Jonas Armstrong jako Robin Hood i Richard Armitage
w serialu BBC "Robin Hood"
Zdjęcie promocyjne do 1-szego sezonu serialu. Źródło: RANet.
|
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC" Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
***
Poprzednia, dwunasta część tutaj.
Medyk
kończył właśnie opatrywanie Guy’a, czemu Anastazja przyglądała się bardzo
uważnie z boku, pilnując każdego ruchu, który wykonywał. Wyglądało na to, że
życie Gisborne’a nie jest zagrożone, na twarzy medyka widniał spokój i
skupienie.
- Kto
go tak urządził? – zapytał, odsuwając się od rannego.
- To
nieważne – odparła Rusinka – Nie mogę ci powiedzieć, panie. Sir Guy sobie tego
nie życzył.
- W
każdym razie miał sporo szczęścia. Ostrze ominęło najważniejsze narządy. Nic
złego nie powinno się stać.
-
Przeżyje? – spojrzała na mężczyznę z nadzieją, a ten uśmiechnął się kpiąco.
- Skoro
dał radę dotrzeć z Sherwood do Nottingham o własnych siłach, to sam diabeł go
nie zniszczy. Poleży trochę nieprzytomny, bo jest wycieńczony, ale niedługo
powinien się obudzić. Niestety, przez kilka dni powinien leżeć, żeby rana miała
szansę się zrosnąć.
- Nie
wiem, czy to możliwe…
- W
takim razie rozpaprze sobie ją i będzie po nim! – zdenerwował się medyk – To
jego wybór. Przyjdę tu wieczorem i sprawdzę, co z nim.
-
Nie! – zaprotestowała – Nie chciałabym, żeby ktoś widział cię tu, mogą się
domyślić! Ja się nim zajmę, powiedz tylko, co robić.
- Ty?
Ty nie jesteś medykiem, a służącą.
- Nie
opuszczę go ani na chwilę, muszę się nim opiekować. Powiedz, co robić!
Medyk
pokręcił głową z rezygnacją i podał jej maść, którą nakazał smarować ranę Guy’a
i trzy razy dziennie zmieniać opatrunek na świeży. Nakazał też parzenie mu
specjalnych ziół, które miały pomóc mu wrócić do sił, a przede wszystkim
zalecił, by leżeć i pozwolić ranie się goić. Uparł się jednak, że przyjdzie do
niego nazajutrz przed świtem. Anastazja dziękowała mu z całych sił, a gdy
wyszedł, usiadła na łożu i ucałowała dłoń swojego ukochanego.
-
Obudź się, Guy – szeptała ze łzami w oczach – Jestem tu obok…
Była
tak bardzo zdenerwowana i zapatrzona w jego bladą twarz, że nawet nie
usłyszała, jak otwierają się wrota komnaty. Nie widziała, że ktoś stoi tuż
obok. Zastanawiała się, jak mogła dopuścić do tego, że Guy leży tu teraz bez
życia. Jak mogła pozwolić mu samemu odjechać!? Spotkanie z rodziną mimo
wszystko nie było warte tego, by tak to się skończyło. Chciał jej sprawić
przyjemność, a zamiast tego czuła ból i strach, zamartwiając się o jego zdrowie
i życie.
-
Przeżyje? – usłyszała nagle głos za swoimi plecami. Podskoczyła, przerażona.
-
Isabella – szepnęła cała w nerwach, patrząc na siostrę Guy’a jak na zjawę –
Jakim prawem tu weszłaś? Skąd wiedziałaś?
-
Prawem siostry tej kanalii – spojrzała na brata z wyższością – A śledzenie cię
nie było trudne.
-
Czego chcesz? Nie pozwolę ci go skrzywdzić!
- Naprawdę
myślisz, że byłabym tak głupia i próbowała krzywdzić go na jego własnym
terenie? – Isabella przekrzywiła głowę i przyglądała się Anastazji – Chociaż…
Gdybym tak zrobiła, podejrzana byłaby służba lub straż, a ja świetnie bawiłabym
się, obserwując z ukrycia, jak szeryf miota się, szukając zabójcy swojego
najlepszego rycerza.
- Ty…
jesteś… jesteś jak…
- Jak
kto, kochana? Jak Guy? To prawda, sarkazmu i sprytu nauczył mnie mój
nieocenionym starszy brat. Szkoda, że teraz leży tu bez życia, taki blady,
pokrwawiony, dziurawy… Mógł się teraz z tobą zabawiać, ale zachciało mu się
spacerów po Sherwood, to teraz ma.
-
Czego ty właściwie chcesz, co? Pastwić się nad nim? Mścić się za to, że dbał o
ciebie i postarał się, by było ci w życiu dobrze?
