Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Książę z lawendowych pól" zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
--------------------------
Poprzednia, dwudziesta druga część tutaj.
Dość długo chodziłam po lesie,
próbując uspokoić się i podejść do sprawy Carol i dziwnych emocji Johna
rozsądnie. Nie było to łatwe, bo kompletnie nie wiedziałam, jak się zachowywać.
Co jest w tej sytuacji prawidłowe, a co nie. Nigdy nie byłam w tak
niecodziennej i trudnej sytuacji… Tak naprawdę poczułam, że w moim życiu nie ma
już miejsca na beztroską młodość, jaką cieszyli się moi rówieśnicy, ja musiałam
wziąć się w garść i zmierzyć się z czymś, o czym nawet nigdy nie myślałam, że
mnie spotka. Jasne, nie była to może ogromna tragedia, ale sytuacja wybitnie
niekomfortowa, i prawdę mówiąc trudna. Ale… zaraz, w czym był problem? Nagle
otrząsnęłam się i dotarło do mnie, że skoro poradziłam sobie z utratą dziecka,
skoro w tak młodym wieku przeżyłam poronienie i udało mi się nie popaść w
depresję, to nic nie jest w stanie mnie złamać! Z Johnem możemy zwalczyć
wszystko! A już na pewno nie poróżni nas była dziewczyna mojego ukochanego.
Nawet, jeśli John sobie z tym nie radzi i miota się, ogarnięty przez skrajne
emocje, to nie powinnam go obwiniać, tylko siedzieć tam i czekać, aż zmądrzeje.
Tak, nareszcie ochłonęłam i już wiedziałam, że wrócę do domu. Ale jeszcze nie
teraz. Poszłam na przystanek autobusowy i pojechałam do Yorku. Kupiłam sobie
nową sukienkę i ulubione czekoladki Johna, na które nie pozwalał sobie zbyt
często, bo były piekielnie drogie. Ja jednak kupiłam je bez wahania i wyrzutów
sumienia. Pospacerowałam jeszcze trochę po mieście, poszłam coś zjeść, posiedziałam
na ławce w parku, i udałam się na przystanek, by czekać na autobus do
Terrington. Kolejny miał przyjechać dopiero o dziewiątej, więc spokojnie
czekałam, mimo że było mi przeraźliwie zimno. W Terrington byłam dopiero o
dziesiątej, na uliczkach pusto i cicho, trochę bałam się, ale spotkała mnie
miła niespodzianka: na ławeczce siedzieli sobie moi przyjaciele, panowie Kirth,
Crosman i Rooney.
- Dobry wieczór panom – przywitałam
się – Nie zimno wam?
- Winko nas rozgrzewa – odparł
zadowolony Kirth – A pa… panieneczka to gdzie się pro… pro… prowadza po nocy?
- Właśnie! – zawtórował mu
Crosman – Siedzimy i czekamy na panienkę od siódmej!
- Boże, przepraszam was! Gdybym
wiedziała, postarałabym się wrócić wcześniej? Coś się stało, że na mnie
czekacie? Potrzebują panowie pomocy?
- Przede wszystkim, panieneczko,
pro… proszę mówić nam po imieniu. Żadni pa… pa… panowie z nas. George jestem –
Rooney zabrał Kirthowi butelkę i podsunął mi ją – Na zdró… zdróweczko,
koleżanko.
- Nie, dziękuję…
- Napij się z nami! – ryknął
Crosman – Jak inaczej prze… przejdziem na ty, jak nie zapija… ja… jając?
- No… dobrze – przemogłam się i
łyknęłam odrobinę. Ohydne, ale mocno rozgrzewające – Więc, co się dzieje?
- To je kobita! – roześmiał się
Kirth – Równo z nami pije!
- Błagam, skup się, Colin, i
powiedz mi po co na mnie czekacie?
- A po nic, kochaniu… niu…
niutka. Wynajął nas znowu, padalec leniwy, samemu nie chciało mu się czekać!
- Kto, John!?
- A kto inny? Jakby mógł, to...
to by cię zamknął w klatce! – wtrącił Crosman – Kazał nam prze… przejść całą
wieś i cię po… po… poszukać, a jakby co to czekać na przystanku!
- A on? Gdzie jest?
- W domu, był tam przynajmniej
go… godzinę temu – wybełkotał Rooney, odrywając usta od opróżnionej butelki.
- Sam?
- Taaa, a te dwie wariatki u
siebie siedzą – mruknął Crosman – Wszy… wszystko w porządeczku, sze… szefowo.
- Nie mogę wyjść z podziwu, JAK w
stanie nietrzeźwości można być tak zorientowanym i obrotnym, jak wy!
- Lata praktyki, laleczko –
Pierce wyszczerzył się, ukazując swoje wybrakowane uzębienie, bez górnej
jedynki – Chłopaki, wstajem i idziem, trza ją od… od… odprowadzić do domu.
- Do którego domu panienka sobie
życzy? – zapytał George.
- Do Johna, oczywiście –
odparłam, nieco zszokowana całą sytuacją – Chodźcie, jest strasznie zimno.
Odprowadzili mnie pod same drzwi,
chciałam zaprosić ich choć na herbatę, by się nieco rozgrzali, ale stanowczo
odmówili, tłumacząc się swoimi sprawami i obowiązkami służbowymi. Jakież oni
mogą mieć obowiązki!? Czyżby „pracowali” jeszcze u kogoś, oprócz Johna? Albo
może to on dołożył im jeszcze więcej absurdalnych obowiązków? Uśmiechnęłam się
pod nosem, bo była to całkiem zabawna sytuacja. Pożegnawszy się z nimi, po
cichu weszłam do domu. John już spał, a przynajmniej tak wyglądał. Usiadłam
obok niego i patrzyłam przez chwilę na jego twarz, lekko oświetloną przez
światło latarni wpadające przez okno. Nie mogłam pozwolić na to, by coś się
między nami psuło tylko dlatego, że do Terrington przyjechała Carol, nawet
kiedy czułam zazdrość, musiałam być bardziej opanowana i wspierać Johna,
zamiast robić mu wyrzuty. Wiedziałam, że będzie to trudne, bo byłam bardzo
emocjonalną osobą, temperamentną i w gorącej wodzie kąpaną, i tak naprawdę często
żywiołowa, nieprzemyślana reakcja była u mnie o krok przed myśleniem, ale
przynajmniej chciałam postarać się być spokojniejszą. Tak, muszę wziąć się w
garść, koniecznie. Dla niego. Pogłaskałam go po włosach i poszłam do kuchni.
Byłam zmęczona, ale też strasznie głodna. John zostawił dla mnie dwie kanapki,
które wręcz połknęłam zaledwie w pół minuty. Nie miałam siły na nic. Szybko
umyłam zęby i zdjąwszy z siebie ubranie, wsunęłam się pod kołdrę. Błogie
ciepło… Moje zlodowaciałe stopy i zziębnięte ciało tego właśnie potrzebowały.
