piątek, 27 lutego 2015

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część druga.

Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Źródło zdjęcia.

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. 


***
Poprzednia, druga część tutaj


W leśnej kryjówce Robin Hooda panował gwar. Kupiec Wasilij postanowił chwycić się ostatniej deski ratunku i poprosić banitów, postrzeganych w okolicy jako bohaterów, o pomoc. Usiłował spokojnie opowiedzieć przywódcy, co strasznego przytrafiło się jemu i jego przyjaciołom kilka dni wcześniej.
- Podła kreatura – syknął ze złością Robin, czując wzrastające obrzydzenie na sam dźwięk imienia Guy’a.
- Pomóż nam, panie, odzyskać nasze dzieci.
- Wasilij, nie mogę nic obiecać, ale zrobię wszystko, by twoja córka, i córki twoich przyjaciół wróciły cało do domu.
- Ale jak chcesz tego dokonać? – zwątpił Much – Czy zamierzasz po prostu wejść do zamku i porwać wszystkie służące?
- Jeśli będzie trzeba, to tak! Wyzwolę je wszystkie spod jarzma szeryfa!
- Idę z tobą! – zaoferował się Mały John, obracając w dłoniach swój długi, ciężki kij – Rozwalę im łby!
- Robin, może jednak pomyślmy – westchnął Will – Przecież to nie takie łatwe.
- Pomogę tym biednym ludziom, a wiesz, dlaczego? Bo jestem Robin Hood, i nie godzę się na bandyckie porwania niewinnych ludzi przez Gisborne’a i szeryfa!
- Dziękujemy ci, sir Robinie – powiedział Wasilij – Po stokroć dziękujemy. Kiedy tylko Nastya wróci do nas, uciekniemy stąd daleko, gdzie nie sięgnie nas okrutna władza Nottingham!
Nagle do kryjówki wpadła zdyszana Marian. Robin dopadł do niej z tęsknotą i przytulił ją czule.
- Marian, moja ukochana! Co się stało?
- Robin, najdroższy, król…
Dziewczę złapało jego ramię; zdawała się być bardzo słaba. Much podał jej wodę i podsunął stołek, by na nim usiadła. Robin klęknął przy niej i z troską wpatrywał się w twarz swojej ukochanej.
- Król wraca – szepnęła, wyczerpana – Biegłam do was… Podsłuchałam, jak szeryf mówił do Gisborne’a, że król Ryszard jutro o świcie będzie w Grimsby. Guy ma tam na niego czekać z wojskiem, by…
- Boże! Nie możemy do tego dopuścić! Marian, powiedz, słyszałaś coś jeszcze!?
- Nie, kochany, przechodziłam obok komnaty szeryfa i słyszałam tylko ten urywek zdania, że król będzie o świcie w Grimsby, a Gisborne ma już tam być z wojskiem.
- Co możemy zrobić? – zdenerwował się Much – Nie damy rady…
- MY nie damy rady? MY!? – wrzasnął Robin – Zbierajcie się! Musimy ruszać teraz, by do świtu być na miejscu!
- Robin! Myśl! – Will zirytował się lekkomyślnością przywódcy – Jest nas MAŁO! Razem jest nas szóstka! Chcesz w sześciu iść na wojsko Gisborne’a?
- Choćbym miał umrzeć, pójdę! Chodzi o króla, o honor! Nie pozwolę, by dłużej się panoszyli w Nottingham, król wróci, sprowadzę go tu i zrobi z tymi podłymi kreaturami porządek! Poczekamy na powrót Djaq i Alana, i ruszamy.
- Gdzie oni są? – zapytała Marian.
- Poszli na przeszpiegi do Nottingham, mieli pokręcić się tam i posłuchać, co ludzie mówią. Zaraz powinni być.
Rzeczywiście, Alan i Djaq, przebrani za żebraków, wbiegli do kryjówki bardzo rozemocjonowani.
- Król wraca – oznajmili radośnie – O świcie w…
- To samo powiedziała nam Marian. Gisborne będzie tam ze swoim wojskiem, ale my musimy być pierwsi. Przygotujcie się, zaraz ruszamy!
- Sir Robinie – odezwał się stojący z boku Wasilij – A co z moją córeczką? Co z Nastenką?
- Wasilij, teraz życie króla jest najważniejsze. Zajmę się tym, gdy wrócimy. A może nie będzie już potrzeby się tym martwić, wróci król Ryszard i zrobi tu porządek.
- Ale… Obiecałeś…
- Nie teraz. Wszyscy gotowi? Ruszamy!
Robin pożegnał się wylewnie z Marian i z całą swą drużyną ruszył w drogę. Marian również niezwłocznie pospieszyła do Knighton, a Wasilij stał przed kryjówką banitów, zrezygnowany i wściekły. Jak tak można? Obiecał mu uwolnić Nastenkę, a teraz… odjechał. Do króla. Zupełnie, jakby w szóstkę byli w stanie cokolwiek zrobić! A jego wcale nie obchodził jakiś król, chciał odzyskać swoje jedyne dziecko…

