środa, 23 maja 2012

Ostatnie dni są naprawdę szalone./ My last few days have been really crazy.

Doprawdy to są szalone dni i przepraszam, że nie zamieszczam postów (zwłaszcza tak jak sobie planowałam, chociaż do ucha szepce mi John Standring mówąc wspomnij o mnie). Znów chciałabym wykrzyczeć to co śpiewała Anna Maria Jopek " niech ktoś zatrzyma czas, ja wysiadam...".


Wideo dzięki Chemistindahouse:


A jak szalone są to dni, oto kilka wybranych (z naciskiem na wybranych) chwil w paru punktach:

1. Od kilku dni traciłam łączność internetową, więc zadzwoniłam do mojego operatora  i czekałam …. czekałam….  na łaskawe przyjęcie mojego zgłoszenia:


Richard Armitage jako Lucas Notrh.Źródło:RichardArmitageNet


  
2. A mnie się wydawało, że wystarczyłoby zrobić to:

Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:RichardArmitageNet
 
3. I prawdę mówiąc kiedy czekałam i tłumaczyłam panu z callcenter, miałam ochotę zrobić TO:

 

Richard Armitage jako John Porter.Źródło:RichardArmitageNet
 
4. W końcu ( w sobotę) przyszedł fachowiec od internetu, poprosił mnie, abym włączyła laptopa, a tam moja zmieniająca się tapeta ( dzięki windows7 :)) z Thorinem, Porterem, Lucasem, Thorntonem i oczywiście z boskim RA.;) Fachowiec trochę dziwnie się na mnie patrzył więc, miałam ochotę zrobić to:

Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:RichardArmitageNet

 5. Sukces, fachowiec naprawił uszkodzenie i wymienił parę urządzeń a ja czuję się tak:


Richard Armitage jako Claude Monet.Źródło:RichardArmitageNet
 

6. Jednak niespodzianka, gdy w niedzielę okazało się, że znów co chwila tracę internet, więc wracam do punktów 1,2,3.

7. Dzisiaj, wreszcie przyjechał inny fachowiec i usunął usterkę, ponownie czuję się jak w punkcie 5.

8. W międzyczasie miałam wizytę u dentysty, na którą czekałam przeszło miesiąc, myślałam, że będzie tak:
 

Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:mój kadr z fimu.
lub tak:
 
 
Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:mój kadr z filmu.

9. Ale było tak :)



Richard Armitage jako John Porter.Źródło:RichardArmitageNet

Tak byłam dzielna jak John Porter. :)


10. Całości chaosu dopełnia fakt, iż w najbliższą niedzielę moja chrześniaczka ma 1-szą Komunię Św., wiem, że to radość itd., ale mnie przeraża myśl o tłumie ludzi, który tam będzie do tego jako chrzestna będę (prawdopodobnie) musiała być bliżej centrum wydarzeń, a ja naprawdę wolę gdzieś z boczku tak zupełnie transparentnie i po cichu sobie funkcjonować. Ech...

Więc, po tym wszystkim chyba potrzebuję tego:


Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:RichardRrmitageNet


A może wystarczy, że posłucham utworu polecanego przez jedną z Was, czyli Kaas, a mianowicie William Fitzsimmons w utworze „Beautiful Girl". Jeszcze raz dziękuję Kaas za polecenie tego utworu :)

Wideo by NettwerkMusic:

 


-------------------------------------------------------------
My English version of the post.
(And please forgive my possible mistakes, I'm still learning).



My last few days have been really crazy.


These are indeed crazy days and I apologize that I'm not posting a posts (as I planned). Again I'd like to shout out what Anna Maria Jopek  sang, "I want someone to stop the World because I’m getting out now, On the first station – there it is! ...".
You can listen to this song. Video by Chemistindahouse:


The English text of this song you can read  here.


How crazy are the days, here are a few selected moments of my life in a few points:

1. For several days I lost internet connectivity ( you know for a few minutes I had the internet, then I lost it again, very irritating situation), so I called to service to make a complaint, but before I did it, I had to wait. So, I waited ....and waited...


Richard Armitage jako Lucas Notrh.Źródło:RichardArmitageNet

2. And I thought that would be enough to do this:

 
Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:RichardArmitageNet
3. After a long wait, while I explain to a guy from the call center what is wrong, I wanted to do THIS:

Richard Armitage jako John Porter.Źródło:RichardArmitageNet
4. On Saturday (finally) came to me technician service, and when I turned on my laptop then he saw my changing wallpaper (thanks to windows7 :)) with Thorin, Porter, Lucas, Thornton, and of course with RA. Then he looked at me a little suspicious, so, I wanted do this:

Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:RichardArmitageNet

5. Success, a service technician repaired the damage and exchanged a few devices, and I feel like:

Richard Armitage jako Claude Monet.Źródło:RichardArmitageNet
6. On Sunday, an unpleasant surprise for me, because I lose the internet again, so I go back to the points 1,2, 3.

