Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
------------------
Poprzednia, trzynasta część tutaj.
- Coś ty narobiła! – John był
zdenerwowany i ledwo nad sobą panował.
- Ja!? Co ja mam z tym wspólnego?
- To TWOJA ciotka i TWOJA matka!
- Nie kazałam im tu przyjeżdżać!
- Ale musisz coś wymyślić! –
syknął – Albo pójdę stąd i tyle mnie zobaczysz! Za dobrze pamiętam, co obie o
mnie sądzą!
- John, ogarnij się! Jesteś
mężczyzną! – krzyknęłam, ciągnąc go za rękaw w kierunku domu – Nie bądź rozkapryszonym
dzieckiem!
- JA!?
- Dobrze, przepraszam. Przepraszam,
wiem co czujesz, ale będę przy tobie, czy kiedykolwiek cię zostawiłam? John,
nie dam im cię skrzywdzić, zrozum to!
- Mam po prostu dość obrażania
mnie. Nie pamiętasz, co…
- Pamiętam – przerwałam mu – Ale
to się nie powtórzy. Idziemy. Pamiętaj, że cię kocham.
Z drżeniem serc podeszliśmy pod
dom. Stanęliśmy pod oknem i chwilę słuchaliśmy ożywionej dyskusji. John patrzył
na mnie z przerażeniem.
- Ona z nim sypia, Josephine! –
wrzeszczała moja mama – TU, w MOIM domu!
- Tylko sypia? Kochanieńka,
przesadzasz! Taka piękna dziewczyna i nie może namówić chłopca do seksu… Muszę
z nią porozmawiać, to wstyd żeby tylko tu sypiał.
- Ty głupia, stara latawico!
- Ależ skarbie, to jednak moja
siostra, nie mów tak na nią – uspokajał sytuację ojciec – Poza tym Kate jest
dorosła i…
- Zamilcz! Jesteś taki sam jak
twoja puszczalska siostrzyczka!
- Ja jestem puszczalska? – ciotka
wybuchnęła głośnym śmiechem – A ty jesteś hipokrytką! Mój biedny braciszek,
gdyby pojechał ze mną w świat kilkadziesiąt lat temu, miałby na koncie
dziesiątki takich jak ty! Nie dość, że ograniczyłaś biednego Jeremy’ego, to
zabraniasz bawić się życiem swojemu dziecku!
- Josephine, może dość już tych
mądrości – tato czuł się chyba nieco skrępowany kłótnią dwóch najbliższych
sobie kobiet – Usiądźmy i poczekajmy, aż Kate z Johnem przyjdą. Może napijemy
się czegoś mocniejszego. Sharon?
- Daj mi wódki. O ile ten… John
wszystkiego nie wypił – warknęła mama.
- Dla mnie też, braciszku. A kim
jest ten tajemniczy John? Kiedy byłam u naszej Katie ostatnio, był tu taki
jeden, przygarbiony, nie za ładny, kędzierzawy, w brudnych ubraniach, ale tylko
tu pracował, choć Katie twierdziła że to coś ważnego i że zniweczyłam jej
wszystkie plany… Zaraz, on też miał na imię John!
Nie wytrzymałam dłużej. Mocno
ścisnęłam Johna za rękę i weszliśmy do domu, gdzie ciotka i mama właśnie
wychylały po kieliszku wódki.
- TO jest John, ciociu –
powiedziałam ostro – Ten sam, którego wtedy obraziłaś.
- Wszyscy święci, co za mężczyzna!
– Josephine wstała i podeszła do nas szybkim krokiem – Witaj, dziecko, ale się
zmieniłeś! Nie dziwię się mojej bratanicy, że straciła dla ciebie głowę!
Sharon, gdzie ty widzisz problem!?
- Pani wybaczy, ale ostatnio
słyszałem, że Kate stać na coś lepszego – mruknął John.
- Któż ci takich głupstw
naopowiadał, synku kochany… Pewnie Sharon?
- Pani!
- Ja!? Och, musiało ci się coś
pomylić…
- John, moja siostra czasem
plecie rzeczy, nad którymi w ogóle nie pomyśli – próbował tłumaczyć ciotkę tata
– Miło was widzieć, jak wam się spało?
- Jeremy! Pytasz ich, JAK się
spało!? – wybuchnęła mama – Doprawdy!? Nie macie wstydu! Żadne z was!
- Kochanie, nadal nie wiem, gdzie
widzisz problem…
- Tato, nie próbuj zrozumieć.
Mama po prostu uwzięła się i nie odpuści – krzyknęłam, wściekła do granic – Nie
rozumiem tylko dlaczego! John kocha mnie, rozpieszcza, chroni, czego ty od
niego chcesz!?
- Nie jest dla ciebie dobrą
partią! Nie widzisz tego?
- Sharon, zdecydowanie przesadzasz!
– ojciec nalał mamie kolejny kieliszek – To dobry chłopak, pracowity, uczciwy…
- To nie jest dobra partia dla
mojej córki!
- To dlaczego nie wydała jej pani
za jakiegoś cholernego biznesmena!? – John stracił nad sobą panowanie –
Dlaczego pozwoliła pani jej wrócić do Terrington samej!? Przecież w Leeds
miałaby pani pod dostatkiem dobrych partii dla świetnie wykształconej córeczki!
- Jaką przyszłość czeka ją przy
tobie? Będziecie razem wypasać owce!? – syknęła wściekle.
- Mamo! – cofnęłam się o krok –
Nie wierzę, że to słyszę…
- Momencik, Jeremy, przybliż mi
proszę, czym zajmuje się ten przystojny młody człowiek – ciotka z błyskiem w
oku patrzyła na mojego ukochanego.
- Pracuję na gospodarstwie u
państwa Freemanów – odparł od razu John – I nie wstydzę się tego. Robię to, co
potrafię.
- Zawsze podniecali mnie farmerzy
– westchnęła Josephine, czym wywołała nerwowy uśmieszek mojego ojca – Co w tym
złego? Na gospodarstwie jest tyle fascynujących miejsc, by uprawiać miłość…
Traktor, przyczepa, pole, stodoła, siano…
- Tak? Cudownie! Tylko widzisz,
Josephine, pan Standring nie ma nawet własnego ogródka! – mama przechodziła
tego dnia samą siebie – Pracuje u obcych ludzi za marne grosze. W brudzie i
smrodzie.
Spojrzałam na Johna, który
poczerwieniał i zacisnął pięści. Mnie chciało się płakać, moja własna matka bez
cienia zażenowania obrażała mojego ukochanego. Miałam ochotę zapaść się pod
ziemię…
- To się dla pani liczy? – John zacisnął
dłoń na oparciu krzesła – Jestem za głupi, by stworzyć rodzinę z pani córką?
Obawia się pani, że nie utrzymam jej, i będzie żyła w ubóstwie?
- Młody człowieku, nie opowiadaj
bzdur – wtrąciła się ciotka – Kate pracuje i nie potrzebuje być niczyją
utrzymanką. Powinna w życiu zaznać ciężkiej pracy, i jako jej najlepsza ciotka
wiem, że nie boi się tego.
- Jeśli będzie trzeba, mogę
pracować w polu – powiedziałam ze łzami w oczach – Przecież radzimy sobie z
Johnem, utrzymujemy dwa domy z naszych pensji, nie głodujemy, jest nam dobrze…
Chcemy stworzyć rodzinę. A jeśli kiedykolwiek będzie nam brakowało pieniędzy,
to poradzimy sobie jakoś, bo mamy przede wszystkim siebie.
Do mamy jednak nic nie docierało:
- Nie po to inwestowałam w twoją
edukację, żebyś skończyła jako… kura domowa!
- Sharon, zamknij się wreszcie! –
w końcu ojciec nie wytrzymał – Po pierwsze, Katie wykształciłem JA za MOJE
pieniądze! I o ile dobrze wiem, nie poszły na marne, bo jej kariera w redakcji
się rozwija. Jeśli nawet będzie chciała stamtąd odejść i wieść życie na wsi z
Johnem, to ja się na to zgadzam, bo wiem, że skoro moje dziecko jest szczęśliwe
z tym chłopakiem, to jest dla niej najlepszą partią na świecie.
