Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
-----------------------
Poprzednia, dziewiąta część tutaj.
John konsekwentnie odmawiał
widzenia się ze mną cały poniedziałek. Dziwiło mnie to i nawet nieco martwiło,
choć on zapewniał mnie, że nie dzieje się nic złego. Przez telefon brzmiał dość
niepewnie, tłumacząc się, że musi koniecznie coś załatwić w Yorku. Po co jechał
do miasta, i to sam? W dodatku robiąc z celu wyprawy tajemnicę? Średnio mi się
to podobało, ale nie chciałam być zbyt zaborcza, więc odpuściłam i nie robiłam
wielkiego dochodzenia. We wtorek obudziłam się chwilkę przed jego wyjściem do
pracy. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do telefonu, mając nadzieję, że go
jeszcze zastanę.
- Halo? – usłyszałam w słuchawce
zdziwiony głos.
- Kochanie, to ja – odparłam –
Dobrze, że jeszcze jesteś w domu.
- Po co dzwonisz tak wcześnie?
Powinnaś spać jeszcze pół godziny! – zbeształ mnie surowym głosem, a zaraz
potem zmiękł – Co u ciebie? Tęskniłem za tobą wczoraj.
- Ja też tęskniłam… To niedorzeczne,
żebyśmy oboje tęsknili, mieszkając tak blisko siebie. Dlaczego spędziliśmy tę
noc osobno?
- Powoli, Katie, powoli… Nie
wszystko naraz – w jego głosie słyszałam niespotykaną dotąd wesołość, czułam że
uśmiechał się, mówiąc to – Jeszcze będziesz miała mnie dość przez całe życie.
- Nigdy nie będę miała cię dość.
- Już kilkakrotnie miałaś…
- Bo bywasz nieznośny!
- Podobnie jak i ty.
- John!
- Kocham cię, Katie. Muszę
uciekać, praca czeka…
- Zobaczymy się dziś, prawda?
- Eee… Tak, wpadnę wieczorem –
mruknął niepewnie – Nie przychodź do mnie, ja przyjdę wieczorem, dobrze?
- Coś się stało?
- Nie, po prostu… Nie będzie mnie
do wieczora – upierał się, choć słyszałam wahanie w jego głosie, co znaczyło,
że zmyślał to na poczekaniu. Przez głowę przebiegła mi okropna myśl, że może ma
zamiar spotkać się z kimś… Z jakąś kobietą?
- Dobrze – powiedziałam,
opanowując nerwy i podejrzenia – W takim razie do wieczora.
Rozłączyłam się i złość
pomieszana z zazdrością wybuchła we mnie z taką siłą, że zupełnie nieświadomie
przewróciłam stojące obok mnie krzesło. Przez myśl przeszły mi wszystkie
możliwe rywalki, jednak żadna z nich nie miała tyle klasy, żeby spodobać się
dość konserwatywnemu mimo wszystko Johnowi, lub były po prostu za brzydkie.
Moja ostatnia myśl dotyczyła Carol… Nie, to niemożliwe. Przecież ona jest
daleko, szczęśliwa z tą marną podróbką mężczyzny, nie wróciłaby już do Johna.
Chyba że… Może doszły ją słuchy, że jest szczęśliwy, i zechciała zburzyć to, co
udało mi się stworzyć? Może jednak John był jej znowu do czegoś potrzebny, a on
kochał ją mocno, ufał jej bezgranicznie i dawał robić ze sobą wszystko. Może
dawne uczucia powróciły ze zdwojoną siłą, kiedy zadzwoniła do niego po pięciu
latach i poprosiła o spotkanie? Może on nadal ją kocha, a ze mną tylko sypia?
Nie, mój Boże, nie wolno mi tak myśleć, przecież to mój ukochany, szczery John!
Nie zrobiłby mi tego… Mimo wszystko jednak ziarnko niepewności zostało zasiane
i przez pół dnia nie mogłam wyzbyć się czarnych myśli. W końcu jak ostatnia
zazdrosna, nieufająca mu idiotka poszłam do jego domu. Czułam się z tym
okropnie, jakbym go śledziła i sprawdzała każdy jego krok. Przecież miał prawo
do prywatności, a ja tak po prostu wyjęłam klucz, otworzyłam drzwi i weszłam do
jego domu. Rozejrzałam się po pokoju; nie zauważyłam na pierwszy rzut oka
niczego podejrzanego. Żadnych kobiecych ubrań, kosmetyków, i w dodatku kurz na
meblach – to znaczyło, że na pewno nie miał dotąd żadnego gościa, w innym
przypadku posprzątałby przecież. Wtedy coś przykuło moją uwagę… Gruba warstwa
kurzu na stoliku, na którym zwykle stał telewizor. Ale gdzie on się podział!?
Czyżby ktoś włamał się do domu Johna i okradł go? Zdenerwowałam się; dobrze, że
przyszłam i zobaczyłam braki w wyposażeniu. Już chciałam sprawdzić resztę domu,
czy nie zginęło coś jeszcze kiedy dostrzegłam stojące przy drzwiach buty. Boże,
był w domu… A ja nie posłuchałam go i przyszłam, sprawdzając, czy nie ma u
niego kobiety! Nie wiedziałam, co robić, w pierwszym momencie przez myśl
przeszedł mi najgłupszy pomysł, jaki mógł – ucieczka, ale drzwi od łazienki
zaskrzypiały i wyłonił się zza nich nagi, ociekający wodą John, nachylony i
ocierający ręcznikiem tors. Gdy mnie zobaczył, aż podskoczył i w pierwszym
momencie ręcznik wypadł mu z dłoni. Poczerwieniał i otworzył usta ze
zdziwienia.
- Co ty tu… Kate!!! – krzyknął,
zapominając chyba o tym że jest kompletnie nagi.
- Cześć kochanie, przyszłam… cię
zobaczyć – nie mogłam się powstrzymać i wzrok samoistnie zjechał mi w dół, na
obszar bioder mojego ukochanego. Poczułam w środku znajome ciepło i dreszcz
ekscytacji.
- Jak…! – urwał, schylając się po
ręcznik i owijając nim w pasie – Jak weszłaś!? Po co tu przyszłaś?
- Zobaczyć cię – podeszłam do
niego i położyłam dłonie na jego ciepłym torsie – John, mam klucze, po prostu przyszłam…
- Prosiłem cię o coś! – spojrzał
na mnie z wyrzutem.
- John! Ukrywasz coś przede mną?
Dlaczego taki jesteś…
- Zaskoczyłaś mnie… Przepraszam.
Ale umawialiśmy się inaczej.
- Wybacz mi, nie mogłam się
doczekać – skłamałam, obejmując go za szyję i przyciskając jego usta do swoich.
Początkowo nie odwzajemniał pocałunku, ale w końcu rozchylił wargi i pieścił
mnie nimi przez chwilę niesamowicie delikatnie i zmysłowo. Chwyciłam ręcznik i
zdjęłam go, przysuwając do siebie jego biodra. Poczułam, że John zawstydził się
i chce się ode mnie oderwać, ale nie dałam mu tej szansy, jedną ręką
przytrzymując jego szyję, a drugą trzymałam na jego krągłym pośladku,
przytrzymując go blisko siebie. Nadal całując go namiętnie, popchnęłam go w
stronę kanapy, by na niej usiadł, a ja na jego mokrych jeszcze udach. Nareszcie
przestał protestować i poddał mi się zupełnie. Lubiłam, kiedy mi ulegał… Ale
jeszcze bardziej lubiłam, kiedy to on nakłaniał mnie do uległości. Robił to
rzadko, ale wystarczało jedno spojrzenie, i miękłam. Teraz sytuacja była pod
moją kontrolą, a John, a raczej jego zdradliwe ciało, żywo reagowało na moją
bliskość.
