piątek, 6 marca 2015

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część trzecia.


Keith Allen jako Szeryf Nottingham
 i Richard Armitage jako Sir Guy of Gisborne w serialu
 BBC “Robin Hood”. Źródło zdjęcia

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC"Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. 



***

Poprzednia, druga część tutaj.

Świt nie zastał Guy’a śpiącego. Nie mógł zmrużyć oka przez całą noc, częściowo przez Marian, częściowo przez Anastazję. Ta pierwsza zaprzątała mu głowę z powodu oczywistych uczuć, jakie do niej żywił, i poprzez wątpliwości, jakie zasiał w nim Robin. Anastazja zaś spędzała mu sen z powiek z prozaicznych powodów: była piękna, młoda, a takie kobiety w swoim łożu Guy lubił najbardziej. Był jednak zbyt inteligentny, by siłą brać ją i słuchać jej protestów, płaczu, nie sprawiało mu to nigdy żadnej przyjemności. Wiedział, że może dostać to, czego oczekuje, bez użycia przemocy, a że był niezmiernie cierpliwy jeśli o kobiety chodzi, postanowił zaczekać, aż bogobojna Anastazja sama się przełamie. Z innym służkami nie miał problemu – dlaczego więc z nią miało być inaczej?
Kiedy tylko zobaczył wschodzące słońce, przypomniał sobie o Robin Hoodzie, i zerwał się na nogi. Szybko ubrał się i zszedł do lochów.
- Gdzie Hood? – zapytał strażnika, stojącego przy wejściu.
- Nie ma, panie.
- Jak to: nie ma!? Miał być wczoraj wieczorem! Gdzie ta banda nieudaczników!
Wściekły jak mało kiedy wybiegł na dziedziniec i skierował się do stajni. Nie było koni. Co, do diabła, stało się z jego wojskiem!? Kopnął ze złością stojącą w kącie beczkę i skrzywił się z bólu. Wyszedł ze stajni i rozejrzał się dookoła. Usłyszał jakiś hałas za bramą… Czym prędzej poszedł tam i o mało co nie wyszedł z siebie. Jego armia właśnie dotarła do murów Nottingham, brudna, poobijana, i – wnioskując po minach – bardzo niezadowolona. Przerazili się, widząc wściekłego Gisborne’a zmierzającego w ich kierunku.
- Gdzie jest Hood? – wrzasnął – Gdzie ta leśna banda!?
- Panie… Próbowaliśmy…
Guy chwycił przelęknionego żołnierza za szyję i przydusił go do muru.
- Gdzie. Jest. Hood – cedził powoli przez zaciśnięte zęby.
- Panie, uciekli nam – wydyszał z trudem żołnierz, w odpowiedzi na co poczuł bolesne uderzenie w brzuch.
- JAK!?
- Kobieta… Prosiła, by poluzować jej więzy, bo bolało – jęknął.
- Bolało ją!? – wrzasnął Guy, obdarowując go mocnym kopniakiem poniżej pasa – Tak ją bolało!?
- Sir Guy! – pisnął żołnierz, płacząc z bólu – Błagam…
- Mów dalej, co się działo.
- Ona skorzystała z okazji i… oswobodziła się. Siedziała na jednym koniu z Hoodem – mamrotał obolały żołnierz – Rozwiązała go i…
- Nie kończ!!!
Ogarnięty szałem Gisborne kopnął go ponownie, a żołnierz przeraźliwie krzyknął, opadając na ziemię.
- Babę bolało!? – wrzasnął Guy – Powinniście byli zrobić tak, żeby bardziej ją bolało! Nie wiecie, jak traktować wrogów państwa!? To bandyci, a wy… wypuściliście ją, bo ją bolało!!!
- Sir Guy, złapiemy ich…
- Jak!? Jak chcecie ich złapać!? – darł się Gisborne, będąc w przerażającym amoku – Wisząc na szubienicy, czy z odciętą głową!?
- Błagamy o litość, panie…
- Litość… Litość!? Przez waszą niekompetencję i skrajne zidiocenie będę musiał tłumaczyć się przed szeryfem, dlaczego leśna banda jeszcze nie wisi!!! Zabiję każdego z was z osobna!!!
Spojrzał na kulącego się na ziemi żołnierza, i z całej siły kopnął go parokrotnie. Mężczyzna wył z bólu, a reszta cofnęła się o parę kroków. Nigdy jeszcze tak mocno nie bali się go, był jak diabeł wcielony, a kiedy wydobył z pochwy swój miecz i zatopił go w boku leżącego żołnierza, jego oczy były pełne przerażającego szaleństwa i furii.
- Panie, zabiłeś go – szepnął jeden z żołnierzy – Nie żyje…
- I dobrze!!! Was też zabiję! – warknął, grożąc im zakrwawionym mieczem – Weźcie stąd to truchło, za pięć minut macie czekać na szeryfa na dziedzińcu!!!
Kiedy zniknął za bramą, żołnierze dopadli do swego towarzysza. Oddychał, czym prędzej więc zanieśli go do medyka, który niezwłocznie się nim zajął, sami zaś pokornie stanęli na dziedzińcu, czekając na decyzję szeryfa. Guy tymczasem podążył do jego komnaty, przestraszył się jednak jego spodziewanej reakcji, i krążył nerwowo po korytarzu, dość głośno stukając butami o posadzkę.
- Właź, nieudaczniku! – wydarł się Vasey – Niech cię piekło pochłonie, jeśli jeszcze chwilę będziesz łaził pod moimi drzwiami!!!
Guy zrobił głęboki wdech i otworzył drzwi do komnaty szeryfa. Stanął w progu, oszołomiony, bo z jego łoża właśnie wychodziła śliczna, młoda dziewczyna, całkiem naga – widząc Guy’a, okryła się szybko pledem.
- Obróć się, Gisborne. Daj dziewczęciu się ubrać – wyszczerzył się Vasey – Merci, belle Francaise. Twój język… Ton langue? Si, si, a nie, wybacz, „si” to po włosku. Ton langue est merveilleux. Ha ha, widzisz, Gisborne, całonocna nauka francuskiego we wszystkich odmianach nie poszła na marne!
- Panie, czy ona… może wyjść? – mruknął Guy.
- Odwróć się, kochasiu, już się ubrała.
Gisborne posłusznie obrócił się; Francuzka kończyła ubierać się, natomiast szeryf całkiem nagi wyskoczył z łóżka i szeptał jej coś do ucha. Zemdliło go na ten widok… Jak mógł pozwolić, by to młode dziewczę spędziło noc z tym obleśnym staruchem!? Wzrok zjechał mu niżej… Obrócił się z niesmakiem. Biedna… Nie dość, że musiała „to” dotykać, to jeszcze pewnie nie miała żadnej przyjemności… Nie to, co z nim. On nigdy nie wypuszcza z komnaty niezaspokojonych służek. No, może czasami… Ale to tylko wtedy, kiedy jest wściekły i myśli tylko o sobie. Ale mile łechtało jego męską dumę, gdy słyszał czasem na korytarzach rozemocjonowane dziewczęta, które zachwycały się nim i jego… umiejętnościami.
- Czy ta służąca może wyjść!?
- Uspokój się, Gisborne, nachodzisz mnie skoro świt, i śmiesz wyganiać moją kochankę? Do zobaczenia, Brigitte. Wpadniesz wieczorem, hmmm?
Służka skłoniła się pokornie i skierowała się ku drzwiom. Mijając Guy’a, spojrzała na niego błagalnie. Miał wrażenie, jakby prosiła go, by nie dopuścił, by kiedykolwiek znalazła się w tej komnacie. Po raz kolejny poczuł dziwne, nieznajome dotąd mu ukłucie sumienia, jakby odzywało się w nim głęboko skryte, wepchane w najgłębsze czeluście dobro i człowieczeństwo… NIE! To niemożliwe. Gardzi tą dziewczyną, i nie obchodzi go, co robi z nią szeryf, a on osobiście dopilnuje, by tego wieczoru ponownie znalazła się w komnacie Vasey’a.
- Patrz się na mnie, jak już przylazłeś! – krzyknął szeryf, bez cienia wstydu paradując nago po komnacie w poszukiwaniu ubrań – Czego chciałeś?
- Mój panie, Hood…
- Co, ptaszyna już pod szubienicą? Poczekaj, założę najlepszą kiecę i lecę!
- Hood uciekł tym przeklętym nieudacznikom – Guy zwiesił głowę – Jak mam ich ukarać…?
Vasey przystanął w miejscu i spojrzał na Gisborne’a z rozbawieniem. Im dłużej jednak wpatrywał się w jego przygnębioną twarz, tym radość go opuszczała i przekonywał się, że nie jest to jeden z ciężkich żartów rycerza – Robin naprawdę zdołał uciec. Szeryf wciągnął jedwabne spodnie od piżamy i podszedł do Guy’a.
- ICH ukarać? – zapytał cicho – O ile się nie mylę, byli pod TWOJĄ wodzą…
- Tak, mój panie, ale…
- Czy ja pozwoliłem ci ich opuścić? Kazałem ci gnać do zamku na złamanie karku, i zostawiać tych bezmózgich patałachów samych z piekielnie inteligentną bandą Robina!? JA, Gisborne, pytam!? JA!?
- Nie, panie – Guy zwiesił głowę, upokorzony. Nienawidził tych momentów, gdy Vasey pomiatał nim i dosłownie wgniatał go w ziemię a on, Guy, nie mógł nic poradzić, nie mógł się sprzeciwić.
- Gdzie ci nieudacznicy, którzy pozwolili na ucieczkę banitom? – szeryf silił się na spokój, choć w jego oczach pałała żądza krwi.
- Czekają na ciebie… na dziedzińcu.
- Świetnie. Pójdziesz teraz do nich, i powiesz, że są niewinni, bo to twoja wina, że Hood umknął.
- Nie, panie…
