zRYSIOwana ja, czyli kilka myśli nie tylko o Richard Armitage
środa, 21 października 2015
Zza kulisowe ujęcia filmu „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”.
Mały przedsmak tego na co musimy czekać aż do 17 listopada, kiedy to w naszym kraju będzie miała miejsce premiera rozszerzonej wersji filmu „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”.
Kanapka jest, herbata jaśminowa jest. Mówię czas na "Zrysiowaną". Wchodze a tu... Ania.... poryczałam się :( Jak bym była na miejscu hobbita to bym chyba oszalała z rozpaczy, że nie zdołałam uratować Thorina. To taka rozdzierająca scena. Tutaj bardziej poruszyła mnie niż w kinie.... :'(
Dodam jeszcze, że nie mogłabym być tam również jako członek ekipy. Zagłuszałabym bowiem szlochem, to co grają Martin i Richard. Szacunek dla Petera że nie pękł.
A wiesz, że ja też. Choć herbatkę ( najzwyklejszą ;-)) już wypiłam. I nawet nie złagodziło tych łez to później uśmiechnięte lico Rysia, oraz to że Thorin nie jest moją ulubioną postacią….
Twardziele albo po obejrzeniu tej sceny po raz "enty" najpierw na sucho, potem bez kostiumów, potem w kostiumach, za kazdym razem po ileś razy po prostu się uodpornili.
Ja też nie przepadam za Thorinem. Moja ulubiona postać z "Hobbita" to Bilbo, a na drugim miejscu jest Gandalf :) Thorin jest pod koniec pierwszej dziesiątki :D
Thranduil jest hmm... szorstki owszem, ale podoba mi się jego charakter. Jest dobrym władcą, dba o swoich. Jakbym miała wybierać z krasnoludów to urzekł mnie Dain. Odnoszę wrażenie, że to dość rozrywkowy osobnik, z którym można by się nieźle pobawić i pośmiać. Thorin w zestawieniu ze swoim kuzynem wypada na tego bardziej drętwego :P
Thrandi to typowy "stary" elf, znający swoją wartość, przez co niestety grzeszy pychą, prawda, ale mnie osobiście przejadły się lukrowane idealne elfy z Rivendell i Lothlorien.
To wolę nie pytać, co sądzisz o książkowym Thorinie. Ten jest dopiero humorzasty!:) Za to miejsce dla Thranduila ... idealne. Nie lubię go. Nic na to nie poradzę.
To w kwestii Thranduila i L. Pace'a zgadzamy się całkowicie.:) Dobrze, że przynajmniej głos ratuje Thorina przed całkowitym skreśleniem i "zaszczytnym: miejscem na końcu kolejki statystów.:) A już na poważnie, książkowy Thorin jest nie do wytrzymania: marudny, egoistyczny wiecznie niezadowolony. W filmie widać, że zdaje sobie sprawę (do jakiegoś stopnia) ze swoich ograniczeń i potrafi stawić im czoła.
Thranduil jest wiecznie nabzdyczony. Primadonna. Przypomina mi Dodę, tylko tego irytujacego chichotu brakuje i wypisz wymaluj Rabczewska mi staje przed oczami ; P Może Lee jest fajny prywatnie, ale jak dla mnie jego filmowe wcielenia w ogóle do mnie nie przemawiają.
Thorina jeszcze chwilami potrafię zrozumieć. Traktuję go jako ofiarę traumy z przeszłości. Tylko tym sposobem mogę patrzeć i słuchać jego marudzenia.
Porównanie Thrandiego do Dody super :P Uśmiałam się :) Co do Thorina, obarczanie traumy z przeszłości winą za ciężki charakter krasnoluda jest całkiem logiczne. Aczkolwiek zaczątki marudzenia musiał mieć wcześniej. Może przez to, że czuł się lepszy od innych bo był z królewskiego rodu?...
Szukam na siłę jakiegoś wytłumaczenia dla Thorina. Zachowuje się, jakby ktoś mu w cztery litery wsadził metalowy pogrzebacz. Taki jest sztywny i dretwy. Ja nie rozumiem, dlaczego Gandalf mu nie przywalil swoją laska po tym zakoltunionym łbie! Uff, wyrzuciłam to z siebie w końcu!
Dobrze, że nie jestem Gandalfem. Thorin dokonałby żywota dużo wcześniej. W przypadku Thorina trzeba było stosować zasady pedagogiki specjalnej, bo normalne argumenty nie trafiały do niego zupełnie.
