Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
-----------------
Poprzednia, jedenasta część tutaj.
- Nie! Oszalałaś! Nigdy się na to
nie zgodzę!
- Kochanie, pomyśl, może być
super, a poza tym… To dla mnie ważne!
- Kate, powiedziałem już: NIE!
Kłóciliśmy się tak już od
dłuższej chwili; wyglądało na to, że czeka nas jeszcze długa przeprawa. John
zdenerwowany krążył po pokoju, a ja spokojnie stałam w miejscu, obserwując go
uważnie. Dlaczego tak mocno się uparł…?
- John… Proszę – podeszłam do
niego i położyłam mu dłonie na ramionach – Przecież to tylko zwykła, redakcyjna
impreza. Dlaczego nie chcesz ze mną pójść?
- I co im powiesz? To mój
narzeczony, który pasie owce?
- Nie wstydzę się ciebie –
odparłam pewnym głosem – Powiedziałam już kiedyś naczelnemu, czym się
zajmujesz. Zajmujesz się hodowlą owiec, a poza tym jesteś specjalistą od
remontów.
- Czyli jednak podkoloryzowałaś…
- John, powiedziałam prawdę! Nie
rozumiem, gdzie widzisz problem, myślałam że wyleczyłam już wszystkie twoje
kompleksy…
- Dobrze, że ty żadnych nie masz
– mruknął ze złością. Objęłam go delikatnie w pasie.
- Nie o to chodzi, przepraszam
jeśli źle to zabrzmiało… Posłuchaj, to dla mnie ważne, na tej imprezie będzie
też góra, ludzie ważniejsi od Hugh. Jeśli dobrze podejdę do sprawy, jeśli
porozmawiam z kim trzeba, to mogę liczyć na awans. Wiem, że pracuję tam od
niedawna, ale Hugh mówił że wielokrotnie chwalił mnie na zebraniach, że moje
artykuły są dobrze ocenianie… John, to dla mnie szansa, zrozum.
- Ja i tak nie pomogę ci w tych
rozmowach – oznajmił twardo – Będę tylko przeszkadzał. A poza tym… Jak chcesz
ich przekonać, że zasługujesz na awans? Bo nie sądzę, żeby narzeczony u twego
boku ci w tym pomógł.
- John… Co ty masz na myśli!?
Popatrzył na mnie ze złością i
zazdrością. Niemożliwe… Czyżby myślał, że byłabym zdolna do uwiedzenia któregoś
z przełożonych, by dostać awans!? Nie wierzyłam, że mógłby tak pomyśleć. Wbiłam
w niego pytający wzrok, ale on ani drgnął. Wszystko było jasne…
- Jak możesz tak nisko mnie
oceniać? – zapytałam go, drżąc z wściekłości – JAK mogłeś pomyśleć, że…
- Skoro ten awans jest dla ciebie
tak ważny!
- John! NIC nie jest dla mnie
ważne, jeśli nie chcesz, nigdzie nie pójdę, mogę się zwolnić z redakcji! Jeżeli
to cię uszczęśliwi, zrezygnuję ze wszystkiego! Ale nie rób ze mnie… łatwej
panienki!
- Kate! Kate… Przepraszam –
szepnął, podchodząc do mnie i ściskając mocno moje dłonie – Nie wiem, co
strzeliło mi do głowy. Przepraszam.
- Nie przepraszaj… John, czy ty
boisz się mojego awansu? Boisz się, że coś się przez to zmieni?
- A ty… Potrzebujesz tego?
Będziesz szczęśliwsza, dostając awans? – spojrzał na mnie dziwnie. Zmieszałam
się, nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Nie wiem, John… Chyba, chyba
tak – westchnęłam – Chyba po to tam pracuję. Żeby nie tkwić ciągle w tym samym
miejscu. Rozwijać się. Jasne, że chciałabym dostać awans.
- Nawet, jeśli wiązałoby się to
z…
Wydawało się, że głos ugrzązł mu
w gardle i nie był w stanie dokończyć zdania. Jakby bał się, że powie coś,
czego się boi, a ja przytaknę. Położyłam mu dłoń na policzku i wyczułam
zdenerwowanie.
- Z czym? – zapytałam.
- Nie udawaj, wiesz że w twoim
przypadku na pewno wiązałoby się to z codzienną pracą w Yorku. Musiałabyś tam
codziennie dojeżdżać albo… zamieszkać tam.
- John… Nie zamieszkałabym tam
bez ciebie…
- A ja nie zamieszkałbym tam –
przerwał mi szybko – Bo nie miałbym tam pracy. Tu mam wszystko, i…
- Daj mi skończyć! Nie
zamieszkałabym tam bez ciebie, ani sama, to jest moje miejsce i tu zostanę. A
dojeżdżanie tam nie jest problemem, John, i tak oboje pracujemy, nie widujemy
się przez większość dnia…
- To co innego – odparł smutnym
tonem – Zawsze mogę przyjść do ciebie, do cukierni, albo ty do mnie, do
Freemanów, jak dwa tygodnie temu… Jesteś obok, mam świadomość że mam cię tutaj,
że… Mogę się tobą opiekować.
- Kochanie moje… Nie martw się na
razie niczym – przytuliłam się do niego, czując się winną jego smutku i obaw –
Nie myślmy o tym. Nie będę rozmawiać o awansie.
- Nie, nie możesz odpuścić… Chcę,
żebyś była szczęśliwa.
Spojrzałam mu w oczy i
przeczesałam dłonią jego włosy.
- Będę szczęśliwa, jeśli
pójdziesz ze mną na tę imprezę, będziesz cały czas trzymał mnie tam za rękę i
wspierał. Dobrze?
Pokręcił najpierw przecząco głową
i uśmiechnął się nieśmiało, po czym pocałował mnie lekko i spojrzał w taki
sposób, że miałam już odpowiedź – wiedziałam, że ze mną pójdzie.
***
Czekałam na piątek cała w
nerwach. A co, jeśli John źle będzie czuł się na imprezie? Jeśli zaszyje się
gdzieś w kącie i będzie cały w stresie czekał tylko, aż wszystko się skończy?
Albo, co gorsza, zaczną go podrywać stare panny, których w redakcji miałam pod
dostatkiem? Nie, to nie mogło się zdarzyć, bo przecież będę go miała zawsze
obok siebie. Ale mimo wszystko bałam się, bałam się bo to było jego pierwsze,
oficjalne wyjście do ludzi, facet który 33 lata przesiedział w domu nagle miał
wejść w paszczę lwa i to ja sama go do tego nakłoniłam. Znowu czułam się winna,
że do czegoś go zmuszam, ale po krótkim czasie naszła mnie refleksja, że gdyby
John naprawdę mocno tego nie chciał, to postawiłby mi się, albo zadziałał w…
inny sposób, aby odwieść mnie od tego pomysłu. A jednak się zgodził, co
znaczyło że zależało mu na mnie i chciał przełamać się, żebym widziała, że
zrobi dla mnie wszystko. Był taki kochany…
- Katie! – krzyknął do mnie przez
okno. Nie spodziewałam się go, myślałam że przygotuje się u siebie na spokojnie
i wtedy dopiero przyjdzie do mnie…
- Hej kochanie, co się stało? –
oparłam się o parapet i pocałowałam go w czoło – Co się dzieje?
- Chciałem się tylko poradzić…
- W czym?
Uniósł obie ręce ku górze. W
jednej dłoni miał błękitny, a w drugiej szary krawat. Uniósł brwi i delikatnie,
niepewnie uśmiechnął się, na co zareagowałam wybuchem śmiechu. Był tak słodki!
- Skarbie! Nie musisz zakładać
krawatu! – ponownie wychyliłam się przez okno i ucałowałam go w czoło – To nie
jest aż tak oficjalna impreza!
- To garnituru też nie musi być?
- Ależ skąd… Misiaczku mój, nie
musisz się stroić, w czymkolwiek pójdziesz, będziesz najprzystojniejszy.
- Proszę, powiedz mi w co się
ubrać – jęknął żałośnie – Kompletnie się na tym nie znam…
- Dobrze. Po prostu załóż to, co
zwykle. Dżinsy, biała koszula… Do tego możesz założyć krawat. Ale tylko czarny.
- Nie mam czarnego…
- Pokaż ten szary… Może być, nada
się – stwierdziłam eksperckim tonem – Chodzi o to, żeby krawat był wąski,
rozumiesz? Jeśli zastosowałbyś szerszy, wyglądałoby to niezbyt dobrze. Do
dżinsów i białej koszuli pasuje tylko wąski krawat – tłumaczyłam mu jak
dziecku.
- Ach, no tak… Czy coś jeszcze?
- Możesz założyć tę skórzaną
kurtkę, wyglądasz w niej piekielnie seksownie.