- Pójdziesz, do diabła!!! – wrzasnął Vasey – Może to cię czegoś nauczy! Zejdź mi z oczu, czarna niemoto!
Wściekły i poniżony Gisborne wyszedł z komnaty, trzaskając drzwiami. Szeryf był naprawdę zły, ale to nic w porównaniu z tym, co on czuł. Jak mógł go tak potraktować! Zawsze był wierny, wypełniał wszystkie rozkazy, a teraz musiał ponosić odpowiedzialność za to, że banda czterdziestu idiotów nie dopilnowała szóstki banitów! Wściekły, wybiegł na dziedziniec i stanął przed żołnierzami.
- Rozejść się – warknął groźnie – Ostatni raz puszczam wam płazem taką niekompetencję! Następnym razem polecą głowy!
- Nie tak, Gisborne – usłyszał cichy głos dochodzący gdzieś z góry.
Obrócił się gwałtownie i uniósł głowę, wpatrując się w okno szeryfa. Widział w nim jedynie czubek jego łysiejącej głowy. Zatrząsł się z wściekłości, ale postanowił nie dawać mu satysfakcji, że poniży się przed byle idiotami!
- Rozejść się!!! – wrzasnął – Już!!!
Nie czekając na wezwanie szeryfa, poszedł do stajni i dosiadł swego konia, po czym pognał przed siebie. Pędził przez godzinę, aż dotarł do Derby. Tam przywiązał konia przy niewielkiej, lichej chatce, i pokręcił się chwilę przed nią; wyjął z torby przytwierdzonej przy siodle niewielką sakiewkę i zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiadał, wszedł więc do środka.
- Annie – zawołał cicho – Jesteś?
Z drugiej izdebki dobiegły go hałasy, wszedł więc tam bez namysłu. Kobieta o długich, jasnych włosach rozpromieniła się, wstając ze stołka, i mocniej przytuliła dziecko, które trzymała w ramionach.
- Sir Guy, jesteś wreszcie…
- Jak się czuje Seth? – zapytał, jakby z obowiązku.
- Dobrze, rośnie jak na drożdżach, spójrz, ma włosy czarne jak ty.
- Tak, rzeczywiście. Proszę, tu masz pieniądze – rzucił na stół sakiewkę – Jeśli czegoś wam trzeba…
- Sir Guy, zostań chwilę – kobieta złapała go za rękę – Proszę…
- Annie, spieszę się.
- Proszę… Poczekaj, potrzymaj chwilę Seth’a – wcisnęła mu dziecko w ramiona – Ja zaraz wrócę!
Zanim zdążył się odezwać, Annie wybiegła z domu. Zezłościł się; jak śmiała go stawiać w takiej sytuacji!? Najchętniej położyłby to dziecko na podłodze i wyszedł. Bezczelna! Zły, usiadł na stołku i niepewnie trzymał swojego syna w ramionach. Nie lubił dzieci i nie czuł absolutnie żadnych ciepłych uczuć do tego małego stworzenia. Ale musiał być za niego odpowiedzialny…
Rok wcześniej przez dwa miesiące łączył go z Annie ognisty romans. Była kucharką w zamku, spodobała się mu, bo była cicha, spokojna – taka, jak teraz Anastazja. Nie narzucała się, była ufna i uśmiechnięta, i on tę ufność wykorzystał. Uwiódł ją swoją delikatnością i uwagą, z jaką patrzył na nią, mijając ją na korytarzu. W końcu pewnego dnia Annie przyszła do jego komnaty, wyznała mu miłość, a on bez zastanowienia odpowiedział jej, że chce, by z nim była, że potrzebuje jej – a ona była gotowa spełnić każde jego życzenie. Słuchała jego czułych słów, zakochiwała się w nim z każdym dniem coraz bardziej, nie szczędziła mu ciepła, a jemu było z nią dobrze. Co prawda nie pozwalał jej na pozostanie w jego komnacie dłużej niż trzy godziny, ale były to bardzo intensywnie spędzane trzy godziny – on naprawdę się z nią kochał, nie wykorzystywał tak jak reszty, Guy naprawdę dbał o Annie, był dla niej czuły i troskliwy, lubił jej towarzystwo i lubił jej pocałunki. Jednak była to tylko namiastka normalności – kiedy po dwóch miesiącach romansu medyczka stwierdziła, że Annie jest bezsprzecznie w ciąży, Guy kategorycznie uciął jej wizyty w swej alkowie. Zwodził ją, obiecywał, że do rozwiązania będzie spokojnie mieszkała w Nottingham, a po urodzeniu on zajmie się nią i dzieckiem, może nawet ożeni się z nią – Annie wierzyła we wszystko, co mówił. Kiedy urodziła syna, Guy powiedział że muszą odesłać go do opactwa w Kirklees, ale tylko na kilka miesięcy, by sytuacja  w Nottingham unormowała się – wszak był niezbędny szeryfowi, a wtedy sprowadzą syna, wezmą ślub i wyjadą razem daleko. Annie uwierzyła. Chciała wrócić do jego komnaty, ale nie zgadzał się na to – twierdził, że teraz nie chce narażać jej dobrego imienia, i dopiero po ślubie zbliży się do niej. Annie wierzyła, nie przypuszczając ani przez moment, że jej ukochany sir Guy może się nią po prostu zabawiać. Gdy maleńki Seth miał dwa tygodnie, Guy zorganizował mu podróż – oficjalnie do opactwa w Kirklees. Zabronił Annie jechać z nim, twierdził że musi jeszcze wypoczywać po porodzie i nie chce jej narażać – była mu wdzięczna za troskę i uczucie. Powóz z dzieckiem zatrzymał się jednak w lesie Sherwood, i małe zawiniątko wyrzucono w kępę trawy. Kiedy wieczorem Annie znowu próbowała zbliżyć się do niego, przystał na to, by spędziła u niego chwilę – znowu uchylił drzwi swojego zamkniętego i zimnego serca, i pozwolił jej przytulić się, pocałować, i w tym momencie do jego komnaty wszedł żołnierz, mówiąc, że zadanie zostało wykonane. Annie ucieszyła się, bo wydawało jej się, że mówił o dowiezieniu Seth’a do Kirklees, a Guy poczuł wtedy ogromne wyrzuty sumienia. Odepchnął ją i wsiadł na konia, pędził co sił do Sherwood, aż w końcu odnalazł swego syna – zziębniętego i zapłakanego. Zawiózł go z powrotem do Nottingham, zamknął się z nim i jego matką w komnacie, i pozwolił spędzić im tam noc. Gdy wyznawał dziewczynie, co zrobił, płakała, płakała również gdy wyjawił jej, że było mu przy niej dobrze, ale nigdy nie zamierzał się żenić, że nigdy jej nie pokocha, i że nie może liczyć, iż miłością obdarzy chłopca. Z rozbrajającą szczerością wyznał, że nie potrafi i nie chce potrafić kochać, ale obiecał, że zajmie się Annie i Sethem. Dziewczyna chciała uciec, ale on zaryglował drzwi i nie pozwolił na to. Wypłakała się i uspokoiła, w końcu zasnęła z synem na łóżku Guy’a, który noc spędził w fotelu. Rankiem Annie powiedziała mu, że wybacza mu wszystko, ale nie chce już więcej być w zamku. Gisborne błyskawicznie zadziałał, znajdując jej w Derby małą chatkę, i przysiągł, że będzie ją utrzymywać. Przyjeżdżał do niej co dwa tygodnie z sakiewką złota, choć nigdy nie interesował się dzieckiem, nią, nie chciał spędzać z nimi czasu – chciał zapłacić, by zagłuszyć wyrzuty sumienia. Annie nie wyzbyła się ciepłych uczuć względem niego, ale pogodziła się z tym, że nigdy nie będzie lady Gisborne, że nie poślubi człowieka, którego pokochała, przekonywała się też każdego dnia że chyba nie chciałaby spędzić życia z niebezpiecznym mężczyzną, którego duszę spowija mrok. Czuła, że chyba powoli przestaje go kochać, choć nadal była mu wdzięczna za pomoc, którą jej ofiarowywał. Tego dnia, gdy Guy przybył do niej już kolejny raz z pieniędzmi, Seth miał dwa miesiące. Mijał równy rok od rozpoczęcia ich gorącego romansu. Dlaczego był tak lekkomyślny… Pozwolił jej urodzić to dziecko! Po co mu to było? Patrząc na swego syna czuł tylko, że zrobił coś, czego nie powinien. Wcale go nie chciał, tak jak i jej, on chciał tylko Marian…
- Już jestem – wyrwała go z zamyślenia Annie – Dziękuję, sir Guy.
- Nigdy tego nie rób – wcisnął jej dziecko z obrzydzeniem – To, że was utrzymuję, nie znaczy że możesz robić ze mnie tatusia.
- Wybacz mi, panie, ja chciałam tylko… Przyniosłam ci świeże ciasto – szepnęła – Upiekłam rano, będąc u sąsiadki. Poszłam teraz do niej, chciałam, byś wziął ze sobą…
Zmiękł, widząc smutek w jej oczach. Och, doprawdy, dlaczego te nieznośne ludzkie odruchy odzywają się w nim zawsze, kiedy najmniej tego chce!?
- Dziękuję ci, Annie. Wezmę do… Nottingham – wysilił się na uśmiech – Przyjadę za dwa tygodnie.
- Już jedziesz?
- Spieszę się.
Odwrócił się i czym prędzej odjechał. Nie chciał spędzać tam zbyt wiele czasu, męczyło go to. Chciał tylko dać jej pieniądze, by uspokoić sumienie, i zająć się sobą. Tylko sobą… Swoją przyjemnością. Tak, zdecydowanie po kilku samotnych wieczorach chciałby zabawić się z jakąś służką. Poczuł się lepiej z myślą, że w końcu ktoś go zrelaksuje.

