Jeśli
zostałaś „zrysiowana”, czyli widziałaś jakikolwiek film z Richardem Armitage'em a szczególnie „North and South” to przypuszczam, że tak jak ja, prędzej czy później zechcesz przeczytać
„Północ Południe” pani Elizabeth Gaskell, ( wiem, bo też tak miałam:-) ). I zazdroszczę wszystkim, którzy mogą
przeczytać tą cudowną powieść w oryginale, dla mnie (niestety, ale jeszcze) jest to zbyt
męczące. Wiec dobrą wiadomością jest to, że w zeszłym roku doczekaliśmy się aż dwóch polskojęzycznych wydań powieści pani E. Gaskell „North and South”.
Pierwszym
z nich uraczyło nas wydawnictwo Elipsa, niestety dzieląc powieść na dwie
części. Pierwsza została wydana jeśli się nie mylę w czerwcu zeszłego roku, a mnie szczęśliwie
udało się nabyć tom pierwszy w lipcu 2011r. ( i dopiero teraz do
mnie dotarło, że ja jeszcze nie mam drugiego tomu!). Nosi tytuł: „Północ
Południe” a autorem tłumaczenia jest pani Magdalena Moltzan-Małkowska. A okładka wygląda tak:
Mój egzemplarz „Północ Południe” wyd. Świat Książki
Powiem
Wam szczerze, że myślałam, iż te dwa wydania
były jedynymi jakich się doczekaliśmy i bardzo mnie zaskoczyło, kiedy dowiedziałam się z tego bloga, że pierwsze wydanie tej powieści w naszym
kraju, ukazało się już w 1873 roku.
Publikowane było w odcinkach w dodatku do „Tygodnika Ilustrowanego”.
Prawdę
mówiąc, dziwnie się czyta to wydanie, ale za to można zauważyć jak zmienił się
nasz język przez te niespełna 140 lat. Inną dla mnie niespodzianką było, i doprawdy nie wiem
dlaczego to zrobiono, że zmieniono imię głównej bohaterki z Margaret na
Cecylia a jej brata Friderika na Alfred. Jeśli chcesz mieć i to wydanie, możesz pobrać je tutaj
P.S.
Jeśli mogę Was zachęcić do przeczytania tych wydań, to poniżej dwa fragmenty tej samej sceny. Wybrałam scenę podczas buntu pracowników, kiedy to Margaret będąc u Thorntonów zostaje ranna od uderzenia kamieniem. Według tłumaczenia p. K. Kwiatkowskiej:
Według tłumaczenia Magdaleny Moltzan-Małkowskiej:
---------------------------------------------------------------------------------------
My English version of the post.
(And please forgive my possible mistakes, I'm still learning).
Polish edition of "North & South".
If you have been "zrysiowana" (that is, if you were entranced by one of the roles of Richard Armitage, and especially by his Mr. Thornton) sooner or later you will want to read the novel by Mrs. Elizabeth Gaskell "North & South", I suppose. I know this because I also really wanted to read it. However problem was that my English was not (and still is not) good enough to read and enjoy this novel.
So, I was very delighted when last year in my country appeared to two editions of "N & S". First translated by Mrs. Magdalena Moltzan-Małkowska. This is the cover:
Mój egzemplarz "Północ Południe" wyd.Elipsa.
|
And the
second is translated by Mrs. Katarzyna Kwiatkowska. This is the cover:
Mój egzemplarz „Północ Południe” wyd. Świat Książki
|
And I realize that both covers do not reflect the "spirit of the book", but as they say do not judge a book by its cover, so I'm glad that finally we can enjoy the prose of Mrs. Gaskell.
I must admit I really surprised me the information from this blog about the fact that the first edition of "N & S" in my country was in 1873. It was published in episodes in addition to the weekly "Tygodnik Ilustrowany".
In fact, quite hard to read this novel in this translation, because the Polish language (as probably other languages of the world) has changed over the nearly 140 years. For me the real surprise of this translation was to change the names of the characters. Margaret was named Cecilia, and Friderik was called Alfred. I really don't know why it was done. If you want to have a historical edition, you can download it here.
P.S.
To encourage Polish readers to read the "N & S", I placed this fragment of the novel as a quote from each edition.
He bore her into the dining-room, and laid her on the sofa there; laid her down softly, and looking on her pure white face, the sense of what she was to him came upon him so keenly that he spoke it out in his pain:'Oh, my Margaret—my Margaret! no one can tell what you are to me! Dead—cold as you lie there, you are the only woman I ever loved! Oh, Margaret—Margaret!' Inarticulately as he spoke, kneeling by her, and rather moaning than saying the words, he started up, ashamed of himself, as his mother came in.
Kaas, witam. U mnie jeszcze lepiej, bo ze skanami dzieją się rzeczywiście cuda niewidy, ale i twój link zawiódł na przysłowiowe manowce, niedostępne podobnie. Obchodząc się smakiem, ćwiczyłam z pasją "wciski",a potem naprzemianpołożne przyciski i "pociski" palcem po spisie treści w starem "TI". Tytuły boskie i bosko zapisane! Zaintrygował mnie w tej dokumentacyi jeden o niejakim Walku, jednakowóż i on ci wielce niedostępnym się okazał. Z niezadowolonem licem opduściłam tej niewdzięcznej bestyi i rozglądam się z tęsknicą za mojąż alkową, gdyż oczęta moje sennicy łacno potrzebują.