-
Dobrze? – twarz Isabelli przybrała grymas gniewu – Chcesz mi powiedzieć, że
wydając mnie za kłamcę, pijaka i brutala, uszczęśliwił mnie? Zobacz! – podciągnęła
rękaw, pokazując zasinienie na przedramieniu – To zrobił mi kilka dni temu. A
tu – uniosła suknię, pokazując jej siniaki na nogach – Skopał mnie jak psa,
leżącą i błagającą o litość. Nie wytrzymałam. Sięgnęłam po nóż i…
Isabella
urwała. Widać było, że to wspomnienie jest jej udręką, że boli ją to
niesamowicie mocno. Spojrzała wymownie na Anastazję, która nie dowierzała w to,
co słyszy. Nagle cały gniew na siostrę Guy’a gdzieś uleciał, bo zrozumiała, że
kobieta miała prawo mieć żal do brata po tym, co przeszła. Inna sprawa, że Guy
najpewniej w ogóle nie miał pojęcia, że wydaje siostrę za takie bydlę. Przecież
nie skrzywdziłby jej umyślnie!
-
Przykro mi – odparła Rusinka – Teraz rozumiem. Uciekłaś i trafiłaś na bandę
Hooda w lesie. Znając życie, na pewno zaoferowali ci pomoc, a ty się do nich
przyłączyłaś, nie wiedząc, że są wrogami twojego brata.
-
Doskonale wiedziałam już po chwili od przyłączenia się do nich. Słyszałam
zresztą po drodze od ludzi, że Robin Hood walczy z szeryfem i jego najwierniejszym
sługą, Gisbornem, na wszystkie sposoby. A ja nienawidzę mojego brata – dodała
zjadliwie – Przyszłam tu tylko po to, żeby wziąć odwet za wszystkie moje
krzywdy.
-
Ale…
- Nie
broń go – spojrzała z obrzydzeniem na nieprzytomnego Guy’a – Gdyby nie wepchnął
mnie w ramiona tamtego… Wiedział, że go nie kocham, że nie chcę, ale uparł się.
Chciał mieć spokój, wyrzucić mnie ze swojego życia i robić karierę u boku
łysiejącego szeryfa.
- Guy
myślał, że jesteś szczęśliwa. Nie pozwoliłby na to, gdyby wiedział, jak jest.
- O
czym ty mówisz?
-
Rozmawiał ze mną o tobie. Powiedział, że zmusił cię do ślubu, byś nie popełniła
takiego błędu jak wasza matka.
- Co
za bzdury! – zdenerwowała się Isabella.
- Guy
cierpiał po śmierci waszych rodziców, ale miał do nich żal. Ojca oskarża o
tchórzostwo, a matkę o to, że uległa Locksley’owi. Twierdzi, że to ojciec
Robina doprowadził do rozpadu waszej rodziny…
Anastazja
widziała, że Isabella intensywnie nad czymś myśli, jakby próbowała sobie
przypomnieć fakty z przeszłości. Minęło tyle lat, a ona była wtedy dzieckiem,
Guy był starszy od niej i na pewno o wiele bardziej świadomie w tym wszystkim
uczestniczył. Ale jedno wbiło jej się w pamięć – gdy ojciec odszedł, nagle przy
boku matki pojawił się sir Locksley…
- Co
jeszcze mówił ci Guy? – zapytała beznamiętnie, wpatrując się w nieprzytomnego
brata.
- Nie
chciał, żebyś trafiła na mężczyzn takich jak wasz ojciec albo Locksley –
odparła Rusinka – Dlatego wybrał kogoś, o kim miał jak najlepsze zdanie. Guy
twierdził, że ten, za kogo cię wydał, sprawiał wrażenie uczciwego i porządnego,
zaufał mu, chcąc cię za wszelką cenę chronić przed błędami matki. Wiem, jak to
brzmi, ale on tak bardzo cię kochał…
-
Skoro mnie tak kochał, dlaczego nigdy mnie nie odwiedził? – krzyknęła Isabella
– Dlaczego zostawił mnie na pastwę potwora!?
- Nie
wiem, naprawdę nie umiem ci odpowiedzieć. Ale przecież i ty mogłaś uciec
wcześniej, przyjść do Guy’a, przecież pomógłby ci…
- Nie
mogłam uciec. To był koszmar. Ta podła kreatura więziła mnie przez lata,
rozumiesz? Mogłam uciec tylko zabijając go. To samo powinnam teraz zrobić z nim
– wskazała na brata – Gdyby nie on, to wszystko by się nie wydarzyło.
- Nie
mów tak. Popełnił może wiele błędów, ale chciał dla ciebie jak najlepiej. Skąd
mógł wiedzieć?
