środa, 26 listopada 2014

"Książę z lawendowych pól", fanfik autorstwa Kate. Część 22.


Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści naWattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Książę z lawendowych pól" zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
------------------------

Poprzednia, dwudziesta pierwsza część tutaj.



- Mogę? – powtórzyła kobieta – Czy mam tak stać aż do wieczora?
- Czego chcesz? – warknęłam – Nie masz prawa…
- Posłuchaj, dziecko, nie wiem, co tu robisz, czy sprzątasz u niego, gotujesz, ale chcę rozmawiać z Johnem.
Jej słowa mną wstrząsnęły. Ja sprzątaczką u Johna? Kucharką!? Przyjechała tu nagle, bez zaproszenia, kompletnie niechciana, i wchodzi z butami w nasze życie, zachowując się bezczelnie!
- Kochanie, Vincent po nas przyszedł? – krzyknął z kuchni John.
- Kochanie!? – syknęła.
- Wyjdź z naszego domu.
- Katie, głos straciłaś? – usłyszałam dobiegający z kuchni dźwięk odsuwanego krzesła i kroki, które nagle ustały – Co tu się… Mój Boże… Carol…?
Odwróciłam się w jego stronę i widziałam, jak zbladł. Wyglądał, jakby ujrzał ducha, w jego oczach pojawiło się coś jakby przerażenie. Złapał się ręką za futrynę i patrzył na nią uparcie. Kompletnie nie wiedziałam, co robić, co się dzieje, czy zatrzasnąć przed nią drzwi, czy wyjść…
- John… Zmieniłeś się – powiedziała z lekkim uśmiechem, a na jej twarzy malowała się irytująca pewność siebie.
- Czego chcesz? – szepnął, cofając się o krok.
- Wróciłam… do ciebie – odparła, niczym niewzruszona – Chcę porozmawiać.
- Wyjdź! – krzyknęłam, zaciskając dłoń na klamce – Nie chcę cię tu widzieć!
- Kim ty jesteś, żeby tak do mnie mówić, smarkulo!? Nie przyjechałam tu do ciebie.
Obejrzałam się na Johna, czekając na jego reakcję. Bałam się. Chciałam, żeby obronił mnie, wyrzucił ją, powiedział co o niej myśli, ale on… Patrzył na nią. Nie wierzyłam w to. Byłam w nie mniejszym szoku niż on, w dodatku Carol obrażała mnie przy nim, a on nie reagował. Tak mocno mnie rozczarował… Normalnie sama wyrzuciłabym ją z domu, próbując go uchronić, ale dotarło do mnie, że w tym związku to nie ja jestem facetem, i mimo jego ciężkich przeżyć w przeszłości nie mogę ciągle mu matkować i chronić go przed wszystkim, szczególnie jeśli sytuacja jest ciężka dla nas obojga. Zacisnęłam zęby i przeszłam obok niego jak błyskawica, wchodząc do łazienki i zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadłam na brzegu wanny i trzęsłam się z wściekłości. Jak ta kobieta mogła mieć taki tupet? Pojawiać się tu po latach, jakby nic się nie stało…