OdpowiedzUsuń- Pa, duszki moje! - wyrzekły ust korale i zamilkły do jutra.
O jej, naprawdę nie ma??? Kaas tak mi przykro, bo byłam pewna, że właśnie Tobie zrobię tym największą radość. Prawdę mówiąc plik ten ściągnęłam w zeszłym roku jeszcze do starego laptopa ( oooh a pisząc tego posta nie sprawdziłam linka-nauczka dla mnie nie pisać późnym wieczorem!) i myślałam że zgrałam ten plik do nowego ale szukam go teraz i widzę jednak nie :( spróbuję poszukać tego pliku na pendrive’ach na których zgrywałam różne materiały z mojego „staruszka”, jednak z tego co pamiętam plik zawierał ok. 20 numerów tego tygodnika a tłumaczenie było, jeśli się nie mylę gdzieś ok 400 stronie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tego Brodacza, pierwszy raz go słyszę i są to bardzo miłe dla ucha dźwięki.
Aha i zdecydowanie Thornton nie bełkotał!
Kaas coś znalazłam podaj mi swój adres na zrysiowana@o2.pl
OdpowiedzUsuńNo to mi ulżyło:) a pisząc "coś" miałam na myśli właśnie pdf-a ;)
OdpowiedzUsuńMiłych snów :)
Dzień Dobry,Aniu!
OdpowiedzUsuńAngielską wersję zamówiłam prawie natychmiast po odkryciu serialu. Męczyłam tę książkę niemożliwie(tylko fragmenty z Margaretką i Johnem osładzały mi tę harówkę;). Nie pamiętam kiedy kupiłam "N&S"w tłumaczeniu p.Kwiatkowskiej ale byłam wniebowzięta i wydałam na nią ostatnie pieniądze. Jestem czeladnikiem (złotnikiem-obecnie poszukującym pracy)a książki i dobre filmy to moja wielka pasja. Przykro mi to pisać bo się na tym nie znam(wiem tylko czy coś mi się podoba czy nie)ale mam wrażenie ze p.Kwiatkowska nie czuje ducha p.Gaskell.Byłam ciut zawiedziona polską wersją i jeśli wracam do tej książki to tylko do anglojęzycznego wydania .Padam do nózek Szanowne zRysiowane!:)
Asiu przykro mi słyszeć , że poszukujesz pracy i mocno trzymam kciuki, aby udało Ci się znaleźć taką w pełni satysfakcjonującą. *przytulam*
UsuńPrzyznam, że ja najbardziej kocham tłumaczenie o którym mówiła Kaas, to forumowe, które też posiadam a o którym w pocie nie napisałam ( z oczywistych względów) sama sobie je wydrukowałam, okrasiłam zdjęciami z ukochanego filmu ;) i zbindowane stoi na półce, wysoko tak aby nikt nie sięgnął po nie- bo jest tylko moje :)
I tak jak Ty, cokolwiek czytam czy oglądam to odbieram to w kategorii podoba się czy też nie. Zresztą czy twórcy tworząc swoje dzieła robią to dla krytyków czy dla takich „czuciowców” jak my.
Ściskam : )
Ja również czytałam to forumowe tłumaczenie(ach to były fajne czasy)i chociaż zabrakło mi odwagi by odezwać się do tych świetnych dziewczyn to pamiętam że bardzo dobrze się bawiłam zaglądając na to forum. Czytałam komentarze(czasem śmiałam się do rozpuku),oglądałam obrazki sprzed lat-"przeleciałam" całą forumową historię.;)Dziękuje za miłe słowa i Dobrej Nocki życzę Aniu!:)
UsuńI love how the book goes into John Thornton's thoughts. ♥ It's interesting to know that North & South was translated into Polish all those years ago! I wonder how popular it was back then?
OdpowiedzUsuńMrs. Gaskell had been a great observer of life as so beautifully described Mr. Thornton and the other characters. ♥
UsuńGood question Bccmee, I would also like to know how popular was the "N & S". But I am afraid that in those days didn't do marketing statistics. :(
Aniu, muszę się do czegoś przyznać. Wyobraź sobie, że po raz pierwszy temat Twojego posta mnie zmartwił. Przygotowałaś go bardzo starannie, tylko... studentka rysiologii, za którą się uważam od momentu jej powołania, przychodzi na te zajęcia nieprzygotowana. Miałam piękne plany na weekend, tylko na ich realizację zabrakło zgody przysłowiowej GÓRY. Dzień, który miałam spędzić sam na sam z książką i dodatkami do jej celebrowania, okazał się bardzo "ludny", a wieczorem pęd tygodnia zrobił swoje.
