Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood". S.2Ep.10.Mój screen. |
Więc jak sądzicie, o czym tak naprawdę myśli/myślał Sir Guy? ;-)
Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.
Witajcie:)
OdpowiedzUsuńO czym myśli sir Guy? Hmmm… wydaje mi się, że korzysta na pewno z rzadkiej chwili samotności, którą udało mu się właśnie znaleźć. Może zaszył się w jakimś zaułku zamkowych korytarzy i stara się zebrać myśli przed spotkaniem z szeryfem, bo musi mu przekazać, że Robin okradł kolejnego poborcę podatkowego, który wiózł trybut dla księcia Jana; może widział się przed chwilą z Marian i ona dała mu znów nadzieję… A może po prostu właśnie wszedł do swojej komnaty po bardzo ciężkim dniu i nawet nie zdjął rękawic tylko usiadł na krześle, chcąc odpocząć przez chwilę i rozmyśla nad wydarzeniami dnia, który minął… być może również planuje dzień kolejny… przekazać raport szeryfowi… może uda się znaleźć chwilę by spotkać się z Marian…
Witaj Derweno:)
UsuńBardzo podoba mi się Twoja interpretacja obrazka, bo widzisz w Sir Guy’u dobro, które w chwili samotności ma szansę wyjść z niego.
W każdym jest dobra strona... trzeba umieć ją znaleźć :) A Guy... cóż, on się po prostu zagubił według mnie.
UsuńA mi go jakoś tak żal na tym zdjęciu... myśli ma chyba sir Guy niewesołe. Może intuicyjnie przeczuwa, że szeryf uzna jego raport za nic nie warty i wrzaśnie na niego w obecności całego dworu i własnych Guy'a podkomendnych, jak to już nieraz czynił .... zaś ta nadzieja dana przez Marian...eh, tyle warta co zeszłoroczny śnieg :((
UsuńMasz rację Derweno, ja też wierzę, że gdyby nie pewne zdarzenia w życiu sir Guy, byłby on po lepszej stronie. A w nim zdecydowanie jest dobro tylko nie miało szansę się ujawnić.
UsuńPrawdę mówiąc w tym odcinku sir Guy musiał prosić Robina o pomoc w odszukaniu Szeryfa, więc masz rację Rebecco myśli ma niewesołe tutaj.
UsuńMasz rację Rebecco, myślę, że on przeczuwa, że szeryf nie doceni jego starań... co do postawy Marian i jej ciągłych nieczystych zagrywek w stosunku do Guya to nie nie będę się wypowiadać, bo musiałabym użyć słów niecenzuralnych.
UsuńDrogie siostry, moja znajomość z sir Guy'em pogłębiła się od wczoraj :) Nadal t-shirty mieszkańców wsi i bolerko Robina mnie drażnią, ale przecież nie o to tu chodzi, bo najważniejszy jest ON. A On jest smutny, nieszczęśliwy, samotny, trzeba go przytulić i przekonać, że w końcu wszystko się ułoży.
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba dać się ponieść filmowi Eve, nie analizować zbyt dużo, bo wówczas cała przyjemność z oglądania znika. Ale masz rację sporo „szczegółów” jest irytujących w tym serialu.
UsuńI mam nadzieję, że takie przytulenie dodałoby mu sił, aby zrezygnować z ciemnej strony mocy.
Dodam jeszcze, że można by powiedzieć: "Człowieku, olej Marian! Bierz mnie! :D
UsuńPrzez te t-shirty i bolerka nie mogłam oglądać serialu. Naprawdę nie mogłam, bo na moim wewnętrznym mierniku idiotyzmów skala się kończyła, co groziło mi załamaniem nerwowym i utratą wiary w ludzkość i seriale BBC. Do tej pory oglądam odcinki, przeskakując tylko na fragmenty z sir Guyem. Reszta mnie nie interesuje.
UsuńA nasz najdroższy ON właśnie korzystając z chwili samotnośći próbuje sobie ułożyć w głowie cały ten chaos: żądzę władzy i bogactwa, brutalność codziennego życia, a jednocześnie tęsknotę za normalnością, czułością, byciem kochanym przez kobietę, a docenianym i szanowanym przez wszystkich innych. Od tych skonfliktowanych emocji, od tej huśtawki sprzecznych celów cały się zamotał. I tkwi tak w swoim wewnętrznym piekiełku, skupiony na poranionej duszy, odcięty od wszystkiego.
Tak, Eve, bardzo bym go chciała w tym momencie przytulić, tak by uświadomił sobie, że jestem przy jego boku i że pomogę mu w tej nierównej walce z jego wewnętrznymi demonami.
Myślę Derweno, że chętnych będzie więcej z Twoim hasłem na ustach :)
UsuńSporo ma tego do układania Kasienko i myślę, że gdyby sytuacja bardziej jemu sprzyjała, to mielibyśmy przemianę na miarę trzeciego sezonu już w drugiej części.
