głosie co mnie bardzo wycisza i uspokaja, ale też on tak wspaniale czyta, że pobudza moją wyobraźnię, że od razu znajduję się w tym bajkowym świecie i… i (przeważnie) zasypiam :)
Chciałabym jeszcze cos dodać Kofiko.:) Bardzo prawdopodobne jest to że podkochuję się w Twoim Swetrze,jesli masz cos naprzeciwko proszę bądz dla mnie niemiła ;) Mój Mąż wydaje się być odrobinę zazdrosny wiec zadne zdjęcie nie wchodzi w grę,nawet moja Córa pyta czy Ja jeszcze kocham Tate? hmm...a o Colina nie był,nawet zezwolił mi na ew.zdradę gdybym go spotkała a ja odwdzieczyłam mu sie pozwoleniem na Salmę Hayek.:)
Asiu, fajnie, że się odezwałaś! Myślałam, patrząc na powiększoną ilość komentarzy, że to Ania nie wytrzymała, bo jest naprawdę bardzo obowiązkowa. Chciałabym, żeby naprawdę porządnie wypoczęła, a to gwarantuje długi i spokojny sen zaczęty przed północą, jak „podają” mądre źródła. Myślę, że i Ty nie poczujesz się w żaden sposób jakoś urażona, jeśli otrzymasz od niej jakąś odpowiedź w późniejszym czasie. Jakoś napisałam to powyżej, opierając się na wierze w zawsze okazywaną sympatię i wzajemne nasze zrysiowane zrozumienie, zwłaszcza w trudnych chwilach. Wydaje się nawet, że niepotrzebnie to tłumaczę przecież, bo to oczywiste – wypocznij naprawdę dobrze i w końcu skutecznie, Aniu! Asiu, sweter jest kochany naprawdę. Wiem, że mam prawdziwy skarb. Mam ogromne wyrzuty sumienia o wczorajszego szampana. Widzisz, wiem, że nie powinnam była w żadnej ilości, ale mnie troszkę poniosło... i musiałabyś zobaczyć jego twarz, jego oczy... Nie ma ze mną lekko, wiem... Zachowałam się lekkomyślnie, co tu dużo mówić... Żadne pisanie mi nie idzie, kiedy przypomnę sobie, jak wczoraj na mnie popatrzył...
Kofiko! stało się, bawiłaś się dobrze,a Sweter szybko zapomni. Nasi ukochani bliscy potrafią nas czasem terroryzować swoim zmartwieniem,nie uważasz? Wracając do Ani, wiem że zawsze odpowiada, nawet na te niezbyt wyrafinowane uwagi a temat bezsenności jest mi bardzo bliski(niestety). Żałuje ze nie jestem tym typem człowieka który przykłada głowe do poduszki i zasypia,od dziecka mam kłopoty ze snem i w związku z tym mam cały arsenał sposobów na sen. RAusciski ślę:*
Asiu, przepraszam, że nie odpowiedziałam Ci od razu. Wiem, że rozumiesz, że tak było po prostu lepiej. Pozdrawiam Cię. Cenię sobie Twoją kobiecą intuicję i przyjacielskie wsparcie. Bardzo! Aha, dziewczęta, z tą melatoniną trzeba bez przesady, bo uzależnia i to szybko! Dobrej nocy bez wspomagania życzę, moje drogie!
Ha!Kochana może nie będę Ci wszystkiego mówić jak to jest być w moim wieku-coby Cie nie straszyć ale pewne jest tylko to że w tym niebieskim zRYSIOwanym świecie czuję się jak nastolatka. Odbijam sobie pewnie to że jako nastolatka byłam niezwykle poważną osobą,pełną wielkich idei , wielkich słów i surowych zasad. Do mężczyzn podchodziłam z dystansem(no wiesz na zasadzie ze że jeśli czegoś się po nich spodziewać to tylko złych rzeczy;) o podziwianiu ich fizyczności nie było mowy;). A teraz na "stare kolena"(stare kolana czyli stare lata-jak mawiają Czesi)pozwalam sobie by podziwiać RAposladki...RAnogi..Raramiona...i o mój Boze kochany-RAszyję;) P.S:podoba mi się Twoja fantazja Kaas!...i wcale się nie dziwię ze wybrałaś rozmowę z Judi Dench, bo ja podziwiam nie tylko Angielskich aktorów ale Angielskie aktorki też.:) Wypoczywaj i baw się dobrze Kaas!:)
Kaas, bardzo dziękuję za polecenie melantoniny:) Aż mi głupio, że tak Was zajęłam moją bezsennością. Wiesz z tym wiekiem to dziwna sprawa, bo od kiedy odkryłam RA czuję, że mam mniej lat niż w dowodzie i całkiem mi z tym dobrze.
Mam nadzieję, że fajnie się bawiłaś na weselu:) Tobie również miłego tygodnia życzę!
Przepraszam za moje milczenie, kochane moje. Musiałam tak. Jest dobrze, więc wracam, bo zostawiłam tu swoją niedokończoną we właściwy sposób radość z naszego spotkania. Ciekawa byłam, co tym razem... Ale na pewno nie spodziewałabym się, że powrót efektu sycylijskiego pioruna, który kiedyś trafił przecież we mnie już tak celnie... Cóż, zaczęłam swoją RAobsesję od zaskoczenia magnetyzującym pięknem i wyczuwalną czułością dwojga wzruszająco onieśmielonych sobą ludzi, ubranych w kostium odległych czasów i stojących na kolejowym peronie z ciemnozielonymi poręczami. Emocje tej właśnie kiedyś przeżywanej chwili przypomniało mi drugie nasze wspólne sierpniowe zRYSIOwane oglądanie. Zacznę jednak od retrospekcji. Był jakoś środek grudnia 2009 roku. Bardzo późnym wieczorem po naprawdę ciężkim, nerwowym i okropnie męczącym dniu usiadłam w końcu przy biurku, przygnębiająco zawalonym papierzyskami i sporym stosem książek do przeczytania na przysłowiowe „wczoraj”. Na samą myśl o tym poczułam się jeszcze gorzej, więc zajrzałam, a właściwie uciekłam sobie do komputera. Szukałam scenek z twarzą kogoś o innych inicjałach... Dłoń niemyślącej, bolącej głowy tak od niechcenia jakby przesuwała się po klawiaturze, a jej oczy przypadkowo zawadziły kolorowe okienko w rządku YT-ych kadrów po prawej stronie ekranu... Przycisnęłam klawisz myszy i obejrzałam wypatrzony przypadkiem filmik z udziałem kogoś, kogo widziałam wtedy po raz pierwszy. Dosłownie tylko obejrzałam, bo musiałam wcześniej wyłączyć głośniki, a po słuchawki trzeba by mi było pójść tam, gdzie je bezmyślnie zostawiłam. Nie chciało mi się nawet myśleć gdzie, a tym bardziej wstać. Obejrzałam więc filmik, lecz nie usłyszałam żadnego dźwięku. Właściwie to nawet nie musiałam. Czytelnym, ponadczasowym emocjom na ekranie nie potrzeba było żadnych słów, przynajmniej dla mnie. Peronowa, przepiękna scena ludzkiej miłości na pierwszym, zwykle przecież najdelikatniejszym i najpiękniejszym etapie fizycznej bliskości... Kobieta miała szarą, pasiastą suknię, mężczyzna białą koszulę z wysokim kołnierzem, rozchylonym ponad ciemną kamizelką. Oboje byli piękni, bardzo subtelni w urodzie chwili krótkiego obrazu, więc tamtego wieczoru kilkakrotnie powracałam do niego w jakimś niemal zapamiętałym oczarowaniu...