OdpowiedzUsuńKiedyś, nie mogąc w żaden sposób dostać polskiego wydania, bo jak i skąd wtedy, zaczęłam "czytać" wersję oryginalną. Zmordowałam ją naprawdę tylko dla Niego. Cóż to jednak była za lektura! Uśmiecham się na samo wspomnienie tej mordęgi z angielskim na poziomie, który posiadałam. Na nieziemskie pokłady cierpliwości i samozaparcia, jakie w sobie ze zdziwieniem odkrywałam w tych okolicznościach. Jak często wertowałam słownik/słowniki - szkoda mówić. Jak zresztą i o tym, ile czasu pochłonęło mi to "czytanie". Naprawdę był to mój dowód siły zafiksowania Richardem, bo tylko tym tłumaczę sobie moją determinację. Przebiegłam dosłownie maraton! Zrozumiałe jednak są tego konsekwencje - jakość takiego czytania bezlitośnie odarła treść z klimatu, słowa ze smaku, po prostu kompletnie pozbawiła mnie możliwości wyczucia jej duszy. Dawid pokonał Goliata, ale wkrótce padł koło niego.
Stąd moja radość z możliwości przeczytania "N&S" po polsku. Przeczytam oba polskie wydania. Paczki z dwutomowym wydaniem spodziewam się 22 maja. Oczywiście będę celebrować, bo nie może być inaczej. Plan pozostał. Muszę znaleźć najpiękniejsze sceny i opisy w obu wydaniach, oczywiście wybrać te najpiękniej "podane" czytelnikowi przez tłumaczki, porównać z filmem. To, co mnie trochę niepokoi, to fakt, że przeczytam książk(i/ę) po wcześniejszym obejrzeniu filmu. Filmu, którego najważniejszym akcentem emocjonalnym jest dla mnie (i chyba nie tylko) John=Richard. Może w książce ta postać jest jakoś, powiedzmy płycej, skonstruowana? Może inaczej zaistnieje w świadomości i odbiorze czytelnika, a nie widza? W przypadku filmowych adaptacji lubię mieć na wstępie kontakt z książkami. Tu będzie odwrotnie, a ponieważ film jest doskonały w mojej, być może zbyt emocjonalnej ocenie, więc narzuci mi nawet bezwiednie np. niesprawiedliwie negatywną ocenę książek. Film z Richardem ma przepięknie czytelną i ujmującą widza atmosferę, świetnie namalowany światłocieniami wewnętrzny klimat postaci i miejsc. Czy znajdę to w książkach? Tłumacz może odtworzyć lub zniszczyć ducha książki, a o tym już coś wspomniała Asia. Pamiętam moje rozczarowanie tłumaczeniami, nie wszystkimi dodam, powieści Jane Austen czy sióstr Bronte. O tzw, "dalszych losach" nawet nie ma co pisać, bo to straszne pod każdym względem gnioty.
Moje kochane RAczcicielki i RAoblubienice, teraz tylko/aż tyle i to głównie o moich nadziejach i lękach przed czytaniem "N&S" po polsku. Kiedy już "odrobię" pracę domową, napiszę o tym, żeby
podzielić się moimi wrażeniami. Znowu wprowadzę zamęt tematyczny na Twoim blogu, za co Cię z góry i z dołu przepraszam, Aniu. Proszę o usprawiedliwienie zz dzisiejsze nieprzygotowanie do wykładu, moje Panie. Kofika
PS. Asiu, masz wspaniały zawód. Trzymam kciuki w sprawie Twojej pracy. Bardzo!!! Kaas, co to za Brodacz, bo ten link cały czas niedostępny, a jestem ciekawa, kto on i co potrafi, skoro Cię oczarował. Proszę Cię również o pomoc w sprawie tłumaczenie w TI. Mimo usilnych prób dostania się do wskazanego miejsca, w ogóle nic nie mogę zrobić. Jedynie palec mnie rozbolał od wertowania spisu treści, bo on jest/był tylko "przesuwny". Nie jestem mocna w sprawach technicznych, a pewien sympatyczny w swetrze wyjechał. Pomóż, jeśli możesz. Wysłałam wiadomość do Ani, ale może i to nie zadziałało. Dziewczęta, dobrze Was mieć i do Was coś skrobnąć czasem. Spokojnego wieczoru i przespanej nocy dla każdej z Was!
Kofiko, podziwiam Twoją wytrwałość , mnie pomimo, że mam angielskojęzyczne w pdf-e jakoś trudno się zmobilizować do przeczytania, wciąż powtarzam jeszcze zbyt mało znam ten język, nie poczuję klimatu i takie tam wymówki ale z drugiej strony Ryś jest świetnym motywatorem…
UsuńI przyznam się, że cieszę się, że najpierw widziałam film, a później przeczytam książkę, pomimo iż zasadniczo wolę odwrotną sytuację. A jak już przeczytałam to zrozumiałam dlaczego RA kręcąc sceny miał ją cały czas ze sobą. I podziwiam autorkę za znajomość męskiej natury, tyle tam myśli Thorntona… i wciąż będę powtarzać, ze powieść ta powinna być lekturą szkolną.
