Keith Allen
jako Szeryf Nottingham
i Richard Armitage jako Sir Guy of Gisborne w serialu
BBC
“Robin Hood”. Źródło zdjęcia.
|
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC"Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
Świt
nie zastał Guy’a śpiącego. Nie mógł zmrużyć oka przez całą noc, częściowo przez
Marian, częściowo przez Anastazję. Ta pierwsza zaprzątała mu głowę z powodu
oczywistych uczuć, jakie do niej żywił, i poprzez wątpliwości, jakie zasiał w
nim Robin. Anastazja zaś spędzała mu sen z powiek z prozaicznych powodów: była
piękna, młoda, a takie kobiety w swoim łożu Guy lubił najbardziej. Był jednak
zbyt inteligentny, by siłą brać ją i słuchać jej protestów, płaczu, nie
sprawiało mu to nigdy żadnej przyjemności. Wiedział, że może dostać to, czego
oczekuje, bez użycia przemocy, a że był niezmiernie cierpliwy jeśli o kobiety
chodzi, postanowił zaczekać, aż bogobojna Anastazja sama się przełamie. Z innym
służkami nie miał problemu – dlaczego więc z nią miało być inaczej?
Kiedy
tylko zobaczył wschodzące słońce, przypomniał sobie o Robin Hoodzie, i zerwał
się na nogi. Szybko ubrał się i zszedł do lochów.
-
Gdzie Hood? – zapytał strażnika, stojącego przy wejściu.
- Nie
ma, panie.
- Jak
to: nie ma!? Miał być wczoraj wieczorem! Gdzie ta banda nieudaczników!
Wściekły
jak mało kiedy wybiegł na dziedziniec i skierował się do stajni. Nie było koni.
Co, do diabła, stało się z jego wojskiem!? Kopnął ze złością stojącą w kącie beczkę
i skrzywił się z bólu. Wyszedł ze stajni i rozejrzał się dookoła. Usłyszał
jakiś hałas za bramą… Czym prędzej poszedł tam i o mało co nie wyszedł z
siebie. Jego armia właśnie dotarła do murów Nottingham, brudna, poobijana, i –
wnioskując po minach – bardzo niezadowolona. Przerazili się, widząc wściekłego
Gisborne’a zmierzającego w ich kierunku.
-
Gdzie jest Hood? – wrzasnął – Gdzie ta leśna banda!?
-
Panie… Próbowaliśmy…
Guy
chwycił przelęknionego żołnierza za szyję i przydusił go do muru.
-
Gdzie. Jest. Hood – cedził powoli przez zaciśnięte zęby.
-
Panie, uciekli nam – wydyszał z trudem żołnierz, w odpowiedzi na co poczuł
bolesne uderzenie w brzuch.
-
JAK!?
-
Kobieta… Prosiła, by poluzować jej więzy, bo bolało – jęknął.
-
Bolało ją!? – wrzasnął Guy, obdarowując go mocnym kopniakiem poniżej pasa – Tak
ją bolało!?
- Sir
Guy! – pisnął żołnierz, płacząc z bólu – Błagam…
- Mów
dalej, co się działo.
- Ona
skorzystała z okazji i… oswobodziła się. Siedziała na jednym koniu z Hoodem –
mamrotał obolały żołnierz – Rozwiązała go i…
- Nie
kończ!!!
Ogarnięty
szałem Gisborne kopnął go ponownie, a żołnierz przeraźliwie krzyknął, opadając
na ziemię.
-
Babę bolało!? – wrzasnął Guy – Powinniście byli zrobić tak, żeby bardziej ją
bolało! Nie wiecie, jak traktować wrogów państwa!? To bandyci, a wy…
wypuściliście ją, bo ją bolało!!!
- Sir
Guy, złapiemy ich…
-
Jak!? Jak chcecie ich złapać!? – darł się Gisborne, będąc w przerażającym amoku
– Wisząc na szubienicy, czy z odciętą głową!?
-
Błagamy o litość, panie…
-
Litość… Litość!? Przez waszą niekompetencję i skrajne zidiocenie będę musiał
tłumaczyć się przed szeryfem, dlaczego leśna banda jeszcze nie wisi!!! Zabiję
każdego z was z osobna!!!
Spojrzał
na kulącego się na ziemi żołnierza, i z całej siły kopnął go parokrotnie.
Mężczyzna wył z bólu, a reszta cofnęła się o parę kroków. Nigdy jeszcze tak
mocno nie bali się go, był jak diabeł wcielony, a kiedy wydobył z pochwy swój
miecz i zatopił go w boku leżącego żołnierza, jego oczy były pełne
przerażającego szaleństwa i furii.
-
Panie, zabiłeś go – szepnął jeden z żołnierzy – Nie żyje…
- I
dobrze!!! Was też zabiję! – warknął, grożąc im zakrwawionym mieczem – Weźcie
stąd to truchło, za pięć minut macie czekać na szeryfa na dziedzińcu!!!
Kiedy
zniknął za bramą, żołnierze dopadli do swego towarzysza. Oddychał, czym prędzej
więc zanieśli go do medyka, który niezwłocznie się nim zajął, sami zaś pokornie
stanęli na dziedzińcu, czekając na decyzję szeryfa. Guy tymczasem podążył do
jego komnaty, przestraszył się jednak jego spodziewanej reakcji, i krążył
nerwowo po korytarzu, dość głośno stukając butami o posadzkę.
-
Właź, nieudaczniku! – wydarł się Vasey – Niech cię piekło pochłonie, jeśli
jeszcze chwilę będziesz łaził pod moimi drzwiami!!!
Guy
zrobił głęboki wdech i otworzył drzwi do komnaty szeryfa. Stanął w progu,
oszołomiony, bo z jego łoża właśnie wychodziła śliczna, młoda dziewczyna,
całkiem naga – widząc Guy’a, okryła się szybko pledem.
-
Obróć się, Gisborne. Daj dziewczęciu się ubrać – wyszczerzył się Vasey – Merci,
belle Francaise. Twój język… Ton langue? Si, si, a nie, wybacz, „si” to po
włosku. Ton langue est merveilleux. Ha ha, widzisz, Gisborne, całonocna nauka
francuskiego we wszystkich odmianach nie poszła na marne!
-
Panie, czy ona… może wyjść? – mruknął Guy.
-
Odwróć się, kochasiu, już się ubrała.
Gisborne
posłusznie obrócił się; Francuzka kończyła ubierać się, natomiast szeryf
całkiem nagi wyskoczył z łóżka i szeptał jej coś do ucha. Zemdliło go na ten
widok… Jak mógł pozwolić, by to młode dziewczę spędziło noc z tym obleśnym staruchem!?
Wzrok zjechał mu niżej… Obrócił się z niesmakiem. Biedna… Nie dość, że musiała
„to” dotykać, to jeszcze pewnie nie miała żadnej przyjemności… Nie to, co z
nim. On nigdy nie wypuszcza z komnaty niezaspokojonych służek. No, może
czasami… Ale to tylko wtedy, kiedy jest wściekły i myśli tylko o sobie. Ale
mile łechtało jego męską dumę, gdy słyszał czasem na korytarzach
rozemocjonowane dziewczęta, które zachwycały się nim i jego… umiejętnościami.
- Czy
ta służąca może wyjść!?
-
Uspokój się, Gisborne, nachodzisz mnie skoro świt, i śmiesz wyganiać moją
kochankę? Do zobaczenia, Brigitte. Wpadniesz wieczorem, hmmm?
Służka
skłoniła się pokornie i skierowała się ku drzwiom. Mijając Guy’a, spojrzała na
niego błagalnie. Miał wrażenie, jakby prosiła go, by nie dopuścił, by
kiedykolwiek znalazła się w tej komnacie. Po raz kolejny poczuł dziwne,
nieznajome dotąd mu ukłucie sumienia, jakby odzywało się w nim głęboko skryte,
wepchane w najgłębsze czeluście dobro i człowieczeństwo… NIE! To niemożliwe.
Gardzi tą dziewczyną, i nie obchodzi go, co robi z nią szeryf, a on osobiście
dopilnuje, by tego wieczoru ponownie znalazła się w komnacie Vasey’a.
-
Patrz się na mnie, jak już przylazłeś! – krzyknął szeryf, bez cienia wstydu
paradując nago po komnacie w poszukiwaniu ubrań – Czego chciałeś?
- Mój
panie, Hood…
- Co,
ptaszyna już pod szubienicą? Poczekaj, założę najlepszą kiecę i lecę!
-
Hood uciekł tym przeklętym nieudacznikom – Guy zwiesił głowę – Jak mam ich
ukarać…?
Vasey
przystanął w miejscu i spojrzał na Gisborne’a z rozbawieniem. Im dłużej jednak
wpatrywał się w jego przygnębioną twarz, tym radość go opuszczała i przekonywał
się, że nie jest to jeden z ciężkich żartów rycerza – Robin naprawdę zdołał
uciec. Szeryf wciągnął jedwabne spodnie od piżamy i podszedł do Guy’a.