(ciąg dalszy pod spodem, bo jak zwykle nie zmieściło się w jednym wrzucie)
Teraz też, w sierpniu 2012 roku, już po kilku latach od przypadkowego spotkania Margaret i Johna na filmowym peronie z zielonymi poręczami, moje wrażenia powróciły z tamtą niesamowitą siłą doznań. Rozmowa pięknych szczęściem ludzi zakończona pierwszym czułym, cudownie nieśmiałym dotykiem i ich pierwszym namiętnym, wytęsknionym pocałunkiem po przymusowej rozłące. Zmysłowości tej scenie dodała widoczna fascynacja obojga nieśmiałym poznawaniem się w ten fizyczny sposób. Poznawaniem pierwszy raz przyjemności jeszcze wciąż niewinnej pieszczoty, wyciszonej na wszelkie dźwięki świata i oślepionej bliskością ukochanej twarzy, trzymanej w delikatnie tkliwych dłoniach prawdziwie wzruszonego mężczyzny. Chwila oddechu bez oddechu, chwila miłowania oczyma, nieśmiałymi dłońmi i całującymi wolno ustami. Chwila pieszczoty dwojga stęsknionych siebie ludzi, która jest niemal modlitwą w uwielbieniu i w dziewiczym zachwycie spełnianych przez nich nadziei. To chwila, poza którą niczego więcej nie ma i nic poza nią więcej się nie liczy w żadnym wymiarze czasu i jakiejkolwiek przestrzeni. Oczy obojga przymykają się instynktownie, bo ciała nawet w tym niewinnym momencie potrzebują bardziej pozostałych zmysłów, aby przekroczyć pierwszy krąg siódmego nieba. Tego od przedsmaku piękna uniesienia bez kontroli pamięci, ale już od łask z serca dosłownie wychodzącego z siebie. Czarodziejskie ogrody, eteryczny, złoty i słodki pył, czułe drganie ciepłego światła, które czują wargi przytulone do innych warg... Tu, w świecie przeżywanym czułością ust, John był wtedy naprawdę tylko chwilę. Oboje otwierają błogo przymknięte oczy, kiedy ich pierwszy pocałunek się kończy. Wtedy Margaret niespodziewanie wymyka mu się z rąk i bez słowa odchodzi... Nie ma jej, nie ma nic. Te ludzkie sprawy tak niemiłosiernie bolą! Wtedy jednak po raz drugi staje się prawdziwy cud. Jeżeli wiesz, jak kochać, to wiesz, jak całować, dotykać i jak patrzeć... Po prostu wiesz to, co wiedział John. Cuda się zdarzają, a życie naprawdę, naprawdę jest piękne! Ech, dziewczęta...
Ach....Kofiko!...piękne słowa,dzięki!:*...jak on patrzy...jak patrzy..On nie tylko patrzy,on widzi!:) PS:gdyby Ryś miał więcej takich romantycznych scen i pocałunków, to naprawdę obawiałabym się o Danielę, chyba ciężko się nie zakochać w takim facecie?...hmmm a może po to cały ten trening aktorski;)
Asiu, bardzo chętnie i bez żadnego wahania bym z nim potrenowała, zwłaszcza że podobno całowali się z Danielą cały filmowy dzień. Wyobrażasz to sobie? A jak im się oczy śmiały na samo wspomnienie tego „profesjonalnego” zaangażowania w pracy w tym właśnie dniu. Skomentowali gdzieś dowcipnie, że zawód aktora jest naprawdę ciężki. Pewnie zresztą żadna to dla Ciebie RAnowina! Nie mam żadnych wątpliwości, że i ja solidnie przyłożyłabym się do RAcałuśnego „zadania”, nie traktując go jako specjalny ciężar, nawet gdyby przyszło „coś” naprawdę „dźwignąć”. Kiedyś usłyszałam, że jak człowiek wpatruje się długo, usilnie i tak prawie bez mrugania w swoje własne oczy odbite w lustrze, to zaczyna się bać. Przyznaję, że za eksperymentalne lustro posłużyły mi kiedyś "jedynie" cudze oczy. O efekcie wspominać nie będę, bo młodziutka godzina dopiero, ale strachu w tym bym się nie dopatrzyła... Zresztą wszystkie zRYSIOwane to odważne kobitki, gotowe do RAzadań specjalnych! (szkoda, że nie mam do Ciebie adresu mailowego, bo przyznaję, że niedawno... to tylko takie sobie moje gadanie ko,ko,ko)
Kiedy po raz pierwszy widziałam tą scenę, którą tak cudnie opisała Kofika- dziękuję Ci Kochana, oczywiście na YT, więc nie miałam żadnego pojęcia jak bardzo tych dwoje „krążyło” wokół siebie i kiedy Margaretka wstawała bez słowa, wówczas pomyślałam sobie, ona chyba nie ma serca(!), przecież nie można odejść bez słowa po TAKIM wyznaniu miłości(!), a drugą moją myślą, było -Jezu, ależ ona ( w sensie aktorka) musi być silną osobą, ja nie dałabym rady nawet drgnąć a co dopiero wstać i iść!
I powiem Wam, że po usłyszeniu o tym ich całuśnym dniu zastanawiałam się, co było nie tak w tej scenie, że musieli ją tyyyle razy powtarzać ( a może któreś z nich miało jakiś układ z producentem:), w prawdzie efekt jest zapierający dech, ale dlaczego.
