Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
---------------------
Poprzednia, osiemnasta część tutaj.
Obudziłam się nagle, przerażona.
Coś mi się śniło, ale już po przebudzeniu nie potrafiłam przypomnieć sobie, co
to było. Musiało być to coś nieprzyjemnego… W pokoju panowała ciemność, ale
leżałam w łóżku sama… Poczułam strach i smutek. Jak John mógł mnie zostawić,
gdzie był!? Spałam dość długo, bo była już jedenasta wieczorem, ale powinien
być obok mnie… Zerwałam się na równe nogi i zbiegłam na dół. Pusto… Na stole w
pokoju leżał plik pieniędzy. Przeliczyłam je – skąd i na co Johnowi potrzebne
było dwa tysiące funtów!? Wyszłam przed dom, w nadziei że tam będzie, ale także
nic… Poczułam się oszukana i opuszczona. Jak mógł w takiej sytuacji gdzieś
sobie wyjść…? Nie rozumiałam tego, byłam zła i rozczarowana, ale musiałam go
znaleźć. Nie potrafiłam sobie sama poradzić. Narzuciłam na siebie kurtkę,
zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do jego domu. Nie myliłam się – w oknach
widziałam, że w środku pali się światło. Byłam naprawdę rozczarowana; czyżby
uciekł przede mną? Uciekł przed odpowiedzialnością, przed rozmową ze mną? A
może nie chciał na mnie patrzeć, na kobietę, która poroniła jego dziecko?
Poczułam się strasznie. Weszłam tam, a on siedział na krześle, ukrywając twarz
w dłoniach.
- John… Zostawiłeś mnie –
powiedziałam od razu oskarżycielskim tonem – Dlaczego?
- Katie, nie wiedziałem, że się
obudzisz…
- Gdybyś wiedział, zmusiłbyś się
do zostania?
- O czym ty mówisz? – spojrzał na
mnie; dopiero zauważyłam zaczerwienione i zapuchnięte oczy, ale oczywiście w
tym momencie liczyło się to, że to JA jestem pokrzywdzona, nie on.
- Zostawiłeś mnie! – krzyknęłam –
Dobrze wiedziałeś, że cię potrzebuję! Ale ty poszedłeś sobie, zostawiłeś mnie
samą… Jestem teraz mniej wartościowa, co? Straciłam twoje dziecko. Nie możesz
na mnie patrzeć, bo przypominam ci to, jak bardzo cię zawiodłam.
- Proszę cię, przestań tak mówić…
- A ty przyznaj się wreszcie!
Udawałeś przed moimi rodzicami, a tak naprawdę nie chcesz mnie już!
- Katie – John wstał z krzesła i
podszedł do mnie – Przyszedłem tu tylko po kilka ciuchów. U ciebie nadal nie
mam wiele, a chciałem wziąć coś na zapas, żeby nie zostawiać cię w najbliższych
dniach ani na chwilę – wyjaśnił cierpliwie – Jak możesz myśleć, że cię nie
chcę?
- Nie było cię przy mnie, kiedy
się obudziłam – szepnęłam z oczami pełnymi łez – Przestraszyłam się…
- Uspokój się. Nic złego się nie
dzieje, wyszedłem tylko na moment, miałem nadzieję że się nie obudzisz. Wiesz,
że nie zostawiłbym cię nigdy.
- Boże… Myślałam, że ty…
- Kate, na Boga, jesteś teraz
moim priorytetem! Zawsze byłaś, ale dziś… Nie miałbym serca cię zostawić, bo
chyba bym oszalał z rozpaczy bez ciebie. Posłuchaj, ja też cierpię, to również
dla mnie nie jest łatwe, i też cię potrzebuję. Nie myśl, że spłynęło to po mnie
jak po kaczce, że nie mam uczuć i że jestem ze stali. Mocno mną to wstrząsnęło,
ale…
- John, poczekaj, muszę cię
przeprosić – powiedziałam, czując złość na samą siebie – W tym wszystkim
skupiłam się tylko na sobie. Robię z siebie ofiarę, a przecież ty cierpisz tak
samo, jak ja. Tak strasznie mi głupio…
- Nie, to nie tak. Usiądźmy i porozmawiajmy,
bo mamy o czym.
