Muszę przyznać, że z jakiegoś powodu lubię Johna Standringa, granego przez Richarda Armitage'a w miniserialu Sparkhouse u nas znany jako Dom na wrzosowisku.
Być może dlatego, że John Standring wygląda jak taki miś, a ja będąc małą dziewczynką bardzo lubiłam misie. :) W przeciwieństwie do lalek misie były miękkie, ciepłe i nie wkładały swoich sztywnych palców do moich oczu. ;) Poza tym, taki miś zawsze cierpliwie mnie słuchał, tych radosnych jak i smutnych opowiadań, ocierał moje łzy i zawsze był przy mnie, kiedy go potrzebowałam.
Ale, dlaczego tak naprawdę lubię misia Johna Standringa? Hmm, być może dlatego, że on:
Opatrzy Twoje rany.
Pomoże Ci w ciężkiej pracy na farmie.
Szybko podejmie decyzję, aby ratować Twoją farmę.
"Subtelnie" zapyta Cię, czy będziecie mieli dzieci.
Będzie świetnym kompanem do oglądania TV.
Zapewni Cię, że możesz powierzyć mu swoje sekrety.
Będzie się bić o Ciebie.
Ale nade wszystko, będzie Twoim przyjacielem.
Zamieszczone powyżej zdjęcia pochodzą z RichardArmitageNet.Com
A czy Ty lubisz misia Standringa?
------------------------------------------------------------
My version of the English post.
(And please forgive my possible mistakes, I'm working on improving my English)
I must admit that for some reason I like John Standring, played by Richard Armitage in the miniseries Sparkhouse. Why? Maybe, because John Standring reminds me teddy bear, and when I was a little girl I loved teddy bears. :) In contrast to the dolls, teddy bears were soft, warm, and didn't put stiff fingers into my eyes. ;) Besides, my teddy bear listened to me patiently, these happy and sad stories, wiped my tears and was always there for me when I needed it.
So, why do I like John Standring who reminds me of a teddy bear? Hmm, maybe because:
He will give you first aid.
He will help you in hard work on the farm.
He will make a quick decision to rescue your farm.
He "gently" will ask you if you'll have children.
He will change his appearance ( image) for you.
But most of all, he will be your friend.
All pictures posted above:RichardArmitageNet.Com
Do you like a teddy bear Standring?
Yes indeed! John Standring is one of the sweetest Richard Armitage characters!
OdpowiedzUsuńOne of the sweetest and very attractive, despite the fact that John doesn't look like the most handsome man in the world.;)Thanks for your comment.
UsuńUwielbiam misie :)
OdpowiedzUsuńJa też!I to w każdej postaci ;)
Usuńnow, I really want a teddy bear Standring! :)
OdpowiedzUsuńMe too. ♥ John has so much to offer. * sigh*
UsuńThanks for your comment and welcome on my blog.
Thanks to you!!! You've a very entertaining blog. I'll see if I also learn some Polish on the process.... :) :)
UsuńThank you for your kind words about my blog. I admire your willingness to learn my language, and if you want to write something in Polish that I will be more than delighted to be able to read it.
UsuńI think there's a lot of quiet Standring love out there in Armitageworld. I especially like your point about his faithfulness to her -- not just that he stays with her, but that he obviously stays with her, right *then* -- after he gets the news from Andrew.
OdpowiedzUsuńThe words spoken by Andrew must have been a real shock to John, and he stayed with her anyway. I think, maybe a little idealistically, but it had to be the power of love, power of the true (his) love.
UsuńThank you for the comment and for your support.
