Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
----------------------
Poprzednia, dwunasta część tutaj.
Od incydentu na imprezie
redakcyjnej minęło już kilka dni. Starałam się nie wracać do tego tematu, choć
John kilkakrotnie wspominał że zabrania mi jakichkolwiek kontaktów z Hugh,
jednak zawsze udało mi się go udobruchać. Prawdę mówiąc planowałam zwolnić się
z redakcji, ale bałam się, że nie będziemy mieli z czego żyć, choć John
zarabiał u Freemanów, a ja u Jackmana, to jednak mogło być za mało na
utrzymanie dwóch domów. Nie wiedziałam, co robić, z jednej strony nie mogłam
dłużej pracować z Hugh, ale z drugiej… Wiedziałam, że po powrocie do pracy
czeka mnie rozmowa, jak nie z naczelnym, to z kimś z góry. Po tym, co stało się
w piątek… Czarno widziałam swoją przyszłość. Weszłam do redakcji tak, by nikt
mnie nie zauważył. W ręku miałam wypowiedzenie. Od razu skierowałam się do
gabinetu Hugh, gdzie jego sekretarka zmierzyła mnie groźnym wzrokiem.
- Jest naczelny? – zapytałam
niepewnie. Kobieta uśmiechnęła się ironicznie.
- W takim stanie? Chyba żartujesz
– prychnęła – Ten twój chłopak go zmasakrował, i narobił problemów.
- Dzięki – ucięłam szybko i
chciałam wyjść, kiedy zawołała mnie ponownie:
- Czekaj! Ktoś inny na ciebie
czeka.
Popatrzyłam na nią zdziwiona i
bez słowa weszłam do gabinetu. No tak, mogłam się domyślić… Na fotelu Hugh
siedział przyjaciel mojego ojca; ten, z którym rozmawiałam na imprezie.
- O, panna Kate, dobrze panią
widzieć – rozparł się wygodnie i założył ręce za głowę – Usiądź.
- Dzień dobry… Nie ma Hugh?
- Moje dziecko, Hugh leczy rany
po bójce z twoim chłopakiem – uśmiechnął się kpiąco – Nie sądzę, żeby prędko
chciał się pokazywać komukolwiek na oczy. Poza tym zwolnił się z własnej woli.
- Z własnej…
- Za moją dobrą radą – podkreślił
mężczyzna – Gdybyś wniosła oskarżenie, i miałabyś świadków, w co nie wątpię, i
on byłby skończony, i dla całego wydawnictwa nie byłoby to dobre. Oczywiście
nadal możesz to zrobić, ale uważam, że na tym powinnaś poprzestać.
- Nie, absolutnie, nie potrzebuję
biegać po sądach przez Hugh – odparłam niepewnie, kompletnie zaskoczona – Czyli
nie będzie go tu…
- Nie. Chwilowo JA będę tu
codziennie na miejscu redaktora naczelnego. Oczywiście, przyjmiemy kogoś w
swoim czasie, natomiast muszę osobiście poobserwować pracę redakcji i zrobić tu
małe porządki po Hugh… Ciebie, moja panno, będę uważnie obserwował. Nie dam ci
awansu ot tak, od ręki, bo w ogóle cię nie znam, a fakt, że chciał ci go dać
Hugh, jak wiemy, był podyktowany jego prywatnymi sympatiami. Bardzo nagannymi,
muszę podkreślić. Myślę, że to tyle, możesz wrócić do pracy.
- Tak… Dziękuję – dyskretnie
zgniotłam w dłoniach wypowiedzenie – Dziękuję panu.
Wyszłam czym prędzej i udałam się
na moje stanowisko pracy. Na pewno nie tego się spodziewałam, ale… dla mnie
była to dobra wiadomość. Nie musiałam się zwalniać, bo Hugh już tu nie
pracował. Co prawda brak awansu był dla mnie małym ukłuciem, ale rozumiałam, że
nowy naczelny nie mógł wiedzieć niczego o mojej pracy i oprócz słów Hugh nie
miał żadnych podstaw, by mnie awansować. Z drugiej strony nieco mi ulżyło… Niby
chciałam tego awansu, ale gdzieś w głębi pragnęłam spędzać z Johnem jak
najwięcej czasu i pozostanie na tym samym stanowisku było mi mimo wszystko na
rękę. Cała byłam pełna sprzeczności, z jednej strony chciałam się rozwijać, a z
drugiej coś mi mówiło, że spokojne życie na wsi w małym domku z moim ukochanym
byłoby czymś cudownym. Nieważne. Na razie było dobrze, i nie chciałam nic
zmieniać.
***
Lato powolnymi krokami miało się
już ku końcowi. Za dnia było nadal gorąco, ale poranki i wieczory były chłodne.
Koniec sierpnia… Piękny czas. Bardzo lubiłam siedzieć z Johnem wieczorami na
schodku przed domem. Tuliliśmy się do siebie i obserwowaliśmy, jak niebo
ciemnieje i rozświetlają je powoli pierwsze gwiazdy. Kiedyś podczas jednego z
takich wieczorów nieśmiało zaczęliśmy dotykać się, co zakończyło się tym, że
bardzo cicho i dyskretnie kochaliśmy się tuż przed drzwiami mojego domu.
Szaleństwo? Może tak. Ale nas nie obchodziło to, że ktoś nas może zobaczyć.
Byliśmy młodzi, zakochani i gotowi w każdej chwili uciec z tego miejsca, gdyby
coś się nie powiodło – byle by uciec stąd razem.
Pewnego wieczoru John był
niespokojny i dziwnie rozmarzony. Patrzył w niebo i nie słuchał tego, co do
niego mówię. Wprawdzie nie mówiłam nic ważnego, ale denerwowało mnie to, że
kompletnie mnie ignoruje. Miarka przebrała się, kiedy zaczęłam mówić o Hugh, a
John z uśmiechem rysował coś patykiem po ziemi.
- Okazało się, że przyjęli go z
powrotem i dziś, kiedy go spotkałam, doszło między nami do… Ja musiałam, to dla
awansu! John!!!
- Co? – otrząsnął się.
- Od kilku minut opowiadam ci, że
spałam z Hugh, a ty gapisz się w gwiazdy!
- Kate, no co ty… Nie miałabyś
jak z nim się przespać – mruknął, rozkojarzony.
- Dlaczego?