Powtarzali te scenę?...no tak i wszystko jasne!..a już myślałam ze coś nie tak z tą Danielą.:) Moim zdaniem(a mówiąc to krecę się radośnie na fotelu;)) Ryś i Daniela musieli powtarzać tę scenę bo Daniela za bardzo angażowała się w pocałunek, jak na dziewicę.;)....."nie oceniaj wszystkich według siebie Asia!"(wymamrotała na stronie)
Dzisiaj przez 4 godziny myślałam głównie o tym, co na tym całuśnym peronie. Wspaniała terapia na każdy czas, jak się kolejny raz przekonałam. Nie wiem, w jakiej kolejności kręcono poszczególne sceny w N&S. Prawa filmu, a zwłaszcza jego ekonomii, wywracają przecież filmowy porządek wydarzeń do góry nogami, np. kręcąc różne ujęcia ze względu na to samo miejsce akcji. Przypominam sobie „DiU”. Scenę pierwszych oświadczyn Darcy’ego w serialu kręcono dosłownie w pierwszym dniu pobytu C. Firtha na planie filmowym. Był tym okropnie zestresowany z racji jej wagi w filmie i całkowitej nieznajomości z partnerującą mu w niej J. Ehle. Dialog zakładał 100% emocji z obu stron, które faktycznie widziały się wtedy pierwszy raz. Jennifer i Colin poznawali się dopiero w tej scenie, samo poznanie Elizabeth i Fitzwilliama (przeokropne imię!) w filmie kręcono na końcu wszystkich zdjęć. Poplątanie z pomieszaniem w świecie filmu to porządek dzienny i chyba trudny dla samych aktorów, bo dla nas w ogóle nie do emocjonalnego ogarnięcia. Może i podobny chaos był udziałem Danieli i Richarda? Nie przypominam sobie, czy wiedziałam coś na ten temat wcześniej. Może Wy? Obejrzę dodatki do DVD, bo skojarzyłam sobie podczas czterogodzinnego siedzenia, że chyba tam właśnie widziałam wywiad na temat całowania się na peronie. A może to było gdzie indziej? Ale niezupełnie o tym chciałam... Ta kiss-kiss scena, konkretnie to, o czym pisałam troszkę wyżej, to przełamanie ostatniej bariery w znajomości i oczywiście w uczuciach głównych bohaterów. Scena finałowa, czyli zamknięcie najważniejszego wątku opowieści. Margaret wg mnie musiała szybko wstać, bo i w naszych czasach żadna lokomotywa nie poczeka, a tamta do Londynu właśnie odjeżdżała jako pierwsza. Długa suknia ukryła efekt motylka w kolanach. Słowo wyjaśnienia należało się przecież poczciwemu Henry’emu, który w efekcie wszystko wyjaśnił sobie sam i podał torbę. Zajęła później piękną dłoń Johna. Margaret musiała podjąć najważniejszą w swoim życiu decyzję i to dosłownie w ciągu paru sekund. Ja ją już za to chociażby podziwiam! Wnioski nasuwają się same, moje drogie. Odebrało jej rozum w stanie jego pobudzonej, pełnej umysłowej aktywności, czyli da się! Decyzja została podjęta natychmiast i to przede wszystkim po TAKIM pocałunku, PO nim właśnie, czyli John był w tym po prostu ŚWIETNY!!! Chociaż nic o tym jakby wcześniej nie „wiedział”! Do całowania też trzeba mieć wrodzony talent, jak się okazuje! Żartuję tu sobie, a sprawa poważna, bo życiowa. W realu wiadomo, ale w podglądanym przez widzów filmowym całowaniu też ważne jest wszystko: ręce, szyja, twarz, usta, oczy, nosy... Bohaterowie zamykają powieki, ale nasze przecież szeroko otwarte. Każdy wymieniony szczegół, każdy grymas, gest widzą i oceniają nasze krytyczne oczy, więc dla nich trzeba się bardzo starać! Samo kiss-kiss ujęcie chyba nie było takie technicznie łatwe i oczywiste. Scenę rzutu „kamieniem” też kręcono i kręcono w nieskończoność. Buziak wydaje mi się istotniejszy od ciosu, bo dobro zwyciężyć miało i zwyciężyło! I to w jakim emocjonalnie wysokim stylu! Wolno zmierzam do istoty tego, co mnie ubawiło w scenie innego RApocałunku, pocałunku Mai i Lukasa. Nos... Kochany nos w tej scenie był nie po tej stronie, po której być powinien, bo był przed... Efekt, utrwalony dodatkowo na zdjęciach, rozczulił mnie, ale w inny, zupełnie niezamierzony sposób. Richard, przepraszam, ale fajerwerki i ssanie w okolicy pępka (świetne, Asiu!) przeżywałam przed tym pocałunkiem, kiedy usłyszałam szept: „Close your eyes. Do you remember?” Pocałunki TRZEBA w filmie dopracować w każdym szczególe, tak jak to się stało w N&S. Idealne to całowanie! Chyba powinnam była pisarsko bardziej się przyłożyć, ale poruszona sceną pamięć zwodziła mnie ku jakimś bardzo niegrzecznym myślom i właśnie słówkom, dziewczęta... Aniu, ja może i ruszyłabym z tej ławy, ale dalej czekałaby mnie sława kobiety dosłownie upadłej. Miałabym pewną okazję przyjrzeć się obutym stopom RA...
Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.
Dziękuję Wam Drogie ZRYSIOwane za wspólne oglądanie, zawsze oglądałam ten film sama ( co też i miało swoje zalety) ale świadomość, że oglądałyśmy je razem….. och plączę się, a chcę tylko powiedzieć, że fajnie mi się z Wami oglądało. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńp.s. przyznać się, która oglądała dwa razy peronową scenę? :)
Jestem tak wewnętrznie rozedrgana i półprzytomna, że nie wiem, co robię. Przed chwilą wpisałam coś w pole komentarza i nacisnęłam „Odpowiedz”. Wiadomo, wszystko wpisane szlag trafił z miejsca. Odtwarzam teraz coś, co już zdołałam zapomnieć. Przed tym usiłowałam skupić się na czytaniu. Twój nowy i wczorajszy post, Aniu. Po kilka razy dosłownie zmagałam się ze zrozumieniem wszystkich naszych komentarzy i skutek taki sam, czyli marniutki. Niczego nie rozumiem, co zapisane. W takim stanie zawieszenia ducha o żadnym rozważaniu i pisaniu nawet nie może być mowy. Sens byłby wielce pokrętny, a dopiero tutaj nacierałyby całe stada różnych koszmarnych byków! Jeśli ponownie obejrzałabym scenę „peronową”, chyba zaczęłabym mówić/pisać płynnym i płomiennym wierszem. O, to dobry pomysł! Może się pokuszę na Wasze nieszczęście, mój Boże... Dzisiaj katowałam dom graniem, dopóki nie poczułam, że mam serdecznie dosyć instrumentu, przez który jeszcze bardziej pielęgnuję ten nieznośny ból. Za długa przerwa od oglądania N&S i znowu się zakochałam jakby po raz pierwszy... Aha, chciałam Was tylko uściskać i pozdrowić!
