wtorek, 6 stycznia 2015

Thorin i Luthien - historia alternatywna, czyli jak Kili został kadrowym. Opowiadanie autorstwa Kate.

Ręka do góry kto lubi opowiadania Kate. Dla tych Wszystkich, którzy razem ze mną trzymają ręce w górze Kate przygotowała małą niespodziankę, którą z przyjemnością pragnę Wam zaprezentować. Kate wielkie dzięki za zgodę na publikację Twojego opowiadania na blogu. 

***
Notka od Kate: 

Drodzy Czytelnicy!
Mniej lub bardziej pogrążeni w żałobie po obejrzeniu „Bitwy Pięciu Armii”.
Otóż kilka dni temu, czytając piękną historię o zaginionych butach, wszyscy dowiedzieli się, że PJ się TROCHĘ pomylił i puścili w kinach nie to zakończenie, które powinni. Mam nadzieję, że zreflektuje się i zrekompensuje nam to w wersji rozszerzonej filmu, a wtedy ujrzymy, jak Thorin powstaje z tego zimnego lodu, wraca po koronę i panuje długo i szczęśliwie, i jakimś cudem na kompletnie nieogrzewanych korytarzach Ereboru natknie się na niepozorną Eulalię… Tak, zdecydowanie TO chcę zobaczyć na DVD w wersji reżyserskiej.
Ale do rzeczy: dziś chciałabym zaprezentować mojego tzw. „pocieszacza”, i od razu chcę podziękować Ani – za chęć publikacji, i ogólnie za wszystko, oraz Eve, która mnie bardzo wspierała i była moją… inspiracją – to chyba dobre słowo :) Chciałabym prosić, by nie porównywać naszych obu pocieszaczy, ponieważ to dwie różne historie, dwa różne style, a wszelkie ewentualne podobieństwa… no cóż, to jakaś niesamowita metafizyka między nami, no i oczywiście główna postać – Jego Wysokość, a w jego przypadku wiele zmieniać nie można. Zapewniam jednak, że powstawały całkowicie niezależnie!
Moja wersja jest o tyle inna, że to już… było. Kto pamięta moje „Serce Góry”, będzie miał okazję przypomnieć sobie, a kto nie czytał, z treści dowie się, co mniej więcej się działo. Początek to generalnie przypomnienie akcji, która działa się w „Sercu…”, i te fragmenty wyszczególniłam kursywą, natomiast aktualny, NOWY bieg wydarzeń, napisany jest prostą, pogrubioną czcionką. Tyle w sprawach formalnych :)
Uprzejmym i odpowiednim z mojej strony będzie uprzedzić, iż nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów, podobnie jak moja szanowna poprzedniczka, odsyłam do oryginału, bo mój Thorin nie ma NIC wspólnego z Tolkienowskim. A jeśli komuś się nie spodoba… Cóż, zawsze można napisać pismo do kadrowego – może wreszcie mnie zwolni z posady nadwornego bazgroły Jego Wysokości :)
Modląc się o zdrowie psychiczne czytelników, zapraszam mimo wszystko do rzucenia okiem na historię alternatywną miłości Thorina i Luthien, czyli inaczej łatwy przepis, jak zostać kadrowym w służbie Jego Królewskiej Mości :)

***
Sytuacja wydawała się być tragiczna. Do krasnoludów zmierzała właśnie banda goblinów, a oni niewiele mogli zrobić. Próbowali się bronić, ale broń została im szybko odebrana i brutalnie popychani musieli iść tam, gdzie zmierzały gobliny. W całym tym zamieszaniu Bagginsowi niepostrzeżenie udało się umknąć i pozostał niezauważony. Jednak krasnoludy nie miały tyle szczęścia; im dalej szły, tym bardziej nieznośny fałsz okropnej pieśni ranił ich uszy. Wreszcie zostały doprowadzone przed oblicze ogromnej, obrzydliwej kreatury, od której pochodziły dźwięki. Tak, król goblinów witał ich niemiłosiernie zawodzącym głosem w swej własnej kompozycji.
- To nie pieśń, to abominacja! – wrzasnął Balin, zniesmaczony całą sytuacją, podobnie jak reszta jego kompanów.
- Abominacja, mutacja, dewiacja… Wszystko tu znajdziecie! – z radością odparł wielki goblin – To nasza specjalność! A poza tym… Kto ośmielił się zakłócić nasz spokój?
- Ja się tym zajmę – spokojnie oznajmił Oin, poklepując Thorina po ramieniu – Głośniej proszę, twoi chłopcy zgnietli mi trąbkę!
- Zaraz zgniotę ci coś jeszcze! – wściekł się król goblinów.
- Ja powiem! – wyrwał się Bofur – Szliśmy do naszych krewniaków w Dunlandzie, i wtedy…
- Zamknąć się!!! Jeśli nie chcą mówić prawdy, to ją wykrzyczą! Przynieście łamacz kości, zaczniemy od… najmłodszego – goblin wskazał na Oriego. Thorin nie mógł pozwolić, by ktoś skrzywdził jego pobratymców, więc wystąpił przed szereg, odsuwając od siebie innych. Goblin popatrzył na niego ze zdziwieniem – No proszę… Wasza dostojność! Thorin, syn Thraina, syna Throra, Król pod Górą! Och! Zapomniałbym! Ty nie masz już Góry! I nie jesteś królem! Więc jesteś… tak naprawdę NIKIM.
Przywódca krasnoludów patrzył na wroga z nienawiścią, ale dumnie. Kątem oka zobaczył, że paskudne stwory prowadzą przed oblicze swego pana łamacz kości. Ale nie to przykuło jego uwagę… Tuż za okrutną machiną gobliny prowadziły związaną i zakneblowaną postać. Thorin przyglądał się jej z uwagą.
- Aby nie uwłaczać majestatowi waszej królewskiej mości – kontynuował wielki goblin – Ani nie narażać bezpośrednio królewskich towarzyszy, dam waszej wysokości ostatnią szansę. Popatrzcie, jak działa nasza zabawka na tej niewinnej, ślicznej istocie… Będziecie mieli trochę czasu na przemyślenia, czy powiedzieć mi, co was sprowadza do mego miasta…
Thorin bacznie obserwował tajemniczą postać. Była już coraz bliżej i widział, że w jej oczach widnieje paniczny strach. Nie wiedział, kto to jest; była zdecydowanie za niska jak na elfa i chyba też człowieka, bezapelacyjnie nie była też krasnoludem ani żadnym plugawym orkiem czy goblinem… Hobbit? Nie, widział w swoim życiu paru hobbitów i ich stopy nie pozostawiały wątpliwości co do ich rasy. Kim więc była istota, którą gobliny zamierzały torturować? Nie wiedział, ale nie mógł na to pozwolić.
- Czekaj! – krzyknął donośnym głosem, a wokoło zaległa cisza – Nie wiem, co knujesz, ale nie skrzywdzisz jej. Chcesz mnie? Będziesz mnie miał! Kili, Orkrist!
Siostrzeniec w mig pojął, co robić. Odepchnął dwóch goblinów pilnujących ich broni i wydarł im miecz swego wuja, po czym rzuciwszy go do niego, wraz z Dorim rozdali resztę, w czasie kiedy Nori, Dwalin i Gloin odpychali nadbiegające zewsząd paskudne stworzenia. Thorin szybkim ruchem wyjął z pochwy swój miecz, a gdy gobliny to ujrzały, cofnęły się w przerażeniem.
- To Pogromca Goblinów! Siekacz! – rozległy się wrzaski przerażonych kreatur – Zabić go!
Krasnoludy rzuciły się do walki. Wprawdzie zdawały sobie sprawę z liczebnej przewagi wroga, ale wrodzona krasnoludzka duma nie pozwalała im stać i dawać sobą pomiatać. Na wszystkie strony upadały odcięte członki goblinich trupów, a Thorin podbiegł do łamacza kości i rozciął więzy krępujące więźnia. W mig pojął, że to młoda, i niezwykle piękna kobieta. Chwycił ją mocno w pasie i wyciągnął ze straszliwej maszyny.
- Bombur, trzymaj! – krzyknął, pchając ją w kierunku grubego krasnoluda – Ja się zajmę tą przebrzydłą kupą tłuszczu.
W te słowa uderzył na króla goblinów. Siekł, walił, ciął na oślep, czując ogromną nienawiść do tych podłych stworów. Co chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy Bombur należycie chroni uratowanego więźnia, i by upewnić się, że żadnemu z jego ludzi nie dzieje się nic złego. W pewnym momencie powalił wielkiego goblina na ziemię i wskoczywszy na niego, stanął na jego ogromnym brzuchu i z przeraźliwym wrzaskiem wbił ostrze Orkrista prosto w jego serce.
- Jestem nikim? – powiedział twardo – To TY jesteś NIKIM!!!
Zeskoczył z trupa i podbiegł do dziewczyny. Odebrał ją od Bombura i odciągnął na bok.
- Jak ci na imię? – zapytał.
- Luthien – odparła drżąc – Panie…
- Więc uważaj, Luthien. Trzymaj się mnie mocno. I poznaj moich siostrzeńców. Kili, Fili, odwrót! Idziecie pierwsi, przez most, ja za wami, reszta za mną!
W tym momencie rozbłysło rażące, wszechogarniające cały mrok światło. Krasnoludy poczuły ulgę, wiedziały co to oznacza. A kiedy ich oczom ukazał się Gandalf, nie posiadały się z radości.
- Róbcie, co mówi król! – krzyknął czarodziej – Gobliny są chwilowo oślepione, ale mamy mało czasu!
Rzucili się do ucieczki przez most. Kili co chwilę odwracał się i strzelał z łuku do podnoszących się po ataku Gandalfa z ziemi goblinów. Wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny udało im się uciec z opresji. Czarodziej doskonale wiedział, gdzie jest wyjście, i po jakimś czasie mogli zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza. Schronili się w pobliskim lesie. Gandalf od razu zaczął liczyć towarzyszy, i zauważył brak Bilba, jednak w tym samym momencie hobbit znienacka pojawił się, utrzymując, iż nie mógł nadążyć za krasnoludami i pozostał w tyle. Nikt nawet nie wiedział, że nie był z nimi na mało przyjemnym spotkaniu z goblinami, a sam Baggins nie chciał przyznawać się, że przypadkiem znalazł w otchłaniach magiczny pierścień, który powodował że stawał się niewidzialny. Teraz jednak uwaga kompanii nie skupiała się wyjątkowo na hobbicie, a na tajemniczej istocie, którą uwolnił Thorin z łap goblinów…
- Widzę, że nasza kompania się powiększyła – mruknął Gandalf – Kim jesteś? Jak masz na imię?
- Jestem Luthien, panie.
- Luthien… Znana jest w Śródziemiu legenda o elfce Luthien, która była najpiękniejszą istotą na świecie – zaczął opowieść czarodziej – Pewnego dnia spotkał ją Beren, syn Barahira. Zakochali się w sobie… Beren poprosił Thingola, ojca Luthien, o rękę córki, a ten kazał mu przynieść Silmaril z korony Morgotha. Luthien z ukochanym ruszyli w podróż, w końcu Beren zdobył Silmaril, ale on sam zginął. Wtedy Luthien wybłagała u Valarów powrót ukochanego w zamian za utratę swej nieśmiertelności. Jej związek z Berenem zapoczątkował ród półelfów i mawiano, że potomstwo Luthien nigdy nie wyginie…
- Jesteś… Jesteś z rodu półelfów? – Thorin podejrzliwie patrzył na dziewczynę – Jesteś z rodu TEJ Luthien?
- Nie, panie.
- To kim właściwie jesteś!? Bo chyba nie goblinem! Jesteś naszego wzrostu, więc elfem też nie możesz być!
- Jestem córką człowieka, panie. Nie hobbitem czy krasnoludem, jak zapewne pomyśleliście patrząc na mój wzrost. Moja rodzina była po prostu niska, więc i ja taka jestem.
- A skąd to imię? Elfickie imię u ludzi? – zdziwił się Balin.
- Moi rodzice bardzo lubili tę legendę. Mama lubiła romantyczne historie, pamiętam że kiedy miałam kilka lat, opowiadała mi ją często. Podobno tata powiedział tuż po moim narodzeniu, że wyrosnę na tak piękną kobietę, że każde inne imię nie będzie mnie godne – uśmiechnęła się blado.
- I miał rację – westchnął Bilbo. Dopiero teraz, w pełnym blasku słońca wszyscy mogli dostrzec jej olśniewającą urodę: jasną, alabastrową cerę jak śnieg w zimie, długie, falowane włosy o barwie jesiennych liści, duże, zielone oczy niczym wiosenna trawa, a nade wszystko – cała jej uroda promieniała niczym jasne słońce latem. Filigranowa, szczupła, zdawałoby się że jej talię można objąć dłońmi. Nawet wśród niezbyt wysokich krasnoludów zdawała się być niczym drobna okruszyna. Wszyscy byli pod wrażeniem, jednak najszybciej z niego otrząsnął się Thorin.
- Dlaczego mówisz o swoich rodzicach w czasie przeszłym – zapytał.
- Nie żyją – odparła smutno – Ojca zabili wargowie, kiedy był w podróży. Miałam wtedy piętnaście lat. Matka oszalała z rozpaczy i zabiła się. Tak bardzo go kochała… Nie miałam rodzeństwa, wychowywał mnie wujek.
- Nas też – uśmiechnął się Fili, podchodząc do niej i obejmując ramieniem – Przykro nam z powodu twoich rodziców…
- To jeszcze nie tłumaczy, skąd wzięła się w mieście goblinów – Thorin przerwał siostrzeńcowi – Może w końcu wyjaśnisz, co się stało?
- Wujek prowadził mnie do dalszej rodziny, do Rohanu. Mieliśmy tam zamieszkać, przynajmniej przez jakiś czas. Niestety… Wybrał drogę przez góry. Gobliny zabiły go, a mnie… - zawiesiła głos i otarła łzę z policzka – Resztę znacie.
- Ja nie znam – łagodnie powiedział Gandalf, współczując młodej kobiecie z całego serca, a jednocześnie nic nie rozumiejąc z całej sytuacji – Thorinie?
- Jak wiesz, wpadliśmy w łapska goblinów. Chcieli nas torturować, żebyśmy zaczęli mówić, ale jako przykład chcieli dać ją – krasnolud skinął głową w kierunku Luthien – Te ścierwa przestraszyły się Orkrista. A potem daliśmy im nauczkę. W międzyczasie wyciągnąłem tę panienkę z łamacza kości, zabiłem króla goblinów, a wtedy pojawiłeś się ty.
- Rozumiem – Gandalf pokiwał głową i uśmiechnął się do Luthien – Co teraz? Nadal chcesz iść do Rohanu?
- Nie, panie. Nie znam tam nikogo. Wujek mówił, że mieszka tam jego rodzina, ale ja jej nie znam, zresztą wujek nie był pewien że ich tam zastanie. Prawdę mówiąc… Nie wiem, gdzie się podzieję…
- Cóż…
- Mój panie – Luthien padła przez Thorinem na kolana – Dziękuję za uratowanie życia. Jeśli mogłabym się jakoś odwdzięczyć, przysłużyć…
(w tym momencie zaczyna się historia prawdziwa tej niezwykłej miłości :-) )
- Co zrobić? – zwrócił się do Gandalfa przywódca krasnoludów – Nie miałem kłopotu, uratowałem kobietę. Nie zabiorę jej ze sobą!
- Wykluczone – warknął Dwalin – ZERO bab na naszej męskiej wyprawie!
- Ja tam bym nie miał nic przeciwko – mruknął Kili.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnęła chórem cała drużyna.
- Gdzie ją odesłać? I, przede wszystkim, jak? – zadumał się Balin.
- Może ja ją odprowadzę – zaproponował nieśmiało Kili, ale znowu odpowiedziało mu gromkie:
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Usiądźmy – powiedział Gandalf – I pomyślmy.
Luthien z rosnącym zdziwieniem obserwowała, jak trzynastu krasnoludów, czarodziej i hobbit siadają na trawie i popadają jeden po drugim w zadumę. O co im chodzi? Czy była aż takim problemem, żeby robić burzę mózgów i wojenne narady? Skoro tak, spokojnie mogła sobie pójść!
- Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała – Może ja pójdę, oszczędzę panom kłopotu…
- ZAMK… - zaczął krzyczeć Dwalin, ale uciszył go kuksaniec od brata – Proszę nie mówić, kiedy krasnolud się zastanawia, młoda panno.
- Mam pomysł! – pisnął Kili, zgłaszając się jak uczeń na lekcji. Thorin przewrócił oczami, ale pozwolił siostrzeńcowi mówić – Gandalf zrobi czary mary, i przeniesie Luthien do Rivendell! A tam już się nią pan Elrond zajmie. Pamiętacie, jakie imprezy tam robią? Jedzenie, muzyka, Luthien się tam spodoba!
- Kili, bracie, naprawdę przestań myśleć – poklepał go po plecach Fili – I mówić.
- Ciężka to sprawa – westchnął Gandalf – Nie możemy puścić jej samej, ale…
- Bandyci! Mordercy! – rozległ się przerażający krzyk – Mordują!!!