Wyobraziłam sobie Thranduila pląsającego po scenie ... cudny widok.:)) Ale Thorin zw strzaskaną laską Gandalfa na głowie? Nie ... zdecydowanie nie. Może i bywa nieznośny i należałoby nim od czasu do czasu potrząsnąć, ale w tym cały urok.:)
Jak dla mnie ten krasnolud miał fochy podobne do moich, gdy w czasach dzieciństwa zmuszano mnie do jedzenia owsianki. "Księżniczko, jeszcze tylko jedną łyżeczkę!", na co ja prezentowałam "minę Thorina" (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak się nazywa) i wykrzywiałam buzię, często też plułam (na usprawiedliwienie dodam, ze miałam wtedy 3-4 lata i od kilku lat już tego nie robię) :P
Aż ciężko mi uwierzyć, że nawet rok nie minął od BOFA. Tyle się wydarzyło, że zupełnie zapomniałam, że jeszcze ma być jakieś rozszerzenie. Mam wrażenie, że ten film oglądałam 10 lat temu, a nie 10 miesięcy. Sama się sobie dziwiłam, że kompletnie się nie wzruszyłam podczas tego filmu. Płakałam przy książce i byłam pewna, że w kinie poleją się jeszcze obfitsze łzy. Zwłaszcza, że jestem bardzo skłonna do wzruszeń i płaczę przy co drugim filmie ;). Udało mi się nawet wzruszyć na komedii :). A tu nic... cała ta scena była dla mnie sucha. I jakoś nadal mnie to nie wzrusza. No proszę, ekipa przygotowała dla Thorina jakiś zalążek grobu, bo jego współplemieńców nawet na to nie było stać.
Scena jest wzruszająca, ale po prostu nie do każdego trafia sposób jej przedstawienia. Dla mnie Thorin tutaj jest jak żołnierz walczący np. w okresie II wojny światowej, poległy w dniu jej zakończenia. Jest w tym jakaś kpina i szyderstwo. I żal. Chociaż czasami mam wrażenie, że dla Thorina śmierć stanowiła wyzwolenie od wielu trosk, problemów i lęków. Dla mnie ogólnie ta postać jest najsmutniejszą w całym filmie. Nie, nie lubię Thorina i wkurzał mnie niesamowicie, ale scena, w której umiera była jedyną, w której nie miałam ochoty być Gandalfem i przyłożyć mu w łeb laską...
No bo on w zasadzie był żołnierzem, tylko w trochę innym świecie ;) Ja myślę, że śmierć zawsze stanowi wyzwolenie. Do mnie po prostu nie trafił sposób przedstawienia śmierci Thorina, cały dialog między nim a Bilbem, mimika, gesty... nic. Miałam w głowie co innego i zawiodłam się na tym, co zobaczyłam. Zgadzam się, że Thorin jest najsmutniejszą postacią. I też mogłabym pożyczyć laskę od Gandiego, coby zrobić z niej użytek ;)
Tak, Thorin był żołnierzem niewątpliwie, ale mi raczej chodziło o to, że mogę go zestawić z jakąś realną postacią i dzięki temu bardziej wczuć się w tragizm całej sytuacji. Bo jak myślę o nim w kategoriach postaci fikcyjnej to moje odczucia są bardziej chłodne. Kiedy mam w głowie trochę innych obrazów i kontekstów, wzrasta też nacechowanie emocjonalne. Właściwie to ja przez większość filmu szukałam w Thorinie jakiejś prawdy i czegoś, co mogłoby mnie zbliżyć do tej postaci. Poza ostatnią sceną i kilkoma przebłyskami nic takiego nie znalazłam, niestety.
Rozumiem. Łatwiej jest się z czymś utożsamiać, kiedy możemy to odnieść do czegoś nam znanego. A mogę spytać, czemu tak uparcie szukasz czegoś, co mogłaby Cię zbliżyć do Thorina? ;)
Bo trudno oglądać film, kiedy się otwarcie nienawidzi jednej z głównych postaci :P, a jednocześnie chciałoby się uwierzyć w możliwość przemiany nadętego gnojka w króla z prawdziwego zdarzenia ;) Ja ogólnie lubię ludzi i uważam, że trzeba ich doceniać również za to, że pracują nad sobą i swoim charakterem. Thorin nad swoim charakterem jakoś zbyt usilnie nie pracował; można rzec, że uważał, że jest z nim wszystko w porządku i nie ma co ulepszać ideału, bo można przypadkiem "przedobrzyć" :D
Nie mam szczęścia do bohaterów kreowanych przez RA. Jedną z najbardziej nielubianych przeze mnie postaci był zawsze John Proctor z "Czarownic z Salem" :P
Uparta jesteś, że tak szukasz i szukasz ;). Ja lubię, kiedy ktoś cały czas chce się doskonalić i kiedy jest świadomy swoich wad i zalet . Thorin nie spełnia żadnego z tych kryteriów :P Z aktorami tak nieraz jest, że niby aktor dobry, ale jego role jakoś mniej :D Serio Proctor? Tchórz, który wolał umrzeć niż stawić czoła życiu? ;P
Dlatego Proctora nie lubię, za egoizm i spartaczenie życia nie tylko sobie, ale całej swojej rodzinie. Kiedy ktoś popełnia samobójstwo (ja tak nazywam postawę Proctora), to największe cierpienie przygniata tych, którzy pozostają wśród żywych.
