Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood". Screen Kate. |
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC"Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
***
Poprzednia, jedenasta część tutaj.
Zeskoczył
z konia. Kolejna strzała wbiła się w ziemię tuż przy jego stopie, następna –
przy drugiej. Rozejrzał się, wściekły. Nigdzie nikogo nie widział! Co za
tchórzliwa kreatura, bał się wyjść twarzą w twarz do Guy’a i strzelał do niego
z ukrycia!
- Na
tyle cię stać, Hood? – zapytał ze złością – Celu uczył cię chyba ślepiec!
Kolejna
strzała przeleciała tuż nad jego głową.
- Na
razie ostrzegam, Gisborne! – usłyszał zza siebie – Za chwilę będę poważny!
Guy
gwałtownie obrócił się i zauważył, że krzak nieopodal poruszył się, jednak
kolejna strzała nieomal dosięgła go z drugiej strony.
- To
twoja moralność, Hood? Całą bandą na jednego?
- Nie
zostawiasz mi wyboru! Ile razy to ty napadałeś na nas kilkoro z całym swoim
wojskiem? I prawisz mi o moralności, morderco?
- JA
mordercą!? – Guy powoli obracał się dookoła siebie, nie wiedząc, gdzie tak
naprawdę schował się Robin – Przypomnę ci, przez kogo zginęła moja rodzina… W
końcu ktoś ci to powie w twarz, o ile masz odwagę mi się pokazać!
-
Teraz będziesz zrzucał na innych swoje winy? – krzyknął Hood.
- A
ty będziesz rozmawiał ze mną z krzaków?
Nagle
cała drużyna wystąpiła na polanę, okrążając Guy’a, który uśmiechnął się z aż
nadto widoczną kpiną.
-
Proszę, proszę… - powiedział z udawanym uznaniem – Cała leśna rodzinka…
-
Pozwolę ci odejść – Robin powoli kroczył w jego stronę, celując do niego z łuku
– Ale pod jednym warunkiem. Zwrócisz wolność dziewczętom z Locksley.
-
Och, tylko tyle? Myślałem, że zażądasz tyle, że nie stać mnie będzie na
wykupienie mojego życia!
-
Pójdziemy z tobą do Nottingham i każesz wypuścić wszystkie niewolnice – zażądał
Robin.
-
Poza jedną – negocjował Guy, w ogóle nie biorąc banity na poważnie.
-
Wszystkie wypuścisz! Bo inaczej… Twoja ukochana będzie musiała wbrew swojej
woli opuścić swojego kochającego tatusia. A chyba nie chcesz, żeby cierpiała…?
Guy
po raz pierwszy przestraszył się. Co on chce zrobić Anastazji!? I skąd w ogóle
o niej wie?
-
Śledziłeś mnie – powiedział cicho, zdezorientowany – Po co to wszystko? Chcesz
ją skrzywdzić, żebym ja cierpiał?
- Gisborne,
nie trzeba cię śledzić, żeby wiedzieć, że czołgasz się za rozpieszczoną panną
Marian jak pies!
Rycerz
przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale w końcu dotarło do niego, o kim
mówi Robin, i prawdę mówiąc odetchnął z ulgą. A więc nie wie nic o Anastazji i
nie zamierza zrobić jej krzywdy…
-
Zostaw Marian w spokoju – syknął przez zaciśnięte zęby, kiedy dotarło do niego,
że nie może się zdradzić.
-
Dlaczego się zawahałeś, Gisborne? – Robin machnął mu strzałą przed nosem – Może
miałeś na myśli swoją ruską kochankę? Z którą się żenisz po powrocie króla, z
Marian czy z Anastazją?
Guy
zatrząsł się z wściekłości. Ten wypłosz znał jego tajemnicę i jawnie z niego
kpił!
-
Marian zostanie MOJĄ żoną, możesz sobie o niej pomarzyć.
-
Czyżby?
- Już
niedługo będzie TYLKO moja – roześmiał się nerwowo Guy – A wiesz, co jest
najzabawniejsze? Podczas gdy ty będziesz marznął w tym mokrym lesie, ona będzie
grzała MNIE w TWOIM łożu w Locksley!
- Co
ty nie powiesz!? – słowa Guy’a wytrąciły Robina z równowagi, i zwinnym kopniakiem
powalił Gisborne’a na ziemię – Póki co grzeje cię chyba niejaka Anastazja! Czy
Marian o tym wie?
-
Zamknij się…
- Co,
poruszyłem czuły temat? Lady Anastazja of Gisborne! Skoro tak chętnie pociesza
się w długie noce, dlaczego nie zostawisz Marian w spokoju?
-
Marian cię nienawidzi – warknął Guy – To ty zostaw ją w spokoju.