- Nie mów tak do niej – usłyszałam drżący głos Johna – Nie pozwalam.
- John… Nie denerwuj się. Ta dziewczyna jest naprawdę dla ciebie tak ważna? Ważniejsza, niż ja?
- To moja przyszła żona! A kim ty dla mnie jesteś?
- Przecież mieliśmy wziąć ślub…
- Carol! Oszukiwałaś mnie, zdradzałaś, zostawiłaś! Złamałaś serce, zniszczyłaś mi życie! Jak śmiesz przypominać mi o tym, że mieliśmy się pobrać? Chciałaś to zrobić dla pieniędzy!
- Teraz myślę inaczej…
- TERAZ, to ja kocham Kate – powiedział ostro – Nie niszcz tego.
- John, porozmawiaj ze mną, proszę.
- Jestem zajęty. Mam plany z moją narzeczoną.
- John…
- Carol, wyjdź!!!
Krzyknął tak głośno i wściekle, że aż podskoczyłam ze strachu. Usłyszałam jego kroki i trzaśnięcie drzwiami. Wyrzucił ją… Po chwili usłyszałam szarpnięcie drzwiami do łazienki. Nie patrzyłam na niego, wbiłam wzrok w podłogę i czekałam. Gwałtownie złapał mnie za ręce i klęknął tuż przede mną.
- Przepraszam – powiedział cicho – Przepraszam, że nie zareagowałem od razu.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz! Tak tylko mówisz, ale masz do mnie żal, i słusznie. Powinienem…
- John, po co ona tu przyszła? – zapytałam – Zniszczyć nasz związek? Odzyskać ciebie?
- Nie pozwolę na to, słyszysz? W ogóle o czym tu mowa, jak mogłaby zniszczyć nasz związek? Ona?
- Jest nienormalna! Zdolna do wszystkiego! Nie pamiętasz, co kiedyś robiła? Jak zabiła psa Lawtonów, zniszczyła im samochód? Zabiła zwierzę, rozumiesz? Dlatego tylko, że Andrew ją wystawił. To wariatka, John, ja się po prostu boję!
- Jestem przy tobie! – powiedział podniesionym głosem – Nic ci nie grozi… Ufasz mi?
- Tobie…? – zawahałam się przez moment – Tobie tak, ale jej nie. Dziwisz mi się?
- Boże, Kate, nie bądź egoistką! – John niespodziewanie zerwał się na równe nogi – Co ty możesz wiedzieć!? Ty myślisz, że mnie to w ogóle nie obeszło? Wrócił tamten koszmar, zobaczyłem kobietę, która mnie oszukała, a którą kochałem, poczułem jakby ktoś mnie uderzył! Dotąd nie mogę się otrząsnąć i zrozumieć jej powrotu, a ty masz pretensje, mimo że jestem przy tobie i to ciebie pocieszam, tobą się zajmuję, nie myśląc o sobie!
- Przynajmniej raz ja nie muszę tego robić! – odparłam, rozczarowana jego reakcją – Ale co ja mogę wiedzieć. Przecież jestem egoistką.
- Kate…
- Daj spokój, John. Zobacz, co się dzieje, ona się pojawiła, a my… Już osiągnęła swój cel, nie widzisz tego? Nie minęło jeszcze dziesięć minut. My już się kłócimy, przez nią. A powinniśmy być w tym jeszcze bardziej razem.
Wstałam i wyszłam z łazienki. Zrobiło mi się strasznie przykro. Byłam rozdarta, bo z jednej strony wiedziałam, że John potrzebuje mojego wsparcia, z drugiej jednak ja też tego potrzebowałam, a on miał do mnie o to pretensje. Totalnie frustrująca sytuacja. Wyszłam przed dom i usiadłam na trawie. Co robić… Nie będę uciekać, ale nie chciałabym też zostać i tkwić tak w tej smutnej obojętności i wzajemnych pretensjach. Zobaczyłam jednak, jak John siada obok mnie, i objął mnie ramieniem.
- Poniosło mnie – powiedział – Ale… Katie, zmieniłaś się.
- Ja?
- Kiedyś stanęłabyś w mojej obronie, nie pozwoliłabyś mnie skrzywdzić – John brzmiał jak małe, zranione dziecko, szukające usprawiedliwienia dla własnej nieporadności.
- Żartujesz sobie ze mnie? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem – A może jednak to czas, byś i ty zrozumiał, że ja też czasem potrzebuję obrony? Że może nie radzę sobie ze wszystkim tak, jak byś ode mnie oczekiwał? Że to jednak ja jestem słabą kobietą, a ty mężczyzną, i to dorosłym, NIE dzieckiem!
- Nie mów tak… Masz do mnie pretensje o to, że miewam chwile słabości i nie do końca uporałem się z przeszłością?
- Mam do ciebie żal, że robisz z siebie dziecko i ofiarę! Rozumiem wszystko, i chętnie stanęłabym w twojej obronie i zabiłabym tę wariatkę gołymi rękoma, gdybyś ty choć trochę pokazał, że jesteś mężczyzną! Ale dla ciebie wygodniej jest oprzeć się na mnie, bo wiesz, że twoja głupia narzeczona zawsze cię obroni, choćby sama miała na tym ucierpieć!
- Katie, nie mów tak… Pokochałem cię, bo byłaś tak inna od Carol. Zawsze mnie rozumiałaś, pomagałaś, przezwyciężałaś moje lęki i… - urwał, jakby zastanawiając się, co powiedzieć – A teraz… Jesteś oschła, nie przypominasz mojej kochanej Katie, która dla mojego dobra była gotowa na wszystko.
- A ty nie przypominasz mojego Johna, który stanął na wysokości zadania, kiedy straciłam nasze dziecko! – krzyknęłam, zrezygnowana – Umarło nasze dziecko, i potrafiłeś być mężczyzną, a teraz pojawia się po prostu jakieś babsko z przeszłości, a ty robisz się taki malutki i bezbronny!?
- Nie mów tak, to nieprawda…
- Ja rozumiem, John, że jej pojawienie się było szokiem, miałeś prawo poczuć się źle, być skołowanym, ale potrafiłeś pokazać mi już że zmieniłeś się z chłopca w mężczyznę, przeprowadziłeś mnie przez najtrudniejszy okres mojego życia, i wydawało się że już nic nie wytrąci cię tak z równowagi, że znowu pojawi się w tobie to rozchwiane dziecko! Chcesz mi powiedzieć, że moje poronienie było dla ciebie mniejszym szokiem niż powrót Carol…?
- Nawet tak nie mów! Wiesz, że tak nie jest…
- To dlaczego, John? Dlaczego?
- Boże, Katie… - ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko – O co my się w ogóle kłócimy?
- No właśnie… Znowu pytasz mnie. A ja chyba nie czuję się na siłach, by odpowiadać – wstałam z trawy i otrzepałam się z grudek ziemi – Idę do Josephine, zostanę u niej na noc.
- Poczekaj…
Odwróciłam się od niego i zamarłam. Tuż przed bramą najspokojniej w świecie przechadzały się Carol i… Sarah Jones. Krew we mnie zawrzała, wiedziałam już, czyją sprawką jest powrót tej wariatki. Nie wierzyłam, jak można być tak podłym! Dodatkowo Sarah z bezczelnym uśmieszkiem pomachała mi dłonią, po czym objęła Carol ramieniem i poszły w stronę jej domu. Spojrzałam ze smutkiem na Johna.
- Oczywiście nadal możesz uważać, że jesteś jedynym pokrzywdzonym – powiedziałam – Idę do ciotki, tam przynajmniej będę czuła się bezpiecznie.
Nie odpowiedział, więc po prostu odeszłam. Nie chciałam nawet, by za mną biegł, przepraszał – chciałam, żeby dał mi spokój. To dziwne, i czułam się z tym źle, ale nie chciałam mieć go obok siebie. Musiałam odpocząć. Wparowałam do ciotki prawie ze łzami w oczach.
- John coś ci zrobił? – krzyknęła, gdy tylko mnie zobaczyła – Pobił cię? Obraził?
- Zawiódł, ciociu. Jestem na niego wściekła.
- Ale co się właściwie stało?
- Carol wróciła.
- Carol… To ta wariatka, z którą John był przed tobą? Ta, która chciała go oskubać z pieniędzy?
- Dokładnie ta sama – westchnęłam ciężko – Myślałam, że to jakiś koszmar…
Opowiedziałam jej dokładnie, co się przed chwilą zdarzyło. Nie kryłam emocji i łez, bo nie chciałam tego w sobie kumulować. Ciocia otworzyła nalewkę i próbowała mnie nią nieco uspokoić.
- Dziecko, może byłaś dla niego trochę za ostra – powiedziała.
- Dzięki ciociu! Nawet ty przeciwko mnie…
- Zaczekaj, to nie wszystko co chciałam powiedzieć! Może byłaś za ostra, ale i on nie popisał się. Żeby mieć do ciebie pretensje o to, że go nie bronisz? To kim on jest do cholery, rozwydrzonym bachorem czy narzeczonym mojej ukochanej bratanicy!?
- No właśnie!
- Ale z drugiej strony, nie nakręcaj się tak – Josephine znowu zmieniła front – Tak sobie myślę, że trochę nie trafiłaś z tym porównaniem poronienia do powrotu tej kobiety. Wtedy, gdy straciłaś dziecko, on musiał być przy tobie, musiał być mężczyzną, który cię wesprze, to zupełnie inny rodzaj emocji. To był dla niego szok i tragedia, ale spróbuj wyobrazić sobie, jak ty zachowałabyś się, gdybyś nagle ujrzała przed sobą mężczyznę, który parę lat temu cię skrzywdził. Mówiłaś mi kiedyś, że John przez tę Carol jeszcze bardziej pogrążył się w swojej chorobliwej nieśmiałości, że zamknął się na wszystko, pomyśl sobie jak musiał wstrząsnąć nim jej widok. Może te wszystkie wspomnienia wróciły, może powrócił ten lęk, poczucie wyobcowania, opuszczenia… Katie, bądź co bądź ta wiedźma zniszczyła mu życie, miejże trochę współczucia!
- Nie wiem, co mam robić i myśleć! Kocham go jak nienormalna i wolałabym teraz być tam z nim, a nie z tobą, ale… Coś mnie powstrzymuje.
- Daj sobie czas. I jemu też – poradziła Josephine, nalewając kolejny kieliszek – Pobędzie sam, to zrozumie, może weźmie się w garść.
- Ciociu, ale to nie wszystko… Razem z Carol do Terrington przyjechała Sarah.
- Co!? Ta puszczalska intrygantka!? – Josephine zerwała się z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju, wymachując rękami – Pójdę tam i wydrapię jej oczy! Obetnę uszy i nadzieję ją na pal, który wbiję przed kościołem, ot co!
- Zostaw ją. Musimy ją ignorować, bo inaczej będzie się czuła pewniej. Martwię się tylko o Śnieżkę, a zostawiłam ją u Johna.
- No chyba się nią zajmie?
- Nie o to chodzi, Carol zabiła kiedyś psa należącego do jej chłopaka, który ją wystawił do wiatru. Boję się, że nie mogąc zrobić krzywdy mnie, skupi się na moim zwierzaku.
- Eee tam, przesadzasz.
- Boję się, ciociu. Ona jest nieobliczalna.
- Dobrze, pójdę po Śnieżkę. A ty zacznij robić jakąś dobrą kolację, Vincent za trzy godziny wróci do domu.
Ciotka wyszła, biorąc klucz do domu Johna, a ja krzątałam się po domu w dziwnym stresie. Co ja narobiłam? Nie dość, że pokłóciłam się z moim narzeczonym, to zwierzyłam się Josephine, czego NIGDY nie robiłam! Bałam się, że pójdzie teraz do niego i zacznie go pouczać, a może co najgorsze, przyprowadzi go tu. W pierwszym odruchu chciałam iść za nią i powstrzymać ją, ale zrezygnowałam. Niech robi, co uważa za słuszne, ona i tak nigdy nikogo się nie słucha. Oprócz Vincenta, który okręcił ją sobie wokół palca. Nie spodziewałam się tego, ale niesamowicie go polubiłam, dlatego z ochotą wzięłam się za przygotowanie kolacji dla niego. Josephine nie przychodziła przed długi czas, nie było jej ponad godzinę, w ciągu której zdążyłam przygotować pożywną sałatkę, i pokusiłam się o upieczenie szybkich bułeczek. W końcu ciotka weszła do domu z psem w ramionach.
- Gdzieś ty się podziewała? – zapytałam, lekko poirytowana.
- Poszłam do mojego narzeczonego, nie wolno mi już? Nie bądź zazdrosną jędzą! Masz tu psa i nie krzycz na mnie!
- A John?
- John? Nie chciał przyjść do mnie na rączki – odparła złośliwie – Tylko Śnieżka wskoczyła bez zastanowienia.
- Jesteś nienormalna…
- Wiem! Twój ojciec taki jest i ty też taka jesteś! I nigdy się nie zmienimy, to jest najgorsze!
- Czego ty znowu chcesz?
- Żebyś się opamiętała i przestała na mnie krzyczeć! Nic ci nie zawiniłam, oprócz tego że okupuję twój dom. Ale już niedługo, nie martw się.
- Ciociu, wiesz że to nie tak! Przepraszam. Jestem dziś kompletnie rozstrojona. A wy możecie tu mieszkać, ile tylko chcecie.
- Już dobrze, dobrze, nie przesadzaj w drugą stronę i nie rób z siebie instytucji charytatywnej. Byłam u Vincenta, dziś skończą malowanie, jutro powinno doschnąć, pojutrze przyjeżdżają nasze meble i wprowadzamy się.
- A John? – powtórzyłam po raz kolejny.
- Co: John? Nie wiem, co John. Nie było go w domu, ale weszłam, napisałam kartkę, zabrałam psa i poszłam. Z Vincentem rozmawiałam przed domem, John w tym czasie już malował.
- Powiedziałaś Vincentowi?
- Tak tylko napomknęłam, że nocujesz w domu, i żeby był delikatny, rozmawiając z Johnem o tobie. A najlepiej żeby w ogóle nie pytał. Potem poszłyśmy ze Śnieżką do Jackmana na sernik.
- I nie przyniosłaś mi!?
- Nie bądź drobiazgowa, pójdziesz sobie sama!
- Świetnie! A ty kolację też zrób sobie sama!
- I tak cię kocham, Katie – roześmiała się ciotka – Robisz bułki?
- Dla Vincenta – odparłam złośliwie.
- Dobrze… Vincent uwielbia bułki.
Przerzucając się wzajemnymi, drobnymi złośliwościami w sumie miło spędziłyśmy czas. Po powrocie Vincenta zjedliśmy wspólnie kolację. Narzeczony Josephine był strasznie wyczerpany po całodziennej pracy przy remoncie, więc dość szybko poszli spać, a że i ja nie bardzo miałam co robić, to również pościeliłam sobie kanapę w salonie i położyłam się, pozwalając Śnieżce leżeć razem ze mną. Zachowywała się, jakby wszystko rozumiała, muskała mój policzek noskiem i pomrukiwała pocieszająco.
- Wiesz, że nie chciałam go zostawiać – mówiłam do niej z nadzieją, że mnie rozumie – Co ty byś zrobiła?
Śnieżka szczeknęła dwa razy, i wydawało mi się że słyszałam jakiś dźwięk, jakby dźwięk klucza, ale uznałam że to tylko moja wyobraźnia. Poza tym panowała cisza, więc utwierdziłam się, że z tych wszystkich nerwów mam już jakieś nocne halucynacje.
- Dziękuję, że ze mną jesteś, kochana – mówiłam dalej do Śnieżki – Oszalałabym chyba, gdybym nie miała z kim porozmawiać. Wiem, że i tak nic nie powiesz, ale przynajmniej ja mogę do ciebie mówić. Wiesz, nie jestem już zła, zastanawiam się o co właściwie poszło… To chora sytuacja. Nie powinno nas tu być. Ale widzisz, on nie rozumie… Tak, wiem, ja też nie rozumiałam. Jesteśmy kwita. Ale wolałabym, żeby rozumiał. Dlaczego on uważa, że tylko on ma prawo być dotknięty powrotem Carol? Ja się tak boję, o ciebie, o siebie samą, o niego, boję się i… Wiesz, Śnieżynko, ona jest dla mnie ogromną konkurencją. Boję się, że jego uczucie do niej było tak silne, że teraz wszystko wróci. Wiem, powinnam wierzyć że kocha tylko mnie, ale… wiesz, jaki jest John. Bardzo mocno wszystko przeżywa, jest wrażliwy i emocjonalny, a jeśli jej przyjazd wzbudził w nim jakieś uczucia, nieważne czy pozytywne czy negatywne? Może to wszystko wróci, coś w nim pęknie… Boję się, że go tracę, już samo to że chwilę po jej przyjeździe pokłóciliśmy się…