7. Today, finally, another technician came and repaired the damage, and I feel again like in point 5.

8. Yesterday I was at the dentist, I've been waiting for this for over a month, and I thought it would be like this:

Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:mój kadr z fimu.

or like this:


Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:mój kadr z filmu.



9. But it was like this :)

Richard Armitage jako John Porter.Źródło:RichardArmitageNet
Yes, I was so brave as John Porter. :)

10. I'll add, on Sunday my goddaughter will have the 1st Holy Communion. I know this is a great joy, and the kids enjoy the gifts etc, but for me quite a stressful situation is the thought of a crowd of people who will be there. And as a godmother (probably)  I will have to be closer to the center events, but during such celebrations, I really prefer to be somewhere on the side to be quite imperceptible. Sigh ...

So, I think I need this:


Richard Armitage jako Lucas North.Źródło:RichardRrmitageNet

Or maybe it would be better if I listen to a song recommended by one of the commenters, that is Kaas, namely William Fitzsimmons in the song "Beautiful Girl". Kaas, thank you again for recommending this song :)

Video by NettwerkMusic:


26 komentarzy:

  1. Such busy times! Thanks for entertaining us with your story and your photo essay. I hope things are settling down. *HUG*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you for your kind note, Bccmee. I think my negative emotions have already fallen, and I'm beginning to see the brighter side of these situations.:)Hugs back.

      Usuń
  2. Można się trochę pocieszać tym, Aniu, że co wczoraj było, nazajutrz najczęściej mija. Przychodzi nowe, które przecież nie musi wcale być trudne lub denerwujące, bo może być radosne i uśmiechnięte, biesiadujące z JUŻ wyleczonym zębem i mające świetny humor z powodu nareszcie aktywnego internetu na podorędziu. Można dołożyć kolejne zdjęcia do ruchomego folderu "Boski RA" i jeśli nawet technika zawiedzie, to czekać na fascynującą okazję ujrzenia cielęcego zdziwienia fachowca, który gdzie indziej najczęściej może jedynie liczyć na widok zakurzonych kabli i gościnne przyjęcie w ciasnej przestrzeni pod biurkiem. U Ciebie jak nic miał chłop farta i czekały go rzadkie emocje bez rażenia prądem, czego chyba już szybciej by się spodziewał.
    I dodam jeszcze wynotowane z "N&S" (s. 138) jedno zdanie, takie z dedykacją dla Ciebie na każde kolejne dziś, jutro i pojutrze:
    "A jednak każdy pojedynczy dzień okazywał się całkiem znośny, bo małe jasne punkciki prawdziwych radości błyskały wesoło w samym środku zmartwień".
    (oczywiście trzeba też uwzględnić zaistnienie sytuacji, którą nieśmiało zobrazowałaś gdzieś pośrodku 10 i 11 pkt.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kofiko.
      Zadaję sobie sprawę, że brak internetu to nie jest koniec świata i w życiu są ważniejsze problemy do przezwyciężenia a głupawe spojrzenie technika no cóż, po prostu mnie zaskoczyło, ale zawsze irytuje mnie jak coś co ma działać nie działa a do tego wmawia mi się, ze to moja wina ( tylko jak mam wytłumaczyć wczorajszy późno-wieczorny brak netu? Hmm chyba zacznę uprawiać czarny PR mojemu operatorowi).

      I bardzo dziękuje Ci za ten mądry cytat (zawsze zachwyca mnie jak wiele mądrości jest w tej książce pomimo upływu czasu). I faktycznie nie samymi zmartwieniami żyje człowiek. Już mi jest lepiej. :) I zaczynam dostrzegać jaśniejsze strony tych sytuacji, tak jak wspomniałaś wyleczony ząb, mając RA tapetę ewidentnie widać, że wolę facetów ;) będąc na komunii sprawię radość mojej chrześniaczce ( trudno jakoś będę musiała przeżyć wieczne pytania ciotek, dlaczego jestem sama), a dla uspokojenia nerwów znów zaczęłam słuchać Ryśkowego audiobooka : )

