Ręka do góry kto lubi opowiadania Kate. Dla tych Wszystkich,
którzy razem ze mną trzymają ręce w górze Kate przygotowała małą niespodziankę,
którą z przyjemnością pragnę Wam zaprezentować. Kate wielkie dzięki za zgodę na
publikację Twojego opowiadania na blogu.
***
Notka od Kate:
Drodzy Czytelnicy!
Mniej lub bardziej pogrążeni w żałobie po obejrzeniu „Bitwy
Pięciu Armii”.
Otóż kilka dni temu, czytając piękną historię o zaginionych butach, wszyscy dowiedzieli się, że PJ się TROCHĘ pomylił i puścili w kinach
nie to zakończenie, które powinni. Mam nadzieję, że zreflektuje się i
zrekompensuje nam to w wersji rozszerzonej filmu, a wtedy ujrzymy, jak Thorin
powstaje z tego zimnego lodu, wraca po koronę i panuje długo i szczęśliwie, i
jakimś cudem na kompletnie nieogrzewanych korytarzach Ereboru natknie się na
niepozorną Eulalię… Tak, zdecydowanie TO chcę zobaczyć na DVD w wersji reżyserskiej.
Ale do rzeczy: dziś chciałabym zaprezentować mojego tzw.
„pocieszacza”, i od razu chcę podziękować Ani – za chęć publikacji, i ogólnie
za wszystko, oraz Eve, która mnie bardzo wspierała i była moją… inspiracją – to
chyba dobre słowo :) Chciałabym prosić, by nie porównywać naszych obu
pocieszaczy, ponieważ to dwie różne historie, dwa różne style, a wszelkie
ewentualne podobieństwa… no cóż, to jakaś niesamowita metafizyka między nami,
no i oczywiście główna postać – Jego Wysokość, a w jego przypadku wiele
zmieniać nie można. Zapewniam jednak, że powstawały całkowicie niezależnie!
Moja wersja jest o tyle inna, że to już… było. Kto pamięta
moje „Serce Góry”, będzie miał okazję przypomnieć sobie, a kto nie czytał, z
treści dowie się, co mniej więcej się działo. Początek to generalnie
przypomnienie akcji, która działa się w „Sercu…”, i te fragmenty wyszczególniłam kursywą, natomiast aktualny, NOWY bieg wydarzeń, napisany jest prostą,
pogrubioną czcionką. Tyle w sprawach formalnych :)
Uprzejmym i odpowiednim z mojej strony będzie uprzedzić, iż
nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów, podobnie jak moja
szanowna poprzedniczka, odsyłam do oryginału, bo mój Thorin nie ma NIC
wspólnego z Tolkienowskim. A jeśli komuś się nie spodoba… Cóż, zawsze można
napisać pismo do kadrowego – może wreszcie mnie zwolni z posady nadwornego
bazgroły Jego Wysokości :)
Modląc się o zdrowie psychiczne czytelników, zapraszam mimo
wszystko do rzucenia okiem na historię alternatywną miłości Thorina i Luthien,
czyli inaczej łatwy przepis, jak zostać kadrowym w służbie Jego Królewskiej
Mości :)
***
Sytuacja wydawała się być tragiczna. Do
krasnoludów zmierzała właśnie banda goblinów, a oni niewiele mogli zrobić.
Próbowali się bronić, ale broń została im szybko odebrana i brutalnie popychani
musieli iść tam, gdzie zmierzały gobliny. W całym tym zamieszaniu Bagginsowi
niepostrzeżenie udało się umknąć i pozostał niezauważony. Jednak krasnoludy nie
miały tyle szczęścia; im dalej szły, tym bardziej nieznośny fałsz okropnej
pieśni ranił ich uszy. Wreszcie zostały doprowadzone przed oblicze ogromnej, obrzydliwej
kreatury, od której pochodziły dźwięki. Tak, król goblinów witał ich
niemiłosiernie zawodzącym głosem w swej własnej kompozycji.
- To nie pieśń, to abominacja! – wrzasnął
Balin, zniesmaczony całą sytuacją, podobnie jak reszta jego kompanów.
- Abominacja, mutacja, dewiacja… Wszystko tu
znajdziecie! – z radością odparł wielki goblin – To nasza specjalność! A poza
tym… Kto ośmielił się zakłócić nasz spokój?
- Ja się tym zajmę – spokojnie oznajmił Oin,
poklepując Thorina po ramieniu – Głośniej proszę, twoi chłopcy zgnietli mi
trąbkę!
- Zaraz zgniotę ci coś jeszcze! – wściekł
się król goblinów.
- Ja powiem! – wyrwał się Bofur – Szliśmy do
naszych krewniaków w Dunlandzie, i wtedy…
- Zamknąć się!!! Jeśli nie chcą mówić
prawdy, to ją wykrzyczą! Przynieście łamacz kości, zaczniemy od… najmłodszego –
goblin wskazał na Oriego. Thorin nie mógł pozwolić, by ktoś skrzywdził jego
pobratymców, więc wystąpił przed szereg, odsuwając od siebie innych. Goblin
popatrzył na niego ze zdziwieniem – No proszę… Wasza dostojność! Thorin, syn
Thraina, syna Throra, Król pod Górą! Och! Zapomniałbym! Ty nie masz już Góry! I
nie jesteś królem! Więc jesteś… tak naprawdę NIKIM.
Przywódca krasnoludów patrzył na wroga z
nienawiścią, ale dumnie. Kątem oka zobaczył, że paskudne stwory prowadzą przed
oblicze swego pana łamacz kości. Ale nie to przykuło jego uwagę… Tuż za okrutną
machiną gobliny prowadziły związaną i zakneblowaną postać. Thorin przyglądał
się jej z uwagą.
- Aby nie uwłaczać majestatowi waszej
królewskiej mości – kontynuował wielki goblin – Ani nie narażać bezpośrednio
królewskich towarzyszy, dam waszej wysokości ostatnią szansę. Popatrzcie, jak
działa nasza zabawka na tej niewinnej, ślicznej istocie… Będziecie mieli trochę
czasu na przemyślenia, czy powiedzieć mi, co was sprowadza do mego miasta…
Thorin bacznie obserwował tajemniczą postać.
Była już coraz bliżej i widział, że w jej oczach widnieje paniczny strach. Nie
wiedział, kto to jest; była zdecydowanie za niska jak na elfa i chyba też
człowieka, bezapelacyjnie nie była też krasnoludem ani żadnym plugawym orkiem
czy goblinem… Hobbit? Nie, widział w swoim życiu paru hobbitów i ich stopy nie
pozostawiały wątpliwości co do ich rasy. Kim więc była istota, którą gobliny
zamierzały torturować? Nie wiedział, ale nie mógł na to pozwolić.
- Czekaj! – krzyknął donośnym głosem, a
wokoło zaległa cisza – Nie wiem, co knujesz, ale nie skrzywdzisz jej. Chcesz
mnie? Będziesz mnie miał! Kili, Orkrist!
Siostrzeniec w mig pojął, co robić.
Odepchnął dwóch goblinów pilnujących ich broni i wydarł im miecz swego wuja, po
czym rzuciwszy go do niego, wraz z Dorim rozdali resztę, w czasie kiedy Nori,
Dwalin i Gloin odpychali nadbiegające zewsząd paskudne stworzenia. Thorin
szybkim ruchem wyjął z pochwy swój miecz, a gdy gobliny to ujrzały, cofnęły się
w przerażeniem.
- To Pogromca Goblinów! Siekacz! – rozległy
się wrzaski przerażonych kreatur – Zabić go!
Krasnoludy rzuciły się do walki. Wprawdzie
zdawały sobie sprawę z liczebnej przewagi wroga, ale wrodzona krasnoludzka duma
nie pozwalała im stać i dawać sobą pomiatać. Na wszystkie strony upadały
odcięte członki goblinich trupów, a Thorin podbiegł do łamacza kości i rozciął
więzy krępujące więźnia. W mig pojął, że to młoda, i niezwykle piękna kobieta.
Chwycił ją mocno w pasie i wyciągnął ze straszliwej maszyny.
- Bombur, trzymaj! – krzyknął, pchając ją w
kierunku grubego krasnoluda – Ja się zajmę tą przebrzydłą kupą tłuszczu.
W te słowa uderzył na króla goblinów. Siekł,
walił, ciął na oślep, czując ogromną nienawiść do tych podłych stworów. Co
chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy Bombur należycie chroni
uratowanego więźnia, i by upewnić się, że żadnemu z jego ludzi nie dzieje się
nic złego. W pewnym momencie powalił wielkiego goblina na ziemię i wskoczywszy
na niego, stanął na jego ogromnym brzuchu i z przeraźliwym wrzaskiem wbił
ostrze Orkrista prosto w jego serce.
- Jestem nikim? – powiedział twardo – To TY
jesteś NIKIM!!!
Zeskoczył z trupa i podbiegł do dziewczyny.
Odebrał ją od Bombura i odciągnął na bok.
- Jak ci na imię? – zapytał.
- Luthien – odparła drżąc – Panie…
- Więc uważaj, Luthien. Trzymaj się mnie
mocno. I poznaj moich siostrzeńców. Kili, Fili, odwrót! Idziecie pierwsi, przez
most, ja za wami, reszta za mną!
W tym momencie rozbłysło rażące,
wszechogarniające cały mrok światło. Krasnoludy poczuły ulgę, wiedziały co to
oznacza. A kiedy ich oczom ukazał się Gandalf, nie posiadały się z radości.
- Róbcie, co mówi król! – krzyknął
czarodziej – Gobliny są chwilowo oślepione, ale mamy mało czasu!
Rzucili się do ucieczki przez most. Kili co
chwilę odwracał się i strzelał z łuku do podnoszących się po ataku Gandalfa z
ziemi goblinów. Wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny udało im się uciec
z opresji. Czarodziej doskonale wiedział, gdzie jest wyjście, i po jakimś
czasie mogli zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza. Schronili się w pobliskim
lesie. Gandalf od razu zaczął liczyć towarzyszy, i zauważył brak Bilba, jednak
w tym samym momencie hobbit znienacka pojawił się, utrzymując, iż nie mógł
nadążyć za krasnoludami i pozostał w tyle. Nikt nawet nie wiedział, że nie był
z nimi na mało przyjemnym spotkaniu z goblinami, a sam Baggins nie chciał
przyznawać się, że przypadkiem znalazł w otchłaniach magiczny pierścień, który
powodował że stawał się niewidzialny. Teraz jednak uwaga kompanii nie skupiała
się wyjątkowo na hobbicie, a na tajemniczej istocie, którą uwolnił Thorin z łap
goblinów…
- Widzę, że nasza kompania się powiększyła –
mruknął Gandalf – Kim jesteś? Jak masz na imię?
- Jestem Luthien, panie.
- Luthien… Znana jest w Śródziemiu legenda o
elfce Luthien, która była najpiękniejszą istotą na świecie – zaczął opowieść
czarodziej – Pewnego dnia spotkał ją Beren, syn Barahira. Zakochali się w
sobie… Beren poprosił Thingola, ojca Luthien, o rękę córki, a ten kazał mu
przynieść Silmaril z korony Morgotha. Luthien z ukochanym ruszyli w podróż, w
końcu Beren zdobył Silmaril, ale on sam zginął. Wtedy Luthien wybłagała u
Valarów powrót ukochanego w zamian za utratę swej nieśmiertelności. Jej związek
z Berenem zapoczątkował ród półelfów i mawiano, że potomstwo Luthien nigdy nie
wyginie…
- Jesteś… Jesteś z rodu półelfów? – Thorin
podejrzliwie patrzył na dziewczynę – Jesteś z rodu TEJ Luthien?
- Nie, panie.
- To kim właściwie jesteś!? Bo chyba nie
goblinem! Jesteś naszego wzrostu, więc elfem też nie możesz być!
- Jestem córką człowieka, panie. Nie
hobbitem czy krasnoludem, jak zapewne pomyśleliście patrząc na mój wzrost. Moja
rodzina była po prostu niska, więc i ja taka jestem.
- A skąd to imię? Elfickie imię u ludzi? –
zdziwił się Balin.
- Moi rodzice bardzo lubili tę legendę. Mama
lubiła romantyczne historie, pamiętam że kiedy miałam kilka lat, opowiadała mi
ją często. Podobno tata powiedział tuż po moim narodzeniu, że wyrosnę na tak
piękną kobietę, że każde inne imię nie będzie mnie godne – uśmiechnęła się
blado.
- I miał rację – westchnął Bilbo. Dopiero
teraz, w pełnym blasku słońca wszyscy mogli dostrzec jej olśniewającą urodę:
jasną, alabastrową cerę jak śnieg w zimie, długie, falowane włosy o barwie
jesiennych liści, duże, zielone oczy niczym wiosenna trawa, a nade wszystko –
cała jej uroda promieniała niczym jasne słońce latem. Filigranowa, szczupła,
zdawałoby się że jej talię można objąć dłońmi. Nawet wśród niezbyt wysokich
krasnoludów zdawała się być niczym drobna okruszyna. Wszyscy byli pod
wrażeniem, jednak najszybciej z niego otrząsnął się Thorin.
- Dlaczego mówisz o swoich rodzicach w
czasie przeszłym – zapytał.
- Nie żyją – odparła smutno – Ojca zabili
wargowie, kiedy był w podróży. Miałam wtedy piętnaście lat. Matka oszalała z
rozpaczy i zabiła się. Tak bardzo go kochała… Nie miałam rodzeństwa, wychowywał
mnie wujek.
- Nas też – uśmiechnął się Fili, podchodząc
do niej i obejmując ramieniem – Przykro nam z powodu twoich rodziców…
- To jeszcze nie tłumaczy, skąd wzięła się w
mieście goblinów – Thorin przerwał siostrzeńcowi – Może w końcu wyjaśnisz, co
się stało?
- Wujek prowadził mnie do dalszej rodziny,
do Rohanu. Mieliśmy tam zamieszkać, przynajmniej przez jakiś czas. Niestety…
Wybrał drogę przez góry. Gobliny zabiły go, a mnie… - zawiesiła głos i otarła
łzę z policzka – Resztę znacie.
- Ja nie znam – łagodnie powiedział Gandalf,
współczując młodej kobiecie z całego serca, a jednocześnie nic nie rozumiejąc z
całej sytuacji – Thorinie?
- Jak wiesz, wpadliśmy w łapska goblinów.
Chcieli nas torturować, żebyśmy zaczęli mówić, ale jako przykład chcieli dać ją
– krasnolud skinął głową w kierunku Luthien – Te ścierwa przestraszyły się
Orkrista. A potem daliśmy im nauczkę. W międzyczasie wyciągnąłem tę panienkę z
łamacza kości, zabiłem króla goblinów, a wtedy pojawiłeś się ty.
- Rozumiem – Gandalf pokiwał głową i
uśmiechnął się do Luthien – Co teraz? Nadal chcesz iść do Rohanu?
- Nie, panie. Nie znam tam nikogo. Wujek
mówił, że mieszka tam jego rodzina, ale ja jej nie znam, zresztą wujek nie był
pewien że ich tam zastanie. Prawdę mówiąc… Nie wiem, gdzie się podzieję…
- Cóż…
- Mój panie – Luthien padła przez Thorinem
na kolana – Dziękuję za uratowanie życia. Jeśli mogłabym się jakoś odwdzięczyć,
przysłużyć…
(w tym momencie zaczyna się historia prawdziwa
tej niezwykłej miłości :-) )
- Co zrobić? – zwrócił się do Gandalfa
przywódca krasnoludów – Nie miałem kłopotu, uratowałem kobietę. Nie zabiorę jej
ze sobą!
- Wykluczone – warknął Dwalin – ZERO bab na
naszej męskiej wyprawie!
- Ja tam bym nie miał nic przeciwko –
mruknął Kili.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnęła chórem cała
drużyna.
- Gdzie ją odesłać? I, przede wszystkim,
jak? – zadumał się Balin.
- Może ja ją odprowadzę – zaproponował
nieśmiało Kili, ale znowu odpowiedziało mu gromkie:
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Usiądźmy – powiedział Gandalf – I
pomyślmy.
Luthien z rosnącym zdziwieniem obserwowała,
jak trzynastu krasnoludów, czarodziej i hobbit siadają na trawie i popadają
jeden po drugim w zadumę. O co im chodzi? Czy była aż takim problemem, żeby
robić burzę mózgów i wojenne narady? Skoro tak, spokojnie mogła sobie pójść!
- Przepraszam, że przeszkadzam –
powiedziała – Może ja pójdę, oszczędzę panom kłopotu…
- ZAMK… - zaczął krzyczeć Dwalin, ale
uciszył go kuksaniec od brata – Proszę nie mówić, kiedy krasnolud się zastanawia,
młoda panno.
- Mam pomysł! – pisnął Kili, zgłaszając się
jak uczeń na lekcji. Thorin przewrócił oczami, ale pozwolił siostrzeńcowi mówić
– Gandalf zrobi czary mary, i przeniesie Luthien do Rivendell! A tam już się
nią pan Elrond zajmie. Pamiętacie, jakie imprezy tam robią? Jedzenie, muzyka,
Luthien się tam spodoba!
- Kili, bracie, naprawdę przestań myśleć –
poklepał go po plecach Fili – I mówić.
- Ciężka to sprawa – westchnął Gandalf –
Nie możemy puścić jej samej, ale…
- Bandyci! Mordercy! – rozległ się
przerażający krzyk – Mordują!!!
Cała kompania poderwała się na równe nogi.
Migiem dobyli swych mieczy i toporów, formując szyk obronny, a nagle między
nich wpadł dziwny staruszek z ptasimi odchodami na skroni i króliczym
zaprzęgiem.
- Radagast! – ucieszył się Gandalf –
Radagast Bury! Jak miło cię widzieć…
Gandalf przedstawił kompanii swego
przyjaciela, po czym odciągnął go na stronę, by na spokojnie i bez uporczywego
wtrącania się krasnoludów porozmawiać z nim. Okazało się, że to nieco
zdziwaczały, ale o gołębim sercu czarodziej, zamieszkujący w lesie i opiekujący
się zwierzętami. Kompanii nie uspokoił jednak życiorys Radagasta, chcieli
koniecznie wiedzieć, o jakich mordercach krzyczał. Thorin, oburzony tym że nie
zaproszono go do dyskusji, sam wtrącił się pomiędzy dwóch czarodziejów.
- Za pozwoleniem – warknął nieuprzejmie – O
czym to rozmawiacie?
- Eee… O ziołach. Mój przyjaciel odkrył
nowe uprawy na skraju Mrocznej Puszczy, bada właśnie ich pochodzenie i
właściwości.
- Tak tak tak, idealne ziele do fajek –
potwierdził nerwowo Radagast, podając Thorinowi małą paczuszkę – Proszę, na
spróbowanie. Łagodne, nie czujesz że palisz, ale potem… Moje króliki po
nawdychaniu się dymu biegną trzy razy szybciej!
- Plotkujesz z jakimś starym dziwakiem o
przyspieszającym zielu, kiedy mamy problem, co zrobić z dziewczyną!?
- Thorinie, spokojnie – odparł Gandalf –
Mam pewien pomysł…
Chwilę porozmawiali w konspiracji, kłócąc
się przy tym zawzięcie, ale w końcu osiągnęli kompromis. Całą trójką raźnie
wkroczyli między plotkujących krasnoludów.
- Dziewczyna idzie z Radagastem – oznajmił
poważnie Thorin – Nie byłem za tym, żeby oddawać to niewinne dziecko pod opiekę
starca pod wpływem ziół z Mrocznej Puszczy, ale…
- Mój drogi, nie znam bardziej
odpowiedzialnej osoby w Śródziemiu niż ten poczciwy czarodziej!
- Przeceniasz mnie, Gandalfie – westchnął
Radagast – Ale zaopiekuję się tym dziewczęciem najlepiej, jak potrafię.
- Kto to jest ten pan? – zapytał niewinnie
Kili.
- To, synu, pan, któremu NIGDY nie oddam
cię pod opiekę – warknął Thorin – Nie chcę, żebyś skończył w śmierdzącym lesie,
owiany ciężkim dymem z podejrzanego ziela!
- Ale ja chcę iść z Luthien!
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Wujku, dlaczego oni tak do mnie mówią…
- Zamknij się! – wrzasnął Thorin – Luthien,
pakuj się, idziesz z czarodziejem.
- Ale panie, co mam pakować, nie mam nic…
- To zabieraj się na króliczy zaprzęg i
zjeżdżaj! – zirytował się Dwalin – Gdyby nie ona, bylibyśmy już daleko stąd!
Cholerne baby!
- Waż słowa – nieoczekiwanie zwrócił mu
uwagę Thorin – Nie życzę sobie takich inwektyw pod adresem kobiety.
- Panie – Luthien padła na kolana i
chwyciła go za skraj płaszcza, ale Thorin wyszarpnął go z jej dłoni.
- Idź już. Niech ci Durin błogosławi.
- Kim jest Durin? – zapytała.
- To, koleżanko, nasz patron, przodek –
tłumaczył chętny jak zawsze Kili – My, krasnoludy, wszystko robimy w imię
Durina. Nie bardzo wiem, po co, bo sami też byśmy sobie poradzili, ale…
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Jedźcie już bo oszaleję! – powiedział
zirytowany Gandalf – I tak mam zgraję nieokrzesanych krasnoludów i marudnego
hobbita na głowie, brak mi jeszcze baby i zielarza-hobbisty!
- Na króliki, droga panno! – szarmancko
skłonił się Radagast – W drogę! Adieu!
Machnął swym kapeluszem, chwycił Luthien
wpół i wskoczywszy z nią na swój zaprzęg, odjechali w siną dal. Kompania
dłuższą chwilę wiodła za nimi wzrokiem, aż w końcu martwą ciszę przerwał Bilbo.
- Co myśmy zrobili - westchnął
dramatycznie.
- Biedna mała – dodał Bofur – Oby dożyła
jutra...
- Spokój! – wrzasnął Thorin – W drogę, nie
mazać się! Mamy smoka do zabicia!
- Odnajdę ją – pisnął Kili – Jak babkę
kocham, kiedy zostanę kierownikiem jakiegoś działu w Ereborze, znajdę Luthien.
Mogę?
Thorin spojrzał na siostrzeńca bez krztyny
nadziei w oczach. Skinął tylko ręką, nakazując wszystkim, by ruszyli w drogę.
Ruszyli w drogę po zwycięstwo, choć nie wiedzieli, czy na jej końcu nie czeka
ich… śmierć.
***JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ…***
Właśnie wprowadzono ich do głównej sali, tuż
przed oblicze Thranduila. Legolas brutalnie szarpnął knebel Thorina i zerwał go
tak mocno, że krasnolud upadł na kolana.
- Przywitaj odpowiednio KRÓLA – podkreślił
złośliwie Legolas, ale w tym momencie Thorin kątem oka zauważył, że Thranduil
gestem jakby zganił syna.
- Rozwiąż go – rozkazał, a kiedy ten spełnił
polecenie i szarpnięciem podniósł Thorina, dodał – Odejdź, synu.
Legolas ze zdziwieniem usunął się, jednak
nie wyszedł, a stanął za sponiewieraną kompanią krasnoludów. Thranduil już
otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Thorin był pierwszy.
- Każ rozwiązać moich przyjaciół – powiedział
cicho, ale dobitnie – Nie ma mojej zgody na takie traktowanie. Moi siostrzeńcy
są zakneblowani, tak traktujesz gości? Tak traktujesz rodzinę królewską, wasza
wysokość?
- Legolasie – wymownie zawołał król,
wskazując na krasnoludów – Witaj Thorinie Dębowa Tarczo. Coś ważnego
sprowadziło cię do mojego królestwa…
- A może chociaż: przepraszam!? – wyrwał się
Kili, gdy tylko mógł otworzyć usta, co jednak zostało zignorowane. Jak zwykle!
***
Minęło kilka minut…***
- Chciałem z tobą porozmawiać, jak król z
królem, ale nie dajesz mi wyboru, Thorinie, synu Thraina… Wiem, po co idziesz,
jaki jest twój cel. Pomógłbym ci, gdybyś okazał mi szacunek i…
- NIGDY!!! – przerwał mu Thorin, wyrywając
się elfom, wściekły jak nigdy dotąd; jego kompani jeszcze nie widzieli go w
takim stanie – Szacunek do tchórza bez godności? I co, miałem się z tobą
dzielić skarbem? NIGDY nie ujrzysz ani kawałka złota Ereboru, NIGDY!!!
- Tak, ponieważ nie zamierzam pertraktować
ze smokiem, a ty nigdy tam nie dojdziesz…
- Jeszcze zobaczymy – warknął krasnolud,
ponownie pojmany przez elfy. Thranduil uśmiechnął się ironicznie:
- Jeśli taki jest twój wybór… Ja jestem
cierpliwy. Ale cóż, gnij w moich lochach choćby setki lat!!!
***Kilka
dni później…***
Kiedy tak nachylali się nad ciałem Thorina i
ich twarze ponownie zbliżyły się do siebie, całkowicie bezszelestnie do lochów
wszedł Legolas i stanął przed celą króla krasnoludów.
- Tauriel! – krzyknął zduszonym głosem. Kili
odskoczył od wujka jak oparzony – Co to ma znaczyć, co tu się dzieje!?
- Legolasie, proszę, nie krzycz, spokojnie…
- Wypuściłaś więźnia, to nieodpowiedzialne!
Co ty z nim robisz!?
- Nie krzycz na nią, bezduszna blondyno! –
postawił się Kili, ale Tauriel zasłoniła go sobą.
- Legolasie, musimy porozmawiać. Nie rób mu
nic złego, zamknijmy go, ale proszę, chodźmy porozmawiać. To ważne –
podkreśliła.
- Romansujesz z krasnoludem pod nosem mojego
ojca! – młody elf załamał ręce, ale po chwili zastanowienia lekko się
uśmiechnął – Masz charakter, podoba mi się to. Ale zamknij tego gnoma, niech go
nie widzę!
(…)
- Co chciałaś mi powiedzieć? Że zakochałaś
się w aroganckim, małym krasnoludzie?
- To akurat jest moją prywatną sprawą! –
odparła ostro – Nie wiem, co zrobisz z tą informacją, ale chcę ci powiedzieć,
ponieważ ci ufam… Nie podoba mi się to, co robi twój ojciec. Nie powinno ich tu
być, oni mają prawo do swojego życia, swojej wędrówki, swojej misji i
odzyskania Samotnej Góry.
Legolas spojrzał na przyjaciółkę z ogromną
ulgą.
- Tauriel, jak dobrze, że jesteś… Myślałem,
że jestem w tym osamotniony.
- Więc ty też…
- Tak, ja też nie zgadzam się z wyborami
mojego ojca. Chciałbym im pomóc, ale nie wiem za bardzo, jak… Nadal ich nie
trawię, ten twój bezczelny kochaś jest najgorszym co mnie w życiu spotkało,
jego wujek jest zresztą niewiele lepszy!
***No
to sobie krasnoludy trochę posiedziały w kryminale…***
Legolas podszedł do celi Thorina i otworzył
ją. Krasnolud zerwał się z podłogi, patrząc na niego podejrzliwie.
- Co robisz? – zapytał.
- Wychodzicie stąd – odparł Legolas –
Bądźcie cicho, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce, skąd będziecie mogli wyjść.
(…) Thorin bez słowa opuścił celę, a Legolas
w mgnieniu oka uwolnił resztę jego towarzyszy.
- Gdzie moja kobieta? – nerwowo rozglądał
się Kili – Nie chciałem ciebie, chciałem Tauriel!
- Zamknij się, albo cię zaknebluję – syknął
Legolas – Rób co mówię, albo jako jedyny zostaniesz tu, zamknięty na klucz!
- Nie bądź taki pewny siebie, Tauriel mnie
kocha!
- Jak widzisz, Tauriel tu nie ma, więc ode
mnie zależy twoje życie.
- Róbcie, co mówi! – rozkazał Thorin – Bez
dyskusji!
***I
znowu minęło parę dni męczącej wędrówki…***
Wędrowcy dotarli po krótkim czasie do Miasta
na Jeziorze, zwanego inaczej Esgaroth. Nie mieli problemu z wejściem, ponieważ
był z nimi syn władcy Leśnego Królestwa – w innym przypadku obecność trzynastu
krasnoludów z hobbitem byłaby bardzo dziwna i raczej niezbyt mile widziana.
Legolas jednak zapewnił im spokojne przejście i zakwaterowanie w mieście. Po
całym Esgaroth od razu rozniosły się plotki o przybyciu niespotykanych gości;
szeptano, że jest wśród nich wnuk danego króla spod Góry. Od razu przypomniano
sobie o dawnych przepowiedniach.
- Słyszeliście? – mówiono – Powrócił władca
srebrnych źródeł! Przepowiednia się spełnia!
***Kilka
minut później Bilbo przeżył niemały szok…***
Niska, drobna postać odwróciła się i pisnęła
z radości. Momentalnie zerwała się z miejsce i podbiegła z ogromnym rozpędem do
Bilba, rzuciła mu się na szyję tak mocno, że wpadła wraz z nim do domu i
wylądowali na podłodze.
- Bilbo, kochany mój, znalazłam cię! –
krzyczała, obcałowując policzki hobbita – Tyle czasu!
- Stop! Esmeraldo Tuk, wstań ze mnie!
Dwalinie, nie gap się tylko zdejmij ze mnie to babsko!
- Ja tam nie będę przeszkadzał twojej…
narzeczonej? – parsknął śmiechem krasnolud.
- To żadna narzeczona! – wrzasnął Baggins –
To moja rozwydrzona, smarkata kuzynka, Esmeralda Tuk! Zdejmijcie ją ze mnie!!!
Kili z Dwalinem chwycili Esmeraldę za ręce i
podnieśli ją. Dziewczę odwdzięczyło się promiennym uśmiechem i grzecznym
dygnięciem. Bilbo wstał z podłogi, otrzepał się i ze złością spojrzał na
krewniaczkę.
- A teraz wytłumaczysz się, droga panno,
zanim ten pan użyje swojego młota bojowego, skąd się tu wzięłaś i dlaczego nie
pilnujesz mojej norki, jak obiecałaś!!!
- Bilbo, drogi kuzynie! – Esmeralda nie
dostrzegała, bądź nie chciała dostrzec złości Bagginsa – Tak się cieszę, że cię
znowu widzę!
- Esmeraldo Tuk!!!
***Nazajutrz…***
Po spokojnie spędzonej nocy Thorin obudził
się dość szybko. Wszyscy jeszcze spali, a krasnolud z rozczuleniem patrzył na
Kiliego, wtulonego w Tauriel jak małe, bezbronne dziecko. W drugim kącie Fili
leżał tuż obok Esmeraldy, tylko nieśmiało trzymając ją za rękę. Thorin
uśmiechnął się; jego mali chłopcy dorośli w błyskawicznym tempie. Postanowił
wyjść na krótką przechadzkę. Dopiero świtało, więc miasto było ciche, nikt nie
wychylił jeszcze nosa na zewnątrz. Korzystając z ciszy i napawając się
wszechobecnym spokojem, Thorin udał się na drugi kraniec miasta, skąd był
najlepszy punkt widokowy na północ. Wszystko spowijała mgła, lecz nagle
rozstąpiła się, pozwalając pierwszym, leniwym promieniom słońca przedrzeć się i
otulić zmęczoną długą wędrówką i wszystkimi cierpieniami twarz krasnoluda.
Zamknął oczy i chłonął ciepło, i ten rześki, świeży zapach powietrza, kiedy
nagle coś kazało mu otworzyć powieki. Zrobił to i ujrzał wysoki, dumny szczyt,
górujący nad wszystkim. Z niedowierzeniem zrobił kilka kroków do przodu i
dotknął dłonią swej piersi. Serce biło mu jak oszalałe, a w oku zakręciła się
nieproszona łza.
- Erebor – szepnął, nie odrywając wzroku od
góry – Mój dom…
***Troszkę
później, kiedy Thorin miał już za sobą kilka ataków smoczej choroby…***
- Ten plugawy, krasnoludzki uzurpator
przysłał cię tu, mały złodziejaszku – szydził – Dębowa Tarcza chciał, abyś
przyniósł mu Arcyklejnot… Piękny, prawda? Wiem, że kusi cię… I mnie kusi, aby
pozwolić ci go zabrać, abyś dał mu to, czego szuka, a ja wtedy patrzyłbym jak
Arcyklejnot niszczy go, jak pochłania go chciwość, jak Dębowa Tarcza stacza się
na samo dno, owładnięty szaleństwem… Jak staje się zerem, marnym pyłem. Ale
dość tej zabawy. Widzisz, że twój przyjaciel opuścił cię, nie ma co dalej tego
ciagnąć, wybierz więc, jak chcesz umrzeć?
- NIE! – wrzasnął donośnie Bilbo, nie mogąc
oderwać wzroku od lśniącego Arcyklejnotu leżącego dosłownie kilka kroków od
niego – Thorin już tu idzie, nie zostawiłby mnie! Zależy mu na mnie, nie jest
taki… jak TY!!!
Thorin i Kili, słysząc to, spojrzeli na
siebie porozumiewawczo i czym prędzej pobiegli w stronę, skąd dochodził
potworny hałas diabelskiego śmiechu smoka. Kiedy dotarli na miejsce, zatrzymali
się na progu ogromnej sali, wypełnionej po brzegi złotem, i zobaczyli ogromną
bestię rozpościerającą skrzydła. Bilbo w tym właśnie momencie po raz pierwszy
zwątpił i pomyślał, że może Thorin nie przyjdzie mu na ratunek. Nie widział go
zza wielkich skrzydeł smoka, i z rezygnacją opuścił miecz, myśląc, że zaraz
zginie.
- Wróciłem! – zagrzmiał nagle pewnym siebie
głosem Thorin – Wróciłem po swoje, przebrzydły gadzie, wróciłem po zemstę!
***Po
kilku niezwykle emocjonujących minutach…***
Rozwścieczony Smaug skierował się wprost do
wyjścia, nie bacząc na nic po drodze. Skrzydłami burzył kolumny, aż w końcu z
impetem wpadł w bramę, niszcząc ją. Ogarnięty gniewem zatrzymał się, gdyż na
wprost wejścia stał Kili z mieczem uniesionym wysoko, jakby był gotów do walki.
Smok zmieszał się początkowo, ale po chwili roześmiał się głośno.
- Ty? Na mnie z tą zabaweczką? – kpił –
Najpierw Dębowa Tarcza wystawił tego małego włamywacza na niebezpieczeństwo,
teraz zasłania się tobą!? Co za tchórz!
- Zawsze chciałem to zrobić – powiedział
zadowolony z siebie Kili – Wujku, do ataku!!!
Nim Smaug zdążył się obejrzeć, z lewej
strony w mgnieniu oka wyskoczył Thorin z ogromną włócznią w dłoni. Nie zdążył w
ogóle zareagować, krasnolud cały czas był dosłownie krok od niego, czekając na
sygnał siostrzeńca. W ciągu sekundy Thorin skoczył pod ogromne cielsko smoka i
wbił w czarną lukę w pancerzu długą włócznię. Smaug ryknął przeraźliwie, a głos
ten dotarł aż do granic Mrocznej Puszczy. Thorin błyskawicznie uciekł spod smoka
i sięgnął po kolejną włócznię, którą wbił tuż obok, jeszcze głębiej. Smok
zachwiał się i upadł, ale zanim to zrobił, ostatnim ognistym oddechem wyzionął
w powietrze wielki słup płomieni, widocznych z bardzo daleka. Gdy gad leżał i
umierał, Thorin dla pewności wbił w jego serce trzecią włócznię.
- To JA jestem królem pod Górą! – krzyknął
triumfalnie, a nieoczekiwanie na trupa wskoczył Kili i podbiegł na sam ogromny
łeb Smauga.
- To za dziadka! – wrzasnął jak w amoku,
wbijając włócznię w wielkie oko smoka, po czym wbił kolejną w drugie – A to za
pradziadka!
- To nie on ich zabił, Kili – powiedział
oszołomiony Thorin, ale siostrzeniec tylko wzruszył ramionami:
- To co? Gdyby nie on, nigdy by do tego nie
doszło. A poza tym zawsze chciałem to zrobić!!!
***Smok
umarł, jest fajnie – a Thorin znowu robi problemy. Całe szczęście, że Kili nad
nim panuje i w odpowiednich momentach częstuje kopniakiem w królewską kostkę***
Raźnym krokiem Thorin opuścił salę tronową,
udając się do zbrojowni. Tam znalazł najpiękniejszą, bogato zdobioną zbroję
króla Throra, założył ją i zaopatrzywszy się jeszcze w dwa ciężkie topory,
które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie
dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia
smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu
postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się,
jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej
świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone
w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić
swój lud do wojny.
***No
i w końcu zaczęli walczyć…***
Czuł rozpierającą go dumę i w końcu opuściło
go poczucie winy, które mu ciążyło, bo wmawiał sobie że wszystkie nieszczęścia
rodu krasnoludów są przez niego, ponieważ nie potrafi pomścić śmierci ojca,
dziadka i setek swoich rodaków. Teraz, kiedy miał na rękach krew Smauga i
Azoga, czuł się wygrany. Czuł, że zemsta dokonała się, a ostatnim jej etapem
będzie rozgromienie armii nieprzyjaciela w pył. To jednak wydawało się nie być
łatwe. Wyjątkowo wcześnie tego dnia zaszło słońce, a niebo stało się ciemne i
ponure. Kili uniósł wzrok i dostrzegł ogromne ptaki, lecące w ich stronę.
- Orły! – krzyknął donośnie – Orły
nadlatują!
- Wysłuchały nas – szepnął uradowany
Radagast do Gandalfa.
- Wygraliśmy – odparł drugi czarodziej –
Bitwa jest nasza…
Zastępy krasnoludów z imieniem Durina na
ustach ruszyły do ostatecznego ataku. Orły chwytały w swe ostre szpony wargów i
rozszarpywały ich, a orków zrzucały na ziemię z dużej wysokości. Bitwa powoli
kończyła się; księżyc wychylał się nieśmiało zza ciemnych, ciężkich chmur. W
serca sojuszników wstąpiły nowe nadzieje, w momencie, gdy ostatecznie
zatriumfowano nad siłami zła, niejeden krasnolud wpadł w objęcia elfa, dzieląc
tę wielką radość ponad podziałami i dawnymi zatargami. Wszystko zaczynało być
tak, jak od dawna być powinno…
***Impreza
się rozkręca, czyli koronacja Pana i Władcy***
Thorin (…) odebrał od siostrzeńca
Arcyklejnot i umieścił go dokładnie w tym miejscu, gdzie tkwił za czasów
Throra. Odszedł krok dalej i wyprostował się, po czym z czcią skłonił przed
pięknym, lśniącym klejnotem. (…) Wreszcie Gandalf wziął w dłonie koronę Throra
i podszedł do Thorina, który przyklęknął i pochylił głowę.
- Thorinie, przyjacielu, dokonałeś wielkich
rzeczy – rozpoczął podniosłym tonem czarodziej – To, co wydawało się
niemożliwe, spełniło się dzięki tobie. Odzyskałeś waszą ojczyznę, odzyskałeś tron,
koronę i Arcyklejnot, zgładziłeś wroga, pomściłeś swych przodków. Walczyłeś jak
lew, i doskonale wiem, że nie walczyłeś dla siebie. Walczyłeś dla nich, dla
wszystkich twoich krasnoludzkich braci(…). Zawsze stawiałeś siebie na końcu,
najważniejsze było dobro innych, dlatego dziś w końcu to TY zajmiesz
odpowiednie miejsce. Dziś TY jesteś najważniejszy, oto na mocy wszelkich praw,
działając zgodnie z wolą wielkiego króla Throra i księcia Thraina, oznajmiam
wszystkim, że powrócił Król spod Góry!!!
Rozległy się wiwaty i okrzyki na cześć
nowego monarchy. Gandalf uroczyście nałożył na głowę Thorina koronę, a kiedy
krasnolud wstał i wyprostował się, prezentował się dumnie i majestatycznie.
(..)
- Witajcie w domu, przyjaciele – powiedział
do swych rodaków, i zwrócił się do elfów i ludzi – A was zapewniam, że wrota
Ereboru zawsze będą dla was szeroko otwarte. Szczególnie dla przyjaciół z
Zielonego Królestwa – dodał nieco ironicznie, patrząc na Thranduila, który
podszedł do niego powoli – A teraz zapraszam na ucztę! Kili, Fili, czyńcie
honory domu!
*** I
teraz zaczyna się najwłaściwsza część tej historii, czyli kilka miesięcy po
koronacji (i po gruntownym wietrzeniu Ereboru po smoku)…***
- Kili!!! – wrzask króla rozlegał się po
całym Ereborze – Gdzie ten urwis, do stu tysięcy Thranduilów! Zaraz go zwolnię!
