Oczywiście, zrozumiałam a właściwie domyśliłam się bardzo mało, ale patrzeć na Rysia takiego uśmiechniętego i wyluzowanego mogę bez końca a tembr jego głos i śmiech (mam bardzo dobre słuchawki) rekompensuje mi moją ignorancję językową. To jest po prostu klęska urodzaju - nie wiadomo, co pierwsze oglądać - oj, wytrwanie w jako-takiej formie psychicznej do 27-go nie będzie łatwe.
Fajnie jest móc widzieć takiego RA, odpowiadającego na całkiem ciekawe pytania ( wreszcie przestały padać pytania o cyrk) z taką radością i otwartością. I przyznam, że patrząc na te ostatnie wywiady mam wrażenie, że „coś” się w RA zmieniło. Może to ta jego większa pewność siebie, a może większa ‘radość z życia’ , a może to wszystko co wymieniła Kasieńka…już sama nie wiem… ale bardzo mi się to podoba.
Co do klęski urodzaju, hmmm cieszę się, że jest go więcej tu i tam, ale prawdę mówiąc trudno mi za tym wszystkim nadążyć, zwłaszcza, że ciekawe rzeczy dzieją się kiedy my śpimy. I już się cieszę na berlińską premierę ;-)
Taka klęska urodzaju ma to do siebie, że nie zniknie, lecz zostanie na YouTubie i gdy największy hałas trochę przycichnie, będzie można obejrzeć wszystko jeszcze raz, powoli, klatka po klatce, ujęcie po ujęciu, rozsmakowując się w każdym detalu, rozkładając go na czynniki pierwsze i dogłębnie analizując. Relację na żywo z berlińskiej premiery będzie przynajmniej można obejrzeć o jakiejś ludzkiej godzinie. Ależ ten Rysiek będzie bliziutko! W porównaniu ze Stanami, nie mówiąc już o Nowej Zelandii, Berlin wydaje się być tuż za ścianą. A jednocześnie... Tak blisko, a jednak wciąż daleko, wciąż nie na własne oczy, wciąż ulotny i niedostępny. Ech, marzy mi się takie pół-prywatne spotkanie z RA, z dala od wielkiego szumu, ale mimo iż życie lubi mi robić miłe niespodzianki i czasem daje więcej, niż się spodziewam, to akurat marzenie chyba na zawsze pozostanie niespełnione.
Czasem dość szybko te wywiady znikają z YT, ale znalazłam na to sposób, pobieram je sobie, czym jeszcze bardziej „zabałaganiam” sobie dysk, mając w planach uporządkowanie tego wszystkiego ;-) Dużo, a może za dużo obiecuję sobie po tej premierze u naszych sąsiadów, właśnie ze względu na „odpowiedni czas”, chociaż jak przypomnę sobie londyńską premierę i zrywanie połączenia kiedy pojawiał się RA to znów się cieszę, że jest YT. :-)
Aniu, a po co masz dysk? No nie po to przecież, żeby wśród wolnych bajtów wiatr szumiał, tylko żeby go zapełniać wszelkimi skarbami. Porządki zrobisz na wiosnę - na razie trzeba kolekcjonować, póki się da i póki filmiki jeszcze ciepłe. Wiem, że warto marzyć. Marzę codziennie i przez cały czas. Wstając z łóżka, jadąc/idąc do pracy, w pracy też w ramach odpoczynku zamyślam się, spoglądając w czyjeś oczy, jadąc/idąc z pracy, chodząc, jedząc i kładąc się spać (wtedy to już szczególnie). Chciałoby się tylko, żeby choć jedna z tych szalonych myśli przybrała realny, fizyczny kształt...
:D masz rację z tym dyskiem, ale zastanawiam się, czy to właśnie z nadmiaru tych „RAskarbów” mój laptopik tak jakoś wolniej pracuje. Chyba będę musiała zrobić wcześniej gruntowe tu sprzątanie. Życzę Ci z całego serca, aby wszystkie nie tylko jedno marzenie przybrało realne kształty:*
Chciałabym, chciałabym! Oglądanie do 2:30 w nocy Ryśka w roli Harry'ego (chyba coś to niedobrze napisałam) zaowocowało obudzeniem się z totalną głupawką - ale ten nastrój bardzo mi się dzisiaj w pracy przydał, a ponadto taka durna jestem, że dopiero dzisiaj w nocy uświadomiłam sobie, że mamy z Harrym olbrzymią płaszczyznę porozumienia: rachunkowość. Oj, chętnie bym z nim posprawdzała salda na kontach, zrobiła jakiś bilansik (pozwoliłabym mu wybrać co woli: aktywa czy pasywa), a może jakaś dźwignia finansowa? Harry, Harry!!
