Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
------------------
Poprzednia, dziesiąta część tutaj.
Życie z Johnem u boku to nieustanne
pasmo niespodzianek. Budzenie się co rano u jego boku i patrzenie na jego
pogrążoną we śnie twarz było jak spełnienie marzeń. Czasem to on budził się
pierwszy i to on obserwował, jak śpię. Czasem spędzaliśmy noc w moim domu,
czasem u niego. Na dłuższą metę było to dość bezsensowne, ale nie śmiałam
pierwsza proponować mu przeprowadzki. Uznałam, że skoro potrzebuje czasu, to mu
go dam, może potrzebował tej świadomości, że w razie czego zawsze ma swój
własny dom, i nie jest ode mnie zależny. Nie wnikałam w to, było zbyt pięknie,
by się nad tym zastanawiać. Codziennie czekałam na niego przed domem, kiedy
miał wracać z pracy, a kiedy był już blisko, wychodziłam na ulicę i czule
całowałam go na powitanie, a kiedy bywały dni, że musiałam jechać do redakcji w
Yorku, John dzwonił do mnie od razu po powrocie do domu. Czułam się
najszczęśliwsza na świecie i spełniona, mając go u swego boku. Ten cudowny
mężczyzna był tylko mój… Ale niestety nie tylko ja go chciałam.
Zauważyłam, że odkąd John zmienił
swój wygląd, wszystkie kobiety we wsi bardzo dokładnie go obserwowały.
Udawałam, że nie dostrzegam znaczących uśmieszków i powłóczystych spojrzeń.
Tak, w końcu dostrzegły, jakim urokiem dysponował John Standring, w końcu do
wszystkich dotarło, że to najprzystojniejszy mężczyzna w całej Wielkiej
Brytanii. I należał tylko do mnie… Co tu dużo kryć, zaczęły mi jawnie
zazdrościć. Usłyszałam to pewnego dnia, kiedy pan Jackman sprzedawał, a ja
pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku na zapleczu.
- Rosie, widziałaś Standringa? – zapytała
jedna z kobiet, po głosie poznałam że to pani Jones, czterdziestoletnia wdowa. Matka
Sarah Jones. Rosie zaś była kuzynką Paula Turnera, była kilka lat starsza ode
mnie.
- Jak mogłabym nie zauważyć –
roześmiała się – Gdzie ten chłopak się tyle czasu ukrywał!
- Ależ z niego przystojniak! Jak
zobaczyłam go z tą Kate po kościele, wtedy kiedy pobił twojego kuzyna…
- Należało mu się! Paul to
bezczelny smarkacz. A John jest taki męski, obronił kobietę, którą kocha…
- Pięć pączków dla pani, czy coś
poza tym? – odezwał się pan Jackman.
- Tak, 40 deko tych ciasteczek z
lukrem – odparła pani Jones – Ta Kate jakoś mi do niego nie pasuje. Przecież to
miastowa dziewczyna, gdzie ona się związała z farmerem! Powinna robić karierę i
zostawić nam naszych wiejskich mężczyzn!
- A ja tam myślę, że ładna z nich
para – odparła Rosie – Katie jest w nim zakochana po uszy. Inaczej nie
doprowadziłaby go do takiego stanu. Zrobiła z niego całkiem innego człowieka.
Choć nie obraziłabym się, gdyby John spojrzał na mnie przychylniejszym okiem…
- Dajże spokój! Dziewucha po
studiach, też powinnaś jechać do miasta! W banku pracować! Jakiegoś dyrektora
poderwać! Taki Standring to by mi się przydał, wdową jestem od roku… A tu łóżko
puste, aż skrzypi…
- Czy coś poza tym!? – wręcz
krzyknął Jackman, poirytowany.
- Nie krzycz chłopie, nie
ogłuchłam! Ukrój mi tej drożdżówki… Ależ bym z tym Johnem poharcowała! Aż wióry
by leciały!
- Pani Jones, co też pani!
- A co? Stara nie jestem!
- Mąż pani nie ostygł, a pani
takie rzeczy…
- Mąż swoje za uszami miał –
ucięła krótko Jones – Więc i ja wyrzutów nie mam. Muszę zagadać do Johna, może
zgodzi się naprawić mi płot.
Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
Pani Jones, mimo młodego wieku, wyglądała gorzej niż jej własna matka, miała
paskudny, plotkarski charakter, no i z kulturą też była na bakier. John miałby
iść z nią do łóżka? Roześmiałam się pod nosem i zadowolona wyszłam z zaplecza.
- Dzień dobry! – przywitałam się
– Pomóc, szefie?
- Tak Katie, obsłuż Rosie –
Jackman zmierzył mnie uważnie – Pani Jones, czy to wszystko?
- Tak, wystarczy – kobieta
zerknęła na kasę fiskalną i położyła na ladzie odliczone pieniądze – Ale dziś
gorąco! Idę już, mam dzisiaj gości, a jeszcze muszę do spowiedzi zdążyć!
- Powodzenia, pani Jones! –
uśmiechnęłam się życzliwie, i dodałam – Panie Jackman, czy John był może, kiedy
mnie nie było?
- Tak, prosił żebym przekazał, że
tęskni i strasznie cię kocha – szef podchwycił moją drobną złośliwość.
- Dziękuję – odparłam – Rosie, co
podać?
Pani Jones fuknęła coś
niegrzecznie pod nosem i wyszła. Jackman patrzył to na mnie, to na Rosie, i w
końcu westchnął ciężko.
- Obawiam się o zdrowie
psychiczne księdza po tej spowiedzi… John będzie mu się niedługo po nocach
śnił!
- Cztery pączki poproszę – Rosie
uśmiechnęła się nieśmiało – Jak leci, Kate?
- W porządku, lepiej niż
kiedykolwiek. Szczęśliwa, spełniona, zakochana! Coś jeszcze?
- Dwie kremówki. Zazdroszczę ci,
i… Ta akcja z Paulem, to było coś.
- Ech, nie wracajmy do tego,
próbuję o tym zapomnieć, i nie chcę żeby John się denerwował. Jest strasznie
zazdrosny i waleczny – podkreśliłam.
