czwartek, 9 sierpnia 2012

Wspólne oglądanie "Północ Południe"-dzień 1./ Watching the "North and South"-Part One.





W pokazie slajdów wykorzystałam moje kadry filmowe z serialu BBC "Północ Południe", odcinki 1 i 2.

Zanim zaczniemy oglądać kolejne odcinki "Północ Południe", proponuję obejrzeć jedną z usuniętych scen, nawiasem mówiąc moją ukochaną scenę (która w niewytłumaczalny dla mnie sposób zawsze przynosi mi ukojenie), czyli dłuższą scenę oświadczyn pana Thorntona. 

Before we will watch the next episodes of "North and South", I suggest you to watch one of the deleted scenes of the series. To tell the truth, this is my beloved scene (which in the inexplicable for me way always brings me solace, watching this scene was often my medicine for my sad days), I mean the long scene of proposal Mr. Thornton.


Dzięki HeathDances za udostępnienie tej sceny:

HeathDances thanks for this video:






14 komentarzy:

  1. Dzisiejsze dwa odcinki skończyły się już dość dawno temu, ale ja wciąż jestem tak naprawdę tam, w Milton. Bardzo wyciszona... Prawdopodobnie czy tylko może jak Wy... Jeszcze nie jestem w stanie spokojnie analizować tego, co przeżywam ponownie. Kiedy tylko pomysł „polskiej” godziny N&S zakiełkował, wstrzymałam się od oglądania serialu. I dobrze. Teraz obejrzałam jego połowę, zachowując zupełny dystans do tego, jak wcześniej, kiedyś tam zapamiętałam serial. Naprawdę dobrze się stało... W głębi serca grają jeszcze emocje i nastrój, których nie odczuwałabym ponownie tak intensywnie, gdybym nie zrobiła tej naprawdę długiej przerwy w oglądaniu go. Wiem, że niczym John świadomy konieczności właściwego zachowania się w stosunku do szlachetnej postawy Margaret w czasie strajku, i ja będę niejako musiała „przespacerować” się z myślami, uporządkować je w wewnętrznym spokoju i ostatecznie ubrać we właściwe słowa. Spoglądam na poczynione zapiski i na zdjęcia, które starannie przygotowałaś dla nas, Aniu. To też takie „obrazkowe” notatki, które na razie tylko dla przyjemności przeglądam sobie kolejny raz. Tak, wybiorę się jeszcze na sentymentalny spacer. Tak jak John. Pochodzę wśród szarozielonych wzgórz pochmurnego Milton, aż przygotuję się wewnętrznie do ważnej rozmowy. O nim, o niej, o ludziach i sprawach dla nich ważnych...
    Jaka piękna ta akurat króciutka filmowa melodia! Martin Phipps zapisał płynnymi nutkami tyle obawy, tęsknoty i nadziei idącego Johna. Spacer właściwie prawie na oślep w rzeczywistości, która przecież jak i pogoda nieważna, bo obojętna lękom niespokojnych uczuć niesionych w jego męskim sercu...
    http://www.youtube.com/watch?v=OqBXmgHXmg8&feature=share

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziś jakoś bardziej smętnie niż kiedykolwiek oglądałam te dwa odcinki ( i nawet nie mówię tu o tym, że musiałam zrobić sobie 20 min. przerwę bo sąsiadka przyszła pożyczyć cebule..brrr- nieważne). Ale dziś jakby bardziej było mi żal Margaretki, gdy w sumie wyrwana ze swojego sielskiego, wyidealizowanego świata musiała zmierzyć się z miltońską rzeczywistością; całym „brudem” tego miasta; z traktowaniem jej przez ludzi tam pracujących jako „zabawną ciekawostkę”;zmierzyć z pewnym sensie brakiem zaufania jej matki do niej, kiedy ta nie powiedziała jej o swojej chorobie; zmierzyć się z panią Thornton; ale nade wszystko zmierzyć się z samotnością wśród ludzi i to mnie dziś bardzo wzruszyło ( to kiedy pisała list do kuzynki koloryzując swoje obecne życie, aby,jak przypuszczam ,nie martwić Edith. Tak dziś N&S oglądałam oczami Margaret Hale.

      A pan Thornton, no cóż muszę podobnie jak Ty Kofiko przespacerować się z myślami o nim.