- Musiałby mieć coś w spodniach –
spojrzał na mnie poważnie – Coś nowego w pracy?
- Właśnie ci opowiadam.
- Daj spokój! Nie próbuj mi
wmówić, że zaniżyłaś standardy, bo nie uwierzę, że mogłabyś pójść do łóżka z
czymś takim, jak twój były naczelny, mając mnie.
- Co się z tobą stało? –
wpatrywałam się w niego z nieskrywanym zdumieniem – Nie dość, że mnie w ogóle
nie słuchasz, to jesteś bezczelnie pewny siebie!
- Ja? Przepraszam, nie zdawałem
sobie sprawy – westchnął – Przepraszam, kochanie.
- Nad czym tak myślisz przez cały
wieczór?
- Myślę o tym, co by tu z tobą
zrobić…
- Ze mną? Co masz na myśli?
- Chodź! – John poderwał się i
szarpnął mnie za rękę – No chodź, rusz się!
Byłam w szoku, ale posłusznie
pobiegłam za nim w nieznanym kierunku. Całą drogę trzymał mnie za rękę i nie
zwalniał, ledwo miałam siły, ale w końcu ujrzałam, gdzie zmierzał. Zatrzymał
się dopiero nad jeziorem. Popatrzył na mnie roziskrzonym wzrokiem i szybkim
ruchem ściągnął koszulkę, potem spodnie i całą resztę… Nagi, jak go Pan Bóg
stworzył, pobiegł do jeziora i zanurzył się w nim cały. Stałam i patrzyłam jak
urzeczona, kiedy jego boskie ciało powoli chowało się pod taflą wody, i nagle
otrzeźwiałam. Zdjęłam z siebie wszystko i ruszyłam w ślad za nim. Woda była
dość ciepła, choć powietrze było chłodne. Podpłynęłam do Johna i złapałam go za
rękę. Był szczęśliwy, widziałam to wyraźnie w jego oczach. Pocałowałam go
delikatnie, a on objął mnie w talii i przysunął do siebie, wyswobodziłam się
jednak z jego objęć i odpłynęłam kawałek dalej. John podążył tuż za mną,
ucałował mnie gorąco w szyję, ucho i czoło, i popłynął dalej. Pragnęłam więcej,
i wyczułam że John gra ze mną, że zaczął szalenie podniecającą zabawę. Chwilkę
pływaliśmy, krążąc wokół siebie i nie dotykając się, aż w końcu nie wytrzymałam
i podpłynęłam do niego, pieszcząc dłuższą chwilę jego mokrą szyję. Wzdychał
cicho, wplatając dłoń w moje włosy.
- Niżej, kochanie – szeptał –
Zejdź niżej…
Zgodnie z prośbą obsypywałam
pocałunkami całe jego ciało, zanurzając się pod wodę. Mogłam wyraźnie poczuć,
że pieszczoty działają na niego niezwykle silnie, ale ja, gdy dotarłam do jego
ud, wynurzyłam się i odpłynęłam od niego. Chwilę potrwało, zanim otrząsnął się
i był w stanie popłynąć tuż za mną, ale gdy w końcu mnie dopadł, dał upust
swemu podnieceniu, całując mnie tak ostro i zdecydowanie, że nie mogłam złapać
tchu. Był naprawdę mocno rozgrzany, pomimo dość niskiej temperatury. W pewnym
momencie poczułam, że bierze mnie na ręce i wychodzi z wody. Chłód owiał nasze
mokre ciała, ale John zdawał się nie przejmować tym. Delikatnie położył mnie na
pomoście, a sam ułożył się tuż obok. Najpierw delikatnie sunął ustami po mojej
skórze, ale potem… Potem ściśle złączeni kochaliśmy się długo i namiętnie, nie
czując zimna. To było cudowne… Magiczne. Nad nami widniał księżyc w pełni i
mnóstwo gwiazd, a my leżeliśmy nadzy na pomoście, ciesząc się swoją obecnością.
Nie mogłam sobie wyobrazić piękniejszego życia niż to, które wiodłam z Johnem,
i miałam nadzieję, że tak już będzie zawsze… W pewnej chwili mój narzeczony
wstał i odszedł bez słowa. Obróciłam się na brzuch, obserwując jak zmierza na
koniec pomostu. Brakło mi tchu, kiedy patrzyłam na cudnie zarysowane w jasnym
świetle księżyca krągłe pośladki mojego mężczyzny, jego wyprostowaną sylwetkę,
szerokie ramiona… Kiedy doszedł do celu, wskoczył do wody. Popłynął dość
daleko, do połowy jeziora, cały czas uważałam by nie stracić go z oczu. Po kilkunastu
minutach przypłynął z powrotem. Siedziałam wtedy na końcu pomostu, pozwalając
moim stopom swobodnie zanurzać się w wodzie. John podpłynął do mnie i całował
moje łydki, kolana, uda, brzuch, szyję, a kiedy doszedł do ust, podniósł wzrok:
- Nie powinnaś siedzieć nago –
powiedział zdecydowanie – Przeziębisz się.
- Nie jest mi zimno – odparłam.
- Powinnaś się czymś przykryć.
Zwinnym ruchem wskoczył na pomost
i nawet nie zauważyłam, jak to zrobił, ale po chwili leżał na mnie, okrywając
mnie całym swoim ciałem. Poczułam cudowne ciepło, kiedy ochraniał mnie przed
chłodnym wiatrem. Wspierał się na łokciach i wpatrywał w moją twarz,
odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy, i uśmiechając się błogo.
- W twoich oczach odbijają się
gwiazdy, wiesz? – szepnął – Jesteś tak piękna… Czuję się przy tobie wyjątkowo. Dlaczego
jesteś taka idealna, taka… szalona, a jednocześnie czuję się przy tobie
spokojnie i bezpiecznie, jesteś jak spełnienie moich marzeń. Nie rozumiem, jak
dokonałaś tego, że nagle pojawiłaś się i zmieniłaś wszystko, zmieniłaś mnie,
moje postępowanie, życie… Nie chciałem tego, ale poddałem ci się i teraz
wszystko jest inne. Robię rzeczy, których nigdy nie robiłem…
- Na przykład kochanie się nad
jeziorem w nocy? – uśmiechnęłam się do niego czule.
- Tak… Sprawiłaś, że jestem innym
człowiekiem, że chcę być inny, chcę cię zaskakiwać, chcę spełniać twoje
marzenia i fantazje… Nie czułem tego nigdy. Nie czułem tego przy Carol.