- Jeremy, ty… Ty nie wiesz, co
mówisz…
- Nie przerywaj mi! Chciałem,
żebyś wiedziała, że jeżeli kiedykolwiek będą potrzebowali mojej pomocy
finansowej, to ją dostaną. Przyjmij do wiadomości, że John będzie ojcem naszych
wnuków, i nigdy nie odmówię mu pomocy. Chyba, że skrzywdzi Kate, ale…
- To się nigdy nie zdarzy, proszę
pana – szepnął onieśmielony John. Tata uśmiechnął się do niego pokrzepiająco:
- Wiem, John. Widzisz, znam moją
córkę nie od dziś, zawsze miała nierówno pod sufitem, a wymagania wobec
chłopców tak wygórowane, że nawet sam George Clooney by jej nie zadowolił. Ale
jeśli spośród wszystkich, których poznała, wybrała właśnie ciebie, to ja jej
ufam. Wiem, że nie pomyliłaby się w takiej sprawie. Nie moja Katie…
- Tato… - podeszłam do niego i
przytuliłam się tak mocno, jak od dawna tego nie robiłam – Dziękuję. Nie wiesz,
jakie to dla mnie ważne.
- A ty nie gniewaj się na mnie za
to, co powiedziałam przy pierwszym spotkaniu, synku – Josephine niespodziewanie
przylgnęła do Johna i tuliła go jak własnego syna – Mój brat ma rację, czasem
plotę różne rzeczy. Ale zmieniłeś się nie do poznania… Katie ma na pewno
ogromną konkurencję!
- Nie dbam o to, że zauważam
żadnych kobiet poza nią – spojrzał na mnie z miłością, odsuwając od siebie
Josephine, i zrobiło mi się od razu lepiej – Kocham ją jak nigdy nikogo nie
kochałem. I nie będę nikogo tak kochał. Nigdy nie stanie jej się ze mną
krzywda. A pani chciałem powiedzieć – zwrócił się do mojej matki – Nie spełnię
pani oczekiwań. Przykro mi. Ale też nie mogę spełnić pani największego
życzenia, bo przysiągłem Katie, że nigdy jej nie zostawię. A skoro pani
przedkłada wszystko inne ponad dobro i szczęście swojej jedynej córki… Kochała
ją pani kiedykolwiek tak mocno, jak ja?
- Jesteś bezczelny – warknęła
mama – Jestem jej matką!
- To dlaczego chcesz, żebym była
nieszczęśliwa? – wyswobodziłam się z objęć taty i podeszłam do niej z nadzieją,
że coś do niej dotrze – Powiedz, dlaczego?
- Powinnaś wieść życie na takim
poziomie, na jaki zasługujesz.
- Wiesz, co ci powiem? Ja nie
jestem pewna, czy zasługuję na Johna. Bo on jest dla mnie za dobry, to co
codziennie z nim przeżywam, to nadmiar szczęścia, cały czas zastanawiam się, za
co spotkała mnie taka nagroda. Jestem z najwspanialszym człowiekiem na świecie…
- Który nie jest w stanie
zapewnić ci dostatniego życia – wtrąciła. We mnie wszystko się zagotowało.
- Przynajmniej mnie kocha! A ty
odmawiasz mi prawa do miłości tylko dlatego, że chcesz, żebym robiła coś, czego
nie chcę.
- Ta rozmowa nie ma sensu –
orzekła Josephine – John, synku, weź Katie i idźcie się przejść. Porozmawiam z
tą smutną panią.
- Odejdź ode mnie, lafiryndo! –
warknęła mama.
- Dość! – wrzasnął ojciec, który
najwidoczniej miał już dość – Zostajesz sama. Josephine, weź Katie i idźcie
gdzieś razem. John idzie ze mną się napić do baru.
- Świetny pomysł – westchnęłam – Nic
tu po nas. Może mama potrzebuje trochę spokoju.
- Kocham cię – szepnął John,
całując mnie w nos – Zobaczymy się niedługo.
Uśmiechnęłam się do niego z nadzieją,
że wszystko będzie dobrze. Mój narzeczony pogłaskał mnie po głowie i wyszedł z
moim ojcem. Ciotka bez słowa wzięła mnie pod rękę i wyprowadziła z domu.
Wychodząc, obejrzałam się jeszcze ze smutkiem na mamę; siedziała pochylona na
fotelu i wpatrywała się w podłogę. Nie chciałam jej tracić, ale skoro była
jedyną osobą, która nie chciała mojego szczęścia… Nie mogłam zrezygnować z
Johna tylko dlatego, że ona tego chciała. Gdybym go straciła, straciłabym go
bezpowrotnie. Teraz traciłam matkę, ale wierzyłam, że jeśli kocha mnie naprawdę
jak matka córkę, to w końcu ją odzyskam.
- O czym myślisz, dziecko? –
zapytała ciotka.
- Jestem wściekła, i tyle.
- Och, zapomnij! – Josephine
skręciła w stronę jeziora – Pogadajmy lepiej o Johnie. Jak ci z nim?
- Ciociu, jest… fantastycznie.
Pod każdym względem jest fantastycznie.
- A jaki jest w łóżku?
- Ciociu!!!
- Dajże spokój, Katie, nie bądź
obłudną hipokrytką jak twoja matka! Nie udawaj, że tego nie robicie, bo kiedy
ostatnio cię widziałam, byłaś moją małą dziewczynką, a teraz widać, że jesteś
spełnioną, dosłownie i w przenośni, kobietą. Przecież między wami idą widoczne
iskry, nawet jak na siebie patrzycie!
- Och… John jest niesamowity.
Jest taki… Nie wiem, jak ci to powiedzieć – zarumieniłam się jak wstydliwa
nastolatka – Na początku był strasznie nieśmiały, taki mały chłopiec, który
wszystkiego się uczy, bycia z kimś w związku, i tego… No wiesz. Oboje się
uczyliśmy. Ale potem wyszedł z niego prawdziwy wulkan… Jest nie do
powstrzymania.
- Ale ty chyba też?
- Ciociu!
- Katie, prawdziwy wulkan nigdy
nie byłby z kobietą, która jest jak kłoda!
- Powiedzmy, że pasujemy do
siebie pod każdym względem – ucięłam – Wystarczy?
- Moja krew! – zaśmiała się
głośno Josephine – Wiedziałam, że wyrośnie z ciebie pełnokrwista, prawdziwa
kobieta. Akurat to wszystko masz po mnie. Popatrz jak tu pięknie – wskazała na
jezioro, lśniące w porannym słońcu.
- Tak, cudownie – jak bumerang
wróciły do mnie wspomnienia sprzed paru tygodni, kiedy wraz z Johnem nad tym
jeziorem kochaliśmy się jakby to miała być nasza ostatnia noc – Przecudownie…
- Kate – Josephine spojrzała na
mnie badawczo – Rozmarzyłaś się, widzę to. A to ma jakieś ukryte znaczenie.
- Nie, ciociu…
- Nic przede mną nie ukryjesz!
Coś się kryje za tym jeziorem! Nie mów, że…
- Może przejdziemy się w stronę
wsi? – zaproponowałam, spłoszona, na co ciotka zareagowała histerycznym wręcz
śmiechem.
- Gdyby twoja matka wiedziała, że
uprawiasz seks na łonie natury! Och, kochanie, ja ciebie w ogóle nie znałam! A
to numer… Gdzie jeszcze?
- Ciociu, przestań!
- Czego się wstydzisz? Mów
wszystko jak na spowiedzi! Gdzie jeszcze zaciągnęłaś Johna?
- No wiesz… Kiedyś poszłam do
niego, kiedy pracował, przerzucał siano w stodole Freemanów… Boże, nie wierzę
że ci to mówię!
- Kochanie, co jak co, ale jeśli
chodzi o seks to ja jestem idealnym rozmówcą. Może podpowiesz mi coś, z czego
sama mogłabym skorzystać!
- Lavender Yorkshire – odparłam
bez emocji – Całkiem przyjemnie.
- Co? To tam, gdzie te kwiaty?
- Tak, ciociu, lawendowe pola –
potwierdziłam – Jest przepięknie.
- Jak żyję, nie spodziewałam się,
że z ciebie taki okaz wyrośnie! – Josephine spojrzała na mnie z podziwem – Jest
jakieś publiczne miejsce, w którym jeszcze się z nim nie kochałaś?
