środa, 6 maja 2015

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część jedenasta.

Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate. 

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.

***

Poprzednia, dziesiąta część tutaj


Szeryf był bardzo zadowolony z tego, co widział poprzedniego wieczoru. Co prawda miał ogromną chęć na Anastazję, ale nie potrafił tego zrobić. Specjalnie nawet na nią nie spojrzał, doskonale wiedział że Guy wróci po nią – nie przewidywał tylko, że będzie aż tak wściekły. Vasey nie był głupi, widział, że Gisborne szaleje za Rusinką i jest o nią piekielnie zazdrosny.
- Młodość, miłość, słodkie kwiatki – podśpiewywał, wchodząc do kuchni – Jak to pięknie być zauroczonym i mieć przed sobą całe życie, prawda, Joan?
- Witaj, panie – skłoniła się z sarkastycznym uśmiechem – Z całą pewnością masz rację, choć sama tego już nie pamiętam.
- Och, Joan, mój biały gołębiu! Jesteś piękna i młoda jak ten liść na majowym drzewie!
- Dziękuję, panie, ty również.
- Kłamiesz! – roześmiał się – Ale do rzeczy. Gdzie nasza ruska piękność?
- Anastazja? Jest tutaj.
- O! Jesteś! – szeryf dostrzegł klęczącą przy piecu Rusinkę – Pójdziesz ze mną.
Dziewczę zmieszało się. Jak mogła pójść z szeryfem, skoro Guy tego sobie nie życzył? Poderwała się i podeszła do niego.
- Panie, ja… nie mogę! – szepnęła konspiracyjnie – Wybacz, ale sir Guy…
- Anastazjo – ścisnął jej ramię – Śmiesz odmawiać?
- Panie, błagam…
- Zamknij się, głupia! – syknął – Zrobisz to dla dobra tego durnia!