-
Tak, to prawda. Marian mnie nienawidzi – skłamał Hood – A i ja mam dość jej
próżności i lekkomyślności. Jest pustą, zadufaną w sobie histeryczką. Ale z
przyjemnością zdemaskuję cię przed nią i udowodnię jej, że nie czekasz na ślub
z nią w absolutnej czystości…
- Nie
odważysz się…
Guy w
przypływie szału wydobył miecz i rzucił się na Robina, który zręcznie odskoczył
w bok. Nie spodziewał się ataku, był przekonany, że przyparł Gisborne’a do
muru. Much rzucił swemu przyjacielowi miecz, który ten chwycił w locie. Guy
parł przed siebie, wymachując groźnie bronią, ale Robin całkiem dobrze się
bronił. Niestety w pewnym momencie Guy’a oślepiły ostre promienie słońca, a
Hood, korzystając z okazji, zaatakował go i ostrze jego miecza z łatwością
przebiło skórzany kaftan rycerza. Robin otrzeźwiał w sekundzie i z przerażeniem
patrzył na swój miecz w boku Gisborne’a. Jak to się stało… Przecież… Chciał go
tylko postraszyć i unieszkodliwić!
Martwą
ciszę przerwał przeraźliwy krzyk Guy’a. Nigdy w życiu nie dał się jeszcze tak
zranić! Zawsze mu się udawało, nawet w najgorszych opałach, a teraz… Pokonał go
brudny, śmierdzący banita! Krzycząc z bólu machnął mieczem, odpędzając od
siebie Robina, a gdy ten szarpnął rękojeść, o mało co nie upadł, czując jak
ostrze opuszcza jego bok.
-
Mówiłeś… że nie zabijasz – wycedził Guy przez zęby.
- To
dopiero początek, Gisborne. Ostrzeżenie.
Guy
uniósł wzrok i… zamarł. Tuż za Robinem pojawiła się kobieta. Doskonale ją znał.
Ale… skąd ona tutaj? Wydawało mu się przez chwilę, że umiera i całe życie
przelatuje mu przed oczami, dlatego ujrzał ją tuż przed śmiercią, ale…
wyglądała tak realnie…
- Guy
– odezwała się wreszcie i z przerażeniem patrzyła na zakrwawioną dłoń
Gisborne’a, który padł na kolana.
-
Isolde? – Robin odwrócił się w jej stronę – Co ty tu robisz? Miałaś zostać w
kryjówce!
- Guy
– powtórzyła kobieta, zbliżając się do Gisborne’a.
-
Isabella… - jęknął, zwijając się z bólu – Ty… co ty tu…
-
Jak… Jaka Isabella? – krzyknął Hood.
-
Odnalazłam cię, bracie, po tylu latach…
-
Isabella, nie zostawiaj mnie teraz… Isabella…
Kobieta
była rozdarta. Z jednej strony nienawidziła go całym sercem, z drugiej jednak –
był jej bratem, który właśnie konał na jej oczach. Co miała robić? Zirytowane
spojrzenie Robina wcale nie pomagało. Czuła się okropnie.
-
Isolde, wyjaśnij mi to! – zażądał banita.
- Nie
jestem Isolde – oznajmiła butnie – Jestem Isabella of Gisborne.
- Ty…
Ty jesteś…
Kiwnęła
głową, patrząc z góry na Guy’a. Tak. Była jego siostrą. I pewną satysfakcję
sprawiało jej patrzenie na jego cierpienie, to, że jest od niej zależny, że
patrzy na nią błagalnie…
-
Isabella – szepnął – Dlaczego ty i… ten łachudra… Jesteś Gisborne! – krzyknął
pomimo bólu – Nie masz prawa zadawać się z ŻADNYM Locksley’em!!!
-
Będę robić to, na co mam ochotę. Nienawidzę cię, Guy. Dobrze o tym wiesz.
Odwróciła
się na pięcie i odeszła od niego; kiedy mijała Djaq, zapytała dyskretnie, czy
jej brat przeżyje. Gdy ta kiwnęła głową, Isabella odetchnęła z ulgą i chciała
jak najszybciej odejść, ale… ktoś jeszcze pojawił się na leśnej polanie.
***
Anastazja
z rozrzewnieniem patrzyła na oddalającego się na koniu Guy’a. Był wspaniały,
podarował jej cały dzień z ukochanymi rodzicami… I jak mogła nie uwielbiać tego
człowieka? Jak mogłaby go nie kochać i nie wspierać?
-
Nastenko – odezwał się Wasilij, gdy Gisborne zniknął gdzieś za drzewami –
Spójrz na mnie…
Dziewczę
posłusznie odwróciło się w stronę ojca; na jego twarzy malowało się zatroskanie,
z pewnością bał się o jej życie, przyszłość w Nottingham u boku tego człowieka.