- Zapewniam cię, ciociu, że jest
wiele takich miejsc. Proszę skończmy ten temat. Czuję się jednak trochę
skrępowana…
- Takie cuda z nim robisz, a
mówić się krępujesz!
- Zrozum, ciociu, że czym innym
jest uprawiać seks z ukochanym mężczyzną, a czym innym opowiadać o tym na lewo
i prawo! Nie jestem taka, jak ty, żeby nie sprawiało mi to problemu… To sprawy
między mną i Johnem, i najlepiej czułabym się, gdyby mogło tak zostać.
- No tak… Mogłam się spodziewać.
Nie pogadamy sobie! Chodź, przejdziemy się dalej.
Zakończywszy nareszcie temat
erotycznych doznań poszłyśmy w stronę wsi. Ciotka chciała odwiedzić wszystkie
zakątki, których dawno nie widziała, więc spacer potrwał niemal trzy godziny,
włączając pogaduszkę u Jackmana, w trakcie której Josephine niespodziewanie
zadeklarowała, że zamierza sprowadzić się wraz ze swoim najnowszym ukochanym do
Terrington do końca roku. Miałam jednak nadzieję, że to tylko jej gadanie i
nigdy to nie dojdzie do skutku. Nie wiem, czy zniosłabym opiekę ciotki
roztaczaną nad nami codziennie… I jak zareagowałby na to John. Właśnie, John…
Zostawiłam Josephine w doborowym towarzystwie pana Jackmana i pobiegłam do
baru. Niestety, Johna i taty już tam nie było, poszłam więc czym prędzej do
domu, obawiając się najgorszego… I miałam rację. Ojciec siedział na ławeczce
przed domem tuż przy drzwiach i palił spokojnie papierosa.
- Tato… Ty nie palisz – usiadłam
obok niego i patrzyłam z obawą w jego pokerową twarz – Gdzie John?
- Przy twojej matce czasem nie da
się nie palić – odparł ze stoickim spokojem – A John jest w środku, jak
przestaniesz gadać, to usłyszysz.
-Boże, nie mogę na to pozwolić…
- Siedź!
Drzwi były otwarte, więc
doskonale słyszałam, co działo się w domu. Trzęsłam się ze strachu, i nie
rozumiałam, dlaczego ojciec pozwolił Johnowi samemu mierzyć się z moją matką!
- Wiem, że nie jestem pani
wymarzonym zięciem – mówił łamiącym się głosem John – Wiem, że mnie pani nie
zaakceptuje, i nie rozumiem tego, ale proszę tylko, żeby nie łamała pani serca
Katie. Ona jest najcudowniejszą istotą na świecie, kocham ją ogromnie i
bezwarunkowo, i może się pani wydawać, że nie mogę jej nic zaoferować, ale…
Właśnie mogę. Moje uczucie jest jedynym, co mam, ale jej to wystarcza. I daje
mi w zamian to samo. Dlaczego sądzi pani, że jestem gorszy od innych, którzy
mogliby jej zapewnić życie w bogactwie? Co się nagle pani stało? Nigdy nie
miała pani do mnie zastrzeżeń, mogę nawet powiedzieć że odnosiłem wrażenie, że
jako jedna z nielicznych lubi mnie pani, a teraz… Co zrobiłem nie tak, że nie
jestem godny ręki pani córki?
- Nie miała mieszkać na wsi i
pracować na wsi… Nie po to się kształciła – odparła sucho mama – To nie jest
miejsce dla niej.
- Musi pani zrozumieć, że Kate
sama układa sobie życie, i jeżeli tak chce je spędzić… Ona jest tu szczęśliwa.
Ma mnie, a ja nie pozwolę jej zginąć. Jeżeli za coś się biorę, to jestem od
początku do końca za to odpowiedzialny, oświadczyłem się pani córce i zrobiłem
to poważnie i z przekonaniem. Nie ma na świecie nic ważniejszego dla mnie, niż
ona, i proszę mi uwierzyć, że też nie chciałbym za kilka lat widzieć jej zajmującej
się gospodarstwem, dojącej krowy, żniwującej… Kate to najpiękniejsza na
świecie, delikatna, wrażliwa kobieta, mądra i wykształcona, i pragnę tylko jej
szczęścia, chciałbym żeby realizowała się w tym, co dla niej ważne, żeby była
najsłynniejszą dziennikarką w całym Zjednoczonym Królestwie, jeśli tego będzie
chciała. A ja będę zawsze tu na nią czekał, albo… może poświęcę się i pójdę
wszędzie, gdzie ona. Podejmę się każdej pracy, byle zapewnić je godne życie,
może nie opływające w luksusy, ale pani córce nigdy niczego nie zabraknie.
Nastała cisza. Chciałam wstać i
wejść tam, ale tata stanowczo przytrzymał mnie, bym została i czekała. Miał
rację, John był dorosłym mężczyzną i musiał zmierzyć się z tą sytuacją, choć w
zasadzie powinnam tam być, w końcu to moja matka… Ale rozumiałam go, męska duma
nakazała mu w samotności walczyć o kobietę, którą kochał. Ja natomiast w tej
chwili poczułam, że nigdy jeszcze tak mocno go nie kochałam… Teraz, kiedy
wszedł w samą paszczę lwa, kiedy walczył o naszą miłość, poczułam że moje
uczucia do niego wzrosły kilkukrotnie. Wykazał się naprawdę ogromną odwagą,
może ktoś uznałby że to normalne, ale w przypadku mojego nieśmiałego Johna to
był wielki postęp.
- Po co mi to wszystko mówisz? –
zapytała go mama, wyraźnie pociągając nosem.
- Chciałem, żeby spróbowała pani
zrozumieć. Katie nie stanie się ze mną nic złego, a wręcz przeciwnie, będę dbał
o to, by nie zmarnowała swojego talentu,
lat nauki, a przy tym będę ją mocno kochał. Nawet pani nie wie, ile jej
zawdzięczam, ile dla mnie zrobiła… Chcę jej się za to wszystko odwdzięczyć.
- Wiesz, jak się możesz
odwdzięczyć? Zostaw ją. To będzie zdecydowanie dla niej najlepszy wyraz twojej
wdzięczności.
- Jak pani może – John brzmiał,
jakby ktoś uderzył go w twarz – Jak może pani być tak bezduszna! Dlaczego
odmawia mi pani prawa do uszczęśliwienia Katie?
- Bo ty nie masz NIC, co mogłoby
ją uszczęśliwić.
- JA nie mam nic? JA!? –
usłyszałam hałas przewracanego krzesła – Niech pani zapyta swojej córki, czy
tak jest. Jestem zdania, że mam jej bardzo DUŻO do zaoferowania! Coś, czego
pani nie potrafi jej dać: zrozumienie, szacunek i bezwarunkową miłość. Nie
wymagam od niej, żeby się dla mnie zmieniła, żeby robiła to, czego chcę, bo mam
takie widzimisię, bo wymyśliłem sobie dla niej idealny scenariusz. Przy mnie
jest szczęśliwa, i nie pozwolę tego zniszczyć. Nawet jej własnej matce.
Spojrzałam przerażona na ojca,
który trzymał mnie za rękę. Na jego twarzy malował się jednak totalny spokój,
czego w ogóle nie rozumiałam.
- Słyszysz? Postawił jej się. Jestem
z niego dumny – powiedział konspiracyjnym szeptem – Jak ten chłopak dojrzał
przez te kilka lat…
- Tato, ale mama kompletnie
oszalała, ona go nienawidzi!
- Nie martw się matką, ciesz się
tym, że masz takiego faceta! Mało kto zachowałby się tak stanowczo.
Miał rację. Jeśli mama choć
trochę mnie kochała, musiała kiedyś zrozumieć, że jej aktualne zachowanie było
błędem. Teraz cieszyłam się, że John tak ostro zareagował, i może powiedział o
parę słów za dużo, ale zrobił to dla mnie… Kiedy wyszedł przed dom, stanął jak
wryty, widząc mnie z tatą. Bez słowa pociągnął mnie za rękę i mocno przytulił.