***
Zadowoleni z siebie banici dotarli do swojej leśnej kryjówki. Cudem wyrwali się wojsku Gisborne’a, ale kiedy już Djaq zdołała oswobodzić siebie i Robina z więzów, wszystko poszło łatwo. Nie wszyscy jednak byli dumni i szczęśliwi…
- Mówiłem, a ty jak zwykle nie słuchasz! – narzekał Will – Król, honor, król, honor, wszystko rozumiem, ale nie na siłę! Teraz masz, coś chciał, Gisborne upokorzył nas i tyle!
- To my jego upokorzyliśmy – podkreślił Robin – Uciekliśmy mu…
- Nie jemu, tylko jego bezmózgim żołnierzom – doprecyzował Alan – A to różnica. Nie chcę być zabawny, ale Gisborne miał na nas niezłego haka. Chciałem mu pogratulować, jak nas złapał, było zaskoczenie, nie?
- Zamknij się!
- Spokojnie, to tylko żart!
- To nie żartuj – warknął Robin – Djaq, Alan, musicie bardziej uważać na zwiadach w Nottingham. Wszyscy musicie uważać! Trzeba się bardziej maskować, żeby nie stwarzać podejrzeń, i żeby nikt was nie rozpoznał.
- To może choć raz TY idź na zwiady! – Will wściekł się na przyjaciela – Alan to, Much tamto, Djaq i John znowu coś innego, do diabła! Zamiast myśleć i planować, co ci często nie wychodzi, zajmij się może działaniem! Wiesz co? Zachowujesz się czasem jak… jak… jak Gisborne!!!
Robin spojrzał na Willa zdumiony. Jak to: zachowuje się jak Gisborne? Oczy całej drużyny zwróciły się ku chłopakowi, który jednak nadal ze złością patrzył na przywódcę.
- Wiesz, co jedynie cię od niego odróżnia? – syknął Will – Nie grozisz nam śmiercią. Ale komenderujesz nami jak on! Na Boga, jesteśmy drużyną!
- Nie chcę być zabawny, ale on ma rację. Spuść z tonu, bo czasem przesadzasz.
Robin nie odpowiedział jednak ani Alanowi, ani Willowi. Ze złością rzucił łuk na ziemię i pobiegł przed siebie. Biegł tak długo, aż stracił siły; zatrzymał się pod drzewem i siedział tam dłuższą chwilę, po czym zerwał się i pobiegł prosto do Knighton. Zaczaił się za murem i obserwował, czy teren jest czysty. Sir Edward, ojciec Marian, właśnie wychodził – Robin szybko wspiął się do okna swej ukochanej i zagwizdał w umówiony sposób. Dziewczę pojawiło się w mig w pokoju.
- Robin! – ucieszyła się – Wchodź!
- Moja Marian – westchnął, wskakując do środka – Moja ukochana…
- Co z królem?
- To był podstęp, Gisborne wymyślił to, bo wiedział, że nasi szpiedzy są w Nottingham. Chciał nas tam złapać…
- Dzięki Bogu, nie udało mu się! – Marian nerwowo chwyciła dłonie Robina.
- Nie do końca… Schwytali nas z zaskoczenia w ruinach nad brzegiem morza. Gisborne popełnił jednak zasadniczy błąd: popędził od razu do Nottingham, a jego wojsko nie należy do zbyt rozgarniętych… Dzięki Djaq szybko im się wyrwaliśmy.
- Och, Robin! – Marian przylgnęła do ukochanego – Mogłeś już nie żyć…
- Kochana, nie doceniasz mnie, zupełnie jak szeryf i jego przyjaciel. Zawsze im się wywijałem, dlaczego teraz miałoby być inaczej…
Siedzieli sobie i gawędzili miło, nie zauważając, jak mija czas. Byli młodzi i zakochani, jednak wiele przeszkód stało na ich drodze do wspólnego szczęścia…
- Marian, kiedy wreszcie to się skończy, kiedy będziesz moją żoną…
- Niedługo, ukochany. Wiesz, że teraz będzie to niebezpieczne dla nas obojga. Musimy zaczekać do powrotu króla, by ochronił nas przed szeryfem i sir Guy’em.
- Nie podoba mi się, że jesteś tak blisko niego!
- Robin, bądź rozsądny – Marian uśmiechnęła się słodko – Muszę. To jedyne rozwiązanie. Będąc blisko Guy’a, jestem blisko informacji. Jestem twoim szpiegiem, kochany.
- Igrasz z ogniem, nie powinnaś tego robić…
- Ja też chcę obronić króla, pozwól mi sobie pomóc…
- Dobrze! Dobrze, ale… bądź ostrożna. Wolę narazić siebie, niż ciebie.
- Marian! – dobiegł ich z dołu głos – Jesteś?
- Sir Edward! – Robin poderwał się z miejsca.
- Nie boisz się chyba mego ojca – roześmiała się Marian.
- Córeczko, masz gościa – usłyszeli – Sir Guy bardzo chce z tobą rozmawiać!
- Chwileczkę, ojcze!
- Znowu ta podła kanalia! – syknął Robin – Czy ten koszmar nie ma końca?
- Spokojnie. Już niedługo. Spotkamy się jutro?
- Przyjdę do ciebie – obiecał Robin – Kocham cię, Marian.
Powiedziawszy to, wyskoczył przez okno i wszedł na dach, pełzając na jego drugą stronę – tak, by ani Guy, ani ojciec Marian nie widzieli, że w ogóle był u niej. Ona zaś zeszła na dół, pełna obaw. Czego on mógł od niej chcieć?
- Sir Guy – dygnęła grzecznie, zerkając niepewnie na ojca – Coś się stało?
- Czy coś musi się stać, bym cię odwiedził? Chciałem cię zobaczyć – odparł Gisborne.
- Zostawię was na chwilę – odezwał się sir Edward – Będę przed domem.
Guy z ulgą patrzył na wychodzącego ojca Marian. Chciał z nią chwilę pobyć, popatrzeć na nią, porozmawiać… Była tak piękna, słodka i niewinna. Dlaczego nie potrafiła odwzajemnić jego gorącego uczucia?
- Marian – szepnął, chwytając jej dłoń – Dawno cię nie widziałem. Brakowało mi ciebie.
- Sir Guy, zawstydzasz mnie…
- Zechciej towarzyszyć mi dzisiejszego wieczoru na uczcie u szeryfa. Proszę, uczyń mi ten zaszczyt…
- Nie wiem… Mój ojciec ostatnio gorzej się czuje, nie chciałabym go zostawiać…
- Powiedz wprost, jeśli masz inne plany – puścił jej rękę, a jego twarz stała się poważna i smutna – Może spotykasz się już z kimś? Obiecałaś komuś innemu ten wieczór?
- Och Guy, ależ skąd! Jak mogłeś tak pomyśleć…!
- Nie wiem, co mam myśleć. Może… Hood ma pierwszeństwo przede mną?
- Jak mogłeś tak pomyśleć! – bez mrugnięcia okiem skłamała Marian – Nie zadaję się z banitami!
- Nie chciałbym, żebyś mnie zawiodła.
- Guy, dlaczego mi nie wierzysz?
- Unikasz mnie – Gisborne wyraźnie zdenerwował się – Unikasz mojego wzroku, dotyku… Wiesz, jakim uczuciem cię darzę.
- Pójdę z tobą na ucztę – Marian ucięła temat, bojąc się po raz kolejny usłyszeć z jego ust deklarację, której wcale nie chciała – O której mam przyjechać?
- Przyślę po ciebie – Guy ożywił się – Do zobaczenia wieczorem.
Skłonił się wchodzącemu sir Edwardowi i czym prędzej opuścił Knighton.
- Czego chciał?
- Ojcze, idę dziś wieczorem na ucztę z sir Guy’em – wyjaśniła Marian – Nie czekaj na mnie.
- Wolałbym, żebyś nie miała zbyt wiele wspólnego z tym człowiekiem… Nawet nie wiesz, jakie pogłoski na jego temat krążą po okolicy! Nie ma służącej, która nie odwiedziłaby jego alkowy choć raz!
- Ojcze, nie interesuje mnie on. Muszę jednak być blisko niego, żeby pomagać Robinowi…
- I to mi się nie podoba! – krzyknął sir Edward – Narażasz się na niebezpieczeństwo, pomyśl co będzie, jak szeryf lub Gisborne dowiedzą się o twoich kontaktach z…
- Nie dowiedzą się – syknęła Marian – Jeśli NIKT nie będzie mówił o tym głośno. Wybacz, ojcze, muszę się przygotować.