Isabella
usiadła na łożu i patrzyła na Guy’a z zimną obojętnością. Mogła zrobić
wszystko. Mogła poderżnąć mu teraz gardło, mogła udusić go, otruć… Pozbyłaby
się go. To zresztą błąkało jej się w myślach od kilku lat. Jednak kiedy
usłyszała to, co opowiadała jej Anastazja, zwątpiła. Nie chciała go już
zabijać. Chciała patrzeć, jak próbuje wytłumaczyć jej się z tego wszystkiego, z
tego koszmaru, który jej zgotował.
-
Gdyby mnie kochał, wiedziałby, że tylko przy nim czułam się wtedy bezpiecznie –
szepnęła – Bałam się tego ślubu, bałam się tego człowieka, bo go w ogóle nie
znałam. Guy był dotąd moim schronieniem, oparciem, a nagle wepchnął mnie w
ramiona innego, który okazał się bezdusznym potworem. Jak mam mu teraz ufać?
- Ja
mu zaufałam – odpowiedziała Anastazja – Zaufałam mu po tym, jak brutalnie
porwał mnie od rodziców. Ufałam mu, kiedy straszył mnie, że ofiaruje mnie
szeryfowi jako jego nałożnicę. Ufałam mu, kiedy słyszałam, jak mówił, że jestem
jego zabawką, a nie miłością, jak lady Marian. Że to z nią ułoży sobie życie, a
ja jestem tylko na chwilę. Ale ufam mu nadal. Bo wiem, że to w głębi dobry
człowiek, tylko trzeba mu to pokazać.
Isabelli
ciężko było zrozumieć słowa Anastazji. Widać było, że kochała jej brata
miłością ogromną i niewytłumaczalną – bo skoro zakochała się w swoim oprawcy,
to jak można to wyjaśnić? Choć tak prawdę mówiąc Isabella poniekąd rozumiała
to. Jej mąż, jakkolwiek podły, miewał przejawy człowieczeństwa, i w tych
momentach była gotowa naprawdę spróbować. Przerażało ją to, że przyzwyczaiła
się do życia z potworem, czym zatraciła swoją godność. Teraz jednak postanowiła
ją za wszelką cenę odzyskać.
- Nie
wiem, czy mój brat wie, czym jest dobro – powiedziała – Ale jeśli mu to
pokażesz, to chyba będziesz jedyną na świecie, której się to uda.
-
Przecież nie zawsze był taki, jak teraz. Pamiętasz dzieciństwo? Na pewno był
mądrym, dobrym chłopcem, opiekował się tobą, tylko potem… gdzieś to zgubił.
- Jak
znajdzie, to niech da znać – Isabella zerwała się na równe nogi – Żegnaj.
Anastazja
próbowała ją zatrzymać, ale lady Gisborne wybiegła z komnaty. Miała mętlik w
głowie, sprzeczne uczucia biły się ze sobą w jej sercu. Wybaczyć mu czy nadal
obwiniać? Kochać czy nienawidzić? Nigdy jeszcze nie miała takiego dylematu, to
było poważniejsze, niż wątpliwości, czy powinna zabić swojego męża.
***
Bezsenna
noc nie była dla Anastazji niczym nowym, często przez wiele godzin, do samego
rana, rozmawiała z Guy’em – teraz tylko leżała przy nim i czuwała, by nic mu
się nie stało. Oddychał miarowo, więc była spokojna. Zbliżał się świt, a jej
powoli zamykały się oczy. Przysnęła. Nie wytrzymała nadmiaru emocji i
przytłaczającego zmęczenia. To jednak nie był głęboki sen; obudził ją ruch
Guy’a. Przyłożyła dłoń do jego czoła, które było rozpalone. Przestraszyła się.
Zerwała się z łoża i chwyciła stojący w rogu komnaty dzban z zimną wodą.
Zamoczyła w niej chustę i przyłożyła do czoła rycerza, chcąc obniżyć jego
gorączkę. Rozchylił usta i poruszył nimi nieznacznie, jakby chciał coś
powiedzieć. W końcu usłyszała jego głos.
-
Marian – majaczył – Marian, ukochana…
- Guy
– odparła Anastazja – To ja!
-
Marian…
- Nie
ma jej – szepnęła ze łzami w oczach – To ja tu jestem, słyszysz?
-
Moja Marian…
Anastazję
przepełniała gorycz. Tkwiła tu przy nim, a on w gorączce wzywał Marian! To
bolało jak mało co. Nie rozumiała go. Dlaczego to robił? Dlaczego myślał o
innej, podczas gdy to ona była u jego boku, ona pomogła mu, gdy leżał ranny,
ona czuwała całą noc, wezwała medyka, była zawsze przy nim – gdzie była Marian,
gdy majaczył w gorączce? Ze złością zanurzyła chustę w wodzie i ponownie
przyłożyła ją do czoła rycerza. Nagle wrota zaskrzypiały i do środka wszedł
medyk. Bez słowa obejrzał ranę Guy’a, opatrzył ją i z uwagą obserwował
zatroskaną twarz służącej.