Wszyscy przecież wiedzieli, że sir Guy of Gisborne zakochany jest w lady
Knighton i zamierza poślubić ją po powrocie króla z krucjaty!
-
Jesteś pewna co do uczuć tego człowieka? – zapytał niepewnie.
Anastazja
uśmiechnęła się ciepło.
-
Tatku, niczego nie byłam nigdy bardziej pewna. Guy troszczy się o mnie, broni
mnie przed wszystkimi, opiekuje się, nosi na rękach…
- Ale
nadal jesteś jego służącą.
- To
nie ma znaczenia – odparła – Zrobi dla mnie wszystko.
-
Dziecko! Ten człowiek to okrutny morderca! – lamentowała jej matka – Nie ma
uczuć! To ohydny prześladowca uczciwych, biednych ludzi!
-
Mamo, sir Guy zmienia się. Uwierz mi, że tamto to już przeszłość. Spędzam noce
na rozmowach z nim, przekonuję go, by był taki, jak niegdyś jego matka, że może
być uczciwym, dobrym człowiekiem. Wiem o nim tyle, ile nikt inny nie wie.
Zwierza mi się z intymnych i bolesnych wspomnień, ufa mi jak nikomu innemu…
- A
mimo to żeni się z inną, kiedy król Ryszard wróci!
- To
nie jest przesądzone – mruknęła niechętnie – To JA jestem kobietą sir Guy’a. On
nie kocha lady Marian, potrzebuje tylko trochę czasu, by zerwać tę znajomość.
Kłamała,
ale tylko po to, by uspokoić swą matkę. Nie mogła znieść pretensji w jej
głosie, bo gdyby miała spojrzeć na swój romans z Guy’em obiektywnie, musiałaby
przyznać, że to było samobójstwo. Młoda, religijna dziewczyna schodzi na
ścieżkę grzechu z okrutnym, podłym rycerzem – to nie wyglądało dobrze. Ale
Anastazji to nie przeszkadzało.
-
Uwierzcie mi, że on mnie… kocha – powiedziała, nie patrząc rodzicom w oczy –
Już niedługo skończą się plotki o ślubie z lady Knighton.
-
Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego, czego mogłabyś się wstydzić – zażądał
twardo Wasilij.
Anastazja
spojrzała mu prosto w twarz.
-
Obiecuję. Nie mogę wstydzić się tego, że kocham człowieka, który mnie
potrzebuje i zmienia się dla mnie.
-
Kocham cię, córeczko – z oczu kupca popłynęły łzy, gdy przytulił swe jedyne
dziecko – Ale przysięgam, jeśli Gisborne cię skrzywdzi, to zawiśnie na tym –
wskazał palcem w górę – drzewie.
-
Dobrze – roześmiała się – Wtedy ci w tym pomogę.
Usiedli
pod drzewem i rozmawiali. Mieli sobie wiele do opowiedzenia, tak wiele, że
zdawało się, że nie starczy dnia na to wyjątkowe spotkanie. Jednak Anastazja
miała złe przeczucia… Kiedy nagle usłyszała dobiegający z daleka, przeraźliwy
krzyk, zerwała się na równe nogi.
- To
Guy! – krzyknęła, przestraszona – Poznaję! Boże, coś złego mu się stało!
-
Nastenko, może ci się wydaje…
-
Tato, poznam jego głos zawsze! Muszę tam biec!
Popędziła
przed siebie ile sił w nogach. Wasilij, wiele się nie namyślając, pobiegł w
ślad za nią, nie chcąc zostawiać swej córki w niebezpiecznej i trudnej chwili.
Gdy Rusinka zbliżała się do polany, usłyszała głos:
- Nie
jestem Isolde. Jestem Isabella of Gisborne.
To
niemożliwe… Isabella pojawiłaby się tak nagle w Sherwood? Anastazja z
niewielkiego pagórka widziała już wszystko, co działo się na polanie i ujrzała,
jak piękna, ciemnowłosa kobieta nachyla się nad jej ukochanym, który klęcząc na
ziemi, trzymał się za bok.
-
Isabella, dlaczego ty i… ten łachudra… Jesteś Gisborne! Nie masz prawa zadawać
się z ŻADNYM Locksley’em!!!
-
Będę robić to, na co mam ochotę. Nienawidzę cię, Guy. Dobrze o tym wiesz.
Odwróciła
się i odeszła do kobiety z bandy Robina, a wtedy Anastazja wbiegła między nich,
padając na kolana przy rycerzu.
-
Boże, Guy! – krzyknęła, chwytając jego zakrwawioną dłoń – Co oni ci zrobili…!?