***
Anastazja i Brigitte krzątały się po sali, przygotowując wieczorne przyjęcie. Reszta służących chwilowo pomagała w kuchni. Dziewczęta przystrajały stoły; Anastazja widziała, że jej przyjaciółka jest jakaś nieswoja. Domyślała się powodu, ale nie chciała pytać wcześniej, przy innych służących.
- Brigitte, powiedz, co ci jest – odezwała się w końcu – Wiem, gdzie byłaś w nocy…
- Przestań, nic nie wiesz – dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
- Porozmawiaj ze mną…
- Daj mi spokój!!!
Brigitte osunęła się bezsilnie na podłogę i rozpłakała się. Anastazja dopadła do niej czym prędzej i przytuliła ją mocno. Pozwoliła jej wypłakać się do woli, tuląc ją mocno i głaszcząc po głowie. Biedna, musiała przeżyć coś tak obrzydliwego… Anastazja jednak nie spodziewała się, co dokładnie wydarzyło się w komnacie szeryfa.
- Chcę umrzeć – łkała Francuzka – Jestem zbrukana, grzeszna, nie mogę patrzeć w lustro…
- Ja wiem, rozumiem cię. Wiem, co się stało, musiałaś z nim…
- Nic nie wiesz, Anastazja – Brigitte spojrzała jej w oczy; jej twarz była przepełniona obrzydzeniem – On… Zmusił mnie, żebym… Najpierw zrobił to ze mną tak… normalnie. Kazał mi potem leżeć, mówił do mnie, nie słuchałam go. Modliłam się przez całą godzinę. A potem… zmusił mnie, kazał…
- Co, kochana?
Brigitte przerażonym wzrokiem patrzyła na przyjaciółkę i sugestywnie dotknęła palcami swoich ust. Zacisnęła powieki i zebrało jej się na wymioty. Zatrzęsła się i wsparła dłońmi o podłogę, nabrała powietrza i wydobyła z siebie żałosny szloch.
- Dobry Boże… Nie wierzę – Anastazja chwyciła jej ramiona i uniosła ją – Powiedz, że to nieprawda…
- Nastya, pomóż mi umrzeć.
- Dlaczego nic nie mówiłaś cały dzień?
- Próbowałam nie myśleć, bo kiedy tylko o tym myślałam, miałam ochotę się zabić. Proszę, pomóż mi umrzeć, nie mogę z tym żyć…
- Brigitte, posłuchaj mnie. Pomogę ci, ale… inaczej.
- Jak!? – krzyknęła zrozpaczona dziewczyna – Dla mnie jedyną pomocą jest śmierć!!!
- Uspokój się – Anastazja, choć do cna zgorszona i przerażona tym, co zrobił jej przyjaciółce szeryf, zachowała zimną krew – Porozmawiam z sir Guy’em.
- Z tym potworem!? Nigdy! Gotów jeszcze zrobić to samo!
- Sir Guy jest dobry. Brigitte, rozmawiałam z nim dużo. Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego, ale… zrobił dla mnie coś wyjątkowego. To dobry, wrażliwy człowiek, uwierz mi.
- Rób co chcesz, Nastya. I tak nic już mi nie pomoże…
Anastazja nie wiedziała tak naprawdę, czy rozmowa z Gisbornem cokolwiek zmieni, ale postanowiła że za wszelką cenę spróbuje. Odprowadziła Brigitte do izby służących, kazała jej położyć się, okryć po same uszy i nie pokazywać nikomu na oczy, po czym wróciła do przygotowania sali. Poprosiła o pomoc inną z dziewcząt, by Joan nie zauważyła, że pracuje sama – to spowodowałoby podejrzenia. Wkrótce wszystko było gotowe. Na salę wkroczył Guy.
- Wszystko przygotowane? – zapytał ostro.
- Tak, panie – Anastazja skłoniła się; dopiero zauważył ją w pomieszczeniu.
- To ty – uśmiechnął się lekko, podchodząc do niej – Powiedz tamtej, żeby stąd wyszła.
- Emma – zawołała do służki, która ustawiała ostatnie krzesła – Jesteś potrzebna w kuchni.
Dziewczę skłoniło się Gisborne’owi i wyszło, zostawiając ich samych. Rycerz rozsiadł się na jednym z krzeseł, bacznie obserwując Anastazję. Ciekaw był, co zamierza mu powiedzieć – a widział po niej, że czymś się gryzie. Nagle klęknęła przed nim, niebezpiecznie blisko, pomiędzy jego szeroko rozstawionymi kolanami; Guy był zaskoczony i patrzył na nią z coraz większym zaintrygowaniem.
- Panie, pomóż mi – szepnęła – Tylko w tobie nadzieja.
- Chyba mnie z kimś notorycznie mylisz – uśmiechnął się sarkastycznie – Nie jestem miłosiernym Samarytaninem.
- Błagam, panie…
- Mów, bo nie mam dużo czasu, zaraz uczta.
- Moja przyjaciółka z Francji, Brigitte… Była dzisiejszej nocy u szeryfa.
- Posłuchaj mnie, ślicznotko – warknął, chwytając jej podbródek – Nie wtykaj nosa w sprawy szeryfa, rozumiesz? W innym przypadku sama do niego trafisz.
- Nie wyobrażasz sobie, co z nią zrobił… Jak bardzo upodlił…
- Zamknij się, głupia! Kim ty jesteś, żeby ze mną o tym rozmawiać? Bezczelnie twierdzić, że szeryf upodlił twoją przyjaciółkę? Uważaj, słonko, bo uklękłaś w takim miejscu, że jeden mój ruch i… możesz być tak samo upodlona.
Chwycił ją za włosy i przysunął do siebie. Anastazję zdjął strach, bała się go strasznie, ale przecież Brigitte była najważniejsza! Nie mogła pozwolić, by jeszcze raz musiała przechodzić przez to piekło w alkowie szeryfa. Błagalnie spojrzała na Gisborne’a.
- Panie, ona chciała się zabić. Prosiła mnie, bym pomogła jej umrzeć.
- Zrób to więc – syknął Guy – A wtedy do szeryfa trafisz ty, z mojego osobistego polecenia.
- Jesteś jedyną osobą, która może uratować Brigitte. Nie pozwól, by trafiła do szeryfa, błagam, zaklinam cię, panie. Zrobię wszystko…
- Naprawdę nie rozumiesz? Twoje „zrobię wszystko” jest dla mnie NIC nie warte! Mogę mieć wszystko, co zechcę, na kiwnięcie palcem. Zdajesz sobie sprawę, co mógłbym z tobą teraz zrobić, Anastazjo? – patrzył na nią groźnie, wręcz z nienawiścią – Mógłbym cię zniszczyć, odebrać ci tę twoją słodką cnotę, mógłbym sprawić, że twoje usta będą winne twojego ciężkiego grzechu, zadowalając mnie. Nie potrzebuję do tego twojej chęci ani tym bardziej pozwolenia. Przypomnę ci, że jesteś zwykłą, prostą służącą, która nie ma żadnej wartości. Pojmij to w końcu i przestań pozwalać sobie na zbyt wiele, bo twoja bezczelność przekracza wszelkie granice.
- Panie, błagam… - z jej oczu pociekły wielkie, słone łzy, co rozwścieczyło go niezmiernie.
- Ty głupia wywłoko! – wrzasnął z wściekłością, zrywając się z krzesła i szarpiąc ją za ramię, by wstała z klęczek – Jesteś gotowa rozłożyć pode mną nogi, żebym uratował twoją przyjaciółkę!? Nisko się cenisz. Wynocha!!!
Popchnął ją. Anastazja upadła na podłogę, ale szybko wstała i nie patrząc na niego wybiegła z sali. Guy trząsł się z wściekłości, nie rozumiejąc, jak zwykła służąca mogła być tak bezczelna i prosić go o pomoc! Błagać, by sprzeciwił się szeryfowi! Co go obchodził los jakiejś Francuzki, skoro taka była wola Vasey’a, to niech sypia z nim choćby co noc. Nie znaczyła dla niego NIC, była dla niego zerem, mogła być nawet martwa – nie widział żadnego powodu, by się nią przejmować. Jednak nie to nie dawało mu spokoju… Irytowało go to, że miękł, gdy widział przelęknione oczy Anastazji, a jednocześnie jej nadzwyczajną odwagę – w końcu mało kto pozwalał sobie na tak bezczelne spoufalanie się z nim. Jednak przypomniał sobie poranek w komnacie szeryfa, jego obrzydliwą i odrzucającą fizjonomię i niesmaczne aluzje, a jednocześnie przed oczami stanęła mu nieszczęsna Francuzka z nieobecnym spojrzeniem, zapuchnięta od płaczu.
- Gisborne! – wydarł się szeryf, wkraczając do sali – Czy wszystko gotowe?
- Tak, panie – odparł z niechęcią – Życzysz sobie czegoś?
- Tak, Gisborne. Mojej francuskiej żabci. Ale to później. Nie zapomnij o tym.
- Z przyjemnością ją do ciebie przyprowadzę, panie.
Zaproszeni goście pojawiali się na zamku; szeryf wezwał wszystkich ważnych ludzi, baronów, rycerzy, wszystkich którzy popierali jego politykę, oraz – rzecz jasna – wspierali księcia Jana. Sam książę nie przyjechał do Nottingham z powodów zdrowotnych, nie przeszkodziło to jednak jego poplecznikom świetnie się bawić, oraz spiskować przeciwko bratu księcia, królowi Ryszardowi. Szeryf brylował tego wieczoru, bezpardonowo próbując uwodzić kobiety, na co Guy patrzył z wyraźnym niesmakiem.
- Nie masz nastroju, sir Guy – głos Marian wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na nią  i uśmiechnął się.