- Przepraszam, kochanie – szepnął
roztrzęsionym głosem – Wybacz, chciałem poprawić sytuację, a wszystko zepsułem,
ale… Ja po prostu mam już dość, tyle lat mną pomiatano, nie zasługuję sobie
niczym na takie traktowanie.
- Wiem, misiu, wiem, i kocham cię
za to, co jej powiedziałeś. Jesteśmy z ciebie dumni… Ciotka, kiedy się dowie,
też będzie – głaskałam go po głowie i czułam rozpierającą mnie radość mimo
tego, że sytuacja z mamą była tragiczna – Nie martw się, będzie dobrze. Kocham
cię najmocniej jak umiem.
- Och Katie…
- Już dobrze – pocałowałam go w
jego drżące usta i poczułam, jak napięcie z niego schodzi, rozluźnił się i
usiadł na ławce, ciągnąc mnie za sobą na swoje kolana.
- Zajmę się nią, John – odezwał
się mój ojciec – Myślę, że damy wam spokój i pojedziemy zaraz do domu. Pójdzie
po rozum do głowy i przeprosi cię prędzej czy później.
- Nie chcę, żeby mnie
przepraszała. Chcę, żeby przestała krzywdzić Katie i układać jej życie, bo ona
na to nie zasługuje. Ja wiem, że nie jestem obiektywnie najlepszą partią dla
pana córki…
- Daj spokój, John!
- Panie Newman, zdaję sobie
sprawę że Kate mogłaby mieć inne życie, ale… Wie pan co? Nikt jej nie będzie
kochał tak, jak ja.
- Wierzę ci, i wiem, że zostawiam
ją pod najlepszą opieką. Jesteś świadom, że zabiję cię, jeśli stanie się jej
krzywda?
- Tak – wreszcie uśmiechnął się
John – Ale jestem spokojny o swoje życie.
- To chciałem usłyszeć – ojciec
położył rękę na ramieniu Johna – Wpadnę do was za kilka dni.
Wstał z ławki i wszedł do środka.
Słyszeliśmy, że mówi coś do mamy, ale nie chcieliśmy zwracać na to uwagi. Siedzieliśmy
sami, wpatrując się w siebie. Mój bohater… Bronił mnie jak księżniczki z bajki.
- Mój odważny książę –
westchnęłam, sunąc palcami po jego włosach – Książę z lawendowych pól…
- Dlaczego tak?
- Nie pamiętasz? Pierwszy raz
kochaliśmy się na polu lawendy, uwielbiasz moją lawendową sukienkę i bieliznę,
jeśli przynosisz mi kwiaty, to zawsze jest to moja ukochana lawenda… Zawsze
będziesz moim księciem z lawendowych pól.
- A ty moją małą księżniczką –
pocałował mnie w skroń i mocno przytulił do siebie – Pójdziemy na lawendowe
pola?
- Teraz?
- Tak, teraz. Tylko może najpierw
pożegnaj się z mamą…
- Nie – odparłam stanowczo –
Myślę, że i ja, i ona nie mamy ochoty się już dziś widzieć. Nie zrozum mnie
źle, po prostu czuję, że nic dobrego z naszego pożegnania nie wyjdzie… A nie
chcę rozstawać się z nią bardziej skłócona niż jestem.
- Pokłóciłyście się przeze mnie…
- John posmutniał, ale ja nie zgadzałam się z tym, co mówił.
- Pokłóciłyśmy się przez jej brak
empatii i szacunku, nie przez ciebie. Nie masz prawa się obwiniać.
- Ale to jest twoja mama…
- A ty jesteś moim przyszłym
mężem – uspokoiłam go – I jesteś dla mnie najważniejszy. Koniec tematu.
Wzięłam go za rękę i poszliśmy w
stronę Lavender Yorkshire, gdzie choć na chwilę zapomnieliśmy o problemach,
gdzie dla mnie liczył się tylko on, a dla niego – tylko ja.
***
Na niebie pojawiały się pierwsze
gwiazdy i było bardzo zimno, a John wciąż siedział przed domem i naprawiał
radio. Wyszłam do niego i okryłam go kurtką, po czym wróciłam do swoich zajęć w
kuchni, przygotowując mu kolację. Ochłonęłam po wizycie rodziców, kiedy
wróciliśmy po ponad dwugodzinnym spacerze na Yorkshire Lavender, nie było ich
już w domu. Była za to Josephine, która z zachwytem oglądała Johna z każdej
strony i nad wyraz jasno dawała mu do zrozumienia, że jest nim olśniona i
będzie broniła go jak niepodległości przed swoją „wredną, smutną szwagierką”,
czyli moją matką. Na szczęście z nadejściem wieczora ciocia opuściła nas i
każde zajęło się swoimi sprawami. John jednak zbyt długo siedział przed domem,
i postanowiłam sprawdzić, jak mu idzie naprawa. Kurtka, którą uprzednio
narzuciłam mu na ramiona, zsuwała się już z nich, więc poprawiłam ją i usiadłam
obok.
- Kończysz już? – zapytałam.
- Mhm – mruknął, nie patrząc na
mnie – Jeszcze tylko jedna śrubka…
- Jest zimno, powinieneś robić to
w domu.
- Jestem przyzwyczajony do zimna.
W moim domu zimą i jesienią temperatura rzadko przekracza 19 stopni.
- Zamarzłabym chyba – wzdrygnęłam
się na samą myśl – Jak ty to wytrzymujesz?
- Po prostu ciepło się ubieram,
kochanie – pocałował mnie w policzek – Gotowe. Naprawiłem ci radio.
- A ja zrobiłam ci kolację.
Sałatka z makaronem i kurczakiem, i kupiłam dziś bardzo dobre, białe wino.
- Jaka to okazja?
- Taka, że ciotka Josephine nie
została na noc – zażartowałam, przytulając się do niego – A tak poważnie, to
bardzo cię kocham, i chciałam zjeść z tobą dobrą kolację.
- Rozpieszczasz mnie…
- Nie tak, jak na to zasługujesz.
Chodźmy do środka.
Siedzieliśmy razem, oglądając w
telewizji ulubiony serial Johna, „Spooks”, i jedząc kolację. Było niby bardzo
miło, jednak widziałam, że coś jest nie tak, że coś mojemu narzeczonemu
przeszkadza. Był jakiś nieswój, i rzucało się to mocno w oczy. Dolałam mu
trochę wina i podałam kieliszek.
- Powiesz mi, co się z tobą
dzieje?
- Ze mną?
- No chyba nie ze mną, John! Coś
cię gryzie.
- Przypomniała mi się rozmowa z
twoją mamą – wyznał, odkładając talerz i sięgając po kieliszek – Ja nadal nie
mogę tego zrozumieć. Ona mnie nie cierpi.
- Ja to wszystko wiem, ale czy to
naprawdę dla ciebie takie ważne? Mój tata cię uwielbia, ciotka tak samo, a ja
wprost szaleję za tobą, kocham cię jak wariatka. To powinno być
najistotniejsze.
- Jest, ale… Katie, to twoja
mama, w ogóle cię to nie rusza?
- Oczywiście, że tak, ale nie
będę rozpaczać. To jej problem. A jestem pewna, że ojciec poradzi sobie z nią i
przemówi jej do rozumu. Nie możemy się tym zadręczać, kochanie, przestań o tym
myśleć. Możesz to dla mnie zrobić?
- Dla ciebie? – John spojrzał na
mnie z ukosa – No, może… Może mógłbym…
- Bardzo bym prosiła – wtuliłam
się w jego pierś – Bo potrzebuję cię teraz bardzo, bardzo mocno…
***
Tata w ciągu kilku kolejnych dni
dzwonił parokrotnie, zdając relację z postępów mamy, które nie były
zachwycające, ale mimo wszystko – jakieś. Rozumiała już to, że mam prawo do
życia takiego, jakie sobie sama wybiorę, niestety nadal nie akceptowała Johna.