- Katie, dość – wydusił z siebie
pomiędzy pocałunkami – Poczekaj…
- Kochanie, to dopiero początek…
- Katie proszę cię, nie teraz –
jęknął – Nie mogę, rozumiesz?
Odsunęłam od niego twarz i
spojrzałam mu w oczy. Były pełne zawstydzenia, złości i rozczarowania… Znowu
zrobiłam coś nie tak!?
- Nie chcesz się ze mną kochać? –
zapytałam podejrzliwie, a w głowie znowu zapaliła mi się TA czerwona lampka –
Jest jakiś powód? Źle się czujesz?
- Nie, po prostu… Nie mogę…
- John! Przecież widzę, że jak
najbardziej możesz! – uniosłam głos, spoglądając w dół. Mój ukochany
poczerwieniał niczym dojrzały pomidor.
- TAK! Chcę, pragnę, mogę, ale
nie teraz! Katie, miałem plany, a ty przyszłaś i…
- I co? Zniszczyłam ci je, tak?
Chciałeś wyjechać? Spotkać się z kimś?
- Proszę cię…
- Nie krępuj się, możesz
powiedzieć wprost!
- Tak, Kate, chciałem się z kimś
spotkać. Chciałem pójść po tego kogoś za jakieś dwie godziny i… Och, nieważne.
Już po wszystkim – machnął ręką, zrezygnowany. Zrobiło mi się strasznie głupio,
bo zrozumiałam, że chodziło mu o mnie.
- John, ty… Ty chciałeś spotkać
się ze mną? – zapytałam z niedowierzaniem. Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- A z kim, niemądra kobieto?
- Myślałam, że… Boże, John, tak
mi wstyd, przepraszam, ja…
- Kate, poczekaj – przerwał mi
ostro – Czy ty… Jesteś zazdrosna? Ty myślałaś, że ja… Mógłbym z… Kate,
posądziłaś mnie o zdradę!?
- Nie! Nie posądziłam, ja tylko…
Bałam się, że ktoś mi ciebie zabierze, że…
- Jak możesz mi nie ufać? –
zapytał cicho.
- Ufam. Tobie ufam, nie ufam tym
wszystkim babom, które cię podrywają, i…
- Kate! One dla mnie nie
istnieją, w ogóle ich nie widzę. Nie ma ich, rozumiesz? Widzę tylko ciebie,
kobietę, która wyciągnęła mnie z dołka i którą kocham. Nic innego się nie
liczy. A ty jesteś tak bezsensownie zazdrosna!
- John, przypomnę ci, kto dwa dni
temu obraził się na mnie, bo rozmawiałam pod kościołem z…
- To inna sytuacja! – przerwał,
zasłaniając mi usta – Ta świnia nazwała cię…
- Nie wracajmy do tego. Proszę,
zapomnijmy o tym. Przepraszam cię za to najście, powinnam ci bardziej ufać i
nie robić takich nalotów.
- Nie, masz rację, po to masz
klucz żeby móc przychodzić kiedy chcesz. To także twój dom – John uśmiechnął
się ciepło – Zepsułaś mi trochę plany, ale… Da się je jeszcze uratować.
Musiałabyś mi tylko pozwolić się ubrać.
- Tak… Dobrze – zsunęłam się z
jego ud, niby przypadkiem ogarniając wzrokiem to, co John nerwowo starał się
zakryć – Przecież i tak wiem, jak wyglądasz, więc po co się chowasz!
- Krępuję się…
- To przestań się krępować i
zacznij wierzyć w siebie. Uwielbiam cię bez ubrania, czy to przed czy po… W
jakim… stanie byś nie był – teraz i ja zarumieniłam się jak nastolatka –
Nieważne. Ubierz się, ja tu poczekam.
John nerwowo sięgnął po ręcznik i
obwiązał się w pasie, chowając się w łazience. Słyszałam, jak obija się o
szafki; biedny, łazienka była tak mała, a on tak duży… Tak, duży w każdym
możliwym aspekcie. Nawet w tym, którego tak bardzo się wstydzi. Kiedy wyszedł,
miał na sobie nowe, przylegające do jego zgrabnych nóg dżinsy i białą koszulę,
do połowy rozpiętą i luźno puszczoną na wierzchu. Strasznie mi się to
spodobało… Bose stopy uroczo wystawały z nogawek spodni. To zadziwiające, jak
bardzo można kochać każdą część ciała osoby, która jest nam bliska. Każdy
skrawek skóry, każde ucho, każdy palec, każdy pojedynczy włos – wszystko w
Johnie uwielbiałam i okazywałam mu to, pieszcząc go w każdym możliwym miejscu,
czy to dotykiem, czy pocałunkami. John krępował się początkowo, kiedy
próbowałam całować jego dłonie, uda, łydki, uszy, kiedy chciałam masować jego
zmęczone po ciężkiej pracy stopy, ale sprawiało mu to tak ogromną przyjemność,
że nie protestował zbyt długo. Nauczył się w końcu, że miłość zaczyna się od
małych gestów, wzajemnego zaufania i wyzbycia się wstydu, a ja mogłam w pełni
poświęcić się odkrywaniu nowych zakamarków jego ciała.
- John, wyglądasz obłędnie –
przyznałam, odrywając w końcu od niego wzrok – Jak ty to robisz?
- To nie ja, to ty kupiłaś mi te
ubrania.
- Ale na wieszaku nie wyglądały
tak pięknie!
- Katie, przestań już! –
zarumienił się – Możemy wychodzić.
- Zaraz, John, poczekaj! – nagle
przypomniałam sobie o ważnej rzeczy, którą zauważyłam tuż po przybyciu do jego
domu – Gdzie jest twój telewizor?
- Gdzie… Co? Ach, telewizor… No,
nie ma.
- To widzę, a gdzie jest?
- No nie ma, pozbyłem się go.
- John!
- Nie potrzebowałem telewizora, niepotrzebnie
tylko stał i zbierał kurz.
- Kłamiesz jak z nut! Czy ktoś ci
go ukradł i nie chcesz mnie martwić?
- Nie! – zaprotestował żywo – Nic
takiego, ja… Ja po prostu sprzedałem go – zakończył cicho i z widocznym
zażenowaniem.
- Słucham? Jak to: sprzedałem?
- Po prostu, nie był mi…
- John, potrzebowałeś pieniędzy!
Dlaczego nic mi nie powiedziałeś…!?
- Katie, to nie tak…
- A jak? Sprzedałeś telewizor, bo
musiałeś mieć pieniądze. John, kochamy się, ufamy sobie, powinieneś mi
powiedzieć że potrzebujesz gotówki, coś byśmy wymyślili…
- Niby co? – mruknął ponuro.