John usiadł na kanapie, sadzając
mnie na swoich kolanach. Przytulił się do mnie mocno i chwilę tkwiliśmy tak w
totalnej ciszy. Łzy leciały nam obojgu, ale żadne z nas nie wstydziło się ich. Byłam
wstrząśnięta tym wszystkim. Przecież John potrzebował mnie w tej chwili tak
samo mocno, jak ja potrzebowałam jego!
- Kochanie, jest mi tak samo
ciężko, jak tobie – wyznał – To było nasze dzieciątko. Naprawdę chciałem je
mieć, wiesz, jak się cieszyłem, kiedy mi powiedziałaś. Ale musisz wiedzieć
jedno. Kiedy zobaczyłem cię dziś popołudniu nieprzytomną, kiedy zobaczyłem
krew… Wiesz, jak się przestraszyłem? Bałem się, że umrzesz, naprawdę, to może
się wydawać chore, ale modliłem się tylko o to, żebyś żyła i była zdrowa.
Najczarniejsze myśli przychodziły mi do głowy, i jakkolwiek to brutalnie nie
zabrzmi… Gdybym miał wybierać między tym, żebyś poroniła, a odeszła… Wybór
byłby prosty. Wolę nigdy nie mieć dzieci, niż miałbym cię stracić. Kate, dla
mnie to jasne jak słońce. I błagam cię, nigdy więcej nie mów, że mnie
zawiodłaś… Nic takiego się nie stało i nie stanie. Kocham cię jak szalony,
niezależnie od tego czy będziesz w ciąży, czy nie. To się po prostu zdarzyło,
to nie twoja wina, po prostu twój organizm nie był na to gotowy. Will wyjaśnił mi
to, choć ciężko było mi to przyjąć, ten zimny, medyczny ton, ale…
- Wiem, to tylko zarodek –
powiedziałam cicho – Ale to już była jakaś część nas. To była cząstka ciebie i
cząstka mnie. Skoro nie było w stanie zagnieździć się we mnie, było za słabe,
to… Rozumiem, że reakcji organizmu nie da się przewidzieć. Mam do siebie tylko
żal o to, że w ogóle powiedziałam ci o tym wczoraj. Że zrobiłam i tobie, i
sobie nadzieję. A dziś wszystko prysło. Gdybym ci nie powiedziała, uznałabym to
za wyczekiwany, spóźniony okres, i nie byłoby całego tego przytłaczającego
ciężaru w sercu. Nie wiedzielibyśmy o niczym i byłoby dobrze.
- Nadal jest dobrze. Mamy siebie.
Katie, to nie jest koniec świata, to przykre, ale… Jesteśmy tu razem, i to jest
dla mnie najważniejsze. Mówiłem ci, że wolałem żeby to się tak skończyło, niż
żebym miał cię stracić, i podtrzymuję to.
- John… Ja cię tak mocno kocham –
wtuliłam się w niego – I chyba… Chyba myślałabym na twoim miejscu tak samo.
Jestem tego pewna. Wolę mieć ciebie, niż choćby dziesiątkę dzieci, bez ciebie
nic nie miałoby sensu. Ale… Gdyby jednak pojawiło się takie malutkie
stworzenie…
- Kate, obiecuję ci, że będziemy
mieli śliczne dzieci. Choćbyśmy mieli je adoptować. Ale zobaczysz, minie kilka
miesięcy i będziesz w ciąży, która zakończy się szczęśliwie. No chyba, że na
razie chcesz… Może powinniśmy odpuścić. Poradzić sobie z tym, i dopiero…
- Nie, John. Nie zmieniajmy nic.
Chcę żyć, jak dotąd, chcę się z tobą kochać codziennie, i czekać na nasze
maleństwo. Lekarz mówił, że to nie powinno mieć wpływu na posiadanie dzieci w
przyszłości.