-
Nastenko, jesteś tu – jęknął z niedowierzaniem – Jak… skąd wiedziałaś…
-
Usłyszałam twój krzyk – odparła, po czym odwróciła się do Robina – Co mu
zrobiliście!?
-
Tylko tyle, na ile zasłużył – wtrąciła się Isabella – A kim ty jesteś?
- Ty
jesteś jego siostrą, podła czarownico!
-
Idziemy stąd, Robin!
- Jak
możesz mu to robić!? – kontynuowała Anastazja – Pozwoliłaś mu – zerknęła na
zakrwawiony miecz w dłoni Hooda – skrzywdzić własnego brata!?
Isabella
bez słowa odeszła, za nią Djaq, Much i John. Robin tkwił w miejscu, choć Will
dawał mu znak, by iść. Zaszokowała go ta cała sytuacja, to, że Isolde okazała
się nie być Isolde, a Isabellą of Gisborne, i to, że ruska służąca była gotowa
dla tej podłej kanalii na wszystko!
-
Podobno nie zabijasz ludzi – mruknęła z wyrzutem, podwijając kaftan Guy’a i
patrząc na jego krwawiącą ranę – Jak mogłeś!?
-
Anastazjo, ja…
- Nie
używaj mojego imienia, brzydzę się tobą! – warknęła, po czym spojrzała z
przejęciem na Guy’a – Kochany, zaraz coś wymyślimy, nie przejmuj się, mój
ojciec już tu idzie…
- Jak
możesz… z tym śmieciem! – wrzasnął Hood – To bandyta, podła kanalia!
Rusinka
chwyciła miecz Guy’a i zerwała się, wyciągając broń w kierunku banity. Czubkiem
ostrza dotknęła jego szyi; Guy leżał bez sił na ziemi i z niedowierzaniem
patrzył na jej reakcję i odwagę. Stanęła w jego obronie bez chwili namysłu.
- Odejdź
stąd, póki jeszcze żyjesz – wycedziła cicho – Uwierz, że nie zawaham się zrobić
tego, co ty zrobiłeś jemu, po wielokroć.
-
Anastazjo…
-
Wynoś się!!!
Robin
uniósł ręce w geście rezygnacji i zrobił krok w tył, w tym momencie na polanę
wbiegł Wasilij. Rusinka odrzuciła broń i z powrotem dopadła do swego
ukochanego. Blady, z trudem łapał powietrze, trzymając się za bok, a krople
potu lśniły na jego czole. Patrzył na nią pełen nadziei.
- Nie
powinno cię tu być – wyszeptał z trudem – Poradziłbym sobie.
-
Jak? Ten tchórz dobiłby cię, leżącego! Nie przejmuj się, kochany, zaraz
zabierzemy cię na zamek.
- Nie!
– krzyknął, choć nie był to najlepszy pomysł, bo sprawiło mu to ból – Nikt nie
ma wiedzieć. Nikomu nie powiesz, co się stało.
-
Ależ Guy… Musimy zawiadomić medyka! A szeryf? Jeśli będzie czegoś od ciebie
potrzebował?
-
Nastenko, nie utrudniaj – westchnął ciężko, próbując się podnieść.
-
Pomogę ci, sir Guy – zaoferował się Wasilij.
Gisborne
nie oponował, pozwolił by kupiec wsparł go ramieniem i podniósł z ziemi. Hood
tymczasem powoli wycofywał się z polany, obserwując i nie rozumiejąc, jak ci
poczciwi ludzie mogą przejmować się kanalią, jaką był Gisborne! Przecież
jeszcze niedawno Wasilij chciał jego pomocy, a teraz… dobrowolnie oddał mu
swoją córkę? Nie mieściło mu się to w głowie. Ostatni raz spojrzał w ich
stronę, a jego wzrok spotkał się z przepełnionym nienawiścią spojrzeniem Guy’a.
-
Pożałujesz, Hood – warknął – Zemszczę się!
-
Uspokój się – poprosiła go Anastazja, widząc po jego twarzy, że wszystko
sprawia mu ból.
-
Zabiję go…
-
Guy!
Spojrzał
na nią ze zdziwieniem; nigdy jeszcze nie podniosła na niego głosu! Popatrzyła
na niego karcąco i poszła po konia, który na szczęście nie uciekł, a oddalił
się o kilkanaście kroków. Guy oparł się na ramieniu Wasilija.
-
Zabierz ją ze sobą – polecił – I pilnuj. Miała spędzić z wami cały dzień.
-
Obawiam się, panie, że żadna siła jej tu nie zatrzyma.
-
Zmuś ją!
- Nie
puści cię samego! Ja zresztą jestem tego samego zdania.