Kiedy tylko złożyłam głowę na poduszce, oczy momentalnie zamknęły się i od razu
odpływałam w krainę snu. Obróciłam się na prawy bok, leżąc tyłem do Johna, i
nakryłam się po samą szyję. Oprzytomniałam jednak na chwilę, kiedy poczułam jak
John porusza się. Gdzieś w połowie między świadomością a snem odnotowałam, że
dotknął moich lodowatych stóp, dłoni i policzków. Podniósł się i sięgnął po
leżący na fotelu obok gruby koc, którym otulił mnie szczelnie, a dopiero potem
nakrył ponownie kołdrą. Poczułam jeszcze, jak jego ciało przylega do moich
pleców, jego silne ramię obejmuje mnie, i… uśmiechnąwszy się, zasnęłam.
Obudziłam się, czując jego oddech
na szyi, ustami dotykał jej niemal niewyczuwalnie, a jego ramię nadal
obejmowało mnie tak, jak wieczorem. Było mi bardzo gorąco, ale to nie dziwne,
skoro okrywały mnie dwie grube warstwy, a dodatkowo ogrzewało jego ciało.
Poruszyłam się nieznacznie, a John złożył na mojej szyi subtelny pocałunek.
Uśmiechnęłam się szeroko i obróciłam w jego stronę.
- Cześć, kochanie – szepnęłam,
całując go w usta – Dziękuję ci za kocyk.
- Katie, ty… nie gniewasz się na
mnie? – John wyglądał, jakby w ogóle nie wierzył, że widzi mnie obok siebie.
- A mam powód?
- Chyba… chyba masz?
- Daj spokój. Dziękuję ci też za
ochronę, choć zmusili mnie żebym się z nimi napiła tego ohydztwa.
- Gdzie byłaś? – zapytał
troskliwie.
- Na zakupach, poczekaj chwilę –
wygrzebałam się spod kołdry i natychmiast tego pożałowałam, kiedy wstrząsnął
mną dreszcz. Było lodowato! Podbiegłam jednak szybko do stolika, na którym
leżała torba z zakupami, i wróciłam do ciepłego łóżka – Kupiłam sobie sukienkę,
jak ci się podoba?
- Śliczna… I w moim ulubionym
kolorze – uśmiechnął się John, oglądając lawendową sukienkę.
- Kupiłam ci też czekoladki.
- Nie musiałaś – jego oczy
powiększyły się i rozbłysły radosnym blaskiem – Jesteś cudowna! Wiesz, że są
piekielnie drogie!
- Tak? Nie odczułam tego. Kocham
cię, John.
- Ja ciebie też. I przepraszam
cię za wczoraj, za Carol…
- To nie ma znaczenia, John.
Musiałeś z nią porozmawiać, więc to zrobiłeś.
- Ale miałaś rację, ta rozmowa
niczego nie wyjaśniła. Carol wykorzystała okazję, żeby się wyżalić i wzbudzić
litość. Chciała do mnie wrócić, tak mi się wydaje.
- Wiem, słyszałam. Ale ty…
- Ja nie chciałem – zaznaczył
stanowczo – Wiesz, że nie. Po pierwsze, kocham tylko ciebie, a po drugie… Za
bardzo tkwi mi w pamięci to, że chciała mnie wykorzystać, że chciała wyjść za
mnie tylko dla pieniędzy za sprzedaż domu. Nawet, gdybym nie miał ciebie, i tak
bym do niej nie wrócił.
- Jesteś tego pewien, John? –
popatrzyłam na niego wnikliwie – Mam wrażenie, że gdybyś był sam, Carol miałaby
spore szanse by cię urobić i przekonać do siebie ponownie. Przecież wczoraj
rozmawiałeś z nią, byłeś dla niej tak miły, współczułeś jej…
- Kate, ja po prostu chciałbym
jej wybaczyć. Może wtedy łatwiej byłoby mi o tym zapomnieć. Teraz rozumiesz?
- Rozumiem. Nie będę się wtrącać,
zrobisz, co zechcesz.
- Ja chcę, żebyś się wtrącała.
Nie chcę robić niczego bez ustalenia z tobą.
- Dobrze, kochanie. Jak sobie
życzysz. Chciałam tylko… Ja też muszę cię przeprosić. Wczoraj zachowałam się
jak okropna, zazdrosna baba. Byłam niemiła, wzorcowa zołza. Tak, jak
skrzyczałam wczoraj ciebie, Bogu ducha winnego… Aż mi wstyd – roześmiałam się
na wspomnienie tego, wiedząc jednocześnie że John ani trochę nie gniewa się.
- Należało mi się. Poza tym…
jesteś nawet trochę seksowna, kiedy się wściekasz.
- Trochę?
- Jesteś w tej swojej wściekłości
na tyle seksowna, że we mnie narasta moja własna wściekłość i ogromna chęć na
to, by cię unieruchomić i zatkać buzię, żebyś więcej nie krzyczała. A potem
odetkać, bo w pewnym momencie jest wskazane, żebyś zaczęła krzyczeć…
- Wystarczy! Wystarczy, bo nie
wytrzymam i znowu zacznę się wściekać. Jesteś niepoprawny!
- Ale kocham cię, to chyba
wszystko wynagradza.
- Jesteś nie tylko niepoprawny,
ale i słodki.
- To może… czekoladkę? – John
otworzył pudełeczko i wetknął mi jedną do ust – Moja ty miłośniczko słodyczy.
Cieszyłam się, że wszystko sobie
wyjaśniliśmy. Naprawdę byłam szczęśliwa. Ale gdzieś tam w głębi zdawałam sobie
sprawę, że już przez takie sytuacje przechodziliśmy – niby tłumaczyliśmy sobie
niezgodności i różnice, przepraszaliśmy się nawzajem, było przez chwilę
cudownie, a potem… Potem znowu to samo. Teraz nie mogłam na to pozwolić.
Postanowiłam, że choćbym miała tłumić w sobie gniew, żal czy zazdrość, nie
dopuszczę do tego, byśmy się pokłócili – a już na pewno nie z powodu Carol. Nie
była warta niszczenia tego, co między nami jest.
***
- Pilnuj drożdżówek, Kate! –
krzyknął do mnie Jackman już zza drzwi – Nie spal ich znowu, bo cię zwolnię!