- Całkiem niepotrzebnie – usłyszałam nagle i w tej samej chwili poczułam, jak drugie ciało przylega do moich pleców, obejmując mnie – Nie chciałem się kłócić, przepraszam.
- John… Skąd się tu wziąłeś? Nie słyszałam cię!
- Nie chciałem cię obudzić, wszedłem po cichu… Katie, popatrz na mnie – John odwrócił mnie w swoją stronę i patrzył na mnie ze smutkiem – Gniewasz się? Tak, wiem że się gniewasz…
- Nie gniewam się. Jest mi smutno.
- Przepraszam. Miałem do ciebie pretensje, a nie powinienem. Dotarło do mnie, jak musiałaś się czuć, kiedy ją zobaczyłaś, i kiedy ja nie zareagowałem na jej słowa…
- A do mnie dotarło, co ty musiałeś czuć, i porównywanie tego z utratą ciąży było nie na miejscu. Byłam zdenerwowana – przyznałam – Co mogę zrobić, John, żeby ci pomóc? Domyślam się, że kiedy weszła do domu… To wszystko wróciło.
- Tak, ale proszę, nawet nie myśl o tym, że uczucia do niej mogą wrócić. Nikt mnie nigdy tak nie zranił, i jedyne co wróciło, to wspomnienia i ból. Wstyd.
- Tak mi przykro – szepnęłam, przytulając go mocno – Zachowałam się niedojrzale.
- Nie, ja też cię zawiodłem. To był dla nas obojga szok, ja wiem że kiedy ją zobaczyłaś, najchętniej wydrapałabyś jej oczy, zrobiłabyś dla mnie wszystko… A ja byłem zbyt zszokowany. I obwiniałem cię, że nie stajesz w mojej obronie, to było strasznie dziecinne.
- John, potrzebowałeś mnie, pogubiłeś się, teraz to rozumiem. A ja przyzwyczaiłam cię do tego, że co by się nie działo, to jestem w stanie dla ciebie zabić. A dziś, kiedy tego potrzebowałeś, ja po prostu wyszłam.
- Katie, jestem mężczyzną, nie mogę zrzucać na ciebie odpowiedzialności…
- John, oboje się pogubiliśmy. A ja… Cholera, chłopaku, jestem za ciebie odpowiedzialna – uśmiechnęłam się delikatnie, gładząc go po policzku – Wyciągnęłam cię z tego bagna, ale w tobie nadal są te wspomnienia i emocje, nie mam prawa odcinać się od tego i wymagać, żebyś nagle zaczął radzić sobie sam. Muszę ci powiedzieć, że i tak jestem z ciebie dumna, zmieniłeś się w tak krótkim czasie, i zrobiłeś to dla mnie. Ale nie da się w tydzień z nieśmiałego, skrzywdzonego chłopca zrobić macho. Będę przy tobie, John, zawsze. Nie zostawię cię samego, zawsze ci pomogę. Nie poradzisz sobie sam.
- Katie… Zawstydzasz mnie, ale tak dobrze mnie znasz… Masz rację, nie poradzę sobie bez ciebie. Powiem ci, że gdyby nie ty, gdybyśmy nie byli razem, a Carol tak nagle wróciłaby… Nie wiem, jak bym zareagował. Jak bym to przeżył.
- Dobrze, wystarczy już – położyłam mu palec na ustach – Zajmijmy się czymś pożyteczniejszym.
- Na przykład…? – spojrzał na mnie w ten wyjątkowy sposób.
- Nikt mnie dziś nie przytulił – szepnęłam – Mogę cię o to prosić…?
Było znowu dobrze. Nareszcie… Te parę godzin bez niego mnie dobiło. Zrozumiałam, że nie mogę mieć do niego pretensji, bo John nigdy nie wyzbędzie się w stu procentach tego skrzywdzonego chłopca ze swojej duszy, a ja przecież takim go pokochałam. I nawet nie chciałabym, by stał się przesadnie pewnym siebie macho, który radzi sobie w życiu świetnie sam i nie potrzebuje nigdy pomocy swojej kobiety. John, który potrafi okazać słabość, lęk, i nie wstydzi się tego, był dla mnie sto razy bardziej męski niż mógłby być w innym przypadku.
***
Budząc się w jego objęciach, poczułam się niesamowicie spokojnie. Nadal pamiętałam o Carol, o Sarah, jednak wierzyłam, że to wszystko rozwiąże się, skończy, a my wrócimy do naszego codziennego życia. Oby stało się to jak najszybciej… Lekko szturchnęłam go w bok, a on mruknął leniwie, przeciągając się.
- Już rano, musisz wstać do pracy – powiedziałam łagodnie – John, leniuszku…
- Mhm… Ale tak dobrze mi tu z tobą – odparł ledwo słyszalnie.
- Musisz iść do domu wziąć prysznic i się przebrać! Zasnąłeś tu wczoraj tak, jak przyszedłeś!
- Daj mi jeszcze moment… Zresztą nie muszę się kąpać, i tak idę do brudnej roboty…
- John! Natychmiast wychodź z łóżka, nie poznaję cię! Nie będziesz chodził brudny!
- Ale ja nie chcę się kąpać! – zapiszczał jak małe dziecko.
- Och, pójdę z tobą i wyszoruję cię na siłę!
- Na to czekałem – wyszczerzył się bezczelnie i zerwał się z łóżka – Chodźmy.
- Ty draniu!
Wizja wspólnego, porannego prysznica była jednak zbyt kusząca, by się jej oprzeć. Co prawda mogliśmy to zrobić w moim domu, ale w sytuacji, gdy na piętrze spała moja ciotka z narzeczonym… Cóż, woleliśmy pohałasować u Johna. Zabraliśmy Śnieżkę i czym prędzej poszliśmy do jego domu. Od progu czułam, że coś jest nie tak. Kiedy poszłam do łazienki, John karmił jeszcze psa, i usłyszałam dźwięk telefonu. Co się dzieje? Kto normalny dzwoni do ludzi o piątej nad ranem!? Uchyliłam drzwi i starałam się usłyszeć, co mówi John.
- Jak śmiesz dzwonić? I to o tej porze!… Ale nie obchodzi mnie, że wiedziałaś o tym że nie śpię i idę do pracy… Nie jestem tu sam! Przeszkodziłaś mi… Tak, właśnie spędzam czas z moją narzeczoną, a teraz wybacz, bo czeka na mnie!… Jak masz czelność w ogóle mi coś takiego proponować? NIE, nie spotkam się z tobą! Boże, przestań mnie nękać, jest mi niedobrze jak o tobie pomyślę, rozumiesz!?… Dziewczyno, co ty chcesz wyjaśniać? I tak w nic ci nie uwierzę! Zniszczyłaś mi życie, rozumiesz? Upokorzyłaś, zniszczyłaś mnie, nie chcę cię znać…
Tego już było za wiele. Wyszłam z łazienki i wyszarpnęłam mu telefon z dłoni.
- Posłuchaj, idiotko – syknęłam, wściekła – Odpieprz się od niego, albo rozszarpię cię gołymi rękoma, rozumiesz!? Nigdy nie chcę cię widzieć w pobliżu Johna!
- Zamknij się, smarkulo! – wrzasnęła Carol, aż usłyszał ją John, i wzdrygnął się, przestraszony – Jeszcze zobaczymy, kto będzie górą!
- Grozisz mi?
- Uprzedzam. John był mój i będzie, jest za słaby i za głupi żeby się oprzeć. To MNIE kochał!
- To JA jestem jego narzeczoną, i póki co ze mną sypia. Przy tobie nawet nie był w stanie wykazać minimalnego entuzjazmu, czyżbyś nie podniecała mężczyzn?
- Szczycisz się tym, że lubi się tobą zabawiać? Głupia, pusta idiotko, każdy facet leci na łatwe, puszczalskie małolaty!
- Ale John kocha łatwe, puszczalskie małolaty, a nie pieprzone psychopatki! Pogódź się z tym, i lepiej trzymaj się z daleka, bo nie ręczę za siebie.
Rozłączyłam się. Rzuciłam telefonem o stół i patrzyłam z przerażeniem na Johna. Nie wiem, co widziałam w jego oczach, ale było to bardzo niepokojące. Ból? Strach? Zniesmaczenie?
- Dlaczego rozmawiacie o mnie jak o… przedmiocie – wyszeptał niepewnie, robiąc krok w tył.
- John… O czym ty mówisz? Broniłam ciebie, broniłam nas, rozumiesz?
- Mówiąc, że z tobą sypiam?
- Do cholery! Jestem wściekłą, zazdrosną babą, nie myślę nad tym co mówię! Jestem dumna z tego, że z tobą sypiam, chciałam żeby wiedziała i żeby ją to zabolało, a ty chciałeś to przed nią ukrywać? Dlaczego? Zależy ci na niej!?
- Boże, jak możesz…
- Jak TY możesz, John!?
Patrzeliśmy na siebie przez chwilę w napięciu. Było bardzo źle… Co się z nami działo? Byliśmy zwykle tak zgodni, ale odkąd powróciła Carol, wszystko zmieniało się w koszmar. Tak, może w ogóle nie powinnam zabierać mu tego telefonu, rozmawiać z nią, mówić jej o tym że John ze mną sypia, ale… Mój Boże, byłam tak wściekła, chciałam jak najbardziej jej dopiec! On nic nie rozumiał!
- John… Nie zrobiłam NIC złego – powiedziałam, zdenerwowana – Dlaczego taki jesteś? Wolałeś, żebym stała z boku i w milczeniu się przypatrywała? Najpierw chcesz, żebym cię broniła, potem wściekasz się że robię to w nieodpowiedni sposób? Na litość boską, John, chciałabym cię zrozumieć…
- Nie radzę sobie z tym! – krzyknął – Ciągle widzę ją, jak ucieka z Andrew, rozumiesz? To poczucie wstydu, upokorzenia, kiedy zostawiła mnie dla tego smarkacza!
- John, to było pięć lat temu! PIĘĆ LAT! – ścisnęłam jego dłonie, patrząc na niego twardo – To szmat czasu! Ona nie jest tego warta!
- Kochałem ją i chciałem spędzić z nią życie.
- Boże, przestań! Nie mogę tego słuchać! Powiedz mi jeszcze, że nadal tego chcesz! John, minęło pięć lat, a ty nadal co jakiś czas przypominasz mi, że kochałeś Carol. WIEM o tym, do jasnej cholery! Ale boli mnie ciągłe słuchanie tego! Nie wierzę, że to robisz, że nadal zadręczasz i siebie, i mnie…
Puściłam go i załamana usiadłam na podłodze, chowając twarz w dłoniach.
- Myślałam, że mam w sobie dużo siły – szepnęłam roztrzęsiona – Ale zaczyna mi jej brakować, mimo że kocham cię najmocniej na świecie. John, czy ty jesteś w stanie…
- Już dobrze – przerwał mi, siadając obok mnie i obejmując mocno – Posłuchaj, ja… Uporam się z tym, naprawdę. Nie chcę się kłócić.
- To ugryź się czasem w język.
- Ty też – odparł, całując moją dłoń – Ale już wystarczy. Wystarczy, kochanie, słyszysz?
- Pocałuj mnie – poprosiłam tonem obrażonego dziecka.
- A gdzie?
- W… nos – roześmiałam się cicho – Gdziekolwiek, bylebym czuła się przeproszona.
- To zasługujesz na przeprosiny?
- John…!
- No dobrze – musnął mnie przelotnie w usta – Przepraszam. Wezmę się w garść.
- Pamiętaj, że zawsze jestem obok, ale… Ja też mam uczucia.
- Pamiętam, kochanie, i nie zapomnę.
- Zaopiekuj się mną wreszcie, John. Chcę poczuć, że mogę pozwolić sobie na słabość, na rozpłakanie się i rozklejenie, że mogę rozpaść się na kawałki, a jest obok mnie ktoś, kto nie ucieknie, tylko mnie pozbiera i naprawi. Rozumiesz, jakie to dla mnie ważne? Staram się, byś codziennie czuł to samo, ale chcę w końcu wzajemności.
- Rozumiem, Kate. Teraz wszystko rozumiem… I przysięgam, że…
- Nic nie przysięgaj. Po prostu chodźmy pod prysznic, a potem niech zwyczajnie będzie dobrze.
Wstał powoli i pociągnął mnie za sobą bez słowa. Czułam napięcie między nami, ale już zdecydowanie inne, niż jeszcze przed chwilą. Kiedy w łazience posadził mnie na pralce, patrzył na mnie z niesamowitą mieszanką czułości i pożądania. Odgarnął moje włosy do tyłu i palcami sunął po szyi, raz po raz całując ją subtelnie. Te ledwo wyczuwalne, słodkie pocałunki połączone z ostrym zarostem były ogromnie podniecające i rozgrzewające. Nie nadążałam za tym, co John ze mną robi, kiedy jeszcze czułam jego mokre usta na szyi, dłonie już zjeżdżały w dół, wsuwając się pod materiał bluzki i szybkim ruchem zdejmując ją ze mnie. Dalej poszło już szybko, ubrania zlatywały ze mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Gdy skończył, patrzył na mnie z tym samym zachwytem, co zawsze. Czułam się wtedy taka wyjątkowa i piękna… John trzymał moje dłonie w swoich i bardzo powoli poruszał nimi, nakazując, co mają robić. Chwyciły więc opuszkami palców jego koszulkę i uniosły ją w górę, odsłaniając jego tors, ściągnęły ją przez głowę i odrzuciły na podłogę. Wtedy John położył sobie moje ręce w pasie i stał nieruchomo. Przysunęłam się lekko i przylgnęłam ustami do jego barku, przesuwając wargi aż w zagłębienie obojczyka. Zatrzymałam się tam na chwilę, w tym czasie dłońmi walcząc z upartym paskiem od spodni i ich zapięciem. W końcu udało się… Pasek zaczął współpracować i w mgnieniu oka szarpnęłam spodniami w dół, krótkimi pocałunkami znacząc przez tors Johna drogę do drugiego słodkiego zagłębienia po drugiej stronie szyi. Słyszałam jego przyspieszony oddech, jego ręce niecierpliwie przeczesały moje włosy, a ja sama, gdy po zsunięciu spodni z premedytacją wsunęłam palce za materiał jego bielizny, jęknęłam ze zniecierpliwienia. Tak bardzo tęskniłam za jego ciałem, za tym cudownym seksem, pełnym czułości, choć na pozór wydawał się może ostry. Wodziłam przez chwilę drżącymi palcami po miejscu, które zawsze doprowadzało mnie do szaleństwa, aż poczułam, jak dłoń Johna zaciska się na moich włosach i pociąga je do tyłu, przez co musiałam oderwać usta od uwielbianych przeze mnie zagłębień przy obojczykach. Spojrzeliśmy sobie głęboko i intensywnie w oczy i oboje wiedzieliśmy już wszystko. Po chwili oboje byliśmy już pod strumieniem ciepłej wody, całując się jakby to był ostatni raz, jak szaleni… John uniósł mnie i przyparł do ściany, napierając na mnie z całą siłą, miałam wrażenie że nawet gdyby nie trzymał mnie mocno dłońmi, to tak silnie przyszpilona do ściany, i tak nie upadłabym na dół. Czułam się jak maleńka laleczka w dłoniach silnego mężczyzny, mógł zrobić ze mną co tylko chciał, miał tak wielką władzę nade mną całą, nad moim ciałem, które poddawało się posłusznie jego ruchom, rytmowi, który nadawał, jego dotykowi, tak bardzo zdecydowanemu… Mogłam się tego spodziewać, ponownie zawładnął mną całkowicie i nawet ciche, nieśmiałe prośby o zwolnienie tempa i większą delikatność pozostawały bez reakcji, John po prostu robił, co chciał. Inna sprawa, że wcale nie chciałam, by był delikatny, byłam w siódmym niebie, a moje uwagi były tylko po to, by go sprowokować. Nie było możliwości, by tego posłuchał – widział mój uśmiech i rozanieloną twarz, które mogły wskazywać tylko na jedno, i on doskonale o tym wiedział. Wiedział co robi i jak to na mnie działa, a to dodawało mu jeszcze większej pewności siebie. Cudowny rytm, jaki narzucały jego biodra, opanował całe moje ciało, które wyprostowało się jak struna, gdy John w niesamowity jak zwykle sposób doprowadził mnie do końca tej drogi, wybuchając równocześnie całą swoją miłością i palącym pożądaniem, które płonęło w jego oczach kiedy wpatrywał się we mnie, dość brutalnie stawiając mnie na nogi i wpijając się zachłannie w moje usta. Zakręciło mi się w głowie, ale dałam radę utrzymać się, choć kolana odmawiały mi posłuszeństwa. Słodka, cudowna niemoc…