UsuńT-shirty i bolerka? A jedwabna piżamka szeryfa?
UsuńA idealnie skrojony odszyty kołnierz w skórzanym płaszczu sir Guy’a ? ( Robin i jego banda też mieli idealnie skrojone kołnierze) Można mnożyć przykłady, tylko czy warto..
UsuńAle wiązanie przy spodniach zamiast zamka miał Guy ciekawe.
UsuńI przynajmniej pi razy drzwi zgodne z epoką. Taaak, oglądając film, dajmy spokój współczesnym wstawkom, a skupiajmy się na prawdziwie średniowiecznych elementach :-)
UsuńBaaaaardzo się pogłębiła, Eve? Widziałaś już jego tors przy kominku? :))))
OdpowiedzUsuńWidzę, że wbiło mnie nie tam, gdzie chciałam. Trudno. Spieszę z wyjaśnieniem, że tors widziałam :))
UsuńNo patrzcie jaka sztuczna inteligencja. Do zatwierdzenia komentarza podała "tors handsome" :))
UsuńBlogger nas podczytuje i śledzi :)
UsuńA tors rzeczywiście jest "handsome", nie da się ukryć.
Dla przypomnienia rzuciłam okiem na ten odcinek - zniknięcie szeryfa. Miał biedny Guy nad czym rozmyślać: zginąć z kobietą, którą kocha czy odjechać w stronę zachodzącego słońca.Może zastanawiał się czy kiedykolwiek zazna odrobiny szczęścia, spokoju, czy kiedykolwiek uda mu się uwolnić od demonów w swojej głowie. Ostatnie odcinki 2 sezonu to chyba najgorszy czas dla Guya - jest rozdarty: zaczyna mieć dość siebie jako tego złego ale nie potrafi się wyrwać spod wpływu szeryfa. W tym odcinku pokazał Marion, że stać go na bohaterstwo i miał nadzieję, że ona to doceni, że to coś zmieni między nimi. No, ale niestety. Uwielbiam dwa momenty: gdy Ryś włącza to swoje mruczando i mówi: "very well" na propozycję Marion, że sprowadzi do zamku Robin Hooda i tekst: "kobieto, twoja lekkomyślność cię zgubi" - ton, jakim wypowiada "kobieto" zwala z nóg. I się nie mylił. Wybrała najgorszy z możliwych momentów i sposobów, żeby mu powiedzieć prawdę - nagle po tylu kłamstwach i zwodzeniach na szczerość jej się zebrało. No, nie lubię jej i nic na to nie poradzę.
OdpowiedzUsuńTo jeden z moich ulubionych odcinków Zosiu. Ryś tak pięknie pokazał ( chwilową, ale zawsze ;)) przemianę sir Guy’a. A zacytowany przez Ciebie wers jest jednym z moich ulubionych. To straszne, że znów jej zaufał a ona i tak go zdradziła.
UsuńA ja uwielbiam, Zosiu, gdy Guy tak wilczo zwęża oczy na żądanie przeprowadzonego przez Marian Robina, gdy ten mówi "Ask!" , To zaledwie ułamek sekundy, ale jakże wymowny.... Też rozpoznałam to zdjecie. Zaledwie moment przed przyprowadzeniem Robina.
OdpowiedzUsuńAniu! Dzięki za GUY DAY! Przeciez to ja ostatnio o niego pytałam :)))
UsuńTak, to dokładnie ten moment Rebecco:) I cieszę się, że podoba Ci się dzisiejszy GuyDay :)( próbuję wrócić do „normalności” stąd ten dzisiejszy post)
Kasieńko, jak dobrze, że mnie rozumiesz. Ja staram się, ale nie mogę, to silniejsze ode mnie. Robię, więc to co Ty. Oglądam tylko sir Guy'a. Wybaczcie.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, Eve, bo moja znajomość z Ryśkiem od sir Guya się zaczęła.
UsuńOt, przeskakiwałam sobie pilotem po kanałach, gdy natrafiłam na BBC i czołówkę "Robin Hood". Oho, pomyślałam sobie, wreszcie coś ciekawego. Niestety, w miarę rozwoju akcji mina wydłużała mi się coraz bardziej i już zniesmaczona miałam zmienić kanał, gdy na ekranie pojawił się mroczny... ideał. Uosobienie wszystkiego, co mnie kręci w męskiej urodzie. "Co za oczy! - wyłam w duchu. - Co za uśmieszek kpiący a bezczelny! No i ma facet czym kichać". Obejrzałam więc odcinek wybiórczo, wyłączając fonię i odwracając z niesmakiem głowę przy scenach, w których ON nie występował. A później przy napisach końcowych sprawdziłam, kto to zacz.
Wujek Google, wierny przyjaciel, dośpiewał resztę i tak to się zaczęło.