-
Wasilij, nie próbuj mojej cierpliwości…
- Koń
czeka – oznajmiła Anastazja – Guy, dobrze się czujesz? Boże, jesteś tak blady…
- Nic
mi nie jest, wracaj z ojcem.
-
Tato, pomóż mu wsiąść na konia.
Guy
chciał odepchnąć kupca, ale nie miał na to siły. Pozwolił więc sobie pomóc bez
protestów. Anastazja wsiadła na konia przed mężczyzną, by mógł wesprzeć się na
niej. Powoli odjechali w stronę Notingham. Czuła, że Guy kurczowo trzyma się
jej, że coraz ciężej oddycha. Oby tylko nic mu się nie stało…
-
Szybciej – szepnął bezsilnie – Proszę, chcę zaraz być w Nottingham…
-
Wytrzymasz? – zapytała, zmartwiona – Może potrzebujesz postoju?
-
Jedź.
Czuła
to, jak bardzo Guy cierpi, ból musiał być nie do zniesienia. Czuła też, jak jej
suknia przesiąka krwią w miejscu, gdzie ich ciała stykały się. A co, jeśli
stanie mu się coś złego? Jeśli rana okaże się zbyt poważna, a on… umrze? Nie!
Nie mogła tak myśleć. Przecież dzielnie się trzyma, na pewno potrafiłby znieść
jeszcze więcej. Zgodnie z rozkazem przyspieszyła, i już niedługo byli pod
murami miasta. Guy zaciskał zęby, usiłując zejść z konia, Anastazja próbowała
mu pomóc, ale wszystko, co robiła, sprawiało mu tylko większy ból. Gdyby miała
tyle siły, by wziąć go na ręce, wszystko byłoby prostsze. Tak mogła tylko
patrzeć na jego cierpienie. Guy stanął w końcu na ziemi i wyprostował się ze
zbolałą miną. Była przerażona; jak on zamierzał udawać, że wszystko jest w
porządku!? Ledwo mógł utrzymać się na nogach, był blady jak kreda, jedynym
pocieszeniem było to, że na czarnym stroju nie było widać krwi. Może nikt nie
pozna, że coś jest nie tak…
- Idź
tuż za mną – polecił jej – Masz zachowywać się jak normalna służąca. Nie
dotykaj mnie, choćby nie wiem, co się działo.
-
Dobrze, panie – odparła z lękiem.
Spojrzał
na nią krótko i ruszył przed siebie. Sam nie wiedział, skąd znalazł takie
pokłady sił – raniony w bok, krwawiący, szedł wyprostowany w stronę zamku.
Każdy krok bolał, robiło mu się coraz słabiej, a oczy zaczynała zasnuwać mu
mgła. Zachwiał się raz, ale Anastazja nawet nie zdążyła mu pomóc. Guy szedł
naprzód, nie oglądając się na nic. Minął strażników, nie zaszczycając ich nawet
spojrzeniem, i z pozorną łatwością wskoczył na schody. Bolało. Złapał się muru
i wziął głęboki oddech, ale ruszył dalej z podniesioną głową. Anastazja z
lękiem wyglądała, czy nikt nie nadciąga z naprzeciwka; droga jednak była pusta.
Guy kroczył coraz wolniej, trzymając się ścian.
-
Guy, na Boga! – szepnęła Rusinka – Pozwól sobie pomóc!
-
Anastazjo…
-
Guy!
- Idź
przodem – rozkazał – Nic mi nie jest…
Pokręciła
głową z dezaprobatą, ale wypełniła polecenie. Ruszyła w kierunku jego komnaty,
oglądając się co chwilę do tyłu. Serce jej się krajało, gdy widziała go w takim
stanie, widziała też, że naprawdę jest z nim coraz gorzej, i chciała wzywać
pomocy, ale nie chciała mu się sprzeciwiać. Nie rozumiała jego uporu, ale była
posłuszna. W końcu oboje dotarli do komnaty; Anastazja otworzyła mu wrota, a
kiedy je za nim zamknęła, Guy z przeraźliwym okrzykiem padł na podłogę. Jego
krzyk przepełniony był ogromnym bólem, zdawało jej się jakby musiał wyrzucić z
siebie całe to cierpienie, które doskwierało mu przez ranę zadaną przez banitę.
-
Guy, kochanie – uklękła przy nim – Wytrzymaj…
- Nastenko,
proszę, nic nie mów nikomu – szepnął niemal bez sił; był coraz bledszy.
-
Guy! Nie odchodź!