- Co ty ze mną robisz? – wydyszałam, ledwo mogąc złapać oddech.
- Kocham się z tobą – odparł ze zdziwieniem – A co miałbym robić?
- Kochasz się? Człowieku, ty… Ty nie wiesz nawet, co robisz…
- Ale coś złego? – przeraził się – Przesadziłem? Boże, Katie, powinnaś zwrócić mi uwagę, jeśli sprawiam ci ból, albo…
- Przestań mówić. Gdybyśmy nie musieli być za chwilę w pracy, błagałabym cię na kolanach o powtórkę. Nie wiem, jak to możliwe, ale ty jesteś po prostu niesamowity. Za każdym razem to jest jak trzęsienie ziemi – westchnęłam, rumieniąc się na samo wspomnienie – Jak ty to robisz?
- Ja… Nie wiem – speszył się i spuścił wzrok – Ja tylko chcę, żeby było ci dobrze. A jest?
- Jest, John. Jest nieziemsko, bo „dobrze” to za mało. I chcę, żebyś wiedział, że nie oddam cię nigdy żadnej innej kobiecie…
- Obiecujesz?
- Choćbym miała wymordować wszystkie konkurentki, obiecuję – roześmiałam się – Nie uwolnisz się ode mnie, kotku.
John przytulił się do mnie, głaszcząc mnie po włosach.
- To właśnie chciałem usłyszeć.
Obejmowałam go lekko i czułam ogarniającą mnie radość i spokój. Bałam się oczywiście, że coś pójdzie nie tak, że coś może się zepsuć, ale na razie było dobrze. Odsunęłam od siebie myśli o Carol i skupiłam się tylko na tym, jak mocno go kocham. Nagle usłyszeliśmy ciche skomlenie i drapanie do drzwi.
- Chyba ktoś się niecierpliwi – stwierdził wesoło John – Wychodzimy?
- A dziś wieczorem… Masz jakieś plany? – zapytałam nieśmiało, zmieniając temat.
- Dziś wieczorem… zdejmę z ciebie wszystkie ubrania, położę cię na łóżku i będę cię pieścił tak długo, jak tylko sobie zażyczysz. I jak tylko będziesz chciała. Spełnię każde twoje życzenie…
- Kuszące. A będę mogła się odwdzięczyć?
- Nie. Dziś wieczorem będę ci dziękował za to, że przy mnie jesteś.
- A kiedy ja będę mogła ci podziękować?
- Dostaniesz swoje pięć minut, obiecuję – uśmiechnął się uroczo – Ale dziś to ty jesteś moim oczkiem w głowie…
***
Miałam w głowie przez cały dzień słowa Johna. Jestem jego oczkiem w głowie… Niby nic, zwykłe słowa, ale tak bardzo mnie uskrzydliły! Czułam się wyjątkowa, wręcz promieniałam, myśląc o nim. Carol? Była mi niestraszna. Mogła robić, co jej się podoba, i tak nie miała szans by odbić mi mojego narzeczonego. John należał tylko do mnie, i sam to przyznawał. Nie zrobiłby mi nigdy krzywdy, nie zdradziłby mnie, a już na pewno nie z nią. Byłam o tym święcie przekonana, toteż byłam w wyśmienitym humorze. Idąc do domu, podśpiewywałam z radości, ciesząc się że za dwie godziny znowu go zobaczę. Zdziwiłam się jednak mocno, bo drzwi nie były zakluczone… Po cichu weszłam do domu i usłyszałam głosy dochodzące z kuchni. Było dopiero południe, dlaczego John już był w domu, i to… z kimś? Pełna podejrzeń podeszłam do drzwi, które były lekko uchylone.
- Jak długo to trwało? – pytał z troską John – I co teraz z wami? Co z Lisą?
- Zdradzał mnie przez ostatnie pół roku…
Carol!? Pod moją nieobecność John w tajemnicy zaprosił ją do domu!? To jakiś żart… Koszmar! Zaprosił ją i z troską pytał, co się u niej dzieje! Okłamywał mnie od samego początku…
- Zdradzał mnie przez ostatnie pół roku – mówiła – Dowiedziałam się miesiąc temu. Zostawił mnie, choć zapewniał że kocha nas obie, mnie i tamtą kobietę. Poszłam do niej, nie wytrzymałam… Pobiłam ją i…
- Carol, tak nie można! Powinnaś o tym doskonale wiedzieć! Pamiętasz, kiedy zabiłaś psa Lawtonów, zniszczyłaś im samochód… Były po tym straszne problemy!
- John, to silniejsze ode mnie. Robili to z premedytacją, wiedziała że Andrew ma ze mną dziecko, a mimo to ukradła mi go! Lisa bardzo to przeżyła, rzuciła się na Andrew z nożem, ale on uciekł…
- Na Boga, Carol! Czegoś ty ją nauczyła… Potrzebujecie obie pomocy!
- Dlatego przyjechałam, John… Z tobą jedynie czułam się bezpiecznie.
- O czym ty mówisz? – usłyszałam w jego głosie zdziwienie i przerażenie – Carol, zdradziłaś mnie z nim, w ogóle nie kochałaś, wykorzystałaś, oszukałaś, żerowałaś na mojej naiwności, uciekłaś z nim, kiedy ja sprzedawałem dom specjalnie dla ciebie…
- Byłam głupia, John. Teraz to widzę, nikt nie jest w stanie zapewnić mi tego, co mógłbyś ty.
- Nie mogę ci niczego zapewnić, Carol. Nie tego, czego potrzebujesz. Nie mam pieniędzy, pozycji…
- Ale masz uczucia.
- Nie dla ciebie – szepnął z wahaniem – To już minęło, proszę nie próbuj niczego niszczyć…
Było mi niedobrze, słysząc ich rozmowę. Ani trochę jej nie współczułam, bo spotkało ją to, co niegdyś Johna z jej strony. Strasznie bolało mnie tylko zachowanie Johna, nawet nie to, że rozmawia z nią łagodnie, spokojnie i ze współczuciem, ale że w ogóle rozmawia. Bez mojej wiedzy, umówił się z nią zanim przyszłam z pracy – gdyby mieli trochę więcej szczęścia, nie nakryłabym ich. Dlaczego robił z tego taką tajemnicę? Przecież nie zabroniłabym mu spotkania z nią, może nie byłabym z tego powodu szczęśliwa, ale poparłabym każdą jego decyzję. A teraz? Pokazał, jak bardzo ma za nic moje zdanie… Byłam wściekła, ale bardziej rozczarowana i smutna. Nie, nie weszłam do kuchni, po prostu zdjęłam buty, kurtkę, i usiadłam na kanapie. Po chwili z kuchni wybiegła Śnieżka, chyba wyczuła moją obecność, i wskoczyła mi na kolana z radosnym piskiem. Przytuliłam ją mocno.
- Cześć, skarbie – przywitałam się z nią – Pan dał ci obiad, czy zapomniał o tobie? Nie? Za chwilkę cię nakarmię, słonko, pan jest zajęty, nie możemy mu przeszkadzać. Wytrzymasz jeszcze chwilę?
Śnieżka zaskomlała i ziewnęła, układając się na moich kolanach. Kochane stworzenie… Ona jedna uwielbiała mnie bezinteresownie i była bezgranicznie szczera. Patrzyłam na nią i myślałam sobie, czym zasłużyłam, że John tak mnie potraktował. Czyżby za to, że robię dla niego wszystko? Ze złości kopnęłam stoliczek, z którego spadła książka. Usłyszałam odsuwające się nagle w kuchni krzesło i cierpliwie czekałam na rozwój wydarzeń.
- Katie… - jęknął John, stając w drzwiach – Co ty tu robisz…?
- Przepraszam. Nie chciałam przeszkadzać. Myślałam tylko, że mieszkamy tu razem. Okazuje się, że robi się nam piękny trójkąt… O przepraszam! Czworokąt, zapomniałam o Śnieżynce.
- Słyszałaś…?
- Tak, wiem, chciałeś to ukryć, spotkać się z nią potajemnie. Niestety, nie udało się – uśmiechnęłam się ironicznie – Pójdę ze Śnieżką na spacer, nie będę wam przeszkadzać. Ugościłeś Carol należycie? Zrobiłeś jej herbatę?
- Kate, dlaczego taka jesteś?
- John, kochanie, posłuchaj sam siebie – ciągnęłam dalej lodowatym tonem – To we mnie jest problem?
- Jesteś zimna, oschła i sarkastyczna!
- A ty? Jesteś najzwyczajniej podły. Oszukujesz. Nie szanujesz mnie. Mam podstawy sądzić, że w ogóle nie kochasz. I masz czelność mieć pretensje, że jestem oschła. I zimna? Rano też byłam zimna?
- Kate…
- Nie będę tego słuchać.
Odwróciłam się, ale szarpnął mnie zdecydowanie za rękę i przyciągnął do siebie. Patrzył na mnie twardo, starał się chyba wyglądać niewzruszenie, ale usta mu drżały – to zdradzało wszystko. Spuściłam wzrok, czekając, kiedy mnie puści.
- Nigdzie stąd nie wyjdziesz – powiedział ostro.
- Żartujesz sobie, tak? NIKT nie będzie mnie tak traktował, nawet ty.
- Nie wyjdziesz! – krzyknął, puszczając mnie nagle i robiąc krok w tył – Siadaj i czekaj.
- Jesteś nienormalny! Nie będziesz na mnie krzyczał!
- Carol! – krzyknął, a ona wyszła z kuchni z triumfującym uśmieszkiem na twarzy, który znikł jednak, kiedy John na nią spojrzał – Wyjdź, proszę.
- Nie skończyliśmy rozmawiać…
- Carol, wystarczy.
- Zostań, Carol – powiedziałam – Przyszłaś porozmawiać z Johnem, ja wyjdę i dokończycie.
- Carol wychodzi – warknął John. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dlaczego jesteś tak nieuprzejmy? Przed chwilą byłeś tak miły, współczułeś jej, powinieneś pomóc, kiedy przychodzi do ciebie w potrzebie.
- Wyjdź stąd!!! – krzyknął, zwracając się w jej stronę.
- Nie krzycz na nią!
Spojrzałam na Carol; zacisnęła usta i czym prędzej wyszła, zostawiając za sobą tylko powiew chłodu. Drzwi trzasnęły z hukiem. Śnieżka zapiszczała, przestraszona, i trąciła mnie łapką. Wzięłam ją na ręce, mimo że była już coraz cięższa. Polizała mnie po policzku, ufnie pocierając noskiem o moją skroń.
- Postaw psa – powiedział John, nie patrząc na mnie.
- Jesteś bezczelny – odparłam – To Śnieżka, a nie żaden bezosobowy pies. Jak w ogóle śmiesz mi rozkazywać!?
- Chcę porozmawiać – złagodniał nieco – Musimy sobie coś wyjaśnić.
- Nie, ja nic nie muszę wyjaśniać. A ty rób co chcesz.
- Proszę – spojrzał na mnie niespodziewanie – Mam wyrzuty sumienia.
- Słusznie.
- Ale boli mnie twoje zachowanie.
- Nie będę tego…
- Boli mnie, bo wiem że masz rację – John podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach – Nie lubię, kiedy jesteś oschła, ale wiem że nie jesteś taka nigdy bez powodu.
- Właśnie! I nigdy nie zraniłam cię i nie oszukałam bez powodu, ja nigdy tego nie zrobiłam, nawet gdybym miała powód! A ty najzwyczajniej okłamujesz mnie, wbijasz mi nóż w serce…
- Katie… Przepraszam cię. Przepraszam, spójrz na mnie. Dobrze, skoro nie chcesz patrzeć, to chociaż posłuchaj mnie. Carol przyszła do Freemanów, nie chciałem z nią rozmawiać, uwierz mi że… Katie, musisz mi wierzyć.
- Na razie słucham.
- Carol powiedziała, że da mi spokój, jeśli porozmawiam z nią ten jeden raz… Nie chciałem, nie miałem ochoty na nią nawet patrzeć. Powiedziałem jej, że porozmawiamy, ale chcę żebyś była przy tej rozmowie, że nie zrobię niczego bez ciebie. Możesz jej zapytać, potwierdzi to.
- Nie będę jej o nic pytać – syknęłam, zdenerwowana – Coś jeszcze?
- Carol uparła się, że musi porozmawiać ze mną od razu, że zajmie mi chwilę, chce wszystko wyjaśnić. Katie, wiedziałem że nie powinienem przyprowadzać jej do naszego domu bez twojej wiedzy, ale chciałem mieć to za sobą. Przecież sam powiedziałbym ci, że z nią rozmawiałem… Myślisz, że mógłbym chcieć utrzymać to w tajemnicy? Przecież nie mam przed tobą tajemnic, wiesz o mnie wszystko, nawet najbardziej wstydliwe rzeczy…
- Jaką mam pewność, że nie chciałbyś tego zataić? John, wyraźnie słyszałam, jak z troską wypytujesz ją o jej życie, o jej córkę…
- Wyraźnie słyszałaś też, jak mówiłem jej, że nie chcę, by znowu niszczyła mi życie, i że moje uczucia nie są zarezerwowane dla niej. Bo są tylko dla ciebie, jak wszystko, co do mnie należy.
- Chcesz mnie przekonać takimi tanimi tekstami?
- Mój Boże, Kate, ja już nie wiem, co mogę zrobić! Tak, masz rację, zmartwiłem się, słysząc o tym że jej się nie układa, że Andrew ją skrzywdził, że są z Lisą same, ale zmartwiłbym się losem każdego innego człowieka!
- John, nie każdy inny człowiek tak mocno cię zranił! Pchasz się w te wspomnienia, w jej towarzystwo, mimo że sprawia ci to ból! Kilka godzin temu mówiłeś, że nadal czujesz ten wstyd i upokorzenie sprzed pięciu lat, że nie radzisz sobie z tym, a pchasz się w jakieś chore relacje z tą kobietą! Lecisz do niej jak ćma do światła, myślisz że jak z nią porozmawiasz, może nawet pomożesz, to zbawisz świat? Albo wymażesz z pamięci to, co ci zrobiła? John, krzywdzisz sam siebie, a rykoszetem obrywa się też mnie! Sprawia ci przyjemność robienie mi przykrości?
- Musiałem to wyjaśnić…
- John, nie wyjaśniłeś niczego! Wysłuchałeś tylko jej żali, jaka to jest biedna, bo popieprzony Andrew zrobił to, na co zasłużyła, czyli puścił ją kantem tak, jak kiedyś ona ciebie! Oni oboje są siebie warci, a ty brniesz w to całkowicie bez sensu.
- Katie – złapał mnie mocno za nadgarstki i przyciągnął do siebie – Proszę cię…
- Lepiej przemyśl sobie wszystko.
- Bo co? Zostawisz mnie, tak jak ona? Powtórzysz to, co Carol zrobiła pięć lat temu, i za co tak nią gardzisz?
- Szantażujesz mnie…?
- Chcę wiedzieć, czy mnie w ogóle kochasz.
- Jak śmiesz! – wyrwałam mu się – Po takim pytaniu powinnam…
- Zrób to, co powinnaś.
Nie wierzyłam, że to słyszę. I że widzę ten obcy chłód w jego oczach. Nie, nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Przejechałam dłonią po jego policzku, pocałowałam go lekko i wycofałam się.
- Kocham cię, John.
Ubrałam się i wyszłam. Dopiero będąc daleko od domu pozwoliłam sobie na to, by móc się w spokoju rozpłakać i rozsypać na kawałki.