- Nie wiem, zawsze są banki, albo
mój ojciec pożyczyłby nam trochę… Nie musisz wyprzedawać całego wyposażenia
domu, kochanie – zrobiło mi się go strasznie żal. Jak bardzo zdesperowany
musiał być, by sprzedać sprzęt… Teraz nagle zrozumiałam, czym było podyktowane
jego dziwne zachowanie przez ostatnie dwa dni.
- Nie ma mowy. Nie będę brał
pożyczek – oznajmił stanowczo.
- John, może powiedz w takim
razie na co potrzebowałeś tylu pieniędzy.
- Teraz to już nieważne! –
krzyknął, ale po chwili zreflektował się – Boże, Katie, przepraszam…
- Nie, nie przepraszaj…
- Nie powinienem krzyczeć,
przepraszam kotku – szepnął, łapiąc mnie mocno za ręce – Proszę, nie dopytuj,
powiem ci ale… nie teraz.
- Dobrze… Dobrze, John. Ufam ci.
To twój telewizor i zrobiłeś, co chciałeś.
- Nie gniewasz się?
- Za telewizor? Skądże –
roześmiałam się – Możesz oglądać u mnie. Chciałeś mnie gdzieś zabrać, prawda?
Uśmiechnął się z wdzięcznością i,
ubrawszy buty, otworzył mi szarmancko drzwi. Ujął mnie pod ramię i z dumą
prowadził przez środek wsi. Czułam się tak ważna i wyjątkowa, chyba po raz
pierwszy tak naprawdę poczułam, że John nie wstydzi się tego, co robi, że jest
szczęśliwy, że może pokazać ludziom jak bardzo się kochamy. Coś zaczynało w nim
pękać i zmieniać się. Wyprostował się, przestał się garbić, a ja wydawałam się
wtedy przy nim jeszcze mniejsza i drobniejsza. Nic nie mówił, prowadząc mnie w
niewiadome dla mnie miejsce, ale uśmiechał się tajemniczo, jednocześnie drżał
zupełnie tak, jakby był czymś zdenerwowany. To było słodkie, z jednej strony
niby pewny siebie, i bardzo starał się to okazywać, ale tam w środku był nadal
tym przestraszonym chłopcem, który czegoś mocno się obawiał. W końcu
zrozumiałam, gdzie mnie prowadził, bo szedł prosto w kierunku Yorkshire
Lavender. Co też tym razem wymyślił… Spojrzałam na niego pytająco, ale on tylko
pocałował mnie w czubek głowy i przyspieszył kroku. W końcu dotarliśmy na
miejsce; John poprowadził mnie dokładnie tam, gdzie kochaliśmy się po raz
pierwszy. Gestem zaprosił, abym usiadła pośród kępki lawendy, więc zrobiłam to,
wciągając głęboko oszałamiający zapach kwiatów. John uklęknął tuż przy mnie i
patrzył na mnie z niepewnością. Ręce strasznie mu się trzęsły, kiedy podnosił
je, by dotknąć nimi moich policzków.
- Katie… Kate – powiedział cicho
i oficjalnie – Wiesz, że cię kocham, prawda?
- Oczywiście, ja ciebie też –
odparłam – Tak bardzo, że… Nie potrafię tego opisać.
- Kate, posłuchaj. Nie wiem, czy
to jest właśnie to, czego pragniesz, nie wiem czy będę w stanie cię
uszczęśliwić tak, jak na to zasługujesz, ale… Nigdy nie czułem się tak, jak
teraz. I bardzo pragnę być z tobą, potrzebuję cię tak mocno, mimo że obawiam
się, że może nie jestem odpowiednim mężczyzną dla ciebie, ale… Chcę spróbować.
Pamiętaj, w każdej chwili możesz to przerwać, możesz mnie rzucić, ja naprawdę
zrozumiem…
- John, jak możesz tak mówić! –
oburzyłam się – Nie rozumiem, o co ci chodzi…
- Kate, kochanie… - John jedną
ręką nadal dotykał mojego policzka, a drugą sięgnął do kieszeni i wyjął małe
pudełeczko – Wybacz mi, jeśli ośmielam się na zbyt wiele, jeśli to dla ciebie
za szybko, jeśli w ogóle nie powinienem tego robić, ale…
- John, co ty…
- Kate – otworzył pudełko i wyjął
z niego prosty pierścionek z białego złota, pośrodku którego tkwił niesamowicie
piękny i zachwycający, duży szmaragd – Kate… Wyjdź za mnie… Proszę.
Spojrzałam na niego w osłupieniu.
Nie z powodu pierścionka, który swoją drogą był tak cudowny, że po prostu mnie
zatkało, ale z powodu tego, co powiedział. Nie zapytał, czy za niego wyjdę w
normalny sposób. On nieśmiało poprosił mnie, jakby od mojej odpowiedzi zależało
wszystko, ale jednocześnie jak gdyby nie chciał mi niczego narzucać, jakby
spodziewał się odmowy. Nałożył mi pierścionek na palec w tak delikatny sposób,
że w ogóle tego nie poczułam, i spuścił wzrok. Dopiero po chwili zorientowałam
się, że John czeka na odpowiedź, a ja milczę. Spojrzałam na moją dłoń;
pierścionek był zachwycający, nigdy wcześniej nie widziałam czegoś tak
pięknego, szmaragdy niezaprzeczalnie były dla mnie najpiękniejszymi kamieniami
szlachetnymi, ich głęboka barwa była niesamowita. Ale nigdy nie sądziłam, że
mój ukochany kupi mi TAKI pierścionek!
- Kate – John niepewnie podniósł
wzrok i ponownie dotknął mego policzka – Nie chcesz, tak? Pierścionek jest zbyt
skromny, nie chcesz go… Nie chcesz za mnie wyjść.
- Nie! John! Ja… Nie sądziłam, że
mi to zaproponujesz, że… Chryste, tyle na to czekałam – rzuciłam mu się w
objęcia, obcałowując jego policzki kawałek po kawałku – Misiu, to spełnienie
moich marzeń… Oczywiście, że za ciebie wyjdę! Pragnę tego, chcę być twoją żoną!
- Kochanie – John roześmiał się
radośnie i przytulił mnie tak mocno, że ledwo mogłam oddychać – To
najpiękniejszy dzień w moim życiu!
- Zaskoczyłeś mnie – powiedziałam,
biorąc jego twarz w dłonie i obserwując tę nieopisaną radość na jego twarzy, i
te roześmiane iskry w jego oczach – Boże, ja… Będę twoją żoną!
- A ja twoim mężem – dodał –
Jeśli się nie rozmyślisz.
- Nigdy!
Jego palce delikatnie otarły łzy,
które popłynęły z moich oczu zupełnie niezależnie ode mnie. Nie czułam ich, nie
wiedziałam że płaczę, przepełniało mnie takie szczęście, że nie czułam niczego
oprócz ogromnej miłości do mojego Johna. I niedowierzania, że ta piękna chwila
naprawdę ma miejsce…
- Nie płacz, kotku – szepnął,
uśmiechając się radośnie – Przecież małżeństwo to nie koniec świata.