      Usuń
    2. Aniu droga, precz z udręką z powodu ciotek! Tego typu "ciocie"(innym 100 lat i chwała, że są) zawsze znajdą jakieś inspirujące dla siebie tematy. A to, że Fela przytyła ostatnio, a Zocha zestarzała się okropnie od lipca, a Marian chodzi jak ten dziad, a... "Antoś Migdał nie wrócił", itd. Pojawiają się zwykle wszystkie imiona gości i innych, którym z upodobaniem i precyzją szuka się dziury w całym życiu doczesnym, a nawet pozagrobowym. W zależności od stopnia "zatroskania", bo stopień wtajemniczenia w sprawy innych zawsze ten sam, czyli oczywiście najwyższy. Obrazki przykre, ale niestety życiowe bardzo, a i satyrykom użyteczne, widocznie więc nierzadko spotykane.
      Patrzeć na to można i pod innym względem. I można też pożałować. Przecież nikt, kogo te ciotki nie obdarzyły mocnym i przyłożonym celnie razem "troski", najprawdopodobniej nie zauważyłby w ogóle ich obecności zwłaszcza w szerszym gronie. Szkoda, że takie zachowania psuje nam radość spotkań, ale ono wynika z czegoś bardziej przykrego. Nikt na przyzwoitym poziomie kultury, która w tym względzie niekoniecznie ma związek z jakimś wysokim wykształceniem, nie będzie dyskutował o sprawach, które go osobiście nie dotyczą. Zaglądanie komuś w życie ciekawskim oczkiem szukającym sensacji lub jakiegokolwiek tematu do dyskusji nie przynosi chluby. Ciotkom, a nie tym, o których one rozmawiają lub do których mówią, wpędzając ich w zakłopotanie. Najgorszą rzeczą w takich sytuacjach jest tłumaczenie się, kiedy tak naprawdę nie musimy się z niczego tłumaczyć. Niech ciotki mówią, co chcą. To ich życie. Aniu, ty masz własne i od nikogo nie jesteś zależna. Nikt nie ma prawa bez naszego przyzwolenia wkraczać w naszą prywatność. Ciotka, która pasjonowała się moimi prywatnymi sprawami, w gruncie rzeczy była smutną kobietą mimo faktu i statusu zamężnej, z przychówkiem dzieci, a później i wnuków. Życie mimo tego aplikowało jej boleśnie niedostateczną ilość witaminy M jak miłość. Jak na ironię - zainteresowanie sprawami innych rekompensowało brak zainteresowania nią. Już nie żyje, a mnie, również niezamężnej, dorosłej kobiecie po różnych przejściach, jest żal, że jeśli już, to tylko tak smutnie zapisała się w mojej pamięci.
      Aniu, rzeczywiście śmiej się wszystkim ciekawskim ciotkom świata w twarz, jak życiowo napisała Asia. Kiedy nie przejmujemy się kąśliwymi uwagami wygłaszanymi oczywiście (bo jakże inaczej przecież!) z troski, odpowiadając życzliwą, uśmiechniętą twarzą i dobrym humorem, to najbardziej irytujemy szczerze "zatroskanych". Zadbaj o to, byś pięknie jutro wyglądała. Poczuj się luksusowo już dzisiaj! Dopieść się w długiej relaksującej kąpieli, połóż na twarz maseczkę, sięgnij po cudownie pachnący balsam do ciała i naprawdę porządnie dzisiaj się wyśpij. Fajnie też byłoby zrobić gruntowny przegląd w kosmetykach, skorzystać z dobrodziejstwa lakieru do paznokci w jakimś odważnym, modnym kolorze, powąchać jeszcze raz ulubione perfumy, posłuchać ulubionej, ale niekoniecznie tęsknej muzyki. W tak dobrym nastroju zasiąść do ulubionego RAfolderu i obejrzeć filmiki ze śmiejącym się naszym kochanym Słoneczkiem. Ha! Sama tak zrobię, kiedy w końcu posprzątam mieszkanie, bo dzisiaj odrywam się co chwila od pożytecznych czynności, aby poczuć luksus wymówek od niepożytecznych przyjemności. Jutro będzie dobry dzień, Asiu.

      Usuń
    3. Kofiko,
      Myślę, że masz rację, całe nadmierna zainteresowanie życiem innych przez wszystko wiedzące ciotki, jest często efektem ich zgorzknienia. Prawdę mówiąc zastosowałam się do wszystkich Twoich zaleceń, z wyjątkiem lakieru do paznokci ( mam skaleczoną dłoń i nie chciałam bardziej przyciągać uwagi ;) Bardzo dziękuję za Twoje wsparcie.♥
      Prawdę mówiąc padam już na twarz, ale powiem krótko to był naprawdę piękny dzień.