      Usuń
  2. ...a myślałam że poszłyscie już spać z obrazem cudownego Johna pod powiekami. Jutro o 4.00 raniutko mam stawić się na dworcu kolejowym tak więc zanim powiedziałam Dobry Wieczór muszę wyszeptać Dobranoc(night night sleep tight):*
    P.S:Do usłyszenia( do poczytania)jutro:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypocznij Asiu i wracaj do nas szybko, bo ciekawa jestem Twych spostrzeżeń:)

      Usuń
  3. Wczoraj skończył mój dzień, ale dzisiaj rozpoczął nowy znowu ten spacer Johna, wymuszony w nim osaczającymi go emocjami... Ponownie poszłam za nim kolejny raz, nie mogąc poradzić sobie z własnymi, kiedy patrzyłam na jego samotność i uczucia, które tak męczyły go niepewnością inną niż znał do tej pory. Do tej zawodowej przyzwyczaił się. W codziennym życiu i jego powszednich sprawach był człowiekiem swojej sfery, ale uczciwym, szczerym i prostym w ocenie każdego faktu. Fachowo i z doświadczeniem niejako kalkulował ryzyko i wybierał opcję najbardziej korzystną i bezpieczną dla swojej rodziny. Jak powiedział Higgins, rzeczywiście walczył wtedy jak wojownik, który w momencie oceniał swoje możliwości i sytuację. Nie cofał się i nie miał wątpliwości, kiedy i jak atakować, i że dla rodziny musi zwyciężyć po raz kolejny. Wiara we własne siły i praktykowane od lat doświadczenie pozwalały mu bezpiecznie balansować na skraju kupieckiej przepaści i nie bać się jej. Ale w tej właśnie konkretnej sytuacji?
    Po raz pierwszy teraz musiał postąpić inaczej, bo w grę wchodził on, tylko on, a na tym osobistym polu John czuł się taki bezradny, zwłaszcza że nie wierzył w swoje siły. Musiał coś zrobić. Od początku wiedział co. Przerażała go ta świadomość tym bardziej, że swoje możliwości oceniał bardzo krytycznie i pesymistycznie nisko, niestety. Musiał więc „wychodzić” i osłabić tę udrękę przez zmęczenie ciała. Wiem dobrze, że przekonał się, że od niej nie można uciec, nawet na chwilę choćby od niej odejść... Jego myśli napełniały się słowami, które wciąż nie były tymi najbardziej odpowiednimi, więc dobierał kolejne, aż czuł, że serce staje się za ciasne. Wtedy słowa znikały, a on znowu przygarniał nowe i szedł dalej, nie widząc niczego poza obrazem deptanej ścieżki... Z trudem słów budował i karmił w sobie nadzieję, którą tak subtelnie namalował lirycznym dźwiękiem Martin Phipps. Melodia przepiękna i jak trafiająca nie tylko do mojego serca! Króciutki filmik idealnie do niej pasuje i pozwala towarzyszyć Johnowi od fabryki, poprzez miltońskie puste wzgórza aż do niewielkiego saloniku Hale’ów. Widzę go tam znowu w dźwięku ciszy oczekiwania. Stoi ze spuszczoną głową, plecami do drzwi. Ręce założył do tyłu, by nie denerwowały sobą czy może swoim głupim drżeniem. Usiłuje uspokoić oddech, co trudne, bo przecież ona zaraz... Przygryzienie pewnie suchych warg i głębokie westchnienie zdradza przeżywane emocje. Kiedy podnosi głowę, słyszy szelest. Odwraca się i przez chwilę nieruchomo patrzy na nią. Właśnie od tej chwili oboje już wiedzą, co się za chwilę stanie. John opuszcza głowę i podchodzi, żeby zamknąć drzwi. Melodia dźwięczy znowu pojedynczymi, teraz wolniejszymi dźwiękami, aż zawiesza się w zwodniczej nadziei...
    To zniknięcie Johna z domu i to jego „chodzenie” z dręczącym jarzmem przeżywanych uczuć to dla mnie nie jedyne, ale bez wątpienia najważniejsze przeżycie wczorajszego spotkania z N&S, podobnie jak porażka oświadczyn i smutek w jego słowach o kolorach owoców, o miłości. Słowa w saloniku były niczym owoc pusty, bez koloru zrozumienia, a tylko w kolorze uprzedzenia w skutek jakieś faktycznej i fatalnej ironii losu. Upadły z bolesnym trzaskiem na ziemię. Zraniły tak naprawdę oboje, choć były one tylko czymś błędnym, niemądrym i niesłusznym ze strony nieświadomej wielu faktów Margaret. Przykre słowa Johna przed wyjściem z saloniku dopełniły to całkowite rozbicie nastroju, niestety...
    Przeczytałam Twoją odpowiedź, Aniu. Widzisz, że ja zupełnie „inaczej” oglądałam wczoraj tę połówkę N&S. Właściwie co innego przykuło moją uwagę tym razem. Jeszcze tyle innych spraw, na które spojrzałam zupełnie odmiennie niż do tej pory... Ale o tym może następnym razem.
    Pozdrawiam Was, dziewczyny, z dłońmi i sercem przepełnionym tkliwą melodią „Thornton’s Walk”, melodią mojego dzisiejszego dnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu chyba jest odpowiedź, dlaczego ten serial jest tak fenomenalny. Właśnie dlatego, że możemy go oglądać z różnych perspektyw, że za każdym razem zauważamy coś innego, równie fascynującego, i za każdym razem możemy bardziej lub mniej identyfikować się z postacią. A oglądać go można na tak wiele sposobów, widząc tylko historię miłosną, dostrzegając w nim zapis zmian jaką za sobą niósł rozwój przemysłowy, czy wnikliwie patrząc na postacie próbując zrozumieć ich motywy i działania.