Poszedł. Całe szczęście, bo od
rana tylko narzekał. Starałam się go rozweselić, ale pokłócił się z gosposią
księdza o jej plotkarstwo, i wręcz ciskał gromami z każdym swoim słowem. Niby
wyszedł tylko na moment, ale pomyślałam, że przyda mu się małe przewietrzenie
umysłu. Dochodziła już jedenasta, i właściwie powinnam pracować jeszcze przez
godzinę, ale postanowiłam zostać do czternastej, ze względu na dobro klientów,
lepiej żeby Jackman cały dzień spędził na zapleczu. Układałam świeże pączki na
półkach, kiedy ktoś wszedł do cukierni. Odwróciłam się z uprzejmym jak zwykle
uśmiechem, który od razu zgasł. To była Carol. W pierwszej chwili nie
wiedziałam, co robić, bo prawdę mówiąc byłam wściekła, widząc ją, ale
opanowałam się.
- Co podać? – zapytałam chłodno.
- Nic – odparła ze sztucznym
uśmiechem.
- W takim razie po co przyszłaś?
To sklep, a nie muzeum.
- Przyszłam cię zobaczyć.
- Powtórzę: to NIE muzeum, tu się
niczego nie ogląda.
- Pokłóciliście się wczoraj
przeze mnie, tak? – zapytała, lustrując mnie z góry na dół – Mam nadzieję, że
to nic poważnego?
- To nie twoja sprawa – rzuciłam
tacą od pączków o ladę – Nie będę z tobą rozmawiać.
- Ależ Kate, przyszłam pokojowo,
przestań się denerwować.
- Ty? Pokojowo? Prowadzasz się po
wsi z Sarah Jones, już samo to zaprzecza twoim pokojowym zamiarom!
- Ale o czym mówisz, to Sarah…
zrobiła wam coś? Kate, ja o niczym nie wiedziałam, była dla mnie miła, dlatego
przyjęłam jej pomoc, a wiesz że bardzo jej potrzebowałam…
- Będziesz potrzebowała pomocy,
kiedy ta metalowa taca wyląduje na twoim cholernym nosie! Przestań kłamać i
wynoś się stąd!
- Kate, opanuj się! Spokojnie,
nic ci nie zrobiłam…
- Jak śmiesz!? Wszystko, co
zrobiłaś Johnowi, mnie zrobiłaś potrójnie! Może on jest naiwny i ci wierzy, ale
ja nigdy!
- Widzę, że trafiłam na twardą
przeciwniczkę – uśmiechnęła się ironicznie – To dobrze. Nie lubię walczyć z
byle kim. Posłuchaj mnie, chcę tylko wytłumaczyć Johnowi wszystko i uzyskać
jego przebaczenie, nic więcej. Potem zniknę.
- I ja mam ci uwierzyć?
- Zrobisz, co zechcesz, ale mam
propozycję: spotkajmy się w trójkę. Przekonasz się, że ani nie próbuję go
uwieść, ani mu zaszkodzić. Kate, on był moim jedynym przyjacielem, teraz to
rozumiem, i wiem jak bolało go to, co zrobiłam. Chcę to naprawić i z czystym
sumieniem wyjechać.
- Posłuchaj mnie: wiem, że miałaś
w życiu ciężko, że gwałcił cię ojciec, zrobił ci dziecko, matka was zostawiła,
musiałaś dawać sobie radę, a twoim największym życiowym nieszczęściem było to,
że byłaś tak głupia, by być z Lawtonem, największą ofermą na świecie, który
ostatecznie kopnął cię w tyłek, ale NIC z wyżej wymienionych rzeczy NIGDY NIE
usprawiedliwi tego, jak potraktowałaś Johna.
- To TY posłuchaj, smarkulo…
- Po co te nerwy? – tym razem to
ja uśmiechnęłam się ironicznie – Chcesz zobaczyć się z Johnem? To lepiej bądź
dla mnie miła. To ja rozdaję karty, rozumiesz to? A jeśli chcesz wiedzieć, jak
bardzo gniewa się John, kiedy ktoś powie choć jedno złe słowo na mnie… Zapytaj
swojej przyjaciółki Sarah. Albo Paula Turnera, przez dwa tygodnie chodził po wsi
posiniaczony.
- Ty mi grozisz…!? – warknęła, i
zobaczyłam obłęd w jej oczach. Przestraszyłam się, ale nie dałam tego po sobie
poznać.
- Ja? Carol, przeceniasz mnie. Ja
jestem tylko… jak to było? Łatwą małolatą, którą zabawia się John. Ja miałabym
ci grozić?
- Ty przebiegła żmijko…
- Carol, podobno chciałaś się
pogodzić. Co z tobą?
Widziałam, że przez moment
kompletnie nie wiedziała, jak się zachować. Na jej twarzy malowało się ogromne
zmieszanie, niedowierzanie wraz z wściekłością. Wpatrywała się we mnie tym
szalonym wzrokiem i nagle złagodniała. Coś mi mówiło, że nie do końca szczerze…
- Tak, przepraszam. Poniosło mnie
– powiedziała, ściszając głos – Nie chcę się kłócić. To jak, możemy się spotkać
dziś popołudniu?
- Zapytam o to Johna. Nie mogę
decydować za niego, tak jak i on za mnie. Wszystkie decyzje podejmujemy razem –
podkreśliłam z mocą – Zróbmy tak. O czwartej spotkajmy się na ławce, tu na
centralnym placu. Jeżeli nas nie będzie, to znaczy że John odmówił, w takim
razie nie czekaj na nas. Postaram się jednak z całych sił go namówić –
uśmiechnęłam się sztucznie słodko.
- Dobrze… Nie spodziewałam się,
że jesteś taka twarda – Carol popatrzyła na mnie z uznaniem – W takim razie do
czwartej.
Obróciła się na pięcie i wyszła z
cukierni jak burza. Patrzyłam na nią przez przeszklone drzwi i widziałam, jak
otoczyli ją moi „ochroniarze”, gdy zdążyła zrobić krok. Popatrzyli na nią tylko
i rozstąpili się, a ona, najwyraźniej wściekła jak osa, pobiegła do domu
Jones’ów. Pierce, Colin i George pomachali mi radośnie, a ja nie mogłam
powstrzymać się od śmiechu i zaprosiłam ich na świeże, gorące drożdżówki prosto
z pieca. Tak zastał nas Jackman, kiedy wrócił do cukierni.
- Tak to się pracuje! – krzyknął
w progu – Może jeszcze pijesz w pracy z nimi!?
- Szefie, to moi przyjaciele!
Zaprosiłam ich tylko na drożdżówki, bo marzli na zewnątrz…
- Marzną na własne życzenie,
łobuzy jedne!
- Te, szefuńciu, a mordę to ci
obić? – Pierce wstał z krzesła i podszedł do Jackmana – Na naszą koleżankę
krzyczysz?
- Stary, zostaw go. Nie warto –
ostudził jego zapał Colin – To porządny facet. Nie skrzywdzi naszej Kate.
- O co tu chodzi! – Jackman
złapał się za głowę – Albo ty jesteś nienormalna, albo ja!
- Ty! – krzyknął George z pełnymi
ustami, plując okruszkami spomiędzy szczerb na Jackmana – I nikt inny!