- Musi cię bardzo kochać –
westchnęła.
- Mam taką nadzieję. To wszystko?
Rosie kiwnęła głową, zapłaciła i
poszła. A ja usiadłam sobie na krześle i zastanawiałam się, ile jeszcze takich
rozmów podsłucham, ile razy dowiem się, jak bardzo mój narzeczony podoba się
innym kobietom. I jak bardzo chciałyby się z nim przespać, aż by… wióry
leciały. Cóż, pani Jones i jej powiedzonka były w Terrington legendarne. Byłam
jednak pewna, że nie przerobi Johna na żadne wióry. Przecież to mnie kochał,
nie ją. Nie żadną inną, tylko mnie. Ale bardzo lubiłam, kiedy mi to udowadniał.
I tego też w tej chwili potrzebowałam… Kiedy kończyłam pracę, poszłam jeszcze
na chwilkę do toalety, by zrobić coś, co zaszokuje mojego narzeczonego, po czym
wyszłam, grzecznie żegnając się z szefem. Udałam się prosto do gospodarstwa
państwa Freemanów. Pani domu siedziała na ławeczce, obierając ziemniaki.
- Dzień dobry! – krzyknęłam z
daleka.
- Och dzień dobry, drogie
dziecko! – odpowiedziała staruszka – Co cię do nas sprowadza?
- Szukam Johna.
- Jest w stodole, kochanie. Idź,
poszukaj go.
- Nie będę mu przeszkadzać?
- Złotko, niechże sobie John
zrobi chwilę przerwy – przekonywała mnie pani Freeman – Mąż jest u owiec, a ja
idę nagotować obiadu. Dla ciebie też zrobię. Idźże do niego! Niech się chłopak
oderwie!
- Dziękuję pani!
Cała podekscytowana weszłam do
stodoły. Rozejrzałam się wokoło – otoczenie jak to w stodole, pełno siana i
różne maszyny. Siano było usypane w dużą górę, tak że nie widziałam, co znajduje
się z drugiej jej strony. Powoli i ostrożnie podeszłam tam i zerknęłam na
ukryty kąt. John ciężko pracował, przerzucając widłami siano, by leżało
równomiernie i dobrze schło. Wyglądał bosko… Miał na sobie jedne ze swoich
starych spodni, ale był bez koszulki, pot spływał po jego umięśnionym torsie,
co sprawiło, że niemal straciłam oddech. Dotarło do mnie, że skoro ja nadal tak
silnie na niego reaguję, to nie mogę dziwić się innym kobietom, dla których
taki John to nowość. Patrzyłam na niego
dłuższą chwilę, aż w końcu zauważył mnie.
- Kate! – krzyknął, wbijając
widły w siano – Co tu robisz?
- Stoję… Obserwuję – uśmiechnęłam
się, podchodząc do niego – Pani Freeman prosiła, żebyś zrobił sobie przerwę.
- Jesteś niepoprawna! Rozmawiałaś
z nią?
- Pytałam, gdzie jesteś,
powiedziała mi że tu, i że mam oderwać cię od pracy – położyłam mu dłonie na
ramionach i zjechałam nimi powoli w dół – Więc to robię.
- Katie, nie tu…
- Skarbie, wyraźnie powiedziała
mi że będzie teraz gotować obiad, a jej mąż zajmuje się owcami. Dlaczego ty nie
mógłbyś zająć się mną…
Otworzył usta i patrzył na mnie
ze zdumieniem. Kreśliłam po jego klatce piersiowej kółeczka opuszkami palców,
rozmazując kropelki potu. Nachyliłam się i scałowywałam je jedna po drugiej, z
ogromną pieczołowitością, aż John złapał mnie mocno za ramiona. Patrzył
przenikliwie w moje oczy, widziałam w nich niepohamowaną żądzę. Pragnął mnie
tak mocno, ale zauważyłam, że walczy sam ze sobą. Wreszcie chwycił widły, wyjął
je z siana i odrzucił gdzieś na bok. Pocałował mnie gorąco, ściskając moje
ramiona. Drapał mnie mocno swym zarostem, którego nie zdążył tego dnia ogolić,
ale było to tak rozkoszne i podniecające, że pragnęłam tylko więcej. W pewnej
chwili wraz ze mną opadł w miękkie, pachnące siano. Zatonęłam w nim, a John
przygniatał mnie swoim ciałem, jego mokry tors dotykał mojej cienkiej sukienki
i czułam, jak przez to i moje ubranie robi się wilgotne. Naraz John oderwał się
ode mnie i uniósł lekko na łokciach.
- Katie, ty… - szepnął, dotykając
z niedowierzaniem moich piersi przez materiał – Ty nie masz pod spodem nic…
- Mhm…
Gwałtownie włożył dłoń pod
sukienkę i wytrzeszczył oczy w ogromnym szoku. Podwinął materiał i pewnymi
ruchami dotykał mojego podbrzusza, oddychając szybko.
- Tu też – mruknął, a w lewym
kąciku jego ust wykwitł uśmieszek zadowolenia – Ty bezwstydna kobieto…
- Nie używajmy takich słów, John
– odparłam, scałowując kropelki potu z jego nosa – Ja po prostu… Chciałam,
żebyś i udowodnił.
- Ale co?
- Że mnie kochasz.
Popatrzył na mnie z dziwną
mieszanką rozczulenia i podniecenia w oczach i nawet nie wiedziałam kiedy
złączył nasze ciała. To było niesamowite doznanie, takie nietypowe, mocno
podniecające przez sam fakt, że robiliśmy to na sianie u pracodawcy Johna. W
każdej chwili ktoś mógł wejść i nas zobaczyć, mimo że byliśmy ukryci z drugiej
strony góry siana, ale mimo wszystko strach i adrenalina robiły swoje. Na
twarzy mojego narzeczonego malowała się pasja, jaką często miałam okazję u
niego obserwować, ale tym razem w jego spojrzeniu płonął ogień. Kiedy jego
biodra poruszały się szybkim tempem, ja wtuliłam się w jego tors, zachłannie
wdychając jego zapach. Był mokry, spocony i rozgrzany, ale działało to jeszcze
mocniej. W pewnym momencie John przestał ograniczać się i z jego gardła zaczęły
wydobywać się ciężkie westchnienia. Nadal ściskał moje ramiona, czułam że
zaczyna to boleć, ale to, co robił ze mną niżej, niwelowało te odczucia.