***
Joan bacznie obserwowała Anastazję, która trzymała się z daleka od innych służek. Sprawiała wrażenie, jakby chciała unikać wszelkich spięć i kłótni. Joan zauważyła, że dziewczyna często czyni znak krzyża, jednak robi to w sposób inny, niż dotąd jej znany; składała razem trzy palce, dwa pozostałe przyciskając do wnętrza dłoni, a poza tym żegnała się z prawej strony do lewej. Heretyczka jaka czy co!?
- Podejdź no tu – krzyknęła, a dziewczyna posłusznie spełniła rozkaz – Jakiego wyznania jesteś?
- Prawosławnego.
- Taka bogobojna, że musi się co chwila żegnać?
-Modlę się, nie wolno?
- Nie pyskuj! – oburzyła się Joan – Za co się modlisz?
- Za rodziców.
- Tak często?
- O co wam wszystkim chodzi!? Porwano mnie od matki, jestem tu sama, oni byli wszystkim, co miałam na świecie, i nie wolno mi się za nich pomodlić, kiedy czuję potrzebę!? – rozpłakała się Anastazja.
- Uspokój się – huknęła Joan, ale już po chwili złagodniała – Uspokój się, dziewczyno. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy, a już na pewno nie ja.
- Wiem. Pan też jest dobry – dziewczyna otarła łzy, a Joan zmierzyła ją wzrokiem.
- Pan?
- Sir Guy…
- Rozmawiałaś z nim?
- Tak, pan kazał mi usiąść w swojej komnacie, i chciał ze mną pomówić.
- Czego od ciebie chciał?
- Niczego szczególnego – Anastazja przestraszyła się dociekliwości Joan – Czy zrobiłam coś złego? Nie wypadało mi rozmawiać z panem?
- Nie, dziecko, nie bój się… Gisborne lubi czasami zachowywać się dość… irracjonalnie.
- Irracjonalnie?
- Nie zwykł dyskutować ze służbą, a skoro rozmawiał z tobą, musiał mieć wyjątkowo dobry humor. No dobrze, wracaj do swoich zajęć.
Anastazja odeszła, a Joan uśmiechnęła się sama do siebie. Czyżby Gisborne sam zainteresował się skromną i cichą Rusinką? To by się nawet zgadzało… Przecież kilka dni temu, gdy ją tu przyprowadzono, pytał o nią. Najwidoczniej zaintrygowała go na tyle, by poświęcić swój czas na rozmowę z nią – a nigdy nie zajmował się jakimikolwiek dyskusjami ze służącymi. Kto wie, może skończy się ta wieczna Sodoma i Gomora, i sir Guy wybierze sobie jedną kochankę, a Joan nie będzie zmuszona zmagać się z kilkunastoma rozochoconymi ladacznicami, jak zwykła nazywać podległe sobie służki. O ile Anastazja nie odmówi pójścia do alkowy…
- Nie odmówi – szepnęła sama do siebie Joan – Żadna nie odmawia. Głupia by była! Sama bym nie odmówiła, gdyby mnie chciał.
Przysiadła w kącie i zamyśliła się. Jak to jest, że mężczyzna taki jak Gisborne, piękny, silny, o wielkich wpływach i ogromnej pozycji, mężczyzna z władzą o jakiej inni mogą tylko pomarzyć, nigdy nie zmuszał żadnej kobiety do współżycia. Owszem, wzywał je do alkowy, jasno dawał do zrozumienia, po co tam są, ale żadna nigdy nie mówiła, że została do czegokolwiek przymuszona. Guy po tylu latach zresztą doskonale wiedział, które z dziewcząt wręcz zabijają się o możliwość spędzenia z nim choćby kilkunastu minut w jego łożu, a które są zgoła odmiennego zdania. Tych drugich zresztą było jak na lekarstwo. Joan pamiętała jedną ze służących, która odmówiła mu. Wezwana do alkowy, poszła tam i stanąwszy przed Gisbornem powiedziała, że szanuje go, ale nie chce tego zrobić, ponieważ jest to sprzeczne z jej wiarą, a poza tym ma narzeczonego. Trafiła chyba na wyjątkowo dobry dzień, bo Guy pozwolił jej odejść, a po kilku dniach odesłał ją na dwór jednego z baronów. Zdarzało się też, że dziewczęta odmawiały mu z powodu niedyspozycji, choroby – w takich przypadkach nigdy nie był zły, odsyłał je do siebie. Ale nigdy żadnej nie zmuszał. Był na to zresztą zbyt inteligentny, nie potrzebował używać siły – wystarczyło jego spojrzenie. Miał tyle możliwości, tyle chętnych i gotowych na każde skinienie palca kobiet, że nie musiał brać siłą tego, czego chciał. Jedyne, czego chciał, a nie mógł mieć, to Marian – a służące były jej substytutem, miały dać mu to, co najchętniej wziąłby od Marian, ale nie mógł, bo ona była inna. Wyjątkowa, czysta, nieskalana, niczym anioł – służące były do zaspokajania go. Jej po prostu pragnął i cierpliwie na nią czekał, w międzyczasie zaspokajając swoje fizyczne potrzeby ze służbą.
Joan przypomniała sobie jeszcze jedną służącą, kucharkę Annie. Annie była przekonana, że Guy ma inną twarz, niż okrutnik, którego wszyscy widzą, ale nie może jej pokazać. Zwierzała się z tego Joan, rozmawiała z nią wiele razy. Gisborne przez dwa miesiące regularnie wzywał ją do swej alkowy, Annie twierdziła że zmieniał się wtedy. W dzień mógł mijać ją bez słowa, nie patrząc jej w oczy, ale wieczorem był miły, czuły, rozmawiał – niewiele, ale wystarczająco, by czuła się przy nim dobrze. Nigdy nie została u niego na całą noc, choć i tak bawiła u niego dłużej niż inne – potrafił odsyłać ją nawet dopiero po trzech godzinach. Pewnego dnia jednak Annie zmuszona była odejść, a dlaczego – o tym wiedziała tylko ona sama, Joan i Guy.
***
- To tu – Robin zatrzymał swego konia i rozejrzał się dookoła; powoli zaczynało świtać, więc zdążyli.
- Skąd wiesz? – zapytał Will – Król wysłał ci gołębia pocztowego?
- Nie bądź złośliwy! Widzisz te ruiny przy brzegu, i pomost? To stary port. Znając króla, na pewno wybrał to miejsce.
- Tylko że jakoś go nie widać…
- Chodźmy tam.
- Zwariowałeś? – odezwał się Much – Powinniśmy się ukryć, przecież Gisborne ma tu być! Pewnie czai się w tych ruinach…
- Much, myśl! – zganił przyjaciela Robin – Gisborne nie zadziałałby w tak oczywisty sposób! Znając jego przebiegły tok myślenia, czeka na króla gdzieś po drodze, niedaleko stąd, ale nie wie, że my już tu jesteśmy, i  powiemy królowi o wszystkim. Wskażemy mu inną drogę, i uratujemy go!
- Much wyjątkowo może mieć rację – zdenerwował się Will – Na horyzoncie nie widać ŻADNEGO statku!
- Może się spóźnią…
- Słuchajcie Robina! – zagrzmiał Mały John – Idziemy!