Nie mówiłam mu nic o tym, zbywając go tylko krótko, że ojciec wciąż nad nią
pracuje i osiąga minimalne póki co efekty. Na razie wystarczało. Żyliśmy sobie
w spokoju i dobrze nam z tym było. Raz w tygodniu musiałam chodzić sprzątać dom
Johna, bo choć w ogóle prawie w nim nie mieszkał, to mimo wszystko kurz zbierał
się na meblach. John oczywiście nie chciał, bym u niego sprzątała, mówiąc że
sam to zrobi, ale chciałam zdjąć z jego ramion ten obowiązek, wystarczająco
ciężko pracował u Freemanów. A ja miałam lekką pracę u Jackmana i wizyty w
redakcji tylko dwa razy w tygodniu, więc sprawiało mi przyjemność odciążanie
Johna jak tylko mogłam, kilka razy zdarzyło mi się nawet pomagać mu u
Freemanów. Jednak pewnego dnia, kiedy wróciłam z Yorku, miałam mieszane
uczucia. John czekał na mnie w moim domu z gotową kolacją. Pięknie ubrany,
uśmiechnięty… A ja nie potrafiłam się tym cieszyć. Choć wiedziałam, że
powinnam.
- Katie, co jest? – podszedł do
mnie i wziął mnie w ramiona, okręcając kilka razy dookoła – Ktoś zrobił ci
przykrość?
- Nie, misiaczku. Jest dobrze –
odparłam bez przekonania, jemu to jednak nie wystarczało.
- Kochanie, widzę że czymś się
martwisz. A ja nie lubię, kiedy się martwisz – szepnął, odrzucając na bok moją
torebkę i zsuwając ze mnie kurtkę – Powiesz mi?
Westchnęłam z rezygnacją i
zdecydowałam się mówić:
- John, to wyszło dziś, i…
- Poczekaj – wziął mnie na ręce i
przeniósł na krzesło, po czym uklęknął przede mną i powoli zdejmował mi buty –
Może dziś ja rozmasuję ci zmęczone stópki? Kto to widział, żeby biegać w tak
wysokich obcasach…
- Nie musisz… - zaprotestowałam,
ale zmieniłam zdanie, gdy poczułam, jaka to ulga – O jak dobrze… Kocham cię,
misiu, jesteś najcudowniejszy na świecie. I zrobiłeś kolację! Kupiłeś wino?
- Nie kupiłem wina, ale… Pani
Freeman dała mi jedną ze swoich nalewek z aronii, a wiesz że jej nalewki są
najlepsze na świecie!
- Cudownie! Coś czuję że dziś
zaszalejemy – ucieszyłam się, próbując odwlec moment rozmowy na poważny temat.
- Czyżby moja mała dziewczynka
chciała być dziś niegrzeczna i się upić?
- A jeśli się upiję, zaopiekujesz
się mną i zaniesiesz mnie do łóżka?
- Kochanie… Nie wiem, czy
dojdziemy do łóżka – zmysłowo zamruczał John – Miałem dziś wiele pomysłów…
Muszę wypróbować na tobie co najmniej trzy.
- Zaskakujesz mnie…
- Staram się – mój narzeczony
uśmiechnął się rozczulająco, ale błogi nastrój szybko prysnął – No ale chciałaś
o czymś powiedzieć.
- Nie, to może zaczekać…
- Skarbie, jeśli się upijesz, to
zapomnisz, proszę powiedz teraz, póki oboje jesteśmy świadomi.
Problem tkwił w tym, że obawiałam
się, co będzie, jeśli mu powiem… Może w ogóle nasz romantyczny wieczór szlag by
trafił. Ale musiałam wierzyć w rozsądek Johna. Przecież nie mógł być aż tak
zazdrosny o moją karierę…
- Katie? Coś ukrywasz, tak? –
zaniepokoił się – Możesz w końcu powiedzieć?
- John, ja… Proszę, zrozum, ja musiałam
się zgodzić, nie miałam wyjścia.
- Musiałaś czy chciałaś? – John
spojrzał na mnie podejrzliwie – A poza tym to o czym mówisz?
- Kochanie, ja dostałam awans –
wyznałam jednym tchem – To wiąże się z tym, że muszę zrezygnować z pracy u
Jackmana, i będę na całe dnie jeździć do Yorku.
Patrzył na mnie bardzo dziwnym
wzrokiem. Bardzo… Było w nim dużo dezaprobaty i rozczarowania. Tak nagle
wszystko się zmieniło…
- John powiedz coś – poprosiłam,
chwytając jego dłonie i przyciskając sobie do policzków – Kochanie, nie milcz teraz!
- Co ja mam co powiedzieć? –
odsunął się ode mnie i wbił wzrok w podłogę – To twoje życie…
- To NASZE życie! Proszę, nie
odsuwaj się…
- Kate, to twoja kariera, rób co
chcesz – John wstał z podłogi i usiadł w drugim kącie pokoju – Nie będę się
wtrącał.
- Kochanie, ja myślałam…
Myślałam, że się ucieszysz, że chociaż pogratulujesz mi awansu! Co się z tobą
dzieje?
- Daj spokój, chyba nie potrzebujesz
mojej aprobaty!
- John, jak możesz! Twoje zdanie
jest dla mnie najważniejsze! Zresztą już ci kiedyś mówiłam, że dla ciebie mogę
zrezygnować z tego wszystkiego, że nie potrzebuję tego awansu i mogę
zrezygnować dla ciebie…
- Jednak go potrzebowałaś – odparł
z wyraźnym wyrzutem – Więc przestań mydlić mi oczy!
- John, ty masz mi za złe, że
chcę się rozwijać? Przecież jeszcze kilka dni temu wykrzyczałeś mojej matce, że
zrobisz wszystko, żebym była szczęśliwa, że nie pozwolisz bym stała się kurą
domową, że chcesz bym rozwijała karierę!
- Nie, kochanie – podkreślił
ironicznie – Ja po prostu myślę i zastanawiam się, KIEDY zaoferowano ci ten
cholerny awans.
- Jakie to ma znaczenie…
- Kiedy!?
- No… Przedwczoraj – przyznałam,
nie rozumiejąc jego wściekłości – Miałam dwa dni do namysłu.
- Pięknie! – John poderwał się z
krzesła – DWA DNI! A dziś przychodzisz i twierdzisz, że MOJE zdanie jest dla
ciebie najważniejsze? Gdzie byłem, kiedy dostałaś propozycję?
- Przecież sam mówiłeś mojej
matce, że nie pozwolisz żebym zmarnowała talent i że mam się rozwijać… Uznałam,
że…
- Uznałaś, że możesz przestać mi
mówić o czymkolwiek! Tylko dlatego, że kiedyś coś powiedziałem trzeciej osobie!
Nie pomyślałaś, że warto byłoby przynajmniej poinformować mnie, że padła
propozycja, nie chciałem żebyś pytała mnie o zdanie, ale choćbyś powiedziała,
że się nad tym zastanawiasz! Żebym miał świadomość, że w naszym życiu szykują
się zmiany!
- John, nie będzie żadnej zmiany,
wszystko będzie jak dotąd…
- I to samo powiesz Jackmanowi? –
spojrzał na mnie z pretensją w oczach – Czy może on wie, że straci pracownicę?
- No nie, nie wie jeszcze…
- Jesteś cholernie
nieodpowiedzialna!
- Proszę przestań tak do mnie
mówić!
- Wiesz co? Zaczynam zastanawiać
się, czy twoja mama nie miała racji – syknął ze złością – Nie ma dla mnie
miejsca w twoim życiu.
- Przestań, John! Nie życzę
sobie, żebyś tak mówił…
- Na co ja głupi liczyłem? Że
będę szczęśliwy z tobą? Że będziesz mnie szanować, zwykłego, prostego,
niewykształconego pastucha? Pytać mnie o zdanie w najważniejszych życiowych
sytuacjach?
- Boże, przepraszam że tak
zrobiłam! Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to cię tak zaboli, pomyślałam że
skoro powiedziałeś tamto mojej mamie, to po prostu… przyjmę ten awans i
będziesz się cieszył razem ze mną! A teraz wszystko z ciebie wychodzi!
- Wybacz, nie rozumiem, może
jestem za prosty. CO ze mnie wychodzi!?
- Twoje… cholerne kompleksy! I
egoizm! Myślisz tylko o sobie, o tym, żeby ktoś nie uraził twojej próżnej,
męskiej dumy i nie zdeptał twojego nikłego poczucia własnej wartości!!!