      Pozdrawiam i życzę fantastycznego tygodnia :)

      Usuń
  3. Hi Ania,
    I liked very much how aptly you showed your feelings through pictures of RA characters. Life can be tiring and complicated, but I hope that from now on you have better days and can feel a bit more like this:
    http://www.richardarmitagenet.com/images/gallery/StrikeBack/album/series1/Episode2/slides/ep2_278.html
    (What would we do without RANet picture gallery? LOL)
    Fabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi Fabi,
      Thank you very much for your kind words. I feel better now. And thank you very much for the wonderful picture of Porter hugs. :) Hugs back.
      P. S.
      I love RANet♥, and please don't tell anyone that I look on this website every day. ;)

      Usuń
  4. Oczywiście ze brak internetu to nie koniec świata...ale prawie:D
    Zdałam sobie sprawę że to już ,ze muszę mieć tę internetową łącznosć ze światem.Zwłaszcza teraz kiedy poznałam tak serdecznych,życzliwych i mądrych ludzi.Mam wrażenie że większość fanów Rysia to porządni ludzie,a to wszystko w czasach kiedy dobrego człowieka nazywa się frajerem. Co do Ciotek Aniu to możesz im powiedzieć że nie jesteś sama,że masz kilku kandydatów tylko ciągle nie umiesz się zdecydować.:) Mam to wszystko za sobą Aniu,te wszystkie bezczelne pytania dzieciatych i mężatych. A czemu na kocią łapę?..a czemu jeszcze nie ma dzieci?...Śmiej się im wszystkim w twarz i baw się dobrze-w końcu to twoja chrześnica i Ty jesteście bohaterkami tego dnia:) Na koniec chciałam tylko dodać że zdjęcie nr.5 świetnie obrazuje zachowanie mojej córki na ostatnich zakupach kiedy to z mojego wypchanego portfela(zdjęciami i b.waznymi rachunkami;))wypadły zdjęcia bliskich i jednego grożnie wyglądającego faceta w skórze;) Całusy i usciski:* Aśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wróciłam : ) więc szybko zanim padnę.
      Asiu, dziękuję za ciepłe słowa, powiem szczerze Twoje jak również słowa Kofiki bardzo mi pomogły, ciągle je słyszałam gdzieś z tyłu głowy. I chyba było to widać po mojej minie, bo ciotki nawet nie próbowały –co mnie bardzo śmieszyło- zaczynać z tematem mojego singielstwa ( jest takie słowo? Nie ma – hmm no to już jest).

      Pozdrawiam i życzę fajnego tygodnia:)

      Usuń
  5. Cześć Aniu. Wiem co to jest brak czasu. Ostatnie tygodnie też mnie się dały we znaki. Ale powiedziałam sobie, że muszę tu wpaść i poczytać :). Apropo internetu. W Panel Sterowania, Połączenia Internetowe otwiera Ci się taka tabelka. W Opcjach Ogólnych zobacz sobie na samym dole Właściwości => Tam jedną z opcji jest Protokół internetowy (TCP/IP) I są tak zwane DNS i IP, jeżeli to masz spisz je. Kolejny raz kiedy nie daj bosz nie będziesz się mogła połączyć z internetem sprawdź czy tam przypadkiem DNS nie zostały wykasowane. Jeżeli nic tam nie będzie wpisz to co masz zapisane. Powinno pomóc. U mnie przez pewien czas tez były takie problemy, bo DNS wiecznie mi się kasowały. A ja wiem, że wizyta takiego fachowca to czasem co najmniej 50 zł. Mam nadzieję, że jedynie to jest problemem. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Joniu, Cieszę się, ze pomimo nawału pracy znalazłaś chwilę aby tu zajrzeć. : )
      Bardzo dziękuję za podpowiedź. Podane przez Ciebie dane zapisałam :) aczkolwiek uważam, że to wina operatora, do czego przyznał się fachowiec nr 2 - pracownik operatora, który zanim przyszedł do mnie sprawdził i coś naprawiał na łączach w ich szafce.

      Pozdrawiam i życzę spokojnego tygodnia.

      Usuń
  6. Wszyscy się zjawili już, prócz mnie ;-)
    Nie zapomniałam o Was, absolutnie nie. Więcej nawet - stęskniłam się! Podobnie zakręcony tydzień jak i nasza Ania miałam - skończyło się niestety nie rodzinną imprezą, a antybiotykiem. Przez to wszystko czuję ogromny niedobór Richarda we krwi. Aż boli.