Mieszanka zapachu siana i mojego mężczyzny sprawiła, że kręciło mi się w
głowie, ale kiedy nadszedł moment spełnienia, w ciszy zaciągnęłam się po raz
ostatni oszałamiającą wonią i moja głowa opadła bezsilnie na siano. John leżał
na mnie jeszcze chwilę, ale puścił moje ramiona. Lekko bolało w miejscach,
gdzie je ściskał, ale to było nieważne. Poczułam, jak opuszcza moje ciało i siada
tuż obok, z ledwością łapiąc głębszy oddech. Usiadłam za nim i wtuliłam się w
jego plecy; John drżał. W jego krótkich włosach tkwiło kilka ździebeł siana,
które powoli wyjmowałam.
- Kochanie… Obiecaj mi coś –
poprosiłam.
- Co? – odwrócił głowę i zobaczyłam
jego piękny profil. Te zachwycające rysy, ten nos i wąskie, seksowne usta.
- Uważaj na panią Jones.
- Słucham!?
- Uważaj – powtórzyłam ze
śmiechem – Chce zaciągnąć cię do łóżka.
- Całkowicie zgłupiałaś! Przecież
jest wdową zaledwie od roku!
- No właśnie, John. Wdową. Jakiś
ty naiwny…
- Dajże spokój, mnie do łóżka? To
jakieś brednie – machnął ręką – Coś źle zrozumiałaś.
- Tak? Zapytaj pana Jackmana i
Rosie Turner. Powiedziała to przy nich, ja byłam na zapleczu.
- Och… - jęknął John z rezygnacją
– To jakiś koszmar. Następnym razem, jeśli ktoś wyrazi chęć uprawiania seksu ze
mną, powiedz że nie chcę nikogo oprócz ciebie.
- Dobrze kochanie, zapamiętam.
- Joooohn! – usłyszeliśmy z
zewnątrz głos pani Freeman – John, chłopcze, gdzie jesteś?
- Ubieraj się – John poderwał się
i zapiął spodnie. Roześmiałam się głośno.
- Nie mam w co! Przecież nie
zdjąłeś ze mnie sukienki, a nic poza nią nie mam!
Mój ukochany pokręcił tylko głową
i wyszedł zza góry siana, ukazując się pani Freeman, która właśnie weszła do
stodoły.
- Tu jesteście, dzieci… Zrobiłam
obiad. Zapraszam! Ciebie Katie też – dodała, kiedy wyszłam zza pleców Johna –
Lubisz jagnięcinę?
- Oczywiście, uwielbiam –
odparłam grzecznie, biorąc narzeczonego za rękę.
- Wspaniale, chodźcie do kuchni!
Chcąc nie chcąc, poszliśmy za
gospodynią, próbując powstrzymać emocje, które jeszcze w nas buzowały. Mnie
było łatwiej, bo John nie potrafił tak dobrze ukrywać tego, co czuje, ale
poradził sobie dość dobrze. Obiad przygotowany przez panią Freeman był
wyśmienity, choć ja skupiałam się głównie na zerkaniu w stronę mojego
ukochanego.
- John – z zamyślenia wyrwał mnie
głos pana Freemana – Jeśli mogę cię o coś prosić… Potrzebowałbym twojej pomocy.
O ile nie masz planów na dwa kolejne dni…
- Nie ma – odpowiedziałam za
niego – Chyba że o czymś nie wiem – dodałam, widząc zmieszane spojrzenie Johna.
- Nie mam planów, proszę mówić, o
co chodzi.
- Widzisz John, jutro są coroczne
targi maszyn rolniczych i zwierząt hodowlanych, bardzo chciałbym na nie
pojechać, nie byłem tam od kilku lat…
- Żaden problem!
- Tylko że te targi są aż w
Aberdeen.
- Och, nie wiedziałem… Ale to
żadna przeszkoda, prawda?
- To 7 godzin drogi – uściślił
pan Freeman – Jeśli to dla ciebie nie problem, moglibyśmy pojechać jutro z
rana, ale spędzilibyśmy tam noc w jakimś pensjonacie, i wrócimy pojutrze rano,
żeby nie jeździć w nocy.
- Katie – John złapał mnie za
rękę – Nie masz nic przeciwko?
- Jak możesz pytać, oczywiście że
nie! – uśmiechnęłam się do pana Freemana – Jedźcie i bawcie się dobrze! Ja i
tak jadę jutro do Yorku, więc… Przeżyjemy, prawda kochanie?
- Tak – mój narzeczony
odpowiedział mi również uśmiechem – Dziękuję ci. W takim razie, widzimy się
jutro o 5 rano?
- Tak, dziękuję wam bardzo. Na
dziś kończymy pracę, idźcie do domu, dzieci.
-
A siano…
- Przecież od rana przerzucasz
siano, John – wtrąciła się pani Freeman – Sądzę, że jest już porządek.
Spojrzeliśmy na siebie
porozumiewawczo, przypominając sobie, że zrobiliśmy tam trochę bałaganu. John
pobiegł do stodoły, by zgarnąć siano które rozrzuciliśmy, schować widły i
zabrać swą koszulkę, i udaliśmy się do mojego domu. Po długiej, wspólnej
kąpieli oddaliśmy się oglądaniu ulubionego serialu Johna, „Spooks”, który
prawdę mówiąc i mnie zaczął coraz bardziej wciągać. Było nam cudownie, tak
bardzo… rodzinnie, tak, chyba mogłam użyć tego słowa. Tak ciepło, normalnie i
rodzinnie, i taka równowaga pomiędzy tymi chwilami szalonych i namiętnych
uniesień była nam bardzo potrzebna – by poczuć, że jest w życiu coś więcej. Że
nie jesteśmy sami, że ktoś drugi o nas dba i troszczy się, że po prostu kocha.