A nie możesz co większych plików powrzucać np. na Chomika? Czy wolisz mieć je przy sobie - blisko serca. Oj, Aniu, nie wiesz, czego mi życzysz :-))) Chyba byłabyś strasznie zazdrosna, gdyby choć połowa tych moich marzeń się spełniła w takiej formie, w jakiej istnieją ;-)
Aniu, czyżbyś miała jakieś wątpliwości po obejrzeniu VoD? Zosiu, po co ma wybierać? Nie lepiej sprawdzić wspólnie wszystkie pozycje? W ostatecznym rachunku wyników mogłoby to przynieść tylko zysk!
Nie mam swojego chomika, a pliki powinnam powrzucać na dysk przenośny lub pousuwać i tu zaczynają się schody, bo przeglądanie tych plików, mimo, że bardzo poprawia nastrój to jest dość czasochłonne ;-)
Nawet jeśli miałabym być „troszkę” zazdrosna to i tak niech Ci się te marzenia Kasieńko spełnią.
Aniu, ustawa o rachunkowości ma bardzo dużo interpretacji! No tak, Kasieńko: stopień zużycia mienia ruchomego w odpowiednim zestawieniu kalkulacyjnym bądź porównawczym może być bardzo korzystne.
"Pousuwać"??? Aniu, serce by Ci nie pękło? No, chyba że są to jakieś zdublowane zdjęcia lub filmiki. Albo te same zdjęcia, ale w różnyc rozdzielczościach. Wtedy tylko trzymanie tej największej ma naprawdę sens. Dziękuję, Aniu, nie spodziewałam się, że jesteś AŻ taką altruistką. :-) Rysiek powinien być rozchwytywany przez agencje reklamowe lub speców od lokowania produktu. Dzięki niemu nawet te najbardziej nieatrakcyjne, nudne, obciachowe rzeczy nabierają blasku i zmysłowości.
Przesłodki początek pierwszego wywiadu - Rysiek ucieszył się jak mały chłopiec, że dziennikarka prawidłowo wymówiła jego nazwisko. Zdaje się, że Amerykanie też urządzali w ostatnim czasie wariacje na temat "Armitage" i RA pożegnał się już z nadzieją, że kiedykolwiek ktoś za Wielką Wodą wypowie jego nazwisko, jak Bóg przykazał. Rysiu, ja też potrafię je wymawiać prawidłowo, przybijesz mi piątkę??? Mam wrażenie, że widać już wpływ pobytu Ryśka w Stanach. Trochę zmieniła mu się wymowa, trochę zmienił się styl jego wypowiedzi - wkradł się w niego taki amerykański, powierzchowny luzik. Mam nadzieję, że to tylko poza przyjęta dla potrzeb amerykańskich mediów i w wywiadach z europejskimi dziennikarzami znów pojawi się dawny RA.
Wpierw chciałyśmy, żeby się trochę wyluzował a teraz będziemy się martwić, żeby się za bardzo nie wyluzował. Rysiek nie daj się zlandrynkować! Rysiek - do domu!!! Poziom niektórych dziennikarzy jest zadziwiający, bynajmniej nie w pozytywnym znaczeniu lecz wręcz przeciwnie (taka pani Wendzikowska - totalna landrynka - jak dla mnie oczywiście, może się nie znam).
To błędne wymawianie jego nazwiska, pomimo jego wielkiej przychylności do zadających pytania, musiało być irytujące, więc się nie dziwię, że RA tak zareagował na poprawną wymowę, jak zwykle szalenie słodko. Masz rację, widać, że pobyt za Wielką Wodą bardzo mu służy i mam nadzieję, że tak będzie dalej w sensie jeszcze bardziej rozwinie swoje skrzydła. :-)
Wiesz Zosiu, przy takich razach, zastanawiam się na ile ona naprawdę się zmienił a na ile to my nie znałyśmy takiego RA, a może jedno i drugie. Ciekawa jestem czy w tym roku również pani AnnaW będzie miała szansę porozmawiać z RA.