Potrząsnęła
nim lekko, widząc, że omdlewa. Była zdezorientowana, nie wiedziała, co robić –
czy zostać z nim w komnacie, czy wbrew jego zakazowi wezwać medyka. Podjęła
decyzję widząc jego wykrzywioną bólem twarz. Kurczowo trzymał się za krwawiące
miejsce. Anastazja postanowiła działać. Wytężyła wszystkie siły, by podnieść go
i przenieść na łoże pomimo bólu, jaki mu tym sprawiała. Delikatnie zdjęła z
niego ubranie i spojrzała na ranę. Nie była raczej głęboka ani nie krwawiła
mocno, ale mimo wszystko wyglądało to dość poważnie.
- Nic
się nie bój. Zajmę się tobą, wyzdrowiejesz.
-
Nastenko… - szepnął, odpływając.
-
Guy… Guy! Nie odchodź! Zostań!
Rozpaczliwie
potrząsała nim, ale to nic nie dało. Zemdlał, tracąc resztę sił. Był tak
dzielny, wytrzymując całą drogę z Sherwood i idąc prosto, by nikt nie widział
jego bólu… A teraz leżał bezbronny. Nie mogła na to patrzeć. Wybiegła z
komnaty, zamykając ją na klucz, by nikt nie mógł tam wejść, i pobiegła po
medyka. Nie spodziewała się jednak, że niespodziewanie na dziedzińcu spotka
szeryfa…
-
Och, Anastazjo, dzień dobry! – przywitał się – Jak zdrowie?
-
Dziękuję, panie, nie narzekam – odparła, wyraźnie niezadowolona.
-
Gdzie idziesz?
- Ja…
-
Nieważne. Gdzie Gisborne?
-
Jest w Locksley, mój panie – skłamała, nie tracąc zimnej krwi – Przysłał mnie
tu po pewną rzecz i kazał natychmiast wracać.
- Ach
tak! A co robi w Locksley, moja panno?
- On…
Miałeś rację, panie, zawróciłam mu w głowie tą piękną suknią. Sir Guy zażądał,
bym spędziła z nim cały dzień i kolejną noc sam na sam w Locksley.
-
Och! Mój serdeczny przyjaciel w końcu zrozumiał, od czego są kobiety! –
roześmiał się Vasey – Zapamiętaj to, Anastazjo. Nie od kochania, a od
chędożenia. Grunt, żeby się Gisborne wyszalał i wyładował, a ty masz być tylko
piękną, kuszącą i zawsze otwartą przynętą. Masz zgadzać się na wszystkie, nawet
najbardziej obrzydliwe jego zachcianki. Rozumiesz?
- Tak
robię, mój panie. Wybacz, ale sir Guy czeka. Jest bardzo, bardzo… rozochocony.
-
Cudownie, laleczko. Tak trzymaj!
Anastazja
czuła się okropnie, że musiała tak powiedzieć o swoim ukochanym. Zatrzęsła się
na samą myśl. Nie podobało jej się również to, jak traktował ją szeryf. Był
odpychający. Ale nie to było najważniejsze. Pobiegła do medyka i uparcie
stukała do drzwi, których nikt nie chciał jej otworzyć. W końcu jednak mężczyzna
zirytowany hałasem wyszedł przed dom.
-
Czego? – krzyknął – Jest niedziela, nie pracuję, głupi kocmołuchu!
-
Błagam cię, panie! Tu nie chodzi o mnie, a o sir Gisborne’a! – klęknęła przed
medykiem – Jest ranny, ale zabronił komukolwiek mówić. Jeśli mu nie pomożesz,
może zginąć!
-
Wynocha, kłamczucho!
-
Panie, zlituj się! Jestem służącą sir Gisborne’a, na własne oczy widziałam jak
został raniony w bok… Ledwo żyje, ostatkiem sił dotarł do miasta z Sherwood i
omdlał w swojej komnacie! Jeśli mu nie pomożesz i on umrze, będę zmuszona
donieść szeryfowi, że odmówiłeś pomocy jego przyjacielowi…
Medyk
przestraszył się, zrozumiał, że dziewka może mówić prawdę. Cofnął się i wziął
wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy jednak odwrócili się i chcieli
skierować w stronę zamku, ich wzrok przykuła tajemnicza, zakapturzona postać,
przyglądająca się im z naprzeciwka. Medyk mimo to ruszył naprzód, ale Anastazja
wpatrywała się w sylwetkę kogoś, kto uparcie się w nią wpatrywał. W końcu
postać zdjęła kaptur. Rusinka nie wierzyła własnym oczom.
- To
ty – szepnęła z niedowierzaniem – Jak możesz tu przychodzić…
-
Mogę – odparła kobieta, uśmiechając się ironicznie. Anastazja doskonale znała
ten uśmiech, bo Guy robił to identycznie – Mogę, ponieważ to mój brat.