Nie wiedziała, co myśleć, ale uznała że dla własnego dobra lepiej, by poszła z szeryfem i zobaczyła, o co mu chodzi. To mogło być coś naprawdę ważnego… Może miało to związek z porannym poirytowaniem Guy’a?
- Siadaj – rozkazał, zamykając za nią drzwi swej komnaty – I posłuchaj. Doskonale wiem, że Gisborne zgłupiał na twoim punkcie, najchętniej nie pozwalałby nikomu nawet na ciebie patrzeć. Nie ukrywam, że stać go na więcej, mógłby co noc mieć inną, ale on uparł się na ciebie… Masz jakieś tajemne moce? Ukryte talenty?
- Nie wiem, mój panie – odparła – Też tego nie rozumiem.
- Ale i ty nie narzekasz na gorące, namiętne noce z moim półgłówkiem, prawda?
- Jakżebym mogła, panie!
- No właśnie… Przyznaj się, piękna – szeryf chwycił ją lekko za szyję, a jego twarzy przybrała groźny wyraz – Przyznaj się, że nie rozkładasz przed nim nóg tylko z obowiązku.
- Nigdy! To… niesamowita przyjemność…
- Tylko przyjemność?
- Panie, ja…
- Mów!!!
- Bycie z sir Guy’em to nieziemska, ogromna rozkosz – wydusiła, zażenowana.
Szeryf pchnął ją do tyłu.
- A może po prostu miłość, co!? – warknął – Mów!!!
Nie wiedziała, o co chodzi. Bała się Vasey’a, nie wiedziała, że jest zdolny do tak żenujących przesłuchań. Dlaczego wypytywał ją o intymne szczegóły jej romansu z Gisbornem?
- Kocham go, panie – wyznała wreszcie – Czego chcesz więcej!? Kocham go najmocniej na świecie!
Szeryf uśmiechnął się szeroko. Podszedł do przerażonej dziewki i z uznaniem poklepał ją po policzku.
- Nie mogłaś powiedzieć tego od razu? – zaszczebiotał słodko – Oszczędzilibyśmy ci tych pomocniczych pytań.
- Po co to wszystko?
- Skarbie, ja wiem, że kochasz tego błazna, twoje malutkie serduszko wyrywa się do niego. Także ty nie jesteś mu obojętna, choć o miłość do ciebie… z całym szacunkiem, ale nie posądzałbym go. Bez urazy, to nic osobistego, ale dobrze wiesz, że ten matoł czołga się za Marian. Ale w dziwny sposób przyczepił się do ciebie, jest jak pies ogrodnika: nawet, jeśli sam z ciebie nie skorzysta, za nic nie chce się podzielić. Szanuję uczucia mojego drogiego przyjaciela i tylko dlatego nie zamierzam cię tknąć, ale… jest jeszcze jeden powód. Bardziej przydasz mi się w jego łożu, niż w moim. Posłuchaj mnie teraz uważnie: wiem, że Marian jest przeszkodą na twojej drodze.
- Panie, jakżebym śmiała…
- Nie kłam! – wydarł się wściekle – Kochasz tego bufona i nie zaprzeczaj, że nie przeszkadza ci jego uczucie do tej leśnej latawicy!
Zamarła. O co mogło mu chodzić!? Jak mogła powiedzieć w twarz szeryfowi, że przeszkadza jej szanowana i kochana przez tłumy lady Knighton? Owszem, nie cierpiała jej, ale nie dlatego że Guy ją kochał – bolał ją fakt, że Marian okłamuje go z uśmiechem na ustach.
- Kocham sir Guy’a, panie, ale nie mogę nic poradzić na to, że on kocha Marian.
- Nie udawaj głupiej. Oboje wiemy, że… może inaczej, słonko – szeryf usiadł obok Rusinki i poklepał ją po kolanie – Nie ufam jej. Nigdy nie ufałem i nie zaufam, nie chcę jednak robić skandalu, karać jej za coś, na co nie ma dowodów, ranić mojego serdecznego przyjaciela, bla bla bla, dlatego też wybrałem ciebie. Masz owinąć sobie Gisborne’a wokół palca tak bardzo, żeby świata za tobą nie widział. Masz go w sobie rozkochać, zaczarować, omotać, Gisborne ma być TYLKO twój, rozumiesz!? Z dwojga złego wolałbym, żeby zakochał się w ruskiej służącej niż byłej kochance Robin Hooda.
A więc to tak… Marian i Robina łączyło niegdyś uczucie!? Anastazja nie miała o tym pojęcia! Teraz rozumiała ogromną niechęć szeryfa do niej; bał się najpewniej, że Marian nie zakończyła utrzymywania stosunków z banitą i w rezultacie jest szpiegiem Hooda w zamku, korzystając z zaślepionego miłością do niej Guy’a!
- Masz dzień po dniu coraz bardziej odsuwać go od Marian – rozkazał stanowczo – Rozpraszać każdą jego myśl, która będzie jej dotyczyła. Masz zawładnąć jego ciałem i umysłem, masz zdobyć jego serce, rozumiesz? Jeśli zobaczę rezultaty, jeśli Gisborne widocznie odsunie się od tej leśnej wiedźmy, odwdzięczę się. Sowicie cię za to wynagrodzę.
- Nie chcę, panie – zaprotestowała – Nie chcę żadnej nagrody. Zrobię dla niego wszystko, bez względu na cenę, jaką przyjdzie mi za to zapłacić, ale nic również za to nie chcę.
- Tym lepiej dla mnie – wyszczerzył się – I dla mojego skarbca.
- Nie rozumiem tylko, panie, skąd w tobie tyle niechęci do lady Marian?
- A to, moja droga, nie powinno cię interesować.
- Skoro mam być częścią twojego planu…
- Och ty bezczelna! – udawał zaskoczonego jej dociekliwością, choć tak naprawdę spodziewał się dodatkowych pytań – Marian i Robin, sama rozumiesz… Kiedyś byli blisko. Potem ten wypłosz uciekł do Ziemi Świętej, z czego skorzystał Gisborne, ale nadal jestem zdania, że ta laleczka może szpiegować na rzecz bandy leśniczych. Jakoś tak za bardzo interesuje się sprawami politycznymi, za bardzo jak na młodą, średnio mądrą dziewkę. Mniejsza z tym. Moja piękna Anastazjo, jeśli dowiem się, że Gisborne dowiedział się choć słowa z naszej rozmowy… Osobiście założę ci sznur na tę twoją smukłą szyję i będę patrzył, jak się zaciska, a tobie oczy wyskakują z orbit, jak tracisz oddech i…
- Wystarczy! – przerwała mu – Nic nie powiem. Ale nie robię tego dla ciebie, panie, robię to tylko dlatego, żeby go uwolnić od myśli o niej. Nie mogę patrzeć, jak go zwodzi i oszukuje.
- Co? Jak to: oszukuje? Wiesz coś!?
- Nie, panie, ale nie wierzę jej. Nie chcę oczerniać jej bez dowodów, ale…
- Jeśli znajdziesz jakikolwiek dowód na niewierność Marian, zrobię cię królową. I wyprawię wam takie wesele, jakiego Nottingham jeszcze nie widziało!
- Dziękuję, panie – odparła, niecierpliwiąc się; chciała już stąd wyjść i zobaczyć się z ukochanym – Czy mogę już odejść?
- Tak, tak, odejdź. I zawołaj jakąś służkę, ktoś musi wymasować mi stopy.
Anastazja spojrzała z obrzydzeniem na brudne nogi szeryfa; już współczuła dziewce, która będzie musiała tu przyjść. Złośliwie pomyślała, że to wielka szkoda, iż Mary już nie ma w Nottingham. Skłoniła się z szacunkiem i wyszła z komnaty, a szeryf w końcu odetchnął z zadowoleniem. Wiedział, że ruska piękność przyda mu się bardziej, niż by mógł kiedykolwiek przypuszczać.
***
- Isolde! – krzyknął Robin – Idziesz?
Kobieta powoli kroczyła kawałek za grupą, nie wyglądała na zadowoloną. Coś ją trapiło, ale nie chciała z nikim rozmawiać. Ledwie zdołali ją namówić, by wróciła z nimi do lasu i przynajmniej do czasu, gdy nie podejmie decyzji, co dalej, pomieszkała z nimi w kryjówce. I tak nie miała wyjścia – mogła albo iść z nimi, albo zostać sama, bez dachu nad głową. Myślała, że może kilka dni pomoże jej ułożyć sobie wszystko w głowie.
- Isolde!
- Idę! – fuknęła – O co ci chodzi?
Robin stanął i zaczekał na nią chwilę. Zmartwiony, przyglądał jej się uważnie.
- Coś cię trapi. Powiesz, kogo chciałaś szukać w Nottingham?
- Nie teraz. To dla mnie za trudne, daj mi spokój.
- Mogę ci pomóc… Ktoś cię skrzywdził?
- Tak – westchnęła – Ale poradzę sobie sama. Zawsze sobie radzę.
- Hej, Robin, co robimy? – zawołał Alan – Jakieś plany? Kiedy robimy rozróbę w Nottingham?
- Ty lepiej siedź w Sherwood – roześmiał się Will – Dość już tam narozrabiałeś.
- Pragnę nowych przygód!
- A ja spokoju – mruknął Mały John – Czy możecie choć przez drogę milczeć?
Isolde przyjęła jego propozycję z ulgą. Naprawdę nie miała najmniejszej ochoty na rozmowy… I choć czuła się wśród banitów zaskakująco bezpiecznie, to nie było to dla niej wymarzone towarzystwo. Jak najprędzej chciała wyrwać się z lasu i stawić czoła swojemu koszmarowi sprzed lat.
***
Joan czekała na Anastazję na dziedzińcu; Rusinka wracała właśnie z rynku ze świeżymi warzywami. Uśmiechnięta, piękna… Zarządczyni ani trochę nie dziwiła się, że Gisborne zawiesił na niej oko. Jeśli chodziło o powierzchowność, była jedną z najładniejszych dziewcząt w służbie. Nawet większość szlachcianek nie dorównywało jej urodą, prawdę mówiąc nawet uważana za wyjątkową piękność lady Marian wypadała przy złotowłosej Anastazji dość blado…
- Nastya! – krzyknęła, gdy Rusinka o mało co nie ominęłaby jej – Gdzie ty masz oczy!?
- Och, wybacz, pani, zamyśliłam się…
- O czym? – kobieta spojrzała na nią podejrzliwie.
- Zaraz idę do sir Guy’a – rozpromieniła się – Chciał zjeść ze mną wieczerzę w swojej komnacie…
Joan szarpnęła dziewkę za ramię i poszły w zaciszne miejsce bez świadków. Zarządczyni zmierzyła Anastazję wzrokiem i z dezaprobatą pokręciła głową.
- Obiecywałaś, że się w nim nie zakochasz – syknęła – I co ja mam o tobie myśleć?
- Ależ pani, to… to niezależne ode mnie – szepnęła zbita z tropu Anastazja – Jego nie da się nie kochać.
- Anastazjo!
- Wybacz, pani…
- Dobrze już, dobrze. W zasadzie masz rację… Gisborne to okrutny człowiek, ale jeśli ktoś okazuje mu uczucie, potrafi być wyjątkowo dobry. Sama bardzo go lubię, choć nie zawsze pochwalam.
- Sir Guy jest niesamowicie czuły i wrażliwy – odparła Rusinka – Nawet nie wiesz, pani, jaki potrafi być… Jak broni mnie…
- Już ja widziałam jak cię bronił! – Joan z trudem powstrzymała się od śmiechu – Mary już prawie wisiała!
- Chciał to odwołać! Chciał zrobić to dla mnie!
- Dobrze już, dobrze. Nie po to tu jesteśmy. Powiedz mi, czym się tak przysłużyłaś szeryfowi?
