Ryś-Kraina Łagodności. Idealny post na dzisiaj, bo jakoś w pracy nerwowo, jakby wszyscy po weekendzie byli bardziej zmęczeni niż przed weekendem. Na pierwszym i drugim zdjęciu w spojrzeniu Johna jest sama słodycz, ale w trzecim pojawiają się iskry , a na dwóch ostatnich dodaje do tego jeszcze tkliwość - mieszanka prawdziwie wybuchowa. W połączeniu z rozpiętym kołnierzykiem białej koszuli sieje totalny zamęt w umyśle i sercu Margareth (naszych zresztą też) i biedna może już tylko Johna w rękę pocałować:) Chyba można to jako oświadczyny traktować:) Nie ma to jak dobra propozycja biznesowa - dla obojga to interes ich życia:)
U Ciebie też nerwowo było? Och, to chyba jakaś plaga brrr…
Na tym drugim zdjęciu spojrzenie jest tak przeszywające, że się nie dziwię iż Margaretka musiała usiąść.;-) I masz rację Zosiu, ten pocałunek w rękę Johna to było jej oświadczenie, a może przyjęcie tego odrzuconego w przeciwnym razie pan Thornton nie pozwoliłby sobie na taki pocałunek. ;-)
Dla mnie spojrzenie Margareth, gdy dostrzega Johna w pociągu i gdy on podchodzi do niej, to jak transparent - "Kocham cię nad życie":) To przeszywające spojrzenie Johna zdaje się mówić: "Wiem, że mnie kochasz, więc nie kręć i procentami się nie zasłaniaj, bo ja już wiem, że jesteś moja".
Ooo, przede wszystkim nasi mili bohaterowie (filmowi) złamali wszystkie konwenanse wiktoriańskiego świata, całując się na peronie kolejowym. I to jak się całując! No ale rzeczywiście, dżentelmenowi pewnych rzeczy mówić nie wypada, jak nieraz kwitowała co bardziej szczere wypowiedzi Thorntona Margaret, więc oboje musieli mówić spojrzeniem i gestami. I było to bardziej wymowne niż jakiekolwiek banalne słowa, jakie mogłyby w tej chwili paść. A biznesowa propozycja... Czy któraś z nas, oglądając tę scenę za pierwszym razem, zapamiętała, jaką to właściwie propozycję złożyła Margaret, czy była na nią równie głucha jak pan Thornton, zapatrzona tylko w jego oczy?
Ależ moje drogie! You don't need Henry to explain! Przecież macie mnie:) Margareth miała około 15 tysięcy funtów, złożone w banku na bardzo mały procent, a gdyby John zainwestował je w prowadzenie fabryki, to przyniosłyby o wiele wyższy dochód. Myślę, że na taki posag pani Thorton kręcić nosem nie będzie.
Bardzo ładnie to, Zosiu, wytłumaczyłaś, ale i tak, czytając to, wyobrażałam sobie spojrzenie Johna w tym właśnie momencie i cały ekonomiczny sens tego wywodu poszedł sobie... w eter.
To zrozumiałe, bo co tam głupie 15 tysięcy funtów (nawet na wysoki procent) przy TYM spojrzeniu, TYCH ustach, dotyku TYCH dłoni i bliskości TEGO ciała? 15 tysięcy przegrywa z kretesem:)
Masz rację Lady Lukrecjo, nie można nie kochać pana Thorntona! :-) I przyznam się, że również chciałabym móc zobaczyć go w fajnym filmie kostiumowym. Chociaż muszę przyznać, że jak pojawiły się plotki, że może grać w „Poldark” to troszkę się przestraszyłam ;-)
I wszystko jasne - Margaretka NIE miała wyjścia.:) Musiałaby być z kamienia, by oprzeć się tak czułemu, serdecznemu i gorącemu spojrzeniu. A gdy zobaczyła te diabliki w oczach ( jak na trzecim screenie) to już było po wszystkim.:) Aniu, dzięki za porcję TAKICH uśmiechów na początek tygodnia. Bardzo przydadzą się.
Tym bardziej, że wcale nie chciała się opierać - nie tylko spojrzeniu:) Jako, że w obojgu niezłe diabełki siedzą, to nudzić się w małżeństwie nie będą. Oj, chciałoby się pooglądać ich po ślubie, we wspólnej codzienności - te miłosne spojrzenia, wzajemne poznawanie się, odkrywanie tych samych upodobań, a i kłótnie i spory - oboje temperamentni - iskry by szły aż miło.