      To,że wczoraj widziałam bardziej pannę Hale nie zmienia faktu, że uwielbiam Thorntona, jego stałość, jego zasady postępowania, jego surowość ale i sprawiedliwość.

      No dobra kończę bo zaczynamy oglądać kolejną część.

      Usuń
  4. Dzień Dobry!
    Oglądałam ten serial dziesiątki razy,po raz pierwszy zmuszona byłam ograniczyć się do 2 części.Za każdym razem odkrywam coś co kocham w tym mini-serialu,a to cudowną Margaretkę,a to Higginsa i Betty czy też początkowo przerażającą p. Thornton...z biegiem czasu polubiłam nawet matkę Margaretki. Tym razem skupiłam się na muzyce i dzwiękach,absolutnie kocham ścieżkę dźwiękową "North & South". Dzięki słuchawkom bezprzewodowym skupiłam się na dźwiękach,na barwie głosu bohaterów. Po raz pierwszy usłyszałam tak wyrażnie wzburzony głos Johna, tak ciężko oddychał, histerycznie niemal wciągał powietrze do płuc po zdaniu"You are sorry for what!!?"-dalej słucham go i chce mi się płakać,czuję jego rozpacz. Całusy sle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, ja też lubię oglądać ten serial w całości, ale wiem, że czasem trudno jest wygospodarować 4 godziny tylko dla siebie i dla pana Thorntona oczywiście:)
      Oglądać ze słuchawkami na uszach, och jaki wspaniały pomysł, aby być bliżej i czuć (przeżywać) mocniej. A jego głos za każdym razem jest cudowny ( w każdym jego RAwcieleniu).

      Usuń
  5. Dobry wieczór :)
    Moje wczorajsze oglądanie niestety przebiegło tylko w połowie tak jak tego chciałam. Owszem udało mi się uciec od rodziny na te dwie godzinki (tylko raz babcia wpadła do pokoju, żeby się pochwalić nową bluzką), ale potem nie miałam już możliwości ani przemyśleć, ani do Was napisać - wakacje w domu, czyste szaleństwo. I tak poszłam spać zmęczona i niespokojna.

    Niespokojna przez Milton. Widziałam N&S już kilkakrotnie - podejrzewam, że jak każda z nas. Znam niemal na pamięć wszystkie sceny, wszystkie słowa. I za każdym oglądaniem dostrzegam coś innego, coś nowego. Tym razem oglądało mi się bardzo smutno, podobnie jak Tobie, Aniu. Ostatnio na własne skórze odczuwam nadmiar odpowiedzialności, obowiązków i samotności w tłumie - tym bardziej przy oglądaniu potrafiłam wczuć się w Margaret i Johna. Ale też w państwa Hale czy Bouchera.
    Kofiko, tak jak napisałaś - John na swoim osobistym polu czuł się niepewnie. W każdym innym - biznesowym przypadku mógł poradzić się matki, skonsultować z innymi przemysłowcami i nagle rozstał sam. Myślicie, że gdyby podzieliłby się swoimi myślami z matką, tak dogłębnie, zrozumiałaby go? Przez całe te dwa odcinki miałam wrażenie, że ta kobieta za bardzo go kocha, żeby móc mu doradzić w takiej sercowej sprawie. Biorąc zwłaszcza pod uwagę jej stosunek do Margaret.