Cała kompania poderwała się na równe nogi. Migiem dobyli swych mieczy i toporów, formując szyk obronny, a nagle między nich wpadł dziwny staruszek z ptasimi odchodami na skroni i króliczym zaprzęgiem.
- Radagast! – ucieszył się Gandalf – Radagast Bury! Jak miło cię widzieć…
Gandalf przedstawił kompanii swego przyjaciela, po czym odciągnął go na stronę, by na spokojnie i bez uporczywego wtrącania się krasnoludów porozmawiać z nim. Okazało się, że to nieco zdziwaczały, ale o gołębim sercu czarodziej, zamieszkujący w lesie i opiekujący się zwierzętami. Kompanii nie uspokoił jednak życiorys Radagasta, chcieli koniecznie wiedzieć, o jakich mordercach krzyczał. Thorin, oburzony tym że nie zaproszono go do dyskusji, sam wtrącił się pomiędzy dwóch czarodziejów.
- Za pozwoleniem – warknął nieuprzejmie – O czym to rozmawiacie?
- Eee… O ziołach. Mój przyjaciel odkrył nowe uprawy na skraju Mrocznej Puszczy, bada właśnie ich pochodzenie i właściwości.
- Tak tak tak, idealne ziele do fajek – potwierdził nerwowo Radagast, podając Thorinowi małą paczuszkę – Proszę, na spróbowanie. Łagodne, nie czujesz że palisz, ale potem… Moje króliki po nawdychaniu się dymu biegną trzy razy szybciej!
- Plotkujesz z jakimś starym dziwakiem o przyspieszającym zielu, kiedy mamy problem, co zrobić z dziewczyną!?
- Thorinie, spokojnie – odparł Gandalf – Mam pewien pomysł…
Chwilę porozmawiali w konspiracji, kłócąc się przy tym zawzięcie, ale w końcu osiągnęli kompromis. Całą trójką raźnie wkroczyli między plotkujących krasnoludów.
- Dziewczyna idzie z Radagastem – oznajmił poważnie Thorin – Nie byłem za tym, żeby oddawać to niewinne dziecko pod opiekę starca pod wpływem ziół z Mrocznej Puszczy, ale…
- Mój drogi, nie znam bardziej odpowiedzialnej osoby w Śródziemiu niż ten poczciwy czarodziej!
- Przeceniasz mnie, Gandalfie – westchnął Radagast – Ale zaopiekuję się tym dziewczęciem najlepiej, jak potrafię.
- Kto to jest ten pan? – zapytał niewinnie Kili.
- To, synu, pan, któremu NIGDY nie oddam cię pod opiekę – warknął Thorin – Nie chcę, żebyś skończył w śmierdzącym lesie, owiany ciężkim dymem z podejrzanego ziela!
- Ale ja chcę iść z Luthien!
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Wujku, dlaczego oni tak do mnie mówią…
- Zamknij się! – wrzasnął Thorin – Luthien, pakuj się, idziesz z czarodziejem.
- Ale panie, co mam pakować, nie mam nic…
- To zabieraj się na króliczy zaprzęg i zjeżdżaj! – zirytował się Dwalin – Gdyby nie ona, bylibyśmy już daleko stąd! Cholerne baby!
- Waż słowa – nieoczekiwanie zwrócił mu uwagę Thorin – Nie życzę sobie takich inwektyw pod adresem kobiety.
- Panie – Luthien padła na kolana i chwyciła go za skraj płaszcza, ale Thorin wyszarpnął go z jej dłoni.
- Idź już. Niech ci Durin błogosławi.
- Kim jest Durin? – zapytała.
- To, koleżanko, nasz patron, przodek – tłumaczył chętny jak zawsze Kili – My, krasnoludy, wszystko robimy w imię Durina. Nie bardzo wiem, po co, bo sami też byśmy sobie poradzili, ale…
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Jedźcie już bo oszaleję! – powiedział zirytowany Gandalf – I tak mam zgraję nieokrzesanych krasnoludów i marudnego hobbita na głowie, brak mi jeszcze baby i zielarza-hobbisty!
- Na króliki, droga panno! – szarmancko skłonił się Radagast – W drogę! Adieu!
Machnął swym kapeluszem, chwycił Luthien wpół i wskoczywszy z nią na swój zaprzęg, odjechali w siną dal. Kompania dłuższą chwilę wiodła za nimi wzrokiem, aż w końcu martwą ciszę przerwał Bilbo.
- Co myśmy zrobili - westchnął dramatycznie.
- Biedna mała – dodał Bofur – Oby dożyła jutra...
- Spokój! – wrzasnął Thorin – W drogę, nie mazać się! Mamy smoka do zabicia!
- Odnajdę ją – pisnął Kili – Jak babkę kocham, kiedy zostanę kierownikiem jakiegoś działu w Ereborze, znajdę Luthien. Mogę?
Thorin spojrzał na siostrzeńca bez krztyny nadziei w oczach. Skinął tylko ręką, nakazując wszystkim, by ruszyli w drogę. Ruszyli w drogę po zwycięstwo, choć nie wiedzieli, czy na jej końcu nie czeka ich… śmierć.
***JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ…***
Właśnie wprowadzono ich do głównej sali, tuż przed oblicze Thranduila. Legolas brutalnie szarpnął knebel Thorina i zerwał go tak mocno, że krasnolud upadł na kolana.
- Przywitaj odpowiednio KRÓLA – podkreślił złośliwie Legolas, ale w tym momencie Thorin kątem oka zauważył, że Thranduil gestem jakby zganił syna.
- Rozwiąż go – rozkazał, a kiedy ten spełnił polecenie i szarpnięciem podniósł Thorina, dodał – Odejdź, synu.
Legolas ze zdziwieniem usunął się, jednak nie wyszedł, a stanął za sponiewieraną kompanią krasnoludów. Thranduil już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Thorin był pierwszy.
- Każ rozwiązać moich przyjaciół – powiedział cicho, ale dobitnie – Nie ma mojej zgody na takie traktowanie. Moi siostrzeńcy są zakneblowani, tak traktujesz gości? Tak traktujesz rodzinę królewską, wasza wysokość?
- Legolasie – wymownie zawołał król, wskazując na krasnoludów – Witaj Thorinie Dębowa Tarczo. Coś ważnego sprowadziło cię do mojego królestwa…
- A może chociaż: przepraszam!? – wyrwał się Kili, gdy tylko mógł otworzyć usta, co jednak zostało zignorowane. Jak zwykle!
*** Minęło kilka minut…***
- Chciałem z tobą porozmawiać, jak król z królem, ale nie dajesz mi wyboru, Thorinie, synu Thraina… Wiem, po co idziesz, jaki jest twój cel. Pomógłbym ci, gdybyś okazał mi szacunek i…
- NIGDY!!! – przerwał mu Thorin, wyrywając się elfom, wściekły jak nigdy dotąd; jego kompani jeszcze nie widzieli go w takim stanie – Szacunek do tchórza bez godności? I co, miałem się z tobą dzielić skarbem? NIGDY nie ujrzysz ani kawałka złota Ereboru, NIGDY!!!
- Tak, ponieważ nie zamierzam pertraktować ze smokiem, a ty nigdy tam nie dojdziesz…
- Jeszcze zobaczymy – warknął krasnolud, ponownie pojmany przez elfy. Thranduil uśmiechnął się ironicznie:
- Jeśli taki jest twój wybór… Ja jestem cierpliwy. Ale cóż, gnij w moich lochach choćby setki lat!!!
***Kilka dni później…***
Kiedy tak nachylali się nad ciałem Thorina i ich twarze ponownie zbliżyły się do siebie, całkowicie bezszelestnie do lochów wszedł Legolas i stanął przed celą króla krasnoludów.
- Tauriel! – krzyknął zduszonym głosem. Kili odskoczył od wujka jak oparzony – Co to ma znaczyć, co tu się dzieje!?
- Legolasie, proszę, nie krzycz, spokojnie…
- Wypuściłaś więźnia, to nieodpowiedzialne! Co ty z nim robisz!?
- Nie krzycz na nią, bezduszna blondyno! – postawił się Kili, ale Tauriel zasłoniła go sobą.
- Legolasie, musimy porozmawiać. Nie rób mu nic złego, zamknijmy go, ale proszę, chodźmy porozmawiać. To ważne – podkreśliła.
- Romansujesz z krasnoludem pod nosem mojego ojca! – młody elf załamał ręce, ale po chwili zastanowienia lekko się uśmiechnął – Masz charakter, podoba mi się to. Ale zamknij tego gnoma, niech go nie widzę!
(…)
- Co chciałaś mi powiedzieć? Że zakochałaś się w aroganckim, małym krasnoludzie?
- To akurat jest moją prywatną sprawą! – odparła ostro – Nie wiem, co zrobisz z tą informacją, ale chcę ci powiedzieć, ponieważ ci ufam… Nie podoba mi się to, co robi twój ojciec. Nie powinno ich tu być, oni mają prawo do swojego życia, swojej wędrówki, swojej misji i odzyskania Samotnej Góry.
Legolas spojrzał na przyjaciółkę z ogromną ulgą.
- Tauriel, jak dobrze, że jesteś… Myślałem, że jestem w tym osamotniony.
- Więc ty też…
- Tak, ja też nie zgadzam się z wyborami mojego ojca. Chciałbym im pomóc, ale nie wiem za bardzo, jak… Nadal ich nie trawię, ten twój bezczelny kochaś jest najgorszym co mnie w życiu spotkało, jego wujek jest zresztą niewiele lepszy!
***No to sobie krasnoludy trochę posiedziały w kryminale…***
Legolas podszedł do celi Thorina i otworzył ją. Krasnolud zerwał się z podłogi, patrząc na niego podejrzliwie.
- Co robisz? – zapytał.
- Wychodzicie stąd – odparł Legolas – Bądźcie cicho, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce, skąd będziecie mogli wyjść.
(…) Thorin bez słowa opuścił celę, a Legolas w mgnieniu oka uwolnił resztę jego towarzyszy.
- Gdzie moja kobieta? – nerwowo rozglądał się Kili – Nie chciałem ciebie, chciałem Tauriel!
- Zamknij się, albo cię zaknebluję – syknął Legolas – Rób co mówię, albo jako jedyny zostaniesz tu, zamknięty na klucz!
- Nie bądź taki pewny siebie, Tauriel mnie kocha!
- Jak widzisz, Tauriel tu nie ma, więc ode mnie zależy twoje życie.
- Róbcie, co mówi! – rozkazał Thorin – Bez dyskusji!
***I znowu minęło parę dni męczącej wędrówki…***
Wędrowcy dotarli po krótkim czasie do Miasta na Jeziorze, zwanego inaczej Esgaroth. Nie mieli problemu z wejściem, ponieważ był z nimi syn władcy Leśnego Królestwa – w innym przypadku obecność trzynastu krasnoludów z hobbitem byłaby bardzo dziwna i raczej niezbyt mile widziana. Legolas jednak zapewnił im spokojne przejście i zakwaterowanie w mieście. Po całym Esgaroth od razu rozniosły się plotki o przybyciu niespotykanych gości; szeptano, że jest wśród nich wnuk danego króla spod Góry. Od razu przypomniano sobie o dawnych przepowiedniach.
- Słyszeliście? – mówiono – Powrócił władca srebrnych źródeł! Przepowiednia się spełnia!
***Kilka minut później Bilbo przeżył niemały szok…***
Niska, drobna postać odwróciła się i pisnęła z radości. Momentalnie zerwała się z miejsce i podbiegła z ogromnym rozpędem do Bilba, rzuciła mu się na szyję tak mocno, że wpadła wraz z nim do domu i wylądowali na podłodze.
- Bilbo, kochany mój, znalazłam cię! – krzyczała, obcałowując policzki hobbita – Tyle czasu!
- Stop! Esmeraldo Tuk, wstań ze mnie! Dwalinie, nie gap się tylko zdejmij ze mnie to babsko!
- Ja tam nie będę przeszkadzał twojej… narzeczonej? – parsknął śmiechem krasnolud.
- To żadna narzeczona! – wrzasnął Baggins – To moja rozwydrzona, smarkata kuzynka, Esmeralda Tuk! Zdejmijcie ją ze mnie!!!
Kili z Dwalinem chwycili Esmeraldę za ręce i podnieśli ją. Dziewczę odwdzięczyło się promiennym uśmiechem i grzecznym dygnięciem. Bilbo wstał z podłogi, otrzepał się i ze złością spojrzał na krewniaczkę.
- A teraz wytłumaczysz się, droga panno, zanim ten pan użyje swojego młota bojowego, skąd się tu wzięłaś i dlaczego nie pilnujesz mojej norki, jak obiecałaś!!!
- Bilbo, drogi kuzynie! – Esmeralda nie dostrzegała, bądź nie chciała dostrzec złości Bagginsa – Tak się cieszę, że cię znowu widzę!
- Esmeraldo Tuk!!!
 ***Nazajutrz…***
Po spokojnie spędzonej nocy Thorin obudził się dość szybko. Wszyscy jeszcze spali, a krasnolud z rozczuleniem patrzył na Kiliego, wtulonego w Tauriel jak małe, bezbronne dziecko. W drugim kącie Fili leżał tuż obok Esmeraldy, tylko nieśmiało trzymając ją za rękę. Thorin uśmiechnął się; jego mali chłopcy dorośli w błyskawicznym tempie. Postanowił wyjść na krótką przechadzkę. Dopiero świtało, więc miasto było ciche, nikt nie wychylił jeszcze nosa na zewnątrz. Korzystając z ciszy i napawając się wszechobecnym spokojem, Thorin udał się na drugi kraniec miasta, skąd był najlepszy punkt widokowy na północ. Wszystko spowijała mgła, lecz nagle rozstąpiła się, pozwalając pierwszym, leniwym promieniom słońca przedrzeć się i otulić zmęczoną długą wędrówką i wszystkimi cierpieniami twarz krasnoluda. Zamknął oczy i chłonął ciepło, i ten rześki, świeży zapach powietrza, kiedy nagle coś kazało mu otworzyć powieki. Zrobił to i ujrzał wysoki, dumny szczyt, górujący nad wszystkim. Z niedowierzeniem zrobił kilka kroków do przodu i dotknął dłonią swej piersi. Serce biło mu jak oszalałe, a w oku zakręciła się nieproszona łza.
- Erebor – szepnął, nie odrywając wzroku od góry – Mój dom…
***Troszkę później, kiedy Thorin miał już za sobą kilka ataków smoczej choroby…***
- Ten plugawy, krasnoludzki uzurpator przysłał cię tu, mały złodziejaszku – szydził – Dębowa Tarcza chciał, abyś przyniósł mu Arcyklejnot… Piękny, prawda? Wiem, że kusi cię… I mnie kusi, aby pozwolić ci go zabrać, abyś dał mu to, czego szuka, a ja wtedy patrzyłbym jak Arcyklejnot niszczy go, jak pochłania go chciwość, jak Dębowa Tarcza stacza się na samo dno, owładnięty szaleństwem… Jak staje się zerem, marnym pyłem. Ale dość tej zabawy. Widzisz, że twój przyjaciel opuścił cię, nie ma co dalej tego ciagnąć, wybierz więc, jak chcesz umrzeć?
- NIE! – wrzasnął donośnie Bilbo, nie mogąc oderwać wzroku od lśniącego Arcyklejnotu leżącego dosłownie kilka kroków od niego – Thorin już tu idzie, nie zostawiłby mnie! Zależy mu na mnie, nie jest taki… jak TY!!!
Thorin i Kili, słysząc to, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i czym prędzej pobiegli w stronę, skąd dochodził potworny hałas diabelskiego śmiechu smoka. Kiedy dotarli na miejsce, zatrzymali się na progu ogromnej sali, wypełnionej po brzegi złotem, i zobaczyli ogromną bestię rozpościerającą skrzydła. Bilbo w tym właśnie momencie po raz pierwszy zwątpił i pomyślał, że może Thorin nie przyjdzie mu na ratunek. Nie widział go zza wielkich skrzydeł smoka, i z rezygnacją opuścił miecz, myśląc, że zaraz zginie.
- Wróciłem! – zagrzmiał nagle pewnym siebie głosem Thorin – Wróciłem po swoje, przebrzydły gadzie, wróciłem po zemstę!
***Po kilku niezwykle emocjonujących minutach…***
Rozwścieczony Smaug skierował się wprost do wyjścia, nie bacząc na nic po drodze. Skrzydłami burzył kolumny, aż w końcu z impetem wpadł w bramę, niszcząc ją. Ogarnięty gniewem zatrzymał się, gdyż na wprost wejścia stał Kili z mieczem uniesionym wysoko, jakby był gotów do walki. Smok zmieszał się początkowo, ale po chwili roześmiał się głośno.
- Ty? Na mnie z tą zabaweczką? – kpił – Najpierw Dębowa Tarcza wystawił tego małego włamywacza na niebezpieczeństwo, teraz zasłania się tobą!? Co za tchórz!
- Zawsze chciałem to zrobić – powiedział zadowolony z siebie Kili – Wujku, do ataku!!!
Nim Smaug zdążył się obejrzeć, z lewej strony w mgnieniu oka wyskoczył Thorin z ogromną włócznią w dłoni. Nie zdążył w ogóle zareagować, krasnolud cały czas był dosłownie krok od niego, czekając na sygnał siostrzeńca. W ciągu sekundy Thorin skoczył pod ogromne cielsko smoka i wbił w czarną lukę w pancerzu długą włócznię. Smaug ryknął przeraźliwie, a głos ten dotarł aż do granic Mrocznej Puszczy. Thorin błyskawicznie uciekł spod smoka i sięgnął po kolejną włócznię, którą wbił tuż obok, jeszcze głębiej. Smok zachwiał się i upadł, ale zanim to zrobił, ostatnim ognistym oddechem wyzionął w powietrze wielki słup płomieni, widocznych z bardzo daleka. Gdy gad leżał i umierał, Thorin dla pewności wbił w jego serce trzecią włócznię.
- To JA jestem królem pod Górą! – krzyknął triumfalnie, a nieoczekiwanie na trupa wskoczył Kili i podbiegł na sam ogromny łeb Smauga.
- To za dziadka! – wrzasnął jak w amoku, wbijając włócznię w wielkie oko smoka, po czym wbił kolejną w drugie – A to za pradziadka!
- To nie on ich zabił, Kili – powiedział oszołomiony Thorin, ale siostrzeniec tylko wzruszył ramionami:
- To co? Gdyby nie on, nigdy by do tego nie doszło. A poza tym zawsze chciałem to zrobić!!!
***Smok umarł, jest fajnie – a Thorin znowu robi problemy. Całe szczęście, że Kili nad nim panuje i w odpowiednich momentach częstuje kopniakiem w królewską kostkę***
Raźnym krokiem Thorin opuścił salę tronową, udając się do zbrojowni. Tam znalazł najpiękniejszą, bogato zdobioną zbroję króla Throra, założył ją i zaopatrzywszy się jeszcze w dwa ciężkie topory, które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się, jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić swój lud do wojny.
***No i w końcu zaczęli walczyć…***
Czuł rozpierającą go dumę i w końcu opuściło go poczucie winy, które mu ciążyło, bo wmawiał sobie że wszystkie nieszczęścia rodu krasnoludów są przez niego, ponieważ nie potrafi pomścić śmierci ojca, dziadka i setek swoich rodaków. Teraz, kiedy miał na rękach krew Smauga i Azoga, czuł się wygrany. Czuł, że zemsta dokonała się, a ostatnim jej etapem będzie rozgromienie armii nieprzyjaciela w pył. To jednak wydawało się nie być łatwe. Wyjątkowo wcześnie tego dnia zaszło słońce, a niebo stało się ciemne i ponure. Kili uniósł wzrok i dostrzegł ogromne ptaki, lecące w ich stronę.
- Orły! – krzyknął donośnie – Orły nadlatują!
- Wysłuchały nas – szepnął uradowany Radagast do Gandalfa.
- Wygraliśmy – odparł drugi czarodziej – Bitwa jest nasza…
Zastępy krasnoludów z imieniem Durina na ustach ruszyły do ostatecznego ataku. Orły chwytały w swe ostre szpony wargów i rozszarpywały ich, a orków zrzucały na ziemię z dużej wysokości. Bitwa powoli kończyła się; księżyc wychylał się nieśmiało zza ciemnych, ciężkich chmur. W serca sojuszników wstąpiły nowe nadzieje, w momencie, gdy ostatecznie zatriumfowano nad siłami zła, niejeden krasnolud wpadł w objęcia elfa, dzieląc tę wielką radość ponad podziałami i dawnymi zatargami. Wszystko zaczynało być tak, jak od dawna być powinno…
***Impreza się rozkręca, czyli koronacja Pana i Władcy***
Thorin (…) odebrał od siostrzeńca Arcyklejnot i umieścił go dokładnie w tym miejscu, gdzie tkwił za czasów Throra. Odszedł krok dalej i wyprostował się, po czym z czcią skłonił przed pięknym, lśniącym klejnotem. (…) Wreszcie Gandalf wziął w dłonie koronę Throra i podszedł do Thorina, który przyklęknął i pochylił głowę.
- Thorinie, przyjacielu, dokonałeś wielkich rzeczy – rozpoczął podniosłym tonem czarodziej – To, co wydawało się niemożliwe, spełniło się dzięki tobie. Odzyskałeś waszą ojczyznę, odzyskałeś tron, koronę i Arcyklejnot, zgładziłeś wroga, pomściłeś swych przodków. Walczyłeś jak lew, i doskonale wiem, że nie walczyłeś dla siebie. Walczyłeś dla nich, dla wszystkich twoich krasnoludzkich braci(…). Zawsze stawiałeś siebie na końcu, najważniejsze było dobro innych, dlatego dziś w końcu to TY zajmiesz odpowiednie miejsce. Dziś TY jesteś najważniejszy, oto na mocy wszelkich praw, działając zgodnie z wolą wielkiego króla Throra i księcia Thraina, oznajmiam wszystkim, że powrócił Król spod Góry!!!
Rozległy się wiwaty i okrzyki na cześć nowego monarchy. Gandalf uroczyście nałożył na głowę Thorina koronę, a kiedy krasnolud wstał i wyprostował się, prezentował się dumnie i majestatycznie. (..)
- Witajcie w domu, przyjaciele – powiedział do swych rodaków, i zwrócił się do elfów i ludzi – A was zapewniam, że wrota Ereboru zawsze będą dla was szeroko otwarte. Szczególnie dla przyjaciół z Zielonego Królestwa – dodał nieco ironicznie, patrząc na Thranduila, który podszedł do niego powoli – A teraz zapraszam na ucztę! Kili, Fili, czyńcie honory domu!
*** I teraz zaczyna się najwłaściwsza część tej historii, czyli kilka miesięcy po koronacji (i po gruntownym wietrzeniu Ereboru po smoku)…***
- Kili!!! – wrzask króla rozlegał się po całym Ereborze – Gdzie ten urwis, do stu tysięcy Thranduilów! Zaraz go zwolnię!
- Nie zapominaj, że nie masz prawa zwolnić mojego syna – upomniała brata Dis, wyłaniając się z ciemnego korytarza – Nie pamiętasz, że wysłałeś go na rozmowy kwalifikacyjne?
- Na oko Saurona, kogo on znowu zatrudnia!?
- Nie wiem, dziś chyba czyścicieli toalet… A wiesz, że u nas muszą to być wyjątkowo odporni pracownicy, najlepiej pozbawieni zmysłu powonienia.
- Wychowałaś lekkoducha, Dis!
- To TY go wychowywałeś! Zawsze mówiłeś, że skoro chłopcy nie mają ojca, ty im go zastąpisz! Pozwalałeś ciągać się za warkocze, za brodę, włazić sobie na plecy, to teraz masz!
- Ale Kili myśli, że może zatrudniać miliony pracowników! Nie stać nas na to!
- Braciszku, wiesz że Kili zatrudnia ich w ramach umów z urzędem pracy, więc to urząd płaci im stażowe!
- Ach tak… Jestem królem, mam prawo się nie orientować – fuknął niezadowolony – To gdzie jest ten urząd pracy?
- W Rivendell. Tego też nie wiesz?
- Mam dosyć własnych spraw na głowie!
- Na głowie to ty masz tylko idiotyczną koronę naszego dziadka – dogryzła Thorinowi Dis – I nie robisz nic poza gapieniem się na Arcyklejnot i liczeniem złota.
- Głupia babo! Nie masz pojęcia, czym jest rządzenie najpotężniejszym królestwem Śródziemia!
- Baba to by się tobie przydała! I nie podskakuj mi, kochany, bo zrobię ci w Ereborze taki przewrót, że słabo ci się zrobi! Zabieraj się do sensownej pracy!
- Cześć mamo, witaj wujku – do komnaty weszła uśmiechnięta Tauriel – Co słychać?
- Słońce, jak ja się cieszę że w końcu mówisz do mnie mamo! – ucieszyła się Dis – Thorin nie ma humoru, lepiej mu nie przeszkadzajmy.
- Tauriel! – zawołał Thorin – Gdzie jest Kili, na rany Durina!?
- Już wraca, wujku. Chodź mamo, zaczęłam robić Kiliemu szalik na szydełku…
Kobiety, głośno rozmawiając, wyszły z komnaty. Thorin zaczął krążyć wokół tronu, zastanawiając się nad słowami siostry. Czyżby naprawdę miał mało zajęć? Musiał się zająć czymś ważnym i konkretnym! Już dawno nie zwoływał posiedzenia rządu… Należało to szybko nadrobić.
- Esmeraldo! – krzyknął – Pozwól do mnie.
- Tak, wujku? – dziewczyna przybiegła z sąsiedniego pomieszczenia – Pomóc ci w czymś?
- Zorganizuj mi posiedzenie rządu. Niech stawią się wszyscy ministrowie, ci bez teki też. Każdy, kto ma jakąś funkcję.
- Dobrze, a na kiedy?
- Dziś wieczorem.
- Oczywiście – uśmiechnęła się Esmeralda, i już chciała wyjść, ale wróciła się jeszcze – Wujku… Bardzo lubię pracę z tobą, wiele się uczę i naprawdę to dla mnie zaszczyt, ale… Widzisz, jestem w ciąży – rozpromieniła się – Mówię ci jako pierwszemu. Oczywiście mogę jeszcze pracować, ale kiedy brzuch będzie większy…
- Kochana moja! Nareszcie dobra wiadomość! – Thorin wziął Esmeraldę w ramiona – Możesz robić, co ci się podoba, każę Kiliemu znaleźć mi kogoś do pomocy. Właściwie mogłem już dawno to zrobić, zamiast męczyć ciebie, powinienem zatrudniać profesjonalną asystentkę. Dobrze, biegnij przygotować mi jeszcze to spotkanie, a od jutra jesteś tylko i wyłącznie księżniczką.
- Dziękuję, wujku… Jesteś kochany!
- A ty jesteś jedną z najnormalniejszych osób w całej Górze, dlatego tak cię cenię.
- Wujku, zapomniałam ci o czymś powiedzieć. Dziś przyjeżdża do nas na wakacje mój kuzyn Bilbo.
- Bilbo? Niech to Orkrist trzaśnie, mój stary, dobry Bilbo! Na długo przyjeżdża?
- Na co najmniej dwa miesiące, wujku.
- Wspaniale! Kolejna konkretna i inteligentna osoba. Muszę pomyśleć, czy nie zaproponować mu gdzieś tu w okolicy domku letniskowego… A może wprowadziłby się tu na stałe? Pomyślę nad tym. Dziękuję, dziecko, możesz odejść.
Esmeralda posłusznie wyszła, by przygotować posiedzenie rządu, a Thorin obmyślał na swym pięknym tronie, jak by tu zatrzymać Bilba na dłużej…
***CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ***
Rada Ministrów Ereboru zebrała się już w sali konferencyjnej. Panował gwar; panowie nie widzieli się od jednego dnia, więc plotek i newsów było co niemiara. Nagle wszyscy ucichli, ponieważ do komnaty wszedł sam władca.
- Witam panowie – przywitał się wyniośle – Proszę, spocznijcie. Protokolant?
- Jestem, panie – odezwał się cicho Ori.
- Wspaniale. Zaczniemy od listy obecności… Prezes Rady Ministrów?
- Jestem – powiedział Fili, dumnie prezentując się zebranym.
- Dlaczego on jest premierem, a ja tylko kadrowym, wujku? – zachlipał Kili, ale został JAK ZWYKLE zignorowany.
- Minister Spraw Zagranicznych?
- Balin, do usług.
- Minister Obrony Narodowej?
- Dwalin, do usług.
- Minister Zdrowia?
- Głośniej, panie, ktoś znowu zgniótł mi trąbkę! – krzyknął Oin.
- Dobrze… Minister Finansów?
- Gloin, do usług, wasza wysokość.
- Minister Gospodarki Żywnościowej?
- Bombur… mniam, mniam… do usług.
- Minister Edukacji?
- Dori, do usług.
- Minister Gospodarki i Przemysłu Kopalniczego?
- Nori, do usług.
- Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego?
- Bofur, do usług.
- Minister Sprawiedliwości?
- Bifur!
- No to mamy komplet – odetchnął Thorin – Panowie, zebraliśmy się tu, bo… dawnośmy się nie widzieli. A przydałoby się coś zrobić.
- Zabić smoka? – warknął Dwalin.
- Zabiliśmy już jednego – odezwał się Nori – Powinniśmy skupić się na przemyśle i…
- Bzdury, nonsens! – wtrącił się Bofur – Ostatnio o tym rozmawialiśmy! Mieliśmy skupić się dziś na odnowie pomników wielkiego Throra!
- Panie ministrze, ja panu nie przerywałem – zirytował się Nori – Proszę doprowadzić ministra do porządku!
- Proszę o ciszę! – zagrzmiał król – Przede wszystkim chciałbym rozdzielić zadania, które JA uznam za słuszne. Proszę nawiązać kontakty dyplomatyczne z Leśnym Królestwem, potrzebujemy od tych brudasów trochę królewskiego ziela… Tylko proszę powstrzymać się od komentarzy, że są brudni i śmierdzą kompostem.
- Jasna sprawa – uśmiechnął się Balin.
- Następnie proszę o zajęcie się pomnikami króla Throra, pan sobie z tym poradzi, panie ministrze?
- Jasna sprawa, panie, potrzebuję tylko środków z królewskiego skarbca – odparł Bofur.
- Ministrze? – Thorin zwrócił się do Gloina.
- Nie ma mowy! Skarbiec świeci pustkami, nie mam z czego dawać kadrom na wypłaty, a co dopiero na bzdury…!
- Panie ministrze! Dwa dni temu mogłem kąpać się w złocie, więc proszę nie insynuować radzie, że skarbiec jest pusty! A poza tym pomniki Wielkiego Władcy, a mojego dziadka, to NIE BZDURA!!!
- Jasne, panie. Jeszcze dziś przydzielę Ministerstwu Kultury dotację.
- No, ja myślę. Panowie, nadszedł dzień zmian. Parytety, równouprawnienie, ja się na tym nie znam, premier przybliżył mi nieco tematykę, z której wynika, że musimy przyjąć do naszego składu… kobietę.
- Może księżniczka Dis? – zaproponował Dori – Piękna, inteligentna, oczytana… A my nadal nie mamy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji!
- To prawda – dodał Oin – W Leśnym Królestwie już dawno mają!
- Tak…? To my też będziemy mieli! Dis!!!
Wrzask Thorina rozległ się po całym Ereborze. Siostra przybiegła tak szybko, jak tylko potrafiła.
- Coś się stało? – zapytała, zdyszana.
- Siadaj. Od dziś jesteś Ministrem SWiA.
- Nareszcie ktoś mnie docenił – mruknęła – A moje dziecko? Żądam awansu!
- ŻADNEGO nepotyzmu w MOIM rządzie!
- Kpiny sobie robisz? Połowa z nas jest z tobą bliżej lub dalej spokrewniona! Natychmiast awansuj Kiliego!
- Kocham cię, mamo! – Kili przesłał Dis buziaka.
- To niepoważne! – Thorin walnął pięścią w stół – To najlepszy kadrowy, jakiego miałem! Nie zmienię go!
- O proszę, i musiałam tu przyjść, żebyś w końcu to przyznał!
- Nie kłóć się ze mną przy pracownikach!
- Żądam dla niego teki Ministra Pracy!
Na sali zapadła martwa cisza. Tak śmiałe żądanie mogła wysunąć tylko księżniczka Dis. Była JEDYNĄ na świecie osobą, która miała odwagę przeciwstawić się królowi.
- Dobrze, Kili zostanie Ministrem Pracy – odparł spokojnie Thorin – Ale mam warunek.
- Jaki?
- W ciągu miesiąca znajdzie mi taką asystentkę, jakiej w całym Śródziemiu nie ma NIKT, na widok jej i umiejętności, które będzie posiadała, Thranduil ma zzielenieć i wyłysieć do cna. A po zdanym przez nią egzaminie Kili zostanie ministrem. Może nawet znajdę jakiś etat dla Tauriel.
- Za pozwoleniem, panie – wtrącił Balin – Jestem dyplomatą, ale wiesz że kontakty z Leśnym Królestwem nie należą do najłatwiejszych. Byłoby lepiej, gdyby księżniczka Tauriel była wiceministrem w moim resorcie, w końcu zna tych leśnych ludków lepiej, niż ktokolwiek z nas.
- Popieram – zgodziła się Dis – Kto jest za?
Wszyscy zebrani podnieśli rękę; Kili wstrzymał się od głosu. Nie, żeby to miało znaczenie – kadrowy w zasadzie nie miał prawa głosu w Radzie Ministrów. Ale przynajmniej czuł, że chyba jest ważny. A zresztą najbardziej liczyło się to, że wujek mu zaufał i powierzył tak ważną funkcję – znalezienia mu seksownej asystentki. Bo chyba o to chodziło Thorinowi… Czy musi być kompetentna? Chyba wystarczy, jeśli będzie po prostu słodka – tak, jak on sam, jak Kili. Tak. Zdecydowanie TEGO potrzebuje jego wujek. Kili musi po prostu znaleźć przesłodką jak on sam asystentkę. Bułka z masłem! Postanowił, że nazajutrz wyruszy w drogę.
Posiedzenie rządu skończyło się błyskawicznie, a Thorin z niecierpliwością czekał w swoim królewskim gabinecie na przybycie Bilba. Hobbit pojawił się dość późno.
- Baggins! Stary druhu! – ucieszył się król na jego widok – Chłopie! Kopę lat!
- Zaledwie kilka miesięcy, wasza wysokość – Bilbo padł przyjacielowi w ramiona – Zdążyłem wrócić do Shire, odwiedzając po drodze Beorna i Rivendell, spędzić kilka dni w domu i… Przyszedł list od Esmeraldy, że już tęskni. Co miałem zrobić, jak też tęskniłem za wami wszystkimi!
- Jak droga?
- Korki w Mrocznej Puszczy, jakiś wypadek. Podobno łoś zderzył się kucykiem.
- Ha! Parszywa menda w końcu się doigrała!
- O czym ty mówisz?
- Thranduil notorycznie przekraczał prędkość na terenie Beorna – roześmiał się Thorin – I wreszcie nasz niedźwiadek wysłał patrol. Ale przyjacielu, opowiedz co u  ciebie!
- Nudy, jak to w Shire. Nic się nie dzieje! Wyobraź sobie że żadne krasnoludy nie pustoszą mojej spiżarni!
- No popatrz, a mnie od dawna żaden marudny hobbit nie uwieszał się na szyi!
- Myślałem, żeby znaleźć sobie tu jakiś domek letniskowy, gdzieś blisko was… Chyba nie mogę żyć tak daleko od blasku twojego majestatu – kąśliwie powiedział Bilbo.
- Też o tym dziś myślałem – przyznał Thorin – Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś, zasługujesz na wygrzewanie się w promieniach mojej doskonałości.
- Stary, jak się ostatnio widzieliśmy, twojego ego było jak cała Samotna Góra.
- A teraz?
- Dobrnąłeś rozmiarem do granic Mordoru.
- No, to jeszcze w drugą stronę, do Gór Mglistych, i będzie tak duże jak na króla tego formatu przystało. To co, Baggins, piwo, whisky, wino? Może delikatny likierek mojej siostry?
- Daj fajkowe ziele Radagasta.
- Tak myślałem! – krzyknął Thorin z szaleńczym błyskiem  oku – Uwielbiam błyskotliwych hobbitów!
Po wypaleniu trzech fajek na głowę panowie siedzieli pod ścianą w doskonałych humorach, nucili sobie elfickie piosenki i byli po prostu szczęśliwi. Tak bez powodu. Ale Thorina nagle ogarnął niespodziewany smutek…
- Bilbo, kochany – zapłakał – Starzeję się chyba.
- Co ty gadasz! Młody chłopak z ciebie, jeszcze tyle przed tobą!
- Daj spokój… Popatrz, Kili ma żonę, Fili ma żonę, Esmeralda spodziewa się dziecka, a ja? Siedzę na tym tronie z idiotyczną koroną na głowie, nie mam kogo nawet przele…
- Hej hej hej, kolego! Nie o latanie w życiu chodzi!
- Ale ja chcę!!! Brak mi baby, rozumiesz!? Ale nie chcę krasnoludzkiej, są okropnie zarośnięte i mają nadwagę, ja lubię gładkie, smukłe kobietki…
- To może elfka? Tauriel niczego sobie, może ma jakąś kuzynkę…
- Żartujesz!? JA mam sypiać z elfem!? I dodatkowo śmierdzącym z lasu!?
- No to nie wiem, pojedźmy do Shire, znajdziemy ci jakąś młodą, chętną hobbitkę! Myślisz, że mało ich stoi przy drogach?
- Bilbo, nic nie rozumiesz! JAK mam kochać się z kobietą, która ma owłosione stopy!
- Jesteś cholernym rasistą, Thorinie! – oburzył się Bilbo – Rasistą, nazistą, szowinistą…
- Wiesz, co znaczą te słowa!?
- No… W zasadzie…
- Powinienem cię ściąć!
- Dobra, dobra, na brodę Gandalfa, uspokój się! Co ja ci poradzę? Jedyne wyjście to babeczka z Esgaroth!
- Kpiny sobie urządzasz!? One wszystkie śmierdzą wilgocią! Idź i powąchaj Barda, jedzie od niego jeziorem na kilometr! Myślisz, że dlaczego na spotkania z nim wysyłam Filiego!?
- Jesteś okropnym, zakompleksionym, zapatrzonym w siebie, zarośniętym… arogantem! – zirytował się Bilbo – Jak chcesz kogoś znaleźć, skoro masz wymagania jak z kosmosu, a jedyne czego chcesz, to zaliczyć jakąś kobietkę!
- Nie mów tak – warknął Thorin – Nie chcę nikogo zaliczać. Ja chcę… żeby mnie ktoś pokochał… Oczywiście jeśli przy okazji będzie dobra w łóżku, to…
- Thorin!!!
- No dobra. Wystarczy, żeby była ładna i gładka. Jedyne włosy, jakie akceptuję, to te na głowie.
- A… tam!? – Bilbo otworzył usta ze zdziwienia – TAM też gładka!?
- Gdzie? Pod pachami? No raczej!
- Dobrze, dobrze, zejdźmy z tematu bo już mi niedobrze! Gdybyś był normalny, to już dawno ustawiałyby się do ciebie kolejki!
- Ależ ustawiają się! – Thorin zrobił się dumny jak paw – Za każdym razem, gdy jedziemy w interesach do Mrocznej Puszczy, te brudne, śmierdzące lasem elfki łażą za mną na kolanach, piszcząc że Thranduil nie daje im tego, co mogę dać im ja!
- Coś mi się wydaje, że chyba koloryzujesz…
- JA koloryzuję!? A myślisz, że dlaczego od kilku tygodni wysyłam do Thranduila Kiliego i przestałem jeździć tam osobiście?
- Hmmm… Może dlatego, by blondasowi podnieść ciśnienie i wystawić na próbę jego nerwy?
- To też, nie cierpię gada – przyznał Thorin – Ale te dowody uwielbienia mnie przytłaczają. Nawet tam kobiety mnie pragną…
- Nie wytrzymam. Idę do Dis, może przynajmniej z nią da się porozmawiać!
Hobbit zerwał się z podłogi i, chwiejąc się lekko po nadmiernej ilości wypalonych fajek, udał się do komnaty księżniczki, gdzie siedziały też Tauriel i Esmeralda, które bardzo ucieszyły się na jego widok. Bilbo wyżalił się im, że Thorina znowu ogarnia szaleństwo, ale tym razem nie złota, a miłości. Dis pokręciła głową, rozczarowana.
- Co parę dni podsuwam mu moje koleżanki, ale nie, on wybrzydza! Twierdzi, że nie znosi owłosienia, i gdyby miał potem wyjmować je sobie spomiędzy zębów…
- Nie kończ, na sto tysięcy goblinów! Ten krasnolud ma jakieś dziwne fantazje seksualne…
- Czy ja wiem czy takie dziwne – uśmiechnęła się do kuzyna Esmeralda – Ale Fili też nie chce całować moich stópek. Twierdzi że są zbyt włochate… Ale z resztą ciała nie ma problemu.
- Kili w ogóle nie ma tego problemu – napuszyła się Tauriel, a Bilbo z przerażeniem patrzył na Dis.
- Czy wszyscy mężczyźni z rodu Durina są… tacy? – zapytał.
- Muszę przyznać, że krasnoludy są wspaniałymi, wybornymi kochankami – zarumieniła się księżniczka – Mój mąż, świeć Durinie nad jego duszą, przed poczęciem moich ukochanych synów robił ze mną takie rzeczy… Ale zmarł, nieboraczek, w obronie swego teścia, a mojego ojca. Ale…
- Co, mamo, co!? – krzyknęły naraz Tauriel i Esmeralda – Masz kogoś?
- No… wiecie…
- Znamy go?
- Znacie. Podpowiem, że ma imponującą brodę…
- No, rzeczywiście, tak nam podpowiedziałaś! – z przekąsem mruknął Bilbo.
- Nori? Dori? – zgadywała Tauriel – Mają wspaniałe brody!
- Coś ty, Bifur ma lepszą! Albo Oin! – krzyknęła Esmeralda.
- Dziewczęta, no co wy! Żaden z nich!
- To kto? Gloin ma żonę, Balin też odpada, Bofur nie bierze niczego na poważnie…
- Bombur chyba nie ma aż takiej kondycji – zadumał się Bilbo – A Ori jest za młody. Został jeszcze Dwalin, ale on w ogóle nie jest brany pod uwagę.
Dis poczerwieniała. Speszyła się i wbiła wzrok w podłogę. Esmeralda spojrzała z niedowierzaniem na Tauriel, a ta wbiła pytający wzrok w Bilba. Hobbit nerwowo popukał się w czoło.
- No co wy, dziewczyny, Dwalin? Musimy szukać dalej! To nie Dwalin, nie Dwalin, nie…
Dis znacząco spojrzała na Bagginsa. Miała maślany wzrok i promienny uśmiech.
- O nie… Ty… Ty z NIM?! – syknął Bilbo – Przecież on jest przeciwny kobietom!
- JUŻ nie – westchnęła Dis – Jest jak najbardziej przychylny płci pięknej…
- Świat się kończy! Księżniczka uwiodła największego twardziela z kompanii, a królowi chce się baby! Gdzie ci starzy, dobrzy przyjaciele, którzy mieli cel i misję, a nie zajmowali się… czymś takim! Gdzie honor i powaga królewskiej rodziny!
- Bilbo, trujesz – Esmeralda machnęła ręką na kuzyna – Mamo, tak się cieszymy!
- Nie mówcie nikomu, Dwalin jest bardzo skryty. Gdyby Thorin się dowiedział…
- A właśnie, że się dowie! – krzyknął Bilbo.
- Uważaj, bo jak piśniesz słówko wujkowi, jedyne co będziesz słyszał to moje strzały przelatujące przy twoim uchu – syknęła Tauriel – A teraz idź już sobie, bo przeszkodziłeś nam w babskiej naradzie. No już! Nie ma cię! Kili przygotuje ci komnatę.
Biedny, przeganiany z kąta w kąt hobbit wyszedł czym prędzej z komnaty księżniczki Dis. Posłusznie podreptał do Kiliego, który wraz z bratem załatwiali właśnie jakąś papierkową robotę.
- Bilbo! – ucieszył się Fili – Wspaniale, że przyjechałeś!
- Cześć chłopaki. Co robicie?
- A wiesz, korespondencja do urzędu pracy – uśmiechnął się Kili – Pan Elrond jakoś ostatnio woli załatwiać sprawy pocztą, a ja tak lubiłem do niego jeździć… Ostatnio zamiast niego na spotkania przychodziła jego córka. Czyżbym zrobił coś nie tak?
- Kili, mówiłem ci że jesteś nieco męczący – wyjaśnił Fili – Ile można opowiadać Elrondowi o latających po Ereborze motylkach i o tym, że Tauriel wprowadziła nową modę, czyli hodowanie w kopalniach roślin doniczkowych.
- Myślałem, że elfy lubią rozmowy o przyrodzie…
- Ale nie w TAKI sposób! I nie z tobą!
- Kiedyś rzucę tę robotę i wyjadę z Tauriel daleko! – obruszył się Kili – Wtedy docenicie, jakiego kadrowego straciliście!
- No już, daj spokój. Zajmij się najpierw szukaniem asystentki dla wujka, wtedy możesz uciekać gdzie chcesz.
- Zaraz, jakiej… asystentki? – zaciekawił się Bilbo.
- Słodkiej jak ja – rozchmurzył się Kili – Ma być taka, żeby Thranduil zzieleniał i wyłysiał. Mama wywalczyła, że jak taką znajdę, zostanę Ministrem Pracy!
- Uchowaj nas Durinie od tego nieszczęścia…
- Co mówisz, braciszku?
- Że powinieneś ruszyć w drogę skoro świt.
- Tak też planuję. Bilbo, jedziesz ze mną?
- W zasadzie… Czemu nie – westchnął hobbit – Przyda ci się merytoryczna pomoc. Bo jeśli ta asystentka będzie TYLKO słodka, to marnie widzę los waszego królestwa…
Tak postanowili i tak też uczynili. Z samego rana Bilbo, za zgodą samego króla, ruszył na poszukiwania idealnej asystentki dla Thorina. Z Ereboru wyruszyli do Esgaroth, ale Bilbo studził zapędy kadrowego, przypominając mu że zapach wilgoci tutejszych kobiet nie odpowiada jego wujkowi. Ruszyli więc do Mrocznej Puszczy, lecz i tu nijak nie mogli szukać asystentki – wysokie elfki, śmierdzące według Thorina spleśniałym lasem, nie były w ogóle brane pod uwagę do tego ważnego bądź co bądź stanowiska. Towarzysze po kilku dniach wędrówki postanowili skorzystać z gościnności Beorna.
- Witaj, stary druhu! – krzyknął uradowany na widok Bilba, ale mina zrzedła mu, gdy ujrzał kadrowego z Ereboru – Ech, to ty… Znowu jakiś problem? Nie, NIE ZAMIERZAM podjąć pracy w firmie ochroniarskiej waszego nadętego króla!
- Tak, też uwielbiam Thorina, co nie zmienia faktu że nadyma się czasem jak balon – zaśmiał się Bilbo – Witaj, Beornie. Co nowego?
- Oprócz tego że co tydzień na niedzielnych obiadkach miewam stukniętego czarodzieja z ptasią kupą na policzku i młodą niewiastę, która wzrokiem błaga bym zabrał ją od tego szaleńca? Nic ciekawego.
- Młoda… niewiasta? – podchwycił Kili – Z szalonym czarodziejem? Taka mała, rudowłosa, o pięknych zielonych oczach?
- Znacie ją?
- To Luthien! – Bilbo spojrzał na kadrowego – Pamiętasz, chciałeś jechać ją odnaleźć, obiecałeś to!
- Tak, obiecałem, ale pod warunkiem że zostanę kierownikiem, niestety kierowniczego stanowiska nikt mi nie dał – fuknął Kili – Nie wiem dlaczego, jestem najbardziej kompetentną osobą w całej Górze…
- Mniejsza z tym! Kili, może to dla nas szansa? Beornie, jaki dziś dzień tygodnia?
- No… właśnie niedziela. Szaleniec z dziewczyną powinni tu być za…
- Juhuuu! – usłyszeli dobiegający z krzaków dziki wrzask – Dalej, króliki, niech moc fajkowego ziela będzie z wami!!!
- Teraz – uśmiechnął się zrezygnowany Beorn – Radagaście, jak MIŁO cię widzieć!
- Niech będzie pochwalony – na podwórko zajechał króliczy zaprzęg, i zeskoczył z niego czarodziej z dziewczyną – Co na obiad?
- Luthien! – ucieszył się Kili – Pamiętasz nas?
Dziewczyna popatrzyła na krasnoluda i hobbita podejrzliwie. Kojarzyła te postacie… Krasnolud wydawał jej się być całkiem, całkiem przystojny, a hobbit wyglądał na porządnego osobnika.
- Uratowaliśmy cię w mieście goblinów – wyklarował Bilbo – To znaczy Thorin, mój przyjaciel, wuj Kiliego, i aktualnie Król pod Górą.
- To wy! Tak się cieszę! – uradowała się płomiennowłosa niewiasta – Co u was słychać?
- Posłuchaj nas, Luthien… Możesz nam pomóc. Właściwie jesteś nam potrzebna, by Kili mógł awansować i zostać ministrem. Powiedz nam, czym się zajmujesz?
- Jestem stażystką u pana Radagasta. Opiekuję się zwierzątkami – westchnęła ciężko Luthien – Ale  jak mogę wam pomóc?
- Czy nie chciałabyś zostać… asystentką samego Króla spod Góry?
Luthien wyglądała, jakby przeżyła ciężki szok. Przyjaciele objaśnili jej wszystkie zawiłości sprawy, Kili jasno określił że jeśli nie jest wystarczająco słodka to nie ma czego szukać na tym stanowisku, a Radagast próbował protestować, mówiąc że takiej stażystki nie miał jeszcze nigdy, i jej nie odda.
- Chłopie! Daj jej żyć i się rozwijać! – krzyknął rozemocjonowany Bilbo – Zobacz, piękna, mądra, błyskotliwa, a co robi? Zmienia pieluszki twoim jeżom! Przed nią kariera, o jakiej się nikomu nigdy nie śniło, ona ma szansę zostać pierwszą w dziejach asystentką KRÓLA! Najpotężniejszego władcy Śródziemia!
- Ale… co z moimi zwierzątkami?
- Załatwię ci stażystkę z Mrocznej Puszczy – zaproponował Kili – Albo jakąś małolatę z Esgaroth. Chyba, że wolisz chłopców…
- No wiesz! Takie pytania to do Gandalfa, nie do mnie! – oburzył się Radagast – Dobrze, oddam wam Luthien, ale moja nowa stażystka musi mieć nie więcej niż trzy tysiące lat, musi być gibka, zwinna, dyspozycyjna, bez nałogów…
- Tauriel ma kuzynkę, która odpowiada tym wymogom – odparł urzędniczym tonem Kili – Proszę złożyć podanie o organizację stażu w trzech egzemplarzach, w piśmie przewodnim podać przyczyny wnioskowania o staż, ilość wnioskowanych stażystów, uzasadnienie potrzeby posiadania stażystów, czyli czy nie stać pana na samodzielne utrzymanie pracownika, czy nie potrzebuje pan nikogo na pełen etat, czy…
- Niech to Saruman! – zezłościł się Radagast – Poradzę sobie bez waszych stażystek! Sam sobie kogoś poszukam! Beornie, nałóż obiad, jestem poirytowany, a kiedy ja jestem, moje króliki są niespokojne. Zaraz mi uciekną!
Czarodziej podreptał do domu gospodarza, a ten wzruszył ramionami i poszedł za nim. Kili natychmiast chwycił Luthien i wsadził ją na kucyka.
- Gdzie…
- Do Ereboru – twardo oznajmił książę – Przed oblicze króla Thorina Dębowej Tarczy.
- Ale to jest…
- Tak, to porwanie, maleńka – powiedział zawadiacko Bilbo – Nie masz zbyt wiele do powiedzenia. Zobaczymy, czy  Pan i Władca cię zechce.
- Pan i Władca – szepnęła dziewczyna – To brzmi… Groźnie…
- Bo taki jest wujek. W drogę!
Kuce ruszyły przed siebie w kierunku Samotnej Góry. Kili wraz z Bilbem żartowali między sobą i wspominali czasy wspólnej wędrówki. Dziewczyna słuchała ich z zainteresowaniem, przypominając sobie dzień, w którym ich spotkała. Ten piekielnie przystojny, o szlachetnych rysach, dostojny krasnolud, który wyrwał ją z łap goblinów, był królem… Nie wiedziała o tym. Słyszała legendy o Thorinie Dębowej Tarczy, dotarły do niej pogłoski że powrócił do ojczyzny i zabił smoka, ale zawsze wyobrażała sobie go jako sędziwego krasnoluda, o długiej, siwej brodzie, naznaczonego znakiem czasu przez głębokie zmarszczki… Nigdy nie pomyślałaby, że to TEN mężczyzna, który uratował jej życie. Śniła o nim często, choć nie pamiętała jego imienia. Spłonęła rumieńcem, gdy dotarło do niej, że w jej fantazjach królował… nie kto inny, ale sam Król spod Góry!
- Wasza wysokość – zwróciła się do Kiliego – Czy czeka nas długa droga?
- Do kogo ona mówi? – powiedział książę do Bilba.
- Żebym to ja wiedział, pewnie nas z kimś pomyliła.
- Wasza wysokość – powtórzyła Luthien.
- Koleżanko, nie ja jestem Thorinem, ja jestem Kili – wyjaśnił krasnolud.
- Dlatego mówię: wasza wysokość. Jesteś księciem, panie.
- Ja… Stary, słyszałeś!? Ona mnie szanuje! – Kili nie dowierzał w to, co słyszy.
- Rzeczywiście… Niesamowite! Jest pierwszą osobą!
- Jak powiem Filiemu, to mu ministerskie kapcie pospadają!
- Wasza wysokość…
- Tak, moja droga?
- Czy czeka nas daleka droga?
- Kili, przestań – westchnął Bilbo.
- Co?
- Przestań! Nie pasuje ci rola monarchy. Przejdź z nią na ty.
- Ale… to mój pierwszy raz…
- Kili, na hobbicie stopy mojego dziadka, nie gwiazdorz!
- Kili jestem, kadrowy – burknął młody książę – Zadowolony?
- Panie, niegodnam zwracać się do synów Durina po imieniu – skłoniła się Luthien – Zawsze będziesz dla mnie księciem.
- Porządna dziewczyna, jak wujek jej nie przyjmie, ja zatrudniam ją w kadrach.
- Niech ci Durin wynagrodzi, wasza wysokość, twą dobroć dla mej skromnej osoby.
- Luthien, a ty zawsze taka miła i ugodowa? – zapytał zaciekawiony Bilbo.
- Tak, panie, przed rodziną królewską zawsze.
- Dobrze, punkt dla niej – mruknął pod nosem ledwo słyszalnie hobbit – Thorin lubi uległe.
- Co mówisz, panie?
- Nic, tylko że Pan i Władca będzie… usatysfakcjonowany.
- Mam nadzieję, panie, że me skromne usługi będą dla niego odpowiednie.
- Na pewno, złociutka. A pokaż no nogi…
- Bilbo! Nie poznaję cię! – krzyknął Kili – Oglądasz mojego pracownika! Jak ci nie wstyd!
- Sprawdzam… eee… warunki fizyczne – wykręcił się Baggins – Muszę wiedzieć, w jakim stanie są nogi pracownika.
Luthien posłusznie uniosła suknię, myśląc że to normalna procedura przy naborze na tak ważne stanowisko.
- Nie może być! – hobbit złapał się za głowę – Ani grama owłosienia! I ładne, małe, nagie stópki!
- Czy to ważne, panie, na stanowisku asystentki króla?
- Zdecydowanie – Bilbo uśmiechnął się tajemniczo – Zdecydowanie…
Milcząca Luthien i rozgadani panowie pędzili w stronę Samotnej Góry, gdzie Thorin nie mógł doczekać się już powrotu swego przyjaciela i ukochanego siostrzeńca. Martwił się o niego, Kili był lekkoduchem i łatwo pakował się w kłopoty. Ale z Bilbem przy boku powinien być bezpieczny…
- Wezwać mi Ministra Spraw Zagranicznych! – wrzasnął, nie wstając nawet z tronu, a po kilku chwilach Balin przybiegł do niego pospiesznie.
- Tak, Thorinie?
- Kiedy jedziemy na szczyt państw Śródziemia?
- Jutro.
- Gdzie w tym roku się odbywa? Esgaroth?
- Mroczna Puszcza, niestety – westchnął siwobrody krasnolud – Thranduil wysłał swoją asystentkę, aby osobiście przywiozła zaproszenia i…
- Niech to Balrog! – krzyknął Thorin – Ładna?
- No… jak na elfa, to piękna…
- Niech ich Azog pogryzie! A Bard, Bard też jakąś ma?
- Tak, pamiętasz, tę niską, krępą Theodorę.
- A, to ta, brzydka ale bystra. Że też Bardowi nie przeszkadzają jej owłosione, grube nogi.
- Ależ Thorinie, pozwolę sobie zauważyć że Bard z nią nie sypia.
- No i co? JAK kobieta może mieć zarośnięte nogi? Pachy? Albo… Pamiętasz jego ministerkę od spraw gospodarki wodnej? Ma ohydny wąsik pod nosem! Kobieta MUSI być czysta i gładka…
- Nie każda ma takie szczęście. Jak one biedne mają to zrobić, skoro niektóre po prostu mają owłosienie!
- Nie obchodzi mnie to! – huknął król – Ja wymagam tylko pewnych standardów, a czy będą się depilować ziołowymi kremami od Radagasta, czy wypalać smoczym ogniem, to mnie naprawdę nie obchodzi, JA chcę tylko czuć EFEKT!
- Tak to ty nigdy nie znajdziesz baby! – zirytował się Balin.
- Jeśli ma wyglądać tak, jak babska z Esgaroth, to niech mnie Durin uchowa!
- Nawet mój brat nie ma NIC przeciwko obrośniętej włosiem kobiecie, chwali sobie nawet zalety takiego współżycia, a ty zawsze masz problem!
- Dwalin zawsze był hardkorem! – warknął Thorin, a po chwili dotarło do niego, co powiedział jego przyjaciel – A o czym ty… Jaką kobietę? Dwalin!?
- Oj… Chrońcie mnie, wszyscy święci Durinowi – jęknął Balin – Ja chyba… Tauriel mnie woła… Za pozwoleniem, wasza wysokość…
Zdezorientowany Thorin rozwalił się na tronie, próbując rozwikłać zagadkę romansu Dwalina, żadna jednak ewentualna kobieta nie przychodziła mu do głowy, toteż uznał, że Balin powiedział to złośliwie, by go zdenerwować. Nie udało mu się. Thorin uspokoił się i wstał z tronu. Podszedł do lustra i przejrzał się w nim. Ta idiotyczna korona po dziadku uwierała go, ale obiecał sobie że na znak szacunku do niego będzie ją nosił cztery godziny dziennie. Choć trzeba przyznać, że wyglądał w niej i tak lepiej, niż Thranduil w swoich leśnych patykach wetkniętych w usztywnione lakierem, utlenione włosy. Tak, zdecydowanie ta korona dodawała mu powagi i dostojeństwa, a że ego Thorina to właśnie uwielbiało i tym się karmiło, toteż wyprostował się, narzucił na plecy królewski płaszcz i ruszył do skarbca, by nacieszyć oczy widokiem odzyskanego niedawno złota. Idąc długimi, oświetlonymi pochodniami korytarzami, usłyszał z daleka śpiew Kiliego:
- Pędzi, pędzi Dain, niczym błyskawica, hej! Porwałem tę pannę bo ma piękne lica! Ciągną, ciągną sanie, zwierze Radagasta, hej! Wracam już do domu, bo mi się chce ciasta!
- To nie tak – Thorin usłyszał rozbawiony głos Bilba – Pędzi wściekły Thorin, niczym błyskawica, hej! Zabierze nam pannę co ma piękne lica!
- Panie, to się nie godzi – szepnęła Luthien – Nie można tak…
- Słonko, nam wszystko można! Ja jestem siostrzeńcem króla, a to przyjaciel króla! Jesteśmy bogami, jesteśmy panami wszechświata!
Kili zamilkł, bo jak spod ziemi wyrósł przed nimi sam Thorin w swojej majestatycznej postawie. Książę cofnął się o krok i usiłował schować za Bilba, który jednak próbował chować się za Kilim, i tak szamotali się ze sobą przez dłuższą chwilę. Thorin zaś w milczeniu i z zaciekawieniem patrzył na Luthien, która padła na kolana.
- To ogromny zaszczyt klęczeć przed majestatem waszej wysokości – powiedziała cicho, ujmując w dłoń skraj jego szaty i całując ją – Szczęście przepełnia me serce, że jestem tu u stóp największego i najpotężniejszego władcy Śródziemia.
Thorin patrzył w dół, na pochyloną, klęczącą postać, i nie wiedział jak się zachować. Pierwszy raz w życiu nie wiedział, co zrobić. Bilbo i Kili w tym czasie zdążyli uciec, korzystając z zamieszania, zostawiając króla i jego potencjalną kandydatkę na asystentkę samych. Thorin chwycił podbródek dziewczyny i uniósł lekko w górę, gestem nakazując jej, by wstała. Luthien posłusznie spełniła rozkaz, i stanęła przed nim z pochyloną głową. Król uśmiechnął się lekko i ponownie palcem uniósł jej podbródek.
- Nie mogę z tobą rozmawiać, gdy na mnie nie patrzysz – powiedział łagodnie – Jak ci na imię?
- Luthien, wasza wysokość.
- Luthien… Skądś znam to imię… Czy my czasem nie spotkaliśmy już się…?
- Panie…
- Dobrze. Chodźmy do sali tronowej, tam porozmawiamy.
Thorin obrócił się na pięcie i sprężystym krokiem ruszył przed siebie, wyprostowany. Luthien prawie biegła za nim, próbując złapać oddech, ale kiedy znaleźli się na miejscu, ponownie go straciła. To miejsce było po prostu piękne… Zachwycające! Ale jeszcze bardziej zachwycający był ten pełen dostojeństwa mężczyzna, który z ogromną gracją zasiadł na swym tronie.
- Podejdź, Luthien – powiedział stanowczo – I odpowiedz na moje pytanie.
- Wasza wysokość, jestem ci dozgonnie wdzięczna, boś uratował moje życie. W mieście goblinów, to wasza wysokość ocaliła mnie od niechybnej śmierci. Posłałeś mnie, panie, z czarodziejem Radagastem…
- Tak, Luthien! Pamiętam cię! Podejdź bliżej – Thorin wyciągnął ręce do dziewczyny, a ta wyraźnie zawstydzona podeszła do niego i uklękła przed tronem; król złapał jej dłonie, co wywołało mocne drżenie jej serca.
- Panie, jam niegodna…
- Przestań. Kili cię znalazł, tak?
- Tak, wasza wysokość, książę Kili odnalazł mnie, gdy razem z panem Radagastem przybyłam do domu Beorna i… proponował mi pracę, ale nie jestem godna służyć waszej wysokości.
- To, czy jesteś godna, ocenię ja sam – twardo oznajmił Thorin, puszczając jej ręce – Powiedz mi, co robiłaś przez cały ten czas.
- Wasza wysokość, pracowałam u pana Radgasta. Opiekowałam się zwierzątkami.
- Nie może być! – król poderwał się z miejsca – Taka piękna kobieta oporządzała śmierdzące zwierzęta szalonego czarodzieja!? Te delikatne dłonie zmieniały pieluchy osmarkanym jeżom!?
- Żadna praca nie hańbi, wasza wysokość. Nie wiem, czy nadaję się do czegoś innego…
- Jaką pracę proponował ci Kili?
- Mówił, że… Książę mówił, że mam być asystentką waszej wysokości…
- A ty… chcesz tego? – król spojrzał na Luthien zaintrygowany.
- Panie… To byłby największy zaszczyt, jakiego kiedykolwiek doświadczyła prosta dziewka bez domu, bez rodziny. Nic nie może równać się ze służbą u najpotężniejszego władcy Śródziemia. Jeśli wasza wysokość zechce, mogę robić wszystko, mogę sprzątać podłogi, czyścić toalety, mogę…
