Dla wszystkich, którzy potrzebują tego cudownego barytonowego głosu Richarda Armitage, „Misty Mountain Song". Dzięki Bccmee za to wideo.
For all those who need to hear this wonderful baritone voice of Richard Armitage, „Misty Mountain Song".
Thanks for this video Bccmee:
Thanks for this video Bccmee:
Oh hi! Thanks for posting my little fanvideo featuring Richard Armitage's lovely voice and the beautiful haunting Misty Mountain song! :)
OdpowiedzUsuńIt's my pleasure Bccmee! I like your film for many reasons, obviously because of the wonderful voice of RA♥ but also because I love all the scenes and lyrics were added by you (so, I quickly learned this song by heart).
OdpowiedzUsuńDziekuje Aniu!
OdpowiedzUsuńTen jego głos zawsze mi pomaga. Jest sobota rano...MĄŻ pogania...Cóka pogania...dwugodzinna podróż przed nami(jak co tydzień)trzeba odwiedzić jedna Mamę i siostrę(szwagierkę)..drugą Mamę... i brata... i bratową..potem pewnie przyjedzie drugi brat z bratową..ale bez córki(bo wyjechała dziś na kolonie).Moja 14-to latka wyjezdza za tydzień(a mnie już boli brzuch);)Chciałabym jeszcze coś napisać piętro niżej ale na to tzeba czasu...
Trzymajcie się kochane zRysiowane;)Do zobaczenia ..do jutra(wieczorem)Całusy:*
Ja tylko na parę słów, bo wczoraj u nas w domu dość tłoczno było ze względu na imieniny Ojca a dziś powtórka : ) ale ja lubię ten tłok i fajnie jest spotkać się i porozmawiać, zwłaszcza, że wszyscy się ciągle gdzieś spieszymy, wciąż mamy coś do zrobienia, że naprawdę fajnie jest usiąść i pogadać….
UsuńAsiu, nawet się nie obejrzysz a Twoja córka będzie znów z Wami po szczęśliwie spędzonych koloniach. A ile będzie miała do opowiadania : ) Będzie dobrze, nie denerwuj się. Ściskam :*
Dziękuję Aniu za słowa otuchy....wiem muszę ją wypuścic w świat...a czasem chciałabym znowu móc nosić ją w chuście jak kiedyś...zawsze,bezpiecznie przy sobie:)(biedna mała;))...ha! ależ to były imieniny Aniu!..dwudniowe!?:)
UsuńNo tak, faktycznie wygląda to na dwudniowe imieniny ha ha ha, ale prawda jest taka, że nie wszyscy mogli wczoraj być więc spotkaliśmy się dzisiaj. A przy tym upale to podwójnie męczące.
UsuńA ja się zastanawiam ( i przepraszam jeśli jestem zbyt wścibska) ale czy to są pierwsze kolonie Twojej córki?
..co Ty wiesz o wścibstwie Aniu?;)...czuję się absolutnie bezpiecznie w waszym gronie, gronie wrażliwych ludzi:*
UsuńCo do wjazdu mojej córki z domu to nie jest to pierwszy raz ale każdy tak samo mnie stresuje. Dodatkowo okazało się że mój towarzysz życia którego miałam za twardziela(hahaha)jest taką samą "galaretą" jak ja. Stoimy sobie na peronie lub przystanku autobusowym, machamy wesoło rękami na pożegnanie, szczerzymy uzębienie...a w naszych głowach "kukułcze"myśli
Asiu, jesteś matką z czułym sercem, ale i z właściwym, czyli mądrym podejściem do swojego dziecka. Tak to widzę. Pozwalasz, mimo ciężaru rodzicielskich lęków, aby Twoja córka była samodzielna. Brawo! Rozumiesz gdzieś w przepaściach serca, że to ważne, i to chyba bardziej, niż możesz to wysłowić. Dlatego podejmujesz kolejny raz wyzwanie.
UsuńO emocjonalnej więzi córek z ojcami napisano tomy. W poezji i w prozie zresztą też, więc coś musi w tym być. Niech udaje twardziela, ale tu zawsze będzie pękał. I dobrze się dzieje. I właściwie się dzieje. I tak trzymać - dzielnie i zawsze we dwoje.