    Zaraz pewnie zacznę mało logicznie pisać, więc tylko jeszcze kilka słów. A'propos ostatniej sceny. Pierwszy raz podczas oglądania N&S popłakałam się po scenie oświadczyn. I niby wiem jak dalej to się potoczy, że koniec nie będzie wcale taki smutny. Ale... głos Johna, jego oczy, wyraz twarzy Margaret, jej zmieszanie. Dokładnie to o czym napisałaś w końcówce swojego komentarza Asiu - pierwszy raz też tak mocno odczułam tą rozpacz i niejaką beznadziejność sytuacji. I po prostu nie mogłam. Pomyślałam sobie wtedy: "Dlaczego oni nie mogą ze sobą normalnie porozmawiać? Dlaczego siebie nie słuchają?"


    Czas na kolejny seans ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kaas,
      Nie dziwię się, że płakałaś przy scenie oświadczyn, bo bez względu czy patrzymy z perspektywy Johna czy Margaret jest tam tyle emocji i w sumie tak bardzo prawdziwych uczuć ( może właśnie dlatego ta scena przynosi mi ukojenie). Myślę, że na tym etapie żadna rozmowa nie pomogłaby im. On z uczuciem na dłoni ( nie tylko z poczucia obowiązku) a ona tak bardzo dumna, żeby nie powiedzieć wyniosła, chociaż pod koniec tej sceny mam wrażenie, ze żałowała swych słów, albo zaczynała go rozumieć. Ale na ich rozmowę pełną wzajemnego zrozumienia musieliśmy poczekać do peronowej sceny.

      Usuń
  6. Wróciłam pospiesznie do domu i czynię potrzebne przygotowania. Nasze róże wyglądają przepięknie, dziewczynki. Świece zapalone, bo chwilę to zwykle trwa, zanim ich cudowny zapach wypełni pokój. Pomaga mi się skupić i poczuć wyjątkowo. Kartki, kilka ołówków, woda... Telefony! Wyłączam i wynoszę. Dom pusty. Nikogo do 21.00. Mama zostaje w pracowni, sweterek kochany sam zaproponował sobie kumpelską siatkówkę, Bej w ogrodzie, balkon otwarty... Ach, gdyby ktoś po cukier lub cebulę? Zadzwonię i uprzedzę mamę, żeby dała wszystko, co trzeba potrzebującemu. Ona rozumie moją RAgorączkę, przynajmniej nie wtrąca się i nie komentuje na całe szczęście... Mam spotkanie z Wami, którego bardzo potrzebuję i które mnie uszczęśliwia. Nikomu moją obsesją nie wyrządzam krzywdy, przynajmniej tak myślę. To część mnie i tylko dla mnie pozostanie dostępna w całości. Moja pasja, terapia na inną terapię, moje zadowolenie, moje marzenie, jakaś ważna część życiowej radości... Wy przecież to świetnie rozumiecie i czujecie podobnie, moje kochane. Ciekawe, co dzisiaj zauważymy, przeżyjemy, co dzisiaj zajmie nasze myśli i zapadnie w serca... Bądźmy razem, choć osobno. Wczoraj poczułam radość RAwspólnoty, kiedy Kaas przesłała zRYSIOwanym swoje RApozdrowienie. Dobrze, że siebie mamy, moje drogie... Ściskam Was i dziękuję Wam za wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uważam, że fajnie jest oglądać z kimś kto rozumie to nasze zauroczenie :) i chyba czułam zapach Twoich róż Kofilko. Dziękuję :)

      Usuń
  7. Och! Uwielbiam te serial! za każdym razem jak widzę fragment to miłość powraca! Ten serial zawsze pomaga mi się skupić na pracy, nawet jeżeli go słyszę jedynie w słuchawkach. Wspaniali bohaterowie. Nie tylko postacie główne, ale Boucher, Fanny, Higgins itp. Serial dopracowany w każdym detalu. Tak bardzo bym, chciała, żeby Rysiek zagrał w jeszcze jednej ekranizacji. Może w Villette, chociaż Pan Emanuel opisywany był jako osoba niskiego wzrostu.
    Powinnam znaleźć czas i oglądnąć N&S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rysiek jest pracoholikiem, ale nawet on nie byłby w stanie zagrać wszystkich postaci wymarzonych przez nas:) Moja lista też jest spora ;) A nawiasem mówiąc, Thorin też do najwyższych nie należy, a już go uwielbiamy:)
      Dzięki, że znalazłaś czas aby tu zajrzeć.:)

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.