UsuńKofiko,
UsuńMnie głowa też pęka ( mam nadzieję, że to przez bezsenność) więc nie ma ciśnienia na komentarz. Jutro też jest dzień.
Pozdrawiam :)
Kaas Droga,
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że idziś po objerzeniu tej części wyglądam jak miś panda, makijaż cały rozmyty. Zanim zaczęłam oglądać ( po bezsennej nocce i długim spacerze) postanowiłam, że spróbuję obejrzeć tą naszą drugą część bardziej z perspektywy Johna, ale chyba mój stan psychofizyczny znów bardziej zbliżył mnie do Margaretki. I znów płakałam ciesząc się, że ona, chociaż na chwilę mogła swoje troski dzielić ze swoim bratem, i znów byłam z niej dumna, kiedy mówiła do matki Thornton, że nie zrobiła niczego czego nie zrobiłaby ponownie, i płakałam kiedy jej ciotka „sprzątała” rzeczy jej Rodziców,i kiedy życzyła dobrze panu T. , i jeszcze kiedy na ulicy żegnała się z Higginsem, bo chyba oni tak naprawdę żałowali, że znika z ich życia….
Tak więc Kaas, jak widzisz dziś płakałyśmy obie. Trzymaj się:) i Tobie również wspaniałego weekendu życzę:)
p.s.
przyznaję się, peronową scenę dziś widziałam dwa razy, coś musiało osuszyć moje łzy;)
Kaas, kiedy zaczynałam pisać te moje głupoty powyżej, nie było Cię poniżej. Patrzę na godzinę Twojego wpisu i widzę 22:11. Przenoszę wzrok na mój zapisany czas - 22:33. Cóż, szczęśliwi i zakochani czasu nie liczą, ale naprawdę bez przesady... Boże, ile ja pisałam, przepisywałam i pisałam znowu te swoje bzdury... "A planety szaleją, szaleją..." Bosko szaleją myśli, świece pachną odurzająco i zmysłowo, a ja tęsknię choćby za maleńkim, maluteńkim łyczkiem szampana... Chusteczki zdecydowanie precz! Trzymaj się i to w radości tej naszej RAmiłości! Mówiłam, że wierszem, a tu rym częstochowski wylazł... O, widzę wpis Ani z godziny 22:35! Bez komentarzy zostawiam moje tempo odpowiadania. To dopiero powód do płaczu hi, hi, hi...
OdpowiedzUsuńOch dziewczyny kochane! tyle uczuć..taki mętlik w głowie...radość pomieszana ze smutkiem i dziwne ożywienie plus dziwaczne uczucie ssania w okolicach pępka;) nie wspominając o nieustannie ściśniętym gardle. Jak ładnie to powodziedziałaś Kaas"Rysiek jest bardziej mój z Wami niż bez Was"- tak ja też to tak czuję, naprawdę lubię go oglądać waszymi oczami,lubie myśleć że nie jestem w tym sama, ze nie przywidziało mi się. Pamietam jedną z moich pierwszych myśli po obejrzeniu serialu po raz pierwszy(a było to ok.4 lata temu)...zaraz poszukam jakichś informacji na temat tego faceta i mam cichą nadzieję że okaże się dupkiem(przepraszam;))Już wiedziałam ze jestem zakochana w Thorntonie po uszy a w przeciągu następnych kilku dni mój los został przesądzony.;) YT pozwolił mi poznać p.Armitage(o ile to w ogóle możliwe) a to co usłyszałam i zobaczyłam spodobało mi się nadzwyczajnie,głównie jego dystans do samego siebie i poczucie humoru. Aniu, jak być może pamiętasz podzielam twe uczucia względem Margaretki i zawsze się wzruszam patrząc na tę dzielną dziewczynę. Teraz przyznam się do czegoś,postanowiłam nie oglądać dziś sceny peronowej, bo pamiętam ze potem nic nie pamiętam;) tylko czułe oczy Johna...ach..i jego profil...i jego usta...i jego żuchwe..i jego szyję...i jego dłonie:)..ha pewnie domyślacie się że nie wytrzymałam w ty postanowieniu.;) Trzymajcie się ciepło SiostR(A)y!:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to poczucie wspólnoty jest swoistą wartością dodaną byciem fanem pana Armitage. Masz rację Asiu, mnie również ta świadomość, że nie jestem sama w tym lubieniu RA pozwala myśleć, że chyba jest ze mną wszystko w porządku.;) Przecież to jest naprawdę fantastyczny facet(!), i nie chodzi tu li tylko o to jak wygląda, ale głównie o to jakim jest człowiekiem, chociaż trudno jest to ocenić po przeczytanych czy wysłuchanych wywiadach, ale on tak różni się od topowych celebrytów. Jest tak normalny a zarazem niezwykły.
UsuńHmm peronowa scena, jest chyba najpiękniejszą w historii kina. I tak, jak pisałam wyżej, dziś peronową scenę widziałam dwa razy, za drugim razem co chwila spoglądałam na jego dłonie ( …co ja mam z tymi dłoniami?!!? zwłaszcza z jego dłoniami? hi hi hi)
Pozdrawiam:)
:D zupełnie nie mam pojęcia co Ty w nich widzisz Aniu!;)
OdpowiedzUsuńJa dla odmiany wczoraj,na ten przykład , przymierzałam się do mojej nowej lodówki;) W instrukcji napisano:wysokość 1,90cm.:D
Wysokość całkiem słuszna:)tylko czy mruczy tak seksownie jak RA? :D
UsuńAle tam! Poza tym zimna ta bestia i objąć w pasie trudno! Ale miara w pionie i skojarzenie absolutnie właściwe, RAsiostry. No, dobrze, przyznaję - jeden malutki łyczek!
UsuńA tam!...mruczy ,wysokość ta sama, trochę zimny, prawda!..ale za to wnętrze bogate!(bo to już po 10-tym;))
OdpowiedzUsuńKurcze, ani razu w myślach nie wybebeszałam RA! Może i mruczy, ale trzęsie od czasu do czasu i magnes jedynie przyciąga, a nie gorące, spragnione ciało kobiety, które się napiło i fajnie!
OdpowiedzUsuńHahaha! Super! i tak musimy robić!;)
OdpowiedzUsuńZabrał szampana! Prosiak nie sweter! Dobranoc, A+A!(bo K. już smacznie sobie śpi, czego i nam życzę, siostrry...esta, esta!)
