Wszystkiego najlepszego w Dniu Urodzin!!!
George Michael,Źródło:lastfm.pl |
Dzisiaj George Michael kończy 49 lat ( ur. 25 czerwca 1963r.) Przyznam, że będąc nastolatką bardzo lubiłam słuchać jego piosenek i oczywiście zespołu WHAM! Uwielbiałam jego ciepły głos, no dobra nie tylko głos miał fajny;) fajnie się też na niego patrzyło ;) Hmm to były dawne czasy i już mu wybaczyłam, że się ze mną nie ożenił i że wybrał „inną drogę” ;) Ale urodziny Georga są świetną okazją, żeby wrócić do tych utworów:
Wham!-I'm Your Man,
wideo by WhamVEVO:
George Michael i Aretha Franklin-
I Knew You Were Waiting (For Me),
wideo by StevieNicks Fan:
I Knew You Were Waiting (For Me),
wideo by StevieNicks Fan:
George Michael - Kissing A Fool,
wideo by Dutchleemy:
Mogłabym tak w nieskończoność, więc może jeszcze tylko jeden
utwór, uwielbiam to wykonanie:
George Michael i Queen - Somebody To Love
(Freddie Mercury Tribute Concert),
wideo by queenoffcial:
P.S.
Przypuszczam, że widzieliście już najnowsze zdjęcia Richarda
Armitage, jeśli nie, koniecznie zajrzyjcie na RichardArmitageNet.Com.
The English version of my post.
(And please forgive my possible mistakes, I'm working on improving my English)
Happy Birthday George Michael!
George Michael, Source:lastfm.pl |
Today, George Michael has his birthday, he is now 49 years old. (Born June 25, 1963.) I must admit that as a teenager I loved to listen to his songs and his band WHAM! I loved his warm voice, oh well he not only had a nice voice;), it was nice to look at him, too;) Well, those were the old days, and I forgave him that he was not married to me and that he chose "other way". But the George's birthday is a great opportunity to get back to these songs:
Wham!-I'm Your Man,
video by WhamVEVO:
George Michael and Aretha Franklin- I Knew You Were Waiting (For Me),
video by StevieNicks Fan:
George Michael - Kissing A Fool,
video by Dutchleemy:
In fact it is difficult to stop me from adding more of my favorite songs, so maybe just one song that I love:
George Michael and Queen - Somebody To Love
(Freddie Mercury Tribute Concert),
video by queenoffcial:
P. S.
I suppose you've seen the latest pictures of Richard Armitage, if not, be sure to check out the links on RichardArmitageNet.Com.
Happy birthday to George Michael!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTylko na chwilę "zostawiłam" Was w Sherwood, Aniu.
OdpowiedzUsuńGeorge Michael... Cudne wspomnienia z nieco odległych już lat i wydarzeń zapisanych na trwale gdzieś w przestrzeni pamięci. Konkretnie Sylwester 1995/1996. Tańczyłam z Kimś. Tak blisko z Nim dopiero pierwszy raz i doczekałam się słów, których pragnęłam i miałam nadzieję usłyszeć. Nie ma żadnych wątpliwości, że pomogło chwili stare już wtedy, ale zawsze dobre: "Carelees whisper". Przyznaję, że na liście moich ulubionych są do tej pory: "One more try", "I can't make you love me" czy w końcu dla mnie przepiękne: "The first time ever I saw your face". No tak, same liryczne albo jak to określa zwykle moja przyjaciółka "pościelowe". Jak zwał, tak zwał zresztą. Dla mnie piękne muzycznie i tak w warstwie słownej po prostu bliskie i wspaniałe. Dzięki, Aniu, za urodzinowe wspomnienie GM. 1OO lat dla niego i podziękowania za piękne chwile w naszym życiu dzięki jego piosenkom!
Z jakimś smutkiem zauważam wielkie zmęczenie na twarzy Richarda na tych ostatnich zdjęciach z NZ. Oczywiście na scenie znowu po swojemu, czyli w ostatnim z ostatnich rzędów, ech... Pozdrawiam.
Niesamowite ile wspomnień mamy dzięki Niemu. Ja jeszcze dorzucę, że znalazłam chłopaka, który był bardzo do niego podobny, no przynajmniej wówczas mnie się tak wydawało, ach głupie czasy : )
UsuńMasz rację Kofiko, Ryś wygląda zmęczony, ale i tak go podziwiam bo tak długo z dala od bliskich, to musi być męczące.
Oj baaardzo odległe wspomnienia.:) George Michael ,dyskoteka klasowa czy tez domówka i moja pierwsza licealna miłość która wytrwała przy mnie 20lat( z ogonkiem;).