***
Czułam ogromną tęsknotę za Johnem
już w momencie, kiedy o 5 rano wychodził z domu. Wiedziałam, że czeka mnie cały
dzień i noc bez niego, a to działało na mnie przygnębiająco. Od dawna nie
spędziliśmy żadnej nocy osobno, przyzwyczaiłam się do jego kojącej obecności i
trudno było mi sobie wyobrazić, że mam spać sama. Próbowałam się pocieszać, że
to tylko jedna noc. Praca z panem Jackmanem jak zwykle poprawiła mi humor.
- Gdzie twój książę? Widziałem,
jak wyjeżdża o świcie z Freemanem – szef pieczołowicie zagniatał drożdżowe
ciasto, zerkając na mnie co chwilę uważnie.
- Pojechali do Aberdeen na jakieś
targi rolnicze… Nie znam się na tym. W każdym razie wrócą jutro.
- Uprzedziłaś go, że baby na jego
widok tracą głowę i zrzucają bieliznę?
- Tak, nakładłam mu do głowy
różnych ostrzeżeń – roześmiałam się – Jest zniesmaczony i nie rozumie tego.
Gdyby widział pan jego minę, gdy opowiadałam mu o pani Jones…
- Okropne babsko. Mnie też kiedyś
próbowała uwieść…
- Naprawdę?
- Tak, dwa miesiące po śmierci
nieodżałowanego Jones’a – Jackman wzdrygnął się na samo wspomnienie – Ta baba
nie ma skrupułów.
- Na szczęście John ma swój
rozum.
- No tak… Katie, powiedz mi
dziecko, co to za siniaki na twoich ramionach? – szef obserwował mnie uważnie –
Dzieje się coś złego?
- Co? Ach nie, to po prostu… -
zawiesiłam głos, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Kate!
- Uderzyłam się – skłamałam
nieporadnie.
- Nie rób ze mnie głupca,
uderzyłaś się w OBA ramiona, i to na całym ich obwodzie!?
- Ale to… naprawdę nic takiego –
zarumieniłam się mocno – To tylko… Och, prawie upadłam i John musiał mnie
złapać, był tak… przerażony, że ścisnął za mocno.
- Wygląda to tak, jakby łapał cię
przez kilka minut!
- Boże, robi pan z igły widły!
- Po prostu uważajcie podczas
wspólnych… zabaw – mruknął sarkastycznie – Chyba nie chcecie, żeby cała wieś
plotkowała o waszych upodobaniach.
- Wystarczy! – przerwałam,
zawstydzona – Koniec rozmowy.
Wyszłam na chwilę na zewnątrz,
słysząc jak Jackman śmieje się ze mnie głośno. Tak, miał rację, przejrzał mnie
na wylot. Ale nie musiał tego mówić na głos. A John… Cóż, musiałam przyznać, że czasem go ponosi, ale lubiłam
go takiego. Kiedy wychodził z tej skorupy nieśmiałego, cichego chłopca przeistaczał się w drapieżnika. A
najpiękniejsze w tym było to, że TYLKO JA znałam tę drugą stronę i tylko mnie
pokazywał całego siebie…
***
Wieczór i noc minęły mi na
szczęście szybko, choć brakowało mi mojego narzeczonego, to dałam radę i byłam
dzielna, mimo że dziwne było to, że jego połowa łóżka jest pusta. Było nieco
chłodniej niż zazwyczaj, kiedy nie ogrzewała mnie bliskość jego ciała. Rano nie
zbudził mnie jego delikatny pocałunek… Mimo to musiałam wstać i pójść do pracy.
Czas dłużył mi się, ale w środku czułam radość, bo wiedziałam, że niedługo zobaczę
mojego ukochanego. W południe poszłam na zakupy, akurat w Terrington był dzień
targowy i na centralnym placu stało wiele budek, w których sprzedawano
wszystko, co możliwe: owoce, warzywa, świeże ryby, a w drugim zakątku ubrania i
różne sprzęty domowe, jednym słowem – wszystko i nic. Krążyłam między
stanowiskami, wybierając najlepsze warzywa, kupiłam też trochę jajek i złowioną
tego poranka przez jednego z sąsiadów rybę. Niosłam wszystko w niedużym,
wiklinowym koszyku. Zauważyłam, że ludzie przypatrują mi się uważnie, i nie
bardzo wiedziałam co może być tego przyczyną. Nagle zrozumiałam – na rączce
koszyka zaciskałam palce, a na jednym z nich lśnił najpiękniejszy na świecie
szmaragd. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poczułam się najszczęśliwszą kobietą
pod słońcem.
- Katie, cześć! – usłyszałam
krzyk Rosie.
- Hej! – odpowiedziałam – Co
słychać?
- Wszystko w porządku, ale ty…
Kochana, nie chwaliłaś się tym cudem! Nie widziałam go przedtem!
- Ach, zdejmuję go w pracy, boję
się że go zniszczę albo wpadnie mi do pączka jako nadzienie zamiast powideł –
roześmiałam się – Ale tak to zawsze mam go na palcu.
- Boże, jest prześliczny! –
zachwyciła się Rosie – To prawdziwy szmaragd?
- Tak, najprawdziwszy. John… John
dał mi go na zaręczyny.
- Jest olśniewający! Kate, jesteś
ogromną szczęściarą!
- Tak? Chyba raczej niezłą
manipulantką – usłyszałam kpiący głos z tyłu. Odwróciłam się; to była Sarah
Jones. Wredna i podła jak zwykle.
- Och, a to dlaczego? – zapytałam
grzecznie – Czyżbym zrobiła ci coś złego?
- Przyjechałaś tu, nie wiadomo po
co – Sarah zbliżyła się do mnie, a tuż za nią otoczyło mnie pięć innych
dziewczyn, podobnego charakteru jak panna Jones – Zjawiłaś się, przez pięć lat
miałaś naszą wioskę gdzieś…
- Wybacz, ale nie przywiązywałam
się tu na siłę, nie mam obowiązku uczestniczyć czynnie w życiu Terrington przez
cały czas!
- Przyjechałaś i tak po prostu
puszczasz się ze Standringiem. Co, mało miałaś facetów w Leeds?