Moja też, moja też znajomość ( jak zapewne wiecie) od Sir Guy’a się zaczęła, od tego spojrzenia faceta na koniu.. to on mnie „przyciągnął” do pana Thorntona. I nie przyznam się do czego byłam zdolna jak swego czasu BBC Entertainment późno w nocy puszczało ten serial ;)
UsuńA mnie aż wstyd się przyznać od czego zaczynałam. Bo to był taki film o życiu... :)) Nie wiem czy przed 23 mogę podać pełny tytuł. :) Ale na poważnie to dlatego zakochałam się w głosie naszego ulubieńca.
UsuńWiem, o który filmik Ci chodzi, Eve :-D
UsuńW tytule wulgaryzmów nie ma - zwykłe słowo, więc chyba nikt by się nie zgorszył.
Nie oglądałam i żałuję - usłyszeć jego głos w TAKIM tytule, uff!
Chyba też wiem o którym czytanym przez RA filmie mówisz Eve :)
UsuńTo dal celów naukowych oczywiście:)
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=gAnMymnJiLM
Dzięki Eve :)
UsuńCele naukowe... I kolejny dowód na to, jak bardzo zRYSIOwanie poszerza horyzonty i wzbogaca intelektualnie. Dziękuję za filmik, Eve :-*
UsuńFilm jest świetny - dramaturgia prawie jak u Hitchcocka. No, to Eve rzeczywiście rozpoczęłaś znajomość z Ryśkiem dość ostro.
UsuńProszę bardzo, choć to tylko mały fragmencik.
UsuńTen tupet Marian, z jakim coraz bardziej drażni i zwodzi Guy'a jest kompletnie nierealistyczny. W sam raz na robinhoodowe średniowiecze. Czy naprawdę nie zdawała sobie sprawy, jaki to niebezpieczny facet? W tamtych czasach... no cóż, moim zdaniem zemsta porzuconego przed ołtarzem rycerza nie skończyłaby się na spaleniu domu. Już pomijając fakt, że w realu taki temperamentny gość nieraz by ją gdzieś w ciemnym zamkowym korytarzu do muru przycisnał, tym bardziej, że byli zaręczeni.
OdpowiedzUsuńW realu, gdy Guy przed spaleniem domu mówi do Marian: "Beg!", miałam cichą nadzieję, że to błaganie przyjmie inną formę niż żałosne "Sir Guy, I beg you..." O tak, chętnie przeczytałabym pikantnego fanfika o tym, jak to Marian mozolnie musiała sir Guya przekonywać, by jej domku nie spalił. A później on, odgarniając z czoła włos spocony, zgodnie ze scenariuszem stwierdziłby z niesmakiem "Much better... But still not good enough" i tak czy inaczej sfajczyłby jej chałupkę.
UsuńGuy ostry facet był ale nie do Marion niestety. On po prostu chciał, żeby go kochała i była z nim z własnej woli. Współczuję aktorce: na pewno miała wielką ochotę rzucić się na Ryśka a musiała się obcałowywać z tym-tam, co nazwiska nie pamiętam. Jak jej się udało rękę na centymetry przed tym torsem zatrzymać?
UsuńZosiu, robili duble do upadłego zapewne :)))
UsuńKasieńko zaraz spadnę z kanapy :D ..I beg you....
UsuńA skąd wiesz, Zosiu, ile razy tę scenkę powtarzać musieli, nim wreszcie Lucy udało się zatrzymać rękę przed torsem? Może kręcili to cały dzień, jak scenkę peronową?
UsuńAktorka obcałowywała się z tym-tam, ale miała też okazję, pewnie w ramach odreagowania i bonusu za poprzednie poświęcenia, obcałowywać Ryśka. Mogłabym się poświęcić i tego-tam cmoknąć (w policzek), byle później przytulić się całym ciałem do sir Guya i wycałować go za wszystkie czasy.
Kasieńko, mnie też to jej "błaganie" strasznie zirytowało. Facet jest wściekły na maksa, a ona się zachowywała jakby to chodziło o danie klapsa niegrzecznemu dziecku niż podpalenie domu (wiem - wizja klapsa od Gisborne'a - obiecująca). I strrrrrasznie podoba mi się Twój pomysł... Boże, jak żałuję że nie byłaś scenarzystką Robin Hooda :D Iskry by leciały - i to nie tylko z powodu pożaru :D
UsuńMyślę, że musimy sobie przypomnieć, że Lucy Griffiths bardzo młoda wówczas była, więc być może stąd ta jej interpretacja „beg” i że to był/jest serial dla dzieci.
UsuńUuuuu, wyobraźnia mi nam rozhulała na myśl o tej alternatywnej scence Kasieńki!
UsuńOna po prostu w ogóle nie wiedziała z kim ma do czynienia. Zadawała się z chłopięciem i na mężczyźnie się nie poznała.