OdpowiedzUsuńWiesz Kofiko tez zauważyłam to zmęczenie ,tylko raz znużenie znika znika z Ryśkowej twarzy, a słucha wtedy słów kolegi aktora i reżysera w tym wypadku. Zawsze z tyłu, z boku, oby tylko nie wyjść przed szereg. Ryszardzie Crispinie Armitage..nie wiem kim jesteś..naprawdę..ale z kazdą chwilą podziwiam Cię i (nie ma innego słowa) kocham coraz bardziej. Całusy przesyłam moim drogim zRysiowanym siostrom:*
Oh zazdroszczę Ci Asiu, moja licealna miłość przeprowadziła się na drugi koniec Polski, ożeniła się i mam nadzieję, że jest szczęśliwy.
UsuńJeśli chodzi o RA wciąż mam mieszane uczucia, ale podobnie jak Ty raczej idzie to w stronę większego uwielbienia…
Wszystko ma swoją cenę Aniu, spełniona miłość także.:*
UsuńDziewczęta kochane, no cóż... jeśli się otworzy oczy i zaraz myśli, co tam u Was słychać i "czytać", to chyba już stadium naprawdę silnego uzależnienia... Mam nadzieję, że chociaż w połowie wzajemnego, bo lubię wszelkie formy wzajemnie właściwych, dobrych uczuć. Od razu pod każdym względem robi się jakoś wyraźnie jaśniej, przestronniej, cieplej i lepiej, nawet rozumniej, bo dopełnia się niezbędna miara potrzebnej w życiu proporcji... Szkoda, że nie mogłam Wam tego napisać dzisiaj wcześniej. Tak na dobry, bardzo dobry początek dnia dla każdej z Was i dla siebie w jakiś sposób też. I jeszcze tego, że i Wy dla mnie jesteście na szczęście takim słodkim "lekiem na całe zło", jak kiedyś wyśpiewała Krysia Prońko.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Wspomnienie George Michaela i to, co napisałyście, niejako w jego urodzinowym cieniu, ostatnio przez te kilka, kilkanaście godzin wstecz, znowu zadziałało skutecznie i pozytywnie na moje emocje sprzed lat. "Organizm" je zapamiętał i przypomniał. Wróciły na moją radość, dobry nastrój i uśmiech, który mimowolnie prowokacyjnie jakoś obnosiłam podczas kolejnej porcji "pieszczot", znowu dzisiaj zadawanych mi poza domem. Nie jestem typem jakiegoś "dłubacza" w przeszłości, ale dzisiaj, dzięki poniedziałkowemu postowi o GM i komentarzom do niego, zawzięcie i solidnie w niej jednak pogrzebałam. Duch minionych lat okazał się całkiem uroczym kumplem, chętnym do przyjaznych pogaduszek z dużą dawką dowcipu. Mimo wszystko. A może wbrew wszystkiemu?
I wiesz, Asiu, myślę, że skoro i tak mamy czy nawet musimy płacić tę cenę, chcę wybrać to, co wg mnie na nią rzeczywiście zasługuje. Zwłaszcza niespodziewana, przez wiele, wiele lat cierpliwa, odrzucana w nieświadomości swojego istnienia, ale spełniona, dla kogoś i w końcu dla mnie, miłość... Taka, której słowną parafrazą byłby znany nam (zRysiowanym) pewien teatralny tytuł: "Use me as your cardigan".
Ponieważ jestem nieuleczalnie wyczulona na słowo, myślę, że pasowałoby w tych okolicznościach tego naszego wspólnego dialogu takie, które koresponduje sobie z głośnym westchnieniem Ani o głupich czasach. Wynotowałam kiedyś to zdanie z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen: "Myśl o przeszłości tylko wtedy, kiedy może ci ona sprawić przyjemność". Podpisuję się pod tym obiema rękami, Aniu.
Dołożę jeszcze specjalnie dla Was znaną nutę Edyty Bartosiewicz: "Miłość jak ogień". W skrócie ujmuje owa "pieśń" to, że pokochać kogoś to największe ryzyko ze wszystkich.
www. youtube.com/watch?v=yUrbBCfpZoE
Teraz muszę, choć nie chcę, odleżeć swoje, ale już korci mnie zmęczony brodacz, który... Później lub jutro, bo nie czuję się dobrze po "pieszczotach". Ściskam Was bardzo, bardzo... delikatnie!
Nieee, muszę dzisiaj i Jemu chociaż tyle: "...jesteś bajką ze słów/ które mówi się westchnieniem" (z Poświatowskiej)
Kofiko, o tak Asia ma rację, ze dla złagodzenia „pieszczot” cudownym remedium będzie „cardigan” ja dorzucę cudowny głos Rysia w „ Misty Mountain Song”, żeby łatwiej było słuchać jako nowy post.Przytulam bardzo delikatnie :*
UsuńAniu, bardzo dziękuję za polecone mi remedium. Gdyby takie tylko można było przyjmować, byłabym zdrowa jak przysłowiowa ryba. Po tym wczorajszym przypominam tylko rybę w paskudnej galarecie i tak się też czuję.