- Wiem… Ja po prostu nie
spodziewałam się… John, to zabrzmi jak banał, ale jestem najszczęśliwszą
kobietą na świecie. Jesteś tu ze mną, kochasz mnie, oświadczyłeś mi się, choć
nie musiałeś, przecież… John, ty już mi się oświadczyłeś! – krzyknęłam, bo
dopiero teraz dotarło do mnie, że istotnie już byliśmy po zaręczynach,
wprawdzie nieoficjalnych, odbytych na szybko, ale mnie nie interesowała cała
otoczka, najważniejsze było jego uczucie i to, że odważył się o to zapytać. A
teraz… Chyba jednak zadziałała na mnie magia miejsca, nieśmiałość i piękne
słowa Johna, oraz pierścionek, który… Musiał kosztować majątek!
- Tak, ale nie zrobiłem tego
porządnie – powiedział, nieświadomy tego, że ja w moich myślach poszłam już o
wiele dalej.
- John, powiedz mi jedno –
popatrzyłam na niego uważnie – Skąd… Jak ty…
- Co, Katie?
- Nie wiem, jak cię o to zapytać
– miotałam się, bo głupio było mi zapytać własnego narzeczonego, skąd miał
pieniądze na zakup tak kosztownego pierścionka.
- Wprost, kochanie – uśmiechnął
się uroczo – Odpowiem na każde pytanie.
- W takim razie powiedz… John, przepraszam
cię, nie chcę zabrzmieć jak… Nie chcę być jak urząd skarbowy, ale musisz mi
powiedzieć, skąd miałeś pieniądze. John, wiem że nie stać cię na to –
podsunęłam mu pod nos dłoń, na której widniał przecudnej urody szmaragd – Czuję
się jak kretynka, dostałam właśnie najpiękniejszy na świecie pierścionek, i
robię dochodzenie, skąd go masz, ale…
- Kate, nie rozumiem cię –
oburzył się i odsunął nieco ode mnie – Kupiłem go za moje zarobione pieniądze.
- Przecież musiał kosztować…
- Przestań! Nie psuj wszystkiego!
Dlaczego jesteś taka…
- Jaka?
- Nie wiem, myślałem że będzie to
dla nas obojga szczęśliwa chwila, że ucieszysz się, a ty… Staram się dla
ciebie, zmieniam, zabrałem cię w najpiękniejsze miejsce, oświadczyłem się jak
księżniczce, a w zamian dostaję same pytania: skąd, za ile, dlaczego… Kate, nie
ufasz mi…
- John, martwię się! – krzyknęłam
rozpaczliwie, bo sama nie wiedziałam, jak się zachować. Moje bezgraniczne
szczęście gdzieś się rozmyło, głównie przez moją idiotyczną dociekliwość.
Wszystko popsułam! John chciał zgotować mi najpiękniejszy moment życia, a ja
spieprzyłam wszystko koncertowo.
- To martw się beze mnie – wstał
nagle i odszedł. Nie mogłam na to pozwolić; poderwałam się i pobiegłam za nim,
wtulając się w niego mocno, mimo tego że nie odwzajemniał mojego uścisku.
- John, przepraszam, zaczekaj,
porozmawiajmy – wydusiłam z siebie jednym tchem – Czuję się jak totalna
kretynka, ale…
- Jak mam się czuć jak mężczyzna,
skoro dopytujesz mnie nawet o to, skąd miałem pieniądze na prezent dla ciebie?
– zapytał cicho – Chciałem, żebyś była szczęśliwa, żebyś była dumna, że się
zmieniam, a ty po prostu niszczysz wszystko. Oświadczyłem ci się, Kate.
- Wiem… Nawet nie wiesz, jak mi
głupio, ale zrozum że musiałam o to zapytać. Dostałam od ciebie coś pięknego, o
czym mogłam tylko marzyć, ale jednocześnie martwię się, bo wiem że ciebie… że
nas na to nie stać.
- Nie martw się, mnie stać na to,
żeby zadbać o moją kobietę – odparł twardo, ale po chwili zmiękł i spojrzał na
mnie rozczulonym wzrokiem – Przepraszam, że się uniosłem. Wybacz, to nerwy.
- John, to ja cię przepraszam.
Usiądziemy na chwilę?
Kiwnął głową i pociągnął mnie w
dół, na miękką kępę lawendy. Przytulił mnie mocno i pocałował z pasją, jakby
chciał zatkać mi usta, żebym w końcu przestała mówić i niszczyć atmosferę,
którą z takim oddaniem stworzył. Jego bliskość była tak cudowna, że przez
chwilę zapomniałam o wszystkim. Przez kilka minut leżeliśmy w wonnych kwiatach,
dotykając się delikatnie i patrząc na siebie w milczeniu. Nagle przez głowę
przeszła mi myśl, która sprawiła, że cała zesztywniałam. Połączyłam to, co
widziałam tego dnia w domu Johna, i pierścionek, który lśnił teraz na moim
palcu…
- John! – podniosłam się i
oparłam na łokciu, patrząc wprost w jego oczy – Sprzedałeś telewizor…
- Tak – spochmurniał i również
uniósł się, siadając na trawie – Musimy do tego wracać teraz?
- Sprzedałeś go, żeby… żeby kupić
mi pierścionek? – zakończyłam szeptem, sama nie dowierzając w to, co mówię.
- Daj spokój – burknął niechętnie
i odwrócił wzrok. Teraz wszystko stało się jasne…
- John, to jest… Proszę, spójrz
na mnie – pociągnęłam go za ramię, aż w końcu odwrócił się i zobaczył łzy w
moich oczach.
- Dlaczego ty płaczesz?
- To jest najpiękniejsza, a
zarazem najgłupsza rzecz, jaką ktokolwiek dla mnie zrobił – wyznałam, nie
potrafiąc opanować emocji – Nie jestem warta tego, żeby wyprzedawać dla mnie
cały majątek, John, nigdy nie pomyślałabym, że możesz wpaść na coś takiego… W
ogóle nigdy nie myślałam o pierścionku, liczyło się dla mnie tylko to, że
jesteś ze mną!
- Chciałem… Chciałem, żebyś
poczuła się jak każda dziewczyna, która się zaręcza – odparł nieśmiało, ale z
wyraźną złością – Chciałem, żeby ten moment był dla ciebie piękny i
niezapomniany, żebyś miała pierścionek jak wszystkie kobiety i…
- John, ja nie jestem jak każda
kobieta. Ja mam ciebie, mam coś więcej, niż mają one wszystkie! Ja mam przy
sobie najcudowniejszego mężczyznę na świecie, i niepotrzebne mi dowody twojej
miłości. Czuję się skrępowana, jest mi głupio, że tak poświęciłeś się, żeby
kupić mi ten piękny pierścionek…
- Podoba ci się? – spojrzał na
mnie z nadzieją.
- Podoba? Nigdy nie widziałam
piękniejszego. Jestem zachwycona.
- Myślałem o tobie, o… o twoich
pięknych oczach – wyznał, wpatrując się w lśniący w słońcu szmaragd – Chciałem,
żeby był taki, jak twoje spojrzenie. Wiedziałem jednocześnie, że nie lubisz
zbyt dużej i przesadzonej biżuterii, więc poszukałem niewielkiego, ale ładnego
pierścionka…
- Który musiał kosztować majątek!
- Katie, nie dbam o to – zapewnił
gorąco – Dla ciebie mógłbym sprzedać cały mój dom i… Ja zrobię wszystko, żebyś
była szczęśliwa.