Taaak, to mogłoby być ciekawe, Margaretka swoje pieniądze na głodujące dzieci by oddawała, a Johnowi wciąż nie zgadzałyby się rachunki ;-) A poważnie, to myślę że Ty masz lepszą wyobraźnię od mojej i może kiedyś John Thornton u Ciebie zamieszka?
Margaretka bardzo dobrze się maskowała. Stąd to przekonanie, że jest silna.:) W obliczu takich spojrzeń nie mogła już nic zrobić. Zresztą i tak już wcześniej wiedziała kogo tak naprawdę pragnie. :)
Aleście mnie załatwiły z tym maskowaniem - pojawiła mi się w głowie wizja Margareth w moro:) Aniu, mnie dwóch współmieszkańców wystarczy:) Ja mam małe mieszkanko - i Porter z Guy'em robią już solidny tłok:) I zamieszanie. Głównie w mojej głowie.
Gdyby się jeszcze wprowadzili tam nasi mili nowożeńcy, to wizja Margaret w moro mogłaby stać się faktem. Wyprosiłaby u Portera ten dziwny, plamiasty materiał na nową suknię, bo czarne skóry raczej nie przypadłyby jej do gustu.
Kto wie, kto wie? Co w głowie Margareth siedzi. Może widząc Guy'a spodnie, zapragnęłaby mieć chociaż jakiś drobny element garderoby z tego dziwnego, aczkolwiek ładnie podkreślającego to i owo materiału:) Wizja to równie czarowna jak wersja żołnierska, a ja już widzę jak się po moich pokoikach ten barwny tłum przewija - mógłby Rysiek-Muz polatać i napisałabym historyjkę pt."Pod jednym dachem":)
Tak sobie patrzę na te fotki- on ma tutaj bardzo delikatną urodę, wygląda tak niewinnie;)- i przypomniała mi się pewna dyskusja na pewnym forum odnośnie tego czy pan Thornton miał wcześniej kobietę, czy jej nie miał;) O- a jeśli Kate by się chciało napisać historię Thorntona i Marg po ślubie, to popieram ten projekt;) Robin
Czy aż tak niewinne jest to spojrzenie, to głowy bym nie dała. ;-) Na niejednym forum również widziałam dyskusję na nurtujący Cię temat, jednak na szczęście pani Gaskell nie zajmowała się tym tematem, więc myślę że i my również nie powinniśmy tego robić.
Chciałabym przeprosić, że wczoraj tak nagle zniknęłam ale po dwóch nieprzespanych nockach po prostu padłam, a dziś właśnie wróciłam z firmowego spotkania świątecznego ( prawie dwie godziny jazdy samochodem od mojego domu w jedną stronę, co zostawię bez komentarza). Do Waszych komentarzy zajrzę jutro, bo dziś jestem już zbyt zmęczona. Umieściłam za to wywiad z RA dla TheAnglophileChannel, ale nie mam siły się nim cieszyć. To co zachwyciło mnie na pierwszy rzut oka to ta luźna atmosfera jaką oboje, zarówno pani Boland jak i R. Armitage, stworzyli podczas tej rozmowy.
Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.
To jest piękny początek tygodnia , ten uśmiech , to spojrzenie, te usta , które tyle obiecują .
OdpowiedzUsuńA tu praca czeka .
Basia
Czasem praca powinna poczekać Basiu :-) A takie spojrzenie tylko jedno:-)
UsuńRyś-Kraina Łagodności. Idealny post na dzisiaj, bo jakoś w pracy nerwowo, jakby wszyscy po weekendzie byli bardziej zmęczeni niż przed weekendem. Na pierwszym i drugim zdjęciu w spojrzeniu Johna jest sama słodycz, ale w trzecim pojawiają się iskry , a na dwóch ostatnich dodaje do tego jeszcze tkliwość - mieszanka prawdziwie wybuchowa. W połączeniu z rozpiętym kołnierzykiem białej koszuli sieje totalny zamęt w umyśle i sercu Margareth (naszych zresztą też) i biedna może już tylko Johna w rękę pocałować:) Chyba można to jako oświadczyny traktować:) Nie ma to jak dobra propozycja biznesowa - dla obojga to interes ich życia:)
OdpowiedzUsuńU Ciebie też nerwowo było? Och, to chyba jakaś plaga brrr…
UsuńNa tym drugim zdjęciu spojrzenie jest tak przeszywające, że się nie dziwię iż Margaretka musiała usiąść.;-) I masz rację Zosiu, ten pocałunek w rękę Johna to było jej oświadczenie, a może przyjęcie tego odrzuconego w przeciwnym razie pan Thornton nie pozwoliłby sobie na taki pocałunek. ;-)
Dla mnie spojrzenie Margareth, gdy dostrzega Johna w pociągu i gdy on podchodzi do niej, to jak transparent - "Kocham cię nad życie":) To przeszywające spojrzenie Johna zdaje się mówić: "Wiem, że mnie kochasz, więc nie kręć i procentami się nie zasłaniaj, bo ja już wiem, że jesteś moja".