- Cieszę się, że ze mną jesteś – odparł – Rozjaśniasz mi ten wieczór.
- Przestań…
- Moja piękna lady Marian… Nie mogę się doczekać chwili, kiedy przełamiesz się i pokochasz mnie, będziesz chciała być lady Gisborne. Wiem, że nie jestem ci obojętny, lubisz ze mną przebywać, prawda?
- Jesteś moim przyjacielem, Guy.
- Liczę, że w niedługim czasie przyjaźń przerodzi się w coś więcej – szepnął jej do ucha, po czym krzyknął do stojącej przy drzwiach służącej – Donieść wina!
Służka dygnęła posłusznie i wyszła. Po kilku minutach wróciła wraz z kilkoma innymi, niosąc dzbany z winem. Joan kazała iść i Anastazji, która nie chciała pojawiać się na uczcie, nie chciała pokazywać się Gisborne’owi na oczy, ale nie mogła sprzeciwić się rozkazowi. Ku jej rozpaczy dziewczęta skierowały się do różnych zakątków sali, dla niej zaś pozostał stół, przy którym siedział Guy. Zwiesiła głowę i podeszła tam pokornie. Mężczyzna zauważył, że to Anastazja, i chwycił Marian za rękę, którą z szacunkiem ucałował.
- Dolej wina lady Marian – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu – Mnie również.
Dziewczę dygnęło, spełniając jego rozkaz.
- Marian, ukochana, kiedy za mnie wyjdziesz? – zapytał, patrząc jej w oczy – Kiedy uczynisz mi tę radość?
- Sir Guy, ja… - spojrzała niepewnie na Anastazję, która bez mrugnięcia okiem wlewała im wino do kielichów – Wiesz przecież. Kiedy król Ryszard powróci cały i zdrów do kraju, zostanę twoją żoną.
- Moja Marian – Guy pocałował ją w policzek, co speszyło dziewczynę; Anastazja zaś poczuła ukłucie zazdrości, za które od razu zganiła się w myślach.
- Sir Guy!
- Marian, wybacz, nie umiem powstrzymać się w twoim towarzystwie – uśmiechnął się ciepło, po czym spojrzał piorunującym wzrokiem na służącą – Możesz odejść – warknął.
Anastazja czym prędzej wyszła i skryła się w spiżarni, gdzie skuliła się w kącie i rozpłakała się. Wierzyła w niego, wierzyła że jest dobrym, wrażliwym człowiekiem, w końcu darował życie jej ojcu i nie wykorzystał jej – choć miał do tego prawo i kilka okazji. A teraz? Co miała o nim myśleć? Z przerażeniem doszła do wniosku, że kiedy go widzi, serce bije jej mocniej, że pragnie by się do niej uśmiechnął, by na nią spojrzał, by jej dotknął… Wstydziła się tych grzesznych myśli, ale marzyła, by jego delikatna dłoń spoczęła na jej policzku, wbrew rozumowi i rozsądkowi pragnęła też, by ją pocałował, przytulił… Czuła, że nie tylko go podziwia, nie tylko szanuje go i jest mu wdzięczna, ale po tych kilku dniach spędzonych na zamku w Nottingham chyba zakochała się w nim. Nie znała wcześniej tego uczucia, ale grzeszne myśli przerażały ją, pragnienie bliskości z tym niebezpiecznym, okrutnym człowiekiem napawało ją lękiem i poczuciem winy, jednak kiedy o nim myślała, docierało do niej, że ponad wszystko chciałaby odkryć jego drugą twarz, którą niezaprzeczalnie miał, i chwilami nawet uchylał rąbka tajemnicy, zdradzając swe łagodniejsze oblicze. Czy to jednak miłość? Czy można pokochać człowieka tak zdeprawowanego, nie liczącego się z innymi?
- Panie Boże, co mam robić? – łkała – Nie chcę grzeszyć, nie chcę robić niczego wbrew tobie. Pomóż mi, ześlij mi jakąś podpowiedź! Jeśli w tym zamku moje serce ma opętać grzech, zabierz mnie stąd, zabierz mnie do siebie. Ale… nie chcę go zostawiać. On musi mieć w sobie dobro. Pragnę mu pomóc. Boże, jeśli to miłość, i jeśli ma być grzechem, to zabierz ją ode mnie… On kocha inną… Nawet, jeśli ona go nie kocha, nie widziałam w jej oczach tego, co zauważyłam w jego spojrzeniu. Ona nie jest szczera, okłamuje go… nie chce za niego wyjść!
Kompletnie rozbita, siedziała w spiżarni jeszcze długi czas. Ogarnięta sprzecznymi myślami, modliła się, dumała i płakała na zmianę. Wyrzucała sobie, jak mogła być tak głupia i pozwolić sobie na słabość, na zakochanie się w sir Guy’u, który przecież skrzywdził ją, porywając od rodziców. A teraz traktował ją tak podle! Poniżał, miotał przekleństwami, wyzwiskami… A jednak nie miała do niego żalu. Pomyślała sobie, jak bardzo musiał być nieszczęśliwy, że krył się za maską twardego, nieustępliwego, okrutnego człowieka, i jak kruchy i wrażliwy musiał być w środku.
Nagle jej przemyślenia przerwało gwałtowne otwarcie drzwi. Do spiżarni wkroczyła Joan.
- Co tu robisz, smarkulo? – krzyknęła – Do roboty!
- Przepraszam – dziewczę otarło rękawem łzy – Już idę.
- Uczta się kończy, trzeba sprzątać, a ty siedzisz tu w kącie i… Anastazja, ty płaczesz?
- Nie, nie płaczę.
- Dziecko, spójrz na mnie – rozkazała Joan i przytrzymała ją – Co się dzieje?
- Nic.
- Mów! Ktoś ci zrobił krzywdę? Mów szczerze!
- To tylko… Sir Guy trochę dziś na mnie krzyczał – szepnęła niepewnie – Nic poza tym.
- Dlaczego tak się przejmujesz sir Guy’em? – Joan uważnie patrzyła na dziewczynę – Co ukrywasz?
- Nic. To mój pan, przejmuję się i chciałabym, by był ze mnie zadowolony.
- Oj, Anastazjo… Nie chcę, żebyś cierpiała. Nie zakochaj się w nim.
- Nie ma mowy! Ja nigdy…
- Dziecko, żyję na tym świecie trochę dłużej, niż ty, i znam Gisborne’a kilka lat. Znałam też kucharkę, która się w nim zakochała… Nieważne. Gisborne ma w sobie odrobinę człowieczeństwa, w przeciwieństwie do szeryfa, nawet na swój sposób go lubię, ale nie zapominaj, że to nadal niebezpieczny człowiek.
- Nigdy się w nim nie zakocham – z przekonującą pewnością odparła dziewczyna – Nic mnie do tego nie zmusi. To całkowicie sprzeczne z moją wiarą i moim rozumem…
„Szkoda, że nie z moim sercem” – dopowiedziała sobie w myślach. Joan uwierzyła jej, i odesłała ją do pomocy przy sprzątaniu sali. Gdy dziewczyna weszła tam, wszystkie służące krzątały się już, sprzątając stoły, a szeryf siedział na krześle, rozmawiając ze stojącym obok Gisbornem. Spojrzeli obaj na niepozorną postać, zbliżającą się do nich.
- To nasza Rusinka? – zapytał cicho szeryf; Guy skinął głową – Podejdź no tu! – krzyknął do Anastazji.
Dziewczę spojrzało na Guy’a, który gestem pokazał jej, żeby spełniła rozkaz Vasey’a. Spuściła więc głowę i podeszła, kłaniając się. Szeryf oblizał usta, lustrując ją z góry do dołu.
- Pięknie, pięknie! – uśmiechnął się – Jak ci się tu podoba?
- Bardzo, panie – odparła – To wielkie szczęście służyć na twoim zamku.
- Grzeczna i ułożona! Myślałem, że Rusinki to rozdarte baby. Dobrze, dobrze, cieszę się że jesteś szczęśliwa. Mam nadzieję, że Gisborne dba o twoje dobre samopoczucie tutaj.
Anastazja podniosła wzrok i spojrzała na Guy’a. Już chciała otworzyć usta, ale odezwał się pierwszy.
- Zadbam – powiedział z jadowitym uśmieszkiem – Należycie – podkreślił z mocą.
Przestraszona dziewczyna skłoniła się i oddaliła kawałek, by pomóc sprzątać. Guy i szeryf jeszcze przez chwilę obserwowali ją, po czym Vasey wstał i z satysfakcją kopnął krzesło.
- No, tośmy się zabawili, co nie, Gisborne? Ale to nie koniec na dziś. Czy moja francuska kochanka gotowa na kolejną noc uniesień?
Anastazja kątem oka spojrzała na Guy’a, który stał wyprostowany bokiem do niej. Ten mężczyzna zdecydowanie był zbyt idealny, zbyt piękny… I zbyt podły. Spodziewała się, że zaraz pójdzie do izby służących i siłą sprowadzi Brigitte do alkowy Vasey’a…
- Niestety, panie, doniesiono mi, że jest chora – powiedział – Jakiś straszny kaszel i katar, rozgrzana do czerwoności, ledwo żyje. Podobno cała opuchnięta…
- Gisborne, chciałem właśnie ją! – jęknął żałośnie szeryf – Świetnie operuje językiem! Masz jakiś zamiennik?
- Owszem, panie – rycerz odwrócił się w stronę Anastazji i uśmiechnął się do niej – Za chwilę pojawi się w twojej komnacie. Daj mi pięć minut. Będziesz… wniebowzięty.