Ale jeśli chodzi o postać wykreowaną przez RA w "The Crucible" to cudo :) Udało mu się sprawić, że moja awersja do Proctora zmalała o kilka punktów procentowych :D
Ja też postawę Proctora nazywam samobójstwem ;). Ten, kto zostaje, cierpi bardziej. Dlatego Proctor to dla mnie nie tylko tchórz, ale i egoista. A że dobrze wykreowany, to inna kwestia ;)
W przypadku Proctora od początku było pewne, że tak to się skończy. To kolejna postać w dorobku RA, która żyje z poczuciem winy, na tyle silnym, że uniemożliwia dalsze funkcjonowanie. Gdyby Proctor nie został powieszony, pewnie sam podjąłby później decyzję o samobójstwie.
Ogólnie sam RA jest taki smutny. Nawet, kiedy się uśmiecha, to przeważnie oczy ma poważne. Kiedy ktoś taki patrzy na mnie widzę wszystkie sprawki, które mam na sumieniu. On nic nie musi mówić; wystarczy, ze patrzy. Nie umiem tego wyjaśnić bliżej. I nie chodzi o to, że mnie rozpala ogień namiętności. Ja pod wpływem tego wzroku nie czuję uczuciowego rozemocjonowania, a raczej zagubienie. Zresztą te oczy mi się kojarzą z lodem albo kryształem. Są zimne.
Dla mnie RA jest gościem, który nie potrafi wyluzować. On nawet jak opowiada żart jest sztywny, ciągle się kontroluje. Nie jestem pewna, czy jest smutny, ale na pewno poważny. Chyba jest w nim jakiś rodzaj melancholii. W każdym razie nie jest to facet, który nadaje się do showbiznesu. Wiesz co, rozumiem, co do mnie piszesz, ale takie uczucie jest mi kompletnie obce ;). Chyba nie zdarzyło mi się, żeby ktoś tak na mnie działał spojrzeniem. Ale rozumiem, o jaki rodzaj emocji Ci chodzi i że nie ma to nic wspólnego z namiętnością ;). To chyba ciężko Ci oglądać niektóre zdjęcia czy wywiady, co? :P
Spoko, spoko :) Nic się nie dzieje :D W każdym razie niebo nie zawaliło mi się na głowę, z powodu braku odpowiedzi :) Na forum jak to na forum, łatwo coś przeoczyć, a że nie jest to chat ani gg to i można zasnąć w międzyczasie :)
On się do showbiznesu nie nadaje, ale jakoś w tym showbiznesie tkwi. Ja widziałam tylko jeden raz migawki z wyciętych scen jednego wywiadu, w którym on się na serio śmiał. Śmiał się - nie uśmiechał, nie krzywił, nie ukazywał jakiegoś grymasu twarzy z litości dla dziennikarza; tylko się po prostu śmiał. Ten jeden jedyny raz nie miałam wrażenia, że uczestniczę w przesłuchaniu pana Armitage przez organy ścigania w trakcie postępowania wyjaśniającego w związku ze straszeniem staruszek w parku. I nie bałam się tego wzroku, który wierci mi dziurę w mózgu i wywołuje dziwny skurcz żołądka. Ja ogólnie mam wrażenie, że ten facet nigdy nikomu nie zrobił krzywdy (z premedytacją). I dlatego tak na mnie działa to spojrzenie.
Średnio lubię wywiady ogólnie. Wywiady z RA też nie należą do moich ulubionych. Wolę wywiady z Benedictem Cumberbatchem albo Martinem Freemanem. Rysiek czasami wyraźnie jest zmęczony opowiadaniem jednego i tego samego w kółko.