UsuńNo tak, tylko że ówczesna sztuka konwersacji zakazywała mówić takich słów na peronie kolejowym… więc zapewne dlatego ta cała biznesowa rozmowa ;-)
UsuńOoo, przede wszystkim nasi mili bohaterowie (filmowi) złamali wszystkie konwenanse wiktoriańskiego świata, całując się na peronie kolejowym. I to jak się całując!
UsuńNo ale rzeczywiście, dżentelmenowi pewnych rzeczy mówić nie wypada, jak nieraz kwitowała co bardziej szczere wypowiedzi Thorntona Margaret, więc oboje musieli mówić spojrzeniem i gestami. I było to bardziej wymowne niż jakiekolwiek banalne słowa, jakie mogłyby w tej chwili paść. A biznesowa propozycja... Czy któraś z nas, oglądając tę scenę za pierwszym razem, zapamiętała, jaką to właściwie propozycję złożyła Margaret, czy była na nią równie głucha jak pan Thornton, zapatrzona tylko w jego oczy?
Kasieńko, już nie pomnę ile razy widziałam N&S i nawet teraz (mocno się zastanawiając;-)) nie jestem w stanie zacytować tej biznesowej propozycji ;-)
UsuńBo żeby to dobrze wyjaśnić, potrzeba Henry'ego :) Tylko że jakoś żadna z nas nie chce go zawołać - liczy się tylko pan Thornton.
UsuńRacja :-) A że Henry to mądry człowiek to i nawet sam nie chce tego wszystkiego tłumaczyć ;-)
UsuńAleż moje drogie! You don't need Henry to explain! Przecież macie mnie:) Margareth miała około 15 tysięcy funtów, złożone w banku na bardzo mały procent, a gdyby John zainwestował je w prowadzenie fabryki, to przyniosłyby o wiele wyższy dochód. Myślę, że na taki posag pani Thorton kręcić nosem nie będzie.
UsuńBardzo ładnie to, Zosiu, wytłumaczyłaś, ale i tak, czytając to, wyobrażałam sobie spojrzenie Johna w tym właśnie momencie i cały ekonomiczny sens tego wywodu poszedł sobie... w eter.
UsuńTo zrozumiałe, bo co tam głupie 15 tysięcy funtów (nawet na wysoki procent) przy TYM spojrzeniu, TYCH ustach, dotyku TYCH dłoni i bliskości TEGO ciała? 15 tysięcy przegrywa z kretesem:)
UsuńOj tak, TO spojrzenie jest bezcenne:-)
UsuńAch ten pan Thornton, jak tu go nie kochać? Tak swoją drogą - marzy mi się jakaś nowa rola Rysia w filmie kostiumowym.
OdpowiedzUsuńMasz rację Lady Lukrecjo, nie można nie kochać pana Thorntona! :-) I przyznam się, że również chciałabym móc zobaczyć go w fajnym filmie kostiumowym. Chociaż muszę przyznać, że jak pojawiły się plotki, że może grać w „Poldark” to troszkę się przestraszyłam ;-)
UsuńI wszystko jasne - Margaretka NIE miała wyjścia.:) Musiałaby być z kamienia, by oprzeć się tak czułemu, serdecznemu i gorącemu spojrzeniu. A gdy zobaczyła te diabliki w oczach ( jak na trzecim screenie) to już było po wszystkim.:)
OdpowiedzUsuńAniu, dzięki za porcję TAKICH uśmiechów na początek tygodnia. Bardzo przydadzą się.
