Dziś natrafiłam na poniższe promocyjne zdjęcie pana
Thorntona granego przez Richarda Armitage’a w serialu BBC „Północ Południe”.
Daniela Denby-Ashe jako Margaret Hale i Richard Armitage jako John Thornton na promocyjnym zdjęciu serialu BBC „Północ Południe”. Źródło zdjęcia RANet. |
Zdjęcie nie jest z tych nowo odkrytych,
czyli z tych których jeszcze nie widziałam, ale skłoniło mnie do opublikowania
postu o którym myślałam od dłuższego czasu, zwłaszcza że niedawno ponownie zachwyciłam
się powieścią pani Elizabeth Gaskell na podstawie której nakręcono ten serial. Zatem
dziś dwa fragmenty z książki „Północ i Południe” autorstwa E.Gaskell w tłumaczeniu pani Katarzyny Kwiatkowskiej opisujące pana Thorntona.
Pierwszy, który wg mnie idealnie
pasuje do wizerunku pana Thorntona na powyższym zdjęciu.
Gdy wrócili do Helston, musieli zdać pani Hale relację ze swych poczynań tego dnia, a ona miała do nich mnóstwo pytań, na które odpowiadali podczas wspólnej herbaty. - A jaki jest tan twój korespondent, pan Thornton? - Spytaj Margaret - odpowiedział jej mąż. - Ona i pan Thornton przez dłuższy czas usiłowali rozmawiać, gdy ja pertraktowałem w właścicielem domu. - Och, nie potrafię powiedzieć, jaki jest- stwierdziła dziewczyna niespiesznie, zbyt zmęczona, by wysilać swe umiejętności opisywania. Po chwili jednak ożywiła się trochę i dodała: - Jest wysoli, szeroki w ramionach, ma około…Ile ma lat, papo? -Powiedziałbym, że około trzydziestu. - Ma zatem około trzydziestu lat. Nie jest ani brzydki, ani przystojny, nie ma w nim nic specjalnego ani zwracającego uwagę. Niezupełnie dżentelmen, ale tego należało się spodziewać. - Absolutnie nie jest wulgarny ani pospolity- wtrącił ojciec, lekko niezadowolony w umniejszenia zalet swego jedynego przyjaciela w Milton. - Och, nie! -powiedziała Margaret. - Z takim wyrazem zdecydowania i mocy nawet najbardziej nieładna twarz nie mogłaby się wydać wulgarna lub pospolita. Wolałabym nie musieć z nim negocjować, wygląda na nieprzejednanego. Podsumowując, mamo, jest to człowiek stworzony dla swego zajęcia, mądry i silny, jak przystało na wybitnego człowieka handlu. ( str. 84-85)
I drugi, który jak
sądzę, pasuje do poniższego mojego screenu.
Pojawiła się różnica zdań i wkrótce przerodziła się w lekki spór. Odwołano się do pana Thorntona, który do tej pory milczał. Teraz jednak zabrał głos, a swe argumenty wyłożył tak jasno, że oponenci ustąpili. W ten sposób gospodarz zwrócił na siebie uwagę Margaret. Całe jego zachowanie jako pana domu zajmującego się swoimi gośćmi cechowała bezpośredniość, prostota i umiar, sprawiające razem nieodparte wrażenie godności. Margaret pomyślała, że nigdy dotąd nie zaprezentował jej się w tak korzystnym świetle. Gdy przychodził do ich domu, było w nim coś albo z nadgorliwości, albo z gniewnej irytacji, jakby z góry zakładał, że zostanie niesprawiedliwie osądzony, ale był zbyt dumny, by próbować wytłumaczyć motywy swojego postępowania. Teraz jednak, gdy znajdował się pomiędzy przyjaciółmi, nie mogło być wątpliwości co do zajmowanej przez niego pozycji. Uważali go za człowieka o wielkiej sile charakteru, za kogoś posiadającego władzę w wielu dziedzinach. Nie musiał walczyć o ich szacunek i poważanie- miał je i był tego świadom, a poczucie tego przydało jego głosowi i zachowaniu owej stonowanej pewności siebie, której Margaret wcześniej w nim nie dostrzegała. ( str. 217).
Mam nadzieję, że zachęciło to Was
do przeczytania tej powieści. Choć żałuję, że nie mogę umieścić tu fragmentów z
forumowego tłumaczenia.