-
Budził się? – zapytał.
-
Nie. Majaczył przed chwilą.
- Coś
konkretnego?
- Nic
– burknęła niechętnie – Wypowiadał imię jakiejś kobiety. Kiedy się wreszcie
obudzi?
- W
zasadzie już powinien. Kiedy tylko otworzy oczy, zaparz mu tych ziół, które
przedtem przyniosłem. Nie zapominaj o pielęgnowaniu rany, no i przede wszystkim
karm go porządnie. Choć i tak nie przewiduję, by zwlókł się z łoża prędzej niż
za tydzień…
- Nie
martw się, panie, będę o niego dbała. Pamiętaj tylko, żeby nikomu nic nie
mówić, najlepiej zapomnij, że tu w ogóle byłeś. Ta wizyta ma pozostać ścisłą tajemnicą,
a jeśli dowie się szeryf, to…
-
Nikt się nie dowie – uspokoił ją medyk – Dopóki sam nie zacznie sobie szkodzić…
- Co
masz na myśli?
- Już
kiedyś był w podobnej sytuacji. Rana była o wiele mniej poważna, ale nie
powinien się w ogóle ruszać. A już następnego dnia pojechał ściągać podatki do
wsi.
- Na
pewno się nigdzie nie ruszy – zapewniła Anastazja – Nie ze mną. Choćbym miała
przywiązać go do tego łoża…
Medyk
uśmiechnął się sarkastycznie i wyszedł. Rusinka usiadła obok Guy’a, a ten
akurat powoli otwierał oczy. Jej radość była ogromna! Chwyciła go za rękę,
którą ucałowała kilkakrotnie, i wpatrywała się w niego z oczekiwaniem.
-
Marian – szepnął ledwo słyszalnie; Anastazja poczuła ukłucie żalu.
- Nie
ma jej tu i nie było – odpowiedziała poważnie – To ja, Guy, nie poznajesz?
Powoli
odwrócił głowę w jej stronę. Uśmiechnął się słabo.
-
Nastenko, to ty – szepnął – Myślałem, że była tu Marian… Słyszałem głosy.
- To
był medyk.
Gisborne
momentalnie otworzył szeroko oczy i już chciał poderwać się, ale poczuł ból w
boku. Zacisnął dłoń, w której spoczywała ręka Anastazji.
-
Jaki medyk!? – warknął – Kazałem ci milczeć!
-
Przestań! Nie przestraszysz mnie!
-
Anastazja!!!
-
Guy! Zrozum, że nie mogłam inaczej! Umierałeś, musiałam coś zrobić…
-
Zaraz dowie się całe Nottingham! – ciężko oddychał, będąc w nerwach – Jak
mogłaś być tak głupia!?
- To
ty jesteś…
Urwała,
nie chcąc powiedzieć za dużo. Guy był wściekły, i wydawało jej się że
wściekłość przesłoniła mu ból. Bała się go. Bardzo. Tak bardzo, że wyrwała się
z jego żelaznego uścisku i wybiegła z komnaty. Gisborne nie rozumiał, jak mogła
być tak bezmyślna i powiedzieć komukolwiek – nawet medykowi! Marian na pewno by
tego nie zrobiła. Marian byłaby mu posłuszna i opiekowałaby się nim w ukryciu.
Zabrałaby go po cichu do Knighton i byłoby po sprawie. Skłamałaby, że nie wie,
gdzie Guy jest. A Anastazja musiała wszystko wygadać! Był pewien, że nie
potrafiła powstrzymać języka nawet przy szeryfie. Wszyscy na pewno już wiedzą,
że pokonał go zwykły, podrzędny banita. Do diabła! Jak mógł do tego dopuścić!
-
Niech to szlag! – krzyknął ze złością – Zawsze pod górkę!
Każdy
ruch sprawiał mu ból więc starał się leżeć spokojnie, mimo że gniew roznosił go
od środka. Kiedy zobaczył otwierające się wrota, był przekonany, że to Vasey,
że już zaraz zacznie z niego drwić… Ale to była Anastazja. Weszła z pochyloną
głową, niosąc parujący kielich. Gisborne patrzył na nią ze złością.
- Po
co przyszłaś? – syknął.
-
Przyniosłam zioła lecznicze, panie – odparła niechętnie – Zalecone przez
medyka.
- Do
diabła z tobą i twoim medykiem, głupia! Powinienem był wiedzieć, że nie można
ci zaufać, a ja naiwnie ci wierzyłem, pozwalałem ci jeździć do rodziców, a ty
mnie zdradziłaś!
Bez
słowa podała mu kielich. Zapach był odrzucający, więc ze złością odstawił napój
na stołek przy łożu.
-
Możesz wyjść – rzucił oschle.
-
Ale… Panie…
-
Powiedziałem: WYJDŹ! Nie chcę cię tu widzieć.