- Przepraszam cię, Sarah, ale to
nie twój interes…
- Zmanipulowałaś go, uwiodłaś
zupełnie nie wiem czym – popatrzyła na mnie z obrzydzeniem – I teraz chodzisz
po wsi dumna jak paw, świecąc wszystkim po oczach tą… błyskotką. Uważając się
za lepszą od innych.
- Sarah, masz jakiś problem?
Rozwiąż go u psychologa – doradziłam jej – Johna w to nie mieszaj, bo nie ręczę
za siebie.
- Proszę bardzo! Jaka waleczna
lwica! Będziesz go bronić i walczyć o niego, tak?
- Sarah, ja naprawdę nie będę
wdawać się z tobą w dyskusję o twoich kompleksach i nie będę mieszać w to
mojego narzeczonego…
- Słyszycie!? Kompleksy! –
krzyknęła – Kate Newman uważa się za lepszą od nas, bo MY mamy kompleksy! Nie
wiem, co ten facet w tobie widział, chyba tylko to że jesteś łatwa jak wierszyk
dla przedszkolaka.
- JA jestem łatwa? – uśmiechnęłam
się ironicznie – O ile sobie przypominam, poczekaj, muszę pomyśleć… Aha. Ja NIE
MAM trójki dzieci, których ojcowie są jedynie moim domysłem. Czy na każde twoje
dziecko przypada jeden potencjalny kandydat, czy trzech?
- Zostaw moje dzieci w spokoju,
podła dziwko!
- Ja jestem dziwką? Sarah, błagam
cię… Popatrz w lustro i wtedy powiedz to samo.
- Jeszcze zobaczysz – syknęła
Jones, wpatrując się we mnie wściekłym wzrokiem – John nie będzie z tobą długo.
A wtedy ta piękna błyskotka będzie lśnić na innym palcu…
- Zaczynasz być śmieszna. Prawie
jak twoja matka, która przedwczoraj oznajmiła publicznie, że chce zaciągnąć
Johna do łóżka! – powiedziałam głośno, żeby wszyscy słyszeli – Będziecie się
nim wymieniać, czy zrobicie sobie trójkąt? Jesteście najgorszą patologią, jaką
w życiu spotkałam, Sarah. Ty i twoja matka. Żal mi tylko twoich dzieci, powinna
zająć się nimi opieka społeczna.
- Ty pusta, wredna suko! –
krzyknęła, rzucając się na mnie, jednak koleżanki przytrzymały ją stanowczo.
- Masz wyrok w zawiasach –
mruknęła jedna z nich – Jak ją tkniesz, pójdziesz siedzieć!
- O proszę! Miałam rację,
patologia. Widzisz, Sarah, żeby zakończyć naszą rozmowę, muszę ci coś wyjaśnić.
John kocha mnie do szaleństwa. Ja jego również. Pobieramy się i będziemy mieli
dzieci. Rodzinę. Wspólny dom. Coś, czego ty nigdy już nie osiągniesz, przy
poziomie swojego… życia osobistego – zakończyłam łagodnie, choć na usta cisnęły
mi się najgorsze określenia.
- Nie pozwolę na to, żebyś była z
nim szczęśliwa – warknęła Jones – Co ty mu możesz dać, co? Co on w tobie może
widzieć?
- Może to, czego nie masz ty? I
żadna z was!? Powiedz, dlaczego wszystkie zwróciłyście na Johna uwagę, kiedy
związał się ze mną? Kiedy zmienił się pod MOIM wpływem i wewnętrznie, i
zewnętrznie? Łatwo tak chcieć zagarnąć dla siebie efekty cudzej, ciężkiej pracy!?
Dlaczego ŻADNA z was nie zaopiekowała się Johnem, kiedy tego potrzebował!? Był
tu cały czas, samotny, porzucony, przez pięć lat NIKT ani trochę się nim nie
zainteresował. Zepchnięty na margines, zapomniany, zamknięty w sobie… Tylko ja
go takiego pokochałam. TYLKO JA. I popatrz, jakim dziwnym trafem pod MOIM
wpływem wyszedł z niego pewny siebie, piękny mężczyzna. Zrozum w końcu, John
mnie kocha ponad życie, i nigdy mnie nie zostawi. A już na pewno ja nie
zostawię jego, i nie pozwolę na jakiekolwiek złe słowa skierowane w jego
stronę.
- Jeszcze się przekonamy – Sarah
wściekle wyrwała się swoim koleżankom i podeszła bardzo blisko mnie – Jesteś
tylko małym pionkiem, Kate, nie będzie dla mnie problemem wyrzucenie cię z gry.
Standring to tylko facet, myśli jedną częścią ciała i gwarantuję ci, że zaliczy
mnie bez mrugnięcia okiem kiedy tylko tego będę chciała…
Tego już było dla mnie za wiele.
Z wściekłością rzuciłam koszyk na ziemię i z całej siły uderzyłam Sarah w
twarz. Ostre krawędzie mojego pierścionka rozcięły jej policzek, z którego
popłynęła strużka krwi. Byłam w jakiejś strasznej furii, miałam ochotę zabić ją
za te słowa, i gdyby nie Rosie, która stanęła między nami, kto wie, do czego by
doszło.
- Kate! Spokojnie, to nic nie da…
Nie możesz zniżać się do tego poziomu – powiedziała stanowczo, trzymając moją
rękę – Nie bądź taka jak ona…
- Ta puszczalska idiotka obraziła
Johna! – krzyknęłam i spojrzałam ze złością na podtrzymywaną przez koleżanki
Sarah – Jeszcze raz powiedz coś na jego temat, albo spróbuj się do niego
zbliżyć…
- To co!?
- Widziałaś, co John zrobił z
Paulem? Przyjmij do wiadomości, że jestem w stanie zrobić więcej. To
dzisiejsze, to było tylko delikatne muśnięcie twojej podłej twarzy!
Odwróciłam się i chwytając
koszyk, odeszłam. Zatrzymałam się kawałek dalej, przy stoisku z rybami, i
odstawiłam zakupy. Jak śmiała! Zawsze wiedziałam, że jest podła, bezwzględna i
nie liczy się z nikim, ale to, co zrobiła tego dnia, przeszło moje najśmielsze
oczekiwania.