Aha i z chęcią poczytam Twoje wrażenia jak będziesz gotowa się z nami nimi podzielić. : )
p.s.
niestety, żaden mail od Ciebie do mnie nie dotarł : ( a sprawdziłam również folder ze spamami
Aniu, dzięki za odpowiedź. Moja znajomość języka angielskiego jest niewielka w porównaniu z Twoją. Dziwne, że potrafię zrozumieć przynajmniej zasadniczy sens tego, co słyszę. Tu działają pozytywnie m.in. godziny przesłuchiwania wywiadów z RA i możliwość ich powtarzania, jeśli czegoś nie rozumiałam. Korzystałam też z pomocy mojej rodziny znającej ten język biegle. Z tekstem czytanym radzę sobie mniej więcej, natomiast najgorzej jest z mówieniem i w związku z tym również z pisaniem. Staż nauki mam też stosunkowo niewielki i musiałam przerwać kursy ze względu na stan zdrowia w grudniu 2010 roku. Teraz uczę się sama, bo na powrót do szkoły językowej jeszcze nie mogę sobie pozwolić. Czasem proszę o pomoc prywatną pana, który był w tej szkole lektorem. Przychodzi do mnie na lekcje prywatne i sprawdza moje "postępy". Lubię te lekcje. Dobra motywacja to podstawa wszelkich postępów w działaniu, a RA to motywacja i dla mnie doskonała. Umordowało mnie czytanie "NaS", ale wytrwałam, bo czytając ją, miałam na względzie właśnie to, że i ON do niej wielokrotnie powracał przy budowaniu własnej kreacji postaci Johna. Wiem o tym z wywiadów. Gdyby nie film, nie poznałabym książki na pewno.
UsuńNie sądzę, żeby ta książka stała się kiedykolwiek lekturą szkolną. Ale powinna nią pozostać na filologii angielskiej, czy w klasach o rozszerzonym profilu językowym, oczywiście w szkole średniej. Myślę, że w ramach zajęć można by było tak ułożyć plan, żeby wykorzystać przynajmniej jej fragmenty. Wszystko jest kwestią pasji nauczyciela, który ma z kim popracować, oczywiście.
Pomyślałam rzeczywiście, że mail ode mnie nie dotarł do Ciebie. Ale coś się zadziało w moim komputerze podczas bezowocnego usiłowania przejrzenia i wyciągnięcia TI. Wszystko, o czym pisałyście między sobą, "sprawdziłam" na sobie. Muszę poczekać na mój kochany sweter, który wróci sobie w poniedziałek. Kaas obiecała pomoc, więc jestem jej wdzięczna. Dobrej nocy dla Ciebie (dla Was też dziewczynki). Kofika
Kaas, kochana jesteś! Pewnie, że podniosę rozpaczliwy wrzask, gdyby co... A mój sweter i tak wypytam, jak wróci Jeśli możesz, to również bardzo proszę o tłumaczenie z forum. Pełnia szczęścia! Przypisy uwielbiam. Dzięki nim pokochałam "Wojnę i pokój", bo gdzie ich więcej? Zaraz popędzę szukać Brodacza, zwłaszcza że tytuł brzmi zachęcająco. Mnie dzisiaj znowu męczy Nickelback i "Lullaby". Jak tylko to usłyszę, to koniec. Nie odpuszcza przez kilka godzin co najmniej. Pisz sobie spokojnie, dużo i mądrze. Życzę natchnienia!
OdpowiedzUsuńDroga Kofiko! Nie mogę sie doczekać na twoje wrażenia z lektury!:)
OdpowiedzUsuńDziękując za serdeczne słowa życzę Ci spokojnego i słonecznego końca tygodnia- Aśka z b.zimnego dziś Śląska.:*
Acha!...jeszcze tylko sprawdzę tego Brodacza vel Fitzsimmonsa polecanego przez Kaas bo Nickelback znam i lubię:)Owocnej pracy Kaas!
Miłych snów, Asiu. Brodacz jest rewelacyjny, a właściwie rewelacyjnie liryczny. Kocham takie klimaty. Teledysk w odcieniach szarości podobał mi się również. Dobrze jednak, że Richard nie był nigdy zmuszony uciekać się do takiej brody w żadnym filmie, bo nieziemsko paskudna w biedny amiszowaty sposób. Skojarzyła mi się również z brodziskiem jakiegoś rosyjskiego chłopa pańszczyźnianego. Ale ta nuta i ten głos fantastyczne. Ależ wypatrzyła fajnie Kaas! Pozdrawiam.