- Słucham!? – Anastazja cofnęła się, przerażona. Czyżby Joan o wszystkim wiedziała!?
- Kazał przekazać ci to.
Kobieta podała Rusince zawiniątko, w którym była prześliczna, czerwona suknia, dość skromna, ale bardzo kobieca. Zupełnie inna niż te, w których na co dzień pokazywała się Guy’owi!
- Skąd taka premia? – Joan popatrzyła na służkę podejrzliwie.
- Nie wiem – Anastazja była szczerze zaskoczona podarunkiem – Może… Może chciał sprawić przyjemność sir Guy’owi?
- Co za bzdury!
- Szeryf mówił mi, że… cieszy się, że Guy jest ze mną. To znaczy… że zaprasza mnie do alkowy. Może chciał żebym…
- No mów!
- Może szeryf chciał, żebym bardziej się postarała – szepnęła, zażenowana takim upraszczaniem ich relacji – Żeby w rezultacie sir Guy był bardziej zrelaksowany, zadowolony i efektywny. Nie wiem, nie siedzę w głowie szeryfa! Ale wiesz, pani, jaki on jest, i jak bardzo lubi… wtrącać się.
- Wiem, wiem aż za dobrze. Powiedzmy, że w to wierzę. Idź więc i przygotuj się, mam nadzieję, że Gisborne będzie bardzo zrelaksowany po dzisiejszym wieczorze… No już! Daj mi ten kosz, bierz suknię i biegnij się przebrać! Każę dziewczętom dokończyć wieczerzę.
Uszczęśliwiona Anastazja pobiegła bez zastanowienia do zamku. Była wniebowzięta! Pierwszy raz miała mieć na sobie tak piękną suknię, i miała to zrobić dla niego… Była ciekawa, czy Guy zwróci uwagę na jej wygląd. Na pewno! Zwykle przychodziła do niego w szarych, prostych, workowatych jej zdaniem sukniach – ale i tak coś w niej zauważył, pomimo niezbyt zachęcającego ubioru. Wychodziło na to, że Guy był z nią nie tylko ze względu na jej wygląd, ale przede wszystkim – wnętrze! Może naprawdę uda jej się sprawić, że zapomni o Marian i to w niej się zakocha…
- Wieczerza gotowa! – zawołała jedna ze służek przez zamknięte drzwi – Skończyłaś już?
- Wychodzę!
Dziewczęta z zazdrością patrzyły na śliczną suknię, która wyglądała na Anastazji po prostu obłędnie. Niektóre w milczeniu wpatrywały się w nią, niektóre szeptały między sobą, że tak spodobała się Gisborne’owi, że ten kupuje jej prezenty. Były bardzo zazdrosne, ale nie okazywały tego; bały się gniewu Joan i samego sir Guy’a.
Anastazja chwyciła srebrną tacę i z uśmiechem na ustach kroczyła korytarzami ku komnacie swego ukochanego. Oczyma wyobraźni widziała już go, patrzącego na nią z zachwytem, biorącego ją w ramiona, a potem… potem mogło być już tylko piękniej. Tego wieczoru chciała go oczarować tak bardzo, jak tylko potrafiła, chciała by uśmiechał się tylko dla niej…
Delikatnie zapukała do drzwi. Słyszała wewnątrz kroki i szelest; był w środku i czekał na nią. Uradowana, wyprostowała się i… otworzył. Stanął przed nią ubrany w same spodnie i patrzył z zaintrygowaniem. Wyglądała jakoś inaczej, niż zwykle. Promienniej.
- Wejdź – rozkazał, dłonią wskazując jej na komnatę.
- Dziękuję, panie.
Nie mogła oderwać wzroku od jego pięknego torsu, od gęsiej skórki na jego przedramionach, od niego całego nie potrafiła odwrócić oczu – był niczym anioł, nieziemsko, niewyobrażalnie piękny. Postawiła tacę z wieczerzą na skraju łoża i skłoniła się grzecznie.
- Anastazjo – westchnął, unosząc jej podbródek ku górze – Wyglądasz prześlicznie. Ta suknia…
- Specjalnie dla ciebie, mój panie.
- Nigdy cię taką nie widziałem… Nie ma kobiety, która nie ustępowałaby ci urodą – położył dłoń na jej policzku – Wszystkie gasną przy tobie, moja wschodnia różo.
- Wszystkie…? – podniosła wzrok; Guy uśmiechnął się. Wiedział, że pyta o Marian, i musiał przyznać, że…
- Wszystkie.
Zapraszającym gestem wskazał jej miejsce na łożu. Spoczęła, nalewając wina do dwóch kielichów, a Guy obserwował ją pożądliwym wzrokiem. Usiadł po drugiej stronie tacy i czekał na to, co zrobi Rusinka; ona natomiast oderwała palcami kawałek gorącej, soczystej pieczeni i włożyła mu wprost do  ust. Doskonale wiedziała, jak na niego zadziałać. Karmiła go kawałek po kawałku, co jakiś czas składając na jego wargach słodki pocałunek. Poiła go, podsuwając do ust kielich, aż w końcu on uczynił to samo. Podał jej wino, a Anastazja była zaskoczona – prawdę mówiąc myślała, że ma zadbać o to, by to Guy się najadł…
- Przecież wyraźnie powiedziałem ci rano, że zjemy razem – powiedział łagodnie – Nie mogę patrzeć, jak jesteś głodna.
Odwdzięczył jej się, podobnie jak ona karmiąc ją kawałkami mięsa. Opowiadał jej wtedy, co zwykł jadać na wieczerze gdy był młodym chłopcem, zdawał się być nieco nieobecny, gdy tak wspominał dawne czasy. Anastazja wpatrywała się w niego jak urzeczona.
- Dziękuję, najadłam się – odsunęła jego dłoń, kiedy chciał podać jej kolejny kawałek mięsa – Było pyszne.
- Napij się.
Podsunął jej do ust kielich z winem i mocno przechylił, tak że odrobina trunku polała się po jej brodzie i dwoma cienkimi strużkami popłynęła szyją na jej dekolt. Gisborne odstawił kielich i scałował każdą kroplę wina z jej skóry, jednocześnie próbując wyswobodzić ją z sukni, która krępowała jej piękne ciało. Rusinka czuła się wyjątkowa i wyróżniona, będąc tak czule pieszczoną przez rycerza. Całował każdy kawałek jej miękkiej skóry, wdychając jej zapach pomieszany z wonią wina. Dlaczego aż tak mocno na niego działała…? Nie potrafił sobie na to odpowiedzieć, ale nie było to ważne. Kochał się z nią długo i delikatnie, pieścił ją, całował, i cieszył się każdą chwilą, w której mógł być blisko niej…
***
Szeryf krążył pod komnatą Guy’a. Był piekielnie ciekaw, co dzieje się w środku, czy Anastazja spełnia swe zadanie należycie. Nie słyszał wiele, aż w końcu postanowił zajrzeć do środka przez dziurę od klucza.
- Niech to diabli! – syknął – Rób z nią coś, Gisborne!
Nagle przed oczami przeleciało mu coś czerwonego. Wytężył wzrok – tak, to nowa suknia Anastazji, Gisborne cisnął nią w szale namiętności. To spodobało się Vasey’owi i tym bardziej chciał podejrzeć więcej. Słyszał chichot dziewczęcia, a zaraz potem – radosny śmiech Gisborne’a. Jak żył nigdy nie był świadkiem takiego napadu wesołości swego rycerza! Zdecydowanie Rusinka była najlepszym wyborem, jakiego mógł dokonać. Zauważył też rzucone na podłogę czarne spodnie Gisborne’a. O tak, Anastazja w końcu wzięła się do roboty… Dobrze! Po to ją w końcu zatrudnił, żeby uszczęśliwiała i zaspokajała jego wiernego towarzysza! Vasey odetchnął z ulgą. Wszystko szło po jego myśli, a kiedy usłyszał szelest i skrzypienie łoża, wiedział, że nic tu po nim. Na koniec uśmiechnął się, słysząc westchnienia Rusinki, i zszedł do kuchni, gdzie czekała na niego Joan.
- Anastazja kręci Gisbornem na wszystkie strony – wyszczerzył się – Ten półgłówek tańczy, jak ona mu zagra. Popatrz, Joan, zwykła, ruska niewolnica, a Gisborne jest na jej punkcie szalony.
- Docenia ją i jej zaangażowanie, mój panie – odparła zarządczyni.
- To coś więcej. Ta dziewczyna ma szansę oderwać go od tej leśnej harpii… I mam nadzieję, że jej się to uda.
- Co masz na myśli, panie?
- Anastazja ma go w sobie rozkochać, tak bardzo, że Gisborne zapomni o Marian. A wtedy niech robią co chcą. Ważne, żeby wyrzucić z jego życia i mojego zamku tego paskudnego szpiega.
- Lady Knighton jest szpiegiem!?
- Wspomnisz moje słowa, Joan. Nigdy jej nie ufałem, ale nie miałem dowodów. Wystarczy jednak, że Guy zakocha się w Anastazji i zapomni o tej ladacznicy.
- A więc ta suknia…
- A co myślałaś? – Vasey ryknął paskudnym śmiechem – Że to zapłata ode mnie za wspólną noc? O nie, zainwestowałem w tę służącą! Ta czerwień miała rozbudzić mojego przyjaciela i rozgrzać do czerwoności – i jak udało mi się ustalić przez dziurkę od klucza, to był najlepszy pomyśl, na jaki wpadłem. Ubrania latały po komnacie aż miło!
- Więc… Anastazja nie kocha sir Guy’a, a spełnia tylko twe rozkazy, panie? – Joan była zdezorientowana.
- Ona go kocha jak szalona! I to jest najzabawniejsze w tej sytuacji. Ona kocha Gisborne’a, Gisborne kocha Marian, Marian prawdopodobnie kocha Hooda, który kocha tylko siebie i swoich śmierdzących wieśniaków… To będzie cyrk stulecia, kiedy uda mi się udowodnić jej zakłamanie i dwulicowość!
- A co z Anastazją, panie?
- Ona? Albo ją Gisborne weźmie, albo ją rzuci, to już nie moja sprawa. Grunt, żeby tak zgrabnie rozsuwała nogi, żeby Gisborne pomiędzy żadne inne nie chciał już zerkać!
Joan była oburzona tak przedmiotowym podejściem szeryfa do Anastazji. Co prawda była do tego przyzwyczajona, zarówno on jak i sir Guy używali kobiet jak przedmiotów do zaspokajania swoich potrzeb, lecz ten diabelski plan Vasey’a przerażał ją. Zmuszał zakochaną po uszy Anastazję do uszczęśliwiania Gisborne’a i odciągania go od lady Marian, a kiedy jej się miało udać, miał kompletnie się nią nie przejmować? Joan najchętniej powiedziałaby mu, co o tym sądzi, ale nie mogła. Miała tylko nadzieję, że sir Guy ulegnie niewątpliwemu urokowi pięknej Rusinki i odwzajemni jej miłość, a wtedy nikt nie musiałby cierpieć.
***
W komnacie było chłodno, ogień w kominku wypalił się, ale Guy czule tulił Anastazję do siebie, by nie zaznała zimna. Był jej wdzięczny za wszystko, co dla niego robiła, choć próbował twardo utrzymywać sam przed sobą, że to jej powinność, że tak naprawdę nie robi nic wyjątkowego. Nie, to nieprawda. Nikt nigdy nie zrobił dla niego tyle, co ona. Nikt, prócz jednej osoby…