Nie, w tym roku pani Anna W. nie będzie miała szansy porozmawiać z RA. Nie będzie jej miała - i już! Nie zgadzam się! Jeżeli taka dziennikarka, na takim poziomie ma reprezentować nasz kraj, to można się tylko spytać; "Dokąd zmierzasz, Polsko?" No i co sobie Rysiek pomyśli? "Znowu ta idiotka! Czy wszystkie Polki są takie głupie?!" Przecież po poprzednim wywiadzie miałam ochotę wystosować do Ryśka list z przeprosinami i gdybym znała jego adres mailowy, to na pewno bym to zrobiła. Jeszcze raz obejrzałam oba wywiady. Niestety, zmienia mu się wymowa (czego się strasznie obawiałam). Mam nadzieję, że to tylko dla potrzeb amerykańskich mediów i że przy wywiadach z innymi dziennikarzami Rysiek znów błyśnie najczystszym angielskim akcentem.
Ze względu na Rysia mam nadzieję, że p. A.W. go nie dorwie. Ja myślę, że to co najważniejsze - ta pestka - w Ryśku się nie zmieniła. Jeśli wciąż będzie miał świadomość, kim jest i co dla niego ważne, to wszystko będzie OK. Niech się rozwija, uskrzydla - jak dla faceta-aktora jest w świetnym wieku, niech tam trochę poprzegania swoją klasą gwiazdorów w LA. Jestem w optymistycznym nastroju, bo byłam wczoraj w filharmonii (kwartet smyczkowy + tenor (bardzo smakowity, rodowity Włoch) a taka muzyka na żywo zawsze dobrze mi robi.
Widzę Kasieńko, że p .A.W. wzbudza w nas bardzo podobne uczucia. Naprawdę, trzeba będzie w końcu do Ryśka jakiś list wystosować (Aniu, bynajmniej nie piję do Ciebie), bo jak sobie pomyślę, że Ryś myśli, że u nas same takie A.W. - to mnie skręca.
Mam nadzieję, że tak będzie i pani W. nie będzie miała możliwości zadać chociażby jedno pytanie Ryśkowi. Przyznam się, że niestety aż tak dobrego ucha nie mam, aby wychwycić tą subtelną zmianę w wymowie, jednak podobnie jak Wy, ma nadzieję, że jest to pewien rodzaj „dostosowania” się RA do tego rynku, i że tak w środku RA pozostanie tym samym normalnym facetem. Zosiu cieszę się, że naładowałaś swoje bateryjki.
O tak, muzyka na żywo cuda z człowiekiem robi. Świat od razu jest piękniejszy, problemy maleją, pojawia się zdrowy dystans do rzeczywistości i codziennego pędu. Mnie filharmonijne ładowanie bateryjek czeka w sobotę. Już się cieszę :) Nadal jestem zdania, że list do Ryśka to bardzo dobry pomysł. Kłopot w tym, że trzeba wymyślić coś, co należałoby wpisać pomiędzy "Dear Richard" a "Best regards" (wersja oficjalna) lub "With love" (wersja nieoficjalna). Coś, co byłoby jednocześnie mądre, błyskotliwe, zabawne, niecodzienne, przykuwające uwagę, wzruszające, niezapomniane. Trudna sprawa.
Ja w sobotę będę się ukulturalniać na operetce. Dzięki koncertowi na żywo pokochałam jazz - i chociaż facet, który mnie na ten koncert zaprosił odszedł w zapomnienie absolutne to muzyka została. Istotnie, to trudna sprawa: ale dla Ryśka warto się postarać (żeby zatrzeć złe wrażenie po Pani A.W.)
A ja jednak myślę, że "zrozumiały" język jest tutaj najmniejszą przeszkodą. W ostateczności, gdy słów zabraknie, można przekazać to, co najważniejsze, samą esencję naszych przemyśleń, w sposób graficzny: <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 Cóż, może głębia tego przekazu to nie będzie Rów Mariański, ale przynajmniej szczerze i do rzeczy.
Jaki praktyczny :-DDD A z drugiej strony, jak można było zakończyć ten artykuł TAKIM pytaniem i nie zamieścić na nie odpowiedzi. Skandal, panie! Teraz będę zachodziła w głowę, co odpowiedział Rysiek, i miała niezłą pożywkę dla frywolnych fantazji. Zresztą, znając go, mógł nic nie odpowiedzieć. Pewnie spuścił wzrok, zaśmiał się bezgłośnie, po czym odwrócił głowę i odruchowym, zakłopotanym gestem potarł nos.
Wy nie macie nade mną litości Snobki językowe!! Co kradł Rysiek?? Możecie sobie pomyśleć: trzeba się było uczyć lebiego - ale odpowiedzieć musicie. Please!!!!