- Luthien – przerwał jej Thorin – Będziesz moją asystentką. To nie ma nic wspólnego z podłogami i toaletami. Po prostu… twoim głównym obowiązkiem będzie przyjść, kiedy zawołam.
- Z największą przyjemnością, panie.
- Jutro jedziemy na szczyt państw Śródziemia, będziesz tam ze mną.
- Ale… Wasza wysokość, ja… - Luthien przeraziła się; przecież nie miała o niczym pojęcia!
- Spokojnie. Dzisiejszą noc spędzisz pracując z moim ministrem spraw zagranicznych, który przybliży ci tematykę. Jeśli jutro się sprawdzisz, zostaniesz na stałe. To dla ciebie najważniejszy sprawdzian. A teraz dziękuję, możesz odejść.
- Jak sobie życzysz, panie – dziewczę uklękło i ucałowało skraj szaty króla, co zdziwiło go i trochę zirytowało.
- Luthien! Nie musisz tego ciągle robić!
- Wasza wysokość, to z szacunku do ciebie…
- Posłuchaj mnie uważnie: wszyscy się tu w Ereborze szanujemy. Jedni mniej, drudzy więcej, są tacy co i do mnie mają niewiele szacunku, ale nikomu nie kazałem nigdy całować się ani w rękę, ani w szaty. Nie musisz tego robić, Luthien. Ustalmy jedną rzecz: nie potrzebuję asystentki, która się mnie boi. Ja potrzebuję twardej, konkretnej kobiety, która potrafi powiedzieć, co myśli, potrafi doradzić i uderzyć pięścią w stół, i jest na równi ze mną, jest równorzędną partnerką, żeby inni władcy nie myśleli że zatrudniłem mimozę z którą można zrobić wszystko. Na spotkaniach na szczycie masz być partnerką, a nie służącą, rozumiesz? A co robisz po pracy, za zamkniętymi drzwiami, to już twoja sprawa. Możesz się za mną nawet czołgać po podłodze, nie dbam o to.
- Oczywiście, wasza wysokość.
- Teraz idź poszukaj Kiliego i…
- Jestem, wujku! – młody krasnolud radośnie podskakując wkroczył do sali tronowej – Jak nasza nowa pracownica? Co tam, Luthien, wujek cię przyjął?
- Tak, i dziękuję, wasza wysokość, za odnalezienie mnie. To zaszczyt pracować z władcą Ereboru i z jego najwierniejszym księciem.
- Drobiazg, słonko. Jak cię poznam z moim bratem, to dopiero zobaczysz księcia!
- Już nie mogę się doczekać, wasza wysokość.
- Moment! – zagrzmiał Thorin – On też jest dla ciebie „waszą wysokością”!? To przekracza wszelkie pojęcie, coś ty jej zrobił!?
- Ja nic, ona sama! Nie kazałem jej tak mówić…
- Kili, NIKT cię nie tytułuje po królewsku, chcesz powiedzieć że ta biedna dziewczyna sama z siebie wpadła na to, że jesteś „waszą wysokością”? Luthien, masz zwracać się do niego normalnie. W naszym zakładzie pracy nie ma wywyższania się, każdy jest sobie równy, nawet sprzątaczka z ministrem. Biedna… Pokręciło jej się w głowie od tych przymusowych wakacji z Radagastem. Kili, zabierz ją do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zadbaj żeby przygotowano ją do pełnienia funkcji, niech pani minister ubierze ją jakoś – Thorin z niesmakiem spojrzał na jej postrzępioną, brunatną sukienkę – Skąd ty to masz?
- Pan Radagast dał mi swoje stare szaty, wasza wysokość, i pomógł uszyć z tego sukienki. Nie mam nic poza tym…
- Niech służące przygotują jej kąpiel, a MSW przydzieli dodatek reprezentacyjny na ubrania. Jeszcze dziś ma być doprowadzona do porządku, a na jutrzejszy szczyt proszę przygotować jej suknię w narodowych barwach Ereboru.
- Jakie to barwy, wujku?
- Niech mnie Durin powstrzyma, bo… Granatowe, ośle! Takie, jak nosił twój pradziad, i jakie zawsze nosiłem JA!
- Aha… Czy z futerkiem na szyi?
- Przygotujcie jej cieplejszy płaszcz, jutro zapowiadają mrozy. Odejść!
Luthien skłoniła się do samej podłogi, a Kili szarpnął ją szybko za łokieć, wyprowadzając z sali. Król z ciężkim westchnieniem opadł na tron. Same problemy z tym dzieciakiem… Ale kochał go niesamowicie mocno. I musiał przyznać, że był z niego dumny – znalazł Luthien, którą niegdyś uratowali. Piękna, przecudnej urody kobieta… Ciekawe tylko, czy gładka. Musiał to sprawdzić. Ale jej uległość, jej poddanie, to, jak przed nim klękała i całowała skraj jego szaty… Doprowadzało go to do szaleństwa, i całe szczęście, że potrafił być opanowany. Lubił uległe kobiety, które, kiedy trzeba, są twarde i stawiają… stawiają na swoim. A Luthien… była uległa. I to bardzo. Thorin zaczął sobie wyobrażać zbyt wiele, niż to, na co mógł sobie pozwolić, ale to było silniejsze. Kiedy przypomniał sobie, jak dziewczyna klęczy przed nim, całując jego szatę…
- Niech to Balrog, ciśnie mnie ta korona – wrzasnął, odrzucając ją daleko – Fili! Gdzie mój siostrzeniec!?
Niestety, tym razem nikt mu nie odpowiedział… Thorin spojrzał na zegarek, który dostał jako łapówkę od Thranduila (chciał wkupić się w łaski, król podarek przyjął, ale nic między nimi to nie zmieniło, a leśny ludek z uporem nadal próbuje skorumpować krasnoludzkiego władcę) – wskazywał za pięć dziewiątą wieczorem, a więc była dziewiąta (strefa czasowa w kierunku Mrocznej Puszczy przesuwa się o 5 minut), a o tej porze nikt już nie pracuje, nawet królewscy siostrzeńcy. Pech. Wściekł, wyszedł z sali tronowej i skierował się do łaźni. Pomyślał sobie, że przed tak ważnym wydarzeniem, jakim jest szczyt państw Śródziemia, należy się wykąpać. Wszedł tam z takim impetem, że służki prawie dostały zawału, podskakując wysoko i usiłując zakryć jedną z balii.
- Przepraszam – mruknął Thorin, zdezorientowany – Ale co robicie tu o tej porze? Myślałem, że o dziewiątej bezsprzecznie kończy się tu pracę. Możecie iść do siebie.
- Panie – odezwała się najstarsza z nich – Pani minister... To znaczy księżniczka Dis kazała nam...
- Zostać po pracy? Co za wredne babsko, ledwo poczuła władzę i już próbuje ustawiać po swojemu. Możecie odejść.
- Wasza wysokość, musimy odmówić wykonania polecenia.
- CHCĘ SIĘ WYKĄPAĆ!!!
- Mój panie, ale... królewska asystentka była pierwsza...
Thorin dopiero teraz zauważył lśniące, płomiennorude włosy wystające zza sług. Poczerwieniał i cofnął się o krok.
- Luthien, przepraszam – bąknął – Ja... Nie zdążyłem wyremontować drugiej, królewskiej łaźni. Jutro każę się tym niezwłocznie zająć.
- Nie trzeba, panie. Mogę kąpać się w źródle by nie blokować waszej wysokości dostępu do łaźni.
- Moja asystentka nie będzie kąpała się w zimnym źródle. Zajmijcie się nią dobrze, i znajdźcie dla niej najwygodniejszą komnatę – rozkazał.
- Książę Kili zadbał już o to – odparła najstarsza służka – Panna Luthien ma komnatę dwa pomieszczenia od twojej, panie.
- Bardzo dobrze. Cudownie. Dobrej nocy.
Kiedy król wyszedł, wszystkie służące jak na zawołanie westchnęły głośno.
- Ależ on boski...
- A jaki męski...
- A jego broda... Poczuć ją, dziewczyny...
- Wyobrażacie sobie jego ciało pod szatami!?
- Wystarczy! - krzyknęła zdegustowana i rozzłoszczona Luthien – Nie godzi się w ten sposób mówić o władcy!
- No co ty, Luthien...
- Ostatni raz słyszę takie niemoralne rzeczy pod adresem jego wysokości! - powiedziała twardo – A jak kiedykolwiek któraś ośmieli się, wyciągnę konsekwencje.
- Patrzcie ją! Taka ważna! Na stanowisku zaledwie od pół godziny, i już próbuje rządzić!
- Jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza udzielił mi specjalnego pełnomocnictwa. Proszę nie dyskutować, tylko zbierać się do domów, poradzę sobie sama!
Niezadowolone służki posłusznie zaczęły zbierać się do wyjścia, a Luthien oparła się o brzeg balii. Ostro zaczęła, ale skoro sam król powiedział jej, że nie potrzebuje na tym stanowisku mimozy, a prawdziwej negocjatorki i kobiety z twardą ręką, to co miała zrobić? Te baby z całą pewnością zasłużyły sobie na reprymendę. NIKT nie będzie przy niej mówił takich bezeceństw o panu i władcy!
Tymczasem Thorin stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Wiedział oczywiście, jak działa na wszystkie swoje pracownice i poddane, chciał jedynie podsłuchać jak na te westchnienia zareaguje Luthien. O tak, prawdziwa wojowniczka, był z niej niezmiernie dumny. I mile połechtało jego ego to, że tak stanowczo zaczęła go bronić. Bardzo dobrze! Przynajmniej ktoś ma do niego całkowicie bezgraniczny szacunek...Musiał ją jeszcze sprawdzić w jednej, kryzysowej sytuacji – twarzą w twarz z Thranduilem.
Z samego rana Thorin nakazał osiodłać swojego królewskiego, czarnego muflona, i oczekiwał w sali tronowej na pojawienie się Luthien. Niecierpliwił się, bo nowa asystentka spóźniała się już minutę, co było dla króla nie do pomyślenia! Już chciał wstać i osobiście jej szukać, ale do sali wbiegła Esmeralda.
- Wujku, moja następczyni gotowa – powiedziała z uśmiechem.
- Na co czekasz? Wprowadź ją!
- Jak sobie życzysz, wujku.
Powolnym, zmysłowym krokiem do pomieszczenia weszła Luthien, ubrana w długą, zwiewną, granatową suknię, która wyglądała na niej nieziemsko. Dziewczyna była jak jakaś boska istota, jak anioł Durina... Thorin otrząsnął się z szoku i głośno odchrząknął.
- Spóźniłaś się – warknął.
- Wybacz, panie – szepnęła, ale speszyła się stojącą za nimi Esmeraldą i mrugnęła okiem, by księżniczka wyszła, wtedy Luthien przyklękła przed Thorinem i ucałowała skraj jego szaty – Wybacz, panie, musiałam pójść po buty.
- Od tego są służące, miały o wszystko zadbać.
- Wiem, wasza wysokość, ale sam mówiłeś że w twoim królestwie wszyscy są równi, więc kiedy nie miałam rano butów, nie wołałam o nie, po prostu po nie poszłam.
- Mam niejasne wrażenie, że tych butów zabrakło nieprzypadkowo... Luthien, jeśli spotkają cię jakieś nieprzyjemności, proszę byś przyszła z tym od razu do mnie. Bezpośrednio. Jesteś moim najbliższym współpracownikiem.
- Jak sobie życzysz, panie.
- Przygotowana?
- Oczywiście, pan minister Balin powiedział, że w razie czego będzie obok, i...
- Nie do końca – oznajmił zadowolony z siebie Thorin – Nikt z nami nie jedzie. Narzuć płaszcz i...
- Wasza wysokość, jak to!? Przecież ja nie dam rady, ja...
- Wierzę w ciebie, żaden Balin nie jest ci potrzebny. No już, płaszcz i w drogę.
Luthien nie miała nic do gadania, posłusznie ubrała się i wsiadła na czarnego muflona. Thorin również dosiadł zwierzęcia i usadowił się za nią. Ruszyli w drogę. Luthien peszyła się bliskością władcy, który ramionami obejmował ją, trzymając lejce. Kierował muflonem dość szybko, ale bezpiecznie, tak że dziewczyna w ogóle nie bała się, że spadnie. Kiedy dotarli do bram pałacu Thranduila, król zeskoczył ze zwierzęcia i szarmancko podał jej dłoń, by mogła swobodnie zejść. Spojrzał na nią z dumą, ujął pod ramię i wprowadził na elfickie salony jak damę. Wszyscy, których mijali, kłaniali się z szacunkiem, ale też i obserwowali tę egzotyczną parę z zainteresowaniem. Thorin był bardzo z siebie zadowolony. Tak, tej blond wydrze oczy zbieleją na widok JEGO Luthien!
- Proszę proszę… Kto zawitał w moje skromne progi! – zawołał elficki król ze swego tronu – Sam podziemny władca! A kogóż jeszcze widzą moje piękne oczy…
Thorin milczał, prowadząc Luthien pod sam tron Thranduila.
- Tylko spróbuj przed nim klęknąć – warknął cicho – On nie jest mną.
- Witam, wasza królewska mość – dziewczyna zgrabnie ukłoniła się elfowi – Luthien, osobista asystentka jego wysokości króla Thorina Dębowej Tarczy.
- Asystentka… Myślałem, że zaginiona siostra bliźniaczka.
Istotnie, Luthien wraz z Thorinem ubrani byli w te same barwy, a ich wierzchnie płaszcze były wręcz identyczne! Ten sam materiał, to samo futro, te same zdobienia na rękawach… Tak, Dis wyjątkowo się postarała. Tak powinien wyglądać zgrany team!
- Rozumiem, że twoja asystentka, panie – Luthien z obrzydzeniem spojrzała na półnagą elficę o wyraźnie męskich biodrach, męskiej szczęce i biustem który wyglądał jakby wpompowano w niego wszystkie ziołowe wyziewy Radagasta – ma problem nie tyle z zaginioną rodziną, co z zaginioną… tożsamością?
- Panie, czy ona mnie obraża? – jęknęła męskim głosem wysoka, sztucznie tleniona postać.
- Lindirze… eee, Lindirro, absolutnie. Thorinie, panuj nad językiem swojej… służki!
- Z chęcią zapanuję, ale pozwól, że nie przy świadkach. Poza tym Luthien jest moją asystentką, nie zapominaj o tym, i darz ją należnym szacunkiem.
Thranduil rozdziawił ze zdziwieniem usta. Jak Thorin mógł tak do niego powiedzieć, i to przy zwykłych asystentkach!
- Będziesz długo tak bezproduktywnie oddychał, blondyno, czy możemy zacząć obrady? Nie mamy z Luthien całego dnia.
- Theodoro, przestań wiązać mi buty! – zgromadzeni usłyszeli krzyk Barda; Thorin uśmiechnął się ironicznie.
- Mój przyjacielu! – zawołał donośnie – Jakiś problem?
- Nie, już sobie… radzę! – odkrzyknął władca Esgaroth, i w tym momencie pojawił się w leśnej sali leśnego króla – Thorinie! Jak miło cię widzieć!
- Mnie również, Bardzie. Jak mija życie na Jeziorze?
- Spokojnie, nie narzekam. Ale… Cóż to za piękność u twojego boku? – Bard ujął dłoń Luthien i z szacunkiem ją ucałował – Pani wybaczy, jestem Bard, władca Esgaroth.
- Witaj, panie – dziewczę spłoszyło się i zarumieniło, kłaniając się nisko – To zaszczyt. Jestem asystentką jego wysokości króla Tho…
- Luthien, daruj sobie tytułowanie. Jesteśmy wśród przyjaciół. A gdzie reszta?
Nie czekając na odpowiedź, Thorin raźnym krokiem ruszył do sali obrad, gdzie jako pierwszy zasiadł na honorowym miejscu na szczycie okrągłego stołu, nakazując Luthien, by zajęła miejsce tuż obok. Zaraz przy niej zasiadł Bard z Theodorą, a z drugiej strony Thorina – Thranduil z Lindirrą. Krasnolud z niesmakiem spoglądał na sąsiadującego z nim transelfa – nie to, żeby był nietolerancyjny, bo szczyty tolerancji okazał błogosławiąc związek krasnoludzkiego księcia z elficką strażniczką, ale Lindirra była po prostu odpychająco męską kobietą. Czy naprawdę była kobietą?
- Pokój temu domowi – do sali wkroczył Gandalf, a tuż za nim dreptał Dain Żelazna Stopa z małym prosiątkiem w ramionach, Ecthelion – namiestnik Gondoru, władca Rivendell – Elrond z córką, Arweną, królewska para z Lothlorien – Galadriela i Celeborn, Bullroarer II Took – prezydent Shire, Thengel – król Rohanu, poseł niezrzeszony bezpartyjny – Beorn, i przedstawiciel leśnych związków zawodowych – Radagast.
- Nareszcie, nudziło mnie już to czekanie – westchnął Thorin – Możemy zaczynać?
- Witam wszystkich na zebraniu – oznajmił głośno Thranduil, gdy wszyscy zasiedli na miejscach, ale przerwał mu krzyk Radagasta:
- Sprzeciw! Dlaczego znowu ON ma mowę powitalną?
- Bo jesteśmy u niego, przyjacielu – wyjaśnił mu Gandalf – Proszę kontynuować.
- Witam wszy…
- Dobra, przejdźmy dalej – powiedział zdecydowanym tonem Thorin – Nie mamy czasu na bzdury. Masz porządek obrad? Dlaczego jeszcze nie leży przed nami na stole?
- Wrrrr… Lindirro, zapomniałaś skserować porządek!
- Panie mój, panie, wybacz mi! – załkała elfka – Ale nie zdążę sama…
- Luthien ci pomoże – warknął Thranduil, a Thorin uśmiechnął się wyjątkowo sarkastycznie.
- Z całym szacunkiem, jestem urzędnikiem państwowym Ereboru, a nie dziewką na posyłki – słodkim głosem oznajmiła Luthien – Może powinieneś osobiście zająć się przygotowaniem obrad, panie, skoro Lindir… przepraszam, Lindirra sobie nie radzi.
Czerwony ze złości Thranduil wstał od stołu i szarpnął swą asystentkę, by jak najszybciej przygotować brakujące dokumenty. Thorin z dumą patrzył na swą towarzyszkę, rozpierała go duma, ogromna duma, jakiej jeszcze nigdy nie czuł. Tak pojechać po ambicji blondynie! Zdecydowanie Luthien zasługiwała na premię… O tak, zasługiwała jak mało kto!
- Nie czekając na Thranduila, kto jest za wprowadzeniem dodatkowych podatków i opłat od obszarów leśnych? – zapytał Gandalf, a wszyscy podnieśli rękę – Galadrielo, wy też?
- Mój drogi, Lothlorien nie liczy się jako zwykły las. Zmieniliśmy z Celebornem profil naszej krainy na ogród botaniczny.
- Przegłosowane – postanowił Thorin – Jeszcze jakieś wnioski? Spieszy mi się do domu.
- Tak, w dniu jutrzejszym nie będzie wody – oznajmił ponuro Bard – Nie patrzcie tak na mnie, awaria sieci, musimy odciąć wam dopływ. Ale pojutrze naprawimy.
- Bardzo przepraszam, moja asystentka musi zażyć kąpieli, co ty sobie wyobrażasz!?
- Właśnie! Ja też – fuknęła obrażona Galadriela.
- Myślicie, że Theodora nie musi!?
- Ale wy mieszkacie na JEZIORZE!!! – krzyknęli naraz władcy Ereboru i Lothlorien – Wrzucisz ją do kanału i po kłopocie – dodał zirytowany Thorin.
- To jakieś kpiny! – zagrzmiał Beorn – To jest poważne spotkanie na szczycie!? Żądam zachowania powagi!
- Bardzo przepraszam szanownych państwa – cichutko odezwała się Luthien – Chciałabym przeczytać państwu orędzie wielkiego księcia spod Góry, Kiliego, a zaraz potem przedstawić sytuację finansową jeśli chodzi o zadłużenie poszczególnych krain względem siebie. Następnie poruszymy temat szkodliwych wyziewów z granicznych okolic Mrocznej Puszczy, a na koniec przedstawię ostateczny bilans strat i zysków po bitwie pięciu armii.
- Zaraz, moment, Thranduil nie przyniósł jeszcze porządku obrad! – zaprotestował Beorn.
- Za pozwoleniem, panie, jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza spieszy się do swych obowiązków, nie przedłużajmy zatem niepotrzebnie tego cyrku, który raczył urządzić nam jego wysokość Thranduil ze swoim asystente… asystentką. Proszę wybaczyć moją bezpośredniość.
- Kontynuuj, Luthien, misiaczek nie ma nic przeciwko – Thorin znowu uśmiechnął się bezczelnie ironicznie, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych – Proszę, zaczynaj.
Początkowo lekko przestraszona, z każdym zdaniem nabierała pewności siebie. W końcu doszło do tego, że mówiła z takim przekonaniem, iż każdy był wsłuchany w nią jak w jakiegoś proroka. Nawet Thranduil, który w połowie orędzia wielkiego księcia powrócił na salę. Lindirra przycupnęła cicho przy nim i z zazdrością patrzyła na piękną i mądrą asystentkę Thorina. Po niemalże godzinnej przemowie Luthien nie było osoby, która choć przez chwilę była znudzona tym, co słyszy. Jedynie Thorin był lekko rozmarzony…
- … koniec końców bitwa była sukcesem, który wzbogacił całe Śródziemie o ogromne kwoty, które wypłynęły ze skarbca wspaniałego, hojnego króla Thorina Dębowej Tarczy, w ramach podziękowania poszczególnym krainom za udział i pomoc w walce ze sługami ciemności. Kwoty te niejednokrotnie podniosły krainy z ubóstwa i pomogły wyjść z długów i tarapatów finansowych. Dziękuję państwu za uwagę, wasza wysokość, oddaję głos, czy zechce jego królewska mość powiedzieć coś od siebie?
Thorin nie reagował.
- Panie… Panie, dobrze się czujesz?
- Co? Tak, tak… Koniec?
- Prosiłam cię o zabranie głosu, wasza wysokość – szepnęła Luthien – Masz coś do dodania?
- Tak. Mam. Chciałem powiedzieć, że dzięki mojemu nieocenionemu kadrowemu, a przede wszystkim umiłowanemu siostrzeńcowi mam dziś u swego boku najwspanialszą asystentkę, jaką widziało Śródziemie. Obecność Luthien na tej sali tylko dowodzi i podkreśla fakt, że przypadło mi w zaszczycie bycie najpotężniejszym władcą Śródziemia, dziękuję. Wsadźcie sobie te swoje Theodory i Lindirów w… buty!
- Panie, panie – załkała Lindirra – Czy jego wysokość mnie obraża!?
- Cicho, głupia! Nie kłóć się z nim! Widocznie ma rację.
- Kto ma pieniądze, ten ma rację – mruknął Bard – Nie martw się, Theodoro, i tak zostaniesz macochą moich dzieci.
- Naprawdę? - gruby głos Theodory przyprawił Thorina o ciarki; jak to dobrze, że jego Luthien ma dźwięczny i melodyjny głosik; ciekawe, jak używa go w alkowie?
- Niech Jezioro wyschnie, jeśli zmienię zdanie!
- O, mój władco!
- Skończmy tę żenującą szopkę – syknął Thorin, po czym zwrócił się do króla elfów – Może podałbyś coś do jedzenia? Tylko nie te ohydne jagody. Luthien, na co masz ochotę?
- Może pieczeń z... łosia, panie? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Wspaniale! Moja ulubiona. A ty masz moje ulubione poczucie humoru – dodał szeptem – Uwielbiam cię, dziewczyno.
- Panie – zarumieniła się Luthien – Twe słowa koją me serce i rozpierają mnie od nadmiaru szczęścia.
- To może zaśpiewajmy piosenkę? - próbował rozładować ciężką atmosferę Radagast – Ciągną, ciągną sanie, zwierze Radagasta...
- Słyszałem już ten wątpliwej jakości utwór, darujmy sobie. Thranduilu, podasz poczęstunek czy mamy już sobie jechać?
- Ależ owszem, Thorinie – odparł obrażony elf – Lindirro, każ przygotować pieczeń z... muflonów.
- Wasza wysokość, muflony są pod ścisłą ochroną krasnoludzkich związków ekologów – szybko zareagowała Luthien – Czyżbyś nie wiedział?
- No... eee...
- Poza tym mojemu panu bardzo spieszno do domu. Mogę liczyć na odpowiednie traktowanie monarchy, czy to dla Leśnego Królestwa zbyt duże wymaganie?
- Panuj nad nią, kurduplu! - wybuchnął Thranduil – Nie pozwalam na takie zachowania w moim pałacu!
- Co powiedziałeś, śmierdzący leśny ludku!? - krzyknęła Luthien – JAK nazwałeś mojego pana!?
- Luthien, nie trzeba...
- Jak nie trzeba!? On cię obraził, Thorinie, nie słyszałeś tego!?
- Spokojnie. Jestem ponad to.
- Co ty mówisz, spokojnie!? Ta farbowana blondyna nazwała cię... w TAKI sposób!
- Usiądź – polecił jej spokojnie Thorin, chwytając za ramiona i pociągając w dół, po czym zwrócił się do przerażonego Thranduila – Widzisz, laleczko, TO się nazywa asystentka. I nie martw się, PANUJĘ nad nią, ale nie przy świadkach. Oficjalnie Luthien jest moją reprezentantką, i wolno jej tyle, co mnie, więc jeśli będzie teraz miała ochotę wstać i trzasnąć cię w pysk, na pewno jej za to nie upomnę.
Luthien spojrzała dzikim wzrokiem na łagodną, uśmiechniętą twarz Thorina. Wstała z rozmachem, a Thranduil skrył się przestraszony za Lindirrą.
- Nie chcę brudzić sobie rąk, panie, w końcu mają tobie służyć – powiedziała.
Krasnolud objął ją ramieniem i wyszli zza stołu.
- Orzekam koniec tego żenującego zbiegowiska – uśmiechnął się uroczo – Następne zarządzam w Ereborze, przynajmniej zajmie się tym ktoś kompetentny. Moje uszanowanie, Lady Galadrielo. Do zobaczenia w środę, jak umawiała nas Esmeralda. Luthien, pozwól, moja droga.
Wszyscy z ogromnym niedowierzaniem patrzyli, jak dwie ubrane na granatowo postacie zmierzają ku wielkim wrotom, gdzie odźwierny (swoją drogą łudząco podobny do Lindirry) podał im płaszcze. Thorin chwycił płaszcz Luthien i z troską oraz czułością pomógł jej go ubrać. Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem, i już chciała uczynić względem niego to samo, ale on wyrwał płaszcz z elfickich łap odźwiernego i zarzucił go na swoje ramiona. Chwycił Luthien za rękę i wyszli. Dziewczyna nie odzywała się, zszokowana i trochę przestraszona, ale kiedy znaleźli się w stajni, gdzie czekał na nich królewski muflon, padła na kolana.
- Panie… Wybacz mi. Wybacz, zachowałam się niegodnie…
- Luthien, ty nic…
- Zwróciłam się do ciebie po imieniu, krzyczałam, panie – dziewczę zwiesiło głowę ze wstydem – To nie przystoi…
- Wstań.
- Nie mogę, panie, nie spojrzę ci w oczy…
- Dobrze, jak chcesz – Thorin bez namysłu padł przed nią na kolana – Patrz na mnie. NIKT nigdy nie stanął w mojej obronie tak, jak ty dzisiaj. Tej śmierdzącej blondynie należało się jeszcze więcej. To ja powinienem… Powinienem strzelić go w tę bladą mordę za to, co o tobie mówił. To ja nie jestem godzien tego, byś mnie tak broniła.
- Wasza wysokość…
- Powiedziałem wyraźnie, że jako moja oficjalna reprezentantka, masz prawo do wszystkiego, do czego prawo mam ja, i że mają cię szanować. Nie posłuchali? Ich sprawa. Potraktowałaś go idealnie. Zgniotłaś i zmieszałaś z błotem tak, jak na to zasługuje. Tak, pogodziliśmy się, i niby nie żywię urazy, ale nadal pamiętam to, jak uwięził mnie tu, torturował, w celi nie miałem nawet poduszki…
- To niemożliwe – Luthien zerwała się na równe nogi – Powiedz, że to nieprawda…
- Uspokój się…
- Torturował cię!?
Król nie odpowiedział. Nie zdążył wstać z kolan, kiedy Luthien momentalnie odwróciła się i pobiegła z powrotem do pałacu. Nie zdążył nawet pomyśleć i skontaktować, co się dzieje. Dziewczyna jak szybko wybiegła, tak szybko wróciła. Z zakrwawioną pięścią, w której zaciskała garść blond włosów i jeden patyk.
- Na wszystkich potomków Durina, coś ty zrobiła!? – krzyknął przerażony Thorin.
- Nic. Dostał tylko to, na co zasługiwał. On i ten… Lindir.
- Co!?
- Wasza wysokość, wybacz moją gwałtowność i nieokrzesanie, ale… musiałam. Możesz mnie teraz zwolnić ze służby, zrozumiem.
- Luthien, coś ty zrobiła!?
- Poszłam tam, a ten transelficki twór zasłonił blond żmiję własnym ciałem, więc trochę go… przesunęłam – dziewczyna wysunęła przed siebie pięść z blond puklem – Potem trzasnęłam padalca w nos, i… połamałam mu koronę.
- Kobieto, ty… - Thorin cofnął się o krok – Ty jesteś niebezpieczna, ty… jesteś w stanie zrobić dla mnie wszystko…
- Tak, mój panie i władco – Luthien uklękła przed nim, wypuszczając z dłoni kępkę włosów i patyk.
- Co… powiedziałaś?
- Tak, mój PANIE I WŁADCO.
Krasnolud cofnął się jeszcze o krok, nie dowierzając w to, co widzi i słyszy. Uległa, ale jednocześnie waleczna, skromna i pewna siebie, ułożona, choć potrafiąca zaskoczyć, bezbronna, a w obliczu zniewagi monarchy wstępowała w nią dzika lwica… I do tego tytułowała go „mój panie i władco”.  O nie, takiej kobiecie NIKT nie jest w stanie się oprzeć! A już na pewno nie uwielbiający dominację Thorin, którego klęcząca Luthien doprowadzała na skraj wytrzymałości. Szarpnął ją za nadgarstek i z impetem pchnął na ścianę, do której przyparł ją swoim ciałem.
- Jesteś najbardziej pociągającą asystentką, jaką kiedykolwiek miał jakikolwiek inny władca Ereboru i innych krain – powiedział – A mówiąc „miał”, nie mam na myśli tylko zatrudnienia…
- Panie…
- O tak, panie, tak masz do mnie mówić… Ale nie tu.
- Wasza wysokość, proszę, puść…
- Śmiesz sprzeciwiać się królewskim rozkazom?
Dziewczyna ze strachem pokręciła głową, a wtedy Thorin bez żenady wpił się w jej słodkie, czerwone usta. Jak cudna była jego kłująca broda, drapiąca jej delikatną skórę… W momencie Luthien zapomniała o wstydzie i tym, że jest jedynie podrzędną służącą wielkiego władcy, i odwzajemniła pocałunek z taką mocą, na jaką pozwalało jej nikłe doświadczenie w tej materii. A właściwie – żadne. Bo z kim miała się całować podczas stażu u Radagasta!?
- Wystarczy – lekko odepchnęła od siebie rozanielonego Thorina – Dość, wasza królewska mość. To się nie godzi.
- CO się nie godzi!?
- Całować się na terenie wroga – odparła pewnym głosem – Proszę, zabierz mnie do domu, panie. Jest mi zimno i jestem zmęczona.
- Zimno ci? – przeraził się krasnolud, i szybko zdjął swój płaszcz, narzucając go na jej ramiona – Mam nadzieję, że się przeze mnie nie pochorujesz.
- Panie, nie mogę tego przyjąć…
- Musisz.
Zręcznym ruchem wsadził Luthien na muflona i usiadł za nią. Przysunął się do niej najbliżej, jak mógł, i ruszyli w drogę. Milczeli. Thorin nie chciał spłoszyć dziewczyny, bo pojął, że nie zdziała u niej wiele napastliwością i tak nachalną dominacją. Niestety… Tej zdobyczy nie udało się pozyskać tak łatwo. Już Arcyklejnot był o wiele przystępniejszym celem, niż ta drobna, przepiękna istota. Thorin poczuł, że opiera się na nim… Zasnęła. To dobrze. Przyspieszył, i bardzo szybko dotarli do Samotnej Góry. Stajenni chcieli pomóc swemu królowi zanieść dziewczę do jej komnaty, ale ten stanowczo odmówił, stwierdzając że nie byłby prawdziwym mężczyzną, gdyby ją w takim stanie oddał komukolwiek. Stąpając cicho po długich korytarzach Ereboru, Thorin z całych sił starał się nie obudzić piękności wtulonej w jego ramię. Jednak ktoś zrobił to za niego…
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twój busz, moja królowo – dobiegł go zza rogu znajomy głos. To… Dwalin!
- Mój ty wojowniku – odparł cicho delikatny, kobiecy głos – Czekam, aż urządzisz mi naszą własną bitwę dwóch armii…
- Moja armia ma jednego, za to silnego i ogromnego wojownika, pani…
- Och, Dwalinie…
- Podnieca mnie twoja broda – krzyknął krasnolud, aż obudziła się Luthien – Cała mnie niesamowicie podniecasz, Dis!!!
Thorin zamarł. Jak to… Jego najlepszy przyjaciel i…
- Dis!!! – wrzasnął, stawiając zdezorientowaną Luthien na podłodze.
- No to mamy… kłopoty…
- Dis!!! Do mnie!!!
Siostra posłusznie podreptała przed oblicze władcy, czerwieniąc się jak burak.
- Dwalinie, to że ciebie nie wymieniłem, nie znaczy że nie masz przyjść – warknął Thorin, a przyjaciel natychmiast przyszedł, stając naprzeciw niego z miną zbitego psa.
- Pięknie… wyglądacie w niebieskim – szepnęła Dis, zerkając błagalnie na Luthien.
- Zamilcz!!! Od kiedy to królewska siostra, księżniczka, matka książąt i minister w moim rządzie rozkłada nogi przed… moim byłym przyjacielem!!!
- Braciszku, my tylko…
- Milcz!!!
- Pytasz, a nie mogę odpowiadać…
- Milcz!!!
- Thorinie, ja kocham twoją siostrę i poniosę wszelkie konsekwencje…
- Durinie zstąp i zabierz mnie stąd, bo nie wytrzymam! – wykrzyknął wściekle Thorin – Za jakie grzechy!? Ty – wskazał na siostrę – masz szlaban na wyjście z komnaty do końca miesiąca, a z tobą policzę się… inaczej.
Dis jeszcze raz posłała Luthien błagalne spojrzenie, a ta pojęła szybko, o co chodzi. Chwyciła się królewskiego rękawa i osunęła się w dół.
- Wasza wysokość, słabo mi – szepnęła – Wybacz, panie…
- Luthien! – przerażony Thorin natychmiast podtrzymał ją i wziął na ręce – Zaniosę cię do komnaty. Co ci jest, moja droga?
- Panie, proszę… Zaraz zemdleję…
Thorin w ogóle nie patrząc już na nieszczęsną, niemalże półnagą parę na środku korytarza, pobiegł do komnaty swej asystentki. Otworzył drzwi kopniakiem i położył Luthien na łożu, siadając przy niej i odgarniając jej włosy z czoła.
- Przynieść ci wody? – pytał, zmartwiony – Wezwać medyka?
- Nie, panie, już mi lepiej.
- Potrzymam cię za rękę, dobrze?
- Jesteś zbyt łaskawy, wasza wysokość…
- Cicho… Śpij. Zajmę się tobą…
Luthien posłusznie leżała bez słowa, czując jak palce Thorina delikatnie głaszczą jej twarz. Była tak podekscytowana… Ale nie mogła tego zdradzić. Wiedziała już, że to TEN mężczyzna, którego kocha. Ale to nigdy się nie zdarzy, gdzież ona – prosta służka, jeszcze kilka dni temu będąca zwykłą stażystką u Radagasta… I on – wielki władca, najpotężniejszy król Śródziemia. To nie mogło się udać, chociaż… teraz, gdy tak troskliwie się nią opiekował, czuła niesamowitą bliskość z tym dostojnym krasnoludem. Leżąc bezbronnie na łóżku, czując jego kojącą obecność, odpłynęła. Zasnęła. Thorin posiedział jeszcze chwilę, po czym wyszedł z jej komnaty. Nie myślał już o Dwalinie i Dis, kompletnie o nich zapomniał. Kładąc się do swojego ogromnego łoża w głowie miał tylko swoją piękną asystentkę…
Nazajutrz obudził go zapach świeżej jajecznicy na szynce. Co, do licha! Ktoś urządził sobie kuchnię w jego królewskiej sypialni…!?
- Co tu się dzieje, na legion orków! Co to za zapachy!? – krzyknął, zrywając się z łóżka i ujrzał uśmiechniętą Luthien, klęczącą na podłodze przy łożu.
- Miłego poranka, panie – powiedziała – Wybacz natrętność, pomyślałam że zjadłbyś dobre, gorące śniadanie, masz dziś wiele obowiązków i przyda ci się dużo energii, wasza wysokość.
- Luthien, to… To ty! – Thorin otworzył szeroko oczy – Skąd wiedziałaś, że lubię jajecznicę, i to taką?
- Księżniczka Dis mi powiedziała, panie.
- Dis – mruknął krasnolud, sadowiąc się wygodnie na łożu i odbierając od niej złotą tacę – Za kwadrans chcę ją widzieć w sali tronowej, ją i Dwalina. Niech Kili przygotuje wypowiedzenie umów tym dwojgu w trybie dyscyplinarnym, a o reszcie pomyślę potem. Mmmm, całkiem dobra ta jajecznica!
- Wasza wysokość, wczoraj mówiłeś, że… mam prawa takie, jak ty – szepnęła niepewnie dziewczyna – Jeśli to podtrzymujesz…
- Oczywiście!
- Chciałabym wyrazić moją opinię, wybacz mi wasza wysokość jeśli jest zbyt śmiała, ale uważam, że… mylisz się.
- Co!? – Thorin zakrztusił się jajecznicą – JA!? Ja się NIGDY nie mylę!
- Wybacz panie, w tym przypadku owszem. Pozwolę sobie zauważyć, że księżniczka Dis i minister Dwalin nie robią nic złego. Kochają się, wasza królewska mość, co w tym zdrożnego? Miłość nigdy nie jest zła. Pan Dwalin jest twym najlepszym przyjacielem, krasnoludem z możnego, szlachetnego rodu, księżniczka Dis twą siostrą, powinieneś radować się, że pokochali się i są szczęśliwi. Miłości nie można tłamsić.
- Nie mówisz poważnie…
- Wybacz, panie, jeśli moją rolą jako asystentki jest doradzać ci, to…
- Właśnie że nie! I każ Kiliemu przygotować TRZY wypowiedzenia, dla ciebie też! – wrzasnął Thorin, a dziewczyna podskoczyła ze strachu – Jak śmiesz podważać moje decyzje!?
- Wasza wysokość, wybacz mi…
- Wyjdź!
Luthien wstała, skłoniła się i pospiesznie opuściła komnatę. Wściekły Thorin rzucił tacą z jajecznicą o ścianę. Na Morgotha, znowu będzie kolejna, tłusta plama! Jak ona mogła… Stawać w obronie wroga! Rozczarowała go boleśnie. A żywił do niej tak gorące uczucia… Odkąd ją zobaczył w mieście goblinów, śniła mu się regularnie co jakiś czas, i przyłapywał się na tym że często myślał, co może się z nią dziać i jak spędza czas. A od kiedy została jego asystentką, od kiedy Kili wprowadził ją na dwór Ereboru, zrozumiał, że trafiła go miłosna strzała Durina. Właściwie dotarło to do niego wczoraj, gdy tak cudownie zachowała się w pałacu Thranduila, kiedy broniła go, poniżała elfią blondynę z jego transelfem, kiedy wracali przytuleni na muflonie do domu, i gdy niósł ją do łóżka, i gdy zasłabła, gdy siedział obok kiedy zasypiała… Niech to Sauron kopnie! Co on narobił!? Wyrzucił kobietę swojego życia na bruk.
- Jestem idiotą, dziadku? – zapytał, wyglądając przez okno – Daj mi znak, jeśli jestem idiotą, to…
Urwał, bo nagle portret Throra wiszący nad oknem spadł wprost na jego głowę.
- Ałłłła!!! Nie musiałeś aż tak mocno dawać mi tego do zrozumienia!
Szybko ubrał się i raźnym krokiem ruszył do dali tronowej. Było pusto, zasiadł więc na swym tronie i czekał. Luthien pojawiła się punktualnie po kwadransie od ich rozmowy wraz z księżniczką oraz ministrem, którzy oboje mieli nietęgie miny. Thorin z zaciekawieniem przyglądał się trójce powoli drepczącej w jego kierunku. Luthien podeszła do niego, wyprostowana. Uklękła przed nim i z szacunkiem podała mu trzy dokumenty opatrzone podpisem „Kili – wielkie słońce Ereboru”. Thorin uśmiechnął się pod nosem. Ten wariat zawsze musiał na najważniejszych dokumentach państwowych dodać coś od siebie… Najzabawniejsze było, kiedy na Wielkim Sojuszu między Zielonym Królestwem a Ereborem napisał drobnym druczkiem w języku khuzdul „Niech promienie panowania Wielkiego Władcy Thorina Dębowej Tarczy ogrzewają swym majestatem pleśń i wilgoć chałup w Zielonym Królestwie, i dosięgają nawet wychodka króla Thranduila, by mógł grzać się w blasku chwały krasnoludzkiego monarchy, a wszystko, co blond król robi, robił w imię Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach Radagasta”. Co prawda nie miało to sensu, ale Thorin śmiał się jak szalony, gdy Thranduil dopiero po podpisaniu Wielkiego Sojuszu zapytał o zapis drobnym druczkiem. Od tego czasu działacze Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach Radagasta regularnie wieszają w wychodku króla Mrocznej Puszczy swoje plakaty informacyjno – edukacyjne. Tak, dobre czasy… Thorin uśmiechnął się lekko.
- Wstań, Luthien – powiedział – Muszę cię przeprosić.
- Panie… - dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem – Jak to…
- Wybacz mi, Luthien. Miałaś rację – Thorin podszedł do kominka i wrzucił tam wszystkie trzy wypowiedzenia – Miłości nie można tłamsić. Dis, Dwalinie…
- Wasza wysokość – jęknął przestraszony Dwalin.
- Teraz jestem waszą wysokością!? Od kiedy to nie jesteśmy przyjaciółmi?
- Od… wczoraj?
- Tak? Wiele się pozmieniało od wczoraj – Thorin podszedł do ministra i poklepał go przyjaźnie po plecach – Wprawdzie nie rozumiem zamiłowania do owłosionych bab, ale… każdy robi to, co lubi.
- Braciszku…
- Dis, możecie robić co wam się żywnie podoba, ale uprzedzam, jeśli dzieci to zobaczą…
- Kili i Fili nie są już dziećmi! Przypominam ci, że niedługo zostaniesz dziadkiem, Thorinie!
- Kili ma delikatną psychikę, nie zniszcz tego. Jeśli dowie się, że jego niepokalana mamusia zabawia się z największym twardzielem Śródziemia, to… może być z nim krucho. Przygotuj go do tego odpowiednio.
- Ja z nim pogadam – zadeklarował się Dwalin – Jak ojciec z synem. Powiem mu, ptaszki, pszczółki, te bzdury, zapylanie…
- Wasza wysokość, jeśli pozwolisz – wtrąciła nieśmiało Luthien – Może ja to załatwię?
- No widzicie? Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Biegnij, moja droga.
Luthien skłoniła się do samej podłogi a Thorin popatrzył na nieco zmieszaną dwójkę z rozbawieniem.
- Kto by pomyślał – roześmiał się – Zagorzały przeciwnik kobiet i ty, moja siostro… Ale niechże wam będzie. Idźcie robić, co tam chcecie, ale… Dis, jeśli Dwalin wprowadza się do twojej komnaty, proszę zdejmij ze ścian portrety tatusia. Nie chcę, żeby na to patrzył. Ja idę poszukać Bilba.
Gwiżdżąc jakąś irytującą melodię, Thorin cały w skowronkach opuścił salę tronową. Jak to możliwe, że tak szybko zmieniały mu się nastroje!? Niestety, nikt jeszcze nie rozgryzł do końca wielkiego pana i władcy, ale jedna osoba była zdecydowanie temu bliska…
Luthien, po zakończonej sukcesem rozmowie z Kilim, zajęła się swoimi obowiązkami, i postanowiła przygotować się na wieczór – miał przybyć Gandalf, chciała więc dobrze wyglądać, by nie zrobić Thorinowi wstydu przed gościem. Siedziała w swej komnacie, owinięta tylko krótkim płótnem, pod którym była zupełnie naga, i oglądała sukienki przygotowane specjalnie dla niej. W niebieskiej już występowała, może tym razem… Fioletowa? Tak, zdecydowanie to było to. Wstała z krzesła i już chciała rozchylić poły płótna, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się i zobaczyła w nich… Thorina.
- Gdzie na litość Durina są… Ooo… - zatrzymał się momentalnie, wbijając wzrok w swoją półnagą asystentkę – Luthien… Co ty tu…
- Panie, wybacz mi, ja chciałam się przebrać – speszyła się dziewczyna.
- A, to twoja… komnata… - mruknął Thorin – Przepraszam, pobłądziłem. Przepraszam.
Krasnolud poczerwieniał i pobiegł gdzieś, jednak po oddalających się krokach dziewczyna słyszała, że nie skierował się do swojej komnaty, a w zupełnie inną stronę. Dziwne… Ale nie przejmowała się tym, choć nagłe wtargnięcie króla było bardzo ekscytujące. Miała wrażenie, jakby chciał pożreć ją wzrokiem.
- Wydaje ci się, głupia – ofuknęła sama siebie – Jak zwykle bujasz w obłokach.
Niewiele myśląc, zsunęła z siebie płótno, które opadło na podłogę. Jej zgrabne, blade ciało podeszło do krzesła, na oparciu którego wisiała piękna, fioletowa suknia. Chwyciła ją w dłonie i przyglądała się jej przez chwilę. Była olśniewająca. Nigdy nie widziała piękniejszej sukni… Gdy tak na nią patrzyła, serce podskoczyło jej niemal do gardła, gdyż ponownie za jej plecami z impetem otwarły się drzwi, a ona była… NAGA!
- Ratunku! Straż! – wrzasnęła, zakrywając się suknią i odwracając przodem do drzwi. Nie, to niemożliwe… Znowu ON!?
- Luthien, na wszystkie świętości Durina, jakaś ty piękna… - westchnął Thorin, rozanielony.
- Panie!
- Wybacz mi, ja… Zgubiłem drogę.
- Dwa razy!?
- Tak, już kiedyś mi się to zdarzyło, w Shire, kiedy szukałem domu naszego włamywacza – mówił jak najęty, wpatrując się w jej zdezorientowaną twarz – Zgubiłem drogę dwa razy, ale w końcu trafiłem. Teraz też zgubiłem drogę… do własnej komnaty… dwa razy, ale… chyba dobrze trafiłem. To TU chciałem dojść od samego początku…
- Chciałeś DOJŚĆ!? – przeraziła się Luthien.
- Interpretuj to jak chcesz – Thorin podszedł do niej i ucałował jej dłonie, które przytrzymywały kurczowo na piersiach suknię – Luthien, ja wszystko zrozumiałem. Jeśli zechcesz…
- Wasza wysokość, błagam, daj mi się ubrać…
- Kiedy podobasz mi się taka…
- Thorinie! – krzyknęła – Wyjdź!!!
Krasnolud spojrzał na nią zdumiony, ale i niesamowicie podniecony faktem, iż ta drobna, uległa istota potrafiła na niego krzyknąć. Zwracając się po imieniu! Chwycił dłonią jej wąską talię i zjechał niżej, przysuwając do siebie Luthien i obdarowując ją gorącym, namiętnym pocałunkiem, po którym odwrócił się i wyszedł, rzucając przez ramię:
- Za kwadrans w sali tronowej!
Roztrzęsiona dziewczyna opadła na krzesło. Widział ją nago! Wprawdzie od tyłu, ale zawsze, dotknął jej nagiego ciała, pocałował ją… Na Durina, co tu się wyprawiało!? Luthien szybko ubrała się i przygotowała wszelkie niezbędne dokumenty. Gdy punktualnie wkraczała do sali tronowej, na miejscu czekał już na nią wygodnie rozwalony na tronie Thorin, siedzący obok Gandalf z Bilbem, tulący się do siebie Dis z Dwalinem, rozbawiony jak zawsze Kili z żoną, oraz dumny przyszły ojciec – Fili, z dumą i radością patrzący na Esmeraldę. Reszta ministrów i innych mniej lub bardziej ważnych osobistości, w tym praczki, palacze C.O., kucharki, ogrodnicy, i wszelkie inne zawody też byli obecni. Dobrze, że sala tronowa była największym pomieszczeniem w całym Ereborze… Mimo tak licznej obecności i tak było dość luźno. Luthien poczuła się dziwnie, gdy kroczyła w stronę króla, a wszystkie oczy zwrócone były na nią. Uklękła przed władcą i podała mu dokumenty, ale on odrzucił je do Bilba i zszedł z tronu.
- Luthien, wstań – rozkazał, a ona natychmiast posłuchała – Spójrz mi w oczy.
- Tak, wasza wysokość.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie – krasnolud nieoczekiwanie dla wszystkich uklęknął przed zdenerwowaną dziewczyną, wyciągając z kieszeni piękny pierścionek z dużym, lśniącym kamieniem, który coś Luthien i wszystkim zebranym przypominał – Czy ty, najpiękniejsza istoto tego świata, zgodzisz się wyjść za mnie i być królową Ereboru, moją prawowitą żoną i matką moich dzieci?
- Wasza wysokość, nie godzi się – szepnęła, klękając przed nim – Nie klękaj przede mną…
- Będę klękał, kiedy będę miał ochotę! – zagrzmiał – Wyjdź za mnie! Kocham cię do szaleństwa!
- Wasza… wasza królewska mość, ja…
- Co, Luthien?
- Ja kocham waszą wysokość do granic możliwości, i…
- Mój kwiatuszku – westchnął wzruszony Thorin – Wyjdziesz więc za mnie?
- Ale… Panie, toż to… Arcyklejnot! – krzyknęła Luthien z przerażeniem, rozpoznając w kamieniu z pierścionka najwspanialszy klejnot świata. Thorin uśmiechnął się łagodnie.
- No tak – odparł – Odłupałem kawałek, byś wiedziała, że jesteś moim Arcyklejnotem, moim Sercem Góry, piękna Luthien.
- Panie, jam niegodna…
- Jeśli ktoś jest kogoś niegodzien, to tylko ja ciebie. A mimo to ośmielam się pytać, znając oczywiście odpowiedź, czy zechcesz za mnie wyjść. Powiedz…
- Tak, panie – powiedziała cicho i niepewnie, a widząc iskierki szczęścia w jego oczach, krzyknęła na cały głos – Tak, mój panie i władco, wyjdę za ciebie choćby dziś!!!
- Na co więc czekać – uradował się Gandalf, któremu właśnie dziesięć minut wcześniej dopisano do umowy o pracę funkcję kierownika urzędu stanu cywilnego.
- Udzielisz nam ślubu? – zapytał Thorin.
- Z przyjemnością, przyjacielu.
Po krótkiej, niespodziewanej ceremonii rozpoczęło się wielkie, krasnoludzkie wesele. Thorin tańczył tylko z Luthien, patrząc jej głęboko w oczy i rozkoszując się jej kojącą obecnością.
- Thorinie – powiedziała z uśmiechem – Thorinie…
- To mi się podoba – mruknął rozkosznie – Uwielbiam słyszeć swoje imię… Ale, kochanie, nie zapominaj, że mimo iż jesteś królową Ereboru i moją małżonką, nadal jestem twoim…
- Panem i władcą – westchnęła z podnieceniem w głosie. Thorina przeszedł dreszcz.
- Za pięć minut w mojej… wybacz, NASZEJ komnacie.
Puścił ją i wyszedł. Dziewczynie kręciło się w głowie ze szczęścia, podeszła do Dis, która podziękowała jej za wcześniejszą pomoc i interwencję w sprawie jej miłości do Dwalina, a potem pogratulowała tego, że usidliła i rozkochała w sobie faceta, którego dotąd największą miłością był on sam. No i Arcyklejnot, rzecz jasna, ale kosmiczne ego Thorina było w Śródziemiu legendarne. Ale Luthien, ta mała, niepozorna Luthien, miała naprawdę perwersyjne upodobania. Thorin widział to w jej oczach. Czekał na nią równo pięć minut, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść – rozkazał ostro.
Drzwi otworzyły się i jego oczom ukazała się najpiękniejsza kobieta świata, która powolnym krokiem podeszła do niego, nie patrząc mu w oczy, i uklękła przed nim, z nabożną czcią całując skraj jego królewskiej szaty.
- Czekam na twoje rozkazy, panie i władco – szepnęła – Zrobię wszystko…
- Wszystko?
- Tak, mój panie i władco.
Thorin chwycił jej podbródek i uniósł do góry; wypieki na jej policzkach tylko dodawały jej uroku. Podniósł ją i ich spojrzenia spotkały się. Przysunął ją do siebie i mocno, gorąco pocałował.
- Pamiętaj zawsze, kto jest panem i władcą, stokrotko.
- Jak ja uwielbiam mężczyzn z przerośniętym ego – szepnęła zmysłowo – Uwielbiam, jak twoje zbyt wysokie mniemanie o sobie przytłacza mnie, i czuję się wtedy taka malutka…
- Och, Luthien! Jesteś tak perwersyjna!
- Pragnę, by twoje ego mną zawładnęło…
Thorinowi w to było graj! Idealna kobieta dla kogoś takiego, jak on. Już chciał zedrzeć z niej suknię, ale… Odsunął Luthien od siebie. Podszedł do okna i wspiął się na krzesło, stając twarzą w twarz z portretem wielkiego Throra.
- Już wystarczy, staruszku – uśmiechnął się – Dość widziałeś, więcej nie musisz. Powisisz sobie w galerii królów.
Thorin mógł przysiąc, że portret dziadka… uśmiechnął się do niego i puścił mu oczko! Nie, to niemożliwe… Zgonił wszystko na karb przemęczenia i rozpierającej radości. „Powiesić delikwenta w galerii królów tuż nad wizerunkiem samozwańczego króla, uzurpatora Smauga Wrednego. Narysować na wizerunku Smauga tarczę do rzutek. Dziadkowi podmalować wąsy. Z serdecznymi pozdrowieniami, gigantyczne ego króla Thorina Dębowej Tarczy i jego seksowna, mała żonka :-)” – napisał na karteczce, którą przymocował do obrazu, i wystawił Throra za drzwi.
- A teraz, kochanie, pierwsza próba poskromienia królewskiego, nadętego ego – uśmiechnął się znacząco – Jeśli się uda, czeka cię cudowna nagroda…
I tak to bywa! Czasem miłości nie ma przez lata, czasem pojawia się dopiero po zmianie płci – choć Lindir od dawna podkochiwał się w Thranduilu, lecz bez wzajemności, czasem tylko fakt że dzieci nie mają matki powoduje że samotny władca zakochuje się w brzydkiej, garbatej starej pannie, a czasami dwie zbłąkane dusze nagle odnajdują się i w ciągu jednej właściwie doby zakochują się bez pamięci: posłuszna i uległa piękność, oraz facet o ego większym niż granice jego królestwa :-)Sytuacja wydawała się być tragiczna. Do krasnoludów zmierzała właśnie banda goblinów, a oni niewiele mogli zrobić. Próbowali się bronić, ale broń została im szybko odebrana i brutalnie popychani musieli iść tam, gdzie zmierzały gobliny. W całym tym zamieszaniu Bagginsowi niepostrzeżenie udało się umknąć i pozostał niezauważony. Jednak krasnoludy nie miały tyle szczęścia; im dalej szły, tym bardziej nieznośny fałsz okropnej pieśni ranił ich uszy. Wreszcie zostały doprowadzone przed oblicze ogromnej, obrzydliwej kreatury, od której pochodziły dźwięki. Tak, król goblinów witał ich niemiłosiernie zawodzącym głosem w swej własnej kompozycji.
- To nie pieśń, to abominacja! – wrzasnął Balin, zniesmaczony całą sytuacją, podobnie jak reszta jego kompanów.
- Abominacja, mutacja, dewiacja… Wszystko tu znajdziecie! – z radością odparł wielki goblin – To nasza specjalność! A poza tym… Kto ośmielił się zakłócić nasz spokój?
- Ja się tym zajmę – spokojnie oznajmił Oin, poklepując Thorina po ramieniu – Głośniej proszę, twoi chłopcy zgnietli mi trąbkę!
- Zaraz zgniotę ci coś jeszcze! – wściekł się król goblinów.
- Ja powiem! – wyrwał się Bofur – Szliśmy do naszych krewniaków w Dunlandzie, i wtedy…
- Zamknąć się!!! Jeśli nie chcą mówić prawdy, to ją wykrzyczą! Przynieście łamacz kości, zaczniemy od… najmłodszego – goblin wskazał na Oriego. Thorin nie mógł pozwolić, by ktoś skrzywdził jego pobratymców, więc wystąpił przed szereg, odsuwając od siebie innych. Goblin popatrzył na niego ze zdziwieniem – No proszę… Wasza dostojność! Thorin, syn Thraina, syna Throra, Król pod Górą! Och! Zapomniałbym! Ty nie masz już Góry! I nie jesteś królem! Więc jesteś… tak naprawdę NIKIM.
Przywódca krasnoludów patrzył na wroga z nienawiścią, ale dumnie. Kątem oka zobaczył, że paskudne stwory prowadzą przed oblicze swego pana łamacz kości. Ale nie to przykuło jego uwagę… Tuż za okrutną machiną gobliny prowadziły związaną i zakneblowaną postać. Thorin przyglądał się jej z uwagą.
- Aby nie uwłaczać majestatowi waszej królewskiej mości – kontynuował wielki goblin – Ani nie narażać bezpośrednio królewskich towarzyszy, dam waszej wysokości ostatnią szansę. Popatrzcie, jak działa nasza zabawka na tej niewinnej, ślicznej istocie… Będziecie mieli trochę czasu na przemyślenia, czy powiedzieć mi, co was sprowadza do mego miasta…
Thorin bacznie obserwował tajemniczą postać. Była już coraz bliżej i widział, że w jej oczach widnieje paniczny strach. Nie wiedział, kto to jest; była zdecydowanie za niska jak na elfa i chyba też człowieka, bezapelacyjnie nie była też krasnoludem ani żadnym plugawym orkiem czy goblinem… Hobbit? Nie, widział w swoim życiu paru hobbitów i ich stopy nie pozostawiały wątpliwości co do ich rasy. Kim więc była istota, którą gobliny zamierzały torturować? Nie wiedział, ale nie mógł na to pozwolić.
- Czekaj! – krzyknął donośnym głosem, a wokoło zaległa cisza – Nie wiem, co knujesz, ale nie skrzywdzisz jej. Chcesz mnie? Będziesz mnie miał! Kili, Orkrist!
Siostrzeniec w mig pojął, co robić. Odepchnął dwóch goblinów pilnujących ich broni i wydarł im miecz swego wuja, po czym rzuciwszy go do niego, wraz z Dorim rozdali resztę, w czasie kiedy Nori, Dwalin i Gloin odpychali nadbiegające zewsząd paskudne stworzenia. Thorin szybkim ruchem wyjął z pochwy swój miecz, a gdy gobliny to ujrzały, cofnęły się w przerażeniem.
- To Pogromca Goblinów! Siekacz! – rozległy się wrzaski przerażonych kreatur – Zabić go!
Krasnoludy rzuciły się do walki. Wprawdzie zdawały sobie sprawę z liczebnej przewagi wroga, ale wrodzona krasnoludzka duma nie pozwalała im stać i dawać sobą pomiatać. Na wszystkie strony upadały odcięte członki goblinich trupów, a Thorin podbiegł do łamacza kości i rozciął więzy krępujące więźnia. W mig pojął, że to młoda, i niezwykle piękna kobieta. Chwycił ją mocno w pasie i wyciągnął ze straszliwej maszyny.
- Bombur, trzymaj! – krzyknął, pchając ją w kierunku grubego krasnoluda – Ja się zajmę tą przebrzydłą kupą tłuszczu.
W te słowa uderzył na króla goblinów. Siekł, walił, ciął na oślep, czując ogromną nienawiść do tych podłych stworów. Co chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy Bombur należycie chroni uratowanego więźnia, i by upewnić się, że żadnemu z jego ludzi nie dzieje się nic złego. W pewnym momencie powalił wielkiego goblina na ziemię i wskoczywszy na niego, stanął na jego ogromnym brzuchu i z przeraźliwym wrzaskiem wbił ostrze Orkrista prosto w jego serce.
- Jestem nikim? – powiedział twardo – To TY jesteś NIKIM!!!
Zeskoczył z trupa i podbiegł do dziewczyny. Odebrał ją od Bombura i odciągnął na bok.
- Jak ci na imię? – zapytał.
- Luthien – odparła drżąc – Panie…
- Więc uważaj, Luthien. Trzymaj się mnie mocno. I poznaj moich siostrzeńców. Kili, Fili, odwrót! Idziecie pierwsi, przez most, ja za wami, reszta za mną!
W tym momencie rozbłysło rażące, wszechogarniające cały mrok światło. Krasnoludy poczuły ulgę, wiedziały co to oznacza. A kiedy ich oczom ukazał się Gandalf, nie posiadały się z radości.
- Róbcie, co mówi król! – krzyknął czarodziej – Gobliny są chwilowo oślepione, ale mamy mało czasu!
Rzucili się do ucieczki przez most. Kili co chwilę odwracał się i strzelał z łuku do podnoszących się po ataku Gandalfa z ziemi goblinów. Wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny udało im się uciec z opresji. Czarodziej doskonale wiedział, gdzie jest wyjście, i po jakimś czasie mogli zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza. Schronili się w pobliskim lesie. Gandalf od razu zaczął liczyć towarzyszy, i zauważył brak Bilba, jednak w tym samym momencie hobbit znienacka pojawił się, utrzymując, iż nie mógł nadążyć za krasnoludami i pozostał w tyle. Nikt nawet nie wiedział, że nie był z nimi na mało przyjemnym spotkaniu z goblinami, a sam Baggins nie chciał przyznawać się, że przypadkiem znalazł w otchłaniach magiczny pierścień, który powodował że stawał się niewidzialny. Teraz jednak uwaga kompanii nie skupiała się wyjątkowo na hobbicie, a na tajemniczej istocie, którą uwolnił Thorin z łap goblinów…