- John, ja nie potrzebuję
prezentów, pieniędzy, ja chcę ciebie, takiego jakim jesteś, i to mi wystarczy.
A nawet uważam, że i to jest za dużo, że ktoś tam na górze chyba pomylił się i
dał mi cudowną nagrodę, która należała się innej kobiecie.
- Posłuchaj mnie, ja dużo o tym
myślałem, i… Jest mi źle z tym, że nie potrafię zapewnić ci życia na
odpowiednim poziomie…
- John, wystarczy, przestań! –
przerwałam mu, ale on nie słuchał:
- Powinienem więcej zarabiać,
dawać ci to, czego zapragniesz, obsypywać prezentami, żebyś nie musiała nigdy o
nic się martwić!
- John! Jedynym, czego pragnę,
jesteś ty. Taki, jakim jesteś. Najpiękniejszym prezentem dla mnie jest budzić
się przy tobie i patrzeć, jak śpisz, czekać aż powoli otworzysz oczy, patrzeć
jak ze smakiem jesz obiad, który dla ciebie zrobiłam, obserwować to, jak
relaksujesz się, gdy masuję ci stopy po pracy, kiedy myję ci włosy… Nie
potrzebuję dowodów miłości, bo wiem, że mnie kochasz. Czuję się winna, że nie
dość jasno ci to powiedziałam, a ty bez zastanowienia sprzedałeś telewizor,
żeby kupić mi…
- Sprzedałbym jeszcze więcej,
byle cię uszczęśliwić – powiedział cicho – Proszę, nie gniewaj się na mnie.
Czułbym się źle, gdyby na twoim palcu nie było tego pierścionka. Teraz czuję,
że wszystko jest na swoim miejscu, jak powinno być. A telewizor nie jest mi potrzebny.
I tak go nie oglądałem.
- A twój ulubiony serial,
„Spooks”?
- Przeżyję bez niego.
- A co jeśli zaproponuję wspólne
oglądanie? – przysunęłam się do niego i dotknęłam ręką jego ciepłego policzka –
John, obiecaj mi jedno. Będziesz przychodził do mnie kiedy tylko zechcesz, bez
pytania, będziesz traktował mój dom jak swój. Będziesz wchodził jak tylko
najdzie cię ochota, oglądał co tylko chcesz… Mój dom jest twoim domem.
Rozumiesz?
John uśmiechnął się niepewnie i
pocałował mnie w szyję.
- Rozumiem – zgodził się – Katie,
jesteś wyjątkowa. Jeszcze raz przepraszam cię za to, że nie mogę zapewnić ci
życia na takim poziomie, na jaki zasługujesz, ale przysięgam, że zrobię
wszystko. Będę traktował cię jak księżniczkę, i może z czasem uda mi się
sprawić, że się nią poczujesz.
- Już się czuję – odpowiedziałam
całkowicie poważnie – Już się czuję, kiedy jestem w twoich ramionach, mój
książę. To mi w zupełności wystarczy…
Rzucił się na mnie niczym
wygłodniałe zwierzę, całując mnie zachłannie i do utraty tchu. Jak mógł w ogóle
pomyśleć, że nie zapewnia mi wszystkiego, czego pragnę, jak mogło mu przejść
przez myśl że mogę nie być z nim szczęśliwa! On był dla mnie wszystkim, jego
bliskość, jego pocałunki, jego cudowny uśmiech i spojrzenie… To, którym właśnie
mnie obdarował. Nieśmiałe, niepewne, a jednocześnie pełne cudownej obietnicy;
miał ochotę kochać się ze mną. Nauczyłam się odczytywać jego pragnienia z oczu.
- Tutaj? – zapytałam, uśmiechając
się do niego znacząco.
- W domu – powiedział, unosząc
lekko lewy kącik ust – U ciebie.
- Dlaczego nie u ciebie?
- Bo dziś wieczorem w telewizji
leci „Spooks” – roześmiał się.
- Ty draniu! Tylko na tym ci
zależy!
- Tylko dlatego sprzedałem mój
stary złom. Żeby mieć pretekst do spędzania czasu u ciebie.
- Więc żenisz się ze mną tylko dla
korzyści materialnych?
- Och Kate, jesteś tak naiwna…
Sądziłaś, że robię to z miłości?
- Ty podły oszuście! – krzyknęłam
dla żartu, podrywając się z miejsca – Okłamałeś mnie!
- Sama tego chciałaś, przez sen
zawsze powtarzasz, że pragniesz niegrzecznego, złego faceta, więc… oto jestem!
- Ja… Ja mówię przez sen? – nagle
straciłam pewność siebie.
- Oczywiście! Za każdym razem
jest tylko „John, zmień się, ja nie potrzebuję grzecznego, nieśmiałego chłopca,
pragnę złego, niebezpiecznego faceta…”, co noc słyszę to samo!
- Boże, przepraszam, to
niemożliwe że tak mówię – przeraziłam się, przekonana że naprawdę wygaduję
przez sen takie głupstwa – Przecież ja w ogóle tak nie czuję i… John, ty
kłamco!!! – zauważyłam, że mój ukochany nie wytrzymuje i o mało co nie pęknie,
próbując stłumić śmiech – Ty podły kłamco!
- No przecież wyraźnie słychać,
że wolisz podłych, powtarzasz to po raz kolejny! – roześmiał się głośno.
- Dobrze, więc… Nie ma dziś
telewizji!
Zanim się spostrzegł, pobiegłam
przed siebie. Drań! Robił sobie ze mnie żarty! Teraz ja z niego zakpię…
Oglądałam się za siebie, ale o dziwo nie widziałam go, biegnącego za mną.
Dziwne… Nie przejmowałam się jednak bo wiedziałam, że prędzej czy później
przyjdzie do mnie na kolanach i przeprosi za wszystko. Ile tchu popędziłam do
domu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zupełnie nie myślałam o tym, co się za
chwilę stanie, tylko jak gdyby nigdy nic poszłam pod prysznic. Chłodna woda
skutecznie ostudziła emocje i moje rozgrzane, zmęczone po biegu ciało. Wyszłam
z łazienki z gęsią skórką na całym ciele. Ciekawe, co powiedziałby na ten widok
mój John… Już chciałam założyć na siebie seksowną koszulkę, którą kupił mi
ostatnio, ale postanowiłam, że poczekam na niego tak, jak mnie pan Bóg
stworzył. Uwielbiałam go szokować i obserwować reakcję. Wreszcie, po kilkunastu
minutach oczekiwania, usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kto tam? – zapytałam, drocząc
się z nim.
- Ja. Wpuść mnie.
- Nie mam powodu, by wpuszczać
podłych kłamców – odparłam, ledwo opanowując śmiech – Po co zakłócasz mój spokój?
- Katie, jesteś moją narzeczoną,
wpuść mnie!
- Co to ma do rzeczy?
- Mam prawo być z tobą! –
krzyknął, ponawiając pukanie do drzwi – Otwórz, bo je wyważę!
- Powinieneś biec za mną, kiedy
uciekłam z pola! Nie zrobiłeś tego!
- Grałem w twoją grę, niedobra
kobieto! Kiedy ty jesteś górą, jest dobrze, a kiedy ja…
- John, prawdę mówiąc wolę, kiedy
ty jesteś na górze – powiedziałam bardzo głośno i wyraźnie tuż przy otwartym
oknie – Ale nie teraz, teraz nie jestem sama…
- Jak… Jak to!?