- Ależ jej dała popalić! –
słyszałam z oddali jakby przez mgłę różne głosy – Dobrze! Żeby każda kobieta
tak potrafiła walczyć o swojego chłopa!
- Głupia Jones, oby jej zabrali
te dzieci!
- A ja tam się nie dziwię! Co ta
cała Kate może mu dać?
- Dokładnie, taki duży, porządny
chłop, a poleciał na worek kości. Co mu do łba strzeliło?
- Co chcesz, ładna dziewczyna, ja
to się dziwię co ona w nim widziała!
- A może ona ma rację? Może to my
powinniśmy zastanowić się, dlaczego Standring przez pięć lat był dla wszystkich
niewidzialny? Jakby w ogóle nie istniał, a przecież sznur dziewczyn powinien mu
się przed drzwiami ustawiać!
Ludzie… Bez względu na wszystko
ZAWSZE będą plotkować. To takie strasznie puste podejście, byle by znaleźć
sensację. Nie rozumiałam tego, może dlatego że pomimo mojej całej sympatii do
miejsca, gdzie się wychowałam, to zawsze byłam trochę inna niż reszta
mieszkańców. Co tu dużo kryć, to niewielka wieś, i obyczaje, mentalność ludzi
są zupełnie inne niż w mieście. I tylko dlatego, że miałam nieco więcej obycia
od większości ludzi, byłam nazywana „typową miastową dziewczyną”. Nie
wywyższałam się nigdy, wręcz przeciwnie, po prostu potrafiłam się zachować i
miałam kulturę, której niestety wielu brakowało, co tego dnia boleśnie
zauważyłam. Obejrzałam się jeszcze na grupkę rozzłoszczonych dziewczyn,
pośrodku których stała Sarah, ocierająca sobie policzek chusteczką, i
mimowolnie uśmiechnęłam się. Zauważyłam Johna. W momencie, kiedy mijał
dziewczyny, zrobiłam parę kroków w jego stronę. Jego promienny uśmiech od razu
poprawił mi nastrój. Wyglądał oszałamiająco… Ciemne, podkreślające jego
niesamowicie zgrabne nogi dżinsy, śnieżnobiała koszula z dwoma rozpiętymi u
góry guzikami, a do tego dopasowana, czarna skórzana kurtka. John wyglądał po
prostu jak gwiazda, kiedy kroczył ku mnie wśród ubranych zwyczajnie,
najczęściej roboczo ludzi. Patrzyłam tylko na niego, ale kątem oka dostrzegłam
że kobiety wpatrują się w niego z otwartymi ustami, zewsząd słyszałam
westchnienia i jakieś komentarze, ale nie przywiązywałam do tego większej wagi.
Dopiero gdy był krok ode mnie, dostrzegłam, że na lewym przedramieniu niesie
naręcze lawendy. Uśmiechał się tak cudnie… Gdy doszedł do mnie, prawą rękę
wplótł w moje włosy i zdecydowanie przyciągnął mnie do siebie, całując mnie
gorąco zupełnie bez uprzedzenia. Stałam jak słup, ręce miałam spuszczone wzdłuż
ciała, a on pieścił moje wargi swoimi, i robił to tak niesamowicie namiętnie,
że ja sama byłam w szoku jego odwagą wśród tylu ludzi. Trwało to chyba kilkanaście
sekund, choć ja czułam jakby minęły wieki. Zaczęłam się trochę krępować; chwilę
wcześniej sytuacja z Sarah, a teraz namiętny pocałunek Johna… Znowu byłam w
centrum uwagi. Ale przestało mi to przeszkadzać, gdy John musnął moje usta
ostatni raz i spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Kochanie, tak tęskniłeś? –
zapytałam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu – To przecież tylko jedna noc.
- Jedna noc BEZ CIEBIE – głośno i
dobitnie odparł John – Kocham cię. Już nigdzie nie wyjadę na tak długo.
- Idziemy do domu? Mam dość tego
miejsca na dziś…
- Coś się stało? – mój narzeczony
obejrzał się i dostrzegł wściekłą Sarah.
- Zabierz mnie do domu.
Zmartwił się. Widziałam to w jego
oczach. Pocałował mnie w czoło, podał mi kwiaty i chwycił mój koszyk z zakupami.
Objął mnie ramieniem tak czule i troskliwie, i poprowadził w milczeniu do domu.
Tam usiadł na kanapie i czekał, aż włożę kwiaty do wazonu i postawię je na
stoliku.
- Piękne – powiedziałam,
wdychając ich zapach – Dziękuję.
- Co się stało, Katie – John
wyciągnął do mnie rękę i pociągnął, bym usiadła obok niego – Coś jest nie tak.
- Nic takiego, po prostu… Wiesz,
Sarah znowu się czepia.
- Kate, musisz mi wszystko
powiedzieć – oznajmił twardo – Muszę wiedzieć.
- Ona… Nie wiem, za co mnie tak
nienawidzi – rozkleiłam się i rozpłakałam, tuląc się do jego piersi okrytej
koszulą, już trochę mokrą od moich łez – Chce mi ciebie zabrać. Ja wiem, że to
śmieszne, że ty nigdy… Ale ona z taką pewnością, z taką wściekłością mówiła, że
będziesz jej, że ja na ciebie nie zasługuję, że jesteś jak każdy inny facet i
prędzej czy później zaliczysz ją, kiedy ona tego zechce…
- Spokojnie, jestem przy tobie,
nie bój się – zapewnił mnie, głaszcząc delikatnie moje włosy – I posłuchaj
uważnie. Nie mam ochoty być ojcem czwartego dziecka panny Jones, uwierz mi.
Szczególnie, że musiałbym o ojcostwo konkurować z kilkoma innymi facetami, co
mi się po prostu nie opłaca. Nie wiem, co mogę ci jeszcze powiedzieć, bo to
wszystko jest tak absurdalne… Nie powinnaś się tak przejmować.