- Widzę, że nasza kompania się powiększyła – mruknął Gandalf – Kim jesteś? Jak masz na imię?
- Jestem Luthien, panie.
- Luthien… Znana jest w Śródziemiu legenda o elfce Luthien, która była najpiękniejszą istotą na świecie – zaczął opowieść czarodziej – Pewnego dnia spotkał ją Beren, syn Barahira. Zakochali się w sobie… Beren poprosił Thingola, ojca Luthien, o rękę córki, a ten kazał mu przynieść Silmaril z korony Morgotha. Luthien z ukochanym ruszyli w podróż, w końcu Beren zdobył Silmaril, ale on sam zginął. Wtedy Luthien wybłagała u Valarów powrót ukochanego w zamian za utratę swej nieśmiertelności. Jej związek z Berenem zapoczątkował ród półelfów i mawiano, że potomstwo Luthien nigdy nie wyginie…
- Jesteś… Jesteś z rodu półelfów? – Thorin podejrzliwie patrzył na dziewczynę – Jesteś z rodu TEJ Luthien?
- Nie, panie.
- To kim właściwie jesteś!? Bo chyba nie goblinem! Jesteś naszego wzrostu, więc elfem też nie możesz być!
- Jestem córką człowieka, panie. Nie hobbitem czy krasnoludem, jak zapewne pomyśleliście patrząc na mój wzrost. Moja rodzina była po prostu niska, więc i ja taka jestem.
- A skąd to imię? Elfickie imię u ludzi? – zdziwił się Balin.
- Moi rodzice bardzo lubili tę legendę. Mama lubiła romantyczne historie, pamiętam że kiedy miałam kilka lat, opowiadała mi ją często. Podobno tata powiedział tuż po moim narodzeniu, że wyrosnę na tak piękną kobietę, że każde inne imię nie będzie mnie godne – uśmiechnęła się blado.
- I miał rację – westchnął Bilbo. Dopiero teraz, w pełnym blasku słońca wszyscy mogli dostrzec jej olśniewającą urodę: jasną, alabastrową cerę jak śnieg w zimie, długie, falowane włosy o barwie jesiennych liści, duże, zielone oczy niczym wiosenna trawa, a nade wszystko – cała jej uroda promieniała niczym jasne słońce latem. Filigranowa, szczupła, zdawałoby się że jej talię można objąć dłońmi. Nawet wśród niezbyt wysokich krasnoludów zdawała się być niczym drobna okruszyna. Wszyscy byli pod wrażeniem, jednak najszybciej z niego otrząsnął się Thorin.
- Dlaczego mówisz o swoich rodzicach w czasie przeszłym – zapytał.
- Nie żyją – odparła smutno – Ojca zabili wargowie, kiedy był w podróży. Miałam wtedy piętnaście lat. Matka oszalała z rozpaczy i zabiła się. Tak bardzo go kochała… Nie miałam rodzeństwa, wychowywał mnie wujek.
- Nas też – uśmiechnął się Fili, podchodząc do niej i obejmując ramieniem – Przykro nam z powodu twoich rodziców…
- To jeszcze nie tłumaczy, skąd wzięła się w mieście goblinów – Thorin przerwał siostrzeńcowi – Może w końcu wyjaśnisz, co się stało?
- Wujek prowadził mnie do dalszej rodziny, do Rohanu. Mieliśmy tam zamieszkać, przynajmniej przez jakiś czas. Niestety… Wybrał drogę przez góry. Gobliny zabiły go, a mnie… - zawiesiła głos i otarła łzę z policzka – Resztę znacie.
- Ja nie znam – łagodnie powiedział Gandalf, współczując młodej kobiecie z całego serca, a jednocześnie nic nie rozumiejąc z całej sytuacji – Thorinie?
- Jak wiesz, wpadliśmy w łapska goblinów. Chcieli nas torturować, żebyśmy zaczęli mówić, ale jako przykład chcieli dać ją – krasnolud skinął głową w kierunku Luthien – Te ścierwa przestraszyły się Orkrista. A potem daliśmy im nauczkę. W międzyczasie wyciągnąłem tę panienkę z łamacza kości, zabiłem króla goblinów, a wtedy pojawiłeś się ty.
- Rozumiem – Gandalf pokiwał głową i uśmiechnął się do Luthien – Co teraz? Nadal chcesz iść do Rohanu?
- Nie, panie. Nie znam tam nikogo. Wujek mówił, że mieszka tam jego rodzina, ale ja jej nie znam, zresztą wujek nie był pewien że ich tam zastanie. Prawdę mówiąc… Nie wiem, gdzie się podzieję…
- Cóż…
- Mój panie – Luthien padła przez Thorinem na kolana – Dziękuję za uratowanie życia. Jeśli mogłabym się jakoś odwdzięczyć, przysłużyć…
(w tym momencie zaczyna się historia prawdziwa tej niezwykłej miłości J )
- Co zrobić? – zwrócił się do Gandalfa przywódca krasnoludów – Nie miałem kłopotu, uratowałem kobietę. Nie zabiorę jej ze sobą!
- Wykluczone – warknął Dwalin – ZERO bab na naszej męskiej wyprawie!
- Ja tam bym nie miał nic przeciwko – mruknął Kili.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnęła chórem cała drużyna.
- Gdzie ją odesłać? I, przede wszystkim, jak? – zadumał się Balin.
- Może ja ją odprowadzę – zaproponował nieśmiało Kili, ale znowu odpowiedziało mu gromkie:
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Usiądźmy – powiedział Gandalf – I pomyślmy.
Luthien z rosnącym zdziwieniem obserwowała, jak trzynastu krasnoludów, czarodziej i hobbit siadają na trawie i popadają jeden po drugim w zadumę. O co im chodzi? Czy była aż takim problemem, żeby robić burzę mózgów i wojenne narady? Skoro tak, spokojnie mogła sobie pójść!
- Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała – Może ja pójdę, oszczędzę panom kłopotu…
- ZAMK… - zaczął krzyczeć Dwalin, ale uciszył go kuksaniec od brata – Proszę nie mówić, kiedy krasnolud się zastanawia, młoda panno.
- Mam pomysł! – pisnął Kili, zgłaszając się jak uczeń na lekcji. Thorin przewrócił oczami, ale pozwolił siostrzeńcowi mówić – Gandalf zrobi czary mary, i przeniesie Luthien do Rivendell! A tam już się nią pan Elrond zajmie. Pamiętacie, jakie imprezy tam robią? Jedzenie, muzyka, Luthien się tam spodoba!
- Kili, bracie, naprawdę przestań myśleć – poklepał go po plecach Fili – I mówić.
- Ciężka to sprawa – westchnął Gandalf – Nie możemy puścić jej samej, ale…
- Bandyci! Mordercy! – rozległ się przerażający krzyk – Mordują!!!
Cała kompania poderwała się na równe nogi. Migiem dobyli swych mieczy i toporów, formując szyk obronny, a nagle między nich wpadł dziwny staruszek z ptasimi odchodami na skroni i króliczym zaprzęgiem.
- Radagast! – ucieszył się Gandalf – Radagast Bury! Jak miło cię widzieć…
Gandalf przedstawił kompanii swego przyjaciela, po czym odciągnął go na stronę, by na spokojnie i bez uporczywego wtrącania się krasnoludów porozmawiać z nim. Okazało się, że to nieco zdziwaczały, ale o gołębim sercu czarodziej, zamieszkujący w lesie i opiekujący się zwierzętami. Kompanii nie uspokoił jednak życiorys Radagasta, chcieli koniecznie wiedzieć, o jakich mordercach krzyczał. Thorin, oburzony tym że nie zaproszono go do dyskusji, sam wtrącił się pomiędzy dwóch czarodziejów.
- Za pozwoleniem – warknął nieuprzejmie – O czym to rozmawiacie?
- Eee… O ziołach. Mój przyjaciel odkrył nowe uprawy na skraju Mrocznej Puszczy, bada właśnie ich pochodzenie i właściwości.
- Tak tak tak, idealne ziele do fajek – potwierdził nerwowo Radagast, podając Thorinowi małą paczuszkę – Proszę, na spróbowanie. Łagodne, nie czujesz że palisz, ale potem… Moje króliki po nawdychaniu się dymu biegną trzy razy szybciej!
- Plotkujesz z jakimś starym dziwakiem o przyspieszającym zielu, kiedy mamy problem, co zrobić z dziewczyną!?
- Thorinie, spokojnie – odparł Gandalf – Mam pewien pomysł…
Chwilę porozmawiali w konspiracji, kłócąc się przy tym zawzięcie, ale w końcu osiągnęli kompromis. Całą trójką raźnie wkroczyli między plotkujących krasnoludów.
- Dziewczyna idzie z Radagastem – oznajmił poważnie Thorin – Nie byłem za tym, żeby oddawać to niewinne dziecko pod opiekę starca pod wpływem ziół z Mrocznej Puszczy, ale…
- Mój drogi, nie znam bardziej odpowiedzialnej osoby w Śródziemiu niż ten poczciwy czarodziej!
- Przeceniasz mnie, Gandalfie – westchnął Radagast – Ale zaopiekuję się tym dziewczęciem najlepiej, jak potrafię.
- Kto to jest ten pan? – zapytał niewinnie Kili.
- To, synu, pan, któremu NIGDY nie oddam cię pod opiekę – warknął Thorin – Nie chcę, żebyś skończył w śmierdzącym lesie, owiany ciężkim dymem z podejrzanego ziela!
- Ale ja chcę iść z Luthien!
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Wujku, dlaczego oni tak do mnie mówią…
- Zamknij się! – wrzasnął Thorin – Luthien, pakuj się, idziesz z czarodziejem.
- Ale panie, co mam pakować, nie mam nic…
- To zabieraj się na króliczy zaprzęg i zjeżdżaj! – zirytował się Dwalin – Gdyby nie ona, bylibyśmy już daleko stąd! Cholerne baby!
- Waż słowa – nieoczekiwanie zwrócił mu uwagę Thorin – Nie życzę sobie takich inwektyw pod adresem kobiety.
- Panie – Luthien padła na kolana i chwyciła go za skraj płaszcza, ale Thorin wyszarpnął go z jej dłoni.
- Idź już. Niech ci Durin błogosławi.
- Kim jest Durin? – zapytała.
- To, koleżanko, nasz patron, przodek – tłumaczył chętny jak zawsze Kili – My, krasnoludy, wszystko robimy w imię Durina. Nie bardzo wiem, po co, bo sami też byśmy sobie poradzili, ale…
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Jedźcie już bo oszaleję! – powiedział zirytowany Gandalf – I tak mam zgraję nieokrzesanych krasnoludów i marudnego hobbita na głowie, brak mi jeszcze baby i zielarza-hobbisty!
- Na króliki, droga panno! – szarmancko skłonił się Radagast – W drogę! Adieu!
Machnął swym kapeluszem, chwycił Luthien wpół i wskoczywszy z nią na swój zaprzęg, odjechali w siną dal. Kompania dłuższą chwilę wiodła za nimi wzrokiem, aż w końcu martwą ciszę przerwał Bilbo.
- Co myśmy zrobili - westchnął dramatycznie.
- Biedna mała – dodał Bofur – Oby dożyła jutra...
- Spokój! – wrzasnął Thorin – W drogę, nie mazać się! Mamy smoka do zabicia!
- Odnajdę ją – pisnął Kili – Jak babkę kocham, kiedy zostanę kierownikiem jakiegoś działu w Ereborze, znajdę Luthien. Mogę?
Thorin spojrzał na siostrzeńca bez krztyny nadziei w oczach. Skinął tylko ręką, nakazując wszystkim, by ruszyli w drogę. Ruszyli w drogę po zwycięstwo, choć nie wiedzieli, czy na jej końcu nie czeka ich… śmierć.
***JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ…***
Właśnie wprowadzono ich do głównej sali, tuż przed oblicze Thranduila. Legolas brutalnie szarpnął knebel Thorina i zerwał go tak mocno, że krasnolud upadł na kolana.
- Przywitaj odpowiednio KRÓLA – podkreślił złośliwie Legolas, ale w tym momencie Thorin kątem oka zauważył, że Thranduil gestem jakby zganił syna.
- Rozwiąż go – rozkazał, a kiedy ten spełnił polecenie i szarpnięciem podniósł Thorina, dodał – Odejdź, synu.
Legolas ze zdziwieniem usunął się, jednak nie wyszedł, a stanął za sponiewieraną kompanią krasnoludów. Thranduil już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Thorin był pierwszy.
- Każ rozwiązać moich przyjaciół – powiedział cicho, ale dobitnie – Nie ma mojej zgody na takie traktowanie. Moi siostrzeńcy są zakneblowani, tak traktujesz gości? Tak traktujesz rodzinę królewską, wasza wysokość?
- Legolasie – wymownie zawołał król, wskazując na krasnoludów – Witaj Thorinie Dębowa Tarczo. Coś ważnego sprowadziło cię do mojego królestwa…
- A może chociaż: przepraszam!? – wyrwał się Kili, gdy tylko mógł otworzyć usta, co jednak zostało zignorowane. Jak zwykle!
*** Minęło kilka minut…***
- Chciałem z tobą porozmawiać, jak król z królem, ale nie dajesz mi wyboru, Thorinie, synu Thraina… Wiem, po co idziesz, jaki jest twój cel. Pomógłbym ci, gdybyś okazał mi szacunek i…
- NIGDY!!! – przerwał mu Thorin, wyrywając się elfom, wściekły jak nigdy dotąd; jego kompani jeszcze nie widzieli go w takim stanie – Szacunek do tchórza bez godności? I co, miałem się z tobą dzielić skarbem? NIGDY nie ujrzysz ani kawałka złota Ereboru, NIGDY!!!
- Tak, ponieważ nie zamierzam pertraktować ze smokiem, a ty nigdy tam nie dojdziesz…
- Jeszcze zobaczymy – warknął krasnolud, ponownie pojmany przez elfy. Thranduil uśmiechnął się ironicznie:
- Jeśli taki jest twój wybór… Ja jestem cierpliwy. Ale cóż, gnij w moich lochach choćby setki lat!!!
***Kilka dni później…***
Kiedy tak nachylali się nad ciałem Thorina i ich twarze ponownie zbliżyły się do siebie, całkowicie bezszelestnie do lochów wszedł Legolas i stanął przed celą króla krasnoludów.
- Tauriel! – krzyknął zduszonym głosem. Kili odskoczył od wujka jak oparzony – Co to ma znaczyć, co tu się dzieje!?
- Legolasie, proszę, nie krzycz, spokojnie…
- Wypuściłaś więźnia, to nieodpowiedzialne! Co ty z nim robisz!?
- Nie krzycz na nią, bezduszna blondyno! – postawił się Kili, ale Tauriel zasłoniła go sobą.
- Legolasie, musimy porozmawiać. Nie rób mu nic złego, zamknijmy go, ale proszę, chodźmy porozmawiać. To ważne – podkreśliła.
- Romansujesz z krasnoludem pod nosem mojego ojca! – młody elf załamał ręce, ale po chwili zastanowienia lekko się uśmiechnął – Masz charakter, podoba mi się to. Ale zamknij tego gnoma, niech go nie widzę!
(…)
- Co chciałaś mi powiedzieć? Że zakochałaś się w aroganckim, małym krasnoludzie?
- To akurat jest moją prywatną sprawą! – odparła ostro – Nie wiem, co zrobisz z tą informacją, ale chcę ci powiedzieć, ponieważ ci ufam… Nie podoba mi się to, co robi twój ojciec. Nie powinno ich tu być, oni mają prawo do swojego życia, swojej wędrówki, swojej misji i odzyskania Samotnej Góry.
Legolas spojrzał na przyjaciółkę z ogromną ulgą.
- Tauriel, jak dobrze, że jesteś… Myślałem, że jestem w tym osamotniony.
- Więc ty też…
- Tak, ja też nie zgadzam się z wyborami mojego ojca. Chciałbym im pomóc, ale nie wiem za bardzo, jak… Nadal ich nie trawię, ten twój bezczelny kochaś jest najgorszym co mnie w życiu spotkało, jego wujek jest zresztą niewiele lepszy!
***No to sobie krasnoludy trochę posiedziały w kryminale…***
Legolas podszedł do celi Thorina i otworzył ją. Krasnolud zerwał się z podłogi, patrząc na niego podejrzliwie.
- Co robisz? – zapytał.
- Wychodzicie stąd – odparł Legolas – Bądźcie cicho, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce, skąd będziecie mogli wyjść.
(…) Thorin bez słowa opuścił celę, a Legolas w mgnieniu oka uwolnił resztę jego towarzyszy.
- Gdzie moja kobieta? – nerwowo rozglądał się Kili – Nie chciałem ciebie, chciałem Tauriel!
- Zamknij się, albo cię zaknebluję – syknął Legolas – Rób co mówię, albo jako jedyny zostaniesz tu, zamknięty na klucz!
- Nie bądź taki pewny siebie, Tauriel mnie kocha!
- Jak widzisz, Tauriel tu nie ma, więc ode mnie zależy twoje życie.
- Róbcie, co mówi! – rozkazał Thorin – Bez dyskusji!
***I znowu minęło parę dni męczącej wędrówki…***
Wędrowcy dotarli po krótkim czasie do Miasta na Jeziorze, zwanego inaczej Esgaroth. Nie mieli problemu z wejściem, ponieważ był z nimi syn władcy Leśnego Królestwa – w innym przypadku obecność trzynastu krasnoludów z hobbitem byłaby bardzo dziwna i raczej niezbyt mile widziana. Legolas jednak zapewnił im spokojne przejście i zakwaterowanie w mieście. Po całym Esgaroth od razu rozniosły się plotki o przybyciu niespotykanych gości; szeptano, że jest wśród nich wnuk danego króla spod Góry. Od razu przypomniano sobie o dawnych przepowiedniach.
- Słyszeliście? – mówiono – Powrócił władca srebrnych źródeł! Przepowiednia się spełnia!
***Kilka minut później Bilbo przeżył niemały szok…***
Niska, drobna postać odwróciła się i pisnęła z radości. Momentalnie zerwała się z miejsce i podbiegła z ogromnym rozpędem do Bilba, rzuciła mu się na szyję tak mocno, że wpadła wraz z nim do domu i wylądowali na podłodze.
- Bilbo, kochany mój, znalazłam cię! – krzyczała, obcałowując policzki hobbita – Tyle czasu!
- Stop! Esmeraldo Tuk, wstań ze mnie! Dwalinie, nie gap się tylko zdejmij ze mnie to babsko!
- Ja tam nie będę przeszkadzał twojej… narzeczonej? – parsknął śmiechem krasnolud.
- To żadna narzeczona! – wrzasnął Baggins – To moja rozwydrzona, smarkata kuzynka, Esmeralda Tuk! Zdejmijcie ją ze mnie!!!
Kili z Dwalinem chwycili Esmeraldę za ręce i podnieśli ją. Dziewczę odwdzięczyło się promiennym uśmiechem i grzecznym dygnięciem. Bilbo wstał z podłogi, otrzepał się i ze złością spojrzał na krewniaczkę.
- A teraz wytłumaczysz się, droga panno, zanim ten pan użyje swojego młota bojowego, skąd się tu wzięłaś i dlaczego nie pilnujesz mojej norki, jak obiecałaś!!!
- Bilbo, drogi kuzynie! – Esmeralda nie dostrzegała, bądź nie chciała dostrzec złości Bagginsa – Tak się cieszę, że cię znowu widzę!
- Esmeraldo Tuk!!!
 ***Nazajutrz…***
Po spokojnie spędzonej nocy Thorin obudził się dość szybko. Wszyscy jeszcze spali, a krasnolud z rozczuleniem patrzył na Kiliego, wtulonego w Tauriel jak małe, bezbronne dziecko. W drugim kącie Fili leżał tuż obok Esmeraldy, tylko nieśmiało trzymając ją za rękę. Thorin uśmiechnął się; jego mali chłopcy dorośli w błyskawicznym tempie. Postanowił wyjść na krótką przechadzkę. Dopiero świtało, więc miasto było ciche, nikt nie wychylił jeszcze nosa na zewnątrz. Korzystając z ciszy i napawając się wszechobecnym spokojem, Thorin udał się na drugi kraniec miasta, skąd był najlepszy punkt widokowy na północ. Wszystko spowijała mgła, lecz nagle rozstąpiła się, pozwalając pierwszym, leniwym promieniom słońca przedrzeć się i otulić zmęczoną długą wędrówką i wszystkimi cierpieniami twarz krasnoluda. Zamknął oczy i chłonął ciepło, i ten rześki, świeży zapach powietrza, kiedy nagle coś kazało mu otworzyć powieki. Zrobił to i ujrzał wysoki, dumny szczyt, górujący nad wszystkim. Z niedowierzeniem zrobił kilka kroków do przodu i dotknął dłonią swej piersi. Serce biło mu jak oszalałe, a w oku zakręciła się nieproszona łza.
- Erebor – szepnął, nie odrywając wzroku od góry – Mój dom…
***Troszkę później, kiedy Thorin miał już za sobą kilka ataków smoczej choroby…***
- Ten plugawy, krasnoludzki uzurpator przysłał cię tu, mały złodziejaszku – szydził – Dębowa Tarcza chciał, abyś przyniósł mu Arcyklejnot… Piękny, prawda? Wiem, że kusi cię… I mnie kusi, aby pozwolić ci go zabrać, abyś dał mu to, czego szuka, a ja wtedy patrzyłbym jak Arcyklejnot niszczy go, jak pochłania go chciwość, jak Dębowa Tarcza stacza się na samo dno, owładnięty szaleństwem… Jak staje się zerem, marnym pyłem. Ale dość tej zabawy. Widzisz, że twój przyjaciel opuścił cię, nie ma co dalej tego ciagnąć, wybierz więc, jak chcesz umrzeć?
- NIE! – wrzasnął donośnie Bilbo, nie mogąc oderwać wzroku od lśniącego Arcyklejnotu leżącego dosłownie kilka kroków od niego – Thorin już tu idzie, nie zostawiłby mnie! Zależy mu na mnie, nie jest taki… jak TY!!!
Thorin i Kili, słysząc to, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i czym prędzej pobiegli w stronę, skąd dochodził potworny hałas diabelskiego śmiechu smoka. Kiedy dotarli na miejsce, zatrzymali się na progu ogromnej sali, wypełnionej po brzegi złotem, i zobaczyli ogromną bestię rozpościerającą skrzydła. Bilbo w tym właśnie momencie po raz pierwszy zwątpił i pomyślał, że może Thorin nie przyjdzie mu na ratunek. Nie widział go zza wielkich skrzydeł smoka, i z rezygnacją opuścił miecz, myśląc, że zaraz zginie.
- Wróciłem! – zagrzmiał nagle pewnym siebie głosem Thorin – Wróciłem po swoje, przebrzydły gadzie, wróciłem po zemstę!
***Po kilku niezwykle emocjonujących minutach…***
Rozwścieczony Smaug skierował się wprost do wyjścia, nie bacząc na nic po drodze. Skrzydłami burzył kolumny, aż w końcu z impetem wpadł w bramę, niszcząc ją. Ogarnięty gniewem zatrzymał się, gdyż na wprost wejścia stał Kili z mieczem uniesionym wysoko, jakby był gotów do walki. Smok zmieszał się początkowo, ale po chwili roześmiał się głośno.
- Ty? Na mnie z tą zabaweczką? – kpił – Najpierw Dębowa Tarcza wystawił tego małego włamywacza na niebezpieczeństwo, teraz zasłania się tobą!? Co za tchórz!
- Zawsze chciałem to zrobić – powiedział zadowolony z siebie Kili – Wujku, do ataku!!!
Nim Smaug zdążył się obejrzeć, z lewej strony w mgnieniu oka wyskoczył Thorin z ogromną włócznią w dłoni. Nie zdążył w ogóle zareagować, krasnolud cały czas był dosłownie krok od niego, czekając na sygnał siostrzeńca. W ciągu sekundy Thorin skoczył pod ogromne cielsko smoka i wbił w czarną lukę w pancerzu długą włócznię. Smaug ryknął przeraźliwie, a głos ten dotarł aż do granic Mrocznej Puszczy. Thorin błyskawicznie uciekł spod smoka i sięgnął po kolejną włócznię, którą wbił tuż obok, jeszcze głębiej. Smok zachwiał się i upadł, ale zanim to zrobił, ostatnim ognistym oddechem wyzionął w powietrze wielki słup płomieni, widocznych z bardzo daleka. Gdy gad leżał i umierał, Thorin dla pewności wbił w jego serce trzecią włócznię.
- To JA jestem królem pod Górą! – krzyknął triumfalnie, a nieoczekiwanie na trupa wskoczył Kili i podbiegł na sam ogromny łeb Smauga.
- To za dziadka! – wrzasnął jak w amoku, wbijając włócznię w wielkie oko smoka, po czym wbił kolejną w drugie – A to za pradziadka!
- To nie on ich zabił, Kili – powiedział oszołomiony Thorin, ale siostrzeniec tylko wzruszył ramionami:
- To co? Gdyby nie on, nigdy by do tego nie doszło. A poza tym zawsze chciałem to zrobić!!!
***Smok umarł, jest fajnie – a Thorin znowu robi problemy. Całe szczęście, że Kili nad nim panuje i w odpowiednich momentach częstuje kopniakiem w królewską kostkę***
Raźnym krokiem Thorin opuścił salę tronową, udając się do zbrojowni. Tam znalazł najpiękniejszą, bogato zdobioną zbroję króla Throra, założył ją i zaopatrzywszy się jeszcze w dwa ciężkie topory, które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się, jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić swój lud do wojny.
***No i w końcu zaczęli walczyć…***
Czuł rozpierającą go dumę i w końcu opuściło go poczucie winy, które mu ciążyło, bo wmawiał sobie że wszystkie nieszczęścia rodu krasnoludów są przez niego, ponieważ nie potrafi pomścić śmierci ojca, dziadka i setek swoich rodaków. Teraz, kiedy miał na rękach krew Smauga i Azoga, czuł się wygrany. Czuł, że zemsta dokonała się, a ostatnim jej etapem będzie rozgromienie armii nieprzyjaciela w pył. To jednak wydawało się nie być łatwe. Wyjątkowo wcześnie tego dnia zaszło słońce, a niebo stało się ciemne i ponure. Kili uniósł wzrok i dostrzegł ogromne ptaki, lecące w ich stronę.
- Orły! – krzyknął donośnie – Orły nadlatują!
- Wysłuchały nas – szepnął uradowany Radagast do Gandalfa.
- Wygraliśmy – odparł drugi czarodziej – Bitwa jest nasza…
Zastępy krasnoludów z imieniem Durina na ustach ruszyły do ostatecznego ataku. Orły chwytały w swe ostre szpony wargów i rozszarpywały ich, a orków zrzucały na ziemię z dużej wysokości. Bitwa powoli kończyła się; księżyc wychylał się nieśmiało zza ciemnych, ciężkich chmur. W serca sojuszników wstąpiły nowe nadzieje, w momencie, gdy ostatecznie zatriumfowano nad siłami zła, niejeden krasnolud wpadł w objęcia elfa, dzieląc tę wielką radość ponad podziałami i dawnymi zatargami. Wszystko zaczynało być tak, jak od dawna być powinno…
***Impreza się rozkręca, czyli koronacja Pana i Władcy***
Thorin (…) odebrał od siostrzeńca Arcyklejnot i umieścił go dokładnie w tym miejscu, gdzie tkwił za czasów Throra. Odszedł krok dalej i wyprostował się, po czym z czcią skłonił przed pięknym, lśniącym klejnotem. (…) Wreszcie Gandalf wziął w dłonie koronę Throra i podszedł do Thorina, który przyklęknął i pochylił głowę.
- Thorinie, przyjacielu, dokonałeś wielkich rzeczy – rozpoczął podniosłym tonem czarodziej – To, co wydawało się niemożliwe, spełniło się dzięki tobie. Odzyskałeś waszą ojczyznę, odzyskałeś tron, koronę i Arcyklejnot, zgładziłeś wroga, pomściłeś swych przodków. Walczyłeś jak lew, i doskonale wiem, że nie walczyłeś dla siebie. Walczyłeś dla nich, dla wszystkich twoich krasnoludzkich braci(…). Zawsze stawiałeś siebie na końcu, najważniejsze było dobro innych, dlatego dziś w końcu to TY zajmiesz odpowiednie miejsce. Dziś TY jesteś najważniejszy, oto na mocy wszelkich praw, działając zgodnie z wolą wielkiego króla Throra i księcia Thraina, oznajmiam wszystkim, że powrócił Król spod Góry!!!
Rozległy się wiwaty i okrzyki na cześć nowego monarchy. Gandalf uroczyście nałożył na głowę Thorina koronę, a kiedy krasnolud wstał i wyprostował się, prezentował się dumnie i majestatycznie. (..)
- Witajcie w domu, przyjaciele – powiedział do swych rodaków, i zwrócił się do elfów i ludzi – A was zapewniam, że wrota Ereboru zawsze będą dla was szeroko otwarte. Szczególnie dla przyjaciół z Zielonego Królestwa – dodał nieco ironicznie, patrząc na Thranduila, który podszedł do niego powoli – A teraz zapraszam na ucztę! Kili, Fili, czyńcie honory domu!
*** I teraz zaczyna się najwłaściwsza część tej historii, czyli kilka miesięcy po koronacji (i po gruntownym wietrzeniu Ereboru po smoku)…***
- Kili!!! – wrzask króla rozlegał się po całym Ereborze – Gdzie ten urwis, do stu tysięcy Thranduilów! Zaraz go zwolnię!
- Nie zapominaj, że nie masz prawa zwolnić mojego syna – upomniała brata Dis, wyłaniając się z ciemnego korytarza – Nie pamiętasz, że wysłałeś go na rozmowy kwalifikacyjne?
- Na oko Saurona, kogo on znowu zatrudnia!?
- Nie wiem, dziś chyba czyścicieli toalet… A wiesz, że u nas muszą to być wyjątkowo odporni pracownicy, najlepiej pozbawieni zmysłu powonienia.
- Wychowałaś lekkoducha, Dis!
- To TY go wychowywałeś! Zawsze mówiłeś, że skoro chłopcy nie mają ojca, ty im go zastąpisz! Pozwalałeś ciągać się za warkocze, za brodę, włazić sobie na plecy, to teraz masz!
- Ale Kili myśli, że może zatrudniać miliony pracowników! Nie stać nas na to!
- Braciszku, wiesz że Kili zatrudnia ich w ramach umów z urzędem pracy, więc to urząd płaci im stażowe!
- Ach tak… Jestem królem, mam prawo się nie orientować – fuknął niezadowolony – To gdzie jest ten urząd pracy?
- W Rivendell. Tego też nie wiesz?
- Mam dosyć własnych spraw na głowie!
- Na głowie to ty masz tylko idiotyczną koronę naszego dziadka – dogryzła Thorinowi Dis – I nie robisz nic poza gapieniem się na Arcyklejnot i liczeniem złota.
- Głupia babo! Nie masz pojęcia, czym jest rządzenie najpotężniejszym królestwem Śródziemia!
- Baba to by się tobie przydała! I nie podskakuj mi, kochany, bo zrobię ci w Ereborze taki przewrót, że słabo ci się zrobi! Zabieraj się do sensownej pracy!
- Cześć mamo, witaj wujku – do komnaty weszła uśmiechnięta Tauriel – Co słychać?
- Słońce, jak ja się cieszę że w końcu mówisz do mnie mamo! – ucieszyła się Dis – Thorin nie ma humoru, lepiej mu nie przeszkadzajmy.
- Tauriel! – zawołał Thorin – Gdzie jest Kili, na rany Durina!?
- Już wraca, wujku. Chodź mamo, zaczęłam robić Kiliemu szalik na szydełku…
Kobiety, głośno rozmawiając, wyszły z komnaty. Thorin zaczął krążyć wokół tronu, zastanawiając się nad słowami siostry. Czyżby naprawdę miał mało zajęć? Musiał się zająć czymś ważnym i konkretnym! Już dawno nie zwoływał posiedzenia rządu… Należało to szybko nadrobić.
- Esmeraldo! – krzyknął – Pozwól do mnie.
- Tak, wujku? – dziewczyna przybiegła z sąsiedniego pomieszczenia – Pomóc ci w czymś?
- Zorganizuj mi posiedzenie rządu. Niech stawią się wszyscy ministrowie, ci bez teki też. Każdy, kto ma jakąś funkcję.
- Dobrze, a na kiedy?
- Dziś wieczorem.
- Oczywiście – uśmiechnęła się Esmeralda, i już chciała wyjść, ale wróciła się jeszcze – Wujku… Bardzo lubię pracę z tobą, wiele się uczę i naprawdę to dla mnie zaszczyt, ale… Widzisz, jestem w ciąży – rozpromieniła się – Mówię ci jako pierwszemu. Oczywiście mogę jeszcze pracować, ale kiedy brzuch będzie większy…
- Kochana moja! Nareszcie dobra wiadomość! – Thorin wziął Esmeraldę w ramiona – Możesz robić, co ci się podoba, każę Kiliemu znaleźć mi kogoś do pomocy. Właściwie mogłem już dawno to zrobić, zamiast męczyć ciebie, powinienem zatrudniać profesjonalną asystentkę. Dobrze, biegnij przygotować mi jeszcze to spotkanie, a od jutra jesteś tylko i wyłącznie księżniczką.
- Dziękuję, wujku… Jesteś kochany!
- A ty jesteś jedną z najnormalniejszych osób w całej Górze, dlatego tak cię cenię.
- Wujku, zapomniałam ci o czymś powiedzieć. Dziś przyjeżdża do nas na wakacje mój kuzyn Bilbo.
- Bilbo? Niech to Orkrist trzaśnie, mój stary, dobry Bilbo! Na długo przyjeżdża?
- Na co najmniej dwa miesiące, wujku.
- Wspaniale! Kolejna konkretna i inteligentna osoba. Muszę pomyśleć, czy nie zaproponować mu gdzieś tu w okolicy domku letniskowego… A może wprowadziłby się tu na stałe? Pomyślę nad tym. Dziękuję, dziecko, możesz odejść.
Esmeralda posłusznie wyszła, by przygotować posiedzenie rządu, a Thorin obmyślał na swym pięknym tronie, jak by tu zatrzymać Bilba na dłużej…
***CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ***
Rada Ministrów Ereboru zebrała się już w sali konferencyjnej. Panował gwar; panowie nie widzieli się od jednego dnia, więc plotek i newsów było co niemiara. Nagle wszyscy ucichli, ponieważ do komnaty wszedł sam władca.
- Witam panowie – przywitał się wyniośle – Proszę, spocznijcie. Protokolant?
- Jestem, panie – odezwał się cicho Ori.
- Wspaniale. Zaczniemy od listy obecności… Prezes Rady Ministrów?
- Jestem – powiedział Fili, dumnie prezentując się zebranym.
- Dlaczego on jest premierem, a ja tylko kadrowym, wujku? – zachlipał Kili, ale został JAK ZWYKLE zignorowany.
- Minister Spraw Zagranicznych?
- Balin, do usług.
- Minister Obrony Narodowej?
- Dwalin, do usług.
- Minister Zdrowia?
- Głośniej, panie, ktoś znowu zgniótł mi trąbkę! – krzyknął Oin.
- Dobrze… Minister Finansów?
- Gloin, do usług, wasza wysokość.
- Minister Gospodarki Żywnościowej?
- Bombur… mniam, mniam… do usług.
- Minister Edukacji?
- Dori, do usług.
- Minister Gospodarki i Przemysłu Kopalniczego?
- Nori, do usług.
- Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego?
- Bofur, do usług.
- Minister Sprawiedliwości?
- Bifur!
- No to mamy komplet – odetchnął Thorin – Panowie, zebraliśmy się tu, bo… dawnośmy się nie widzieli. A przydałoby się coś zrobić.
- Zabić smoka? – warknął Dwalin.
- Zabiliśmy już jednego – odezwał się Nori – Powinniśmy skupić się na przemyśle i…
- Bzdury, nonsens! – wtrącił się Bofur – Ostatnio o tym rozmawialiśmy! Mieliśmy skupić się dziś na odnowie pomników wielkiego Throra!
- Panie ministrze, ja panu nie przerywałem – zirytował się Nori – Proszę doprowadzić ministra do porządku!
- Proszę o ciszę! – zagrzmiał król – Przede wszystkim chciałbym rozdzielić zadania, które JA uznam za słuszne. Proszę nawiązać kontakty dyplomatyczne z Leśnym Królestwem, potrzebujemy od tych brudasów trochę królewskiego ziela… Tylko proszę powstrzymać się od komentarzy, że są brudni i śmierdzą kompostem.
- Jasna sprawa – uśmiechnął się Balin.
- Następnie proszę o zajęcie się pomnikami króla Throra, pan sobie z tym poradzi, panie ministrze?
- Jasna sprawa, panie, potrzebuję tylko środków z królewskiego skarbca – odparł Bofur.
- Ministrze? – Thorin zwrócił się do Gloina.
- Nie ma mowy! Skarbiec świeci pustkami, nie mam z czego dawać kadrom na wypłaty, a co dopiero na bzdury…!
- Panie ministrze! Dwa dni temu mogłem kąpać się w złocie, więc proszę nie insynuować radzie, że skarbiec jest pusty! A poza tym pomniki Wielkiego Władcy, a mojego dziadka, to NIE BZDURA!!!
- Jasne, panie. Jeszcze dziś przydzielę Ministerstwu Kultury dotację.
- No, ja myślę. Panowie, nadszedł dzień zmian. Parytety, równouprawnienie, ja się na tym nie znam, premier przybliżył mi nieco tematykę, z której wynika, że musimy przyjąć do naszego składu… kobietę.
- Może księżniczka Dis? – zaproponował Dori – Piękna, inteligentna, oczytana… A my nadal nie mamy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji!
- To prawda – dodał Oin – W Leśnym Królestwie już dawno mają!
- Tak…? To my też będziemy mieli! Dis!!!
Wrzask Thorina rozległ się po całym Ereborze. Siostra przybiegła tak szybko, jak tylko potrafiła.
- Coś się stało? – zapytała, zdyszana.
- Siadaj. Od dziś jesteś Ministrem SWiA.
- Nareszcie ktoś mnie docenił – mruknęła – A moje dziecko? Żądam awansu!
- ŻADNEGO nepotyzmu w MOIM rządzie!
- Kpiny sobie robisz? Połowa z nas jest z tobą bliżej lub dalej spokrewniona! Natychmiast awansuj Kiliego!
- Kocham cię, mamo! – Kili przesłał Dis buziaka.
- To niepoważne! – Thorin walnął pięścią w stół – To najlepszy kadrowy, jakiego miałem! Nie zmienię go!
- O proszę, i musiałam tu przyjść, żebyś w końcu to przyznał!
- Nie kłóć się ze mną przy pracownikach!
- Żądam dla niego teki Ministra Pracy!
Na sali zapadła martwa cisza. Tak śmiałe żądanie mogła wysunąć tylko księżniczka Dis. Była JEDYNĄ na świecie osobą, która miała odwagę przeciwstawić się królowi.
- Dobrze, Kili zostanie Ministrem Pracy – odparł spokojnie Thorin – Ale mam warunek.
- Jaki?
- W ciągu miesiąca znajdzie mi taką asystentkę, jakiej w całym Śródziemiu nie ma NIKT, na widok jej i umiejętności, które będzie posiadała, Thranduil ma zzielenieć i wyłysieć do cna. A po zdanym przez nią egzaminie Kili zostanie ministrem. Może nawet znajdę jakiś etat dla Tauriel.
- Za pozwoleniem, panie – wtrącił Balin – Jestem dyplomatą, ale wiesz że kontakty z Leśnym Królestwem nie należą do najłatwiejszych. Byłoby lepiej, gdyby księżniczka Tauriel była wiceministrem w moim resorcie, w końcu zna tych leśnych ludków lepiej, niż ktokolwiek z nas.
- Popieram – zgodziła się Dis – Kto jest za?
Wszyscy zebrani podnieśli rękę; Kili wstrzymał się od głosu. Nie, żeby to miało znaczenie – kadrowy w zasadzie nie miał prawa głosu w Radzie Ministrów. Ale przynajmniej czuł, że chyba jest ważny. A zresztą najbardziej liczyło się to, że wujek mu zaufał i powierzył tak ważną funkcję – znalezienia mu seksownej asystentki. Bo chyba o to chodziło Thorinowi… Czy musi być kompetentna? Chyba wystarczy, jeśli będzie po prostu słodka – tak, jak on sam, jak Kili. Tak. Zdecydowanie TEGO potrzebuje jego wujek. Kili musi po prostu znaleźć przesłodką jak on sam asystentkę. Bułka z masłem! Postanowił, że nazajutrz wyruszy w drogę.
Posiedzenie rządu skończyło się błyskawicznie, a Thorin z niecierpliwością czekał w swoim królewskim gabinecie na przybycie Bilba. Hobbit pojawił się dość późno.
- Baggins! Stary druhu! – ucieszył się król na jego widok – Chłopie! Kopę lat!
- Zaledwie kilka miesięcy, wasza wysokość – Bilbo padł przyjacielowi w ramiona – Zdążyłem wrócić do Shire, odwiedzając po drodze Beorna i Rivendell, spędzić kilka dni w domu i… Przyszedł list od Esmeraldy, że już tęskni. Co miałem zrobić, jak też tęskniłem za wami wszystkimi!
- Jak droga?
- Korki w Mrocznej Puszczy, jakiś wypadek. Podobno łoś zderzył się kucykiem.
- Ha! Parszywa menda w końcu się doigrała!
- O czym ty mówisz?
- Thranduil notorycznie przekraczał prędkość na terenie Beorna – roześmiał się Thorin – I wreszcie nasz niedźwiadek wysłał patrol. Ale przyjacielu, opowiedz co u  ciebie!
- Nudy, jak to w Shire. Nic się nie dzieje! Wyobraź sobie że żadne krasnoludy nie pustoszą mojej spiżarni!
- No popatrz, a mnie od dawna żaden marudny hobbit nie uwieszał się na szyi!
- Myślałem, żeby znaleźć sobie tu jakiś domek letniskowy, gdzieś blisko was… Chyba nie mogę żyć tak daleko od blasku twojego majestatu – kąśliwie powiedział Bilbo.
- Też o tym dziś myślałem – przyznał Thorin – Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś, zasługujesz na wygrzewanie się w promieniach mojej doskonałości.
- Stary, jak się ostatnio widzieliśmy, twojego ego było jak cała Samotna Góra.
- A teraz?
- Dobrnąłeś rozmiarem do granic Mordoru.
- No, to jeszcze w drugą stronę, do Gór Mglistych, i będzie tak duże jak na króla tego formatu przystało. To co, Baggins, piwo, whisky, wino? Może delikatny likierek mojej siostry?
- Daj fajkowe ziele Radagasta.
- Tak myślałem! – krzyknął Thorin z szaleńczym błyskiem  oku – Uwielbiam błyskotliwych hobbitów!
Po wypaleniu trzech fajek na głowę panowie siedzieli pod ścianą w doskonałych humorach, nucili sobie elfickie piosenki i byli po prostu szczęśliwi. Tak bez powodu. Ale Thorina nagle ogarnął niespodziewany smutek…
- Bilbo, kochany – zapłakał – Starzeję się chyba.
- Co ty gadasz! Młody chłopak z ciebie, jeszcze tyle przed tobą!
- Daj spokój… Popatrz, Kili ma żonę, Fili ma żonę, Esmeralda spodziewa się dziecka, a ja? Siedzę na tym tronie z idiotyczną koroną na głowie, nie mam kogo nawet przele…
- Hej hej hej, kolego! Nie o latanie w życiu chodzi!
- Ale ja chcę!!! Brak mi baby, rozumiesz!? Ale nie chcę krasnoludzkiej, są okropnie zarośnięte i mają nadwagę, ja lubię gładkie, smukłe kobietki…
- To może elfka? Tauriel niczego sobie, może ma jakąś kuzynkę…
- Żartujesz!? JA mam sypiać z elfem!? I dodatkowo śmierdzącym z lasu!?
- No to nie wiem, pojedźmy do Shire, znajdziemy ci jakąś młodą, chętną hobbitkę! Myślisz, że mało ich stoi przy drogach?
- Bilbo, nic nie rozumiesz! JAK mam kochać się z kobietą, która ma owłosione stopy!
- Jesteś cholernym rasistą, Thorinie! – oburzył się Bilbo – Rasistą, nazistą, szowinistą…
- Wiesz, co znaczą te słowa!?
- No… W zasadzie…
- Powinienem cię ściąć!
- Dobra, dobra, na brodę Gandalfa, uspokój się! Co ja ci poradzę? Jedyne wyjście to babeczka z Esgaroth!
- Kpiny sobie urządzasz!? One wszystkie śmierdzą wilgocią! Idź i powąchaj Barda, jedzie od niego jeziorem na kilometr! Myślisz, że dlaczego na spotkania z nim wysyłam Filiego!?
- Jesteś okropnym, zakompleksionym, zapatrzonym w siebie, zarośniętym… arogantem! – zirytował się Bilbo – Jak chcesz kogoś znaleźć, skoro masz wymagania jak z kosmosu, a jedyne czego chcesz, to zaliczyć jakąś kobietkę!
- Nie mów tak – warknął Thorin – Nie chcę nikogo zaliczać. Ja chcę… żeby mnie ktoś pokochał… Oczywiście jeśli przy okazji będzie dobra w łóżku, to…
- Thorin!!!
- No dobra. Wystarczy, żeby była ładna i gładka. Jedyne włosy, jakie akceptuję, to te na głowie.
- A… tam!? – Bilbo otworzył usta ze zdziwienia – TAM też gładka!?
- Gdzie? Pod pachami? No raczej!
- Dobrze, dobrze, zejdźmy z tematu bo już mi niedobrze! Gdybyś był normalny, to już dawno ustawiałyby się do ciebie kolejki!
- Ależ ustawiają się! – Thorin zrobił się dumny jak paw – Za każdym razem, gdy jedziemy w interesach do Mrocznej Puszczy, te brudne, śmierdzące lasem elfki łażą za mną na kolanach, piszcząc że Thranduil nie daje im tego, co mogę dać im ja!
- Coś mi się wydaje, że chyba koloryzujesz…
- JA koloryzuję!? A myślisz, że dlaczego od kilku tygodni wysyłam do Thranduila Kiliego i przestałem jeździć tam osobiście?
- Hmmm… Może dlatego, by blondasowi podnieść ciśnienie i wystawić na próbę jego nerwy?
- To też, nie cierpię gada – przyznał Thorin – Ale te dowody uwielbienia mnie przytłaczają. Nawet tam kobiety mnie pragną…
- Nie wytrzymam. Idę do Dis, może przynajmniej z nią da się porozmawiać!
Hobbit zerwał się z podłogi i, chwiejąc się lekko po nadmiernej ilości wypalonych fajek, udał się do komnaty księżniczki, gdzie siedziały też Tauriel i Esmeralda, które bardzo ucieszyły się na jego widok. Bilbo wyżalił się im, że Thorina znowu ogarnia szaleństwo, ale tym razem nie złota, a miłości. Dis pokręciła głową, rozczarowana.
- Co parę dni podsuwam mu moje koleżanki, ale nie, on wybrzydza! Twierdzi, że nie znosi owłosienia, i gdyby miał potem wyjmować je sobie spomiędzy zębów…
- Nie kończ, na sto tysięcy goblinów! Ten krasnolud ma jakieś dziwne fantazje seksualne…
- Czy ja wiem czy takie dziwne – uśmiechnęła się do kuzyna Esmeralda – Ale Fili też nie chce całować moich stópek. Twierdzi że są zbyt włochate… Ale z resztą ciała nie ma problemu.
- Kili w ogóle nie ma tego problemu – napuszyła się Tauriel, a Bilbo z przerażeniem patrzył na Dis.
- Czy wszyscy mężczyźni z rodu Durina są… tacy? – zapytał.
- Muszę przyznać, że krasnoludy są wspaniałymi, wybornymi kochankami – zarumieniła się księżniczka – Mój mąż, świeć Durinie nad jego duszą, przed poczęciem moich ukochanych synów robił ze mną takie rzeczy… Ale zmarł, nieboraczek, w obronie swego teścia, a mojego ojca. Ale…
- Co, mamo, co!? – krzyknęły naraz Tauriel i Esmeralda – Masz kogoś?
- No… wiecie…
- Znamy go?
- Znacie. Podpowiem, że ma imponującą brodę…
- No, rzeczywiście, tak nam podpowiedziałaś! – z przekąsem mruknął Bilbo.
- Nori? Dori? – zgadywała Tauriel – Mają wspaniałe brody!
- Coś ty, Bifur ma lepszą! Albo Oin! – krzyknęła Esmeralda.
- Dziewczęta, no co wy! Żaden z nich!
- To kto? Gloin ma żonę, Balin też odpada, Bofur nie bierze niczego na poważnie…
- Bombur chyba nie ma aż takiej kondycji – zadumał się Bilbo – A Ori jest za młody. Został jeszcze Dwalin, ale on w ogóle nie jest brany pod uwagę.
Dis poczerwieniała. Speszyła się i wbiła wzrok w podłogę. Esmeralda spojrzała z niedowierzaniem na Tauriel, a ta wbiła pytający wzrok w Bilba. Hobbit nerwowo popukał się w czoło.
- No co wy, dziewczyny, Dwalin? Musimy szukać dalej! To nie Dwalin, nie Dwalin, nie…
Dis znacząco spojrzała na Bagginsa. Miała maślany wzrok i promienny uśmiech.
- O nie… Ty… Ty z NIM?! – syknął Bilbo – Przecież on jest przeciwny kobietom!
- JUŻ nie – westchnęła Dis – Jest jak najbardziej przychylny płci pięknej…
- Świat się kończy! Księżniczka uwiodła największego twardziela z kompanii, a królowi chce się baby! Gdzie ci starzy, dobrzy przyjaciele, którzy mieli cel i misję, a nie zajmowali się… czymś takim! Gdzie honor i powaga królewskiej rodziny!
- Bilbo, trujesz – Esmeralda machnęła ręką na kuzyna – Mamo, tak się cieszymy!
- Nie mówcie nikomu, Dwalin jest bardzo skryty. Gdyby Thorin się dowiedział…
- A właśnie, że się dowie! – krzyknął Bilbo.
- Uważaj, bo jak piśniesz słówko wujkowi, jedyne co będziesz słyszał to moje strzały przelatujące przy twoim uchu – syknęła Tauriel – A teraz idź już sobie, bo przeszkodziłeś nam w babskiej naradzie. No już! Nie ma cię! Kili przygotuje ci komnatę.
Biedny, przeganiany z kąta w kąt hobbit wyszedł czym prędzej z komnaty księżniczki Dis. Posłusznie podreptał do Kiliego, który wraz z bratem załatwiali właśnie jakąś papierkową robotę.
- Bilbo! – ucieszył się Fili – Wspaniale, że przyjechałeś!
- Cześć chłopaki. Co robicie?
- A wiesz, korespondencja do urzędu pracy – uśmiechnął się Kili – Pan Elrond jakoś ostatnio woli załatwiać sprawy pocztą, a ja tak lubiłem do niego jeździć… Ostatnio zamiast niego na spotkania przychodziła jego córka. Czyżbym zrobił coś nie tak?
- Kili, mówiłem ci że jesteś nieco męczący – wyjaśnił Fili – Ile można opowiadać Elrondowi o latających po Ereborze motylkach i o tym, że Tauriel wprowadziła nową modę, czyli hodowanie w kopalniach roślin doniczkowych.
- Myślałem, że elfy lubią rozmowy o przyrodzie…
- Ale nie w TAKI sposób! I nie z tobą!
- Kiedyś rzucę tę robotę i wyjadę z Tauriel daleko! – obruszył się Kili – Wtedy docenicie, jakiego kadrowego straciliście!
- No już, daj spokój. Zajmij się najpierw szukaniem asystentki dla wujka, wtedy możesz uciekać gdzie chcesz.
- Zaraz, jakiej… asystentki? – zaciekawił się Bilbo.
- Słodkiej jak ja – rozchmurzył się Kili – Ma być taka, żeby Thranduil zzieleniał i wyłysiał. Mama wywalczyła, że jak taką znajdę, zostanę Ministrem Pracy!
- Uchowaj nas Durinie od tego nieszczęścia…
- Co mówisz, braciszku?
- Że powinieneś ruszyć w drogę skoro świt.
- Tak też planuję. Bilbo, jedziesz ze mną?
- W zasadzie… Czemu nie – westchnął hobbit – Przyda ci się merytoryczna pomoc. Bo jeśli ta asystentka będzie TYLKO słodka, to marnie widzę los waszego królestwa…
Tak postanowili i tak też uczynili. Z samego rana Bilbo, za zgodą samego króla, ruszył na poszukiwania idealnej asystentki dla Thorina. Z Ereboru wyruszyli do Esgaroth, ale Bilbo studził zapędy kadrowego, przypominając mu że zapach wilgoci tutejszych kobiet nie odpowiada jego wujkowi. Ruszyli więc do Mrocznej Puszczy, lecz i tu nijak nie mogli szukać asystentki – wysokie elfki, śmierdzące według Thorina spleśniałym lasem, nie były w ogóle brane pod uwagę do tego ważnego bądź co bądź stanowiska. Towarzysze po kilku dniach wędrówki postanowili skorzystać z gościnności Beorna.
- Witaj, stary druhu! – krzyknął uradowany na widok Bilba, ale mina zrzedła mu, gdy ujrzał kadrowego z Ereboru – Ech, to ty… Znowu jakiś problem? Nie, NIE ZAMIERZAM podjąć pracy w firmie ochroniarskiej waszego nadętego króla!
- Tak, też uwielbiam Thorina, co nie zmienia faktu że nadyma się czasem jak balon – zaśmiał się Bilbo – Witaj, Beornie. Co nowego?
- Oprócz tego że co tydzień na niedzielnych obiadkach miewam stukniętego czarodzieja z ptasią kupą na policzku i młodą niewiastę, która wzrokiem błaga bym zabrał ją od tego szaleńca? Nic ciekawego.
- Młoda… niewiasta? – podchwycił Kili – Z szalonym czarodziejem? Taka mała, rudowłosa, o pięknych zielonych oczach?
- Znacie ją?
- To Luthien! – Bilbo spojrzał na kadrowego – Pamiętasz, chciałeś jechać ją odnaleźć, obiecałeś to!
- Tak, obiecałem, ale pod warunkiem że zostanę kierownikiem, niestety kierowniczego stanowiska nikt mi nie dał – fuknął Kili – Nie wiem dlaczego, jestem najbardziej kompetentną osobą w całej Górze…
- Mniejsza z tym! Kili, może to dla nas szansa? Beornie, jaki dziś dzień tygodnia?
- No… właśnie niedziela. Szaleniec z dziewczyną powinni tu być za…
- Juhuuu! – usłyszeli dobiegający z krzaków dziki wrzask – Dalej, króliki, niech moc fajkowego ziela będzie z wami!!!
- Teraz – uśmiechnął się zrezygnowany Beorn – Radagaście, jak MIŁO cię widzieć!
- Niech będzie pochwalony – na podwórko zajechał króliczy zaprzęg, i zeskoczył z niego czarodziej z dziewczyną – Co na obiad?
- Luthien! – ucieszył się Kili – Pamiętasz nas?
Dziewczyna popatrzyła na krasnoluda i hobbita podejrzliwie. Kojarzyła te postacie… Krasnolud wydawał jej się być całkiem, całkiem przystojny, a hobbit wyglądał na porządnego osobnika.
- Uratowaliśmy cię w mieście goblinów – wyklarował Bilbo – To znaczy Thorin, mój przyjaciel, wuj Kiliego, i aktualnie Król pod Górą.
- To wy! Tak się cieszę! – uradowała się płomiennowłosa niewiasta – Co u was słychać?
- Posłuchaj nas, Luthien… Możesz nam pomóc. Właściwie jesteś nam potrzebna, by Kili mógł awansować i zostać ministrem. Powiedz nam, czym się zajmujesz?
- Jestem stażystką u pana Radagasta. Opiekuję się zwierzątkami – westchnęła ciężko Luthien – Ale  jak mogę wam pomóc?
- Czy nie chciałabyś zostać… asystentką samego Króla spod Góry?
Luthien wyglądała, jakby przeżyła ciężki szok. Przyjaciele objaśnili jej wszystkie zawiłości sprawy, Kili jasno określił że jeśli nie jest wystarczająco słodka to nie ma czego szukać na tym stanowisku, a Radagast próbował protestować, mówiąc że takiej stażystki nie miał jeszcze nigdy, i jej nie odda.
- Chłopie! Daj jej żyć i się rozwijać! – krzyknął rozemocjonowany Bilbo – Zobacz, piękna, mądra, błyskotliwa, a co robi? Zmienia pieluszki twoim jeżom! Przed nią kariera, o jakiej się nikomu nigdy nie śniło, ona ma szansę zostać pierwszą w dziejach asystentką KRÓLA! Najpotężniejszego władcy Śródziemia!
- Ale… co z moimi zwierzątkami?
- Załatwię ci stażystkę z Mrocznej Puszczy – zaproponował Kili – Albo jakąś małolatę z Esgaroth. Chyba, że wolisz chłopców…
- No wiesz! Takie pytania to do Gandalfa, nie do mnie! – oburzył się Radagast – Dobrze, oddam wam Luthien, ale moja nowa stażystka musi mieć nie więcej niż trzy tysiące lat, musi być gibka, zwinna, dyspozycyjna, bez nałogów…
- Tauriel ma kuzynkę, która odpowiada tym wymogom – odparł urzędniczym tonem Kili – Proszę złożyć podanie o organizację stażu w trzech egzemplarzach, w piśmie przewodnim podać przyczyny wnioskowania o staż, ilość wnioskowanych stażystów, uzasadnienie potrzeby posiadania stażystów, czyli czy nie stać pana na samodzielne utrzymanie pracownika, czy nie potrzebuje pan nikogo na pełen etat, czy…
- Niech to Saruman! – zezłościł się Radagast – Poradzę sobie bez waszych stażystek! Sam sobie kogoś poszukam! Beornie, nałóż obiad, jestem poirytowany, a kiedy ja jestem, moje króliki są niespokojne. Zaraz mi uciekną!
Czarodziej podreptał do domu gospodarza, a ten wzruszył ramionami i poszedł za nim. Kili natychmiast chwycił Luthien i wsadził ją na kucyka.
- Gdzie…
- Do Ereboru – twardo oznajmił książę – Przed oblicze króla Thorina Dębowej Tarczy.
- Ale to jest…
- Tak, to porwanie, maleńka – powiedział zawadiacko Bilbo – Nie masz zbyt wiele do powiedzenia. Zobaczymy, czy  Pan i Władca cię zechce.
- Pan i Władca – szepnęła dziewczyna – To brzmi… Groźnie…
- Bo taki jest wujek. W drogę!
Kuce ruszyły przed siebie w kierunku Samotnej Góry. Kili wraz z Bilbem żartowali między sobą i wspominali czasy wspólnej wędrówki. Dziewczyna słuchała ich z zainteresowaniem, przypominając sobie dzień, w którym ich spotkała. Ten piekielnie przystojny, o szlachetnych rysach, dostojny krasnolud, który wyrwał ją z łap goblinów, był królem… Nie wiedziała o tym. Słyszała legendy o Thorinie Dębowej Tarczy, dotarły do niej pogłoski że powrócił do ojczyzny i zabił smoka, ale zawsze wyobrażała sobie go jako sędziwego krasnoluda, o długiej, siwej brodzie, naznaczonego znakiem czasu przez głębokie zmarszczki… Nigdy nie pomyślałaby, że to TEN mężczyzna, który uratował jej życie. Śniła o nim często, choć nie pamiętała jego imienia. Spłonęła rumieńcem, gdy dotarło do niej, że w jej fantazjach królował… nie kto inny, ale sam Król spod Góry!
- Wasza wysokość – zwróciła się do Kiliego – Czy czeka nas długa droga?
- Do kogo ona mówi? – powiedział książę do Bilba.
- Żebym to ja wiedział, pewnie nas z kimś pomyliła.
- Wasza wysokość – powtórzyła Luthien.
- Koleżanko, nie ja jestem Thorinem, ja jestem Kili – wyjaśnił krasnolud.
- Dlatego mówię: wasza wysokość. Jesteś księciem, panie.
- Ja… Stary, słyszałeś!? Ona mnie szanuje! – Kili nie dowierzał w to, co słyszy.
- Rzeczywiście… Niesamowite! Jest pierwszą osobą!
- Jak powiem Filiemu, to mu ministerskie kapcie pospadają!
- Wasza wysokość…
- Tak, moja droga?
- Czy czeka nas daleka droga?
- Kili, przestań – westchnął Bilbo.
- Co?
- Przestań! Nie pasuje ci rola monarchy. Przejdź z nią na ty.
- Ale… to mój pierwszy raz…
- Kili, na hobbicie stopy mojego dziadka, nie gwiazdorz!
- Kili jestem, kadrowy – burknął młody książę – Zadowolony?
- Panie, niegodnam zwracać się do synów Durina po imieniu – skłoniła się Luthien – Zawsze będziesz dla mnie księciem.
- Porządna dziewczyna, jak wujek jej nie przyjmie, ja zatrudniam ją w kadrach.
- Niech ci Durin wynagrodzi, wasza wysokość, twą dobroć dla mej skromnej osoby.
- Luthien, a ty zawsze taka miła i ugodowa? – zapytał zaciekawiony Bilbo.
- Tak, panie, przed rodziną królewską zawsze.
- Dobrze, punkt dla niej – mruknął pod nosem ledwo słyszalnie hobbit – Thorin lubi uległe.
- Co mówisz, panie?
- Nic, tylko że Pan i Władca będzie… usatysfakcjonowany.
- Mam nadzieję, panie, że me skromne usługi będą dla niego odpowiednie.
- Na pewno, złociutka. A pokaż no nogi…
- Bilbo! Nie poznaję cię! – krzyknął Kili – Oglądasz mojego pracownika! Jak ci nie wstyd!
- Sprawdzam… eee… warunki fizyczne – wykręcił się Baggins – Muszę wiedzieć, w jakim stanie są nogi pracownika.
Luthien posłusznie uniosła suknię, myśląc że to normalna procedura przy naborze na tak ważne stanowisko.
- Nie może być! – hobbit złapał się za głowę – Ani grama owłosienia! I ładne, małe, nagie stópki!
- Czy to ważne, panie, na stanowisku asystentki króla?
- Zdecydowanie – Bilbo uśmiechnął się tajemniczo – Zdecydowanie…
Milcząca Luthien i rozgadani panowie pędzili w stronę Samotnej Góry, gdzie Thorin nie mógł doczekać się już powrotu swego przyjaciela i ukochanego siostrzeńca. Martwił się o niego, Kili był lekkoduchem i łatwo pakował się w kłopoty. Ale z Bilbem przy boku powinien być bezpieczny…
- Wezwać mi Ministra Spraw Zagranicznych! – wrzasnął, nie wstając nawet z tronu, a po kilku chwilach Balin przybiegł do niego pospiesznie.
- Tak, Thorinie?
- Kiedy jedziemy na szczyt państw Śródziemia?
- Jutro.
- Gdzie w tym roku się odbywa? Esgaroth?
- Mroczna Puszcza, niestety – westchnął siwobrody krasnolud – Thranduil wysłał swoją asystentkę, aby osobiście przywiozła zaproszenia i…
- Niech to Balrog! – krzyknął Thorin – Ładna?
- No… jak na elfa, to piękna…
- Niech ich Azog pogryzie! A Bard, Bard też jakąś ma?
- Tak, pamiętasz, tę niską, krępą Theodorę.
- A, to ta, brzydka ale bystra. Że też Bardowi nie przeszkadzają jej owłosione, grube nogi.
- Ależ Thorinie, pozwolę sobie zauważyć że Bard z nią nie sypia.
- No i co? JAK kobieta może mieć zarośnięte nogi? Pachy? Albo… Pamiętasz jego ministerkę od spraw gospodarki wodnej? Ma ohydny wąsik pod nosem! Kobieta MUSI być czysta i gładka…