- Dobrze, kochanie. Zaraz się
ubiorę, przyjdę dosłownie za piętnaście minut!
Z radością patrzyłam, jak John
biegnie do swojego domu. Zrobiło mi się ciepło na sercu; ufał mi mocno,
przychodził radzić się nawet w sprawie ubioru. Ja na szczęście nie musiałam się
go w niczym radzić, bo wiedziałam, co lubi – założyłam jego ulubioną, lawendową
sukienkę. Byłam pewna, że będzie zadowolony. A ja musiałam przyznać, że mój
narzeczony po raz kolejny wyglądał olśniewająco. Jak to jest, że mówi się „nie
szata zdobi człowieka”, a ja na własne oczy każdego dnia przekonywałam się, że
mój niepozorny jeszcze miesiąc wcześniej John wygląda teraz jak gwiazda
filmowa? I ten jego uśmiech…
- Zwala pan z nóg, proszę pana –
stwierdziłam poważnie, wychodząc przed dom, gdy John akurat parkował przed nim
samochód – Nie wiem, czy mogę zabrać pana między ludzi.
- A to dlaczego?
- Moje redakcyjne koleżanki to
albo napalone małolaty, nieważne czy w związku czy nie, albo wieczne singielki.
To nie jest środowisko dla takiego mężczyzny.
- Tym bardziej chcę jechać.
- Ty draniu!
John przytulił mnie ze śmiechem i
otworzył mi drzwi do auta. Jak zwykle szarmancki… Miałam więcej szczęścia niż
rozumu. Trafiła mi się gwiazdka z nieba, którą musiałam chronić przed całym
światem, ale najczęściej też przed samą sobą i moimi destrukcyjnymi pomysłami i
gafami. Ale John kochał mnie i to było najcudowniejsze, co mogło mnie spotkać.
Zerkał na mnie co chwilę, prowadząc samochód. Widziałam, że jest skrępowany
tym, co ma się tego wieczoru wydarzyć, choć starał się udawać, że wszystko jest
w jak najlepszym porządku. Kiedy dojechaliśmy pod redakcję, zesztywniał cały.
Kiedy ja wysiadałam z auta, on kurczowo trzymał jeszcze kierownicą. Podeszłam
do jego drzwi i otworzyłam je.
- Kochanie, co się dzieje? –
zapytałam.
- Nie, nic, zamyśliłem się tylko
– mruknął, odpinając pas – To gdzie ta impreza?
- John, jeśli mocno nie chcesz,
to… Możemy jechać do domu – westchnęłam ciężko, widząc, jak mój ukochany
reaguje na wizję spotkania z tak wieloma obcymi ludźmi.
- Nie, dlaczego? Jest dobrze.
- Na pewno?
Wysiadł z samochodu, objął mnie
ramieniem i w milczeniu poprowadził do wejścia. Skoro tak stawia sprawę… Może
rzeczywiście przekonał się do tego pomysłu i postanowił sobie, ze będzie
dzielny? Że przetrwa wszystko dla mnie? Jeśli tak, to dobrze. Musi w końcu
zacząć wierzyć w siebie i zacząć bywać wśród ludzi. Kiedy weszliśmy do dużej
sali konferencyjnej, gdzie już zaczynała się impreza, ścisnął mocno moją rękę,
a ja uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Od razu zbiegło się do nas kilka
moich redakcyjnych koleżanek.
- Kate, myślałyśmy że nie
przyjdziesz! – pisnęła irytująco jedna z nich, Helen – Już cię skreśliłyśmy,
prawda, Liz?
- Gadasz głupstwa, ja wiedziałam
że będzie! – odparła druga z nich – Kate, może przedstawisz nas w końcu?
- Tak, taki miałam zamiar, ale
mnie zagadałyście. To John, mój narzeczony – powiedziałam z dumą, a on spuścił
wzrok – John, to Helen, ta rozsądniejsza to Liz, obok jest Bridget, Isabel i
Margaret.
- Witam panie – John każdej z
nich podał nieśmiało rękę – Jak się bawicie?
- Wspaniale! – wręcz krzyknęła z
euforią Bridget – Kate nie wspominała nam o tym, że ma TAKIEGO faceta!
- Widocznie nie było o czym
wspominać – mruknął z rezerwą.
- Nie chwaliłam się, bo bałam się
że mi go ukradniecie! Ale teraz już nie mam obaw, John oświadczył mi się i tak
łatwo się nie wywinie.
Margaret szybko chwyciła moją
dłoń i wpatrywała się jak urzeczona w pierścionek, którym wcale nie zamierzałam
sama się chwalić; po prostu rzucał się w oczy. Isabel nie odrywała wzroku od
Johna.
- Taki piękny – odezwała się
dziwnym głosem – Mój facet kupił mi jakieś badziewie z różowym oczkiem,
zupełnie jakbym była małą dziewczynką!
- Kochana, mój dał mi tysiąc
funtów i powiedział, żebym sama poszła sobie kupić! – przebiła ją Helen, a Liz
nie chciała być gorsza:
- Mój zabrał mnie do jubilera i
chciał, żebym pokazała, który mi się podoba, a na każdą z moich propozycji
słyszałam tylko głośne i krępujące „za drogi, wybierz o połowę tańszy”!
Myślałam, że obsługa pęknie ze śmiechu! John, sam kupowałeś pierścionek, czy
Kate dawała ci jakieś wskazówki?
- Nie, Katie nie wiedziała, że w
ogóle zamierzam go kupić. Po prostu chciałem poprawić swoje pierwsze,
spontaniczne oświadczyny i… kupiłem pierścionek, taki żeby pasował do jej oczu.
- Och, jakie to romantyczne! –
krzyknęły wszystkie chórem.
- Dziewczyny, muszę przywitać się
z zarządem – chwyciłam Johna za rękę – Przepraszam was, później porozmawiamy.
Odeszliśmy kawałek, i zauważyłam,
że Johna coś gryzie. Przystanęłam z nim przy ścianie i spojrzałam w jego twarz.
- Kochanie, co jest?
- Czuję się jak zwierzątko na
wybiegu – szepnął – Oglądają mnie z każdej strony! Komentują, patrzą, nie
jestem jakimś eksponatem!
- John, uprzedzałam, że takie
właśnie są moje koleżanki…
- Która to grupa? – zapytał ze
strachem. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Wieczne singielki. Najgorsze już
przeszedłeś, napalone małolaty nie są aż tak agresywne i pewne siebie w
bezpośrednim kontakcie.
- Singielki? Przecież każda
opowiadała o facecie!
- Tak, każda z nich przez krótki
okres miała faceta, najdłuższy staż miała chyba Helen, bo aż pół roku miała
narzeczonego. Teraz są znowu samotne, wiem to wszystko bo nieustannie plotkują
w redakcji o swoim życiu prywatnym, i chcąc nie chcąc, wszystko słyszę.
- Nie powinnaś tu pracować.
Zdecydowanie nie.
- O, kogóż to widzę! Dobry
wieczór, Kate – usłyszałam za plecami; obróciłam się gwałtownie. To niestety
Hugh.
- Witaj, Hugh – odparłam – Jak
mija wieczór?
- Wspaniale! A odkąd cię
zobaczyłem, jeszcze lepiej – z wyższością spojrzał na Johna – A to zapewne jest
ten sławny narzeczony, specjalista od… przepraszam, wypadło mi z głowy.
- John Standring, miło mi – mój
ukochany mechanicznie wyciągnął rękę do Hugh i ścisnął tak mocno, że naczelny
skrzywił się.
- Widać, że jesteś ze wsi, masz
ogromną siłę – mruknął – Biznesmeni w dzisiejszych czasach ściskają sobie
dłonie tak, że w ogóle tego uścisku nie czujesz.
- Przepraszam, o co panu chodzi?
– oczy Johna pociemniały i wiedziałam, że nie jest dobrze.
- Hugh, przecież i ja jestem ze
wsi, doskonale wiesz że wieśniacy są twardzi w każdym aspekcie życia, prawda? –
powiedziałam złośliwie – Jesteśmy inni od was, miastowych, ale nie gorsi.
- Och Katie, nie używaj słowa
„wieśniak”, jest tak negatywnie nacechowane – niby uprzejmie odparł Hugh –
Musisz wiedzieć, John, że bardzo szanuję ludzi ze wsi. Mój dziadek, świeć Panie
nad jego duszą, mieszkał w malutkiej miejscowości pod Liverpoolem. Hodował
świnie, wyobraź sobie, i jako dziecko lubiłem do niego jeździć. Bardzo
szanowałem jego ciężką pracę…
- Przepraszam – warknął John i
odszedł w kierunku baru. Spojrzałam na naczelnego z wyrzutem.
- Zadowolony jesteś? Chciałeś go
poniżyć, sprawdzić?