UsuńKaas, niestety, nic nie znalazłam. Zaczęłam wątpić w jakąkolwiek swoją wiedzę w tym względzie i nie mając sumienia zawracać Ci głowy w takim ważnym i ciężkim dla Ciebie okresie, poprosiłam o pomoc sympatycznego w swetrze, oddalonego bardzo na dodatek. Sprawdził więc w czym rzecz i też to samo stwierdził - tego pliku tam nie ma. Jeśli i jak będziesz miała już czas, proszę znowu o pomoc. Ja poczekam. Naprawdę bardzo przepraszam, że zawracam Ci głowę. Oczywiście, że serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKaas, dzięki. Masz rację - oślica ze mnie, nie tylko noga. Pewnie się nie zdziwisz, że i tym razem nie obyło się bez konsultacji z moim cierpliwym swetrem. Musiałabyś widzieć jego minę w takich razach, jak mu tłumaczę coś "komputerowego", oczywiście kwieciście obrazowo. Ale on w życiu nie nazwałby mnie nogą czy oślicą, bo jest kochany (w myślach na szczęście nie czytam). Nawet jak wzdycha, to oczy mu się śmieją. A ja czuję się jak przysłowiowa słodka idiotka albo "taka mala" i nerwy mnie biorą. Sprawami komputerowymi zajmuje się on, a ja, no cóż, z ulgą nie wtrącam się, powiedzmy, w nie "swoje" sprawy. No i mam efekty takie, a nie inne. Wolałabym znowu po angielsku "przeczytać" jakieś tomisko, szczerze mówiąc... Ale tak DO rzeczy, okazało się, że mam zepsutą przeglądarkę Firefox, bo mi wyświetlało, że nie ma takich stron. Dopiero jak dostałam polecenie, żeby otworzyć w innej, Chrome, poszło jak z płatka. Sweter kochany wyczyści wszystko popsute, jak już wróci. I tak moje ciśnienie wróciło do normy. Zamierzam sobie poczytać to, co wyciągnięte.
OdpowiedzUsuńKaas, dzięki za poświęcony mi czas i pomoc. Jesteś nieoceniona! Nawet mój sweter stwierdził, że mądra i znająca się z Ciebie dziewczyna, a to już naprawdę coś znaczy.
Kaas, znowu broda, ale ... Dodaję obu poleconych przez Ciebie małorolnych chłopów pańszczyźnianych, i to mimo ich dziadowskich bród, do listy swoich ulubionych wykonawców. Bez wahania. Chłopy naprawdę utalentowane i prawdziwie wrażliwe muzycznie, co lubię i - co najważniejsze - co słychać od razu. Teksty też mi się podobają, choć każdy z innej bajki. Taka muzyka bez właściwego tekstu nie przemówi. Musi być prawdziwa jedność świata i harmonia wielu zmysłów. To wrażenie maksymalnie podkreśli orkiestra, jeśli tylko chce grać z muzykiem z innej bajki. A jest wybredna, bo to świat nieco konserwatywny. Ale jaki cudowny efekt! Przesłuchałam też nagranie studyjne Finka. Owszem, ale to z orkiestrą bez porównania! Świetna akustyka sali koncertowej dodaje i magii, i przestrzeni. Widać i słychać też wzajemny szacunek muzyków, co zawsze dodatkowo dobrze wpływa na efekt końcowy. Taka jedność dobrych uczuć w sobie, takie współodczuwanie i współwyrażanie... Imponuje mi biografia Finka. Solidnie wykształcony gość i to również humanistycznie, co pozwala głębiej zjednoczyć muzykę i tekst. Właściwe w tej profesji muzyczne korzenie = geny wrażliwości. Naprawdę, Kaas, wiesz co dobre. Chyba zaraz dalej można znaleźć migawkę pokazującą próbę zgrywania się, co pozwala zrozumieć rolę szacunku muzyków dla siebie w łączeniu zupełnie innych muzycznych światów w idealnie stworzoną jedność. Pięć gwiazdek!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Richard w jednym z dodatków do czegoś (nagrania studyjne, audiobooki?) wspominał o roli muzyki klasycznej w budowaniu nastroju i potem w wyciszaniu własnych emocji. O tym, że słucha soundtracków z filmów, w których występuje, bo to z kolei aktorowi=osobie muzykującej i wrażliwej na muzykę pozwala stworzyć właściwe rysy psychologiczne postaci, poczuć jej wibracje. Nie pamiętam, czy przeczytałam, czy usłyszałam, że lubi "Sonatę księżycową". Nie chciałabym wprowadzać w błąd, bo szczegółów nie pamiętam. Pozdrawiam Cię. Kofika (chyba w kwestii ulubionej muzyki RA niezbyt pomogłam, bo mnie ucieszył sam fakt, że kocha muzykę klasyczną i może dlatego na tym się skupiłam)
To jeszcze raz ja. Nie mogę oderwać się od tego nagrania... ale dopiero teraz zauważyłam drugiego wiolonczelistę, który dosłownie popłynął z Finkowym rytmem (3.25-3.38), a tak się w orkiestrze nie godzi. Sama bym nie usiedziała spokojnie, ale żeby tak się wyłamać profesjonaliście? Rzeczywiście ludzka reakcja i przez to fantastyczna. Kaas, górą Fink!
OdpowiedzUsuńDzięń dobry miłe dzieR(A)latki!:D
OdpowiedzUsuńTeraz tylko bardzo króciutko bo czas goni.