Wykrzyczałam to i… dotarło do
mnie, co powiedziałam. Widziałam w jego twarzy, że zabolało go to gorzej niż
uderzenie w twarz. Podeszłam do niego szybko i chwyciłam za ramiona z całych
sił.
- Nie chciałam tego powiedzieć,
nie wiem, co mnie napadło. Wybacz mi kochanie, przepraszam cię…
- Ależ chciałaś – odparł z
godnością, unosząc głowę – Nareszcie wiem, co o mnie myślisz. Ciekaw jestem,
czy tak było od początku, czy jednak kontaktowałaś się ostatnio w tej sprawie z
mamusią.
Wyrwał się z mojego uścisku i z
wściekłością założył buty i kurtkę.
- Smacznego – powiedział,
naciskając klamkę – I śpij dobrze.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. A
we mnie kotłowała się złość i na siebie, i na niego. Oboje przesadziliśmy… Ale
to ja wbiłam gwóźdź do trumny, i to ja będę musiała to wszystko naprawić. Nie
mogłam pozwolić, by tak po prostu się to skończyło. Teraz jednak nie zniosłabym
kolejnej konfrontacji z rozwścieczonym Johnem, musiałam się z tym przespać,
choć zmrużenie oka nie przyszło wcale łatwo, kiedy w wyobraźni widziałam ciągle
jego zbolałą twarz i smutne oczy…
Aktualizacja 08/10/2014: następna część tutaj.
Hurrra! Dziś się nie stukali! :)) Niezłe dialogi. A owce nie śmierdzą.
OdpowiedzUsuńNie stukali? Ciekawe określenie...
UsuńA co do smrodu to nie będę wnikać, jakie zwierzęta śmierdzą, jakie nie - ogólny stereotyp (który wyznaje matka Kate) jest taki, że praca na wsi pachnąca nie jest, i to tyle.
Kate, Ty dziewczyno chcesz żebym dostała zawału. Takie emocje. Pierwsza część super, odwaga Johna pełna podziwu. Natomiast rozczarowała mnie Kate w drugiej części. Jak mogła ukryć przed ukochanym awans.Jeżeli układają sobie życie razem, to powinna wspólnie z Johnem podjąć tą życiową decyzję. Nieładnie postąpiła poniżając go, wie przecież jak łatwo może go urazić.Czasami trzeba trzymać język za zębami.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozwój wypadków, z pewnością nie mniej emocjonujący.
Dziękuję.
Jolu, w pewnym sensie masz rację, nie powinna tego ukrywać, w końcu skoro planują ślub to nie może być żadnych tajemnic i decyzji tak ważnych podejmowanych samodzielnie. No i oczywiście powinna ugryźć się w język podczas rozmowy z nim. Ale tak już jest, że Katie nie panuje nad językiem, kiedy się zdenerwuje, potem szybko zdaje sobie sprawę z tego, co powiedziała, ale taka już jej natura.
UsuńDziękuję Ci za uwagi :)
Oj, dzieło się , działo . Będę broniła jednak Kate . Oczywiście , że powinna powiedzieć Johnowi o propozycji awansu , ale z niego taka straszna mimoza ,wszystko przyjmuje jako atak na siebie .Ja rozumiem ,że dużo przeszedł ,ale czy ma tak będą szczęśliwi wtedy kiedy John będzie szczęśliwy ? A może pojawiłaby się w okolicy jakaś niewinna konkurencja dla Johna Może wtedy wróciłby do równowagi .
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to niesamowite próbować wpływać na proces twórczy autorki .
Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg ,
Basia
Basiu, Tobie też dziękuję za uwagi, i z Tobą też się zgadzam. John nadal jest w głębi tym zakompleksionym chłopakiem, i Kate miała rację mówiąc to, choć to że miała rację nie znaczy że miała prawo mu to wykrzyczeć, bo to nie jego wina. Łatwo go urazić, i mimo wszystko należy też zrozumieć Kate, która - podkreślę - była jedynaczką, była przyzwyczajona do totalnie innego życia, do swobody, jest indywidualistką, a tu nagle "wzięła" pod swoje skrzydła tego zakompleksionego chłopaka, poświęciła się temu, by dać mu swoją miłość i go odmienić. Ale nie można od niej wymagać, żeby była Matką Teresą :) John też powinien sam wziąć się za siebie i dostać porządnego kopniaka.
UsuńBasiu, wydaje mi się, że jakby Kate powiedziała o awansie Johnowi, może chłopak by się bardziej dowartościował. Czasami jest lepiej dla obu stron. Przecież i tak Kate by przekonała go do już wcześniej podjętej decyzji (ona ją podjęła zanim dojechała do domu).
OdpowiedzUsuńJohn jest bardzo zakompleksiony i wydaje mi się ,że chodzi tu o różnice w wykształceniu.
Masz rację , takie zachowanie Johna z pewnością wynika z jego kompleksów i mało zakorzenionego jeszcze poczucia własnej wartości . Ale ta biedna Kate ciągle musi uważać aby nie zranić jego uczuć , a John w swoich napadach zapomina , że Kate też ma uczucia i można ją zranić . Tak pięknie opowiadał mamie Kate o swoich uczuciach ,a jak z teorii przechodzi do praktyki czar trochę pryska .
UsuńBasia
No właśnie, jak napisałam wyżej - Kate mówiąc o kompleksach ma rację, choć nie powinna tego mówić. I Basiu w całej rozciągłości się zgadzam z tym, co napisałaś - Kate jest nastawiona tylko na Johna i jego szczęście, nagle musi się cała poświęcać, mimo że nie znała takiego zycia wcześniej. A John... Łatwiej mówić, niż wykonać, i tak jest smutna prawda. Jeszcze długa droga przed nimi, bo muszą się siebie nauczyć w stu procentach.
UsuńTo może , nawiązując do kopniaka , rozważysz niewinną konkurencję dla Johna
Usuńw postaci młodego ,przystojnego , wykształconego chłopaka zjawiającego się we wsi.
Basia
Pomysł sam w sobie jest dobry, tylko gorzej z realizacją, bo naprawdę nie wiem jak taka dodatkowa osoba mogłaby odnaleźć miejsce w fabule, którą już zaplanowałam. Ale mogę obiecać, że to przemyślę.
UsuńKate, na początek powtórzę się.:) Umiesz zapewnić nam emocje na odpowiednim poziomie. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się, że Katie dostała w końcu po nosie, bo należało się jej. Skoro chce być z Johnem, to decyzje dotyczące ich obojga musi z nim konsultować, albo chociaż wspominać mu o tym, co planuje. Na tym też polega bycie razem. Reakcja John'a wcale mnie nie dziwi, bo jest jak najbardziej uzasadniona. Katie zachowała się egoistycznie i tak, jak jej czasami się zdarza "wiedziała lepiej", co jest dla nich dobre.
O tym, że ciotka jest jak czołg (pozytywnie rozumiany:)) już pisałam poprzednio, więc nie będę powtarzać się. :)
Dzięki za "przemykającego" George'a Clooney'a. :))
Jestem w żałobie, bo George się ożenił (kolejna dobra partia zajęta!), więc zrekompensowałam sobie to jego małym przemknięciem :)
UsuńKatie jest w tej części zdecydowanie najmniej lubianą postacią :) Chociaż, jak to już nie raz wspominałam, ja rozumiem i ją, i Johna, więc nie oceniałabym jej tylko i wyłącznie źle. To, co zrobiła, było paskudnie głupie, ale powtórzę się, że i ona musi się dopiero dostosować do takiego życia, dotąd była niezależną indywidualistką i do tego jedynaczką, więc ma prawo popełniać błędy, a John nie powinien się tylko obrażać, ale i próbować ją rozumieć, tak jak ona od samego początku stara się jego rozumieć. Jestem rozdarta pomiędzy obie postacie :) Ale serce mówi, że trzeba pocieszyć i poprzeć Misiaczka :)
Zdaje się , że jestem w zdecydowanej mniejszości upominając się o uczucia Kate.