- Ach tak – trochę zakłuło mnie,
że w tak cudownym momencie wspomina o tej… kobiecie, ale wiedziałam, że muszę
go wysłuchać.
- Myślę, że kochałem Carol, ale
może inaczej pojmowałem wtedy miłość. Ona była inna i miała zupełnie inne
oczekiwania, niż ty. Ja po prostu chciałem z nią być i mieć dzieci, nie
myślałem o tym, z czym wiąże się bycie w związku. Wydawało mi się, że jest tak
jak wszędzie: spotykasz się z kimś, bierzesz ślub, a potem… potem jakoś żyjesz
z tą osobą, wiążesz koniec z końcem, rozmawiasz o codziennych sprawach,
uprawiasz seks by mieć dzieci, wychowujesz je, uzależniasz całe życie od nich…
- Bo poniekąd tak jest –
westchnęłam ciężko – Zobacz, przecież my też tak żyjemy, jak wszyscy…
- Nie tak, jak wszyscy. Nasze
życie jest inne. Uwielbiam cię, podziwiam, mam ochotę nosić cię na rękach,
żebyś nie potknęła się o żaden kamień…
- Jak podczas mojego pierwszego
dnia po powrocie do Terrington, przed kościołem? – roześmiałam się na samo
wspomnienie mojej niezdarności.
- Tak, dokładnie tak – John
pocałował mnie w nos – Katie, zwykle w
związkach ludzie nie szaleją tak za sobą, życie razem szybko im
powszednieje, a ja jeszcze niedawno myślałem, że to normalne, że tak musi być,
a ty mi pokazałaś, że może być inaczej.
- Może niedługo będziesz miał
mnie dość i też ci spowszednieję.
- Nigdy. Jesteś pierwszą kobietą,
która coś we mnie przełamała i obudziła coś, czego nigdy nie znałem… Carol
nigdy o to nie dbała. Carol chciała tylko męża dla pieniędzy, a ja byłem tak
głupi, że byłem gotów się zgodzić na wszystko. Kochałem ją i podobała mi się,
bardzo mi się podobała, ale… nie wiem, jak ci to powiedzieć.
- Wprost – odparłam sucho,
czując, że temat Carol mnie drażni.
- Z tobą jest inaczej, dla mnie
jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam, i po prostu… podniecasz mnie, tak
zwyczajnie, w ubraniu, bez, działasz na mnie tak mocno, a ja dopiero przy tobie
zobaczyłem, co znaczy, kiedy kobieta podnieca mężczyznę. Z Carol chciałem
uprawiać seks, bo… bo kochałem ją, i była kobietą, a ja nigdy… Myślałem, że z
nią ten pierwszy raz… Ja miałem niemal trzydzieści lat, chciałem się z nią
kochać, bo czułem się gorszy, że jeszcze tego nie robiłem… I myślałem, że ona
chce tego, bo mnie kocha, jestem jej wymarzonym mężczyzną, a tak naprawdę
chciała uprawiać seks, by Andrew był zazdrosny.
- John, po co mi to opowiadasz? –
zirytowałam się; wiedziałam, że powinnam mieć cierpliwość i wysłuchać jego
żalu, ale sama myśl o Johnie uprawiającym seks z Carol przyprawiała mnie o
mdłości.
- Jak to? – otworzył szeroko oczy
i patrzył na mnie nie rozumiejąc, o co chodzi – Przecież… Mówię ci, co czuję…
Zawsze tego chciałaś.
- Kochanie, jesteś ze mną, a ja
muszę słuchać opowieści o seksie z Carol!
- Ale… - John spuścił wzrok i
zacisnął na chwilę usta – Przecież żadnego seksu nie było, bo… Nie byłem
wystarczająco dobry. Zawiodłem. Myślałem, że to rozumiesz, to takie okropne
upokorzenie…
- Ale CHCIAŁEŚ uprawiać z nią
seks, a ja muszę o tym słuchać! – krzyknęłam. John patrzył na mnie jakby z
niedowierzaniem.
- Masz rację – szepnął, zsuwając
się ze mnie i siadając kawałek dalej – Przepraszam, jestem idiotą. Nie
powinienem ci się zwierzać, przepraszam.
- John…
- Idę popływać.
Nie zdążyłam zareagować, bo był
już w wodzie i odpływał. Cholera! Znowu to samo… Co mi strzeliło do głowy!?
Zawsze kazałam mu mówić wszystko, co leżało mu na sercu, nawet jeśli dotyczyło
to Carol, a nawet – przede wszystkim o niej. Chciałam wiedzieć i rozumieć, by
lepiej do niego dotrzeć. A teraz zachowałam się jak kompletna idiotka! Biedny
John, byłam jedyną osobą na świecie, której opowiedział o swoim upokorzeniu, a
ja po prostu wściekłam się, bo wypowiedział imię Carol! Przecież wyraźnie
podkreślał różnice między mną a nią, podkreślał że mnie kocha i uwielbia, że to
JA zmieniłam jego życie, a nie ta pusta flądra… Ale ja musiałam po raz kolejny
wszystko zepsuć. Gdyby ktoś kiedyś wymyślił skalę głupoty, to zdecydowanie nie
mieściłabym się w niej. No cóż, przynajmniej miałam odpowiednie argumenty, by
przeprosić Johna… Bez namysłu wskoczyłam do wody i popłynęłam w ślad za nim. Dręczyły
mnie okropne wyrzuty sumienia, próbowałam wyobrazić sobie, co może czuć mój
John, po takim potraktowaniu przeze mnie. Trochę potrwało, nim do niego
dopłynęłam, ale w końcu udało mi się. Złapałam go za ramię i odwróciłam w moją
stronę. Mój Boże, dawno już jego oczy nie były tak smutne…
- Jestem najpodlejszą istotą na
świecie – powiedziałam, obejmując jego szyję – Nie potrafię docenić tego, że
jestem jedyną osobą, której mówisz o najbardziej bolesnych przeżyciach. Wybacz
mi, nie wiem, co mnie napadło.
- Nie, miałaś rację, nie
powinienem mówić o Carol…
- John, musisz mi o tym mówić, bo
tylko tak mogę cię zrozumieć.
- Ranię cię opowieściami o niej,
zrozumiałem to wyraźnie.