OdpowiedzUsuńNiestety znów spać nie mogę:( i znów Ryśkowy audiobook nie pomaga:(
OdpowiedzUsuńa wracając do lodówki, skoro wysokość ma odpowiednią … przypomniało mi się, że kiedyś ktoś wspominał mi o pewnym artyście… i gdyby tak zafundować sobie wizerunek RA na dowolnej powierzchni, hmmm
(http://www.scianografia.pl/ kliknijcie na „pomieszczenia” tam chyba 40-tym obrazem jest wizerunek dr House)
Aniu, bardzo martwi mnie ta Twoja bezsenność. Mam nadzieję jedynie, że ta wczorajsza spowodowana była ekscytującymi (!) RAemocjami związanymi z N&S. No, cóż... silne uczucia wykluczają sen, bo przecież śnimy na jawie nasze marzenia. Jednak wtedy właśnie nawet po kilku takich bezsennych nocach z powodów nieustannej pracy wyobraźni biednej głowy, w których motylki, tęsknota i jeszcze więcej motylków, i niejako „fanficki” z naszym udziałem (wiadomo!), wstajemy z jakimiś niesamowitymi siłami witalnymi. Siłami nadziei wbrew wszystkiemu i mimo wszystko. Tego straconego snu jakoś wtedy nie brakuje i można go nadrobić. Przyznaję, że nie lubiłam i nie lubię w dalszym ciągu zarywać nocy m. in. z powodów, o których kiedyś Ci już pisałam. Teraz w ogóle staram się tego nie robić, też z wiadomych względów. Po zarwanej nocy prawie zawsze czułam i czuję się tak, jakby mnie zdjęli z przysłowiowego krzyża. Jestem typem tzw. skowronka i wolałam zawsze wstawać wczesnym świtem, bo o tej porze myśli mi się świetnie i szybko. Ty jesteś „sową” i noc to Twoja ulubiona pora intelektualnej aktywności, jak pisałaś. I właśnie tu może tkwi istota tej Twojej męki z zaśnięciem. Może „przyzwyczaiłaś” swój organizm, że w nocy nie śpisz? Niedobrze by się stało, Aniu kochana. Naprawdę martwi mnie to bardzo. Wszystkie Twoje obowiązki wykluczają możliwość odsypiania zarwanych nocy, więc jesteś na tzw. ostatnich rzęsach. Wiesz, nie odpisuj od razu na nasze, przynajmniej na moje komentarze. Wolę, żebyś wypoczęła, a poczytać „siebie” możemy wtedy, gdy zbierzesz siły po porządnym wyspaniu się i dla zdrowia, i dla urody. Baba ze mnie wyłazi, ale dobrze, bo kobieta powinna zawsze pamiętać, że sen to świetny i najlepszy ze wszystkich kosmetyk. Aniu, Twoje zdeklarowane zRYSIOwane na pewno podzielają moje zdanie. Najważniejsze, żebyś była wypoczęta, czyli zdrowa i radosna. Trzymaj się! Rozleniwia dość ciepła kąpiel w umiarkowanie pachnącej piance, ciepłe mleko (brrrr...), wypita melisa, spacer przed tym wszystkim i cisza... Wypróbuj, może coś z tego zadziała?
UsuńWiem, że kochasz fanficki odwrotnie proporcjonalne niż ja. Niestety, zraziłam się losami kochanych E. i F. Darcych przedstawionymi w dziadostwie o Mary Bennet. Jeśli uznana i świetna przecież pisarka („Ptaki ciernistych krzewów”!) napisała taki supergniot, to co dopiero można znaleźć w fanlekturze... Mnie tak wnerwiła m. in.(!) koncepcja gwałciciela Darcy’ego, dodam gwałciciela własnej żony, że to chyba jedyna książka, której z całym nerwem świadomości nie dokończyłam i szybko się pozbyłam. Pan Darcy (pewnie, że z twarzą i ciałem C.Firtha) to wzór (!) w ulubionym typie Asi i moim. Gentleman and scholar. Póki co, jakbyś chciała się przekonać i zmierzyć osobiście z tą, pożal się panie Boże, „powieścią”, to przesyłam Ci link do „oglądu” sprawy i ewentualnej decyzji:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/57285/emancypacja-mary-bennet
Myślę, że znalazłam też filmik dotyczący N&S, a zrobiony w konwencji „fanfick”. Dla Ciebie na miły początek dnia:
http://www.youtube.com/watch?v=Ebdrk29sXBw&playnext=1&list=PL574113550297860A&feature=results_video
Mnie podoba się piosenka. Zawsze twierdzę, że „chłopak z gitarą byłby dla mnie parą”, choć wolałabym chłopaka z wiolonczelą i fletem. I to jeszcze jak!
Czuję podświadomie, że RA na ścianie czy lodówce nie pasowałby anielsko cierpliwemu swetrowi, który całuje mnie na dzień dobry i od czasu do czasu jeszcze, z westchnieniem zwraca się do ramki na nocnej szafce po mojej stronie: „Hello, Richard...”. Sam pomysł, Aniu, dobry. Tylko ta twarz... Richard musiałby mieć w 100% twarz Richarda, więc wtrącałabym się artyście, ile wlezie, aż byłby 100% efekt. A może poproszę mamę...?
Tyle chciałabym napisać w sprawie N&S! Będę sobie pisać pomalutku i wrzucać też w takim tempie. Pozdrawiam szampańsko wszystkie „Z”!!!
Oj Aniu,zzgadzam się z Kofiką,spróbuj pospać . Wiem ze to dziwaczne ale ja zasypiam przy telewizorze(ustawiam sobie godz. i mój sam się wyłącza) sluchając moich ulubionych filmów np."Gosford Park" ale wyłacznie po angielsku. Nie wyobrazam sobie bym mogła zasnąc przy audiobooku Ryśka;)..jakoś ten jego głos mnie rozbudza,poza tym posiadam tylko "Sylwestra"który miejscami bardzo mnie bawi;)Może rozmyslanie o czymś miłym ale nie za bardzo emocjonującym mogłoby Ci pomóc ,Ja czasem mysle przed zasnięciem że jestem makijażystką(lub złotnikiem)na planie"Hobbita".:)
UsuńDziękuję Dziewczyny, myślę, że nie mogłam zasnąć z nadmiaru emocji, bo od dwóch lat film ten jest lekarstwem na moje smutne dni (i troszkę się bałam, że tamte emocje wrócą)…Poza tym zawsze oglądałam go sama, a świadomość, że gdzieś w tym samym czasie ktoś również to ogląda i przeżywa podobnie jak ja, wywołało naprawdę niezwykłe, całkiem fajne emocje.:)
UsuńWiesz Kofiko, moja bardziej racjonalna strona zgadza się z Tobą, że mój organizm przestawił się na tryb nocny, teraz nawet późno nocy i chyba ciężko będzie „wrócić” do zwyczajnego rytmu dnia. Ale teraz, tak fajnie jest móc się nie spieszyć, cieszyć się z powolnego picia kawy tak dla przyjemności a nie na obudzenie… Ale ten zwolniony rytm ma i swoje negatywne skutki, miałam w planie tyle zrobić, napisać, uporządkować a tu pozwoliłam sobie na leniuchowanie. Ale jak mówił jeden z moich wykładowców:’ praca uszlachetnia- lenistwo uszczęśliwia”;) I muszę przyznać, że masz niesamowity dar do wyszukiwania fajnych RAfilmów na YT-bardzo mi się podobał- DZIĘKI!