- Przecież wypowiadam się w
samych superlatywach o ludziach ze wsi, nie posądzaj mnie o takie podłości,
Kate!
- John jest inteligentnym
facetem, i nie da się omamić twoimi śmiesznymi i bardzo słabymi próbami bycia
uprzejmym – syknęłam wściekle – Rozumie więcej, niż tobie może się wydawać.
Odwróciłam się i kierowałam się w
stronę Johna, ale słyszałam jeszcze z tyłu ciche:
- Tego się nie spodziewałem,
inteligentny pastuch… To nowość!
Postanowiłam nie reagować tylko
poszłam prosto do mojego ukochanego, który właśnie zamawiał sobie kieliszek
wódki. Było mi tak strasznie wstyd, przyprowadziłam go w to miejsce, nie zdając
sobie sprawy, że Hugh może próbować go upokorzyć… Czułam się winna. Usiadłam na
krześle obok Johna i patrzyłam, jak wypija jednym łykiem zawartość kieliszka.
Moje kochane biedactwo…
- Misiu… Kochasz mnie jeszcze? –
zapytałam. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Nie przestanę cię kochać –
odparł poważnie – Ale jestem zły, że dałem namówić się na przyjazd tu. Jego
dziadek hodował świnie, tak?
- No i wyhodował, największą
świnię w Yorku – uśmiechnęłam się lekko. John rozchmurzył się.
- Przytulisz mnie? – spojrzał na
mnie tak, że nie miałabym nawet serca odmówić. Przytuliłam go mocno i
pocałowałam w policzek. Objął mnie w pasie i mocno trzymał, a wtedy rozbrzmiały
dźwięki piosenki George’a Michaela, „I’m your man” (*). Mój ukochany jak gdyby
nigdy nic zanucił wraz z nim wprost do mojego ucha – Call
me good, call me bad, call me anything you want to baby…
- John! – roześmiałam się – Jak
możesz, tak publicznie!
Wypił kolejny kieliszek i
uśmiechnął się do mnie czarująco. Zrobiło mi się tak gorąco, że najchętniej
wyszłabym się przewietrzyć. Wytworzyło się między nami niesamowite napięcie, a
John właśnie zamówił kolejny kieliszek wódki i drinka dla mnie. Barman w
błyskawicznym tempie podał nam trunki, a mój narzeczony, jakby dla odwagi,
znowu jednym łykiem opróżnił swój kieliszek. Powoli napiłam się słodkiego
drinka i zmysłowo oblizałam usta, odkładając szklankę. John śladem mojego
języka pocałował mnie delikatnie, zbierając z moich warg pozostałość smaku po
drinku, i patrzył mi w oczy.
- So
good, you're divine, wanna take you, wanna make you but they tell me it's a
crime – zanucił zmysłowym głosem – Everybody
knows where the good people go, but where we're going, baby, ain't no such word
as “no”! Baby, I'm your man…
- Zatańczymy? – zaproponowałam,
rumieniąc się. Kto by pomyślał, że John może mnie tak zaskoczyć w publicznym
miejscu! On tylko kiwnął głową i pociągnął mnie na parkiet, gdzie szalało już
wiele osób. My, jakby na przekór energetycznej i szybkiej muzyce, tańczyliśmy
wolno, wpatrując się w siebie jak zaczarowani. Nagle obok nas pojawił się Hugh,
obściskujący w tańcu Bridget.
- So why
waste time with other guys when you can have mine? – wymruczał mi do ucha
John. Pocałowałam go namiętnie, tak, żeby Hugh wyraźnie widział, gdzie
są wyznaczone granice.
- Jest mi z tobą tak cudownie –
wyznałam, wtulając się w Johna – Zaśpiewaj mi coś jeszcze, uwielbiam twój głos…
- I'll be
your boy, I'll be your man, I'll be the one who understands. I'll be your
first, I'll be your last, I'll be the only one you ask – czule wyśpiewał
wraz z wokalistą mój John - I'll be your
friend, I'll be your toy, I'll be the one who brings you joy…
Poczułam, jakby coś gorącego
uderzyło we mnie nagle, jakbym zakochała się w tym fantastycznym mężczyźnie po
raz kolejny, zupełnie od nowa. Wiedziałam, że potrafi zaskakiwać, ale teraz to
przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem, czy to alkohol na niego
zadziałał, czy chęć pokazania Hugh, kto jako jedyny może rościć sobie do mnie
prawo, ale nie obchodziło mnie to. John był cudowny i tak pewny siebie… Kiedy
piosenka skończyła się, nachylił się i lekko pocałował mnie w usta, potem drugi
raz, trzeci, a na koniec szarmancko ucałował moją dłoń i usunęliśmy się na bok.
John zamówił w barze jeszcze jedną kolejkę dla siebie i nowego drinka dla mnie,
po czym usiedliśmy przy stoliczku w rogu sali. Patrzyłam w niego jak zaczarowana.
Jedno było moim błędem: nie zwróciłam uwagi na to, że wypił za dużo alkoholu.
Początkowo podobało mi się to, bo wódka rozluźniła go, i przestał być
nieśmiałym chłopcem, ale nie wiedziałam, że każdym kolejnym kieliszkiem John
dodaje sobie kolejnej porcji odwagi, i że może skończyć się to źle…
- Dlaczego na mnie patrzysz? –
zapytał, nachylając się przez stolik i całując mnie gorąco. Nigdy nie robił
tego przy tak wielu ludziach!
- Podobasz mi się, i tyle –
odparłam, oddając pocałunek – John, nie miałbyś nic przeciwko, jeśli poszłabym
porozmawiać z przełożonymi? Możesz zostać tu, albo iść ze mną, ale chciałabym
porozmawiać o awansie.
- Zaczekam tu, ślicznotko –
puścił mi oczko i po raz kolejny przechylił się, by mnie pocałować.
- John, uwielbiam cię. Jesteś
inny niż zwykle, jakbyś był zupełnie innym mężczyzną…
- Staram się dla ciebie. No już,
biegnij tam, dopóki jeszcze są.
Cmoknęłam go przelotem w czoło i
poszłam do kierownictwa. W połowie drogi obejrzałam się na Johna; Bridget
szybko skorzystała z okazji, że go opuściłam. Przecież dopiero co obściskiwała
się z Hugh! Czyżby… Nie, to niemożliwe. Bridget nie byłaby zdolna do pójścia z
tą kanalią na układ. Może po prostu podeszła, bo zauważyła, że siedzi sam. Nie
mogłam nakręcać się i wmawiać sobie, że Hugh zaplanował sobie, że Bridget
uwiedzie Johna, to było śmieszne. Otrząsnęłam się i pewnym krokiem podeszłam do
kierownictwa. Dziwnym trafem naczelny również w tej samej chwili zjawił się w
tym samym miejscu…
- Dobry wieczór – przywitałam się
grzecznie.
- Czyżby nasz nowy nabytek? –
jeden z mężczyzn spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem.
- Tak, panna Kate Newman –
potwierdził Hugh – Nasz skarb.
- Córka tego Newmana? Tak,
poznaję, jak się pani miewa?
- Wspaniale, dziękuję. Zna pan
mojego ojca?
- Oczywiście, wie pani, oprócz
tego, że jestem w zarządzie wydawnictwa, czasem miewam wykłady na uniwersytecie
w Leeds. Zresztą Newmana znam już od czasów studiów.
- Ach tak… Nie wiedziałam –
szepnęłam niepewnie, bo w tym momencie przypomniałam sobie, w jak dziwny i
nagły sposób zostałam przyjęta do pracy.
- Henry, odkąd przyjęliśmy Kate,
chciałem z tobą porozmawiać – wtrącił się znowu Hugh – Ta dziewczyna to
diament. Ma tak ogromny potencjał jak żadna inna z moich podwładnych. Myślę, że
powinniśmy pomyśleć o jakiś awansie.
- No nie wiem, Hugh… Cięcia
kosztów, rozumiesz.
- Myślę że jedna Kate wystarczy
nam za dwie inne. Jest bardziej wydajna, a poza tym młoda, ma świetne, świeże
pomysły i podejście… Są dwie dziewczyny, które i tak chciałem prędzej czy
później zwolnić, więc…
- Jeśli znajdziesz dwa miejsca do
likwidacji, Hugh, panna Kate dostanie awans od ręki.
Popatrzyłam na nich z
niedowierzaniem. Nie potrafiłam nawet się cieszyć. Ktoś miał stracić pracę,
żebym ja mogła dostać awans…? To obrzydliwe i nieetyczne.