- Proszę, John, nie zamykaj się
na powrót! – krzyknęłam rozpaczliwie, czując, jak znowu mi się wymyka –
Popełniłam błąd, musisz mi wybaczyć. Z jednej strony chciałabym, żeby Carol
znikła z naszego życia raz na zawsze, z twoich myśli i wspomnień, ale z drugiej
strony wiem, że to zawsze będzie w tobie siedziało, a ja nie powinnam cię
dołować, tylko wspierać. Zresztą ona już nie ma znaczenia, to, co między wami
zaszło, to nic. Jesteś tylko mój, jesteś pełnowartościowym mężczyzną, nigdy
mnie nie zawiodłeś i nie zawiedziesz. Nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę
teraz siebie za to, że w ogóle powiedziałam coś tak podłego…
Nie patrzył na mnie. Nerwowo
zerkał to w prawo, to w lewo, unikając mojego spojrzenia. Dawno nie czułam się
już tak źle, jakbym zadała najukochańszej osobie na świecie potworny ból.
Chciałam zapaść się pod ziemię, a właściwie – pod wodę. Wtedy jednak John
spojrzał na mnie i po prostu przytulił się w milczeniu. Poczułam ogromną ulgę…
- Nie wracajmy do tego – poprosił
cicho – Zostawmy to. Ona już nie wróci.
Tak… Miałam nadzieję, a właściwie
byłam przekonana, że Carol nie wróci i już niedługo będzie tylko przykrym
wspomnieniem, które jednak w końcu rozmyje się i nie będziemy musieli do tego
wracać. John uśmiechnął się blado i pocałował mnie, a potem popłynęliśmy razem
na brzeg, gdzie siedzieliśmy jeszcze dość długo przytuleni do siebie. Wiał
naprawdę chłodny wiatr, w końcu zaczęłam czuć zimno.
- Jeszcze mi się przeziębisz –
mruknął John, sięgając po moje ubrania i pomagając mi je założyć. Czułam się
jak pod najlepszą opieką, cudowny mężczyzna z troską ubierał mnie i patrzył z
takim oddaniem i miłością…
- John – powstrzymałam jego ręce
i wpatrywałam w jego skupioną twarz – Jesteś całym moim życiem. Dziękuję ci za
wszystko, co dla mnie robisz, za to że troszczysz się o mnie…
- Nie mam nic poza tobą – odparł
poważnie – Jesteś moim największym skarbem, i muszę cię chronić.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć,
ale głos ugrzązł mi w gardle. John skończył ubierać mnie i mocno przytulił, a
potem wciągnął spodnie i w milczeniu poszliśmy do domu. Nareszcie czułam, że
zła atmosfera ulotniła się, i znowu było tak, jak być powinno.
***
Tydzień mijał za tygodniem, i nic
się nie zmieniało. Między nami było wspaniale i bajkowo, gdy byliśmy razem,
mogliśmy nawet milczeć lub czytać książkę telefoniczną – i tak było cudownie. W
pracy musiałam dawać z siebie dwa razy więcej – nowy naczelny uważnie
obserwował wszystko, co robię, na szczęście u Jackmana było jak zwykle. John
pracował ciężko całe dnie, wracał coraz bardziej zmęczony, ale wieczory wspólnie
spędzane bardzo nas oboje relaksowały. Tym razem też tak było – w chłodny,
wrześniowy wieczór spędzaliśmy razem przed telewizorem. John był świeżo po
kąpieli, w samej bieliźnie, leżał wygodnie na kanapie, podczas kiedy ja
rozmasowywałam jego zmęczone łydki i stopy. Mój ukochany mrużył oczy, czując
jak moje palce pragną rozluźnić jego mięśnie, co sprawiało mu widoczną
przyjemność.
- Marnujesz się w tej redakcji –
zakpił ze mnie – Powinnaś założyć gabinet masażu.
- No co ty nie powiesz! Może
masażu erotycznego?
- Ale wtedy miałabyś tylko
jednego klienta.
- Nie zabronisz mi się rozwijać!
– krzyknęłam, rzucając w niego poduszką – Będę miała tylu klientów, na ilu będę
miała ochotę!
- Tak? – John poderwał się z
miejsca i runął na mnie – Jeszcze zobaczymy!
Łaskotał mnie, a ja śmiałam się
jak szalona. W takich momentach czułam się tak beztrosko… Bawiliśmy się razem
jak małe dzieci, i to było cudowne. John przestał mnie łaskotać i spojrzał na
mnie takim wzrokiem, że poczułam się mała i bezbronna. Potrafił uwodzić
spojrzeniem… Ułożył się obok mnie na boku, lewą nogę wsunął pomiędzy moje i
pocałował mnie zachłannie. Na biodrze czułam, jak jego ciało gwałtownie reaguje
na tę bliskość i pieszczoty. John sunął ustami po mojej szyi, a ja jeździłam
opuszkami palców po dolnej części jego pleców, co rusz zjeżdżając nimi niżej.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Zostaw – stanowczo powiedział
John – Nie otwieraj.
- Nie miałam zamiaru – szepnęłam,
rozkojarzona – Nie przeszkadzaj sobie, misiu…
Pukanie rozległo się jeszcze raz,
po czym nastąpiło gwałtowne szarpnięcie klamką.
- Kate! – usłyszałam. Otworzyłam
oczy i spojrzałam w kierunku drzwi.
- Mama!?
John oderwał się ode mnie
błyskawicznie. Podniósł się, nerwowo zakrywając się poduszką. Przylgnęłam do
niego, nie wiedząc, co zrobić. Mama patrzyła na nas jakbyśmy zrobili coś
strasznego, a zaraz za nią pojawiła się za nią twarz ojca. Uśmiechnięta twarz,
ale po chwili zrzedła mu mina. Ścisnęłam Johna za rękę, czując, że potrzebuję
teraz jego wsparcia, jak jeszcze nigdy.
- Kate! – krzyknęła ponownie mama
– Co ty… Co ty robisz!?
- Ja… Oglądamy telewizję –
wydusiłam, wstając z kanapy – A wy? Znowu wpadacie bez zapowiedzi!
- Kate, do jasnej cholery!
- Nie mów tak do mnie! –
postawiłam się, i poczułam na ramionach dłonie Johna; zaraz poczułam się
lepiej.