- ICH
ukarać? – zapytał cicho – O ile się nie mylę, byli pod TWOJĄ wodzą…
-
Tak, mój panie, ale…
- Czy
ja pozwoliłem ci ich opuścić? Kazałem ci gnać do zamku na złamanie karku, i
zostawiać tych bezmózgich patałachów samych z piekielnie inteligentną bandą
Robina!? JA, Gisborne, pytam!? JA!?
-
Nie, panie – Guy zwiesił głowę, upokorzony. Nienawidził tych momentów, gdy
Vasey pomiatał nim i dosłownie wgniatał go w ziemię a on, Guy, nie mógł nic
poradzić, nie mógł się sprzeciwić.
-
Gdzie ci nieudacznicy, którzy pozwolili na ucieczkę banitom? – szeryf silił się
na spokój, choć w jego oczach pałała żądza krwi.
-
Czekają na ciebie… na dziedzińcu.
-
Świetnie. Pójdziesz teraz do nich, i powiesz, że są niewinni, bo to twoja wina,
że Hood umknął.
-
Nie, panie…
-
Pójdziesz, do diabła!!! – wrzasnął Vasey – Może to cię czegoś nauczy! Zejdź mi
z oczu, czarna niemoto!
Wściekły
i poniżony Gisborne wyszedł z komnaty, trzaskając drzwiami. Szeryf był naprawdę
zły, ale to nic w porównaniu z tym, co on czuł. Jak mógł go tak potraktować!
Zawsze był wierny, wypełniał wszystkie rozkazy, a teraz musiał ponosić
odpowiedzialność za to, że banda czterdziestu idiotów nie dopilnowała szóstki
banitów! Wściekły, wybiegł na dziedziniec i stanął przed żołnierzami.
-
Rozejść się – warknął groźnie – Ostatni raz puszczam wam płazem taką
niekompetencję! Następnym razem polecą głowy!
- Nie
tak, Gisborne – usłyszał cichy głos dochodzący gdzieś z góry.
Obrócił
się gwałtownie i uniósł głowę, wpatrując się w okno szeryfa. Widział w nim
jedynie czubek jego łysiejącej głowy. Zatrząsł się z wściekłości, ale
postanowił nie dawać mu satysfakcji, że poniży się przed byle idiotami!
-
Rozejść się!!! – wrzasnął – Już!!!
Nie
czekając na wezwanie szeryfa, poszedł do stajni i dosiadł swego konia, po czym
pognał przed siebie. Pędził przez godzinę, aż dotarł do Derby. Tam przywiązał
konia przy niewielkiej, lichej chatce, i pokręcił się chwilę przed nią; wyjął z
torby przytwierdzonej przy siodle niewielką sakiewkę i zapukał do drzwi. Nikt
nie odpowiadał, wszedł więc do środka.
-
Annie – zawołał cicho – Jesteś?
Z
drugiej izdebki dobiegły go hałasy, wszedł więc tam bez namysłu. Kobieta o
długich, jasnych włosach rozpromieniła się, wstając ze stołka, i mocniej
przytuliła dziecko, które trzymała w ramionach.
- Sir
Guy, jesteś wreszcie…
- Jak
się czuje Seth? – zapytał, jakby z obowiązku.
-
Dobrze, rośnie jak na drożdżach, spójrz, ma włosy czarne jak ty.
-
Tak, rzeczywiście. Proszę, tu masz pieniądze – rzucił na stół sakiewkę – Jeśli
czegoś wam trzeba…
- Sir
Guy, zostań chwilę – kobieta złapała go za rękę – Proszę…
-
Annie, spieszę się.
-
Proszę… Poczekaj, potrzymaj chwilę Seth’a – wcisnęła mu dziecko w ramiona – Ja
zaraz wrócę!
Zanim
zdążył się odezwać, Annie wybiegła z domu. Zezłościł się; jak śmiała go stawiać
w takiej sytuacji!? Najchętniej położyłby to dziecko na podłodze i wyszedł.
Bezczelna! Zły, usiadł na stołku i niepewnie trzymał swojego syna w ramionach.
Nie lubił dzieci i nie czuł absolutnie żadnych ciepłych uczuć do tego małego
stworzenia. Ale musiał być za niego odpowiedzialny…
Rok wcześniej
przez dwa miesiące łączył go z Annie ognisty romans. Była kucharką w zamku,
spodobała się mu, bo była cicha, spokojna – taka, jak teraz Anastazja. Nie
narzucała się, była ufna i uśmiechnięta, i on tę ufność wykorzystał. Uwiódł ją
swoją delikatnością i uwagą, z jaką patrzył na nią, mijając ją na korytarzu. W
końcu pewnego dnia Annie przyszła do jego komnaty, wyznała mu miłość, a on bez
zastanowienia odpowiedział jej, że chce, by z nim była, że potrzebuje jej – a
ona była gotowa spełnić każde jego życzenie. Słuchała jego czułych słów,
zakochiwała się w nim z każdym dniem coraz bardziej, nie szczędziła mu ciepła,
a jemu było z nią dobrze. Co prawda nie pozwalał jej na pozostanie w jego
komnacie dłużej niż trzy godziny, ale były to bardzo intensywnie spędzane trzy
godziny – on naprawdę się z nią kochał, nie wykorzystywał tak jak reszty, Guy
naprawdę dbał o Annie, był dla niej czuły i troskliwy, lubił jej towarzystwo i
lubił jej pocałunki. Jednak była to tylko namiastka normalności – kiedy po
dwóch miesiącach romansu medyczka stwierdziła, że Annie jest bezsprzecznie w
ciąży, Guy kategorycznie uciął jej wizyty w swej alkowie. Zwodził ją,
obiecywał, że do rozwiązania będzie spokojnie mieszkała w Nottingham, a po
urodzeniu on zajmie się nią i dzieckiem, może nawet ożeni się z nią – Annie
wierzyła we wszystko, co mówił. Kiedy urodziła syna, Guy powiedział że muszą
odesłać go do opactwa w Kirklees, ale tylko na kilka miesięcy, by sytuacja w Nottingham unormowała się – wszak był
niezbędny szeryfowi, a wtedy sprowadzą syna, wezmą ślub i wyjadą razem daleko.
Annie uwierzyła. Chciała wrócić do jego komnaty, ale nie zgadzał się na to –
twierdził, że teraz nie chce narażać jej dobrego imienia, i dopiero po ślubie
zbliży się do niej. Annie wierzyła, nie przypuszczając ani przez moment, że jej
ukochany sir Guy może się nią po prostu zabawiać. Gdy maleńki Seth miał dwa
tygodnie, Guy zorganizował mu podróż – oficjalnie do opactwa w Kirklees.
Zabronił Annie jechać z nim, twierdził że musi jeszcze wypoczywać po porodzie i
nie chce jej narażać – była mu wdzięczna za troskę i uczucie. Powóz z dzieckiem
zatrzymał się jednak w lesie Sherwood, i małe zawiniątko wyrzucono w kępę
trawy. Kiedy wieczorem Annie znowu próbowała zbliżyć się do niego, przystał na
to, by spędziła u niego chwilę – znowu uchylił drzwi swojego zamkniętego i
zimnego serca, i pozwolił jej przytulić się, pocałować, i w tym momencie do
jego komnaty wszedł żołnierz, mówiąc, że zadanie zostało wykonane. Annie ucieszyła
się, bo wydawało jej się, że mówił o dowiezieniu Seth’a do Kirklees, a Guy
poczuł wtedy ogromne wyrzuty sumienia. Odepchnął ją i wsiadł na konia, pędził
co sił do Sherwood, aż w końcu odnalazł swego syna – zziębniętego i zapłakanego.
Zawiózł go z powrotem do Nottingham, zamknął się z nim i jego matką w komnacie,
i pozwolił spędzić im tam noc. Gdy wyznawał dziewczynie, co zrobił, płakała,
płakała również gdy wyjawił jej, że było mu przy niej dobrze, ale nigdy nie
zamierzał się żenić, że nigdy jej nie pokocha, i że nie może liczyć, iż
miłością obdarzy chłopca. Z rozbrajającą szczerością wyznał, że nie potrafi i
nie chce potrafić kochać, ale obiecał, że zajmie się Annie i Sethem. Dziewczyna
chciała uciec, ale on zaryglował drzwi i nie pozwolił na to. Wypłakała się i
uspokoiła, w końcu zasnęła z synem na łóżku Guy’a, który noc spędził w fotelu.
Rankiem Annie powiedziała mu, że wybacza mu wszystko, ale nie chce już więcej
być w zamku. Gisborne błyskawicznie zadziałał, znajdując jej w Derby małą
chatkę, i przysiągł, że będzie ją utrzymywać. Przyjeżdżał do niej co dwa
tygodnie z sakiewką złota, choć nigdy nie interesował się dzieckiem, nią, nie
chciał spędzać z nimi czasu – chciał zapłacić, by zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Annie nie wyzbyła się ciepłych uczuć względem niego, ale pogodziła się z tym,
że nigdy nie będzie lady Gisborne, że nie poślubi człowieka, którego pokochała,
przekonywała się też każdego dnia że chyba nie chciałaby spędzić życia z
niebezpiecznym mężczyzną, którego duszę spowija mrok. Czuła, że chyba powoli
przestaje go kochać, choć nadal była mu wdzięczna za pomoc, którą jej
ofiarowywał. Tego dnia, gdy Guy przybył do niej już kolejny raz z pieniędzmi,
Seth miał dwa miesiące. Mijał równy rok od rozpoczęcia ich gorącego romansu.