Chcąc nie chcąc, drużyna ruszyła w kierunku ruin, planując zaczekać w nich na przybycie króla. W środku tymczasem cicho czekała grupa czterdziestu żołnierzy, ich przywódca przez dziurę w murze obserwował, jak Robin Hood i jego przyjaciele przywiązują konie i kierują się do wejścia.
- Teraz.
Nim Robin z drużyną zdążyli się zorientować, co się dzieje, schwytało ich wojsko szeryfa z Nottingham. Wyrywali się, próbowali walczyć, ale niewiele to dawało w obliczu przewagi liczebnej wroga.
- Mówiłem, że tu będą! – krzyknął Much – Nigdy nie słuchasz!
- Przerost ambicji, co, Hood? – usłyszeli kpiący głos i ujrzeli Guy’a, powoli wychodzącego z ruin – Jak miło cię widzieć! Czekasz na kogoś?
- Gdzie król? Gdzie król, morderco!? – wrzasnął Robin. Gisborne roześmiał się ironicznie.
- Król? Ale jaki… król? Czy my o czymś nie wiemy?
- Gadaj, gdzie król, co z nim zrobiłeś!
- Och, Robin, jesteś tak dziecięco naiwny… Związać go! I całą resztę też!
Gisborne obrócił się na pięcie i ponownie zniknął w ruinach; w tym czasie jego żołnierze związali drużynę Robina i posadzili całą szóstkę pod murem. Will i Much byli wściekli na przywódcę, że ani przez chwilę nie chciał ich słuchać. Alan próbował pertraktować na swój sposób z żołnierzami, ale ci byli niewzruszeni. Mały John i Djaq milczeli, obawiając się najgorszego. W końcu z ruin wyszedł wyprostowany, uśmiechnięty Guy.
- Robin, co tu robicie? W tej malowniczej okolicy? – zapytał – My przyjechaliśmy na… biwak. Nie spodziewaliśmy się takiego towarzystwa!
- Gadaj, gdzie król! – warknął Robin.
- Posłuchaj, Hood, jesteś tępy i naiwny. Nie ma żadnego króla, rozumiesz? To wszystko bujda!
- Król miał przypłynąć o świcie! Powiedziała mi to…
- No? Kto, leśny ludku?
Robin zamilkł. O mało co nie wydał Marian! Co za pech… Jak z tego wybrnąć?
- Ja mu powiedziałam – odparła Djaq, ratując tym samym Marian skórę – Razem z Alanem byliśmy wczoraj w Nottingham, i słyszeliśmy, jak ludzie gadają…
- Wiem, że tam byliście – syknął Guy, chwytając dziewczynę za podbródek – Myślisz, że jestem idiotą? Że nikt was nie rozpoznaje w tych żebraczych łachach? Od razu mi doniesiono, że kręci się paru podejrzanych typków. Wiedziałem, że to ktoś z was, więc dlaczego miałem odpuścić sobie idealną okazję, by się wami zabawić? Od razu wymyśliliśmy z szeryfem bajeczkę o powrocie króla, doskonale wiedziałem, że ściągnie was to tu.
- Naprawdę chciało ci się jechać tu kilkanaście godzin tylko po to, żeby nas schwytać? Mogłeś zrobić to w Sherwood tysiące razy! – odezwał się Mały John.
- Wtedy nie byłoby zabawy, a tak? Ja mam darmową wycieczkę do Grimsby, a was czekają krótkie wakacje w lochach Nottingham.
- Jesteś podłą kanalią, Gisborne – ryknął Robin – Nie cofniesz się przed niczym!
- Owszem, nie cofnę. Ale przynajmniej mam to, czego chciałem. Złapałem was!
- Nie, nie masz tego, czego chciałeś. Nie masz, i nigdy nie będziesz jej miał… NIGDY nie będzie twoja!!!
Robin stracił nad sobą panowanie, i dopiero po chwili zorientował się, że powiedział coś, czego nie powinien. Jak mógł do rozgrywek z Guy’em używać choćby wspomnienia o Marian! W oczach Gisborne’a zapłonął dziki gniew; podbiegł do Robina i jednym ruchem uniósł go w górę, częstując go kilkoma ciosami w brzuch. Cisnął nim o ziemię.
- Zabierzcie stąd te śmieci, nie zanieczyszczajcie wybrzeża – warknął – Do wieczora macie być z nimi w Nottingham. Cele będą na nich czekać!
Guy poszedł za ruiny, wskoczył na swego konia i pogalopował w stronę Nottingham. Wściekły na Robina za słowa, które wyraźnie nawiązywały do Marian. Czyżby oszukiwała go i utrzymywała z nimi kontakty…? „Nie masz, i nigdy nie będziesz jej miał”… Co ten leśny pokurcz sobie wyobraża!? To ON nigdy nie będzie miał Marian! Już niedługo będzie należała tylko do Guy’a… Ale najpierw sobie z nią porozmawia i wyjaśni słowa Robin Hooda. Gisborne uspokoił się nieco i nie zawracał sobie tym głowy, cieszył się, że w końcu schwytał całą bandę banitów. Spieszył do zamku, by jak najszybciej powiedzieć o tym szeryfowi. A ten był cały w skowronkach, gdy usłyszał o powodzeniu misji.
- No no no, Gisborne, wiedziałem że nie jesteś takim tępym półgłówkiem, za jakiego cię miałem! – kąśliwość w jego wykonaniu była bardzo bolesna – Jak się miewa nasza leśna ptaszyna?
- Zaskoczeni i związani, mój panie – Guy uśmiechnął się z dumą – Hood próbował dyskutować, ale… po chwili nie miał już siły.
- Dobrze… Bardzo dobrze, Gisborne, jestem z ciebie dumny! W nagrodę możesz zabawić się dziś z jedną ze służek. Naprawdę zasłużyłeś.
- Dziękuję, panie, za twoją szczodrość – kpiąco mruknął Guy.
- Znaj moje dobre serce, mój ty czarny kochasiu! Przyznaj się, ileś wychędożył bez mojej wiedzy, co? Nie, nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć. Zasługujesz na odrobinę prywatności, prawda, Gisborne? A jak te nowe dziewczęta, które przyprowadziłeś kilka dni temu, nadają się?
- Nie wiem, nie sprawdzałem ich w ten sposób.
- A jakie są? – Vasey oblizał usta w wyjątkowo obleśny sposób, co odrzuciło nawet wytrzymałego Guy’a.
- Nie wiem, jakie są Wenecjanki i Francuzki, panie…
- Ooo tak, Francuzki – przerwał mu szeryf – Słyszałem cuda o ich technice miłosnej. Przyprowadź mi jedną z nich.
- Jak sobie życzysz, panie.
- No ale przerwałem ci, wróbelku, chciałeś powiedzieć jeszcze coś…?
- Tak, panie, chciałem powiedzieć że Rusinka rzuciła mi się w oczy, jest…
- To ją sobie weź! Jesteś moim ulubionym rycerzem, daruję ci ją w prezencie, o!
- Ona jest inna – kontynuował Guy – Cicha, spokojna, i irytująco religijna. Z pewnością jest nietknięta, i nie sądzę, by było jej na rękę stracić cnotę w niewoli, wygląda mi na strasznie bogobojną i porządną.
- Jaki to dla ciebie problem? Jak się postawi, pokaż gdzie jej miejsce, i ulżyj sobie, weź ją siłą. Gisborne, radzisz sobie z Hoodem i jego bandą, a z babą sobie nie poradzisz!?