- Przepraszam, ja…
- Kate, nie musisz dziękować –
Hugh nie pozwolił mi dokończyć – To kwestia paru dni. Zresztą, porozmawiamy o
tym za chwilę…
Uśmiechnęłam się sztucznie i
odeszłam od nich. Chciałam podejść do naszego stolika ale nigdzie nie widziałam
Johna. Poczułam, że mam w głowie totalny mętlik, nie wiedziałam czy powinnam
biec go szukać, czy otrząsnąć się z szoku, jakiego właśnie doznałam. Jeśli tak
ma wyglądać mój awans, to ja za niego serdecznie dziękuję! Byłam wściekła na
Hugh za tę propozycję, ale wiedziałam już, że po prostu odmówię i powiem
wprost, co o tym myślę. Teraz liczyło się tylko, by znaleźć Johna… Zauważyłam
go, siedzącego z Bridget przy barze. Widziałam, że wypija kolejny kieliszek, a
kto wie, ile wypił ich, gdy ja beztrosko rozmawiałam sobie kawałek dalej?
Mogłam go nie zostawiać! Szczególnie, że tuż obok niego siedziała Bridget,
roześmiana i też już porządnie wstawiona. Próbowała dotykać Johna, wykonywała
gest jakby odgarniała mu włosy za ucho. Zatrzęsłam się z oburzenia. Co to
babsko robiło!? John niby nieporadnie odsuwał od siebie jej dłoń, ale Bridget
tylko śmiała się i obsuwała coraz niżej swój i tak głęboki dekolt. Z jednej
strony cała wyrywałam się, by pobiec tam i uratować go z łap tej harpii, ale
chciałam zobaczyć, do czego się posunie, i jak wybrnie z tego John – bo co do
jego wierności nie miałam żadnych wątpliwości. Podeszłam nieco bliżej i ukryłam
się za filarem. Bridget śmiała się głośno i wyraźnie próbowała uwieść mojego
mężczyznę:
- Jesteś przesłodki – chichotała
– Jak cukiereczek! Ile bym dała, żeby się z tobą zabawić, chłopczyku…
- Przepraszam, ja mam narzeczoną
– nieśmiało odparł John.
- Och, Katie nie musi wiedzieć!
Zresztą, ona ma Hugh, który na nią leci, więc kwestią czasu jest, kiedy się z
nim prześpi. Bądźmy szczerzy, Kate chciałaby awansu, a nasz naczelny pieprzy
się z każdą, która tego chce. Nie chciałam cię rozczarować, ale twoja
narzeczona położy swój zgrabny tyłek na jego biurku prędzej, niż myślisz!
- To brednie – John zerwał się z
krzesła – Jak możesz!
- Chodź, pójdziemy na górę do
gabinetu Hugh – Bridget wręcz dyszała Johnowi w szyję, klejąc się do niego –
Przelecisz mnie i po sprawie.
Tego już było za wiele. Ta
obrzydliwa flądra posunęła się o krok za daleko. Teraz dodatkowo uwiesiła się
na nim i próbowała go całować! Kątem oka zauważyłam tylko, jak stanowczo ją
odepchnął, ale nie widziałam nic więcej, bo sama poczułam mocny uścisk na
pośladku i gorący oddech na plecach.
- Tu jesteś, kocico – wymruczał
Hugh, obracając mnie przodem do siebie i przyciskając do filaru – Jak się masz?
- Puszczaj!
- Posłuchaj, pójdziesz teraz ze
mną grzecznie do mojego gabinetu i porozmawiamy o awansie.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć!
- Kotku, postawię sprawę jasno:
zaliczę cię dzisiejszego wieczoru, bo wiem, że chcesz tego awansu. Dostaniesz
go jutro, ale dziś się tobą zabawię, dobrze?
Hugh przygniatał mnie do filaru i
zaczął całować. Czułam się okropnie, prawie jakby mnie gwałcił, i nie zważał
przy tym na liczne towarzystwo. Nagle poczułam jak ktoś silnym ruchem odsuwa go
ode mnie; otworzyłam zaciśnięte oczy – to był John. Wściekły jak nigdy dotąd,
nawet Paul Turner nigdy nie doprowadził go do takiego stanu. Szarpnął Hugh i
przewrócił go na podłogę, po czym rzucił się na niego i zaczął okładać
pięściami. Hugh, który wypił o wiele mniej niż John, zebrał się w sobie i oddał
Johnowi, który upadł na plecy. Naczelny chwycił go za kołnierzyk koszuli jedną
ręką, a drugą uderzył go tak mocno, aż popłynęła krew. John był jak w szale, po
chwili rozpętała się regularna bójka. Krzyczałam, ale nic do niego nie
docierało, widziałam tylko jak uderza głową o filar i już padałam na kolana, by
go podnieść, ale Hugh szarpnął nim i na nowo zaczęli się bić.
- Ty podły śmieciu! – wrzasnął
John – Nigdy nie dotykaj mojej narzeczonej!!!
- Ta mała dziwka? Właśnie chciała
puścić się ze mną dla awansu! – odgryzł
się Hugh, plując krwią.
- Zabiję cię…!!!
John zamachnął się, ale Hugh
zrobił unik, wtedy mój ukochany resztą sił podniósł się i powalił go na podłogę
jednym, silnym kopnięciem ciężkiego buta. Naczelny ledwo oddychał, a ja
dopadłam do Johna i mocno trzymałam go za ramiona. Mój Boże, wyglądał okropnie,
cały zakrwawiony… Z rozciętego łuku brwiowego leciała strużka krwi.
- Nie pozwolę ci tu wrócić, Kate
– powiedział ostro – Nie będziesz tu pracować!
- John, spokojnie, porozmawiamy w
domu…
- Jak się czujesz? Zrobił ci
krzywdę? – ujął moją twarz w swoje zakrwawione dłonie i patrzył na mnie z
troską.
- Kochanie, ja nie chciałam z nim
iść, uwierz mi, ja…
- Katie, ja to wiem – szepnął
drżącym głosem – Pytam, czy nic ci nie zrobił.
Potrząsnęłam nerwowo głową i
popłakałam się. John przytulił mnie, a przy Hugh leżącym na podłodze już zebrał
się wianuszek dziewczyn z redakcji.
- Ten wieśniak chciał mnie zabić!
– lamentował – To jakiś dzikus! Zgłoszę to na policję!
- Spróbuj, Hugh! Ja zgłoszę, że
próbowałeś mnie zgwałcić, a John mnie bronił, i będą ludzie, którzy bez obaw
poświadczą o tym. Na przykład dwie dziewczyny, które chciałeś zwolnić, by mnie
awansować! – powiedziałam głośno, a wzrok wszystkich moich koleżanek skierował
się ku mnie.
- Jak to? – zdziwiła się Helen –
Jakie zwolnić?
- A tak, Hugh powiedział
zarządowi że chce mnie awansować, ale do tego musi zwolnić dwie z was! Po czym
próbował mnie… - zawiesiłam głos, czując obrzydzenie na samo wspomnienie – Ale
i tak nie zgodziłabym się na to. Nigdy w życiu.
John mocniej przycisnął mnie do
siebie, choć sam ledwie stał na nogach. Zauważyłam, jak do leżącego Hugh
podchodzi kolega mojego ojca z zarządu.
- Podnieś się i nie rób scen –
warknął – Jesteś skończony.
John zwolnił trochę uścisk i w
tym momencie, patrząc na niego, zauważyłam, że nie ma już sił. Wyprowadziłam go
na zewnątrz i usiedliśmy na schodach przed redakcją. Twarz we krwi, koszula we
krwi… Podbite oko, rozcięta warga i brew – wyglądał strasznie. Pocałowałam
lekko jego usta, i poczułam metaliczny posmak krwi. Mój biedny, kochany John,
znowu bił się o mnie, ale teraz na poważnie. To nie było to, co z Paulem, Hugh
zasłużył na to, co go spotkało. Kiedy pomyślałam, do czego mogłoby dojść, gdyby
nie interwencja Johna…
- Jedźmy do domu – zaproponował
cichym głosem.
- Nie, kochanie. Pojedziemy do
szpitala, opatrzą cię i wtedy pojedziemy do domu.
Bez słowa wstał i wsiadł do
samochodu po stronie pasażera. Nie mogłam pozwolić, by prowadził w takim
stanie! W szpitalu na szczęście szybko został opatrzony, ale i tak wyglądał jak
jedno, wielkie nieszczęście. Milczał przez większość drogi do domu; w końcu gdy
prawie dojeżdżaliśmy, spojrzał na mnie smutno.