John jest pracowitym człowiekiem. Oprócz interesującego spadku to jego wielki atut w planach Carol, dziewczyny z opowieści o chorej królewnie z bajki nie dla dzieci. Życie w niej nie polega na wcinaniu czekoladowego tortu czy delektowaniu się szampanem i truskawkami w puchu śmietanki. W tej historii pełnej obrzydliwych poczwar Ralf John Standring jest postacią jasną i wyjątkową, choć konsekwentnie spoza pierwszego planu, jak to i w życiu najczęściej bywa. W jakiś sposób to przykra prawda i o nas, prawdziwych ludziach, niestety. Istnieją na pewno wyjątki, ale one zgodnie z powiedzeniem tylko potwierdzają regułę. No cóż, ja, my też jesteśmy otwarte na okazywane zainteresowanie pięknych chłopców, bo nie lubimy całować żab. Zresztą nie mamy złudzeń jako duże dziewczynki, że nasz pocałunek rzeczywiście wyczaruje księcia z całym arsenałem zalet i zniewalającego męskiego wdzięku. Pocałowana żaba w dalszym ciągu może świadomie pozostać w królestwie płazów, ewentualnie dokonać ewolucyjnego wysiłku przemiany jedynie w gada. Trzeba mieć szczęście i trafić na specjalną i rzadką żabkę, z ciałka której wyskoczy fajny John. Najlepiej Thornton. Można jednak uważać się za szczęściarę, kiedy pojawi się i Standring, bo zgodnie z innym serialowym powiedzeniem: "Na 100 kilo żywej wagi - 99 poczciwości". Mimo zaniedbań w wyglądzie właśnie tego burego misia, w większości dnia o zapachu, delikatnie powiedzmy, z miejsca pracy, kanciastych ruchów czy prostoty (absolutnie nie prostactwa!) używanego słownictwa, a nawet okresowo pewnej nieudolności w okazywaniu żaru uczuć, szczególnie tych "konsumpcyjnych" - z tej postaci w tym konkretnym filmie przebija jakieś fajne, prawdziwie ludzkie ciepło. Z niego wynika gotowość wsparcia w nieszczęściu, bezinteresowna opiekuńczość, odpowiedzialność za innych i niezdolność do skrzywdzenia kogokolwiek.
OdpowiedzUsuńMisiowaty John o uśmiechu dziecka, z głową jakoś skuloną w ramionach, z opuszczonym wzrokiem szczególnie w miejscach publicznych i ludnych (nie patrzy, to i jego nikt pewnie nie widzi!) chowa wielkie, dobre, uczciwe serce, bijące na miłość i bijące na wierność. W nim mieszczą się również wielkie pokłady cennej czułości i uroczo nieśmiałej delikatności, niewidocznej w całej krasie tylko dla oczu pewnej okrutnie skrzywdzonej dziewczyny, wpatrzonej z miłością w zupełnie inną stronę. Można patrzeć, a nie widzieć. John S. widział i to. Zaakceptował pewien ryzykowny układ, w którym stawiał wszystko za namiastkę czegoś, co z trudem można nazwać szczęściem i "przyszłością" w rodzinie. Nie mogłam kiedyś i w dalszym ciągu nie zgadzam się z przeczytaną opinią, że John S. jest typem jakiegoś nieszczęsnego przygłupa o ograniczonej percepcji. To kompletna bzdura! Wg mnie stereotyp stworzony przede wszystkim znowu w oparciu o wygląd licujący z niedźwiedziowatym zachowaniem. Do diabła z opiniami skrojonymi na miarę kufajki, starych łachów, krzywo zapiętych, pogniecionych flanelowych koszul, kaloszy uwalanych tym "czymś", brudnych czapek z oberwanym brzegiem! To robocze, przecież niepiękne i biedne ubranie do obory, stajni, owczarni, do gnoju, ziemi, błota, smaru, rdzy i innego paskudztwa, które nieustannie brudziło, plamiło, dziurawiło, odciskało się, ponadto śmierdziało i wyciskało ostatnie poty.
Poznajemy Johna, kiedy skrobie żywe kopytko owcy. Pewnie skrobał wszystkie po kolei w całym stadzie, więc miał dłonie po prostu zapyziałe i brudne w większości scen, bo i solidnie spracowane. Pierwsza bym mu je umyła, zadbała o paznokcie i nawet natarła kremikiem. Może i nazwałabym go "zrzędliwym gburem", ale powiedziałabym to ze 100% czułością, dokładając czułości takiej naprawdę najczulszej...