Aktualizacja 03/12/2014r. następna część tutaj. 

20 komentarzy:

  1. No, w reszcie coś się dzieje :)
    Jak zaczęłam czytać, pomyślałam sobie, że Carol mogłaby wejść w komitywę z Sarah i razem ganiać za Katie z siekierami - cóż, siekier nie było, ale generalnie trafiłam :D
    Dobra, żarty na bok, teraz będzie poważnie. Z jednej strony mamy Katie, która wiecznie się kogoś boi, z drugiej Johna, który całe życie będzie przeżywał, że go jakaś laska zostawiła. Ciekawy przypadek, psychologowie chyba byliby zadowoleni ;)). No ale miało być na poważnie. Katie zbiera właśnie owoce własnego zachowania, traktowania Johna jak dziecko, dawania do zrozumienia, że to ona jest silna, a nie on. On silny raczej nigdy nie był, a ona tylko go w tym utwierdzała. Zrobiła z niego dziecko i oczekuje, że nagle stanie przed nią dorosły facet. Zaczynam się zastanawiać, na ile mu pomogła, a na ile zaszkodziła.
    Jedno od drugiego oczekuje ochrony i obrony w każdej sytuacji i może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że oczekują tego jednocześnie :). Ja rozumiem wzajemne wsparcie, ale są sytuacje, w których ewidentnie to jedna strona musi być tą silniejszą, być podporą dla drugiej. Tak jak było z poronieniem. I tutaj mała dygresja: uważam, że w tej sytuacji ujawnia się problem braku przyjaciół. Bo kiedy są problemy i jeden z partnerów musi wziąć na siebie ciężar bycia tą podporą, to powinien mieć też kogoś, przed kim nie musi udawać, że się trzyma i może się zwyczajnie rozkleić, żeby później wrócić do partnera i dalej móc być silnym. A oni tego nie mają i moim zdaniem to również przekłada się na ich emocje. Katie przynajmniej z ciotką pogadała. Koniec dygresji, wracamy do tematu :). W tej sytuacji z Carol nie dostrzegam problemu - tzn. nie widzę strony poszkodowanej. Mamy zazdrosną Katie i Johna, któremu objawia się dziewczyna sprzed 5 lat. Tak naprawdę żaden to dramat. Dramatem jest to, że Katie i John robią z pojawienia się Carol dramat. Dramatem jest to, że ani Katie, ani John nie radzą sobie z własnymi emocjami. Jak dla mnie Katie powinna wpuścić Carol, bo skoro jest pewna uczuć Johna, to czego tu się obawiać; John powinien z Carol pogadać, po czym wystawić ją za drzwi i tyle. I po sprawie. Na inne wydarzenia i tak nie mają wpływu. I zaczynam dochodzić do wniosku, że John potrzebuje psychologa, a nie narzeczonej, która utwierdza go w jego słabości.
    Zastanawia mnie, czemu po takim czasie John jeszcze nie wie, kiedy Katie jest dobrze, a kiedy nie, tylko musi się upewniać. Nie powinni wyczuwać siebie nawzajem? Może jeszcze za wcześnie, nie wiem.
    I skoro już weszłam na taki temat, to nie rozumiem też, czemu wszyscy robią taką sprawę z tego, że John nie mógł kochać się z Carol. Przecież nawet w długoletnich i stabilnych związkach się zdarza, że facet nie może albo kobieta nie będzie szczytować, tak bywa. Po co to tak roztrząsać, że raz mu nie wyszło?
    To teraz już mniej poważnie: wzywanie Pana Boga zaraz po stosunku, i to pozamałżeńskim, chyba jest lekkim nietaktem :D
    Na koniec powiem Ci, Kate, że lubię czytać Twoje opisy scen erotycznych ;-)
    Jeannette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *powinno być "wreszcie", spacja mi wskoczyła :)
      Jeannette