- Nie każda ma takie szczęście. Jak one biedne mają to zrobić, skoro niektóre po prostu mają owłosienie!
- Nie obchodzi mnie to! – huknął król – Ja wymagam tylko pewnych standardów, a czy będą się depilować ziołowymi kremami od Radagasta, czy wypalać smoczym ogniem, to mnie naprawdę nie obchodzi, JA chcę tylko czuć EFEKT!
- Tak to ty nigdy nie znajdziesz baby! – zirytował się Balin.
- Jeśli ma wyglądać tak, jak babska z Esgaroth, to niech mnie Durin uchowa!
- Nawet mój brat nie ma NIC przeciwko obrośniętej włosiem kobiecie, chwali sobie nawet zalety takiego współżycia, a ty zawsze masz problem!
- Dwalin zawsze był hardkorem! – warknął Thorin, a po chwili dotarło do niego, co powiedział jego przyjaciel – A o czym ty… Jaką kobietę? Dwalin!?
- Oj… Chrońcie mnie, wszyscy święci Durinowi – jęknął Balin – Ja chyba… Tauriel mnie woła… Za pozwoleniem, wasza wysokość…
Zdezorientowany Thorin rozwalił się na tronie, próbując rozwikłać zagadkę romansu Dwalina, żadna jednak ewentualna kobieta nie przychodziła mu do głowy, toteż uznał, że Balin powiedział to złośliwie, by go zdenerwować. Nie udało mu się. Thorin uspokoił się i wstał z tronu. Podszedł do lustra i przejrzał się w nim. Ta idiotyczna korona po dziadku uwierała go, ale obiecał sobie że na znak szacunku do niego będzie ją nosił cztery godziny dziennie. Choć trzeba przyznać, że wyglądał w niej i tak lepiej, niż Thranduil w swoich leśnych patykach wetkniętych w usztywnione lakierem, utlenione włosy. Tak, zdecydowanie ta korona dodawała mu powagi i dostojeństwa, a że ego Thorina to właśnie uwielbiało i tym się karmiło, toteż wyprostował się, narzucił na plecy królewski płaszcz i ruszył do skarbca, by nacieszyć oczy widokiem odzyskanego niedawno złota. Idąc długimi, oświetlonymi pochodniami korytarzami, usłyszał z daleka śpiew Kiliego:
- Pędzi, pędzi Dain, niczym błyskawica, hej! Porwałem tę pannę bo ma piękne lica! Ciągną, ciągną sanie, zwierze Radagasta, hej! Wracam już do domu, bo mi się chce ciasta!
- To nie tak – Thorin usłyszał rozbawiony głos Bilba – Pędzi wściekły Thorin, niczym błyskawica, hej! Zabierze nam pannę co ma piękne lica!
- Panie, to się nie godzi – szepnęła Luthien – Nie można tak…
- Słonko, nam wszystko można! Ja jestem siostrzeńcem króla, a to przyjaciel króla! Jesteśmy bogami, jesteśmy panami wszechświata!
Kili zamilkł, bo jak spod ziemi wyrósł przed nimi sam Thorin w swojej majestatycznej postawie. Książę cofnął się o krok i usiłował schować za Bilba, który jednak próbował chować się za Kilim, i tak szamotali się ze sobą przez dłuższą chwilę. Thorin zaś w milczeniu i z zaciekawieniem patrzył na Luthien, która padła na kolana.
- To ogromny zaszczyt klęczeć przed majestatem waszej wysokości – powiedziała cicho, ujmując w dłoń skraj jego szaty i całując ją – Szczęście przepełnia me serce, że jestem tu u stóp największego i najpotężniejszego władcy Śródziemia.
Thorin patrzył w dół, na pochyloną, klęczącą postać, i nie wiedział jak się zachować. Pierwszy raz w życiu nie wiedział, co zrobić. Bilbo i Kili w tym czasie zdążyli uciec, korzystając z zamieszania, zostawiając króla i jego potencjalną kandydatkę na asystentkę samych. Thorin chwycił podbródek dziewczyny i uniósł lekko w górę, gestem nakazując jej, by wstała. Luthien posłusznie spełniła rozkaz, i stanęła przed nim z pochyloną głową. Król uśmiechnął się lekko i ponownie palcem uniósł jej podbródek.
- Nie mogę z tobą rozmawiać, gdy na mnie nie patrzysz – powiedział łagodnie – Jak ci na imię?
- Luthien, wasza wysokość.
- Luthien… Skądś znam to imię… Czy my czasem nie spotkaliśmy już się…?
- Panie…
- Dobrze. Chodźmy do sali tronowej, tam porozmawiamy.
Thorin obrócił się na pięcie i sprężystym krokiem ruszył przed siebie, wyprostowany. Luthien prawie biegła za nim, próbując złapać oddech, ale kiedy znaleźli się na miejscu, ponownie go straciła. To miejsce było po prostu piękne… Zachwycające! Ale jeszcze bardziej zachwycający był ten pełen dostojeństwa mężczyzna, który z ogromną gracją zasiadł na swym tronie.
- Podejdź, Luthien – powiedział stanowczo – I odpowiedz na moje pytanie.
- Wasza wysokość, jestem ci dozgonnie wdzięczna, boś uratował moje życie. W mieście goblinów, to wasza wysokość ocaliła mnie od niechybnej śmierci. Posłałeś mnie, panie, z czarodziejem Radagastem…
- Tak, Luthien! Pamiętam cię! Podejdź bliżej – Thorin wyciągnął ręce do dziewczyny, a ta wyraźnie zawstydzona podeszła do niego i uklękła przed tronem; król złapał jej dłonie, co wywołało mocne drżenie jej serca.
- Panie, jam niegodna…
- Przestań. Kili cię znalazł, tak?
- Tak, wasza wysokość, książę Kili odnalazł mnie, gdy razem z panem Radagastem przybyłam do domu Beorna i… proponował mi pracę, ale nie jestem godna służyć waszej wysokości.
- To, czy jesteś godna, ocenię ja sam – twardo oznajmił Thorin, puszczając jej ręce – Powiedz mi, co robiłaś przez cały ten czas.
- Wasza wysokość, pracowałam u pana Radgasta. Opiekowałam się zwierzątkami.
- Nie może być! – król poderwał się z miejsca – Taka piękna kobieta oporządzała śmierdzące zwierzęta szalonego czarodzieja!? Te delikatne dłonie zmieniały pieluchy osmarkanym jeżom!?
- Żadna praca nie hańbi, wasza wysokość. Nie wiem, czy nadaję się do czegoś innego…
- Jaką pracę proponował ci Kili?
- Mówił, że… Książę mówił, że mam być asystentką waszej wysokości…
- A ty… chcesz tego? – król spojrzał na Luthien zaintrygowany.
- Panie… To byłby największy zaszczyt, jakiego kiedykolwiek doświadczyła prosta dziewka bez domu, bez rodziny. Nic nie może równać się ze służbą u najpotężniejszego władcy Śródziemia. Jeśli wasza wysokość zechce, mogę robić wszystko, mogę sprzątać podłogi, czyścić toalety, mogę…
- Luthien – przerwał jej Thorin – Będziesz moją asystentką. To nie ma nic wspólnego z podłogami i toaletami. Po prostu… twoim głównym obowiązkiem będzie przyjść, kiedy zawołam.
- Z największą przyjemnością, panie.
- Jutro jedziemy na szczyt państw Śródziemia, będziesz tam ze mną.
- Ale… Wasza wysokość, ja… - Luthien przeraziła się; przecież nie miała o niczym pojęcia!
- Spokojnie. Dzisiejszą noc spędzisz pracując z moim ministrem spraw zagranicznych, który przybliży ci tematykę. Jeśli jutro się sprawdzisz, zostaniesz na stałe. To dla ciebie najważniejszy sprawdzian. A teraz dziękuję, możesz odejść.
- Jak sobie życzysz, panie – dziewczę uklękło i ucałowało skraj szaty króla, co zdziwiło go i trochę zirytowało.
- Luthien! Nie musisz tego ciągle robić!
- Wasza wysokość, to z szacunku do ciebie…
- Posłuchaj mnie uważnie: wszyscy się tu w Ereborze szanujemy. Jedni mniej, drudzy więcej, są tacy co i do mnie mają niewiele szacunku, ale nikomu nie kazałem nigdy całować się ani w rękę, ani w szaty. Nie musisz tego robić, Luthien. Ustalmy jedną rzecz: nie potrzebuję asystentki, która się mnie boi. Ja potrzebuję twardej, konkretnej kobiety, która potrafi powiedzieć, co myśli, potrafi doradzić i uderzyć pięścią w stół, i jest na równi ze mną, jest równorzędną partnerką, żeby inni władcy nie myśleli że zatrudniłem mimozę z którą można zrobić wszystko. Na spotkaniach na szczycie masz być partnerką, a nie służącą, rozumiesz? A co robisz po pracy, za zamkniętymi drzwiami, to już twoja sprawa. Możesz się za mną nawet czołgać po podłodze, nie dbam o to.
- Oczywiście, wasza wysokość.
- Teraz idź poszukaj Kiliego i…
- Jestem, wujku! – młody krasnolud radośnie podskakując wkroczył do sali tronowej – Jak nasza nowa pracownica? Co tam, Luthien, wujek cię przyjął?
- Tak, i dziękuję, wasza wysokość, za odnalezienie mnie. To zaszczyt pracować z władcą Ereboru i z jego najwierniejszym księciem.
- Drobiazg, słonko. Jak cię poznam z moim bratem, to dopiero zobaczysz księcia!
- Już nie mogę się doczekać, wasza wysokość.
- Moment! – zagrzmiał Thorin – On też jest dla ciebie „waszą wysokością”!? To przekracza wszelkie pojęcie, coś ty jej zrobił!?
- Ja nic, ona sama! Nie kazałem jej tak mówić…
- Kili, NIKT cię nie tytułuje po królewsku, chcesz powiedzieć że ta biedna dziewczyna sama z siebie wpadła na to, że jesteś „waszą wysokością”? Luthien, masz zwracać się do niego normalnie. W naszym zakładzie pracy nie ma wywyższania się, każdy jest sobie równy, nawet sprzątaczka z ministrem. Biedna… Pokręciło jej się w głowie od tych przymusowych wakacji z Radagastem. Kili, zabierz ją do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zadbaj żeby przygotowano ją do pełnienia funkcji, niech pani minister ubierze ją jakoś – Thorin z niesmakiem spojrzał na jej postrzępioną, brunatną sukienkę – Skąd ty to masz?
- Pan Radagast dał mi swoje stare szaty, wasza wysokość, i pomógł uszyć z tego sukienki. Nie mam nic poza tym…
- Niech służące przygotują jej kąpiel, a MSW przydzieli dodatek reprezentacyjny na ubrania. Jeszcze dziś ma być doprowadzona do porządku, a na jutrzejszy szczyt proszę przygotować jej suknię w narodowych barwach Ereboru.
- Jakie to barwy, wujku?
- Niech mnie Durin powstrzyma, bo… Granatowe, ośle! Takie, jak nosił twój pradziad, i jakie zawsze nosiłem JA!
- Aha… Czy z futerkiem na szyi?
- Przygotujcie jej cieplejszy płaszcz, jutro zapowiadają mrozy. Odejść!
Luthien skłoniła się do samej podłogi, a Kili szarpnął ją szybko za łokieć, wyprowadzając z sali. Król z ciężkim westchnieniem opadł na tron. Same problemy z tym dzieciakiem… Ale kochał go niesamowicie mocno. I musiał przyznać, że był z niego dumny – znalazł Luthien, którą niegdyś uratowali. Piękna, przecudnej urody kobieta… Ciekawe tylko, czy gładka. Musiał to sprawdzić. Ale jej uległość, jej poddanie, to, jak przed nim klękała i całowała skraj jego szaty… Doprowadzało go to do szaleństwa, i całe szczęście, że potrafił być opanowany. Lubił uległe kobiety, które, kiedy trzeba, są twarde i stawiają… stawiają na swoim. A Luthien… była uległa. I to bardzo. Thorin zaczął sobie wyobrażać zbyt wiele, niż to, na co mógł sobie pozwolić, ale to było silniejsze. Kiedy przypomniał sobie, jak dziewczyna klęczy przed nim, całując jego szatę…
- Niech to Balrog, ciśnie mnie ta korona – wrzasnął, odrzucając ją daleko – Fili! Gdzie mój siostrzeniec!?
Niestety, tym razem nikt mu nie odpowiedział… Thorin spojrzał na zegarek, który dostał jako łapówkę od Thranduila (chciał wkupić się w łaski, król podarek przyjął, ale nic między nimi to nie zmieniło, a leśny ludek z uporem nadal próbuje skorumpować krasnoludzkiego władcę) – wskazywał za pięć dziewiątą wieczorem, a więc była dziewiąta (strefa czasowa w kierunku Mrocznej Puszczy przesuwa się o 5 minut), a o tej porze nikt już nie pracuje, nawet królewscy siostrzeńcy. Pech. Wściekł, wyszedł z sali tronowej i skierował się do łaźni. Pomyślał sobie, że przed tak ważnym wydarzeniem, jakim jest szczyt państw Śródziemia, należy się wykąpać. Wszedł tam z takim impetem, że służki prawie dostały zawału, podskakując wysoko i usiłując zakryć jedną z balii.
- Przepraszam – mruknął Thorin, zdezorientowany – Ale co robicie tu o tej porze? Myślałem, że o dziewiątej bezsprzecznie kończy się tu pracę. Możecie iść do siebie.
- Panie – odezwała się najstarsza z nich – Pani minister... To znaczy księżniczka Dis kazała nam...
- Zostać po pracy? Co za wredne babsko, ledwo poczuła władzę i już próbuje ustawiać po swojemu. Możecie odejść.
- Wasza wysokość, musimy odmówić wykonania polecenia.
- CHCĘ SIĘ WYKĄPAĆ!!!
- Mój panie, ale... królewska asystentka była pierwsza...
Thorin dopiero teraz zauważył lśniące, płomiennorude włosy wystające zza sług. Poczerwieniał i cofnął się o krok.
- Luthien, przepraszam – bąknął – Ja... Nie zdążyłem wyremontować drugiej, królewskiej łaźni. Jutro każę się tym niezwłocznie zająć.
- Nie trzeba, panie. Mogę kąpać się w źródle by nie blokować waszej wysokości dostępu do łaźni.
- Moja asystentka nie będzie kąpała się w zimnym źródle. Zajmijcie się nią dobrze, i znajdźcie dla niej najwygodniejszą komnatę – rozkazał.
- Książę Kili zadbał już o to – odparła najstarsza służka – Panna Luthien ma komnatę dwa pomieszczenia od twojej, panie.
- Bardzo dobrze. Cudownie. Dobrej nocy.
Kiedy król wyszedł, wszystkie służące jak na zawołanie westchnęły głośno.
- Ależ on boski...
- A jaki męski...
- A jego broda... Poczuć ją, dziewczyny...
- Wyobrażacie sobie jego ciało pod szatami!?
- Wystarczy! - krzyknęła zdegustowana i rozzłoszczona Luthien – Nie godzi się w ten sposób mówić o władcy!
- No co ty, Luthien...
- Ostatni raz słyszę takie niemoralne rzeczy pod adresem jego wysokości! - powiedziała twardo – A jak kiedykolwiek któraś ośmieli się, wyciągnę konsekwencje.
- Patrzcie ją! Taka ważna! Na stanowisku zaledwie od pół godziny, i już próbuje rządzić!
- Jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza udzielił mi specjalnego pełnomocnictwa. Proszę nie dyskutować, tylko zbierać się do domów, poradzę sobie sama!
Niezadowolone służki posłusznie zaczęły zbierać się do wyjścia, a Luthien oparła się o brzeg balii. Ostro zaczęła, ale skoro sam król powiedział jej, że nie potrzebuje na tym stanowisku mimozy, a prawdziwej negocjatorki i kobiety z twardą ręką, to co miała zrobić? Te baby z całą pewnością zasłużyły sobie na reprymendę. NIKT nie będzie przy niej mówił takich bezeceństw o panu i władcy!
Tymczasem Thorin stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Wiedział oczywiście, jak działa na wszystkie swoje pracownice i poddane, chciał jedynie podsłuchać jak na te westchnienia zareaguje Luthien. O tak, prawdziwa wojowniczka, był z niej niezmiernie dumny. I mile połechtało jego ego to, że tak stanowczo zaczęła go bronić. Bardzo dobrze! Przynajmniej ktoś ma do niego całkowicie bezgraniczny szacunek...Musiał ją jeszcze sprawdzić w jednej, kryzysowej sytuacji – twarzą w twarz z Thranduilem.
Z samego rana Thorin nakazał osiodłać swojego królewskiego, czarnego muflona, i oczekiwał w sali tronowej na pojawienie się Luthien. Niecierpliwił się, bo nowa asystentka spóźniała się już minutę, co było dla króla nie do pomyślenia! Już chciał wstać i osobiście jej szukać, ale do sali wbiegła Esmeralda.
- Wujku, moja następczyni gotowa – powiedziała z uśmiechem.
- Na co czekasz? Wprowadź ją!
- Jak sobie życzysz, wujku.
Powolnym, zmysłowym krokiem do pomieszczenia weszła Luthien, ubrana w długą, zwiewną, granatową suknię, która wyglądała na niej nieziemsko. Dziewczyna była jak jakaś boska istota, jak anioł Durina... Thorin otrząsnął się z szoku i głośno odchrząknął.
- Spóźniłaś się – warknął.
- Wybacz, panie – szepnęła, ale speszyła się stojącą za nimi Esmeraldą i mrugnęła okiem, by księżniczka wyszła, wtedy Luthien przyklękła przed Thorinem i ucałowała skraj jego szaty – Wybacz, panie, musiałam pójść po buty.
- Od tego są służące, miały o wszystko zadbać.
- Wiem, wasza wysokość, ale sam mówiłeś że w twoim królestwie wszyscy są równi, więc kiedy nie miałam rano butów, nie wołałam o nie, po prostu po nie poszłam.
- Mam niejasne wrażenie, że tych butów zabrakło nieprzypadkowo... Luthien, jeśli spotkają cię jakieś nieprzyjemności, proszę byś przyszła z tym od razu do mnie. Bezpośrednio. Jesteś moim najbliższym współpracownikiem.
- Jak sobie życzysz, panie.
- Przygotowana?
- Oczywiście, pan minister Balin powiedział, że w razie czego będzie obok, i...
- Nie do końca – oznajmił zadowolony z siebie Thorin – Nikt z nami nie jedzie. Narzuć płaszcz i...
- Wasza wysokość, jak to!? Przecież ja nie dam rady, ja...
- Wierzę w ciebie, żaden Balin nie jest ci potrzebny. No już, płaszcz i w drogę.
Luthien nie miała nic do gadania, posłusznie ubrała się i wsiadła na czarnego muflona. Thorin również dosiadł zwierzęcia i usadowił się za nią. Ruszyli w drogę. Luthien peszyła się bliskością władcy, który ramionami obejmował ją, trzymając lejce. Kierował muflonem dość szybko, ale bezpiecznie, tak że dziewczyna w ogóle nie bała się, że spadnie. Kiedy dotarli do bram pałacu Thranduila, król zeskoczył ze zwierzęcia i szarmancko podał jej dłoń, by mogła swobodnie zejść. Spojrzał na nią z dumą, ujął pod ramię i wprowadził na elfickie salony jak damę. Wszyscy, których mijali, kłaniali się z szacunkiem, ale też i obserwowali tę egzotyczną parę z zainteresowaniem. Thorin był bardzo z siebie zadowolony. Tak, tej blond wydrze oczy zbieleją na widok JEGO Luthien!
- Proszę proszę… Kto zawitał w moje skromne progi! – zawołał elficki król ze swego tronu – Sam podziemny władca! A kogóż jeszcze widzą moje piękne oczy…
Thorin milczał, prowadząc Luthien pod sam tron Thranduila.
- Tylko spróbuj przed nim klęknąć – warknął cicho – On nie jest mną.
- Witam, wasza królewska mość – dziewczyna zgrabnie ukłoniła się elfowi – Luthien, osobista asystentka jego wysokości króla Thorina Dębowej Tarczy.
- Asystentka… Myślałem, że zaginiona siostra bliźniaczka.
Istotnie, Luthien wraz z Thorinem ubrani byli w te same barwy, a ich wierzchnie płaszcze były wręcz identyczne! Ten sam materiał, to samo futro, te same zdobienia na rękawach… Tak, Dis wyjątkowo się postarała. Tak powinien wyglądać zgrany team!
- Rozumiem, że twoja asystentka, panie – Luthien z obrzydzeniem spojrzała na półnagą elficę o wyraźnie męskich biodrach, męskiej szczęce i biustem który wyglądał jakby wpompowano w niego wszystkie ziołowe wyziewy Radagasta – ma problem nie tyle z zaginioną rodziną, co z zaginioną… tożsamością?
- Panie, czy ona mnie obraża? – jęknęła męskim głosem wysoka, sztucznie tleniona postać.
- Lindirze… eee, Lindirro, absolutnie. Thorinie, panuj nad językiem swojej… służki!
- Z chęcią zapanuję, ale pozwól, że nie przy świadkach. Poza tym Luthien jest moją asystentką, nie zapominaj o tym, i darz ją należnym szacunkiem.
Thranduil rozdziawił ze zdziwieniem usta. Jak Thorin mógł tak do niego powiedzieć, i to przy zwykłych asystentkach!
- Będziesz długo tak bezproduktywnie oddychał, blondyno, czy możemy zacząć obrady? Nie mamy z Luthien całego dnia.
- Theodoro, przestań wiązać mi buty! – zgromadzeni usłyszeli krzyk Barda; Thorin uśmiechnął się ironicznie.
- Mój przyjacielu! – zawołał donośnie – Jakiś problem?
- Nie, już sobie… radzę! – odkrzyknął władca Esgaroth, i w tym momencie pojawił się w leśnej sali leśnego króla – Thorinie! Jak miło cię widzieć!
- Mnie również, Bardzie. Jak mija życie na Jeziorze?
- Spokojnie, nie narzekam. Ale… Cóż to za piękność u twojego boku? – Bard ujął dłoń Luthien i z szacunkiem ją ucałował – Pani wybaczy, jestem Bard, władca Esgaroth.
- Witaj, panie – dziewczę spłoszyło się i zarumieniło, kłaniając się nisko – To zaszczyt. Jestem asystentką jego wysokości króla Tho…
- Luthien, daruj sobie tytułowanie. Jesteśmy wśród przyjaciół. A gdzie reszta?
Nie czekając na odpowiedź, Thorin raźnym krokiem ruszył do sali obrad, gdzie jako pierwszy zasiadł na honorowym miejscu na szczycie okrągłego stołu, nakazując Luthien, by zajęła miejsce tuż obok. Zaraz przy niej zasiadł Bard z Theodorą, a z drugiej strony Thorina – Thranduil z Lindirrą. Krasnolud z niesmakiem spoglądał na sąsiadującego z nim transelfa – nie to, żeby był nietolerancyjny, bo szczyty tolerancji okazał błogosławiąc związek krasnoludzkiego księcia z elficką strażniczką, ale Lindirra była po prostu odpychająco męską kobietą. Czy naprawdę była kobietą?
- Pokój temu domowi – do sali wkroczył Gandalf, a tuż za nim dreptał Dain Żelazna Stopa z małym prosiątkiem w ramionach, Ecthelion – namiestnik Gondoru, władca Rivendell – Elrond z córką, Arweną, królewska para z Lothlorien – Galadriela i Celeborn, Bullroarer II Took – prezydent Shire, Thengel – król Rohanu, poseł niezrzeszony bezpartyjny – Beorn, i przedstawiciel leśnych związków zawodowych – Radagast.
- Nareszcie, nudziło mnie już to czekanie – westchnął Thorin – Możemy zaczynać?
- Witam wszystkich na zebraniu – oznajmił głośno Thranduil, gdy wszyscy zasiedli na miejscach, ale przerwał mu krzyk Radagasta:
- Sprzeciw! Dlaczego znowu ON ma mowę powitalną?
- Bo jesteśmy u niego, przyjacielu – wyjaśnił mu Gandalf – Proszę kontynuować.
- Witam wszy…
- Dobra, przejdźmy dalej – powiedział zdecydowanym tonem Thorin – Nie mamy czasu na bzdury. Masz porządek obrad? Dlaczego jeszcze nie leży przed nami na stole?
- Wrrrr… Lindirro, zapomniałaś skserować porządek!
- Panie mój, panie, wybacz mi! – załkała elfka – Ale nie zdążę sama…
- Luthien ci pomoże – warknął Thranduil, a Thorin uśmiechnął się wyjątkowo sarkastycznie.
- Z całym szacunkiem, jestem urzędnikiem państwowym Ereboru, a nie dziewką na posyłki – słodkim głosem oznajmiła Luthien – Może powinieneś osobiście zająć się przygotowaniem obrad, panie, skoro Lindir… przepraszam, Lindirra sobie nie radzi.
Czerwony ze złości Thranduil wstał od stołu i szarpnął swą asystentkę, by jak najszybciej przygotować brakujące dokumenty. Thorin z dumą patrzył na swą towarzyszkę, rozpierała go duma, ogromna duma, jakiej jeszcze nigdy nie czuł. Tak pojechać po ambicji blondynie! Zdecydowanie Luthien zasługiwała na premię… O tak, zasługiwała jak mało kto!
- Nie czekając na Thranduila, kto jest za wprowadzeniem dodatkowych podatków i opłat od obszarów leśnych? – zapytał Gandalf, a wszyscy podnieśli rękę – Galadrielo, wy też?
- Mój drogi, Lothlorien nie liczy się jako zwykły las. Zmieniliśmy z Celebornem profil naszej krainy na ogród botaniczny.
- Przegłosowane – postanowił Thorin – Jeszcze jakieś wnioski? Spieszy mi się do domu.
- Tak, w dniu jutrzejszym nie będzie wody – oznajmił ponuro Bard – Nie patrzcie tak na mnie, awaria sieci, musimy odciąć wam dopływ. Ale pojutrze naprawimy.
- Bardzo przepraszam, moja asystentka musi zażyć kąpieli, co ty sobie wyobrażasz!?
- Właśnie! Ja też – fuknęła obrażona Galadriela.
- Myślicie, że Theodora nie musi!?
- Ale wy mieszkacie na JEZIORZE!!! – krzyknęli naraz władcy Ereboru i Lothlorien – Wrzucisz ją do kanału i po kłopocie – dodał zirytowany Thorin.
- To jakieś kpiny! – zagrzmiał Beorn – To jest poważne spotkanie na szczycie!? Żądam zachowania powagi!
- Bardzo przepraszam szanownych państwa – cichutko odezwała się Luthien – Chciałabym przeczytać państwu orędzie wielkiego księcia spod Góry, Kiliego, a zaraz potem przedstawić sytuację finansową jeśli chodzi o zadłużenie poszczególnych krain względem siebie. Następnie poruszymy temat szkodliwych wyziewów z granicznych okolic Mrocznej Puszczy, a na koniec przedstawię ostateczny bilans strat i zysków po bitwie pięciu armii.
- Zaraz, moment, Thranduil nie przyniósł jeszcze porządku obrad! – zaprotestował Beorn.
- Za pozwoleniem, panie, jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza spieszy się do swych obowiązków, nie przedłużajmy zatem niepotrzebnie tego cyrku, który raczył urządzić nam jego wysokość Thranduil ze swoim asystente… asystentką. Proszę wybaczyć moją bezpośredniość.
- Kontynuuj, Luthien, misiaczek nie ma nic przeciwko – Thorin znowu uśmiechnął się bezczelnie ironicznie, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych – Proszę, zaczynaj.
Początkowo lekko przestraszona, z każdym zdaniem nabierała pewności siebie. W końcu doszło do tego, że mówiła z takim przekonaniem, iż każdy był wsłuchany w nią jak w jakiegoś proroka. Nawet Thranduil, który w połowie orędzia wielkiego księcia powrócił na salę. Lindirra przycupnęła cicho przy nim i z zazdrością patrzyła na piękną i mądrą asystentkę Thorina. Po niemalże godzinnej przemowie Luthien nie było osoby, która choć przez chwilę była znudzona tym, co słyszy. Jedynie Thorin był lekko rozmarzony…
- … koniec końców bitwa była sukcesem, który wzbogacił całe Śródziemie o ogromne kwoty, które wypłynęły ze skarbca wspaniałego, hojnego króla Thorina Dębowej Tarczy, w ramach podziękowania poszczególnym krainom za udział i pomoc w walce ze sługami ciemności. Kwoty te niejednokrotnie podniosły krainy z ubóstwa i pomogły wyjść z długów i tarapatów finansowych. Dziękuję państwu za uwagę, wasza wysokość, oddaję głos, czy zechce jego królewska mość powiedzieć coś od siebie?
Thorin nie reagował.
- Panie… Panie, dobrze się czujesz?
- Co? Tak, tak… Koniec?
- Prosiłam cię o zabranie głosu, wasza wysokość – szepnęła Luthien – Masz coś do dodania?
- Tak. Mam. Chciałem powiedzieć, że dzięki mojemu nieocenionemu kadrowemu, a przede wszystkim umiłowanemu siostrzeńcowi mam dziś u swego boku najwspanialszą asystentkę, jaką widziało Śródziemie. Obecność Luthien na tej sali tylko dowodzi i podkreśla fakt, że przypadło mi w zaszczycie bycie najpotężniejszym władcą Śródziemia, dziękuję. Wsadźcie sobie te swoje Theodory i Lindirów w… buty!
- Panie, panie – załkała Lindirra – Czy jego wysokość mnie obraża!?
- Cicho, głupia! Nie kłóć się z nim! Widocznie ma rację.
- Kto ma pieniądze, ten ma rację – mruknął Bard – Nie martw się, Theodoro, i tak zostaniesz macochą moich dzieci.
- Naprawdę? - gruby głos Theodory przyprawił Thorina o ciarki; jak to dobrze, że jego Luthien ma dźwięczny i melodyjny głosik; ciekawe, jak używa go w alkowie?
- Niech Jezioro wyschnie, jeśli zmienię zdanie!
- O, mój władco!
- Skończmy tę żenującą szopkę – syknął Thorin, po czym zwrócił się do króla elfów – Może podałbyś coś do jedzenia? Tylko nie te ohydne jagody. Luthien, na co masz ochotę?
- Może pieczeń z... łosia, panie? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Wspaniale! Moja ulubiona. A ty masz moje ulubione poczucie humoru – dodał szeptem – Uwielbiam cię, dziewczyno.
- Panie – zarumieniła się Luthien – Twe słowa koją me serce i rozpierają mnie od nadmiaru szczęścia.
- To może zaśpiewajmy piosenkę? - próbował rozładować ciężką atmosferę Radagast – Ciągną, ciągną sanie, zwierze Radagasta...
- Słyszałem już ten wątpliwej jakości utwór, darujmy sobie. Thranduilu, podasz poczęstunek czy mamy już sobie jechać?
- Ależ owszem, Thorinie – odparł obrażony elf – Lindirro, każ przygotować pieczeń z... muflonów.
- Wasza wysokość, muflony są pod ścisłą ochroną krasnoludzkich związków ekologów – szybko zareagowała Luthien – Czyżbyś nie wiedział?
- No... eee...
- Poza tym mojemu panu bardzo spieszno do domu. Mogę liczyć na odpowiednie traktowanie monarchy, czy to dla Leśnego Królestwa zbyt duże wymaganie?
- Panuj nad nią, kurduplu! - wybuchnął Thranduil – Nie pozwalam na takie zachowania w moim pałacu!
- Co powiedziałeś, śmierdzący leśny ludku!? - krzyknęła Luthien – JAK nazwałeś mojego pana!?
- Luthien, nie trzeba...
- Jak nie trzeba!? On cię obraził, Thorinie, nie słyszałeś tego!?
- Spokojnie. Jestem ponad to.
- Co ty mówisz, spokojnie!? Ta farbowana blondyna nazwała cię... w TAKI sposób!
- Usiądź – polecił jej spokojnie Thorin, chwytając za ramiona i pociągając w dół, po czym zwrócił się do przerażonego Thranduila – Widzisz, laleczko, TO się nazywa asystentka. I nie martw się, PANUJĘ nad nią, ale nie przy świadkach. Oficjalnie Luthien jest moją reprezentantką, i wolno jej tyle, co mnie, więc jeśli będzie teraz miała ochotę wstać i trzasnąć cię w pysk, na pewno jej za to nie upomnę.
Luthien spojrzała dzikim wzrokiem na łagodną, uśmiechniętą twarz Thorina. Wstała z rozmachem, a Thranduil skrył się przestraszony za Lindirrą.
- Nie chcę brudzić sobie rąk, panie, w końcu mają tobie służyć – powiedziała.
Krasnolud objął ją ramieniem i wyszli zza stołu.
- Orzekam koniec tego żenującego zbiegowiska – uśmiechnął się uroczo – Następne zarządzam w Ereborze, przynajmniej zajmie się tym ktoś kompetentny. Moje uszanowanie, Lady Galadrielo. Do zobaczenia w środę, jak umawiała nas Esmeralda. Luthien, pozwól, moja droga.
Wszyscy z ogromnym niedowierzaniem patrzyli, jak dwie ubrane na granatowo postacie zmierzają ku wielkim wrotom, gdzie odźwierny (swoją drogą łudząco podobny do Lindirry) podał im płaszcze. Thorin chwycił płaszcz Luthien i z troską oraz czułością pomógł jej go ubrać. Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem, i już chciała uczynić względem niego to samo, ale on wyrwał płaszcz z elfickich łap odźwiernego i zarzucił go na swoje ramiona. Chwycił Luthien za rękę i wyszli. Dziewczyna nie odzywała się, zszokowana i trochę przestraszona, ale kiedy znaleźli się w stajni, gdzie czekał na nich królewski muflon, padła na kolana.
- Panie… Wybacz mi. Wybacz, zachowałam się niegodnie…
- Luthien, ty nic…
- Zwróciłam się do ciebie po imieniu, krzyczałam, panie – dziewczę zwiesiło głowę ze wstydem – To nie przystoi…
- Wstań.
- Nie mogę, panie, nie spojrzę ci w oczy…
- Dobrze, jak chcesz – Thorin bez namysłu padł przed nią na kolana – Patrz na mnie. NIKT nigdy nie stanął w mojej obronie tak, jak ty dzisiaj. Tej śmierdzącej blondynie należało się jeszcze więcej. To ja powinienem… Powinienem strzelić go w tę bladą mordę za to, co o tobie mówił. To ja nie jestem godzien tego, byś mnie tak broniła.
- Wasza wysokość…
- Powiedziałem wyraźnie, że jako moja oficjalna reprezentantka, masz prawo do wszystkiego, do czego prawo mam ja, i że mają cię szanować. Nie posłuchali? Ich sprawa. Potraktowałaś go idealnie. Zgniotłaś i zmieszałaś z błotem tak, jak na to zasługuje. Tak, pogodziliśmy się, i niby nie żywię urazy, ale nadal pamiętam to, jak uwięził mnie tu, torturował, w celi nie miałem nawet poduszki…
- To niemożliwe – Luthien zerwała się na równe nogi – Powiedz, że to nieprawda…
- Uspokój się…
- Torturował cię!?
Król nie odpowiedział. Nie zdążył wstać z kolan, kiedy Luthien momentalnie odwróciła się i pobiegła z powrotem do pałacu. Nie zdążył nawet pomyśleć i skontaktować, co się dzieje. Dziewczyna jak szybko wybiegła, tak szybko wróciła. Z zakrwawioną pięścią, w której zaciskała garść blond włosów i jeden patyk.
- Na wszystkich potomków Durina, coś ty zrobiła!? – krzyknął przerażony Thorin.
- Nic. Dostał tylko to, na co zasługiwał. On i ten… Lindir.
- Co!?
- Wasza wysokość, wybacz moją gwałtowność i nieokrzesanie, ale… musiałam. Możesz mnie teraz zwolnić ze służby, zrozumiem.
- Luthien, coś ty zrobiła!?
- Poszłam tam, a ten transelficki twór zasłonił blond żmiję własnym ciałem, więc trochę go… przesunęłam – dziewczyna wysunęła przed siebie pięść z blond puklem – Potem trzasnęłam padalca w nos, i… połamałam mu koronę.
- Kobieto, ty… - Thorin cofnął się o krok – Ty jesteś niebezpieczna, ty… jesteś w stanie zrobić dla mnie wszystko…
- Tak, mój panie i władco – Luthien uklękła przed nim, wypuszczając z dłoni kępkę włosów i patyk.
- Co… powiedziałaś?
- Tak, mój PANIE I WŁADCO.
Krasnolud cofnął się jeszcze o krok, nie dowierzając w to, co widzi i słyszy. Uległa, ale jednocześnie waleczna, skromna i pewna siebie, ułożona, choć potrafiąca zaskoczyć, bezbronna, a w obliczu zniewagi monarchy wstępowała w nią dzika lwica… I do tego tytułowała go „mój panie i władco”.  O nie, takiej kobiecie NIKT nie jest w stanie się oprzeć! A już na pewno nie uwielbiający dominację Thorin, którego klęcząca Luthien doprowadzała na skraj wytrzymałości. Szarpnął ją za nadgarstek i z impetem pchnął na ścianę, do której przyparł ją swoim ciałem.
- Jesteś najbardziej pociągającą asystentką, jaką kiedykolwiek miał jakikolwiek inny władca Ereboru i innych krain – powiedział – A mówiąc „miał”, nie mam na myśli tylko zatrudnienia…
- Panie…
- O tak, panie, tak masz do mnie mówić… Ale nie tu.
- Wasza wysokość, proszę, puść…
- Śmiesz sprzeciwiać się królewskim rozkazom?
Dziewczyna ze strachem pokręciła głową, a wtedy Thorin bez żenady wpił się w jej słodkie, czerwone usta. Jak cudna była jego kłująca broda, drapiąca jej delikatną skórę… W momencie Luthien zapomniała o wstydzie i tym, że jest jedynie podrzędną służącą wielkiego władcy, i odwzajemniła pocałunek z taką mocą, na jaką pozwalało jej nikłe doświadczenie w tej materii. A właściwie – żadne. Bo z kim miała się całować podczas stażu u Radagasta!?
- Wystarczy – lekko odepchnęła od siebie rozanielonego Thorina – Dość, wasza królewska mość. To się nie godzi.
- CO się nie godzi!?
- Całować się na terenie wroga – odparła pewnym głosem – Proszę, zabierz mnie do domu, panie. Jest mi zimno i jestem zmęczona.
- Zimno ci? – przeraził się krasnolud, i szybko zdjął swój płaszcz, narzucając go na jej ramiona – Mam nadzieję, że się przeze mnie nie pochorujesz.
- Panie, nie mogę tego przyjąć…
- Musisz.
Zręcznym ruchem wsadził Luthien na muflona i usiadł za nią. Przysunął się do niej najbliżej, jak mógł, i ruszyli w drogę. Milczeli. Thorin nie chciał spłoszyć dziewczyny, bo pojął, że nie zdziała u niej wiele napastliwością i tak nachalną dominacją. Niestety… Tej zdobyczy nie udało się pozyskać tak łatwo. Już Arcyklejnot był o wiele przystępniejszym celem, niż ta drobna, przepiękna istota. Thorin poczuł, że opiera się na nim… Zasnęła. To dobrze. Przyspieszył, i bardzo szybko dotarli do Samotnej Góry. Stajenni chcieli pomóc swemu królowi zanieść dziewczę do jej komnaty, ale ten stanowczo odmówił, stwierdzając że nie byłby prawdziwym mężczyzną, gdyby ją w takim stanie oddał komukolwiek. Stąpając cicho po długich korytarzach Ereboru, Thorin z całych sił starał się nie obudzić piękności wtulonej w jego ramię. Jednak ktoś zrobił to za niego…
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twój busz, moja królowo – dobiegł go zza rogu znajomy głos. To… Dwalin!
- Mój ty wojowniku – odparł cicho delikatny, kobiecy głos – Czekam, aż urządzisz mi naszą własną bitwę dwóch armii…
- Moja armia ma jednego, za to silnego i ogromnego wojownika, pani…
- Och, Dwalinie…
- Podnieca mnie twoja broda – krzyknął krasnolud, aż obudziła się Luthien – Cała mnie niesamowicie podniecasz, Dis!!!
Thorin zamarł. Jak to… Jego najlepszy przyjaciel i…
- Dis!!! – wrzasnął, stawiając zdezorientowaną Luthien na podłodze.
- No to mamy… kłopoty…
- Dis!!! Do mnie!!!
Siostra posłusznie podreptała przed oblicze władcy, czerwieniąc się jak burak.
- Dwalinie, to że ciebie nie wymieniłem, nie znaczy że nie masz przyjść – warknął Thorin, a przyjaciel natychmiast przyszedł, stając naprzeciw niego z miną zbitego psa.
- Pięknie… wyglądacie w niebieskim – szepnęła Dis, zerkając błagalnie na Luthien.
- Zamilcz!!! Od kiedy to królewska siostra, księżniczka, matka książąt i minister w moim rządzie rozkłada nogi przed… moim byłym przyjacielem!!!
- Braciszku, my tylko…
- Milcz!!!
- Pytasz, a nie mogę odpowiadać…
- Milcz!!!
- Thorinie, ja kocham twoją siostrę i poniosę wszelkie konsekwencje…
- Durinie zstąp i zabierz mnie stąd, bo nie wytrzymam! – wykrzyknął wściekle Thorin – Za jakie grzechy!? Ty – wskazał na siostrę – masz szlaban na wyjście z komnaty do końca miesiąca, a z tobą policzę się… inaczej.
Dis jeszcze raz posłała Luthien błagalne spojrzenie, a ta pojęła szybko, o co chodzi. Chwyciła się królewskiego rękawa i osunęła się w dół.
- Wasza wysokość, słabo mi – szepnęła – Wybacz, panie…
- Luthien! – przerażony Thorin natychmiast podtrzymał ją i wziął na ręce – Zaniosę cię do komnaty. Co ci jest, moja droga?
- Panie, proszę… Zaraz zemdleję…
Thorin w ogóle nie patrząc już na nieszczęsną, niemalże półnagą parę na środku korytarza, pobiegł do komnaty swej asystentki. Otworzył drzwi kopniakiem i położył Luthien na łożu, siadając przy niej i odgarniając jej włosy z czoła.
- Przynieść ci wody? – pytał, zmartwiony – Wezwać medyka?
- Nie, panie, już mi lepiej.
- Potrzymam cię za rękę, dobrze?
- Jesteś zbyt łaskawy, wasza wysokość…
- Cicho… Śpij. Zajmę się tobą…
Luthien posłusznie leżała bez słowa, czując jak palce Thorina delikatnie głaszczą jej twarz. Była tak podekscytowana… Ale nie mogła tego zdradzić. Wiedziała już, że to TEN mężczyzna, którego kocha. Ale to nigdy się nie zdarzy, gdzież ona – prosta służka, jeszcze kilka dni temu będąca zwykłą stażystką u Radagasta… I on – wielki władca, najpotężniejszy król Śródziemia. To nie mogło się udać, chociaż… teraz, gdy tak troskliwie się nią opiekował, czuła niesamowitą bliskość z tym dostojnym krasnoludem. Leżąc bezbronnie na łóżku, czując jego kojącą obecność, odpłynęła. Zasnęła. Thorin posiedział jeszcze chwilę, po czym wyszedł z jej komnaty. Nie myślał już o Dwalinie i Dis, kompletnie o nich zapomniał. Kładąc się do swojego ogromnego łoża w głowie miał tylko swoją piękną asystentkę…
Nazajutrz obudził go zapach świeżej jajecznicy na szynce. Co, do licha! Ktoś urządził sobie kuchnię w jego królewskiej sypialni…!?
- Co tu się dzieje, na legion orków! Co to za zapachy!? – krzyknął, zrywając się z łóżka i ujrzał uśmiechniętą Luthien, klęczącą na podłodze przy łożu.
- Miłego poranka, panie – powiedziała – Wybacz natrętność, pomyślałam że zjadłbyś dobre, gorące śniadanie, masz dziś wiele obowiązków i przyda ci się dużo energii, wasza wysokość.
- Luthien, to… To ty! – Thorin otworzył szeroko oczy – Skąd wiedziałaś, że lubię jajecznicę, i to taką?
- Księżniczka Dis mi powiedziała, panie.
- Dis – mruknął krasnolud, sadowiąc się wygodnie na łożu i odbierając od niej złotą tacę – Za kwadrans chcę ją widzieć w sali tronowej, ją i Dwalina. Niech Kili przygotuje wypowiedzenie umów tym dwojgu w trybie dyscyplinarnym, a o reszcie pomyślę potem. Mmmm, całkiem dobra ta jajecznica!
- Wasza wysokość, wczoraj mówiłeś, że… mam prawa takie, jak ty – szepnęła niepewnie dziewczyna – Jeśli to podtrzymujesz…
- Oczywiście!
- Chciałabym wyrazić moją opinię, wybacz mi wasza wysokość jeśli jest zbyt śmiała, ale uważam, że… mylisz się.
- Co!? – Thorin zakrztusił się jajecznicą – JA!? Ja się NIGDY nie mylę!
- Wybacz panie, w tym przypadku owszem. Pozwolę sobie zauważyć, że księżniczka Dis i minister Dwalin nie robią nic złego. Kochają się, wasza królewska mość, co w tym zdrożnego? Miłość nigdy nie jest zła. Pan Dwalin jest twym najlepszym przyjacielem, krasnoludem z możnego, szlachetnego rodu, księżniczka Dis twą siostrą, powinieneś radować się, że pokochali się i są szczęśliwi. Miłości nie można tłamsić.
- Nie mówisz poważnie…
- Wybacz, panie, jeśli moją rolą jako asystentki jest doradzać ci, to…
- Właśnie że nie! I każ Kiliemu przygotować TRZY wypowiedzenia, dla ciebie też! – wrzasnął Thorin, a dziewczyna podskoczyła ze strachu – Jak śmiesz podważać moje decyzje!?
- Wasza wysokość, wybacz mi…
- Wyjdź!
Luthien wstała, skłoniła się i pospiesznie opuściła komnatę. Wściekły Thorin rzucił tacą z jajecznicą o ścianę. Na Morgotha, znowu będzie kolejna, tłusta plama! Jak ona mogła… Stawać w obronie wroga! Rozczarowała go boleśnie. A żywił do niej tak gorące uczucia… Odkąd ją zobaczył w mieście goblinów, śniła mu się regularnie co jakiś czas, i przyłapywał się na tym że często myślał, co może się z nią dziać i jak spędza czas. A od kiedy została jego asystentką, od kiedy Kili wprowadził ją na dwór Ereboru, zrozumiał, że trafiła go miłosna strzała Durina. Właściwie dotarło to do niego wczoraj, gdy tak cudownie zachowała się w pałacu Thranduila, kiedy broniła go, poniżała elfią blondynę z jego transelfem, kiedy wracali przytuleni na muflonie do domu, i gdy niósł ją do łóżka, i gdy zasłabła, gdy siedział obok kiedy zasypiała… Niech to Sauron kopnie! Co on narobił!? Wyrzucił kobietę swojego życia na bruk.
- Jestem idiotą, dziadku? – zapytał, wyglądając przez okno – Daj mi znak, jeśli jestem idiotą, to…
Urwał, bo nagle portret Throra wiszący nad oknem spadł wprost na jego głowę.
- Ałłłła!!! Nie musiałeś aż tak mocno dawać mi tego do zrozumienia!
Szybko ubrał się i raźnym krokiem ruszył do dali tronowej. Było pusto, zasiadł więc na swym tronie i czekał. Luthien pojawiła się punktualnie po kwadransie od ich rozmowy wraz z księżniczką oraz ministrem, którzy oboje mieli nietęgie miny. Thorin z zaciekawieniem przyglądał się trójce powoli drepczącej w jego kierunku. Luthien podeszła do niego, wyprostowana. Uklękła przed nim i z szacunkiem podała mu trzy dokumenty opatrzone podpisem „Kili – wielkie słońce Ereboru”. Thorin uśmiechnął się pod nosem. Ten wariat zawsze musiał na najważniejszych dokumentach państwowych dodać coś od siebie… Najzabawniejsze było, kiedy na Wielkim Sojuszu między Zielonym Królestwem a Ereborem napisał drobnym druczkiem w języku khuzdul „Niech promienie panowania Wielkiego Władcy Thorina Dębowej Tarczy ogrzewają swym majestatem pleśń i wilgoć chałup w Zielonym Królestwie, i dosięgają nawet wychodka króla Thranduila, by mógł grzać się w blasku chwały krasnoludzkiego monarchy, a wszystko, co blond król robi, robił w imię Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach Radagasta”. Co prawda nie miało to sensu, ale Thorin śmiał się jak szalony, gdy Thranduil dopiero po podpisaniu Wielkiego Sojuszu zapytał o zapis drobnym druczkiem. Od tego czasu działacze Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach Radagasta regularnie wieszają w wychodku króla Mrocznej Puszczy swoje plakaty informacyjno – edukacyjne. Tak, dobre czasy… Thorin uśmiechnął się lekko.
- Wstań, Luthien – powiedział – Muszę cię przeprosić.
- Panie… - dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem – Jak to…
- Wybacz mi, Luthien. Miałaś rację – Thorin podszedł do kominka i wrzucił tam wszystkie trzy wypowiedzenia – Miłości nie można tłamsić. Dis, Dwalinie…
- Wasza wysokość – jęknął przestraszony Dwalin.
- Teraz jestem waszą wysokością!? Od kiedy to nie jesteśmy przyjaciółmi?
- Od… wczoraj?
- Tak? Wiele się pozmieniało od wczoraj – Thorin podszedł do ministra i poklepał go przyjaźnie po plecach – Wprawdzie nie rozumiem zamiłowania do owłosionych bab, ale… każdy robi to, co lubi.
- Braciszku…
- Dis, możecie robić co wam się żywnie podoba, ale uprzedzam, jeśli dzieci to zobaczą…
- Kili i Fili nie są już dziećmi! Przypominam ci, że niedługo zostaniesz dziadkiem, Thorinie!
- Kili ma delikatną psychikę, nie zniszcz tego. Jeśli dowie się, że jego niepokalana mamusia zabawia się z największym twardzielem Śródziemia, to… może być z nim krucho. Przygotuj go do tego odpowiednio.
- Ja z nim pogadam – zadeklarował się Dwalin – Jak ojciec z synem. Powiem mu, ptaszki, pszczółki, te bzdury, zapylanie…
- Wasza wysokość, jeśli pozwolisz – wtrąciła nieśmiało Luthien – Może ja to załatwię?
- No widzicie? Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Biegnij, moja droga.
Luthien skłoniła się do samej podłogi a Thorin popatrzył na nieco zmieszaną dwójkę z rozbawieniem.
- Kto by pomyślał – roześmiał się – Zagorzały przeciwnik kobiet i ty, moja siostro… Ale niechże wam będzie. Idźcie robić, co tam chcecie, ale… Dis, jeśli Dwalin wprowadza się do twojej komnaty, proszę zdejmij ze ścian portrety tatusia. Nie chcę, żeby na to patrzył. Ja idę poszukać Bilba.
Gwiżdżąc jakąś irytującą melodię, Thorin cały w skowronkach opuścił salę tronową. Jak to możliwe, że tak szybko zmieniały mu się nastroje!? Niestety, nikt jeszcze nie rozgryzł do końca wielkiego pana i władcy, ale jedna osoba była zdecydowanie temu bliska…
Luthien, po zakończonej sukcesem rozmowie z Kilim, zajęła się swoimi obowiązkami, i postanowiła przygotować się na wieczór – miał przybyć Gandalf, chciała więc dobrze wyglądać, by nie zrobić Thorinowi wstydu przed gościem. Siedziała w swej komnacie, owinięta tylko krótkim płótnem, pod którym była zupełnie naga, i oglądała sukienki przygotowane specjalnie dla niej. W niebieskiej już występowała, może tym razem… Fioletowa? Tak, zdecydowanie to było to. Wstała z krzesła i już chciała rozchylić poły płótna, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się i zobaczyła w nich… Thorina.
- Gdzie na litość Durina są… Ooo… - zatrzymał się momentalnie, wbijając wzrok w swoją półnagą asystentkę – Luthien… Co ty tu…
- Panie, wybacz mi, ja chciałam się przebrać – speszyła się dziewczyna.
- A, to twoja… komnata… - mruknął Thorin – Przepraszam, pobłądziłem. Przepraszam.
Krasnolud poczerwieniał i pobiegł gdzieś, jednak po oddalających się krokach dziewczyna słyszała, że nie skierował się do swojej komnaty, a w zupełnie inną stronę. Dziwne… Ale nie przejmowała się tym, choć nagłe wtargnięcie króla było bardzo ekscytujące. Miała wrażenie, jakby chciał pożreć ją wzrokiem.
- Wydaje ci się, głupia – ofuknęła sama siebie – Jak zwykle bujasz w obłokach.
Niewiele myśląc, zsunęła z siebie płótno, które opadło na podłogę. Jej zgrabne, blade ciało podeszło do krzesła, na oparciu którego wisiała piękna, fioletowa suknia. Chwyciła ją w dłonie i przyglądała się jej przez chwilę. Była olśniewająca. Nigdy nie widziała piękniejszej sukni… Gdy tak na nią patrzyła, serce podskoczyło jej niemal do gardła, gdyż ponownie za jej plecami z impetem otwarły się drzwi, a ona była… NAGA!
- Ratunku! Straż! – wrzasnęła, zakrywając się suknią i odwracając przodem do drzwi. Nie, to niemożliwe… Znowu ON!?
- Luthien, na wszystkie świętości Durina, jakaś ty piękna… - westchnął Thorin, rozanielony.
- Panie!
- Wybacz mi, ja… Zgubiłem drogę.
- Dwa razy!?
- Tak, już kiedyś mi się to zdarzyło, w Shire, kiedy szukałem domu naszego włamywacza – mówił jak najęty, wpatrując się w jej zdezorientowaną twarz – Zgubiłem drogę dwa razy, ale w końcu trafiłem. Teraz też zgubiłem drogę… do własnej komnaty… dwa razy, ale… chyba dobrze trafiłem. To TU chciałem dojść od samego początku…
- Chciałeś DOJŚĆ!? – przeraziła się Luthien.
- Interpretuj to jak chcesz – Thorin podszedł do niej i ucałował jej dłonie, które przytrzymywały kurczowo na piersiach suknię – Luthien, ja wszystko zrozumiałem. Jeśli zechcesz…
- Wasza wysokość, błagam, daj mi się ubrać…
- Kiedy podobasz mi się taka…
- Thorinie! – krzyknęła – Wyjdź!!!
Krasnolud spojrzał na nią zdumiony, ale i niesamowicie podniecony faktem, iż ta drobna, uległa istota potrafiła na niego krzyknąć. Zwracając się po imieniu! Chwycił dłonią jej wąską talię i zjechał niżej, przysuwając do siebie Luthien i obdarowując ją gorącym, namiętnym pocałunkiem, po którym odwrócił się i wyszedł, rzucając przez ramię:
- Za kwadrans w sali tronowej!
Roztrzęsiona dziewczyna opadła na krzesło. Widział ją nago! Wprawdzie od tyłu, ale zawsze, dotknął jej nagiego ciała, pocałował ją… Na Durina, co tu się wyprawiało!? Luthien szybko ubrała się i przygotowała wszelkie niezbędne dokumenty. Gdy punktualnie wkraczała do sali tronowej, na miejscu czekał już na nią wygodnie rozwalony na tronie Thorin, siedzący obok Gandalf z Bilbem, tulący się do siebie Dis z Dwalinem, rozbawiony jak zawsze Kili z żoną, oraz dumny przyszły ojciec – Fili, z dumą i radością patrzący na Esmeraldę. Reszta ministrów i innych mniej lub bardziej ważnych osobistości, w tym praczki, palacze C.O., kucharki, ogrodnicy, i wszelkie inne zawody też byli obecni. Dobrze, że sala tronowa była największym pomieszczeniem w całym Ereborze… Mimo tak licznej obecności i tak było dość luźno. Luthien poczuła się dziwnie, gdy kroczyła w stronę króla, a wszystkie oczy zwrócone były na nią. Uklękła przed władcą i podała mu dokumenty, ale on odrzucił je do Bilba i zszedł z tronu.
- Luthien, wstań – rozkazał, a ona natychmiast posłuchała – Spójrz mi w oczy.
- Tak, wasza wysokość.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie – krasnolud nieoczekiwanie dla wszystkich uklęknął przed zdenerwowaną dziewczyną, wyciągając z kieszeni piękny pierścionek z dużym, lśniącym kamieniem, który coś Luthien i wszystkim zebranym przypominał – Czy ty, najpiękniejsza istoto tego świata, zgodzisz się wyjść za mnie i być królową Ereboru, moją prawowitą żoną i matką moich dzieci?
- Wasza wysokość, nie godzi się – szepnęła, klękając przed nim – Nie klękaj przede mną…
- Będę klękał, kiedy będę miał ochotę! – zagrzmiał – Wyjdź za mnie! Kocham cię do szaleństwa!
- Wasza… wasza królewska mość, ja…
- Co, Luthien?
- Ja kocham waszą wysokość do granic możliwości, i…
- Mój kwiatuszku – westchnął wzruszony Thorin – Wyjdziesz więc za mnie?
- Ale… Panie, toż to… Arcyklejnot! – krzyknęła Luthien z przerażeniem, rozpoznając w kamieniu z pierścionka najwspanialszy klejnot świata. Thorin uśmiechnął się łagodnie.
- No tak – odparł – Odłupałem kawałek, byś wiedziała, że jesteś moim Arcyklejnotem, moim Sercem Góry, piękna Luthien.
- Panie, jam niegodna…
- Jeśli ktoś jest kogoś niegodzien, to tylko ja ciebie. A mimo to ośmielam się pytać, znając oczywiście odpowiedź, czy zechcesz za mnie wyjść. Powiedz…
- Tak, panie – powiedziała cicho i niepewnie, a widząc iskierki szczęścia w jego oczach, krzyknęła na cały głos – Tak, mój panie i władco, wyjdę za ciebie choćby dziś!!!
- Na co więc czekać – uradował się Gandalf, któremu właśnie dziesięć minut wcześniej dopisano do umowy o pracę funkcję kierownika urzędu stanu cywilnego.
- Udzielisz nam ślubu? – zapytał Thorin.
- Z przyjemnością, przyjacielu.
Po krótkiej, niespodziewanej ceremonii rozpoczęło się wielkie, krasnoludzkie wesele. Thorin tańczył tylko z Luthien, patrząc jej głęboko w oczy i rozkoszując się jej kojącą obecnością.
- Thorinie – powiedziała z uśmiechem – Thorinie…
- To mi się podoba – mruknął rozkosznie – Uwielbiam słyszeć swoje imię… Ale, kochanie, nie zapominaj, że mimo iż jesteś królową Ereboru i moją małżonką, nadal jestem twoim…
- Panem i władcą – westchnęła z podnieceniem w głosie. Thorina przeszedł dreszcz.
- Za pięć minut w mojej… wybacz, NASZEJ komnacie.
Puścił ją i wyszedł. Dziewczynie kręciło się w głowie ze szczęścia, podeszła do Dis, która podziękowała jej za wcześniejszą pomoc i interwencję w sprawie jej miłości do Dwalina, a potem pogratulowała tego, że usidliła i rozkochała w sobie faceta, którego dotąd największą miłością był on sam. No i Arcyklejnot, rzecz jasna, ale kosmiczne ego Thorina było w Śródziemiu legendarne. Ale Luthien, ta mała, niepozorna Luthien, miała naprawdę perwersyjne upodobania. Thorin widział to w jej oczach. Czekał na nią równo pięć minut, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść – rozkazał ostro.
Drzwi otworzyły się i jego oczom ukazała się najpiękniejsza kobieta świata, która powolnym krokiem podeszła do niego, nie patrząc mu w oczy, i uklękła przed nim, z nabożną czcią całując skraj jego królewskiej szaty.
- Czekam na twoje rozkazy, panie i władco – szepnęła – Zrobię wszystko…
- Wszystko?
- Tak, mój panie i władco.
Thorin chwycił jej podbródek i uniósł do góry; wypieki na jej policzkach tylko dodawały jej uroku. Podniósł ją i ich spojrzenia spotkały się. Przysunął ją do siebie i mocno, gorąco pocałował.
- Pamiętaj zawsze, kto jest panem i władcą, stokrotko.
- Jak ja uwielbiam mężczyzn z przerośniętym ego – szepnęła zmysłowo – Uwielbiam, jak twoje zbyt wysokie mniemanie o sobie przytłacza mnie, i czuję się wtedy taka malutka…
- Och, Luthien! Jesteś tak perwersyjna!
- Pragnę, by twoje ego mną zawładnęło…
Thorinowi w to było graj! Idealna kobieta dla kogoś takiego, jak on. Już chciał zedrzeć z niej suknię, ale… Odsunął Luthien od siebie. Podszedł do okna i wspiął się na krzesło, stając twarzą w twarz z portretem wielkiego Throra.
- Już wystarczy, staruszku – uśmiechnął się – Dość widziałeś, więcej nie musisz. Powisisz sobie w galerii królów.
Thorin mógł przysiąc, że portret dziadka… uśmiechnął się do niego i puścił mu oczko! Nie, to niemożliwe… Zgonił wszystko na karb przemęczenia i rozpierającej radości. „Powiesić delikwenta w galerii królów tuż nad wizerunkiem samozwańczego króla, uzurpatora Smauga Wrednego. Narysować na wizerunku Smauga tarczę do rzutek. Dziadkowi podmalować wąsy. Z serdecznymi pozdrowieniami, gigantyczne ego króla Thorina Dębowej Tarczy i jego seksowna, mała żonka :-)” – napisał na karteczce, którą przymocował do obrazu, i wystawił Throra za drzwi.
- A teraz, kochanie, pierwsza próba poskromienia królewskiego, nadętego ego – uśmiechnął się znacząco – Jeśli się uda, czeka cię cudowna nagroda…
I tak to bywa! Czasem miłości nie ma przez lata, czasem pojawia się dopiero po zmianie płci – choć Lindir od dawna podkochiwał się w Thranduilu, lecz bez wzajemności, czasem tylko fakt że dzieci nie mają matki powoduje że samotny władca zakochuje się w brzydkiej, garbatej starej pannie, a czasami dwie zbłąkane dusze nagle odnajdują się i w ciągu jednej właściwie doby zakochują się bez pamięci: posłuszna i uległa piękność, oraz facet o ego większym niż granice jego królestwa :-)