- Nie zapominaj, że nie masz prawa zwolnić
mojego syna – upomniała brata Dis, wyłaniając się z ciemnego korytarza – Nie
pamiętasz, że wysłałeś go na rozmowy kwalifikacyjne?
- Na oko Saurona, kogo on znowu zatrudnia!?
- Nie wiem, dziś chyba czyścicieli toalet…
A wiesz, że u nas muszą to być wyjątkowo odporni pracownicy, najlepiej
pozbawieni zmysłu powonienia.
- Wychowałaś lekkoducha, Dis!
- To TY go wychowywałeś! Zawsze mówiłeś, że
skoro chłopcy nie mają ojca, ty im go zastąpisz! Pozwalałeś ciągać się za
warkocze, za brodę, włazić sobie na plecy, to teraz masz!
- Ale Kili myśli, że może zatrudniać
miliony pracowników! Nie stać nas na to!
- Braciszku, wiesz że Kili zatrudnia ich w
ramach umów z urzędem pracy, więc to urząd płaci im stażowe!
- Ach tak… Jestem królem, mam prawo się nie
orientować – fuknął niezadowolony – To gdzie jest ten urząd pracy?
- W Rivendell. Tego też nie wiesz?
- Mam dosyć własnych spraw na głowie!
- Na głowie to ty masz tylko idiotyczną
koronę naszego dziadka – dogryzła Thorinowi Dis – I nie robisz nic poza
gapieniem się na Arcyklejnot i liczeniem złota.
- Głupia babo! Nie masz pojęcia, czym jest
rządzenie najpotężniejszym królestwem Śródziemia!
- Baba to by się tobie przydała! I nie
podskakuj mi, kochany, bo zrobię ci w Ereborze taki przewrót, że słabo ci się
zrobi! Zabieraj się do sensownej pracy!
- Cześć mamo, witaj wujku – do komnaty
weszła uśmiechnięta Tauriel – Co słychać?
- Słońce, jak ja się cieszę że w końcu
mówisz do mnie mamo! – ucieszyła się Dis – Thorin nie ma humoru, lepiej mu nie
przeszkadzajmy.
- Tauriel! – zawołał Thorin – Gdzie jest
Kili, na rany Durina!?
- Już wraca, wujku. Chodź mamo, zaczęłam
robić Kiliemu szalik na szydełku…
Kobiety, głośno rozmawiając, wyszły z
komnaty. Thorin zaczął krążyć wokół tronu, zastanawiając się nad słowami
siostry. Czyżby naprawdę miał mało zajęć? Musiał się zająć czymś ważnym i
konkretnym! Już dawno nie zwoływał posiedzenia rządu… Należało to szybko
nadrobić.
- Esmeraldo! – krzyknął – Pozwól do mnie.
- Tak, wujku? – dziewczyna przybiegła z
sąsiedniego pomieszczenia – Pomóc ci w czymś?
- Zorganizuj mi posiedzenie rządu. Niech
stawią się wszyscy ministrowie, ci bez teki też. Każdy, kto ma jakąś funkcję.
- Dobrze, a na kiedy?
- Dziś wieczorem.
- Oczywiście – uśmiechnęła się Esmeralda, i
już chciała wyjść, ale wróciła się jeszcze – Wujku… Bardzo lubię pracę z tobą,
wiele się uczę i naprawdę to dla mnie zaszczyt, ale… Widzisz, jestem w ciąży –
rozpromieniła się – Mówię ci jako pierwszemu. Oczywiście mogę jeszcze pracować,
ale kiedy brzuch będzie większy…
- Kochana moja! Nareszcie dobra wiadomość!
– Thorin wziął Esmeraldę w ramiona – Możesz robić, co ci się podoba, każę
Kiliemu znaleźć mi kogoś do pomocy. Właściwie mogłem już dawno to zrobić,
zamiast męczyć ciebie, powinienem zatrudniać profesjonalną asystentkę. Dobrze,
biegnij przygotować mi jeszcze to spotkanie, a od jutra jesteś tylko i
wyłącznie księżniczką.
- Dziękuję, wujku… Jesteś kochany!
- A ty jesteś jedną z najnormalniejszych
osób w całej Górze, dlatego tak cię cenię.
- Wujku, zapomniałam ci o czymś powiedzieć.
Dziś przyjeżdża do nas na wakacje mój kuzyn Bilbo.
- Bilbo? Niech to Orkrist trzaśnie, mój
stary, dobry Bilbo! Na długo przyjeżdża?
- Na co najmniej dwa miesiące, wujku.
- Wspaniale! Kolejna konkretna i
inteligentna osoba. Muszę pomyśleć, czy nie zaproponować mu gdzieś tu w okolicy
domku letniskowego… A może wprowadziłby się tu na stałe? Pomyślę nad tym.
Dziękuję, dziecko, możesz odejść.
Esmeralda posłusznie wyszła, by przygotować
posiedzenie rządu, a Thorin obmyślał na swym pięknym tronie, jak by tu
zatrzymać Bilba na dłużej…
***CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ***
Rada Ministrów Ereboru zebrała się już w
sali konferencyjnej. Panował gwar; panowie nie widzieli się od jednego dnia,
więc plotek i newsów było co niemiara. Nagle wszyscy ucichli, ponieważ do
komnaty wszedł sam władca.
- Witam panowie – przywitał się wyniośle –
Proszę, spocznijcie. Protokolant?
- Jestem, panie – odezwał się cicho Ori.
- Wspaniale. Zaczniemy od listy obecności…
Prezes Rady Ministrów?
- Jestem – powiedział Fili, dumnie
prezentując się zebranym.
- Dlaczego on jest premierem, a ja tylko
kadrowym, wujku? – zachlipał Kili, ale został JAK ZWYKLE zignorowany.
- Minister Spraw Zagranicznych?
- Balin, do usług.
- Minister Obrony Narodowej?
- Dwalin, do usług.
- Minister Zdrowia?
- Głośniej, panie, ktoś znowu zgniótł mi
trąbkę! – krzyknął Oin.
- Dobrze… Minister Finansów?
- Gloin, do usług, wasza wysokość.
- Minister Gospodarki Żywnościowej?
- Bombur… mniam, mniam… do usług.
- Minister Edukacji?
- Dori, do usług.
- Minister Gospodarki i Przemysłu
Kopalniczego?
- Nori, do usług.
- Minister Kultury i Dziedzictwa
Narodowego?
- Bofur, do usług.
- Minister Sprawiedliwości?
- Bifur!
- No to mamy komplet – odetchnął Thorin –
Panowie, zebraliśmy się tu, bo… dawnośmy się nie widzieli. A przydałoby się coś
zrobić.
- Zabić smoka? – warknął Dwalin.
- Zabiliśmy już jednego – odezwał się Nori
– Powinniśmy skupić się na przemyśle i…
- Bzdury, nonsens! – wtrącił się Bofur –
Ostatnio o tym rozmawialiśmy! Mieliśmy skupić się dziś na odnowie pomników
wielkiego Throra!
- Panie ministrze, ja panu nie przerywałem
– zirytował się Nori – Proszę doprowadzić ministra do porządku!
- Proszę o ciszę! – zagrzmiał król – Przede
wszystkim chciałbym rozdzielić zadania, które JA uznam za słuszne. Proszę
nawiązać kontakty dyplomatyczne z Leśnym Królestwem, potrzebujemy od tych
brudasów trochę królewskiego ziela… Tylko proszę powstrzymać się od komentarzy,
że są brudni i śmierdzą kompostem.
- Jasna sprawa – uśmiechnął się Balin.
- Następnie proszę o zajęcie się pomnikami
króla Throra, pan sobie z tym poradzi, panie ministrze?
- Jasna sprawa, panie, potrzebuję tylko
środków z królewskiego skarbca – odparł Bofur.
- Ministrze? – Thorin zwrócił się do
Gloina.
- Nie ma mowy! Skarbiec świeci pustkami,
nie mam z czego dawać kadrom na wypłaty, a co dopiero na bzdury…!
- Panie ministrze! Dwa dni temu mogłem
kąpać się w złocie, więc proszę nie insynuować radzie, że skarbiec jest pusty!
A poza tym pomniki Wielkiego Władcy, a mojego dziadka, to NIE BZDURA!!!
- Jasne, panie. Jeszcze dziś przydzielę
Ministerstwu Kultury dotację.
- No, ja myślę. Panowie, nadszedł dzień
zmian. Parytety, równouprawnienie, ja się na tym nie znam, premier przybliżył
mi nieco tematykę, z której wynika, że musimy przyjąć do naszego składu…
kobietę.
- Może księżniczka Dis? – zaproponował Dori
– Piękna, inteligentna, oczytana… A my nadal nie mamy Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych i Administracji!
- To prawda – dodał Oin – W Leśnym
Królestwie już dawno mają!
- Tak…? To my też będziemy mieli! Dis!!!
Wrzask Thorina rozległ się po całym
Ereborze. Siostra przybiegła tak szybko, jak tylko potrafiła.
- Coś się stało? – zapytała, zdyszana.
- Siadaj. Od dziś jesteś Ministrem SWiA.
- Nareszcie ktoś mnie docenił – mruknęła –
A moje dziecko? Żądam awansu!
- ŻADNEGO nepotyzmu w MOIM rządzie!
- Kpiny sobie robisz? Połowa z nas jest z
tobą bliżej lub dalej spokrewniona! Natychmiast awansuj Kiliego!
- Kocham cię, mamo! – Kili przesłał Dis
buziaka.
- To niepoważne! – Thorin walnął pięścią w
stół – To najlepszy kadrowy, jakiego miałem! Nie zmienię go!
- O proszę, i musiałam tu przyjść, żebyś w
końcu to przyznał!
- Nie kłóć się ze mną przy pracownikach!
- Żądam dla niego teki Ministra Pracy!
Na sali zapadła martwa cisza. Tak śmiałe
żądanie mogła wysunąć tylko księżniczka Dis. Była JEDYNĄ na świecie osobą,
która miała odwagę przeciwstawić się królowi.
- Dobrze, Kili zostanie Ministrem Pracy –
odparł spokojnie Thorin – Ale mam warunek.
- Jaki?
- W ciągu miesiąca znajdzie mi taką asystentkę,
jakiej w całym Śródziemiu nie ma NIKT, na widok jej i umiejętności, które
będzie posiadała, Thranduil ma zzielenieć i wyłysieć do cna. A po zdanym przez
nią egzaminie Kili zostanie ministrem. Może nawet znajdę jakiś etat dla
Tauriel.
- Za pozwoleniem, panie – wtrącił Balin –
Jestem dyplomatą, ale wiesz że kontakty z Leśnym Królestwem nie należą do
najłatwiejszych. Byłoby lepiej, gdyby księżniczka Tauriel była wiceministrem w
moim resorcie, w końcu zna tych leśnych ludków lepiej, niż ktokolwiek z nas.
- Popieram – zgodziła się Dis – Kto jest
za?
Wszyscy zebrani podnieśli rękę; Kili
wstrzymał się od głosu. Nie, żeby to miało znaczenie – kadrowy w zasadzie nie
miał prawa głosu w Radzie Ministrów. Ale przynajmniej czuł, że chyba jest
ważny. A zresztą najbardziej liczyło się to, że wujek mu zaufał i powierzył tak
ważną funkcję – znalezienia mu seksownej asystentki. Bo chyba o to chodziło
Thorinowi… Czy musi być kompetentna? Chyba wystarczy, jeśli będzie po prostu
słodka – tak, jak on sam, jak Kili. Tak. Zdecydowanie TEGO potrzebuje jego
wujek. Kili musi po prostu znaleźć przesłodką jak on sam asystentkę. Bułka z
masłem! Postanowił, że nazajutrz wyruszy w drogę.
Posiedzenie rządu skończyło się
błyskawicznie, a Thorin z niecierpliwością czekał w swoim królewskim gabinecie
na przybycie Bilba. Hobbit pojawił się dość późno.
- Baggins! Stary druhu! – ucieszył się król
na jego widok – Chłopie! Kopę lat!
- Zaledwie kilka miesięcy, wasza wysokość –
Bilbo padł przyjacielowi w ramiona – Zdążyłem wrócić do Shire, odwiedzając po
drodze Beorna i Rivendell, spędzić kilka dni w domu i… Przyszedł list od
Esmeraldy, że już tęskni. Co miałem zrobić, jak też tęskniłem za wami
wszystkimi!
- Jak droga?
- Korki w Mrocznej Puszczy, jakiś wypadek.
Podobno łoś zderzył się kucykiem.
- Ha! Parszywa menda w końcu się doigrała!
- O czym ty mówisz?
- Thranduil notorycznie przekraczał
prędkość na terenie Beorna – roześmiał się Thorin – I wreszcie nasz niedźwiadek
wysłał patrol. Ale przyjacielu, opowiedz co u
ciebie!
- Nudy, jak to w Shire. Nic się nie dzieje!
Wyobraź sobie że żadne krasnoludy nie pustoszą mojej spiżarni!
- No popatrz, a mnie od dawna żaden marudny
hobbit nie uwieszał się na szyi!
- Myślałem, żeby znaleźć sobie tu jakiś
domek letniskowy, gdzieś blisko was… Chyba nie mogę żyć tak daleko od blasku
twojego majestatu – kąśliwie powiedział Bilbo.
- Też o tym dziś myślałem – przyznał Thorin
– Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś, zasługujesz na wygrzewanie się w
promieniach mojej doskonałości.
- Stary, jak się ostatnio widzieliśmy,
twojego ego było jak cała Samotna Góra.
- A teraz?
- Dobrnąłeś rozmiarem do granic Mordoru.
- No, to jeszcze w drugą stronę, do Gór
Mglistych, i będzie tak duże jak na króla tego formatu przystało. To co,
Baggins, piwo, whisky, wino? Może delikatny likierek mojej siostry?
- Daj fajkowe ziele Radagasta.
- Tak myślałem! – krzyknął Thorin z
szaleńczym błyskiem oku – Uwielbiam
błyskotliwych hobbitów!
Po wypaleniu trzech fajek na głowę panowie
siedzieli pod ścianą w doskonałych humorach, nucili sobie elfickie piosenki i
byli po prostu szczęśliwi. Tak bez powodu. Ale Thorina nagle ogarnął
niespodziewany smutek…
- Bilbo, kochany – zapłakał – Starzeję się
chyba.
- Co ty gadasz! Młody chłopak z ciebie,
jeszcze tyle przed tobą!
- Daj spokój… Popatrz, Kili ma żonę, Fili
ma żonę, Esmeralda spodziewa się dziecka, a ja? Siedzę na tym tronie z
idiotyczną koroną na głowie, nie mam kogo nawet przele…
- Hej hej hej, kolego! Nie o latanie w
życiu chodzi!
- Ale ja chcę!!! Brak mi baby, rozumiesz!?
Ale nie chcę krasnoludzkiej, są okropnie zarośnięte i mają nadwagę, ja lubię
gładkie, smukłe kobietki…
- To może elfka? Tauriel niczego sobie,
może ma jakąś kuzynkę…
- Żartujesz!? JA mam sypiać z elfem!? I
dodatkowo śmierdzącym z lasu!?
- No to nie wiem, pojedźmy do Shire, znajdziemy
ci jakąś młodą, chętną hobbitkę! Myślisz, że mało ich stoi przy drogach?
- Bilbo, nic nie rozumiesz! JAK mam kochać
się z kobietą, która ma owłosione stopy!
- Jesteś cholernym rasistą, Thorinie! –
oburzył się Bilbo – Rasistą, nazistą, szowinistą…
- Wiesz, co znaczą te słowa!?
- No… W zasadzie…
- Powinienem cię ściąć!
- Dobra, dobra, na brodę Gandalfa, uspokój
się! Co ja ci poradzę? Jedyne wyjście to babeczka z Esgaroth!
- Kpiny sobie urządzasz!? One wszystkie
śmierdzą wilgocią! Idź i powąchaj Barda, jedzie od niego jeziorem na kilometr!
Myślisz, że dlaczego na spotkania z nim wysyłam Filiego!?
- Jesteś okropnym, zakompleksionym,
zapatrzonym w siebie, zarośniętym… arogantem! – zirytował się Bilbo – Jak
chcesz kogoś znaleźć, skoro masz wymagania jak z kosmosu, a jedyne czego
chcesz, to zaliczyć jakąś kobietkę!
- Nie mów tak – warknął Thorin – Nie chcę
nikogo zaliczać. Ja chcę… żeby mnie ktoś pokochał… Oczywiście jeśli przy okazji
będzie dobra w łóżku, to…
- Thorin!!!
- No dobra. Wystarczy, żeby była ładna i
gładka. Jedyne włosy, jakie akceptuję, to te na głowie.
- A… tam!? – Bilbo otworzył usta ze
zdziwienia – TAM też gładka!?
- Gdzie? Pod pachami? No raczej!
- Dobrze, dobrze, zejdźmy z tematu bo już
mi niedobrze! Gdybyś był normalny, to już dawno ustawiałyby się do ciebie
kolejki!
- Ależ ustawiają się! – Thorin zrobił się
dumny jak paw – Za każdym razem, gdy jedziemy w interesach do Mrocznej Puszczy,
te brudne, śmierdzące lasem elfki łażą za mną na kolanach, piszcząc że
Thranduil nie daje im tego, co mogę dać im ja!
- Coś mi się wydaje, że chyba koloryzujesz…
- JA koloryzuję!? A myślisz, że dlaczego od
kilku tygodni wysyłam do Thranduila Kiliego i przestałem jeździć tam osobiście?
- Hmmm… Może dlatego, by blondasowi
podnieść ciśnienie i wystawić na próbę jego nerwy?
- To też, nie cierpię gada – przyznał
Thorin – Ale te dowody uwielbienia mnie przytłaczają. Nawet tam kobiety mnie
pragną…
- Nie wytrzymam. Idę do Dis, może
przynajmniej z nią da się porozmawiać!
Hobbit zerwał się z podłogi i, chwiejąc się
lekko po nadmiernej ilości wypalonych fajek, udał się do komnaty księżniczki,
gdzie siedziały też Tauriel i Esmeralda, które bardzo ucieszyły się na jego
widok. Bilbo wyżalił się im, że Thorina znowu ogarnia szaleństwo, ale tym razem
nie złota, a miłości. Dis pokręciła głową, rozczarowana.
- Co parę dni podsuwam mu moje koleżanki,
ale nie, on wybrzydza! Twierdzi, że nie znosi owłosienia, i gdyby miał potem
wyjmować je sobie spomiędzy zębów…
- Nie kończ, na sto tysięcy goblinów! Ten
krasnolud ma jakieś dziwne fantazje seksualne…
- Czy ja wiem czy takie dziwne –
uśmiechnęła się do kuzyna Esmeralda – Ale Fili też nie chce całować moich
stópek. Twierdzi że są zbyt włochate… Ale z resztą ciała nie ma problemu.
- Kili w ogóle nie ma tego problemu –
napuszyła się Tauriel, a Bilbo z przerażeniem patrzył na Dis.
- Czy wszyscy mężczyźni z rodu Durina są…
tacy? – zapytał.
- Muszę przyznać, że krasnoludy są
wspaniałymi, wybornymi kochankami – zarumieniła się księżniczka – Mój mąż,
świeć Durinie nad jego duszą, przed poczęciem moich ukochanych synów robił ze
mną takie rzeczy… Ale zmarł, nieboraczek, w obronie swego teścia, a mojego
ojca. Ale…
- Co, mamo, co!? – krzyknęły naraz Tauriel
i Esmeralda – Masz kogoś?
- No… wiecie…
- Znamy go?
- Znacie. Podpowiem, że ma imponującą
brodę…
- No, rzeczywiście, tak nam
podpowiedziałaś! – z przekąsem mruknął Bilbo.
- Nori? Dori? – zgadywała Tauriel – Mają
wspaniałe brody!
- Coś ty, Bifur ma lepszą! Albo Oin! –
krzyknęła Esmeralda.
- Dziewczęta, no co wy! Żaden z nich!
- To kto? Gloin ma żonę, Balin też odpada,
Bofur nie bierze niczego na poważnie…
- Bombur chyba nie ma aż takiej kondycji –
zadumał się Bilbo – A Ori jest za młody. Został jeszcze Dwalin, ale on w ogóle
nie jest brany pod uwagę.
Dis poczerwieniała. Speszyła się i wbiła
wzrok w podłogę. Esmeralda spojrzała z niedowierzaniem na Tauriel, a ta wbiła
pytający wzrok w Bilba. Hobbit nerwowo popukał się w czoło.
- No co wy, dziewczyny, Dwalin? Musimy
szukać dalej! To nie Dwalin, nie Dwalin, nie…
Dis znacząco spojrzała na Bagginsa. Miała
maślany wzrok i promienny uśmiech.
- O nie… Ty… Ty z NIM?! – syknął Bilbo –
Przecież on jest przeciwny kobietom!
- JUŻ nie – westchnęła Dis – Jest jak
najbardziej przychylny płci pięknej…
- Świat się kończy! Księżniczka uwiodła
największego twardziela z kompanii, a królowi chce się baby! Gdzie ci starzy,
dobrzy przyjaciele, którzy mieli cel i misję, a nie zajmowali się… czymś takim!
Gdzie honor i powaga królewskiej rodziny!
- Bilbo, trujesz – Esmeralda machnęła ręką
na kuzyna – Mamo, tak się cieszymy!
- Nie mówcie nikomu, Dwalin jest bardzo
skryty. Gdyby Thorin się dowiedział…
- A właśnie, że się dowie! – krzyknął
Bilbo.
- Uważaj, bo jak piśniesz słówko wujkowi,
jedyne co będziesz słyszał to moje strzały przelatujące przy twoim uchu –
syknęła Tauriel – A teraz idź już sobie, bo przeszkodziłeś nam w babskiej
naradzie. No już! Nie ma cię! Kili przygotuje ci komnatę.
Biedny, przeganiany z kąta w kąt hobbit
wyszedł czym prędzej z komnaty księżniczki Dis. Posłusznie podreptał do
Kiliego, który wraz z bratem załatwiali właśnie jakąś papierkową robotę.
- Bilbo! – ucieszył się Fili – Wspaniale,
że przyjechałeś!
- Cześć chłopaki. Co robicie?
- A wiesz, korespondencja do urzędu pracy –
uśmiechnął się Kili – Pan Elrond jakoś ostatnio woli załatwiać sprawy pocztą, a
ja tak lubiłem do niego jeździć… Ostatnio zamiast niego na spotkania
przychodziła jego córka. Czyżbym zrobił coś nie tak?
- Kili, mówiłem ci że jesteś nieco męczący
– wyjaśnił Fili – Ile można opowiadać Elrondowi o latających po Ereborze
motylkach i o tym, że Tauriel wprowadziła nową modę, czyli hodowanie w
kopalniach roślin doniczkowych.
- Myślałem, że elfy lubią rozmowy o
przyrodzie…
- Ale nie w TAKI sposób! I nie z tobą!
- Kiedyś rzucę tę robotę i wyjadę z Tauriel
daleko! – obruszył się Kili – Wtedy docenicie, jakiego kadrowego straciliście!
- No już, daj spokój. Zajmij się najpierw
szukaniem asystentki dla wujka, wtedy możesz uciekać gdzie chcesz.
- Zaraz, jakiej… asystentki? – zaciekawił
się Bilbo.
- Słodkiej jak ja – rozchmurzył się Kili –
Ma być taka, żeby Thranduil zzieleniał i wyłysiał. Mama wywalczyła, że jak taką
znajdę, zostanę Ministrem Pracy!
- Uchowaj nas Durinie od tego nieszczęścia…
- Co mówisz, braciszku?
- Że powinieneś ruszyć w drogę skoro świt.
- Tak też planuję. Bilbo, jedziesz ze mną?
- W zasadzie… Czemu nie – westchnął hobbit
– Przyda ci się merytoryczna pomoc. Bo jeśli ta asystentka będzie TYLKO słodka,
to marnie widzę los waszego królestwa…
Tak postanowili i tak też uczynili. Z
samego rana Bilbo, za zgodą samego króla, ruszył na poszukiwania idealnej
asystentki dla Thorina. Z Ereboru wyruszyli do Esgaroth, ale Bilbo studził
zapędy kadrowego, przypominając mu że zapach wilgoci tutejszych kobiet nie
odpowiada jego wujkowi. Ruszyli więc do Mrocznej Puszczy, lecz i tu nijak nie
mogli szukać asystentki – wysokie elfki, śmierdzące według Thorina spleśniałym
lasem, nie były w ogóle brane pod uwagę do tego ważnego bądź co bądź
stanowiska. Towarzysze po kilku dniach wędrówki postanowili skorzystać z
gościnności Beorna.
- Witaj, stary druhu! – krzyknął uradowany
na widok Bilba, ale mina zrzedła mu, gdy ujrzał kadrowego z Ereboru – Ech, to
ty… Znowu jakiś problem? Nie, NIE ZAMIERZAM podjąć pracy w firmie
ochroniarskiej waszego nadętego króla!
- Tak, też uwielbiam Thorina, co nie
zmienia faktu że nadyma się czasem jak balon – zaśmiał się Bilbo – Witaj,
Beornie. Co nowego?
- Oprócz tego że co tydzień na niedzielnych
obiadkach miewam stukniętego czarodzieja z ptasią kupą na policzku i młodą
niewiastę, która wzrokiem błaga bym zabrał ją od tego szaleńca? Nic ciekawego.
- Młoda… niewiasta? – podchwycił Kili – Z
szalonym czarodziejem? Taka mała, rudowłosa, o pięknych zielonych oczach?
- Znacie ją?
- To Luthien! – Bilbo spojrzał na kadrowego
– Pamiętasz, chciałeś jechać ją odnaleźć, obiecałeś to!
- Tak, obiecałem, ale pod warunkiem że
zostanę kierownikiem, niestety kierowniczego stanowiska nikt mi nie dał –
fuknął Kili – Nie wiem dlaczego, jestem najbardziej kompetentną osobą w całej
Górze…
- Mniejsza z tym! Kili, może to dla nas
szansa? Beornie, jaki dziś dzień tygodnia?
- No… właśnie niedziela. Szaleniec z
dziewczyną powinni tu być za…
- Juhuuu! – usłyszeli dobiegający z krzaków
dziki wrzask – Dalej, króliki, niech moc fajkowego ziela będzie z wami!!!
- Teraz – uśmiechnął się zrezygnowany Beorn
– Radagaście, jak MIŁO cię widzieć!
- Niech będzie pochwalony – na podwórko
zajechał króliczy zaprzęg, i zeskoczył z niego czarodziej z dziewczyną – Co na
obiad?
- Luthien! – ucieszył się Kili – Pamiętasz
nas?
Dziewczyna popatrzyła na krasnoluda i
hobbita podejrzliwie. Kojarzyła te postacie… Krasnolud wydawał jej się być
całkiem, całkiem przystojny, a hobbit wyglądał na porządnego osobnika.
- Uratowaliśmy cię w mieście goblinów –
wyklarował Bilbo – To znaczy Thorin, mój przyjaciel, wuj Kiliego, i aktualnie
Król pod Górą.
- To wy! Tak się cieszę! – uradowała się
płomiennowłosa niewiasta – Co u was słychać?
- Posłuchaj nas, Luthien… Możesz nam pomóc.
Właściwie jesteś nam potrzebna, by Kili mógł awansować i zostać ministrem.
Powiedz nam, czym się zajmujesz?
- Jestem stażystką u pana Radagasta.
Opiekuję się zwierzątkami – westchnęła ciężko Luthien – Ale jak mogę wam pomóc?
- Czy nie chciałabyś zostać… asystentką
samego Króla spod Góry?
Luthien wyglądała, jakby przeżyła ciężki
szok. Przyjaciele objaśnili jej wszystkie zawiłości sprawy, Kili jasno określił
że jeśli nie jest wystarczająco słodka to nie ma czego szukać na tym
stanowisku, a Radagast próbował protestować, mówiąc że takiej stażystki nie
miał jeszcze nigdy, i jej nie odda.
- Chłopie! Daj jej żyć i się rozwijać! –
krzyknął rozemocjonowany Bilbo – Zobacz, piękna, mądra, błyskotliwa, a co robi?
Zmienia pieluszki twoim jeżom! Przed nią kariera, o jakiej się nikomu nigdy nie
śniło, ona ma szansę zostać pierwszą w dziejach asystentką KRÓLA!
Najpotężniejszego władcy Śródziemia!
- Ale… co z moimi zwierzątkami?
- Załatwię ci stażystkę z Mrocznej Puszczy
– zaproponował Kili – Albo jakąś małolatę z Esgaroth. Chyba, że wolisz
chłopców…
- No wiesz! Takie pytania to do Gandalfa,
nie do mnie! – oburzył się Radagast – Dobrze, oddam wam Luthien, ale moja nowa
stażystka musi mieć nie więcej niż trzy tysiące lat, musi być gibka, zwinna,
dyspozycyjna, bez nałogów…
- Tauriel ma kuzynkę, która odpowiada tym
wymogom – odparł urzędniczym tonem Kili – Proszę złożyć podanie o organizację stażu
w trzech egzemplarzach, w piśmie przewodnim podać przyczyny wnioskowania o
staż, ilość wnioskowanych stażystów, uzasadnienie potrzeby posiadania
stażystów, czyli czy nie stać pana na samodzielne utrzymanie pracownika, czy
nie potrzebuje pan nikogo na pełen etat, czy…
- Niech to Saruman! – zezłościł się
Radagast – Poradzę sobie bez waszych stażystek! Sam sobie kogoś poszukam!
Beornie, nałóż obiad, jestem poirytowany, a kiedy ja jestem, moje króliki są
niespokojne. Zaraz mi uciekną!
Czarodziej podreptał do domu gospodarza, a
ten wzruszył ramionami i poszedł za nim. Kili natychmiast chwycił Luthien i
wsadził ją na kucyka.
- Gdzie…
- Do Ereboru – twardo oznajmił książę –
Przed oblicze króla Thorina Dębowej Tarczy.
- Ale to jest…
- Tak, to porwanie, maleńka – powiedział
zawadiacko Bilbo – Nie masz zbyt wiele do powiedzenia. Zobaczymy, czy Pan i Władca cię zechce.
- Pan i Władca – szepnęła dziewczyna – To
brzmi… Groźnie…
- Bo taki jest wujek. W drogę!
Kuce ruszyły przed siebie w kierunku
Samotnej Góry. Kili wraz z Bilbem żartowali między sobą i wspominali czasy
wspólnej wędrówki. Dziewczyna słuchała ich z zainteresowaniem, przypominając
sobie dzień, w którym ich spotkała. Ten piekielnie przystojny, o szlachetnych
rysach, dostojny krasnolud, który wyrwał ją z łap goblinów, był królem… Nie
wiedziała o tym. Słyszała legendy o Thorinie Dębowej Tarczy, dotarły do niej
pogłoski że powrócił do ojczyzny i zabił smoka, ale zawsze wyobrażała sobie go
jako sędziwego krasnoluda, o długiej, siwej brodzie, naznaczonego znakiem czasu
przez głębokie zmarszczki… Nigdy nie pomyślałaby, że to TEN mężczyzna, który
uratował jej życie. Śniła o nim często, choć nie pamiętała jego imienia.
Spłonęła rumieńcem, gdy dotarło do niej, że w jej fantazjach królował… nie kto
inny, ale sam Król spod Góry!
- Wasza wysokość – zwróciła się do Kiliego
– Czy czeka nas długa droga?
- Do kogo ona mówi? – powiedział książę do
Bilba.
- Żebym to ja wiedział, pewnie nas z kimś
pomyliła.
- Wasza wysokość – powtórzyła Luthien.
- Koleżanko, nie ja jestem Thorinem, ja
jestem Kili – wyjaśnił krasnolud.
- Dlatego mówię: wasza wysokość. Jesteś
księciem, panie.
- Ja… Stary, słyszałeś!? Ona mnie szanuje!
– Kili nie dowierzał w to, co słyszy.
- Rzeczywiście… Niesamowite! Jest pierwszą
osobą!
- Jak powiem Filiemu, to mu ministerskie
kapcie pospadają!
- Wasza wysokość…
- Tak, moja droga?
- Czy czeka nas daleka droga?
- Kili, przestań – westchnął Bilbo.
- Co?
- Przestań! Nie pasuje ci rola monarchy.
Przejdź z nią na ty.
- Ale… to mój pierwszy raz…
- Kili, na hobbicie stopy mojego dziadka,
nie gwiazdorz!
- Kili jestem, kadrowy – burknął młody
książę – Zadowolony?
- Panie, niegodnam zwracać się do synów
Durina po imieniu – skłoniła się Luthien – Zawsze będziesz dla mnie księciem.
- Porządna dziewczyna, jak wujek jej nie przyjmie,
ja zatrudniam ją w kadrach.
- Niech ci Durin wynagrodzi, wasza
wysokość, twą dobroć dla mej skromnej osoby.
- Luthien, a ty zawsze taka miła i ugodowa?
– zapytał zaciekawiony Bilbo.
- Tak, panie, przed rodziną królewską
zawsze.
- Dobrze, punkt dla niej – mruknął pod
nosem ledwo słyszalnie hobbit – Thorin lubi uległe.
- Co mówisz, panie?
- Nic, tylko że Pan i Władca będzie…
usatysfakcjonowany.
- Mam nadzieję, panie, że me skromne usługi
będą dla niego odpowiednie.
- Na pewno, złociutka. A pokaż no nogi…
- Bilbo! Nie poznaję cię! – krzyknął Kili –
Oglądasz mojego pracownika! Jak ci nie wstyd!
- Sprawdzam… eee… warunki fizyczne –
wykręcił się Baggins – Muszę wiedzieć, w jakim stanie są nogi pracownika.
Luthien posłusznie uniosła suknię, myśląc
że to normalna procedura przy naborze na tak ważne stanowisko.
- Nie może być! – hobbit złapał się za
głowę – Ani grama owłosienia! I ładne, małe, nagie stópki!
- Czy to ważne, panie, na stanowisku
asystentki króla?
- Zdecydowanie – Bilbo uśmiechnął się tajemniczo
– Zdecydowanie…
Milcząca Luthien i rozgadani panowie
pędzili w stronę Samotnej Góry, gdzie Thorin nie mógł doczekać się już powrotu
swego przyjaciela i ukochanego siostrzeńca. Martwił się o niego, Kili był
lekkoduchem i łatwo pakował się w kłopoty. Ale z Bilbem przy boku powinien być
bezpieczny…
- Wezwać mi Ministra Spraw Zagranicznych! –
wrzasnął, nie wstając nawet z tronu, a po kilku chwilach Balin przybiegł do
niego pospiesznie.
- Tak, Thorinie?
- Kiedy jedziemy na szczyt państw
Śródziemia?
- Jutro.
- Gdzie w tym roku się odbywa? Esgaroth?
- Mroczna Puszcza, niestety – westchnął
siwobrody krasnolud – Thranduil wysłał swoją asystentkę, aby osobiście
przywiozła zaproszenia i…
- Niech to Balrog! – krzyknął Thorin –
Ładna?
- No… jak na elfa, to piękna…
- Niech ich Azog pogryzie! A Bard, Bard też
jakąś ma?
- Tak, pamiętasz, tę niską, krępą Theodorę.
- A, to ta, brzydka ale bystra. Że też
Bardowi nie przeszkadzają jej owłosione, grube nogi.
- Ależ Thorinie, pozwolę sobie zauważyć że
Bard z nią nie sypia.
- No i co? JAK kobieta może mieć zarośnięte
nogi? Pachy? Albo… Pamiętasz jego ministerkę od spraw gospodarki wodnej? Ma
ohydny wąsik pod nosem! Kobieta MUSI być czysta i gładka…
- Nie każda ma takie szczęście. Jak one
biedne mają to zrobić, skoro niektóre po prostu mają owłosienie!
- Nie obchodzi mnie to! – huknął król – Ja
wymagam tylko pewnych standardów, a czy będą się depilować ziołowymi kremami od
Radagasta, czy wypalać smoczym ogniem, to mnie naprawdę nie obchodzi, JA chcę
tylko czuć EFEKT!
- Tak to ty nigdy nie znajdziesz baby! –
zirytował się Balin.
- Jeśli ma wyglądać tak, jak babska z
Esgaroth, to niech mnie Durin uchowa!
- Nawet mój brat nie ma NIC przeciwko
obrośniętej włosiem kobiecie, chwali sobie nawet zalety takiego współżycia, a
ty zawsze masz problem!
- Dwalin zawsze był hardkorem! – warknął
Thorin, a po chwili dotarło do niego, co powiedział jego przyjaciel – A o czym
ty… Jaką kobietę? Dwalin!?
- Oj… Chrońcie mnie, wszyscy święci
Durinowi – jęknął Balin – Ja chyba… Tauriel mnie woła… Za pozwoleniem, wasza
wysokość…
Zdezorientowany Thorin rozwalił się na
tronie, próbując rozwikłać zagadkę romansu Dwalina, żadna jednak ewentualna
kobieta nie przychodziła mu do głowy, toteż uznał, że Balin powiedział to
złośliwie, by go zdenerwować. Nie udało mu się. Thorin uspokoił się i wstał z
tronu. Podszedł do lustra i przejrzał się w nim. Ta idiotyczna korona po
dziadku uwierała go, ale obiecał sobie że na znak szacunku do niego będzie ją
nosił cztery godziny dziennie. Choć trzeba przyznać, że wyglądał w niej i tak
lepiej, niż Thranduil w swoich leśnych patykach wetkniętych w usztywnione
lakierem, utlenione włosy. Tak, zdecydowanie ta korona dodawała mu powagi i
dostojeństwa, a że ego Thorina to właśnie uwielbiało i tym się karmiło, toteż
wyprostował się, narzucił na plecy królewski płaszcz i ruszył do skarbca, by
nacieszyć oczy widokiem odzyskanego niedawno złota. Idąc długimi, oświetlonymi
pochodniami korytarzami, usłyszał z daleka śpiew Kiliego:
- Pędzi, pędzi Dain, niczym błyskawica,
hej! Porwałem tę pannę bo ma piękne lica! Ciągną, ciągną sanie, zwierze
Radagasta, hej! Wracam już do domu, bo mi się chce ciasta!
- To nie tak – Thorin usłyszał rozbawiony
głos Bilba – Pędzi wściekły Thorin, niczym błyskawica, hej! Zabierze nam pannę
co ma piękne lica!
- Panie, to się nie godzi – szepnęła
Luthien – Nie można tak…
- Słonko, nam wszystko można! Ja jestem
siostrzeńcem króla, a to przyjaciel króla! Jesteśmy bogami, jesteśmy panami
wszechświata!
Kili zamilkł, bo jak spod ziemi wyrósł
przed nimi sam Thorin w swojej majestatycznej postawie. Książę cofnął się o
krok i usiłował schować za Bilba, który jednak próbował chować się za Kilim, i
tak szamotali się ze sobą przez dłuższą chwilę. Thorin zaś w milczeniu i z
zaciekawieniem patrzył na Luthien, która padła na kolana.
- To ogromny zaszczyt klęczeć przed
majestatem waszej wysokości – powiedziała cicho, ujmując w dłoń skraj jego
szaty i całując ją – Szczęście przepełnia me serce, że jestem tu u stóp
największego i najpotężniejszego władcy Śródziemia.
Thorin patrzył w dół, na pochyloną,
klęczącą postać, i nie wiedział jak się zachować. Pierwszy raz w życiu nie
wiedział, co zrobić. Bilbo i Kili w tym czasie zdążyli uciec, korzystając z
zamieszania, zostawiając króla i jego potencjalną kandydatkę na asystentkę
samych. Thorin chwycił podbródek dziewczyny i uniósł lekko w górę, gestem
nakazując jej, by wstała. Luthien posłusznie spełniła rozkaz, i stanęła przed
nim z pochyloną głową. Król uśmiechnął się lekko i ponownie palcem uniósł jej
podbródek.
- Nie mogę z tobą rozmawiać, gdy na mnie
nie patrzysz – powiedział łagodnie – Jak ci na imię?
- Luthien, wasza wysokość.
- Luthien… Skądś znam to imię… Czy my
czasem nie spotkaliśmy już się…?
- Panie…
- Dobrze. Chodźmy do sali tronowej, tam
porozmawiamy.
Thorin obrócił się na pięcie i sprężystym
krokiem ruszył przed siebie, wyprostowany. Luthien prawie biegła za nim,
próbując złapać oddech, ale kiedy znaleźli się na miejscu, ponownie go
straciła. To miejsce było po prostu piękne… Zachwycające! Ale jeszcze bardziej
zachwycający był ten pełen dostojeństwa mężczyzna, który z ogromną gracją
zasiadł na swym tronie.
- Podejdź, Luthien – powiedział stanowczo –
I odpowiedz na moje pytanie.