To ja takiego misia poproszę, ale z pozytywką, coby głos Ryśka miś wydawał :) Misie są cudowne, ale czy nie lepiej byłoby, z racji zawodu pana Standringa, stworzyć John'a Owieczkę? :)
OdpowiedzUsuńJa też bym chciała misia z Ryśkowym głosem i z jego ( nie Johna) akcentem.
UsuńDokończę już tutaj.
OdpowiedzUsuńMyślę, że trudno posądzić o ograniczenie umysłowe kogoś, kto wypowiada: "Pieniądze to nie wszystko" czy: "Nie chcę być całe życie samotny" i mówi to ostatnie tak, że serce się ściska... John rozumie, że najważniejsze jest to, żeby móc kogoś przytulić i móc szczęśliwie liczyć na wzajemność. Tylko ktoś, kto prawdziwie kocha, może powiedzieć kochanej osobie to, co sobie może przynieść ból, ale będzie odpowiedzią na jej nawet nie zadane pytanie o kogoś innego, kogoś dla niej najważniejszego. Trzeba powiedzieć, że i to wziął po męsku "na klatę".
Może Carol nie, ale ja uśmiałam się setnie z "dowcipu" rzuconego na jej prośbę w pubie: " Przed Nowym Rokiem trzeba ostrzyc owce". Ale to takie sympatyczne. Czego to człowiek nie mówi w stresie, szczególnie w tym "serdecznym" i pod spojrzeniem oczu, na których zależy! No właśnie. Uspokoiłam jedne i szybko kończę. Nie sądzicie, dziewczęta drogie, że Richard w roli Johna Standringa przypomniał, jakie miał fantastyczne włosy? Cóż, że zrobiono mu jakieś niedbale odstające na szyi strąki, z przodu zaś zaczesano mu je w jakiś ząbek. W wieku 31 lat miał włosy lekko kręcące się i gęste. Takie naturalnie leciutko poskręcane z niesfornymi loczkami gdzieniegdzie, które chciałoby się okręcić na swoich palcach (co tu kręcić u Andrew?). Kiedy widzę, jak ucierpiały włosy Richarda po kolejnych produkcjach, czyli głównie farbach, żal mi tego, co stracił. Jak teraz zniosły doklejanki i farbowanki dla "Hobbita"?
Pozdrawiam Was.
Chciałabym usłyszeć, to co powiedział John Standring do umordowanej Carol w ostatniej scenie filmu: "Wracajmy do domu"... Podobnie kończy się N&S...
Kofika (trzymajcie kciuki, proszę, bo jutro dla mnie ciężki dzień znowu poza domem)
Kofiko,
UsuńDziękuję za tak pięknie opisanego misia- Jana. Nawet nie będę próbować czegokolwiek dorzucać. Podobnie jak Ty ja również buntuję się przeciwko określeniu Jana przygłupem. Myślę, że on ma wiele mądrości, ale tej najważniejszej, tej życiowej mądrości. On doskonale wie co jest najważniejsze w życiu, wie czego potrzebuje i świetnie potrafi o to prosić.
Ściskam Cię mocno. Myślami jestem z Tobą, i wracaj szybko, bo Twojej prozy potrzebuję jak powietrza.