- Guy, kochanie – odezwała się cichutko – Potrzebujesz czegoś?
- Ja? – zdziwił się – Nie, raczej… Nie, mam wszystko, czego mi trzeba – uśmiechnął się.
- Na pewno?
- Moja Nastenko…
- Proszę, mów tak do mnie częściej – rozpromieniła się – Czuję się wtedy tak…
- Jak w domu? – szepnął, gładząc kciukiem jej policzek.
Oczy zaszkliły jej się na wspomnienie beztroskich chwil spędzonych z ojcem, który zawsze traktował ją jak swoją małą księżniczkę, jak najdroższy skarb, i mówił do niej pieszczotliwie, z miłością… A teraz? Czy była beztroska? Z pewnością nie. Życie na zamku było jednym, wielkim pasmem niepewności i obawy o jutro, dziś żyła, jutro mogła być ścięta, i tylko jedno ją tu trzymało. Właśnie on. Guy. Próbowała porównać, który okres jej życia był bardziej szczęśliwy: beztroskie dzieciństwo z ojcem czy cudowne noce z Guy’em, czy chciałaby wrócić do tamtych dni, czy pozostać tu, u jego boku – nie potrafiła na to odpowiedzieć. W ramionach ojca zawsze była najważniejszą księżniczką, w ramionach Guy’a – jedną z wielu służących, i choć kochała go całym sercem, wiedziała, że musiałaby poruszyć niebo i ziemię, by to zmienić. Ale dla niego była gotowa na wiele… Zniesie to, że jest podrzędną niewolnicą, i postara się wybić na pozycję najważniejszej kobiety w jego życiu. Nie miała wygórowanych aspiracji, ale zdecydowanie uwierało ją to, że w oczach ukochanego mężczyzny jest TYLKO „pomocą” w drodze do szczęścia z inną kobietą – choć kiedy była przy nim i czuła jego troskliwość i czułość, zapominała o tym, i starała się myśleć, że to ONA jest jego wybranką. Tak, zdecydowanie miała nad Marian jedną, zasadniczą przewagę: to Anastazja królowała w jego komnacie, a nie lady Knighton. A to była najlepsza i najprostsza droga do jego serca.
- Ja też przy tobie czuję się jak w domu – westchnął po długiej chwili ciszy – Patrzysz na mnie tak, jakbym już skądś znał ten wzrok…
Anastazja wsparła się na łokciu i patrzyła na niego z góry. Położyła dłoń na jego czole i z troską odgarniała niesforne, czarne kosmyki na boki. Guy zamknął oczy i przywoływał wspomnienia, które były tak piękne, a jednocześnie tak bolesne… Anastazja pogłaskała go lekko wierzchem dłoni po policzku. Spojrzał na nią dzikim wzrokiem.
- Moja mama robiła tak samo, gdy mnie usypiała – powiedział z niemałym trudem – Odgarniała mi włosy z czoła, choć już wcale ich na nim nie było, a potem głaskała mnie tak, jak ty… Miała podobne dłonie, drobne i bardzo delikatne. Uwielbiałem, kiedy mnie dotykała… Czułem wtedy, że mnie kocha. Po tym, jak ojciec…
Zawiesił głos i zacisnął usta, które zaczęły drżeć. Widziała, że ciężko mu opanować emocje, z pewnością nigdy jeszcze nikomu tego nie mówił. Głaskała go powoli wierzchem dłoni po bladym policzku i patrzyła z zatroskaniem, jak męczy się i walczy sam ze sobą. Nie wiedziała, czy powinna naciskać i dopytywać, czy milczeć tak długo, aż usłyszy jego zwierzenia, wcale nie było jej łatwo patrzeć, jak Guy miota się pomiędzy wspomnieniami i uczuciami.
- Ojciec opuścił nas, gdy byłem małym chłopcem – powiedział jakby trochę wbrew sobie – Nienawidziłem go z początku. Okazało się jednak, że był chory. Trędowaty. Wygnali go, ale ja odkryłem, gdzie przebywa. Byłem u niego parę razy, ale on nie zamierzał wrócić.  Nie chciał też zabrać mnie, mamy i mojej siostry i wyjechać gdzieś daleko. Przestałem go odwiedzać, skupiłem się na nich, bo one potrzebowały mnie bardziej, niż ja ojca. Pracowałem, by pomóc mamie nas utrzymać… Moja siostra była mała i niewiele rozumiała, płakała, że nie ma z nami ojca, więc starałem się go jej jakoś zastąpić. A matka… szybko się pocieszyła. Planowała ślub z…
Urwał, a jego oczy zapałały gniewem. Anastazja głaskała go nieustannie po policzku, by choć trochę ukoić jego nerwy. Dlaczego musiał dusić w sobie aż tyle, i to przez tak wiele lat…?
- Moja matka chciała wyjść za Locksley’a, rozumiesz? – zapytał z żalem w głosie – Za ojca Robina. Nie chciałem do tego dopuścić, bo to Robin…
- Guy, jeśli nie chcesz albo nie potrafisz tego powiedzieć, nie musisz. I tak cię rozumiem…
- Robin doprowadził do tego, że mój ojciec musiał odejść – Gisborne jakby nie słyszał słów Anastazji – To on podsłuchał i doniósł, że ojciec jest trędowaty… Rozniósł to po całej okolicy!
Nie spodziewała się takiego wyznania. Czyżby właśnie poznała głęboko skrywaną tajemnicę nienawiści Guy’a do Robin Hooda? Poszło o właściwie błahą rzecz, o plotkę, ale ta plotka zrujnowała życie jej ukochanemu i pozbawiła go najważniejszej osoby w życiu – zabrała mu ojca. Czy coś takiego można w ogóle wybaczyć? Nie dziwiła się już, że Guy pała tak wielką żądzą zemsty, i zastanowiło ją, dlaczego mimo to Guy nie pomścił jeszcze ojca, dlaczego Hood jeszcze żyje!? Czyżby w Guy’u była odrobina litości, i przez te wszystkie lata mimo widocznej na pierwszy rzut oka zaciętości pozwalał Robinowi żyć, puszczając mu płazem ogromne nieszczęście, które spotkało go za jego sprawą?
- Poszedłem w końcu do ojca – kontynuował – Powiedziałem mu, że Locksley chce żenić się z mamą. Ojciec przyszedł, ale wtedy… Nie wiem, jak to się stało, ale dom zajął się ogniem. Ojciec i matka…
- Guy…
- Byli w środku.
Urwał, mrugając szybko powiekami, jakby nie chciał pozwolić, by spłynęła spod nich choćby jedna łza. Anastazja, niewiele myśląc, przytuliła go czule i raz po raz całowała w czubek głowy, nie wiedząc, w jaki inny sposób może ukoić go w tej trudnej chwili. Wszystkie wspomnienia wróciły i zalały jego serce niczym cień.
- Zostałem sam z moją małą siostrą… Wygnali nas. Obwinili mnie za pożar. Uciekliśmy daleko. Sam musiałem się nią zajmować, ale poprzysiągłem, że Locksley zapłaci za to, co zrobił. Zniszczyli mi całe życie, rozumiesz? Robin i jego ojciec. Może gdyby nie oni, to Isabella i ja…
- Kim jest Isabella?
- To moja siostra. Chciałem, żeby miała lepsze życie, niż dotąd, niż nasza matka miała… Wydałem ją za szlachetnego człowieka. Nie chciała tego ślubu, ale zmusiłem ją, nie mogłem pozwolić żeby wyszła za kogoś takiego… jak mój ojciec – mówił z wyraźnym trudem i bólem w głosie – Ani za kogoś takiego, jak Locksley. Sam wybrałem jej szanowanego szlachcica, znałem go, był majętny, dojrzały, w pewnym sensie był podobny do mnie. A wiem, że ja sam nigdy nie skrzywdziłbym mojej siostry, tak jak i żadnej kobiety, która byłaby mi bliska. Dlatego mu zaufałem.
- Guy, co się dzieje z Isabellą? – zapytała łagodnie Anastazja.
- Nie wiem – Gisborne wreszcie zwrócił ku niej wzrok – Nie widziałem się z nią od lat. Ale jestem pewien, że jest z nim szczęśliwa, że przywykła, może go pokochała… Zrobiłem dobrze, nie mogłem inaczej, przynajmniej jej się udało.
- Na pewno zrobiłeś dobrze. Jesteś… Jesteś wspaniałym bratem i synem. Matka na pewno była z ciebie dumna.
- Była, to prawda… Nie wiem, czy teraz byłaby.
- To już nieważne, Guy…
- Mogła żyć – warknął, zdenerwowany – Gdyby nie ten przeklęty Locksley! Gdyby nie mój ojciec, który nie walczył, moja matka by żyła!
- Kochany, nie zmienisz już tego, co się stało – uspokajała go – Twoja mama patrzy na ciebie z góry i opiekuje się tobą. Kocha cię i czuwa nad tobą…
- Skąd wiesz? – popatrzył na nią z wyrzutem – Powiesz mi teraz, że istnieje niebo, tak? Jakie? Prawosławne, katolickie, a może muzułmańskie? W którym niebie jest moja matka?!
- Niebo jest jedno – odparła spokojnie – Oboje tam są.
- Mój ojciec? Jeśli jest tak, jak mówisz, to mój ojciec smaży się w piekle, i mam nadzieję, że w towarzystwie Locksley’a.
- Guy…
- Mnie zresztą też nie czeka nic innego – westchnął ciężko – Nie jestem takim człowiekiem, jakiego wychowała matka. Nie ma we mnie nic z jej dobra i ciepła, z jej wrażliwości…
- Przestań! – przerwała mu stanowczo – Nie jesteś wrażliwy i dobry? To dlaczego jesteś dla mnie tak czuły i troskliwy, dlaczego dbasz o mnie? Dlaczego chciałeś ułaskawić Mary?
- Zapytaj lepiej, dlaczego chciałem ją zabić.
- Bo…
- Bo jestem zły i nigdy nie będę inny! Nie potrafiłem zatrzymać w sobie tego, co wpajała mi matka. Jej śmierć tak brutalnie odcięła mnie od tego wszystkiego…
- Guy, czy ty rozumiesz to, co mówisz? Właśnie to jest sedno wszystkiego! Zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz być inny, więc masz na to szansę! Nie możesz się tylko od tej myśli oddalać i zrzucać wszystkiego na śmierć twojej matki. Jesteś taki, bo nie widziałeś innego sposobu na życie, ale teraz go widzisz. Guy, możesz być innym człowiekiem, rozumiesz?
- Jak?
- Normalnie. Tak, jak teraz. Dlaczego nie potrafisz być taki cudowny, jak ze mną, dla innych? Dlaczego nie uśmiechasz się do ludzi?
- Bo potrafię to tylko przy tobie – mimowolnie uśmiechnął się – Dziękuję ci, kochanie. Moja słodka różo ze Wschodu…
- Guy, wyjedźmy razem – roześmiała się, chcąc rozluźnić atmosferę – Pojedziemy gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie. Będę cię kochać z całego serca, a ty… Ty będziesz mnie uszczęśliwiał swoją obecnością. Urodzę ci tyle dzieci, ile sobie zażyczysz.
- Na razie jedno mi wystarczy.
- Tylko jedno?
- Ty! – zaczął się beztrosko śmiać – Nikt mnie tak nie rozbawia i nie relaksuje, jak ty. Mój radosny skowronku…