      Usuń
    2. Jeannette, nie zamierzam Cię na siłę przekonywać do moich racji, bo każdy ma swój pogląd i swoje zdanie, powiem Ci tylko jak ja to widzę: nie chodzi o to, że Johna zostawiła "jakaś laska", tylko że kobieta, którą mocno kochał, której oddał wszystko - całą duszę, serce, i był gotów oddać jej pieniądze, zostawiła go w TAKI sposób (w następnej części poruszę temat, w jakim momencie go zostawiła). I to z takim, wybacz, zerem jak Andrew. Dla Johna, którego ja opisuję, to był cios, który pogrążył go na kolejne pięć lat w tym więzieniu samotności i wycofania - nigdy nie oczekiwałabym, żeby ktoś nawet po tylu latach nagle przestał o tym pamiętać. I to jest dla niego dramat, to nie jest tak że oni sobie ten dramat tworzą bo im się nudzi w życiu i zajmują się wymyślaniem komplikacji.
      Zgodzę się z Tobą, że poniekąd Katie jest sama sobie winna, że trochę traktowała Johna jak dziecko nad którym trzeba roztoczyć opiekę - ale pamiętajmy, że to młodziutka dziewczyna, dla której jest to pierwszy związek, i to od razu z tak trudnym facetem, starszym od niej i z ciężkim bagażem doświadczeń - ona sama nie do końca wie czasem, jak powinna postępować, ale myślę że nie można jej za to potępiać, bo ZAWSZE jej intencje są dobre. Uchyliłaby mu nieba, gdyby mogła, czasem odsuwając swoje uczucia i potrzeby stara się żeby to jemu było dobrze, by czuł się bezpieczny, ale to nadal młoda, niedoświadczona dziewczyna, która uczy się życia i związku, i według mnie i tak zaskakująco szybko dojrzała.
      Troszkę chyba źle coś odebrałaś, bo w sprawie seksu Johna z Carol to nie jest wcale tak że teraz wszyscy to przeżywają. Dla Johna jako mężczyzny owszem, to był problem, ale wydaje mi się że Katie mu już nie raz udowodniła że jest genialny w tym, co robi, i raczej nie wracam już do tematu nieudanego pierwszego razu z Carol. A to, że teraz Katie wygarnęła Carol że John przy niej nie wykazał minimalnego entuzjazmu - dziewczyna była wściekła, zazdrosna, palnęła głupstwo, ale ja bym to zrozumiała. Kobieta w takim stanie często mówi rzeczy, których może nie powinna wspominać. A Katie chciała, może zbyt dobitnie, podkreślić to że z nią właśnie John jest szczęśliwy w każdej dziedzinie życia, a z Carol niekoniecznie tak było.
      Z tym Bogiem po stosunku to się trochę czepiasz :))) Ale miło mi, że moje opisy erotyczne trafiają w Twój gust :)