-
Panie, jeżeli teraz wyjdę, wszyscy dowiedzą się, że jestem na zamku, i do
szeryfa dotrze, że go okłamałam…
-
Wynoś się!!!
Anastazja
przelękła się go, ale kiedy widziała, jak jego twarz wykrzywia się w bólu i
usłyszała przeszywający jęk, podbiegła do niego i uklękła przy łożu.
-
Panie – delikatnie odsunęła jego dłoń, zaciskającą się na opatrunku – Nie
dotykaj. Nie wolno ruszać rany.
Spojrzał
na nią z wyrzutem. Nie miał ochoty się z nią kłócić, wiedział, że jest zdany
tylko na nią – choć był przekonany, że i w pojedynkę poradziłby sobie świetnie.
Każdy potrafi zmienić sobie opatrunek! Zrobiłby to bez problemu.
-
Proszę, wypij zioła, mój panie – poprosiła nieśmiało – Poczujesz się po nich
lepiej.
Nie
patrząc na nią, chwycił kielich i wychylił go do dna, krzywiąc się. Ohydne! Jak
mogła mu podać takie paskudztwo! Zezłościł się jeszcze bardziej i rzucił
kielichem w kąt. Nie czuł się dobrze, a złość potęgowała jeszcze paskudne
samopoczucie. Dziwnie mu było jednak gniewać się na Rusinkę.
- Co
powiedziałaś szeryfowi? – zapytał w końcu.
- Nic
przeciwko tobie, panie – odparła – Powiedziałam, że zażyczyłeś sobie spędzić ze
mną całą noc sam na sam w Locksley, i… nie będzie nas przez jakiś czas.
Gisborne
poczuł, jakby kamień spadł mu z serca.
- Nie
wie, że tu jestem? – upewnił się.
-
Oczywiście, panie. Ręczę moją głową, że nikt nie ma pojęcia o tym, co się
stało. Szeryf był bardzo zadowolony, że w końcu używasz służby tak, jak
powinieneś…
Zwiesiła
głowę, zażenowana. Nie czuła się komfortowo myśląc sama o sobie, że jest
zabawką sir Guy’a. Że służy tylko do „używania”. Ale cóż, musiała ciągnąć tę
historyjkę przed szeryfem, jakkolwiek upokarzające by to dla niej nie było…
-
Anastazjo – poczuła nagle na policzku dłoń Guy’a – Spójrz na mnie.
Niechętnie,
ale spełniła prośbę. Na jego twarzy nie było już gniewu. Był spokojny. Co
prawda widziała wyraźnie to, jak rana go boli i jak cała ta sytuacja go męczy,
ale nie krzyczał na nią. I już nie chciał, by wychodziła.
-
Połóż się obok – poprosił – Nie zostawiaj mnie.
-
Panie… - szepnęła, zaskoczona – Jak to…
-
Uratowałaś mnie. A ja myślałem, że mnie zdradziłaś…
-
Twój honor jest dla mnie najważniejszy, panie – wyznała – Nigdy nie zrobię nic,
co mogłoby ci zaszkodzić…
Guy
zachęcająco wyciągnął do niej dłoń. Anastazja uśmiechnęła się w końcu i
położyła obok niego. Nachylając się nad nim, pocałowała go czule w jego
wysuszone usta. Guy bywał porywczy i humorzasty, a w chorobie to wszystko
nasilało się i był jeszcze bardziej nieznośny – ale przecież takiego go właśnie
kochała…
Troskliwie
otuliła go pledem i całując subtelnie w czoło sprawiła, że poczuł się błogo,
ból choć na moment odszedł, a on sam w końcu mógł zasnąć.
***
- Jak
to: półżywy!? – pośrodku lasu Sherwood rozbrzmiewała gorąca dyskusja – Ale
jeszcze dyszy czy już z nim kiepsko?
Isabella
brylowała wśród banitów tego dnia; najpierw tłumaczyła im kilka godzin, na czym
polega komplikacja w byciu siostrą Gisborne’a i dlaczego właściwie się ujawniła
w taki sposób, po powrocie zaś z Nottingham nie mogli się nadziwić, dlaczego
właściwie tam poszła.
-
Mógł cię zabić – jęczał Robin – Mógł cię porwać, uwięzić, sponiewierać, pobić…
-
Robin! To mój brat – warknęła wreszcie zniecierpliwiona lady Gisborne – Prędzej
uwierzyłabym, że to ty stłuczesz mnie na kwaśne jabłko.
- On
nie liczy się z nikim! Utopiłby własną matkę w łyżce wody!
Tego
już było za wiele.
-
Odczep się od naszej matki! – krzyknęła, zirytowana – Nie masz prawa tak mówić!
Nic o nas nie wiesz!
-
Czegoś tu nie rozumiem – zastanowił się głęboko Much – Skoro go nienawidzisz,
dlaczego teraz nagle go bronisz?