Jackman o mało co zawału nie
dostał, ale wyjaśniłam mu pokrótce pomysł Johna z „ochroną”. Na początku nie
dowierzał, ale gdy opowiedziałam mu wszystko jeszcze raz, wybuchnął gromkim
śmiechem, choć stwierdził, że rozumie obawy mojego narzeczonego, i na jego
miejscu zrobiłby to samo. Panowie grzecznie pożegnali się, a ja spokojnie
doczekałam do końca pracy, i poszłam do Freemanów po Johna. Wcale nie był
zdziwiony moim widokiem.
- Wiedziałem, że przyjdziesz –
uśmiechnął się radośnie, przytulając mnie – Jak minął dzień?
- Dobrze, choć… Musimy
porozmawiać. Poważnie.
- Poczekaj, najpierw coś
ważniejszego – John wziął głęboki oddech i mocno mnie pocałował, tak mocno jak
nigdy wcześniej nie zrobił tego na środku ulicy. Oderwał się ode mnie,
popatrzył niesamowicie zmysłowo i ponownie wpił się w moje wargi, mocno
trzymając mnie w talii.
- Co to ma być!? – krzyknęłam ze
śmiechem, gdy zdołałam się od niego odsunąć.
- To? Zaliczka na poczet wieczoru.
Muszę nadrobić wczorajszy, bo obiecałem ci cuda, a ty po prostu wyszłaś z domu
i nie miałem okazji ich dokonać.
- Ty i cuda… Brzmi baaaardzo
obiecująco… Prowokacyjnie – szepnęłam mu wprost do ucha.
- Chcesz prowokacji?
Nie czekając na moją odpowiedź nachylił
się i zaczął całować mnie tak namiętnie, gorąco, a zarazem tak czule… Nie dane
było nam się jednak cieszyć tą chwilą.
- Cześć – usłyszałam głos Carol i
odsunęłam się od Johna.
- Carol! – spojrzał na nią jak na
ducha – Co ty tu robisz?
- Nie zdążyłam ci powiedzieć,
kochanie. Chciała z nami porozmawiać. Ale umawiałyśmy się na czwartą?
- Nie mogłam czekać – Carol
zrobiła minę zbolałej męczennicy – Gryzie mnie sumienie. John, porozmawiajmy,
wyjaśnijmy sobie wszystko.
- Katie, o co chodzi? – John
cofnął się o krok – Ty z nią rozmawiałaś… o mnie?
- Przyszła do mnie do cukierni,
ale twierdzi, że jest nastawiona pokojowo. Chciała porozmawiać z nami, John,
nie podjęłam decyzji, właśnie miałam cię zapytać czy w ogóle masz na to ochotę,
ale widzę, że Carol chyba pomyliły się godziny.
- Zgódź się, porozmawiajmy –
prosiła nachalnie – Proszę, musimy porozmawiać, potem dam wam spokój… Obiecuję,
John, tylko poświęć mi kilka minut!
John spojrzał na mnie pytająco,
ale ja z aprobatą kiwnęłam głową, więc i on westchnąwszy ciężko, zgodził się na
rozmowę. Usiedliśmy na ławce; ja na jednym skraju, Carol na drugim, a on
pośrodku nas, jednak szybko odsunął się w moją stronę, łapiąc mnie za rękę.
Tak! Niech widzi, że nie trafiła na byle kogo, że John na mnie polega, że jestem
dla nie go ważna! Z niecierpliwością czekałam na to, co też chciała nam
powiedzieć…
- Jak już mówiłam, Andrew mnie
zostawił – powiedziała cicho – Zdradzał mnie już jakiś czas. Nie patrzył na to,
że mamy razem córkę, że kochamy go obie, że… Że zostawiłam dla niego całe
życie. Ale twierdził, że zależy mu i na mnie, i na tamtej wywłoce. Kiedy
poszłam do niej, powiedziała mi że Andrew od dawna obiecywał jej że mnie rzuci.
Pobiłam ją do krwi.
- Carol, wystarczy – przerwał jej
John – Już to słyszałem. Nie mogę ci pomóc, przykro mi.
- Nie chcę pomocy, John, chcę
żebyś mi wybaczył – odparła, ale wyjątkowo nieszczerze to zabrzmiało.
- Wybaczyć ci? Nie rozumiem tego,
co mi zrobiłaś, więc nie mogę wybaczyć.
- Proszę cię…
- Carol, słyszysz siebie? –
uniósł się John – Przypomnij sobie, co mi zrobiłaś, a ja oddałem ci wszystko,
całego siebie, całe moje serce, wszystkie uczucia jakie miałem, pieniądze…
- Spokojnie, kochanie –
szepnęłam, czując jego zdenerwowanie – Jestem obok ciebie.
- Wyobrażasz sobie, jak się
czułem, kiedy w dzień ślubu powiedziano mi, że jesteś z Andrew… na
wrzosowiskach? – Johnowi załamał się głos; nigdy nie mówił mi, że ta wariatka
zostawiła go w dzień ślubu! – A potem… ubrany w ten idiotyczny garnitur…
poszedłem do ciebie. Zdążyłem tylko zobaczyć, jak wrzucasz swoje bagaże do
samochodu i…
- To przeszłość…
- Ale ja widziałem, jak kobieta,
którą kocham, odjeżdża z najgorszym dupkiem na świecie! W życiu nie zaznałem
takiego poniżenia!
- Mnie też poniżano, nie
pamiętasz? – krzyknęła Carol, zrywając się na równe nogi – Lawtonowie
traktowali mnie jak trędowatą, a to, że gwałcił mnie własny ojciec, to nie było
poniżenie!?
- Uważasz, że coś cię
usprawiedliwia? – John również wstał i stanął z nią oko w oko – To, że ktoś
skrzywdził ciebie, automatycznie pozwala ci, żebyś mściła się na swoich
bliskich? Na kimś, kto cię zwyczajnie kochał bezinteresownie…!? Carol, byłem
JEDYNĄ osobą w tej cholernej wsi, która otworzyła dla ciebie całe swoje serce,
mimo że nie potrafiłem, to była dla mnie nowość, nie miałem nigdy nikogo
bliskiego prócz dziadka i rodziców, mimo że uczucie do ciebie było dla mnie w
tym momencie tak trudne… A ty potraktowałaś mnie jak śmiecia. Nie pofatygowałaś
się nawet, żeby spojrzeć mi w twarz i powiedzieć, że NIC do mnie nie czujesz i
że nie obchodzi cię nasz ślub!!!