Dlaczego był tak lekkomyślny… Pozwolił jej urodzić to dziecko! Po co mu to
było? Patrząc na swego syna czuł tylko, że zrobił coś, czego nie powinien. Wcale
go nie chciał, tak jak i jej, on chciał tylko Marian…
- Już
jestem – wyrwała go z zamyślenia Annie – Dziękuję, sir Guy.
-
Nigdy tego nie rób – wcisnął jej dziecko z obrzydzeniem – To, że was utrzymuję,
nie znaczy że możesz robić ze mnie tatusia.
- Wybacz
mi, panie, ja chciałam tylko… Przyniosłam ci świeże ciasto – szepnęła –
Upiekłam rano, będąc u sąsiadki. Poszłam teraz do niej, chciałam, byś wziął ze
sobą…
Zmiękł,
widząc smutek w jej oczach. Och, doprawdy, dlaczego te nieznośne ludzkie
odruchy odzywają się w nim zawsze, kiedy najmniej tego chce!?
-
Dziękuję ci, Annie. Wezmę do… Nottingham – wysilił się na uśmiech – Przyjadę za
dwa tygodnie.
- Już
jedziesz?
-
Spieszę się.
Odwrócił
się i czym prędzej odjechał. Nie chciał spędzać tam zbyt wiele czasu, męczyło
go to. Chciał tylko dać jej pieniądze, by uspokoić sumienie, i zająć się sobą.
Tylko sobą… Swoją przyjemnością. Tak, zdecydowanie po kilku samotnych
wieczorach chciałby zabawić się z jakąś służką. Poczuł się lepiej z myślą, że w
końcu ktoś go zrelaksuje.
***
Zadowoleni
z siebie banici dotarli do swojej leśnej kryjówki. Cudem wyrwali się wojsku
Gisborne’a, ale kiedy już Djaq zdołała oswobodzić siebie i Robina z więzów,
wszystko poszło łatwo. Nie wszyscy jednak byli dumni i szczęśliwi…
-
Mówiłem, a ty jak zwykle nie słuchasz! – narzekał Will – Król, honor, król,
honor, wszystko rozumiem, ale nie na siłę! Teraz masz, coś chciał, Gisborne
upokorzył nas i tyle!
- To
my jego upokorzyliśmy – podkreślił Robin – Uciekliśmy mu…
- Nie
jemu, tylko jego bezmózgim żołnierzom – doprecyzował Alan – A to różnica. Nie
chcę być zabawny, ale Gisborne miał na nas niezłego haka. Chciałem mu
pogratulować, jak nas złapał, było zaskoczenie, nie?
-
Zamknij się!
-
Spokojnie, to tylko żart!
- To
nie żartuj – warknął Robin – Djaq, Alan, musicie bardziej uważać na zwiadach w
Nottingham. Wszyscy musicie uważać! Trzeba się bardziej maskować, żeby nie
stwarzać podejrzeń, i żeby nikt was nie rozpoznał.
- To
może choć raz TY idź na zwiady! – Will wściekł się na przyjaciela – Alan to, Much
tamto, Djaq i John znowu coś innego, do diabła! Zamiast myśleć i planować, co
ci często nie wychodzi, zajmij się może działaniem! Wiesz co? Zachowujesz się
czasem jak… jak… jak Gisborne!!!
Robin
spojrzał na Willa zdumiony. Jak to: zachowuje się jak Gisborne? Oczy całej
drużyny zwróciły się ku chłopakowi, który jednak nadal ze złością patrzył na
przywódcę.
-
Wiesz, co jedynie cię od niego odróżnia? – syknął Will – Nie grozisz nam
śmiercią. Ale komenderujesz nami jak on! Na Boga, jesteśmy drużyną!
- Nie
chcę być zabawny, ale on ma rację. Spuść z tonu, bo czasem przesadzasz.
Robin
nie odpowiedział jednak ani Alanowi, ani Willowi. Ze złością rzucił łuk na
ziemię i pobiegł przed siebie. Biegł tak długo, aż stracił siły; zatrzymał się
pod drzewem i siedział tam dłuższą chwilę, po czym zerwał się i pobiegł prosto
do Knighton. Zaczaił się za murem i obserwował, czy teren jest czysty. Sir
Edward, ojciec Marian, właśnie wychodził – Robin szybko wspiął się do okna swej
ukochanej i zagwizdał w umówiony sposób. Dziewczę pojawiło się w mig w pokoju.
-
Robin! – ucieszyła się – Wchodź!
-
Moja Marian – westchnął, wskakując do środka – Moja ukochana…
- Co
z królem?
- To
był podstęp, Gisborne wymyślił to, bo wiedział, że nasi szpiedzy są w
Nottingham. Chciał nas tam złapać…
-
Dzięki Bogu, nie udało mu się! – Marian nerwowo chwyciła dłonie Robina.
- Nie
do końca… Schwytali nas z zaskoczenia w ruinach nad brzegiem morza. Gisborne
popełnił jednak zasadniczy błąd: popędził od razu do Nottingham, a jego wojsko
nie należy do zbyt rozgarniętych… Dzięki Djaq szybko im się wyrwaliśmy.
-
Och, Robin! – Marian przylgnęła do ukochanego – Mogłeś już nie żyć…
-
Kochana, nie doceniasz mnie, zupełnie jak szeryf i jego przyjaciel. Zawsze im
się wywijałem, dlaczego teraz miałoby być inaczej…
Siedzieli
sobie i gawędzili miło, nie zauważając, jak mija czas. Byli młodzi i zakochani,
jednak wiele przeszkód stało na ich drodze do wspólnego szczęścia…
-
Marian, kiedy wreszcie to się skończy, kiedy będziesz moją żoną…
-
Niedługo, ukochany. Wiesz, że teraz będzie to niebezpieczne dla nas obojga.
Musimy zaczekać do powrotu króla, by ochronił nas przed szeryfem i sir Guy’em.
- Nie
podoba mi się, że jesteś tak blisko niego!
-
Robin, bądź rozsądny – Marian uśmiechnęła się słodko – Muszę. To jedyne
rozwiązanie. Będąc blisko Guy’a, jestem blisko informacji. Jestem twoim
szpiegiem, kochany.
-
Igrasz z ogniem, nie powinnaś tego robić…
- Ja
też chcę obronić króla, pozwól mi sobie pomóc…
-
Dobrze! Dobrze, ale… bądź ostrożna. Wolę narazić siebie, niż ciebie.
- Marian!
– dobiegł ich z dołu głos – Jesteś?
- Sir
Edward! – Robin poderwał się z miejsca.
- Nie
boisz się chyba mego ojca – roześmiała się Marian.
-
Córeczko, masz gościa – usłyszeli – Sir Guy bardzo chce z tobą rozmawiać!
-
Chwileczkę, ojcze!
-
Znowu ta podła kanalia! – syknął Robin – Czy ten koszmar nie ma końca?
-
Spokojnie. Już niedługo. Spotkamy się jutro?
-
Przyjdę do ciebie – obiecał Robin – Kocham cię, Marian.
Powiedziawszy
to, wyskoczył przez okno i wszedł na dach, pełzając na jego drugą stronę – tak,
by ani Guy, ani ojciec Marian nie widzieli, że w ogóle był u niej. Ona zaś
zeszła na dół, pełna obaw. Czego on mógł od niej chcieć?
- Sir
Guy – dygnęła grzecznie, zerkając niepewnie na ojca – Coś się stało?
- Czy
coś musi się stać, bym cię odwiedził? Chciałem cię zobaczyć – odparł Gisborne.
-
Zostawię was na chwilę – odezwał się sir Edward – Będę przed domem.
Guy z
ulgą patrzył na wychodzącego ojca Marian. Chciał z nią chwilę pobyć, popatrzeć
na nią, porozmawiać… Była tak piękna, słodka i niewinna. Dlaczego nie potrafiła
odwzajemnić jego gorącego uczucia?
-
Marian – szepnął, chwytając jej dłoń – Dawno cię nie widziałem. Brakowało mi
ciebie.
- Sir
Guy, zawstydzasz mnie…
-
Zechciej towarzyszyć mi dzisiejszego wieczoru na uczcie u szeryfa. Proszę,
uczyń mi ten zaszczyt…
- Nie
wiem… Mój ojciec ostatnio gorzej się czuje, nie chciałabym go zostawiać…
-
Powiedz wprost, jeśli masz inne plany – puścił jej rękę, a jego twarz stała się
poważna i smutna – Może spotykasz się już z kimś? Obiecałaś komuś innemu ten
wieczór?
- Och
Guy, ależ skąd! Jak mogłeś tak pomyśleć…!
- Nie
wiem, co mam myśleć. Może… Hood ma pierwszeństwo przede mną?
- Jak
mogłeś tak pomyśleć! – bez mrugnięcia okiem skłamała Marian – Nie zadaję się z
banitami!
- Nie
chciałbym, żebyś mnie zawiodła.