Ciekawe czy „niewymowne” też im dawali :-) A Ryś jak zwykle zawsze poprawny, chociaż dziwię się, że nazwał to kradzieżą, skoro co rano dostawał całkiem nową parę skarpet ;) Uwielbiam go.
Zosiu, kradł z planu skarpetki, jakie dostawał do krasnoludzkiego kostiumu. Codziennie dostawał nową parę, więc stare zatrzymywał sobie (skoro prawie nienoszone, to chyba żal mu było oddawać). Inni kradli krasnoludzkie monety z kopca lub księżycowe runy, więc na wyznanie Richarda Peter Jackson zareagował, że to chyba najnudniejsza kradzież na świecie. I spytał, co jeszcze nudnego ukradł: "Majtki?"
Wyobrażam sobie powrót Ryśka z Nowej Zelandii. Po tych wszystkich dniach zdjęciowych spędzonych na planie wraca do domu z ogromną walizą, po brzegi wypchaną "prawie nienoszonymi" skarpetkami. I teraz najważniejsze pytanie, na które odpowiedzi nikt nie uzyskał: kradł Rysiek do kompletu te majtki, czy nie?
Myślę, że te skarpety, ta masa skarpet podróżowały w osobnym pudle ;-) Że dawali skarpety aby mu się wygodnie chodziło w tych „podwójnych” butach to jestem w stanie zrozumieć, ale to, że dawali mu ( i całej obsadzie) majtale, hmmm śmieszy mnie to okropnie:D ( sorry znów ten mój pokręcony umysł)
Niestety, nie spotkałam jeszcze przystojnego księgowego :( Kontrolera skarbowego - tak, audytora - i owszem, dyrektora finansowego - jak najbardziej. Zdaje się, że księgowość jako taka przyciąga całkiem niebrzydkie kobiety (choć oczywiście są wyjątki) i nieszczególnych facetów (tu wyjątków nie stwierdzono).
Nie no, myślę, że majtek to raczej im nie dawali - bez przesady. Tutaj Jackson wyraźnie sobie żartował. A jeśli już coś otrzymywali, to chyba tylko coś w rodzaju ochronnych kalesonów, żeby te pogrubiające kostiumy nie odparzały im tego i owego.
Mój wykładowca z rachunkowości na uczelni był całkiem do rzeczy, wykładowca od finansów i bankowości, który uważał, że rachunkowość jest sexy również, mój bardzo dobry kumpel - księgowy (facet z fantazją - zapalony baloniarz) jest intelektualnie i mentalnie pociągający- więc wyjątki potwierdzają regułę. Ja jestem niebrzydką księgową.
Widzę, Zosiu, że mamy ze sobą sporo wspólnego: 1. ulubionego aktora; 2. umiłowanie klasyki; 3. i lekko frywolnej tematyki rozmów; 4. zawód. Różnica taka, że Ty w małym mieście mieszkasz, a ja taka bardziej wielkomiejska jestem :)
Chyba wszędzie hula. Jutro, jeśli porządnie nie dopniemy kurtek, to będziemy latać jak na paralotniach. Niechby sobie wiatr dął, ile sił, byle nikt ranny nie został i byle ludzie dachów nad głowami nie potracili. DobRAnoc
Abstrahując od majtów i skarpet - naprawdę, należy się poważnie nad tym listem zastanowić - pomyślcie same: p. A.W. jako reprezentantka? Boże,uchowaj! Trzeba zatrzeć w Ryśku to wrażenie.
Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.
Oczywiście, zrozumiałam a właściwie domyśliłam się bardzo mało, ale patrzeć na Rysia takiego uśmiechniętego i wyluzowanego mogę bez końca a tembr jego głos i śmiech (mam bardzo dobre słuchawki) rekompensuje mi moją ignorancję językową.
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu klęska urodzaju - nie wiadomo, co pierwsze oglądać - oj, wytrwanie w jako-takiej formie psychicznej do 27-go nie będzie łatwe.
Fajnie jest móc widzieć takiego RA, odpowiadającego na całkiem ciekawe pytania ( wreszcie przestały padać pytania o cyrk) z taką radością i otwartością. I przyznam, że patrząc na te ostatnie wywiady mam wrażenie, że „coś” się w RA zmieniło. Może to ta jego większa pewność siebie, a może większa ‘radość z życia’ , a może to wszystko co wymieniła Kasieńka…już sama nie wiem… ale bardzo mi się to podoba.