- Zostawiłeś mnie, nie pobiegłeś
za mną… Nie mogę cię wpuścić, nie jestem sama – powtórzyłam, jednocześnie
najdelikatniej i najciszej jak mogłam przekręciłam klucz w zamku. John nie
usłyszał tego, bo w tym samym czasie ponownie pukał w drzwi.
- Kto jest w środku!? – zapytał
nerwowym, podniesionym tonem – Kto!?
Milczałam, odsuwając się od
drzwi, a on dalej walił w nie mocno. W końcu chyba zupełnie przypadkiem
nacisnął klamkę, a ta ustąpiła. John nieomal z obłędem w oczach ruszył do
środka i zamarł, patrząc na mnie, siedzącą na wprost niego.
- Może zamknąłbyś drzwi, jest mi…
zimno – powiedziałam spokojnie – Pomijając to, że ktoś może mnie zobaczyć.
John stał jak zaczarowany, nie
słysząc, co do niego mówię. Patrzył na mnie z otwartymi ustami, kiedy wstałam
powoli z kanapy i podeszłam do otwartych szeroko drzwi. Wtedy dopiero obudził
się i odepchnął mnie od nich, szarpiąc mnie za nadgarstek i chowając za siebie
samego.
- Głupia kobieto! – krzyknął,
trzaskając drzwiami – Ktoś mógł cię zobaczyć!
- To samo powiedziałam przed
chwilą i nie zareagowałeś!
- Ja… Mój Boże, przeziębisz się –
John przytulił mnie do siebie mocno i chyba całkiem nieświadomie jego prawa
ręka zjechała w dół moich pleców.
- To co na to poradzisz…?
John rozejrzał się niepewnie
dookoła i zobaczył leżącą na stoliku koszulkę, a pod nią cieniutkie, koronkowe
majteczki do kompletu. Posadził mnie na krześle i przyklęknął przede mną na
jednym kolanie. Jeszcze raz ogarnął moje nagie ciało roztargnionym wzrokiem i
chwycił w dłonie majtki. Powolnym ruchem uniósł moją prawą łydkę, omiatając ją
pożądliwym spojrzeniem i gładząc po całej powierzchni, po czym oparł ją na
swoim kolanie. Wsunął moją stopę przez otwór bielizny i pociągnął cienką
koronkę aż do kolana. Wtedy zrobił to samo z moją drugą nogą – uniósł i położył
na swym kolanie, pieszcząc ją swymi szorstkimi, spracowanymi dłońmi, które
wprost uwielbiałam. Kiedy już wsunął bieliznę do kolan, chwycił mnie za biodra
i jednym ruchem przesunął tak, że siedziałam na samym skraju krzesła,
pośladkami ledwo go dotykając. Postawił moje nogi z powrotem na podłodze i
rozsunął je, a wtedy obiema dłońmi chwycił za koronkę, nieznośnie powoli sunąc
nią w górę. W ślad za dłońmi szły jego usta, pieszczące wewnętrzną stronę mych
ud, raz prawe, raz lewe. To było wprost niesamowite, opadłam na oparcie i czekałam,
co nastąpi dalej. John jedną ręką uniósł mnie tak, by drugą móc swobodnie
wsunąć majtki na docelowe miejsce. Kiedy to zrobił, musnął koronkę nosem i
pocałował, czym doprowadził mnie do dreszczy tak silnych, że musiałam mocno
trzymać się dłońmi brzegów krzesła, by z niego nie spaść. Wtedy John chwycił za
koszulkę i popatrzył na mnie z dołu. Pocałował kilkakrotnie mój brzuch, każdą z
piersi, ramiona, szyję, a kiedy dotarł do ust, muskał je ledwo wyczuwalnie, za
każdym razem, kiedy rozpaczliwie tego potrzebowałam i chciałam oddać pocałunek,
jego warg już nie było przy moich. Jego pocałunki były ulotne ale niesamowicie
podniecające. Nawet nie poczułam, jak podczas tych subtelnych pieszczot John
przełożył moje ręce przez ramiączka przejrzystej koszulki, a kiedy odsunął się
ode mnie, jednym, zdecydowanym ruchem przełożył ją przez moją głowę i ułożył na
całym ciele, sprawdzając każdy centymetr, z czułością i pieczołowitością
układając każdą pierś na właściwym miejscu, wygładzając każdą zmarszczkę materiału.
- Czy jest ci cieplej? – zapytał
łagodnym głosem, wpatrując się we mnie niczym w obrazek.
- John, jest mi… gorąco –
szepnęłam, drżąc pod wpływem jego błękitnego spojrzenia – Zdejmij to ze mnie.
- O nie, kochanie… Dopiero
zacząłem się bawić. Nie sądziłem, że ubieranie bielizny może być tak bardzo
podniecające i rozgrzewające…
- John, zrób coś, bo zaraz
oszaleję…
- Już się robi.
Uśmiechnął się pod nosem i
dotykał mnie chwilę przez cienki materiał samym nosem. Wariowałam, czując to.
Rzeczy, które John robił ze mną, jak działał na moje ciało, jak potrafił mną
zawładnąć samym tylko czubkiem nosa… Nigdy nie przypuszczałam, że to może być
tak silnie erotyczne. John był tego wieczoru pewnym siebie i czułym kochankiem,
nie spieszył się, nie skupiał absolutnie na sobie, a moje ciało było tak
wypieszczone, że czułam się, jakbym była w niebie. Odniosłam wrażenie, jakby
tym razem ta przezroczysta koszulka działała na niego mocniej, niż gdyby jej
nie było, jakby napawał się myślą, że jego kobieta jest ubrana w coś, co sam
jej wybrał, co sam jej kupił i, co najważniejsze, sam jej założył. Jakby chciał
upewnić się i utwierdzić w tym, że należę tylko do niego, chciał doprowadzić
mnie do takiego stanu, żebym nie widziała nic poza nim. Udało mu się to
perfekcyjnie. Po kilku godzinach powolnych, zmysłowych zabaw, przeplatanych
rozmowami albo po prostu przytulaniem się w ciszy, opadłam ostatecznie w jego
ramiona. Wypieszczona, wielokrotnie spełniona, ale przede wszystkim – czułam
się bezgranicznie kochana. Kiedy trzymał mnie mocno, pragnęłam tylko, by mnie
nie puszczał i został tak ze mną do końca świata…
- John… - szepnęłam, ledwie mając
siłę na rozmowę.
- Tak, kochanie? – uśmiechnął
się, bawiąc się moimi włosami.
- Czy to się dzieje naprawdę?
- O czym mówisz?
- O tobie… O nas. Oświadczyłeś mi
się, niedługo będziemy małżeństwem, robisz ze mną takie rzeczy, że moje ciało
za tym nie nadąża, i… Chyba wszystkie kończyny nadal mam bezwładne – zaśmiałam
się cicho.
- Katie, nie robię nic
wyjątkowego, po prostu… Cieszę się twoim ciałem, tobą. A jeśli dzięki temu jest
ci dobrze, to…
- Dobrze? Dobrze to mi jest, jak
zjem dobry obiad! A z tobą jest…
- Ciii… Wiem, kochanie –
powiedział, całując mnie lekko w usta – Wiem. Mnie z tobą jest tak samo. A
teraz odpocznij, nie męcz się mówieniem, zaśnij…
- John… Pójdziemy do łóżka?