    Aniu, takie rodzinne spotkania to też moja zmora często. Cieszę się więc tym bardziej, że dobrze się bawiłaś. Jak to dobrze, że Dziewczyny były na posterunku ;-)
    A gdy ostatnio internet pojawiał się i znikał i żaden specjalista nic nie potrafił zrobić, zapowiedziałam, że w związku z tym, że dostawca nie wywiązuje się z umowy, to ja ją wypowiadam ze skutkiem natychmiastowym (na ich koszt) - poskutkowało :] Bywam czasem wredna i niedobra jak widać, inaczej niestety się nie da - choć bardzo bym chciała załatwiać wszystko tylko z uśmiechem.

    Pozdrawiam Was cieplutko :)
    Dobrego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Kaas mam nadzieję, że szybko dojedziesz do siebie. Wiem, że dla studenta to bardzo pracowity czas, więc pewnie choróbsko Cię dopadło z przemęczenia. Wypoczywaj ile się da i korzystaj z najlepszej terapii czyli RAterapii : )

      Jeśli chodzi o internet ( aż boję się powiedzieć, że jest OK), ale zgodnie z radą moich kolegów z pracy przygotowałam się do zapisywania braków netu, i skrobnę im reklamację, że hej. :)

      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Aniu, to nie żadna tajemnica, że wszystkie zrysiowane, które odwiedzają teraz Twój blog, zaglądały i nadal zaglądają na strony RANet, oczywiście w poszukiwaniu najnowszych informacji o Richardzie. Jakichkolwiek zresztą, o tym co robi. Wszystkie kochamy jego RANetową galerię i korzystamy z niej w różnych swoich nastrojach czy intencjach. No właśnie...
    Przyznaję, że już od wielu dni z pewnego rodzaju rozczarowaniem wracałam z tej preferowanej przez siebie strony, którą od momentu mojego zrysiowania odwiedzam codziennie. Właściwie traktuję to jako swoisty rytuał, od którego zaczynam swoje codzienne spotkanie z komputerem. W kalendarzu odnotowuję, które zdjęcia są wybierane przez Ali i jej zespół albo przez RAfanki w ramach tzw. dedykacji, np. urodzinowych. Sama sobie tak dwukrotnie już umilałam swoje i z największą radością czekałam, kiedy pojawi się wybrana przeze mnie fotka z odpowiednim wpisem. Później celebrowałam kopiowanie jej do swojego prywatnego RAarchiwum w postaci odpowiedniego folderu (a jakże!) i zamykanego na złoty kluczyk pudełka w bukieciki żółtych różyczek. Nic dodać, nic ująć. Pisałyście o bardzo osobistych notkach i suszonych kwiatkach wklejanych do wydrukowanych kopii forumowego tłumaczenia N&S. Kaas pisała o pewnej ilości różnego takiego, jak to nazwała, "śmiecia", gromadzonego w przypływie weny (nie sposób ciepło się nie uśmiechnąć na takie oto stwierdzenie). Aniu, ty napisałaś, że kiedyś ukryłaś swój podobnie "zaśmiecony" egzemplarz wysoko, by uchronić go przed niepowołanym w tym przedmiocie wzrokiem domowników. Tak... takie nasze skarby, które ktoś niewtajemniczony w siłę uczuć mógłby niecnie wykorzystać, żeby pośmiać się z głupich dziewczęcych mrzonek dorosłych, przecież i poważnych już (a jakże!) kobiet. Ja w przypływie swojej weny, równie niemożliwej do opanowania, zamykałam swoje dowody emocjonalnego zafiksowania w żółtoróżyczkowym pudle i chowałam na dnie