Guy popatrzył na szeryfa z obrzydzeniem. Jak on mógł!? No tak, z taką twarzą i nikłym wzrostem nie miał innego wyjścia, jak używać siły wobec bezbronnych kobiet…
- Nie jest tępym brutalem, któremu okrucieństwo w takich sytuacjach odpowiada – warknął, niezadowolony – Nie muszę się do tego uciekać. Radzę sobie bez tego.
- Och! Wybacz, zapomniałem że mam do czynienia z rycerzem. Dobra, zejdź mi z oczu, romantyczny kochanku, i nie zapomnij o mojej Francuzce!
Guy zacisnął pięści, ale nie powiedział ani słowa. Czym prędzej opuścił komnatę szeryfa. Ten człowiek czasami obrzydzał go do tego stopnia, że miał ochotę nieco podrasować mu ten jego obleśny uśmieszek swoim mieczem. Co z tego, że miał zaraz po szeryfie najwyższe stanowisko w całym Nottingham, jeśli ten łysy pokurcz cały czas nim pomiatał i bawił się nim – a on, Guy, musiał na to pozwalać, jeśli chciał cokolwiek osiągnąć. Wściekły, skierował się do swej komnaty, ale gdy był przy drzwiach, coś przykuło jego uwagę. Jakiś cień przemknął po korytarzu i skrył się za filarem. Guy raźnym krokiem podszedł tam i chwycił skuloną postać za ramię, popychając ją do światła. Jego twarz wykrzywił okrutny, groźny uśmiech.
- Proszę, proszę… Kogo ja widzę? Witaj, przyjacielu. Zapraszam…
***
Jak zwykle wieczorem służące zebrały się w kuchni, by zjeść kolację. W pomieszczeniu było gwarno, przekrzykiwały się jedna przez drugą, a prym w tym wiodła, jakżeby inaczej, Mary, opowiadając dziewczętom niestworzone historie o wizytach w alkowie sir Guy’a.
- Jest uprzejmy, szarmancki, zawsze troszczy się o mnie – przechwalała się – Pyta mnie o zdanie, całuje mnie…
- Bzdura! – krzyknęła inna ze służek, Madeleine – Gisborne nie całuje! Zabrania zbytniej poufałości, co z tego że nie używa siły, skoro nie daje choć odrobiny czułości!
- Kiedy byłam u niego kilka dni temu, całował mnie jak szalony – uparcie obstawała przy swoim Mary, budząc zainteresowanie służby – Jak weszłam do jego komnaty, przytulił mnie, pocałował i powiedział „Witaj, piękna Mary”, i odtąd szeptał moje imię…
- Kłamie!
- Same kłamiecie!
- Gisborne nie pamięta imion ŻADNEJ z nas, pogódź się z tym, latawico! – prychnęła Madeleine.
- Spokój! – wydarła się Joan, nie mogąc znieść jazgotu służących – Mary, przestań kłamać, sir Guy gardzi tobą, bo jesteś zbyt łatwa! Pchasz mu się do tej alkowy i nawet nie udajesz choć trochę zawstydzonej! To, że jeszcze cię tam toleruje, to tylko dlatego, że wystarczająco szeroko rozkładasz nogi, i to się dla niego liczy! Gdyby było inaczej, nie spędzałabyś w jego komnacie dziesięciu minut, a dziesięć godzin!!!
- Dobrze mówi! – krzyczały dziewki – Głupia ladacznica!
- A wy, zamilknąć! – huknęła Joan – Nie chcę słyszeć ani słowa! Jeść i do łóżek!
Służki zamilkły, a Joan nareszcie mogła chwilę odpocząć. Mary denerwowała ją do tego stopnia, że najchętniej sama pozbyłaby się jej z zamku, niestety nie mogła tego zrobić. Ale miała nadzieję, że sir Guy dojdzie niedługo do podobnego wniosku, i każe się jej pozbyć, tak jak pozbył się Annie – choć ta odejść musiała ze zgoła innego powodu.
Nagle drzwi kuchni otworzyły się szeroko i stanął w nich sam Gisborne. Dziewczęta zamarły, wpatrując się w niego jak w święty obraz; wyglądał jak zwykle – niczym młody bóg. Zszedł powoli po trzech schodkach, kusząco kołysząc biodrami, stanął pośrodku kuchni i rozejrzał się dookoła.
- Anastazja – powiedział miękkim głosem, zwracając wzrok ku speszonej dziewczynie.
- Tak, panie – wstała od stołu i skłoniła się. Jej twarz rozpromieniła się; pan pamiętał jej imię, i wypowiedział je wobec wszystkich!
- Anastazja, pójdziesz ze mną.
- Ale… - dziewczę przeraziło się; oczyma wyobraźni już widziała, co może dziać się w jego komnacie. Nie chciała być jak Mary, nie chciała oddawać mu się, nie mogła…
- Anastazja! – powtórzył ostrzej, ale widząc strach w jej oczach, podszedł do niej i nachylił się do jej ucha – Nie bój się – szepnął po rusku.
Dziewczyna spojrzała na niego, zdumiona. Skąd znał jej język…? Boże, to wszystko w jego ustach brzmiało tak pięknie, a przede wszystkim – jej imię… Dlaczego musiał mówić do niej w tak cudowny sposób?
- Wybacz, panie – powiedziała – Już idę.
Posłusznie podążyła za nim do drzwi. Wszystkie służące patrzyły na nich z niedowierzaniem i poczuły bolesną wręcz zazdrość, kiedy Gisborne otworzył drzwi i przepuścił Anastazję przodem. Wzrok wszystkich podążył ku Joan, która uśmiechała się z zadowoleniem.
- Joan. Za dziesięć minut u szeryfa ma zjawić się jedna z Francuzek – rozkazał jeszcze Guy, po czym znikł za drzwiami, trzaskając nimi głośno.
- Skandal! – krzyknęła Mary – Dlaczego ta ruska dziewucha… Jak on śmie… On mówił do niej po imieniu!!!
Tego było za wiele. Joan poderwała się, podeszła do niej i wymierzyła jej siarczysty policzek.
- NIGDY nie waż się mówić tak o swoim panu! – syknęła – Jeszcze raz coś takiego usłyszę, Gisborne dowie się o tym. A wtedy prędzej, niż jego łoże, ujrzysz stryczek!
Guy tymczasem prężnym krokiem zmierzał ku swej komnacie. Anastazja ledwo mogła nadążyć za nim, a przy tym płonęła rumieńcem, gdy widziała przed sobą jego lekko kołyszące się biodra, jego krągłe pośladki, tak bardzo widoczne pod przylegającymi do ciała spodniami… Nigdy nie znała takiego uczucia, takich grzesznych myśli, mimowolnie zaczęła wyobrażać sobie, co byłoby, gdyby Gisborne zatrzymał się teraz, przycisnął ją do ściany i dotknął jej bioder swoimi…
- Siódme przykazanie, głupia! – zbeształa sama siebie w myślach – Nie cudzołóż… Ani nawet myślą! I dziesiąte, dziesiąte… Nie pożądaj żony bliźniego twego, nie pożądaj domu bliźniego twego, ani sługi jego, ani służebnicy jego, ani…
- Anastazja! – Guy nagle obrócił się i wyrwał ją z zamyślenia.
- Tak, panie?
- Dlaczego się rumienisz?