- Kochanie, nie krzycz na nią –
odezwał się w końcu tata, i zwrócił się do Johna – Młody człowieku, ubierz się,
i wtedy porozmawiamy…
- Bardzo państwa przepraszam, ja
tylko… To nie wina Katie, to ja, tylko moja wina…
- Spokojnie – tata zamknął
wreszcie za sobą drzwi – Zaczekamy.
John spuścił wzrok i odwrócił
się, kierując się do schodów. Wiodłam za nim przez chwilę wzrokiem, było mi go
tak strasznie żal… To krępująca sytuacja dla nas obojga. Że też moi rodzice
musieli jak zwykle pojawić się w nieodpowiednim momencie!
- Kate, o co tu chodzi? – mama ze
złością rzuciła torebką na stół i usiadła z rozmachem na fotel.
- Nie rozumiem cię. O co pytasz?
- Co on tu robi?
- Może zrobisz nam najpierw
herbatę, kochanie – tata uśmiechnął się porozumiewawczo – Wszystko na
spokojnie.
Posłusznie udałam się do kuchni,
i nasłuchiwałam, co dzieje się w salonie. Ojciec uspokajał mamę ściszonym
głosem, ale ona była cała w nerwach. Naprawdę nie rozumiałam, czyżby aż takie
emocje wzbudziło w nich to, że mam kogoś? Że ośmielam się w moim domu na
bliskość z tym człowiekiem? Nagle poczułam się jak przedszkolak, który coś
zbroił i boi się konsekwencji. To niedorzeczne! Byłam dorosłą kobietą i miałam
prawo do mieszkania i seksu z Johnem! Ale bałam się powiedzieć rodzicom o tym
wprost. Mimo wszystko… mogłam rozmawiać o tych sprawach otwarcie tylko z moim
ukochanym, a mówić własnej matce, że uprawia się z kimś seks… Zrobiło mi się
zimno na samą myśl. Naraz usłyszałam powolne kroki po schodach; przygotowując
herbatę, przez szparę w drzwiach widziałam, że John ubrał się i pojawił się w
salonie.
- John, dawno cię nie widziałem –
mój ojciec wyciągnął do niego rękę – Co słychać?
- Chyba widzisz, CO u niego
słychać – burknęła moja matka – Przestaniesz zadawać głupie pytania?
- Kochanie, może poczekałabyś z
tymi oskarżeniami, aż nasza córka do nas dołączy…
- Bardzo państwa przepraszam, że
zastaliście państwo taką sytuację… Wiem, że to nie powinno się zdarzyć –
niepewnie powiedział John – Ale ja kocham państwa córkę i…
- To niebywałe! Ty słyszysz, jak
bezczelny jest ten chłopak!? Jestem jej matką i NIC nie wiedziałam, że moje
dziecko kogoś ma, że z kimś się związała. Przyjeżdżam tu, do MOJEGO mimo
wszystko nadal domu, i co widzę? Obściskuje się z nagim mężczyzną!!!
- Przepraszam, ale miałem na
sobie bieliznę…
- Słyszysz go? Miał bieliznę! Nie
do wiary! To ma być wytłumaczenie! Zmusił moją córkę do Bóg wie czego, i…
- Pani wybaczy – John w końcu
przerwał ostro mojej matce – Przepraszam, że musiała pani to oglądać, ale gdyby
uprzedziła pani Katie, że zamierzają państwo przyjechać, to nie zobaczyłaby
mnie tu pani w takiej sytuacji. Poza tym sądzi pani, że waszą córkę można do
czegoś zmusić? Jest ostatnią osobą, która by sobie na to pozwoliła. Myśli pani,
że zrobiłem coś wbrew niej?
- John, nikt tak nie myśli –
uspokoił go mój tata – Nie denerwuj się, ty kochanie też…
- Nikt tak nie myśli? JA tak
myślę! Kate w życiu nie związałaby się z kimś… takim!
- O co pani chodzi!?
- Moja córka…
- Pani córka ma swój rozum i wie,
z kim chce sypiać i za kogo wyjść! – krzyknął John. No i nastała złowroga
cisza, przerwana przez gwizd czajnika. Szybko zalałam herbaty i zaniosłam tacę
do pokoju, stawiając ją na stole. Mama była blada, ojciec wzrok wbił w podłogę,
a John… John twardo wpatrywał się w nich. Poczułam przypływ dumy.
- Przepraszam kochanie, że cię
zostawiłam na tak długo – ostentacyjnie pocałowałam go w czoło, siadając tuż
obok – Mamo, nie życzę sobie taki słów pod adresem Johna. Rozumiesz?
- Słonko, nie denerwuj się –
ojciec jak zwykle gotów był załagodzić sytuację – Mama jest w szoku, nic nie
wiedzieliśmy o tym, że kogoś masz… Mogłaś powiedzieć cokolwiek, przecież
dzwonimy do ciebie co dwa tygodnie…
- Jasne, dzwonicie. Tylko że
dziwnym trafem mama zawsze opowiada o tym, co też jej się przydarzyło, jakie
promocje są w sklepach, co ugotowała na obiad, i co wymyśliła znowu ciotka
Josephine. Na koniec pyta tylko, czy u mnie w porządku i co słychać w pracy.
Nie rozmawiacie ze mną o moich prywatnych sprawach w ogóle, zresztą uważam, że
miałam prawo nie mówić nic o naszym związku na początku, a odkąd jesteśmy
zaręczeni… Takich rzeczy nie mówi się przez telefon, czekałam, aż się spotkamy.
- Jesteście… zaręczeni!? – mama
zakrztusiła się herbatą – Żartujesz sobie?
- Nie – podsunęłam jej pod sam
nos dłoń z pierścionkiem – John oświadczył mi się. Bardzo poważnie. Zamierzamy
wziąć ślub i założyć rodzinę, i nikt mi tego nie zabroni.
- Moja mała córeczka! – tata
zerwał się z fotela i uściskał mnie mocno – Gratuluję wam! John, nie
spodziewałbym się tego po tobie, wybacz że to powiem, ale… No cóż, nigdy nie
miałeś zadatków na faceta odpowiedniego dla mojej temperamentnej i zdecydowanej
Katie.
- Pańska córka mnie zmieniła,
panie Newman – John uśmiechnął się niepewnie – Poświęciła mi się cała,
pracowała nade mną długo, i… właśnie widzi pan efekt jej ciężkiej pracy. Nigdy
nie przestanę być jej za to wdzięczny. Jest jedyną osobą, która zwróciła na
mnie uwagę i pokochała takim, jakim byłem. A ja kocham ją mocno i pragnę by
była moją żoną.