Bo on chce być aktorem, ale najchętniej bez showbizu, bez pytań, bez spotkań i bez niczego. A tak się nie da. Postępowania wyjaśniającego? :DD Wiesz co, ja tam nigdy do dziennikarzy pretensji nie mam. Robią, co do nich należy. Każdy coś w życiu robi. To normalne, że pytają o to, co najbardziej ludzi interesuje i co się sprzeda. Takie są prawa tego świata. To nasza - czytelników - wina, że chętniej czytamy o romansach, aferach i skandalach niż o czymś wartościowym. Ludzie plotkowali, plotkują i plotkować będą. Kiedyś gadali o sąsiadach, teraz mają większe pole do popisu dzięki środkom masowego przekazu. Ale generalnie zasada jest ta sama. Gdyby ludzie nie kupowali tabloidów, to dziennikarze nie pytaliby o sprawy osobiste, a paparazzi nie mieliby zajęcia. Ale ludzie są jacy są. A jak jest popyt, to zawsze znajdzie się i podaż :) To było co do dziennikarzy :). Co do RA natomiast, to się wyrabia facet w tych wywiadach i sądzę, że z czasem wypracuje sobie jakąś technikę. Ludzie mają niesamowitą zdolność dostosowywania się do panujących warunków ;) Co do tego spojrzenia - ja lubię obserwować świat i jak tak sobie obserwuję RA w kontaktach z fanami, to myślę, że on peszy ludzi. Zachowuje dystans i człowiek może mieć nieraz wrażenie, że nawet poproszenie o autograf to wstyd. RA nie jest człowiekiem, do którego bez wahania i z uśmiechem na twarzy leci się po podpisik albo focię. A kto nie lubi Martina :). On jest genialny podczas wywiadów :)). Benek zresztą też ;)
Ale mnie nudzą nawet wywiady o powstawaniu filmów. Obejrzałam kilka o "Hobbicie"; było jedno i to samo w każdym, więc dałam sobie spokój. Romanse RA i Jego życie intymne w ogóle mnie nie interesuje. Bo po co mi z ta wiedza potrzebna?
Wiesz, mnie Rysiek nie tyle onieśmiela, co ja się Go trochę boję. Nie podeszłabym do Niego za "Chiny Ludowe". Gdyby z wyżyn swych spojrzał na moje niziny chyba padłabym ze strachu. Zresztą, ja już tu pisałam, że jestem "fanką zdystansowaną" i wolę podziwiać idola z daleka, a nie pchać się do kogoś z aparatem w ręce, bo "selfie" musimy ze sobą mieć.
Lubię Martina bardzo. Gdybym miała wskazać osobę, która mi się kojarzy z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa to byłby tą osobą Freeman. Benedict jest mega błyskotliwy i spontaniczny. Lubię takich ludzi.
A Ryśka lubię, ale mnie tak przeraża jednocześnie, że mogę go lubić tylko z dystansu.
Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.
Kanapka jest, herbata jaśminowa jest. Mówię czas na "Zrysiowaną". Wchodze a tu... Ania.... poryczałam się :( Jak bym była na miejscu hobbita to bym chyba oszalała z rozpaczy, że nie zdołałam uratować Thorina. To taka rozdzierająca scena. Tutaj bardziej poruszyła mnie niż w kinie.... :'(
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że nie mogłabym być tam również jako członek ekipy. Zagłuszałabym bowiem szlochem, to co grają Martin i Richard. Szacunek dla Petera że nie pękł.
UsuńA wiesz, że ja też. Choć herbatkę ( najzwyklejszą ;-)) już wypiłam. I nawet nie złagodziło tych łez to później uśmiechnięte lico Rysia, oraz to że Thorin nie jest moją ulubioną postacią….
UsuńMyślę, że PJ troszkę miał mokre oczy…
Wyjdę na totalną ignorantkę, ale musze zadać to pytanie. NIE JEST?!
UsuńOj, ulżyło mi, bo już bałam się, że to ja jakoś dziwnie reaguję na tę scenę.
UsuńSzczerze podziwiam ekipę, że wytrzymała.
Jestem pełna podziwu dla RA za to jakiego Thorina nam pokazał, ale nie jest to moja ulubiona RA postać. Serio, serio, choć powinnam napisać sorry.
UsuńJeśli reagujesz tak jak my Eve, to myślę, że to całkiem normalna reakcja, acz dość boleśnie przykra.
UsuńTak, widać że w ekipie prawdziwi twardziele
Nie, czemu :) Każdy ma prawo do swojego zdania Aniu :) Po prostu mnie zaskoczyłaś :)
UsuńTwardziele albo po obejrzeniu tej sceny po raz "enty" najpierw na sucho, potem bez kostiumów, potem w kostiumach, za kazdym razem po ileś razy po prostu się uodpornili.