głębokiej garderoby. Jedyne, co zdradzało obecność tych "kompromitacji" uwielbienia RA, to zapach luksusowych męskich perfum, które sama sobie "dobrałam/przypisałam" do Niego i który z dziwnym wyrazem twarzy przyjmowali pozostali domownicy. To ci dopiero sfiksowany pomysł, a przy tym przyjemność z takiej niezamierzonej dla nosa innych tajemnicy. Damska garderoba cudownie zionąca męską perfumą! A w pudle same frukty: płyty z filmami (moje, tylko moje!), zdjęcia w zdobnych ramkach, powiązane lub fantazyjnie spięte własne teksty dla Niego i o Nim, nuty jakichś stworzonych i dedykowanych Jemu kompozycyjek, literkowe RAzawieszki/RAbreloczki, rysunki ewentualnie ciekawych plastycznie inicjałów Richarda, różnie ozdobionych zresztą, bo jakby np. wykonać jakiś ciekawy wisior (Asiu, takie ci moje zapędy do "RAbiżuterii", śmiechu warte w oczach złotnika)... Tak, moje sfiksowanie było równie pełne jak Wasze. Do jakiego stopnia miałam wenę,sama nie mogę się nadziwić, oglądając co jakiś czas te "pamiątki". Obsesja trzymana w pachnącym pudle! No, cóż. Jak człowieka weźmie tak na poważnie, to aż strach ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Wracam jednak do początku. Dzisiaj na wymienionej stronie oprócz wiadomości od pewnej Sylwii (podejrzewałam za każdym razem, że to nasza, bo przez "w") o filmie z RA na Filmboxie, ucieszył mnie również fotoreportaż Ya, który z wcześniejszym sumującym video z blogu Petera Jacksona przybliża świat, w którym obecnie żyje Richard. Co prawda On sam tylko trochę miga w nim (stanowczo za mało!), ale za to można pobiegać jego śladami po naprawdę pięknych nowozelandzkich ścieżkach. Cieszyłam się, poznając niejako Jego poznanie Nowej Zelandii, w której nie byłam i nie będę prawdopodobnie nigdy. Ale dzięki wspomnianym materiałom "współpoznałam" je w jakimś stopniu z Richardem. Był to rodzaj baśniowej podróży. "A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź" - poprosiłam w myślach słowami K. I. Gałczyńskiego. Później pomyślałam o muzyce, którą chciałabym w tym momencie słyszeć i dopiero wtedy skojarzyłam osobę Hayley Westenra, słynnej nowozelandzkiej ptaszyny z urodzenia i z ducha niezwykłości tego egzotycznego miejsca. Piękna dziewczyna o cudownie słowiczym, czystym sopranie o najjaśniejszej barwie. Poszukałam jej na YT. Znalazłam video, które łączy emocje, wzrok i słuch w jedną całość nowozelandzkich klimatów, radości i niezwykłości. Atrakcji zresztą również. W tym świecie, dziewczęta drogie, był i jest Richard. Marzenie... "Heaven, heaven, waiting there for me/ Heaven, heaven, always let it be". Posłuchajcie, a przede wszystkim popatrzcie same:
    www.youtube.com/watch?v=36eR8QsNy0k
    Kofika, która pozdrawia Was serdecznie późno w nocy
    PS. Musiałam rozbić tę wiadomość na dwie części, bo tego jakoś wyszło tyle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ali z RANet robi naprawdę świetną robotę, że się tak wyrażę. I przyznam, że też miałam urodzinową przygodę z tą stroną i to był jeden z fajniejszych prezentów jakie wówczas otrzymałam.

