Część szósta tutaj.
- Luthien, za tobą! – krzyknął Fili, a dziewczyna obróciła się i wzięła zamach mieczem, który napotkał ostrze trzymane przez drugiego z bratanków Thorina – Od dołu! Teraz z lewej, przyciśnij go, świetnie!
- Dobrze, możesz mnie puścić – roześmiał się Kili, przyciśnięty do drzewa przez dziewczynę z ostrzem przy swej szyi.
- Jak mi idzie? – zapytała Luthien, ocierając pot z czoła.
- Jak na pierwszy trening wspaniale. Pokonać mojego brata to nie lada wyczyn!
- Daj spokój, Fili, dałem jej fory!
- Jasne! Potknąłeś się o patelnię Bombura, niezdaro!
- Chłopcy, dajcie spokój. Kiedy wyruszamy dalej?
- Jeszcze trochę, czarodziej zabrał gdzieś hobbita, kiedy wrócą to ruszymy w drogę. Tymczasem może mała lekcja strzelania z łuku? – w oczach Kiliego pojawił się szalony, radosny błysk. Dziewczyna ucieszyła się:
- Może w końcu się na coś przydam waszemu wujkowi, kiedy będę umiała obsłużyć chociaż dwa rodzaje broni!
- Bardziej, niż się przydałaś do tej pory, już mu się nie przydasz – Kili wybuchnął śmiechem, nie zważając na surowe spojrzenie brata.
- Potrafisz obsłużyć samego Thorina, to wystarczająco…
- Kili! – zagrzmiał starszy z braci – To było nie na miejscu!
- Żartowałem przecież! Hej, nie znacie się na żartach? Luthien, chyba się nie gniewasz…