      Usuń
    3. E tam się czepiam, żartuję sobie :))
      Ja rozumiem Twoje racje i generalnie wszystko, o czym piszesz. Chciałabym tylko zaznaczyć, że nie starałam się powyższym komentarzem wejść w Twoją rolę, tylko po prostu przedstawiłam swój punkt widzenia o tym, co Ty napisałaś :). Jestem obserwatorem, osobą postronną i z takiego punktu widzenia wszystko oceniam :). Nie zawsze sama potrafiłabym postąpić tak, jak opisuję w komentarzach, że powinno się postąpić. Ale na szczęście nie jestem w takiej sytuacji, tylko siedzę sobie wygodnie i daje mi to podstawę, żeby pisać o tym, jak uważam, że powinno być, a nie o tym, jak ja bym postąpiła (bo nie wiem, jak bym postąpiła :)). Co wcale nie oznacza, że mam rację :)). To tylko tak, żeby na pewno wszystko było jasne ;)
      A co do tego nieudanego stosunku - akurat tutaj Katie się nie czepiam, sama pewnie jeszcze bardziej wygarnęłabym Carol, a co tam :)). Ale odniosłam wrażenie, być może błędne, że John przywiązuje do tego zbyt dużą wagę.
      Owszem, trafiasz mi w gusta swoimi opisami tematycznymi ;-)
      Jeannette

      Usuń
    4. Masz rację, łatwo jest siedzieć wygodnie w domu i komentować. To trochę jak z oglądaniem "Familiady" - wiesz wszystko i wściekasz się na uczestników, że on nie wie, ale... no właśnie. Postronny obserwator zawsze jest w tej komfortowej sytuacji, że może pozwolić sobie na powymądrzanie się i nie zawsze też od razu rozumie, że ten kogo ogląda, może być zestresowany, i z tego stresu zapomnieć imienia własnej matki :)
      John do wszystkiego przywiązuje zbyt dużą wagę, wszystko przeżywa, cały czas szuka tej pewności, że jest prawdziwym mężczyzną i że nie zawodzi, on ciągle potrzebuje się upewniać, że wszystko z nim w porządku - może to trochę rzeczywiście przesada, bo sama mam czasami ochotę nim potrząsnąć żeby wziął się w garść i zachował jak prawdziwy samiec, a nie wrażliwy chłopiec, ale... myślę, że to jego urok :)

      Usuń
    5. No i ja właśnie korzystam z tej uprzywilejowanej pozycji :)). Ale myślę, że to jest dobre, bo można na chłodno coś przemyśleć i dojść do pewnych wniosków, które kiedyś mogą okazać się potrzebne ;). Wiadomo, że błędów się nie uniknie, ale jednak na cudzych błędach można uczyć się tak samo, jak na własnych :)
      Jeannette