- Wasza wysokość, jestem ci dozgonnie
wdzięczna, boś uratował moje życie. W mieście goblinów, to wasza wysokość
ocaliła mnie od niechybnej śmierci. Posłałeś mnie, panie, z czarodziejem
Radagastem…
- Tak, Luthien! Pamiętam cię! Podejdź
bliżej – Thorin wyciągnął ręce do dziewczyny, a ta wyraźnie zawstydzona
podeszła do niego i uklękła przed tronem; król złapał jej dłonie, co wywołało
mocne drżenie jej serca.
- Panie, jam niegodna…
- Przestań. Kili cię znalazł, tak?
- Tak, wasza wysokość, książę Kili odnalazł
mnie, gdy razem z panem Radagastem przybyłam do domu Beorna i… proponował mi
pracę, ale nie jestem godna służyć waszej wysokości.
- To, czy jesteś godna, ocenię ja sam –
twardo oznajmił Thorin, puszczając jej ręce – Powiedz mi, co robiłaś przez cały
ten czas.
- Wasza wysokość, pracowałam u pana
Radgasta. Opiekowałam się zwierzątkami.
- Nie może być! – król poderwał się z
miejsca – Taka piękna kobieta oporządzała śmierdzące zwierzęta szalonego
czarodzieja!? Te delikatne dłonie zmieniały pieluchy osmarkanym jeżom!?
- Żadna praca nie hańbi, wasza wysokość.
Nie wiem, czy nadaję się do czegoś innego…
- Jaką pracę proponował ci Kili?
- Mówił, że… Książę mówił, że mam być
asystentką waszej wysokości…
- A ty… chcesz tego? – król spojrzał na
Luthien zaintrygowany.
- Panie… To byłby największy zaszczyt,
jakiego kiedykolwiek doświadczyła prosta dziewka bez domu, bez rodziny. Nic nie
może równać się ze służbą u najpotężniejszego władcy Śródziemia. Jeśli wasza
wysokość zechce, mogę robić wszystko, mogę sprzątać podłogi, czyścić toalety,
mogę…
- Luthien – przerwał jej Thorin – Będziesz
moją asystentką. To nie ma nic wspólnego z podłogami i toaletami. Po prostu…
twoim głównym obowiązkiem będzie przyjść, kiedy zawołam.
- Z największą przyjemnością, panie.
- Jutro jedziemy na szczyt państw
Śródziemia, będziesz tam ze mną.
- Ale… Wasza wysokość, ja… - Luthien
przeraziła się; przecież nie miała o niczym pojęcia!
- Spokojnie. Dzisiejszą noc spędzisz
pracując z moim ministrem spraw zagranicznych, który przybliży ci tematykę.
Jeśli jutro się sprawdzisz, zostaniesz na stałe. To dla ciebie najważniejszy
sprawdzian. A teraz dziękuję, możesz odejść.
- Jak sobie życzysz, panie – dziewczę
uklękło i ucałowało skraj szaty króla, co zdziwiło go i trochę zirytowało.
- Luthien! Nie musisz tego ciągle robić!
- Wasza wysokość, to z szacunku do ciebie…
- Posłuchaj mnie uważnie: wszyscy się tu w
Ereborze szanujemy. Jedni mniej, drudzy więcej, są tacy co i do mnie mają
niewiele szacunku, ale nikomu nie kazałem nigdy całować się ani w rękę, ani w
szaty. Nie musisz tego robić, Luthien. Ustalmy jedną rzecz: nie potrzebuję
asystentki, która się mnie boi. Ja potrzebuję twardej, konkretnej kobiety,
która potrafi powiedzieć, co myśli, potrafi doradzić i uderzyć pięścią w stół,
i jest na równi ze mną, jest równorzędną partnerką, żeby inni władcy nie
myśleli że zatrudniłem mimozę z którą można zrobić wszystko. Na spotkaniach na
szczycie masz być partnerką, a nie służącą, rozumiesz? A co robisz po pracy, za
zamkniętymi drzwiami, to już twoja sprawa. Możesz się za mną nawet czołgać po
podłodze, nie dbam o to.
- Oczywiście, wasza wysokość.
- Teraz idź poszukaj Kiliego i…
- Jestem, wujku! – młody krasnolud radośnie
podskakując wkroczył do sali tronowej – Jak nasza nowa pracownica? Co tam,
Luthien, wujek cię przyjął?
- Tak, i dziękuję, wasza wysokość, za
odnalezienie mnie. To zaszczyt pracować z władcą Ereboru i z jego
najwierniejszym księciem.
- Drobiazg, słonko. Jak cię poznam z moim
bratem, to dopiero zobaczysz księcia!
- Już nie mogę się doczekać, wasza
wysokość.
- Moment! – zagrzmiał Thorin – On też jest
dla ciebie „waszą wysokością”!? To przekracza wszelkie pojęcie, coś ty jej
zrobił!?
- Ja nic, ona sama! Nie kazałem jej tak
mówić…
- Kili, NIKT cię nie tytułuje po królewsku,
chcesz powiedzieć że ta biedna dziewczyna sama z siebie wpadła na to, że jesteś
„waszą wysokością”? Luthien, masz zwracać się do niego normalnie. W naszym
zakładzie pracy nie ma wywyższania się, każdy jest sobie równy, nawet
sprzątaczka z ministrem. Biedna… Pokręciło jej się w głowie od tych
przymusowych wakacji z Radagastem. Kili, zabierz ją do Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych, zadbaj żeby przygotowano ją do pełnienia funkcji, niech pani
minister ubierze ją jakoś – Thorin z niesmakiem spojrzał na jej postrzępioną,
brunatną sukienkę – Skąd ty to masz?
- Pan Radagast dał mi swoje stare szaty,
wasza wysokość, i pomógł uszyć z tego sukienki. Nie mam nic poza tym…
- Niech służące przygotują jej kąpiel, a
MSW przydzieli dodatek reprezentacyjny na ubrania. Jeszcze dziś ma być
doprowadzona do porządku, a na jutrzejszy szczyt proszę przygotować jej suknię
w narodowych barwach Ereboru.
- Jakie to barwy, wujku?
- Niech mnie Durin powstrzyma, bo…
Granatowe, ośle! Takie, jak nosił twój pradziad, i jakie zawsze nosiłem JA!
- Aha… Czy z futerkiem na szyi?
- Przygotujcie jej cieplejszy płaszcz,
jutro zapowiadają mrozy. Odejść!
Luthien skłoniła się do samej podłogi, a
Kili szarpnął ją szybko za łokieć, wyprowadzając z sali. Król z ciężkim
westchnieniem opadł na tron. Same problemy z tym dzieciakiem… Ale kochał go
niesamowicie mocno. I musiał przyznać, że był z niego dumny – znalazł Luthien,
którą niegdyś uratowali. Piękna, przecudnej urody kobieta… Ciekawe tylko, czy
gładka. Musiał to sprawdzić. Ale jej uległość, jej poddanie, to, jak przed nim
klękała i całowała skraj jego szaty… Doprowadzało go to do szaleństwa, i całe
szczęście, że potrafił być opanowany. Lubił uległe kobiety, które, kiedy
trzeba, są twarde i stawiają… stawiają na swoim. A Luthien… była uległa. I to
bardzo. Thorin zaczął sobie wyobrażać zbyt wiele, niż to, na co mógł sobie
pozwolić, ale to było silniejsze. Kiedy przypomniał sobie, jak dziewczyna
klęczy przed nim, całując jego szatę…
- Niech to Balrog, ciśnie mnie ta korona –
wrzasnął, odrzucając ją daleko – Fili! Gdzie mój siostrzeniec!?
Niestety, tym razem nikt mu nie
odpowiedział… Thorin spojrzał na zegarek, który dostał jako łapówkę od
Thranduila (chciał wkupić się w łaski, król podarek przyjął, ale nic między
nimi to nie zmieniło, a leśny ludek z uporem nadal próbuje skorumpować
krasnoludzkiego władcę) – wskazywał za pięć dziewiątą wieczorem, a więc była
dziewiąta (strefa czasowa w kierunku Mrocznej Puszczy przesuwa się o 5 minut),
a o tej porze nikt już nie pracuje, nawet królewscy siostrzeńcy. Pech. Wściekł,
wyszedł z sali tronowej i skierował się do łaźni. Pomyślał sobie, że przed tak
ważnym wydarzeniem, jakim jest szczyt państw Śródziemia, należy się wykąpać.
Wszedł tam z takim impetem, że służki prawie dostały zawału, podskakując wysoko
i usiłując zakryć jedną z balii.
- Przepraszam – mruknął Thorin,
zdezorientowany – Ale co robicie tu o tej porze? Myślałem, że o dziewiątej bezsprzecznie
kończy się tu pracę. Możecie iść do siebie.
- Panie – odezwała się najstarsza z nich –
Pani minister... To znaczy księżniczka Dis kazała nam...
- Zostać po pracy? Co za wredne babsko,
ledwo poczuła władzę i już próbuje ustawiać po swojemu. Możecie odejść.
- Wasza wysokość, musimy odmówić wykonania
polecenia.
- CHCĘ SIĘ WYKĄPAĆ!!!
- Mój panie, ale... królewska asystentka
była pierwsza...
Thorin dopiero teraz zauważył lśniące,
płomiennorude włosy wystające zza sług. Poczerwieniał i cofnął się o krok.
- Luthien, przepraszam – bąknął – Ja... Nie
zdążyłem wyremontować drugiej, królewskiej łaźni. Jutro każę się tym
niezwłocznie zająć.
- Nie trzeba, panie. Mogę kąpać się w
źródle by nie blokować waszej wysokości dostępu do łaźni.
- Moja asystentka nie będzie kąpała się w
zimnym źródle. Zajmijcie się nią dobrze, i znajdźcie dla niej najwygodniejszą
komnatę – rozkazał.
- Książę Kili zadbał już o to – odparła
najstarsza służka – Panna Luthien ma komnatę dwa pomieszczenia od twojej,
panie.
- Bardzo dobrze. Cudownie. Dobrej nocy.
Kiedy król wyszedł, wszystkie służące jak
na zawołanie westchnęły głośno.
- Ależ on boski...
-
A jaki męski...
-
A jego broda... Poczuć ją, dziewczyny...
-
Wyobrażacie sobie jego ciało pod szatami!?
-
Wystarczy! - krzyknęła zdegustowana i rozzłoszczona Luthien – Nie godzi się w
ten sposób mówić o władcy!
-
No co ty, Luthien...
-
Ostatni raz słyszę takie niemoralne rzeczy pod adresem jego wysokości! -
powiedziała twardo – A jak kiedykolwiek któraś ośmieli się, wyciągnę
konsekwencje.
- Patrzcie
ją! Taka ważna! Na stanowisku zaledwie od pół godziny, i już próbuje rządzić!
-
Jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza udzielił mi specjalnego pełnomocnictwa.
Proszę nie dyskutować, tylko zbierać się do domów, poradzę sobie sama!
Niezadowolone
służki posłusznie zaczęły zbierać się do wyjścia, a Luthien oparła się o brzeg
balii. Ostro zaczęła, ale skoro sam król powiedział jej, że nie potrzebuje na
tym stanowisku mimozy, a prawdziwej negocjatorki i kobiety z twardą ręką, to co
miała zrobić? Te baby z całą pewnością zasłużyły sobie na reprymendę. NIKT nie
będzie przy niej mówił takich bezeceństw o panu i władcy!
Tymczasem
Thorin stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Wiedział oczywiście, jak działa na
wszystkie swoje pracownice i poddane, chciał jedynie podsłuchać jak na te
westchnienia zareaguje Luthien. O tak, prawdziwa wojowniczka, był z niej
niezmiernie dumny. I mile połechtało jego ego to, że tak stanowczo zaczęła go
bronić. Bardzo dobrze! Przynajmniej ktoś ma do niego całkowicie bezgraniczny
szacunek...Musiał ją jeszcze sprawdzić w jednej, kryzysowej sytuacji – twarzą w
twarz z Thranduilem.
Z
samego rana Thorin nakazał osiodłać swojego królewskiego, czarnego muflona, i
oczekiwał w sali tronowej na pojawienie się Luthien. Niecierpliwił się, bo nowa
asystentka spóźniała się już minutę, co było dla króla nie do pomyślenia! Już
chciał wstać i osobiście jej szukać, ale do sali wbiegła Esmeralda.
-
Wujku, moja następczyni gotowa – powiedziała z uśmiechem.
-
Na co czekasz? Wprowadź ją!
-
Jak sobie życzysz, wujku.
Powolnym,
zmysłowym krokiem do pomieszczenia weszła Luthien, ubrana w długą, zwiewną,
granatową suknię, która wyglądała na niej nieziemsko. Dziewczyna była jak jakaś
boska istota, jak anioł Durina... Thorin otrząsnął się z szoku i głośno
odchrząknął.
-
Spóźniłaś się – warknął.
-
Wybacz, panie – szepnęła, ale speszyła się stojącą za nimi Esmeraldą i mrugnęła
okiem, by księżniczka wyszła, wtedy Luthien przyklękła przed Thorinem i
ucałowała skraj jego szaty – Wybacz, panie, musiałam pójść po buty.
-
Od tego są służące, miały o wszystko zadbać.
-
Wiem, wasza wysokość, ale sam mówiłeś że w twoim królestwie wszyscy są równi,
więc kiedy nie miałam rano butów, nie wołałam o nie, po prostu po nie poszłam.
-
Mam niejasne wrażenie, że tych butów zabrakło nieprzypadkowo... Luthien, jeśli
spotkają cię jakieś nieprzyjemności, proszę byś przyszła z tym od razu do mnie.
Bezpośrednio. Jesteś moim najbliższym współpracownikiem.
-
Jak sobie życzysz, panie.
-
Przygotowana?
-
Oczywiście, pan minister Balin powiedział, że w razie czego będzie obok, i...
-
Nie do końca – oznajmił zadowolony z siebie Thorin – Nikt z nami nie jedzie.
Narzuć płaszcz i...
-
Wasza wysokość, jak to!? Przecież ja nie dam rady, ja...
-
Wierzę w ciebie, żaden Balin nie jest ci potrzebny. No już, płaszcz i w drogę.
Luthien
nie miała nic do gadania, posłusznie ubrała się i wsiadła na czarnego muflona.
Thorin również dosiadł zwierzęcia i usadowił się za nią. Ruszyli w drogę.
Luthien peszyła się bliskością władcy, który ramionami obejmował ją, trzymając
lejce. Kierował muflonem dość szybko, ale bezpiecznie, tak że dziewczyna w
ogóle nie bała się, że spadnie. Kiedy dotarli do bram pałacu Thranduila, król
zeskoczył ze zwierzęcia i szarmancko podał jej dłoń, by mogła swobodnie zejść.
Spojrzał na nią z dumą, ujął pod ramię i wprowadził na elfickie salony jak
damę. Wszyscy, których mijali, kłaniali się z szacunkiem, ale też i obserwowali
tę egzotyczną parę z zainteresowaniem. Thorin był bardzo z siebie zadowolony.
Tak, tej blond wydrze oczy zbieleją na widok JEGO Luthien!
-
Proszę proszę… Kto zawitał w moje skromne progi! – zawołał elficki król ze
swego tronu – Sam podziemny władca! A kogóż jeszcze widzą moje piękne oczy…
Thorin
milczał, prowadząc Luthien pod sam tron Thranduila.
-
Tylko spróbuj przed nim klęknąć – warknął cicho – On nie jest mną.
-
Witam, wasza królewska mość – dziewczyna zgrabnie ukłoniła się elfowi –
Luthien, osobista asystentka jego wysokości króla Thorina Dębowej Tarczy.
-
Asystentka… Myślałem, że zaginiona siostra bliźniaczka.
Istotnie,
Luthien wraz z Thorinem ubrani byli w te same barwy, a ich wierzchnie płaszcze
były wręcz identyczne! Ten sam materiał, to samo futro, te same zdobienia na
rękawach… Tak, Dis wyjątkowo się postarała. Tak powinien wyglądać zgrany team!
-
Rozumiem, że twoja asystentka, panie – Luthien z obrzydzeniem spojrzała na
półnagą elficę o wyraźnie męskich biodrach, męskiej szczęce i biustem który
wyglądał jakby wpompowano w niego wszystkie ziołowe wyziewy Radagasta – ma
problem nie tyle z zaginioną rodziną, co z zaginioną… tożsamością?
-
Panie, czy ona mnie obraża? – jęknęła męskim głosem wysoka, sztucznie tleniona
postać.
-
Lindirze… eee, Lindirro, absolutnie. Thorinie, panuj nad językiem swojej…
służki!
-
Z chęcią zapanuję, ale pozwól, że nie przy świadkach. Poza tym Luthien jest
moją asystentką, nie zapominaj o tym, i darz ją należnym szacunkiem.
Thranduil
rozdziawił ze zdziwieniem usta. Jak Thorin mógł tak do niego powiedzieć, i to
przy zwykłych asystentkach!
-
Będziesz długo tak bezproduktywnie oddychał, blondyno, czy możemy zacząć
obrady? Nie mamy z Luthien całego dnia.
-
Theodoro, przestań wiązać mi buty! – zgromadzeni usłyszeli krzyk Barda; Thorin
uśmiechnął się ironicznie.
-
Mój przyjacielu! – zawołał donośnie – Jakiś problem?
-
Nie, już sobie… radzę! – odkrzyknął władca Esgaroth, i w tym momencie pojawił
się w leśnej sali leśnego króla – Thorinie! Jak miło cię widzieć!
-
Mnie również, Bardzie. Jak mija życie na Jeziorze?
-
Spokojnie, nie narzekam. Ale… Cóż to za piękność u twojego boku? – Bard ujął
dłoń Luthien i z szacunkiem ją ucałował – Pani wybaczy, jestem Bard, władca
Esgaroth.
-
Witaj, panie – dziewczę spłoszyło się i zarumieniło, kłaniając się nisko – To
zaszczyt. Jestem asystentką jego wysokości króla Tho…
-
Luthien, daruj sobie tytułowanie. Jesteśmy wśród przyjaciół. A gdzie reszta?
Nie
czekając na odpowiedź, Thorin raźnym krokiem ruszył do sali obrad, gdzie jako
pierwszy zasiadł na honorowym miejscu na szczycie okrągłego stołu, nakazując
Luthien, by zajęła miejsce tuż obok. Zaraz przy niej zasiadł Bard z Theodorą, a
z drugiej strony Thorina – Thranduil z Lindirrą. Krasnolud z niesmakiem
spoglądał na sąsiadującego z nim transelfa – nie to, żeby był nietolerancyjny,
bo szczyty tolerancji okazał błogosławiąc związek krasnoludzkiego księcia z
elficką strażniczką, ale Lindirra była po prostu odpychająco męską kobietą. Czy
naprawdę była kobietą?
-
Pokój temu domowi – do sali wkroczył Gandalf, a tuż za nim dreptał Dain Żelazna
Stopa z małym prosiątkiem w ramionach, Ecthelion – namiestnik Gondoru, władca
Rivendell – Elrond z córką, Arweną, królewska para z Lothlorien – Galadriela i
Celeborn, Bullroarer II Took – prezydent Shire, Thengel – król Rohanu, poseł
niezrzeszony bezpartyjny – Beorn, i przedstawiciel leśnych związków zawodowych
– Radagast.
-
Nareszcie, nudziło mnie już to czekanie – westchnął Thorin – Możemy zaczynać?
-
Witam wszystkich na zebraniu – oznajmił głośno Thranduil, gdy wszyscy zasiedli
na miejscach, ale przerwał mu krzyk Radagasta:
-
Sprzeciw! Dlaczego znowu ON ma mowę powitalną?
-
Bo jesteśmy u niego, przyjacielu – wyjaśnił mu Gandalf – Proszę kontynuować.
-
Witam wszy…
-
Dobra, przejdźmy dalej – powiedział zdecydowanym tonem Thorin – Nie mamy czasu
na bzdury. Masz porządek obrad? Dlaczego jeszcze nie leży przed nami na stole?
-
Wrrrr… Lindirro, zapomniałaś skserować porządek!
-
Panie mój, panie, wybacz mi! – załkała elfka – Ale nie zdążę sama…
-
Luthien ci pomoże – warknął Thranduil, a Thorin uśmiechnął się wyjątkowo
sarkastycznie.
-
Z całym szacunkiem, jestem urzędnikiem państwowym Ereboru, a nie dziewką na
posyłki – słodkim głosem oznajmiła Luthien – Może powinieneś osobiście zająć
się przygotowaniem obrad, panie, skoro Lindir… przepraszam, Lindirra sobie nie
radzi.
Czerwony
ze złości Thranduil wstał od stołu i szarpnął swą asystentkę, by jak najszybciej
przygotować brakujące dokumenty. Thorin z dumą patrzył na swą towarzyszkę,
rozpierała go duma, ogromna duma, jakiej jeszcze nigdy nie czuł. Tak pojechać
po ambicji blondynie! Zdecydowanie Luthien zasługiwała na premię… O tak,
zasługiwała jak mało kto!
-
Nie czekając na Thranduila, kto jest za wprowadzeniem dodatkowych podatków i
opłat od obszarów leśnych? – zapytał Gandalf, a wszyscy podnieśli rękę –
Galadrielo, wy też?
-
Mój drogi, Lothlorien nie liczy się jako zwykły las. Zmieniliśmy z Celebornem
profil naszej krainy na ogród botaniczny.
-
Przegłosowane – postanowił Thorin – Jeszcze jakieś wnioski? Spieszy mi się do
domu.
-
Tak, w dniu jutrzejszym nie będzie wody – oznajmił ponuro Bard – Nie patrzcie
tak na mnie, awaria sieci, musimy odciąć wam dopływ. Ale pojutrze naprawimy.
-
Bardzo przepraszam, moja asystentka musi zażyć kąpieli, co ty sobie
wyobrażasz!?
-
Właśnie! Ja też – fuknęła obrażona Galadriela.
-
Myślicie, że Theodora nie musi!?
-
Ale wy mieszkacie na JEZIORZE!!! – krzyknęli naraz władcy Ereboru i Lothlorien
– Wrzucisz ją do kanału i po kłopocie – dodał zirytowany Thorin.
-
To jakieś kpiny! – zagrzmiał Beorn – To jest poważne spotkanie na szczycie!?
Żądam zachowania powagi!
-
Bardzo przepraszam szanownych państwa – cichutko odezwała się Luthien –
Chciałabym przeczytać państwu orędzie wielkiego księcia spod Góry, Kiliego, a
zaraz potem przedstawić sytuację finansową jeśli chodzi o zadłużenie
poszczególnych krain względem siebie. Następnie poruszymy temat szkodliwych
wyziewów z granicznych okolic Mrocznej Puszczy, a na koniec przedstawię
ostateczny bilans strat i zysków po bitwie pięciu armii.
-
Zaraz, moment, Thranduil nie przyniósł jeszcze porządku obrad! – zaprotestował
Beorn.
-
Za pozwoleniem, panie, jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza spieszy się do
swych obowiązków, nie przedłużajmy zatem niepotrzebnie tego cyrku, który raczył
urządzić nam jego wysokość Thranduil ze swoim asystente… asystentką. Proszę
wybaczyć moją bezpośredniość.
-
Kontynuuj, Luthien, misiaczek nie ma nic przeciwko – Thorin znowu uśmiechnął
się bezczelnie ironicznie, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych – Proszę,
zaczynaj.
Początkowo
lekko przestraszona, z każdym zdaniem nabierała pewności siebie. W końcu doszło
do tego, że mówiła z takim przekonaniem, iż każdy był wsłuchany w nią jak w
jakiegoś proroka. Nawet Thranduil, który w połowie orędzia wielkiego księcia
powrócił na salę. Lindirra przycupnęła cicho przy nim i z zazdrością patrzyła
na piękną i mądrą asystentkę Thorina. Po niemalże godzinnej przemowie Luthien
nie było osoby, która choć przez chwilę była znudzona tym, co słyszy. Jedynie
Thorin był lekko rozmarzony…
-
… koniec końców bitwa była sukcesem, który wzbogacił całe Śródziemie o ogromne
kwoty, które wypłynęły ze skarbca wspaniałego, hojnego króla Thorina Dębowej
Tarczy, w ramach podziękowania poszczególnym krainom za udział i pomoc w walce
ze sługami ciemności. Kwoty te niejednokrotnie podniosły krainy z ubóstwa i
pomogły wyjść z długów i tarapatów finansowych. Dziękuję państwu za uwagę,
wasza wysokość, oddaję głos, czy zechce jego królewska mość powiedzieć coś od
siebie?
Thorin
nie reagował.
-
Panie… Panie, dobrze się czujesz?
-
Co? Tak, tak… Koniec?
-
Prosiłam cię o zabranie głosu, wasza wysokość – szepnęła Luthien – Masz coś do
dodania?
-
Tak. Mam. Chciałem powiedzieć, że dzięki mojemu nieocenionemu kadrowemu, a
przede wszystkim umiłowanemu siostrzeńcowi mam dziś u swego boku najwspanialszą
asystentkę, jaką widziało Śródziemie. Obecność Luthien na tej sali tylko
dowodzi i podkreśla fakt, że przypadło mi w zaszczycie bycie najpotężniejszym
władcą Śródziemia, dziękuję. Wsadźcie sobie te swoje Theodory i Lindirów w…
buty!
-
Panie, panie – załkała Lindirra – Czy jego wysokość mnie obraża!?
-
Cicho, głupia! Nie kłóć się z nim! Widocznie ma rację.
-
Kto ma pieniądze, ten ma rację – mruknął Bard – Nie martw się, Theodoro, i tak
zostaniesz macochą moich dzieci.
-
Naprawdę? - gruby głos Theodory przyprawił Thorina o ciarki; jak to dobrze, że
jego Luthien ma dźwięczny i melodyjny głosik; ciekawe, jak używa go w alkowie?
-
Niech Jezioro wyschnie, jeśli zmienię zdanie!
-
O, mój władco!
-
Skończmy tę żenującą szopkę – syknął Thorin, po czym zwrócił się do króla elfów
– Może podałbyś coś do jedzenia? Tylko nie te ohydne jagody. Luthien, na co
masz ochotę?
-
Może pieczeń z... łosia, panie? - uśmiechnęła się złośliwie.
-
Wspaniale! Moja ulubiona. A ty masz moje ulubione poczucie humoru – dodał
szeptem – Uwielbiam cię, dziewczyno.
-
Panie – zarumieniła się Luthien – Twe słowa koją me serce i rozpierają mnie od nadmiaru
szczęścia.
-
To może zaśpiewajmy piosenkę? - próbował rozładować ciężką atmosferę Radagast –
Ciągną, ciągną sanie, zwierze Radagasta...
-
Słyszałem już ten wątpliwej jakości utwór, darujmy sobie. Thranduilu, podasz
poczęstunek czy mamy już sobie jechać?
-
Ależ owszem, Thorinie – odparł obrażony elf – Lindirro, każ przygotować pieczeń
z... muflonów.
-
Wasza wysokość, muflony są pod ścisłą ochroną krasnoludzkich związków ekologów
– szybko zareagowała Luthien – Czyżbyś nie wiedział?
-
No... eee...
-
Poza tym mojemu panu bardzo spieszno do domu. Mogę liczyć na odpowiednie
traktowanie monarchy, czy to dla Leśnego Królestwa zbyt duże wymaganie?
-
Panuj nad nią, kurduplu! - wybuchnął Thranduil – Nie pozwalam na takie
zachowania w moim pałacu!
-
Co powiedziałeś, śmierdzący leśny ludku!? - krzyknęła Luthien – JAK nazwałeś
mojego pana!?
-
Luthien, nie trzeba...
-
Jak nie trzeba!? On cię obraził, Thorinie, nie słyszałeś tego!?
-
Spokojnie. Jestem ponad to.
-
Co ty mówisz, spokojnie!? Ta farbowana blondyna nazwała cię... w TAKI sposób!
-
Usiądź – polecił jej spokojnie Thorin, chwytając za ramiona i pociągając w dół,
po czym zwrócił się do przerażonego Thranduila – Widzisz, laleczko, TO się
nazywa asystentka. I nie martw się, PANUJĘ nad nią, ale nie przy świadkach.
Oficjalnie Luthien jest moją reprezentantką, i wolno jej tyle, co mnie, więc
jeśli będzie teraz miała ochotę wstać i trzasnąć cię w pysk, na pewno jej za to
nie upomnę.
Luthien
spojrzała dzikim wzrokiem na łagodną, uśmiechniętą twarz Thorina. Wstała z
rozmachem, a Thranduil skrył się przestraszony za Lindirrą.
-
Nie chcę brudzić sobie rąk, panie, w końcu mają tobie służyć – powiedziała.
Krasnolud
objął ją ramieniem i wyszli zza stołu.
-
Orzekam koniec tego żenującego zbiegowiska – uśmiechnął się uroczo – Następne
zarządzam w Ereborze, przynajmniej zajmie się tym ktoś kompetentny. Moje
uszanowanie, Lady Galadrielo. Do zobaczenia w środę, jak umawiała nas
Esmeralda. Luthien, pozwól, moja droga.
Wszyscy
z ogromnym niedowierzaniem patrzyli, jak dwie ubrane na granatowo postacie
zmierzają ku wielkim wrotom, gdzie odźwierny (swoją drogą łudząco podobny do
Lindirry) podał im płaszcze. Thorin chwycił płaszcz Luthien i z troską oraz
czułością pomógł jej go ubrać. Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem,
i już chciała uczynić względem niego to samo, ale on wyrwał płaszcz z elfickich
łap odźwiernego i zarzucił go na swoje ramiona. Chwycił Luthien za rękę i
wyszli. Dziewczyna nie odzywała się, zszokowana i trochę przestraszona, ale
kiedy znaleźli się w stajni, gdzie czekał na nich królewski muflon, padła na
kolana.
-
Panie… Wybacz mi. Wybacz, zachowałam się niegodnie…
-
Luthien, ty nic…
-
Zwróciłam się do ciebie po imieniu, krzyczałam, panie – dziewczę zwiesiło głowę
ze wstydem – To nie przystoi…
-
Wstań.
-
Nie mogę, panie, nie spojrzę ci w oczy…
-
Dobrze, jak chcesz – Thorin bez namysłu padł przed nią na kolana – Patrz na
mnie. NIKT nigdy nie stanął w mojej obronie tak, jak ty dzisiaj. Tej
śmierdzącej blondynie należało się jeszcze więcej. To ja powinienem… Powinienem
strzelić go w tę bladą mordę za to, co o tobie mówił. To ja nie jestem godzien
tego, byś mnie tak broniła.
-
Wasza wysokość…
-
Powiedziałem wyraźnie, że jako moja oficjalna reprezentantka, masz prawo do
wszystkiego, do czego prawo mam ja, i że mają cię szanować. Nie posłuchali? Ich
sprawa. Potraktowałaś go idealnie. Zgniotłaś i zmieszałaś z błotem tak, jak na
to zasługuje. Tak, pogodziliśmy się, i niby nie żywię urazy, ale nadal pamiętam
to, jak uwięził mnie tu, torturował, w celi nie miałem nawet poduszki…
-
To niemożliwe – Luthien zerwała się na równe nogi – Powiedz, że to nieprawda…
-
Uspokój się…
-
Torturował cię!?
Król
nie odpowiedział. Nie zdążył wstać z kolan, kiedy Luthien momentalnie odwróciła
się i pobiegła z powrotem do pałacu. Nie zdążył nawet pomyśleć i skontaktować,
co się dzieje. Dziewczyna jak szybko wybiegła, tak szybko wróciła. Z zakrwawioną
pięścią, w której zaciskała garść blond włosów i jeden patyk.
-
Na wszystkich potomków Durina, coś ty zrobiła!? – krzyknął przerażony Thorin.
-
Nic. Dostał tylko to, na co zasługiwał. On i ten… Lindir.
-
Co!?
-
Wasza wysokość, wybacz moją gwałtowność i nieokrzesanie, ale… musiałam. Możesz
mnie teraz zwolnić ze służby, zrozumiem.
-
Luthien, coś ty zrobiła!?
-
Poszłam tam, a ten transelficki twór zasłonił blond żmiję własnym ciałem, więc
trochę go… przesunęłam – dziewczyna wysunęła przed siebie pięść z blond puklem
– Potem trzasnęłam padalca w nos, i… połamałam mu koronę.
-
Kobieto, ty… - Thorin cofnął się o krok – Ty jesteś niebezpieczna, ty… jesteś w
stanie zrobić dla mnie wszystko…
-
Tak, mój panie i władco – Luthien uklękła przed nim, wypuszczając z dłoni kępkę
włosów i patyk.
-
Co… powiedziałaś?
-
Tak, mój PANIE I WŁADCO.
Krasnolud
cofnął się jeszcze o krok, nie dowierzając w to, co widzi i słyszy. Uległa, ale
jednocześnie waleczna, skromna i pewna siebie, ułożona, choć potrafiąca zaskoczyć,
bezbronna, a w obliczu zniewagi monarchy wstępowała w nią dzika lwica… I do
tego tytułowała go „mój panie i władco”.
O nie, takiej kobiecie NIKT nie jest w stanie się oprzeć! A już na pewno
nie uwielbiający dominację Thorin, którego klęcząca Luthien doprowadzała na
skraj wytrzymałości. Szarpnął ją za nadgarstek i z impetem pchnął na ścianę, do
której przyparł ją swoim ciałem.
-
Jesteś najbardziej pociągającą asystentką, jaką kiedykolwiek miał jakikolwiek
inny władca Ereboru i innych krain – powiedział – A mówiąc „miał”, nie mam na
myśli tylko zatrudnienia…
-
Panie…
-
O tak, panie, tak masz do mnie mówić… Ale nie tu.
-
Wasza wysokość, proszę, puść…
-
Śmiesz sprzeciwiać się królewskim rozkazom?
Dziewczyna
ze strachem pokręciła głową, a wtedy Thorin bez żenady wpił się w jej słodkie,
czerwone usta. Jak cudna była jego kłująca broda, drapiąca jej delikatną skórę…
W momencie Luthien zapomniała o wstydzie i tym, że jest jedynie podrzędną
służącą wielkiego władcy, i odwzajemniła pocałunek z taką mocą, na jaką
pozwalało jej nikłe doświadczenie w tej materii. A właściwie – żadne. Bo z kim
miała się całować podczas stażu u Radagasta!?
-
Wystarczy – lekko odepchnęła od siebie rozanielonego Thorina – Dość, wasza
królewska mość. To się nie godzi.
-
CO się nie godzi!?
-
Całować się na terenie wroga – odparła pewnym głosem – Proszę, zabierz mnie do
domu, panie. Jest mi zimno i jestem zmęczona.
-
Zimno ci? – przeraził się krasnolud, i szybko zdjął swój płaszcz, narzucając go
na jej ramiona – Mam nadzieję, że się przeze mnie nie pochorujesz.
-
Panie, nie mogę tego przyjąć…
-
Musisz.
Zręcznym
ruchem wsadził Luthien na muflona i usiadł za nią. Przysunął się do niej
najbliżej, jak mógł, i ruszyli w drogę. Milczeli. Thorin nie chciał spłoszyć
dziewczyny, bo pojął, że nie zdziała u niej wiele napastliwością i tak nachalną
dominacją. Niestety… Tej zdobyczy nie udało się pozyskać tak łatwo. Już
Arcyklejnot był o wiele przystępniejszym celem, niż ta drobna, przepiękna
istota. Thorin poczuł, że opiera się na nim… Zasnęła. To dobrze. Przyspieszył,
i bardzo szybko dotarli do Samotnej Góry. Stajenni chcieli pomóc swemu królowi
zanieść dziewczę do jej komnaty, ale ten stanowczo odmówił, stwierdzając że nie
byłby prawdziwym mężczyzną, gdyby ją w takim stanie oddał komukolwiek. Stąpając
cicho po długich korytarzach Ereboru, Thorin z całych sił starał się nie
obudzić piękności wtulonej w jego ramię. Jednak ktoś zrobił to za niego…
-
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twój busz, moja królowo – dobiegł go zza rogu
znajomy głos. To… Dwalin!
- Mój
ty wojowniku – odparł cicho delikatny, kobiecy głos – Czekam, aż urządzisz mi
naszą własną bitwę dwóch armii…
-
Moja armia ma jednego, za to silnego i ogromnego wojownika, pani…
-
Och, Dwalinie…
-
Podnieca mnie twoja broda – krzyknął krasnolud, aż obudziła się Luthien – Cała
mnie niesamowicie podniecasz, Dis!!!
Thorin
zamarł. Jak to… Jego najlepszy przyjaciel i…
-
Dis!!! – wrzasnął, stawiając zdezorientowaną Luthien na podłodze.
-
No to mamy… kłopoty…
-
Dis!!! Do mnie!!!
Siostra
posłusznie podreptała przed oblicze władcy, czerwieniąc się jak burak.
-
Dwalinie, to że ciebie nie wymieniłem, nie znaczy że nie masz przyjść – warknął
Thorin, a przyjaciel natychmiast przyszedł, stając naprzeciw niego z miną
zbitego psa.
-
Pięknie… wyglądacie w niebieskim – szepnęła Dis, zerkając błagalnie na Luthien.
-
Zamilcz!!! Od kiedy to królewska siostra, księżniczka, matka książąt i minister
w moim rządzie rozkłada nogi przed… moim byłym przyjacielem!!!
-
Braciszku, my tylko…
-
Milcz!!!
-
Pytasz, a nie mogę odpowiadać…
-
Milcz!!!
-
Thorinie, ja kocham twoją siostrę i poniosę wszelkie konsekwencje…
-
Durinie zstąp i zabierz mnie stąd, bo nie wytrzymam! – wykrzyknął wściekle
Thorin – Za jakie grzechy!? Ty – wskazał na siostrę – masz szlaban na wyjście z
komnaty do końca miesiąca, a z tobą policzę się… inaczej.
Dis
jeszcze raz posłała Luthien błagalne spojrzenie, a ta pojęła szybko, o co
chodzi. Chwyciła się królewskiego rękawa i osunęła się w dół.
-
Wasza wysokość, słabo mi – szepnęła – Wybacz, panie…
-
Luthien! – przerażony Thorin natychmiast podtrzymał ją i wziął na ręce –
Zaniosę cię do komnaty. Co ci jest, moja droga?
-
Panie, proszę… Zaraz zemdleję…
Thorin
w ogóle nie patrząc już na nieszczęsną, niemalże półnagą parę na środku
korytarza, pobiegł do komnaty swej asystentki. Otworzył drzwi kopniakiem i
położył Luthien na łożu, siadając przy niej i odgarniając jej włosy z czoła.
-
Przynieść ci wody? – pytał, zmartwiony – Wezwać medyka?
-
Nie, panie, już mi lepiej.
-
Potrzymam cię za rękę, dobrze?
-
Jesteś zbyt łaskawy, wasza wysokość…
-
Cicho… Śpij. Zajmę się tobą…
Luthien
posłusznie leżała bez słowa, czując jak palce Thorina delikatnie głaszczą jej
twarz. Była tak podekscytowana… Ale nie mogła tego zdradzić. Wiedziała już, że
to TEN mężczyzna, którego kocha. Ale to nigdy się nie zdarzy, gdzież ona –
prosta służka, jeszcze kilka dni temu będąca zwykłą stażystką u Radagasta… I on
– wielki władca, najpotężniejszy król Śródziemia. To nie mogło się udać,
chociaż… teraz, gdy tak troskliwie się nią opiekował, czuła niesamowitą
bliskość z tym dostojnym krasnoludem. Leżąc bezbronnie na łóżku, czując jego
kojącą obecność, odpłynęła. Zasnęła. Thorin posiedział jeszcze chwilę, po czym
wyszedł z jej komnaty. Nie myślał już o Dwalinie i Dis, kompletnie o nich
zapomniał. Kładąc się do swojego ogromnego łoża w głowie miał tylko swoją
piękną asystentkę…
Nazajutrz
obudził go zapach świeżej jajecznicy na szynce. Co, do licha! Ktoś urządził
sobie kuchnię w jego królewskiej sypialni…!?
-
Co tu się dzieje, na legion orków! Co to za zapachy!? – krzyknął, zrywając się
z łóżka i ujrzał uśmiechniętą Luthien, klęczącą na podłodze przy łożu.
-
Miłego poranka, panie – powiedziała – Wybacz natrętność, pomyślałam że zjadłbyś
dobre, gorące śniadanie, masz dziś wiele obowiązków i przyda ci się dużo
energii, wasza wysokość.
-
Luthien, to… To ty! – Thorin otworzył szeroko oczy – Skąd wiedziałaś, że lubię
jajecznicę, i to taką?
-
Księżniczka Dis mi powiedziała, panie.