UsuńSerial dla dzieci - dobre sobie :-D Dla dzieci i ich mamuś chyba. Dzieciom Robin, mamusiom Guy, a niech mają trochę radości, bo inaczej nie wytrzymałyby przed ekranem i latoroślom zabroniły tych głupot oglądać, by im się poziom IQ nie obniżył.
UsuńMogliby nakręcić dwie wersje. Albo wypuścić "reżyserską", ze scenami dla dzieci nieodpowiednimi.
Marian mogła sobie na początku tak zinterpretować Guyowe "Beg!", ale ten natychmiast powinien wyprowadzić ją z błędu i pchnąć na... właściwe tory interpretacji.
Może po takim ukierunkowaniu przyłożyła by się do solidnej argumentacji błagania.
UsuńWiem, że ten filmik był już kiedyś linkowany, ale tak mi pasuje do dzisiejszych rozważań, że mam ochotę "przeżyć to jeszcze raz".
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=3ceFWjei_6I
Problem w tym, że Guy się Marian tak jakby boi... kurde blaszka, on jej nawet porządnie przez całe narzeczeństwo nie pocałował!
UsuńDzięki za linka Kasieńko, sporo w nim Sir Guy’a z 3-go sezonu, ale i z drugiego z tym jego” You are nothing to me” hmmm <3
UsuńKasieńka jeszcze nas podkręciła. Jak na takie "beg" można było tak cieniutko odpowiedzieć.
UsuńBo ją szanował Rebecco, ot co. Chciał być lepszy dla niej. ( a na co dzień całował kuchty)
UsuńZgadzam się, Aniu. Szanował i uważał za o wiele lepszą od siebie. Idealizował ją - zupełnie niepotrzebnie, o czym przez cały czas wiedziałyśmy.
UsuńPoza tym nie chciał też jej wystraszyć zbyt nachalnymi zalotami. Wolał pewnie, żeby ona tak stopniowo, z własnej woli, z wzrokiem zamglonym i piersią falującą...
Zosiu, odpowiedzieć mogła cienko, jako skromna, niewinna panienka. Dopiero Guy po tej żałosnej odpowiedzi powinien dać jej szkołę życia i "błagania".
Może, gdyby to zrobił to odjechaliby razem w kierunku zachodzącego słońca. Oczekiwanie na właściwą odpowiedź aż "warczało" z Guya - jeśli w swej skromności i niewinności nie zrozumiała, to mogła cienko poprosić o podpowiedź.
UsuńNo tak, Anusiu, no tak... wiem, że masz rację. I sam Guy ujmuje mnie również tą swoją delikatnością, nieśmiałościa wobec Marian i troską o nią.
UsuńAle zarazm ciśnie mi sie na usta Sienkiewicz - tylko juz nie wiem, czy to tekst Zagłoby, czy Petroniusza z Quo vadis "Popłacze, popłacze, a jak rano sama nie bedzie wolała z tobą zostać, toś baba" :)) Moze to byłoby wyjście?
To tekst Janusza Radziwiłła do Kmicica.
UsuńAż się prosi, by całą tą szarpaninę między Guyem a Marian rozwiązać w ten właśnie sposób. Pozna dziewczyna, co to znaczy mężczyzna, od razu rozumu nabierze i na Robina nawet nie spojrzy.
No nie wiem, nie wiem, to takie młode dziewczę....
UsuńTo widzę, że nie tylko ja miałam ochotę ją walnąć, żeby nareszcie przejrzała na oczy :)
UsuńNa realia epoki już nie takie młode. Panna na wydaniu i to na jak najszybszym wydaniu, bo niedługo staropanieństwo jej zagrozi.
UsuńZresztą nie mam na myśli niczego brutalnego - po czymś takim mogłaby się zrazić na wieki wieków. Po prostu niechby Guy wykorzystał w tę noc całe swoje zdobyte do tej pory doświadczenie z płcią przeciwną, tak by Marian w miarę fizjologicznych możliwości w siódmym niebie była.
A wiesz, że czytałam taki fanfik o wynagrodzonej cierpliwości sir Guy’a
UsuńPrzecież Marion nie byłą jakąś delikatną panieneczką chowaną pod kloszem. Zresztą gdy go zobaczyła bez koszuli to jej się oddech trochę przyśpieszył, gdyby podszedł bliżej i trochę do niej po swojemu pomruczał, to Robin nie miałby już nic do powiedzenia.
UsuńMasz gdzieś linka? :-)
UsuńByć może też czytałam taki fanfik, bo tematyka Guy/Marian bywa wałkowana na najrozmaintsze sposoby w niezliczonych mniej lub bardziej udanych wersjach. Nie pamiętam już, który na mnie zrobił największe wrażenie, bo dawno nie zgłębiałam tej tematyki.