-
Guy, dlaczego mi nie wierzysz?
-
Unikasz mnie – Gisborne wyraźnie zdenerwował się – Unikasz mojego wzroku,
dotyku… Wiesz, jakim uczuciem cię darzę.
-
Pójdę z tobą na ucztę – Marian ucięła temat, bojąc się po raz kolejny usłyszeć
z jego ust deklarację, której wcale nie chciała – O której mam przyjechać?
-
Przyślę po ciebie – Guy ożywił się – Do zobaczenia wieczorem.
Skłonił
się wchodzącemu sir Edwardowi i czym prędzej opuścił Knighton.
-
Czego chciał?
-
Ojcze, idę dziś wieczorem na ucztę z sir Guy’em – wyjaśniła Marian – Nie czekaj
na mnie.
-
Wolałbym, żebyś nie miała zbyt wiele wspólnego z tym człowiekiem… Nawet nie
wiesz, jakie pogłoski na jego temat krążą po okolicy! Nie ma służącej, która
nie odwiedziłaby jego alkowy choć raz!
-
Ojcze, nie interesuje mnie on. Muszę jednak być blisko niego, żeby pomagać
Robinowi…
- I
to mi się nie podoba! – krzyknął sir Edward – Narażasz się na
niebezpieczeństwo, pomyśl co będzie, jak szeryf lub Gisborne dowiedzą się o
twoich kontaktach z…
- Nie
dowiedzą się – syknęła Marian – Jeśli NIKT nie będzie mówił o tym głośno.
Wybacz, ojcze, muszę się przygotować.
***
Anastazja
i Brigitte krzątały się po sali, przygotowując wieczorne przyjęcie. Reszta
służących chwilowo pomagała w kuchni. Dziewczęta przystrajały stoły; Anastazja
widziała, że jej przyjaciółka jest jakaś nieswoja. Domyślała się powodu, ale
nie chciała pytać wcześniej, przy innych służących.
-
Brigitte, powiedz, co ci jest – odezwała się w końcu – Wiem, gdzie byłaś w
nocy…
-
Przestań, nic nie wiesz – dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
-
Porozmawiaj ze mną…
- Daj
mi spokój!!!
Brigitte
osunęła się bezsilnie na podłogę i rozpłakała się. Anastazja dopadła do niej
czym prędzej i przytuliła ją mocno. Pozwoliła jej wypłakać się do woli, tuląc
ją mocno i głaszcząc po głowie. Biedna, musiała przeżyć coś tak obrzydliwego…
Anastazja jednak nie spodziewała się, co dokładnie wydarzyło się w komnacie
szeryfa.
-
Chcę umrzeć – łkała Francuzka – Jestem zbrukana, grzeszna, nie mogę patrzeć w
lustro…
- Ja
wiem, rozumiem cię. Wiem, co się stało, musiałaś z nim…
- Nic
nie wiesz, Anastazja – Brigitte spojrzała jej w oczy; jej twarz była
przepełniona obrzydzeniem – On… Zmusił mnie, żebym… Najpierw zrobił to ze mną
tak… normalnie. Kazał mi potem leżeć, mówił do mnie, nie słuchałam go. Modliłam
się przez całą godzinę. A potem… zmusił mnie, kazał…
- Co,
kochana?
Brigitte
przerażonym wzrokiem patrzyła na przyjaciółkę i sugestywnie dotknęła palcami
swoich ust. Zacisnęła powieki i zebrało jej się na wymioty. Zatrzęsła się i
wsparła dłońmi o podłogę, nabrała powietrza i wydobyła z siebie żałosny szloch.
- Dobry
Boże… Nie wierzę – Anastazja chwyciła jej ramiona i uniosła ją – Powiedz, że to
nieprawda…
-
Nastya, pomóż mi umrzeć.
-
Dlaczego nic nie mówiłaś cały dzień?
-
Próbowałam nie myśleć, bo kiedy tylko o tym myślałam, miałam ochotę się zabić.
Proszę, pomóż mi umrzeć, nie mogę z tym żyć…
-
Brigitte, posłuchaj mnie. Pomogę ci, ale… inaczej.
-
Jak!? – krzyknęła zrozpaczona dziewczyna – Dla mnie jedyną pomocą jest
śmierć!!!
-
Uspokój się – Anastazja, choć do cna zgorszona i przerażona tym, co zrobił jej
przyjaciółce szeryf, zachowała zimną krew – Porozmawiam z sir Guy’em.
- Z
tym potworem!? Nigdy! Gotów jeszcze zrobić to samo!
- Sir
Guy jest dobry. Brigitte, rozmawiałam z nim dużo. Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego,
ale… zrobił dla mnie coś wyjątkowego. To dobry, wrażliwy człowiek, uwierz mi.
- Rób
co chcesz, Nastya. I tak nic już mi nie pomoże…
Anastazja
nie wiedziała tak naprawdę, czy rozmowa z Gisbornem cokolwiek zmieni, ale
postanowiła że za wszelką cenę spróbuje. Odprowadziła Brigitte do izby
służących, kazała jej położyć się, okryć po same uszy i nie pokazywać nikomu na
oczy, po czym wróciła do przygotowania sali. Poprosiła o pomoc inną z
dziewcząt, by Joan nie zauważyła, że pracuje sama – to spowodowałoby
podejrzenia. Wkrótce wszystko było gotowe. Na salę wkroczył Guy.
-
Wszystko przygotowane? – zapytał ostro.
-
Tak, panie – Anastazja skłoniła się; dopiero zauważył ją w pomieszczeniu.
- To
ty – uśmiechnął się lekko, podchodząc do niej – Powiedz tamtej, żeby stąd
wyszła.
-
Emma – zawołała do służki, która ustawiała ostatnie krzesła – Jesteś potrzebna
w kuchni.
Dziewczę
skłoniło się Gisborne’owi i wyszło, zostawiając ich samych. Rycerz rozsiadł się
na jednym z krzeseł, bacznie obserwując Anastazję. Ciekaw był, co zamierza mu
powiedzieć – a widział po niej, że czymś się gryzie. Nagle klęknęła przed nim,
niebezpiecznie blisko, pomiędzy jego szeroko rozstawionymi kolanami; Guy był
zaskoczony i patrzył na nią z coraz większym zaintrygowaniem.
-
Panie, pomóż mi – szepnęła – Tylko w tobie nadzieja.
- Chyba
mnie z kimś notorycznie mylisz – uśmiechnął się sarkastycznie – Nie jestem
miłosiernym Samarytaninem.
-
Błagam, panie…
-
Mów, bo nie mam dużo czasu, zaraz uczta.
-
Moja przyjaciółka z Francji, Brigitte… Była dzisiejszej nocy u szeryfa.
-
Posłuchaj mnie, ślicznotko – warknął, chwytając jej podbródek – Nie wtykaj nosa
w sprawy szeryfa, rozumiesz? W innym przypadku sama do niego trafisz.
- Nie
wyobrażasz sobie, co z nią zrobił… Jak bardzo upodlił…
-
Zamknij się, głupia! Kim ty jesteś, żeby ze mną o tym rozmawiać? Bezczelnie
twierdzić, że szeryf upodlił twoją przyjaciółkę? Uważaj, słonko, bo uklękłaś w
takim miejscu, że jeden mój ruch i… możesz być tak samo upodlona.
Chwycił
ją za włosy i przysunął do siebie. Anastazję zdjął strach, bała się go
strasznie, ale przecież Brigitte była najważniejsza! Nie mogła pozwolić, by
jeszcze raz musiała przechodzić przez to piekło w alkowie szeryfa. Błagalnie
spojrzała na Gisborne’a.
-
Panie, ona chciała się zabić. Prosiła mnie, bym pomogła jej umrzeć.
-
Zrób to więc – syknął Guy – A wtedy do szeryfa trafisz ty, z mojego osobistego
polecenia.
-
Jesteś jedyną osobą, która może uratować Brigitte. Nie pozwól, by trafiła do
szeryfa, błagam, zaklinam cię, panie. Zrobię wszystko…
-
Naprawdę nie rozumiesz? Twoje „zrobię wszystko” jest dla mnie NIC nie warte!
Mogę mieć wszystko, co zechcę, na kiwnięcie palcem. Zdajesz sobie sprawę, co
mógłbym z tobą teraz zrobić, Anastazjo? – patrzył na nią groźnie, wręcz z
nienawiścią – Mógłbym cię zniszczyć, odebrać ci tę twoją słodką cnotę, mógłbym
sprawić, że twoje usta będą winne twojego ciężkiego grzechu, zadowalając mnie.
Nie potrzebuję do tego twojej chęci ani tym bardziej pozwolenia. Przypomnę ci,
że jesteś zwykłą, prostą służącą, która nie ma żadnej wartości. Pojmij to w
końcu i przestań pozwalać sobie na zbyt wiele, bo twoja bezczelność przekracza
wszelkie granice.
-
Panie, błagam… - z jej oczu pociekły wielkie, słone łzy, co rozwścieczyło go
niezmiernie.