Ze złością opadł na ławkę i ukrył
twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, co robić, patrzyłam to na nią, to na niego…
Szok i niedowierzanie. Wiedziałam, że cała ta sytuacja była dla niego niezwykle
trudna, że przeżył to strasznie, ale teraz byłam w ogromnym szoku. Tyle nowych
faktów, tyle emocji… Nagle poczułam, że mam ochotę udusić tę wiedźmę gołymi
rękoma, za te lata cierpienia, które zafundowała mojemu Johnowi w chwili swojej
bezgranicznej radości, gdy uciekała z tym pajacem! A teraz próbuje wykpić się
swoim poniżeniem? Bezczelna! A kiedy zobaczyłam, jak John wbija we mnie
bezradny wzrok, jak na jego twarzy maluje się bezgraniczny smutek i
rozczarowanie, mój Boże, poczułam się jakbym to ja go skrzywdziła. To
niezrozumienie i pretensje w jego przerażająco przygnębionych oczach…
- John, kochanie – przytuliłam go
mocno, nie wiedząc co mogę powiedzieć – Spokojnie… Chcesz iść do domu?
- Nie. Chcę wiedzieć, co odpowie
mi Carol – odparł, zwracając się w jej kierunku. Jego oczy błyszczały od łez,
które zaczynały się w nich gromadzić.
- Zostaw, nie warto…
- MUSZĘ wiedzieć!!!
Carol jakby straciła na pewności
siebie. Chyba nie spodziewała się aż tak ostrej reakcji Johna. We mnie
natomiast wezbrała niesamowita wściekłość i gotowa byłam na wszystko.
- Jak mogłaś… - wycedziłam
powoli, wbijając w nią wzrok – Jak można być tak podłym? Jak można zostawić
kogoś, kto mógł umrzeć za ciebie, kto kochał cię najmocniej na świecie…
- Zamknij się, smarkulo! – Carol
wrzasnęła jak oparzona – Co ty możesz wiedzieć!? Wepchnęłaś mu się do łóżka
przypadkowo! Gdybym nie zechciała go wtedy zostawić, nadal byłby MÓJ,
rozumiesz? Ty nawet nie masz pojęcia, jak to jest być z mężczyzną! Głupia
małolata, złapałaś największego naiwnego, prostodusznego faceta i myślisz że
jesteś wytrawną łowczynią!? Że cokolwiek wiesz o życiu, o tym, jak to jest
kochać kogoś!?
- W przeciwieństwie do ciebie
wiem, co to znaczy kochać. Kochać i nie ranić. I wybacz, ale ty, sypiając przez
parę lat z Lawtonem, twierdzisz że wiesz jak to jest być z mężczyzną? Z nas dwóch taką wiedzę
posiadam TYLKO JA, Carol.
- Tak? I nie wiesz nawet, co z
tym MĘŻCZYZNĄ zrobić!
- Jesteś tak głupia, Carol… Boli
cię to, bo wiesz, że straciłaś największy skarb, jaki istnieje na świecie,
straciłaś go dla marnej podróbki. Dla kogoś, kto kopnął cię z takim rozmachem,
na jaki zasługujesz. Zastanawia mnie tylko, jak bardzo podłym trzeba być, żeby
w dniu ślubu zostawić kogoś takiego, jak John. Człowieka niewyobrażalnie
dobrego, który był w stanie poświęcić wszystko, co miał, żebyś była szczęśliwa.
On poniżył się, wiedząc że go nie kochasz, w nadziei że po ślubie coś się
zmieni, jesteś w stanie wyobrazić sobie jakie to trudne i bolesne? Ale kochał
cię tak mocno, że przełknął fakt, że kochasz innego, zdeptał swoją męską dumę i
przechodził w sercu każdego dnia to upokorzenie, bo patrzył na kobietę, którą
kochał, która chciała za niego wyjść, kochając innego. Ty to upokorzenie
uczyniłaś stukrotnie bardziej dotkliwym, w jednej chwili rujnując jego życie.
Naprawdę nie jesteś w stanie pomyśleć, jaką krzywdę mu wyrządziłaś!?
Milcząc, wpatrywała się we mnie z
nieskrywaną niechęcią. Gdyby mogła, pewnie zabiłaby mnie na miejscu, ale nie bałam się. John
również wbił we mnie wzrok, początkowo pełen zdziwienia, niedowierzania, ale po
chwili jego oczy rozjaśniły się i pojawiła się w nich wdzięczność. Ściskałam
mocno jego rękę, czując jak mocno drży. Mój Boże, skąd we mnie nagle aż tyle
odwagi, żeby wygarnąć tej niebezpiecznej wariatce, co o niej myślę… Gdyby wzrok
mógł zabijać, John ściskałby właśnie dłoń swojej martwej narzeczonej.
- Dlaczego nic nie mówisz? –
powiedziałam lodowato – Odebrało ci mowę? Jesteś zaskoczona, że głupia smarkula
jest w stanie ci się postawić? To jest właśnie to, Carol, czego ty nigdy nie
osiągniesz. Miłość, i to jaką odwagę daje. Kocham Johna najbardziej na świecie,
i nigdy nie pozwolę żeby stała mu się krzywda. Nawet, jeśli potrafiłby się sam
obronić, ja i tak to zrobię swoją drogą. Ty potrafiłaś tylko go zniszczyć.
- Katie, wystarczy… - szepnął
John – Dziękuję ci…
- Nie wystarczy! Ciesz się, ze
jeszcze widzisz ją żywą!
- Wystarczy – powtórzył John –
Idziemy do domu, kochanie. Rozmowa zakończona.
- Nie! – zaprotestowała nagle
Carol – John, poczekaj…
- Na co? Chyba już nie chcę
niczego więcej słyszeć.
- Twoja… twoja dziewczyna ma
rację. Skrzywdziłam cię. Byłam skończoną egoistką, wtedy, po tych wszystkich
upokorzeniach jakich zaznałam, myślałam, że to w porządku… Że mam prawo do
samolubnego zachowania, że tylko ja się liczę. Nie sądziłam, że mogę cię
zranić. Teraz to rozumiem.
- Mam ci w to uwierzyć?
- Zrobisz, co zechcesz, John. Ja
naprawdę wszystko zrozumiałam, chciałabym tylko żebyś nie miał do mnie urazy.
Naprawdę byłeś dla mnie ważny, byłeś moim jedynym przyjacielem…
- I przypomniałaś sobie o tym
teraz, po pięciu latach!? – krzyknął z żalem w głosie – Nie sądzisz, że to
późno? I że to wszystko nie ma już sensu?
- Na wybaczenie nigdy nie jest za
późno, John. A tego właśnie potrzebuję. Żeby zacząć żyć normalnie, spokojnie,
żeby Lisa była szczęśliwa…
- Jesteś bezczelna – wtrąciłam –
Po co mieszasz do tego dziecko?