Oj, tak zwłaszcza gdyby „po swojemu pomruczał” :) Bardzo podoba mi się to określenie, Zosiu :)
UsuńPozwól, że umieszczę go w osobnym poście, który obiecałam Rebece...ale jak i w poprzednich postach o fanfikach nie mogę się od nich oderwać :)
UsuńKasieńko, co ty się o link do fanfika pytasz? Ty byś stworzyła o niebo lepszy! Jakby pozbierać Twoje wpisy na temat Guya to już szkielet opowieści jest. Ty nie marnuj czasu na czytanie twórczości gorszej od swojej, tylko weź się za pisanie.
UsuńU mnie "na tapecie" jest na razie Thorin, pan Thornton i słodki John Standring.
UsuńDobrze, będę cierpliwie czekać, z góry ciesząc się na lekturę lub na odświeżenie znajomości z fanfikiem.
Zgadzam się z Zosią! Kasieńko doskonale wiesz, że masz talent i fajnie byłoby móc Twój fanfik przeczytać.
Usuń"Muz" na razie same szkielety opowieści podrzuca. A tu trzeba jeszcze mięchem te kości pokryć - tymczasem jakoś natchnienie ostatnio się mnie nie trzyma. Może przez nawał pracy, a może przez jakieś wredne choróbsko, które bez przerwy chce się do mnie przyplątywać i czuję, że pomału przegrywam tę walkę.
UsuńKasieńko, czasem trzeba dać sobie pomóc, więc idź proszę do lekarza po coś mocniejszego niż czosnek, malinowy soczek. A jak wypoczniesz, to może Muz Cię odpowiednio natchnie.
UsuńAniu, wielkie dzięki!
UsuńKasieńko, dobra jesteś z literatury :))) Petroniusz również mówi coś podobnego do Winicjusza "Już twoją będzie rzeczą, aby wolala nazajutrz zostać niż wrócić" - właśnie spisałam z Quo vadis, hi, hi,hi. I mówi to 1600 lat przez gadką Radziwiłła! Jak widać, miłe panie, był to przez całe epoki sposób prosty, pewny i skuteczny. Aż dziw, że Guy go odpuścił.
Gdy mnie dzisiaj o 3-ciej nad ranem ból nogi obudził, to po bezskutecznych próbach zaśnięcia przypomniałam sobie, że w szafce nocnej mam umilacz (nic zdrożnego) chwil przed zaśnięciem - Twoje opowiadanie Kasieńko. Zaczęłam czytać, kątem oka złowiłam spojrzenie Ryśka, więc zaczęłam czytać od początku na głos. I myślę, że mu się podobało. Zasnęłam bez problemu - nie, że mnie uśpiło ale się pośmiałam i przestałam myśleć o nodze. Bez obaw - nie zwariowałam, ale siedzę od wtorku w domu i zaczynam z bezruchu świrować.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAniu, jutro idę do lekarza. Byle tylko wybadał, co mi jest i zastosował odpowiednią kurację, a nie na chybił-trafił, ewentualnie prochy, za których przepisywanie otrzyma wycieczkę na Seszele od przedstawicieli firm farmaceutycznych.
UsuńWypocząć i tak zamierzam, bo biorę sobie w przyszłym tygodniu wolne :-)
Rebecco, prosta sprawa - Guy nie czytał Sienkiewicza. Gdyby przeczytał, wiedziałby, co zrobić.
Miło mi, Zosiu, że moje opowiadanko ma taką moc sprawczą. A co takiego Ci się w nogę stało?
Zosiu Kasieńko, a co to za opowiadanko o Ryśku? Czy jest gdzieś dla szerszej publiki? Bardzo szeroko sie uśmiecham w tej chwili....
UsuńNo i tu jest właśnie problem, że nie wiadomo. Lekarz podejrzewa zapalenie stawu skokowego - do ortopedy dostanę się dopiero w poniedziałek. Przeforsowałam się po prostu - ale oczywiście się do tego nie przyznaję. Wyobrażanie sobie, że się biega z Ryśkiem, w dodatku z Linkin Park na mp3 to nie był dobry pomysł. Ale dzięki temu mam czas na czytanie, oglądanie i odsypiam zaległości. W pracy sajgon - 115 telefonów dziennie, a ja się byczę.
UsuńBoże dziewczyny co Wy z tymi lekarzami... Jak nie jedna to druga. Żeby to chociaż w każdym gabinecie lekarskim Richard był jako dajmy na to pielęgniarz... ;) Zdrówka Wam życzę, nie dajcie się chorobom :* Swoją drogą to ja nie lepsza, w środę mam zabieg laserowej korekcji wzroku i ubolewam, że będę miała kilkudniowy post od laptopa :( Ale cóż, muszę naprawić moje biedne oczy, co by Rysia lepiej widzieć, bo z tym jest coraz gorzej.
UsuńI przyłączam się do pytania, które zadała Rebecca :) Bo dobra literatura jest na wagę złota ;)
Ja również chętnie przeczytam. Zdrowiejcie dziewczyny!