"Och, pan Thornton!" Pozostaje mi tylko przyłączyć się do zachwytu. I z powodu książki i serialu.:)
OdpowiedzUsuńOstatnio zrobiłam sobie powtórkę otwierając powieść na chybił trafił. Przyjemnie znaleźć się znów w Milton, w trochę niespodziewanym momencie i muszę przyznać, że trudno wrócić do rzeczywistości po takiej podróży.:)
Prawdę mówiąc mnie też wciąż trudno oderwać się od tej książki, ten post miał mi to ułatwić ( i coś czuję, że jeszcze jakiś cytat będę musiała tu umieść, aby móc znów na dłużej odłożyć tą książkę na półce). ;-) Mnie niezmiennie zachwyca w jak pani Gaskell opisywała, nie tylko to co czuła Margaretka, ale uczucia pana Thorntona.
UsuńPowieści pani Gaskell są pisane kapitalnym, "żywym" językiem, bardzo oddziałującym na wyobraźnię.
UsuńMargaret nie lubię (wybaczcie!), ale Johna T. ubóstwiam <3 Świetnie napisana postać. RA wspaniale oddał jej charakterystyczny sposób bycia, nie jest łatwo ożywić postać z książki, ale w tym przypadku - udało się i to bardzo dobrze :)
Animka
To czekam na kolejny cytat.:) Choć nie wiem, czy powinnam, bo jeśli to ma być "cena" za opuszczenie Milton ...
UsuńPrzy którymś tam czytaniu uderzyło mnie to, jak bardzo podobni do siebie są panna Hale i pan Thornton. Oczywiście dzieli ich też sporo, ale w sumie są to mało istotne sprawy, w dużej mierze wynikające ze stereotypów i właściwych epoce konwenansów.
Jeśli chodzi o Margaretkę, to ja bardzo ją lubię. Chociażby dlatego, że pomimo tego jak i w jakim środowisku się wychowała potrafiła dostrzec w panu Thorntonie niezwykłego człowieka. Ryś mówił, że podczas nagrywania serialu książkę cały czas miał pod ręką, więc i to jak Thorntona opisała pani Gaskell miało również znaczenie.
UsuńWiesz, w końcu książka musi wrócić na półkę, a te cytaty to sama przyjemność. :-)
UsuńZgadzam się, oboje zarówno Matgaretka jak i John wyprzedzają swoją epokę, jak również oboje mają niezwykle otwarte umysły.
Ja wolę Johna, imponuje mi siła charakteru i wytrwalym dążeniem do celu. Margaret nie jest dla mnie aż tak ciekawą postacią i trochę brakowało mi jaśniejszego zaznaczenia momentu, gdy jej uczucia względem pana Thorntona uległy zmianie :) Ale ja tak już mam, że lubię się czepiać :))
OdpowiedzUsuńAnimka
Obiektywnie rzecz ujmując też wolę pana Thorntona. :-)
UsuńCo do Margaret to mnie się wydaje, że bardzo wyraźnie zarówno w książce ( tu nawet bardziej) jak i w serialu pokazano w którym momencie Margaretka zaczęła dostrzegać pana Thorntona.
Dostrzegać, a kochać to dwie różne rzeczy ;)
UsuńW serialu to się trochę gmatwala dziewczyna w zeznaniach :D Ona go tak nie lubiła, że aż dziwne, że się w końcu w nim zakochała. Moja znajoma po obejrzeniu serialu stwierdziła, że zanim doszła do sceny pocałunku, niepostrzeżenie minął cały serial :D
Szkoda, że nie pojawiła się jakaś mocniejsza konkurencja w walce o serce pana Thorntona, ależ iskry by się sypaly w trakcie konfrontacji :D
Ale zanim zacznie się kochać, to trzeba go dostrzec jako godnego człowieka, przyjaciela którego się straciło przez kłamstwo (bo tak to było pokazane w książce).
UsuńNależy pamiętać, że serial osadzony jest w zupełnie innej opoce, a co za tym idzie zachowania bohaterów są inne niż nasze, co nie zmienia faktu że w sercach mają podobne zamieszanie jak my w współczesnym świecie. Serial ten zarówno jak i książka jest o zmianie swoich zapatrywań na pewne sprawy, o ich drodze z wyjścia ze stereotypów, więc nie może być mowy o jakiejś konkurencji. Poza tym, konkurencja w mniemaniu pana Thorntona była, kiedy nie znając całej prawdy o bracie Margaret brał go za jej kochanka.
Ależ ja wiem, że to były inne czasy :) I rozumiem, że pewne sprawy nie mogą być postrzegane w taki sam sposób jak współcześnie - co nie zmienia faktu, że Margaret nie lubię; nie odpowiada mi jako postać książkowa i nic nie umiem na to poradzić ;)
OdpowiedzUsuńChodziło mi raczej o konkurencję dla Margaret ( nie pannę Latimer, bo John i tak ją traktował jak powietrze, ale kogoś, o kogo mogłaby być zazdrosna).