- Ale nie chciałbym, żebyś
zagłuszała stratę tej ciąży obsesyjną chęcią bycia w kolejnej – odparł twardo –
Wcale nie musimy się spieszyć. Kocham cię tak czy tak, z dzieckiem czy bez,
więc…
- Nie mówmy już dziś o tym –
przerwałam mu – Jestem zmęczona tym wszystkim.
- Zostaniemy tu? Jest trochę
chłodno, ale napalę w piecu i za chwilę powinno być lepiej.
- Dziękuję, John. Za to, że
jesteś ze mną – po raz pierwszy tego dnia poczułam się naprawdę dobrze i spokojnie
– Rozpal w piecu, a ja pościelę łóżko.
Dom Johna był o tyle komfortowym
miejscem, że nie musieliśmy się rozstawać, zawsze jedno miało na oku drugie, a
to dlatego, że właściwie miał tylko jeden pokój (po śmierci dziadka na piętrze
John urządził sobie graciarnię), gdzie spał, jadł i odpoczywał, a poza tym w
rogu stał kaflowy piec. Nie były to może luksusy, ale bardzo mi to odpowiadało,
szczególnie teraz, kiedy potrzebowałam jego bliskości. Rozłożyłam kanapę i
ścieliłam ją, zerkając, jak John dorzuca do pieca drewna. W międzyczasie
ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania i otworzyłam szafę Johna, z której
wyjęłam jedne z jego bokserek i obszerną, luźną koszulkę z wizerunkiem zespołu
Queen. Założyłam je na siebie i stanęłam przed Johnem.
- Nie mówiłeś mi nigdy, że masz
taką koszulkę – powiedziałam, kucając tuż przy nim – Mogę?
- Podoba ci się? Jest twoja.
Pięknie w niej wyglądasz.
- Daj spokój. Jestem zmęczona i
zapłakana. Nie mogę pięknie wyglądać.
- To najwidoczniej jestem ślepy i
nieobiektywny – uśmiechnął się – Połóż się, zaraz do ciebie dołączę.
- Zaczekam.
- Mój uparty osiołku…! Dobrze,
już kończę. Powinno trzymać ciepło do rana.
Wstał, objąwszy mnie, i
poprowadził do łóżka, na którym usiadłam, patrząc, jak John zdejmuje z siebie
ubrania. W końcu usiadł obok mnie i westchnął ciężko.
- Wolisz spać od ściany czy z
brzegu? – zapytał.
- Od ściany – odparłam – Będę się
czuła bezpiecznie. W razie czego będziesz pilnował, żebym nie spadła.
- To wskakuj pod kołdrę.
- John… Obiecaj mi coś.
- Co? – spojrzał na mnie zdziwiony,
okrywając nas kołdrą.
- Że wszystko będzie dobrze –
szepnęłam.
- Katie… Oczywiście, że będzie.
Chodź, przytul się do mnie… Moja mała, dzielna kruszynka. Kocham cię. Tak
bardzo, że aż sam w to nie wierzę.
Nachylił się nade mną i mocno
pocałował mnie. Brakowało mi tego… Całował mnie zachłannie, choć niespotykanie
delikatnie, jakby ważąc każdy swój ruch i każdy dotyk swoich warg. Pieścił moje
usta, sprawiając, że zapominałam o wszystkim, czułam zresztą że i dla niego ten
cudowny pocałunek jest terapią. Przewróciłam go, tak że teraz to on leżał na
łóżku, a ja nachylałam się nad jego twarzą, oddając się przyjemności spotkania
z jego czułymi ustami. Całowałam go namiętnie, szaleńczo, aż poczułam
spływającą z mojego oka łzę. John poczuł ją również na swoim policzku i odsunął
moje usta od swoich. Opadłam na jego pierś i wtuliłam się w niego mocno. John
jeszcze szczelniej okrył nas kołdrą i z całych sił trzymał mnie przy sobie.