-
Chciałabym się zmienić, żeby nie dawać jej złego przykładu, żeby dobrze
ją wychować. Wiem, że to trochę późno, ale nie wszystko stracone… John,
potrzebuję jednego słowa, żeby zaznać spokoju. Proszę, nie odbieraj mi choć
tego…
Popatrzył na mnie, jakby chciał
bez słów zapytać, co o tym myślę, co ja bym zrobiła na jego miejscu. Nie
wiedziałam… Byłam przepełniona ogromną niechęcią i wściekłością w stosunku do
Carol, ale z drugiej strony, słowo „wybaczam” wiele nie kosztuje. Może
rzeczywiście tego potrzebowała… Jej zachowanie było dziwne, przez chwilę była
agresywna, a potem przepraszała i tłumaczyła się, w jej oczach widziałam
nienawiść do mnie, choć gdy patrzyła na Johna, naprawdę można było uwierzyć w
jej skruchę… Obawiałam się tej kobiety, ale z drugiej strony – kim jestem, żeby
odmawiać jej prawa do wybaczenia dawnych krzywd?
- Zrób, co uważasz za słuszne –
szepnęłam Johnowi do ucha – Jestem z tobą.
Odeszłam kilka kroków, John wiódł
za mną wzrokiem, ale w końcu zrozumiał, o co mi chodziło. Spojrzał na Carol,
widziałam że sprawia mu to ból, ale przełamał się i położył jej dłoń na
ramieniu.
- Zostawmy to – powiedział z
trudem – Wybaczam ci. Robię to dla Lisy.
- John…
- Nie utrudniaj, Carol.
Wystarczy. Chciałbym nie mieć do ciebie żalu, może z czasem mi się uda… Ale
wybaczam ci. Bądźcie szczęśliwe z Lisą, i bądź dla niej dobrą matką.
Obrócił się szybko w moją stronę
i podszedł do mnie. Nerwowo złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, kierując
się w stronę domu.
-Dziękuję, John! – zawołała
jeszcze za nami Carol – Dziękuję…!
Ścisnął mocniej moją dłoń. Nie
odzywał się ani słowem. W domu po prostu usiadł na kanapie, nie zdejmując nawet
kurtki. Tak bardzo było mi go żal… Zdjęłam płaszcz, buty i stanęłam przed nim.
Wbił wzrok w podłogę i nawet nie patrzył na mnie. Był naprawdę rozbity.
Uklękłam przed nim, powoli zdjęłam mu buty, potem rozpięłam zamek od kurtki, i
gdy chciałam lekko pociągnąć za rękaw, by zsunąć go z ramion Johna, spojrzał na
mnie.
- Dobrze zrobiłem? – zapytał
nagle.
- Bardzo dobrze, jestem z ciebie
dumna – przyznałam, całując go w czoło – Bolało?
- Bolało.
- Mój biedny misiaczek… Już jest
dobrze, jesteśmy w domu, nie ma jej.
- Ale ty jesteś – wbił we mnie
wzrok – Boże, nikt nigdy mnie tak nie kochał, jak ty!
- John, dopiero o tym wiesz? –
roześmiałam się cicho.
- Wiedziałem, ale… Dotarło do
mnie dziś, że naprawdę mogłabyś dla mnie zabić, albo umrzeć. Katie, przepraszam
że milczałem, kiedy ty rozmawiałaś z Carol… Byłem jak w jakimś transie, nawet
nie wiesz ile emocji kotłowało się we mnie w ciągu tych paru minut. A ty…
walczyłaś o mnie jak nigdy nikt. Raz tylko pamiętam, jak moja mama kłóciła się
z kimś zawzięcie o mnie, broniła mnie jak lwica, i tak bardzo mi ją dziś
przypomniałaś.
- Też byś tak zrobił na moim
miejscu. Nie mogłam wytrzymać, patrząc na nią i słysząc to wszystko… John,
nigdy nie mówiłeś mi że Carol wyjechała w dniu waszego ślubu.
- Po co miałem mówić? Żeby
przeżywać to upokorzenie po raz kolejny? Wystarczyło mi, że wiedziałaś o tym,
że mnie zostawiła, nie musiałaś znać okoliczności. Nie potrafiłem utrzymać przy
sobie kobiety, myślisz że chciałem ci to powiedzieć, żebyś może się
przestraszyła że ciebie też nie utrzymam?
- John, jak możesz tak myśleć –
odparłam łagodnie – To nie ty nie potrafiłeś jej utrzymać, ale ona była podłą
żmiją która cię wykorzystała. Ty po prostu kochałeś, a miłość zawsze osłabia i
oślepia.
- Nie. W twoim przypadku miłość
daje ogromną siłę, jesteś niewiarygodnie silna, gdy przychodzi do stanięcia w
mojej obronie.
- Ale też czuję się czasem słaba,
zdezorientowana, wiem że wybaczyłabym ci wiele, nawet okropnych świństw, i to
jest moja słabość w miłości. Ja po prostu nie umiem już bez ciebie…
- A ja bez ciebie, Kate. Kocham
cię.
Posadził mnie na swoich kolanach
i wtulił się ufnie i mocno, powtarzając mi wielokrotnie, że nigdy wcześniej nie
był tak szczęśliwy i nigdy tak mocno nie kochał. Wierzyłam mu. Po prostu
bezgranicznie i ślepo wierzyłam w każde słowo, które słyszałam z jego ust.
Dlaczego? Bo też nigdy nikogo tak nie kochałam, a zresztą tego dnia pojęłam, że
nareszcie oboje mocno dojrzeliśmy.
Aktualizacja 10/12/2014, kolejna część tutaj.
"Postanowiłam, że choćbym miała tłumić w sobie gniew, żal czy zazdrość, nie dopuszczę do tego, byśmy się pokłócili" - błąd. Po pierwsze tłumienie w sobie emocji prowadzi nieuchronnie do ich wybuchu, a w wyniku tej kumulacji eksplozja uczuć będzie tylko silniejsza. A po drugie kłótnie są potrzebne, oczyszczają atmosferę, no i można się po nich ładnie przepraszać ;)
OdpowiedzUsuńTakie jedno pytanie - czemu wszyscy tak się czepiają tego Andrew? Mówię o serialowym, bo w fanfiku jest o nim tylko wzmianka. Przecież on był po prostu zwykłym szczeniakiem, jak można oceniać w kategoriach mężczyzny dojrzewającego chłopaka? Później już faktycznie był dorosły i wtedy rzeczywiście zachowywał się jak palant, ale kiedy cała historia się zaczęła, to był zwykły gówniarz. Zresztą to samo tyczy się Carol. Szczenięca miłość i szczenięce wybryki.
Hehe, kłótnie o to, która ma lepiej w łóżku są cokolwiek żałosne :D. Ach, te baby :D
"Jak można zostawić kogoś, kto mógł umrzeć za ciebie, kto kochał cię najmocniej na świecie…" - no można, Katie, można. Bo serce nie sługa, niestety. Ciekawe co zrobiłaby Katie, gdyby ktoś zakochał się w niej, a ona nadal kochałaby Johna? Wtedy chyba nie byłaby już taka święta.