Ktos złapał Rysia na planie "SB"chyba i zapytał o muzykę na jego ipodzie. Pamiętam tylko: Keanu, Kings of Leon,The Black Eyed Peas ,Daft Punk!;)Wygląda na to że ma dość eklektyczny gust muzyczny.
Ach jeszcze coś pamiętam,nigdy nie był fanem U2(ja tez;).Dziękuję za
Brodaczy i za miłe słowa Kaas:*
Asiu, fajnie że wypatrzyłaś taką ciekawostkę. Pierwszy raz słyszę o tym. Pewnie, że nie można tylko pimpilić sonat czy nokturnów, bo na wyciszenie to rzeczywiście dobre. Na smutki też i to w dwie strony, niestety. Przyznaję, że U2 nie do końca mi odpowiada, ale kiedyś lubiłam bardzo ich dwa kawałki: "With or without you" i "Beautiful day".
UsuńAle się dziewczynki nasze drogie ucieszą tą wiadomością od Ciebie! Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę udanego "beautiful" dnia. Kofika
Pora znowu wejść w rzeczywistość, która dziś w takiej fajnej oprawie pogody
Dopiero dziś ta odpowiedź z wiadomych względów. Kaas, coś ty! Ta zasłużona zresztą "oślica" to moje i do mnie samej. Często robię sobie wyrzuty z mojego, co tu dużo mówić, lenistwa i wygodnictwa, a co za tym idzie infantylizmu w tej dziedzinie, ale cóż... Odpuszczam dość szybko wszelkie ambitne plany rzetelności wiedzy komputerowej, bo to dla mnie takie nudne. Znam się i nie sądzę, żebym... chociaż gdzie postanowienie, żeby nigdy nie mówić "nigdy"? Co prawda zaraz mi przychodzi na myśl ulubione powiedzonko mojego sąsiada:"Wątpię, Kaśka, bym cię chciał". No właśnie.
OdpowiedzUsuńA co to za okropne słowa o egoizmie? Wg mnie to jakaś bzdura. Widzę tylko Wielkiego Samokrytyka, który nie jest Twoim (kochanym) Wielkim Bratem. Pozdrowienia i szacuneczek od swetra, który też pod urokiem Finka (a lubi najbardziej dość ciężkie rytmy). Jakoś wytrzymujemy tę różnicę, bo widzisz, że ja tu o klasyce myślę, jeśli ktoś mnie pyta o muzykę. Ciągnie mnie smycz staroświeckości dość uparcie.
Piękny dzień, więc życzę uczciwego dotlenienia Twoim spracowanym szarym komórkom. Swoim zresztą też. Kofika
PS. Ten wiolonczelista jest pierwszy, a nie drugi (zmęczone oczy). To trochę zmienia postać rzeczy, bo każdym pierwszym wolno trochę więcej, zwłaszcza w tak dobrej orkiestrze. Nieczęsto sobie jednak "pozwalają" na uleganie nastrojom na zewnątrz. Jego zachowanie dlatego mnie tak urzekło, bo dał się ponieść po ludzku. Muzyka potrafi zafiksować jak miłość.
Witam Dziewczęta,
OdpowiedzUsuńWreszcie mam normalny internet ( hura!) w ciągu tygodnia zrywało mi się łącze, co mnie irytowało do granic wytrzymałości. Powiem szczerze, że dziś oblałam się rumieńcem, kiedy technik z serwisu poprosił mnie o włączenie laptopa i gdy jego oczom ukazała się Thorinowa tapeta zrobiona przez B., wiem nic w tym złego a jednak zrobiło mi się jakoś goręcej : ) No to jeszcze dodam, że jedną z fajniejszych cech Windows 7, z której nauczyłam się korzystać jest możliwość samoczynnej zmiany tapety. Tak więc po Thorinie pokazał się John Thornton, potem Porter, Lucas no a potem to już Ryś w swoich licznych odsłonach, o folderze „Boski RA” nie wspomnę. LOL!
Kaas, dzięki bardzo za Finka,którego naprawdę bardzo fajnie się słucha. Jednak przyznać muszę, ze nie udaje mi się pobrać ( płyty?) z podanego przez Ciebie linka. : (
Asiu, dziękuję za podpowiedź o Ryśkowych gustach muzycznych. : )
Kofiko, cieszę się że udało Ci się pobrać tłumaczenia: )
Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego weekendowego wypoczynku, czerpania radości z pięknej pogody.
Dzięki Kaas za podpowiedź, tylko że ja dokładnie tak robię, wskazując gdzie to ma mi się zapisać, a potem otrzymuję komunikat, ze „nie możesz pobrać pliku” potem „ponów” jak go wcisnę - pokazuje ile czasu pozostało do końca ( a ja już cieszę się ) tylko potem znów info., że „pobieranie zostało przerwane” i tak wciąż, więc się poddałam...