UsuńDobRanoc, miłe siostry! Zdrówka życzę. Dzisiejszy wieczór w kawiarence "Pod Ryśkiem" był ekscytujący. Jutro niestety pracuję, ale tak się rozmarzyłam, że chyba RH zacznę ponownie przewijać po kryjomu, i się w Guy'a wgapiać jak cielę w malowane wrota. Jak obłęd, to obłęd, ot co.
UsuńA popełniłam kiedyś takie krótkie opowiadanko, ale nie udostępniałam go publicznie ze względu na wątpliwości, czy fantazje na temat Ryśka jako Ryśka, a nie bohatera filmowego powinny znaleźć się na publicznym forum.
UsuńAle skoro jesteście ciekawe, a tutaj już o wiele gorętszy tekst się pojawił, to poproszę Anię, żeby je wrzuciła. :-)
O tak, o tak! Merci!
UsuńWłaśnie zaczynam pracę - ak zwykle, od Twojegob logu, Aniu. :)) Uściski dla wszystkich zrysiowanych w ten mroźny poranek :))
Blogu - oczywiście. Jeszcze mi sie palce nie rozgrzały :)))
UsuńRyś powiedział kiedyś w wywiadzie, że potrafiłby wybronić, wytłumaczyć Guya - pomyślałam wtedy: człowieku, my zrobiłybyśmy to jeszcze lepiej od ciebie, a poza tym przed większością nie musisz wcale go bronić. Wniosek: Rysiek robi nam pranie mózgu - jesteśmy w stanie wybaczyć Guyowi każdą podłość i jakoś ją usprawiedliwić. Ale jest jedna rzecz, której Gisbornowi darować nie mogę - zostawił na pewną śmierć własne dziecko w lesie. Już pal sześć wszystkie jego inne niewinne ofiary, ale własne dziecko? Ciekawe jakby tu pan RA go bronił?
UsuńI tak sobie jeszcze myślę, że Guy tak mało zaznał w życiu miłości, troski i czułości, że każdy najmniejszy gest ze strony Marion, samo nie okazywanie mu przez nią niechęci brał za znak, że będą razem, że jest mu przychylna. On naprawdę wierzył, że mogą być razem - ocean bólu i rozpaczy w jego oczach, gdy Marion okrutnie sprowadziła go na ziemię. I mimo tego co napisałam powyżej nie mogę (cholerka jasna) powstrzymać westchnienia: "biedny Guy". Nic innego - tylko pranie mózgu.
UsuńRealiami epoki - w średniowieczu z dziećmi się tak nie cackano. Kobiety rodziły ich tyle, na ile im stan macicy pozwolił i dopóki przy którymś porodzie nie przeniosły się na tamten świat z urodzonym (lub nie) niemowlęciem, a mężczyźni mieli też latorośli na pęczki - i ślubnych, i bękartów (tych ostatnich o wiele więcej). Większość i tak umierała we wczesnym dzieciństwie. Dbało się przede wszystkim o dzieci z prawego łoża, zwłaszcza synów - dziedziców majątku i nazwiska. Nieślubne były warte mniej niż gończy pies ze sfory jaśnie pana i jeśli w czymkolwiek wadziły, ich "usunięcie z drogi" nie było czynem wywołującym szczególne oburzenie.
UsuńMam nadzieję Dziewczyny, że szybko powrócicie do zdrowia.
UsuńKasieńko, kiedy publikujemy Twoje opowiadanie?
Rebecco bardzo mi miło, że od rana tu zaglądasz, ale nie wiem czy Twój szef/szefowa byłaby z tego zadowolona. A nie ma nic gorszego niż żałować, że było się w RAświecie ;)
Co do wybronienia sir Guy’a przez RA myślę, że uwierzyłybyśmy w każde jego słowo, i nawet kiedy wróciłoby nasze „logiczne myślenie” i tak z uśmiechem na twarzy wciąż przyznawałybyśmy mu rację.:D Ale masz rację Zosiu, nawet jeśli takie były realia ówczesnych czasów, trudno mi byłoby wybaczyć sir Guy’owi porzucenie w tak haniebny sposób swojego dziecka.
Przez weekend zgodnie z zaleceniem lekarskim robię sobie końską kurację. A jeśli to nie pomoże, to będę się truć antybiotykiem. Na razie siedzę więc sobie, opatulona we wszystko, co wełniane i ciepłe, walcząc z bakcylem podejrzanymi specyfikami.
UsuńAniu, Twój blog, więc wrzucaj opowiadanko, kiedy chcesz.
Ciekawa jestem, czy Guy, kiedy sumienie się w nim odzywało, też uznawał ten swój czyn za skończone draństwo, czy też nie przejmował się tym tak bardzo.
Zdaje mi się, że chyba nie odnotował w głowie faktu posiadania dziecka - był to jedynie skutek uboczny zaspokajania potrzeb.