- Zaniosę cię – odparł, od razu
wprowadzając słowa w czyn – Prosto do twej komnaty, księżniczko.
Wymęczona emocjami i doznaniami
tego ekscytującego dnia objęłam go za szyję, podczas kiedy niósł mnie po schodach,
a kiedy delikatnie złożył mnie na łóżku, przyciągnęłam go do siebie, pragnąc
poczuć na sobie ten słodki ciężar mojego ukochanego mężczyzny, który pomógł mi
poczuć się bezpiecznie i od razu zasnąć w jego ramionach.
Aktualizacja 10/09/2014: następna część tutaj.
Bardzo przepraszam Kate i Wszystkich czekających na kolejną część jej opowiadania za opóźnienie w publikacji dzisiejszej części.
OdpowiedzUsuńAniu, przecież nie masz za co przepraszać! :)
UsuńDziękuję za wyrozumiałość, Kate:*
UsuńKate, zapewniasz nam emocje jak podczas jazdy górska kolejką. :) Gdy John zmienia się w pewnego siebie mężczyznę, Katie zaczyna tracić grunt pod nogami. Zupełnie jakby nie spodziewała się tego, jak dalece jej ukochany może otworzyć się i polubić "nowego" siebie.
OdpowiedzUsuńKatie ma naprawdę dużo szczęścia. Nie każdy mężczyzna wytrzymałby takie dopytywanie się o szczegóły kupna pierścionka zaręczynowego. :) Bardzo podoba mi się, że John potrafi kpić z niej w żywe oczy - zasłużyła sobie.:)
I muszę się przyznać - takie zakładanie bielizny jest istotnie ... rozgrzewające. :))
Katie ma dużo szczęścia - to prawda, ale i on ma szczęście, mając kobietę, która aż tak się o niego martwi. Choć rozumiem, że Katie może chwilami być nieco irytująca z tymi podejrzeniami, pytaniami - w końcu sama "stworzyła potwora" :))) A raczej seksowną bestię :) I kiedy dotarło do niej, że może być zagrożona... No cóż, chyba każda kobieta oszalałaby, mając takiego mężczyznę u boku.
UsuńA bielizna... No cóż, Misiaczek ma fantazję i swoje własne marzenia, które sobie realizuje :)
Ale właśnie zderzenie ich odmienności dodaje rumieńców opowieści. Poza tym dla obojga to zupełnie nowa i nieoczekiwana sytuacja - bycie razem. Trzymam mocno kciuki, żeby udało im się!:)
UsuńA fantazja John'a ... niech się rozwija. :)
Żeby być nieco więcej w temacie pooglądałam sobie "Dom na wrzosowisku". Może nie od pierwszej klatki do ostatniej ale wystarczająco dużo, żeby wiedzieć o co się rozchodzi.
OdpowiedzUsuńOto moje wrażenia: postacią, która wzbudziła moją największą sympatię była... Carol- taka współczesna Scarlett O'Hara, której postępowania w wiadomych przypadkach nie pochwalam, ale je rozumiem ;) Andrew- egzaltowany idiota, jego samobójstwo to najbardziej żenująca scena w filmie (tyle ma z Heathcliffa co Kili z krasnoluda ;D); z Becky to też taka sobie oślica; no a John S.... mogłabym powiedzieć tylko jedno- dobroduszny idiota- ale oczywiście tylko pozornie ;) Carol dobrze zrobiła, że się z nim związała- o ile nie ma jakiegoś dalszego ciągu tego filmu, bo widziałam tylko 3 odcinki.
Kate- idealnie odmalowujesz zachowania Johna w swoim fanfiku ;)
Pozdrawiam:)
Hehe, widzę, że te krasnoludy nie dają Ci spokoju ;))
UsuńCzemu z Becky była oślica? Ja ją polubiłam, była w porządku. A Carol momentami mnie irytowała, ale w jakiś dziwny i niewytłumaczalny dla mnie sposób też ją polubiłam. Choć w stosunku do ojca zachowała się podle - wiem, jaka była sytuacja i jej relacja z ojcem, ale mimo wszystko chyba bym tak nie potrafiła. Nie mówię, że miała się nim zaraz zajmować i wyznawać miłość, ale... mogła sobie darować napadanie na niego. A Andrew to typowy facet - wieczny smarkacz :))
Jeannette
Robin, jest mi naprawdę niesamowicie miło, że doceniasz moje odwzorowanie zachowania Johna. Nie wiedziałam, czy może nie przesadzam za bardzo, ale skoro mówisz że jest dobrze, to Ci wierzę. Dzięki :)
UsuńA tak poza tym... Cudownie, że mamy podobne zdanie o Andrew. To najbardziej antypatyczna postać filmowa, jaką kiedykolwiek widziałam. Ani przez chwilę nie wzbudza pozytywnych uczuć, nawet (panie Boże przebacz) kiedy umiera.
Cieszę się:)
UsuńPięknie to ujęłaś o Andrew. Oglądając film próbowałam wczuć się w bezmiar jego cierpienia, ale za nic mi to nie wychodziło ;>>
Jeanette- tylko kompletna oślica zamierzała wyjawić rodzinny sekret (że tak to ujmę) przy dziecku i zapewne tak by zrobiła gdyby Andrew jej nie dogonił.
UsuńJejku, John ma świętą cierpliwość do Katie. Ja bym ją udusiła, gdyby mi tak psuła plany i niespodzianki dla niej ;). Swoją drogą mogłaby dziewczyna częściej myśleć, a rzadziej działać. Ja od razu rozszyfrowałam, co John robił w Yorku i gdzie się podział telewizor. No ale ja to ja, a Katie to Katie. Ona jest w gorącej wodzie kąpana :).
OdpowiedzUsuńAle z pierścionkiem to się nie popisała - "ja spieprzyłam wszystko koncertowo" - tak, Katie, lepiej się tego ująć nie da. Nawet jeśli nie wiedziała, za co kupił pierścionek, to pytanie go o to było co najmniej nietaktem. Wcale się nie dziwię Johnowi, że poczuł się urażony.
Szmaragd? Mmm... uwielbiam szmaragdy, chociaż osobiście na pierścionek zaręczynowy wolę diament. Bardziej uniwersalny. Szmaragd może być na pierwszą rocznicę ;).
Bardzo fajnie się przekomarzali, podobała mi się ta wymiana zdań. W ogóle to był bardzo przyjemny rozdział :)
Jeannette
Jak ja się cieszę, że padły jakieś słowa krytyki w stosunku do Katie! Jest w gorącej wodzie kąpana, częściej robi i mówi niż myśli, jest zbyt opiekuńcza i nie pozwala Johnowi samodzielnie rozwinąć skrzydeł - to prawda. Bywa denerwująca :) Ale... Chyba jest dość sympatyczną dziewczyną :) I w końcu za coś ją ten John pokochał.
UsuńJa szmaragdy uwielbiam, a pierścionki lubię nietypowe, więc tu akurat Katie dostała całkowicie mój gust w kwestii biżuterii. Zresztą, bądźmy szczere, i tak białe złoto było dla Johna wyzwaniem (bo ile mógł dostać za ten stary telewizor?), a do tego diament? Chłopak by się przez 10 lat nie wypłacił :) Szmaragd mimo wszystko nieco bardziej przystępny.