-
Dis – mruknął krasnolud, sadowiąc się wygodnie na łożu i odbierając od niej
złotą tacę – Za kwadrans chcę ją widzieć w sali tronowej, ją i Dwalina. Niech
Kili przygotuje wypowiedzenie umów tym dwojgu w trybie dyscyplinarnym, a o
reszcie pomyślę potem. Mmmm, całkiem dobra ta jajecznica!
-
Wasza wysokość, wczoraj mówiłeś, że… mam prawa takie, jak ty – szepnęła
niepewnie dziewczyna – Jeśli to podtrzymujesz…
-
Oczywiście!
-
Chciałabym wyrazić moją opinię, wybacz mi wasza wysokość jeśli jest zbyt
śmiała, ale uważam, że… mylisz się.
-
Co!? – Thorin zakrztusił się jajecznicą – JA!? Ja się NIGDY nie mylę!
-
Wybacz panie, w tym przypadku owszem. Pozwolę sobie zauważyć, że księżniczka
Dis i minister Dwalin nie robią nic złego. Kochają się, wasza królewska mość,
co w tym zdrożnego? Miłość nigdy nie jest zła. Pan Dwalin jest twym najlepszym
przyjacielem, krasnoludem z możnego, szlachetnego rodu, księżniczka Dis twą
siostrą, powinieneś radować się, że pokochali się i są szczęśliwi. Miłości nie
można tłamsić.
-
Nie mówisz poważnie…
-
Wybacz, panie, jeśli moją rolą jako asystentki jest doradzać ci, to…
- Właśnie
że nie! I każ Kiliemu przygotować TRZY wypowiedzenia, dla ciebie też! –
wrzasnął Thorin, a dziewczyna podskoczyła ze strachu – Jak śmiesz podważać moje
decyzje!?
-
Wasza wysokość, wybacz mi…
-
Wyjdź!
Luthien
wstała, skłoniła się i pospiesznie opuściła komnatę. Wściekły Thorin rzucił
tacą z jajecznicą o ścianę. Na Morgotha, znowu będzie kolejna, tłusta plama! Jak
ona mogła… Stawać w obronie wroga! Rozczarowała go boleśnie. A żywił do niej
tak gorące uczucia… Odkąd ją zobaczył w mieście goblinów, śniła mu się
regularnie co jakiś czas, i przyłapywał się na tym że często myślał, co może
się z nią dziać i jak spędza czas. A od kiedy została jego asystentką, od kiedy
Kili wprowadził ją na dwór Ereboru, zrozumiał, że trafiła go miłosna strzała
Durina. Właściwie dotarło to do niego wczoraj, gdy tak cudownie zachowała się w
pałacu Thranduila, kiedy broniła go, poniżała elfią blondynę z jego transelfem,
kiedy wracali przytuleni na muflonie do domu, i gdy niósł ją do łóżka, i gdy
zasłabła, gdy siedział obok kiedy zasypiała… Niech to Sauron kopnie! Co on
narobił!? Wyrzucił kobietę swojego życia na bruk.
-
Jestem idiotą, dziadku? – zapytał, wyglądając przez okno – Daj mi znak, jeśli
jestem idiotą, to…
Urwał,
bo nagle portret Throra wiszący nad oknem spadł wprost na jego głowę.
-
Ałłłła!!! Nie musiałeś aż tak mocno dawać mi tego do zrozumienia!
Szybko
ubrał się i raźnym krokiem ruszył do dali tronowej. Było pusto, zasiadł więc na
swym tronie i czekał. Luthien pojawiła się punktualnie po kwadransie od ich
rozmowy wraz z księżniczką oraz ministrem, którzy oboje mieli nietęgie miny.
Thorin z zaciekawieniem przyglądał się trójce powoli drepczącej w jego
kierunku. Luthien podeszła do niego, wyprostowana. Uklękła przed nim i z
szacunkiem podała mu trzy dokumenty opatrzone podpisem „Kili – wielkie słońce
Ereboru”. Thorin uśmiechnął się pod nosem. Ten wariat zawsze musiał na
najważniejszych dokumentach państwowych dodać coś od siebie… Najzabawniejsze
było, kiedy na Wielkim Sojuszu między Zielonym Królestwem a Ereborem napisał drobnym
druczkiem w języku khuzdul „Niech promienie panowania Wielkiego Władcy Thorina
Dębowej Tarczy ogrzewają swym majestatem pleśń i wilgoć chałup w Zielonym
Królestwie, i dosięgają nawet wychodka króla Thranduila, by mógł grzać się w
blasku chwały krasnoludzkiego monarchy, a wszystko, co blond król robi, robił w
imię Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach Radagasta”. Co
prawda nie miało to sensu, ale Thorin śmiał się jak szalony, gdy Thranduil
dopiero po podpisaniu Wielkiego Sojuszu zapytał o zapis drobnym druczkiem. Od
tego czasu działacze Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach
Radagasta regularnie wieszają w wychodku króla Mrocznej Puszczy swoje plakaty
informacyjno – edukacyjne. Tak, dobre czasy… Thorin uśmiechnął się lekko.
-
Wstań, Luthien – powiedział – Muszę cię przeprosić.
-
Panie… - dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem – Jak to…
-
Wybacz mi, Luthien. Miałaś rację – Thorin podszedł do kominka i wrzucił tam
wszystkie trzy wypowiedzenia – Miłości nie można tłamsić. Dis, Dwalinie…
-
Wasza wysokość – jęknął przestraszony Dwalin.
-
Teraz jestem waszą wysokością!? Od kiedy to nie jesteśmy przyjaciółmi?
-
Od… wczoraj?
-
Tak? Wiele się pozmieniało od wczoraj – Thorin podszedł do ministra i poklepał
go przyjaźnie po plecach – Wprawdzie nie rozumiem zamiłowania do owłosionych
bab, ale… każdy robi to, co lubi.
-
Braciszku…
-
Dis, możecie robić co wam się żywnie podoba, ale uprzedzam, jeśli dzieci to
zobaczą…
-
Kili i Fili nie są już dziećmi! Przypominam ci, że niedługo zostaniesz
dziadkiem, Thorinie!
-
Kili ma delikatną psychikę, nie zniszcz tego. Jeśli dowie się, że jego
niepokalana mamusia zabawia się z największym twardzielem Śródziemia, to… może
być z nim krucho. Przygotuj go do tego odpowiednio.
-
Ja z nim pogadam – zadeklarował się Dwalin – Jak ojciec z synem. Powiem mu,
ptaszki, pszczółki, te bzdury, zapylanie…
-
Wasza wysokość, jeśli pozwolisz – wtrąciła nieśmiało Luthien – Może ja to
załatwię?
-
No widzicie? Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Biegnij, moja droga.
Luthien
skłoniła się do samej podłogi a Thorin popatrzył na nieco zmieszaną dwójkę z
rozbawieniem.
-
Kto by pomyślał – roześmiał się – Zagorzały przeciwnik kobiet i ty, moja
siostro… Ale niechże wam będzie. Idźcie robić, co tam chcecie, ale… Dis, jeśli
Dwalin wprowadza się do twojej komnaty, proszę zdejmij ze ścian portrety
tatusia. Nie chcę, żeby na to patrzył. Ja idę poszukać Bilba.
Gwiżdżąc
jakąś irytującą melodię, Thorin cały w skowronkach opuścił salę tronową. Jak to
możliwe, że tak szybko zmieniały mu się nastroje!? Niestety, nikt jeszcze nie
rozgryzł do końca wielkiego pana i władcy, ale jedna osoba była zdecydowanie
temu bliska…
Luthien,
po zakończonej sukcesem rozmowie z Kilim, zajęła się swoimi obowiązkami, i
postanowiła przygotować się na wieczór – miał przybyć Gandalf, chciała więc
dobrze wyglądać, by nie zrobić Thorinowi wstydu przed gościem. Siedziała w swej
komnacie, owinięta tylko krótkim płótnem, pod którym była zupełnie naga, i
oglądała sukienki przygotowane specjalnie dla niej. W niebieskiej już
występowała, może tym razem… Fioletowa? Tak, zdecydowanie to było to. Wstała z
krzesła i już chciała rozchylić poły płótna, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się
i zobaczyła w nich… Thorina.
-
Gdzie na litość Durina są… Ooo… - zatrzymał się momentalnie, wbijając wzrok w
swoją półnagą asystentkę – Luthien… Co ty tu…
-
Panie, wybacz mi, ja chciałam się przebrać – speszyła się dziewczyna.
-
A, to twoja… komnata… - mruknął Thorin – Przepraszam, pobłądziłem. Przepraszam.
Krasnolud
poczerwieniał i pobiegł gdzieś, jednak po oddalających się krokach dziewczyna
słyszała, że nie skierował się do swojej komnaty, a w zupełnie inną stronę.
Dziwne… Ale nie przejmowała się tym, choć nagłe wtargnięcie króla było bardzo
ekscytujące. Miała wrażenie, jakby chciał pożreć ją wzrokiem.
-
Wydaje ci się, głupia – ofuknęła sama siebie – Jak zwykle bujasz w obłokach.
Niewiele
myśląc, zsunęła z siebie płótno, które opadło na podłogę. Jej zgrabne, blade
ciało podeszło do krzesła, na oparciu którego wisiała piękna, fioletowa suknia.
Chwyciła ją w dłonie i przyglądała się jej przez chwilę. Była olśniewająca.
Nigdy nie widziała piękniejszej sukni… Gdy tak na nią patrzyła, serce
podskoczyło jej niemal do gardła, gdyż ponownie za jej plecami z impetem
otwarły się drzwi, a ona była… NAGA!
- Ratunku!
Straż! – wrzasnęła, zakrywając się suknią i odwracając przodem do drzwi. Nie,
to niemożliwe… Znowu ON!?
-
Luthien, na wszystkie świętości Durina, jakaś ty piękna… - westchnął Thorin,
rozanielony.
-
Panie!
-
Wybacz mi, ja… Zgubiłem drogę.
-
Dwa razy!?
-
Tak, już kiedyś mi się to zdarzyło, w Shire, kiedy szukałem domu naszego
włamywacza – mówił jak najęty, wpatrując się w jej zdezorientowaną twarz –
Zgubiłem drogę dwa razy, ale w końcu trafiłem. Teraz też zgubiłem drogę… do
własnej komnaty… dwa razy, ale… chyba dobrze trafiłem. To TU chciałem dojść od
samego początku…
-
Chciałeś DOJŚĆ!? – przeraziła się Luthien.
-
Interpretuj to jak chcesz – Thorin podszedł do niej i ucałował jej dłonie,
które przytrzymywały kurczowo na piersiach suknię – Luthien, ja wszystko
zrozumiałem. Jeśli zechcesz…
-
Wasza wysokość, błagam, daj mi się ubrać…
-
Kiedy podobasz mi się taka…
-
Thorinie! – krzyknęła – Wyjdź!!!
Krasnolud
spojrzał na nią zdumiony, ale i niesamowicie podniecony faktem, iż ta drobna,
uległa istota potrafiła na niego krzyknąć. Zwracając się po imieniu! Chwycił
dłonią jej wąską talię i zjechał niżej, przysuwając do siebie Luthien i
obdarowując ją gorącym, namiętnym pocałunkiem, po którym odwrócił się i
wyszedł, rzucając przez ramię:
-
Za kwadrans w sali tronowej!
Roztrzęsiona
dziewczyna opadła na krzesło. Widział ją nago! Wprawdzie od tyłu, ale zawsze,
dotknął jej nagiego ciała, pocałował ją… Na Durina, co tu się wyprawiało!?
Luthien szybko ubrała się i przygotowała wszelkie niezbędne dokumenty. Gdy
punktualnie wkraczała do sali tronowej, na miejscu czekał już na nią wygodnie
rozwalony na tronie Thorin, siedzący obok Gandalf z Bilbem, tulący się do
siebie Dis z Dwalinem, rozbawiony jak zawsze Kili z żoną, oraz dumny przyszły
ojciec – Fili, z dumą i radością patrzący na Esmeraldę. Reszta ministrów i
innych mniej lub bardziej ważnych osobistości, w tym praczki, palacze C.O.,
kucharki, ogrodnicy, i wszelkie inne zawody też byli obecni. Dobrze, że sala
tronowa była największym pomieszczeniem w całym Ereborze… Mimo tak licznej
obecności i tak było dość luźno. Luthien poczuła się dziwnie, gdy kroczyła w
stronę króla, a wszystkie oczy zwrócone były na nią. Uklękła przed władcą i
podała mu dokumenty, ale on odrzucił je do Bilba i zszedł z tronu.
-
Luthien, wstań – rozkazał, a ona natychmiast posłuchała – Spójrz mi w oczy.
-
Tak, wasza wysokość.
-
Odpowiedz mi na jedno pytanie – krasnolud nieoczekiwanie dla wszystkich
uklęknął przed zdenerwowaną dziewczyną, wyciągając z kieszeni piękny
pierścionek z dużym, lśniącym kamieniem, który coś Luthien i wszystkim zebranym
przypominał – Czy ty, najpiękniejsza istoto tego świata, zgodzisz się wyjść za
mnie i być królową Ereboru, moją prawowitą żoną i matką moich dzieci?
-
Wasza wysokość, nie godzi się – szepnęła, klękając przed nim – Nie klękaj
przede mną…
-
Będę klękał, kiedy będę miał ochotę! – zagrzmiał – Wyjdź za mnie! Kocham cię do
szaleństwa!
-
Wasza… wasza królewska mość, ja…
-
Co, Luthien?
-
Ja kocham waszą wysokość do granic możliwości, i…
-
Mój kwiatuszku – westchnął wzruszony Thorin – Wyjdziesz więc za mnie?
-
Ale… Panie, toż to… Arcyklejnot! – krzyknęła Luthien z przerażeniem,
rozpoznając w kamieniu z pierścionka najwspanialszy klejnot świata. Thorin
uśmiechnął się łagodnie.
-
No tak – odparł – Odłupałem kawałek, byś wiedziała, że jesteś moim
Arcyklejnotem, moim Sercem Góry, piękna Luthien.
-
Panie, jam niegodna…
-
Jeśli ktoś jest kogoś niegodzien, to tylko ja ciebie. A mimo to ośmielam się
pytać, znając oczywiście odpowiedź, czy zechcesz za mnie wyjść. Powiedz…
-
Tak, panie – powiedziała cicho i niepewnie, a widząc iskierki szczęścia w jego
oczach, krzyknęła na cały głos – Tak, mój panie i władco, wyjdę za ciebie
choćby dziś!!!
-
Na co więc czekać – uradował się Gandalf, któremu właśnie dziesięć minut
wcześniej dopisano do umowy o pracę funkcję kierownika urzędu stanu cywilnego.
-
Udzielisz nam ślubu? – zapytał Thorin.
-
Z przyjemnością, przyjacielu.
Po
krótkiej, niespodziewanej ceremonii rozpoczęło się wielkie, krasnoludzkie
wesele. Thorin tańczył tylko z Luthien, patrząc jej głęboko w oczy i
rozkoszując się jej kojącą obecnością.
-
Thorinie – powiedziała z uśmiechem – Thorinie…
-
To mi się podoba – mruknął rozkosznie – Uwielbiam słyszeć swoje imię… Ale,
kochanie, nie zapominaj, że mimo iż jesteś królową Ereboru i moją małżonką,
nadal jestem twoim…
-
Panem i władcą – westchnęła z podnieceniem w głosie. Thorina przeszedł dreszcz.
-
Za pięć minut w mojej… wybacz, NASZEJ komnacie.
Puścił
ją i wyszedł. Dziewczynie kręciło się w głowie ze szczęścia, podeszła do Dis,
która podziękowała jej za wcześniejszą pomoc i interwencję w sprawie jej
miłości do Dwalina, a potem pogratulowała tego, że usidliła i rozkochała w
sobie faceta, którego dotąd największą miłością był on sam. No i Arcyklejnot,
rzecz jasna, ale kosmiczne ego Thorina było w Śródziemiu legendarne. Ale
Luthien, ta mała, niepozorna Luthien, miała naprawdę perwersyjne upodobania.
Thorin widział to w jej oczach. Czekał na nią równo pięć minut, kiedy rozległo
się pukanie do drzwi.
-
Wejść – rozkazał ostro.
Drzwi
otworzyły się i jego oczom ukazała się najpiękniejsza kobieta świata, która
powolnym krokiem podeszła do niego, nie patrząc mu w oczy, i uklękła przed nim,
z nabożną czcią całując skraj jego królewskiej szaty.
-
Czekam na twoje rozkazy, panie i władco – szepnęła – Zrobię wszystko…
-
Wszystko?
-
Tak, mój panie i władco.
Thorin
chwycił jej podbródek i uniósł do góry; wypieki na jej policzkach tylko
dodawały jej uroku. Podniósł ją i ich spojrzenia spotkały się. Przysunął ją do
siebie i mocno, gorąco pocałował.
-
Pamiętaj zawsze, kto jest panem i władcą, stokrotko.
-
Jak ja uwielbiam mężczyzn z przerośniętym ego – szepnęła zmysłowo – Uwielbiam,
jak twoje zbyt wysokie mniemanie o sobie przytłacza mnie, i czuję się wtedy
taka malutka…
-
Och, Luthien! Jesteś tak perwersyjna!
-
Pragnę, by twoje ego mną zawładnęło…
Thorinowi
w to było graj! Idealna kobieta dla kogoś takiego, jak on. Już chciał zedrzeć z
niej suknię, ale… Odsunął Luthien od siebie. Podszedł do okna i wspiął się na
krzesło, stając twarzą w twarz z portretem wielkiego Throra.
-
Już wystarczy, staruszku – uśmiechnął się – Dość widziałeś, więcej nie musisz.
Powisisz sobie w galerii królów.
Thorin
mógł przysiąc, że portret dziadka… uśmiechnął się do niego i puścił mu oczko!
Nie, to niemożliwe… Zgonił wszystko na karb przemęczenia i rozpierającej
radości. „Powiesić delikwenta w galerii królów tuż nad wizerunkiem
samozwańczego króla, uzurpatora Smauga Wrednego. Narysować na wizerunku Smauga
tarczę do rzutek. Dziadkowi podmalować wąsy. Z serdecznymi pozdrowieniami,
gigantyczne ego króla Thorina Dębowej Tarczy i jego seksowna, mała żonka :-)” –
napisał na karteczce, którą przymocował do obrazu, i wystawił Throra za drzwi.
-
A teraz, kochanie, pierwsza próba poskromienia królewskiego, nadętego ego –
uśmiechnął się znacząco – Jeśli się uda, czeka cię cudowna nagroda…
I
tak to bywa! Czasem miłości nie ma przez lata, czasem pojawia się dopiero po
zmianie płci – choć Lindir od dawna podkochiwał się w Thranduilu, lecz bez
wzajemności, czasem tylko fakt że dzieci nie mają matki powoduje że samotny
władca zakochuje się w brzydkiej, garbatej starej pannie, a czasami dwie
zbłąkane dusze nagle odnajdują się i w ciągu jednej właściwie doby zakochują
się bez pamięci: posłuszna i uległa piękność, oraz facet o ego większym niż granice
jego królestwa :-) Sytuacja wydawała się być tragiczna. Do
krasnoludów zmierzała właśnie banda goblinów, a oni niewiele mogli zrobić.
Próbowali się bronić, ale broń została im szybko odebrana i brutalnie popychani
musieli iść tam, gdzie zmierzały gobliny. W całym tym zamieszaniu Bagginsowi
niepostrzeżenie udało się umknąć i pozostał niezauważony. Jednak krasnoludy nie
miały tyle szczęścia; im dalej szły, tym bardziej nieznośny fałsz okropnej
pieśni ranił ich uszy. Wreszcie zostały doprowadzone przed oblicze ogromnej, obrzydliwej
kreatury, od której pochodziły dźwięki. Tak, król goblinów witał ich
niemiłosiernie zawodzącym głosem w swej własnej kompozycji.
- To nie pieśń, to abominacja! – wrzasnął
Balin, zniesmaczony całą sytuacją, podobnie jak reszta jego kompanów.
- Abominacja, mutacja, dewiacja… Wszystko tu
znajdziecie! – z radością odparł wielki goblin – To nasza specjalność! A poza
tym… Kto ośmielił się zakłócić nasz spokój?
- Ja się tym zajmę – spokojnie oznajmił Oin,
poklepując Thorina po ramieniu – Głośniej proszę, twoi chłopcy zgnietli mi
trąbkę!
- Zaraz zgniotę ci coś jeszcze! – wściekł
się król goblinów.
- Ja powiem! – wyrwał się Bofur – Szliśmy do
naszych krewniaków w Dunlandzie, i wtedy…
- Zamknąć się!!! Jeśli nie chcą mówić
prawdy, to ją wykrzyczą! Przynieście łamacz kości, zaczniemy od… najmłodszego –
goblin wskazał na Oriego. Thorin nie mógł pozwolić, by ktoś skrzywdził jego
pobratymców, więc wystąpił przed szereg, odsuwając od siebie innych. Goblin
popatrzył na niego ze zdziwieniem – No proszę… Wasza dostojność! Thorin, syn
Thraina, syna Throra, Król pod Górą! Och! Zapomniałbym! Ty nie masz już Góry! I
nie jesteś królem! Więc jesteś… tak naprawdę NIKIM.
Przywódca krasnoludów patrzył na wroga z
nienawiścią, ale dumnie. Kątem oka zobaczył, że paskudne stwory prowadzą przed
oblicze swego pana łamacz kości. Ale nie to przykuło jego uwagę… Tuż za okrutną
machiną gobliny prowadziły związaną i zakneblowaną postać. Thorin przyglądał
się jej z uwagą.
- Aby nie uwłaczać majestatowi waszej
królewskiej mości – kontynuował wielki goblin – Ani nie narażać bezpośrednio
królewskich towarzyszy, dam waszej wysokości ostatnią szansę. Popatrzcie, jak
działa nasza zabawka na tej niewinnej, ślicznej istocie… Będziecie mieli trochę
czasu na przemyślenia, czy powiedzieć mi, co was sprowadza do mego miasta…
Thorin bacznie obserwował tajemniczą postać.
Była już coraz bliżej i widział, że w jej oczach widnieje paniczny strach. Nie
wiedział, kto to jest; była zdecydowanie za niska jak na elfa i chyba też
człowieka, bezapelacyjnie nie była też krasnoludem ani żadnym plugawym orkiem
czy goblinem… Hobbit? Nie, widział w swoim życiu paru hobbitów i ich stopy nie
pozostawiały wątpliwości co do ich rasy. Kim więc była istota, którą gobliny
zamierzały torturować? Nie wiedział, ale nie mógł na to pozwolić.
- Czekaj! – krzyknął donośnym głosem, a
wokoło zaległa cisza – Nie wiem, co knujesz, ale nie skrzywdzisz jej. Chcesz
mnie? Będziesz mnie miał! Kili, Orkrist!
Siostrzeniec w mig pojął, co robić.
Odepchnął dwóch goblinów pilnujących ich broni i wydarł im miecz swego wuja, po
czym rzuciwszy go do niego, wraz z Dorim rozdali resztę, w czasie kiedy Nori,
Dwalin i Gloin odpychali nadbiegające zewsząd paskudne stworzenia. Thorin
szybkim ruchem wyjął z pochwy swój miecz, a gdy gobliny to ujrzały, cofnęły się
w przerażeniem.
- To Pogromca Goblinów! Siekacz! – rozległy
się wrzaski przerażonych kreatur – Zabić go!
Krasnoludy rzuciły się do walki. Wprawdzie
zdawały sobie sprawę z liczebnej przewagi wroga, ale wrodzona krasnoludzka duma
nie pozwalała im stać i dawać sobą pomiatać. Na wszystkie strony upadały
odcięte członki goblinich trupów, a Thorin podbiegł do łamacza kości i rozciął
więzy krępujące więźnia. W mig pojął, że to młoda, i niezwykle piękna kobieta.
Chwycił ją mocno w pasie i wyciągnął ze straszliwej maszyny.
- Bombur, trzymaj! – krzyknął, pchając ją w
kierunku grubego krasnoluda – Ja się zajmę tą przebrzydłą kupą tłuszczu.
W te słowa uderzył na króla goblinów. Siekł,
walił, ciął na oślep, czując ogromną nienawiść do tych podłych stworów. Co
chwila oglądał się za siebie, by sprawdzić, czy Bombur należycie chroni
uratowanego więźnia, i by upewnić się, że żadnemu z jego ludzi nie dzieje się
nic złego. W pewnym momencie powalił wielkiego goblina na ziemię i wskoczywszy
na niego, stanął na jego ogromnym brzuchu i z przeraźliwym wrzaskiem wbił
ostrze Orkrista prosto w jego serce.
- Jestem nikim? – powiedział twardo – To TY
jesteś NIKIM!!!
Zeskoczył z trupa i podbiegł do dziewczyny.
Odebrał ją od Bombura i odciągnął na bok.
- Jak ci na imię? – zapytał.
- Luthien – odparła drżąc – Panie…
- Więc uważaj, Luthien. Trzymaj się mnie
mocno. I poznaj moich siostrzeńców. Kili, Fili, odwrót! Idziecie pierwsi, przez
most, ja za wami, reszta za mną!
W tym momencie rozbłysło rażące,
wszechogarniające cały mrok światło. Krasnoludy poczuły ulgę, wiedziały co to
oznacza. A kiedy ich oczom ukazał się Gandalf, nie posiadały się z radości.
- Róbcie, co mówi król! – krzyknął
czarodziej – Gobliny są chwilowo oślepione, ale mamy mało czasu!
Rzucili się do ucieczki przez most. Kili co
chwilę odwracał się i strzelał z łuku do podnoszących się po ataku Gandalfa z
ziemi goblinów. Wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny udało im się uciec
z opresji. Czarodziej doskonale wiedział, gdzie jest wyjście, i po jakimś
czasie mogli zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza. Schronili się w pobliskim
lesie. Gandalf od razu zaczął liczyć towarzyszy, i zauważył brak Bilba, jednak
w tym samym momencie hobbit znienacka pojawił się, utrzymując, iż nie mógł
nadążyć za krasnoludami i pozostał w tyle. Nikt nawet nie wiedział, że nie był
z nimi na mało przyjemnym spotkaniu z goblinami, a sam Baggins nie chciał
przyznawać się, że przypadkiem znalazł w otchłaniach magiczny pierścień, który
powodował że stawał się niewidzialny. Teraz jednak uwaga kompanii nie skupiała
się wyjątkowo na hobbicie, a na tajemniczej istocie, którą uwolnił Thorin z łap
goblinów…
- Widzę, że nasza kompania się powiększyła –
mruknął Gandalf – Kim jesteś? Jak masz na imię?
- Jestem Luthien, panie.
- Luthien… Znana jest w Śródziemiu legenda o
elfce Luthien, która była najpiękniejszą istotą na świecie – zaczął opowieść
czarodziej – Pewnego dnia spotkał ją Beren, syn Barahira. Zakochali się w
sobie… Beren poprosił Thingola, ojca Luthien, o rękę córki, a ten kazał mu
przynieść Silmaril z korony Morgotha. Luthien z ukochanym ruszyli w podróż, w
końcu Beren zdobył Silmaril, ale on sam zginął. Wtedy Luthien wybłagała u
Valarów powrót ukochanego w zamian za utratę swej nieśmiertelności. Jej związek
z Berenem zapoczątkował ród półelfów i mawiano, że potomstwo Luthien nigdy nie
wyginie…
- Jesteś… Jesteś z rodu półelfów? – Thorin
podejrzliwie patrzył na dziewczynę – Jesteś z rodu TEJ Luthien?
- Nie, panie.
- To kim właściwie jesteś!? Bo chyba nie
goblinem! Jesteś naszego wzrostu, więc elfem też nie możesz być!
- Jestem córką człowieka, panie. Nie
hobbitem czy krasnoludem, jak zapewne pomyśleliście patrząc na mój wzrost. Moja
rodzina była po prostu niska, więc i ja taka jestem.
- A skąd to imię? Elfickie imię u ludzi? –
zdziwił się Balin.
- Moi rodzice bardzo lubili tę legendę. Mama
lubiła romantyczne historie, pamiętam że kiedy miałam kilka lat, opowiadała mi
ją często. Podobno tata powiedział tuż po moim narodzeniu, że wyrosnę na tak
piękną kobietę, że każde inne imię nie będzie mnie godne – uśmiechnęła się
blado.
- I miał rację – westchnął Bilbo. Dopiero
teraz, w pełnym blasku słońca wszyscy mogli dostrzec jej olśniewającą urodę:
jasną, alabastrową cerę jak śnieg w zimie, długie, falowane włosy o barwie
jesiennych liści, duże, zielone oczy niczym wiosenna trawa, a nade wszystko –
cała jej uroda promieniała niczym jasne słońce latem. Filigranowa, szczupła,
zdawałoby się że jej talię można objąć dłońmi. Nawet wśród niezbyt wysokich
krasnoludów zdawała się być niczym drobna okruszyna. Wszyscy byli pod
wrażeniem, jednak najszybciej z niego otrząsnął się Thorin.
- Dlaczego mówisz o swoich rodzicach w
czasie przeszłym – zapytał.
- Nie żyją – odparła smutno – Ojca zabili
wargowie, kiedy był w podróży. Miałam wtedy piętnaście lat. Matka oszalała z
rozpaczy i zabiła się. Tak bardzo go kochała… Nie miałam rodzeństwa, wychowywał
mnie wujek.
- Nas też – uśmiechnął się Fili, podchodząc
do niej i obejmując ramieniem – Przykro nam z powodu twoich rodziców…
- To jeszcze nie tłumaczy, skąd wzięła się w
mieście goblinów – Thorin przerwał siostrzeńcowi – Może w końcu wyjaśnisz, co
się stało?
- Wujek prowadził mnie do dalszej rodziny,
do Rohanu. Mieliśmy tam zamieszkać, przynajmniej przez jakiś czas. Niestety…
Wybrał drogę przez góry. Gobliny zabiły go, a mnie… - zawiesiła głos i otarła
łzę z policzka – Resztę znacie.
- Ja nie znam – łagodnie powiedział Gandalf,
współczując młodej kobiecie z całego serca, a jednocześnie nic nie rozumiejąc z
całej sytuacji – Thorinie?
- Jak wiesz, wpadliśmy w łapska goblinów.
Chcieli nas torturować, żebyśmy zaczęli mówić, ale jako przykład chcieli dać ją
– krasnolud skinął głową w kierunku Luthien – Te ścierwa przestraszyły się
Orkrista. A potem daliśmy im nauczkę. W międzyczasie wyciągnąłem tę panienkę z
łamacza kości, zabiłem króla goblinów, a wtedy pojawiłeś się ty.
- Rozumiem – Gandalf pokiwał głową i
uśmiechnął się do Luthien – Co teraz? Nadal chcesz iść do Rohanu?
- Nie, panie. Nie znam tam nikogo. Wujek
mówił, że mieszka tam jego rodzina, ale ja jej nie znam, zresztą wujek nie był
pewien że ich tam zastanie. Prawdę mówiąc… Nie wiem, gdzie się podzieję…
- Cóż…
- Mój panie – Luthien padła przez Thorinem
na kolana – Dziękuję za uratowanie życia. Jeśli mogłabym się jakoś odwdzięczyć,
przysłużyć…
(w tym momencie zaczyna się historia prawdziwa
tej niezwykłej miłości J )
- Co zrobić? – zwrócił się do Gandalfa
przywódca krasnoludów – Nie miałem kłopotu, uratowałem kobietę. Nie zabiorę jej
ze sobą!
- Wykluczone – warknął Dwalin – ZERO bab na
naszej męskiej wyprawie!
- Ja tam bym nie miał nic przeciwko –
mruknął Kili.
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnęła chórem cała
drużyna.
- Gdzie ją odesłać? I, przede wszystkim,
jak? – zadumał się Balin.
- Może ja ją odprowadzę – zaproponował
nieśmiało Kili, ale znowu odpowiedziało mu gromkie:
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Usiądźmy – powiedział Gandalf – I
pomyślmy.
Luthien z rosnącym zdziwieniem obserwowała,
jak trzynastu krasnoludów, czarodziej i hobbit siadają na trawie i popadają
jeden po drugim w zadumę. O co im chodzi? Czy była aż takim problemem, żeby
robić burzę mózgów i wojenne narady? Skoro tak, spokojnie mogła sobie pójść!
- Przepraszam, że przeszkadzam –
powiedziała – Może ja pójdę, oszczędzę panom kłopotu…
- ZAMK… - zaczął krzyczeć Dwalin, ale
uciszył go kuksaniec od brata – Proszę nie mówić, kiedy krasnolud się zastanawia,
młoda panno.
- Mam pomysł! – pisnął Kili, zgłaszając się
jak uczeń na lekcji. Thorin przewrócił oczami, ale pozwolił siostrzeńcowi mówić
– Gandalf zrobi czary mary, i przeniesie Luthien do Rivendell! A tam już się
nią pan Elrond zajmie. Pamiętacie, jakie imprezy tam robią? Jedzenie, muzyka,
Luthien się tam spodoba!
- Kili, bracie, naprawdę przestań myśleć –
poklepał go po plecach Fili – I mówić.
- Ciężka to sprawa – westchnął Gandalf –
Nie możemy puścić jej samej, ale…
- Bandyci! Mordercy! – rozległ się
przerażający krzyk – Mordują!!!
Cała kompania poderwała się na równe nogi.
Migiem dobyli swych mieczy i toporów, formując szyk obronny, a nagle między
nich wpadł dziwny staruszek z ptasimi odchodami na skroni i króliczym
zaprzęgiem.
- Radagast! – ucieszył się Gandalf –
Radagast Bury! Jak miło cię widzieć…
Gandalf przedstawił kompanii swego
przyjaciela, po czym odciągnął go na stronę, by na spokojnie i bez uporczywego
wtrącania się krasnoludów porozmawiać z nim. Okazało się, że to nieco
zdziwaczały, ale o gołębim sercu czarodziej, zamieszkujący w lesie i opiekujący
się zwierzętami. Kompanii nie uspokoił jednak życiorys Radagasta, chcieli
koniecznie wiedzieć, o jakich mordercach krzyczał. Thorin, oburzony tym że nie
zaproszono go do dyskusji, sam wtrącił się pomiędzy dwóch czarodziejów.
- Za pozwoleniem – warknął nieuprzejmie – O
czym to rozmawiacie?
- Eee… O ziołach. Mój przyjaciel odkrył
nowe uprawy na skraju Mrocznej Puszczy, bada właśnie ich pochodzenie i
właściwości.
- Tak tak tak, idealne ziele do fajek –
potwierdził nerwowo Radagast, podając Thorinowi małą paczuszkę – Proszę, na
spróbowanie. Łagodne, nie czujesz że palisz, ale potem… Moje króliki po
nawdychaniu się dymu biegną trzy razy szybciej!
- Plotkujesz z jakimś starym dziwakiem o
przyspieszającym zielu, kiedy mamy problem, co zrobić z dziewczyną!?
- Thorinie, spokojnie – odparł Gandalf –
Mam pewien pomysł…
Chwilę porozmawiali w konspiracji, kłócąc
się przy tym zawzięcie, ale w końcu osiągnęli kompromis. Całą trójką raźnie
wkroczyli między plotkujących krasnoludów.
- Dziewczyna idzie z Radagastem – oznajmił
poważnie Thorin – Nie byłem za tym, żeby oddawać to niewinne dziecko pod opiekę
starca pod wpływem ziół z Mrocznej Puszczy, ale…
- Mój drogi, nie znam bardziej
odpowiedzialnej osoby w Śródziemiu niż ten poczciwy czarodziej!
- Przeceniasz mnie, Gandalfie – westchnął
Radagast – Ale zaopiekuję się tym dziewczęciem najlepiej, jak potrafię.
- Kto to jest ten pan? – zapytał niewinnie
Kili.
- To, synu, pan, któremu NIGDY nie oddam
cię pod opiekę – warknął Thorin – Nie chcę, żebyś skończył w śmierdzącym lesie,
owiany ciężkim dymem z podejrzanego ziela!
- Ale ja chcę iść z Luthien!
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Wujku, dlaczego oni tak do mnie mówią…
- Zamknij się! – wrzasnął Thorin – Luthien,
pakuj się, idziesz z czarodziejem.
- Ale panie, co mam pakować, nie mam nic…
- To zabieraj się na króliczy zaprzęg i
zjeżdżaj! – zirytował się Dwalin – Gdyby nie ona, bylibyśmy już daleko stąd!
Cholerne baby!
- Waż słowa – nieoczekiwanie zwrócił mu
uwagę Thorin – Nie życzę sobie takich inwektyw pod adresem kobiety.
- Panie – Luthien padła na kolana i
chwyciła go za skraj płaszcza, ale Thorin wyszarpnął go z jej dłoni.
- Idź już. Niech ci Durin błogosławi.
- Kim jest Durin? – zapytała.
- To, koleżanko, nasz patron, przodek –
tłumaczył chętny jak zawsze Kili – My, krasnoludy, wszystko robimy w imię
Durina. Nie bardzo wiem, po co, bo sami też byśmy sobie poradzili, ale…
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Jedźcie już bo oszaleję! – powiedział
zirytowany Gandalf – I tak mam zgraję nieokrzesanych krasnoludów i marudnego
hobbita na głowie, brak mi jeszcze baby i zielarza-hobbisty!
- Na króliki, droga panno! – szarmancko
skłonił się Radagast – W drogę! Adieu!
Machnął swym kapeluszem, chwycił Luthien
wpół i wskoczywszy z nią na swój zaprzęg, odjechali w siną dal. Kompania
dłuższą chwilę wiodła za nimi wzrokiem, aż w końcu martwą ciszę przerwał Bilbo.
- Co myśmy zrobili - westchnął
dramatycznie.
- Biedna mała – dodał Bofur – Oby dożyła
jutra...
- Spokój! – wrzasnął Thorin – W drogę, nie
mazać się! Mamy smoka do zabicia!
- Odnajdę ją – pisnął Kili – Jak babkę
kocham, kiedy zostanę kierownikiem jakiegoś działu w Ereborze, znajdę Luthien.
Mogę?
Thorin spojrzał na siostrzeńca bez krztyny
nadziei w oczach. Skinął tylko ręką, nakazując wszystkim, by ruszyli w drogę.
Ruszyli w drogę po zwycięstwo, choć nie wiedzieli, czy na jej końcu nie czeka
ich… śmierć.
***JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ…***
Właśnie wprowadzono ich do głównej sali, tuż
przed oblicze Thranduila. Legolas brutalnie szarpnął knebel Thorina i zerwał go
tak mocno, że krasnolud upadł na kolana.
- Przywitaj odpowiednio KRÓLA – podkreślił
złośliwie Legolas, ale w tym momencie Thorin kątem oka zauważył, że Thranduil
gestem jakby zganił syna.
- Rozwiąż go – rozkazał, a kiedy ten spełnił
polecenie i szarpnięciem podniósł Thorina, dodał – Odejdź, synu.
Legolas ze zdziwieniem usunął się, jednak
nie wyszedł, a stanął za sponiewieraną kompanią krasnoludów. Thranduil już
otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Thorin był pierwszy.
- Każ rozwiązać moich przyjaciół – powiedział
cicho, ale dobitnie – Nie ma mojej zgody na takie traktowanie. Moi siostrzeńcy
są zakneblowani, tak traktujesz gości? Tak traktujesz rodzinę królewską, wasza
wysokość?
- Legolasie – wymownie zawołał król,
wskazując na krasnoludów – Witaj Thorinie Dębowa Tarczo. Coś ważnego
sprowadziło cię do mojego królestwa…
- A może chociaż: przepraszam!? – wyrwał się
Kili, gdy tylko mógł otworzyć usta, co jednak zostało zignorowane. Jak zwykle!
***
Minęło kilka minut…***
- Chciałem z tobą porozmawiać, jak król z
królem, ale nie dajesz mi wyboru, Thorinie, synu Thraina… Wiem, po co idziesz,
jaki jest twój cel. Pomógłbym ci, gdybyś okazał mi szacunek i…
- NIGDY!!! – przerwał mu Thorin, wyrywając
się elfom, wściekły jak nigdy dotąd; jego kompani jeszcze nie widzieli go w
takim stanie – Szacunek do tchórza bez godności? I co, miałem się z tobą
dzielić skarbem? NIGDY nie ujrzysz ani kawałka złota Ereboru, NIGDY!!!
- Tak, ponieważ nie zamierzam pertraktować
ze smokiem, a ty nigdy tam nie dojdziesz…
- Jeszcze zobaczymy – warknął krasnolud,
ponownie pojmany przez elfy. Thranduil uśmiechnął się ironicznie:
- Jeśli taki jest twój wybór… Ja jestem
cierpliwy. Ale cóż, gnij w moich lochach choćby setki lat!!!
***Kilka
dni później…***
Kiedy tak nachylali się nad ciałem Thorina i
ich twarze ponownie zbliżyły się do siebie, całkowicie bezszelestnie do lochów
wszedł Legolas i stanął przed celą króla krasnoludów.