- Wiem, John, wiem, ale one
mówiły o tobie, ja nie mogłam tego przecież zostawić. Prawie bym ją zabiła –
spojrzałam na niego spłakanym wzrokiem – Uderzyłam ją, i gdyby nie Rosie
Turner, to nie skończyłoby się drastyczniej. Rosie powstrzymała mnie przed
zabiciem tej żmii.
- Kate, jak mogłaś bić się na
środku Terrington!
- Tak samo, jak ty mogłeś pobić
Paula po kościele – odcięłam się – Co za różnica?
- Ale ja biłem się o ciebie, a
ty…
- A ja o ciebie. Twój pierścionek
się na coś przydał – roześmiałam się przez łzy – Ta pusta idiotka będzie miała
po nim piękny ślad jeszcze długo.
- Jesteś kompletną wariatką, Kate
– John przytulił mnie mocno – I za to tak mocno cię kocham…
Aktualizacja 17/09/2014r- kolejna część tutaj.
Aktualizacja 17/09/2014r- kolejna część tutaj.
Jejku, ten wstęp był piękny, Kate, serio, jak początek serialowego odcinka w TV. Niemalże słyszałam w głowie spokojny głos lektora.
OdpowiedzUsuń"Uznałam, że skoro potrzebuje czasu, to mu go dam, może potrzebował tej świadomości, że w razie czego zawsze ma swój własny dom, i nie jest ode mnie zależny." - tak, Katie, brawo! W końcu zrobiła coś, co pochwalam, już myślałam, że nigdy się z nią nie zgodzę :)
Odwaga Katie mi nieco zaimponowała, ja nie przeszłabym przez pół wsi bez majtek, nie ma mowy :)). A na miejscu pani Jones chcąc uwieść faceta na pewno nie rozpowiadałabym o tym na lewo i prawo i nie gadałabym o tym w sklepie.
Seks na sianie w upalny, letni dzień - czy może być coś fajniejszego? No może i może, ale i tak to fajne doznania ;).
Pierwsza połowa odcinka była ekstra, podobała mi się bardziej niż ciąg dalszy.
Jeannette
Cieszę się, że zgadzasz się z Katie chociż w czymś! A jej odwaga, cóż, to kwestia dyskusyjna - co kto lubi. Jeśli nie wieje wiatr, można i pokusić się o spacer bez bielizny :) Pani Jones jest natomiast z rodzaju ludzi patologicznych, więc... nawet nie będę jej tłumaczyć, bo ukręciłabym babie łeb gdybym taką spotkała :)
UsuńMiła Kate, dziękuję Ci za te środowe wieczory. Twoje opowiadania czytam z większym napięciem i wypiekami na twarzy niż oglądam serial sensacyjny.
OdpowiedzUsuńOboje pokazali jak bardzo się kochają i jak bardzo walczą swoja miłość. Nawet przy pomocy rąk, nie tylko słów.
Kate powinna bardziej ufać Johnowi i wierzyć, że żadna kobieta go nie zbałamuci.
Jolu bardzo mi miło za Twoją jak zwykle pozytywną opinię.
UsuńKate ufa Johnowi, ale chyba nie dziwisz się, że czuje że traci grunt pod nogami, jeśli nagle nowy wygląd jej narzeczonego wywołał takie poruszenie, że co druga kobieta chce mieć go dla siebie - nawet ze stuprocentowym zaufaniem można mieć pewne obawy, i to jest nieuniknione. Myślę, że wiara Kate w Johna jest niezachwiana mimo wszystko - ona boi się tych wszystkich niebezpiecznych bab, że zniszczą szczęście, na które tak długo pracowała.
Kate, Johna poznałyśmy trochę wcześniej. Zawsze będę miała o nim dobre zdanie.John należy do osób, które odrzucą nawet ponętne i ciekawe propozycje, żeby nie skrzywdzić kochanej osoby.
UsuńKilka spostrzeżeń:
OdpowiedzUsuń1. Kate, powinnaś wydać poradnik erotyczny ;)
2. A czy ta jędza Jones przypadkiem nie zaszlachtowała męża?;)
3. Trochę się obawiam o Katie. Miłość miłością, ale John to mimo wszystko chłop... i tak naprawdę to... te 80% "rozumu" ma jednak w gaciach - jak każdy chłop ;) Więc jeśli znajdzie się jakaś sprytna myszka, która umiejętnie połechce jego ego to co ta biedna Katie zrobi? Popełni morderstwo, trafi do psychiatryka? Każda kobieta powinna mieć w życiu jakąś pasję. Ale tą pasją nigdy nie powinien być facet :)
1. O nie, JA poradnik erotyczny? Ja się na tym kompletnie nie znam, po prostu piszę co czuję :D Na jakiej podstawie sądzisz, że powinnam wydać poradnik? :)
Usuń2. Całkiem możliwe, jędza Jones to najgorsza patologia we wsi, razem z córeczką.
3. Oj, tu się trochę różnimy w poglądach, ale nie zamierzam Cię przekonywać do swoich. Ja uważam - okej, może naiwnie, i może to zabrzmi banalnie, ale nie wszyscy faceci tacy są :) A w mojej głowie, w moich zamysłach John jest tak zapatrzony w Katie, tak wdzięczny za zmianę, jaką wprowadziła w jego życiu - z zahukanego, wycofanego, ledwo odzywającego się chłopca w przystojnego, seksownego (i lubiącego seks) i otwartego mężczyznę, że ani myśli jej zostawić - szczególnie, że ta szalona kobieta jest w niego zapatrzona jak w obrazek i gotowa spełnić każdą jego zachciankę. Pasję Kate oczywiście ma, i jest nią jej zawód, czyli dziennikarstwo, choć zdradzę, że i tu będzie miała trochę wątpliwości, mimo że teraz stawia Johna ponad wszystko, to potem może pewne rzeczy zrozumie. Może nie będę się już pogrążać i więcej zdradzać - powiem tylko, że oni jeszcze się docierają i próbują znaleźć swoją drogę :)
1. No bo masz nosa do tych spraw :) I fantazję nieograniczoną ;) Przy tym kamasutra wydaje się nieco nudnawa :D
Usuń2. No to ja im tylko życzę szczęścia ;)
To ja Ci się kłaniam do samej ziemi za tej niespotykany komplement, bo zostać seks-ekspertką to nie lada sztuka :D
UsuńRobin, nie obrażaj biednej Kate, nie każdy chłop jak powiadasz ma rozum w gaciach. Chyba miałaś złe doświadczenia z chłopcami. Mogłabyś się wiele nauczyć z opowiadań naszej autorki przynajmniej jak zawładnąć prawdziwym mężczyzną i utrzymać rozkochanego przy sobie.