- Ty
głupia wywłoko! – wrzasnął z wściekłością, zrywając się z krzesła i szarpiąc ją
za ramię, by wstała z klęczek – Jesteś gotowa rozłożyć pode mną nogi, żebym
uratował twoją przyjaciółkę!? Nisko się cenisz. Wynocha!!!
Popchnął
ją. Anastazja upadła na podłogę, ale szybko wstała i nie patrząc na niego
wybiegła z sali. Guy trząsł się z wściekłości, nie rozumiejąc, jak zwykła
służąca mogła być tak bezczelna i prosić go o pomoc! Błagać, by sprzeciwił się
szeryfowi! Co go obchodził los jakiejś Francuzki, skoro taka była wola Vasey’a,
to niech sypia z nim choćby co noc. Nie znaczyła dla niego NIC, była dla niego
zerem, mogła być nawet martwa – nie widział żadnego powodu, by się nią
przejmować. Jednak nie to nie dawało mu spokoju… Irytowało go to, że miękł, gdy
widział przelęknione oczy Anastazji, a jednocześnie jej nadzwyczajną odwagę – w
końcu mało kto pozwalał sobie na tak bezczelne spoufalanie się z nim. Jednak
przypomniał sobie poranek w komnacie szeryfa, jego obrzydliwą i odrzucającą
fizjonomię i niesmaczne aluzje, a jednocześnie przed oczami stanęła mu
nieszczęsna Francuzka z nieobecnym spojrzeniem, zapuchnięta od płaczu.
-
Gisborne! – wydarł się szeryf, wkraczając do sali – Czy wszystko gotowe?
-
Tak, panie – odparł z niechęcią – Życzysz sobie czegoś?
-
Tak, Gisborne. Mojej francuskiej żabci. Ale to później. Nie zapomnij o tym.
- Z
przyjemnością ją do ciebie przyprowadzę, panie.
Zaproszeni
goście pojawiali się na zamku; szeryf wezwał wszystkich ważnych ludzi, baronów,
rycerzy, wszystkich którzy popierali jego politykę, oraz – rzecz jasna – wspierali
księcia Jana. Sam książę nie przyjechał do Nottingham z powodów zdrowotnych,
nie przeszkodziło to jednak jego poplecznikom świetnie się bawić, oraz
spiskować przeciwko bratu księcia, królowi Ryszardowi. Szeryf brylował tego wieczoru,
bezpardonowo próbując uwodzić kobiety, na co Guy patrzył z wyraźnym niesmakiem.
- Nie
masz nastroju, sir Guy – głos Marian wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na
nią i uśmiechnął się.
-
Cieszę się, że ze mną jesteś – odparł – Rozjaśniasz mi ten wieczór.
-
Przestań…
-
Moja piękna lady Marian… Nie mogę się doczekać chwili, kiedy przełamiesz się i
pokochasz mnie, będziesz chciała być lady Gisborne. Wiem, że nie jestem ci
obojętny, lubisz ze mną przebywać, prawda?
-
Jesteś moim przyjacielem, Guy.
-
Liczę, że w niedługim czasie przyjaźń przerodzi się w coś więcej – szepnął jej
do ucha, po czym krzyknął do stojącej przy drzwiach służącej – Donieść wina!
Służka
dygnęła posłusznie i wyszła. Po kilku minutach wróciła wraz z kilkoma innymi,
niosąc dzbany z winem. Joan kazała iść i Anastazji, która nie chciała pojawiać
się na uczcie, nie chciała pokazywać się Gisborne’owi na oczy, ale nie mogła
sprzeciwić się rozkazowi. Ku jej rozpaczy dziewczęta skierowały się do różnych
zakątków sali, dla niej zaś pozostał stół, przy którym siedział Guy. Zwiesiła
głowę i podeszła tam pokornie. Mężczyzna zauważył, że to Anastazja, i chwycił
Marian za rękę, którą z szacunkiem ucałował.
-
Dolej wina lady Marian – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu – Mnie również.
Dziewczę
dygnęło, spełniając jego rozkaz.
-
Marian, ukochana, kiedy za mnie wyjdziesz? – zapytał, patrząc jej w oczy –
Kiedy uczynisz mi tę radość?
- Sir
Guy, ja… - spojrzała niepewnie na Anastazję, która bez mrugnięcia okiem wlewała
im wino do kielichów – Wiesz przecież. Kiedy król Ryszard powróci cały i zdrów
do kraju, zostanę twoją żoną.
-
Moja Marian – Guy pocałował ją w policzek, co speszyło dziewczynę; Anastazja
zaś poczuła ukłucie zazdrości, za które od razu zganiła się w myślach.
- Sir
Guy!
-
Marian, wybacz, nie umiem powstrzymać się w twoim towarzystwie – uśmiechnął się
ciepło, po czym spojrzał piorunującym wzrokiem na służącą – Możesz odejść –
warknął.
Anastazja
czym prędzej wyszła i skryła się w spiżarni, gdzie skuliła się w kącie i
rozpłakała się. Wierzyła w niego, wierzyła że jest dobrym, wrażliwym
człowiekiem, w końcu darował życie jej ojcu i nie wykorzystał jej – choć miał
do tego prawo i kilka okazji. A teraz? Co miała o nim myśleć? Z przerażeniem
doszła do wniosku, że kiedy go widzi, serce bije jej mocniej, że pragnie by się
do niej uśmiechnął, by na nią spojrzał, by jej dotknął… Wstydziła się tych
grzesznych myśli, ale marzyła, by jego delikatna dłoń spoczęła na jej policzku,
wbrew rozumowi i rozsądkowi pragnęła też, by ją pocałował, przytulił… Czuła, że
nie tylko go podziwia, nie tylko szanuje go i jest mu wdzięczna, ale po tych
kilku dniach spędzonych na zamku w Nottingham chyba zakochała się w nim. Nie
znała wcześniej tego uczucia, ale grzeszne myśli przerażały ją, pragnienie
bliskości z tym niebezpiecznym, okrutnym człowiekiem napawało ją lękiem i
poczuciem winy, jednak kiedy o nim myślała, docierało do niej, że ponad
wszystko chciałaby odkryć jego drugą twarz, którą niezaprzeczalnie miał, i
chwilami nawet uchylał rąbka tajemnicy, zdradzając swe łagodniejsze oblicze.
Czy to jednak miłość? Czy można pokochać człowieka tak zdeprawowanego, nie
liczącego się z innymi?
-
Panie Boże, co mam robić? – łkała – Nie chcę grzeszyć, nie chcę robić niczego
wbrew tobie. Pomóż mi, ześlij mi jakąś podpowiedź! Jeśli w tym zamku moje serce
ma opętać grzech, zabierz mnie stąd, zabierz mnie do siebie. Ale… nie chcę go
zostawiać. On musi mieć w sobie dobro. Pragnę mu pomóc. Boże, jeśli to miłość,
i jeśli ma być grzechem, to zabierz ją ode mnie… On kocha inną… Nawet, jeśli
ona go nie kocha, nie widziałam w jej oczach tego, co zauważyłam w jego
spojrzeniu. Ona nie jest szczera, okłamuje go… nie chce za niego wyjść!
Kompletnie
rozbita, siedziała w spiżarni jeszcze długi czas. Ogarnięta sprzecznymi
myślami, modliła się, dumała i płakała na zmianę. Wyrzucała sobie, jak mogła
być tak głupia i pozwolić sobie na słabość, na zakochanie się w sir Guy’u,
który przecież skrzywdził ją, porywając od rodziców. A teraz traktował ją tak
podle! Poniżał, miotał przekleństwami, wyzwiskami… A jednak nie miała do niego
żalu. Pomyślała sobie, jak bardzo musiał być nieszczęśliwy, że krył się za
maską twardego, nieustępliwego, okrutnego człowieka, i jak kruchy i wrażliwy
musiał być w środku.
Nagle
jej przemyślenia przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Do spiżarni wkroczyła
Joan.
- Co
tu robisz, smarkulo? – krzyknęła – Do roboty!
-
Przepraszam – dziewczę otarło rękawem łzy – Już idę.
-
Uczta się kończy, trzeba sprzątać, a ty siedzisz tu w kącie i… Anastazja, ty
płaczesz?
-
Nie, nie płaczę.
-
Dziecko, spójrz na mnie – rozkazała Joan i przytrzymała ją – Co się dzieje?
-
Nic.
-
Mów! Ktoś ci zrobił krzywdę? Mów szczerze!
- To
tylko… Sir Guy trochę dziś na mnie krzyczał – szepnęła niepewnie – Nic poza
tym.
-
Dlaczego tak się przejmujesz sir Guy’em? – Joan uważnie patrzyła na dziewczynę
– Co ukrywasz?
-
Nic. To mój pan, przejmuję się i chciałabym, by był ze mnie zadowolony.
- Oj,
Anastazjo… Nie chcę, żebyś cierpiała. Nie zakochaj się w nim.
- Nie
ma mowy! Ja nigdy…
-
Dziecko, żyję na tym świecie trochę dłużej, niż ty, i znam Gisborne’a kilka
lat. Znałam też kucharkę, która się w nim zakochała… Nieważne. Gisborne ma w
sobie odrobinę człowieczeństwa, w przeciwieństwie do szeryfa, nawet na swój
sposób go lubię, ale nie zapominaj, że to nadal niebezpieczny człowiek.