-
Niech twój pan – odparła ze zjadliwą ironią – Nie tyka mojej rodziny. Guy jest,
jaki jest, ale od mojej matki trzymaj się z daleka, leśny kmiocie!
-
Proszę bardzo! – wściekł się Robin – Leć do niego! Skoro towarzystwo mordercy
odpowiada ci bardziej niż leśnych kmiotów!
-
Podobno pomagasz ludziom, a nie ich zabijasz!!!
Te
słowa Isabelli dotknęły Robina. Jak mogła mu to zarzucać! Po pierwsze, nie
zrobił tego specjalnie, Guy sam się o to prosił, nie miał zamiaru go zabijać –
co najwyżej postraszyć, a po drugie…
-
Gisborne nie jest człowiekiem.
W
Isabelli krew zawrzała. Sama nienawidziła Guy’a, ale uważała, że ma na to
monopol. Żaden banita nie będzie lżył szlacheckiego nazwiska Gisborne’ów w taki
sposób! Podeszła do niego i wymierzyła mu siarczysty policzek.
-
Ludzie są głupi, że cię kochają – powiedziała lodowato – Ale pewnego dnia
otworzą im się oczy. Wtedy już będzie za późno.
Odwróciła
się na pięcie i odeszła z obozu. Nikt nie próbował jej wołać ani gonić, po
prostu pozwolili jej odejść. Nawet nie chcieli już, by ktokolwiek z rodu
Gisborne’ów przebywał w ich kryjówce. Jedynie Alan był jakiś nieswój…
-
Robin, co robimy? – zapytał.
Wszystkie
oczy zwróciły się na przywódcę.
- Jak
to: co? – Hood uśmiechnął się złośliwie – Jutro nocą ruszamy do Nottingham,
gdzie skorzystamy z lekkiej niedyspozycji Gisborne’a i… porwiemy go. Wtedy
zobaczymy, na ile wycenia go szeryf, innymi słowy: ile złota będziemy mogli
rozdać biednym.
Cała
drużyna była pod ogromnym wrażeniem błyskotliwości Robina, jedynie Alan
kalkulował coś w głowie. Jak ostrzec sir Guy’a o planach bandy…? Tak!
Najprostsze sposoby są zawsze najlepsze!
-
Robin, a jeśli nie ma go w Nottingham? – podsunął nieśmiało – Jestem
przekonany, że ta ruska służąca ukryła gada w Locksley, i tam wspólnie liżą
jego rany.
-
Możesz mieć rację – zastanowił się Hood – Tylko co teraz? Rozdzielimy się?
-
Nie! Najlepiej jak jedno z nas pójdzie na zwiady. Chętnie przejdę się do
Locksley i wybadam grunt.
-
Badałeś już ostatnio, i z jakim skutkiem? – zakpiła Djaq – Spędziłeś upojną noc
w celi.
- To
była pomyłka. Teraz się sprawdzę, naprawdę… Robin?
Przywódca
skinął głową, dając mu znak, że może iść realizować swój plan. Spodobała mu się
inicjatywa Alana. Nie spodziewał się jednak, co chodzi po głowie jego
przyjacielowi…
Alan
dogonił Isabellę bez trudu. Kobieta najwidoczniej nie była zachwycona jego
widokiem.
-
Czego tu? – syknęła – Idę sama!
- Dokąd?
- Nie
twój interes! Nie wrócę do tego waszego śmierdzącego lasu!
- To
nie jest tak jak myślisz – Alan zdobył się na szczerość – Od niedawna jestem…
szpiegiem twojego brata. Muszę cię chronić, chcąc być wobec niego lojalnym.
Zatrzymała
się i patrzyła na niego ze zdumieniem. Banda Robina wydawała jej się tak
kryształowo idealna! A tu nagle okazuje się, że największego wroga można mieć
tuż za plecami… Szczerze powiedziawszy spodobało jej się to, że Alan był z nią
szczery, no i przede wszystkim próbował zrobić coś konkretnego, coś innego, niż
skakanie z gałęzi na gałąź i wykrzykiwanie frazesów.
-
Gdzie idziemy, lady Gisborne? – zapytał szarmancko.
Isabella
roześmiała się wesoło.
-
Prowadź, sir leśniczy – odparła ironicznie – Byle z daleka od mojego brata i
twojego przywódcy.
Alan
zaprowadził Isabellę do Locksley, a sam postanowił pilnować, by nic jej się nie
stało. Dość szybko zapadła w głęboki sen, a tuż za nią głowę do poduszki
przyłożył i Alan.