A tak ogólnie uwielbiam Higginsa i panią Thornton :)
Animka
Oki, rozumiem :-) I nie będę ( na siłę ;-)) przeciągać Cię na stronę lubiących Margaret. ;-)
UsuńJak dobrze wiesz, pannę Latimer wprowadzono dla potrzeb serialu. I nie sądzę aby konkurencja o względy Johna była do przyjęcia, bo jak wspomniałam to były inne czasy. Panny nie biegały za facetami, nawet okazywanie swoich uczuć ( tu przypomnę oburzenie zarówno pani Thornton jak i jej służby zachowaniem Margaret podczas zamieszek w fabryce) uznawano za nieprzyzwoite.
Higginsa też bardzo lubię, a panią Thornton cenię.
Higgins to po Johnie moja ulubiona postać :) Na podium jest też pani Thornton :)
UsuńJa się absolutnie nie czuję namawiana do czegokolwiek wbrew swojej woli :) W sumie to tylko wymiana opinii, całkiem sympatyczna zresztą :)
Animka
Cieszę się, że tak to obierasz. :-) Mnie również miło było wymienić się z Tobą spostrzeżeniami Animko:-)
UsuńCzytałam, serial BBC też oglądałam i polecam wielbicielom wiktoriańskich klimatów :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że doceniasz zarówno jedno jak i drugie :-). Bo obie, książka i serial, cudnie przedstawiły nie tylko historię romansu, ale również i zalety i obawy jakie rodziła rewolucja przemysłowa.
UsuńJa czytałam chyba 2 lata temu :) Książka zajmuje miejsce obok Hobbita i Władcy :) Bardzo miło wspominam lekturę, bo mimo że znałam serial czytając książkę na nowo odkrywałam postacie i przedstawiony świat. :)
OdpowiedzUsuńWidzę Doroto, że Ty tak jak ja, najpierw widziałaś serial a potem przeczytałaś książkę.:-) I o dziwo, jak dla mnie, po przeczytaniu książki serial nie stracił na swoim pięknie. Za to dzięki książce lepiej zrozumiałam Margaret ( mimo, że i tak ją lubiłam ;-)) a i pan Thornton zyskał po lekturze książki.
UsuńLovely Richard Armitage as John Thornton images choices and N&S book quotes!
OdpowiedzUsuńI'm glad you like my choices, Grati.:-)
UsuńW zeszłym roku mąż z podróży służbowej przywiózł mi Północ i Południe po angielsku. Ten post zmotywował mnie do jej przeczytania w końcu :-)
OdpowiedzUsuńAgata
Twój mąż ma całkiem niezłe pomysły na prezenty, Agato. :-) I naprawdę cieszę się, że dzięki zamieszczonym tu fragmentom chcesz przeczytać tą powieść w dodatku w oryginale. Postaci, opisy, a nawet dialogi, są tam o wiele barwniejsze, że tak to ujmę niż w naszym tłumaczeniu.
UsuńNajpierw obejrzałam film, potem zaczęłam czytać..i niestety już koniec.
UsuńNa pocieszenie, że już po wszystkim, znowu obejrzę N&S. Skonfrontuję oryginał z adaptacją.
Agata
To tak samo jak u mnie. Najpierw był serial a później książka (i myślę, że w tym przypadku to była właściwa kolejność ;-)).
UsuńDla mnie adaptacja N&S jest naprawdę świetna. Nie psuje (zbytnio;-)) ducha epoki, mimo że w serialu umiera zdecydowanie mniej ludzi i Margaret z Johnem na stacji kolejowej wykraczają poza normy epoki. ;-)
No tak, Mr Bell odjechał na ostatnie "wakacje". Kolejnego pogrzebu bym nie zniosła oglądając film.
UsuńDziwne i okrutne czasy to były. Ale czegoś się o nich nowego dzięki Pani Gaskell dowiedziałam. Kobiety nie chodziły na pogrzeby, nawet najbliższych krewnych. Nie słyszałam o tym nigdy wcześniej.
Agata
Tak, mnie to też zaskoczyło. Jak również to, że kobiety raczej nie wypowiadały się podczas „herbatek”, tu właściwie Margaretka była wyjątkiem ( choć mnie troszkę irytowało, że panna Hale coś powiedziała a później zajmowała się swoją robótką). Drugą sprawą przez którą Margaret cierpiała to niemożność wyjaśnienia spraw panu Thorntonowi, bo tego zakazywały jej normy, że musiała zdać się na pana Bella, pomimo tego że ten raczej nie kwapił się aby „oczyścić sumienie” Margaret przed Johnem.
Usuń