UsuńCo do klęski urodzaju, hmmm cieszę się, że jest go więcej tu i tam, ale prawdę mówiąc trudno mi za tym wszystkim nadążyć, zwłaszcza, że ciekawe rzeczy dzieją się kiedy my śpimy. I już się cieszę na berlińską premierę ;-)
Taka klęska urodzaju ma to do siebie, że nie zniknie, lecz zostanie na YouTubie i gdy największy hałas trochę przycichnie, będzie można obejrzeć wszystko jeszcze raz, powoli, klatka po klatce, ujęcie po ujęciu, rozsmakowując się w każdym detalu, rozkładając go na czynniki pierwsze i dogłębnie analizując.
UsuńRelację na żywo z berlińskiej premiery będzie przynajmniej można obejrzeć o jakiejś ludzkiej godzinie. Ależ ten Rysiek będzie bliziutko! W porównaniu ze Stanami, nie mówiąc już o Nowej Zelandii, Berlin wydaje się być tuż za ścianą. A jednocześnie... Tak blisko, a jednak wciąż daleko, wciąż nie na własne oczy, wciąż ulotny i niedostępny. Ech, marzy mi się takie pół-prywatne spotkanie z RA, z dala od wielkiego szumu, ale mimo iż życie lubi mi robić miłe niespodzianki i czasem daje więcej, niż się spodziewam, to akurat marzenie chyba na zawsze pozostanie niespełnione.
Czasem dość szybko te wywiady znikają z YT, ale znalazłam na to sposób, pobieram je sobie, czym jeszcze bardziej „zabałaganiam” sobie dysk, mając w planach uporządkowanie tego wszystkiego ;-)
UsuńDużo, a może za dużo obiecuję sobie po tej premierze u naszych sąsiadów, właśnie ze względu na „odpowiedni czas”, chociaż jak przypomnę sobie londyńską premierę i zrywanie połączenia kiedy pojawiał się RA to znów się cieszę, że jest YT. :-)
I warto marzyć Kasieńko.
Aniu, a po co masz dysk? No nie po to przecież, żeby wśród wolnych bajtów wiatr szumiał, tylko żeby go zapełniać wszelkimi skarbami. Porządki zrobisz na wiosnę - na razie trzeba kolekcjonować, póki się da i póki filmiki jeszcze ciepłe.
UsuńWiem, że warto marzyć. Marzę codziennie i przez cały czas. Wstając z łóżka, jadąc/idąc do pracy, w pracy też w ramach odpoczynku zamyślam się, spoglądając w czyjeś oczy, jadąc/idąc z pracy, chodząc, jedząc i kładąc się spać (wtedy to już szczególnie). Chciałoby się tylko, żeby choć jedna z tych szalonych myśli przybrała realny, fizyczny kształt...
:D masz rację z tym dyskiem, ale zastanawiam się, czy to właśnie z nadmiaru tych „RAskarbów” mój laptopik tak jakoś wolniej pracuje. Chyba będę musiała zrobić wcześniej gruntowe tu sprzątanie.
UsuńŻyczę Ci z całego serca, aby wszystkie nie tylko jedno marzenie przybrało realne kształty:*
Chciałabym, chciałabym! Oglądanie do 2:30 w nocy Ryśka w roli Harry'ego (chyba coś to niedobrze napisałam) zaowocowało obudzeniem się z totalną głupawką - ale ten nastrój bardzo mi się dzisiaj w pracy przydał, a ponadto taka durna jestem, że dopiero dzisiaj w nocy uświadomiłam sobie, że mamy z Harrym olbrzymią płaszczyznę porozumienia: rachunkowość. Oj, chętnie bym z nim posprawdzała salda na kontach, zrobiła jakiś bilansik (pozwoliłabym mu wybrać co woli: aktywa czy pasywa), a może jakaś dźwignia finansowa? Harry, Harry!!
UsuńA nie możesz co większych plików powrzucać np. na Chomika? Czy wolisz mieć je przy sobie - blisko serca.
UsuńOj, Aniu, nie wiesz, czego mi życzysz :-))) Chyba byłabyś strasznie zazdrosna, gdyby choć połowa tych moich marzeń się spełniła w takiej formie, w jakiej istnieją ;-)
Fiu, fiu Zosiu nawet nie sądziłam, że rachunkowość może być taka…taka seksowna ;-)
UsuńAniu, czyżbyś miała jakieś wątpliwości po obejrzeniu VoD?
UsuńZosiu, po co ma wybierać? Nie lepiej sprawdzić wspólnie wszystkie pozycje? W ostatecznym rachunku wyników mogłoby to przynieść tylko zysk!