UsuńJa też nie przepadam za Thorinem. Moja ulubiona postać z "Hobbita" to Bilbo, a na drugim miejscu jest Gandalf :)
UsuńThorin jest pod koniec pierwszej dziesiątki :D
Co nie zmienia fakty Doroto, że to chyba jedna z najdłużej wyczekiwana jego postać. I zawsze ten czas oczekiwania będę bardzo dobrze wspominać.
UsuńTo teraz myślę, że w sumie nieźle, że nie znalazłyśmy się w ekipie. Reakcja, jak to ładnie ujęłaś "boleśnie przykra", ale wolę taką niż uodpornienie.
UsuńJa lubie Thorina i Thranduila. :P Antagoniści, ale gruncie rzeczy podobni do siebie.
UsuńDżoano, czyli po Bilbie musiało Ci się zmieścić całkiem sporo postaci skoro Thorin aż tak daleko.:)
UsuńThranduil? Wybacz, ale dla mnie zdecydowanie nie. :) Za to Dwalin i Balin jak najbardziej.
UsuńThranduil jest hmm... szorstki owszem, ale podoba mi się jego charakter. Jest dobrym władcą, dba o swoich. Jakbym miała wybierać z krasnoludów to urzekł mnie Dain. Odnoszę wrażenie, że to dość rozrywkowy osobnik, z którym można by się nieźle pobawić i pośmiać. Thorin w zestawieniu ze swoim kuzynem wypada na tego bardziej drętwego :P
UsuńSzczerze? Nie znoszę tego humorzastego księciunia z wiecznymi "muchami w nosie";)
UsuńMarudny z powodem i bez powodu też :D
Thranduil jest w moich statystykach tuż za ostatnim statysta odtwarzającym orka :P
Bilbo był całkiem fajny, Gandalf wiadomo już dawno wyrobił sobie markę ;-) A fiu fiu Thorina faktycznie daleko postawiłaś Dżoano ;)
UsuńBilbo był słodki <3 Gandalf reprezentuje sobą mój ulubiony typ poczucia humoru, czyli inteligentny sarkazm :)
UsuńThrandi to typowy "stary" elf, znający swoją wartość, przez co niestety grzeszy pychą, prawda, ale mnie osobiście przejadły się lukrowane idealne elfy z Rivendell i Lothlorien.
UsuńTo wolę nie pytać, co sądzisz o książkowym Thorinie. Ten jest dopiero humorzasty!:) Za to miejsce dla Thranduila ... idealne. Nie lubię go. Nic na to nie poradzę.
UsuńŻeby polubić Thorina, musiałabym chyba wyłączyć głos, żeby nie słyszeć, co tam mamroli.
UsuńWtedy jednak straciłby jedyny atut, czyli barwę głosu :P
Eh :)
Thranduil jest antypatyczny. Może jestem uprzedzona, bo Lee Pace'a nie lubię.
To w kwestii Thranduila i L. Pace'a zgadzamy się całkowicie.:)
UsuńDobrze, że przynajmniej głos ratuje Thorina przed całkowitym skreśleniem i "zaszczytnym: miejscem na końcu kolejki statystów.:) A już na poważnie, książkowy Thorin jest nie do wytrzymania: marudny, egoistyczny wiecznie niezadowolony. W filmie widać, że zdaje sobie sprawę (do jakiegoś stopnia) ze swoich ograniczeń i potrafi stawić im czoła.
Thranduil jest wiecznie nabzdyczony. Primadonna. Przypomina mi Dodę, tylko tego irytujacego chichotu brakuje i wypisz wymaluj Rabczewska mi staje przed oczami ; P
UsuńMoże Lee jest fajny prywatnie, ale jak dla mnie jego filmowe wcielenia w ogóle do mnie nie przemawiają.
Thorina jeszcze chwilami potrafię zrozumieć. Traktuję go jako ofiarę traumy z przeszłości. Tylko tym sposobem mogę patrzeć i słuchać jego marudzenia.
Porównanie Thrandiego do Dody super :P Uśmiałam się :) Co do Thorina, obarczanie traumy z przeszłości winą za ciężki charakter krasnoluda jest całkiem logiczne. Aczkolwiek zaczątki marudzenia musiał mieć wcześniej. Może przez to, że czuł się lepszy od innych bo był z królewskiego rodu?...