UsuńTrzymam kciuki za poprawę atmosfery w Twojej pracy. Możesz zawsze razem ze mną wtulić się w bok Sir Guya, który zawsze chętnie wpuści nas pod swój nieprzemakalny pod żadnym względem płaszcz. Wciąż delikatnie, ale bardzo przyjaźnie ściskam Ciebie i uśmiecham się ku pokrzepieniu ducha.
O tak odpoczywaj Kofiko,odpoczywaj i otul się tym kochanym, ciepłym "cardiganem":)podejrzewam że tam gdzie bywasz ostatnio znają tylko takie "niedźwiedzie pieszczoty". Ja także przyznaję się do uzależnienia, także często o was myslę a kiedy się nie odzywacie zaczynam niespokojnie się wiercić, sprawdzać bloga po kilka razy dziennie i..a zresztą znowu was słyszę ,więc nie ma o czym mówić;)Całuje i przytulam (delikatnie)choć chciałabym mocno:*
OdpowiedzUsuńzRysiowana Aśka:)
Asiu, skąd bierzesz swoją wspaniałą wrażliwość? Miałam Ci już dawno to napisać, że dla mnie nie jesteś żadną wirtualną babą, jak to kiedyś wyraziłaś. Tyle razy potrafiłaś tyle wyczytać z moich wypocin i do tej pory mam ten wydruk, o którym Ci wspomniałam trochę temu. Twoje słowa były mi wtedy tak bardzo potrzebne, jak zresztą wszystkie późniejsze, które mi podarowałaś z serca. Dziękuję. Napiszę tylko jeszcze, że na tej szpitalnej szafce oprócz "liściku" leżały "księżniczkowe" akcesoria od mojej ukochanej siostrzenicy - diadem i różdżka. Mój Profesor na chustkę włożył mi ten diadem i przykazał Smerfetce (tak mnie nazywa od początku) codzienną porcję czarów i zaklęć przed zabiegami. Czarował zresztą sam resztę pacjentów ze wspomnianym diademem na swej siwej głowie. Uśmiechnięta dobroć jest wspaniała.
OdpowiedzUsuńAcha, przy ognisku w Sherwood odstąpię Ci swoje miejsce do przytulania Sir Guya. Ja oprę się o jego kolana i przypilnuję, żeby pieczone kiełbaski nie przypaliły się...
Droga Kofiko!:) Żadna specjalna wrażliwość nie jest tu potrzebna,po prostu Twoje komentarze trafiają prosto w serce. To chyba jest mój problem,ja wszystko odbieram bardziej sercem niż głową;).Mam "kłopot" z Twoimi komentarzami, bo to przecież proza a jednak dla mnie poezja. Nie masz pojęcia jak cieszy mnie fakt że moje nieporadne słowa mogły choć trochę Ci pomóc,a przecież to nic takiego...w końcu nie mogę Cię odwiedzić, pomóc w zakupach, wyprowadzić psa ,pomalować paznokci... ale rozumiem że masz świetną rodzinę i trafiłaś na fantastycznego "Profesora", jakiz to musi być wspaniały człowiek... nie mogę się pozbyć obrazu dorosłego mężczyzny w plastikowym(pewnie różowym) diademie!:)
OdpowiedzUsuńCo do Sir Guya, rozumiem ze pozbył się tej skórzanej kurtki i siedzi w samej czarnej(pirackiej)koszuli. Tak teraz to mogę go przytulać ,choć przyznam ze opieranie się o jego kolana to też świetna sprawa...;) :*
Asiu, diadem w istocie plastikowy i żrącoróżowiasty, mocno rozbudowany górą i silnie błyszczący dzięki wielkim przezroczystym szklanym "klejnotom" w dużych ilościach, oprawionym również w różdżce do kompletu. Sam smak dla sześciolatki z właściwym w tym wieku sroczym gustem i pociągiem do "kosztowności" tylko z najwyższym połyskiem. Od piątku udostępniłam jej moje zbiory biżuterii. Buty znalazła sama i demonstrowała nam różne pokazy. Przytula do mnie swoje pysio pachnące babciną szarlotką, rysuje laurki i śpiewa piosenki na "własną" nutę, zgodnie z aktualnym błyskawicznym pomysłem. Mój wielki Bej jest jej świetnym i wiernym kompanem w zabawie, np. w chowanego. Cierpliwie uczył się liczyć do dziesięciu, żeby "wiedział", kiedy już może pobiec i jej poszukać. Tak fajnie mi na to patrzeć.
UsuńCo do Sir Guya, to jakoś marznie w tej czarnej koszuli. O ile Cię znam, to nie możesz na to patrzeć. Muszę więc oddać mu jego skórzaną kurtkę, na której siedzę. O, podsunął mi swoje stopy. Skorzystam, a jakże! Ciekawe, gdzie siądzie Kaas, jak już w końcu przyjdzie tu odpocząć po walce z uni-wiatrakiem. Kiełbaska czeka i na nią...