OdpowiedzUsuńDzięki Kaas, ale nie chcę Cię odrywać od pisania więc nie ma pośpiechu. Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńKaas kochana, toż to w ogóle nie do pomyślenia... To ma być jakaś kara dla Ciebie? Przepraszam, ale za co? Nie wiem... za niepunktualność w terminie czy tak sobie, bo np. jeszcze maj, niedziela czy nieparzysta godzina była? Trudno tu w ogóle komentować jej profesjonalnie "rzetelny" argument. Przepraszam za te pytania, ale na pewno wiesz, że raczej podyktowane troską i chęcią wsparcia, a nie jakąś pustą ciekawością. Nie znoszę takich zachowań osób, od których się w jakiś sposób zależy. Po prostu nie cierpię emocjonalnej znieczulicy i chamstwa w każdej postaci, a zwłaszcza tej "wykształconej" (jakby się mogło zdawać). Przepraszam, że tracę klasę w słowach. Wyrazy szczerego współczucia z powodu Twoich nerwów i Twojego przygnębienia. Wiem, że to niewiele, ale jestem z Tobą, jak tylko to możliwe. Nie mogę Ci pomóc, a tak bym tego chciała, naprawdę...
OdpowiedzUsuńKofika, która wysyła Ci wszystkie swoje ciepłe myśli i ściska Cię serdecznie
Dzięki Kaas za Finka : )
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twoją panią promotor, no cóż w pewnym sensie nie jest to dla mnie nowość, otóż moja koleżanka obecnie pisze pracę magisterską i z tego co mówiła na początku promotorka mówiła im, żeby niczym się nie przejmowali ona wszystko im powie, a potem usłyszały co Ty, że nie ma czasu. Dopiero teraz widzę jakie miałam szczęście, kiedy moja promotorka wręcz gnała nas do pisania pracy, że już na dwa miesiące przed obroną mieliśmy wszystko napisane.
Kaas naprawdę współczuję, myślę, ze Twoja promotorka jest z tych, którzy lubią aby studenci wkoło niej wciąż chodzili, prosili, przymilali się czyli robili te i tym podobne upokarzające dla nich działania . i zawsze zastanawiałam się czym to jest podyktowane, brakiem czasu, złym wyborem zawodu, jakimś zakompleksieniem czy jeszcze innym czynnikiem.
Wytrwałości życzę :)
Z ulgą widzę, Kaas, że trochę "odtajałaś", na całe szczęście. Nie mogłam znieść myśli, że niesprawiedliwie jest Ci źle. Przykro mi mówić, ale poczułam wyrzuty sumienia z powodu prostackiego zachowania nie nauczyciela (sama nim m.in. jestem z wykształcenia), tylko jak się okazuje, jakiejś fochy - kumotry bez żadnych profesjonalnych manier. Bardzo dobrze się jednak złożyło w całej tej nieszczęsnej sytuacji, że nie jesteś sama, bo to zwiększa szansę dość szybkiego rozwiązania problemu. Kiedyś jako jedyna zaparłam się przed kontrolowaniem notatek studentom, które wg podobnie "myślącej", miały być najlepszym dowodem pełnego udziału w zajęciach prowadzonych przez nią. Oczywiście ich staranny zapis i podkreślenia wskazanymi kolorami decydować miały o ocenie końcowej - wyobraź sobie ten poziom inteligencji! Ja zwykle z jej wykładów wychodziłam bez żadnych notatek, bo oddawałam się zbawczym marzeniom, zamiast najczęściej słuchać streszczeń pozycji z listy lektur. Na myśl, że miałabym napisać w "kajecie" coś/cokolwiek tylko dlatego, żeby utwierdzić ją w głupocie i w poczuciu władzy nad studentami zagotowała mi się krew. I też sprawa oparła się o jednostkę nadrzędną. Zostałam komisyjnie (karnie wg niej) przemaglowana ze streszczeń po kolei, ale w formie ustnej i wyszłam z honorem. "Notatek" nigdy nie uzupełniłam, na własną chwałę i cześć ludzi z roku, od których później nie żądano podobnych "dowodów" przed obroną.
OdpowiedzUsuńMarzenia o Richardzie i placek z rabarbarem. Idealne połączenie, bo coś i dla ducha, i dla ciała. Tak trzymać! Jak wspomniałaś o placku, zobaczyłam wyraźne światełko w tunelu... Wyśpij się, bo do jutra tylko to jest ważne.
Kofika z pozdrowieniami dla otuchy
Drogie Wyznawczynie Słońca!(Słoneczka naszego kochanego:))
OdpowiedzUsuńWidzę że przygody z promotorami są dość powszechne,pamiętam jak długo mój młodszy brat kolędował do swojego promotora by ten znalazł dla niego czas.Smutne to ale wydaje mi sie że coraz mniej nauczycieli z powołania,takich kochajacych swój zawód(bardzo trudny zawód).Postanowiłam zapomnieć moje szkolne przygody z trudnymi(nie mówię tu o wymagających nauczycielach)nauczycielami a pamiętam tych świetnych i oryginalnych. Przez 20 lat mieszkałam z takim nauczycielem z powołania w jednym domu. Mój Dziadek uczył fizyki,łaciny a pod koniec życia wych.techn. Pamiętam hordy młodych ludzi u nas w domu,całe swoje życie udzielał korepetycji z fizyki(którą kochał)za dziękuję.Już tak długo nie ma mojego Dziadka a wiem że jego uczniowie go wspominają. Moja Mama mówi że jako dziecko czekałam tylko na niego,żeby wrócił z pracy,na wakacjach z rodzicami myślałam tylko o nim tak jak teraz 20 lat już go nie ma a ja ciągle o nim myślę. Och przepraszam chciałam pocieszyć Kaas a tu tylko wciaż o sobie.Wybaczcie moje miłe RAczcicielki. Powodzenia Kaas!:)jeszcze się bedziesz z tego śmiała-pomogło?;)
Zamyśliłam się nad tym, co napisałaś, Asiu.