UsuńSzukam na siłę jakiegoś wytłumaczenia dla Thorina. Zachowuje się, jakby ktoś mu w cztery litery wsadził metalowy pogrzebacz. Taki jest sztywny i dretwy.
UsuńJa nie rozumiem, dlaczego Gandalf mu nie przywalil swoją laska po tym zakoltunionym łbie!
Uff, wyrzuciłam to z siebie w końcu!
Podejrzewam, że Thorin urodził się z wykrzywionym wyrazem twarzy.
UsuńPewnie nie raz miał ochotę Dżoano ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDobrze, że nie jestem Gandalfem. Thorin dokonałby żywota dużo wcześniej.
UsuńW przypadku Thorina trzeba było stosować zasady pedagogiki specjalnej, bo normalne argumenty nie trafiały do niego zupełnie.
Wyobraziłam sobie Thranduila pląsającego po scenie ... cudny widok.:)) Ale Thorin zw strzaskaną laską Gandalfa na głowie? Nie ... zdecydowanie nie. Może i bywa nieznośny i należałoby nim od czasu do czasu potrząsnąć, ale w tym cały urok.:)
UsuńNo tak, nie ma co ryzykować, że się MOPS w to wtrąci i biedny Gandalf dostanie kuratora :D
OdpowiedzUsuńAle czy grzeczny Thorin nie byłby nudny?...
OdpowiedzUsuńHmm, mniej naburmuszony byłby bardziej znośne :D
UsuńJest księciem Thorinem, a nie królewna Thorina, do diaska!
Ale to krasnolud, one były dumne do przesady :P Nie wiem gdzie ty tam widzisz królewnę ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJak dla mnie ten krasnolud miał fochy podobne do moich, gdy w czasach dzieciństwa zmuszano mnie do jedzenia owsianki.
Usuń"Księżniczko, jeszcze tylko jedną łyżeczkę!", na co ja prezentowałam "minę Thorina" (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak się nazywa) i wykrzywiałam buzię, często też plułam (na usprawiedliwienie dodam, ze miałam wtedy 3-4 lata i od kilku lat już tego nie robię) :P
Aż ciężko mi uwierzyć, że nawet rok nie minął od BOFA. Tyle się wydarzyło, że zupełnie zapomniałam, że jeszcze ma być jakieś rozszerzenie. Mam wrażenie, że ten film oglądałam 10 lat temu, a nie 10 miesięcy.
OdpowiedzUsuńSama się sobie dziwiłam, że kompletnie się nie wzruszyłam podczas tego filmu. Płakałam przy książce i byłam pewna, że w kinie poleją się jeszcze obfitsze łzy. Zwłaszcza, że jestem bardzo skłonna do wzruszeń i płaczę przy co drugim filmie ;). Udało mi się nawet wzruszyć na komedii :). A tu nic... cała ta scena była dla mnie sucha. I jakoś nadal mnie to nie wzrusza.
No proszę, ekipa przygotowała dla Thorina jakiś zalążek grobu, bo jego współplemieńców nawet na to nie było stać.
Scena jest wzruszająca, ale po prostu nie do każdego trafia sposób jej przedstawienia.
UsuńDla mnie Thorin tutaj jest jak żołnierz walczący np. w okresie II wojny światowej, poległy w dniu jej zakończenia.
Jest w tym jakaś kpina i szyderstwo. I żal. Chociaż czasami mam wrażenie, że dla Thorina śmierć stanowiła wyzwolenie od wielu trosk, problemów i lęków.
Dla mnie ogólnie ta postać jest najsmutniejszą w całym filmie. Nie, nie lubię Thorina i wkurzał mnie niesamowicie, ale scena, w której umiera była jedyną, w której nie miałam ochoty być Gandalfem i przyłożyć mu w łeb laską...
No bo on w zasadzie był żołnierzem, tylko w trochę innym świecie ;)
UsuńJa myślę, że śmierć zawsze stanowi wyzwolenie.
Do mnie po prostu nie trafił sposób przedstawienia śmierci Thorina, cały dialog między nim a Bilbem, mimika, gesty... nic. Miałam w głowie co innego i zawiodłam się na tym, co zobaczyłam.
Zgadzam się, że Thorin jest najsmutniejszą postacią. I też mogłabym pożyczyć laskę od Gandiego, coby zrobić z niej użytek ;)
Tak, Thorin był żołnierzem niewątpliwie, ale mi raczej chodziło o to, że mogę go zestawić z jakąś realną postacią i dzięki temu bardziej wczuć się w tragizm całej sytuacji. Bo jak myślę o nim w kategoriach postaci fikcyjnej to moje odczucia są bardziej chłodne. Kiedy mam w głowie trochę innych obrazów i kontekstów, wzrasta też nacechowanie emocjonalne.