O tak, Katie bywa denerwująca :). Dała ciała już wcześniej, idąc do Johna, a po oświadczynach... spieprzyła koncertowo :-). Nie sądziłam, że ucieszysz się z krytyki Katie, miałam nawet nie pisać tego komentarza ;)
UsuńTeż lubię nietypowe pierścionki, ale zaręczynowe nosi się często (ja preferuję noszenie zaręczynowego cały czas), więc przy diamencie jest mniejsze prawdopodobieństwo, że nie będzie pasował do stroju niż przy zielonym szmaragdzie ;). Ceny są różne, zależy od rozmiaru kamienia. Ale rozumiem wybór Johna.
Jeannette
Może to, że cieszę się z krytyki Katie, to niedokładnie określenie, jakiego chciałam użyć, ale po prostu uważam że dobrze, że wzbudza w ogóle jakieś emocje, starałam się żeby była postacią kolorową i wielowymiarową - bo generalnie według mnie jest niesamowicie pozytywną postacią, a przy tym strasznie zakręconą i wszelkie gafy czy nieprzemyślenie czegoś są po prostu jej cechą szczególną. Ja ją strasznie lubię (i to nie dlatego, że sama ją stworzyłam, tylko że kiedy patrzę na nią obiektywnie, to myślę, że wiele rzeczy zrobiłabym tak jak ona), i uważam że są z Johnem tak niesamowicie odległymi od siebie przeciwieństwami, że paradoksalnie pasują do siebie idealnie :) Ale bywa denerwująca, bo przecież i Johna często denerwuje.
UsuńA co do pierścionka - John to niepoprawny romantyk, jak sam powiedział - głównym kryterium było, by pierścionek pasował do oczu ukochanej. A resztą (tzn. doborem garderoby i dodatków) niech się sama martwi, w końcu to ona jest kobietą :)
Katie wzbudza emocje ;-). Ale to fajnie, jeśli postać nie jest idealna, bo wtedy mogę wszystko po niej poprawiać i myśleć sobie "Boże, co ty wyprawiasz, niemądra kobieto? Zaraz wszystko schrzanisz" :)). Tak, Katie popełnia niesamowicie dużo gaf. Ale masz rację, w jakiś pokręcony sposób pasują do siebie z Johnem.
UsuńNiestety do moich oczu nie pasuje żaden kamień, no chyba że bursztyn, dlatego pozostanę przy tych diamentach ;). Właśnie, co zrobiłby biedny John, gdyby Katie miała brązowe oczy? :-)
Jeannette
Robin- jesteś fanką Madsa?
OdpowiedzUsuńA właśnie pisałam, że chętnie zagłosowałabym na niego jako najsexowniejszego faceta 2014 :D
UsuńTak, zostałam jego fanką jakiś rok temu. Widziałam już większość filmów z jego udziałem. Absolutnie powaliła mnie na łopatki jego gra aktorska. To co on wyprawia ze swoją twarzą przyprawia o zawrót głowy i palpitację serca :) Jest niesamowity! Choć wcale nie piękny :) "Michaela Kohlhaasa" oglądałam jak zahipnotyzowana. Absolutny król, geniusz aktorstwa! Obok De Niro i Geoffreya Rusha- oni też tak na mnie działają :)
No dobra zgadzam się ale wychwalanie Madsa tutaj to chyba gruby nietakt?:)))
UsuńNie umniejszam przecież talentu Rysia :) Odpowiedziałam tylko na pytanie, a że mnie trochę poniosło... To chyba nie dziwne w przypadku Madsa? ;))
UsuńNo to przecież był cytat z "Jabłek Adama"-taki żarcik:))na pewno widziałaś ten film?
UsuńMads jest super!Żałuję,że nie ma takiej strony jak Ryś...A widziałaś filmik "NU" z Madsem?
No właśnie ostatnio próbowałam przechwycić "Jabłka" ale miałam za wolny internet. Na razie przeżywam jeszcze "Polowanie". O rety.... To "Nu" widziałam, nawet ciekawy pomysł. Tylko Mads "biedaczek"- znowu go w sceny miłosne wkręcili;) ale nic dziwnego, z taką aparycją ;D
UsuńPolecam "Jabłka" super czarna komedia...
UsuńWracając do "NU" to bardziej kręci mnie Mads w "całuśnych "scenach z facetami (ma ich parę)niż w klasycznych,heteroseksualnych...Za "Polowanie"należała mu się nagroda w Cannes.Lubię go też w "Kochanku Królowej" tylko dlaczego musi ginąć w końcówkach większości filmów???!!!Oglądasz Hannibala?No i ten JEGO GŁOS..poezja..
Jak się będę dalej tak rozpływać nad Madsem to mnie Ania stąd wykurzy:)))Vera
No właśnie na youtoubie widziałam kawałek. Jak zestrzelili kota... :P Scena sama w sobie zabawna, ale...hmm.. jako miłośnik zwierząt zapytuję czy więcej jest takich "przyjemności"?
OdpowiedzUsuńNie, no wolę już jak się cmoka z kobietami. Zresztą Mads tak naprawdę jako facet wcale mnie nie kręci :) W ogóle. Ale mimo to zafascynowana jestem w nim absolutnie wszystkim- wyglądem, sposobem mówienia, zachowaniem, głosem a nade wszystko grą aktorską. Jest w nim to "COŚ" (Rysiu przebacz! ;)) Hannibala widziałam raz czy dwa i dosyć. Jest jak zwykle świetny ale jakoś nie lubię go oglądać w rolach czarnych charakterów. A propos bloga- marzę również o takim jak ten blogu Madsa. Sama bym go założyła, ale niestety nie jestem zbyt systematyczna więc pewnie szybko by się zachwaścił ;)
Jako miłośnik kotów też z początku byłam zdegustowana tą sceną ale szybko mi przeszło bo ten film jak już wspomniałam jest czarną komedią,a tam nie bierze się wszystkiego dosłownie.Jako facet Mads Cię nie kręci?...dobra,dobra chciałabym Cię zobaczyć jakby podszedł do Ciebie,popatrzył orzechowymi oczami i tym swoim niskim głosem zagadnął o cokolwiek....:)))Mają charyzmę i on i Rysiek tyle,że Rysiek jest piękny jako ten Adonis a Mads to taki skandynawski Wiking,męski i demoniczny.
UsuńSzkoda z tym blogiem:(((
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"Podszedł do mnie i popatrzył"...to bym uciekła ze strachu ;DDD Jak Mads patrzy to aż ciary przechodzą :) Różnica między nim a Ryśkiem jest taka, że do tego drugiego masz ochotę się natychmiast przytulić a pierwszego tylko podziwiać z daleka ;))) Jako miłośniczka psów zaproponuję porównanie- coś jak doberman i labrador ;DD
Usuńhttp://fc03.deviantart.net/fs70/f/2012/348/5/0/victarion_greyjoy_and_euron_greyjoy_by_ayakauchiha-d5o0tp8.jpg
OdpowiedzUsuń:D Nie no sorry Ryś raz jeszcze, ale nawet w połowie nie jesteś tak sexowny jak Madsiu ;)
OdpowiedzUsuń