- Guy, powiedz mi jakiś wiersz.
- Nie, nie teraz…
- Proszę! – spojrzała na niego błagalnym wzrokiem – Nikt tak pięknie nie recytuje poezji, jak ty!
- Och… Nastya! Jesteś niepoprawna! No dobrze, poczekaj… Mama recytowała mi czasem piękny wiersz, nie pamiętam całego… A kiedy ujrzę skowronka wzbijającego się, by na niebie spotkać się z promieniem słońca, lecz… Nie, daj spokój, nie pamiętam!
- Sir Guy, proszę… - Rusinka kusząco pocałowała go w rozchylone usta; temu nigdy nie mógł się oprzeć.
- Nie pamiętam pierwszej zwrotki. W drugiej było coś o miłości… Ukradła mi serce, całego mnie skradła, i wszystko, co drogie, ode mnie zabrała*. Więcej nie jestem w stanie sobie przypomnieć, pamiętam ten wiersz ledwo przez mgłę.
- A inny?
- Nie dziwcie się, że śpiewam słodziej, niż najuczeńsi w krąg pieśniarze: mnie sama miłość śpiewać każe, chętnego po swej woli wodzi. Ciało, serce i zmysły i duch na nią jedną wzrok zwrócony mam, w nią jedną zasłuchany słuch**.
- Piękne… Widzisz, jak wiele zaszczepiła w tobie matka? Jest w tobie więcej z niej, niż może ci się wydawać.
Guy zamyślił się. Może Anastazja miała rację? Może… W każdym razie jeszcze nikt nigdy tak bardzo mu nie pomógł, jak ona. W tym momencie pragnął tylko jej, tylko z nią chciał być, zapomniał o Marian i gdyby miał zdecydować w tej chwili, uciekłby z Anastazją daleko. Teraz jednak położył ją delikatnie na łożu i odwdzięczał się za jej słodycz i dobroć najlepiej, jak potrafił. Anastazja zaś doskonale wiedziała, że nieprędko usłyszy z jego ust skierowane w jej stronę słowo „kocham”, ale sama jego bliskość, jego pocałunki i to, w jaki sposób doprowadzał ją do szczytów rozkoszy, było z jego strony wystarczającą oznaką tego, że nie była mu obojętna, a wręcz przeciwnie – tak naprawdę nie umiał już bez niej funkcjonować.
Guy nie mógł tej nocy nacieszyć się Anastazją, długo rozmawiał z nią, opowiadał o dzieciństwie, o matce, wypytywał ją o jej rodzinę, i z każdą chwilą czuł, że jest mu coraz bliższa. Patrzył potem jak zasypiała i postanowił sprawić jej rankiem niespodziankę. Wstał, nim się obudziła. Przygotował wszystko do wyjazdu, kazał osiodłać konia i wrócił do komnaty, gdzie Anastazja ubierała się.
- Gdzie wychodzisz? – zapytał, widząc ją zakładającą suknię.
- Och, Guy! Wybacz, nie było cię, gdy się obudziłam, więc…
- Chciałaś uciec?
- Jakżebym mogła! Po prostu… Nie wiedziałam, co robić.
- Powinnaś czekać tu na mnie – szedł w jej stronę powoli, specjalnie bujając biodrami – Naga. Uśmiechnięta. Moja.
- Zawsze jestem twoja…
- Ale zdjęcie z ciebie sukni zajmuje mi tyle czasu – szepnął, muskając wargami jej ucho i przyciągając ją do siebie.
- Mogę zdjąć ją sama, panie…
- Możesz?
- Co tylko rozkażesz…
- Pomyślmy… - Gisborne zlustrował ją z góry do dołu; czerwona suknia była naprawdę przepiękna, a Anastazja wyglądała w niej bosko – Może później. Teraz gdzieś cię zabieram.
- A gdzie?
Uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął ją z komnaty. Zdziwiła się na widok osiodłanego konia na dziedzińcu, ale Guy uparcie milczał. Zagadywała go całą drogę, ale on nie odezwał się ani słowem, czasami tylko śmiejąc się z jej gadatliwości. W końcu zatrzymał konia i przywiązał go do drzewa nieopodal jakiegoś obozowiska. Rusinka nie miała pojęcia, gdzie są.
- Guy! Powiedz w końcu, gdzie mnie zabrałeś!
- Ale jesteś uparta i głośna! – roześmiał się, biorąc ją w ramiona – Powiedz mi coś miłego, a ja powiem ci, gdzie jesteśmy.
- Kocham cię, Guy.
- Co? Nie słyszałem!
- Kocham cię, Guy! – krzyknęła donośnie.
W obozowisku zapanowało poruszenie. Anastazja nie zauważyła tego, bo przytuliła rycerza i pocałowała go czule. On jednak chwycił ją za ramiona i obrócił w stronę obserwujących ich ludzi.
- Tato – szepnęła Rusinka, oglądając się z niedowierzaniem na Gisborne’a, który z uśmiechem wskazał jej dłonią na jej rodziców.
- Nastenka! – usłyszała krzyk swej matki, która bez zastanowienia podbiegła do niej.
- Mamo! – ucieszyło się dziewczę – Mamusiu, tak tęskniłam!
- Boże, ty żyjesz! Wasilij, chodź tu, nasza córeczka przyjechała!
Kupiec zerwał się z miejsca i w kilka sekund dopadł do swego ukochanego dziecka, tuląc ją do siebie z niedowierzaniem. Guy stał z boku, zadowolony z siebie; doskonale wiedział, jak sprawić jej radość.
- Mamo, dlaczego miałabym nie żyć? – roześmiała się Anastazja – Żyję i jestem szczęśliwa.
- Szczęśliwa? – kobieta podejrzliwie spojrzała na rycerza – Jak?
- Sir Guy – Wasilij uprzejmie ukłonił się mężczyźnie – Niech ci pan Bóg wynagrodzi to, że nasze dziecko jest całe i zdrowe. Za opiekę, jaką nad nią roztoczyłeś, jestem ci niewymownie wdzięczny, mój panie. Co mogę zrobić, by choć trochę móc się odpłacić?
- Nic nie musisz robić – Guy spoważniał nieco – Twoja córka sama potrafi o siebie zadbać.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że… Jakby to ładnie ująć, Nastenka jest moją ulubioną służącą. Jest moją faworytą.
Popatrzyli na niego z niedowierzaniem. Jak to: faworytą? Ich dziecko było kochanką okrutnego, złego do szpiku kości Gisborne’a?
- Znam te wasze prawosławne bzdury i przykazania, i te mądrości o monogamii. Anastazja jest jedyną kobietą w moim łożu, szanuję ją i nie stawiam na równi z innymi niewolnicami. Zasługuje na to, by być wyjątkowo traktowaną, i tak też jest.
- Nastenko, jak mogłaś! – matka odsunęła się od Rusinki – Nie tak cię wychowałam…
- Mamo, ale… Ja go kocham! Guy traktuje mnie dobrze, zależy mu na mnie, to dobry człowiek! Nie znasz go! Gdyby był zły, czy przywiózłby mnie tu do was? Zrobił mi niespodziankę, nie wiedziałam i nie prosiłam go o to! Sam chciał, bym się z wami spotkała, Guy… Wybacz, panie, sir Guy…
Zerknęła na niego przepraszająco, ale on mrugnął do niej. Podobało mu się, gdy nie tytułowała go „panem”.
- Droga pani, nie przyjechałem tu prosić o rękę waszej córki – odezwał się kpiąco – Nawet zresztą, gdybym chciał, nie pytałbym was o zdanie. Proszę się cieszyć, że widzicie Anastazję całą, zdrową i szczęśliwą, powinniście być wdzięczni, że otaczam ją taką opieką, na jaką NIGDY nie zasłużyła ŻADNA ze służących w całym Nottingham!
- Za jaką cenę!? – wybuchnęła matka Anastazji, a to rozzłościło Guy’a.
- Myślisz, że twoja córka płaci mi swoim ciałem za dobre traktowanie? – warknął groźnie – Za kogo ty ją masz!? Bronię ją przed innymi, zazdrosnymi i głupimi służkami, bronię ją przed samym szeryfem, mam bronić jej także przed własną matką!?
- Guy, proszę…
Anastazja położyła mu dłoń na piersi, jakby chciała go powstrzymać. Delikatnie pokręciła głową. Nie chciała, by kłócił się o nią z jej matką, choć sama miała do niej żal, że tak szybko potępiła ją. Ojciec dotąd nie mówił nic, ale dostrzegł w oczach Guy’a prawdziwe przejęcie, gdy mówił o jego córce.
- Wybacz mojej żonie, sir Guy. Jest zdenerwowana, tak tęskniła za Nastyą – odezwał się – Ja… proszę cię tylko, by moja córka była cała i zdrowa. Jeśli nie może być z nami, zajmij się nią najlepiej, jak możesz, panie. Jeśli ona jest szczęśliwa, i to szczęście znalazła u twojego boku, to nie mogę w to ingerować.
- Dobrze, że zmądrzałeś i nie wzywasz już pomocy Hooda – odparł lekceważąco Gisborne, po czym zwrócił się do dziewczęcia – Nastenko, jeśli chcesz, zostań tu na cały dzień.
- Naprawdę? – jej oczy zalśniły, a wtedy on uśmiechnął się łagodnie.
- Tak, moja piękna. Przyjadę po ciebie popołudniu, dobrze? – przejechał po jej policzku dłonią.
- Odprowadzę ją do Nottingham, panie – zaoferował się Wasilij – Nie kłopocz się.
- Wolałbym sam po nią przyjechać. Kiedy ostatnim razem przyjechała tu z lady Marian, po drodze napadł ich Hood. Ten leśny patałach może zechcieć zrobić mi na złość i porwać Anastazję. No dobrze, jadę więc. Opiekuj się nią. I… zapanuj nad żoną, Wasilij.
Gisborne odwrócił się i zrobił parę kroków w kierunku konia. Co prawda bał się zostawiać ją w obozowisku kupców, ale naprawdę pragnął sprawić jej przyjemność – a co lepszego mógł dla niej zrobić, niż podarować jej dzień z rodziną?
- Sir Guy – usłyszał głos matki Anastazji; zatrzymał się, lecz nie odwrócił w jej kierunku – Powiedz, nie skrzywdzisz mojego dziecka?
- Wygląda na skrzywdzoną? – syknął.
- Mamo, ja kocham sir Guy’a – odezwała się nieśmiało Anastazja, jednak nie uspokoiło to jej matki.
- Powiedz, panie, czy ty naprawdę… Zależy ci na niej? Kochasz naszą Nastenkę?
Uśmiechnął się ironicznie. Odwrócił się gwałtownie i podszedł tak blisko, że od matki Anastazji dzieliło go zaledwie kilka centymetrów. Spojrzał na nią przenikliwie.
- Może tak, może nie – wzruszył ramionami – Nie zwykłem tłumaczyć się kupcom w lesie z moich uczuć.
- Ale to nasze dziecko!
- Jak i moja niewolnica.
Nie miał ochoty na rozmowy z nią, czym prędzej wskoczył więc na konia i odjechał w kierunku Nottingham. Co to za pytanie!? Bezczelna! Nie dość, że przywiózł jej córkę, to śmiała pytać go o jego uczucia względem niej! Zdenerwował się i przyspieszył. W pewnym momencie usłyszał świst strzały, która przeleciała tuż obok niego i wbiła się w rosnące naprzeciwko drzewo.
- Locksley – warknął wściekle – Sam się prosisz o zemstę…
Wyjął miecz, ale w najśmielszych snach nie przypuszczał, że zaraz zobaczy… część swojej przeszłości.