- Będzie dobrze, skarbie –
szeptał – Już jest… A rano będzie lepiej. Zobaczysz.
***
John miał anielską wręcz
cierpliwość. Który inny mężczyzna wytrzymałby całą noc bez ruchu, mając na
swojej piersi głowę kobiety, której za nic nie może strącić? On jednak trzymał
mnie mocno cały czas, i obudziłam się w takiej samej pozycji, jak zasnęłam –
wtulona w jego ciepły tors. Jego lewa dłoń tkwiła wpleciona w moje włosy, prawa
przytrzymywała moje plecy blisko niego. Otworzywszy oczy, poczułam się
szczęśliwa, mając go obok, jednak po chwili przypomniało mi się wszystko, co
zdarzyło się dnia poprzedniego. Nie mogę powiedzieć, że się załamałam, ale
poczułam ukłucie smutku. Uniosłam głowę i napotkałam jego spojrzenie.
- Nie śpisz już – westchnęłam
cicho.
- Pilnuję, żeby nic ci się nie
stało – odparł – Jak spałaś?
- Dobrze, nadzwyczaj dobrze…
Wyspałam się. Która to godzina?
- Dochodzi jedenasta – uśmiechnął
się – Normalnie o tej porze, miałabyś godzinę do końca pracy. A dziś mamy
wolne, tylko ty i ja… Zaraz zjemy śniadanie, pojedziemy do Yorku na zakupy, i
może zabiorę cię gdzieś jeszcze…
- John, robisz to, bo chcesz,
żebym przestała myśleć?
- Robię to, bo cię kocham, i nam
się to obojgu po prostu należy. Nie zapomnimy o tym, ale nie znaczy to że
powinniśmy zamknąć się w domu i płakać, bo to nic nie da. Będziemy mieli
jeszcze wiele dzieci, ale nie teraz. Najwidoczniej było na to za wcześnie.
Katie zostawmy to, wydawało mi się że wczoraj omówiliśmy wszystko, nie ma sensu
się zadręczać.
- Tak, masz rację. Ale…
- Wystarczy – John poderwał się,
usiadł i przyciągnął mnie do siebie – Choć raz w życiu przyznaj mi rację bez
swoich „ale” i innych warunków i mądrości. Nie pozwolę ci się zadręczać,
rozumiesz?
- Nie chcę się zadręczać, chcę
wrócić do normalnego życia.
-Więc przestań myśleć!
- Ale to nie jest takie proste!
Jeszcze wczoraj o tej porze… Ty tego nie rozumiesz!
- No jasne! – zdenerwował się –
Bo to nie ja miałem być ojcem tego dziecka. Nie rozumiem!
- To nie tak…
- Nie rób ze mnie nieczułego
potwora!
Odwrócił ode mnie wzrok.
Wiedziałam, że znowu go zraniłam nieprzemyślanymi słowami. Miałam w głowie taki
mętlik, że ciągle coś odbierałam nie tak, jak powinnam, mówiłam to, czego nie
miałam na myśli… A przecież Johna nie dotknęło to mniej, niż mnie! A dodatkowo
musiał stanąć na wysokości zadania i wspierać mnie, być tym silniejszym,
rozsądniejszym… Zrobiło mi się strasznie głupio.
- John, przepraszam cię –
powiedziałam, odwracając jego urażoną twarz w moją stronę – Proszę, nie gniewaj
się. Sama chwilami nie wiem, co mówię…
- Zauważyłem – burknął.
- Nie chcę stracić też ciebie…
Nie odsuwaj się ode mnie, nie teraz…
Spojrzał na mnie i zmiękł.
Przytulił mnie mocno, całując w czubek głowy.
- Za szybko się zdenerwowałem,
kochanie. Powinniśmy oboje bardziej uważać na to, co mówimy.
- Zdecydowanie masz rację –
odpowiedziałam, wtulając się w niego – Wyjedźmy stąd. Do Yorku, gdziekolwiek,
chcę być tylko z tobą, zrobić zakupy, pochodzić po mieście, tak zupełnie
normalnie. Dziś ja zapraszam cię na obiad do restauracji, co ty na to?