***
Anastazja
czuwała przy śpiącym Guy’u cały czas. Wstała jednak w końcu, by przygotować mu
jakiś ciepły, pożywny posiłek. Kiedy wymknęła się z komnaty wiedziała, że nie
będzie łatwo – w końcu oficjalnie powinna być z sir Gisbornem w Locksley,
zabawiając go! Modliła się tylko, by szeryf w swojej komnacie i nie wyściubiał
stamtąd nosa… Niestety, drogę Anastazji zastąpił ktoś inny…
- Co
się tutaj dzieje!? – usłyszała nagle – To ty…!?
Cofnęła
się o krok i jedyne, o czym pomyślała, to to, że właśnie zawiodła człowieka,
którego kocha.
Aktualizacja 27/05/2015, następna część tutaj.
Oooo ty wiesz jak zakończyć rozdział ;) I znów cały tydzień czekania ale to jest najprzyjemniejsze ;) W każda środę siadam z kubkiem czekolady i przenoszę do świata Guy'a ;) Nie mogę Sie doczekać <3
OdpowiedzUsuńNo wiesz, staram się kończyć tak, by była jakaś niepewność i małe zaskoczenie :) Dziękuję Ci i... zazdroszczę czekolady :)
UsuńKate, to już mam odpowiedź na moje pytania w sprawie Isabelli.:) Medyk tez się sprawił. Wolę nie myśleć jakie to specyfiki polecił podać Guy'owi. Anastazja też wykazała się nie lada cierpliwością do swojego humorzastego i majaczącego pacjenta. I sądzę, że będzie potrzebowała jeszcze sporo zimnej krwi z powodu tajemniczego gościa.:) Nie, nie zdradzaj nic. Poczekam spokojnie;) jak zawsze.:)
OdpowiedzUsuńPlan Robina ma kilka słabych punktów, bo jak tu niepostrzeżenie wynieść rannego Gisborn'a z Nottingham, jak go przetransportować do Sherwood i jak utrzymać przy życiu w niezbyt higienicznych warunkach lasu?:) Ale to pomysł "leśnego kmiotka", więc nie należy się dziwić.:)
Oj tam, jak zwykle jesteś uprzedzona. Plan Robina jest błyskotliwy, ale Ty oczywiście kierujesz się uprzedzeniami i z góry go skreślasz. Nie sądzę, że w tym tonie możemy prowadzić jakąkolwiek rozmowę na poziomie, skoro jesteś tak niesprawiedliwa :)))
UsuńAnastazja, uwierz mi, cierpliwości będzie potrzebowała jeszcze dwa razy tyle co najmniej. Wiesz, jaki jest Guy :) Jeszcze trochę między nimi poiskrzy i... może coraz częściej będzie zapominała o tym, że tak naprawdę jest służącą a nie narzeczoną sir Guy'a? Na wiele jej pozwolił, dał jej palec, ale nie zauważył, jak sam nieświadomie wcisnął jej całą rękę, i w zasadzie to mu się podoba :)
Wybacz mi, ale do tego, konkretnego Robina rzeczywiście jestem "troszeczkę" uprzedzona.:) I skoro tak bardzo przeszkadza Ci to, to nie nie mówmy o leśniczym.:)))) Zresztą o czym, sorki kim, mowa? To NIE on jest głównym bohaterem tej opowieści, niech więc wraca do lasu i skacze po gałęziach. Tylko niech już bronią nie wymachuje, bo jeszcze zrani siebie samego. Cóż to za strata byłaby!:)))
UsuńWracając do Guy'a.:) Mam nadzieję, że gorączka i inne przypadłości będą miały na niego zbawienny wpływ, przejrzy na oczy i zrozumie kim jest Marian. Wiem, to musi potrwać, ale w końcu to Guy. Kto powiedział, że ma być z nim lekko?:)
Przeszkadza mi, ale nie dam Ci się sprowokować i nie będę odpowiadać na Twoje zaczepki :)))
UsuńGdyby było lekko, to byłby strasznie nudny pantoflarz. A Guy nie dość, że ma ostry charakter, to jeszcze i na mimozę nie trafił - czego nie można powiedzieć o Marian. Chyba jednak szeryf powinien go kopnąć i zakazać wizyt w Knighton :)
To odbiję piłeczkę.:) Jesteś uprzedzona do Mariana, znaczy Marian w równym (jak nie większym) stopniu, co ja do Robina..:))) Ok. Też jej nie lubię. W sumie można by pozbyć się obojga, ale wtedy nie byłoby opowieści. Niech już lepiej zostaną.:))
UsuńJasne, że musi potrwać i nie może być łatwo. Guy, jaki jest każdy widzi. I bardzo cieszy mnie to, że Anastazja też nie jest łagodnym dziewczątkiem i gdy trzeba, to tupnie nogą i nawet za miecz chwyci. A Szeryf niech lepiej trzyma się z daleka.:)
Dzięki, Kate za cotygodniowe spotkanie z Guy'em. Myślę, że Anastazja i Izabel przekonają się do siebie i chyba nawet się polubią. Oczywiście "leśnego człowieczka" świetnie przedstawiłaś. Robin jak zwykle mały chłopiec o ptasim móżdżku.