      I nie mogę sobie darować, że zbyt późno dowiedziałam się o emisji filmu z RA na FilmBoxie :( Na RANet zaglądam przeważnie rano i wówczas nie było jeszcze info o emisji, wiem że 3 czerwca o 17:15 będzie powtórka, ale wówczas też nie będę mogła go obejrzeć, buuuu. Nadzieja w koledze, który obiecał mi nagrać ten odcinek. Nie żebym już tego filmu nie widziała, ale „łatwiej ”będzie się oglądać w polskim sosie ; )

      Dzięki za linka, wspaniały głos, cudowne obrazy aż brak słów. Wiesz, jakiś czas temu zastanawiałam się jakiej muzyki słucha się z NZ, co za tym idzie, czego będąc tam słucha RA. Wówczas odkryłam Gotye, którego całą płytę udało mi się nabyć i bardzo sobie ją cenię. Drugim artystą którego od owego momentu zaczęłam podziwiać ( który w zeszłym roku miał koncert w Polsce) był Gurrumul, szczególnie w utworze Gopuru. Ale co będę opisywać, sama posłuchaj http://www.youtube.com/watch?v=WhgDqY7_RGs

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Aniu, dzięki za Twoją odpowiedź. W moim kalendarzu wpisałam film z RA w najbliższą niedzielę, bo w miniony poniedziałek i ja zajrzałam na RANet rano, a drugi raz dopiero około 21-szej, czyli już wówczas było po wszystkim. FilmBox to kanał powtórkowy, więc zwłaszcza tym razem ta polska powtórka i mnie naprawdę bardzo cieszy.
      Trochę mnie zaskoczyłaś swoim skojarzeniem muzycznym z Nową Zelandią, bo wykonawcy z Australii, ale stamtąd właściwie blisko. Gotye znam, natomiast zupełnie nieznana mi aborygeńska nuta Gurrumula wspaniała i wielka! Przesłuchałam obie jego płyty, bo ostatnio spełniane są moje życzenia przez zatroskanych bliskich, a ja uczę się, jak widać często z marnym skutkiem, pospiesznie ich nie wypowiadać. Wiesz, Aniu, słuchając Gurrumula, zastanawiałam się nad tym, jak można zrozumiale wyśpiewać taką tęsknotę w zupełnie niezrozumiałym języku... Jak wydobyć pokłady smutku, a jak nadzieję radości pomimo niego, pomimo strasznej choroby i kalectwa?... Jakimi słowami okryć prawdziwe cierpienie, żeby nim nikogo nie przestraszyć i co jeszcze trudniejsze - nie zniechęcić do siebie? Nie umiem odpowiedzieć na te pytania, ale może trzeba mieć w sobie tyle wewnętrznej delikatności i zgody, ile wysłyszałam w tym biednym człowieku i w jego mimo wszystko "serdecznie" kojącym śpiewie. Blisko mu gdzieś do tego słodkiego doznania prawie ciszy. Wspaniale było poznać kogoś takiego i taką - nie umiem tego inaczej wysłowić - muzykę stanu ŁASKI, obok której nie sposób przejść z obojętnym sercem. Dziwne jest i to, że nie przeszkadza w myśleniu, nie przesłania sobą i można przy niej zajmować się wszystkim, co wymaga skupienia i koncentracji uwagi. Jak dobry przyjaciel. Jeszcze raz dziękuję Ci, Aniu, za wskazanie mi Gurrumula i za ten dzięki niemu spokój w sobie, którego dość dawno już nie czułam. Muszę też przyznać, że Twój blog "muzycznie" zawsze będzie mi się kojarzył z symfonicznym nagraniem Finka dzięki Kaas i z wyznaniem Asi, że po prostu trzeba sobie pozwolić kochać, jeśli widzi się coś pięknego. To dotyczyło Richarda, ale przecież można tak myśleć i stosować w ogóle... Pozdrawiam Was w tym miejscu moje serdecznie zrysiowane internetowe przyjaciółki.
      Jeszcze jedno. Znalazłam w sieci fajnie pisany blog podróżniczy, a w nim Nową Zelandię widzianą oczyma pewnego Polaka. Z brodą paskudną! Potrzeba troszkę czasu, żeby przeczytać te jego nowozelandzkie zapiski z podróży i obejrzeć wszystkie zamieszczone zdjęcia stamtąd. Myślę jednak, że naprawdę warto poznać kolejnego już brodacza, którego naprawdę pogodna osobowość bliska jest wymagającej poświęceń Pani Przygodzie. Jak będziecie miały więcej czasu, to sprawdźcie same, bo w wielu obejrzanych i pokazanych przez brodatego Michała miejscach był i kochany Richard A.
      www.klapkikubota.wordpress.com/category/nowa-zelandia

      Dodam też, właściwie zacytuję, wymianę "myśli" z komentarzy:

      Odwiedzający: Złapałbym gościa i bym go ogolił!
      Odpowiedź gospodarza blogu: To pewnie dlatego, że jeszcze nie wiesz, iż jeśli twój tata nie ma brody, to masz dwie mamy.
      Muszę przyznać, że po przeczytaniu fragmentu Michałowego blogu pt.:"Nie taki Maorys straszny", obejrzałam sobie znowu uroczyste powhiri z Richardem z 14.04.2011 r. Postanowiłam wtedy zadedykować Wam, drogie dziewczęta, i oczywiście Jemu, coś takiego: POKAREKARE ANA. Wykona je oczywiście w przepięknej maoryskiej oprawie mała nowozelandzka syrenka - Hayley Westenra. Piosnka ta ma szczególny status, niejako "ludowej", i oczywiście po maorysku traktuje o miłości. Zwrotki w różnych angielskich tłumaczeniach za każdym razem pędzą sobie dowolnie, ale czterowersowy refren taki oto:
      "Oh girl/came back to me./I could die/of love for you."

      www.youtube.com/watch?v=9QAvvx5G6ss
      (Hayley Westenra - Pokarekare Ana Live From New Zeland)

      I to już wszystko. Kolorowe sny śnijcie sobie, moje drogie.
      Kofika

      Usuń
  9. Hope the 1st Communion went well. A big event in the life of any little girl and especially in Poland. And a great picspam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I admit, it was a really lovely time last Sunday, despite my fears. It was a beautiful ceremony and wonderful atmosphere at the family meeting.