- Bo… ja, panie… Wybacz mi, czuję się niezręcznie. Zawołałeś mnie po imieniu przy innych dziewczętach…
- Co w tym nadzwyczajnego?
- Nic, panie, po prostu… Dziewczęta opowiadają, że nie pamiętasz ich imion…
- Co jeszcze opowiadają ci dziewczęta? – Guy oparł się dłonią o ścianę i uśmiechnął się ironicznie.
- Mówią… mówią… - zająknęła się dziewczyna – O tym, jaki jesteś w…
- Anastazja – powiedział dźwięcznym głosem, akcentując każdą sylabę jej imienia po rusku, i twardo wymawiając jej imię, nie zangielszczając go – Dokończ.
- Wstydzę się, panie… - szepnęła, ale widząc jego łagodny wzrok, przemogła się – Mówią o tym, jaki jesteś w alkowie, panie. Że dbasz o nie i… że jesteś dobry.
- Dobry. JA jestem dobry. Chodź, przekonasz się, jaki jestem dobry.
- Sir Guy, błagam – dziewczę padło na kolana – Ja nie mogę, ja nie chcę… Szanuję cię, panie, i zrobię dla ciebie co zechcesz, ale… Nie rób mi tego, umrę, jeśli…
- Anastazja, wstań! – krzyknął – I uspokój się. Jeśli dziewczęta tak dużo ci opowiedziały, to powinny też powiedzieć ci, że NIGDY żadnej do niczego nie zmusiłem. A zresztą… skąd przyszło ci do głowy, że po to cię wzywam?
Dziewczyna zwiesiła głowę. Zrobiło jej się strasznie wstyd, posądziła tego dobrego w swoim mniemaniu człowieka o tak niecne myśli… Jak mogła?
- Wybacz mi, panie. Powinnam wiedzieć, że nie wezwałbyś mnie po to. Nie mnie, skoro tyle pięknych kobiet jest na zamku…
Poczuła jednak małe ukłucie smutku, co przeraziło ją niezmiernie. Jak mogła żałować!? Dobry Boże, jak mogło przez myśl przejść jej, że chciałaby… NIE! Nie chciałaby, i nigdy tego nie zrobi! Nie ulegnie mu, nie ulegnie nikomu, to wbrew Bogu, wbrew jej zasadom…
Zatrzęsła się, kiedy Guy wyciągnął w jej kierunku dłoń i położył ją na jej policzku.
- Jeśli miałbym wybierać którąkolwiek z tych pięknych kobiet… Nie byłaby to na pewno Mary. Ale przyprowadziłem cię tu, bo zastanowiłem się nad twoją prośbą.
- Tak, panie? – oczy Anastazji pojaśniały – Podjąłeś decyzję?
- Oczywiście. Jak mógłbym zignorować twoją prośbę…
Chwycił ją za rękę i pociągnął kilka kroków do swej komnaty. Otworzył jej drzwi i pozwolił jej wejść do środka, a to, co tam zobaczyła, sprawiło, że zamarła. Guy zamknął drzwi i stanął obok klęczącego na podłodze Wasilija, który trzymany był przez jednego strażnika, podczas gdy drugi trzymał miecz tuż przy jego szyi.
- Tatku! – krzyknęła Anastazja a Guy, widząc że była gotowa rzucić się w stronę ojca, stanowczo gestem jej tego zabronił – Tatku, co ci zrobili…
- Córeczko, Nastenko moja – szlochał Wasilij – Przepraszam… Nie zdołałem cię uchronić przed tym porwaniem wtedy, ani uratować dziś…
- Tatusiu… Co z nim zrobiłeś!? – krzyknęła do Guy’a, zrozpaczona.
- Zamknij się i nie zwracaj się do mnie tym tonem – warknął – Powinnaś być wdzięczna, gdyby nie ty, twój tatuś od dwudziestu minut siedziałby w lochu, czekając na poranną egzekucję.
- Panie…
- Zamknij się! Zastanawiam się właśnie, co z wami zrobić… Ciężka sprawa.
- Sir Guy, miej litość, oszczędź moje dziecko, nie skrzywdź Nastenki…
- Skrzywdzić Nastenkę? – Guy zwrócił się do Wasilija i patrzył na niego z udawanym współczuciem – Nie mógłbym tego zrobić, Wasilij. To młoda, piękna kobieta, zasługuje na to, by żyć.
- Tatku, sir Guy to dobry człowiek – ze łzami w oczach przekonywała Anastazja – Nie robi mi krzywdy. Jest dobry…
- Słyszysz, Wasilij? Masz bardzo mądre dziecko, ale to ty masz problem. Za wtargnięcie na zamek i chęć zaszkodzenia mi, a przez to bezpośrednio szeryfowi Nottingham, grozi bardzo, bardzo surowa kara… Mogę z całą pewnością stwierdzić, że stracisz dla szeryfa głowę – Gisborne uśmiechnął się w najbardziej podły sposób – Ale wiedz, że jestem dobry, wszak mówi to twoja własna córka.
- Panie…
- Panie, błagam cię – szepnęła Anastazja, padając przed nim na kolana, i patrząc mu prosto w jego niewzruszone, zimne oczy – Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko pozwól odejść mojemu ojcu. Nie chcę już nawet widywać ich, tylko pozwól mu żyć i wypuść go…
- Nastenko, prosisz mnie o zbyt wiele – ironia w głosie Guy’a była aż nadto wyczuwalna.
- Uczynię WSZYSTKO – podkreśliła – Zrobisz ze mną, co zechcesz, panie.
- Nastya, nie! – krzyknął zrozpaczony Wasilij – Nie wolno ci…!
- Wszystko? – Guy wyprostował się, poprawił rękawicę i jednym palcem uniósł brodę dziewczęcia ku górze – Naprawdę?
- Nie!
- Wszystko, mój panie.
Rycerz uśmiechnął się złowieszczo, wbijając wzrok w przerażonego Wasilija. Napawał się tą chwilą, tym, że i on, i jego córka są zdani na jego łaskę. Zrobi dla niego wszystko… Była tak uroczo naiwna! Guy podniósł wzrok na strażników i skinieniem głowy dał im znać, by wyprowadzili Wasilija na zewnątrz. Anastazja chciała zaprotestować, lecz Gisborne chwycił jej podbródek, kciukiem przytrzymując jej usta, i uniósł ją do góry. Strażnicy z jej ojcem opuścili komnatę Guy’a, który swoim zwyczajem okrążył zalęknioną Anastazję. Patrzył na nią z satysfakcją, aż w końcu stanął tuż przed nią.
- Chciałbym, byś powiedziała mi, co możesz dla mnie zrobić – powiedział spokojnie – Powiedziałaś, że zrobisz wszystko. Co miałaś na myśli?
- Panie, ja…
- Przestań udawać skromną i przestraszoną. Powiedz mi, co jesteś w stanie dla mnie zrobić.
- Jestem… Jestem w stanie uczynić dla ciebie wszystko, mój panie – dziewczę spłonęło rumieńcem i głośno nabrało powietrza – Jeśli taka będzie twoja wola, oddam ci się cała – powiedziała łamiącym się głosem – Choćby teraz.
Guy patrzył na nią i… poczuł dziwne, nieznane sobie dotąd ukłucie sumienia. Stała przed nim, nie mając wyjścia, ofiarowując mu jedyne, co miała – swoje ciało, swoją cnotę, którą zgodnie ze swoją religią pragnęła zachować i bronić jej. Teraz nie miała nic do stracenia, stojąc przed wyborem: stracić ojca lub stracić cnotę, nie zastanawiała się ani chwili. Guy’owi zaimponowała jej postawa, ale postanowił jeszcze chwilę się nią zabawić.