- Jak długo to trwa? – oschle
syknęła moja mama.
- Odkąd przyjechałam – odparłam
równie chłodnym tonem – Zaczęłam pracować nad tym od razu, a pierwsze efekty
osiągnęłam po dwóch tygodniach.
- TY biegałaś za mężczyzną!? Nie
masz wstydu!
- Uspokój się! – zagrzmiał
ojciec, po czym spojrzał na mnie i Johna – Dość szybko to wszystko się
zadziało… Jesteście razem od połowy lipca, a mamy koniec września. Wy już
jesteście zaręczeni…
- Nie ma na co czekać –
powiedziałam spokojnie, uśmiechając się do Johna – Ja go kocham od pięciu lat…
- Dobry Boże, trzymajcie mnie bo
nie ręczę za siebie! – mama zerwała się z fotela i nerwowo zaczęła krążyć po
pokoju – Jakie pięć lat! Dziecko, ty wiesz, co mówisz? Pięć lat temu skończyłaś
liceum, byłaś jeszcze podlotkiem!
- Tak mamusiu – odparłam
złośliwie – Miałam osiemnaście lat, byłam dorosłą kobietą, i już wtedy John mi
się podobał. Teraz wiem, że gdyby pozwolił mi się wtedy do siebie zbliżyć,
byłoby inaczej. Ale nie chciał. A ja przez te parę lat utwierdziłam się w tym,
co czuję.
- Ty słyszysz, co ona mówi!?
- Od kilku minut ciągle pytasz,
czy słyszę, a słuch mi się nie pogorszył! – wybuchnął w końcu tata, podchodząc
do niej – Daj jej żyć! Skoro twierdzi, że go kocha, to co nam do tego? Mnie się
to wszystko podoba, skoro John oświadczył się i traktuje ją poważnie… Jest
poważnym, uczciwym facetem, odpowiedzialnym, przez lata nie słyszałem ani
jednego złego słowa o nim!
- Nie mam pojęcia, co pani we
mnie nie odpowiada – nieśmiało odezwał się John, ściskając mocno moją rękę –
Staram się uszczęśliwić pani córkę jak tylko potrafię, kocham ją jak nikogo.
Rzeczywiście, może się wydawać że to wszystko dzieje się za szybko, ale… Kate
zawróciła mi w głowie. Pomogła mi uporać się z przeszłością i bardzo ją
pokochałem już od pierwszych chwil, kiedy tu wróciła. Starałem się bronić przed
tym, ale ona nie pozwoliła mi już uciec od siebie. Jestem najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie, że pozwoliłem jej wejść w moje życie, i nie wyobrażam
sobie go teraz bez niej. Cokolwiek pani teraz nie powie, Katie i tak zostanie
moją żoną.
Byłam pod ogromnym wrażeniem
tego, jak John bronił naszej miłości przed atakiem mojej mamy. Bez namysłu
postawił się jej, wyraził jasno, co czuje, i jakie ma wobec mnie zamiary.
Czułam się tak ważna… Tata ukradkiem puścił nam oczko, będąc za plecami mamy, która
wpatrywała się w Johna z dziwną niechęcią.
- No, to mamy jasność, ten młody
człowiek ma poważne zamiary co do naszej córeczki, więc możemy spać spokojnie –
powiedział ugodowym tonem – Właśnie, zamierzaliśmy zostać na noc. Zgodzisz się,
kochanie?
Spojrzeliśmy wraz z Johnem na
ojca jak na ducha, a mama potrząsnęła głową z oburzeniem.
- Pytasz jej, czy mogę zostać na
noc we własnym domu!?
- Zauważ, że Katie nie mieszka
już sama…
- Skończ! Chyba nie sądzisz, że
ten człowiek będzie spał pod MOIM dachem z MOIM dzieckiem, podczas gdy ja tu
jestem!
- Nie martw się, mamo –
poderwałam się z kanapy i pociągnęłam za sobą Johna – Nocuję dziś u mojego
narzeczonego.
- Kate!
- Proszę się nie martwić, nie
skrzywdzę pani córki, jak też i nie zrobię absolutnie NICZEGO wbrew jej woli –
ironia w wykonaniu Johna to było coś fantastycznego; wypowiedziane niewinnie, a
z ogromnym ładunkiem złośliwości.
- Śpijcie dobrze, dzieciaki –
wesoło powiedział mój ojciec, a my kierowaliśmy się w stronę drzwi.
- Kate! – wrzasnęła wściekle mama
– Idziesz z pustą ręką? Może wzięłabyś chociaż jakieś ciuchy, piżamę, bieliznę
na zmianę! Jesteś nadal nieodpowiedzialna, jak dziesięć lat temu!
- Mamo, wszystko, co konieczne,
mam u Johna. Szczoteczkę do zębów, dwie sukienki i majtki. Więcej nie potrzebuję.
Uśmiechnęłam się ciepło do taty i
wyszliśmy z domu. Przez całą drogę szliśmy w milczeniu, nie wiedząc, co
powiedzieć. Nagły nalot rodziców wytrącił nas z równowagi. Co prawda ojciec
zachował się nadzwyczaj dobrze, z właściwym sobie spokojem, ale mama… Nie
sądziłam, że może tak nie lubić Johna. Przecież zawsze była mu przychylna,
szanowała go i nie powiedziała złego słowa w jego kierunku, a dziś przeszła
samą siebie. Przebiła wszystkie wredne teściowe, o których opowiada się w
dowcipach. Było mi tak strasznie głupio…
- John – spojrzałam przepraszająco
na mojego smutnego narzeczonego, gdy przekroczyliśmy próg jego domu – Nie martw
się, przejdzie jej, nie mam pojęcia co ją napadło…
- Kate czy ja cię do czegoś
zmusiłem?
- Nie, kochanie, dlaczego pytasz…?
- Po rozmowie z twoją matką czuję
się, jakbym cię zgwałcił i siłą zamknął w ciemnym, obskurnym lochu – odparł ze
złością – To jakaś paranoja!
- Skarbie, przepraszam cię!
Wybacz jej, ona nie mogła mieć tego na myśli. A przecież widzisz, że jestem tu
z tobą, przyszłam do twojego domu z własnej woli, nie zostałam z nią… Chciałam
być z tobą.