Bardzo proszę Eve. :-)
UsuńA wydawało się, że Margaretka jest taką silną dziewczyną, czyż nie? ;-) No ale, czy takiemu spojrzeniu można się oprzeć?
Tym bardziej, że wcale nie chciała się opierać - nie tylko spojrzeniu:) Jako, że w obojgu niezłe diabełki siedzą, to nudzić się w małżeństwie nie będą. Oj, chciałoby się pooglądać ich po ślubie, we wspólnej codzienności - te miłosne spojrzenia, wzajemne poznawanie się, odkrywanie tych samych upodobań, a i kłótnie i spory - oboje temperamentni - iskry by szły aż miło.
UsuńTaaak, to mogłoby być ciekawe, Margaretka swoje pieniądze na głodujące dzieci by oddawała, a Johnowi wciąż nie zgadzałyby się rachunki ;-) A poważnie, to myślę że Ty masz lepszą wyobraźnię od mojej i może kiedyś John Thornton u Ciebie zamieszka?
UsuńMargaretka bardzo dobrze się maskowała. Stąd to przekonanie, że jest silna.:) W obliczu takich spojrzeń nie mogła już nic zrobić. Zresztą i tak już wcześniej wiedziała kogo tak naprawdę pragnie. :)
UsuńRacja, to maskowanie nieźle jej wychodziło. I o mały włos a pan Thornton ożeniłby się z inną. ;-)
UsuńTakie już ryzyko maskowania. :) Margaretka na szczęście zorientowała się w porę, że za dobrze jej to idzie.:)
UsuńI mam nadzieję, że porzuciła to maskowanie na dobre;-)
UsuńAleście mnie załatwiły z tym maskowaniem - pojawiła mi się w głowie wizja Margareth w moro:)
UsuńAniu, mnie dwóch współmieszkańców wystarczy:) Ja mam małe mieszkanko - i Porter z Guy'em robią już solidny tłok:) I zamieszanie. Głównie w mojej głowie.
Gdyby się jeszcze wprowadzili tam nasi mili nowożeńcy, to wizja Margaret w moro mogłaby stać się faktem. Wyprosiłaby u Portera ten dziwny, plamiasty materiał na nową suknię, bo czarne skóry raczej nie przypadłyby jej do gustu.
UsuńKto wie, kto wie? Co w głowie Margareth siedzi. Może widząc Guy'a spodnie, zapragnęłaby mieć chociaż jakiś drobny element garderoby z tego dziwnego, aczkolwiek ładnie podkreślającego to i owo materiału:) Wizja to równie czarowna jak wersja żołnierska, a ja już widzę jak się po moich pokoikach ten barwny tłum przewija - mógłby Rysiek-Muz polatać i napisałabym historyjkę pt."Pod jednym dachem":)
UsuńZosiu, przecież nic nie szkodzi na przeszkodzie, abyś Porterowi zleciła jakąś misję, a i sir Guy mógłby Robina pogonić. ;-)
UsuńTak sobie patrzę na te fotki- on ma tutaj bardzo delikatną urodę, wygląda tak niewinnie;)- i przypomniała mi się pewna dyskusja na pewnym forum odnośnie tego czy pan Thornton miał wcześniej kobietę, czy jej nie miał;)
OdpowiedzUsuńO- a jeśli Kate by się chciało napisać historię Thorntona i Marg po ślubie, to popieram ten projekt;)
Robin
Czy aż tak niewinne jest to spojrzenie, to głowy bym nie dała. ;-) Na niejednym forum również widziałam dyskusję na nurtujący Cię temat, jednak na szczęście pani Gaskell nie zajmowała się tym tematem, więc myślę że i my również nie powinniśmy tego robić.
UsuńChciałabym przeprosić, że wczoraj tak nagle zniknęłam ale po dwóch nieprzespanych nockach po prostu padłam, a dziś właśnie wróciłam z firmowego spotkania świątecznego ( prawie dwie godziny jazdy samochodem od mojego domu w jedną stronę, co zostawię bez komentarza). Do Waszych komentarzy zajrzę jutro, bo dziś jestem już zbyt zmęczona. Umieściłam za to wywiad z RA dla TheAnglophileChannel, ale nie mam siły się nim cieszyć. To co zachwyciło mnie na pierwszy rzut oka to ta luźna atmosfera jaką oboje, zarówno pani Boland jak i R. Armitage, stworzyli podczas tej rozmowy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco. :-)