Miła Kofiko,trzymam za ciebie kciuki ,az bola mnie od tego palce!:). Wiem że jest Ci żle z dala od domu ale twoim kochającym bliskim pewnie jeszcze gorzej że nie mogą z tobą być. Przepięknie opisałaś Standringa. Jak można tak dobrego, prostego człowieka posadzać o ograniczenie umysłowe,przeciez wystarczy spojrzeć mu w oczy. Biedna pokaleczona przez życie Carol może nie dostrzec urody tego człowieka(mam dla niej wiele sympatii)i trochę mi żal Johna ale...w mojej głowie dopisałam im happy-end. Ha!..droga koleżanko..co do nakręcania Rysiowych loków na palce..jak ja teraz mam przestać o tym myśleć co?. Wiem, jestem obcą wirtualną babą ale przytulam Cię z całej siły :* Asia:)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mówiłam już czy nie ale bardzo lubię twój blog Aniu:) Prawie tak bardzo jak tego dużego burego misia którego bardzo chciałabym uściskać. Bardzo często wracam do "Sparkhouse" bo moim zdaniem to jedna z najlepszych Rysiowych ról.
OdpowiedzUsuńKaas- ależ oczywiście że głosowałam!:D śpieszę donieść iże GoG nosił doczepiane włosy(ale swoje własne Ryś miał już też dość dobrze "odchodowane")Wydaje się że panie fryzjerki bardzo się przyłożyły bo włosy wyglądały naturalnie,prawie jak Ryśkowe włosy sprzed 20-tu lat..aaach!;)
Asiu,
UsuńJa też bardzo lubię „Sparkhouse” pomimo, że to trudny film. Ale rola Rysia wspaniała, aż trudno uwierzyć, że dwa lata później ten sam facet jest zapierającym dech w piesiach panem Thorntonem. A swoją drogą chciałabym więcej dla niego, takich ról jak JanS.
Dziękuję za miłe słowa o moim blogu, szczególnie w chwili mego zwątpienia.
Kaas,
OdpowiedzUsuńZgodzę się z dwoma Twoimi stwierdzeniami, że Carol jest irytująca ( ale również bardzo zraniona i być może właśnie to utrudnia jej komunikację z innymi, co czyni ją irytującą), i że jest Andrew głupi ( a może jest po prostu niedojrzałym, skoro nie potrafił bronić swojej miłości). Natomiast wybacz, ale nie mogę zgodzić się, że film jest kiepski. Film jest bardzo interesujący owszem ciężki i w pewnym sensie trudny w odbiorze, być może przez to wszechogarniające cierpienie poszczególnych bohaterów. Tam każdy jest nieszczęśliwy, zraniony a zarazem każdy rani, może za wyjątkiem Jana. Ale on z kolei tak bardzo pragnie być kochanym, że jakby przymykał oczy na to że Carol go nie kocha i jakby sam chciał kochać za dwóch. A mocno mi się wydaje, że tak się nie da.
A dlaczego widzę JanaS jako misia, otóż przez analogię go mojego misia, tego z dzieciństwa. :) Począwszy od samego wyglądu ( Jan chodzi troszkę ociężale- być może przez strój roboczy, ale tak jest), dalej przez zapewnienie, ze Carol może mu wszystko powiedzieć a skończywszy na ocieraniu łez ( ostatnia scena z filmu, no może nie dosłownie wytarł jej łzy, ale gdzieś tam wiemy, że to on będzie przy jej rozpaczy po śmierci Andrew).
Oczywiście, że głosowałam, za pośrednictwem linka umieszczonego przez Ali z RANet.Com, bo odwiedzenie tej jest mym codziennym obowiązkiem ;)
OdpowiedzUsuńAle dzięki za trzymanie ręki po pulsie:)
Zaraz... którędy to było? Tak! Poznaję! Bardzo głęboko i przyjemnie wolno wdycham chłodny zapach lasu Sherwood. Oglądając się czujnie jak banita, szybko mijam uczęszczany przez wszystkich trakt i ... myk! Gęste krzaki bronią się zaciekle, straszą, kłują, szarpią i drapią, ale to nic! Zachód słońca daje już ostatni popis oszalałego kiczu, oświetlając jeszcze przez moment leśne zakamarki. Stopy bezszelestnie gniotą welur mchu. Oczy bez lęku, za to z coraz większym trudem przeszukują ciemniejącą przestrzeń wokół. Szafirowa poświata zakłada swoje suknie wysokim drzewom. Nie lubią niebieskiego. Wolałyby zielone lub zielonkawe, nawet w matowych cekinach suchych liści. Grymaszą więc w mroku i stroją miny pod gładką korą. Mimo tego bez szemrania ruchliwych koron stoją szeregiem sztywnych pni na skraju tajemnej polany. Nasłuchują w jakiejś dziwnie skupionej ciszy. Przyspieszam, bo wydaje mi się... Tak! Mijam niecierpliwie ostatni szpaler drzew...