- Dziękuję – przytulił się do
mnie ufnie jak dziecko – Ale nie chciałbym, żebyś miała problemy przeze mnie.
Już dość namieszałem w twoim życiu, zepsułem twoje relacje z księdzem, o mało
co nie wyrzucili cię przeze mnie z pracy, pokłóciłaś się z Sarah i Paulem.
- O nie kochanie, to JA zepsułam
nasze relacje z księdzem – roześmiałam się – Nie wiem, czy zgodzi się udzielić
nam po tym wszystkim ślubu.
- Mam to gdzieś, wyjedziemy
daleko stąd, do innego kraju, pobierzemy się tam, gdzie nikt nas nie zna i nie
będzie oceniał. A potem zrobię ci pełno dzieci – powiedział z przekonaniem i
błyskiem w oku. Popatrzyłam na niego i… posmutniałam – Hej, kochanie, co się
stało? – zapytał.
- John… Wiem, że chcesz mieć
dzieci.
- Ty też, przecież sama
powiedziałaś, prawda?
- Ale… Może coś jest nie tak,
pomyśl ile czasu jesteśmy razem, kochamy się codziennie i nadal nic… Może ze
mną jest coś nie w porządku? Może nie będę mogła dać ci dzieci…
- Kate, przestań! – John szarpnął
mną lekko i pociągnął na kanapę – Przerażasz mnie. Nie spieszy nam się,
przyznam że też zastanawiałem się kilka razy kiedy to nastąpi, ale przecież tak
czasem bywa, ja jestem tylko facetem ale z tego co wiem, to chyba nie tak łatwo
zrobić sobie dziecko. To znaczy… To bardzo łatwe i przyjemne – zarumienił się
uroczo – Ale to nie my o tym decydujemy, tylko nasz organizm sam wybierze sobie
moment. Może teraz jeszcze nie jest odpowiedni. Obiecuję ci, że w swoim czasie
będziemy mieli gromadkę ślicznych dzieci, z twoimi oczami.
- I twoim nosem – dodałam – I
uśmiechem. Dziękuję ci, chwilami zaczynam wątpić, ale dzięki tobie się trzymam.
- Katie, nigdy nie dawałaś mi
odczuć, że możesz czuć się smutna lub przygnębiona, dlaczego to przede mną
ukrywasz?
- Nie chcę cię martwić. Chcę,
żebyś się uśmiechał i był radosny, tylko na tym mi zależy.
- Ty niepoprawna kobieto! – John
przytulił mnie mocno do serca – Nigdy więcej niczego przede mną nie ukrywaj,
dobrze? Bo będę się gniewał!
- Jak bardzo?
- Bardzo – popchnął mnie do tyłu
i przytrzymał moje dłonie nad głową – Bardzo mocno…
- I jak jeszcze? – szepnęłam,
podekscytowana.
- Bardzo mocno, bardzo długo i
bardzo intensywnie – wymruczał wprost do mojego ucha, przygryzając je dość
mocno. Pisnęłam z bólu, a on powtórzył to jeszcze kilka razy.
- Przepraszam, mój panie, nigdy
więcej cię nie rozczaruję…
- Będziesz na kolanach błagać o
wybaczenie – powiedział takim tonem, że po całym moim ciele przeszły ciarki, a
kiedy spojrzał na mnie groźnie, poczułam, że odpływam, że zrobię dla tego
mężczyzny wszystko, co mi rozkaże…
- Teraz?
Wzrokiem dał mi do zrozumienia,
że czeka na mój ruch. Pocałowałam go gorąco, a po chwili na kolanach prosiłam,
by gniewał się tak na mnie częściej, bo uwielbiałam go tak przepraszać…
***
Po długiej i intensywnie
spędzonej nocy musieliśmy wcześnie wstać, by stawić czoła moim rodzicom, a
właściwie – mojej mamie. John był zestresowany, próbowałam go rozluźnić jak
tylko mogłam, ale na niewiele się to zdawało. Bałam się, że albo pozwoli się
mojej matce zdominować, albo wybuchnie i będzie jeszcze gorzej. Nie
przewidywałam tylko, co zastaniemy na miejscu…
- Może kupimy coś słodkiego? –
zaproponował nieśmiało John, kiedy zmierzaliśmy w stronę mojego domu – Może to
udobrucha twoją mamę…
- Nie będziemy jej przekupywać –
stwierdziłam stanowczo – Albo się opamięta, albo… O jasna cholera!
Stanęłam jak wryta na środku
drogi. John spojrzał na mnie zdumiony, a potem zwrócił wzrok w stronę, w którą
patrzyłam z przerażeniem. Znajomy srebrno – różowy garbus…
- Ciotka Josephine – mruknął
przerażony John – Jeśli wyjdę z tego żywy… To chyba cię uduszę!
Aktualizacja 01/10/2014: kolejna część tutaj.
Kate! Potrafisz zapewnić emocje na wysokim poziomie. Tyle się dziś działo, że nie wiem od czego zacząć. :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę się zatem, że temperatura w tym związku chyba zawsze będzie bliska wrzenia. Katie ma naprawdę sporo szczęścia, że John ma do niej aż tyle cierpliwości. Bardzo mnie też cieszy, że zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że nie może mówić wszystkiego, co jej ślina na język przyniesie. Ale chyba wiem po kim to ma. :) Jej matka też w słowach nie przebiera.:) Podoba mi się ten kontrast między rodzicami Katie - spokojny i ugodowy ojciec przy popędliwej i wszystkowiedzącej matce. :) A jak do towarzystwa dołączy ciotka Josephine ... już nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia.:) Czuję, ze będzie się działo! :)
Dzięki Kate!
John jest idealny, nieprawdaż? Ma cierpliwość absolutną, przynajmniej do swojej roztrzepanej narzeczonej. A z teściową bywa różnie :)
UsuńI masz rację, Katie zaczyna rozumieć że czasem mówi za dużo. A nawet, że myśli za dużo, przy czym często myśli błędnie - na pewno to poprawi.
Oj Kate, potrafisz podkręcić atmosferę spotkania przyszłego zięcia i teściowej. John coraz bardziej mi się podoba, ma swoje zdanie i nie boi się, że spotkać się z nieprzychylnością mamusi.