-
Nigdy się w nim nie zakocham – z przekonującą pewnością odparła dziewczyna –
Nic mnie do tego nie zmusi. To całkowicie sprzeczne z moją wiarą i moim
rozumem…
„Szkoda, że nie z moim sercem” –
dopowiedziała sobie w myślach. Joan uwierzyła jej, i odesłała ją do pomocy przy
sprzątaniu sali. Gdy dziewczyna weszła tam, wszystkie służące krzątały się już,
sprzątając stoły, a szeryf siedział na krześle, rozmawiając ze stojącym obok
Gisbornem. Spojrzeli obaj na niepozorną postać, zbliżającą się do nich.
- To
nasza Rusinka? – zapytał cicho szeryf; Guy skinął głową – Podejdź no tu! –
krzyknął do Anastazji.
Dziewczę
spojrzało na Guy’a, który gestem pokazał jej, żeby spełniła rozkaz Vasey’a.
Spuściła więc głowę i podeszła, kłaniając się. Szeryf oblizał usta, lustrując
ją z góry do dołu.
-
Pięknie, pięknie! – uśmiechnął się – Jak ci się tu podoba?
-
Bardzo, panie – odparła – To wielkie szczęście służyć na twoim zamku.
-
Grzeczna i ułożona! Myślałem, że Rusinki to rozdarte baby. Dobrze, dobrze,
cieszę się że jesteś szczęśliwa. Mam nadzieję, że Gisborne dba o twoje dobre
samopoczucie tutaj.
Anastazja
podniosła wzrok i spojrzała na Guy’a. Już chciała otworzyć usta, ale odezwał
się pierwszy.
-
Zadbam – powiedział z jadowitym uśmieszkiem – Należycie – podkreślił z mocą.
Przestraszona
dziewczyna skłoniła się i oddaliła kawałek, by pomóc sprzątać. Guy i szeryf
jeszcze przez chwilę obserwowali ją, po czym Vasey wstał i z satysfakcją kopnął
krzesło.
- No,
tośmy się zabawili, co nie, Gisborne? Ale to nie koniec na dziś. Czy moja
francuska kochanka gotowa na kolejną noc uniesień?
Anastazja
kątem oka spojrzała na Guy’a, który stał wyprostowany bokiem do niej. Ten
mężczyzna zdecydowanie był zbyt idealny, zbyt piękny… I zbyt podły. Spodziewała
się, że zaraz pójdzie do izby służących i siłą sprowadzi Brigitte do alkowy
Vasey’a…
-
Niestety, panie, doniesiono mi, że jest chora – powiedział – Jakiś straszny
kaszel i katar, rozgrzana do czerwoności, ledwo żyje. Podobno cała opuchnięta…
-
Gisborne, chciałem właśnie ją! – jęknął żałośnie szeryf – Świetnie operuje
językiem! Masz jakiś zamiennik?
-
Owszem, panie – rycerz odwrócił się w stronę Anastazji i uśmiechnął się do niej
– Za chwilę pojawi się w twojej komnacie. Daj mi pięć minut. Będziesz…
wniebowzięty.
Akualizacja 14/03/2014, następna część tutaj.
Akualizacja 14/03/2014, następna część tutaj.
Akcja się zagęszcza i robi się coraz goręcej :) Ciekawa jestem jak Anastazja wybrnie ze spotkania z szeryfem.
OdpowiedzUsuńInteresujący jest fakt, że kobiety w opowiadaniu reagują na Guya tak jak fanki na RA- ehhh ten Ryśkowy magnetyzm... :D
Koldunko - gdybyś była prostą, średniowieczną dziewką, i przechodziłby obok Ciebie TAKI facet w czarnym, skórzanym wdzianku, potrafiłabyś (nawet zakładając, że jesteś piekielnie bogobojna) nie ulec jego mrocznemu urokowi? :) Ja myślę, że reakcje kobiet są odpowiednie, no bo jak inaczej można na niego reagować?
UsuńI od razu przepraszam wszystkich, że nie było mnie tu wczorajszego wieczoru by od razu odpowiedzieć - to była całkowicie nieplanowana nieobecność :)
Nawet jeśli byłabym bogobojna do potęgi entej a na czole miała napis- "święta nieskalana" i tak serducho łomotałoby mi się w piersi jak ptak w klatce a na twarzy miałabym wszystkie odcienie rubinu :D Na pewno nie byłabym obojętna na wdzięki Guya i wiesz co? nawet bym nie chciała :D
UsuńMagnetyzm Guya/ Richarda to jedno ale myślę, że kobiety lubią tych "niegrzecznych". I tak jak Anastazja nie do końca chcą wierzyć w ten "mrok", a marzenie aby takiego zbłąkanego, czarnego rycerza wyprowadzić znów w stronę światła ( jejku jak zrobiło się poważnie) wyciągnąć z niego te dobre cechy było by zadaniem którego wiele z nas z pewnością by się podjęła. Mam nadzieję, że choć część tej mojej paplaniny była zrozumiała
A ja bym się nie oddała Guy'owi, musiałby brać siłą :). I to wcale nie z bogobojności, a dla zasady - bo tak :)). Pomimo tego, że znacie mój stosunek do Guy'a - dla mnie on jest najlepszy, ale i tak by mnie nie dostał przez długi, długi czas :P
UsuńNie twierdze, że ulegając jego widokowi oddałabym mu się bez zastanowienia gdziekolwiek aby tylko go mieć. Podobnie jak ty Jeannette stawiałabym się :P nie chciałabym aby facetem kierowały jedynie popędy i instynkt, wolałabym aby chciał mnie i mojego ciała za "całokształt". A , że przy tym jestem impulsywna i pyskata zapewne nie raz nie dwa doszło by między mną i Guyem do spięcia.
UsuńKoldunko, nie chciałam, żebyś tak to odebrała ;). Chodziło mi tylko o to, że ja bym mu się nie oddała. Nie było tam podtekstu "w przeciwieństwie do Ciebie" :)
Usuńnie pomyślałam w ten sposób :) spokojnie :)
UsuńOk :)
UsuńGuy jest odpychający, paskudny i diaboliczny wręcz w napadzie szału. Ale historia Annie wskazuje, że jakaś część człowieczeństwa jednak w nim drzemie. Boję się jednak, że to, co w nim dobrego jest przeznaczone tylko dla Marian. Co on widzi w tej babie?:) Mam nadzieję, że przejrzy w końcu na oczy i że będzie to po części zasługa Anastazji.
OdpowiedzUsuńSzeryf podoba mi się coraz bardziej - jest sobą aż do bólu: obmierzły, śliski i żmijowaty.
I oczywiście obrażalski Robin. Może zgubi drogę w lesie wracając od marian i wszystkim zaoszczędzi kłopotu?:)
Dzięki Kate! Czekam z niecierpliwością co dalej. Coś mi mówi, ze Anastazja jednak nie odwiedzi w nocy szeryfa.:) Nie, nie mów. Jakoś wytrzymam przez tydzień.:)
Oczywiście, że nie powiem, czy Anastazja odwiedzi czy nie odwiedzi szeryfa. Powiem tylko tyle - szeryf będzie zadowolony :) Ale on zawsze jest zadowolony, jak można nie być zadowolonym, mając taką władzę i takiego wiernego rycerza u boku :)
UsuńNie wiem, czy Cię zmartwię, czy wręcz odwrotnie, ale Guy takich napadów szału będzie miał jeszcze sporo. Przecież to kwintesensja jego czarnej (póki co) duszy. Jak mogłoby być inaczej :)
To dobry pomysł, by Robin zgubił drogę - może zgubi ją razem z Marian? :)
To rysuje się nam całkiem niezły scenariusz: zadowolony szeryf - bo jakże mogłoby być inaczej:), demoniczny Guy, Anastazja ... (tu mam własną teorię - poczekam z jej weryfikacją grzecznie do następnego tygodnia:) i dwa biedactwa zagubione w lesie ... Lepiej niech nikt ich nie szuka.:)))
UsuńTeraz tak myślę, i... może naprawdę zgubię Robina z Marian w lesie? Biedny Guy będzie jej szukał, a tu się okaże, że przebywa z leśnym ludkiem... Wmówi mu oczywiście, że została porwana, ale czy Guy uwierzy?
UsuńChyba naprawdę muszę to przemyśleć :)
Obawiam się, że filmowy Guy uwierzyłby we wszystko, co mówiła Marian. A w zapewnienie o porwaniu przez Robina w szczególności. Jednak Ty masz wybór i bardzo dobrze.:)
UsuńNo przecież uwierzył, że Robin ją na drzewie uwięził, więc czemu miałby nie uwierzyć w porwanie ;). Miłość jest ślepa :))
UsuńJeannette
Tak. Totalnie ślepa. W tym konkretnym przypadku na tyle, że nie zdołał rywala z drzewa strącić celnym strzałem i jeszcze uwierzył we wszystko, co wcisnęła mu Marian. Choć z drugiej strony ... gdyby tak Robin stracił wówczas głowę - całkiem dosłownie, to z kogo teraz mogłybyśmy się śmiać?:)
UsuńBoże Kate uchroń Anastazję przed szeryfem!