UsuńA John to taki Misiaczek z wrażliwością czołgu ,
Basia
Staram się ją zrozumieć.:) Wiem, że jest popędliwa i czasem powie coś zanim pomyśli. John też ideałem nie jest i bywa przewrażliwiony na własnym punkcie. Dlatego świetnie się uzupełniają, a jeśli między nimi od czasu do czasu zgrzyta, to tym lepiej, bo to znaczy, że nie spoczęli na laurach. Kibicuję obojgu i jestem spokojna o dobre zakończenie.:)
UsuńA! Zapomniałam! :) Clooney'owi życzę jak najlepiej! :)) Ryśku, wybacz. :)
UsuńJohn ma wrażliwość czołgu? Dlaczego?
Już tłumaczę, ponieważ w momentach kryzysowych myśli tylko o sobie, swoim zranionym ego , nie pamięta , co Kate dla niego zrobiła , nie zwraca uwagi na to jak bardzo rani Kate, nie za uważa jak bardzo bywa niesprawiedliwy .A to Kate go przeprasza mimo, iż często winni są tak samo .
UsuńBoże , przecież to tylko fikcja , a ja powoli staję się agresywna .
Basia
Mimo wszystko Basia ma dużo racji co do Johna i jego zachowania w momentach kryzysowych, nie sposób się nie zgodzić.
UsuńI nie stajesz się wcale agresywna, fajnie że mówisz wprost jak to widzisz, w końcu każda z nas ma prawo odbierać to, co napisałam, po swojemu.
Ale popatrz jak inspirująca fikcja! :) I gdzie tu agresja? Ja jej nie widzę! :)
UsuńZapytałam, bo mnie Katie czasami irytuje właśnie przez to jak traktuje John'a. Wiem, że chce dla niego jak najlepiej, odmieniła go, on jest z tym szczęśliwy, ale czasami ma pokusę pokierowania nim tak, jak ona chciałaby i nie zawsze liczy się z jego zdaniem.
Dzięki za wyjaśnienia. :)
Fakt, bardzo inspirująca i emocjonująca fikcja. Sadziłam ,że analizę tekstów literackich mam już za sobą ( dość dawno ) , a tu patrz niespodzianka.
UsuńCieszę się ,że udało mi się ukryć moje zacietrzewienie w obronie Kate .
Basia
Szkoda, że większość tekstów analizowanych w szkole nie wywoływała takich emocji ( o ile jeszcze pamiętam, bo to dawno było:))
UsuńMój jedyny komentarz do tej części: kocham ciotkę Josephine! :D Czuję, że jakbyśmy zaczęły gadać, to dnia i nocy by nam brakło ;-)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będę tu jedyną przeżywającą ślub George'a, a tu proszę jaka niespodzianka :). No cóż, jedno moje kochanie się ożeniło, ale ja mam pojemne serduszko i jeszcze paru panów tam mieszczę ;-). Wprawdzie Brad też się ożenił, ale akurat Angelinę kocham nawet bardziej niż jego i kibicuję tej parze od samego początku. A George'owi życzę dużo szczęścia i dużo miłości. Swoją drogą panna młoda miała piękną suknię.
Robin - ja tez się cieszę, że dziś bez stukania, pukania i tym podobnych dźwięków ;-)
No dobra, żartowałam z tym jedynym komentarzem :). Kate ma jak dla mnie problem - nie potrafi zobaczyć w swoim mężczyźnie mężczyzny. Owszem, widzi obiekt seksualny, ale nie dociera do niej, że John to facet nie tylko w łóżku, ale i poza nim. Po pierwsze traktuje go jak porcelanową laleczkę - chucha i dmucha na niego jak na kilkulatka. A to przecież dorosły facet. A jak przychodzi co do czego i trzeba podjąć decyzję co do wspólnej przyszłości, to stawia go przed faktem dokonanym. Zupełnie jakby miała do czynienia z dzieckiem. Po części zgadzam się z Basią - on jest przewrażliwiony, ale moim zdaniem Kate miała w tym swój udział. Doprowadziła do tego, że on stał się pewny w sferze uczuciowej, ale w żadnej innej. Ona go po prostu trzyma pod kloszem, martwi się o jego rozmowę z jej matką, o każdy szczegół. I jak dla mnie sama go w pewne kompleksy wpędza. Nie informując go wcześniej daje mu dobitnie do zrozumienia, że jest gorszy - tak, jakby mówiła "kochanie, ja to załatwię, ja wiem lepiej, a ty nie wiesz nic, więc siedź cicho i obserwuj". Uważam, że Kate powinna przestać obchodzić się z Johnem jak z jajkiem i zacząć go traktować jak faceta, mężczyznę, a nie delikatnego kwiatuszka. A poza tym widać dokładnie, że jeszcze nie nauczyła się do końca, co znaczy związek i wzajemne porozumienie się w obrębie tego związku.
Jeannette
Cieszę się, że tak lubisz ciotkę, i tym bardziej jestem ciekawa, co powiesz na jej temat za tydzień :)
UsuńJeannette, tak, oczywiście masz trochę racji w tym co piszesz. Nie będę powielać, bo wszystko, co na ten temat mogłam powiedzieć, to jest wyżej, więc i tak przeczytasz lub przeczytałaś. Krótko mówiąc, uważam że oboje mają problem i zarówno Kate, jak i John muszą nauczyć się funkcjonowania w związku i zmienić się.
A suknia nowej pani Clooney istotnie była bajkowa. Cieszę się ich szczęściem, ale nie obraziłabym się gdybym to ja mogła być na jej miejscu:) Rysiu, bez urazy, ale Ty coś się mało o mnie starasz :)
Masz rację Jeannette . Kate sama stworzyła sobie potwora i teraz musi się z tym uporać .
UsuńA teraz nieustająco w obronie Kate - John mówił o miłości bezwarunkowej do Kate .
Mówić łatwo .
Basia
Kate - ja również nie miałabym nic przeciwko staniu u boku George'a w tej sukni ;-)
UsuńBasiu - no tak, mówił o miłości bezwarunkowej i zapewne nadal ją kocha. Nie przestał jej kochać, tylko się wkurzył i moim zdaniem miał powód. Nie można stawiać ukochanego przed faktem dokonanym, nie można nie poinformować go o takiej propozycji, tylko samemu podejmować decyzję, tak się po prostu nie robi. I niezależnie od tego, czy on słusznie czy niesłusznie wziął to za atak na swoją osobę, miał prawo się zdenerwować. Zresztą John zwrócił uwagę na coś jeszcze - Kate nie poinformowała Jackmana, jego tez postawiła przed faktem dokonanym, mogła mu dać chociaż sygnał, że rozważa opcję odejścia z cukierni. Kate jest po prostu egoistką.
Jeannette
Dla jasności , ja sobie doskonale zdaję sprawę z całej niedojrzałości Kate,błędów przez nią popełnianych . Zgadzam się z tym co wczoraj pisałaś o zachowaniu Kate w stosunku do Johna .Natomiast nie nazwałabym Kate egoistką , racze niedojrzałą dziewczyną , która ma dość silny charakter i stara się decydować za siebie i jeszcze nie do końca umie funkcjonować w związku . Ale tego uczymy się przez całe życie .
UsuńKate rani Johna swoim postępowaniem , ale John także nie przebiera w słowach i potrafi celnie z całą świadomością tego co mówi , zranić Kate .
Basia
Cieszę się, że wywiązała się tak emocjonująca dyskusja na temat tego, kto jest bardziej winien, i muszę Wam powiedzieć jedno: osiągnęłam swój cel. Dlaczego? A no dlatego, że od początku z nieśmiałego, cichego, do rany przyłóż Johna chciałam zrobić silnego faceta który potrafi świadomie zranić, jeśli czuje zagrożenie. Kiedyś porównywałam Johna do zwierzątka, które trzeba oswoić, i jest też tym zwierzątkiem w innym aspekcie, mianowicie zwierzę samo z siebie rzadko atakuje, robi to kiedy czuje zagrożenie, i taki też jest nasz John. Potrafi "przywalić" słownie nawet kobiecie, którą kocha, ale nie robi tego z czystej złośliwości czy wyrachowania, po prostu to jego reakcja na to, jaki ból ona jemu zadaje (przy czym podkreślę, że ona nie robi tego świadomie, a on - jak najbardziej).