- Tauriel! – krzyknął zduszonym głosem. Kili
odskoczył od wujka jak oparzony – Co to ma znaczyć, co tu się dzieje!?
- Legolasie, proszę, nie krzycz, spokojnie…
- Wypuściłaś więźnia, to nieodpowiedzialne!
Co ty z nim robisz!?
- Nie krzycz na nią, bezduszna blondyno! –
postawił się Kili, ale Tauriel zasłoniła go sobą.
- Legolasie, musimy porozmawiać. Nie rób mu
nic złego, zamknijmy go, ale proszę, chodźmy porozmawiać. To ważne –
podkreśliła.
- Romansujesz z krasnoludem pod nosem mojego
ojca! – młody elf załamał ręce, ale po chwili zastanowienia lekko się
uśmiechnął – Masz charakter, podoba mi się to. Ale zamknij tego gnoma, niech go
nie widzę!
(…)
- Co chciałaś mi powiedzieć? Że zakochałaś
się w aroganckim, małym krasnoludzie?
- To akurat jest moją prywatną sprawą! –
odparła ostro – Nie wiem, co zrobisz z tą informacją, ale chcę ci powiedzieć,
ponieważ ci ufam… Nie podoba mi się to, co robi twój ojciec. Nie powinno ich tu
być, oni mają prawo do swojego życia, swojej wędrówki, swojej misji i
odzyskania Samotnej Góry.
Legolas spojrzał na przyjaciółkę z ogromną
ulgą.
- Tauriel, jak dobrze, że jesteś… Myślałem,
że jestem w tym osamotniony.
- Więc ty też…
- Tak, ja też nie zgadzam się z wyborami
mojego ojca. Chciałbym im pomóc, ale nie wiem za bardzo, jak… Nadal ich nie
trawię, ten twój bezczelny kochaś jest najgorszym co mnie w życiu spotkało,
jego wujek jest zresztą niewiele lepszy!
***No
to sobie krasnoludy trochę posiedziały w kryminale…***
Legolas podszedł do celi Thorina i otworzył
ją. Krasnolud zerwał się z podłogi, patrząc na niego podejrzliwie.
- Co robisz? – zapytał.
- Wychodzicie stąd – odparł Legolas –
Bądźcie cicho, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce, skąd będziecie mogli wyjść.
(…) Thorin bez słowa opuścił celę, a Legolas
w mgnieniu oka uwolnił resztę jego towarzyszy.
- Gdzie moja kobieta? – nerwowo rozglądał
się Kili – Nie chciałem ciebie, chciałem Tauriel!
- Zamknij się, albo cię zaknebluję – syknął
Legolas – Rób co mówię, albo jako jedyny zostaniesz tu, zamknięty na klucz!
- Nie bądź taki pewny siebie, Tauriel mnie
kocha!
- Jak widzisz, Tauriel tu nie ma, więc ode
mnie zależy twoje życie.
- Róbcie, co mówi! – rozkazał Thorin – Bez
dyskusji!
***I
znowu minęło parę dni męczącej wędrówki…***
Wędrowcy dotarli po krótkim czasie do Miasta
na Jeziorze, zwanego inaczej Esgaroth. Nie mieli problemu z wejściem, ponieważ
był z nimi syn władcy Leśnego Królestwa – w innym przypadku obecność trzynastu
krasnoludów z hobbitem byłaby bardzo dziwna i raczej niezbyt mile widziana.
Legolas jednak zapewnił im spokojne przejście i zakwaterowanie w mieście. Po
całym Esgaroth od razu rozniosły się plotki o przybyciu niespotykanych gości;
szeptano, że jest wśród nich wnuk danego króla spod Góry. Od razu przypomniano
sobie o dawnych przepowiedniach.
- Słyszeliście? – mówiono – Powrócił władca
srebrnych źródeł! Przepowiednia się spełnia!
***Kilka
minut później Bilbo przeżył niemały szok…***
Niska, drobna postać odwróciła się i pisnęła
z radości. Momentalnie zerwała się z miejsce i podbiegła z ogromnym rozpędem do
Bilba, rzuciła mu się na szyję tak mocno, że wpadła wraz z nim do domu i
wylądowali na podłodze.
- Bilbo, kochany mój, znalazłam cię! –
krzyczała, obcałowując policzki hobbita – Tyle czasu!
- Stop! Esmeraldo Tuk, wstań ze mnie!
Dwalinie, nie gap się tylko zdejmij ze mnie to babsko!
- Ja tam nie będę przeszkadzał twojej…
narzeczonej? – parsknął śmiechem krasnolud.
- To żadna narzeczona! – wrzasnął Baggins –
To moja rozwydrzona, smarkata kuzynka, Esmeralda Tuk! Zdejmijcie ją ze mnie!!!
Kili z Dwalinem chwycili Esmeraldę za ręce i
podnieśli ją. Dziewczę odwdzięczyło się promiennym uśmiechem i grzecznym
dygnięciem. Bilbo wstał z podłogi, otrzepał się i ze złością spojrzał na
krewniaczkę.
- A teraz wytłumaczysz się, droga panno,
zanim ten pan użyje swojego młota bojowego, skąd się tu wzięłaś i dlaczego nie
pilnujesz mojej norki, jak obiecałaś!!!
- Bilbo, drogi kuzynie! – Esmeralda nie
dostrzegała, bądź nie chciała dostrzec złości Bagginsa – Tak się cieszę, że cię
znowu widzę!
- Esmeraldo Tuk!!!
***Nazajutrz…***
Po spokojnie spędzonej nocy Thorin obudził
się dość szybko. Wszyscy jeszcze spali, a krasnolud z rozczuleniem patrzył na
Kiliego, wtulonego w Tauriel jak małe, bezbronne dziecko. W drugim kącie Fili
leżał tuż obok Esmeraldy, tylko nieśmiało trzymając ją za rękę. Thorin
uśmiechnął się; jego mali chłopcy dorośli w błyskawicznym tempie. Postanowił
wyjść na krótką przechadzkę. Dopiero świtało, więc miasto było ciche, nikt nie
wychylił jeszcze nosa na zewnątrz. Korzystając z ciszy i napawając się
wszechobecnym spokojem, Thorin udał się na drugi kraniec miasta, skąd był
najlepszy punkt widokowy na północ. Wszystko spowijała mgła, lecz nagle
rozstąpiła się, pozwalając pierwszym, leniwym promieniom słońca przedrzeć się i
otulić zmęczoną długą wędrówką i wszystkimi cierpieniami twarz krasnoluda.
Zamknął oczy i chłonął ciepło, i ten rześki, świeży zapach powietrza, kiedy
nagle coś kazało mu otworzyć powieki. Zrobił to i ujrzał wysoki, dumny szczyt,
górujący nad wszystkim. Z niedowierzeniem zrobił kilka kroków do przodu i
dotknął dłonią swej piersi. Serce biło mu jak oszalałe, a w oku zakręciła się
nieproszona łza.
- Erebor – szepnął, nie odrywając wzroku od
góry – Mój dom…
***Troszkę
później, kiedy Thorin miał już za sobą kilka ataków smoczej choroby…***
- Ten plugawy, krasnoludzki uzurpator
przysłał cię tu, mały złodziejaszku – szydził – Dębowa Tarcza chciał, abyś
przyniósł mu Arcyklejnot… Piękny, prawda? Wiem, że kusi cię… I mnie kusi, aby
pozwolić ci go zabrać, abyś dał mu to, czego szuka, a ja wtedy patrzyłbym jak
Arcyklejnot niszczy go, jak pochłania go chciwość, jak Dębowa Tarcza stacza się
na samo dno, owładnięty szaleństwem… Jak staje się zerem, marnym pyłem. Ale
dość tej zabawy. Widzisz, że twój przyjaciel opuścił cię, nie ma co dalej tego
ciagnąć, wybierz więc, jak chcesz umrzeć?
- NIE! – wrzasnął donośnie Bilbo, nie mogąc
oderwać wzroku od lśniącego Arcyklejnotu leżącego dosłownie kilka kroków od
niego – Thorin już tu idzie, nie zostawiłby mnie! Zależy mu na mnie, nie jest
taki… jak TY!!!
Thorin i Kili, słysząc to, spojrzeli na
siebie porozumiewawczo i czym prędzej pobiegli w stronę, skąd dochodził
potworny hałas diabelskiego śmiechu smoka. Kiedy dotarli na miejsce, zatrzymali
się na progu ogromnej sali, wypełnionej po brzegi złotem, i zobaczyli ogromną
bestię rozpościerającą skrzydła. Bilbo w tym właśnie momencie po raz pierwszy
zwątpił i pomyślał, że może Thorin nie przyjdzie mu na ratunek. Nie widział go
zza wielkich skrzydeł smoka, i z rezygnacją opuścił miecz, myśląc, że zaraz
zginie.
- Wróciłem! – zagrzmiał nagle pewnym siebie
głosem Thorin – Wróciłem po swoje, przebrzydły gadzie, wróciłem po zemstę!
***Po
kilku niezwykle emocjonujących minutach…***
Rozwścieczony Smaug skierował się wprost do
wyjścia, nie bacząc na nic po drodze. Skrzydłami burzył kolumny, aż w końcu z
impetem wpadł w bramę, niszcząc ją. Ogarnięty gniewem zatrzymał się, gdyż na
wprost wejścia stał Kili z mieczem uniesionym wysoko, jakby był gotów do walki.
Smok zmieszał się początkowo, ale po chwili roześmiał się głośno.
- Ty? Na mnie z tą zabaweczką? – kpił –
Najpierw Dębowa Tarcza wystawił tego małego włamywacza na niebezpieczeństwo,
teraz zasłania się tobą!? Co za tchórz!
- Zawsze chciałem to zrobić – powiedział
zadowolony z siebie Kili – Wujku, do ataku!!!
Nim Smaug zdążył się obejrzeć, z lewej
strony w mgnieniu oka wyskoczył Thorin z ogromną włócznią w dłoni. Nie zdążył w
ogóle zareagować, krasnolud cały czas był dosłownie krok od niego, czekając na
sygnał siostrzeńca. W ciągu sekundy Thorin skoczył pod ogromne cielsko smoka i
wbił w czarną lukę w pancerzu długą włócznię. Smaug ryknął przeraźliwie, a głos
ten dotarł aż do granic Mrocznej Puszczy. Thorin błyskawicznie uciekł spod smoka
i sięgnął po kolejną włócznię, którą wbił tuż obok, jeszcze głębiej. Smok
zachwiał się i upadł, ale zanim to zrobił, ostatnim ognistym oddechem wyzionął
w powietrze wielki słup płomieni, widocznych z bardzo daleka. Gdy gad leżał i
umierał, Thorin dla pewności wbił w jego serce trzecią włócznię.
- To JA jestem królem pod Górą! – krzyknął
triumfalnie, a nieoczekiwanie na trupa wskoczył Kili i podbiegł na sam ogromny
łeb Smauga.
- To za dziadka! – wrzasnął jak w amoku,
wbijając włócznię w wielkie oko smoka, po czym wbił kolejną w drugie – A to za
pradziadka!
- To nie on ich zabił, Kili – powiedział
oszołomiony Thorin, ale siostrzeniec tylko wzruszył ramionami:
- To co? Gdyby nie on, nigdy by do tego nie
doszło. A poza tym zawsze chciałem to zrobić!!!
***Smok
umarł, jest fajnie – a Thorin znowu robi problemy. Całe szczęście, że Kili nad
nim panuje i w odpowiednich momentach częstuje kopniakiem w królewską kostkę***
Raźnym krokiem Thorin opuścił salę tronową,
udając się do zbrojowni. Tam znalazł najpiękniejszą, bogato zdobioną zbroję
króla Throra, założył ją i zaopatrzywszy się jeszcze w dwa ciężkie topory,
które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie
dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia
smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu
postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się,
jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej
świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone
w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić
swój lud do wojny.
***No
i w końcu zaczęli walczyć…***
Czuł rozpierającą go dumę i w końcu opuściło
go poczucie winy, które mu ciążyło, bo wmawiał sobie że wszystkie nieszczęścia
rodu krasnoludów są przez niego, ponieważ nie potrafi pomścić śmierci ojca,
dziadka i setek swoich rodaków. Teraz, kiedy miał na rękach krew Smauga i
Azoga, czuł się wygrany. Czuł, że zemsta dokonała się, a ostatnim jej etapem
będzie rozgromienie armii nieprzyjaciela w pył. To jednak wydawało się nie być
łatwe. Wyjątkowo wcześnie tego dnia zaszło słońce, a niebo stało się ciemne i
ponure. Kili uniósł wzrok i dostrzegł ogromne ptaki, lecące w ich stronę.
- Orły! – krzyknął donośnie – Orły
nadlatują!
- Wysłuchały nas – szepnął uradowany
Radagast do Gandalfa.
- Wygraliśmy – odparł drugi czarodziej –
Bitwa jest nasza…
Zastępy krasnoludów z imieniem Durina na
ustach ruszyły do ostatecznego ataku. Orły chwytały w swe ostre szpony wargów i
rozszarpywały ich, a orków zrzucały na ziemię z dużej wysokości. Bitwa powoli
kończyła się; księżyc wychylał się nieśmiało zza ciemnych, ciężkich chmur. W
serca sojuszników wstąpiły nowe nadzieje, w momencie, gdy ostatecznie
zatriumfowano nad siłami zła, niejeden krasnolud wpadł w objęcia elfa, dzieląc
tę wielką radość ponad podziałami i dawnymi zatargami. Wszystko zaczynało być
tak, jak od dawna być powinno…
***Impreza
się rozkręca, czyli koronacja Pana i Władcy***
Thorin (…) odebrał od siostrzeńca
Arcyklejnot i umieścił go dokładnie w tym miejscu, gdzie tkwił za czasów
Throra. Odszedł krok dalej i wyprostował się, po czym z czcią skłonił przed
pięknym, lśniącym klejnotem. (…) Wreszcie Gandalf wziął w dłonie koronę Throra
i podszedł do Thorina, który przyklęknął i pochylił głowę.
- Thorinie, przyjacielu, dokonałeś wielkich
rzeczy – rozpoczął podniosłym tonem czarodziej – To, co wydawało się
niemożliwe, spełniło się dzięki tobie. Odzyskałeś waszą ojczyznę, odzyskałeś tron,
koronę i Arcyklejnot, zgładziłeś wroga, pomściłeś swych przodków. Walczyłeś jak
lew, i doskonale wiem, że nie walczyłeś dla siebie. Walczyłeś dla nich, dla
wszystkich twoich krasnoludzkich braci(…). Zawsze stawiałeś siebie na końcu,
najważniejsze było dobro innych, dlatego dziś w końcu to TY zajmiesz
odpowiednie miejsce. Dziś TY jesteś najważniejszy, oto na mocy wszelkich praw,
działając zgodnie z wolą wielkiego króla Throra i księcia Thraina, oznajmiam
wszystkim, że powrócił Król spod Góry!!!
Rozległy się wiwaty i okrzyki na cześć
nowego monarchy. Gandalf uroczyście nałożył na głowę Thorina koronę, a kiedy
krasnolud wstał i wyprostował się, prezentował się dumnie i majestatycznie.
(..)
- Witajcie w domu, przyjaciele – powiedział
do swych rodaków, i zwrócił się do elfów i ludzi – A was zapewniam, że wrota
Ereboru zawsze będą dla was szeroko otwarte. Szczególnie dla przyjaciół z
Zielonego Królestwa – dodał nieco ironicznie, patrząc na Thranduila, który
podszedł do niego powoli – A teraz zapraszam na ucztę! Kili, Fili, czyńcie
honory domu!
*** I
teraz zaczyna się najwłaściwsza część tej historii, czyli kilka miesięcy po
koronacji (i po gruntownym wietrzeniu Ereboru po smoku)…***
- Kili!!! – wrzask króla rozlegał się po
całym Ereborze – Gdzie ten urwis, do stu tysięcy Thranduilów! Zaraz go zwolnię!
- Nie zapominaj, że nie masz prawa zwolnić
mojego syna – upomniała brata Dis, wyłaniając się z ciemnego korytarza – Nie
pamiętasz, że wysłałeś go na rozmowy kwalifikacyjne?
- Na oko Saurona, kogo on znowu zatrudnia!?
- Nie wiem, dziś chyba czyścicieli toalet…
A wiesz, że u nas muszą to być wyjątkowo odporni pracownicy, najlepiej
pozbawieni zmysłu powonienia.
- Wychowałaś lekkoducha, Dis!
- To TY go wychowywałeś! Zawsze mówiłeś, że
skoro chłopcy nie mają ojca, ty im go zastąpisz! Pozwalałeś ciągać się za
warkocze, za brodę, włazić sobie na plecy, to teraz masz!
- Ale Kili myśli, że może zatrudniać
miliony pracowników! Nie stać nas na to!
- Braciszku, wiesz że Kili zatrudnia ich w
ramach umów z urzędem pracy, więc to urząd płaci im stażowe!
- Ach tak… Jestem królem, mam prawo się nie
orientować – fuknął niezadowolony – To gdzie jest ten urząd pracy?
- W Rivendell. Tego też nie wiesz?
- Mam dosyć własnych spraw na głowie!
- Na głowie to ty masz tylko idiotyczną
koronę naszego dziadka – dogryzła Thorinowi Dis – I nie robisz nic poza
gapieniem się na Arcyklejnot i liczeniem złota.
- Głupia babo! Nie masz pojęcia, czym jest
rządzenie najpotężniejszym królestwem Śródziemia!
- Baba to by się tobie przydała! I nie
podskakuj mi, kochany, bo zrobię ci w Ereborze taki przewrót, że słabo ci się
zrobi! Zabieraj się do sensownej pracy!
- Cześć mamo, witaj wujku – do komnaty
weszła uśmiechnięta Tauriel – Co słychać?
- Słońce, jak ja się cieszę że w końcu
mówisz do mnie mamo! – ucieszyła się Dis – Thorin nie ma humoru, lepiej mu nie
przeszkadzajmy.
- Tauriel! – zawołał Thorin – Gdzie jest
Kili, na rany Durina!?
- Już wraca, wujku. Chodź mamo, zaczęłam
robić Kiliemu szalik na szydełku…
Kobiety, głośno rozmawiając, wyszły z
komnaty. Thorin zaczął krążyć wokół tronu, zastanawiając się nad słowami
siostry. Czyżby naprawdę miał mało zajęć? Musiał się zająć czymś ważnym i
konkretnym! Już dawno nie zwoływał posiedzenia rządu… Należało to szybko
nadrobić.
- Esmeraldo! – krzyknął – Pozwól do mnie.
- Tak, wujku? – dziewczyna przybiegła z
sąsiedniego pomieszczenia – Pomóc ci w czymś?
- Zorganizuj mi posiedzenie rządu. Niech
stawią się wszyscy ministrowie, ci bez teki też. Każdy, kto ma jakąś funkcję.
- Dobrze, a na kiedy?
- Dziś wieczorem.
- Oczywiście – uśmiechnęła się Esmeralda, i
już chciała wyjść, ale wróciła się jeszcze – Wujku… Bardzo lubię pracę z tobą,
wiele się uczę i naprawdę to dla mnie zaszczyt, ale… Widzisz, jestem w ciąży –
rozpromieniła się – Mówię ci jako pierwszemu. Oczywiście mogę jeszcze pracować,
ale kiedy brzuch będzie większy…
- Kochana moja! Nareszcie dobra wiadomość!
– Thorin wziął Esmeraldę w ramiona – Możesz robić, co ci się podoba, każę
Kiliemu znaleźć mi kogoś do pomocy. Właściwie mogłem już dawno to zrobić,
zamiast męczyć ciebie, powinienem zatrudniać profesjonalną asystentkę. Dobrze,
biegnij przygotować mi jeszcze to spotkanie, a od jutra jesteś tylko i
wyłącznie księżniczką.
- Dziękuję, wujku… Jesteś kochany!
- A ty jesteś jedną z najnormalniejszych
osób w całej Górze, dlatego tak cię cenię.
- Wujku, zapomniałam ci o czymś powiedzieć.
Dziś przyjeżdża do nas na wakacje mój kuzyn Bilbo.
- Bilbo? Niech to Orkrist trzaśnie, mój
stary, dobry Bilbo! Na długo przyjeżdża?
- Na co najmniej dwa miesiące, wujku.
- Wspaniale! Kolejna konkretna i
inteligentna osoba. Muszę pomyśleć, czy nie zaproponować mu gdzieś tu w okolicy
domku letniskowego… A może wprowadziłby się tu na stałe? Pomyślę nad tym.
Dziękuję, dziecko, możesz odejść.
Esmeralda posłusznie wyszła, by przygotować
posiedzenie rządu, a Thorin obmyślał na swym pięknym tronie, jak by tu
zatrzymać Bilba na dłużej…
***CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ***
Rada Ministrów Ereboru zebrała się już w
sali konferencyjnej. Panował gwar; panowie nie widzieli się od jednego dnia,
więc plotek i newsów było co niemiara. Nagle wszyscy ucichli, ponieważ do
komnaty wszedł sam władca.
- Witam panowie – przywitał się wyniośle –
Proszę, spocznijcie. Protokolant?
- Jestem, panie – odezwał się cicho Ori.
- Wspaniale. Zaczniemy od listy obecności…
Prezes Rady Ministrów?
- Jestem – powiedział Fili, dumnie
prezentując się zebranym.
- Dlaczego on jest premierem, a ja tylko
kadrowym, wujku? – zachlipał Kili, ale został JAK ZWYKLE zignorowany.
- Minister Spraw Zagranicznych?
- Balin, do usług.
- Minister Obrony Narodowej?
- Dwalin, do usług.
- Minister Zdrowia?
- Głośniej, panie, ktoś znowu zgniótł mi
trąbkę! – krzyknął Oin.
- Dobrze… Minister Finansów?
- Gloin, do usług, wasza wysokość.
- Minister Gospodarki Żywnościowej?
- Bombur… mniam, mniam… do usług.
- Minister Edukacji?
- Dori, do usług.
- Minister Gospodarki i Przemysłu
Kopalniczego?
- Nori, do usług.
- Minister Kultury i Dziedzictwa
Narodowego?
- Bofur, do usług.
- Minister Sprawiedliwości?
- Bifur!
- No to mamy komplet – odetchnął Thorin –
Panowie, zebraliśmy się tu, bo… dawnośmy się nie widzieli. A przydałoby się coś
zrobić.
- Zabić smoka? – warknął Dwalin.
- Zabiliśmy już jednego – odezwał się Nori
– Powinniśmy skupić się na przemyśle i…
- Bzdury, nonsens! – wtrącił się Bofur –
Ostatnio o tym rozmawialiśmy! Mieliśmy skupić się dziś na odnowie pomników
wielkiego Throra!
- Panie ministrze, ja panu nie przerywałem
– zirytował się Nori – Proszę doprowadzić ministra do porządku!
- Proszę o ciszę! – zagrzmiał król – Przede
wszystkim chciałbym rozdzielić zadania, które JA uznam za słuszne. Proszę
nawiązać kontakty dyplomatyczne z Leśnym Królestwem, potrzebujemy od tych
brudasów trochę królewskiego ziela… Tylko proszę powstrzymać się od komentarzy,
że są brudni i śmierdzą kompostem.
- Jasna sprawa – uśmiechnął się Balin.
- Następnie proszę o zajęcie się pomnikami
króla Throra, pan sobie z tym poradzi, panie ministrze?
- Jasna sprawa, panie, potrzebuję tylko
środków z królewskiego skarbca – odparł Bofur.
- Ministrze? – Thorin zwrócił się do
Gloina.
- Nie ma mowy! Skarbiec świeci pustkami,
nie mam z czego dawać kadrom na wypłaty, a co dopiero na bzdury…!
- Panie ministrze! Dwa dni temu mogłem
kąpać się w złocie, więc proszę nie insynuować radzie, że skarbiec jest pusty!
A poza tym pomniki Wielkiego Władcy, a mojego dziadka, to NIE BZDURA!!!
- Jasne, panie. Jeszcze dziś przydzielę
Ministerstwu Kultury dotację.
- No, ja myślę. Panowie, nadszedł dzień
zmian. Parytety, równouprawnienie, ja się na tym nie znam, premier przybliżył
mi nieco tematykę, z której wynika, że musimy przyjąć do naszego składu…
kobietę.
- Może księżniczka Dis? – zaproponował Dori
– Piękna, inteligentna, oczytana… A my nadal nie mamy Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych i Administracji!
- To prawda – dodał Oin – W Leśnym
Królestwie już dawno mają!
- Tak…? To my też będziemy mieli! Dis!!!
Wrzask Thorina rozległ się po całym
Ereborze. Siostra przybiegła tak szybko, jak tylko potrafiła.
- Coś się stało? – zapytała, zdyszana.
- Siadaj. Od dziś jesteś Ministrem SWiA.
- Nareszcie ktoś mnie docenił – mruknęła –
A moje dziecko? Żądam awansu!
- ŻADNEGO nepotyzmu w MOIM rządzie!
- Kpiny sobie robisz? Połowa z nas jest z
tobą bliżej lub dalej spokrewniona! Natychmiast awansuj Kiliego!
- Kocham cię, mamo! – Kili przesłał Dis
buziaka.
- To niepoważne! – Thorin walnął pięścią w
stół – To najlepszy kadrowy, jakiego miałem! Nie zmienię go!
- O proszę, i musiałam tu przyjść, żebyś w
końcu to przyznał!
- Nie kłóć się ze mną przy pracownikach!
- Żądam dla niego teki Ministra Pracy!
Na sali zapadła martwa cisza. Tak śmiałe
żądanie mogła wysunąć tylko księżniczka Dis. Była JEDYNĄ na świecie osobą,
która miała odwagę przeciwstawić się królowi.
- Dobrze, Kili zostanie Ministrem Pracy –
odparł spokojnie Thorin – Ale mam warunek.
- Jaki?
- W ciągu miesiąca znajdzie mi taką asystentkę,
jakiej w całym Śródziemiu nie ma NIKT, na widok jej i umiejętności, które
będzie posiadała, Thranduil ma zzielenieć i wyłysieć do cna. A po zdanym przez
nią egzaminie Kili zostanie ministrem. Może nawet znajdę jakiś etat dla
Tauriel.
- Za pozwoleniem, panie – wtrącił Balin –
Jestem dyplomatą, ale wiesz że kontakty z Leśnym Królestwem nie należą do
najłatwiejszych. Byłoby lepiej, gdyby księżniczka Tauriel była wiceministrem w
moim resorcie, w końcu zna tych leśnych ludków lepiej, niż ktokolwiek z nas.
- Popieram – zgodziła się Dis – Kto jest
za?
Wszyscy zebrani podnieśli rękę; Kili
wstrzymał się od głosu. Nie, żeby to miało znaczenie – kadrowy w zasadzie nie
miał prawa głosu w Radzie Ministrów. Ale przynajmniej czuł, że chyba jest
ważny. A zresztą najbardziej liczyło się to, że wujek mu zaufał i powierzył tak
ważną funkcję – znalezienia mu seksownej asystentki. Bo chyba o to chodziło
Thorinowi… Czy musi być kompetentna? Chyba wystarczy, jeśli będzie po prostu
słodka – tak, jak on sam, jak Kili. Tak. Zdecydowanie TEGO potrzebuje jego
wujek. Kili musi po prostu znaleźć przesłodką jak on sam asystentkę. Bułka z
masłem! Postanowił, że nazajutrz wyruszy w drogę.
Posiedzenie rządu skończyło się
błyskawicznie, a Thorin z niecierpliwością czekał w swoim królewskim gabinecie
na przybycie Bilba. Hobbit pojawił się dość późno.
- Baggins! Stary druhu! – ucieszył się król
na jego widok – Chłopie! Kopę lat!
- Zaledwie kilka miesięcy, wasza wysokość –
Bilbo padł przyjacielowi w ramiona – Zdążyłem wrócić do Shire, odwiedzając po
drodze Beorna i Rivendell, spędzić kilka dni w domu i… Przyszedł list od
Esmeraldy, że już tęskni. Co miałem zrobić, jak też tęskniłem za wami
wszystkimi!
- Jak droga?
- Korki w Mrocznej Puszczy, jakiś wypadek.
Podobno łoś zderzył się kucykiem.
- Ha! Parszywa menda w końcu się doigrała!
- O czym ty mówisz?
- Thranduil notorycznie przekraczał
prędkość na terenie Beorna – roześmiał się Thorin – I wreszcie nasz niedźwiadek
wysłał patrol. Ale przyjacielu, opowiedz co u
ciebie!
- Nudy, jak to w Shire. Nic się nie dzieje!
Wyobraź sobie że żadne krasnoludy nie pustoszą mojej spiżarni!
- No popatrz, a mnie od dawna żaden marudny
hobbit nie uwieszał się na szyi!
- Myślałem, żeby znaleźć sobie tu jakiś
domek letniskowy, gdzieś blisko was… Chyba nie mogę żyć tak daleko od blasku
twojego majestatu – kąśliwie powiedział Bilbo.
- Też o tym dziś myślałem – przyznał Thorin
– Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś, zasługujesz na wygrzewanie się w
promieniach mojej doskonałości.
- Stary, jak się ostatnio widzieliśmy,
twojego ego było jak cała Samotna Góra.
- A teraz?
- Dobrnąłeś rozmiarem do granic Mordoru.
- No, to jeszcze w drugą stronę, do Gór
Mglistych, i będzie tak duże jak na króla tego formatu przystało. To co,
Baggins, piwo, whisky, wino? Może delikatny likierek mojej siostry?
- Daj fajkowe ziele Radagasta.
- Tak myślałem! – krzyknął Thorin z
szaleńczym błyskiem oku – Uwielbiam
błyskotliwych hobbitów!
Po wypaleniu trzech fajek na głowę panowie
siedzieli pod ścianą w doskonałych humorach, nucili sobie elfickie piosenki i
byli po prostu szczęśliwi. Tak bez powodu. Ale Thorina nagle ogarnął
niespodziewany smutek…
- Bilbo, kochany – zapłakał – Starzeję się
chyba.
- Co ty gadasz! Młody chłopak z ciebie,
jeszcze tyle przed tobą!
- Daj spokój… Popatrz, Kili ma żonę, Fili
ma żonę, Esmeralda spodziewa się dziecka, a ja? Siedzę na tym tronie z
idiotyczną koroną na głowie, nie mam kogo nawet przele…
- Hej hej hej, kolego! Nie o latanie w
życiu chodzi!
- Ale ja chcę!!! Brak mi baby, rozumiesz!?
Ale nie chcę krasnoludzkiej, są okropnie zarośnięte i mają nadwagę, ja lubię
gładkie, smukłe kobietki…
- To może elfka? Tauriel niczego sobie,
może ma jakąś kuzynkę…
- Żartujesz!? JA mam sypiać z elfem!? I
dodatkowo śmierdzącym z lasu!?
- No to nie wiem, pojedźmy do Shire, znajdziemy
ci jakąś młodą, chętną hobbitkę! Myślisz, że mało ich stoi przy drogach?
- Bilbo, nic nie rozumiesz! JAK mam kochać
się z kobietą, która ma owłosione stopy!
- Jesteś cholernym rasistą, Thorinie! –
oburzył się Bilbo – Rasistą, nazistą, szowinistą…
- Wiesz, co znaczą te słowa!?
- No… W zasadzie…
- Powinienem cię ściąć!
- Dobra, dobra, na brodę Gandalfa, uspokój
się! Co ja ci poradzę? Jedyne wyjście to babeczka z Esgaroth!
- Kpiny sobie urządzasz!? One wszystkie
śmierdzą wilgocią! Idź i powąchaj Barda, jedzie od niego jeziorem na kilometr!
Myślisz, że dlaczego na spotkania z nim wysyłam Filiego!?
- Jesteś okropnym, zakompleksionym,
zapatrzonym w siebie, zarośniętym… arogantem! – zirytował się Bilbo – Jak
chcesz kogoś znaleźć, skoro masz wymagania jak z kosmosu, a jedyne czego
chcesz, to zaliczyć jakąś kobietkę!
- Nie mów tak – warknął Thorin – Nie chcę
nikogo zaliczać. Ja chcę… żeby mnie ktoś pokochał… Oczywiście jeśli przy okazji
będzie dobra w łóżku, to…
- Thorin!!!
- No dobra. Wystarczy, żeby była ładna i
gładka. Jedyne włosy, jakie akceptuję, to te na głowie.
- A… tam!? – Bilbo otworzył usta ze
zdziwienia – TAM też gładka!?
- Gdzie? Pod pachami? No raczej!
- Dobrze, dobrze, zejdźmy z tematu bo już
mi niedobrze! Gdybyś był normalny, to już dawno ustawiałyby się do ciebie
kolejki!
- Ależ ustawiają się! – Thorin zrobił się
dumny jak paw – Za każdym razem, gdy jedziemy w interesach do Mrocznej Puszczy,
te brudne, śmierdzące lasem elfki łażą za mną na kolanach, piszcząc że
Thranduil nie daje im tego, co mogę dać im ja!
- Coś mi się wydaje, że chyba koloryzujesz…
- JA koloryzuję!? A myślisz, że dlaczego od
kilku tygodni wysyłam do Thranduila Kiliego i przestałem jeździć tam osobiście?
- Hmmm… Może dlatego, by blondasowi
podnieść ciśnienie i wystawić na próbę jego nerwy?
- To też, nie cierpię gada – przyznał
Thorin – Ale te dowody uwielbienia mnie przytłaczają. Nawet tam kobiety mnie
pragną…
- Nie wytrzymam. Idę do Dis, może
przynajmniej z nią da się porozmawiać!
Hobbit zerwał się z podłogi i, chwiejąc się
lekko po nadmiernej ilości wypalonych fajek, udał się do komnaty księżniczki,
gdzie siedziały też Tauriel i Esmeralda, które bardzo ucieszyły się na jego
widok. Bilbo wyżalił się im, że Thorina znowu ogarnia szaleństwo, ale tym razem
nie złota, a miłości. Dis pokręciła głową, rozczarowana.
- Co parę dni podsuwam mu moje koleżanki,
ale nie, on wybrzydza! Twierdzi, że nie znosi owłosienia, i gdyby miał potem
wyjmować je sobie spomiędzy zębów…
- Nie kończ, na sto tysięcy goblinów! Ten
krasnolud ma jakieś dziwne fantazje seksualne…
- Czy ja wiem czy takie dziwne –
uśmiechnęła się do kuzyna Esmeralda – Ale Fili też nie chce całować moich
stópek. Twierdzi że są zbyt włochate… Ale z resztą ciała nie ma problemu.
- Kili w ogóle nie ma tego problemu –
napuszyła się Tauriel, a Bilbo z przerażeniem patrzył na Dis.
- Czy wszyscy mężczyźni z rodu Durina są…
tacy? – zapytał.
- Muszę przyznać, że krasnoludy są
wspaniałymi, wybornymi kochankami – zarumieniła się księżniczka – Mój mąż,
świeć Durinie nad jego duszą, przed poczęciem moich ukochanych synów robił ze
mną takie rzeczy… Ale zmarł, nieboraczek, w obronie swego teścia, a mojego
ojca. Ale…
- Co, mamo, co!? – krzyknęły naraz Tauriel
i Esmeralda – Masz kogoś?
- No… wiecie…
- Znamy go?
- Znacie. Podpowiem, że ma imponującą
brodę…
- No, rzeczywiście, tak nam
podpowiedziałaś! – z przekąsem mruknął Bilbo.
- Nori? Dori? – zgadywała Tauriel – Mają
wspaniałe brody!
- Coś ty, Bifur ma lepszą! Albo Oin! –
krzyknęła Esmeralda.
- Dziewczęta, no co wy! Żaden z nich!
- To kto? Gloin ma żonę, Balin też odpada,
Bofur nie bierze niczego na poważnie…
- Bombur chyba nie ma aż takiej kondycji –
zadumał się Bilbo – A Ori jest za młody. Został jeszcze Dwalin, ale on w ogóle
nie jest brany pod uwagę.
Dis poczerwieniała. Speszyła się i wbiła
wzrok w podłogę. Esmeralda spojrzała z niedowierzaniem na Tauriel, a ta wbiła
pytający wzrok w Bilba. Hobbit nerwowo popukał się w czoło.
- No co wy, dziewczyny, Dwalin? Musimy
szukać dalej! To nie Dwalin, nie Dwalin, nie…
Dis znacząco spojrzała na Bagginsa. Miała
maślany wzrok i promienny uśmiech.
- O nie… Ty… Ty z NIM?! – syknął Bilbo –
Przecież on jest przeciwny kobietom!
- JUŻ nie – westchnęła Dis – Jest jak
najbardziej przychylny płci pięknej…
- Świat się kończy! Księżniczka uwiodła
największego twardziela z kompanii, a królowi chce się baby! Gdzie ci starzy,
dobrzy przyjaciele, którzy mieli cel i misję, a nie zajmowali się… czymś takim!
Gdzie honor i powaga królewskiej rodziny!
- Bilbo, trujesz – Esmeralda machnęła ręką
na kuzyna – Mamo, tak się cieszymy!
- Nie mówcie nikomu, Dwalin jest bardzo
skryty. Gdyby Thorin się dowiedział…
- A właśnie, że się dowie! – krzyknął
Bilbo.
- Uważaj, bo jak piśniesz słówko wujkowi,
jedyne co będziesz słyszał to moje strzały przelatujące przy twoim uchu –
syknęła Tauriel – A teraz idź już sobie, bo przeszkodziłeś nam w babskiej
naradzie. No już! Nie ma cię! Kili przygotuje ci komnatę.
Biedny, przeganiany z kąta w kąt hobbit
wyszedł czym prędzej z komnaty księżniczki Dis. Posłusznie podreptał do
Kiliego, który wraz z bratem załatwiali właśnie jakąś papierkową robotę.
- Bilbo! – ucieszył się Fili – Wspaniale,
że przyjechałeś!
- Cześć chłopaki. Co robicie?
- A wiesz, korespondencja do urzędu pracy –
uśmiechnął się Kili – Pan Elrond jakoś ostatnio woli załatwiać sprawy pocztą, a
ja tak lubiłem do niego jeździć… Ostatnio zamiast niego na spotkania
przychodziła jego córka. Czyżbym zrobił coś nie tak?
- Kili, mówiłem ci że jesteś nieco męczący
– wyjaśnił Fili – Ile można opowiadać Elrondowi o latających po Ereborze
motylkach i o tym, że Tauriel wprowadziła nową modę, czyli hodowanie w
kopalniach roślin doniczkowych.
- Myślałem, że elfy lubią rozmowy o
przyrodzie…
- Ale nie w TAKI sposób! I nie z tobą!
- Kiedyś rzucę tę robotę i wyjadę z Tauriel
daleko! – obruszył się Kili – Wtedy docenicie, jakiego kadrowego straciliście!
- No już, daj spokój. Zajmij się najpierw
szukaniem asystentki dla wujka, wtedy możesz uciekać gdzie chcesz.
- Zaraz, jakiej… asystentki? – zaciekawił
się Bilbo.
- Słodkiej jak ja – rozchmurzył się Kili –
Ma być taka, żeby Thranduil zzieleniał i wyłysiał. Mama wywalczyła, że jak taką
znajdę, zostanę Ministrem Pracy!
- Uchowaj nas Durinie od tego nieszczęścia…
- Co mówisz, braciszku?
- Że powinieneś ruszyć w drogę skoro świt.
- Tak też planuję. Bilbo, jedziesz ze mną?
- W zasadzie… Czemu nie – westchnął hobbit
– Przyda ci się merytoryczna pomoc. Bo jeśli ta asystentka będzie TYLKO słodka,
to marnie widzę los waszego królestwa…
Tak postanowili i tak też uczynili. Z
samego rana Bilbo, za zgodą samego króla, ruszył na poszukiwania idealnej
asystentki dla Thorina. Z Ereboru wyruszyli do Esgaroth, ale Bilbo studził
zapędy kadrowego, przypominając mu że zapach wilgoci tutejszych kobiet nie
odpowiada jego wujkowi. Ruszyli więc do Mrocznej Puszczy, lecz i tu nijak nie
mogli szukać asystentki – wysokie elfki, śmierdzące według Thorina spleśniałym
lasem, nie były w ogóle brane pod uwagę do tego ważnego bądź co bądź
stanowiska. Towarzysze po kilku dniach wędrówki postanowili skorzystać z
gościnności Beorna.
- Witaj, stary druhu! – krzyknął uradowany
na widok Bilba, ale mina zrzedła mu, gdy ujrzał kadrowego z Ereboru – Ech, to
ty… Znowu jakiś problem? Nie, NIE ZAMIERZAM podjąć pracy w firmie
ochroniarskiej waszego nadętego króla!