Tak sobie myślę, że gdyby Waszej córce to się jeszcze nie podobało, nie chciałaby po prostu na te kolonie jechać. Przecież poznała ten smak, jak napisałaś Ani. Przypuszczam też, że jedzie w towarzystwie jakichś już znanych sobie dziewczynek, bo to w tym wieku istotna sprawa. A jeśli jednak nie, to świadczy, że masz odważną córkę, więc możesz być tylko bardzo dumna, że Ci ucieka z "chusty". Tak na marginesie przypomnij sobie własne "nastoletnie" wyjazdy spod domowych skrzydeł. Masz przypuszczalnie fajne wspomnienia, jak każdy z nas. Wszystko będzie dobrze, jak napisała Ania. Ja też tak myślę. Rozłąka na krótko i tęsknota na krótko wzajemnie dobrze robi na rodzinne uczucia - to też ewentualny plus sytuacji. O dotlenieniu bardzo młodych śląskich płuc i szarych komórek nie wspomnę, bo wiadomo. Warunki pobytu pod każdym względem na pewno dobre, nie to, co w "naszych" czasach. Może było biednie i nawet siermiężnie, a jednak do tej pory wspominamy z błyskiem rozbawionych oczu te baraki z metalowymi łóżkami, zimne kąpiele w wydzielanej ilości wody (każdy waniał jednakowo, więc nie było większego problemu!) i "kanapki" na szerokość okrągłego bochenka chleba, po których górną wargą lub palcem przesuwało się plasterek sera/wędliny (w niedzielę!) z plasterkiem ogórka. Pachniało to wielce obiecująco cały czas przed nosem i prawie do końca spożycia było nieosiągalne dla ust głodnych tego "luksusu". Za to jaki był ten ostatni wgryz! A niektórzy nawet potrafili przytyć na takiej kuchni.
O tym tylko wie "nasze" pokolenie, do tej pory pamiętające kolonijne przeboje. Bo wtedy się śpiewało w dużych ilościach, a tu słyszę, że dzieci obecnie nie znają "Gdzie strumyk płynie z wolna" czy "Czerwona róża, biały kwiat...".
Żartuję, Asiu, ale naprawdę rozumiem, tak po kobiecemu, co powoduje ten Twój stres i skurcz w żołądku. Pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się optymistycznie, bo przecież i męża musisz pocieszać!
Dzisiaj już z tego raczej nic nie będzie, ale chciałabym jeszcze coś powiedzieć na temat: "A on wciąż z brodą". Czekałam, aż wypowie się Asia. Jednak dzisiaj nie dam rady. Mam nadzieję, że jutro będzie to możliwe. Dziewczęta, myślę o Was dziś dużo i ciepło...
Asiu, właśnie uświadomiłaś mi co musieli czuć moi Rodzice kiedy to ja wyjeżdżałam...
UsuńI myślę, że Twoja córka ma szczęście mieć obok siebie tak kochających, kochających mądrze Rodziców. Ale jeśli to nie jej pierwsze kolonie to na pewno będzie czuć się tam świetnie, a jeśli jest w połowie tak mądrą i empatyczną dziewczyną jak jej Mama, to wszyscy ją tam szybko polubią.
No tak, tylko co Wy macie zrobić z tym pękającym sercem i myślami? Hmmm najlepiej nic, tylko czekać, aż wróci i będzie Wam szczebiotać co ją zachwyciło a co zdenerwowało, do kogo będzie pisać listy a do kogo już się nie odezwie….
Asiu, powtórzę się ale powiem raz jeszcze będzie dobrze. Trzymaj się!:*
Kochana Kofiko!