- Zepsułem wszystko – szepnął
nieporadnie – Zniszczyłem ci karierę, gdyby mnie tam nie było…
- John, przestań! –
zaprotestowałam – Uratowałeś mnie, Hugh by mnie… Boże, to okropne! Nie mogę
myśleć o tym, ciągle czuję obrzydzenie, jak sobie przypomnę… To ja nie powinnam
w ogóle chcieć iść na tę imprezę, i ciągnąć cię za sobą. Widziałam, jak Bridget
cię obściskuje i słyszałam, co mówi, ale nie podchodziłam, bo wiedziałam, że
sobie poradzisz. Przepraszam cię za to, John, gdybym podeszła i uratowała cię
od tej okropnej baby, nie doszłoby do tego z Hugh…
- Ale wtedy kto wie, do czego
doszłoby w przyszłym tygodniu, gdybyś pojechała do redakcji – John delikatnie
oparł głowę o zagłówek fotela – Tu było pełno ludzi, byłem ja, i ten obślizgły
sukinsyn nie miał hamulców, a co byłoby, gdybyś znalazła się z nim sam na sam w
jego gabinecie w normalny dzień pracy? Boję się myśleć… Gdyby coś ci zrobił, a
ja nie potrafiłbym ci pomóc…
- Kochanie, już dobrze. Jest po
wszystkim – podjechałam samochodem pod same drzwi – Nie gdybajmy, co by się
stało. Teraz chcę tylko iść do domu, wziąć gorącą kąpiel i zapomnieć… Położyć
się do łóżka, przytulić się do ciebie i nie myśleć o niczym.
Weszliśmy w milczeniu do domu, a
ja moje pierwsze kroki skierowałam do łazienki. Gdy otwierałam drzwi, John
spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
- Co jest, misiu? – zapytałam,
zaniepokojona.
- Katie, ja… Ja wiem, że to było
dla ciebie okropne, i możesz nie chcieć w najbliższym czasie, możesz się bać,
czuć wstręt… Jak będziesz gotowa, to powiedz. Ja zaczekam.
- Ale o co ci chodzi?
- O to, że… Pewnie nie masz
ochoty, by się ze mną kochać – szepnął ledwo słyszalnie – Ja bardzo bym chciał,
ale wiem, że ty…
- John, chcesz się ze mną kochać?
– podeszłam do niego.
- Bardzo – odparł, drżąc.
Uśmiechnęłam się czule i pogłaskałam po zaczerwienionym po bójce policzku.
- Myślałam, że nigdy tego nie
zaproponujesz – przyznałam – Myślałam, że to ty nie będziesz chciał…
Spojrzał na mnie nieśmiało i
zsunął z ramion kurtkę, odrzucając ją na oparcie kanapy. Delikatnie chwyciłam
jego dłoń i weszliśmy razem do łazienki. I znowu był dawnym, słodkim chłopcem,
który jest niepewny, nieśmiały, który zerka na moje ciało jakby robił coś
zakazanego, ale… musiałam przyznać, że nie tęskniłam za tym zbyt pewnym siebie
mężczyzną, który objawił mi się po paru kieliszkach wódki na imprezie. Wrócił
John, którego pokochałam.
Dlaczego Katie każdą kobietę ocenia jako napaloną małolatę, wieczną singielkę albo inną niewyżytą dz**kę? Ja rozumiem, że jest zazdrosna, ale to chyba jeszcze nie powód do oceniania wszystkich i patrzenia z góry? Ona jest taka cudowna i wspaniała, a reszta to głupie małolaty albo stare panny, które myślą tylko o upolowaniu młodego przystojniaczka. Trochę to nie w porządku. Poza tym nie każda zaraz musi chcieć się przespać z Johnem, bez przesady, nie jest on jedynym facetem na świecie, a są różne gusta i niektórym może się on nawet nie podobać.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Kate i John zamknęli się w złotej klatce. Nie wychodzą praktycznie do ludzi, mogliby pójść razem nawet do baru, porozmawiać z kimś, mieć wspólnych znajomych. "(...) facet który 33 lata przesiedział w domu nagle miał wejść w paszczę lwa i to ja sama go do tego nakłoniłam" - dlaczego Kate nie zauważyła wcześniej, że należałoby wyjść do ludzi? John siedział przez 33 lata w domu sam, to teraz ma kolejne kilkadziesiąt spędzić w domu z Kate? Dlaczego oni są tak odizolowani od świata? Nie mają przyjaciół, nawet znajomych. Tak nie można, na dłuższą metę zrobi się z tego jakiś chory układ.
Odnoszę wrażenie, że John jest jedynym facetem na tej planecie, który potrafi się oświadczyć. No bez przesady, jest mnóstwo mężczyzn, którzy szykują niesamowite niespodzianki dla swoich wybranek, kiedy chcą się oświadczyć. Jasne, że nie wszyscy, ale wyszło na to, że nikt oprócz Johna nie potrafi tego zrobić jak należy.
I dlaczego każdy redaktor zawsze musi być napalonym prostakiem? Czy na tym świecie już naprawdę nie ma normalnych, miłych ludzi? Czy to ja żyję w jakiejś szklanej kuli, gdzie nie wszystko załatwia się przez łóżko, nie każdy napala się na każdego i nie każda rozmowa przy stoliku musi oznaczać podstęp?
"Ja zgłoszę, że próbowałeś mnie zgwałcić, a John mnie bronił, i będą ludzie, którzy bez obaw poświadczą o tym" - obawiam się, że to nie takie proste, Katie. Hugh bez najmniejszego problemu by się wywinął. Nawet, jeśli świadkowie zeznaliby, że próbował ją zgwałcić, to sąd albo obrona natychmiast zadałaby pytanie "a czy mogło być tak, że panna Newman chciała tego pocałunku?". No bo w sumie co widzieli świadkowie? Jak ją całował, nic więcej nie zrobił. Więc skąd pewność, że robił to bez jej zgody? A teraz panna chce się wywinąć, bo nie chce, by narzeczony się dowiedział albo poszedł siedzieć za napaść? Sprawy o gwałt to piekło, nawet z badaniami DNA można przegrać, przydałaby się jeszcze obdukcja. A sprawa o próbę gwałtu w takich okolicznościach to pewna przegrana. Tak tylko piszę, żeby Katie miała świadomość, że nic redaktorkowi nie zrobi ;)
Kate, ostatnio takie emocje przeżywałam wczoraj, jak grali nasi siatkarze :))
Jeannette
Od razu odpowiem i napiszę własne wrażenia.
UsuńJeanette- też bym tak zareagowała, ale wrzuciłam już na luz;) oczywiście, to co zauważyłaś w tym odcinku, jest kompletnie bez sensu i popieram Twoją wypowiedź- subiektywnie;), obiektywnie uważam, że Kate (autorka) chciała nam przede wszystkim ukazać emocje targające Johnem i Katie- no cóż, nieprzytomnie zakochani tak przecież
właśnie widzą świat wokół siebie- inne kobiety to pijawki, a mężczyźni potencjalni gwałciciele :) normalka:)
Jeden tylko zgrzyt wychwyciłam- nie powinnaś Kate, na przyszłość, tak kalać "starych panien" ponieważ są również te uczciwe, nie podrywające cudzych chłopaków, narzeczonych, czy mężów ;) A tak się składa, że jestem jedną z nich :) (choć nie nazwałabym siebie ani starą, ani singielką (zwłaszcza, że nie lubię typowych singli), a raczej kobietą stanu wolnego ;))
P.S. Z zajętymi mężczyznami flirtuję jedynie wtedy, gdy ich kobiety złośliwie mi dogryzają, a moja cierpliwość w tym względzie ulega wyczerpaniu
(choć rozumiem ich strach, wolą dmuchać na zimne i najlepiej na samym początku pokazać potencjalnej "konkurentce" gdzie jej miejsce;))
Oj chyba wczoraj nerwowa troszkę byłaś z jakiegoś powodu. Nie obraź się, ale zbyt serio to wszystko bierzesz. Jeśli chodzi o ocenianie koleżanek z pracy, to po prostu taki żart, zresztą pamiętaj że ja niczego nie piszę na śmiertelnie poważnie. Czasem tak jest, że tych ludzi z pracy lubisz, a tych nie, i masz na nich jakieś określenie, ale to nie znaczy że patrzy się na wszystkich z góry. Akurat Kate nie miała szczęścia do zespołu, w którym pracowała, choć nie stwierdziła jasno że są to złe osoby, po prostu zażartowała że są takie a nie inne. Ja w mojej pracy też różnie sobie określałam ludzi z danego działu, jak już ich poznałam, i nie czuję się winna.
UsuńZłota klatka? No cóż, wyjaśnię to tak: są razem krótko i siłą rzeczy raczej wolą być sami i wiadomo, co robić, niż spotykać się z kimś. Zresztą nie zapominaj, że John jeszcze chwilę temu był patologicznie nieśmiałym facetem, i nawet jeśli już teraz widać w nim ogromną zmianę, to nie znaczy, że będzie chciał od razu biegać po imprezach. A "paszcza lwa" - York to nie małe, ciche Terrington, John po raz pierwszy miał być na ogromnej imprezie wśród OBCYCH ludzi, i to nie zawsze fajnych, jak to Kate wiedziała z doświadczenia, pracując tam jakiś czas. Myślę że ona nie jest znowu aż tak strasznie przesadnie zazdrosna, ona się najzwyczajniej boi że Johna spotka coś, przez co on może ponownie się zamknąć, a to ostatnie, czego by chciała.