OdpowiedzUsuńI ha trafiłam! Miałam rację co do Annie. Widzę, że trochę pozmieniałaś historię jej i jej dziecka, ale to w sumie dobrze bo tak stawia to Guy'a w lepszym świetle.
Ach no i Anastazja, biedactwo. Wstawiła się za przyjaciółką i teraz sama wyląduje u szeryfa. Mam nadzieję, że jej tego nie zrobisz.
Guy jak zawsze przerażał mnie czasami i nawet miała go znielubić, ale nie umiem. To Guy i te chwilę załamania, gdy staje się okrutny i mroczny robią z niego Guy'a. Mówię chwilę załamania, bo jak pokazałaś ogólnie nie jest jakiś potworem, ma sumienie i honor. Nawet współczuję my tego jak gnoi go szeryf.
No i postać Marian, wiem jak jej wszyscy nie lubią...I powiem coś strasznego ja ją nawet lubię, nie no chwila to za dużo powiedziane... Nie nienawidzę jej. Owszem wkurza mnie tym jak zwodzi Guy'a, ale trochę ją rozumiem...
Za to twój Robin, jego nie lubię, mimo że ten serialowy był dla mnie w miarę. Twój to totalny idiota, taki na ustach szumne hasła a w głowie pustka. Więcej gada niż działa, ale chyba o to Ci chodziło. Nie przepadam za nim, ale życzę mu szczęścia z Marianem, żeby Guy'a w spokoju zostawili...I dali mu się zakochać w Anastazji.
Och i na koniec, bardzo polubiłam Joan. To strasznie miłe z jej strony jak martwi się Anastazję.
Ogólnie bardzo fajny rozdział, mam wrażenie jakby dłuższy, ale może to dla tego, że dużo się działo. No i znów (nie)cierpliwie czekam na kolejną część.
Pozdrawiam Roza_000
Cieszę się, że dostrzegasz w Guy'u te dwie cechy - sumienie i honor. To pierwsze co prawda stara się tłumić, ale chyba jednak zbyt mocno dobija się do jego świadomości, żeby tak całkiem je z siebie wyrzucić. Po prostu się nie da, bo tak naprawdę Guy chciałby być dobry - dla Marian, by być z nią, ale sam z siebie nie bardzo potrafi. Potrzebuje bodźca, kogoś, kto mu będzie przypominał o tym, że gdzieś tam w głębi jest dobry.
UsuńUcieszyłam się, gdy przeczytałam, że Robin to idiota :) Taki miał być. Tak go widzę. Pomijając fakt, że kompletnie nie wiem, CO Marian w nim widziała, mając obok Guy'a - nawet z samej powierzchowności wybór jest prosty, a gdy dodać do tego inteligencję... Leśniczy przegrywa na starcie. Widocznie Marian lubi być w związku tą, która... nosi spodnie - i to całkiem dosłownie, jak pamiętamy z serialu :)
I masz rację - ten rozdział był trochę dłuższy od poprzedniego :)
To witaj w klubie, Różo, bo ja również nie nienawidzę Marian. Owszem, potępiam ją, ale nie rozumiem, jak można mieć do niej pretensje, że kochała Robina, nie Guy'a. Serce nie sługa, kochała kogo kochała, nie jej wina. Jej winą było tylko to, że zwodziła i wykorzystywała Guy'a, latając z zamku do lasu i odwrotnie, w zależności od swoich potrzeb. Należało stanąć po jednej stronie ze wszystkimi tego konsekwencjami.
UsuńA za co można Marion potępiać?? Przecież Guy bym, hmm.... zwykłą (sorry fanki Guya;))- gnidą... i zdrajcą. Zdrajcę tylko "kilim";)
UsuńNo był zdrajcą, ale ona była tchórzem, że się ukrywała i grała na dwa fronty. To jej szpiegowanie to momentami była wymówka, jak jej się w lesie nie podobało.
UsuńDobra, ok, nie jestem obiektywna :))
O nie, to nie było tchórzostwo. Bo nie ma nic złego w graniu na dwa fronty ze zdrajcą, jeśli to służy dobru ogółu:) Jest wręcz nawet wskazane:) Czytałaś "Konrada Wallenroda", czy już jesteś z pokolenia, któremu tę lekturę wycofali z kanonu?;))
UsuńRobin
Czytałam :). Aż tak młoda nie jestem ;P.
UsuńMówię, że jestem nieobiektywna :D.
Dobra, może nie należy jej do końca potępiać, ale to latanie od jednego do drugiego mnie uwierało. O, to jest dobre słowo - uwierało :). Bo w pewnym momencie ona trochę zwodziła też Robina, tam gdzieś na początku.
Co nie zmienia faktu, że było jej całkiem na rękę to szpiegowanie ;). Nie podobało jej się życie w lesie, wolała wrócić na zamek i miała pretekst.
Zawsze się zastanawiałam na ile Robin faktycznie działał dla dobra ogółu. No bo szeryf musiał przecież odprowadzać podatki dla króla. Więc to oczywiste, że zbierał tyle, żeby też coś zostało dla niego. Więc jeśli Robin go okradał, to szeryf później musiał to zebrać z powrotem, żeby mieć dla króla i siebie. To takie błędne koło. No ale to tak na marginesie :)
Jeannette
Kate, dzięki za następną część opowiadania i spotkania się z ukochanym Guy'em.
OdpowiedzUsuńJa w dalszym ciągu wierzę, że czarny rycerz jest jest dobry i baaardzo słodki.
Pod skorupą nieprzyjemnego faceta kryje się dobry i życzliwy człowiek, dbający o swojego syna i kobietę, która go kochała.
Koldunko, nie sądzę aby była to Anastazja która umili noc okropnemu szeryfowi.
Guy uśmiechając się do Anastazji dal jej do zrozumienia, że spełnia jej życzenie i uratuje Brigitte.
Kate zrób coś, bo nie mogę znieść oziębłości Marion, najlepiej to niech wyjedzie ze swoim leśnym ludkiem.
tak myślisz? ja sądzę, że wszystko jest możliwe- może Guy będzie próbował udowodnić samemu sobie, że Anastazja nic go nie obchodzi a on sam gardzi wszystkim i wszystkimi. Może wysłanie rosjanki do szeryfa będzie rodzajem kary dla niej?nauczki? za to, że wytrąca Guya z równowagi, że ma odwagę go prosić o wiele rzeczy, że nie traktuje go jak ostatniego zwyrodnialca i degenerata na jakiego on sam pozuje.
UsuńChociaż przyznam, że drugi scenariusz też chodzi mi po głowie- Guy patrzy na Anastazję i uśmiecha się do niej ale do alkowy szeryfa jej nie wyśle tylko inną dziewczynę. Takie rozważania co do dalszych losów bohaterów mnie naszły :P
Cóż na rozwiązanie zagadki trzeba będzie poczekać do nast piątku :)
Jolu, uśmiech Guy'a to najbardziej nieprzewidywalna rzeczna świecie. Zapewniam Cię, że za tydzień Anastazja będzie miała niezły mętlik w głowie, zresztą cały czas ma. Guy ma co innego wypisane na twarzy, i co innego myśli, więc to facet pełen sprzeczności. Ale masz rację - w środku, nawet jeśli sam tego jeszcze nie dostrzega, jest dobry. Potrafi, tylko nie zawsze umie to pokazać.
UsuńKoldunko, podobają mi się Twoje rozważania. Nie zdradzę oczywiście, co się będzie działo, natomiast muszę przyznać, że Guy już teraz, samym swoim pełnym sprzeczności zachowaniem w pewien sposób wymierza Anastazji karę - bo biedna dziewczyna szaleje z niepewności i lęku, co ją może spotkać. Wierzy w niego, a jednocześnie strasznie się boi tego, co może ją spotkać, jeśli okaże się że myli się co do niego i on naprawdę jest zwyrodnialcem. A co zrobi Guy... Na pewno wszystko, żeby szeryf był zadowolony - i tylko tyle powiem :)
Jolu, a czego innego oczekujesz po Marian? Przecież ona kocha innego. Można ją potępiać za to, że grała na dwa fronty, ale nie za to, że jest oziębła w stosunku do człowieka, który jej się narzuca, a którego ona nie chce. Jak wy traktowałybyście takiego zalotnika? Tak jak mówię: potępiam ją tylko za zachowanie a la ladacznica. Ale nie za to, że kogoś kochała, a kogoś nie.