- Tak, też uwielbiam Thorina, co nie
zmienia faktu że nadyma się czasem jak balon – zaśmiał się Bilbo – Witaj,
Beornie. Co nowego?
- Oprócz tego że co tydzień na niedzielnych
obiadkach miewam stukniętego czarodzieja z ptasią kupą na policzku i młodą
niewiastę, która wzrokiem błaga bym zabrał ją od tego szaleńca? Nic ciekawego.
- Młoda… niewiasta? – podchwycił Kili – Z
szalonym czarodziejem? Taka mała, rudowłosa, o pięknych zielonych oczach?
- Znacie ją?
- To Luthien! – Bilbo spojrzał na kadrowego
– Pamiętasz, chciałeś jechać ją odnaleźć, obiecałeś to!
- Tak, obiecałem, ale pod warunkiem że
zostanę kierownikiem, niestety kierowniczego stanowiska nikt mi nie dał –
fuknął Kili – Nie wiem dlaczego, jestem najbardziej kompetentną osobą w całej
Górze…
- Mniejsza z tym! Kili, może to dla nas
szansa? Beornie, jaki dziś dzień tygodnia?
- No… właśnie niedziela. Szaleniec z
dziewczyną powinni tu być za…
- Juhuuu! – usłyszeli dobiegający z krzaków
dziki wrzask – Dalej, króliki, niech moc fajkowego ziela będzie z wami!!!
- Teraz – uśmiechnął się zrezygnowany Beorn
– Radagaście, jak MIŁO cię widzieć!
- Niech będzie pochwalony – na podwórko
zajechał króliczy zaprzęg, i zeskoczył z niego czarodziej z dziewczyną – Co na
obiad?
- Luthien! – ucieszył się Kili – Pamiętasz
nas?
Dziewczyna popatrzyła na krasnoluda i
hobbita podejrzliwie. Kojarzyła te postacie… Krasnolud wydawał jej się być
całkiem, całkiem przystojny, a hobbit wyglądał na porządnego osobnika.
- Uratowaliśmy cię w mieście goblinów –
wyklarował Bilbo – To znaczy Thorin, mój przyjaciel, wuj Kiliego, i aktualnie
Król pod Górą.
- To wy! Tak się cieszę! – uradowała się
płomiennowłosa niewiasta – Co u was słychać?
- Posłuchaj nas, Luthien… Możesz nam pomóc.
Właściwie jesteś nam potrzebna, by Kili mógł awansować i zostać ministrem.
Powiedz nam, czym się zajmujesz?
- Jestem stażystką u pana Radagasta.
Opiekuję się zwierzątkami – westchnęła ciężko Luthien – Ale jak mogę wam pomóc?
- Czy nie chciałabyś zostać… asystentką
samego Króla spod Góry?
Luthien wyglądała, jakby przeżyła ciężki
szok. Przyjaciele objaśnili jej wszystkie zawiłości sprawy, Kili jasno określił
że jeśli nie jest wystarczająco słodka to nie ma czego szukać na tym
stanowisku, a Radagast próbował protestować, mówiąc że takiej stażystki nie
miał jeszcze nigdy, i jej nie odda.
- Chłopie! Daj jej żyć i się rozwijać! –
krzyknął rozemocjonowany Bilbo – Zobacz, piękna, mądra, błyskotliwa, a co robi?
Zmienia pieluszki twoim jeżom! Przed nią kariera, o jakiej się nikomu nigdy nie
śniło, ona ma szansę zostać pierwszą w dziejach asystentką KRÓLA!
Najpotężniejszego władcy Śródziemia!
- Ale… co z moimi zwierzątkami?
- Załatwię ci stażystkę z Mrocznej Puszczy
– zaproponował Kili – Albo jakąś małolatę z Esgaroth. Chyba, że wolisz
chłopców…
- No wiesz! Takie pytania to do Gandalfa,
nie do mnie! – oburzył się Radagast – Dobrze, oddam wam Luthien, ale moja nowa
stażystka musi mieć nie więcej niż trzy tysiące lat, musi być gibka, zwinna,
dyspozycyjna, bez nałogów…
- Tauriel ma kuzynkę, która odpowiada tym
wymogom – odparł urzędniczym tonem Kili – Proszę złożyć podanie o organizację stażu
w trzech egzemplarzach, w piśmie przewodnim podać przyczyny wnioskowania o
staż, ilość wnioskowanych stażystów, uzasadnienie potrzeby posiadania
stażystów, czyli czy nie stać pana na samodzielne utrzymanie pracownika, czy
nie potrzebuje pan nikogo na pełen etat, czy…
- Niech to Saruman! – zezłościł się
Radagast – Poradzę sobie bez waszych stażystek! Sam sobie kogoś poszukam!
Beornie, nałóż obiad, jestem poirytowany, a kiedy ja jestem, moje króliki są
niespokojne. Zaraz mi uciekną!
Czarodziej podreptał do domu gospodarza, a
ten wzruszył ramionami i poszedł za nim. Kili natychmiast chwycił Luthien i
wsadził ją na kucyka.
- Gdzie…
- Do Ereboru – twardo oznajmił książę –
Przed oblicze króla Thorina Dębowej Tarczy.
- Ale to jest…
- Tak, to porwanie, maleńka – powiedział
zawadiacko Bilbo – Nie masz zbyt wiele do powiedzenia. Zobaczymy, czy Pan i Władca cię zechce.
- Pan i Władca – szepnęła dziewczyna – To
brzmi… Groźnie…
- Bo taki jest wujek. W drogę!
Kuce ruszyły przed siebie w kierunku
Samotnej Góry. Kili wraz z Bilbem żartowali między sobą i wspominali czasy
wspólnej wędrówki. Dziewczyna słuchała ich z zainteresowaniem, przypominając
sobie dzień, w którym ich spotkała. Ten piekielnie przystojny, o szlachetnych
rysach, dostojny krasnolud, który wyrwał ją z łap goblinów, był królem… Nie
wiedziała o tym. Słyszała legendy o Thorinie Dębowej Tarczy, dotarły do niej
pogłoski że powrócił do ojczyzny i zabił smoka, ale zawsze wyobrażała sobie go
jako sędziwego krasnoluda, o długiej, siwej brodzie, naznaczonego znakiem czasu
przez głębokie zmarszczki… Nigdy nie pomyślałaby, że to TEN mężczyzna, który
uratował jej życie. Śniła o nim często, choć nie pamiętała jego imienia.
Spłonęła rumieńcem, gdy dotarło do niej, że w jej fantazjach królował… nie kto
inny, ale sam Król spod Góry!
- Wasza wysokość – zwróciła się do Kiliego
– Czy czeka nas długa droga?
- Do kogo ona mówi? – powiedział książę do
Bilba.
- Żebym to ja wiedział, pewnie nas z kimś
pomyliła.
- Wasza wysokość – powtórzyła Luthien.
- Koleżanko, nie ja jestem Thorinem, ja
jestem Kili – wyjaśnił krasnolud.
- Dlatego mówię: wasza wysokość. Jesteś
księciem, panie.
- Ja… Stary, słyszałeś!? Ona mnie szanuje!
– Kili nie dowierzał w to, co słyszy.
- Rzeczywiście… Niesamowite! Jest pierwszą
osobą!
- Jak powiem Filiemu, to mu ministerskie
kapcie pospadają!
- Wasza wysokość…
- Tak, moja droga?
- Czy czeka nas daleka droga?
- Kili, przestań – westchnął Bilbo.
- Co?
- Przestań! Nie pasuje ci rola monarchy.
Przejdź z nią na ty.
- Ale… to mój pierwszy raz…
- Kili, na hobbicie stopy mojego dziadka,
nie gwiazdorz!
- Kili jestem, kadrowy – burknął młody
książę – Zadowolony?
- Panie, niegodnam zwracać się do synów
Durina po imieniu – skłoniła się Luthien – Zawsze będziesz dla mnie księciem.
- Porządna dziewczyna, jak wujek jej nie przyjmie,
ja zatrudniam ją w kadrach.
- Niech ci Durin wynagrodzi, wasza
wysokość, twą dobroć dla mej skromnej osoby.
- Luthien, a ty zawsze taka miła i ugodowa?
– zapytał zaciekawiony Bilbo.
- Tak, panie, przed rodziną królewską
zawsze.
- Dobrze, punkt dla niej – mruknął pod
nosem ledwo słyszalnie hobbit – Thorin lubi uległe.
- Co mówisz, panie?
- Nic, tylko że Pan i Władca będzie…
usatysfakcjonowany.
- Mam nadzieję, panie, że me skromne usługi
będą dla niego odpowiednie.
- Na pewno, złociutka. A pokaż no nogi…
- Bilbo! Nie poznaję cię! – krzyknął Kili –
Oglądasz mojego pracownika! Jak ci nie wstyd!
- Sprawdzam… eee… warunki fizyczne –
wykręcił się Baggins – Muszę wiedzieć, w jakim stanie są nogi pracownika.
Luthien posłusznie uniosła suknię, myśląc
że to normalna procedura przy naborze na tak ważne stanowisko.
- Nie może być! – hobbit złapał się za
głowę – Ani grama owłosienia! I ładne, małe, nagie stópki!
- Czy to ważne, panie, na stanowisku
asystentki króla?
- Zdecydowanie – Bilbo uśmiechnął się tajemniczo
– Zdecydowanie…
Milcząca Luthien i rozgadani panowie
pędzili w stronę Samotnej Góry, gdzie Thorin nie mógł doczekać się już powrotu
swego przyjaciela i ukochanego siostrzeńca. Martwił się o niego, Kili był
lekkoduchem i łatwo pakował się w kłopoty. Ale z Bilbem przy boku powinien być
bezpieczny…
- Wezwać mi Ministra Spraw Zagranicznych! –
wrzasnął, nie wstając nawet z tronu, a po kilku chwilach Balin przybiegł do
niego pospiesznie.
- Tak, Thorinie?
- Kiedy jedziemy na szczyt państw
Śródziemia?
- Jutro.
- Gdzie w tym roku się odbywa? Esgaroth?
- Mroczna Puszcza, niestety – westchnął
siwobrody krasnolud – Thranduil wysłał swoją asystentkę, aby osobiście
przywiozła zaproszenia i…
- Niech to Balrog! – krzyknął Thorin –
Ładna?
- No… jak na elfa, to piękna…
- Niech ich Azog pogryzie! A Bard, Bard też
jakąś ma?
- Tak, pamiętasz, tę niską, krępą Theodorę.
- A, to ta, brzydka ale bystra. Że też
Bardowi nie przeszkadzają jej owłosione, grube nogi.
- Ależ Thorinie, pozwolę sobie zauważyć że
Bard z nią nie sypia.
- No i co? JAK kobieta może mieć zarośnięte
nogi? Pachy? Albo… Pamiętasz jego ministerkę od spraw gospodarki wodnej? Ma
ohydny wąsik pod nosem! Kobieta MUSI być czysta i gładka…
- Nie każda ma takie szczęście. Jak one
biedne mają to zrobić, skoro niektóre po prostu mają owłosienie!
- Nie obchodzi mnie to! – huknął król – Ja
wymagam tylko pewnych standardów, a czy będą się depilować ziołowymi kremami od
Radagasta, czy wypalać smoczym ogniem, to mnie naprawdę nie obchodzi, JA chcę
tylko czuć EFEKT!
- Tak to ty nigdy nie znajdziesz baby! –
zirytował się Balin.
- Jeśli ma wyglądać tak, jak babska z
Esgaroth, to niech mnie Durin uchowa!
- Nawet mój brat nie ma NIC przeciwko
obrośniętej włosiem kobiecie, chwali sobie nawet zalety takiego współżycia, a
ty zawsze masz problem!
- Dwalin zawsze był hardkorem! – warknął
Thorin, a po chwili dotarło do niego, co powiedział jego przyjaciel – A o czym
ty… Jaką kobietę? Dwalin!?
- Oj… Chrońcie mnie, wszyscy święci
Durinowi – jęknął Balin – Ja chyba… Tauriel mnie woła… Za pozwoleniem, wasza
wysokość…
Zdezorientowany Thorin rozwalił się na
tronie, próbując rozwikłać zagadkę romansu Dwalina, żadna jednak ewentualna
kobieta nie przychodziła mu do głowy, toteż uznał, że Balin powiedział to
złośliwie, by go zdenerwować. Nie udało mu się. Thorin uspokoił się i wstał z
tronu. Podszedł do lustra i przejrzał się w nim. Ta idiotyczna korona po
dziadku uwierała go, ale obiecał sobie że na znak szacunku do niego będzie ją
nosił cztery godziny dziennie. Choć trzeba przyznać, że wyglądał w niej i tak
lepiej, niż Thranduil w swoich leśnych patykach wetkniętych w usztywnione
lakierem, utlenione włosy. Tak, zdecydowanie ta korona dodawała mu powagi i
dostojeństwa, a że ego Thorina to właśnie uwielbiało i tym się karmiło, toteż
wyprostował się, narzucił na plecy królewski płaszcz i ruszył do skarbca, by
nacieszyć oczy widokiem odzyskanego niedawno złota. Idąc długimi, oświetlonymi
pochodniami korytarzami, usłyszał z daleka śpiew Kiliego:
- Pędzi, pędzi Dain, niczym błyskawica,
hej! Porwałem tę pannę bo ma piękne lica! Ciągną, ciągną sanie, zwierze
Radagasta, hej! Wracam już do domu, bo mi się chce ciasta!
- To nie tak – Thorin usłyszał rozbawiony
głos Bilba – Pędzi wściekły Thorin, niczym błyskawica, hej! Zabierze nam pannę
co ma piękne lica!
- Panie, to się nie godzi – szepnęła
Luthien – Nie można tak…
- Słonko, nam wszystko można! Ja jestem
siostrzeńcem króla, a to przyjaciel króla! Jesteśmy bogami, jesteśmy panami
wszechświata!
Kili zamilkł, bo jak spod ziemi wyrósł
przed nimi sam Thorin w swojej majestatycznej postawie. Książę cofnął się o
krok i usiłował schować za Bilba, który jednak próbował chować się za Kilim, i
tak szamotali się ze sobą przez dłuższą chwilę. Thorin zaś w milczeniu i z
zaciekawieniem patrzył na Luthien, która padła na kolana.
- To ogromny zaszczyt klęczeć przed
majestatem waszej wysokości – powiedziała cicho, ujmując w dłoń skraj jego
szaty i całując ją – Szczęście przepełnia me serce, że jestem tu u stóp
największego i najpotężniejszego władcy Śródziemia.
Thorin patrzył w dół, na pochyloną,
klęczącą postać, i nie wiedział jak się zachować. Pierwszy raz w życiu nie
wiedział, co zrobić. Bilbo i Kili w tym czasie zdążyli uciec, korzystając z
zamieszania, zostawiając króla i jego potencjalną kandydatkę na asystentkę
samych. Thorin chwycił podbródek dziewczyny i uniósł lekko w górę, gestem
nakazując jej, by wstała. Luthien posłusznie spełniła rozkaz, i stanęła przed
nim z pochyloną głową. Król uśmiechnął się lekko i ponownie palcem uniósł jej
podbródek.
- Nie mogę z tobą rozmawiać, gdy na mnie
nie patrzysz – powiedział łagodnie – Jak ci na imię?
- Luthien, wasza wysokość.
- Luthien… Skądś znam to imię… Czy my
czasem nie spotkaliśmy już się…?
- Panie…
- Dobrze. Chodźmy do sali tronowej, tam
porozmawiamy.
Thorin obrócił się na pięcie i sprężystym
krokiem ruszył przed siebie, wyprostowany. Luthien prawie biegła za nim,
próbując złapać oddech, ale kiedy znaleźli się na miejscu, ponownie go
straciła. To miejsce było po prostu piękne… Zachwycające! Ale jeszcze bardziej
zachwycający był ten pełen dostojeństwa mężczyzna, który z ogromną gracją
zasiadł na swym tronie.
- Podejdź, Luthien – powiedział stanowczo –
I odpowiedz na moje pytanie.
- Wasza wysokość, jestem ci dozgonnie
wdzięczna, boś uratował moje życie. W mieście goblinów, to wasza wysokość
ocaliła mnie od niechybnej śmierci. Posłałeś mnie, panie, z czarodziejem
Radagastem…
- Tak, Luthien! Pamiętam cię! Podejdź
bliżej – Thorin wyciągnął ręce do dziewczyny, a ta wyraźnie zawstydzona
podeszła do niego i uklękła przed tronem; król złapał jej dłonie, co wywołało
mocne drżenie jej serca.
- Panie, jam niegodna…
- Przestań. Kili cię znalazł, tak?
- Tak, wasza wysokość, książę Kili odnalazł
mnie, gdy razem z panem Radagastem przybyłam do domu Beorna i… proponował mi
pracę, ale nie jestem godna służyć waszej wysokości.
- To, czy jesteś godna, ocenię ja sam –
twardo oznajmił Thorin, puszczając jej ręce – Powiedz mi, co robiłaś przez cały
ten czas.
- Wasza wysokość, pracowałam u pana
Radgasta. Opiekowałam się zwierzątkami.
- Nie może być! – król poderwał się z
miejsca – Taka piękna kobieta oporządzała śmierdzące zwierzęta szalonego
czarodzieja!? Te delikatne dłonie zmieniały pieluchy osmarkanym jeżom!?
- Żadna praca nie hańbi, wasza wysokość.
Nie wiem, czy nadaję się do czegoś innego…
- Jaką pracę proponował ci Kili?
- Mówił, że… Książę mówił, że mam być
asystentką waszej wysokości…
- A ty… chcesz tego? – król spojrzał na
Luthien zaintrygowany.
- Panie… To byłby największy zaszczyt,
jakiego kiedykolwiek doświadczyła prosta dziewka bez domu, bez rodziny. Nic nie
może równać się ze służbą u najpotężniejszego władcy Śródziemia. Jeśli wasza
wysokość zechce, mogę robić wszystko, mogę sprzątać podłogi, czyścić toalety,
mogę…
- Luthien – przerwał jej Thorin – Będziesz
moją asystentką. To nie ma nic wspólnego z podłogami i toaletami. Po prostu…
twoim głównym obowiązkiem będzie przyjść, kiedy zawołam.
- Z największą przyjemnością, panie.
- Jutro jedziemy na szczyt państw
Śródziemia, będziesz tam ze mną.
- Ale… Wasza wysokość, ja… - Luthien
przeraziła się; przecież nie miała o niczym pojęcia!
- Spokojnie. Dzisiejszą noc spędzisz
pracując z moim ministrem spraw zagranicznych, który przybliży ci tematykę.
Jeśli jutro się sprawdzisz, zostaniesz na stałe. To dla ciebie najważniejszy
sprawdzian. A teraz dziękuję, możesz odejść.
- Jak sobie życzysz, panie – dziewczę
uklękło i ucałowało skraj szaty króla, co zdziwiło go i trochę zirytowało.
- Luthien! Nie musisz tego ciągle robić!
- Wasza wysokość, to z szacunku do ciebie…
- Posłuchaj mnie uważnie: wszyscy się tu w
Ereborze szanujemy. Jedni mniej, drudzy więcej, są tacy co i do mnie mają
niewiele szacunku, ale nikomu nie kazałem nigdy całować się ani w rękę, ani w
szaty. Nie musisz tego robić, Luthien. Ustalmy jedną rzecz: nie potrzebuję
asystentki, która się mnie boi. Ja potrzebuję twardej, konkretnej kobiety,
która potrafi powiedzieć, co myśli, potrafi doradzić i uderzyć pięścią w stół,
i jest na równi ze mną, jest równorzędną partnerką, żeby inni władcy nie
myśleli że zatrudniłem mimozę z którą można zrobić wszystko. Na spotkaniach na
szczycie masz być partnerką, a nie służącą, rozumiesz? A co robisz po pracy, za
zamkniętymi drzwiami, to już twoja sprawa. Możesz się za mną nawet czołgać po
podłodze, nie dbam o to.
- Oczywiście, wasza wysokość.
- Teraz idź poszukaj Kiliego i…
- Jestem, wujku! – młody krasnolud radośnie
podskakując wkroczył do sali tronowej – Jak nasza nowa pracownica? Co tam,
Luthien, wujek cię przyjął?
- Tak, i dziękuję, wasza wysokość, za
odnalezienie mnie. To zaszczyt pracować z władcą Ereboru i z jego
najwierniejszym księciem.
- Drobiazg, słonko. Jak cię poznam z moim
bratem, to dopiero zobaczysz księcia!
- Już nie mogę się doczekać, wasza
wysokość.
- Moment! – zagrzmiał Thorin – On też jest
dla ciebie „waszą wysokością”!? To przekracza wszelkie pojęcie, coś ty jej
zrobił!?
- Ja nic, ona sama! Nie kazałem jej tak
mówić…
- Kili, NIKT cię nie tytułuje po królewsku,
chcesz powiedzieć że ta biedna dziewczyna sama z siebie wpadła na to, że jesteś
„waszą wysokością”? Luthien, masz zwracać się do niego normalnie. W naszym
zakładzie pracy nie ma wywyższania się, każdy jest sobie równy, nawet
sprzątaczka z ministrem. Biedna… Pokręciło jej się w głowie od tych
przymusowych wakacji z Radagastem. Kili, zabierz ją do Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych, zadbaj żeby przygotowano ją do pełnienia funkcji, niech pani
minister ubierze ją jakoś – Thorin z niesmakiem spojrzał na jej postrzępioną,
brunatną sukienkę – Skąd ty to masz?
- Pan Radagast dał mi swoje stare szaty,
wasza wysokość, i pomógł uszyć z tego sukienki. Nie mam nic poza tym…
- Niech służące przygotują jej kąpiel, a
MSW przydzieli dodatek reprezentacyjny na ubrania. Jeszcze dziś ma być
doprowadzona do porządku, a na jutrzejszy szczyt proszę przygotować jej suknię
w narodowych barwach Ereboru.
- Jakie to barwy, wujku?
- Niech mnie Durin powstrzyma, bo…
Granatowe, ośle! Takie, jak nosił twój pradziad, i jakie zawsze nosiłem JA!
- Aha… Czy z futerkiem na szyi?
- Przygotujcie jej cieplejszy płaszcz,
jutro zapowiadają mrozy. Odejść!
Luthien skłoniła się do samej podłogi, a
Kili szarpnął ją szybko za łokieć, wyprowadzając z sali. Król z ciężkim
westchnieniem opadł na tron. Same problemy z tym dzieciakiem… Ale kochał go
niesamowicie mocno. I musiał przyznać, że był z niego dumny – znalazł Luthien,
którą niegdyś uratowali. Piękna, przecudnej urody kobieta… Ciekawe tylko, czy
gładka. Musiał to sprawdzić. Ale jej uległość, jej poddanie, to, jak przed nim
klękała i całowała skraj jego szaty… Doprowadzało go to do szaleństwa, i całe
szczęście, że potrafił być opanowany. Lubił uległe kobiety, które, kiedy
trzeba, są twarde i stawiają… stawiają na swoim. A Luthien… była uległa. I to
bardzo. Thorin zaczął sobie wyobrażać zbyt wiele, niż to, na co mógł sobie
pozwolić, ale to było silniejsze. Kiedy przypomniał sobie, jak dziewczyna
klęczy przed nim, całując jego szatę…
- Niech to Balrog, ciśnie mnie ta korona –
wrzasnął, odrzucając ją daleko – Fili! Gdzie mój siostrzeniec!?
Niestety, tym razem nikt mu nie
odpowiedział… Thorin spojrzał na zegarek, który dostał jako łapówkę od
Thranduila (chciał wkupić się w łaski, król podarek przyjął, ale nic między
nimi to nie zmieniło, a leśny ludek z uporem nadal próbuje skorumpować
krasnoludzkiego władcę) – wskazywał za pięć dziewiątą wieczorem, a więc była
dziewiąta (strefa czasowa w kierunku Mrocznej Puszczy przesuwa się o 5 minut),
a o tej porze nikt już nie pracuje, nawet królewscy siostrzeńcy. Pech. Wściekł,
wyszedł z sali tronowej i skierował się do łaźni. Pomyślał sobie, że przed tak
ważnym wydarzeniem, jakim jest szczyt państw Śródziemia, należy się wykąpać.
Wszedł tam z takim impetem, że służki prawie dostały zawału, podskakując wysoko
i usiłując zakryć jedną z balii.
- Przepraszam – mruknął Thorin,
zdezorientowany – Ale co robicie tu o tej porze? Myślałem, że o dziewiątej bezsprzecznie
kończy się tu pracę. Możecie iść do siebie.
- Panie – odezwała się najstarsza z nich –
Pani minister... To znaczy księżniczka Dis kazała nam...
- Zostać po pracy? Co za wredne babsko,
ledwo poczuła władzę i już próbuje ustawiać po swojemu. Możecie odejść.
- Wasza wysokość, musimy odmówić wykonania
polecenia.
- CHCĘ SIĘ WYKĄPAĆ!!!
- Mój panie, ale... królewska asystentka
była pierwsza...
Thorin dopiero teraz zauważył lśniące,
płomiennorude włosy wystające zza sług. Poczerwieniał i cofnął się o krok.
- Luthien, przepraszam – bąknął – Ja... Nie
zdążyłem wyremontować drugiej, królewskiej łaźni. Jutro każę się tym
niezwłocznie zająć.
- Nie trzeba, panie. Mogę kąpać się w
źródle by nie blokować waszej wysokości dostępu do łaźni.
- Moja asystentka nie będzie kąpała się w
zimnym źródle. Zajmijcie się nią dobrze, i znajdźcie dla niej najwygodniejszą
komnatę – rozkazał.
- Książę Kili zadbał już o to – odparła
najstarsza służka – Panna Luthien ma komnatę dwa pomieszczenia od twojej,
panie.
- Bardzo dobrze. Cudownie. Dobrej nocy.
Kiedy król wyszedł, wszystkie służące jak
na zawołanie westchnęły głośno.
- Ależ on boski...
-
A jaki męski...
-
A jego broda... Poczuć ją, dziewczyny...
-
Wyobrażacie sobie jego ciało pod szatami!?
-
Wystarczy! - krzyknęła zdegustowana i rozzłoszczona Luthien – Nie godzi się w
ten sposób mówić o władcy!
-
No co ty, Luthien...
-
Ostatni raz słyszę takie niemoralne rzeczy pod adresem jego wysokości! -
powiedziała twardo – A jak kiedykolwiek któraś ośmieli się, wyciągnę
konsekwencje.
- Patrzcie
ją! Taka ważna! Na stanowisku zaledwie od pół godziny, i już próbuje rządzić!
-
Jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza udzielił mi specjalnego pełnomocnictwa.
Proszę nie dyskutować, tylko zbierać się do domów, poradzę sobie sama!
Niezadowolone
służki posłusznie zaczęły zbierać się do wyjścia, a Luthien oparła się o brzeg
balii. Ostro zaczęła, ale skoro sam król powiedział jej, że nie potrzebuje na
tym stanowisku mimozy, a prawdziwej negocjatorki i kobiety z twardą ręką, to co
miała zrobić? Te baby z całą pewnością zasłużyły sobie na reprymendę. NIKT nie
będzie przy niej mówił takich bezeceństw o panu i władcy!
Tymczasem
Thorin stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Wiedział oczywiście, jak działa na
wszystkie swoje pracownice i poddane, chciał jedynie podsłuchać jak na te
westchnienia zareaguje Luthien. O tak, prawdziwa wojowniczka, był z niej
niezmiernie dumny. I mile połechtało jego ego to, że tak stanowczo zaczęła go
bronić. Bardzo dobrze! Przynajmniej ktoś ma do niego całkowicie bezgraniczny
szacunek...Musiał ją jeszcze sprawdzić w jednej, kryzysowej sytuacji – twarzą w
twarz z Thranduilem.
Z
samego rana Thorin nakazał osiodłać swojego królewskiego, czarnego muflona, i
oczekiwał w sali tronowej na pojawienie się Luthien. Niecierpliwił się, bo nowa
asystentka spóźniała się już minutę, co było dla króla nie do pomyślenia! Już
chciał wstać i osobiście jej szukać, ale do sali wbiegła Esmeralda.
-
Wujku, moja następczyni gotowa – powiedziała z uśmiechem.
-
Na co czekasz? Wprowadź ją!
-
Jak sobie życzysz, wujku.
Powolnym,
zmysłowym krokiem do pomieszczenia weszła Luthien, ubrana w długą, zwiewną,
granatową suknię, która wyglądała na niej nieziemsko. Dziewczyna była jak jakaś
boska istota, jak anioł Durina... Thorin otrząsnął się z szoku i głośno
odchrząknął.
-
Spóźniłaś się – warknął.
-
Wybacz, panie – szepnęła, ale speszyła się stojącą za nimi Esmeraldą i mrugnęła
okiem, by księżniczka wyszła, wtedy Luthien przyklękła przed Thorinem i
ucałowała skraj jego szaty – Wybacz, panie, musiałam pójść po buty.
-
Od tego są służące, miały o wszystko zadbać.
-
Wiem, wasza wysokość, ale sam mówiłeś że w twoim królestwie wszyscy są równi,
więc kiedy nie miałam rano butów, nie wołałam o nie, po prostu po nie poszłam.
-
Mam niejasne wrażenie, że tych butów zabrakło nieprzypadkowo... Luthien, jeśli
spotkają cię jakieś nieprzyjemności, proszę byś przyszła z tym od razu do mnie.
Bezpośrednio. Jesteś moim najbliższym współpracownikiem.
-
Jak sobie życzysz, panie.
-
Przygotowana?
-
Oczywiście, pan minister Balin powiedział, że w razie czego będzie obok, i...
-
Nie do końca – oznajmił zadowolony z siebie Thorin – Nikt z nami nie jedzie.
Narzuć płaszcz i...
-
Wasza wysokość, jak to!? Przecież ja nie dam rady, ja...
-
Wierzę w ciebie, żaden Balin nie jest ci potrzebny. No już, płaszcz i w drogę.
Luthien
nie miała nic do gadania, posłusznie ubrała się i wsiadła na czarnego muflona.
Thorin również dosiadł zwierzęcia i usadowił się za nią. Ruszyli w drogę.
Luthien peszyła się bliskością władcy, który ramionami obejmował ją, trzymając
lejce. Kierował muflonem dość szybko, ale bezpiecznie, tak że dziewczyna w
ogóle nie bała się, że spadnie. Kiedy dotarli do bram pałacu Thranduila, król
zeskoczył ze zwierzęcia i szarmancko podał jej dłoń, by mogła swobodnie zejść.
Spojrzał na nią z dumą, ujął pod ramię i wprowadził na elfickie salony jak
damę. Wszyscy, których mijali, kłaniali się z szacunkiem, ale też i obserwowali
tę egzotyczną parę z zainteresowaniem. Thorin był bardzo z siebie zadowolony.
Tak, tej blond wydrze oczy zbieleją na widok JEGO Luthien!
-
Proszę proszę… Kto zawitał w moje skromne progi! – zawołał elficki król ze
swego tronu – Sam podziemny władca! A kogóż jeszcze widzą moje piękne oczy…
Thorin
milczał, prowadząc Luthien pod sam tron Thranduila.
-
Tylko spróbuj przed nim klęknąć – warknął cicho – On nie jest mną.
-
Witam, wasza królewska mość – dziewczyna zgrabnie ukłoniła się elfowi –
Luthien, osobista asystentka jego wysokości króla Thorina Dębowej Tarczy.
-
Asystentka… Myślałem, że zaginiona siostra bliźniaczka.
Istotnie,
Luthien wraz z Thorinem ubrani byli w te same barwy, a ich wierzchnie płaszcze
były wręcz identyczne! Ten sam materiał, to samo futro, te same zdobienia na
rękawach… Tak, Dis wyjątkowo się postarała. Tak powinien wyglądać zgrany team!
-
Rozumiem, że twoja asystentka, panie – Luthien z obrzydzeniem spojrzała na
półnagą elficę o wyraźnie męskich biodrach, męskiej szczęce i biustem który
wyglądał jakby wpompowano w niego wszystkie ziołowe wyziewy Radagasta – ma
problem nie tyle z zaginioną rodziną, co z zaginioną… tożsamością?
-
Panie, czy ona mnie obraża? – jęknęła męskim głosem wysoka, sztucznie tleniona
postać.
-
Lindirze… eee, Lindirro, absolutnie. Thorinie, panuj nad językiem swojej…
służki!
-
Z chęcią zapanuję, ale pozwól, że nie przy świadkach. Poza tym Luthien jest
moją asystentką, nie zapominaj o tym, i darz ją należnym szacunkiem.
Thranduil
rozdziawił ze zdziwieniem usta. Jak Thorin mógł tak do niego powiedzieć, i to
przy zwykłych asystentkach!
-
Będziesz długo tak bezproduktywnie oddychał, blondyno, czy możemy zacząć
obrady? Nie mamy z Luthien całego dnia.
-
Theodoro, przestań wiązać mi buty! – zgromadzeni usłyszeli krzyk Barda; Thorin
uśmiechnął się ironicznie.
-
Mój przyjacielu! – zawołał donośnie – Jakiś problem?
-
Nie, już sobie… radzę! – odkrzyknął władca Esgaroth, i w tym momencie pojawił
się w leśnej sali leśnego króla – Thorinie! Jak miło cię widzieć!
-
Mnie również, Bardzie. Jak mija życie na Jeziorze?
-
Spokojnie, nie narzekam. Ale… Cóż to za piękność u twojego boku? – Bard ujął
dłoń Luthien i z szacunkiem ją ucałował – Pani wybaczy, jestem Bard, władca
Esgaroth.
-
Witaj, panie – dziewczę spłoszyło się i zarumieniło, kłaniając się nisko – To
zaszczyt. Jestem asystentką jego wysokości króla Tho…
-
Luthien, daruj sobie tytułowanie. Jesteśmy wśród przyjaciół. A gdzie reszta?
Nie
czekając na odpowiedź, Thorin raźnym krokiem ruszył do sali obrad, gdzie jako
pierwszy zasiadł na honorowym miejscu na szczycie okrągłego stołu, nakazując
Luthien, by zajęła miejsce tuż obok. Zaraz przy niej zasiadł Bard z Theodorą, a
z drugiej strony Thorina – Thranduil z Lindirrą. Krasnolud z niesmakiem
spoglądał na sąsiadującego z nim transelfa – nie to, żeby był nietolerancyjny,
bo szczyty tolerancji okazał błogosławiąc związek krasnoludzkiego księcia z
elficką strażniczką, ale Lindirra była po prostu odpychająco męską kobietą. Czy
naprawdę była kobietą?
-
Pokój temu domowi – do sali wkroczył Gandalf, a tuż za nim dreptał Dain Żelazna
Stopa z małym prosiątkiem w ramionach, Ecthelion – namiestnik Gondoru, władca
Rivendell – Elrond z córką, Arweną, królewska para z Lothlorien – Galadriela i
Celeborn, Bullroarer II Took – prezydent Shire, Thengel – król Rohanu, poseł
niezrzeszony bezpartyjny – Beorn, i przedstawiciel leśnych związków zawodowych
– Radagast.
-
Nareszcie, nudziło mnie już to czekanie – westchnął Thorin – Możemy zaczynać?
-
Witam wszystkich na zebraniu – oznajmił głośno Thranduil, gdy wszyscy zasiedli
na miejscach, ale przerwał mu krzyk Radagasta:
-
Sprzeciw! Dlaczego znowu ON ma mowę powitalną?
-
Bo jesteśmy u niego, przyjacielu – wyjaśnił mu Gandalf – Proszę kontynuować.
-
Witam wszy…
-
Dobra, przejdźmy dalej – powiedział zdecydowanym tonem Thorin – Nie mamy czasu
na bzdury. Masz porządek obrad? Dlaczego jeszcze nie leży przed nami na stole?
-
Wrrrr… Lindirro, zapomniałaś skserować porządek!
-
Panie mój, panie, wybacz mi! – załkała elfka – Ale nie zdążę sama…
-
Luthien ci pomoże – warknął Thranduil, a Thorin uśmiechnął się wyjątkowo
sarkastycznie.
-
Z całym szacunkiem, jestem urzędnikiem państwowym Ereboru, a nie dziewką na
posyłki – słodkim głosem oznajmiła Luthien – Może powinieneś osobiście zająć
się przygotowaniem obrad, panie, skoro Lindir… przepraszam, Lindirra sobie nie
radzi.
Czerwony
ze złości Thranduil wstał od stołu i szarpnął swą asystentkę, by jak najszybciej
przygotować brakujące dokumenty. Thorin z dumą patrzył na swą towarzyszkę,
rozpierała go duma, ogromna duma, jakiej jeszcze nigdy nie czuł. Tak pojechać
po ambicji blondynie! Zdecydowanie Luthien zasługiwała na premię… O tak,
zasługiwała jak mało kto!
-
Nie czekając na Thranduila, kto jest za wprowadzeniem dodatkowych podatków i
opłat od obszarów leśnych? – zapytał Gandalf, a wszyscy podnieśli rękę –
Galadrielo, wy też?
-
Mój drogi, Lothlorien nie liczy się jako zwykły las. Zmieniliśmy z Celebornem
profil naszej krainy na ogród botaniczny.
-
Przegłosowane – postanowił Thorin – Jeszcze jakieś wnioski? Spieszy mi się do
domu.
-
Tak, w dniu jutrzejszym nie będzie wody – oznajmił ponuro Bard – Nie patrzcie
tak na mnie, awaria sieci, musimy odciąć wam dopływ. Ale pojutrze naprawimy.
-
Bardzo przepraszam, moja asystentka musi zażyć kąpieli, co ty sobie
wyobrażasz!?
-
Właśnie! Ja też – fuknęła obrażona Galadriela.
-
Myślicie, że Theodora nie musi!?
-
Ale wy mieszkacie na JEZIORZE!!! – krzyknęli naraz władcy Ereboru i Lothlorien
– Wrzucisz ją do kanału i po kłopocie – dodał zirytowany Thorin.
-
To jakieś kpiny! – zagrzmiał Beorn – To jest poważne spotkanie na szczycie!?
Żądam zachowania powagi!
-
Bardzo przepraszam szanownych państwa – cichutko odezwała się Luthien –
Chciałabym przeczytać państwu orędzie wielkiego księcia spod Góry, Kiliego, a
zaraz potem przedstawić sytuację finansową jeśli chodzi o zadłużenie
poszczególnych krain względem siebie. Następnie poruszymy temat szkodliwych
wyziewów z granicznych okolic Mrocznej Puszczy, a na koniec przedstawię
ostateczny bilans strat i zysków po bitwie pięciu armii.
-
Zaraz, moment, Thranduil nie przyniósł jeszcze porządku obrad! – zaprotestował
Beorn.
-
Za pozwoleniem, panie, jego wysokość król Thorin Dębowa Tarcza spieszy się do
swych obowiązków, nie przedłużajmy zatem niepotrzebnie tego cyrku, który raczył
urządzić nam jego wysokość Thranduil ze swoim asystente… asystentką. Proszę
wybaczyć moją bezpośredniość.
-
Kontynuuj, Luthien, misiaczek nie ma nic przeciwko – Thorin znowu uśmiechnął
się bezczelnie ironicznie, wodząc wzrokiem po twarzach zebranych – Proszę,
zaczynaj.
Początkowo
lekko przestraszona, z każdym zdaniem nabierała pewności siebie. W końcu doszło
do tego, że mówiła z takim przekonaniem, iż każdy był wsłuchany w nią jak w
jakiegoś proroka. Nawet Thranduil, który w połowie orędzia wielkiego księcia
powrócił na salę. Lindirra przycupnęła cicho przy nim i z zazdrością patrzyła
na piękną i mądrą asystentkę Thorina. Po niemalże godzinnej przemowie Luthien
nie było osoby, która choć przez chwilę była znudzona tym, co słyszy. Jedynie
Thorin był lekko rozmarzony…
-
… koniec końców bitwa była sukcesem, który wzbogacił całe Śródziemie o ogromne
kwoty, które wypłynęły ze skarbca wspaniałego, hojnego króla Thorina Dębowej
Tarczy, w ramach podziękowania poszczególnym krainom za udział i pomoc w walce
ze sługami ciemności. Kwoty te niejednokrotnie podniosły krainy z ubóstwa i
pomogły wyjść z długów i tarapatów finansowych. Dziękuję państwu za uwagę,
wasza wysokość, oddaję głos, czy zechce jego królewska mość powiedzieć coś od
siebie?
Thorin
nie reagował.
-
Panie… Panie, dobrze się czujesz?
-
Co? Tak, tak… Koniec?
-
Prosiłam cię o zabranie głosu, wasza wysokość – szepnęła Luthien – Masz coś do
dodania?