101 komentarzy:

  1. Jak widać, połączyła nas (Kate i mnie) jakaś dziwna telepatia, co można jednak dość prosto wytłumaczyć: stężenie krwinek typu Th*RIN+ w osoczu osiągnęło stan krytyczny, co musiało znaleźć ujście ... na klawiaturze.:) Od razu zaznaczam, że miałyśmy ten sam wyjściowy pomysł: król ma żyć długo i szczęśliwie z ukochaną kobietą u boku. A jeśli przy okazji będzie można potrząsnąć tleninym łbem innego władcy ... to już całkowity przypadek. :) Dlatego ze swej strony tez bardzo Was, Szanowne Czytelniczki proszę, by nie porównywać obu opowiadań. Dziś, jest dzień Kate i tego trzymajmy się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kate! To jest świetne! Ubawiłam się setnie! Król i jego towarzystwo "wzywający imienia Durina nadaremno" są wspaniali (że o przekleństwach "w klimacie" nie wspomnę:). Pomysł , by w Ereborze wprowadzić współczesne instytucje jest super - król po naradzie powinien jeszcze jak pewien premier "charatnąć w gałę".:) Thorin i Bilbo musieli nieźle popalić, skoro władcy język rozwiązał się, dzięki czemu nareszcie wiemy, że lubi też kobiety o właściwym zapachu!:)) Wizja lekko nawalonych przyjaciół z fajkami z podejrzanym zielem opartych niedbale o ścianę ... zaiste warta zapamiętania! Luthien rozmawiająca z Kilim i Bilbem u Beorna skojarzyła mi się z Motrem ( "ocal mnie") - spokojnie to komplement! Ponadto muszę stwierdzić, że Thranduil to zwyczajna ... świnia. Czyżby planował, że do Thorina zapuka CBA, by sprawdzić skąd ma zegarek? Ale może uszkodzona korona mu zaszkodziła uciskając głowę zbyt mocno po jednej stronie?
    Król znowu zgubił się dwakroć ... ale całe szczęście, że zapytał dziadka o zdanie - porządne palnięcie w łeb dobrze mu zrobiło. :)
    Dzięki Kate, za świetną zabawę!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eve, wybacz, ale o ile dobrze pamiętam, Mort jest wielbicielem królewskich stóp - chyba Lilly bardziej do tego opisu pasuje :)
      Mówisz, że dobrze że wprowadziłam współczesne instytucje. Ja żałuję tylko, że nie stworzyłam stacji telewizyjnej "Hobbit TV" - Radagast mógłby kręcić "Z kamerą wśród zwierząt", w pierwszym odcinku odwiedziłby zamek Thranduila, by ponagrywać... świnię :) Ech, no cóż, najlepsze pomysły przychodzą na koniec :)
      Dziadka zawsze trzeba o zdanie pytać! Gdyby nie Thror, Luthien wyleciałaby na zbitą buzię z niedoszłą szwagierką i jej kochankiem :)
      Dzięki, Eve, i cieszę się że nasza telepatia nie była jednakowoż aż na tyle silna, by popełnić plagiat :) Jednak jakieś różnice są :)