Jeannette
Tak... Uwielbiam Twoje psychologiczne interpretacje :) Tylko z drugiej strony, kiedy Katie jest zazdrosna, kłóci się z Johnem, to pojawiają się zarzuty tu w komentarzach że jest głupią, niedojrzałą małolatą. Więc co mam zrobić, żeby było dobrze? Żeby było jasne - nie zmieniam Katie po to, by odpowiadało to komentującym, robię to co sama czuję więc te różne komentarze na temat charakteru czy dojrzałości Katie nie mają na mnie wpływu.
UsuńAndrew nie cierpię, bo przez CAŁY film był nie do zniesienia. Jest jedną z najbardziej odpychających postaci filmowych, jakie znam. A Andrew mimo że był, jak piszesz, dojrzewającym chłopakiem, to próbował udowodnić Carol (na początku) że jest dojrzałym mężczyzną, mężczyzną jej życia, i tak ją zranił tą swoją "dojrzałością", że nie dziwne, że się lekko "zdenerwowała".
A to zdanie Katie, które przytoczyłaś na końcu, no to napiszę tak: sytuacja Katie jest diametralnie inna, bo ona i John kochają się do szaleństwa z wzajemnością, a Carol weszła w bardzo niebezpieczną i krzywdzącą dla Johna relację z nim, gdzie od początku wiedziała, że on jest beznadziejnie w niej zakochany, ona ani trochę go nie kochała, była z nim dla wymiernych korzyści majątkowych, i tym samym gdy go zostawiła - dla mnie to świństwo tysiąc razy większe. Bo związała się z Johnem, kochając Andrew, a tego się NIE ROBI.
A tak poza tym, dodam jeszcze, że jeśli Kate poczuje z jakiegoś powodu zazdrość i wściekłość na Johna, to chyba lepiej żeby poszła sobie na spacer, wyciszyła się i pomyślała, czy aby na pewno ma rację i czy John zasługuje na awanturę, niż żeby miała od razu bez namysłu zrównać go z ziemią. Lepiej po spacerze wrócić i z przewietrzoną głową zacząć krzyczeć, kiedy ma się pewność, że ma się podstawy do zrobienia karczemnej awantury, niż robić to "na gorąco", być może niesprawiedliwie.
UsuńA ja wcale nie chcę na Ciebie wpływać :). Jak to, co masz zrobić? - nic :). Przecież jest dobrze, jak przestanę się czepiać, to będzie znaczyło, że stworzyłaś utopię. Ludzie ciągle popełniają błędy. A ja sobie tu siedzę i wytykam błędy Katie ;). Co nie znaczy, że sama ich popełniam :)
UsuńCo do Andrew - małolaty ciągle chcą światu udowodnić, że są dorośli, to norma.
Owszem, Carol zachowała się nie w porządku, ale nie ukrywała, dlaczego z nim jest. John o tym wiedział i się na to godził. Moim zdaniem to zmienia postać rzeczy. I ja np. wcale nie jestem tak w 100% pewna, że ona całkowicie zdawała sobie sprawę z siły jego uczuć.
A z tymi kłótniami to wszystko zależy od sytuacji - czasem lepiej się powstrzymać, a czasem wręcz przeciwnie.
Mam nadzieję, że jakoś dajesz radę z "psychologicznymi interpretacjami" ;))
Jeannette
I może jeszcze coś dodam - ludzie często pakują się w sytuacje, w których nie chcieli się znaleźć i popełniają idiotyzmy. To, że kocha się kogoś nie zawsze znaczy, że się z nim będzie - samo życie. I niektórzy budzą się przed ołtarzem, że stoją tam z niewłaściwą osobą. Niektórzy z kolei całe życie żałują, że sprzed tego ołtarza nie uciekli w porę. Carol poplątała sobie życie, ale nie można jej się dziwić, że próbowała je jakoś ułożyć. Oczywiście nie powinna tego robić czyimś kosztem, tylko to nie zawsze jest takie proste.
UsuńJeannette
Tyle ,że Carol z czystą premedytacją chce wrócić do Johna , mając w nosie jego obecne życie, tak jak miała je w nosie 5 lat wcześniej Sadziła,że zastanie tego samego Johna , jakiego zostawiła i łatwo jej przyjdzie urządzić sobie życie prawdopodobnie czekając na jakąś okazję . Trudno powiedzieć ,że Carol zachowałą się nie w porządku .Ona jest z zdemoralizowana do cna i należałoby ją izolować od porządnych ludzi .
UsuńBasia
Tyle, że ja w poprzednim komentarzu miałam na myśli serial, Basiu. A co do fanfiku - jeszcze tak naprawdę nie wiemy, po co ona wróciła. Gdzieś między wierszami można odczytać, że chciała wrócić do Johna, ale czy faktycznie chciała tylko tego, to nie wiemy. Chociaż sądząc z charakteru tej bohaterki, chciała ona znaleźć u Johna schronienie.
UsuńCarol jest niezrównoważona, to chyba najlepsze określenie. I myślę, że jej należałoby pomóc. Nie izolować. Społeczeństwo często ma pretensje, zapominając, że większość zwyrodnialców tworzymy my sami - ludzie. Wszelkie patologie są efektem powszechnego braku zainteresowania, bo tak jest wygodniej - udawać, że się nie widzi albo się nie odzywać. A później jest wielkie zdziwienie, jak się wydarzy tragedia. Gdzie była matka, jak ojciec gwałcił córkę? Jak to możliwe, że dziecko rodzi dziecko i nikt się tym nie interesuje? Wszyscy we wsi widzieli, jaka jest Carol, czy kogoś obchodziło, czemu taka jest? Dokładnie to samo było z Johnem. Nikt nic nie zrobił. A później się dziwimy, że komuś odbija. I co wtedy robimy? Wykluczamy taką osobę. To takie typowo zwierzęce - wadliwe osobniki należy usunąć ze stada. Odizolować od tych porządnych, jak to ładnie określiłaś.
Jeannette
Moja ocena Carol też dotyczy filmu .Carol z fanfiku jest dużo łagodniejsza niż ta z filmu , przynajmniej na razie , a po co wróciła na razie wie tylko Carol, chociaż w swoim zarozumialstwie , myślę, że dużo się nie pomyliłam.
UsuńGeneralnie jestem bardzo empatyczna ale co do osób zdemoralizowanych czy zdeprawowanych ( a za taką uważam Carol) mam dość radykalne poglądy .