-
Tak. Mam. Chciałem powiedzieć, że dzięki mojemu nieocenionemu kadrowemu, a
przede wszystkim umiłowanemu siostrzeńcowi mam dziś u swego boku najwspanialszą
asystentkę, jaką widziało Śródziemie. Obecność Luthien na tej sali tylko
dowodzi i podkreśla fakt, że przypadło mi w zaszczycie bycie najpotężniejszym
władcą Śródziemia, dziękuję. Wsadźcie sobie te swoje Theodory i Lindirów w…
buty!
-
Panie, panie – załkała Lindirra – Czy jego wysokość mnie obraża!?
-
Cicho, głupia! Nie kłóć się z nim! Widocznie ma rację.
-
Kto ma pieniądze, ten ma rację – mruknął Bard – Nie martw się, Theodoro, i tak
zostaniesz macochą moich dzieci.
-
Naprawdę? - gruby głos Theodory przyprawił Thorina o ciarki; jak to dobrze, że
jego Luthien ma dźwięczny i melodyjny głosik; ciekawe, jak używa go w alkowie?
-
Niech Jezioro wyschnie, jeśli zmienię zdanie!
-
O, mój władco!
-
Skończmy tę żenującą szopkę – syknął Thorin, po czym zwrócił się do króla elfów
– Może podałbyś coś do jedzenia? Tylko nie te ohydne jagody. Luthien, na co
masz ochotę?
-
Może pieczeń z... łosia, panie? - uśmiechnęła się złośliwie.
-
Wspaniale! Moja ulubiona. A ty masz moje ulubione poczucie humoru – dodał
szeptem – Uwielbiam cię, dziewczyno.
-
Panie – zarumieniła się Luthien – Twe słowa koją me serce i rozpierają mnie od nadmiaru
szczęścia.
-
To może zaśpiewajmy piosenkę? - próbował rozładować ciężką atmosferę Radagast –
Ciągną, ciągną sanie, zwierze Radagasta...
-
Słyszałem już ten wątpliwej jakości utwór, darujmy sobie. Thranduilu, podasz
poczęstunek czy mamy już sobie jechać?
-
Ależ owszem, Thorinie – odparł obrażony elf – Lindirro, każ przygotować pieczeń
z... muflonów.
-
Wasza wysokość, muflony są pod ścisłą ochroną krasnoludzkich związków ekologów
– szybko zareagowała Luthien – Czyżbyś nie wiedział?
-
No... eee...
-
Poza tym mojemu panu bardzo spieszno do domu. Mogę liczyć na odpowiednie
traktowanie monarchy, czy to dla Leśnego Królestwa zbyt duże wymaganie?
-
Panuj nad nią, kurduplu! - wybuchnął Thranduil – Nie pozwalam na takie
zachowania w moim pałacu!
-
Co powiedziałeś, śmierdzący leśny ludku!? - krzyknęła Luthien – JAK nazwałeś
mojego pana!?
-
Luthien, nie trzeba...
-
Jak nie trzeba!? On cię obraził, Thorinie, nie słyszałeś tego!?
-
Spokojnie. Jestem ponad to.
-
Co ty mówisz, spokojnie!? Ta farbowana blondyna nazwała cię... w TAKI sposób!
-
Usiądź – polecił jej spokojnie Thorin, chwytając za ramiona i pociągając w dół,
po czym zwrócił się do przerażonego Thranduila – Widzisz, laleczko, TO się
nazywa asystentka. I nie martw się, PANUJĘ nad nią, ale nie przy świadkach.
Oficjalnie Luthien jest moją reprezentantką, i wolno jej tyle, co mnie, więc
jeśli będzie teraz miała ochotę wstać i trzasnąć cię w pysk, na pewno jej za to
nie upomnę.
Luthien
spojrzała dzikim wzrokiem na łagodną, uśmiechniętą twarz Thorina. Wstała z
rozmachem, a Thranduil skrył się przestraszony za Lindirrą.
-
Nie chcę brudzić sobie rąk, panie, w końcu mają tobie służyć – powiedziała.
Krasnolud
objął ją ramieniem i wyszli zza stołu.
-
Orzekam koniec tego żenującego zbiegowiska – uśmiechnął się uroczo – Następne
zarządzam w Ereborze, przynajmniej zajmie się tym ktoś kompetentny. Moje
uszanowanie, Lady Galadrielo. Do zobaczenia w środę, jak umawiała nas
Esmeralda. Luthien, pozwól, moja droga.
Wszyscy
z ogromnym niedowierzaniem patrzyli, jak dwie ubrane na granatowo postacie
zmierzają ku wielkim wrotom, gdzie odźwierny (swoją drogą łudząco podobny do
Lindirry) podał im płaszcze. Thorin chwycił płaszcz Luthien i z troską oraz
czułością pomógł jej go ubrać. Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem,
i już chciała uczynić względem niego to samo, ale on wyrwał płaszcz z elfickich
łap odźwiernego i zarzucił go na swoje ramiona. Chwycił Luthien za rękę i
wyszli. Dziewczyna nie odzywała się, zszokowana i trochę przestraszona, ale
kiedy znaleźli się w stajni, gdzie czekał na nich królewski muflon, padła na
kolana.
-
Panie… Wybacz mi. Wybacz, zachowałam się niegodnie…
-
Luthien, ty nic…
-
Zwróciłam się do ciebie po imieniu, krzyczałam, panie – dziewczę zwiesiło głowę
ze wstydem – To nie przystoi…
-
Wstań.
-
Nie mogę, panie, nie spojrzę ci w oczy…
-
Dobrze, jak chcesz – Thorin bez namysłu padł przed nią na kolana – Patrz na
mnie. NIKT nigdy nie stanął w mojej obronie tak, jak ty dzisiaj. Tej
śmierdzącej blondynie należało się jeszcze więcej. To ja powinienem… Powinienem
strzelić go w tę bladą mordę za to, co o tobie mówił. To ja nie jestem godzien
tego, byś mnie tak broniła.
-
Wasza wysokość…
-
Powiedziałem wyraźnie, że jako moja oficjalna reprezentantka, masz prawo do
wszystkiego, do czego prawo mam ja, i że mają cię szanować. Nie posłuchali? Ich
sprawa. Potraktowałaś go idealnie. Zgniotłaś i zmieszałaś z błotem tak, jak na
to zasługuje. Tak, pogodziliśmy się, i niby nie żywię urazy, ale nadal pamiętam
to, jak uwięził mnie tu, torturował, w celi nie miałem nawet poduszki…
-
To niemożliwe – Luthien zerwała się na równe nogi – Powiedz, że to nieprawda…
-
Uspokój się…
-
Torturował cię!?
Król
nie odpowiedział. Nie zdążył wstać z kolan, kiedy Luthien momentalnie odwróciła
się i pobiegła z powrotem do pałacu. Nie zdążył nawet pomyśleć i skontaktować,
co się dzieje. Dziewczyna jak szybko wybiegła, tak szybko wróciła. Z zakrwawioną
pięścią, w której zaciskała garść blond włosów i jeden patyk.
-
Na wszystkich potomków Durina, coś ty zrobiła!? – krzyknął przerażony Thorin.
-
Nic. Dostał tylko to, na co zasługiwał. On i ten… Lindir.
-
Co!?
-
Wasza wysokość, wybacz moją gwałtowność i nieokrzesanie, ale… musiałam. Możesz
mnie teraz zwolnić ze służby, zrozumiem.
-
Luthien, coś ty zrobiła!?
-
Poszłam tam, a ten transelficki twór zasłonił blond żmiję własnym ciałem, więc
trochę go… przesunęłam – dziewczyna wysunęła przed siebie pięść z blond puklem
– Potem trzasnęłam padalca w nos, i… połamałam mu koronę.
-
Kobieto, ty… - Thorin cofnął się o krok – Ty jesteś niebezpieczna, ty… jesteś w
stanie zrobić dla mnie wszystko…
-
Tak, mój panie i władco – Luthien uklękła przed nim, wypuszczając z dłoni kępkę
włosów i patyk.
-
Co… powiedziałaś?
-
Tak, mój PANIE I WŁADCO.
Krasnolud
cofnął się jeszcze o krok, nie dowierzając w to, co widzi i słyszy. Uległa, ale
jednocześnie waleczna, skromna i pewna siebie, ułożona, choć potrafiąca zaskoczyć,
bezbronna, a w obliczu zniewagi monarchy wstępowała w nią dzika lwica… I do
tego tytułowała go „mój panie i władco”.
O nie, takiej kobiecie NIKT nie jest w stanie się oprzeć! A już na pewno
nie uwielbiający dominację Thorin, którego klęcząca Luthien doprowadzała na
skraj wytrzymałości. Szarpnął ją za nadgarstek i z impetem pchnął na ścianę, do
której przyparł ją swoim ciałem.
-
Jesteś najbardziej pociągającą asystentką, jaką kiedykolwiek miał jakikolwiek
inny władca Ereboru i innych krain – powiedział – A mówiąc „miał”, nie mam na
myśli tylko zatrudnienia…
-
Panie…
-
O tak, panie, tak masz do mnie mówić… Ale nie tu.
-
Wasza wysokość, proszę, puść…
-
Śmiesz sprzeciwiać się królewskim rozkazom?
Dziewczyna
ze strachem pokręciła głową, a wtedy Thorin bez żenady wpił się w jej słodkie,
czerwone usta. Jak cudna była jego kłująca broda, drapiąca jej delikatną skórę…
W momencie Luthien zapomniała o wstydzie i tym, że jest jedynie podrzędną
służącą wielkiego władcy, i odwzajemniła pocałunek z taką mocą, na jaką
pozwalało jej nikłe doświadczenie w tej materii. A właściwie – żadne. Bo z kim
miała się całować podczas stażu u Radagasta!?
-
Wystarczy – lekko odepchnęła od siebie rozanielonego Thorina – Dość, wasza
królewska mość. To się nie godzi.
-
CO się nie godzi!?
-
Całować się na terenie wroga – odparła pewnym głosem – Proszę, zabierz mnie do
domu, panie. Jest mi zimno i jestem zmęczona.
-
Zimno ci? – przeraził się krasnolud, i szybko zdjął swój płaszcz, narzucając go
na jej ramiona – Mam nadzieję, że się przeze mnie nie pochorujesz.
-
Panie, nie mogę tego przyjąć…
-
Musisz.
Zręcznym
ruchem wsadził Luthien na muflona i usiadł za nią. Przysunął się do niej
najbliżej, jak mógł, i ruszyli w drogę. Milczeli. Thorin nie chciał spłoszyć
dziewczyny, bo pojął, że nie zdziała u niej wiele napastliwością i tak nachalną
dominacją. Niestety… Tej zdobyczy nie udało się pozyskać tak łatwo. Już
Arcyklejnot był o wiele przystępniejszym celem, niż ta drobna, przepiękna
istota. Thorin poczuł, że opiera się na nim… Zasnęła. To dobrze. Przyspieszył,
i bardzo szybko dotarli do Samotnej Góry. Stajenni chcieli pomóc swemu królowi
zanieść dziewczę do jej komnaty, ale ten stanowczo odmówił, stwierdzając że nie
byłby prawdziwym mężczyzną, gdyby ją w takim stanie oddał komukolwiek. Stąpając
cicho po długich korytarzach Ereboru, Thorin z całych sił starał się nie
obudzić piękności wtulonej w jego ramię. Jednak ktoś zrobił to za niego…
-
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twój busz, moja królowo – dobiegł go zza rogu
znajomy głos. To… Dwalin!
- Mój
ty wojowniku – odparł cicho delikatny, kobiecy głos – Czekam, aż urządzisz mi
naszą własną bitwę dwóch armii…
-
Moja armia ma jednego, za to silnego i ogromnego wojownika, pani…
-
Och, Dwalinie…
-
Podnieca mnie twoja broda – krzyknął krasnolud, aż obudziła się Luthien – Cała
mnie niesamowicie podniecasz, Dis!!!
Thorin
zamarł. Jak to… Jego najlepszy przyjaciel i…
-
Dis!!! – wrzasnął, stawiając zdezorientowaną Luthien na podłodze.
-
No to mamy… kłopoty…
-
Dis!!! Do mnie!!!
Siostra
posłusznie podreptała przed oblicze władcy, czerwieniąc się jak burak.
-
Dwalinie, to że ciebie nie wymieniłem, nie znaczy że nie masz przyjść – warknął
Thorin, a przyjaciel natychmiast przyszedł, stając naprzeciw niego z miną
zbitego psa.
-
Pięknie… wyglądacie w niebieskim – szepnęła Dis, zerkając błagalnie na Luthien.
-
Zamilcz!!! Od kiedy to królewska siostra, księżniczka, matka książąt i minister
w moim rządzie rozkłada nogi przed… moim byłym przyjacielem!!!
-
Braciszku, my tylko…
-
Milcz!!!
-
Pytasz, a nie mogę odpowiadać…
-
Milcz!!!
-
Thorinie, ja kocham twoją siostrę i poniosę wszelkie konsekwencje…
-
Durinie zstąp i zabierz mnie stąd, bo nie wytrzymam! – wykrzyknął wściekle
Thorin – Za jakie grzechy!? Ty – wskazał na siostrę – masz szlaban na wyjście z
komnaty do końca miesiąca, a z tobą policzę się… inaczej.
Dis
jeszcze raz posłała Luthien błagalne spojrzenie, a ta pojęła szybko, o co
chodzi. Chwyciła się królewskiego rękawa i osunęła się w dół.
-
Wasza wysokość, słabo mi – szepnęła – Wybacz, panie…
-
Luthien! – przerażony Thorin natychmiast podtrzymał ją i wziął na ręce –
Zaniosę cię do komnaty. Co ci jest, moja droga?
-
Panie, proszę… Zaraz zemdleję…
Thorin
w ogóle nie patrząc już na nieszczęsną, niemalże półnagą parę na środku
korytarza, pobiegł do komnaty swej asystentki. Otworzył drzwi kopniakiem i
położył Luthien na łożu, siadając przy niej i odgarniając jej włosy z czoła.
-
Przynieść ci wody? – pytał, zmartwiony – Wezwać medyka?
-
Nie, panie, już mi lepiej.
-
Potrzymam cię za rękę, dobrze?
-
Jesteś zbyt łaskawy, wasza wysokość…
-
Cicho… Śpij. Zajmę się tobą…
Luthien
posłusznie leżała bez słowa, czując jak palce Thorina delikatnie głaszczą jej
twarz. Była tak podekscytowana… Ale nie mogła tego zdradzić. Wiedziała już, że
to TEN mężczyzna, którego kocha. Ale to nigdy się nie zdarzy, gdzież ona –
prosta służka, jeszcze kilka dni temu będąca zwykłą stażystką u Radagasta… I on
– wielki władca, najpotężniejszy król Śródziemia. To nie mogło się udać,
chociaż… teraz, gdy tak troskliwie się nią opiekował, czuła niesamowitą
bliskość z tym dostojnym krasnoludem. Leżąc bezbronnie na łóżku, czując jego
kojącą obecność, odpłynęła. Zasnęła. Thorin posiedział jeszcze chwilę, po czym
wyszedł z jej komnaty. Nie myślał już o Dwalinie i Dis, kompletnie o nich
zapomniał. Kładąc się do swojego ogromnego łoża w głowie miał tylko swoją
piękną asystentkę…
Nazajutrz
obudził go zapach świeżej jajecznicy na szynce. Co, do licha! Ktoś urządził
sobie kuchnię w jego królewskiej sypialni…!?
-
Co tu się dzieje, na legion orków! Co to za zapachy!? – krzyknął, zrywając się
z łóżka i ujrzał uśmiechniętą Luthien, klęczącą na podłodze przy łożu.
-
Miłego poranka, panie – powiedziała – Wybacz natrętność, pomyślałam że zjadłbyś
dobre, gorące śniadanie, masz dziś wiele obowiązków i przyda ci się dużo
energii, wasza wysokość.
-
Luthien, to… To ty! – Thorin otworzył szeroko oczy – Skąd wiedziałaś, że lubię
jajecznicę, i to taką?
-
Księżniczka Dis mi powiedziała, panie.
-
Dis – mruknął krasnolud, sadowiąc się wygodnie na łożu i odbierając od niej
złotą tacę – Za kwadrans chcę ją widzieć w sali tronowej, ją i Dwalina. Niech
Kili przygotuje wypowiedzenie umów tym dwojgu w trybie dyscyplinarnym, a o
reszcie pomyślę potem. Mmmm, całkiem dobra ta jajecznica!
-
Wasza wysokość, wczoraj mówiłeś, że… mam prawa takie, jak ty – szepnęła
niepewnie dziewczyna – Jeśli to podtrzymujesz…
-
Oczywiście!
-
Chciałabym wyrazić moją opinię, wybacz mi wasza wysokość jeśli jest zbyt
śmiała, ale uważam, że… mylisz się.
-
Co!? – Thorin zakrztusił się jajecznicą – JA!? Ja się NIGDY nie mylę!
-
Wybacz panie, w tym przypadku owszem. Pozwolę sobie zauważyć, że księżniczka
Dis i minister Dwalin nie robią nic złego. Kochają się, wasza królewska mość,
co w tym zdrożnego? Miłość nigdy nie jest zła. Pan Dwalin jest twym najlepszym
przyjacielem, krasnoludem z możnego, szlachetnego rodu, księżniczka Dis twą
siostrą, powinieneś radować się, że pokochali się i są szczęśliwi. Miłości nie
można tłamsić.
-
Nie mówisz poważnie…
-
Wybacz, panie, jeśli moją rolą jako asystentki jest doradzać ci, to…
- Właśnie
że nie! I każ Kiliemu przygotować TRZY wypowiedzenia, dla ciebie też! –
wrzasnął Thorin, a dziewczyna podskoczyła ze strachu – Jak śmiesz podważać moje
decyzje!?
-
Wasza wysokość, wybacz mi…
-
Wyjdź!
Luthien
wstała, skłoniła się i pospiesznie opuściła komnatę. Wściekły Thorin rzucił
tacą z jajecznicą o ścianę. Na Morgotha, znowu będzie kolejna, tłusta plama! Jak
ona mogła… Stawać w obronie wroga! Rozczarowała go boleśnie. A żywił do niej
tak gorące uczucia… Odkąd ją zobaczył w mieście goblinów, śniła mu się
regularnie co jakiś czas, i przyłapywał się na tym że często myślał, co może
się z nią dziać i jak spędza czas. A od kiedy została jego asystentką, od kiedy
Kili wprowadził ją na dwór Ereboru, zrozumiał, że trafiła go miłosna strzała
Durina. Właściwie dotarło to do niego wczoraj, gdy tak cudownie zachowała się w
pałacu Thranduila, kiedy broniła go, poniżała elfią blondynę z jego transelfem,
kiedy wracali przytuleni na muflonie do domu, i gdy niósł ją do łóżka, i gdy
zasłabła, gdy siedział obok kiedy zasypiała… Niech to Sauron kopnie! Co on
narobił!? Wyrzucił kobietę swojego życia na bruk.
-
Jestem idiotą, dziadku? – zapytał, wyglądając przez okno – Daj mi znak, jeśli
jestem idiotą, to…
Urwał,
bo nagle portret Throra wiszący nad oknem spadł wprost na jego głowę.
-
Ałłłła!!! Nie musiałeś aż tak mocno dawać mi tego do zrozumienia!
Szybko
ubrał się i raźnym krokiem ruszył do dali tronowej. Było pusto, zasiadł więc na
swym tronie i czekał. Luthien pojawiła się punktualnie po kwadransie od ich
rozmowy wraz z księżniczką oraz ministrem, którzy oboje mieli nietęgie miny.
Thorin z zaciekawieniem przyglądał się trójce powoli drepczącej w jego
kierunku. Luthien podeszła do niego, wyprostowana. Uklękła przed nim i z
szacunkiem podała mu trzy dokumenty opatrzone podpisem „Kili – wielkie słońce
Ereboru”. Thorin uśmiechnął się pod nosem. Ten wariat zawsze musiał na
najważniejszych dokumentach państwowych dodać coś od siebie… Najzabawniejsze
było, kiedy na Wielkim Sojuszu między Zielonym Królestwem a Ereborem napisał drobnym
druczkiem w języku khuzdul „Niech promienie panowania Wielkiego Władcy Thorina
Dębowej Tarczy ogrzewają swym majestatem pleśń i wilgoć chałup w Zielonym
Królestwie, i dosięgają nawet wychodka króla Thranduila, by mógł grzać się w
blasku chwały krasnoludzkiego monarchy, a wszystko, co blond król robi, robił w
imię Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach Radagasta”. Co
prawda nie miało to sensu, ale Thorin śmiał się jak szalony, gdy Thranduil
dopiero po podpisaniu Wielkiego Sojuszu zapytał o zapis drobnym druczkiem. Od
tego czasu działacze Komitetu Na Rzecz Obrony Ptasich Odchodów Na Skroniach
Radagasta regularnie wieszają w wychodku króla Mrocznej Puszczy swoje plakaty
informacyjno – edukacyjne. Tak, dobre czasy… Thorin uśmiechnął się lekko.
-
Wstań, Luthien – powiedział – Muszę cię przeprosić.
-
Panie… - dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem – Jak to…
-
Wybacz mi, Luthien. Miałaś rację – Thorin podszedł do kominka i wrzucił tam
wszystkie trzy wypowiedzenia – Miłości nie można tłamsić. Dis, Dwalinie…
-
Wasza wysokość – jęknął przestraszony Dwalin.
-
Teraz jestem waszą wysokością!? Od kiedy to nie jesteśmy przyjaciółmi?
-
Od… wczoraj?
-
Tak? Wiele się pozmieniało od wczoraj – Thorin podszedł do ministra i poklepał
go przyjaźnie po plecach – Wprawdzie nie rozumiem zamiłowania do owłosionych
bab, ale… każdy robi to, co lubi.
-
Braciszku…
-
Dis, możecie robić co wam się żywnie podoba, ale uprzedzam, jeśli dzieci to
zobaczą…
-
Kili i Fili nie są już dziećmi! Przypominam ci, że niedługo zostaniesz
dziadkiem, Thorinie!
-
Kili ma delikatną psychikę, nie zniszcz tego. Jeśli dowie się, że jego
niepokalana mamusia zabawia się z największym twardzielem Śródziemia, to… może
być z nim krucho. Przygotuj go do tego odpowiednio.
-
Ja z nim pogadam – zadeklarował się Dwalin – Jak ojciec z synem. Powiem mu,
ptaszki, pszczółki, te bzdury, zapylanie…
-
Wasza wysokość, jeśli pozwolisz – wtrąciła nieśmiało Luthien – Może ja to
załatwię?
-
No widzicie? Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Biegnij, moja droga.
Luthien
skłoniła się do samej podłogi a Thorin popatrzył na nieco zmieszaną dwójkę z
rozbawieniem.
-
Kto by pomyślał – roześmiał się – Zagorzały przeciwnik kobiet i ty, moja
siostro… Ale niechże wam będzie. Idźcie robić, co tam chcecie, ale… Dis, jeśli
Dwalin wprowadza się do twojej komnaty, proszę zdejmij ze ścian portrety
tatusia. Nie chcę, żeby na to patrzył. Ja idę poszukać Bilba.
Gwiżdżąc
jakąś irytującą melodię, Thorin cały w skowronkach opuścił salę tronową. Jak to
możliwe, że tak szybko zmieniały mu się nastroje!? Niestety, nikt jeszcze nie
rozgryzł do końca wielkiego pana i władcy, ale jedna osoba była zdecydowanie
temu bliska…
Luthien,
po zakończonej sukcesem rozmowie z Kilim, zajęła się swoimi obowiązkami, i
postanowiła przygotować się na wieczór – miał przybyć Gandalf, chciała więc
dobrze wyglądać, by nie zrobić Thorinowi wstydu przed gościem. Siedziała w swej
komnacie, owinięta tylko krótkim płótnem, pod którym była zupełnie naga, i
oglądała sukienki przygotowane specjalnie dla niej. W niebieskiej już
występowała, może tym razem… Fioletowa? Tak, zdecydowanie to było to. Wstała z
krzesła i już chciała rozchylić poły płótna, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się
i zobaczyła w nich… Thorina.
-
Gdzie na litość Durina są… Ooo… - zatrzymał się momentalnie, wbijając wzrok w
swoją półnagą asystentkę – Luthien… Co ty tu…
-
Panie, wybacz mi, ja chciałam się przebrać – speszyła się dziewczyna.
-
A, to twoja… komnata… - mruknął Thorin – Przepraszam, pobłądziłem. Przepraszam.
Krasnolud
poczerwieniał i pobiegł gdzieś, jednak po oddalających się krokach dziewczyna
słyszała, że nie skierował się do swojej komnaty, a w zupełnie inną stronę.
Dziwne… Ale nie przejmowała się tym, choć nagłe wtargnięcie króla było bardzo
ekscytujące. Miała wrażenie, jakby chciał pożreć ją wzrokiem.
-
Wydaje ci się, głupia – ofuknęła sama siebie – Jak zwykle bujasz w obłokach.
Niewiele
myśląc, zsunęła z siebie płótno, które opadło na podłogę. Jej zgrabne, blade
ciało podeszło do krzesła, na oparciu którego wisiała piękna, fioletowa suknia.
Chwyciła ją w dłonie i przyglądała się jej przez chwilę. Była olśniewająca.
Nigdy nie widziała piękniejszej sukni… Gdy tak na nią patrzyła, serce
podskoczyło jej niemal do gardła, gdyż ponownie za jej plecami z impetem
otwarły się drzwi, a ona była… NAGA!
- Ratunku!
Straż! – wrzasnęła, zakrywając się suknią i odwracając przodem do drzwi. Nie,
to niemożliwe… Znowu ON!?
-
Luthien, na wszystkie świętości Durina, jakaś ty piękna… - westchnął Thorin,
rozanielony.
-
Panie!
-
Wybacz mi, ja… Zgubiłem drogę.
-
Dwa razy!?
-
Tak, już kiedyś mi się to zdarzyło, w Shire, kiedy szukałem domu naszego
włamywacza – mówił jak najęty, wpatrując się w jej zdezorientowaną twarz –
Zgubiłem drogę dwa razy, ale w końcu trafiłem. Teraz też zgubiłem drogę… do
własnej komnaty… dwa razy, ale… chyba dobrze trafiłem. To TU chciałem dojść od
samego początku…
-
Chciałeś DOJŚĆ!? – przeraziła się Luthien.
-
Interpretuj to jak chcesz – Thorin podszedł do niej i ucałował jej dłonie,
które przytrzymywały kurczowo na piersiach suknię – Luthien, ja wszystko
zrozumiałem. Jeśli zechcesz…
-
Wasza wysokość, błagam, daj mi się ubrać…
-
Kiedy podobasz mi się taka…
-
Thorinie! – krzyknęła – Wyjdź!!!
Krasnolud
spojrzał na nią zdumiony, ale i niesamowicie podniecony faktem, iż ta drobna,
uległa istota potrafiła na niego krzyknąć. Zwracając się po imieniu! Chwycił
dłonią jej wąską talię i zjechał niżej, przysuwając do siebie Luthien i
obdarowując ją gorącym, namiętnym pocałunkiem, po którym odwrócił się i
wyszedł, rzucając przez ramię:
-
Za kwadrans w sali tronowej!
Roztrzęsiona
dziewczyna opadła na krzesło. Widział ją nago! Wprawdzie od tyłu, ale zawsze,
dotknął jej nagiego ciała, pocałował ją… Na Durina, co tu się wyprawiało!?
Luthien szybko ubrała się i przygotowała wszelkie niezbędne dokumenty. Gdy
punktualnie wkraczała do sali tronowej, na miejscu czekał już na nią wygodnie
rozwalony na tronie Thorin, siedzący obok Gandalf z Bilbem, tulący się do
siebie Dis z Dwalinem, rozbawiony jak zawsze Kili z żoną, oraz dumny przyszły
ojciec – Fili, z dumą i radością patrzący na Esmeraldę. Reszta ministrów i
innych mniej lub bardziej ważnych osobistości, w tym praczki, palacze C.O.,
kucharki, ogrodnicy, i wszelkie inne zawody też byli obecni. Dobrze, że sala
tronowa była największym pomieszczeniem w całym Ereborze… Mimo tak licznej
obecności i tak było dość luźno. Luthien poczuła się dziwnie, gdy kroczyła w
stronę króla, a wszystkie oczy zwrócone były na nią. Uklękła przed władcą i
podała mu dokumenty, ale on odrzucił je do Bilba i zszedł z tronu.
-
Luthien, wstań – rozkazał, a ona natychmiast posłuchała – Spójrz mi w oczy.
-
Tak, wasza wysokość.
-
Odpowiedz mi na jedno pytanie – krasnolud nieoczekiwanie dla wszystkich
uklęknął przed zdenerwowaną dziewczyną, wyciągając z kieszeni piękny
pierścionek z dużym, lśniącym kamieniem, który coś Luthien i wszystkim zebranym
przypominał – Czy ty, najpiękniejsza istoto tego świata, zgodzisz się wyjść za
mnie i być królową Ereboru, moją prawowitą żoną i matką moich dzieci?
-
Wasza wysokość, nie godzi się – szepnęła, klękając przed nim – Nie klękaj
przede mną…
-
Będę klękał, kiedy będę miał ochotę! – zagrzmiał – Wyjdź za mnie! Kocham cię do
szaleństwa!
-
Wasza… wasza królewska mość, ja…
-
Co, Luthien?
-
Ja kocham waszą wysokość do granic możliwości, i…
-
Mój kwiatuszku – westchnął wzruszony Thorin – Wyjdziesz więc za mnie?
-
Ale… Panie, toż to… Arcyklejnot! – krzyknęła Luthien z przerażeniem,
rozpoznając w kamieniu z pierścionka najwspanialszy klejnot świata. Thorin
uśmiechnął się łagodnie.
-
No tak – odparł – Odłupałem kawałek, byś wiedziała, że jesteś moim
Arcyklejnotem, moim Sercem Góry, piękna Luthien.
-
Panie, jam niegodna…
-
Jeśli ktoś jest kogoś niegodzien, to tylko ja ciebie. A mimo to ośmielam się
pytać, znając oczywiście odpowiedź, czy zechcesz za mnie wyjść. Powiedz…
-
Tak, panie – powiedziała cicho i niepewnie, a widząc iskierki szczęścia w jego
oczach, krzyknęła na cały głos – Tak, mój panie i władco, wyjdę za ciebie
choćby dziś!!!
-
Na co więc czekać – uradował się Gandalf, któremu właśnie dziesięć minut
wcześniej dopisano do umowy o pracę funkcję kierownika urzędu stanu cywilnego.
-
Udzielisz nam ślubu? – zapytał Thorin.
-
Z przyjemnością, przyjacielu.
Po
krótkiej, niespodziewanej ceremonii rozpoczęło się wielkie, krasnoludzkie
wesele. Thorin tańczył tylko z Luthien, patrząc jej głęboko w oczy i
rozkoszując się jej kojącą obecnością.
-
Thorinie – powiedziała z uśmiechem – Thorinie…
-
To mi się podoba – mruknął rozkosznie – Uwielbiam słyszeć swoje imię… Ale,
kochanie, nie zapominaj, że mimo iż jesteś królową Ereboru i moją małżonką,
nadal jestem twoim…
-
Panem i władcą – westchnęła z podnieceniem w głosie. Thorina przeszedł dreszcz.
-
Za pięć minut w mojej… wybacz, NASZEJ komnacie.
Puścił
ją i wyszedł. Dziewczynie kręciło się w głowie ze szczęścia, podeszła do Dis,
która podziękowała jej za wcześniejszą pomoc i interwencję w sprawie jej
miłości do Dwalina, a potem pogratulowała tego, że usidliła i rozkochała w
sobie faceta, którego dotąd największą miłością był on sam. No i Arcyklejnot,
rzecz jasna, ale kosmiczne ego Thorina było w Śródziemiu legendarne. Ale
Luthien, ta mała, niepozorna Luthien, miała naprawdę perwersyjne upodobania.
Thorin widział to w jej oczach. Czekał na nią równo pięć minut, kiedy rozległo
się pukanie do drzwi.
-
Wejść – rozkazał ostro.
Drzwi
otworzyły się i jego oczom ukazała się najpiękniejsza kobieta świata, która
powolnym krokiem podeszła do niego, nie patrząc mu w oczy, i uklękła przed nim,
z nabożną czcią całując skraj jego królewskiej szaty.
-
Czekam na twoje rozkazy, panie i władco – szepnęła – Zrobię wszystko…
-
Wszystko?
-
Tak, mój panie i władco.
Thorin
chwycił jej podbródek i uniósł do góry; wypieki na jej policzkach tylko
dodawały jej uroku. Podniósł ją i ich spojrzenia spotkały się. Przysunął ją do
siebie i mocno, gorąco pocałował.
-
Pamiętaj zawsze, kto jest panem i władcą, stokrotko.
-
Jak ja uwielbiam mężczyzn z przerośniętym ego – szepnęła zmysłowo – Uwielbiam,
jak twoje zbyt wysokie mniemanie o sobie przytłacza mnie, i czuję się wtedy
taka malutka…
-
Och, Luthien! Jesteś tak perwersyjna!
-
Pragnę, by twoje ego mną zawładnęło…
Thorinowi
w to było graj! Idealna kobieta dla kogoś takiego, jak on. Już chciał zedrzeć z
niej suknię, ale… Odsunął Luthien od siebie. Podszedł do okna i wspiął się na
krzesło, stając twarzą w twarz z portretem wielkiego Throra.
-
Już wystarczy, staruszku – uśmiechnął się – Dość widziałeś, więcej nie musisz.
Powisisz sobie w galerii królów.
Thorin
mógł przysiąc, że portret dziadka… uśmiechnął się do niego i puścił mu oczko!
Nie, to niemożliwe… Zgonił wszystko na karb przemęczenia i rozpierającej
radości. „Powiesić delikwenta w galerii królów tuż nad wizerunkiem
samozwańczego króla, uzurpatora Smauga Wrednego. Narysować na wizerunku Smauga
tarczę do rzutek. Dziadkowi podmalować wąsy. Z serdecznymi pozdrowieniami,
gigantyczne ego króla Thorina Dębowej Tarczy i jego seksowna, mała żonka :-)” –
napisał na karteczce, którą przymocował do obrazu, i wystawił Throra za drzwi.
-
A teraz, kochanie, pierwsza próba poskromienia królewskiego, nadętego ego –
uśmiechnął się znacząco – Jeśli się uda, czeka cię cudowna nagroda…
I
tak to bywa! Czasem miłości nie ma przez lata, czasem pojawia się dopiero po
zmianie płci – choć Lindir od dawna podkochiwał się w Thranduilu, lecz bez
wzajemności, czasem tylko fakt że dzieci nie mają matki powoduje że samotny
władca zakochuje się w brzydkiej, garbatej starej pannie, a czasami dwie
zbłąkane dusze nagle odnajdują się i w ciągu jednej właściwie doby zakochują
się bez pamięci: posłuszna i uległa piękność, oraz facet o ego większym niż granice
jego królestwa :-)
Jak widać, połączyła nas (Kate i mnie) jakaś dziwna telepatia, co można jednak dość prosto wytłumaczyć: stężenie krwinek typu Th*RIN+ w osoczu osiągnęło stan krytyczny, co musiało znaleźć ujście ... na klawiaturze.:) Od razu zaznaczam, że miałyśmy ten sam wyjściowy pomysł: król ma żyć długo i szczęśliwie z ukochaną kobietą u boku. A jeśli przy okazji będzie można potrząsnąć tleninym łbem innego władcy ... to już całkowity przypadek. :) Dlatego ze swej strony tez bardzo Was, Szanowne Czytelniczki proszę, by nie porównywać obu opowiadań. Dziś, jest dzień Kate i tego trzymajmy się!
OdpowiedzUsuńKate! To jest świetne! Ubawiłam się setnie! Król i jego towarzystwo "wzywający imienia Durina nadaremno" są wspaniali (że o przekleństwach "w klimacie" nie wspomnę:). Pomysł , by w Ereborze wprowadzić współczesne instytucje jest super - król po naradzie powinien jeszcze jak pewien premier "charatnąć w gałę".:) Thorin i Bilbo musieli nieźle popalić, skoro władcy język rozwiązał się, dzięki czemu nareszcie wiemy, że lubi też kobiety o właściwym zapachu!:)) Wizja lekko nawalonych przyjaciół z fajkami z podejrzanym zielem opartych niedbale o ścianę ... zaiste warta zapamiętania! Luthien rozmawiająca z Kilim i Bilbem u Beorna skojarzyła mi się z Motrem ( "ocal mnie") - spokojnie to komplement! Ponadto muszę stwierdzić, że Thranduil to zwyczajna ... świnia. Czyżby planował, że do Thorina zapuka CBA, by sprawdzić skąd ma zegarek? Ale może uszkodzona korona mu zaszkodziła uciskając głowę zbyt mocno po jednej stronie?
OdpowiedzUsuńKról znowu zgubił się dwakroć ... ale całe szczęście, że zapytał dziadka o zdanie - porządne palnięcie w łeb dobrze mu zrobiło. :)
Dzięki Kate, za świetną zabawę!:)
Eve, wybacz, ale o ile dobrze pamiętam, Mort jest wielbicielem królewskich stóp - chyba Lilly bardziej do tego opisu pasuje :)
UsuńMówisz, że dobrze że wprowadziłam współczesne instytucje. Ja żałuję tylko, że nie stworzyłam stacji telewizyjnej "Hobbit TV" - Radagast mógłby kręcić "Z kamerą wśród zwierząt", w pierwszym odcinku odwiedziłby zamek Thranduila, by ponagrywać... świnię :) Ech, no cóż, najlepsze pomysły przychodzą na koniec :)
Dziadka zawsze trzeba o zdanie pytać! Gdyby nie Thror, Luthien wyleciałaby na zbitą buzię z niedoszłą szwagierką i jej kochankiem :)
Dzięki, Eve, i cieszę się że nasza telepatia nie była jednakowoż aż na tyle silna, by popełnić plagiat :) Jednak jakieś różnice są :)
Pewnie, że różnice są - przecież to tylko telepatia!:) Ale chciałam uściślić, że chodziło mi o takiego lekko zalęknionego Morta - nie myślałam o nim w kontekście królewskich stóp.:) Poza tym zawsze możesz dopisać "zaginiony rozdział" ku uciesze swoich czytelniczek i wtedy programy "Hobbit TV' ujrzą światło dzienne. Jeśli mogę coś sugerować, to nie zatrudniaj panny W. :))
UsuńO nie! Panna W. w "Hobbit TV"? Tego to bym nawet Thranduilowi nie zrobiła!
UsuńMasz rację! Nawet on na to nie zasłużył!:)
UsuńBłagam, tylko nie panna W.!!! ;-)
UsuńAniu, spokojnie, panna W. jest z innej bajki. Tu NIE pasuje. :))
Usuńufff, ulżyło mi :-)))
UsuńSzybko wyrażę swoją opinię, bo też i szybko "przeleciałam" ten tekst jako, że od razu zaleciało mi romansidłem;) Niestety nie należę do wielbicielek twojego stylu Kate, ale doceniam, że tym razem dziełko to wyzbyte jest pewnych kwiecistych opisów królewskich rozkoszy;) Razi mnie tylko to Kate, co napisałaś na początku, że "nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów"- wychodzi z tego, że Tolkien stworzył jakieś bzdury, które mogą czytać tylko malkontenci nie gustujący dajmy na to w.... halequinach??. Chyba cię poniosło za bardzo. Może już nie oglądaj Hobbita po raz kolejny?;)
OdpowiedzUsuńEve, błyśnij jeszcze raz tym swoim postmodernizmem;)
Pozdrawiam,
Robin
Cóż, Robin, a może to Ty nie oglądaj Hobbita po raz kolejny, bo chyba coś robi się z Tobą po nim coś nie tak? :) Zaburza Twoją zdolność czytania ZE ZROZUMIENIEM?
UsuńTo Ciebie poniosło, moja droga, w nieznane mi dotąd bezkresy nadinterpretacji. Powinnam Ci pogratulować, ale siedzi we mnie dziś mały, podły Thranduil, więc tego nie zrobię. Po prostu po raz kolejny (jakież to nudne, gdy mówisz, a ktoś Cię nie rozumie od paru miesięcy...) przypomnę, że SAMA uwielbiam Tolkiena, i cóż - wolę jego dzieła niż harlequiny. Oj, rozczarowałam Cię? :) Przykro mi. Ale pobawię się w polonistę, jeśli pozwolisz. "nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena", brzmiała pierwsza część zdania, tu następuje duża przerwa, i następuje zdanie "malkontentów, podobnie jak moja szanowna poprzedniczka, odsyłam do oryginału" - przydałby mi się Cumberbatch, bo jako genialny detektyw może znalazłby tu podłość którą zawarłam między wierszami, i fakt że nazwałam czytelników Tolkiena malkontentami. Cóż, Robin, pocieszę Cię w takim razie - jeśli Ty nim jesteś, to i ja :)
Ale żeby doszukiwać się tu romansidła... Naprawdę trzeba mieć bujną wyobraźnię.