Anastazja
nie mogła pojąć, jak ta kobieta mogła być tak bezczelna! Ominęła ją szerokim
łukiem i dołączyła do medyka, który właśnie zbliżał się do zamku. Nie mogła się
nią przejmować. Teraz zdrowie jej ukochanego było najważniejsze.
Aktualizacja 20/05/2015, następna część tutaj.
Aktualizacja 20/05/2015, następna część tutaj.
Z siostrą miałam rację ;) Wspaniały rozdział ,to jak Anastazja mówi ojcu o swoich uczuciach <3 I Guy cudowny jak zawsze <3 Znów czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;) I ciekawe jak to będzie z tą siostrą ...
OdpowiedzUsuńMiałaś rację, miałaś, ale tydzień temu nie mogłam tego zdradzić :) Z siostrą będzie różnie, ale wiadomo - ona też nosi nazwisko Gisborne, więc to u nich rodzinne.
UsuńDzięki za przeczytanie, polecam się za tydzień :)
Gadanie Anastazji przypomina mi te wszystkie kochanki, które wierzą, że facet porzuci dla nich żony, że naprawdę je kocha, że dawny związek to już przeszłość i liczą się tylko one.
OdpowiedzUsuńAnastazja brzydzi się Robinem, bo zranił Guy'a, ale Guy'em, który nie raz zabijał już nie? Ach, co ta miłość robi z człowiekiem - oślepia, ogłupia...
"Co oni Ci zrobili...!? (...) Co mu zrobiliście!?" - Anastazjo, to bardzo złożona kwestia. Zastanówmy się, co mogli mu zrobić:
a) ogłuszyć - ale to nie tłumaczy krwawiącego boku, no i byłby nieprzytomny
b) postrzelić - och, no tak, wtedy nie było broni palnej, wybacz, Anastazjo ;)
c) otruć - ale to dalej nie tłumaczy krwawiącego boku
d) zranić jakimś ostrym przedmiotem - no tak, np. mieczem :). Widzisz, Anastazjo, to nie było takie trudne ;)
:DDD
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Anastazja nazywa Isabellę podłą? Przecież ona nic nie zrobiła.
Otóż, moja droga, Anastazja jest tak jak te inne kochanki, z tą różnicą, że z Marian nie łączy Guy'a ŻADEN związek, plus ona wie (bądź domyśla się), że Marian nie jest uczciwa wobec niego, więc tu szuka swojej szansy. A raczej chce go od niej uratować.
UsuńBrzydzi się Robinem, ponieważ zranił człowieka, którego kocha - a który, jak sama wierzy, powoli zmierza w stronę dobra. Poza tym uwierzyła Guy'owi, który opowiadał jej o tym za co nienawidzi Robina. A Guy obwinia Locksley'ów o wszystko, co można.
Dlaczego nazywa Isabellę podłą? Pomyślmy... może dlatego że jej brat leży ranny, a ona stoi po stronie Robina? Sama bym tak zareagowała w pierwszym odruchu w podobnej sytuacji.
Twoja wyliczanka abcd świadczy o wysokim natężeniu ironii w Twojej krwi, zatem domyślam się, iż nie oczekujesz odpowiedzi na to jakże złożone pytanie Anastazji :)
Tak, to była ironia, brawo! :)) Ale taka ironia uśmiechem, nie złośliwością ;)
UsuńA ja bym raczej rzuciła coś w stylu "co tak stoisz, zrób coś", a nie zaczynała od wyzwisk.
No przecież wiem, że jest kochanką, widzę ;). Ale nie wszystkie tak gadają. A Anastazja akurat zalicza się do tej, hm, łatwowierniejszej grupy ;)
Jeannette
* "z uśmiechem", zjadłam literkę ;)
UsuńJeannette
O, a tak w ogóle to jak to Guy'a i Marian nie łączy żaden związek? Przecież on chce się z nią żenić, to bardzo poważny związek.
UsuńJeannette
Tak, on chce się żenić, ale TYLKO on. Wszyscy o tym wiedzą: szeryf, służba, nawet o dziwo sama Marian (która zwykle nie wie, czego chce) w tym przypadku jest zdecydowana, ale tak go zwodzi, że ślepo zakochany (zakochany to może nie takie słowo, ale zostawmy) Guy sądzi że to będzie ślub stulecia którego wszyscy oczekują. Tak prawdę mówiąc to (przynajmniej u mnie) Guy jej się oficjalnie nie oświadczył więc nie są nawet narzeczeństwem, a po prostu jęczy jej o ten ślub jak zbity pies. Jak dla mnie to nie jest związek, tylko skomlenie o łaskę panny M. :)
UsuńOwszem, skomlenie, ale ona jednak przyrzekła mu ślub, jak król wróci. Jasne, że nie zamierza za niego wychodzić, ale to się nie liczy, ważne jest to, co oficjalne. W ich przypadku to jest już jednak wysoki stopień sformalizowania relacji ;P
UsuńJeannette
Sformalizowania? Być może, bo by byli naprawdę narzeczonymi, potrzeba dobrej woli z obu stron. Tu jest tylko zasłona dymna dla zakulisowych działań Marian. I wydaje się, że wszyscy o tym wiedzą poza Guy'em.