UsuńDziekuje Ci za te piękne słowa otuchy... tyle talentu i tak teraz cennej dla Ciebie energii tylko dla mnie, aż mi głupio....właśnie przeczytałam mojej córce fragment twojej wypowiedzi żeby wiedziała ze starzy nie zmyślają;)Wszysto to pamiętam tak dokładnie...najbardziej pamiętne kolonie spędziłam nad morzem,w okolicach Świnoujścia.Pamiętam że dzieliłam stołówkę z kolonią z NRD.Tamte "lepsze" dzieci jadły kotlety a my "kotlety jarzynowe", dostawały banana!-a my jabłko:)Ach to były piękne czasy:)...nie ma dnia żebym o Tobie nie myślała,co porabiasz,jak się czujesz ,czy te upały dają Ci się we znaki?...przytulam Cię:*
Bardzo przepraszam, Aniu, że dopiero dzisiaj, ale naprawdę wcześniej nie mogłam. Dzięki za przypomnienie "Misty Mountain Cold" i za ponowną możliwość przyjemnych przemyśleń. I doznań, oczywiście, też. W tym czasie smakują mi wyjątkowo.
OdpowiedzUsuń"Mrok płynął do sali przez małe okienko otwarte na stoku Pagórka, płomienie na kominku migotały (...) - a krasnoludy grały jeszcze. Nagle któryś zaczął śpiewać do wtóru melodii, potem inni przyłączyli swe głosy, niskie, przytłumione głosy krasnoludów przyzwyczajonych z dawnych czasów do śpiewania w swoich głębokich podziemnych siedzibach."
(fragment HOBBITA w tłumaczeniu M. Skibniewskiej, s. 18 - 19)
Przenieś ten obraz do swoich myśli.
Zamknij oczy...
Słuchaj...
Słuchaj i daj się ponieść niezwykłemu prądowi harmonii i barwy JEGO głosu w tej złotosmutnej pieśni. W niskim męskim głosie brzmi prawdziwa wspaniałość królewskiego majestatu, duma i siła, przenosząc nas jakby w inny wymiar czasu. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość tworzą w nim jednolity strumień bijący krystalicznie płynnym echem. Kiedy wciąga nas i przenika ten szczególny rodzaj jego energii, czujemy się dziwnie i nieswojo, ale jednocześnie tak błogo. Magiczny charakter chwili rozpoczętej i zaklętej JEGO głosem w pieśni o nieprzebranych bogactwach, które skrywają trzewia Mglistych Gór. Pobrzmiewają strofy o odwiecznych tajemnicach przodków. O ich miłości na śmierć i życie do szlachetnego rzemiosła. O historii pełnej wrogich żywiołów i ukochanych melodii śpiewanych na znak braterstwa we wspólnocie i w kontynuacji jednej niełatwej doli.
Pieśń Thorina i jego ludu narasta stopniowo jak ton wodospadu. Trzeba ją naprawdę kochać, by śpiewać niemal jak hymn, z tak dostojną powagą i w godnej postawie pełnej szacunku. Ta pieśń jest potężnym wołaniem o wyjątkowej wymowie i wezwaniem do czynów największych... Płyną w dal nastrojowe frazy, by nadać właściwy bieg sprawom i rzeczom. By zakląć los i przeznaczenie. By czerpać ze źródła prawdziwej mądrości, wszelkiego początku i wszelkiego kresu. Mimo wszystko uszczęśliwia także wewnętrznie, daje oddech i dystans wobec życiowych burz. Jeden element jakby nie może istnieć bez drugiego. Podczas śpiewu tajemnicze moce treści i tonów ogarniają duszę małych śpiewaków, dla których wspólne muzykowanie jest czymś naturalnym i tylko wtedy przeżywanym mistycznie. "Misty Mountain Cold" - czar wyrażony w pięknym śpiewie męskiego chóru.
Richard po raz kolejny potrafił udowodnić znakomite możliwości wokalne. O ile salonowe popisy i aktorsko sztuczne trele Lovelace'a pokazują z dużym przymrużeniem oka naprawdę niezły warsztat wykonawcy, o tyle "Misty Mountain song" jest potężnym "mruknięciem", wywołującym szczere wewnętrzne poruszenie. Jego baryton ma szlachetną i przyjemnie głęboką barwę, taką ciepłą jak gorzka czekolada w nastrojowym blasku świec. W tym głosie można się po prostu zakochać... Ścieżka dźwiękowa stworzona przez Howarda Shore'a brzmi fantastycznie! Oczywiście, że muszę ją mieć! Pozdrawiam Was w niedzielny czas.
(rymu nie planowałam, ale go zostawiam).