Akualizacja 14/03/2014, następna część tutaj

42 komentarze:

  1. Akcja się zagęszcza i robi się coraz goręcej :) Ciekawa jestem jak Anastazja wybrnie ze spotkania z szeryfem.
    Interesujący jest fakt, że kobiety w opowiadaniu reagują na Guya tak jak fanki na RA- ehhh ten Ryśkowy magnetyzm... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koldunko - gdybyś była prostą, średniowieczną dziewką, i przechodziłby obok Ciebie TAKI facet w czarnym, skórzanym wdzianku, potrafiłabyś (nawet zakładając, że jesteś piekielnie bogobojna) nie ulec jego mrocznemu urokowi? :) Ja myślę, że reakcje kobiet są odpowiednie, no bo jak inaczej można na niego reagować?

      I od razu przepraszam wszystkich, że nie było mnie tu wczorajszego wieczoru by od razu odpowiedzieć - to była całkowicie nieplanowana nieobecność :)

      Usuń
    2. Nawet jeśli byłabym bogobojna do potęgi entej a na czole miała napis- "święta nieskalana" i tak serducho łomotałoby mi się w piersi jak ptak w klatce a na twarzy miałabym wszystkie odcienie rubinu :D Na pewno nie byłabym obojętna na wdzięki Guya i wiesz co? nawet bym nie chciała :D
      Magnetyzm Guya/ Richarda to jedno ale myślę, że kobiety lubią tych "niegrzecznych". I tak jak Anastazja nie do końca chcą wierzyć w ten "mrok", a marzenie aby takiego zbłąkanego, czarnego rycerza wyprowadzić znów w stronę światła ( jejku jak zrobiło się poważnie) wyciągnąć z niego te dobre cechy było by zadaniem którego wiele z nas z pewnością by się podjęła. Mam nadzieję, że choć część tej mojej paplaniny była zrozumiała

      Usuń
    3. A ja bym się nie oddała Guy'owi, musiałby brać siłą :). I to wcale nie z bogobojności, a dla zasady - bo tak :)). Pomimo tego, że znacie mój stosunek do Guy'a - dla mnie on jest najlepszy, ale i tak by mnie nie dostał przez długi, długi czas :P

      Usuń
    4. Nie twierdze, że ulegając jego widokowi oddałabym mu się bez zastanowienia gdziekolwiek aby tylko go mieć. Podobnie jak ty Jeannette stawiałabym się :P nie chciałabym aby facetem kierowały jedynie popędy i instynkt, wolałabym aby chciał mnie i mojego ciała za "całokształt". A , że przy tym jestem impulsywna i pyskata zapewne nie raz nie dwa doszło by między mną i Guyem do spięcia.

      Usuń
    5. Koldunko, nie chciałam, żebyś tak to odebrała ;). Chodziło mi tylko o to, że ja bym mu się nie oddała. Nie było tam podtekstu "w przeciwieństwie do Ciebie" :)

      Usuń
    6. nie pomyślałam w ten sposób :) spokojnie :)

      Usuń
  2. Guy jest odpychający, paskudny i diaboliczny wręcz w napadzie szału. Ale historia Annie wskazuje, że jakaś część człowieczeństwa jednak w nim drzemie. Boję się jednak, że to, co w nim dobrego jest przeznaczone tylko dla Marian. Co on widzi w tej babie?:) Mam nadzieję, że przejrzy w końcu na oczy i że będzie to po części zasługa Anastazji.
    Szeryf podoba mi się coraz bardziej - jest sobą aż do bólu: obmierzły, śliski i żmijowaty.
    I oczywiście obrażalski Robin. Może zgubi drogę w lesie wracając od marian i wszystkim zaoszczędzi kłopotu?:)
    Dzięki Kate! Czekam z niecierpliwością co dalej. Coś mi mówi, ze Anastazja jednak nie odwiedzi w nocy szeryfa.:) Nie, nie mów. Jakoś wytrzymam przez tydzień.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie powiem, czy Anastazja odwiedzi czy nie odwiedzi szeryfa. Powiem tylko tyle - szeryf będzie zadowolony :) Ale on zawsze jest zadowolony, jak można nie być zadowolonym, mając taką władzę i takiego wiernego rycerza u boku :)
      Nie wiem, czy Cię zmartwię, czy wręcz odwrotnie, ale Guy takich napadów szału będzie miał jeszcze sporo. Przecież to kwintesensja jego czarnej (póki co) duszy. Jak mogłoby być inaczej :)
      To dobry pomysł, by Robin zgubił drogę - może zgubi ją razem z Marian? :)

      Usuń
    2. To rysuje się nam całkiem niezły scenariusz: zadowolony szeryf - bo jakże mogłoby być inaczej:), demoniczny Guy, Anastazja ... (tu mam własną teorię - poczekam z jej weryfikacją grzecznie do następnego tygodnia:) i dwa biedactwa zagubione w lesie ... Lepiej niech nikt ich nie szuka.:)))

      Usuń
    3. Teraz tak myślę, i... może naprawdę zgubię Robina z Marian w lesie? Biedny Guy będzie jej szukał, a tu się okaże, że przebywa z leśnym ludkiem... Wmówi mu oczywiście, że została porwana, ale czy Guy uwierzy?
      Chyba naprawdę muszę to przemyśleć :)

      Usuń
    4. Obawiam się, że filmowy Guy uwierzyłby we wszystko, co mówiła Marian. A w zapewnienie o porwaniu przez Robina w szczególności. Jednak Ty masz wybór i bardzo dobrze.:)

      Usuń
    5. No przecież uwierzył, że Robin ją na drzewie uwięził, więc czemu miałby nie uwierzyć w porwanie ;). Miłość jest ślepa :))
      Jeannette

      Usuń
    6. Tak. Totalnie ślepa. W tym konkretnym przypadku na tyle, że nie zdołał rywala z drzewa strącić celnym strzałem i jeszcze uwierzył we wszystko, co wcisnęła mu Marian. Choć z drugiej strony ... gdyby tak Robin stracił wówczas głowę - całkiem dosłownie, to z kogo teraz mogłybyśmy się śmiać?:)