      Thanks for your kind note.:)

      Usuń
  10. Dziękuję Dziewczyny Kochane!
    Już wiem co będę robić w Niedzielę o 17.15
    Droga Aniu kompletnie mnie zaskoczyłaś tą muzyką,wsłuchiwałam się z zamkniętymi oczami co temu człowiekowi w duszy gra i prawie..prawie..rozumiałam o czym śpiewa. Podobnie jak Kofice ten blog kojarzy mi się ze świetną muzyką i serdecznymi ludzmi. Uwielbiam też uciekać w marzenia,ale nie sztuką jest marzyć,tylko umieć opisać te marzenia np. tak pięknie jak Kofika. Droga Kofiko coraz częściej zastanawiam się nad tym czy"cierpienie uszlachetnia",kiedyś myślałam że to krwawa bzdura a dziś myślę że może(być może)uwrażliwia.??
    Kończąc chciałabym zapytać(wybacz bo drżę że uznasz to za wścibstwo)czy powinnam się o Ciebie niepokoić(oh..uwierz mi w martwieniu się o wszystkich i o wszystko jestem mistrzynią;)tak jak twoi bliscy? Całuję..Aśka:)
    PS. no to zabieram się za tego brodatego obieżyświata!:)PA!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj przyśnił mi się jakiś duży pies. Patrzył pięknymi oczami tak łagodnie... Głaskałam jego duży łeb, wsunięty ufnie w moje dłonie. Czułam jego ciepło. Miał taką lekko pofałdowaną skórę, lekko zwisającą, pokrytą krótką, szarą, przyjemną w dotyku sierścią. Wiedziałam, że jest spragniony, więc nalałam do miski dużo wody. Nie mógł się doczekać, kiedy postawię ją na ziemi. Potem pił długo, aż mój sen się skończył...
      Asiu, dziękuję Ci za miskę dobrej wody dla mnie. Bardzo.

      Usuń
  11. Droga Kofiko! Wybacz mi ja potrafię tylko czuć(tak jak teraz ściśnięte gardło)a tak niewiele rozumiem. Wiem jedynie że podziwiam ludzi podobnych Tobie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Między ciszą a ciszą sprawy się kołyszą"... Teraz już naprawdę spokojnie i już nareszcie w domu. Moja myśloodsiewnia straciła grunt właściwych proporcji wskutek przemęczenia osłabionego "materiału".
      Asiu, przepraszam Cię bardzo. To ja podziwiam Ciebie i dziękuję za Twoje cierpliwe i czujące serce. Nie chciałam nikogo, a w szczególności Ciebie, przy/za-dusić swoimi zmartwieniami, uszarpać zgrzytem własnej harmonii. Opadły mi jakoś ręce w słabości... Na trudne pytania nie należy odpowiadać zbyt pospiesznie i w smutku, jak widać. Chciałabym też cofnąć czas i pozostać taką stałą w nastrojach, jaką być chciałam na tym blogu. Nie wiem, czy to do końca możliwe "mieć twarz jednakową - ciszę błękitu", ale mimo wszystko postaram się z całych swoich sił.
      Pisanie w tej pozycji mnie męczy. Sweter kochany ma kupić bezprzewodową klawiaturę i jakieś kable (czy kabel?) i będę mogła widzieć na ekranie telewizora wszystko to, co się dzieje w laptopie. Pisanie wtedy stanie się łatwiejsze. Tego mi brakowało przez ostatnie dni. Rozmawiałam sobie w myślach z Wami i z Nim, oczywiście. Lubię ten płowy wir nad Naszym Ogniskiem, dziewczynki. Nie pozwólmy, żeby zgasło.
      Kofika (z nadzieją i z radością)
      PS. Niestety, dopiero jutro o p. Thorntonie. Jak ja się doczekam do tego jutra?

      Usuń
  12. Ufff..odpisałaś Kofiko bo już zaczynałam się martwić;)
    Mysle ze na tym blogu i w tym towarzystwie wszystko jest możliwe i rozumiem(czy też czuję) twoją potrzebę by "mieć twarz jednakową-ciszę błękitu". Ach..nagle poczułam potrzebę zakupienia takiego kabelka..widzieć wszystko co w laptopie na ekranie telewizora...bajeczny pomysł....szkoda ze w Boze Ciało wszystko pozamykane:)...Wszystkie moje ulubione zdjęcia...teledyski fanek Rysiowych...niektóre blogi..Tumblr-y...Co do "Naszego Ogniska" to wątpię by wygasło...no chyba że Ania nas rozgoni ..rozgonisz Aniu??:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu nie mam najmniejszego powodu, aby Was „rozgonić” jak to ujęłaś. Cieszę się, że jesteście :)
      ( i tylko czasem potrzebuję więcej czasu aby zrozumieć ( przemyśleć) pewne rzeczy…. )

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.