Kofiko, cieszę się, że znalazłaś siły i czas żeby tak pięknie opisać pieśń krasnoludów. Dziękuję : )
UsuńKocham wsłuchiwać się w to Ryszarda wykonanie. Jego głos działa na mnie wyjątkowo kojąco. I jak kiedyś w piosence Andrzej Rybiński „odmierzał czas liśćmi kolorami” tak ja odmierzam czas ulubionymi piosenkami. I przyznam, że w drodze do pracy często w głowie słyszę ten śpiew. I mam nadzieję, że będzie można nabyć ścieżkę dźwiękową z „TH”, bo w książce ( jeśli mnie pamięć nie myli) Thorin duuuużo śpiewa -> już zacieram ręce.
Miłego niedzielnego popołudnia życzę: )
O 4.30 ptaki wydawały najróżniejsze dźwięki. A jak pachną lipy... Powietrze lekkie, chłodne jeszcze. Łatwiej nim oddychać. Zanosi się na kolejny piękny i dobry dzień. Aniu, powodzenia w pracy! Niech czas upłynie Ci szybko, w jak najprzyjemniejszych kolorach i w tylko miłych dźwiękach bardzo miłych słów.
UsuńDzięki Kofiko, ale prawdę mówiąc to był męczący dzień, a zaczęło się od „nocnej sesji zdjęciowej” naszego miasta, które zgotowała nam pogoda, od tych flaszy i grzmotów nie można było spać, deszcz wdzierał się do domu więc trzeba było pozamykać okna…. Oh jak ja nie cierpię upałów….
UsuńDziękuję miła Aniu za te wszystkie miłe słowa, czuję się zawstydzona:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie pomyślałabym ze taki kontakt(nie osobisty)może przynieść tyle radości,wydaje mi się że to trochę tak jak pisanie listu,szkoda że już nie piszemy listów.Trzymaj się Aniu...jakoś musimy przetrwać tę pogodę. Wyobrażam sobie ze tak może być w Brazylii...za dnia wilgotno, gorąco i duszno ,w nocy burzowo...ściskam :)
Właśnie wracam wolno z piętra poniżej, moje drogie i kochane zRYSIOwane przyjaciółki. Miałam wątpliwości, gdzie dopisać dalszy ciąg przemyśleń po Wellington i po lekturze Waszych komentarzy do tego wydarzenia. Zdecydowałam się, z szacunku dla pracy Ani, że nie będę robiła niepotrzebnego bałaganu i przypiszę "tematycznie" dalszy ciąg do poprzedniego postu: "A on wciąż z brodą". Początkowo, mimo chęci pociągnięcia dyskusji, musiałam powstrzymać się. Od dwóch dni bardzo źle fizycznie znoszę upały. Dzisiaj jednak musiałam z tym coś zrobić i mimo wszystko zająć czymś innym myśli. Moją terapią w dalszym ciągu jest pisanie, więc zdecydowałam się na "leczenie" znanym mi własnym sposobem. Dziękuję za Waszą nieustającą pociechę i wsparcie. To tak wiele dla mnie znaczy i przekłada się na usilne staranie trzymanie psychicznego pionu. Nie wiem, jak mam okazać Wam swoją wdzięczność za to na pewno niełatwe bycie ze mną w biedzie. Za to, że nie wystraszyłyście się, choć się tego spodziewałam, przyznaję... Dziękuję za całe dobro, które od Was mam. Tak zerknęłam teraz na ostatni komentarz Asi i przyszło mi coś na myśl. Tak na "ochłodę" piękną chwilą... Mam taki ulubiony fragment, który pochodzi z powieści:"Ludzie jak wiatr" K. Siesickiej. Oto on ode mnie dla Was.
OdpowiedzUsuń"Kiedy wieczorem stoisz na plaży Copacabany i patrzysz przed siebie, widzisz tylko światła w oddali, błyski grzywiastej piany fal i słyszysz szum morza, tak piękny, jak najpiękniejsza muzyka. I zapominasz, że tuż za twoimi plecami suną setki samochodów, toczy się życie wielkiego miasta. Pośród tysiąca ludzi czujesz się sam, i tylko ten ocean przed tobą..."
(tak to można być "poza"... z wiatrem we włosach i na ciele, mój Boże)