      Usuń
  3. Boże Kate uchroń Anastazję przed szeryfem!
    I ha trafiłam! Miałam rację co do Annie. Widzę, że trochę pozmieniałaś historię jej i jej dziecka, ale to w sumie dobrze bo tak stawia to Guy'a w lepszym świetle.
    Ach no i Anastazja, biedactwo. Wstawiła się za przyjaciółką i teraz sama wyląduje u szeryfa. Mam nadzieję, że jej tego nie zrobisz.
    Guy jak zawsze przerażał mnie czasami i nawet miała go znielubić, ale nie umiem. To Guy i te chwilę załamania, gdy staje się okrutny i mroczny robią z niego Guy'a. Mówię chwilę załamania, bo jak pokazałaś ogólnie nie jest jakiś potworem, ma sumienie i honor. Nawet współczuję my tego jak gnoi go szeryf.
    No i postać Marian, wiem jak jej wszyscy nie lubią...I powiem coś strasznego ja ją nawet lubię, nie no chwila to za dużo powiedziane... Nie nienawidzę jej. Owszem wkurza mnie tym jak zwodzi Guy'a, ale trochę ją rozumiem...
    Za to twój Robin, jego nie lubię, mimo że ten serialowy był dla mnie w miarę. Twój to totalny idiota, taki na ustach szumne hasła a w głowie pustka. Więcej gada niż działa, ale chyba o to Ci chodziło. Nie przepadam za nim, ale życzę mu szczęścia z Marianem, żeby Guy'a w spokoju zostawili...I dali mu się zakochać w Anastazji.
    Och i na koniec, bardzo polubiłam Joan. To strasznie miłe z jej strony jak martwi się Anastazję.
    Ogólnie bardzo fajny rozdział, mam wrażenie jakby dłuższy, ale może to dla tego, że dużo się działo. No i znów (nie)cierpliwie czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam Roza_000

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że dostrzegasz w Guy'u te dwie cechy - sumienie i honor. To pierwsze co prawda stara się tłumić, ale chyba jednak zbyt mocno dobija się do jego świadomości, żeby tak całkiem je z siebie wyrzucić. Po prostu się nie da, bo tak naprawdę Guy chciałby być dobry - dla Marian, by być z nią, ale sam z siebie nie bardzo potrafi. Potrzebuje bodźca, kogoś, kto mu będzie przypominał o tym, że gdzieś tam w głębi jest dobry.
      Ucieszyłam się, gdy przeczytałam, że Robin to idiota :) Taki miał być. Tak go widzę. Pomijając fakt, że kompletnie nie wiem, CO Marian w nim widziała, mając obok Guy'a - nawet z samej powierzchowności wybór jest prosty, a gdy dodać do tego inteligencję... Leśniczy przegrywa na starcie. Widocznie Marian lubi być w związku tą, która... nosi spodnie - i to całkiem dosłownie, jak pamiętamy z serialu :)

      I masz rację - ten rozdział był trochę dłuższy od poprzedniego :)

      Usuń
    2. To witaj w klubie, Różo, bo ja również nie nienawidzę Marian. Owszem, potępiam ją, ale nie rozumiem, jak można mieć do niej pretensje, że kochała Robina, nie Guy'a. Serce nie sługa, kochała kogo kochała, nie jej wina. Jej winą było tylko to, że zwodziła i wykorzystywała Guy'a, latając z zamku do lasu i odwrotnie, w zależności od swoich potrzeb. Należało stanąć po jednej stronie ze wszystkimi tego konsekwencjami.

      Usuń
    3. A za co można Marion potępiać?? Przecież Guy bym, hmm.... zwykłą (sorry fanki Guya;))- gnidą... i zdrajcą. Zdrajcę tylko "kilim";)

      Usuń
    4. No był zdrajcą, ale ona była tchórzem, że się ukrywała i grała na dwa fronty. To jej szpiegowanie to momentami była wymówka, jak jej się w lesie nie podobało.
      Dobra, ok, nie jestem obiektywna :))

      Usuń
    5. O nie, to nie było tchórzostwo. Bo nie ma nic złego w graniu na dwa fronty ze zdrajcą, jeśli to służy dobru ogółu:) Jest wręcz nawet wskazane:) Czytałaś "Konrada Wallenroda", czy już jesteś z pokolenia, któremu tę lekturę wycofali z kanonu?;))
      Robin

      Usuń
    6. Czytałam :). Aż tak młoda nie jestem ;P.
      Mówię, że jestem nieobiektywna :D.
      Dobra, może nie należy jej do końca potępiać, ale to latanie od jednego do drugiego mnie uwierało. O, to jest dobre słowo - uwierało :). Bo w pewnym momencie ona trochę zwodziła też Robina, tam gdzieś na początku.
      Co nie zmienia faktu, że było jej całkiem na rękę to szpiegowanie ;). Nie podobało jej się życie w lesie, wolała wrócić na zamek i miała pretekst.
      Zawsze się zastanawiałam na ile Robin faktycznie działał dla dobra ogółu. No bo szeryf musiał przecież odprowadzać podatki dla króla. Więc to oczywiste, że zbierał tyle, żeby też coś zostało dla niego. Więc jeśli Robin go okradał, to szeryf później musiał to zebrać z powrotem, żeby mieć dla króla i siebie. To takie błędne koło. No ale to tak na marginesie :)
      Jeannette

      Usuń
  4. Kate, dzięki za następną część opowiadania i spotkania się z ukochanym Guy'em.
    Ja w dalszym ciągu wierzę, że czarny rycerz jest jest dobry i baaardzo słodki.
    Pod skorupą nieprzyjemnego faceta kryje się dobry i życzliwy człowiek, dbający o swojego syna i kobietę, która go kochała.
    Koldunko, nie sądzę aby była to Anastazja która umili noc okropnemu szeryfowi.
    Guy uśmiechając się do Anastazji dal jej do zrozumienia, że spełnia jej życzenie i uratuje Brigitte.
    Kate zrób coś, bo nie mogę znieść oziębłości Marion, najlepiej to niech wyjedzie ze swoim leśnym ludkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak myślisz? ja sądzę, że wszystko jest możliwe- może Guy będzie próbował udowodnić samemu sobie, że Anastazja nic go nie obchodzi a on sam gardzi wszystkim i wszystkimi. Może wysłanie rosjanki do szeryfa będzie rodzajem kary dla niej?nauczki? za to, że wytrąca Guya z równowagi, że ma odwagę go prosić o wiele rzeczy, że nie traktuje go jak ostatniego zwyrodnialca i degenerata na jakiego on sam pozuje.
      Chociaż przyznam, że drugi scenariusz też chodzi mi po głowie- Guy patrzy na Anastazję i uśmiecha się do niej ale do alkowy szeryfa jej nie wyśle tylko inną dziewczynę. Takie rozważania co do dalszych losów bohaterów mnie naszły :P
      Cóż na rozwiązanie zagadki trzeba będzie poczekać do nast piątku :)

      Usuń
    2. Jolu, uśmiech Guy'a to najbardziej nieprzewidywalna rzeczna świecie. Zapewniam Cię, że za tydzień Anastazja będzie miała niezły mętlik w głowie, zresztą cały czas ma. Guy ma co innego wypisane na twarzy, i co innego myśli, więc to facet pełen sprzeczności. Ale masz rację - w środku, nawet jeśli sam tego jeszcze nie dostrzega, jest dobry. Potrafi, tylko nie zawsze umie to pokazać.

      Koldunko, podobają mi się Twoje rozważania. Nie zdradzę oczywiście, co się będzie działo, natomiast muszę przyznać, że Guy już teraz, samym swoim pełnym sprzeczności zachowaniem w pewien sposób wymierza Anastazji karę - bo biedna dziewczyna szaleje z niepewności i lęku, co ją może spotkać. Wierzy w niego, a jednocześnie strasznie się boi tego, co może ją spotkać, jeśli okaże się że myli się co do niego i on naprawdę jest zwyrodnialcem. A co zrobi Guy... Na pewno wszystko, żeby szeryf był zadowolony - i tylko tyle powiem :)

      Usuń
    3. Jolu, a czego innego oczekujesz po Marian? Przecież ona kocha innego. Można ją potępiać za to, że grała na dwa fronty, ale nie za to, że jest oziębła w stosunku do człowieka, który jej się narzuca, a którego ona nie chce. Jak wy traktowałybyście takiego zalotnika? Tak jak mówię: potępiam ją tylko za zachowanie a la ladacznica. Ale nie za to, że kogoś kochała, a kogoś nie.