UsuńCo do egoizmu Kate, również się nie zgodzę. Pamiętajmy o tym, że ona od początku cała oddała się Johnowi, postawiła wszystko na jedną kartę - chciała zrobić wszystko, byle tylko go zmienić i uszczęśliwić, gdyby była egoistką nie zadałaby sobie tyle trudu. Z pewnością nie jest egoistką, a czy jest niedojrzała... W pewnym sensie może i tak, choć ja bardziej określiłabym to w ten sposób, że jest w gorącej wodzie kąpana i po prostu często nie myśli nad tym, co robi, i za bardzo chce odciążyć Johna, nie kazać mu podejmować decyzji, nie chce mu zaprzątać głowy - robi źle, bo przecież John to nie porcelanowa laleczka tylko facet który chce równości w związku. Ale oboje muszą się pewnych rzeczy nauczyć. Dla mnie fajne jest to, że nadal się docierają i nadal czegoś się uczą, dowiadują o sobie różnych nowych rzeczy, a przecież żaden związek nie jest od początku do końca usłany różami.
I właśnie za to świadome ranienie należy mu się kara .
UsuńBasia
To, że komuś pomogła nie wyklucza tego, że jest egoistką. Wiem to najlepiej, bo ja sama jestem egoistką. A właściwie byłam - to się leczy ;). Nie podobało mi się i pracowałam nad sobą, aby to zmienić. Teraz inaczej patrzę na pewne sprawy. Bardziej mnie zastanawia jej stosunek do Jackmana niż Johna. Dlaczego postanowiła go poinformować w ostatniej chwili? Jasne, tak można odchodzić z pracy, ale chyba nie wtedy, kiedy pracuje się u kogoś życzliwego, może nawet przyjaciela.
UsuńCo do tego ranienia - kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że miłość to oddanie swego serca komuś, kto celuje w nie bronią. Inne osoby, stojące dalej, mogą celować w naszą stronę, ale nie zawsze trafią. Ukochana/y zawsze trafi, bo trzyma broń tuż przy naszym sercu. Innymi słowy - najbliższa osoba potrafi zranić najmocniej, bo wie jak. Zna nasze najczulsze punkty, słabości.
Tak mi się skojarzyło z tym, co Kate (autorka) napisała o Johnie.
A czy Katie (bohaterka) na pewno nie powiedziała ostatniego zdania świadomie??? "Twoje… cholerne kompleksy! I egoizm! Myślisz tylko o sobie, o tym, żeby ktoś nie uraził twojej próżnej, męskiej dumy i nie zdeptał twojego nikłego poczucia własnej wartości!!!" - chodzi mi o to zdanie. Była zezłoszczona, ale z gniewem jest trochę jak z upiciem się - nie powiesz tego, czego nie myślisz. Powiesz to, co myślisz, ale boisz się powiedzieć w normalnych okolicznościach. Może ona tak nie myśli na co dzień, ale skoro to powiedziała, to musiała choć raz pomyśleć o Johnie w ten sposób. Czy więc wykrzyczała to całkowicie nieświadomie?
"Na co ja głupi liczyłem? Że będę szczęśliwy z tobą? Że będziesz mnie szanować, zwykłego, prostego, niewykształconego pastucha? Pytać mnie o zdanie w najważniejszych życiowych sytuacjach?" - to zdanie jest dla mnie kluczowe. W tym zdaniu nie przemawiają przez Johna kompleksy ani egoizm. Owszem, on mówi o braku wykształcenia, ale tu nie chodzi o jego kompleksy. Moim zdaniem on jest zraniony, bo ona nie okazała mu szacunku należnego partnerowi, człowiekowi. Tu nie chodzi o ego ani kompleksy Johna. Tu chodzi o szacunek do drugiego człowieka. Człowieka - to słowo jest najważniejsze. On jest zraniony jako człowiek - bo ukochana nie uznała za stosowne wspomnieć mu chociaż o takiej propozycji, co oznacza, że się z nim nie liczy. Nie liczy się z nim jako z człowiekiem. Nie pastuchem ze wsi. Człowiekiem.
Ja przynajmniej tak to odbieram i sama na miejscu Johna byłabym zraniona. Bo jestem człowiekiem. Jestem z dużego miasta, na wsi najdłużej przebywałam kilka godzin, u rodziny. I jestem wykształcona (w miarę ;) ). A mimo to byłabym zraniona. Katie nie ma racji. Z Johna nie wyszły kompleksy, egoizm ani próżna duma. Tylko człowiek.
Jeannette
Jeannette, ja Ci powiem tak: na pewno gdzieś tam masz rację, ja się zgadzam z niektórymi argumentami, ale nadal będę się upierać, że Katie egoistką nie jest. W końcu to ja tworzę tę postać i wiem, jakie cechy chciałam jej nadać :) Może Ty ją tak odbierasz, Twoje prawo, ale w moich oczach jest po prostu młodą, niedoświadczoną dziewczyną, która popełnia błędy. On po prostu pomyślała, że nikogo nie zrani, nie zdawała sobie sprawy z tego jakie konsekwencje będzie miało jej milczenie. Wychodziła z założenia, że skoro John powiedział jej matce, że chce by Kate się rozwijała i awansowała, to ona po prostu zgodzi się na ten awans, bo jego akceptację już ma, i po prostu powie mu to i będą się razem cieszyli. Zauważ jednak, że miała już lekkie obawy przed wyznaniem prawdy Johnowi, już docierało do niej, że mogła zrobić coś źle. Po prostu nie pomyślała, zrobiła jak zawsze - na pełnym spontanie, co nie wyszło jej na dobre tym razem.
UsuńCo do Jackmana, tu bym się kłóciła, bo Kate też nie powiedziałaby mu dzień przed odejściem że odchodzi, a Jackman nie był na tyle ważną osobą by konsultować z nim awans, wystarczyłoby gdyby dzień po podjęciu decyzji poszła do niego i powiedziała "szefie, za kilka dni odchodzę", i tak też się stanie w kolejnej części. Jackman jakoś radził sobie w cukierni przed jej zatrudnieniem, i przetrwałby też po jej odejściu. Zresztą zdradzę, że Jackman nie będzie miał problemu z następczynią Katie, ale więcej nie powiem :)
A co by było gdyby wywalić z tygodnia dajmy na to poniedziałek i wstawić w to miejsce drugą środę ?
UsuńBasia
Wtedy, Basiu, po każdym weekendzie mielibyśmy 3 dni do kolejnego :). Jestem za :)
UsuńKate - no ja się domyślam, że wiesz, jakie cechy chciałaś nadać postaci ;-). To co ja widzę, to inna sprawa ;). A w ogóle to akurat to mnie najmniej interesuje. Największe znaczenie ma to, co napisałam w ostatnim akapicie.
Jeannette
Nie wierzę... Chciałybyście wyjść za Clooneya?? Tego zdezelowanego kobieciarza, któremu nagle przypomniało się, że wypada mieć dziecko zgodnie z holywoodzką modą???? Aktor super ale po za tym - shit.
OdpowiedzUsuńKate- "stukanie się" to takie slangowe określenie, mam nadzieję, że nie rażące? Ale jeśli tak, to zastąpię je innym.
Ale on nie ma dziecka, tylko się ożenił ;). Taaaak! Chcę za niego wyjść :D
UsuńCo z tego, że jest kobieciarzem? A niech sobie będzie, jego sprawa. Co w tym złego?
A z tym "stukaniem" to mi się kojarzy scena z "lejdis", jak Korba dobiera się na sylwestrze do Erwina/Edgara i wchodzi Mona - Korba mówi "puka się", a Monia na to "widzę" :D
Jeannette
Robin, ja nie powiedziałam że chcę za niego wyjść... Mogłabym z nim robić znacznie ciekawsze rzeczy :) A tak serio, chodzi mi tylko o to że jest piekielnie przystojny. I uwielbiam jego włosy. W ogóle fajny facet, a że jest kobieciarzem? Skoro taki styl życia wybrał, a kobiety na to leciały, to jego sprawa. Nie interesuje mnie to zresztą - jest świetnym aktorem i przystojnym mężczyzną.
UsuńTeż uwielbiam jego włosy! I uśmiech. I te kurze łapki wokół oczu. Ryśku, przebacz :))
UsuńI uwielbiam Clooneya z Pittem jako Dany'ego Oceana i Rasty'ego.
Jeannette
No to gratuluję wyrozumiałości :P
OdpowiedzUsuń