UsuńLecz się Kasieńko, lecz - niestety czasem trzeba sięgnąć po apteczne świństwa. Mnie noga męczy, ale leki przeciwbólowe uważam za drugą po smokach plagę ludzkości i unikam jak mogę. Ból nie jest nie do wytrzymania a jak dobrze zajmę głowę, to spoko.
UsuńMoże nie było to jego pierwszy potomek. ;)
UsuńZa chwilę Twoje opowiadanie ujrzy światło dzienne, Kasieńko:)
No właśnie - "skutek uboczny". Tym właśnie były dzieci z nieprawego łoża przez całe wieki.
UsuńNa temat leków przeciwbólowych mam podobne zdanie, zwłaszcza aplikowanych bez potrzeby i stosowanych zamiast właściwej kuracji. Jak coś boli, trzeba poznać przyczynę i przyczynę leczyć, a nie ból. A jeśli na przyczynę nic się nie poradzi, to ocenić, czy ból do wytrzymania (wtedy jestem dzielna i wątroby sobie nie rozwalam), czy nie do wytrzymania (i to jest jedyny powód, dla jakiego przeciwbólowe można brać).
Rozumiem, że głowę zajmujesz czyimś pięknym obliczem? Bardzo dobry środek znieczulający :)
Oooch, Aniu, wyobraziłam sobie okolice Nottingham zaludnione małymi Gisborne'ami i te dziewki służebne ciągle chodzące w lekkim rozkroku, z potarganym włosem i mętnym spojrzeniem. :-D
Usuń:D przecież sam stwierdził mówiąc do Robina, że „nie dba o to która grzeje mu stopy” ( sorki, cytuję z pamięci, czyli z niczego;)), czyż nie?;)
UsuńPiękne oblicze swoją drogą, ale koncentruję się też na ćwiczonkach z angielskiego, i dopóki nie włączę laptopa to jestem bardzo skoncentrowana ale jak już włączę, no to żadna siła nie jest w stanie mnie powstrzymać przed zaglądnięciem na bloga i się z lekka dekoncentruję. No ale co poradzę, że program mam na CD i większość ćwiczeń robię w laptopie. Chociaż zeszyt oczywiście też prowadzę. Jak to mówią: wiedzę mam ale nie uporządkowaną, więc bliżej lata planuję się na lekcje prywatne zapisać, żeby to jakoś ogarnąć. Oczywiście może się okazać, że tak naprawdę to nic nie umiem.
UsuńTrzymam kciuki za Twoje postępy, Zosiu :)
UsuńKasieńka ma rację. Realia epoki wybronią Guy'a - nam się to wydaje szokujące, ale tak właśnie było. Wystarczy poczytać, co i na dworach polskich możnych się wówczas działo, i nie tylko wówczas. Nikt równy stanem Guy'a by nie potępił.
UsuńPo raz kolejny uwyplukła się tu niespójność serialu - jakoś w innych aspektach realia epoki traktowano per noga.
Wczoraj Morfeusz wygrał starcie, więc nawet nie zdążyłam się pożegnać, tym cieplej witam Was siostry, zwłaszcza te niedomagające.
UsuńJa dziś zrobiłam sobie powtórkę z pierwszego sezonu RH. Aniu, t-shirty i inne odleciane wdzianka pominęłam. Nadal jednak, gdy patrzę na Marion, która woli tego tam gogusia a nie Guya, to oczy robią mi się dużo większe. :)
Witaj Eve:)
UsuńNie będę tu bronić Marian, bo sama wybrałabym sir Guy’a- ale ja jestem już dużą dziewczynką;) A tak zostawić Guy’a przy ołtarzu…hmm… serce pęka gdy widzi się jak rujnuje jego marzenia by być lepszą osobą.
Tym bardziej, że on wierzył, że Marion może go ocalić. Ale widać, żeby to dostrzec, trzeba mieć rozum "dużej dziewczynki".
UsuńTak, my duże dziewczynki wolimy facetów;) ale z drugiej strony dość naiwnym było myślenie sir Guy’a, że związek z tak czystą ( w jego opinii) osobą może go ocalić. Jeśli chciał się zmienić, mógł i powinien to zrobić bez niej ( tak jak to zrobił w trzeciej części RH).
UsuńMiła Eve, wszystko najlepsze jeszcze przed Tobą - w II sezonie oczy będziesz miała jak talerze. Marian wspina sie tam na takie wyżyny oszukaństwa, że niejeden alpinista pozazdrościłby jej.. A naiwny Guy wierzy i kocha coraz mocnej.
UsuńAniu, ja nie mam złudzeń. To pewnie wina tego, że jako mała dziewczynka lubiłam "Piękną i bestię" :)
UsuńTeż lubiłam "Piękną i bestrię":)
UsuńI wiecie co, najbardziej mi żal, gdy wiem, że Guy naprawdę na samym końcu tego odcinka, wierzy, że Marian mogłaby wyjść za niego. To ostatnie zdanie powiedziane do niej, tuż przed wrzaskiem przybywającego szeryfa, takie szczere, ciepłe, prawdziwe... eh, głupia baba!