      Kurcze, Kate, zrób raz na przekór sobie i niech Guy wyśle Anastazję do szeryfa! :D
      To byłoby świetne, dopiero zaczęłoby się dziać, ona wtedy wiele musiałaby mu wybaczać, a co za tym idzie trzeba by wymyślić coś naprawdę mocnego, co by ją do niego przekonało. A najlepiej, gdyby później okazało się, że oni wcale nie będą razem, bo Guy pokocha inną ze wzajemnością :D. Dobra, dobra, wiem - to nie w Twoim stylu takie zagrania :)). Ale ja już się rozpędziłam :)

      Usuń
    4. Jeannette, nie mogę oczywiście zdradzić czy wyślę Anastazję do szeryfa, czy nie, ale Twoja propozycja ma jeden zasadniczy minus. Mówisz, że "ona wtedy wiele musiałaby mu wybaczać, a co za tym idzie trzeba by wymyślić coś naprawdę mocnego, co by ją do niego przekonało" - ale przecież sama zauważyłaś, że Guy pokazał Anastazji, gdzie jest miejsce służącej, on nie daje jej takiego szacunku, jaki okazuje Marian (w zasadzie po dzisiejszym rozdziale można by stwierdzić że w ogóle nie ma dla Anastazji szacunku), więc jemu nawet nie zależałoby na tym, by Anastazja cokolwiek mu wybaczała, i nie próbowałby jej przekonywać. Po prostu na noc wziąłby sobie do komnaty inną służkę - bo tych używanych przez szeryfa nie akceptuje. Przynajmniej do tej pory nie akceptował, a jak to będzie z Anastazją... Na razie nie powiem :)

      Usuń
    5. Tak, jasne. Mnie chodziło tylko o to, że historia musiałaby tak się potoczyć, żeby on zrobił coś naprawdę dobrego, co by ją przekonało, a nie, że on chciałby ją przekonywać - samo mogłoby mu wyjść :)). Zresztą nie wymyśliłam nic konkretnego, tak mi akurat w danej chwili przyszło do głowy. Ale najbardziej by mi się podobało, gdyby ona się zraziła, on miał ją w nosie i w końcu zakochał się w innej :)). Dobra, już nie wymyślam, rób swoje :D. To tylko takie moje gadanie, nic więcej, nie zamierzam Ci się wtrącać do opowiadania, tylko sobie spekuluję i myślę "na głos" ;))

      Usuń
  5. Rety, ale cię podkusiło Kate, żeby stworzyć takiego obrzydliwca :P To chyba dlatego, że poprzednik był nieskazitelny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robin, więc powinnam teraz biegać w kółko i krzyczeć "stworzyłam potwora"? :)
      E tam, nie wydaje mi się - Guy taki zawsze był, i taki mi się podobał, ja go tylko poddałam mojej własnej obróbce, żeby dodać mu trochę pozytywnych cech - tak, wiem, na razie tego może nie widać. Ale nie martw się, jeszcze będzie słodko :)

      Usuń
    2. Powiem jedno- Marion nie należy potępiać, że nie chciała z nim być;) Hmm, właściwie wierzę w resocjalizację nawet najgorszej łajzy, ale rozumiem jeśli jakaś kobieta nie ma ochoty uczestniczyć w nawracaniu takiego osobnika, bo się nim po prostu brzydzi.

      Usuń
  6. Świetny Guy! Super scena z żołnierzami, ja tam bym ścięła wszystkich,a co tam, że nie miałabym później eskorty ;D. Fajna scena z szeryfem u niego w komnacie, w ogóle wszystkie sceny z nim są fajne, mam nadzieję, że będzie go jak najwięcej - jego i jego poczucia humoru :D.
    No i wisienka, czyli scena z Anastazją przed ucztą - sama nie zrobiłabym tego lepiej, fantastycznie ją potraktował, bardzo mi się podobało. Anastazja chyba zapomniała, gdzie jest miejsce służącej, a on wręcz mistrzowsko jej o tym przypomniał. Super!
    Brakuje tylko księcia Jana i Isabelli i będę mieć wszystko, czego potrzebuję - cały mój ulubiony kwartecik :)). No, może jeszcze Thornton by się przydał ;)
    Jeśli gdzieś po drodze Guy nie zamieni Ci się w ciepłą kluchę, to może być całkiem porządne opowiadanie, Kate ;)
    A, i jeszcze jedno - fajnie, że Robin nawiał, mam nadzieję, że nie popełnisz błędu scenarzystów. Oni zrobili z Guy'a i szeryfa idiotów, więc mam nadzieję, że Ty dla odmiany nie zrobisz idioty z Robina. Nie lubię go, ale trzeba pamiętać, że i Guy i Robin byli w końcu rycerzami, więc poziom między nimi powinien być dość wyrównany. To tylko takie moje przemyślenia o poranku, nie traktuj tego jako sugestii albo tym bardziej postulatów ;))
    A tak na marginesie - zawsze mnie zastanawiało, dlaczego szeryf na tyle pozwalał Marian, przecież ona nic nie znaczyła. Po co ją trzymał, skoro były z nią tylko problemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeannette, mogę obiecać że postaram się, by szeryf pojawiał się często i zawsze tryskał tym swoim czarno - obleśnym humorem. Za to przecież go kochamy :)
      O księciu Janie prawdę mówiąc nie myślałam, za to zastanawiałam się gdzie i w jaki sposób wcisnąć Isabellę, i czy powinna być negatywną postacią. Co prawda nie pojawi się od razu, ale myślę, że można jej się spodziewać.
      Guy NIGDY ciepłą kluchą nie będzie, nawet gdy odnajdzie w sobie dobro (bo nie ukrywajmy że do tego prowadzi to opowiadanie) nie zatraci swojej dumy, tej cudownej ironii, złośliwości, tego wszystkiego, co określa go właśnie jako naszego Guy'a. Wiadomo, że nie będzie zawsze okrutny bez powodu, w pewnym momencie to okrucieństwo zmieni się w sprawiedliwość - ale bycie sprawiedliwym nie oznacza bycia tylko do rany przyłóż, czasem trzeba karać, prawda? Tak więc mimo, że Guy złagodnieje, to na pewno nie będzie można nazwać go ciepłą kluchą.
      A Robin idiotą? Cóż... Poniekąd tak :) Ale to tylko moja prywatna opinia o nim, ten serialowy jest miałki, przezroczysty, irytujący, i prawdę mówiąc na tym opieram swoje postrzeganie tej postaci, to jak go opisuję, ale jednocześnie wiem, że gdyby był naprawdę ograniczonym kretynem, nie miałby szans z Guy'em, także... To, co o nim sądzę, swoją drogą, ale niestety trzeba mu oddać, że nie może być ostatnim tępakiem.

      I myślę, że szeryf pozwalał na wiele Marian tylko ze względu na Guy'a. To może wydawać się dziwne, bo szeryf ma duszę czarną jak noc i zero skrupułów czy uczuć, a jednak swojego rycerza lubi i to chyba dla niego znosił irytującą i nic nie wnoszącą obecność dziewczyny leśniczego :)

      Usuń
    2. Tak, tak, zgadzam się, czasem trzeba ukarać, więc niech Guy karze jak najwięcej :D
      Hm, kochana siostrzyczka tak do końca zła nie była, w końcu dla Meg była dobra, dopóki nie odkryła zdrady. Charakterek miała po braciszku, to fakt, ale jej zachowanie wynikało przede wszystkim z żalu do niego. Zresztą przy mężu już tak nie fikała, robiła się pokorniutka jak aniołeczek.
      Wiesz, ja w ogóle nigdy żadnego Robina nie lubiłam, bo w ogóle nigdy nie lubiłam tej historii :). Fajnie, że się zgadzamy, że nie może być ostatnim tępakiem, jak to określiłaś :)).

      No niby wiem, że ze względu na niego, ale jednak momentami znosił bardzo dużo ;). To, co szeryf czuł do Guy'a widać chyba najlepiej w scenie, kiedy Guy go "uśmierca" :)

      Usuń
    3. Ale Robin był lepszym łucznikiem:)

      Usuń
  7. Było warto czekać <3 Wspaniałe i niezwykłe :) Ciekawa jestem co dalej? A może gdy szeryf będzie zabierał Anastazję do swojej komnaty Guy dowie się co robił z francuską i odbije ja...Ale to tylko domysły :) Z niecierpliwością czekam na piątek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za te słowa - świadomość, że ktoś czekał na opowiadanie, i do tego mówi że warto było, naprawdę dodaje skrzydeł :) No niestety, jak wspomniałam wyżej dziewczynom, nie mogę zdradzić co będzie za tydzień, ale... chyba będzie dość zaskakująco :)

      Usuń
  8. Przed czytaniem dzieciom bajki w przedszkolu pozwoliłam im wybrać bajkę i Marcel przyniósł "Robin Hooda" hm. myśle sobie czemu nie? i potem czytam jak Zły Sir Guy próbował złapać Robina i w wyobraźni widziałam naszego "Czarnego Anioła" straszne tak bardzo mnie wkręciła ta opowieść :) Czekam na piąteczek :) Pozdrawiam Allalove :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co powiedzieć... Jest mi niesamowicie miło, a jednocześnie boję się, czy czytając dzieciom, nie zmieniłaś czasem biegu historii na jedyną prawidłową wersję :) Żartuję oczywiście, nie wątpię w Twój profesjonalizm :)

      Usuń
  9. byłam bliska :) podczas rozmowy na temat postępowania moralnego bohaterów kiedy dzieci powiedziały, że Sir Guy był zł oczywiście wyjaśniłam, że czasami ludzie robią złe rzeczy bo niektórzy ich do tego zmuszają np. zły szeryf :) a Sir Guy w gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem. Wiem jestem straszna ale musiałam go bronić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie jesteś straszna! Bardzo dobrze to wytłumaczyłaś dzieciom, i oczywiście zgodnie z prawdą :)

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.