UsuńTak, ja się zgadzam, tylko ciężko powiedzieć, że osoby żyjące w średniowieczu i zamierzające się pobrać nie są połączone żadnym związkiem ;). Nawet dziś narzeczeństwo to już poważna sprawa, bez względu na motywy stron :)
UsuńJeannette
Ale nie koniecznie musi to być związek uczuciowy. A już zupełnie niekoniecznie w średniowieczu.:)
UsuńA kto tu mówi o uczuciach? ;) O nie, uczucia to już zupełnie co innego :). I choć często łączą się z narzeczeństwem i małżeństwem, to jednak nie zawsze ;)
UsuńJeannette
To ciekawy pogląd, ale odbiegamy od tematu.:)
UsuńGuy'owi wydaje się, że kocha Marian, a Marian nie kocha go. Woli leśniczego, który kocha tylko króla, Anglię i siebie (w dowolnej kolejności:). Z kolei Anastazja kocha Guy'a, a on jej (jeszcze nie). Chyba tylko szeryf będzie w stanie znaleźć odpowiednie określenie stopnia formalności w tym wielokącie.:)
O, i to właśnie, Eve, jest najlepsza puenta tej dyskusji :)))
UsuńTo nie pogląd, to rzeczywistość ;). I moja opinia niczego nie zmieni :)
UsuńRobin kochał Marian. A ona jego. To akurat jest pewne.
Jeannette
Fajna akcja Jeannette:) Szkoda, że mi samej już się nie chce komentować, a byłoby jak dawniej;)
UsuńRobin
Ze specjalną dedykacją dla Ciebie, Robin ;))
UsuńJeannette
I nie pomyliłam się, że Isolde to Isabella.:) Fajnie, że zwróciłaś uwagę na szczegół łączący rodzeństwo: sposób w jaki uśmiechają się. Pytanie tylko czy odnaleziona siostra będzie chciała wyjaśnić przeszłość i odzyskać brata, czy może wciąż ma pretensje do Guy'a za to, że wydał ją za mąż.Nie odpowiadaj. Poczekam spokojnie.:)
OdpowiedzUsuńAnastazja potrafi zawalczyć o Guy'a. Marian chyba nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, kogo ma za przeciwniczkę. A Guy jest sobą: bardziej boli go upokorzenie przez Robina niż rana. I chyba lepiej, by szeryf nie dowiedział się o jego "leśnej przygodzie". Miałby używanie praz kolejny rok.:)
Dzięki, Kate.:) Czekam jak sprawi się medyk.:)
Eve, uwielbiam jak snujesz domysły, a potem piszesz "nie odpowiadaj" - a mnie aż skręca :) Ale dobrze, posłucham Cię grzecznie.
UsuńMarian rzeczywiście ma godną przeciwniczkę - a dodam, że niedługo pozna się z Isabellą. Czy pozna ją jako siostrę Guy'a, czy gościa leśniczych - tego nie zdradzę, jak i nie powiem, jaka będzie ich relacja. Ale chyba powinno być dobrze :) A gdyby Guy przejmował się raną, to leżałby w lesie, zawodząc, i czekał, aż Anastazja wezwie jakąś pomoc. Ale widać, co boli najbardziej - choćby miał umrzeć u bram Nottingham, to musiał spróbować tam dotrzeć :)
Wszyscy rozumieją, dlaczego Guy uparcie dążył do zamku o własnych siłach, tylko Anastazja nie. Chyba jednak nie zna go tak dobrze, jak jej się wydaje ;)
UsuńJeannette
Bo to element tej zabawy: czy uda mi się trafić w Twój tok myślenia.:) Przecież to Twoja subiektywna wizja i możesz sobie robić w niej co tylko chcesz. No może z wyjątkiem lądowania Marsjan w Sherwood.:)) To byłoby ... dziwne. Ale i tak nie mogłabym odmówić Ci prawa do wprowadzenia takiego wątku.:) Twoja opowieść, więc Twoje prawo do wszelkich pomysłów.
UsuńTo skoro przy domysłach jesteśmy (teraz wyjdę na sadystkę, bo znów będzie Cię skręcać:), to coś mi mówi, że Isabella nie polubi Marian. I nieważne gdzie ją pozna.
A Guy'owi przymusowa separacja od Marian dobrze zrobi.:)