OdpowiedzUsuńMnie te opowiadania bardzo się podobają, może jako starsza osoba inaczej je rozumiem.
Której Kate? Z opowiadania czy autorki?;) Bo jeśli tej drugiej, to sądzę, że ona dobrze poznała mój sposób komentowania i z pewnością się nie obrazi (bo zresztą nie jest moim celem obrażanie jej). Prawda Kate? ;)
UsuńCo do moich doświadczeń- są jakie są. Uważam i zdania nie zmienię, że mężczyzną łatwo manipulować poprzez seks i jest on w tym przypadku na zupełnie przegranej pozycji. Bo tak naprawdę faceci mają dobre zamiary ;) Znam też całe grono przykładnych i kochających się małżeństw. Dzięki temu jednak, że żony dzielnie stoją na straży i zawsze wiedzą co robią ich mężowie :) Także tu zgadzam się z Katie z opowiadania- niech pilnuje Johna na każdym kroku, ale niech nie daje mu tego odczuć ;)
Aha- sorry, że tak to napiszę, ale proszę Jolu, nie dawaj mi "dobrych rad" w stylu "mogłabyś się wiele nauczyć z opowiadań naszej autorki przynajmniej jak zawładnąć prawdziwym mężczyzną i utrzymać rozkochanego przy sobie", bo lat naście, 20 i nawet 30 mam już za sobą i coś tam o różnych wariantach miłości wiem ;)
UsuńProszę, tylko nie kłóćcie się, bo nie ma o co - każda ma inne zdanie i tyle. Ile ludzi, tyle opinii, i nigdy nie zadowoli się wszystkich naraz.
UsuńMówię o Kate z opowiadania. A tak nawiasem mówiąc to na taką naukę nigdy nie jest za późno.
OdpowiedzUsuńWybacz, nie miałam zamiaru ciebie obrazić.
No ok, ja zwyczajnie zaciętą jędzą jestem ;)
UsuńKate, bardzo podoba mi się jak tworzysz atmosferę takiej małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, chodzą na te same śluby i pogrzeby, gdzie nic nie może ujść uwadze największych plotkarzy, gdzie wiadomo, co jest na obiad u sąsiadów ... Podziwiam Katie, że miała na tyle odwagi i wybrała się do Freemanów bez bielizny ( bardzo to praktyczne, gdy narzeczony właśnie przerzuca siano:))) i stawić czoła zazdrośnicom. A do tego pewny siebie "nowy" John, który rozum ma z pewnością we właściwym miejscu. Może jestem naiwna, ale nie wierzę w to, że dałby się uwieść innej kobiecie.
OdpowiedzUsuńAtmosfera takich właśnie miejscowości jest mi szczególnie bliska, bo od zawsze mieszkam w takim miejscu; ma to swoje plusy i minusy, ale przynajmniej plotki są zawsze z pierwszej ręki - oczywiście te, które mnie totalnie nie obchodzą (z reguły jakieś 90%), dochodzą najszybciej :)
UsuńI nie jesteś naiwna - John nie dałby się uwieść nikomu, już "romans" z księdzem to było za dużo, a inna baba? On jest tak psychicznie skonstruowany, że (jak już wspomniała Jola), nie wybaczyłby sobie gdyby skrzywdził kogoś, kto jest mu tak bliski. A szczególnie, jeśli ten ktoś bliski odwiedza go w miejscu pracy bez bielizny - dla takiej kobiety odrzuca się wszystko inne :)
Pani Jones kojarzy mi się troszkę z ciotką Katie, którą poznałyśmy w jednej z pierwszych części. Podobny poziom subtelnosci i taktu. Aczkolwiek, oczywiście, ciotka działa w swym mniemaniu w najlepszym interesie i dla dobra biednej Katie. Interesująca byłaby konfrontacja obu pań - Kate, może planujesz takową? Obrazki typowe dla małej miejscowości to wisienka na torcie tej opowieści - uwielbiam je i pochłaniam niczym Grycanowe lody. Niedzielne parady i rewie mody pod kościołem, wszystkie drogi prowadzące do sklepu gdzie świeże plotki rozchodzą się jeszcze lepiej niż świeże bułki. W Terrington mam znowu 15 lat i spędzam wakacje u babci na wsi....dlatego między innymi tak lubię środy.
OdpowiedzUsuńA to "inne" to oczywiście sama historia Johna i Katie. Historia, która chyba - coś czuję w kościach, wcale sie tak gładko i szybko nie potoczy, jak sugerowałoby ekspresowe tempo pojawienia się szmaragdowego lśnienia na palcu Kate. Jeszcze na to "Veni Creator" poczekamy. I dobrze - jesień idzie, wieczory długie, będzie co czytać. Kate, jesteś jak zwykle w formie, wielkie dzięki!
Kochana, już zaczynałam za Tobą tęsknić :)
UsuńDzięki za pomysł na konfrontację ciotki i pani Jones, po dłuższym zastanowieniu muszę przyznać, że mogłoby to być ciekawe. I już wiem, że nie nastąpi to tak szybko, dopiero bardziej pod koniec. Na razie w głowie mam niespodziewaną i pełną sprzecznych emocji wizytację rodziców. Masz rację, historia Johna i Katie jeszcze chwilkę potrwa, jeszcze będą zawirowania - niektóre mniejsze, a niektóre będą prawdziwymi trzęsieniami ziemi.
I bardzo cieszy mnie, że podoba Ci się moje przedstawienie małej wioski, jak wspominałam wyżej, dla mnie to codzienność i wiem jak to funkcjonuje, dlatego też łatwo mi się o tym pisze. Ale miło, że to doceniasz :)