* wiersz w oryginale tutaj
** wiersz w oryginale tutaj.

Aktualizacja 13/05/2015, kolejna część tutaj

28 komentarzy:

  1. Wspaniałe :) I ten pomysł z siostrą, po prostu genialny <3 Od samego początku historii czekam z niecierpliwieniem na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę się cieszę, że moje opowiadanie tak Ci się podoba. Oby to się nie zmieniło :) A siostry póki co nie ma, nie ma Isabelli, jest Isolde - nowa przyjaciółka banitów, jeśli o to chodzi. O siostrze Guy na razie tylko wspomina :)

      Usuń
    2. No tak, pomyliłam imiona :)

      Usuń
  2. Kate, dziś, zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, wchodzę pod stół i odszczekuję wszystko, co napisałam tydzień i dwa tygodnie temu.:) Może nie do końca, bo porywczy i podły Guy też mi się podoba, tak, jak "dzisiejszy", który zaczyna rozumieć samego siebie i nie boi się o tym mówić.
    Szeryf nadal jest cudowny ze swoimi planami i intrygami, "półgłówkiem", "błaznem", "czołgającym się przed Marian matołem" i "cyrkiem stulecia". Jest cudowny do tego stopnia, że nawet nie kopnęłabym go w ... kostkę:) za podglądanie przez dziurkę od klucza.
    I bardzo ciekawi mnie to, do czego będzie zdolna Isolde vel Isabella.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę odszczekujesz? Ależ nie musisz :) Guy jeszcze będzie miał wiele okazji do zranienia najbliższych osób, ale także i do naprawienie tego, co zrobi źle. Pogmatwana osobowość :) Szeryf pointryguje jeszcze sporo, bo od tego przecież jest. To wychodzi mu o wiele lepiej, niż rządzenie :)
      A... skąd pomysł, że Isolde to Isabella? :)

      Usuń
    2. Bo wydało mi się to naturalne: połączenie wspomnień Guy'a z dzieciństwa z tajemniczą kobietą, która chce rozliczyć się z przeszłością i Gisbornem. Annie jest przecież w Londynie.:) Chociaż guy może mieć jeszcze tajemnice z przeszłości ... Chyba że ... to podły i niecny plan przebranej(go) Marian(a) nie potrafiącej(go) zdecydować się: leśny wypłosz, czy czarny rycerz.:)))
      Szeryf niech intryguje do woli. W tym jego urok.:)

      Usuń
    3. Kochana, Guy w swojej przeszłości miał na pewno wiele kobiet, które mniej lub bardziej mógł skrzywdzić (świadomie bądź nie), więc tu mamy pełen wachlarz możliwości :) Annie raczej nie miałaby powodu do zemsty, przecież pomógł jej ostatecznie i była w nim jeszcze lekko zakochana. Prędzej Marian - ale przecież Marian nie przebrałaby się przed banitami za niejaką Isolde :)

      Usuń
    4. A jakby Marian chciała sprawdzić czy Robin jest jej wierny?:) Nie, to głupi pomysł jak i Robin.:))
      Prawdę mówiąc Anastazja ma już sporo na głowie i nie potrzeba jej kolejnej kobiety, z którą musiałaby rywalizować albo zmierzyć się.