- Piękna Anastazjo – szepnął, nachylając się ku niej i ustami wodząc po jej skroni – To niska zapłata za życie twojego ojca, nie sądzisz?
- Panie, nie mam NIC innego! – zdenerwowała się.
- Posłuchaj mnie – chwycił jej nadgarstek i ścisnął mocno, patrząc na nią twardo – To, co mi ofiarowujesz, mogę mieć na każde skinienie palca. Sądzisz, że jeśli zostaniesz tu tej nocy, tylko za to daruję Wasilijowi życie? Jeśli zechcę, i tak tu zostaniesz, a twój ojciec zginie jutro rano.
- Nie zrobisz tego – Anastazja sama była zdziwiona swoim przypływem odwagi – Nie jesteś taki. Nie zmuszasz do tego… Nie weźmiesz mnie siłą. Jesteś dobry, panie…
- Przyjmij do wiadomości, że NIE JESTEM DOBRY! – wrzasnął, odpychając ją – I nie zmuszaj mnie, żebym ci to udowodnił!
- Nie zabijesz mojego ojca…
- Zrobię, co zechcę.
Anastazja bała się, jak jeszcze nigdy w życiu. Postanowiła jednak nie okazywać lęku, i postawić wszystko na jedną kartę. Przełamując wstyd, i w duszy błagając Boga o przebaczenie, podeszła do stojącego tyłem do niej Gisborne’a. Złapała go za rękę; przez grubą, skórzaną rękawicę nie czuła ciepła jego dłoni. Objęła go za szyję i delikatnie pocałowała w usta. Guy cały zesztywniał; jak ona śmiała to zrobić!? Żadnej służącej nie pozwalał na takie spoufalanie, a ona… Bezczelna smarkula! Ale… to było przyjemne. Nieznacznie tylko musnęła jego wargi, lecz poczuł się niespotykanie dobrze. Odsunął jednak od siebie dziewczynę i przez chwilę patrzył na nią groźnym wzrokiem.
- Straż!
Anastazja skuliła się pod wpływem jego srogiego spojrzenia. Bała się teraz bardziej, niż dotąd, a kiedy strażnicy weszli, trzymając jej ojca, serce podeszło jej do gardła. Wasilij był blady jak ściana, jego oczy były pełne łez, ból w nich był dla jego córki nie do zniesienia. Anastazja nieznacznie pokręciła głową, chcąc dać mu do zrozumienia, że nic nie obiecała Gisborne’owi, żeby ojciec nie martwił się o nią.
- Wyjdźcie – polecił Guy, a straż natychmiast spełniła jego polecenie. Anastazja stała pod ścianą, Wasilij klęczał przy drzwiach, a Gisborne chodził przez dłuższą chwilę po komnacie – Co przyszło ci do głowy, żeby wchodzić do zamku szeryfa i próbować uprowadzić jedną z naszych niewolnic?
- Panie, to moja córka – szepnął Wasilij – Musiałem choć zobaczyć, czy jest bezpieczna…
- I co? Przekonałeś się?
- Tak, panie, wiem, że pod twoją pieczą nic jej się nie stanie…
- Przestań pleść bzdury! – wrzasnął Guy – Mogę kazać ją ściąć w każdej chwili! To nazywasz bezpieczeństwem? Naraziłeś ją, głupcze! A teraz powiedz mi, kto cię na to namówił, bo miałem cię dotąd za rozsądnego kupca.
- Robin Hood obiecał mi…
- Kto!? – rycerz zatrząsł się z wściekłości na sam dźwięk tego imienia.
- Robin Hood, panie, obiecał że uwolni moją córkę, ale… za chwilę przyszła jakaś kobieta, nie pamiętam, jak miała na imię…
- Czyżby Marian? – pomyślał Guy, ale odrzucił ten pomysł; przecież na przeszpiegach w Nottingham była Djaq, i to na pewno o niej mówił Wasilij.
- Powiedziała, że król wraca, trzeba go ratować, Robin za nic miał obietnicę i moje dziecko, powiedział że to nie jest ważne, że król…
- Widzisz teraz, jak kończą się konszachty z banitami? – Guy chwycił mężczyznę za ramię i brutalnie poderwał go na równe nogi – Jedna rada: NIGDY nie próbuj mnie rozzłościć i układać się z Hoodem, rozumiesz? Jeśli nie chcesz zrywać kwiatków na pogrzeb swojej jedynej córki, NIE RÓB TEGO.
- Przysięgam, sir Guy, już nigdy…
- Straż!
W mgnieniu oka strażnicy pojawili się w komnacie, gotowi na każdą decyzję Gisborne’a. Ten zwrócił wzrok ku Anastazji, która patrzyła na niego z niemym błaganiem w oczach.
- Wyprowadźcie go stąd – warknął, wpatrując się w dziewczynę – Tak, żeby nikt nie widział. Za bramę miasta. A potem niech robi, co chce.
- Dziękuję ci, panie – powiedział z ulgą Wasilij, a Guy ze złością spojrzał na niego.
- Nie dziękuj, tylko módl się, żeby Hood już nigdy nie stanął na twojej drodze. Zabrać go!
Strażnicy brutalnie chwycili Wasilija, wyprowadzając go z komnaty. Guy zamknął za nimi drzwi i stanął na wprost Anastazji. Sam nie do końca wiedział, jak się zachować, miał kompletny mętlik w głowie.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie – powiedział bez emocji – W ogóle mnie nie obchodzisz. Wasilij jest po prostu pewnym źródłem dochodu, tamta reszta kupców bez niego zginęłaby. Węgier jest za głupi, Wenecjanie nie potrafią sprzedawać, a Francuz jest zwyczajnie tchórzem, jedyne co potrafi, to płodzić kolejne bachory. Powiedz mi, Anastazjo, dlaczego tylko twój ojciec po ciebie przyszedł? Dlaczego tamci nie przyszli po swoje ukochane dzieci? W tej chwili jedna z twoich przyjaciółek Francuzek zabawia szeryfa. Jej niewinne usteczka dają Vasey’owi ogromną rozkosz…
Patrzył, jak dziewczę zaciska powieki. Trochę przesadził, mógł ją za bardzo przestraszyć. Postanowił zmienić taktykę i uspokoić ją  nieco.
- Ty nie trafisz do szeryfa – powiedział stanowczo – Mogę ci to zagwarantować. Nie jestem dobry, Anastazjo, ale twój ojciec wykazał się sporą odwagą, popełniając tak wielkie głupstwo, by cię uratować. Ty też… jesteś odważna. Ale nie zrobiłem tego dla ciebie. To był mój kaprys.
Odwrócił się tyłem do niej i powoli zaczął się rozbierać. Chwilę potrwało, nim Anastazja otrząsnęła się z szoku. Guy zdjął rękawice i rzucił je na łoże, zaczął rozpinać swój skórzany kaftan, kiedy dziewczyna chwyciła jego ciepłą, delikatną dłoń, całując ją z szacunkiem.
- Dziękuję, panie. Za wszystko ci dziękuję…
Ucałowała jego dłoń ponownie, skłoniła się i wyszła, zostawiając go samego z jego sprzecznymi myślami. A ona, mimo że w niewoli, czuła się bezpiecznie – wiedziała, że u jego boku nie stanie jej się żadna krzywda. I pragnęła pomóc temu wyjątkowemu człowiekowi wyjść z mroku, którym się otoczył.