UsuńWłaściwie to ja przez większość filmu szukałam w Thorinie jakiejś prawdy i czegoś, co mogłoby mnie zbliżyć do tej postaci. Poza ostatnią sceną i kilkoma przebłyskami nic takiego nie znalazłam, niestety.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńRozumiem. Łatwiej jest się z czymś utożsamiać, kiedy możemy to odnieść do czegoś nam znanego.
UsuńA mogę spytać, czemu tak uparcie szukasz czegoś, co mogłaby Cię zbliżyć do Thorina? ;)
Bo trudno oglądać film, kiedy się otwarcie nienawidzi jednej z głównych postaci :P, a jednocześnie chciałoby się uwierzyć w możliwość przemiany nadętego gnojka w króla z prawdziwego zdarzenia ;)
UsuńJa ogólnie lubię ludzi i uważam, że trzeba ich doceniać również za to, że pracują nad sobą i swoim charakterem. Thorin nad swoim charakterem jakoś zbyt usilnie nie pracował; można rzec, że uważał, że jest z nim wszystko w porządku i nie ma co ulepszać ideału, bo można przypadkiem "przedobrzyć" :D
Nie mam szczęścia do bohaterów kreowanych przez RA. Jedną z najbardziej nielubianych przeze mnie postaci był zawsze John Proctor z "Czarownic z Salem" :P
Uparta jesteś, że tak szukasz i szukasz ;). Ja lubię, kiedy ktoś cały czas chce się doskonalić i kiedy jest świadomy swoich wad i zalet . Thorin nie spełnia żadnego z tych kryteriów :P
UsuńZ aktorami tak nieraz jest, że niby aktor dobry, ale jego role jakoś mniej :D
Serio Proctor? Tchórz, który wolał umrzeć niż stawić czoła życiu? ;P
Dlatego Proctora nie lubię, za egoizm i spartaczenie życia nie tylko sobie, ale całej swojej rodzinie. Kiedy ktoś popełnia samobójstwo (ja tak nazywam postawę Proctora), to największe cierpienie przygniata tych, którzy pozostają wśród żywych.
UsuńAle jeśli chodzi o postać wykreowaną przez RA w "The Crucible" to cudo :) Udało mu się sprawić, że moja awersja do Proctora zmalała o kilka punktów procentowych :D
Ja też postawę Proctora nazywam samobójstwem ;). Ten, kto zostaje, cierpi bardziej. Dlatego Proctor to dla mnie nie tylko tchórz, ale i egoista. A że dobrze wykreowany, to inna kwestia ;)
UsuńW przypadku Proctora od początku było pewne, że tak to się skończy. To kolejna postać w dorobku RA, która żyje z poczuciem winy, na tyle silnym, że uniemożliwia dalsze funkcjonowanie. Gdyby Proctor nie został powieszony, pewnie sam podjąłby później decyzję o samobójstwie.
UsuńOgólnie sam RA jest taki smutny. Nawet, kiedy się uśmiecha, to przeważnie oczy ma poważne. Kiedy ktoś taki patrzy na mnie widzę wszystkie sprawki, które mam na sumieniu.
On nic nie musi mówić; wystarczy, ze patrzy. Nie umiem tego wyjaśnić bliżej. I nie chodzi o to, że mnie rozpala ogień namiętności. Ja pod wpływem tego wzroku nie czuję uczuciowego rozemocjonowania, a raczej zagubienie.
Zresztą te oczy mi się kojarzą z lodem albo kryształem. Są zimne.
Dla mnie RA jest gościem, który nie potrafi wyluzować. On nawet jak opowiada żart jest sztywny, ciągle się kontroluje. Nie jestem pewna, czy jest smutny, ale na pewno poważny. Chyba jest w nim jakiś rodzaj melancholii. W każdym razie nie jest to facet, który nadaje się do showbiznesu.
UsuńWiesz co, rozumiem, co do mnie piszesz, ale takie uczucie jest mi kompletnie obce ;). Chyba nie zdarzyło mi się, żeby ktoś tak na mnie działał spojrzeniem. Ale rozumiem, o jaki rodzaj emocji Ci chodzi i że nie ma to nic wspólnego z namiętnością ;). To chyba ciężko Ci oglądać niektóre zdjęcia czy wywiady, co? :P
Aha :) I przepraszam, że wczoraj Ci nie odpisałam, z niewiadomych mi powodów przeoczyłam Twój komentarz.