Nie mam swojego chomika, a pliki powinnam powrzucać na dysk przenośny lub pousuwać i tu zaczynają się schody, bo przeglądanie tych plików, mimo, że bardzo poprawia nastrój to jest dość czasochłonne ;-)
UsuńNawet jeśli miałabym być „troszkę” zazdrosna to i tak niech Ci się te marzenia Kasieńko spełnią.
No tak, sprawdzanie rachunków i sweterek w paski po obejrzeniu VoD bardzo zyskały w moich oczach ;-)
UsuńAniu, ustawa o rachunkowości ma bardzo dużo interpretacji!
UsuńNo tak, Kasieńko: stopień zużycia mienia ruchomego w odpowiednim zestawieniu kalkulacyjnym bądź porównawczym może być bardzo korzystne.
"Pousuwać"??? Aniu, serce by Ci nie pękło? No, chyba że są to jakieś zdublowane zdjęcia lub filmiki. Albo te same zdjęcia, ale w różnyc rozdzielczościach. Wtedy tylko trzymanie tej największej ma naprawdę sens.
UsuńDziękuję, Aniu, nie spodziewałam się, że jesteś AŻ taką altruistką. :-)
Rysiek powinien być rozchwytywany przez agencje reklamowe lub speców od lokowania produktu. Dzięki niemu nawet te najbardziej nieatrakcyjne, nudne, obciachowe rzeczy nabierają blasku i zmysłowości.
Przesłodki początek pierwszego wywiadu - Rysiek ucieszył się jak mały chłopiec, że dziennikarka prawidłowo wymówiła jego nazwisko. Zdaje się, że Amerykanie też urządzali w ostatnim czasie wariacje na temat "Armitage" i RA pożegnał się już z nadzieją, że kiedykolwiek ktoś za Wielką Wodą wypowie jego nazwisko, jak Bóg przykazał. Rysiu, ja też potrafię je wymawiać prawidłowo, przybijesz mi piątkę???
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że widać już wpływ pobytu Ryśka w Stanach. Trochę zmieniła mu się wymowa, trochę zmienił się styl jego wypowiedzi - wkradł się w niego taki amerykański, powierzchowny luzik. Mam nadzieję, że to tylko poza przyjęta dla potrzeb amerykańskich mediów i w wywiadach z europejskimi dziennikarzami znów pojawi się dawny RA.
Wpierw chciałyśmy, żeby się trochę wyluzował a teraz będziemy się martwić, żeby się za bardzo nie wyluzował. Rysiek nie daj się zlandrynkować! Rysiek - do domu!!!
UsuńPoziom niektórych dziennikarzy jest zadziwiający, bynajmniej nie w pozytywnym znaczeniu lecz wręcz przeciwnie (taka pani Wendzikowska - totalna landrynka - jak dla mnie oczywiście, może się nie znam).
To błędne wymawianie jego nazwiska, pomimo jego wielkiej przychylności do zadających pytania, musiało być irytujące, więc się nie dziwię, że RA tak zareagował na poprawną wymowę, jak zwykle szalenie słodko.
UsuńMasz rację, widać, że pobyt za Wielką Wodą bardzo mu służy i mam nadzieję, że tak będzie dalej w sensie jeszcze bardziej rozwinie swoje skrzydła. :-)
Wiesz Zosiu, przy takich razach, zastanawiam się na ile ona naprawdę się zmienił a na ile to my nie znałyśmy takiego RA, a może jedno i drugie. Ciekawa jestem czy w tym roku również pani AnnaW będzie miała szansę porozmawiać z RA.
UsuńNie, w tym roku pani Anna W. nie będzie miała szansy porozmawiać z RA. Nie będzie jej miała - i już! Nie zgadzam się!
UsuńJeżeli taka dziennikarka, na takim poziomie ma reprezentować nasz kraj, to można się tylko spytać; "Dokąd zmierzasz, Polsko?" No i co sobie Rysiek pomyśli? "Znowu ta idiotka! Czy wszystkie Polki są takie głupie?!" Przecież po poprzednim wywiadzie miałam ochotę wystosować do Ryśka list z przeprosinami i gdybym znała jego adres mailowy, to na pewno bym to zrobiła.
Jeszcze raz obejrzałam oba wywiady. Niestety, zmienia mu się wymowa (czego się strasznie obawiałam). Mam nadzieję, że to tylko dla potrzeb amerykańskich mediów i że przy wywiadach z innymi dziennikarzami Rysiek znów błyśnie najczystszym angielskim akcentem.