      Usuń
    5. Robin jest wierny TYLKO królowi i Anglii, więc Marian w zasadzie nie bardzo ma co sprawdzać :) On w ogóle nie potrafi być z kobietą, a to wszystko z Marian to tak bardziej przez przypadek :)

      Usuń
    6. A to drań z Robina. Wykorzystuje "biedną" kobietę, dla własnych celów. Jednak coś go łączy z Guy'em.:)) To dlatego dogadali się w III sezonie.:)

      Usuń
  3. Robin winien odejścia ojca?! Czy ten Guy się z kimś na rozum zamienił? Przecież nawet gdyby Robin nic nie powiedział, to i tak zaraz wszyscy by wiedzieli, że facet ma trąd. I tak musiałby odejść. To nie Robin zabrał Guy'owi ojca, a choroba. Niby taki światły, wiersze recytuje, a matoł jak się patrzy.
    Anastazja to też jest udana - puszcza się na lewo i prawo i dookoła i jeszcze się matce dziwi, że ją potępia. No koniec świata.
    Kate, pierwszy raz mnie rozbawiłaś. W ogóle pierwszy raz odkąd jestem na tym blogu. Ten tekst szeryfa z tym sznureczkiem, kto kogo kocha i cyrkiem jest taki akurat w moim stylu i naprawdę mnie rozśmieszył :))
    Jest coś, co mnie zastanawia. Dlaczego tak usilnie wybielasz Guy'a? Wymuskałaś historię z siostrą, z bękartem również - czemu? Dajesz w ten sposób do zrozumienia, że nie akceptujesz tego prawdziwego Guy'a i dla Ciebie nie jest on dość dobry. Szczerze mówiąc to trochę to przykre, że nie potrafisz go zrozumieć takim, jakim był naprawdę i żeby zrobić z niego dobrego człowieka potrzebujesz przeinaczyć jego postępowanie. I nie jest to złośliwość z mojej strony, tylko się zastanawiam, czemu to robisz. Jeśli się mylę, to wyprowadź mnie z błędu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się mylisz, ale nie wiem czy jest sens wyprowadzać Cię z błędu, skoro i tak zanegujesz moje podejście, bo Ty masz inne, oryginalne, i jest jedyne prawidłowe :)
      Ale skoro chcesz - gdzie ja wybielam Guy'a? Zrobiłam z niego podłą kanalię, która manipuluje zakochaną w nim kobietą, jak i kobietą którą on kocha. Robi wszystko dla siebie i swojej wygody. To jest wybielanie? Aż boję się myśleć, jak według Ciebie wygląda typowy czarny jak noc charakter.
      Wymuskałam historię z siostrą? No proszę :) A wydawało mi się, że i w serialu Guy zwyczajnie wepchnął ją w ramiona jakiegoś faceta, któremu wg swego mniemania powinien ją oddać. I wydaje mu się że wszystko jest super - dopóki Isabella się NIE pojawi i dopiero wtedy wyjawia mu jaki koszmar przechodziła przez niego latami. Naprawdę sądzisz, że Guy mógłby przez lata wiedzieć, że jego siostra cierpi przez jego decyzję? Przecież on był przekonany że zrobił najlepsze, co mógł.
      Historia z bękartem, no cóż, rozczaruję Cię. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle wymagasz ode mnie bym kopiowała serial. To, o czym mówisz, napisali już scenarzyści, i jedyną przykrą rzeczą jest to że chciałabyś w moim wykonaniu przeczytać to samo. To byłoby z mojej strony pójście na łatwiznę - krytykujesz mnie, że mam ochotę puścić wodze wyobraźni i zrobić coś mojego, tylko trochę opierając się na serialu? Jeśli tak, to proszę - zlinczuj mnie też za wprowadzenie Anastazji. Przecież w serialu jej NIE BYŁO!

      Zarzucanie mi, że NIE rozumiem Guy'a, jest chyba największym niezrozumieniem tej postaci. Uważasz, ze tylko Ty masz jedyny dobry pogląd na tę postać? Więc wybacz, ale ja uważam, że to co piszę i jak widzę jaśniejszą stronę Guy'a, jasno wynika z 3 sezonu serialu, plus oczywiście cała moja fabuła.

      Jeszcze jedno, skoro tak bardzo lubisz kopiowanie seriali w fanfikach, to czyż obarczanie Hooda za wszystkie nieszczęścia nie było tym, co robił Guy na ekranie? Czy nie obwiniał Robina o to że jego ojciec musiał odejść? Coś, co wbiło się w psychikę młodemu chłopcu, zostało w nim do końca - ale akurat to zerżnęłam z serialu, więc powinnaś być usatysfakcjonowana, nie rozumiem, dlaczego nie jesteś.

      A na koniec, jeśli dla Ciebie sypianie z JEDNYM mężczyzną, którego się kocha, jest puszczaniem się na prawo i lewo, to wybacz, ale ja nie mam słów.

      Usuń
  4. Kate, o czym Ty piszesz? Gdzie ja Cię krytykuję i gdzie wymagam kopiowania serialu? I gdzie napisałam cokolwiek o moim wyobrażeniu Guy'a? Pokaż mi to to, bo chcę uwierzyć, że śnię.
    Ja chciałam tylko wiedzieć, dlaczego akurat te dwie sytuacje zmieniłaś. Te konkretne. Nie całego Guy'a, tylko te dwie sytuacje. Bo w tym momencie zrobiłaś z niego lepszego niż był. W niektórych momentach zmieniasz serial, w innych nie i ja pytałam, dlaczego akurat w tych dwóch zmieniłaś. Ale dziękuję za tą epopeję, poznałam odpowiedź na moje pytanie.
    Jest średniowiecze, Anastazja sypia z mężczyzną bez ślubu, zatem jej matka ma świętą rację i zareagowała bardzo delikatnie jak na taką sytuację. Tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego zmieniłam? Bo takie mam prawo.
      Jest średniowiecze, matka ma rację, ale to nie jest równoznaczne z użyciem określenia "puszczać się". Ona łamie przykazania, a nie "puszcza się", według swojej matki. Tyle.

      Usuń
    2. Według swojej matki tak, a według mnie się puszcza. Bo takie mam prawo, żeby tak uważać.
      A swoją drogą myślałam, że wyszłyśmy już z przedszkola i takie odpowiedzi są poniżej pewnego poziomu, ale widzę, że nie, więc się dostosuję.
      Jeannette

      Usuń
    3. Pozwólcie, że się wtrącę.:)
      Kwestii moralności Anastazji może nie poruszajmy, bo tu niczego nie wymyślimy. Chciałabym jedynie zaznaczyć, że ludzie w średniowieczu nie byli tak pod sznureczek święci jakby mogło się wydawać.Ale to nie forum historyczne, zatem nie miejsca na takie dyskusje.
      Wydaje mi się zrozumiałe dlaczego akurat w tych dwóch sytuacjach Kate "wybieliła" Guy'a. On przecież (jak sądzę) ma się zmienić , więc musi mieć w sobie jakiś punkt zaczepienia - coś, co potrafi mu zobaczyć, że nie jest człowiekiem złym do szpiku kości. I jeżeli Kate wybrała akurat te dwie sytuacje, to jej prawo jako autorki.

      Usuń
    4. Więc proszę, na drugi raz nie zaczynaj takiego "pewnego poziomu", bo ja jestem elastyczna i czasem dostosowuję się do rozmówcy, by lepiej mnie zrozumiał. Pozdrawiam :)

      Eve, Ty to wiesz, ja to wiem, Guy też się nie gniewa - szanuje moja prawa. A co do "świętości", o której wspominasz, to ludzie tak naprawdę nigdy w 100% święci nie byli. Ale nie uważam, by był to powód, by w komentarzu na blogu używać słów typu "puszczanie się", prawda? Wydaje mi się, że proszono kiedyś nas tu, żeby uważać na słownictwo i formę wypowiedzi.

      Usuń
    5. No i właśnie o to mi, Eve, chodziło. Czy bez wybielania nie można pokazać tej przemiany? Moim zdaniem można i dlatego pytałam, czemu Kate się zdecydowała akurat na takie rozwiązanie. Zwykłe pytanie i chęć dowiedzenia się czegoś. I spodziewałam się ciut więcej niż odpowiedź w stylu "bo tak". Na szczęście Kate rozpisała się wyżej, więc sobie z tego wymuskam odpowiedź.
      Jeannette

      Usuń
    6. A czym ja zaczęłam? Tym, że zadałam pytanie? Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Również pozdrawiam :)
      Jeannette

      Usuń
    7. To oczywiście moja interpretacja, Jeannette. Wydaje mi się zrozumiałe, że ktoś taki jak Guy potrzebuje i impulsu by się zmienić (w postaci Anastazji) i tego, by zobaczyć w sobie jakiś nikły promyk dobra. Musi być przekonany, że nie jest tak zły, jak sam o sobie sądzi i że ku, nawet jego zaskoczeniu, jest coś ludzkiego w jego osobowości. Możesz się ze mną nie zgadzać, tym bardziej, że kiedyś pisałaś, że pociąga Cię mroczny Guy i tragiczne zakończenie jego historii. Tylko, że tu mamy do czynienia z wizją Kate i skoro jej zdaniem Guy jest właśnie taki, to myślę, że nam nic do tego. Sądzę też, że nim dojdziemy do końca tej opowieści, to dowiemy się wszystkiego, też na temat tego, dlaczego Guy jest taki a nie inny. I chyba najlepiej będzie cierpliwie na to poczekać.