OdpowiedzUsuń"Jakże piękny jest człowiek, jeżeli jest człowiekiem...". Po prostu. Niezależnie od czasów, wykształcenia, wykonywanego zawodu czy innych tzw. okoliczności, które nie tłumaczą przecież żadnego odejścia od tej prawdy.
Właśnie wracam, bez pośpiechu zresztą, ze wspomnień o moich Autorytetach. Dziękuję Ci, Asiu, że przypomniałaś mi o Nich, kochanych, dzielnych, na zawsze już nieobecnych w rzeczywistości, ale na szczęście zawsze obecnych w sercu. W życiowych wyborach również...
Piękny ten Twój komentarz. Pozdrawiam z serca. Wdzięczna Kofika
PS. Kaas, martwimy się o Ciebie, więc daj znać, czy wszystko w porządku na tyle, żeby puścić pobielałe kciuki. Aniu, co Ty masz z nami... Ściskam Was. Asiu, masz rację - niech nam zawsze świeci nasze kochane RASłoneczko.
Witam Was.
OdpowiedzUsuńWreszcie mam „normalny” internet, chociaż boję się głośno o tym mówić, bo jak ostatnio głośno to oznajmiłam to od razu się zepsuło.
Asiu, ależ miałaś wspaniałego mentora. Cudownie jest żyć wśród takich ludzi jak Twój Dziadek. Ach..
Kaas, trzymam kciuki aby z p.promotor wszystko ułożyło się po Twojej myśli. I jestem pewna, że kiedyś będziesz się z tego śmiać, nie z emocji czyli ze stresu jaki przeżyłaś i też nie z Twojego wysiłku tylko dziwnego uporu p.promotor.
I wiesz, bardzo Ci zazdroszczę możliwość porozmawiania w RL o RA. Ja wciąż namawiam moją przyjaciółkę aby obejrzała N&S, jednak bezskutecznie. Nie chodzi mi aby wpadła w taki sam zachwyt nad Ryśkiem jak ja, ale myślę, ze znalazłby tam dużo odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Kofiko, uwielbiam wszelkiego rodzaju offtopy, więc cieszę się, że tu jesteście.
Pozdrawiam gorąco : )
ŁOŁ!!! Masz rację to może wyglądać jak zamek błyskawiczny!!! Ale jest chyba lepsza od tej proponowanej jako pierwsza ;) Drugi tom jeszcze można nabyć w Empiku :) Ja też niesamowicie się cieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że N&S zostało przetłumaczone na polski. Czytać to po angielsku to było tak jak Czytać książkę Diuna nawet po polsku. Musiałam prawie bez przerwy zaglądać do słownika. Niesamowite jest też to wydanie z Tygodnika Ilustrowanego. Naprawdę niesamowite jest to, że powstało i że zostało odnalezione. Bez przerwy jednak się myliłam z tą Cecylią.
OdpowiedzUsuńMój drugi tom jeszcze w drodze, zamówiłam w Merlinie : ) Jeśli chodzi o czytanie oryginału, to swego czasu mnie zniechęciło to ciągłe wertowanie słownika, ale może już czas aby zrobić drugie podejście do oryginału N&S.
UsuńI need to read this book again. I liked it fine, but it was not one of my favorites by any means. Perhaps I didn't give it a fair shake.
OdpowiedzUsuńBy the way, I'm a little late in saying this, but welcome to the RA blogosphere. Put you on the Addict List awhile back.
I love this book for many reasons, mainly because of Mr. Thornton ♥ but also because of the life lessons contained therein.
UsuńThank you for adding my blog to your Addict List.:) And thank you for taking your time to comment.
Hejeczka dziewczęta ;)
OdpowiedzUsuńJestem tutaj nowa i prawdopodobnie jedyna, bo sądząc po datach waszych postów dawno tu już nikt nie zaglądał. zaRYSIOwana zostałam dwa dni temu po obejrzeniu North & South i oczywiście od razu przystąpiłam do poszukiwania pdf z książką (ubogi budżet studencki). I w tym miejscu chciałabym OGROMNIE PODZIĘKOWAĆ oraz PRZEPROSIĆ kaas, bez której wiedzy skorzystałam i ściągnęłam pdf z portalu 4shared korzystając z loginu i hasła który podała. Jesteś kochana!!!! :*
Cześć Anonimowa :-)
UsuńRyśkowy pan Thornton to najlepszy powód do zRYSIOWania :)