OdpowiedzUsuńGłupia i nie skora do zastanowienia się. Słusznie się jej Guy kiedyś zapytał: "czy kiedykolwiek pomyślała o tym co on czuje i myśli?"
UsuńOj głupia była, ale z legendą nie wygramy ;)
UsuńWłaściwie, to Rysiek z legendą wygrał.
UsuńMasz rację Zosiu, w naszych oczach zdecydowanie wygrał Ryś.
UsuńTak, Zosiu, też uwielbiam to zdanie. Ryczałam na tym odcinku jak bóbr, gdy po raz pierwszy go widziałam. Na szczęście, wszyscy spali, jak zwykle, gdy "wymykam" się na spotkanie z Ryśkiem w takim czy innym wcieleniu :)
UsuńPiękne to zdjęcie... Cudowne. I kompletnie pozostawiając w tyle fakt, z jakiego odcinka pochodzi i co tam miało miejsce, to gdybym nie wiedziała i po prostu zobaczyłabym to bez całej tej wiedzy to... pomyślałabym, że jest tu nieszczęśliwy, że zastanawia się czy zasługuje na miłość, czym jest właściwie miłość, czy on sam potrafi kochać... Tak, Guy, potrafisz i zasługujesz. Jak mało kto zasługujesz.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, wybaczcie, ale ja podczas oglądania RH jestem tak zapatrzona w Sir Guy'a i tak wyczekuję jego pojawienia się, że absolutnie nie zauważam wspomnianych t-shirtów czy innych kubraczków. Na moje tych wszystkich pozostałych ludzi mogłoby tam nie być, ja żyję tylko wyczekiwaniem na Gisborne'a :D
Niezmiennie dziwi mnie tylko grzyweczka Robina, ale co ja tam wiem o średniowiecznej modzie męskiej...
Dzięki Kate za Twoją interpretację, właśnie o to mi chodziło, abyśmy oderwały się od fabuły i dostrzegły coś innego. I widzę, że podobnie jak Derwena dajesz mu szansę na dobro:)
UsuńZ innej beczki : Guy myśli - co ja robie w tej wersji Robin Hooda ? Przecież miałem grać w serialu z Michaelem Praedem !!! :))))
OdpowiedzUsuńAzB
Ha ha! Z tego co pamiętam Ryś mówił, że chciał mieć tors jak Michael Pread, nawet flamastrem sobie tors malował :)
UsuńDobre! Gdyby grał z Michaelem Praedem (pomijając rozbieżność czasową), to nie wiadomo by było, komu kibicować. I jasna strona, i ciemna pociągałyby z równą siłą.
UsuńMalował sobie, malował, a jak przyszło co do czego, to zgolił (ew. wywoskował - auć!)
Teraz nie musi :))) Dorównał tamtemu ideałowi a nawet Go przewyższył. A swoja drogą miło byłoby zobaczyć ich razem w jakiejś produkcji. Mógłby się nad tym PJ zastanowić.
UsuńAzB
Dobrze, że teraz tego nie robi. My tak polujemy na rozpięte guziki jego koszuli i odrobinę owłosionej normalnej klaty.
UsuńA pamiętacie Guya z tamtej wersji? Miałam w szkole kolegę podobnego do niego i największą obelgą było nazwanie go Gisborn'em.
UsuńZaiste mocna zniewaga, Eve. Ja też tamtego ( wg nieżyjącego już Roberta Addie’go) sir Guy’a szczerze nienawidziłam
UsuńPamiętam tego blondaska z grzywką przyciętą "pod garnek".
UsuńTamtego Gisborne'a nikt nie lubił. Myślę, że gdyby ten "Robin Hood" dorównywał popularnością tamtemu, to żaden facet by się nie obraził za "Gisborne'a".
OdpowiedzUsuńDziewczyny, będę już uciekać, jutro mam kolędę i to z rana (!). Wielkie dzięki za zajrzenie tutaj i za dzisiejsze pogaduchy:* Gorrrących sir Guy’owych snów Wam dziś życzę.
Ja też się żegnam - John S. woła, że idzie pod prysznic.
UsuńnaRA
Dobrze go nacieraj pod tym prysznicem, Zosiu.:)))
UsuńPostaram się Rebecco i liczę, że odwzajemni "natarcie". Mam nadzieję, że kabina wytrzyma.
UsuńTym bardziej, że Twoja biedna boląca noga nie moze tyle czasu na mokrym stać, ergo, musi znaleźć oparcie gdzie indziej. Czysta akrobacja, ale ze wzrostem i siłą Johna to pikuś :))
UsuńTak właśnie myślę, że będę ją musiała oprzeć albo opleść na jakiej solidnej podstawie.
Usuńmiłego nacieRAnia :)) dobranoc!
Usuń