      Usuń
  2. Przypomniała i się taka stara piosenka Krystyny Giżowskiej: "Nie było ciebie tyle lat - myślałam że nie wrócisz już". Gdyby John i Katie znali dalszy ciąg, może wiedzieliby jak postępować, by się nie ranić. Ciotka Josephine zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie - to taki głos rozsądku w tej trudnej dla obojga sytuacji. Trzymam kciuki, żeby w końcu poukładali swoje sprawy, niech nareszcie nic i nikt nie przeszkadza im w szczęściu.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to było? "Poukładałam sobie świat i nie zostawię tego już"? No tak, a John nie dość że sobie poukładał, to stracił jakiekolwiek uczucia do Carol - poza żalem, więc choćby i nie było Katie, nie wróciłby do niej.
      Ciotka Josephine głosem rozsądku - napisałaś to z ironią czy serio? :))) A tak poważnie, to rzeczywiście największa wariatka okazała się najbardziej opanowaną i obiektywną osobą, kto by pomyślał... Pomijając to, że zapewne w głowie ciotki już powstaje misterny plan, jak pozyć się Carol w białych rękawiczkach :)))

      Usuń
    2. Dokładnie tak było dalej. I coś mi mówi, że w przypadku John'a i Katie ta recepta zostanie zastosowana.:)) A na poważnie, to nie spodziewałam się, ze dość malownicza (tak to ujmę:) postać jakę jest Josephine zachowa się rozsądnie w tym całym bałaganie. Wybaczam jej wcześniejsze wpadki - zrehabilitowała się w pełni. I może lepiej niech się jednak do niczego nie wtrąca? Gdy poprzednim razem chciał zrobić przysługę bratanicy nie skończyło się to dobrze.
      Nie wyobrażam sobie John'a wiążącego się ponownie z Carol. Nie po tym, co mu zrobiła. I tak, jak piszesz, fakt, że teraz jest z Katie nie ma tu znaczenia. Gdyby jej nie było i tak nie wróciłby do Carol.

      Usuń
    3. Nie nie nie, obiecuję - ciotka przestanie się wtrącać :) Chociaż... Nie. W pewnym momencie wtrąci się, a raczej jej narzeczony, ale pomogą, na pewno nie zaszkodzą.
      Tak jak napisałam wyżej do Jeannette, w następnym rozdziale wyjdzie na jaw, co będzie szokujące dla Katie, w jakim momencie Carol zostawiła Johna (oczywiście nie mogę tego teraz na forum wyjawić :), ale to też będzie miało swój udział w tym, co tak bardzo zabolało Johna i będzie to kolejną przyczyną, dlaczego John absolutnie nie wróciłby do niej. Zresztą już sam fakt że zostawiła go dla Andrew (jak sobie przypomnę, to....... brak słów) jest wystarczająco dyskwalifikujący. Zresztą, jakkolwiek może nam być nawet żal Carol że jest niezrównoważona bo miała ciężkie życie, ale uważam, że Johnowi w zupełności wystarcza szalona Kate - niezrównoważonej kobiety u boku chyba by nie zniósł. Pomocy może szukać u psychiatry, a John nie jest instytucją charytatywną by jeszcze pilnować Carol dzień i noc, by czasem nie zachciało jej się pójść powiesić jakiegoś zwierzątka, bo ktoś na nią krzywo spojrzy.

      Usuń
    4. Nie, nie! Nic nie wyjawiaj! Jak dla mnie fakt, że Carol uciekła z Andrew, oszukiwała John'a, wykorzystywała go i pogrywała z nim jest wystarczający. Rozumiem dlaczego do niej ie wróci. Staram się też zrozumieć, jak trudna dla obojga jest ta sytuacja, bo jedno i drugie potrzebuje wsparcia i nie zawsze otrzymuje je w takiej formie jakby chciało. Dalej uczą się być razem.:)

      Usuń
    5. A ja tam od początku mówiłam, że Josephine jest the best :))
      Jeannette

      Usuń
  3. Mam nadzieję ,że John szybko pozbiera te kawałki , na które rozpadła się Kate .
    Bardzo zaskoczył mnie John , on już prawie dojrzał , prawie stał się odpowiedzialnym facetem .
    Obawiałam się ,że spotkanie z Carol obierze mu rozum a facet bez rozumu to groźne zjawisko dla otoczenia . Och , jak ja dobrze rozumiem furię Kate i tak jak na nią wykazała się dużym opanowaniem , szczególnie w końcowej scenie , czyżby zamieniała się
    z młodziutkiej dziewczyny w świadomą kobietę ?
    Dziękuję Kate(autorce)za dzisiejszą część czekałam na nią niecierpliwie i nie zawiodłam się
    W trakcie bardzo ciężkiego tygodnia w pracy to jest fantastyczny odpoczynek .
    Dzięki Bogu za ten blog ( a właściwie Ani ) .
    Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, Katie jest na tyle silną babką, że sama się szybko pozbiera, potem spotka trzech muszkieterów - ochroniarzy, którzy również nieco podniosą ją na duchu, no a John... John przypieczętuje to pozbieranie się :)
      Dzięki Ci za zrozumienie i odbiór tekstu taki, jaki sobie założyłam: masz rację, John dojrzał, choć jeszcze trochę jest w nim tego skrzywdzonego chłopca, a i Kate nie jest już tą samą dziewczyną - jest kobietą. Zaczęła rozumieć, że czasem wielkie kłótnie albo głaskanie po główce to nie jest dobra metoda, czasem lepiej wyjść i zostawić Johna, by jak prawdziwy mężczyzna zaczął myśleć, a nie tylko ślepo przyjmować to, co mu Kate mówi. Oboje idą w kierunku pięknego, dojrzałego związku, w którym i on, i ona będą czuli się bezgranicznie bezpiecznie.

      Usuń
  4. 1.“Posłuchaj, dziecko, nie wiem, co tu robisz, czy sprzątasz u niego, gotujesz, ale chcę rozmawiać z Johnem”- cha cha- Carol, moja droga, może jesteś świruską ale za te słowa masz u mnie duży PLUS;)
    2. “Wyjdź z naszego domu”- jakiego “naszego”? Przepisał go na nią? Mają chociaż ślub cywilny?? Ech ta Katie, naiwne dziecko, bawi się w dom.
    3. O- i właśnie po to są mariaże- jakby był ten “papierek” to Carol mogłaby jej “naskoczyć na pukiel” co najwyżej;) A tak, Katie ma związane ręce. Do niczego nie ma prawa. Nawet wyrzucić Carol za drzwi.
    3. Hmm.. a gdyby tak w akcie zemsty Carol i Sarah wykastrowały Johna, to “święta” Katie by go nadal kochała?
    5. A w ogóle, po cholerę jakiś tam narzeczony (w dodatku rozchwiany emocjonalnie), kiedy ma się TAKIEGO psa??;) Jedynie dzięki temu psu czuję sympatię (mikrą, ale czuję) do głównej bohaterki;)
    Jeannette- ty to lubisz analizować;) Dogłębnie! :)
    Robin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, że lubię, co poradzić :))
      Tobie za to się zmysł prawno-praktyczny uruchomił - uczucia na bok, załatwiamy papiery :D. Ale generalnie to się przydaje. Kiedyś jedna pani poradziła mi, żeby przed ślubem zawrzeć małżeńską umowę majątkową, bo "rozwodu nikt nie planuje" ;). I to w sumie mądre podejście - miłość miłością, ale myśleć też czasem trzeba :). No i generalnie masz rację - w świetle prawa Katie nie ma żadnych praw do domu ;).
      Matko, co za pomysł z tym kastrowaniem :D. Pewnie by kochała, tylko już taka radosna by nie była ;P
      Ja zawsze powtarzam mojemu psu, że jest jedynym facetem, któremu pozwalam się tak obcałowywać, jak on to robi :D
      Jeannette

      Usuń
    2. Czyżby ktoś miał problem z liczeniem do pięciu? :)

      Usuń
    3. To efekt uboczny czytania fanfiku:)
      Robin

      Usuń
    4. Myślałam, że chcesz wykazać wyższość cyfry 3 nad cyfrą 4 :D
      Kiedyś oglądałam taki program o hipnozach i zahipnotyzowana babka zapomniała o istnieniu cyfry 4. Na pytanie, ile dłoń ma palców odpowiadała, że 5, ale jak jej kazali policzyć, to liczyła "1,2,3,5,6" i nie rozumiała, czemu jej wychodzi 6, skoro dłoń ma 5 palców. Może Cię Carol zahipnotyzowała? ;)
      Jeannette

      Usuń
    5. He he, nie dałabym się:) Ale podoba mi się co napisałaś ;)
      Robin

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.