      Usuń
  5. Zazwyczaj, osoby pojawiające się po raz pierwszy na blogu witają się ze stałymi bywalczyniami, a ja piszę po raz pierwszy po to, żeby się pożegnać. Wybór akurat tego postu nie jest przypadkowy. Czytam blog prawie od początku jego istnienia i chociaż nigdy nie zaistniałam w zrysiowanej społeczności, to duchem i sercem byłam jak najbardziej z Wami.
    Blog był moją odskocznią, azylem, odreagowaniem codzienności – czasem przykrej i trudnej. Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Odkąd pojawiły się fanfiki Kate, blog nie jest już taki jak kiedyś. Historia o Thorinie była jeszcze do zniesienia – chociaż przydługa i nudnawa - miała kilka dobrych momentów. Fanfik o Standringu to była porażka – jak można z silnego, mądrego mężczyzny zrobić takiego idiotę? Cała ta historia to egzaltacja, nadpobudliwość i niedojrzałość – sensu, logiki za grosz. Przetrzymałam i to. Ale Guy to już naprawdę przesada. To jest profanacja GuyDay. To jest żenujące i już dawno przekroczyło granice dobrego smaku. Burdel w średniowiecznym zamku, Guy-dziwkarz i rajfur – przepraszam za wyrażenia, ale moja dosłowność jest niczym w porównaniu z niesmaczającym tekstem Kate. Jak można tak złe teksty publikować? Jak można nie mieć ani odrobiny samokrytyki i taką miernotą się afiszować?
    Faniki Kate obrzydziły mi blog – kiedyś nie mogłam się doczekać, żeby zasiąść przy komputerze i kliknąć „Zrysiowana”, a teraz?
    Wybacz Aniu, nie chcę Cię urazić i jestem wdzięczna za to, że stworzyłaś miejsce, które długo było ważną częścią mojego życia, ale czytając jak dziękujesz Kate za jej fanfiki, pomyślałam sobie, że Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, że te fanfiki niszczą blog. Już nie RA jest najważniejszy, tylko Kate i spory wobec jej „twórczości”, albo zachwyty nad miałkimi tekstami. Jeśli to prawda, że Kate pisze swoje teksty na bieżąco, z tygodnia na tydzień, to dziwię sie, że publikujesz tekst, nie wiedząc co się w nim w przyszłości pojawi - oczywiście to Twój blog i robisz to, co uważasz za słuszne, ale moim zdaniem, to jest nieodpowiedzialne.
    Będzie mi brakować tego miejsca – ale tego dawnego bloga, bo blog pod szyldem fanfików Kate zdecydowanie nie jest moim blogiem. Zważywszy na „literacką płodność” Kate, to pewnie po Guy’u zmasakruje kolejną postać Rysia i ta żenada szybko się nie skończy.
    Janka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niesamowite, że blog prowadzę przez przeszło trzy lata a Ty Janko dopiero teraz się odzywasz. W dodatku z tak niesprawiedliwą krytyką. Fanfiki Kate ukazują się raz w tygodniu. W kwietniu opublikowałam 22 posty w tym tylko, choć dla Ciebie zapewne aż 4 słownie cztery posty z fanfikiem Kate, więc nie mów mi proszę, że blog jest pod „pod szyldem fanfików Kate” bo tak nie jest.
      Blog dla mnie też jest odskocznią, miejscem w którym mogę się zrelaksować, ale gdy średnio co pół roku ktoś mówi mi czy to w komentarzach czy w mailach, jak źle prowadzę to miejsce (i od razu wyjaśnię, że zarzuty nie dotyczą fanfików), jak ktoś uważa że ma prawo powiedzieć wszystko co mu się podoba na temat RA, bo akurat przeczytał jakąś plotkę i to bez względu na moje prośby aby tego nie robić, to zaczynam się zastanawiać czy po to stworzyłam to miejsce.
      Jeśli chodzi o fanfik. To powiem tylko, że to jest wizja Kate, do której ma prawo i absolutnie nie musi się z tej swojej wizji tłumaczyć.

      Usuń
  6. Kate , autorko tego co tu publikujesz , zalecałabym Ci odrobinę pokory . Decydując się na upublicznienie swojego pisania musisz być świadoma ,że nie wszystkim musi to przypaść do gustu i czytający mają prawo krytykować treść, pomysł ,odniesienia do filmu czy postaci .
    Nie odpisuj ,że jeżeli mi się nie podoba to mam tutaj nie zaglądać bo to nie jest to blog promujący Twoją twórczość ,a przynajmniej do tej pory nie był .Podzielam zdanie Janki
    to jest bardzo ,żenujące.
    Krystyna
    I

    OdpowiedzUsuń
  7. Podpisuję się pod każdym słowem Janki i Krystyny. Ja również ubolewam nad utratą miejsca, które pomagało mi odreagowywać codzienność, i gdzie mogłam się mnóstwa rzeczy o RA dowiedzieć. Wygląda na to, że Kate otrzymała na blogu status „świętej krowy” i nawet niewinne pytanie (takie jak zadała Jeannette) traktowane jest jak obraza majestatu, a Kate reaguje jak rozkapryszona primadonna, oburzona, że ktoś śmie nie piać hymnów pochwalnych na temat jej „twórczości”. Nie tylko odrobina pokory by się przydała, ale i solidna powtórka z języka polskiego, bo takich błędów stylistycznych i logicznych, to nawet dzieci w szkole podstawowej nie robią. Tekst jest nie tylko bzdurny i żenujący, ale i jeszcze koszmarnie napisany.
    Olga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, z tego powodu właśnie już nie czytam i nie komentuję:)
      Robin

      Usuń
  8. Na personalne ataki nie warto odpowiadać, bo to nie jest poziom, na jakim powinna toczyć się jakakolwiek dyskusja, więc przemilczę z uśmiechem.

    Powiem tylko jedno - to nie jest telewizja publiczna na zasadzie "płacę abonament i wymagam", to prywatny blog Ani, która ma święte prawo do publikowania tego, na co ma ochotę, i promowania nawet największego chłamu, jeśli jej się podoba. Skoro już Panie zaczęły skupiać się na mnie, trzeba było tak dokończyć, atakowanie Ani za to, co publikuje na swoim blogu (co jest zgodne z jego profilem i nikogo nie obraża) - to jest jedyna żenująca rzecz tutaj. A poza tym, skoro są Panie tak wiernymi czytelniczkami bloga od dawna, to powinny wiedzieć o różnych sytuacjach i dyskusjach (w których nie tylko ja uczestniczyłam, ale też parę innych osób) w których jasno było powiedziane, że nikomu nie chodzi o krytykę fanfika (która owszem, powinna mieć miejsce), tylko o to, JAK się krytykuje, i czy nie robi się jawnych bądź ukrytych wycieczek personalnych. Ale jak widzę - Paniom jest to całkowicie obce, więc nie ma o czym rozmawiać. To, jak porozumiewam się z Jeannette, to sprawa między nami, i choć poruszana wielokrotnie na blogu w burzliwych dyskusjach, to z szacunku do Jeannette nie będe o tym teraz opowiadać komuś, kogo w ogóle nie znam, pojawił się nagle i wylewa wiadro pomyj - mimo że można było już rok temu zwrócić mi uwagę w sposób cywilizowany i taktowny, że odwalam chałturę i powinnam skończyć. Kto wie, może bym posłuchała. Ale Panie nie raczyły się wtedy odezwać, a teraz mają pretensje. Trudno, życie jest brutalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, przyznasz Kate, że tak to nawet ja Ci nigdy nie pojechałam?;)
      A bywało, że moje "niewinne" komentarze doprowadzały nawet do zablokowania wpisów :D
      Robin
      (a propos- gdyby ktoś miał jakieś podejrzenia- nie ukrywam się pod tymi wpisami- nigdy nie uciekam się do takich tanich chwytów).

      Usuń
    2. Robin, a wygląda, jakbym się przejęła? Doskonale wiem że nie w Twoim stylu są takie tanie chwyty. Zresztą Ty od początku piszesz, co Ci się nie podoba (to, że czasem w niefajny sposób, to druga sprawa), a ktoś kto nigdy się nie udziela a nagle po tak długim czasie pojawia się, twierdząc że przecież jest na blogu od zawsze, i wylewa wiadro pomyj (bo to nie była normalna krytyka) - sorry, to wywołuje jedynie uśmiech, zero przejęcia. Nie martw się, mogę Cię zapewnić że NIKT nie podejrzewał Ciebie o tak żenujące zagrywki. Ale dzięki, że przyznałaś się, że popierasz zdanie pań - przynajmniej szczerze. Ale również nie musiałaś wszystkich zapewniać o tym że to nie Ty i podbijać tematu, o którym wszyscy zapomnieli - bo naprawdę nie ma o czym pamiętać.

      PS. "z tego powodu właśnie już nie czytam" - to co robiłaś akurat w TYM miejscu TRZY tygodnie po fakcie? Pewnie "przypadkiem" przechodziłaś i postanowiłaś wpaść?

      Usuń