Oświadczyny - tu chodziło mi wyłącznie o podkreślenie kontrastu między Kate a jej koleżankami, które szukają, a im nie wychodzi. To proste. Moje opowiadanie to po części komedia i musisz to zrozumieć, żeby nie denerwowały Cię takie bzdury.
Nie każdy redaktor jest taki, przecież to oczywiste, ale Hugh z założenia taki miał być. Jeanette, jeśli ja nie wprowadziłabym negatywnych postaci, to równie dobrze mogłabym to zakończyć na piątej części. Dlatego Hugh, dlatego Sarah i jej matka, Paul, teraz Bridget - ja wiem, że istnieją redakcje gdzie takie rzeczy nie mają miejsca, ale ja postanowiłam że u mnie będą miały. Dlatego, że lubię lekko harlequinowe klimaty i zwroty akcji - przyznaję. Nie zrobię z tego "Mody na sukces", ale pozwól mi choć trochę namieszać, bo w innym przypadku znowy byłoby, że jest łzawo i cukierkowo. Czego nie zrobię, i tak zawsze jest źle.
A sprawa o gwałt - spokojnie, to tylko fikcyjne opowiadanie. Jestem świadoma tego, co napisałaś na ten temat, ale nie tworzę tego po to, żeby było zupełnie realnie. W mojej głowie wmyśliłam, że Kate znalazłaby przychylnych sobie świadków i tak zostanie, amen.
Naprawdę, nie bierz wszystkiego tak poważnie, bo nie widzę sensu żebyś się denerwowała. A ja i tak nic nie zmienię w sposobie, w jaki piszę, bo to MOJE opowiadanie i ja właśnie TAK je widzę, poza tym ma być chwilami celowo karykaturalne i mało realne.
Robin, jeśli przychylasz się do wypowiedzi Jeanette, odpowiedzi udzieliłam wyżej, ale jedno Ci wyjaśnię oddzielnie - ten zgrzyt, o którym mówisz. Nie przesadzajmy, czy ja gdziekolwiek obraziłam osoby zwane starymi pannami? To równie dobrze uznajmy, że obraziłam wszystkich redaktorów, obraziłam też w poprzednich częściach księży i wszystkie samotne matki (bo przecież pisałam, że Sarah była puszczalską, a jej dzieci mają ojców niewiadomych i zupełnie różnych). Tu akurat wybacz, ale trochę się uczepiłaś bezpodstawnie. Nie napisałam nigdzie "wszystkie stare panny podrywają cudzych facetów", czy tak było? Jedynie opisałam sytuację, gdzie Bridget bezczelnie podrywa Johna, ale to po prostu taki typ kobiety był, a poza tym to była impreza ostro zakrapiana więc różne rzeczy się działy.
UsuńNaprawdę nie bierzcie wszystkiego aż tak poważnie, bo to bez sensu. A gdyby już tak się doszukiwać głębi i moich ukrytych złośliwości w tekście, to gdybym miała czas i ochotę, to przeczytałabym całość uważnie i obiektywnie, i na pewno znalazłabym coś, co gdyby się uprzeć, mogłoby mnie samą obrazić. Więc co jak co, ale złej woli to mi nie zarzucaj, bo to tylko, podkreślę po raz tysięczny w moim życiu, literacka fikcja.
No- napisałam, że się przychylam do J. - ALE- tylko wtedy gdybym miała to podsumować na śmiertelnie poważnie ;) Tak poza tym- podobało mi się. I tylko przeszkadza mi to, Kate, że w twoim opowiadaniu aż roi się od stereotypów:
Usuńszef- wredny typ; jedyna kariera możliwa poprzez łóżko; ksiądz- obudny bigot; wiejskie kobiety- wstrętne plotkary; stare panny- bezwzględne uwodzicielki cudzych facetów; a główna bohaterka- jedyna godna miłości najwspanialszego faceta na świecie. No i dlaczego? A jak wiadomo, literacka fikcja czasem nie do końca jest "fikcją". Zwykle to właśnie zakamuflowany punkt widzenia świata przez samego autora.
Na rozładowanie napięcia ;D
Usuńhttp://fc04.deviantart.net/fs70/i/2014/210/d/0/the_hobbit_doodle__just_teasing_by_wolfanita-d7sp5zj.jpg
Czytam, czytam i czegoś nie rozumiem, bo strasznie poważna dyskusja o życiu i literaturze się zrobiła. Złote klatki, wredni szefowie, napalone stare panny, oświadczyny nie takie jak powinny być ... i co z tego? To fikcja literacka, fanfik, przy którym mamy się dobrze bawić a nie snuć poważne rozważania. Myślę, że tej powagi mamy aż pod dostatkiem w realnym życiu, a tu zaglądamy, by przenieść się do innego świata, czego wszystkim życzę. :) Więcej luzu, uśmiechu i dystansu! :)
UsuńRobin, może źle to odbierasz, że pełno u mnie stereotypów, bo na pewno nie takie było moje zamierzenie. Co do księdza to akurat taki był mój kaprys i tak go przedstawiłam, oczywiście spotkałam w życiu paru fajnych księży i nie mam jakiegoś wielkiego urazu do nich (choć swoje zdanie temat duchownych generalnie mam), ale akurat w moim opowiadaniu ksiądz, którego opisałam, pasował mi najbardziej, jako zderzenie tego bardzo religijnego, wiejskiego świata i postępowością, nowoczesnością Kate. To jest coś, co ja obserwuję na co dzień. Absolutnie nie przedstawiłam wiejskich kobiet jako wstrętnych plotkar, bo wtedy sama musiałabym taka być - ale to, że na wiejskich uliczkach plotki roznoszą się z prędkością światła to fakt, i tego też doświadczam na co dzień. U mnie wredna jest tylko Sarah i jej matka, więc chyba aż tak mocno nie zgrzeszyłam. Co do starych panien już tłumaczyłam, że WCALE nie tak to opisałam, więc powtarzać nie będę. A główna bohaterka ma święte prawo uważać, że tylko ona jest warta miłości swojego mężczyzny, bo jest młoda i zakochana, gotowa na wszystko - co w tym złego, że żyje trochę jak w bajce?
UsuńProszę, nie wmawiaj mi że moim punktem widzenia jest obrażanie ludzi poprzez szerzenie stereotypów, bo tak nie jest. To, że Ty widzisz stereotypy, to już Twój punkt widzenia, nie rozumiem tego ale nie zamierzam się z Tobą kłócić, bo nie czuję się winna. Gdyby tak rozbierać na części pierwsze wszystkie książki, to należałoby uznać, że większość z nich szerzy stereotypy, bo akurat autor miał ochotę daną postać opisać tak a nie inaczej.
Eve ma rację, naprawdę przyda się tu więcej luzu i dystansu, bo tak to nie ma sensu. Po co pisać i po co czytać, skoro jest potem tak śmiertelnie poważnie?
No to kolej na mnie w tej wymianie zdań ;)
UsuńKate, nie biorę wszystkiego na poważnie. Dlatego też dałam to porównanie na końcu. Bo na meczu siatkówki emocje były różne, radość, smutek, gniew no i wreszcie znowu radość, bo przecież wygrali :)). Dlatego to porównanie wydało mi się wielce stosowne i sądziłam, że załapiecie, dlaczego wybrałam akurat naszych siatkarzy. Poza tym mecz to przecież przede wszystkim rozrywka i Twoje opowiadanie dostarcza mi właśnie rozrywki :)
Przyznaję, Katie (bohaterka) zdenerwowała mnie swoim podejściem do otoczenia i ocenianiem ludzi. I nie chodzi mi o kwalifikowanie znajomych do jakiś grup o sobie tylko znanych nazwach. Odnoszę tylko wrażenie, że Katie widzi same wady u ludzi, nie potrafi w nich dostrzec nic dobrego. John jest ósmym cudem świata, a cała reszta jest "ble". Nie pochwalam tego, moje prawo.