      Usuń
    2. Pewnie, że różnice są - przecież to tylko telepatia!:) Ale chciałam uściślić, że chodziło mi o takiego lekko zalęknionego Morta - nie myślałam o nim w kontekście królewskich stóp.:) Poza tym zawsze możesz dopisać "zaginiony rozdział" ku uciesze swoich czytelniczek i wtedy programy "Hobbit TV' ujrzą światło dzienne. Jeśli mogę coś sugerować, to nie zatrudniaj panny W. :))

      Usuń
    3. O nie! Panna W. w "Hobbit TV"? Tego to bym nawet Thranduilowi nie zrobiła!

      Usuń
    4. Masz rację! Nawet on na to nie zasłużył!:)

      Usuń
    5. Błagam, tylko nie panna W.!!! ;-)

      Usuń
    6. Aniu, spokojnie, panna W. jest z innej bajki. Tu NIE pasuje. :))

      Usuń
  3. Szybko wyrażę swoją opinię, bo też i szybko "przeleciałam" ten tekst jako, że od razu zaleciało mi romansidłem;) Niestety nie należę do wielbicielek twojego stylu Kate, ale doceniam, że tym razem dziełko to wyzbyte jest pewnych kwiecistych opisów królewskich rozkoszy;) Razi mnie tylko to Kate, co napisałaś na początku, że "nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów"- wychodzi z tego, że Tolkien stworzył jakieś bzdury, które mogą czytać tylko malkontenci nie gustujący dajmy na to w.... halequinach??. Chyba cię poniosło za bardzo. Może już nie oglądaj Hobbita po raz kolejny?;)
    Eve, błyśnij jeszcze raz tym swoim postmodernizmem;)
    Pozdrawiam,
    Robin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, Robin, a może to Ty nie oglądaj Hobbita po raz kolejny, bo chyba coś robi się z Tobą po nim coś nie tak? :) Zaburza Twoją zdolność czytania ZE ZROZUMIENIEM?
      To Ciebie poniosło, moja droga, w nieznane mi dotąd bezkresy nadinterpretacji. Powinnam Ci pogratulować, ale siedzi we mnie dziś mały, podły Thranduil, więc tego nie zrobię. Po prostu po raz kolejny (jakież to nudne, gdy mówisz, a ktoś Cię nie rozumie od paru miesięcy...) przypomnę, że SAMA uwielbiam Tolkiena, i cóż - wolę jego dzieła niż harlequiny. Oj, rozczarowałam Cię? :) Przykro mi. Ale pobawię się w polonistę, jeśli pozwolisz. "nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena", brzmiała pierwsza część zdania, tu następuje duża przerwa, i następuje zdanie "malkontentów, podobnie jak moja szanowna poprzedniczka, odsyłam do oryginału" - przydałby mi się Cumberbatch, bo jako genialny detektyw może znalazłby tu podłość którą zawarłam między wierszami, i fakt że nazwałam czytelników Tolkiena malkontentami. Cóż, Robin, pocieszę Cię w takim razie - jeśli Ty nim jesteś, to i ja :)
      Ale żeby doszukiwać się tu romansidła... Naprawdę trzeba mieć bujną wyobraźnię.

      Usuń
    2. No to dzięki za wyjaśnienia:) Tyle, że ja wcale nie chcę cię zrozumieć, Kate;)
      Cieszę się, że uwielbiasz Tolkiena,ale mam nieprzemijające wrażenie, że najlepiej w swojej własnej interpretacji;)
      Na pewno nie obejrzę III części Hobbita po raz kolejny:) Raz wystarczy w zupełności.
      Robin

      Usuń
    3. Skoro zostałam wywołana do tablicy, dorzucę swoje trzy grosze. Zaznaczam od razu, że nie zamierzam "błyskać" niczym. :) Szczerze podziwiam Kate za autoironię i umiejętność śmiania się z własnego tekstu, za dystans i spojrzenie z przymrużeniem oka na to, co kiedyś opublikowała całkiem na poważnie. Kate! Gratulacje!

