Życie z Johnem u boku to nieustanne
pasmo niespodzianek. Budzenie się co rano u jego boku i patrzenie na jego
pogrążoną we śnie twarz było jak spełnienie marzeń. Czasem to on budził się
pierwszy i to on obserwował, jak śpię. Czasem spędzaliśmy noc w moim domu,
czasem u niego. Na dłuższą metę było to dość bezsensowne, ale nie śmiałam
pierwsza proponować mu przeprowadzki. Uznałam, że skoro potrzebuje czasu, to mu
go dam, może potrzebował tej świadomości, że w razie czego zawsze ma swój
własny dom, i nie jest ode mnie zależny. Nie wnikałam w to, było zbyt pięknie,
by się nad tym zastanawiać. Codziennie czekałam na niego przed domem, kiedy
miał wracać z pracy, a kiedy był już blisko, wychodziłam na ulicę i czule
całowałam go na powitanie, a kiedy bywały dni, że musiałam jechać do redakcji w
Yorku, John dzwonił do mnie od razu po powrocie do domu. Czułam się
najszczęśliwsza na świecie i spełniona, mając go u swego boku. Ten cudowny
mężczyzna był tylko mój… Ale niestety nie tylko ja go chciałam.
Zauważyłam, że odkąd John zmienił
swój wygląd, wszystkie kobiety we wsi bardzo dokładnie go obserwowały.
Udawałam, że nie dostrzegam znaczących uśmieszków i powłóczystych spojrzeń.
Tak, w końcu dostrzegły, jakim urokiem dysponował John Standring, w końcu do
wszystkich dotarło, że to najprzystojniejszy mężczyzna w całej Wielkiej
Brytanii. I należał tylko do mnie… Co tu dużo kryć, zaczęły mi jawnie
zazdrościć. Usłyszałam to pewnego dnia, kiedy pan Jackman sprzedawał, a ja
pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku na zapleczu.
- Rosie, widziałaś Standringa? – zapytała
jedna z kobiet, po głosie poznałam że to pani Jones, czterdziestoletnia wdowa. Matka
Sarah Jones. Rosie zaś była kuzynką Paula Turnera, była kilka lat starsza ode
mnie.
- Jak mogłabym nie zauważyć –
roześmiała się – Gdzie ten chłopak się tyle czasu ukrywał!
- Ależ z niego przystojniak! Jak
zobaczyłam go z tą Kate po kościele, wtedy kiedy pobił twojego kuzyna…
- Należało mu się! Paul to
bezczelny smarkacz. A John jest taki męski, obronił kobietę, którą kocha…
- Pięć pączków dla pani, czy coś
poza tym? – odezwał się pan Jackman.
- Tak, 40 deko tych ciasteczek z
lukrem – odparła pani Jones – Ta Kate jakoś mi do niego nie pasuje. Przecież to
miastowa dziewczyna, gdzie ona się związała z farmerem! Powinna robić karierę i
zostawić nam naszych wiejskich mężczyzn!
- A ja tam myślę, że ładna z nich
para – odparła Rosie – Katie jest w nim zakochana po uszy. Inaczej nie
doprowadziłaby go do takiego stanu. Zrobiła z niego całkiem innego człowieka.
Choć nie obraziłabym się, gdyby John spojrzał na mnie przychylniejszym okiem…
- Dajże spokój! Dziewucha po
studiach, też powinnaś jechać do miasta! W banku pracować! Jakiegoś dyrektora
poderwać! Taki Standring to by mi się przydał, wdową jestem od roku… A tu łóżko
puste, aż skrzypi…
- Czy coś poza tym!? – wręcz
krzyknął Jackman, poirytowany.
- Nie krzycz chłopie, nie
ogłuchłam! Ukrój mi tej drożdżówki… Ależ bym z tym Johnem poharcowała! Aż wióry
by leciały!
- Pani Jones, co też pani!
- A co? Stara nie jestem!