Asiu, prawdę mówiąc ja od dwóch lat nie oglądam TV, czasem pozwalam sobie na małe wyjątki;) Telewizja ( ze swoją ramówką) zwyczajnie mnie denerwuje i od razu zaczynam się nakręcać, że nic w niej nie ma do oglądania. Jeśli chodzi o audiobooka, mam nadzieję, że RA nie obraziłby się gdyby usłyszał, że „ The Convenient Marriage” używam jako lekarstwo na bezsenność;) Ale jest coś w jego głosie co mnie bardzo wycisza i uspokaja, ale też on tak wspaniale czyta, że pobudza moją wyobraźnię, że od razu znajduję się w tym bajkowym świecie i… i (przeważnie) zasypiam :)
OMB! Jak on na nią patrzył na tej stacji!! I kto to jest w ogóle ten Henry. Miły chłopak, ale to nie John!
OdpowiedzUsuńMasz rację Joniu, John tak patrzy na Margaret, że cały świat wokół nich znika. I kto by pomyślał, że tak może patrzeć z pozoru nudny fabrykant:)
UsuńChciałabym jeszcze cos dodać Kofiko.:)
OdpowiedzUsuńBardzo prawdopodobne jest to że podkochuję się w Twoim Swetrze,jesli masz cos naprzeciwko proszę bądz dla mnie niemiła ;)
Mój Mąż wydaje się być odrobinę zazdrosny wiec zadne zdjęcie nie wchodzi w grę,nawet moja Córa pyta czy Ja jeszcze kocham Tate? hmm...a o Colina nie był,nawet zezwolił mi na ew.zdradę gdybym go spotkała a ja odwdzieczyłam mu sie pozwoleniem na Salmę Hayek.:)
Asiu, fajnie, że się odezwałaś! Myślałam, patrząc na powiększoną ilość komentarzy, że to Ania nie wytrzymała, bo jest naprawdę bardzo obowiązkowa. Chciałabym, żeby naprawdę porządnie wypoczęła, a to gwarantuje długi i spokojny sen zaczęty przed północą, jak „podają” mądre źródła. Myślę, że i Ty nie poczujesz się w żaden sposób jakoś urażona, jeśli otrzymasz od niej jakąś odpowiedź w późniejszym czasie. Jakoś napisałam to powyżej, opierając się na wierze w zawsze okazywaną sympatię i wzajemne nasze zrysiowane zrozumienie, zwłaszcza w trudnych chwilach. Wydaje się nawet, że niepotrzebnie to tłumaczę przecież, bo to oczywiste – wypocznij naprawdę dobrze i w końcu skutecznie, Aniu!
UsuńAsiu, sweter jest kochany naprawdę. Wiem, że mam prawdziwy skarb. Mam ogromne wyrzuty sumienia o wczorajszego szampana. Widzisz, wiem, że nie powinnam była w żadnej ilości, ale mnie troszkę poniosło... i musiałabyś zobaczyć jego twarz, jego oczy... Nie ma ze mną lekko, wiem... Zachowałam się lekkomyślnie, co tu dużo mówić... Żadne pisanie mi nie idzie, kiedy przypomnę sobie, jak wczoraj na mnie popatrzył...
Kofiko! stało się, bawiłaś się dobrze,a Sweter szybko zapomni. Nasi ukochani bliscy potrafią nas czasem terroryzować swoim zmartwieniem,nie uważasz?
UsuńWracając do Ani, wiem że zawsze odpowiada, nawet na te niezbyt wyrafinowane uwagi a temat bezsenności jest mi bardzo bliski(niestety). Żałuje ze nie jestem tym typem człowieka który przykłada głowe do poduszki i zasypia,od dziecka mam kłopoty ze snem i w związku z tym mam cały arsenał sposobów na sen. RAusciski ślę:*
Asiu, przepraszam, że nie odpowiedziałam Ci od razu. Wiem, że rozumiesz, że tak było po prostu lepiej. Pozdrawiam Cię. Cenię sobie Twoją kobiecą intuicję i przyjacielskie wsparcie. Bardzo!
UsuńAha, dziewczęta, z tą melatoniną trzeba bez przesady, bo uzależnia i to szybko! Dobrej nocy bez wspomagania życzę, moje drogie!
Ha!Kochana może nie będę Ci wszystkiego mówić jak to jest być w moim wieku-coby Cie nie straszyć ale pewne jest tylko to że w tym niebieskim zRYSIOwanym świecie czuję się jak nastolatka. Odbijam sobie pewnie to że jako nastolatka byłam niezwykle poważną osobą,pełną wielkich idei , wielkich słów i surowych zasad. Do mężczyzn podchodziłam z dystansem(no wiesz na zasadzie ze że jeśli czegoś się po nich spodziewać to tylko złych rzeczy;) o podziwianiu ich fizyczności nie było mowy;). A teraz na "stare kolena"(stare kolana czyli stare lata-jak mawiają Czesi)pozwalam sobie by podziwiać
OdpowiedzUsuńRAposladki...RAnogi..Raramiona...i o mój Boze kochany-RAszyję;)
P.S:podoba mi się Twoja fantazja Kaas!...i wcale się nie dziwię ze wybrałaś rozmowę z Judi Dench, bo ja podziwiam nie tylko Angielskich aktorów ale Angielskie aktorki też.:)
Wypoczywaj i baw się dobrze Kaas!:)
Kaas, bardzo dziękuję za polecenie melantoniny:) Aż mi głupio, że tak Was zajęłam moją bezsennością.
OdpowiedzUsuńWiesz z tym wiekiem to dziwna sprawa, bo od kiedy odkryłam RA czuję, że mam mniej lat niż w dowodzie i całkiem mi z tym dobrze.
Mam nadzieję, że fajnie się bawiłaś na weselu:)
Tobie również miłego tygodnia życzę!
Przepraszam za moje milczenie, kochane moje. Musiałam tak. Jest dobrze, więc wracam, bo zostawiłam tu swoją niedokończoną we właściwy sposób radość z naszego spotkania.