UsuńSpoko, spoko :) Nic się nie dzieje :D W każdym razie niebo nie zawaliło mi się na głowę, z powodu braku odpowiedzi :)
UsuńNa forum jak to na forum, łatwo coś przeoczyć, a że nie jest to chat ani gg to i można zasnąć w międzyczasie :)
On się do showbiznesu nie nadaje, ale jakoś w tym showbiznesie tkwi. Ja widziałam tylko jeden raz migawki z wyciętych scen jednego wywiadu, w którym on się na serio śmiał. Śmiał się - nie uśmiechał, nie krzywił, nie ukazywał jakiegoś grymasu twarzy z litości dla dziennikarza; tylko się po prostu śmiał.
Ten jeden jedyny raz nie miałam wrażenia, że uczestniczę w przesłuchaniu pana Armitage przez organy ścigania w trakcie postępowania wyjaśniającego w związku ze straszeniem staruszek w parku.
I nie bałam się tego wzroku, który wierci mi dziurę w mózgu i wywołuje dziwny skurcz żołądka.
Ja ogólnie mam wrażenie, że ten facet nigdy nikomu nie zrobił krzywdy (z premedytacją). I dlatego tak na mnie działa to spojrzenie.
Średnio lubię wywiady ogólnie. Wywiady z RA też nie należą do moich ulubionych.
UsuńWolę wywiady z Benedictem Cumberbatchem albo Martinem Freemanem. Rysiek czasami wyraźnie jest zmęczony opowiadaniem jednego i tego samego w kółko.
Bo on chce być aktorem, ale najchętniej bez showbizu, bez pytań, bez spotkań i bez niczego. A tak się nie da.
UsuńPostępowania wyjaśniającego? :DD Wiesz co, ja tam nigdy do dziennikarzy pretensji nie mam. Robią, co do nich należy. Każdy coś w życiu robi. To normalne, że pytają o to, co najbardziej ludzi interesuje i co się sprzeda. Takie są prawa tego świata. To nasza - czytelników - wina, że chętniej czytamy o romansach, aferach i skandalach niż o czymś wartościowym. Ludzie plotkowali, plotkują i plotkować będą. Kiedyś gadali o sąsiadach, teraz mają większe pole do popisu dzięki środkom masowego przekazu. Ale generalnie zasada jest ta sama. Gdyby ludzie nie kupowali tabloidów, to dziennikarze nie pytaliby o sprawy osobiste, a paparazzi nie mieliby zajęcia. Ale ludzie są jacy są. A jak jest popyt, to zawsze znajdzie się i podaż :)
To było co do dziennikarzy :). Co do RA natomiast, to się wyrabia facet w tych wywiadach i sądzę, że z czasem wypracuje sobie jakąś technikę. Ludzie mają niesamowitą zdolność dostosowywania się do panujących warunków ;)
Co do tego spojrzenia - ja lubię obserwować świat i jak tak sobie obserwuję RA w kontaktach z fanami, to myślę, że on peszy ludzi. Zachowuje dystans i człowiek może mieć nieraz wrażenie, że nawet poproszenie o autograf to wstyd. RA nie jest człowiekiem, do którego bez wahania i z uśmiechem na twarzy leci się po podpisik albo focię.
A kto nie lubi Martina :). On jest genialny podczas wywiadów :)). Benek zresztą też ;)
Ale mnie nudzą nawet wywiady o powstawaniu filmów. Obejrzałam kilka o "Hobbicie"; było jedno i to samo w każdym, więc dałam sobie spokój.
UsuńRomanse RA i Jego życie intymne w ogóle mnie nie interesuje. Bo po co mi z ta wiedza potrzebna?
Wiesz, mnie Rysiek nie tyle onieśmiela, co ja się Go trochę boję. Nie podeszłabym do Niego za "Chiny Ludowe". Gdyby z wyżyn swych spojrzał na moje niziny chyba padłabym ze strachu. Zresztą, ja już tu pisałam, że jestem "fanką zdystansowaną" i wolę podziwiać idola z daleka, a nie pchać się do kogoś z aparatem w ręce, bo "selfie" musimy ze sobą mieć.
Lubię Martina bardzo. Gdybym miała wskazać osobę, która mi się kojarzy z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa to byłby tą osobą Freeman.
Benedict jest mega błyskotliwy i spontaniczny. Lubię takich ludzi.
A Ryśka lubię, ale mnie tak przeraża jednocześnie, że mogę go lubić tylko z dystansu.