Ze względu na Rysia mam nadzieję, że p. A.W. go nie dorwie. Ja myślę, że to co najważniejsze - ta pestka - w Ryśku się nie zmieniła. Jeśli wciąż będzie miał świadomość, kim jest i co dla niego ważne, to wszystko będzie OK. Niech się rozwija, uskrzydla - jak dla faceta-aktora jest w świetnym wieku, niech tam trochę poprzegania swoją klasą gwiazdorów w LA. Jestem w optymistycznym nastroju, bo byłam wczoraj w filharmonii (kwartet smyczkowy + tenor (bardzo smakowity, rodowity Włoch) a taka muzyka na żywo zawsze dobrze mi robi.
UsuńWidzę Kasieńko, że p .A.W. wzbudza w nas bardzo podobne uczucia. Naprawdę, trzeba będzie w końcu do Ryśka jakiś list wystosować (Aniu, bynajmniej nie piję do Ciebie), bo jak sobie pomyślę, że Ryś myśli, że u nas same takie A.W. - to mnie skręca.
UsuńMam nadzieję, że tak będzie i pani W. nie będzie miała możliwości zadać chociażby jedno pytanie Ryśkowi.
UsuńPrzyznam się, że niestety aż tak dobrego ucha nie mam, aby wychwycić tą subtelną zmianę w wymowie, jednak podobnie jak Wy, ma nadzieję, że jest to pewien rodzaj „dostosowania” się RA do tego rynku, i że tak w środku RA pozostanie tym samym normalnym facetem.
Zosiu cieszę się, że naładowałaś swoje bateryjki.
O tak, muzyka na żywo cuda z człowiekiem robi. Świat od razu jest piękniejszy, problemy maleją, pojawia się zdrowy dystans do rzeczywistości i codziennego pędu.
UsuńMnie filharmonijne ładowanie bateryjek czeka w sobotę. Już się cieszę :)
Nadal jestem zdania, że list do Ryśka to bardzo dobry pomysł. Kłopot w tym, że trzeba wymyślić coś, co należałoby wpisać pomiędzy "Dear Richard" a "Best regards" (wersja oficjalna) lub "With love" (wersja nieoficjalna). Coś, co byłoby jednocześnie mądre, błyskotliwe, zabawne, niecodzienne, przykuwające uwagę, wzruszające, niezapomniane. Trudna sprawa.
Bardzo trudna sprawa, oj trudna, szczególnie zrobić to w języku zrozumiałym dla niego ;-)
UsuńMam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić Kasieńko.:)
Ja w sobotę będę się ukulturalniać na operetce. Dzięki koncertowi na żywo pokochałam jazz - i chociaż facet, który mnie na ten koncert zaprosił odszedł w zapomnienie absolutne to muzyka została.
UsuńIstotnie, to trudna sprawa: ale dla Ryśka warto się postarać (żeby zatrzeć złe wrażenie po Pani A.W.)
A ja jednak myślę, że "zrozumiały" język jest tutaj najmniejszą przeszkodą. W ostateczności, gdy słów zabraknie, można przekazać to, co najważniejsze, samą esencję naszych przemyśleń, w sposób graficzny:
Usuń<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Cóż, może głębia tego przekazu to nie będzie Rów Mariański, ale przynajmniej szczerze i do rzeczy.
No i od razu sprawa wydaje się łatwiejsza do wykonania :D
UsuńJako aneks do tego postu, zobaczcie co kradł Rysiek z planu filmowego:
OdpowiedzUsuńhttp://www.nzherald.co.nz/entertainment/news/article.cfm?c_id=1501119&objectid=11168073
Jaki praktyczny :-DDD
UsuńA z drugiej strony, jak można było zakończyć ten artykuł TAKIM pytaniem i nie zamieścić na nie odpowiedzi. Skandal, panie! Teraz będę zachodziła w głowę, co odpowiedział Rysiek, i miała niezłą pożywkę dla frywolnych fantazji.
Zresztą, znając go, mógł nic nie odpowiedzieć. Pewnie spuścił wzrok, zaśmiał się bezgłośnie, po czym odwrócił głowę i odruchowym, zakłopotanym gestem potarł nos.
Wy nie macie nade mną litości Snobki językowe!! Co kradł Rysiek?? Możecie sobie pomyśleć: trzeba się było uczyć lebiego - ale odpowiedzieć musicie. Please!!!!