OdpowiedzUsuńCiekawa byłam, co tym razem... Ale na pewno nie spodziewałabym się, że powrót efektu sycylijskiego pioruna, który kiedyś trafił przecież we mnie już tak celnie... Cóż, zaczęłam swoją RAobsesję od zaskoczenia magnetyzującym pięknem i wyczuwalną czułością dwojga wzruszająco onieśmielonych sobą ludzi, ubranych w kostium odległych czasów i stojących na kolejowym peronie z ciemnozielonymi poręczami. Emocje tej właśnie kiedyś przeżywanej chwili przypomniało mi drugie nasze wspólne sierpniowe zRYSIOwane oglądanie. Zacznę jednak od retrospekcji.
Był jakoś środek grudnia 2009 roku. Bardzo późnym wieczorem po naprawdę ciężkim, nerwowym i okropnie męczącym dniu usiadłam w końcu przy biurku, przygnębiająco zawalonym papierzyskami i sporym stosem książek do przeczytania na przysłowiowe „wczoraj”. Na samą myśl o tym poczułam się jeszcze gorzej, więc zajrzałam, a właściwie uciekłam sobie do komputera. Szukałam scenek z twarzą kogoś o innych inicjałach... Dłoń niemyślącej, bolącej głowy tak od niechcenia jakby przesuwała się po klawiaturze, a jej oczy przypadkowo zawadziły kolorowe okienko w rządku YT-ych kadrów po prawej stronie ekranu... Przycisnęłam klawisz myszy i obejrzałam wypatrzony przypadkiem filmik z udziałem kogoś, kogo widziałam wtedy po raz pierwszy. Dosłownie tylko obejrzałam, bo musiałam wcześniej wyłączyć głośniki, a po słuchawki trzeba by mi było pójść tam, gdzie je bezmyślnie zostawiłam. Nie chciało mi się nawet myśleć gdzie, a tym bardziej wstać. Obejrzałam więc filmik, lecz nie usłyszałam żadnego dźwięku. Właściwie to nawet nie musiałam. Czytelnym, ponadczasowym emocjom na ekranie nie potrzeba było żadnych słów, przynajmniej dla mnie. Peronowa, przepiękna scena ludzkiej miłości na pierwszym, zwykle przecież najdelikatniejszym i najpiękniejszym etapie fizycznej bliskości... Kobieta miała szarą, pasiastą suknię, mężczyzna białą koszulę z wysokim kołnierzem, rozchylonym ponad ciemną kamizelką. Oboje byli piękni, bardzo subtelni w urodzie chwili krótkiego obrazu, więc tamtego wieczoru kilkakrotnie powracałam do niego w jakimś niemal zapamiętałym oczarowaniu...
(ciąg dalszy pod spodem, bo jak zwykle nie zmieściło się w jednym wrzucie)
Teraz też, w sierpniu 2012 roku, już po kilku latach od przypadkowego spotkania Margaret i Johna na filmowym peronie z zielonymi poręczami, moje wrażenia powróciły z tamtą niesamowitą siłą doznań. Rozmowa pięknych szczęściem ludzi zakończona pierwszym czułym, cudownie nieśmiałym dotykiem i ich pierwszym namiętnym, wytęsknionym pocałunkiem po przymusowej rozłące. Zmysłowości tej scenie dodała widoczna fascynacja obojga nieśmiałym poznawaniem się w ten fizyczny sposób. Poznawaniem pierwszy raz przyjemności jeszcze wciąż niewinnej pieszczoty, wyciszonej na wszelkie dźwięki świata i oślepionej bliskością ukochanej twarzy, trzymanej w delikatnie tkliwych dłoniach prawdziwie wzruszonego mężczyzny. Chwila oddechu bez oddechu, chwila miłowania oczyma, nieśmiałymi dłońmi i całującymi wolno ustami. Chwila pieszczoty dwojga stęsknionych siebie ludzi, która jest niemal modlitwą w uwielbieniu i w dziewiczym zachwycie spełnianych przez nich nadziei. To chwila, poza którą niczego więcej nie ma i nic poza nią więcej się nie liczy w żadnym wymiarze czasu i jakiejkolwiek przestrzeni. Oczy obojga przymykają się instynktownie, bo ciała nawet w tym niewinnym momencie potrzebują bardziej pozostałych zmysłów, aby przekroczyć pierwszy krąg siódmego nieba. Tego od przedsmaku piękna uniesienia bez kontroli pamięci, ale już od łask z serca dosłownie wychodzącego z siebie. Czarodziejskie ogrody, eteryczny, złoty i słodki pył, czułe drganie ciepłego światła, które czują wargi przytulone do innych warg... Tu, w świecie przeżywanym czułością ust, John był wtedy naprawdę tylko chwilę. Oboje otwierają błogo przymknięte oczy, kiedy ich pierwszy pocałunek się kończy. Wtedy Margaret niespodziewanie wymyka mu się z rąk i bez słowa odchodzi... Nie ma jej, nie ma nic. Te ludzkie sprawy tak niemiłosiernie bolą! Wtedy jednak po raz drugi staje się prawdziwy cud. Jeżeli wiesz, jak kochać, to wiesz, jak całować, dotykać i jak patrzeć... Po prostu wiesz to, co wiedział John.
OdpowiedzUsuńCuda się zdarzają, a życie naprawdę, naprawdę jest piękne! Ech, dziewczęta...
Ach....Kofiko!...piękne słowa,dzięki!:*...jak on patrzy...jak patrzy..On nie tylko patrzy,on widzi!:)
OdpowiedzUsuńPS:gdyby Ryś miał więcej takich romantycznych scen i pocałunków, to naprawdę obawiałabym się o Danielę, chyba ciężko się nie zakochać w takim facecie?...hmmm a może po to cały ten trening aktorski;)
Asiu, bardzo chętnie i bez żadnego wahania bym z nim potrenowała, zwłaszcza że podobno całowali się z Danielą cały filmowy dzień. Wyobrażasz to sobie? A jak im się oczy śmiały na samo wspomnienie tego „profesjonalnego” zaangażowania w pracy w tym właśnie dniu. Skomentowali gdzieś dowcipnie, że zawód aktora jest naprawdę ciężki. Pewnie zresztą żadna to dla Ciebie RAnowina! Nie mam żadnych wątpliwości, że i ja solidnie przyłożyłabym się do RAcałuśnego „zadania”, nie traktując go jako specjalny ciężar, nawet gdyby przyszło „coś” naprawdę „dźwignąć”. Kiedyś usłyszałam, że jak człowiek wpatruje się długo, usilnie i tak prawie bez mrugania w swoje własne oczy odbite w lustrze, to zaczyna się bać. Przyznaję, że za eksperymentalne lustro posłużyły mi kiedyś "jedynie" cudze oczy. O efekcie wspominać nie będę, bo młodziutka godzina dopiero, ale strachu w tym bym się nie dopatrzyła... Zresztą wszystkie zRYSIOwane to odważne kobitki, gotowe do RAzadań specjalnych!