UsuńKurcze, Kate, zrób raz na przekór sobie i niech Guy wyśle Anastazję do szeryfa! :D
To byłoby świetne, dopiero zaczęłoby się dziać, ona wtedy wiele musiałaby mu wybaczać, a co za tym idzie trzeba by wymyślić coś naprawdę mocnego, co by ją do niego przekonało. A najlepiej, gdyby później okazało się, że oni wcale nie będą razem, bo Guy pokocha inną ze wzajemnością :D. Dobra, dobra, wiem - to nie w Twoim stylu takie zagrania :)). Ale ja już się rozpędziłam :)
Jeannette, nie mogę oczywiście zdradzić czy wyślę Anastazję do szeryfa, czy nie, ale Twoja propozycja ma jeden zasadniczy minus. Mówisz, że "ona wtedy wiele musiałaby mu wybaczać, a co za tym idzie trzeba by wymyślić coś naprawdę mocnego, co by ją do niego przekonało" - ale przecież sama zauważyłaś, że Guy pokazał Anastazji, gdzie jest miejsce służącej, on nie daje jej takiego szacunku, jaki okazuje Marian (w zasadzie po dzisiejszym rozdziale można by stwierdzić że w ogóle nie ma dla Anastazji szacunku), więc jemu nawet nie zależałoby na tym, by Anastazja cokolwiek mu wybaczała, i nie próbowałby jej przekonywać. Po prostu na noc wziąłby sobie do komnaty inną służkę - bo tych używanych przez szeryfa nie akceptuje. Przynajmniej do tej pory nie akceptował, a jak to będzie z Anastazją... Na razie nie powiem :)
UsuńTak, jasne. Mnie chodziło tylko o to, że historia musiałaby tak się potoczyć, żeby on zrobił coś naprawdę dobrego, co by ją przekonało, a nie, że on chciałby ją przekonywać - samo mogłoby mu wyjść :)). Zresztą nie wymyśliłam nic konkretnego, tak mi akurat w danej chwili przyszło do głowy. Ale najbardziej by mi się podobało, gdyby ona się zraziła, on miał ją w nosie i w końcu zakochał się w innej :)). Dobra, już nie wymyślam, rób swoje :D. To tylko takie moje gadanie, nic więcej, nie zamierzam Ci się wtrącać do opowiadania, tylko sobie spekuluję i myślę "na głos" ;))
UsuńRety, ale cię podkusiło Kate, żeby stworzyć takiego obrzydliwca :P To chyba dlatego, że poprzednik był nieskazitelny.
OdpowiedzUsuńRobin, więc powinnam teraz biegać w kółko i krzyczeć "stworzyłam potwora"? :)
UsuńE tam, nie wydaje mi się - Guy taki zawsze był, i taki mi się podobał, ja go tylko poddałam mojej własnej obróbce, żeby dodać mu trochę pozytywnych cech - tak, wiem, na razie tego może nie widać. Ale nie martw się, jeszcze będzie słodko :)
Powiem jedno- Marion nie należy potępiać, że nie chciała z nim być;) Hmm, właściwie wierzę w resocjalizację nawet najgorszej łajzy, ale rozumiem jeśli jakaś kobieta nie ma ochoty uczestniczyć w nawracaniu takiego osobnika, bo się nim po prostu brzydzi.
UsuńŚwietny Guy! Super scena z żołnierzami, ja tam bym ścięła wszystkich,a co tam, że nie miałabym później eskorty ;D. Fajna scena z szeryfem u niego w komnacie, w ogóle wszystkie sceny z nim są fajne, mam nadzieję, że będzie go jak najwięcej - jego i jego poczucia humoru :D.
OdpowiedzUsuńNo i wisienka, czyli scena z Anastazją przed ucztą - sama nie zrobiłabym tego lepiej, fantastycznie ją potraktował, bardzo mi się podobało. Anastazja chyba zapomniała, gdzie jest miejsce służącej, a on wręcz mistrzowsko jej o tym przypomniał. Super!
Brakuje tylko księcia Jana i Isabelli i będę mieć wszystko, czego potrzebuję - cały mój ulubiony kwartecik :)). No, może jeszcze Thornton by się przydał ;)
Jeśli gdzieś po drodze Guy nie zamieni Ci się w ciepłą kluchę, to może być całkiem porządne opowiadanie, Kate ;)
A, i jeszcze jedno - fajnie, że Robin nawiał, mam nadzieję, że nie popełnisz błędu scenarzystów. Oni zrobili z Guy'a i szeryfa idiotów, więc mam nadzieję, że Ty dla odmiany nie zrobisz idioty z Robina. Nie lubię go, ale trzeba pamiętać, że i Guy i Robin byli w końcu rycerzami, więc poziom między nimi powinien być dość wyrównany. To tylko takie moje przemyślenia o poranku, nie traktuj tego jako sugestii albo tym bardziej postulatów ;))
A tak na marginesie - zawsze mnie zastanawiało, dlaczego szeryf na tyle pozwalał Marian, przecież ona nic nie znaczyła. Po co ją trzymał, skoro były z nią tylko problemy :)
Jeannette, mogę obiecać że postaram się, by szeryf pojawiał się często i zawsze tryskał tym swoim czarno - obleśnym humorem. Za to przecież go kochamy :)
UsuńO księciu Janie prawdę mówiąc nie myślałam, za to zastanawiałam się gdzie i w jaki sposób wcisnąć Isabellę, i czy powinna być negatywną postacią. Co prawda nie pojawi się od razu, ale myślę, że można jej się spodziewać.
Guy NIGDY ciepłą kluchą nie będzie, nawet gdy odnajdzie w sobie dobro (bo nie ukrywajmy że do tego prowadzi to opowiadanie) nie zatraci swojej dumy, tej cudownej ironii, złośliwości, tego wszystkiego, co określa go właśnie jako naszego Guy'a. Wiadomo, że nie będzie zawsze okrutny bez powodu, w pewnym momencie to okrucieństwo zmieni się w sprawiedliwość - ale bycie sprawiedliwym nie oznacza bycia tylko do rany przyłóż, czasem trzeba karać, prawda? Tak więc mimo, że Guy złagodnieje, to na pewno nie będzie można nazwać go ciepłą kluchą.
A Robin idiotą? Cóż... Poniekąd tak :) Ale to tylko moja prywatna opinia o nim, ten serialowy jest miałki, przezroczysty, irytujący, i prawdę mówiąc na tym opieram swoje postrzeganie tej postaci, to jak go opisuję, ale jednocześnie wiem, że gdyby był naprawdę ograniczonym kretynem, nie miałby szans z Guy'em, także... To, co o nim sądzę, swoją drogą, ale niestety trzeba mu oddać, że nie może być ostatnim tępakiem.
I myślę, że szeryf pozwalał na wiele Marian tylko ze względu na Guy'a. To może wydawać się dziwne, bo szeryf ma duszę czarną jak noc i zero skrupułów czy uczuć, a jednak swojego rycerza lubi i to chyba dla niego znosił irytującą i nic nie wnoszącą obecność dziewczyny leśniczego :)
Tak, tak, zgadzam się, czasem trzeba ukarać, więc niech Guy karze jak najwięcej :D
UsuńHm, kochana siostrzyczka tak do końca zła nie była, w końcu dla Meg była dobra, dopóki nie odkryła zdrady. Charakterek miała po braciszku, to fakt, ale jej zachowanie wynikało przede wszystkim z żalu do niego. Zresztą przy mężu już tak nie fikała, robiła się pokorniutka jak aniołeczek.
Wiesz, ja w ogóle nigdy żadnego Robina nie lubiłam, bo w ogóle nigdy nie lubiłam tej historii :). Fajnie, że się zgadzamy, że nie może być ostatnim tępakiem, jak to określiłaś :)).
No niby wiem, że ze względu na niego, ale jednak momentami znosił bardzo dużo ;). To, co szeryf czuł do Guy'a widać chyba najlepiej w scenie, kiedy Guy go "uśmierca" :)
Ale Robin był lepszym łucznikiem:)
UsuńNo chyba tak :)
UsuńByło warto czekać <3 Wspaniałe i niezwykłe :) Ciekawa jestem co dalej? A może gdy szeryf będzie zabierał Anastazję do swojej komnaty Guy dowie się co robił z francuską i odbije ja...Ale to tylko domysły :) Z niecierpliwością czekam na piątek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za te słowa - świadomość, że ktoś czekał na opowiadanie, i do tego mówi że warto było, naprawdę dodaje skrzydeł :) No niestety, jak wspomniałam wyżej dziewczynom, nie mogę zdradzić co będzie za tydzień, ale... chyba będzie dość zaskakująco :)
UsuńPrzed czytaniem dzieciom bajki w przedszkolu pozwoliłam im wybrać bajkę i Marcel przyniósł "Robin Hooda" hm. myśle sobie czemu nie? i potem czytam jak Zły Sir Guy próbował złapać Robina i w wyobraźni widziałam naszego "Czarnego Anioła" straszne tak bardzo mnie wkręciła ta opowieść :) Czekam na piąteczek :) Pozdrawiam Allalove :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć... Jest mi niesamowicie miło, a jednocześnie boję się, czy czytając dzieciom, nie zmieniłaś czasem biegu historii na jedyną prawidłową wersję :) Żartuję oczywiście, nie wątpię w Twój profesjonalizm :)
Usuńbyłam bliska :) podczas rozmowy na temat postępowania moralnego bohaterów kiedy dzieci powiedziały, że Sir Guy był zł oczywiście wyjaśniłam, że czasami ludzie robią złe rzeczy bo niektórzy ich do tego zmuszają np. zły szeryf :) a Sir Guy w gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem. Wiem jestem straszna ale musiałam go bronić :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie jesteś straszna! Bardzo dobrze to wytłumaczyłaś dzieciom, i oczywiście zgodnie z prawdą :)
Usuń