No właśnie, sama napisałaś, że John chwilę temu był patologicznie nieśmiałym facetem, tym bardziej więc nie rozumiem zachowania Katie, która spędza z nim każdą chwilę sam na sam, a później ciągnie go na imprezę, wiedząc, jacy będą tam ludzie i że John raczej nie ma na to ochoty. Po prostu nie dziewczyny nie pojmuję, to wszystko ;). Czy w głębokiej wodzie szybciej nauczysz się pływać? Być może, ale też większe prawdopodobieństwo utonięcia ;)
Nie mam absolutnie nic do negatywnych postaci, ja wręcz kocham czarne charaktery. I to od dziecka. Oglądając "Czerwonego Kapturka" zawsze byłam po stronie wilka :))
Ale przychylam się do zdania Robin - w opowiadaniu mamy same stereotypy. Ale rozumiem, że tak ma być, ok, Twoja wola :)
Jeśli chodzi o gwałt - napisałam to, bo tak :). No po prostu nie mogłam się powstrzymać od wtrącenia swoich 3 groszy, przepraszam, takie zboczenie ;)
"Czego nie zrobię, i tak zawsze jest źle" - no pewnie, że tak :)). Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Zawsze coś komuś będzie przeszkadzać, to normalne, bo wszyscy są inni i każdy lubi coś innego. A mnie to już w ogóle nie można zadowolić :)
Kate, ja absolutnie nie chcę Ci nic narzucać ani nie chcę, żebyś cokolwiek zmieniała. Nie na tym to polega i nie miałoby to żadnego sensu. To jest Twoja wizja, prezentujesz ją, a ja to komentuję. Tak chyba powinno być.
Jeśli krytykuję bohaterkę albo jej nie rozumiem to przecież nie znaczy, że krytykuję samą autorkę. Gdybyś napisała opowiadanie o psychopacie, seryjnym gwałcicielu i zabójcy, a ja napisałabym, że z tego bohatera to kawał skur******, to przecież nie znaczyłoby to, że myślę tak o Tobie ;)
Wiem, że opowiadanie to fikcja literacka, ale czy to znaczy, że ma przeze mnie przelecieć jak przez sito? Sztuka powinna dotykać i ja rzadko pozostaję na sztukę obojętna. I uważam, że tak powinno być. Nie chcę być obojętna, chcę doświadczać różnych emocji. Dlatego nawet jeśli piszę, że coś mnie zdenerwowało, to uważaj to za komplement. Bo to jest komplement z mojej strony.
I lubię rozmawiać z Tobą, gdyż wszelka wymiana poglądów rozwija i pozwala spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. A ja lubię się rozwijać poprzez dyskusje. Dlatego proszę, nie gniewaj się za moje komentarze, ja po prostu chcę poznać Twoje zdanie, bo lubię poznawać zdania innych osób :)
Dziękuję za cierpliwość do mnie i za kolejną część opowiadania.
Pozdrawiam.
Jeannette
Żeby była jasność - nie przeszkadza mi teraz to, że odbierasz to wszystko inaczej. Nie rozumiem, dlaczego uparcie twierdzicie, że to co piszę, jest pełne stereotypów. Nie chcę tego po raz kolejny tłumaczyć, bo już wyżej napisałam jasno jakie jest moje stanowisko w tej sprawie, ale powiem krótko - tak po prostu wyszło. Jestem ostatnią osobą, która mogłaby szerzyć jakiekolwiek stereotypy, bo sama ich nie lubię. To, że coś co Wy nazywacie stereotypem, pojawia się tu, to nie jest moje zamierzone działanie - po prostu tak widziałam daną postać/sytuację i tak musiało być. I nie zmieniłabym tego, nawet gdyby miało wywołać skandal obyczajowy. Nie kłócę się z moją wyobraźnią, jeśli coś mi podsuwa to słucham się jej bezgranicznie, zawsze piszę spontanicznie i nie analizuję, nie sprawdzam - robię to, co czuję, że powinnam napisać, i żeby było jasne - nie zawsze to, co czuję, że powinnam napisać, jest tym co osobiście czuję. Osobiście nie uważam przykładowo, że każdy redaktorek jest zboczeńcem wykorzystującym pracownice, ale akurat Hugh MUSIAŁ taki być, i niewiele mogę na to poradzić.
UsuńMimo wszystko dziękuję, że kierujesz te wszystkie zarzuty jako komplement. Wymiana zdań zawsze jest dobra, byle tylko nie wymknęła się spod kontroli :) Pozdrawiam.
Teraz już przeczytałam Twój powyższy komentarz, Kate, ale pisząc wcześniej go nie widziałam, dlatego napisałam, że zgadzam się z Robin co do stereotypów. Gdybym wcześniej widziała Twoje wyjaśnienie w tej sprawie, nie pisałabym już tego.
UsuńDobrze, że piszesz to, co czujesz i pozwól, że ja też będę to czynić. Mam nadzieję, że nigdzie Cię nie uraziłam, bo nie taki mam zamiar.
Jak już mówiłam - sztuka musi wzbudzać emocje :)
Jeannette
Chciałam tylko powiedzieć, że całkowicie zgadzam się z tym co powiedziała Eve. Fanfiki są po to, abyśmy mogły cieszyć się ulubioną postacią w alternatywnym scenariuszu. Po to, aby oderwać się na chwilę od codzienności i dać się ponieść tym co podpowiedziała wyobraźnia autorki, bawić a czasem nawet wzruszać. I z jednej strony cieszę się, że to co tu zamieszcza Kate tak Was porusza, bo to świadczy o tym, że wrażliwe z Was osoby, ale z drugiej strony taka jest wizja Kate. Mnie zawsze fascynuje proces twórczy ( no właśnie jak to jest, czy widzi się ostatnią scenę a potem pisze się pozostałe, a może od pierwszej każda następna scena sama po sobie się układa …hmm…), więc skoro Kate pisze, że tak poczuła i tak musiała zbudować taką czy inną postać, to ja jej ufam, że właśnie tak miało być.
UsuńEve - ale ja lubię snuć rozważania :). I nie przeszkadza mi to w dobrej zabawie. W zasadzie całe moje życie nic nie robię, tylko myślę, zastanawiam się, filozofuję i snuję refleksje. Taka ze mnie myślicielka :). I tego już nie zmienię, za późno na to, po prostu taka już jestem, że wszystko muszę poddać głębszemu przemyśleniu. Ale to naprawdę nie przeszkadza mi w zabawie ani niczym innym i nie znaczy to, że wszystko biorę na śmiertelnie poważnie. Od początku miałam niezły ubaw z tym fanfikiem, co nie przeszkadzało mi, oczywiście, myśleć :). To działa dwutorowo i nie kłóci się ze sobą.
UsuńFakt, że mój pierwszy komentarz zabrzmiał trochę zbyt poważnie, ale to były tylko takie "przemyślenia na temat" :)
Jeannette
Podsumowując - dobrze, że pojawiają się wymiany zdań, bo to znaczy że myślimy i potrafimy wyrazić nasze zdanie i walczyć o nie.
UsuńJeannette, nie uraziłaś mnie :)
Aniu - dziękuję, że mi ufasz :)
Zatem jeszcze jedno podsumowanie. :)
UsuńKażda wymiana myśli jest twórcza rzecz w tym, by wyrażając je myśleć też o tym jak się to robi i pamiętać o innych biorących udział w dyskusji.
Dorzucę jeszcze i moje 3 grosze.
UsuńCo z tego, że to fikcja. Gdyby to był mój fanfik i ludzie by go tak raczyli komentować- krytycznie czy nie, to bym skakała do góry z radości, bo to by znaczyło, że ich porusza co napisałam. A jak byś się Kate czuła jak by wszystkie komentarze były w stylu " No, fajne."- czyli w rzeczywistości nijakie i nie ma o czym gadać? Założę, się że byłoby ci szaro- buro ;)
POZDRAWIAM!
Robin (sorry, nie chciało mi się logować)
I to jest myśl Robin!:) Napisz własny fanfik - mówię szczerze, chętnie przeczytałabym coś, co wyszłoby spod Twoich palców.
UsuńKrytyka zawsze jest dobra, o ile coś wnosi, czyli powinna przedstawiać mocne i słabe strony, tego, o czym mówimy. W innym przypadku ociera się niestety o krytykanctwo.
Pozdrawiam! Pomyśl na poważnie o własnej opowieści. :)
Nie dam rady. Po pierwsze gonią mnie terminy, bo mam dużo innych rzeczy do napisania, a po drugie ja nie lubię pisać romansów. Już nie :)
UsuńPozdrawiam! :)
Robin
Jedna sprawa jest taka, że ja krytykę przyjmuję każdą i nie mam z tym problemu, a nawet, jak na pewno zauważyłaś, z każdego przytyku w stronę moją czy mojego opowiadania się tłumaczę, choć też nie muszę. Druga sprawa jest taka, że jeśli uparcie się twierdzi, że ja umyślnie stosuję krzywdzące stereotypy, a jest to nieprawda, no to chyba jest coś nie tak.