- Mąż pani nie ostygł, a pani
takie rzeczy…
- Mąż swoje za uszami miał –
ucięła krótko Jones – Więc i ja wyrzutów nie mam. Muszę zagadać do Johna, może
zgodzi się naprawić mi płot.
Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
Pani Jones, mimo młodego wieku, wyglądała gorzej niż jej własna matka, miała
paskudny, plotkarski charakter, no i z kulturą też była na bakier. John miałby
iść z nią do łóżka? Roześmiałam się pod nosem i zadowolona wyszłam z zaplecza.
- Dzień dobry! – przywitałam się
– Pomóc, szefie?
- Tak Katie, obsłuż Rosie –
Jackman zmierzył mnie uważnie – Pani Jones, czy to wszystko?
- Tak, wystarczy – kobieta
zerknęła na kasę fiskalną i położyła na ladzie odliczone pieniądze – Ale dziś
gorąco! Idę już, mam dzisiaj gości, a jeszcze muszę do spowiedzi zdążyć!
- Powodzenia, pani Jones! –
uśmiechnęłam się życzliwie, i dodałam – Panie Jackman, czy John był może, kiedy
mnie nie było?
- Tak, prosił żebym przekazał, że
tęskni i strasznie cię kocha – szef podchwycił moją drobną złośliwość.
- Dziękuję – odparłam – Rosie, co
podać?
Pani Jones fuknęła coś
niegrzecznie pod nosem i wyszła. Jackman patrzył to na mnie, to na Rosie, i w
końcu westchnął ciężko.
- Obawiam się o zdrowie
psychiczne księdza po tej spowiedzi… John będzie mu się niedługo po nocach
śnił!
- Cztery pączki poproszę – Rosie
uśmiechnęła się nieśmiało – Jak leci, Kate?
- W porządku, lepiej niż
kiedykolwiek. Szczęśliwa, spełniona, zakochana! Coś jeszcze?
- Dwie kremówki. Zazdroszczę ci,
i… Ta akcja z Paulem, to było coś.
- Ech, nie wracajmy do tego,
próbuję o tym zapomnieć, i nie chcę żeby John się denerwował. Jest strasznie
zazdrosny i waleczny – podkreśliłam.
- Musi cię bardzo kochać –
westchnęła.
- Mam taką nadzieję. To wszystko?
Rosie kiwnęła głową, zapłaciła i
poszła. A ja usiadłam sobie na krześle i zastanawiałam się, ile jeszcze takich
rozmów podsłucham, ile razy dowiem się, jak bardzo mój narzeczony podoba się
innym kobietom. I jak bardzo chciałyby się z nim przespać, aż by… wióry
leciały. Cóż, pani Jones i jej powiedzonka były w Terrington legendarne. Byłam
jednak pewna, że nie przerobi Johna na żadne wióry. Przecież to mnie kochał,
nie ją. Nie żadną inną, tylko mnie. Ale bardzo lubiłam, kiedy mi to udowadniał.
I tego też w tej chwili potrzebowałam… Kiedy kończyłam pracę, poszłam jeszcze
na chwilkę do toalety, by zrobić coś, co zaszokuje mojego narzeczonego, po czym
wyszłam, grzecznie żegnając się z szefem. Udałam się prosto do gospodarstwa
państwa Freemanów. Pani domu siedziała na ławeczce, obierając ziemniaki.
- Dzień dobry! – krzyknęłam z
daleka.
- Och dzień dobry, drogie
dziecko! – odpowiedziała staruszka – Co cię do nas sprowadza?
- Szukam Johna.
- Jest w stodole, kochanie. Idź,
poszukaj go.
- Nie będę mu przeszkadzać?
- Złotko, niechże sobie John
zrobi chwilę przerwy – przekonywała mnie pani Freeman – Mąż jest u owiec, a ja
idę nagotować obiadu. Dla ciebie też zrobię. Idźże do niego! Niech się chłopak
oderwie!
- Dziękuję pani!