OdpowiedzUsuńwww.richardarmitagenet.com/images/gallery/RobinHood/album/Series3Promo/album/slides/ep.10-1.html
On tu już jest! Wstał na powitanie i mrużąc oczy błękitne za dnia, spokojnie patrzy, która z nas pierwsza przyszła tu znowu. Znajomy płowy wir dymu i blasku miesza się z iskierkami strzelającymi z ponownie rozpalonego ogniska. On usiadł przy nim, a ja jeszcze w milczeniu patrzę na jego twarz i czekam tu razem z nim. Czekam i będę czekać na Was...
www.richardarmitagenet.com/images/gallery/RobinHood/album/Series3Promo/album/slides/ep.10-3.html
Dziękuję Kofiko, że podtrzymujesz z Sir Guy’em to ognisko. Więc i ja się przedzieram przez knieje codzienności, uwalniam się z myśli o obowiązkach pracy i o dwulicowości współpracowników i ... zatapiam się w błękicie jego oczu. Troszkę mi jeszcze oczy łzawią, ale to zapewne od ogniskowego dymu….
UsuńJak dobrze, że przyszłaś, Aniu! Sir RA Guy uśmiecha się naprawdę promiennie i od razu proponuje Ci wygodne miejsce przy sobie. Przytulamy się obie do niego, każda z innej strony, bo trochę chłodno tu w tym starym angielskim lesie, na tej polanie z wciąż uparcie dymiącym ogniskiem. On na szczęście to zauważa i otula nas swoim czarnym, obszernym płaszczem. Wręcza też każdej po jednej skórzanej rękawicy, do której można wsunąć obie swoje zmarznięte nieco dłonie, aby ogrzać się jego ciepłem. Teraz znacząco patrzy na mnie. No jasne! Szukam po kieszeniach chusteczek. No tak. Jakoś trochę wcześniej sobie "wyszły". Zaraz... Ściągam z mojej głowy taką bardzo miękką, jedwabną, w różnokolorowe grochy. Jest czysta, tylko trochę pomięta od zawiązania z tyłu i zagięta w połowie, ale przecież nadaje się także do przyjacielskiego otarcia łzawiących oczu. Zwłaszcza tych, których z mojej strony nic już nie jest w stanie zdziwić.
UsuńZaraz... Ktoś tu idzie? "Eeee, to TYLKO Robin Hood..." - wzdychamy obie z rozczarowaniem. Od razu słyszymy znajomy, ale cichy chichot. To Sir RA Guy teraz już tak cudnie się uśmiecha, jakby sobie z nas całkiem niewinnie żartował...(RH s.3, ep.10 - 064)
Dziękuję, prawdę mówiąc Twój i Asi komentarz przeczytałam w pracy, ale z oczywistych względów nie mogłam odpisać, za to teraz mogę powiedzieć, że dzięki Wam dziś łatwiej mi się pracowało, łatwiej mi było ignorować zaczepki, bo gdy tylko zamknęłam oczy widziałam Was i Sir Guy’a- DZIĘKUJĘ!!!
UsuńPrzepraszam, czy mogę się przysiąść?..Jak dobrze was widzieć dziewczyny kochane.:D Wczoraj przeczytałam raport fanki która niedawno spotkała Ryśka a dzisiaj widzę Kofikę i Anię przy ognisku z Sir. Guyem;) Czy mój tydzień mógłby się zacząć jeszcze lepiej?
OdpowiedzUsuńOK, rozumiem : )
OdpowiedzUsuń