UsuńJa naprawdę nie mam nic przeciwko krytyce, bo skoro jest tak jak mówi Jeannette, że krytyka bierze się z tego że coś wzbudza emocje - to dobrze, to dla mnie naprawdę komplement. Nie lubię tylko, jak wmawia mi się złe intencje, i że to co opisuję, to mój światopogląd - z tym się nie zgadzam i będę się kłócić, jeśli będzie trzeba.
Również pozdrawiam :)
OK. Zakładamy więc, że to o czym piszesz nie jest twoim światopoglądem.
Usuń:)
Robin
Wydaje mi się, że Kate jest po prostu o Johna zazdrosna ( która z nas by niebyła mając takiego faceta). Musiała Johnowi trochę umniejszyć wartość koleżanek z biura, to normalne jak chce się podnieść swoją wartość w oczach ukochanego. Chociaż wydaje mi się nie musiała tego robić.
OdpowiedzUsuńA pokaż mi faceta Jeanetet który by sprzedał telewizor żeby kupić pierścionek zaręczynowy swojej dziewczynie. Co do szefów, bywają szefowie na poziomie szefa Kate, nie wszyscy są kulturalni i umiejący się tak zachować, żeby nie zrobić przykrości drugiej osobie.Oj dużo Kate mogła redaktorkowi zrobić, łatwo jest dzisiaj oskarżyć, a czy on by się obronił tego nie byłabym taka pewna.
Jolu, tak, masz rację - ona była zazdrosna, ale przede wszystkim, co napisałam wyżej dziewczynom - bała się tego, że stanie się coś, co wepchnie go z powrotem do tej zamkniętej skorupy, w której był, kiedy wróciła do Terrington. To jest jej największy koszmar, ona jest gotowa go chronić w każdy możliwy sposób, żeby tylko to nie wróciło, bardzo bała się mimo wszystko wyjścia na tę imprezę, mimo że sama go namawiała, i bała się nie dlatego że John może ulec jednej z koleżanek (bo jak ostatnio tez wspominałam, do niego Katie ma stuprocentowe zaufanie), ale że on może coś źle odebrać, coś się może stać takiego, co jakoś zniszczy tę jego dopiero co niedawno wypracowaną pewność siebie i odwagę. To nie jest tak, że ona się egoistycznie boi że straci faceta, ona się boi, że jemu coś się stanie - może chwilami przesadnie, ale dla mnie całkowicie zrozumiale.
UsuńA co do redaktorka Hugh to dopowiem tylko, że tak jak było w tekście - na imprezie był facet z zarządu, - dobry kolega ojca Katie, więc co by się nie działo, dziewczyna pokrzywdzona by nie była. Zresztą w redakcji miała też i dobrych kolegów, nie tylko pokroju Hugh i Bridget, więc problemów by nie miała większych.
Jolu, no mogę Ci takiego pokazać, tylko przyjedź do mnie ;). Wprawdzie nie chodziło akurat o telewizor, ale to chyba bez znaczenia.
UsuńCo do gwałtu - wszystko zależy od sędziego, ale byłam na paru rozprawach karnych i gospodarczych i wiem, co potrafi zdziałać dobra obrona. Trochę widziałam i trochę słyszałam, dlatego o tym napisałam. Poza tym sąd też nie może mieć wątpliwości, bo przecież "in dubio pro reo". Jak już pisałam wyżej - takie moje zboczenie ;)
Jeannette
Muszę przyznać, że w związku John'a i Katie z pewnością nie wieje nudą. czasem nie wiem, które z nich bardziej potrzebuje wsparcia drugiej osoby i podbudowania pewności siebie, ale uzupełniają się idealnie i bardzo dobrze, że stale między nimi iskrzy i docierają się. W John'ie budzi się nieco męskiej próżności a Katie trochę niekiedy przesadza z zazdrością.
OdpowiedzUsuńKate, atmosfera imprezy iście biurowa: nieczyste zagrywki, ciosy poniżej pasa i całkiem powyżej ( Hugh należało się już dawno:), flirt, "kupowanie" awansu jak w dreszczowcu. :)
Jeanette, myślę, że dopóki nie bierzemy wszystkiego tak bardzo na serio, dopóty możemy dobrze bawić się przy tym, co w środowe wieczory serwują nam Kate i Ania. :)
Cieszę się, że to zauważyłaś, że czasem nie wiadomo, które z nich potrzebuje więcej wsparcia, bo tak jest - mimo że Katie poniekąd uważa się za bohaterkę (może to przesadzone, ale z pewnością uważa że odwaliła najlepszą robotę na świecie, zmieniając Johna zewnętrznie i wewnętrznie), ale tak naprawdę też często się gubi w tym, co robi, czasem zrobi coś źle ale zdaje sobie z tego sprawę, a John jest niesamowicie dla niej wyrozumiały. Aż za bardzo :) Będzie jeszcze czas, kiedy to on będzie dla niej podporą. A męska próżność, no cóż, nie dziwię mu się, że obudziła się w nim. Też byłabym próżna, gdybym patrząc w lustro widziała to, co on widzi :) Zresztą ma kobietę, która jest o niego strasznie zazdrosna i on doskonale wie, że Katie zrobi dla niego dosłownie wszystko, więc jak tu nie mieć podbudowanego poczucia własnej wartości?
UsuńOjej,ale poważna dyskusja. Dziewczyny chyba trochę przesadzacie :) W końcu chodzi o odrobinę odprężenia przy udanej lekturze, a nie robienie dramatu. To raczej nie było zamierzeniem Kate, prawda ?
OdpowiedzUsuńKate,dzięki. Zwłaszcza za tekst o "wyhodowaniu największej świni w Yorku". Z całym szacunkiem do tych inteligentnych zwierzątek :)
AzB
Ja też Ci bardzo dziękuję za przeczytanie i słowa "udana lektura" - to dla mnie ogromny komplement :) Masz rację, ja chciałam przy pisaniu się dobrze bawić, i żeby czytający odczuli to samo, to fikcja i tak naprawdę nie ma co być zbyt poważnym, to ma służyć odprężeniu i niczemu innemu.
UsuńPrzeczytałam z przyjemnością fanfik - jak zwykle zresztą, i ......z uśmiechem komentarze.
UsuńDziewczęta, więcej luzu! Spójrzcie na tytuł. To nie "Zbrodnia i kara". To baśń! Z oślej skórki wyszła ksieżniczka, z pierzastego kaczątka smukły łabądź, z kuchennego kocmołucha cud-dziewczyna, a z wiejskiego pastucha książę. Stereotypy? Jak w każdej baśni. Przecież nie głowimy się, dlaczego w Kopciuszku musi pojawiać sie stereotypowa "zła" macocha, tylko cieszymy z happy endu.
Dla mnie "baśniowosć" Twego fanfika, Kate, jest bardzo przyjemna:). Mam nadzieję, że pojawią sie jeszcze kolejne akcenty zupełnie "stereotypowe" - wiejska zabawa / wesele z sążnistą burdą, słodko - kwaśne spotkanie Johna z rodzicami Kate... :))) a zatem do środy!
Bardzo Ci dziękuję, bo po raz kolejny mnie natchnęłaś - po raz pierwszy tydzień temu, wspominając o cioteczce, a dziś podsuwając mi pomysł na wiejską zabawę :) No i chyba czytasz mi w myślach jeśli chodzi o spotkanie z rodzicami... Ale więcej nie powiem.
UsuńMasz rację - to nie jest literatura na poważnie, to lekka czytanka, żeby się pośmiać i cieszyć z happy endu. Tak myślę, że będzie happy end, innej możliwości nie dopuszczam do siebie, no chyba że coś się po drodze zmieni :)
Broń Boże niech się nic nie zmieni !!! Po drodze , to niech się dzieją różne rzeczy , wystawiaj nasze nerwy na ciężkie próby ale musi być happy end , nie ma innej opcji .
UsuńSłusznie napisała Rebecca , że to baśń i musi skończyć się baśniowo , w końcu to opowiadanie o księżniczce i księciu .
Basia
Kate, Ty nas nawet nie strasz dla żartu takimi wizjami!:) John już sporo wycierpiał z Carol i teraz ma być TYLKO happy end! :))
UsuńMam inne zdanie- śmierć happy endom! ;) Żartowałam! Może.... ;)
UsuńA w ogóle jak to się skończyło w filmie? Bo jeśli były tylko te 3 odcinki, co widziałam, no to przecież John się ożenił z Carol i z nią został, czy tak?
Robin
I biała suknia z długim trenem, a bukiet panny młodej z lawendową nutą. Amen!
OdpowiedzUsuńTak, a jako druhna - ciotka Josephine :) Dobrze, obiecuję happy end cokolwiek by się nie działo po drodze - a jeszcze się trochę wydarzy. Naprawdę Was podziwiam, że jeszcze to czytacie :))) I bardzo Wam dziękuję. Miło wiedzieć, że jest dla kogo to robić.
OdpowiedzUsuń