Następna część tutaj.

46 komentarzy:

  1. Szóste i dziewiąte przykazanie jak już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W katolicyzmie owszem, ale nie w prawosławiu. W prawosławiu nie cudzołóż jest siódme, a nie pożądaj żony bliźniego swego dziesiąte ;-)

      Usuń
    2. Sprawdzałam czujność;)
      A czy Szanowny Anonim mógłby nie wstydzić się swojego imienia? Ja nie gryzę.

      Usuń
    3. Czyją czujność? Czyżby tych, którzy nie czytali tydzień temu wyczerpującego wyjaśnienia?

      Usuń
    4. O, cześć Kate:)
      Abstrahując od twojego pytania, wiesz na razie nawet dosyć podoba mi się twój Guy. Czy witalnością kochanka pobije Thorina i Johna?

      Usuń
    5. Miło mi, Robin :) Mając taki zastęp chętnych służek, jak sądzisz?

      Usuń
    6. + dodając Twoje możliwości wyobraźni w tym względzie to sądzę co mam sądzić;) jako, że chora jestem, leżę w łóżku i okropnie się nudzę zaczęłam czytać. Pytanie- czy to będzie znów "poważna" historia czy może raczej spróbowałabyś wpaść w ton komediowy?

      Usuń
    7. Łączę się z Tobą w bólu - ja jakoś wywinęłam się chorobie, choć czwartkowy wieczór uraczył mnie temperaturą 38,5 stopni, na szczęście rano przeszło, ale dla pewności raczę się herbatką lipową - zawsze pomaga.
      Odpowiadając na pytanie, historia będzie generalnie poważna, choć za elementy komediowe można chyba uznać wstawki z Szeryfem, ale całość będzie miała z komedią mało wspólnego. To raczej nie ta tematyka, ale postaram się, by Szeryf występował w miarę często i był dość zabawny.

      Usuń
    8. Choroby zawsze pojawiają nie nie w porę:P Herbatka taka owszem + miód lipowy i sok z malin domowej roboty;)
      A, to szkoda, że będzie poważnie, no ale cóż.
      W każdym razie może coś tam czasem przeczytam;)
      Robin

      Usuń
  2. Kate, muszę przyznać, że Guy jest momentami przerażający - widać, że to okrutnik, który potrafi nie mieć skrupułów, że lubi bawić się ludźmi dla własnej uciechy, że nie ma złudzeń co do otaczającego go świata i zachowuje się jak ktoś całkowicie pozbawiony ludzkich uczuć. Ale to tylko pozory. Docenia wyjątkowość Anastazji i mimo, że z nią też pogrywa, to widać, że coś zaczyna go uwierać – sumienie?
    Bardzo podoba mi się szeryf - znaczy nie podoba, bo to gnida :), ale widać tę na swój sposób chorą zależność Guy'a od niego. Świetna jest też Joan panująca nad "ladacznicami" i dobrze życząca Anastazji, na małpę wyrasta Mary (aż boję się myśleć, do czego może być zdolna :) i jest jeszcze Anie. Coś mi mówi, że to ważna osoba dla Guya.
    A wisienką na torcie jest Robin – nadpobudliwy, z szumnymi hasłami na ustach za to chyba pozbawiony elementarnej inteligencji. :) Reszta leśnej ekipy - poza Willem, też wydaje się niezbyt mądra. I jeszcze zdyszana Marian.
    Mam taką nieśmiałą sugestię. Marian (pewnie dlatego, że to MariAn a nie MariOn) budzi we mnie „ciemną stronę mocy”.:)) Nie mogłaby zakrztusić się wodą i … oszczędzić wszystkim kłopotu? :))) Ale z drugiej strony ... kto wprowadzałby wtedy zamęt?:))
    Dzięki, Kate!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eve myślę ,że na sumienie sir Guy'a jeszcze nie czas , jeszcze głęboko śpi gdzieś wewnątrz niego . Na razie chyba nie podejrzewa ,że można żyć inaczej . Tak bardzo broni się przed tym ,żeby ktoś nie uznał ,że jest dobry jakby uważał to za słabość .
      Myślę ,że Mary nieźle da się we znaki Anastazji , chociaż reszta ,że tak to ujmę ,zamkowego zbioru służących, też może nieźle zamieszać.Zazdrosna kobieta jest zdolna do wszystkiego złego .
      Zgadzam się ,że Robin to wisienka na torcie - wypłosz leśny z wszystkimi objawami ADHD.
      Jestem ciekawa Anastazji , jaka się w końcu okaże .

      Usuń
    2. Basiu, na sumienie jako prawdziwe sumienie, może rzeczywiście jeszcze za wcześnie - ale coś w nim drgnęło i oby poszło w dobrą stronę. I nie wiem, czy bardziej powinnyśmy obawiać się pomysłów Mary czy Mariana, znaczy Marian.:))

      Usuń
    3. Bądź uprzejma nie przypominać o tej ...pani . W Tobie budzi "ciemną stronę mocy " a we mnie wyzwala takie złe ,że aż strach. A jeżeli połączą swoje siły .To się dopiero będzie działo . Mam nadzieję ,że słowiańska krew tak potrafi obronić się przed taką furią .

      Usuń
    4. Wierzę w Anastazję - da radę nawet takiej koalicji. Na pewno!:) Swoją drogą z połączenia Marian(a) i Mary mogłaby wyjść Sarah Caulfield.Tfu! Na psa urok! Lepiej nie kusić licha!:)

      Usuń
    5. Dziewczyny, jak ja lubię Wasze komentarze, bo są zawsze konkretne i na temat, i odnoszą się do samego sedna :)
      Eve, widzę że Tobie też się nóż w kieszeni otwiera na samo wspomnienie zdyszanego Mariana :) Co zrobić, muszę choć trochę trzymać się historii przedstawionej w serialu. I nie zdradzę NIC, co zrobię z jej postacią. Będziesz musiała jeszcze trochę poczekać.
      I obie macie rację, w tym momencie Guy jest okrutnym facetem bez skrupułów, który żyje bawiąc się innymi, ale mimo wszystko gdzieś w nim tli się taka jasna myśl, że może jednak jest szansa, by było inaczej - problem w tym, że tę swoją szansę ulokował w Marian, co, jak widzimy, nie było zbyt szczęśliwym posunięciem :) Tak więc kiedy nie myśli o Marian, nie myśli też o tym, że ma szansę na inne życie. Ale już poznając Anastazję dostrzegł, że nie wszyscy są jednakowi, że świat nie jest czarno - biały, mimo że Anastazja może na pierwszy rzut oka wydawać się postacią mdłą, cichutką i bezbarwną. Otóż nie dla Guy'a :)

      I nawet nie wiecie, jak dobrze się czuję z tym, że macie podobne podejście do Robina. Co za okropny typ! :)

      Usuń
    6. Też o tym pomyślałam ,Tfu trzy razy przez lewe ramię (podobno skuteczne na złe ).

      Usuń
    7. Basiu, jeszcze przydepnąć i trzykrotnie złamać słomkę, a potem też przez lewe ramię. na dokładkę można jeszcze trzy obroty wykonać - też w lewo.:)) Pogaństwo w pełni!:))

      Usuń
    8. Kate, to widzę, że z Marian stanowczo trzeba COŚ zrobić.:) Nie może tak wiecznie Guy'owi przeszkadzać.:)) A już na poważnie, to poczekam spokojnie, co z nią zrobisz. A po TYM Robinie, możesz wszystkie psy z okolicy wieszać.:)

      Usuń
    9. No tak, tak, tylko że psów żal. A ja akurat lubię zwierzęta, więc szkoda je na Robinie (jakimkolwiek) wieszać :)

      Usuń
    10. Można iść jeszcze o północy przy pełni księżyca coś zakopać - każda metoda jest dobra byleby zło sobie poszło .
      A o słomce to nie słyszałam .
      Po dzisiejszym odcinku odniosłam wrażenie ,że w Anastazji drzemie coś .