No to dzięki za wyjaśnienia:) Tyle, że ja wcale nie chcę cię zrozumieć, Kate;)
UsuńCieszę się, że uwielbiasz Tolkiena,ale mam nieprzemijające wrażenie, że najlepiej w swojej własnej interpretacji;)
Na pewno nie obejrzę III części Hobbita po raz kolejny:) Raz wystarczy w zupełności.
Robin
Skoro zostałam wywołana do tablicy, dorzucę swoje trzy grosze. Zaznaczam od razu, że nie zamierzam "błyskać" niczym. :) Szczerze podziwiam Kate za autoironię i umiejętność śmiania się z własnego tekstu, za dystans i spojrzenie z przymrużeniem oka na to, co kiedyś opublikowała całkiem na poważnie. Kate! Gratulacje!
UsuńJeżeli w rozmowie dwójki dorosłych osób pada zdanie "ja wcale nie chcę cię zrozumieć", no to... coś tu jest nie tak. Bawimy się w piaskownicę? To może ja zaraz powiem, że idę do mamy :)
UsuńEve, autoironia to moje... drugie? Trzecie? Tak, trzecie imię - drugie brzmi "pani Thorinowa" :) A czwarte to telepatia, oczywiście :)
Eve- mam nadzieję, że nie odniosłaś wrażenia, że próbuję ci się przypodobać?;) Gdyby jednak- to zapewniam, że daleko mi do tego;) Wiem, że wy wszystkie stoicie murem za Kate. Mnie jednak niestety- jak zwykle, tylko umiarkowanie podobało się jej opowiadanie. I co z tego?
UsuńCo do fanfiku T/L, jak dobrze pamiętam- jego autorka jednak wiele razy zapewniała, że nie jest to "na poważnie":) (Hmm, gdyby było "na poważnie",to moja tzw. krytyka i czepianie się kolejnych rozdziałów okazałyby się całkiem zasadne:))
Robin
Kate Autoironio Pani Thorinowo Telepatio ... Ufff, chyba niczego nie pominęłam. :))) Zapomniałam dopisać jeszcze, że bardzo podoba mi się sposób spisywania dokumentów przez kadrowego, a szczególnie umiejętność pisania drobnym druczkiem. :)
UsuńNie gniewaj się, ale nie odniosłam wrażenia byś była dorosłą osobą Kate;)
UsuńRobin
Robin i znowu nie zrozumiałyśmy się. Nie odebrałam wpisu skierowanego do mnie jako chęci "przypodobania się", bo to nie w Twoim stylu. Cenię umiejętność wypowiadania własnego zdania wśród ludzi, którzy mają zgoła odmienne, ale można robić to w spokojny sposób - taki, który nie sprawia wrażenia, że chce się być rozmyślnie złośliwym. Ale o tym wielokrotnie rozmawiałyśmy i jakoś ciągle wspólnej płaszczyzny znaleźć nie możemy.Szkoda. Dodam jeszcze, że określenie "na poważnie" dotyczyło czegoś innego - historii, która nie ma być totalnie absurdalna i śmieszna, jak ta, którą dziś czytałyśmy.
UsuńWybacz Eve, że tak napisałam, ale niestety ciągle mi się wydaje, że jeśli dodam coś o wydźwięku negatywnym wobec twórczości własnej Kate, to jest to brane za czystą złośliwość z mojej strony. Zaznaczam, że nie chcę rozwijać kolejnej dyskusji ani się tłumaczyć. Jaki jest mój stosunek do twórczości Kate- wiecie. A Kate zapewne "nie potrzebuje adwokatów"' - prawda Kate?;)
UsuńRobin
W porządku, nie kontynuujmy dyskusji skoro niczego to nie zmieni. Nie zaprzeczaj jednak, że pisanie iż "nie odniosłam wrażenia byś była dorosłą osobą Kate;)" - nawet z emotikonem na końcu - nie zawiera w sobie złośliwości.
UsuńPowiem krótko, Robin proszę nie obrażaj Kate!
UsuńJa sama jestem swoim najlepszym adwokatem. A Eve nie próbuje mnie bronić, tylko stara się (w przeciwieństwie do Ciebie) rozmawiać i rozumieć wszystkie strony dyskusji.
UsuńA poza tym to niewiele mnie obchodzi Twoje zdanie na temat mojej rzekomej niedojrzałości, bo to nie świadczy o mnie, a o Tobie. Mnie nauczono innego zachowania, więc kulturalnie zakończę "dyskusję" z Tobą.
Bez komentarza moje Panie.
UsuńRobin
Robin, ja ciągle nie potrafię zrozumieć ( a nieskromnie informuję ,że IQ mam bardzo wysokie) po co Ty wchodzisz na blog Ani i ciągle denerwujesz się . Nie szkoda Ci własnego zdrowia ? Nas specjalnie już niczym nie zaskoczysz .
UsuńBasia
I jeszcze jedno zanim stracę całkiem panowanie nad sobą- Kate, to wypowiadaj się jak osoba dorosła a nie zachowuj jak rozkapryszony dzieciak któremu dano na plastyce 4+ zamiast piątki. I przestań mnie wreszcie z premedytacją prowokować swoimi odpowiedziami bo przez ten rok już chyba wystarczająco dobrze mnie poznałaś! Ciao bambino.
UsuńAniu- czuję się również obrażona przez Kate.
Robin
Basia- nie blog Ani mnie denerwuje tylko odpowiedzi Kate.
UsuńRobin
Robin, nie bądź śmieszna. JA prowokuję? Poza tym, Ty mnie również poznałaś na tyle, żeby odpuścić sobie czytanie moich fanfików bądź komentarzy. A Ty z uporem maniaka to robisz nadal, wchodzisz, i komentujesz, czasem nawet nie czytając, albo jak dziś "pobieżnie przelatując tekst". No, rzeczywiście, bardzo poważne to Twoje zachowanie i podejście do sprawy. W ogóle nie prowokujące. Absolutnie. Przestałabyś w końcu zrzucać winę na innych.
UsuńAch, jeszcze jedno, skoro znowu odezwał się we mnie Thranduil - jak ty trollujesz, do czego się sama przyznajesz, to jest super, prawda? Masz do tego święte prawo! Ale jak jest nie po Twojej myśli, to tupiesz nóżką i tracisz panowanie? Szybko :) Mnie nie wytrąciłaś z równowagi przez cały rok.
Cha cha Kate, nie kłóćmy się już, rozbawił mnie ten Thranduil;D I skoro Thranduil siedzi w Tobie, to we mnie chyba... Thorin i jego wielkie ego:D Właśnie opierniczyłaś mnie dosłownie- jak Bilbo :D Serio- mogę ci przyznać rację- mam niestety despotyczny charakter, wyłazi ze mnie zawsze gdy ktoś mi się sprzeciwia;) Ale potrafię wyciągnąć rękę do zgody:)
UsuńRobin
Na zakończenie tej jakże pouczającej dyskusji, bez żadnych aluzji i bez wniosków, po prostu w ramach uświęcenia święta Trzech Króli:
Usuńhttp://oi59.tinypic.com/6iem43.jpg
Durinowych snów!
Wezmę pod uwagę "bez aluzji";)
UsuńDurinowych to raczej dla ciebie;) Ja wracam do Shire.
Robin
Robin, ja z czystej ciekawości zapytam: Ty byłaś taka od urodzenia, czy to nabyte? Ten blog był cudownym, przyjaznym miejscem, a Ty jakbyś za punkt honoru sobie postawiła, że musisz to zepsuć. Jątrzysz, obrażasz, emanujesz zajadłością i złośliwością, a wszelkie rozmowy z Tobą, to rzucanie grochem o ścianę. Podziwiam Anię za opanowanie, bo gdyby to był mój blog, to dostałabyś wilczy bilet.
Usuń1. No chyba od urodzenia, nie pamiętam.
Usuń2. "Jątrzysz, obrażasz, emanujesz zajadłością i złośliwością" -uff, jest aż tak źle? Jeśli nawet to tylko czasem. I tylko wyłącznie, jeśli to miało związek z jakimś fanfikiem Kate.
3. Po co rozwijasz ten temat Zofio???? Zdaje się że już został zakończony. A ja już jakiś czas temu przy pewnej wielkiej blogowej manifestacji przyznałam Wam rację! Po co się wtrącasz do konwersacji mojej i Kate? Dziś nawet nie skrytykowałam jednym słowem jej fanfiku i tylko mnie zaskoczyło i uraziło to co napisała na początku- powtórzę "nie jest to dzieło na poziomie Tolkiena, i malkontentów" i uważam, że miałam święte prawo się do tego przyczepić.
Miłych snów.
Robin
Tak, jest aż tak źle i chyba właściwie tylko Ty tego nie zauważasz. Tak jak pisałam - wszelkie rozmowy z Tobą to rzucanie grochem o ścianę. Twoje uważanie o świętym prawie mnie nie przekonuje.
UsuńRobin, Ty to sprytna kobieta jesteś.:) Niby nic, odżegnujesz się od kontaktów z dziedzicami Durina, a przyznajesz, że wracasz do Shire. Przebiegłe! Wszak panowie stoją w drzwiach domu Bilba!:)) Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.:))
UsuńA na poważnie, to skoro chcesz tu zaglądać, to może dla dobra wszystkich (własnego też, bo po co się denerwować), nie komentuj na przyszłość opowiadań Kate. Możemy taki punkt zawrzeć w "pakcie o nieagresji"?
Robin, ja wcale się nie wtrącałam do konwersacji, więc daruj sobie to strofowanie mnie jak uczniaka i nie chodzi mi o Twój wpis pod tym konkretnym fanfikiem, tylko o całokształt Twojej obecności na blogu. Dokuczliwej obecności. Często Twoje komentarze powodują, że kończy się dyskusja na temat postu, a zaczyna się wymiana zdań z Tobą - psująca atmosferę na blogu.
UsuńZosiu masz 100% rację co do obecności Robin na blogu . No ale cóż jeżeli sama pisze o sobie ,że wyłazi z niej despotyczny charakter zawsze kiedy ktoś się jej sprzeciwia ,
Usuńnie ma tu miejsca na żaden dialog . Nie można wymieniać zdań z kimś kto z założenia uważa ,że racja jest zawsze po jego stronie i do tego wyraża to w sposób często niegrzeczny . Robin po prostu nie potrafi się pięknie różnić . Fundamentalizm poglądów nie sprzyja żadnej dyskusji .
Basia
Eve- jasne, to był ostatni raz. Ale jesteście trochę niesprawiedliwe dziewczyny. We wszystkich tematach załączanych przez Anię jestem przecież miła i grzeczna. Prowadzę normalne rozmowy. Cofnijcie się w "czasie"i sprawdźcie. Złośliwość taka lub inna wychodziła ze mnie wyłącznie gdy dyskutowałam z Kate. I to przyznaję. Czasem tak bywa, że jakaś osoba i jej sposób postrzegania działa na nas jak płachta na byka.
UsuńPrzeczytałam to opowiadanie tylko po to, żeby zobaczyć ja Kate wyszła parodia własnego fanfiku. Myślałam, że może będzie w nieco innym tonie.
Eve- nie odżegnuję się;) ale wyszło zabawnie.
Basia- cokolwiek to miało znaczyć- " Robin po prostu nie potrafi się pięknie różnić "- co mi tam, mogę się też brzydko różnić, byle się różnić;D
Robin
Ale nie sądzę ,że my chcemy się brzydko różnić.
UsuńBasia
Basia- pisałam tylko o sobie w tym momencie.
UsuńRobin
Nie wydaje mi się, żebyśmy były niesprawiedliwe. Zgadzam się, że czasem ktoś działa na nas jak płachta na byka - Ty działasz w ten sposób na większość osób na blogu. Twoje huśtawki nastrojów już nam bokiem wychodzą - ja rozumiem, że czasem hormony nam się rozjeżdżają, ale może znajdź sobie inną formę wyżycia się - pobiegaj, dom wysprzątaj - i nie mąć na blogu.
UsuńRobin , wydaje mi się ,że nie do końca rozumiesz o czym napisałam . Pozwól ,że wyłożę to jaśniej : sądzę ,że my z Tobą nie chcemy się brzydko różnić .
UsuńPo co piszesz o jakichś pojednaniach ,zgodach kiedy zależy Ci tylko na tym ,żeby się różnić.Zaręczam Ci ,że większość z nas już zauważyła Twoją odrębność i nie musisz nam jej cały czas pokazywać .
Przepraszam Zrysiowane , że piszę w liczbie mnogiej , wiem ,że nie wszystkie musicie się ze mną zgadzać .
Basia
Zofia- mnie się wydaje jednak, że jesteście niesprawiedliwe. Podaj mi większość nazwami. Jak dotąd naliczyłam bowiem góra 5 osób, które to tworzą tzw. "towarzystwo wzajemnej adoracji" i pieją na każde moje (zdaniem tzw. "większości")- wysunięcie łba zza drzewa. To moje ostatnie wywody w związku z tą dyskusją. Idę pisać recenzję Hobbita nr 3.
UsuńPozdrawiam Was moje dojrzałe i mądre Panie.
Brzydka i niedojrzała Robin.
Robin, nareszcie trafiłam w Twoje poczucie humoru.:)
UsuńSpróbuj nie traktować nas zbyt surowo, wszystkim nam ciężko się dogadać, ale wierzę, że to jednak jest możliwe przy dobrej woli z obu stron. Musisz jednak przyznać, że sama, podkreślając swoja pozycję trolla, złośliwca (wobec Kate) i osoby nie podążającej za tłumem, poniekąd zasłużyłaś sobie na to, że widząc Twój nawet najgrzeczniejszy komentarz, wszystkie (a przynajmniej większość) najeżamy się. Muszę też zgodzić się z Dziewczynami, że kilkakrotnie obiecywałaś poprawę i większą dbałość o ton własnych wypowiedzi. Jak jest - chyba sama widzisz, a jeśli nie, to może zastanów się przez chwilę, czy skoro tyle osób odbiera je niezgodnie z Twoimi intencjami, to może faktycznie coś jest na rzeczy ?:)
I to wszystko, co napisałam absolutnie nie jest atakiem na Ciebie! To próba przedstawienia tego, jak sama (i pewnie spora część komentujących) odbieram Twoje niektóre wpisy. Myślę, że wszystkie, nawet jeśli różnimy się, to nie musimy skakać sobie do oczu i sprowadzać dyskusji do poziomu (wybacz:) magla. Cały czas najważniejszy jest tu RA a nie nasze spory. Chyba czas "wrócić do korzeni", zająć się Tym, kto nas naprawdę fascynuje, a nie słownymi przepychankami. Co Wy na to?
Robin, - "Podaj mi większość nazwami"? Co to ma być? Imienna wyliczanka? Na Twoje wpisy reagują osoby, które od dawna aktywnie udzielają się na blogu i pamiętają jak było, zanim się pojawiłaś - żal nam tej atmosfery i rozmów na temat.
UsuńSzkoda czasu i energii na przerzucanie się argumentami, bo to do niczego nie prowadzi.
Eve- co ja na to- jak na lato:) O to mi chodzi- by nie traktować tego co piszę jak serię z karabinu maszynowego skierowaną w najgorszego wroga i jako osobistą zniewagę.
UsuńOdnośnie moich może przyszłych wpisów-czy będzie problemem, że jak mi się np. jakieś zdjęcie Ryśka nie spodoba, czy jego wypowiedź, czy poza, to mogę napisać, że mi się nie podoba? Czy zaraz zostanę wyzwana od trolli, mataczy i osób, których jedynym celem jest rozwalić wspólnotę tegoż bloga?
Robin
Dopiero po wysłaniu swojego wpisu, przeczytałam Twój, Eve - zgadzam się oczywiście, bo nie o to chodzi, żeby sobie skakać do oczu, ale o to, żeby wszystkim dobrze na blogu było.
UsuńSłusznie Eve ustawiasz, przynajmniej mnie do pionu, wróćmy do korzeni .
UsuńA tak zupełnie z innej beczki, mój kot dostał od znajomych z i Irlandii prezent z firmy z różnościami dla zwierząt o pięknie brzmiącym nazwisku właściciela ARMITAGE ( znają moje zafiksowanie) .
Basia
Robin, nie o to chodzi żeby zgodnym chórem piać z zachwytu - mnie się niektóre zdjęcia Ryśka nie podobają i to piszę. Kogoś innego to akurat zdjęcie może zachwycać. Kwestia tego, co kto lubi. Nie jesteśmy kółkiem różańcowym.
UsuńNo to coś na koniec na załagodzenie:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=IOOrvMFIxTA
Z pozdrowieniami.
Robin
"Pierwsze koty (Basiu, wybacz:) za płoty". Dobra, koty już nie pierwszej młodości ( bez obrazy Dziewczyny - chyba wszystkie jesteśmy w podobnym klubie wiekowym:) ale sądzę, że możemy zacząć od nowa - BEZ wracania do tych męczących wszystkie zapasów. Naprawdę nie mam już na to siły. Dlatego z ulgą chciałabym przyjąć, że każdy ma prawo do własnego zdania, wypowiadania go w sposób nie godzący w poczucie smaku innych i niebudzący podejrzeń o ukrytą złośliwość.
UsuńRobin, głów wystających zza drzewa ścinać nie będziemy, aczkolwiek, gdy głowa sama ściągnie za siebie topór ... to będzie sobie winna, gdy potoczy się po zboczu podskakując przy tym. :) A na poważnie, proszę, przeczytaj własny komentarz zanim klikniesz "opublikuj", ok.? Obiecuję, że sama w razie czego będę się gryźć w palec.:)
I bardzo dziękuję za link. Też na poważnie.
Eve, Ty naprawdę zrobiłabyś karierę w dyplomacji, albo jako mediatorka. Zdecydowanie jestem za nowym początkiem - bez balastu uprzedzeń i pretensji.
UsuńRobin, filmik jest piękny - same smakowite sceny i muzyka - zdecydowanie łagodzi.
Zosiu, bardzo Ci dziękuję, ale przeceniasz moje umiejętności - nie widziałaś jeszcze, jak się wściekam. :)
UsuńNowy start, to dobry początek. Zatem, Dziewczyny, miło mi Was poznać. Fajnie, że łączy nas to samo waRiActwo.:)
Jako że lord Thranduil (jak go pięknie Gandalf tytułował! zupełnie bezpodstawnie) opuścił moją czarną wczoraj duszę, a nawiedziło ją Wielkie Słońce Ereboru, czyli Wielki Książę Kili, dzięki czemu jestem dziś do rany przyłóż, chciałabym zapomnieć o powyższych (często przykrych) słowach i przyłączyć się do propozycji gryzienia się w palec i MYŚLENIA przed wysłaniem komentarza. Myślę, że to nie boli - choć czasem coś mnie zakłuje gdy... myślę. A nie, to tylko miecz Thorina. Strasznie czasem uwiera!
UsuńW ramach odstresowania, może na pozór wydawać się to mało dyplomatyczne, ale - zapewniam - zamiary moje czyste. Wielkie Słońce Ereboru mówi, że TEN palec oddala nerwy i smutek. Zobaczmy:
http://oi58.tinypic.com/wmgls6.jpg
Kate, jedno pytanie mam: W co, bądź gdzie uwiera Cię miecz Thorina?:)
UsuńI zdecydowanie zgadzam się z Wielkim Sercem Ereboru - jestem przekonana, że TEN palec mógłby oddalić nerwy i smutki:)
Chyba trzeba będzie naparstki zakupić, bo jak się tak zaczniemy gryźć w palce, to może być problem:) Ale wierzę, że jeśli wpierw się zastanowimy co piszemy - przy ważnych tematach, bo przy frywolnych, luźnych dyskusjach nie ma się co zastanawiać, tylko trzeba iść na żywioł - to gryzienie nie będzie potrzebne.
Eve, wcale nie przeceniam Twoich umiejętności - bardzo sprytnie, inteligentnie i z wdziękiem ogarnęłaś nas dzisiaj na blogu. Ale co się dziwić? Ulubioną stupid woman Johna M. nie zostaje się tak za nic - same piękne oczy nie wystarczą:)
UsuńDziękuję za Twój głos rozsądku.
To wszystko wina tego, że Thorin - nie owijajmy w bawełnę i nazwijmy rzecz po imieniu - to kurdupel. Ale miecz, jak powszechnie wiadomo ma ma największy wśród krasnoludów i nawet go nazwał. :) Dobra - za wcześnie na dwuznaczności. :)
UsuńGif prześmieszny.:)
Zawiesiłam się szukając obrazeczka w temacie gifu i oczywiście nie znalazłam. :) W pamięci jedynie pozostał. :) Dlatego mój wpis "nieco" nie pasuje go Twojego, ostatniego Zosiu. :) Ale nie ma za co. Spąsowiałam niczym wino John'a M. A miałam go trzymać na wodzy, by nie wyskakiwał przed szereg!:)
UsuńRównież dziękuję za głos(y) rozsądku i mam nadzieję, że Wszystkie wytrwamy w tym swoistym „Pakcie o nieagresji”
UsuńŻeby się za słodko nie zrobiło, to po łyczku z kieliszka Johna M. - na pewno wytrawne pije:) Chyba, że się mylę, ale nie wierzę, że taki mężczyzna piłby słodki alkohol. Mam nadzieję, że jedynym pikantnym akcentem na blogu będzie Ryś.
UsuńAle za to jaki kurdupel! Skoro sam Rysiek zapominał, że jest mały, to co dopiero my? Poza tym, skoro ma miecz największy wśród krasnoludów, to tak właściwie jest dryblasem:)
Zosiu, w głowę mnie uwiera miecz Thorina - a co myślałaś? :)
UsuńI byłabym ostrożna nawet z tymi frywolnymi tematami - łatwo jest powiedzieć o dwa słowa za dużo, a co raz pojawi się w sieci, to już tam jest, i nigdy nie wiadomo, kto akurat przypadkiem wejdzie, choćby teraz, w drugiej zakładce otworzy sobie translator i... można się lekko spalić ze wstydu :) Ja od jakiegoś czasu zaczęłam się gryźć w język i w palce zawsze, cokolwiek bym nie pisała. Nigdy nie wiem, kto jest tam po drugiej stronie :)
Kate , to Ty nienachalnego wzrostu jesteś , jeżeli miecz Thorina uwiera Cię w głowę .
UsuńChociaż taki wzrost w niektórych sytuacjach to zaleta .żeby nie było , chodzi mi o schylanie się jak coś na podłogę spadnie .
Basia
Basiu, chodziło mi o momenty gdy Thorin macha tym swoim mieczykiem - odkąd Legolas mu go oddał, strasznie się chłopaczyna cieszy i wywija nim dookoła, przez co czasem można zarobić raz czy drugi w łeb - ale czy to ważne? :)
UsuńA widzisz to ja nie zrozumiałam . No nie ma się co dziwić ,że chłopak się cieszy z odzyskania swojego...skarbu .
UsuńBasia
Kate, Ty uważaj na niego, bo nowe rany "bitewne" się pojawią. Zaraz ... Ty dobrze kombinujesz: król się zrani i będzie potrzebował czułej opieki ... Sprytne!:)
UsuńBasiu, wzrost przy podnoszeniu upuszczonych przedmiotów przydatny, ale przy rozmowie z mężczyzną rozmiarów niethorinowych może wywołać ból karku. :)
Prawda z tym wzrostem.
UsuńCiekawe czy Kate podzieli się z nami opieką nad biednym zranionym królem , czy będzie okropną egoistką ?
Basia
Dziewczyny, Wielkie Słońce Ereboru mówi, że mam Wam oddać Jego Wysokość - cóż uczynić? Wielkie Słońce Ereboru chce wyjść na plac zabaw na karuzelę, więc pozwólcie, że z nim pójdę - a Thorina poproszę jutro rano :)
UsuńKate, żebym nie wiem jak się starała, to przy frywolnych tematach nie jestem w stanie się gryźć w język ani w palce i frywolność wyrywa mi się spod kontroli - zresztą, wiesz jak piszę:)
UsuńNie pozwalaj Thorinowi tak tym mieczem wymachiwać, bo w końcu sam siebie uszkodzi, a to byłaby niepowetowana strata. I na głowę uważaj, bo to jednak ostry miecz. Czy Tauriel nie ma nic przeciwko temu, że Ty z Wielkim Sercem Ereboru kręcisz... się na karuzeli?:) Zastanów się co powiesz rano Thorinowi, gdy zapyta gdzie byłaś przez całą noc, skoro masz dla niego czas dopiero teraz:)
Ha! Nareszcie znalazłam! Wiem, że już posunęłyśmy się w dyskusji w inne rejony, ale pozwólcie komentarzyk do gifa Kate. :)
Usuńhttp://www.visualart.me/work/7138
Zosiu, ale to o to chodzi by nieszkodliwie się uszkodził, bo opatrzyć można a potem troskliwie dbać o pełny powrót do zdrowia.:) Gdy Thorin będzie odpowiednio mieczem trzaśnięty, to nawet nie zauważy, ze Kate kręci się na karuzeli z Wielkim Słońcem Ereboru. A Tauriel zatrudni się do pomocy nad rannym. :)
O rany! Boskie! Thorin i jego... mieczyk kontra lubieżny język Smauga:) Istne cudo.
UsuńObawiam się, że Thorin jak się uszkodzi, to nie będzie to nieszkodliwe, odpowiednie uszkodzenie, tylko może dojść do tragedii i mieczyk się mu zrobi taki malutki jak na gifie:) Oczywiście mam na myśli ułamanie ostrza, bo nawet elficka sztuka militarna nie wytrzyma w zetknięciu z krasnoludzką głową:)
Mam wrażenie, że my chyba za bardzo obwąchałyśmy się wczoraj ziela od Radagasta:)
O! Pamiętam ten obrazek! :) I gdyby Thorin rzucił swoim mieczem w tym momencie w lukę w smoczej łusce, nie byłoby dalszej szopki z urządzeniem sobie ogniska w Esgaroth.
UsuńPozwolę sobie stwierdzić, parafrazując znane powiedzenie, że siostrzeńcy Thorina są moimi siostrzeńcami - w tej sytuacji ani on, ani też Tauriel nie mają prawa mieć do mnie pretensji! Wychodzi na to, że jestem jego ciotką, a ciotkom chyba wolno kręcić się na karuzelach z siostrzeńcami :)))
Ach, ta moja pokręcona logika...
A jak głowa będzie akurat w koronie po dziadku, to I miecz z Gondolinu nie wytrzyma. :) Kate, to Ty powinnaś wiedzieć, kiedy te 4 godziny dziennie w aparacie ortodontycznym ... znaczy koronie Jego Wysokości Throra wypadają. :)
UsuńKręć się, kręć do woli ... nie musisz się spieszyć, niech się siostrzeńcy wybawią ... Król nie będzie się nudził - obiecuję. :)
O tak, prawie zapomniałam, że "ten palec" to wspaniały przyrząd. Widziałyście "The Breakfast Club"? Jest tam taka miła scenka, której parę razy już, zdarzyło mi się użyć jako dedykacji.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=_HHs-n87iAw
Robin
Eve - od 12 do 16, są to godziny audiencji u Jego Królewskiej Mości. A kiedy nie ma audiencji, siedzi przed obrazem Wielkiego Throra z zegarkiem (od Thranduila) w ręku i odlicza minuty do zdjęcia żelastwa :)
UsuńI jestem absolutnie spokojna o królewskie ego w Twoich rękach :)
Robin, cudne! Nie widziałam tego.:)
UsuńDzięki, Kate, teraz już wiem, kiedy króla nie nachodzić, bo może się wściec. Żelastwo do wygodnych nakryć głowy raczej nie należy. :) Obiecuję, że o ego władcy zadbam należycie. :)
Kate, ubawiłam się setnie. Zaczęłam sobie z boczku na kartce wypisywać najśmieszniejsze określenia, żeby je we wpisie wypunktować, ale mi kartki brakło:) Stokrotne dzięki za wszelkie "ciepłe" słowa pod adresem Thranduila - blondyna dostała za swoje i dobrze jej? Mu? tak:) O tak! Lindirra idealnie do niego pasuje. Kili jak zwykle w formie - należałoby napisać: słodzienki. A w dodatku kreatywny - napis drobnym druczkiem to perełka. Rozmowa o ego Thorina - doskonała. "Dwalin zawsze był hardkorem"- zgadzam się w 100%. Dwuznaczności o zabarwieniu swawolnym - szczególnie w ustach Luthien - bardzo akuratne: mówienie Thorinowi, że jego słowa rozpierają ją od nadmiaru szczęścia to czysta prowokacja:) Ziele Radagasta musiało mieć moc, skoro Thorin i Bilbo elfickie piosenki śpiewali. Poczucie humoru Thorina jest zdecydowanie w moim typie:)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł i niezły wyczyn, żeby na kanwie własnego fanfika taką zgrabną, parodystyczną historię stworzyć. Podobało mi się bardzo.
Zosiu, bardzo się cieszę że Thorin w wersji absurdalnej Ci się spodobał. Słowem - kluczem do tego fanfika było właśnie słowo "absurd", wszystko miało takie być, a poczucie humoru Thorin ma w sumie moje - ciężkie, nie dla każdego strawne. Ale dla mnie jak najbardziej zabawne, i tym bardziej cieszy mnie, że i Tobie odpowiada :)
UsuńJednym z moich głównych celów (poza uszczęśliwieniem królewskiego ego) było dokopanie leżącemu, czyli Thranduilowi - dziś po kolejnym obejrzeniu filmu może nie byłabym tak ostra, bo żal mi dziada, ale co zrobić - "jak zostać kadrowym" powstało przed obejrzeniem 3 części, więc czuję się usprawiedliwiona. Kili podpowiada mi, że dobrze zrobiłam, a skoro Wielkie Słońce Ereboru tak twierdzi, to to musi być prawda :)
Fantastyczna zabawa Kate . Wielkie ego Thorina powala na kolana , chciałabym zobaczyć jak Luthien je poskramia . Pisz dalej .
OdpowiedzUsuńBasia
Basiu, tak prosto to nie będzie - niech lepiej Luthien poskramia królewskie ego za zamkniętymi drzwiami alkowy; skoro i dziadka wyprosili, to i nam nie wypada tego podglądać :)
UsuńDziękuję Ci za przeczytanie.
E tam , dzadek jest starej albo nawet jeszcze starszej daty i serce mogłoby nie wytrzymać tylu emocji .Ale my nie , tak trochę przez dziurkę od klucz albo paparazzi na drzewie ?
UsuńI nie dziękuj za przeczytanie tylko publikuj więcej .
Basia
Kochana, ja bym bardzo chciała tylko jakoś moje ręce nie nadążają za głową! Ale obiecuję, że jak tylko cokolwiek zdatnego do publikacji się pojawi, to niezwłocznie się podzielę.
UsuńTrzymam za słowo !
UsuńBasia
Cóż mogę napisać? To było genialne! Thorin po prostu powala wszystkim od reakcji po jego ogromne ego. Uśmiałam się i mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Obawiam się, że na ten temat już nic nie powstanie, Thorin jest bardzo absorbującym krasnoludem, i prawdę mówiąc wyczerpałam już chyba limit na niego. I tak jestem z siebie dumna, że wykrzesałam z mojego poprzedniego fanfika taką parodię, bo początkowo wydawało się to dość karkołomnym zadaniem, ale chyba podołałam :)
UsuńHaha, to było boskie :D Thorin mnie zabił, psychicznie nie żyję :D A Lindir ze zmianą płci? Jezu, popłakałam się :) Dzięki stokrotne, Kate. :D
OdpowiedzUsuńMam jednak nadzieję, że przeżyjesz, nie ma sensu umierać w imię fanfika :)
UsuńDzięki za przeczytanie!
Dzięki za troskę, myślę, że będę żyła :D a co do fanfików, to dla niektórych można byłoby umrzeć :D tylko jeszcze nie teraz bo czekają kolejne :)
UsuńKate, jak zawsze pełen podziw dla Ciebie. A więc tak wyglądała prawdziwa historia Thorina i Luthien :D Ciekawe, bardzo ciekawe :) Kate jak zwykle pełen szacun dla ludzi takich jak Ty, dla ludzi z dystansem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anonimowa
Dzięki - czego jak czego, ale dystansu to mam aż w nadmiarze, i do siebie, i do wszystkiego :) I przyznam, że Thorin lepiej wygląda właśnie z dystansu - i absolutnie nie chodzi tu o odległość, bo te niebieskie oczy i kpiący uśmieszek z bliska... Raj! :)
UsuńTrafiłam na tego bloga szukając opowiadania o Kilim i Tauriel i tak oto dziś rano znalazłam 19 część „Serca”. Przeczytałam ją i myślę sobie: o nie to jest warte przeczytania całości. Tak wiec nie jadłam, nie piłam a czytałam. Po skończeniu znalazłam jeszcze to opowiadanie i muszę przyznać, że tak jak po przeczytaniu „Serca Góry” padłam przed Tobą na kolana tak po przeczytaniu tego opowiadania leże na ziemi albo i 2 metry pod nią chyląc czoło Twojemu talentowi. Kochana Tolkien przy Tobie się chowa. Brak mi jakichkolwiek słów aby opisać to jak opisałam mojego ukochanego Kiliego a już o pięknej miłości Thorina, która każda z nas chciałaby mieć nie wspomnę. Połączenie Dwalina z Dis nie no nie mam słów. Masz nową czytelniczkę będę tu zaglądała w poszukiwaniu nowych opowiadań. Może kiedyś doczekam się opowiadania o Kilim w roli głównej? w każdym razie będę tu częstym gościem ze względu na Twoje opowiadania jak i ze względu na śśśliczne zdjęcia Richarda aby uzupełniać moją galerię POZDRAWIAM ALLALOVE!
OdpowiedzUsuńA no widzisz, u mnie może Kiliego i Tauriel nie ma zbyt wiele, bo i nie są głównymi bohaterami, ale Kili jest moim ukochanym Słońcem Ereboru, więc musiałam go dopieścić tak, jak na to zasługuje :)
UsuńZawstydziłam się, czytając Twoją opinię. Nie zgodzę się tylko, że Tolkien się przy mnie chowa - absolutnie, jest Mistrzem, a ja go tylko podziwiam. Myślę jednak, że nie miałby nic przeciwko wesołej, absurdalnej wręcz wersji jego wspaniałego dzieła :) W końcu łączy nas miłość do krasnoludów i Śródziemia.
Dziękuję Ci bardzo za poświęcenie jedzenia i picia dla przeczytania "Serca Góry" - trudno o lepszą recenzję. I mam nadzieję, że ewentualne inne opowiadania Cię nie zawiodą.
To prawda może trochę mnie poniosło z tym Tolkienem też go uwielbiam i właśnie czytam "Niedokończone opowieści" i nadal nie mogę wyjść z podziwu jego fantazji i wyobraźni... :) Pamiętam, że jako mała dzieweczyna miałam Hobbita za lekture w 6 klasie i była to taka "głupuia" książka Jednak na studiach przed przeczytaniem "Władcy pierścieni" postanowiłam sobie przypomnieć Hobbita i stało się zakochałam się w Tolkienie :) właśnie niedawno odkryłam "Niedokończone opowieśći" :) ale Twoje opowiadanie ma to coś czego zabrakło mi w Hobbicie... No i Thorin i Kili żyją to najważniejsze... Długo boczyłam się na Tolkiena za zabicie ich!! :) POZDRAWIAM ALLALOVE :)
UsuńKate- sorry, że wtrącę, ale myślę, żeby miał. Zwłaszcza tej wersji.
UsuńRobin
Robin, wybacz że mam własne zdanie, ale myślę, że jeśli Profesor nie był tylko Wielkim, uczonym i mądrym człowiekiem, ale też normalną osobą o dystansie i poczuciu humoru (a tak mniemam, biorąc pod uwagę wiele fragmentów jego książek), nie pozwałby mnie za to do sądu. Myślisz, że osoba o tak otwartym umyśle i szerokich horyzontach nie cieszyłaby się, że jego twórczość tak mocno wpływa na innych? Nawet, jeśli są to parodie i totalne abstrakcje. Ja nie próbuję zmieniać oryginalnego "Hobbita", nie ingeruję w treść książki i nie wpycham swoich wynurzeń do księgarni.
UsuńJakoś nie widzę Tolkiena jako megalomana, który wścieka się za tzw. "obrazę majestatu". Tyle ode mnie.
Ale Robin wcale nie chodziło o poczucie humoru, jak zwykle jej nie zrozumiałaś. Po prostu Tolkien raczej nie był zwolennikiem transseksualizmu, homoseksualizmu itd. Tylko tyle.
UsuńJeannette
Jeannette, jak zwykle, to ja się mogę porozumieć z Robin. Ale dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie. Choć nadal nie rozumiem co to ma za związek, ja nigdzie nie powiedziałam że jestem zwolenniczką czegokolwiek, albo nie jestem, ale nie zmienia to faktu że mogę zrobić z tego parodię, jeśli mam taki kaprys.
UsuńJa też nigdzie nie powiedziałam, że jesteś zwolenniczką czegokolwiek ;)
UsuńJeannette
Tak, na pewno uszczęśliwiłyby go te i tym podobne fragmenty o "rozkładaniu nóg". Na pewno zaśmiewałby się z tego razem z żoną przy kominku i opowiadał synowi. Na pewno wielki wyznawca Chrystusa i Ewangelii, na podstawie której napisał Władcę Pierścieni i którego poglądy przyczyniły się do nawrócenia samego C.S. Lewisa, z zachwytem upajałby się kolejnymi opisami wydarzeń z alkowy Thorina tudzież Thranduila, etc. Weź się opamiętaj Kate- kobieto.
OdpowiedzUsuńRobin
Żebym nie była gołosłowna- przytoczę słowa Christophera Tolkiena, który był niemalże powiernikiem swego ojca, na temat filmów Jacksona:
OdpowiedzUsuń"(…) Tolkien stał się monstrum, pożeranym przez własną popularność i wchłoniętym przez absurdalność otaczającego nas współczesnego świata. Przepaść między pięknem i powagą książki, a tym, co się stało, jest jak dla mnie zbyt ogromna. Ta komercjalizacja zredukowała estetyczną i filozoficzną moc dzieła do zera. Ja widzę tylko jedno wyjście: odwrócić głowę."
Skoro jego syn tak ocenił twórczość Jacksona twierdząc, że "pohańbił on"- cytuję- dzieło jego ojca, to wyobraź sobie co sam Tolkien powiedziałby o tych wszystkich fanfikach, nie tylko Twoich, Kate?
Robin
Robin, bardzo Cię przepraszam, ale niestety nie Ty jesteś osobą która będzie mnie pouczać i przywoływać do opamiętania. Zamknij się w tym swoim hermetycznym świecie Tolkiena, i pozwól mi rozkładać fikcyjne nogi przed Thorinem czy którymkolwiek z bohaterów - to moja sprawa. Mam do tego prawo, jak również mam prawo do własnej opinii, i nie życzę sobie przywoływania mnie do porządku w taki sposób.
OdpowiedzUsuńI nie wyjeżdżaj z tekstami o Chrystusie na blogu Ryśkowym, już kiedyś prosiło Cię (i nie tylko Ciebie) kilka osób, żeby powstrzymać się od tak poważnych tematów tu. To nie jest miejsce na to.
I wiesz co? Kiedyś, kiedy pisałam pierwszy fanfik o Thorinie, jakoś potrafiłaś brać to z humorem, jak i Twoje (czasem ociekające zjadliwością) komentarze w gruncie rzeczy były humorystyczne, a teraz przeszkadza Ci każde moje słowo. Uwierz mi (bo może nie szukałaś - a Google zawsze pomocne!) jest od cholery stron i forów o Tolkienie. Tam nie będziesz natrafiać na takie bezbożnice, które nie szanują Profesora.
Robin, chciałbym przypomnieć, że coś ustaliłyśmy. Zawarłyśmy pakt. Obiecałaś, że powstrzymasz się od komentarzy pod opowiadaniem Kate, podobnie, jak to, że będziemy tu rozmawiać o Ryśku i jego postaciach, bo po to jest to miejsce. Kiedyś postanowiłyśmy również powstrzymać się od dyskusji i komentarzy na tematy życiowe. Skoro spora część z nas trzyma się tego, to może też postarałabyś się dotrzymać danego słowa?
UsuńKate ma rację - jeśli chcesz rozmawiać o Tolkienie, zrób to na innym forum. Przy całym szacunku dla Profesora, to nie on jest tu najważniejszy.
A miało być już normalnie. Zamykam komentarze pod tym postem. Jeśli ta dyskusja przeniesie się pod inne posty, komentarze takie będą usuwane.
OdpowiedzUsuń