UsuńCiekawe czy „niewymowne” też im dawali :-) A Ryś jak zwykle zawsze poprawny, chociaż dziwię się, że nazwał to kradzieżą, skoro co rano dostawał całkiem nową parę skarpet ;) Uwielbiam go.
Usuń
UsuńRyś powiedział, że ukradł skarpety, ponieważ każdego dnia dostawali całkiem nowiutkie z samego rana ;-)
Zosiu, kradł z planu skarpetki, jakie dostawał do krasnoludzkiego kostiumu. Codziennie dostawał nową parę, więc stare zatrzymywał sobie (skoro prawie nienoszone, to chyba żal mu było oddawać).
UsuńInni kradli krasnoludzkie monety z kopca lub księżycowe runy, więc na wyznanie Richarda Peter Jackson zareagował, że to chyba najnudniejsza kradzież na świecie. I spytał, co jeszcze nudnego ukradł: "Majtki?"
Ten facet mnie rozbraja po prostu!
UsuńTak, perfekcyjny w każdym calu :-)
UsuńWyobrażam sobie powrót Ryśka z Nowej Zelandii. Po tych wszystkich dniach zdjęciowych spędzonych na planie wraca do domu z ogromną walizą, po brzegi wypchaną "prawie nienoszonymi" skarpetkami.
UsuńI teraz najważniejsze pytanie, na które odpowiedzi nikt nie uzyskał: kradł Rysiek do kompletu te majtki, czy nie?
Czyż te skarpetki nie pasują do Harry'ego? Ja chyba się telefonicznie przyjrzę męskim księgowym do mnie dzwoniącym. Może tam gdzieś taki Harry Jasper?
UsuńPytanie: bokserki czy slipy? Majtki też "prawie nienoszone"?
UsuńMyślę, że te skarpety, ta masa skarpet podróżowały w osobnym pudle ;-) Że dawali skarpety aby mu się wygodnie chodziło w tych „podwójnych” butach to jestem w stanie zrozumieć, ale to, że dawali mu ( i całej obsadzie) majtale, hmmm śmieszy mnie to okropnie:D ( sorry znów ten mój pokręcony umysł)
UsuńNiestety, nie spotkałam jeszcze przystojnego księgowego :(
UsuńKontrolera skarbowego - tak, audytora - i owszem, dyrektora finansowego - jak najbardziej. Zdaje się, że księgowość jako taka przyciąga całkiem niebrzydkie kobiety (choć oczywiście są wyjątki) i nieszczególnych facetów (tu wyjątków nie stwierdzono).
Nie no, myślę, że majtek to raczej im nie dawali - bez przesady. Tutaj Jackson wyraźnie sobie żartował.
UsuńA jeśli już coś otrzymywali, to chyba tylko coś w rodzaju ochronnych kalesonów, żeby te pogrubiające kostiumy nie odparzały im tego i owego.
Więc jeszcze bardziej zaczynam lubić sir Petera J. :D
UsuńMój wykładowca z rachunkowości na uczelni był całkiem do rzeczy, wykładowca od finansów i bankowości, który uważał, że rachunkowość jest sexy również, mój bardzo dobry kumpel - księgowy (facet z fantazją - zapalony baloniarz) jest intelektualnie i mentalnie pociągający- więc wyjątki potwierdzają regułę. Ja jestem niebrzydką księgową.
UsuńWidzę, Zosiu, że mamy ze sobą sporo wspólnego:
Usuń1. ulubionego aktora;
2. umiłowanie klasyki;
3. i lekko frywolnej tematyki rozmów;
4. zawód.
Różnica taka, że Ty w małym mieście mieszkasz, a ja taka bardziej wielkomiejska jestem :)
Kasieńko, swój swego zawsze znajdzie!!!
UsuńOki, zrobiło się dość późno. Bardzo Wam dziękuję za relaksującą rozmowę.:* Życzę gorących RAsnów a rano nie dajcie się wiatrowi, który tu hula.
OdpowiedzUsuńChyba wszędzie hula. Jutro, jeśli porządnie nie dopniemy kurtek, to będziemy latać jak na paralotniach. Niechby sobie wiatr dął, ile sił, byle nikt ranny nie został i byle ludzie dachów nad głowami nie potracili.
UsuńDobRAnoc
Abstrahując od majtów i skarpet - naprawdę, należy się poważnie nad tym listem zastanowić - pomyślcie same: p. A.W. jako reprezentantka? Boże,uchowaj! Trzeba zatrzeć w Ryśku to wrażenie.
Usuń