      Usuń
    11. Wyobraziłam sobie Robina z łukiem w dłoni obwieszonego psami drepczącego przez Sherwood i Marian ratującą go z opresji ... To chyba za dużo "szczęścia".:)))

      Usuń
    12. A te psy to rasowe czy burki wiejskie ?

      Usuń
    13. A co zakopać, Basiu?:) Nie wiem, czy słomka nie ma czegoś wspólnego z palma wielkanocną i uderzaniem nią w węgły budynku, by tak urok odczynić.:)
      Też mam wrażenie, ze Anastazja z pozoru cicha i spokojna ma w sobie siłę i z pewnością z niej skorzysta, gdy będzie trzeba.

      Usuń
    14. Robinowi to chyba najlepiej byłoby w Yorkach.)) Wielkość odpowiednia.:) Z góry przepraszam miłośniczki tej rasy.

      Usuń
    15. Tych Yorków musiałoby być dużo, chociaż nie mówimy przecież to Robin . Na przemian jeden z różową kokardką drugi z niebieską a wokół Marian z gałązką .

      Nie wiem co zakopać - tak słyszałam ,że coś zakopywali o północy.

      Usuń
    16. Tylko nie dawajmy im czerwonych kokardek, bo wtedy ewentualne rzucenie uroku na nic.:) Wizja jak z Mickiewicza nam wychodzi - jeszcze baranek (a nie - mamy Robina w tej roli) i motylek i wianek ... to pomińmy milczeniem.:)

      Usuń
    17. Zapewne wianek ma się dobrze cóż taki Robin-baranek może , a raczej nie może.

      Usuń
    18. Robin to chyba dziś z powodu czkawki zejdzie.:) I co chłopina biedny zawinił? Jest wrogiem Guy'a - to wystarczający powód, by go nie lubić, nie sądzisz?:)

      Usuń
    19. Dziewczyny, no jak tak można obgadywać! Robina uszy pewnie teraz pieką :) Tu yorki, tu baranki, wianki i motyle - a pomyśleć że od Guy'a się zaczęło :)

      Usuń
    20. Zdecydowanie to wystarczający powód.
      Ciekawe czy w Anglii kiedy była grany ten Robin Hood też Robin był postrzegany gorzej od Guy'a

      Usuń
    21. Oczywiście, Kate. Guy jest tu bezapelacyjnie najważniejszy.:) Ale chyba tak nas onieśmiela, zupełnie jak Anastazję, że nie śmiemy mu spojrzeć w oczy.:)

      Usuń
    22. Nie ma obawy na Guy'u się skończy. Bo jak człowiek tak się napasie tym nielubieniem Robina od razu w Guy'u widzę jakieś światełko w oddali ,jakąś nadzieję , że może da się lubić .Bo tego dzisiejszego jeszcze nie lubię .

      Usuń
    23. Basiu, Guy'a dzisiejszego nie lubisz? A chłopak tak się stara... Przecież był miłosierny i litościwy!

      Usuń
    24. Na razie to zimny drań , niech się postara to zobaczymy. No i wiele zależy od tego jak będzie traktował Anastazję .

      Usuń
    25. Na pewno będzie ją traktował tak, jak na to zasługuje. Więcej nie powiem.

      Usuń
  3. "Opowieść zawiera treści erotyczne, więc jeśli nie macie skończonej odpowiedniej ilości lat (to jest 18 lat) aby czytać takie teksty, to proszę nie czytajcie dalej."
    Nie należy się sprzeciwiać.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej strony to strasznie irracjonalne, zważywszy na fakt, że pewne kręgi pragną edukować seksualnie 4 latki i mówić im, jak mogą sobie zrobić dobrze...:P

      Usuń
    2. Wszystko pięknie :) Ale Dziewczyny głosujcie na Empire, bo znów nam RA przegra !
      Przyrzekłam sobie zagłosować przynajmniej 2 x dziennie, dopóki można.
      :)
      AzB

      Usuń
    3. 4-latki?! :0 TO dzieci! One powinny bawić się na podwórku, a nie wpadać w cały ten cyrk życia. Bez komentarza.
      No tak głosowanie, do dzieła drogie panie! :)
      Marta

      Usuń
  4. No no no moja droga zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem... czekam na dalsze części.. Pozdrawiam ALLALOVE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i zapraszam na kolejny piątek :)

      Usuń
  5. Jejku,zakochałam się w tym opowiadaniu <3 Z niecierpliwością czekam na kolejne części :) Kocham te twoje opowiadania Kate,są niezwykłe :) A przy okazji polecam swój nowo utworzony blog,niestety nie o Richardzie(chodź też planowałam ale twój blog jest the best) ale być może komuś przypadnie do gustu(mam nadzieję :) )
    http://wszechmark.blogspot.com/ Polecam !!! I oczywiście czekam na piąteczek :) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Jowito, i dziękuję za ciepłe słowa. No i oczywiście do zobaczenia w piątek, mam nadzieję :)
      Widzę, że Twój blog jest o Holmesach? Ciekawy wybór. Intrygujący panowie :)

      Usuń
  6. Och wybacz Kate, że z tak dużym opóźnieniem, ale nie jestem za dobra w komentowaniu. Postaram się jednak sklecić kilka logicznie brzmiących zdań.
    Ogólnie opowiadanie cud miód malina, ale to wiesz. Jesteś cudowna Kate i co kolwiek napiszesz ja będę oczarowana :D
    Zacznę od Guy'a, który w tej części był trochę przerażający, okrutny i bardziej mroczny niż w poprzedniej, ale to dobrze. Takie chwile mroku powodują, że twój Gisborne jest bardziej podobny do oryginału. Ale mam nadzieję, że Anastazja go w końcu oswoi ;)
    Anastazja mimo że uległa(a nie jest to moja ulubiona cecha) imponuje mi, szczególnie tym jak jest gotowa poświęcić się dla ojca. A ten pocałunek...Hmmmm
    Ach no i Mary, która czuję, że może trochę namieszać. O dziwo polubiłam ją i liczę, że się rozkręci.
    No i mam pytanie czy w serialu to nie Annie miała z Guy'em dziecko? Znaczy to była Annie, ale czy twoja Annie, to też TA Annie?
    Czekam na kolejny...Bardzo niecierpliwie :D
    Pozdrawiam Roza_000

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o to, żeby na wyścigi komentować w piątek :) Ja się wcale nie gniewam.
      Bardzo mnie cieszy, że mrok Guy'a Ci się podoba - taki musi być, bo... po prostu taki jest. Mary będzie próbowała namieszać, owszem, ale z jakim skutkiem? No cóż... zobaczymy. Co do Annie - poczekaj, proszę, do piątku :)

      Usuń
  7. Oj jejku Kate jasne, że zaczekam!!!
    I to teraz sto razy bardziej niecierpliwie!
    Roza_000

    OdpowiedzUsuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.