Usuń(szkoda, że nie mam do Ciebie adresu mailowego, bo przyznaję, że niedawno... to tylko takie sobie moje gadanie ko,ko,ko)
Kiedy po raz pierwszy widziałam tą scenę, którą tak cudnie opisała Kofika- dziękuję Ci Kochana, oczywiście na YT, więc nie miałam żadnego pojęcia jak bardzo tych dwoje „krążyło” wokół siebie i kiedy Margaretka wstawała bez słowa, wówczas pomyślałam sobie, ona chyba nie ma serca(!), przecież nie można odejść bez słowa po TAKIM wyznaniu miłości(!), a drugą moją myślą, było -Jezu, ależ ona ( w sensie aktorka) musi być silną osobą, ja nie dałabym rady nawet drgnąć a co dopiero wstać i iść!
UsuńI powiem Wam, że po usłyszeniu o tym ich całuśnym dniu zastanawiałam się, co było nie tak w tej scenie, że musieli ją tyyyle razy powtarzać ( a może któreś z nich miało jakiś układ z producentem:), w prawdzie efekt jest zapierający dech, ale dlaczego.
Powtarzali te scenę?...no tak i wszystko jasne!..a już myślałam ze coś nie tak z tą Danielą.:)
UsuńMoim zdaniem(a mówiąc to krecę się radośnie na fotelu;)) Ryś i Daniela musieli powtarzać tę scenę bo Daniela za bardzo angażowała się w pocałunek, jak na dziewicę.;)....."nie oceniaj wszystkich według siebie Asia!"(wymamrotała na stronie)
:) ciekawa :) całkiem ciekawa teoria :)
UsuńDzisiaj przez 4 godziny myślałam głównie o tym, co na tym całuśnym peronie. Wspaniała terapia na każdy czas, jak się kolejny raz przekonałam. Nie wiem, w jakiej kolejności kręcono poszczególne sceny w N&S. Prawa filmu, a zwłaszcza jego ekonomii, wywracają przecież filmowy porządek wydarzeń do góry nogami, np. kręcąc różne ujęcia ze względu na to samo miejsce akcji. Przypominam sobie „DiU”. Scenę pierwszych oświadczyn Darcy’ego w serialu kręcono dosłownie w pierwszym dniu pobytu C. Firtha na planie filmowym. Był tym okropnie zestresowany z racji jej wagi w filmie i całkowitej nieznajomości z partnerującą mu w niej J. Ehle. Dialog zakładał 100% emocji z obu stron, które faktycznie widziały się wtedy pierwszy raz. Jennifer i Colin poznawali się dopiero w tej scenie, samo poznanie Elizabeth i Fitzwilliama (przeokropne imię!) w filmie kręcono na końcu wszystkich zdjęć. Poplątanie z pomieszaniem w świecie filmu to porządek dzienny i chyba trudny dla samych aktorów, bo dla nas w ogóle nie do emocjonalnego ogarnięcia. Może i podobny chaos był udziałem Danieli i Richarda? Nie przypominam sobie, czy wiedziałam coś na ten temat wcześniej. Może Wy? Obejrzę dodatki do DVD, bo skojarzyłam sobie podczas czterogodzinnego siedzenia, że chyba tam właśnie widziałam wywiad na temat całowania się na peronie. A może to było gdzie indziej? Ale niezupełnie o tym chciałam... Ta kiss-kiss scena, konkretnie to, o czym pisałam troszkę wyżej, to przełamanie ostatniej bariery w znajomości i oczywiście w uczuciach głównych bohaterów. Scena finałowa, czyli zamknięcie najważniejszego wątku opowieści. Margaret wg mnie musiała szybko wstać, bo i w naszych czasach żadna lokomotywa nie poczeka, a tamta do Londynu właśnie odjeżdżała jako pierwsza. Długa suknia ukryła efekt motylka w kolanach. Słowo wyjaśnienia należało się przecież poczciwemu Henry’emu, który w efekcie wszystko wyjaśnił sobie sam i podał torbę. Zajęła później piękną dłoń Johna. Margaret musiała podjąć najważniejszą w swoim życiu decyzję i to dosłownie w ciągu paru sekund. Ja ją już za to chociażby podziwiam! Wnioski nasuwają się same, moje drogie. Odebrało jej rozum w stanie jego pobudzonej, pełnej umysłowej aktywności, czyli da się! Decyzja została podjęta natychmiast i to przede wszystkim po TAKIM pocałunku, PO nim właśnie, czyli John był w tym po prostu ŚWIETNY!!! Chociaż nic o tym jakby wcześniej nie „wiedział”! Do całowania też trzeba mieć wrodzony talent, jak się okazuje! Żartuję tu sobie, a sprawa poważna, bo życiowa. W realu wiadomo, ale w podglądanym przez widzów filmowym całowaniu też ważne jest wszystko: ręce, szyja, twarz, usta, oczy, nosy... Bohaterowie zamykają powieki, ale nasze przecież szeroko otwarte. Każdy wymieniony szczegół, każdy grymas, gest widzą i oceniają nasze krytyczne oczy, więc dla nich trzeba się bardzo starać! Samo kiss-kiss ujęcie chyba nie było takie technicznie łatwe i oczywiste. Scenę rzutu „kamieniem” też kręcono i kręcono w nieskończoność. Buziak wydaje mi się istotniejszy od ciosu, bo dobro zwyciężyć miało i zwyciężyło! I to w jakim emocjonalnie wysokim stylu!
UsuńWolno zmierzam do istoty tego, co mnie ubawiło w scenie innego RApocałunku, pocałunku Mai i Lukasa. Nos... Kochany nos w tej scenie był nie po tej stronie, po której być powinien, bo był przed... Efekt, utrwalony dodatkowo na zdjęciach, rozczulił mnie, ale w inny, zupełnie niezamierzony sposób. Richard, przepraszam, ale fajerwerki i ssanie w okolicy pępka (świetne, Asiu!) przeżywałam przed tym pocałunkiem, kiedy usłyszałam szept: „Close your eyes. Do you remember?” Pocałunki TRZEBA w filmie dopracować w każdym szczególe, tak jak to się stało w N&S. Idealne to całowanie! Chyba powinnam była pisarsko bardziej się przyłożyć, ale poruszona sceną pamięć zwodziła mnie ku jakimś bardzo niegrzecznym myślom i właśnie słówkom, dziewczęta...
Aniu, ja może i ruszyłabym z tej ławy, ale dalej czekałaby mnie sława kobiety dosłownie upadłej. Miałabym pewną okazję przyjrzeć się obutym stopom RA...