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu doczekam się, że Guy przestanie majaczyć o Marion. Wierze, że Anastazja i Izabel szybko wyleczą go z tej głupiej " niby miłości". Bo tak naprawdę Guy jej nie kocha ,on tylko sobie to wmówił. Czekając na ciąg dalszy szybciej mija tydzień. Bardzo lubię Kate czytać opowiadanka pisane twoja ręką.
Kusi mnie, ale nie - nie zdradzę jak potoczy się znajomość Anastazji i Isabelli. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno będzie miała swój ciąg dalszy. Guy niestety tak szybko się nie otrząśnie z mrzonek o Marian, a szkoda, bo nie widzi, kogo ma obok siebie.
UsuńDziękuję Ci Jolu za stałą obecność :)
Ze swoich źródzeł wiem, że nie będzie to szeryf, więc spokojna jestem i mam swoje podejrzenia.
OdpowiedzUsuńRównież dziękuje Ci za każda środę ;)
Co do rozdziału - bardzo fajny ;) Moim zdaniem tylko jednak Izabela za szybko zwierzyła się Anastazji, ale to tylko takie moje zdanie :D
Wiesz, może masz rację że trochę szybko się zwierzyła Anastazji, ale... ja bym to wytłumaczyła emocjami. Od lat nie widziała brata, nienawidziła go, teraz leży półżywy a Anastazja przekonuje ją, że jest dobry. Dziewczyna miała niezły mętlik w głowie, i dlatego wszystko z siebie wyrzuciła. Może po prostu dlatego, że Anastazja jest diametralnie różna od Guy'a i Isabella w jakiś dziwny sposób zaufała jej.
UsuńA myślę, że rozwiązanie końcowej zagadki będzie... banalne :)
Dzięki!
Na Twoje pytanie Kate- "PS. "z tego powodu właśnie już nie czytam" - to co robiłaś akurat w TYM miejscu TRZY tygodnie po fakcie? Pewnie "przypadkiem" przechodziłaś i postanowiłaś wpaść?"
OdpowiedzUsuńMam swoich informatorów;) Po usłyszeniu nowiny nie mogłam uwierzyć, że Anna opublikowała AŻ TAKĄ krytykę i postanowiłam sprawdzić:)
Robin
Aha, Kate- dla jasności- nie czytam i nie komentuję Twojego fanfika dlatego, że jest taki czy owaki, ale dlatego, że traktowana jesteś na tym blogu właśnie jak ta "święta krowa". I sorry- ale jest tu respektowane prawo do własnego zdania pod warunkiem, że jest to wasze zdanie:P
UsuńPozdrawiam,
Robin
Wprawdzie, to nie bezpośrednio do mnie skierowany komentarz, ale dorzucę swoje trzy grosze.:)
UsuńJak widać każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony mamy osoby, którym nie podoba się fanfik i styl prowadzenia przez Anię bloga, z drugiej te, którym i jedno i drugie odpowiada. Są zapewne też takie, które czytają inne posty, poza opowiadaniem, bo akurat opowiadania nie lubią, a co innego i owszem. I nie pogodzimy tego wszystkiego ze sobą. Bo na bloga ma prawo zaglądać każdy, pisać komentarze i wyrażać swoje zdanie, byle byłoby to zgodne z zasadami, jakie ustaliła Ania. Sądzę, że nie powinnyśmy zapominać, że to Ona jest tu gospodynią. To jest Jej podwórko i robi tu co i jak chce. My jedynie korzystamy z Jej pracy.
W zasadzie to nie powinnam odpisywać, bo skoro pod tamtym postem zostały zamknięte komentarze, to znaczy, że Ania nie życzyła sobie dyskusji na ten temat. Dla mnie to jasne jak słońce. Naprawdę tak trudno uszanować ją i jej zasady?
UsuńI szkoda, że skoro ja jestem niby świętą krową, to również Ty nie jesteś traktowana tak, jak sobie na to zasługujesz. W innym środowisku po takiej porcji, ujmę to delikatnie, niefajnych złośliwości zostałabyś zbanowana już dawno. To akurat nie jest kwestia mojego ego i przewrażliwienia, tylko faktów. I nie zgodzę się - tu jest respektowane prawo poszanowania zdania wszystkich odwiedzających (pod warunkiem że jest wyrażone w sposób kulturalny), plus obowiązują zasady które ustaliła Ania i są dla normalnych ludzi jasne i czytelne.
I prędkość mają zaskakującą Twoi informatorzy - trzy tygodnie... Co za ulga, że w końcu Ci doniesiono! Świat by dużo na tym stracił, gdybyś się nie wypowiedziała na ten temat.