OdpowiedzUsuńBędzie ciekawe spotkanie z ciocią. Szybko z potulnego misia przeistoczył się w drapieżcę broniącego pazurkami miłości swojego życia. W tatusiu i cioci John znajdzie swoich sojuszników. Może mamusia się do niego kiedyś przekona.
Masz rację, Jolu, tatuś będzie sojusznikiem Johna, ale też ciotka, co może być nie tak oczywiste, biorąc pod uwagę, że w jednej z pierwszych części Josephine na widok Johna powiedziała, że Katie stać na coś lepszego. No ale teraz, widząc jego metamorfozę, zarówno tę zewnętrzną jak i wewnętrzną, będzie go broniła jak lwica :)
UsuńJestem, jestem, cały czas czytam, ale przy Twoim dziele tracę jakąkolwiek sposobność wyrażenia, jak mi się podoba, i jakie to genialne.
OdpowiedzUsuńTemperatura nie spada, tylko cały czas rośnie, powodując, że Kate "zmusza" nas do włączenia swej "niepoprawnej" wyobraźni, za co oczywiście jej dziękujemy ��
I tak o to siedzisz przy znajomych *rodziców, oczywiście* czytasz, słuchasz muzyki, obracasz laptop, żeby nie zaczęli podejrzewać co czytam, widząc moje wypieki na twarzy.
Mieć takiego faceta, aht. ��
Ciotka Josephine - będzie. Będzie się działo. ��
Ściskam gorąco ��
Genialne? Chyba jesteś zbyt uprzejma, ale bardzo dziękuję. Cieszę się, że czytanie tego powoduje wypieki na twarzy, tylko nie zdradź się, jeśli towarzystwo mogłoby nie zrozumieć :)
UsuńA facet, jak już wyżej wspomniałam, idealny, i zdania nie zmienię.
Pozdrawiam! I zaglądaj częściej :)
A jednak nie do końca idealny ,Moment na rozmowę o Carol - horror,doskonale rozumiem reakcję Kate , Ja bym chyba utopiła faceta w tym momencie ,Ale całą reszta to perfekcja ! Scena z mamusią fantastyczna , co prawda myślałam,że to ojciec będzie przeciwny temu związkowi . Mam nadzieję na niezłe trzęsienie ziemi w przyszłą środę ,
UsuńBasia
Dziękuję, że znalazłaś choć jedną wadę u Johna i rozumiem Twoją reakcję, choć John to mężczyzna złożony - dawniej mocno zraniony, i czasem ma potrzebę zwierzenia się ukochanej, która zresztą na początku sama chciała rozmawiać z nim o Carol by zrozumieć jego historię. A to mimo wszystko nadal tylko mężczyzna, i nie zawsze ma wyczucie, o czym może mówić i kiedy, czasem nie ma świadomości, że zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Ale nie usprawiedliwiam go, wręcz przeciwnie - cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę :) John też nie jest kryształowy.
UsuńA w przyszłą środę będzie się działo, mogę obiecać.
Już John przy Kate mógłby darować sobie wspomnienie o Carol, czy nie rozumie że robi jej tym przykrość. Jeżeli jest szczęśliwy z Kate nie powinien wracać do przeszłości. Kate powinna zbesztać go za porównanie i nie bać, że John zamknie się w swojej skorupie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Kate za środowe wieczory.
Masz rację, John zrobił jej przykrość nie będąc tego świadomym - tak jak napisałam wyżej Basi, to tylko mężczyzna, a oni czasem dalecy są od delikatności i wyczucia, nawet taki ideał jak nasz John. Jeszcze trochę potrwa, zanim oboje się nauczą pewnych rzeczy, między innymi trzymania języka za zębami w pewnych sytuacjach.
UsuńA ja właśnie nie rozumiem, czym że niby sprawił jej przykrość. Przecież chciała, żeby jej o wszystkim mówił, no to mówi. Dlaczego kobiety tak reagują na wspomnienie o byłych? Jestem kobietą, ale tego nie rozumiem. Przecież każdy ma jakiś byłych. Naprawdę trzeba robić z tej sfery swego życia jakieś tabu? Rozmowa to tylko rozmowa, a niektóre kobiety (większość kobiet?) wyobraża sobie, że jak facet mówi o byłej, to pewnie też o niej myśli i może nawet tęskni i pewnie najchętniej to by do niej wrócił. Facet tak nie działa, to konstrukcja prosta - coś mu się skojarzy, przypomni i o tym powie. I tyle. Oni nie zastanawiają się nad tym, co by to mogło znaczyć. Ja osobiście wolę jak mi facet powie za dużo niż jak ma nic nie mówić ;)
UsuńA tak na marginesie - widziałam kiedyś naukowe sprawdzanie powiedzenia o słoniu w składzie porcelany i muszę powiedzieć, że jest kompletnie nietrafne ;). Słonie wśród całych półek pozastawianych porcelaną poruszały się z niezwykłą ostrożnością i gracją i nawet naparsteczka nie stłukły. Taka ciekawostka :)
Jeannette
Jeannette, tu znowu widać, jak różne mamy podejścia do różnych spraw. Ja osobiście nie zajmuję miejsca po żadnej stronie, bo jako autorka rozumiem i Kate, i Johna, jestem w stanie wytłumaczyć zachowanie każdego z nich, bo przecież to, w jaki sposób to opisałam, to mój własny zamysł i tak właśnie miało być. Choć prywatnie też nie wieszałabym psów na Johnie za to, że chlapnął o Carol w takim momencie (może dlatego że mam do niego wyjątkowe podejście), i zgadzam się z Tobą - mężczyźni nie analizują wszystkiego tak, jak kobiety, i z pewnych rzeczy nie zdają sobie sprawy, podczas gdy kobieta siedzi, myśli jakie jest drugie dno, co on miał na myśli, a czasami nie tędy droga :)
UsuńTak, Kate, jesteśmy jak ogień i woda :))
UsuńKobiety za dużo myślą. Nie wiem, czy kiedyś to tu pisałam, bo gdzieś o tym pisałam na pewno ;). Mianowicie na naukach przedmałżeńskich ojciec jezuita dał bardzo ciekawe porównanie - powiedział, że mózg mężczyzny przypomina półkę z szufladami, podczas gdy mózg kobiety jest jak sterta poplątanych kabli :). Bardzo zapadło mi to w pamięci.
Jeannette
Dobrze, że zawsze jest jakaś akcja bo od tego ich ciągłego "stukania" wieje Harlequinem ;)
OdpowiedzUsuń