      Usuń
    4. Jeżeli w rozmowie dwójki dorosłych osób pada zdanie "ja wcale nie chcę cię zrozumieć", no to... coś tu jest nie tak. Bawimy się w piaskownicę? To może ja zaraz powiem, że idę do mamy :)

      Eve, autoironia to moje... drugie? Trzecie? Tak, trzecie imię - drugie brzmi "pani Thorinowa" :) A czwarte to telepatia, oczywiście :)

      Usuń
    5. Eve- mam nadzieję, że nie odniosłaś wrażenia, że próbuję ci się przypodobać?;) Gdyby jednak- to zapewniam, że daleko mi do tego;) Wiem, że wy wszystkie stoicie murem za Kate. Mnie jednak niestety- jak zwykle, tylko umiarkowanie podobało się jej opowiadanie. I co z tego?
      Co do fanfiku T/L, jak dobrze pamiętam- jego autorka jednak wiele razy zapewniała, że nie jest to "na poważnie":) (Hmm, gdyby było "na poważnie",to moja tzw. krytyka i czepianie się kolejnych rozdziałów okazałyby się całkiem zasadne:))
      Robin

      Usuń
    6. Kate Autoironio Pani Thorinowo Telepatio ... Ufff, chyba niczego nie pominęłam. :))) Zapomniałam dopisać jeszcze, że bardzo podoba mi się sposób spisywania dokumentów przez kadrowego, a szczególnie umiejętność pisania drobnym druczkiem. :)

      Usuń
    7. Nie gniewaj się, ale nie odniosłam wrażenia byś była dorosłą osobą Kate;)
      Robin

      Usuń
    8. Robin i znowu nie zrozumiałyśmy się. Nie odebrałam wpisu skierowanego do mnie jako chęci "przypodobania się", bo to nie w Twoim stylu. Cenię umiejętność wypowiadania własnego zdania wśród ludzi, którzy mają zgoła odmienne, ale można robić to w spokojny sposób - taki, który nie sprawia wrażenia, że chce się być rozmyślnie złośliwym. Ale o tym wielokrotnie rozmawiałyśmy i jakoś ciągle wspólnej płaszczyzny znaleźć nie możemy.Szkoda. Dodam jeszcze, że określenie "na poważnie" dotyczyło czegoś innego - historii, która nie ma być totalnie absurdalna i śmieszna, jak ta, którą dziś czytałyśmy.

      Usuń
    9. Wybacz Eve, że tak napisałam, ale niestety ciągle mi się wydaje, że jeśli dodam coś o wydźwięku negatywnym wobec twórczości własnej Kate, to jest to brane za czystą złośliwość z mojej strony. Zaznaczam, że nie chcę rozwijać kolejnej dyskusji ani się tłumaczyć. Jaki jest mój stosunek do twórczości Kate- wiecie. A Kate zapewne "nie potrzebuje adwokatów"' - prawda Kate?;)
      Robin

      Usuń
    10. W porządku, nie kontynuujmy dyskusji skoro niczego to nie zmieni. Nie zaprzeczaj jednak, że pisanie iż "nie odniosłam wrażenia byś była dorosłą osobą Kate;)" - nawet z emotikonem na końcu - nie zawiera w sobie złośliwości.

      Usuń
    11. Powiem krótko, Robin proszę nie obrażaj Kate!

      Usuń
    12. Ja sama jestem swoim najlepszym adwokatem. A Eve nie próbuje mnie bronić, tylko stara się (w przeciwieństwie do Ciebie) rozmawiać i rozumieć wszystkie strony dyskusji.
      A poza tym to niewiele mnie obchodzi Twoje zdanie na temat mojej rzekomej niedojrzałości, bo to nie świadczy o mnie, a o Tobie. Mnie nauczono innego zachowania, więc kulturalnie zakończę "dyskusję" z Tobą.

      Usuń
    13. Bez komentarza moje Panie.
      Robin

      Usuń
    14. Robin, ja ciągle nie potrafię zrozumieć ( a nieskromnie informuję ,że IQ mam bardzo wysokie) po co Ty wchodzisz na blog Ani i ciągle denerwujesz się . Nie szkoda Ci własnego zdrowia ? Nas specjalnie już niczym nie zaskoczysz .
      Basia

      Usuń
    15. I jeszcze jedno zanim stracę całkiem panowanie nad sobą- Kate, to wypowiadaj się jak osoba dorosła a nie zachowuj jak rozkapryszony dzieciak któremu dano na plastyce 4+ zamiast piątki. I przestań mnie wreszcie z premedytacją prowokować swoimi odpowiedziami bo przez ten rok już chyba wystarczająco dobrze mnie poznałaś! Ciao bambino.
      Aniu- czuję się również obrażona przez Kate.
      Robin

      Usuń
    16. Basia- nie blog Ani mnie denerwuje tylko odpowiedzi Kate.
      Robin

      Usuń
    17. Robin, nie bądź śmieszna. JA prowokuję? Poza tym, Ty mnie również poznałaś na tyle, żeby odpuścić sobie czytanie moich fanfików bądź komentarzy. A Ty z uporem maniaka to robisz nadal, wchodzisz, i komentujesz, czasem nawet nie czytając, albo jak dziś "pobieżnie przelatując tekst". No, rzeczywiście, bardzo poważne to Twoje zachowanie i podejście do sprawy. W ogóle nie prowokujące. Absolutnie. Przestałabyś w końcu zrzucać winę na innych.
      Ach, jeszcze jedno, skoro znowu odezwał się we mnie Thranduil - jak ty trollujesz, do czego się sama przyznajesz, to jest super, prawda? Masz do tego święte prawo! Ale jak jest nie po Twojej myśli, to tupiesz nóżką i tracisz panowanie? Szybko :) Mnie nie wytrąciłaś z równowagi przez cały rok.

      Usuń
    18. Cha cha Kate, nie kłóćmy się już, rozbawił mnie ten Thranduil;D I skoro Thranduil siedzi w Tobie, to we mnie chyba... Thorin i jego wielkie ego:D Właśnie opierniczyłaś mnie dosłownie- jak Bilbo :D Serio- mogę ci przyznać rację- mam niestety despotyczny charakter, wyłazi ze mnie zawsze gdy ktoś mi się sprzeciwia;) Ale potrafię wyciągnąć rękę do zgody:)
      Robin

      Usuń
    19. Na zakończenie tej jakże pouczającej dyskusji, bez żadnych aluzji i bez wniosków, po prostu w ramach uświęcenia święta Trzech Króli:
      http://oi59.tinypic.com/6iem43.jpg
      Durinowych snów!

      Usuń
    20. Wezmę pod uwagę "bez aluzji";)
      Durinowych to raczej dla ciebie;) Ja wracam do Shire.
      Robin

      Usuń
    21. Robin, ja z czystej ciekawości zapytam: Ty byłaś taka od urodzenia, czy to nabyte? Ten blog był cudownym, przyjaznym miejscem, a Ty jakbyś za punkt honoru sobie postawiła, że musisz to zepsuć. Jątrzysz, obrażasz, emanujesz zajadłością i złośliwością, a wszelkie rozmowy z Tobą, to rzucanie grochem o ścianę. Podziwiam Anię za opanowanie, bo gdyby to był mój blog, to dostałabyś wilczy bilet.

      Usuń
    22. 1. No chyba od urodzenia, nie pamiętam.
      2. "Jątrzysz, obrażasz, emanujesz zajadłością i złośliwością" -uff, jest aż tak źle? Jeśli nawet to tylko czasem. I tylko wyłącznie, jeśli to miało związek z jakimś fanfikiem Kate.
      3. Po co rozwijasz ten temat Zofio???? Zdaje się że już został zakończony. A ja już jakiś czas temu przy pewnej wielkiej blogowej manifestacji przyznałam Wam rację! Po co się wtrącasz do konwersacji mojej i Kate? Dziś nawet nie skrytykowałam jednym słowem jej fanfiku i tylko mnie zaskoczyło i uraziło to co napisała na początku- powtórzę "nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów" i uważam, że miałam święte prawo się do tego przyczepić.
      Miłych snów.
      Robin

      Usuń
    23. Tak, jest aż tak źle i chyba właściwie tylko Ty tego nie zauważasz. Tak jak pisałam - wszelkie rozmowy z Tobą to rzucanie grochem o ścianę. Twoje uważanie o świętym prawie mnie nie przekonuje.

      Usuń
    24. Robin, Ty to sprytna kobieta jesteś.:) Niby nic, odżegnujesz się od kontaktów z dziedzicami Durina, a przyznajesz, że wracasz do Shire. Przebiegłe! Wszak panowie stoją w drzwiach domu Bilba!:)) Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.:))
      A na poważnie, to skoro chcesz tu zaglądać, to może dla dobra wszystkich (własnego też, bo po co się denerwować), nie komentuj na przyszłość opowiadań Kate. Możemy taki punkt zawrzeć w "pakcie o nieagresji"?

      Usuń
    25. Robin, ja wcale się nie wtrącałam do konwersacji, więc daruj sobie to strofowanie mnie jak uczniaka i nie chodzi mi o Twój wpis pod tym konkretnym fanfikiem, tylko o całokształt Twojej obecności na blogu. Dokuczliwej obecności. Często Twoje komentarze powodują, że kończy się dyskusja na temat postu, a zaczyna się wymiana zdań z Tobą - psująca atmosferę na blogu.

      Usuń
    26. Zosiu masz 100% rację co do obecności Robin na blogu . No ale cóż jeżeli sama pisze o sobie ,że wyłazi z niej despotyczny charakter zawsze kiedy ktoś się jej sprzeciwia ,
      nie ma tu miejsca na żaden dialog . Nie można wymieniać zdań z kimś kto z założenia uważa ,że racja jest zawsze po jego stronie i do tego wyraża to w sposób często niegrzeczny . Robin po prostu nie potrafi się pięknie różnić . Fundamentalizm poglądów nie sprzyja żadnej dyskusji .
      Basia

      Usuń
    27. Eve- jasne, to był ostatni raz. Ale jesteście trochę niesprawiedliwe dziewczyny. We wszystkich tematach załączanych przez Anię jestem przecież miła i grzeczna. Prowadzę normalne rozmowy. Cofnijcie się w "czasie"i sprawdźcie. Złośliwość taka lub inna wychodziła ze mnie wyłącznie gdy dyskutowałam z Kate. I to przyznaję. Czasem tak bywa, że jakaś osoba i jej sposób postrzegania działa na nas jak płachta na byka.
      Przeczytałam to opowiadanie tylko po to, żeby zobaczyć ja Kate wyszła parodia własnego fanfiku. Myślałam, że może będzie w nieco innym tonie.
      Eve- nie odżegnuję się;) ale wyszło zabawnie.
      Basia- cokolwiek to miało znaczyć- " Robin po prostu nie potrafi się pięknie różnić "- co mi tam, mogę się też brzydko różnić, byle się różnić;D
      Robin

      Usuń
    28. Ale nie sądzę ,że my chcemy się brzydko różnić.
      Basia

      Usuń
    29. Basia- pisałam tylko o sobie w tym momencie.
      Robin

      Usuń
    30. Nie wydaje mi się, żebyśmy były niesprawiedliwe. Zgadzam się, że czasem ktoś działa na nas jak płachta na byka - Ty działasz w ten sposób na większość osób na blogu. Twoje huśtawki nastrojów już nam bokiem wychodzą - ja rozumiem, że czasem hormony nam się rozjeżdżają, ale może znajdź sobie inną formę wyżycia się - pobiegaj, dom wysprzątaj - i nie mąć na blogu.

      Usuń
    31. Robin , wydaje mi się ,że nie do końca rozumiesz o czym napisałam . Pozwól ,że wyłożę to jaśniej : sądzę ,że my z Tobą nie chcemy się brzydko różnić .
      Po co piszesz o jakichś pojednaniach ,zgodach kiedy zależy Ci tylko na tym ,żeby się różnić.Zaręczam Ci ,że większość z nas już zauważyła Twoją odrębność i nie musisz nam jej cały czas pokazywać .
      Przepraszam Zrysiowane , że piszę w liczbie mnogiej , wiem ,że nie wszystkie musicie się ze mną zgadzać .
      Basia

      Usuń
    32. Zofia- mnie się wydaje jednak, że jesteście niesprawiedliwe. Podaj mi większość nazwami. Jak dotąd naliczyłam bowiem góra 5 osób, które to tworzą tzw. "towarzystwo wzajemnej adoracji" i pieją na każde moje (zdaniem tzw. "większości")- wysunięcie łba zza drzewa. To moje ostatnie wywody w związku z tą dyskusją. Idę pisać recenzję Hobbita nr 3.
      Pozdrawiam Was moje dojrzałe i mądre Panie.
      Brzydka i niedojrzała Robin.

      Usuń
    33. Robin, nareszcie trafiłam w Twoje poczucie humoru.:)
      Spróbuj nie traktować nas zbyt surowo, wszystkim nam ciężko się dogadać, ale wierzę, że to jednak jest możliwe przy dobrej woli z obu stron. Musisz jednak przyznać, że sama, podkreślając swoja pozycję trolla, złośliwca (wobec Kate) i osoby nie podążającej za tłumem, poniekąd zasłużyłaś sobie na to, że widząc Twój nawet najgrzeczniejszy komentarz, wszystkie (a przynajmniej większość) najeżamy się. Muszę też zgodzić się z Dziewczynami, że kilkakrotnie obiecywałaś poprawę i większą dbałość o ton własnych wypowiedzi. Jak jest - chyba sama widzisz, a jeśli nie, to może zastanów się przez chwilę, czy skoro tyle osób odbiera je niezgodnie z Twoimi intencjami, to może faktycznie coś jest na rzeczy ?:)
      I to wszystko, co napisałam absolutnie nie jest atakiem na Ciebie! To próba przedstawienia tego, jak sama (i pewnie spora część komentujących) odbieram Twoje niektóre wpisy. Myślę, że wszystkie, nawet jeśli różnimy się, to nie musimy skakać sobie do oczu i sprowadzać dyskusji do poziomu (wybacz:) magla. Cały czas najważniejszy jest tu RA a nie nasze spory. Chyba czas "wrócić do korzeni", zająć się Tym, kto nas naprawdę fascynuje, a nie słownymi przepychankami. Co Wy na to?

      Usuń
    34. Robin, - "Podaj mi większość nazwami"? Co to ma być? Imienna wyliczanka? Na Twoje wpisy reagują osoby, które od dawna aktywnie udzielają się na blogu i pamiętają jak było, zanim się pojawiłaś - żal nam tej atmosfery i rozmów na temat.
      Szkoda czasu i energii na przerzucanie się argumentami, bo to do niczego nie prowadzi.

      Usuń
    35. Eve- co ja na to- jak na lato:) O to mi chodzi- by nie traktować tego co piszę jak serię z karabinu maszynowego skierowaną w najgorszego wroga i jako osobistą zniewagę.

      Odnośnie moich może przyszłych wpisów-czy będzie problemem, że jak mi się np. jakieś zdjęcie Ryśka nie spodoba, czy jego wypowiedź, czy poza, to mogę napisać, że mi się nie podoba? Czy zaraz zostanę wyzwana od trolli, mataczy i osób, których jedynym celem jest rozwalić wspólnotę tegoż bloga?
      Robin

      Usuń
    36. Dopiero po wysłaniu swojego wpisu, przeczytałam Twój, Eve - zgadzam się oczywiście, bo nie o to chodzi, żeby sobie skakać do oczu, ale o to, żeby wszystkim dobrze na blogu było.

      Usuń
    37. Słusznie Eve ustawiasz, przynajmniej mnie do pionu, wróćmy do korzeni .
      A tak zupełnie z innej beczki, mój kot dostał od znajomych z i Irlandii prezent z firmy z różnościami dla zwierząt o pięknie brzmiącym nazwisku właściciela ARMITAGE ( znają moje zafiksowanie) .
      Basia

      Usuń
    38. Robin, nie o to chodzi żeby zgodnym chórem piać z zachwytu - mnie się niektóre zdjęcia Ryśka nie podobają i to piszę. Kogoś innego to akurat zdjęcie może zachwycać. Kwestia tego, co kto lubi. Nie jesteśmy kółkiem różańcowym.

      Usuń
    39. No to coś na koniec na załagodzenie:
      https://www.youtube.com/watch?v=IOOrvMFIxTA
      Z pozdrowieniami.
      Robin

      Usuń
    40. "Pierwsze koty (Basiu, wybacz:) za płoty". Dobra, koty już nie pierwszej młodości ( bez obrazy Dziewczyny - chyba wszystkie jesteśmy w podobnym klubie wiekowym:) ale sądzę, że możemy zacząć od nowa - BEZ wracania do tych męczących wszystkie zapasów. Naprawdę nie mam już na to siły. Dlatego z ulgą chciałabym przyjąć, że każdy ma prawo do własnego zdania, wypowiadania go w sposób nie godzący w poczucie smaku innych i niebudzący podejrzeń o ukrytą złośliwość.
      Robin, głów wystających zza drzewa ścinać nie będziemy, aczkolwiek, gdy głowa sama ściągnie za siebie topór ... to będzie sobie winna, gdy potoczy się po zboczu podskakując przy tym. :) A na poważnie, proszę, przeczytaj własny komentarz zanim klikniesz "opublikuj", ok.? Obiecuję, że sama w razie czego będę się gryźć w palec.:)
      I bardzo dziękuję za link. Też na poważnie.

      Usuń
    41. Eve, Ty naprawdę zrobiłabyś karierę w dyplomacji, albo jako mediatorka. Zdecydowanie jestem za nowym początkiem - bez balastu uprzedzeń i pretensji.
      Robin, filmik jest piękny - same smakowite sceny i muzyka - zdecydowanie łagodzi.

      Usuń
    42. Zosiu, bardzo Ci dziękuję, ale przeceniasz moje umiejętności - nie widziałaś jeszcze, jak się wściekam. :)
      Nowy start, to dobry początek. Zatem, Dziewczyny, miło mi Was poznać. Fajnie, że łączy nas to samo waRiActwo.:)

      Usuń
    43. Jako że lord Thranduil (jak go pięknie Gandalf tytułował! zupełnie bezpodstawnie) opuścił moją czarną wczoraj duszę, a nawiedziło ją Wielkie Słońce Ereboru, czyli Wielki Książę Kili, dzięki czemu jestem dziś do rany przyłóż, chciałabym zapomnieć o powyższych (często przykrych) słowach i przyłączyć się do propozycji gryzienia się w palec i MYŚLENIA przed wysłaniem komentarza. Myślę, że to nie boli - choć czasem coś mnie zakłuje gdy... myślę. A nie, to tylko miecz Thorina. Strasznie czasem uwiera!
      W ramach odstresowania, może na pozór wydawać się to mało dyplomatyczne, ale - zapewniam - zamiary moje czyste. Wielkie Słońce Ereboru mówi, że TEN palec oddala nerwy i smutek. Zobaczmy:
      http://oi58.tinypic.com/wmgls6.jpg

      Usuń
    44. Kate, jedno pytanie mam: W co, bądź gdzie uwiera Cię miecz Thorina?:)
      I zdecydowanie zgadzam się z Wielkim Sercem Ereboru - jestem przekonana, że TEN palec mógłby oddalić nerwy i smutki:)
      Chyba trzeba będzie naparstki zakupić, bo jak się tak zaczniemy gryźć w palce, to może być problem:) Ale wierzę, że jeśli wpierw się zastanowimy co piszemy - przy ważnych tematach, bo przy frywolnych, luźnych dyskusjach nie ma się co zastanawiać, tylko trzeba iść na żywioł - to gryzienie nie będzie potrzebne.

      Usuń
    45. Eve, wcale nie przeceniam Twoich umiejętności - bardzo sprytnie, inteligentnie i z wdziękiem ogarnęłaś nas dzisiaj na blogu. Ale co się dziwić? Ulubioną stupid woman Johna M. nie zostaje się tak za nic - same piękne oczy nie wystarczą:)
      Dziękuję za Twój głos rozsądku.

      Usuń
    46. To wszystko wina tego, że Thorin - nie owijajmy w bawełnę i nazwijmy rzecz po imieniu - to kurdupel. Ale miecz, jak powszechnie wiadomo ma ma największy wśród krasnoludów i nawet go nazwał. :) Dobra - za wcześnie na dwuznaczności. :)
      Gif prześmieszny.:)

      Usuń
    47. Zawiesiłam się szukając obrazeczka w temacie gifu i oczywiście nie znalazłam. :) W pamięci jedynie pozostał. :) Dlatego mój wpis "nieco" nie pasuje go Twojego, ostatniego Zosiu. :) Ale nie ma za co. Spąsowiałam niczym wino John'a M. A miałam go trzymać na wodzy, by nie wyskakiwał przed szereg!:)

      Usuń
    48. Również dziękuję za głos(y) rozsądku i mam nadzieję, że Wszystkie wytrwamy w tym swoistym „Pakcie o nieagresji”

      Usuń
    49. Żeby się za słodko nie zrobiło, to po łyczku z kieliszka Johna M. - na pewno wytrawne pije:) Chyba, że się mylę, ale nie wierzę, że taki mężczyzna piłby słodki alkohol. Mam nadzieję, że jedynym pikantnym akcentem na blogu będzie Ryś.
      Ale za to jaki kurdupel! Skoro sam Rysiek zapominał, że jest mały, to co dopiero my? Poza tym, skoro ma miecz największy wśród krasnoludów, to tak właściwie jest dryblasem:)

      Usuń
    50. Zosiu, w głowę mnie uwiera miecz Thorina - a co myślałaś? :)
      I byłabym ostrożna nawet z tymi frywolnymi tematami - łatwo jest powiedzieć o dwa słowa za dużo, a co raz pojawi się w sieci, to już tam jest, i nigdy nie wiadomo, kto akurat przypadkiem wejdzie, choćby teraz, w drugiej zakładce otworzy sobie translator i... można się lekko spalić ze wstydu :) Ja od jakiegoś czasu zaczęłam się gryźć w język i w palce zawsze, cokolwiek bym nie pisała. Nigdy nie wiem, kto jest tam po drugiej stronie :)

      Usuń
    51. Kate , to Ty nienachalnego wzrostu jesteś , jeżeli miecz Thorina uwiera Cię w głowę .
      Chociaż taki wzrost w niektórych sytuacjach to zaleta .żeby nie było , chodzi mi o schylanie się jak coś na podłogę spadnie .
      Basia

      Usuń
    52. Basiu, chodziło mi o momenty gdy Thorin macha tym swoim mieczykiem - odkąd Legolas mu go oddał, strasznie się chłopaczyna cieszy i wywija nim dookoła, przez co czasem można zarobić raz czy drugi w łeb - ale czy to ważne? :)

      Usuń
    53. A widzisz to ja nie zrozumiałam . No nie ma się co dziwić ,że chłopak się cieszy z odzyskania swojego...skarbu .
      Basia

      Usuń
    54. Kate, Ty uważaj na niego, bo nowe rany "bitewne" się pojawią. Zaraz ... Ty dobrze kombinujesz: król się zrani i będzie potrzebował czułej opieki ... Sprytne!:)

      Basiu, wzrost przy podnoszeniu upuszczonych przedmiotów przydatny, ale przy rozmowie z mężczyzną rozmiarów niethorinowych może wywołać ból karku. :)

      Usuń
    55. Prawda z tym wzrostem.
      Ciekawe czy Kate podzieli się z nami opieką nad biednym zranionym królem , czy będzie okropną egoistką ?
      Basia

      Usuń
    56. Dziewczyny, Wielkie Słońce Ereboru mówi, że mam Wam oddać Jego Wysokość - cóż uczynić? Wielkie Słońce Ereboru chce wyjść na plac zabaw na karuzelę, więc pozwólcie, że z nim pójdę - a Thorina poproszę jutro rano :)

      Usuń
    57. Kate, żebym nie wiem jak się starała, to przy frywolnych tematach nie jestem w stanie się gryźć w język ani w palce i frywolność wyrywa mi się spod kontroli - zresztą, wiesz jak piszę:)
      Nie pozwalaj Thorinowi tak tym mieczem wymachiwać, bo w końcu sam siebie uszkodzi, a to byłaby niepowetowana strata. I na głowę uważaj, bo to jednak ostry miecz. Czy Tauriel nie ma nic przeciwko temu, że Ty z Wielkim Sercem Ereboru kręcisz... się na karuzeli?:) Zastanów się co powiesz rano Thorinowi, gdy zapyta gdzie byłaś przez całą noc, skoro masz dla niego czas dopiero teraz:)

      Usuń
    58. Ha! Nareszcie znalazłam! Wiem, że już posunęłyśmy się w dyskusji w inne rejony, ale pozwólcie komentarzyk do gifa Kate. :)
      http://www.visualart.me/work/7138

      Zosiu, ale to o to chodzi by nieszkodliwie się uszkodził, bo opatrzyć można a potem troskliwie dbać o pełny powrót do zdrowia.:) Gdy Thorin będzie odpowiednio mieczem trzaśnięty, to nawet nie zauważy, ze Kate kręci się na karuzeli z Wielkim Słońcem Ereboru. A Tauriel zatrudni się do pomocy nad rannym. :)

      Usuń
    59. O rany! Boskie! Thorin i jego... mieczyk kontra lubieżny język Smauga:) Istne cudo.
      Obawiam się, że Thorin jak się uszkodzi, to nie będzie to nieszkodliwe, odpowiednie uszkodzenie, tylko może dojść do tragedii i mieczyk się mu zrobi taki malutki jak na gifie:) Oczywiście mam na myśli ułamanie ostrza, bo nawet elficka sztuka militarna nie wytrzyma w zetknięciu z krasnoludzką głową:)
      Mam wrażenie, że my chyba za bardzo obwąchałyśmy się wczoraj ziela od Radagasta:)

      Usuń
    60. O! Pamiętam ten obrazek! :) I gdyby Thorin rzucił swoim mieczem w tym momencie w lukę w smoczej łusce, nie byłoby dalszej szopki z urządzeniem sobie ogniska w Esgaroth.

      Pozwolę sobie stwierdzić, parafrazując znane powiedzenie, że siostrzeńcy Thorina są moimi siostrzeńcami - w tej sytuacji ani on, ani też Tauriel nie mają prawa mieć do mnie pretensji! Wychodzi na to, że jestem jego ciotką, a ciotkom chyba wolno kręcić się na karuzelach z siostrzeńcami :)))
      Ach, ta moja pokręcona logika...

      Usuń
    61. A jak głowa będzie akurat w koronie po dziadku, to I miecz z Gondolinu nie wytrzyma. :) Kate, to Ty powinnaś wiedzieć, kiedy te 4 godziny dziennie w aparacie ortodontycznym ... znaczy koronie Jego Wysokości Throra wypadają. :)
      Kręć się, kręć do woli ... nie musisz się spieszyć, niech się siostrzeńcy wybawią ... Król nie będzie się nudził - obiecuję. :)

      Usuń
    62. O tak, prawie zapomniałam, że "ten palec" to wspaniały przyrząd. Widziałyście "The Breakfast Club"? Jest tam taka miła scenka, której parę razy już, zdarzyło mi się użyć jako dedykacji.
      https://www.youtube.com/watch?v=_HHs-n87iAw
      Robin

      Usuń
    63. Eve - od 12 do 16, są to godziny audiencji u Jego Królewskiej Mości. A kiedy nie ma audiencji, siedzi przed obrazem Wielkiego Throra z zegarkiem (od Thranduila) w ręku i odlicza minuty do zdjęcia żelastwa :)
      I jestem absolutnie spokojna o królewskie ego w Twoich rękach :)

      Usuń
    64. Robin, cudne! Nie widziałam tego.:)

      Dzięki, Kate, teraz już wiem, kiedy króla nie nachodzić, bo może się wściec. Żelastwo do wygodnych nakryć głowy raczej nie należy. :) Obiecuję, że o ego władcy zadbam należycie. :)

      Usuń
  4. Kate, ubawiłam się setnie. Zaczęłam sobie z boczku na kartce wypisywać najśmieszniejsze określenia, żeby je we wpisie wypunktować, ale mi kartki brakło:) Stokrotne dzięki za wszelkie "ciepłe" słowa pod adresem Thranduila - blondyna dostała za swoje i dobrze jej? Mu? tak:) O tak! Lindirra idealnie do niego pasuje. Kili jak zwykle w formie - należałoby napisać: słodzienki. A w dodatku kreatywny - napis drobnym druczkiem to perełka. Rozmowa o ego Thorina - doskonała. "Dwalin zawsze był hardkorem"- zgadzam się w 100%. Dwuznaczności o zabarwieniu swawolnym - szczególnie w ustach Luthien - bardzo akuratne: mówienie Thorinowi, że jego słowa rozpierają ją od nadmiaru szczęścia to czysta prowokacja:) Ziele Radagasta musiało mieć moc, skoro Thorin i Bilbo elfickie piosenki śpiewali. Poczucie humoru Thorina jest zdecydowanie w moim typie:)
    Świetny pomysł i niezły wyczyn, żeby na kanwie własnego fanfika taką zgrabną, parodystyczną historię stworzyć. Podobało mi się bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosiu, bardzo się cieszę że Thorin w wersji absurdalnej Ci się spodobał. Słowem - kluczem do tego fanfika było właśnie słowo "absurd", wszystko miało takie być, a poczucie humoru Thorin ma w sumie moje - ciężkie, nie dla każdego strawne. Ale dla mnie jak najbardziej zabawne, i tym bardziej cieszy mnie, że i Tobie odpowiada :)
      Jednym z moich głównych celów (poza uszczęśliwieniem królewskiego ego) było dokopanie leżącemu, czyli Thranduilowi - dziś po kolejnym obejrzeniu filmu może nie byłabym tak ostra, bo żal mi dziada, ale co zrobić - "jak zostać kadrowym" powstało przed obejrzeniem 3 części, więc czuję się usprawiedliwiona. Kili podpowiada mi, że dobrze zrobiłam, a skoro Wielkie Słońce Ereboru tak twierdzi, to to musi być prawda :)

      Usuń
  5. Fantastyczna zabawa Kate . Wielkie ego Thorina powala na kolana , chciałabym zobaczyć jak Luthien je poskramia . Pisz dalej .
    Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, tak prosto to nie będzie - niech lepiej Luthien poskramia królewskie ego za zamkniętymi drzwiami alkowy; skoro i dziadka wyprosili, to i nam nie wypada tego podglądać :)
      Dziękuję Ci za przeczytanie.

      Usuń
    2. E tam , dzadek jest starej albo nawet jeszcze starszej daty i serce mogłoby nie wytrzymać tylu emocji .Ale my nie , tak trochę przez dziurkę od klucz albo paparazzi na drzewie ?
      I nie dziękuj za przeczytanie tylko publikuj więcej .
      Basia

      Usuń
    3. Kochana, ja bym bardzo chciała tylko jakoś moje ręce nie nadążają za głową! Ale obiecuję, że jak tylko cokolwiek zdatnego do publikacji się pojawi, to niezwłocznie się podzielę.

      Usuń
    4. Trzymam za słowo !
      Basia

      Usuń
  6. Cóż mogę napisać? To było genialne! Thorin po prostu powala wszystkim od reakcji po jego ogromne ego. Uśmiałam się i mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Obawiam się, że na ten temat już nic nie powstanie, Thorin jest bardzo absorbującym krasnoludem, i prawdę mówiąc wyczerpałam już chyba limit na niego. I tak jestem z siebie dumna, że wykrzesałam z mojego poprzedniego fanfika taką parodię, bo początkowo wydawało się to dość karkołomnym zadaniem, ale chyba podołałam :)

      Usuń
  7. Haha, to było boskie :D Thorin mnie zabił, psychicznie nie żyję :D A Lindir ze zmianą płci? Jezu, popłakałam się :) Dzięki stokrotne, Kate. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jednak nadzieję, że przeżyjesz, nie ma sensu umierać w imię fanfika :)
      Dzięki za przeczytanie!

      Usuń
    2. Dzięki za troskę, myślę, że będę żyła :D a co do fanfików, to dla niektórych można byłoby umrzeć :D tylko jeszcze nie teraz bo czekają kolejne :)

      Usuń
  8. Kate, jak zawsze pełen podziw dla Ciebie. A więc tak wyglądała prawdziwa historia Thorina i Luthien :D Ciekawe, bardzo ciekawe :) Kate jak zwykle pełen szacun dla ludzi takich jak Ty, dla ludzi z dystansem ;)
    Pozdrawiam Anonimowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki - czego jak czego, ale dystansu to mam aż w nadmiarze, i do siebie, i do wszystkiego :) I przyznam, że Thorin lepiej wygląda właśnie z dystansu - i absolutnie nie chodzi tu o odległość, bo te niebieskie oczy i kpiący uśmieszek z bliska... Raj! :)

      Usuń
  9. Trafiłam na tego bloga szukając opowiadania o Kilim i Tauriel i tak oto dziś rano znalazłam 19 część „Serca”. Przeczytałam ją i myślę sobie: o nie to jest warte przeczytania całości. Tak wiec nie jadłam, nie piłam a czytałam. Po skończeniu znalazłam jeszcze to opowiadanie i muszę przyznać, że tak jak po przeczytaniu „Serca Góry” padłam przed Tobą na kolana tak po przeczytaniu tego opowiadania leże na ziemi albo i 2 metry pod nią chyląc czoło Twojemu talentowi. Kochana Tolkien przy Tobie się chowa. Brak mi jakichkolwiek słów aby opisać to jak opisałam mojego ukochanego Kiliego a już o pięknej miłości Thorina, która każda z nas chciałaby mieć nie wspomnę. Połączenie Dwalina z Dis nie no nie mam słów. Masz nową czytelniczkę będę tu zaglądała w poszukiwaniu nowych opowiadań. Może kiedyś doczekam się opowiadania o Kilim w roli głównej?  w każdym razie będę tu częstym gościem ze względu na Twoje opowiadania jak i ze względu na śśśliczne zdjęcia Richarda aby uzupełniać moją galerię  POZDRAWIAM ALLALOVE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no widzisz, u mnie może Kiliego i Tauriel nie ma zbyt wiele, bo i nie są głównymi bohaterami, ale Kili jest moim ukochanym Słońcem Ereboru, więc musiałam go dopieścić tak, jak na to zasługuje :)
      Zawstydziłam się, czytając Twoją opinię. Nie zgodzę się tylko, że Tolkien się przy mnie chowa - absolutnie, jest Mistrzem, a ja go tylko podziwiam. Myślę jednak, że nie miałby nic przeciwko wesołej, absurdalnej wręcz wersji jego wspaniałego dzieła :) W końcu łączy nas miłość do krasnoludów i Śródziemia.
      Dziękuję Ci bardzo za poświęcenie jedzenia i picia dla przeczytania "Serca Góry" - trudno o lepszą recenzję. I mam nadzieję, że ewentualne inne opowiadania Cię nie zawiodą.

      Usuń
    2. To prawda może trochę mnie poniosło z tym Tolkienem też go uwielbiam i właśnie czytam "Niedokończone opowieści" i nadal nie mogę wyjść z podziwu jego fantazji i wyobraźni... :) Pamiętam, że jako mała dzieweczyna miałam Hobbita za lekture w 6 klasie i była to taka "głupuia" książka Jednak na studiach przed przeczytaniem "Władcy pierścieni" postanowiłam sobie przypomnieć Hobbita i stało się zakochałam się w Tolkienie :) właśnie niedawno odkryłam "Niedokończone opowieśći" :) ale Twoje opowiadanie ma to coś czego zabrakło mi w Hobbicie... No i Thorin i Kili żyją to najważniejsze... Długo boczyłam się na Tolkiena za zabicie ich!! :) POZDRAWIAM ALLALOVE :)

      Usuń
    3. Kate- sorry, że wtrącę, ale myślę, żeby miał. Zwłaszcza tej wersji.
      Robin

      Usuń
    4. Robin, wybacz że mam własne zdanie, ale myślę, że jeśli Profesor nie był tylko Wielkim, uczonym i mądrym człowiekiem, ale też normalną osobą o dystansie i poczuciu humoru (a tak mniemam, biorąc pod uwagę wiele fragmentów jego książek), nie pozwałby mnie za to do sądu. Myślisz, że osoba o tak otwartym umyśle i szerokich horyzontach nie cieszyłaby się, że jego twórczość tak mocno wpływa na innych? Nawet, jeśli są to parodie i totalne abstrakcje. Ja nie próbuję zmieniać oryginalnego "Hobbita", nie ingeruję w treść książki i nie wpycham swoich wynurzeń do księgarni.
      Jakoś nie widzę Tolkiena jako megalomana, który wścieka się za tzw. "obrazę majestatu". Tyle ode mnie.

      Usuń
    5. Ale Robin wcale nie chodziło o poczucie humoru, jak zwykle jej nie zrozumiałaś. Po prostu Tolkien raczej nie był zwolennikiem transseksualizmu, homoseksualizmu itd. Tylko tyle.
      Jeannette

      Usuń
    6. Jeannette, jak zwykle, to ja się mogę porozumieć z Robin. Ale dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie. Choć nadal nie rozumiem co to ma za związek, ja nigdzie nie powiedziałam że jestem zwolenniczką czegokolwiek, albo nie jestem, ale nie zmienia to faktu że mogę zrobić z tego parodię, jeśli mam taki kaprys.

      Usuń
    7. Ja też nigdzie nie powiedziałam, że jesteś zwolenniczką czegokolwiek ;)
      Jeannette

      Usuń
  10. Tak, na pewno uszczęśliwiłyby go te i tym podobne fragmenty o "rozkładaniu nóg". Na pewno zaśmiewałby się z tego razem z żoną przy kominku i opowiadał synowi. Na pewno wielki wyznawca Chrystusa i Ewangelii, na podstawie której napisał Władcę Pierścieni i którego poglądy przyczyniły się do nawrócenia samego C.S. Lewisa, z zachwytem upajałby się kolejnymi opisami wydarzeń z alkowy Thorina tudzież Thranduila, etc. Weź się opamiętaj Kate- kobieto.
    Robin

    OdpowiedzUsuń
  11. Żebym nie była gołosłowna- przytoczę słowa Christophera Tolkiena, który był niemalże powiernikiem swego ojca, na temat filmów Jacksona:
    "(…) Tolkien stał się monstrum, pożeranym przez własną popularność i wchłoniętym przez absurdalność otaczającego nas współczesnego świata. Przepaść między pięknem i powagą książki, a tym, co się stało, jest jak dla mnie zbyt ogromna. Ta komercjalizacja zredukowała estetyczną i filozoficzną moc dzieła do zera. Ja widzę tylko jedno wyjście: odwrócić głowę."
    Skoro jego syn tak ocenił twórczość Jacksona twierdząc, że "pohańbił on"- cytuję- dzieło jego ojca, to wyobraź sobie co sam Tolkien powiedziałby o tych wszystkich fanfikach, nie tylko Twoich, Kate?
    Robin




    OdpowiedzUsuń
  12. Robin, bardzo Cię przepraszam, ale niestety nie Ty jesteś osobą która będzie mnie pouczać i przywoływać do opamiętania. Zamknij się w tym swoim hermetycznym świecie Tolkiena, i pozwól mi rozkładać fikcyjne nogi przed Thorinem czy którymkolwiek z bohaterów - to moja sprawa. Mam do tego prawo, jak również mam prawo do własnej opinii, i nie życzę sobie przywoływania mnie do porządku w taki sposób.
    I nie wyjeżdżaj z tekstami o Chrystusie na blogu Ryśkowym, już kiedyś prosiło Cię (i nie tylko Ciebie) kilka osób, żeby powstrzymać się od tak poważnych tematów tu. To nie jest miejsce na to.

    I wiesz co? Kiedyś, kiedy pisałam pierwszy fanfik o Thorinie, jakoś potrafiłaś brać to z humorem, jak i Twoje (czasem ociekające zjadliwością) komentarze w gruncie rzeczy były humorystyczne, a teraz przeszkadza Ci każde moje słowo. Uwierz mi (bo może nie szukałaś - a Google zawsze pomocne!) jest od cholery stron i forów o Tolkienie. Tam nie będziesz natrafiać na takie bezbożnice, które nie szanują Profesora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robin, chciałbym przypomnieć, że coś ustaliłyśmy. Zawarłyśmy pakt. Obiecałaś, że powstrzymasz się od komentarzy pod opowiadaniem Kate, podobnie, jak to, że będziemy tu rozmawiać o Ryśku i jego postaciach, bo po to jest to miejsce. Kiedyś postanowiłyśmy również powstrzymać się od dyskusji i komentarzy na tematy życiowe. Skoro spora część z nas trzyma się tego, to może też postarałabyś się dotrzymać danego słowa?
      Kate ma rację - jeśli chcesz rozmawiać o Tolkienie, zrób to na innym forum. Przy całym szacunku dla Profesora, to nie on jest tu najważniejszy.

      Usuń
  13. A miało być już normalnie. Zamykam komentarze pod tym postem. Jeśli ta dyskusja przeniesie się pod inne posty, komentarze takie będą usuwane.

    OdpowiedzUsuń