Basia
No tak, tylko w ten sposób nie zlikwiduje się problemu, a jedynie go ukryje. To chyba do niczego nie prowadzi, nie wiem. Wydaje mi się po prostu, że czasem można by postarać się kogoś zrozumieć, a nie z góry oceniać i skreślać. Teraz Carol jest jaka jest, ale gdyby ktoś pomógł jej w młodości, chociażby rodzice Andrew (oczywiście gdyby sami byli nieco bardziej "normalni"), to być może też inaczej by to wyglądało. Ludzie często zmieniają się pod wpływem innych. Ile to razy już widziałam, jak chłopak z łobuza zmieniał się w odpowiedzialnego faceta z powodu dziewczyny. Tylko musi się znaleźć ktoś, kto nie spisze takiej osoby z góry na straty, kto dostrzeże w niej jakiś nikły chociażby promień. I myślę, że tak mogłoby być z Carol, gdyby np. rodzice Andrew potraktowali ją inaczej. Zresztą wtedy on też potraktowałby ją inaczej, nie zostawiłby jej przed ślubem, bo nawet nie musieliby brać ślubu potajemnie. System naczyń połączonych :). Zaskakujące, jak wiele różnych zdarzeń, niekiedy zupełnie przypadkowych, doprowadza nas do jakiegoś punktu.
UsuńJeannette
Chyba zapędzamy się na zbyt poważne tematy . świata nie zbawimy ale możemy dobrze bawić się przy fanfiku Kate .
UsuńBasia
Wiem, że pisanie, że wszystko zaczyna zmierzać w dobrym kierunku jest niewłaściwe, bo potem dzieje się coś, co temu zaprzecza, ale zrobię to: nareszcie martwię się mniej. Wprawdzie podejrzewam Carol o jakąś kolejną nieczystą zagrywkę, ale po pierwsze John już wie doskonale czego chce i nie odpuści. A po drugie Katie zaczyna zachowywać się jak dojrzała i rozsądna kobieta. Wie, że jej emocje, jeśli ich należycie nie kontroluje mogą tylko powodować dodatkowe komplikacje. Podoba mi się to, że nareszcie poczuła się silna, zdeterminowana i gotowa do walki w przemyślany sposób.
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację z dojrzewaniem Kate i Johna, ale mimo wszystko ja tam nie będę wywoływać wilka z lasu i nie powiem , że wszystko zmierza do dobrego bo te dwie... przyjaciółki są za blisko. No i nie mogę się oprzeć. Trzej muszkieterowie mieli rację ,że John to leniuszek , kiedyś sam by czekał na Kate a nie spokojnie poszedł spać .
UsuńBasia
Poniekąd obie macie rację :) Powoli wszystko zaczyna zmierzać w dobrym kierunku - oczywiście, nie zabraknie jeszcze jednej przeszkody, ale... dla Kate i Johna nie ma przeszkód nie do pokonania. Carol będzie próbowała zamieszać, to mogę przyznać. A Katie? Masz rację, Eve, dojrzała i raczej już nie będzie popełniać głupstw, przestanie być taka w gorącej wodzie kąpana - co nie znaczy, że nagle przestanie być pozytywną wariatką :)
UsuńBasiu, nie mogłaś sobie podarować wygarnięcia Johnowi, co myślisz o jego zachowaniu, i masz rację. Tylko że (usprawiedliwię go trochę) on nadal był nieco zdezorientowany, urażony, niepewny tego kto ma rację a kto nie, i wolał jednak poprosić o pomoc niezawodnych muszkieterów, samemu zostając w domu i spędzając czas na przemyśleniu wszystkiego.
Fakt , chyba bym się rozchorowała , gdybym nie mogła przyczepić się do Johna , ale to z czystej przyjaźni do niego . Jeżeli Kate akceptuje Johna takim jakim jest to znaczy , że jest tego wart. Chociaż John to mimo wszystko czasami jeszcze mały chłopiec . Mam nadzieję a właściwie jestem pewna ,że Kate doczeka się ,że będzie mogła na nim polegać w 100% . Bo sądzę ,że każda z nas chciałaby mieć taki kawałek marynarki ,na którym zawsze mogłaby się oprzeć . I to niezależnie od tego jak jesteśmy samodzielne, nowoczesne,przebojowe .
UsuńBasia
Kate nie może przestać być "pozytywną wariatką", bo właśnie w takiej John zakochał się i taka jest jego Kate. Cieszy mnie jednak to, że czując oddech Carol na plecach, potrafi się zmobilizować i działać racjonalnie - najpierw myśleć, a potem robić.
UsuńCały urok Kate w jej "pozytywnym wariactwie" .
UsuńBasia
Tak, bo dzięki temu John jest w końcu szczęśliwy.:)
UsuńMimo tego, że też cieszę się, iż Katie ewoluowała w dojrzałą kobietę i działa racjonalnie, cały czas zastanawiam się, jak by to było, gdyby w ataku szału i wściekłości rzuciła się na Carol z pięściami... Ja byłabym usatysfakcjonowana :) Ale to chyba niezbyt dobrze świadczyłoby o Katie.
UsuńPiękna scena , moja wyobraźnia działa i napawa się tym widokiem . Ale Kate straciłaby klasę a to po prostu niemożliwe .
UsuńBasia
Zgadzam się z Basią. Kate jest damą w odróżnieniu od Carol. I powinna nią pozostać zwłaszcza w obliczu "konkurencji".:)
UsuńA propo's konkurencji , co słychać u Willa ?
UsuńBasia
Eve - Kate jest damą, powiadasz? No tak, w większości sytuacji... Jednak w niektórych sytuacjach... po prostu nie warto być damą - i nie mówię to o bójkach :)
UsuńA co u Willa? Prawdę mówiąc trochę o nim zapomniałam. Za tydzień pojawi się inny ginekolog (70-latek o wyglądzie Seana Connery'ego :), ale Will kompletnie mi gdzieś przepadł. Dzięki za przypomnienie, może go gdzieś wcisnę - szczególnie, że zbliżają się święta, i będzie musiał odwiedzić dziadków :)
Sorry, ale John zachowuje się jak „kompletna dupa wołowa”, że zacytuję. Związać się z takim facetem, to mieć dzieciaka na karku do końca swoich dni. Jego ciągłe rozpamiętywanie i użalanie nad sobą to oznaka niedojrzałości. Poza tym- facet- marionetka. Każda z nich- Carol czy Kate urobiła go po swojemu;) Sądzę, że nawet Sarah byłaby do tego zdolna;) A Katie ma chyba jakąś niezaspokojoną, ogromną potrzebę opiekowania się kimś i posiadania na wyłączność. Hmm, czyżby jej rodzice pożałowali kiedyś pieniędzy na pluszowego misia? ;D
OdpowiedzUsuńRobin
No przecież już dawno mówiłam, że Johna można by spokojnie uwieść, to typ faceta, którym łatwo można manipulować :))
UsuńI też już mówiłam, że po 5 latach to dawno powinien zapomnieć o całej akcji z Carol ;)
Jeannette
Biedulek:) Silnej ręki potrzebuje:) A co!
UsuńRobin