- Podoba mi się to, ale… ty
zapraszasz, ja płacę.
- Nie ma mowy, skoro ja
zapraszam, ja płacę!
- Dobrze. Dam ci pieniądze i
zapłacisz – uśmiechnął się bezczelnie – Zadowolona?
- Jesteś okropny!
- Ale nie kłóć się ze mną więcej.
I widzisz? Uśmiechasz się do mnie znowu. Taką cię właśnie uwielbiam.
Zwykłymi, prostymi gestami i
słowami potrafił wprowadzić mnie w beztroski nastrój, sprawić że byłam
odprężona, i śmiałam się, pomimo okoliczności, które nie były zbyt
optymistyczne. Ale John umiał też na mnie wpłynąć i wytłumaczyć mi pewne rzeczy
w ten sposób, że potrafiłam zrozumieć i pogodzić się z wieloma rzeczami, które
bez niego byłyby dla mnie tragedią. Tak było teraz, i za to byłam mu wdzięczna,
za to że potrafiłam uśmiechnąć się dzień po stracie ciąży. Jego wsparcie było
nieocenione, choć tak naprawdę i on potrzebował wsparcia, ale skupił się na
mnie, co było dla mnie dowodem, że jest jedynym na świecie mężczyzną, któremu
mogę w pełni zaufać. I bardzo chciałam być tym samym dla niego, musiałam więc
zapomnieć o sobie i zatroszczyć się o niego. Miałam nadzieję, że taka
obustronna terapia bardzo nam pomoże, i prawdę mówiąc już przynosiła efekty. Z
bardziej pozytywnym nastawieniem wyszliśmy z łóżka, by przygotować się do
wyjazdu. Poszliśmy jeszcze do mnie, gdzie przebrałam się w cieplejsze ubrania
(John kategorycznie zabronił mi ubierania się w cienkie sukienki, a tylko taką
miałam schowaną w jego szafie), a będąc w łazience słyszałam, jakby szukał
czegoś w szafach, potem wyszedł na chwilę na zewnątrz, ale prawdę mówiąc nie
zwracałam na to uwagi. Przecież to tak samo jego dom, jak i mój, miał prawo
robić to, na co miał ochotę. Zjedliśmy jeszcze szybkie śniadanie i pojechaliśmy
do Yorku. John strasznie wybrzydzał, oglądając kurtki; ta wydawała mu się zbyt
kolorowa, ta z kolei skandalicznie cienka, kolejna była za brzydka, jeszcze
inna zbyt krótka – nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy sprzedawczyni pytała
poirytowana, czy kurtkę kupujemy dla mnie czy dla niego. W końcu jednak
znaleźliśmy odpowiednią, która mnie się podobała, a przy tym spełniała wymogi
Johna co do grubości i długości. Od razu poprosił sprzedawczynię, by odcięła
metki i ubrał mnie w nią, chowając moją dotychczasową, cienką kurtkę do torby.
Było o niebo lepiej, w ogóle nie odczuwałam hulającego na zewnątrz wiatru.
Zaopatrzywszy się w kurtkę, poszliśmy do sklepu obuwniczego po ciepłe kozaczki
– John uparł się, że wybierze mi je sam. Zdałam się więc na jego gust, i
wkrótce przekonałam się, że to najlepsze, co mogłam zrobić; wybrał buty
odpowiednio ocieplone, ale przy tym zgrabne i ładne, pasujące do kurtki. Miał
niesamowite wyczucie. Było mi tylko trochę głupio, że znowu zajmuje się tylko
mną, a sobie nic nie kupił.
- Skarbie, może porozglądasz się
za czymś dla siebie? – zaproponowałam.
- Mam ciebie, to mi wystarczy –
odparł – Zobacz, tu jest sklep z odzieżą. Przydałyby ci się jakieś spodnie, i
kilka cieplejszych sweterków i…
- John! Mam w domu ciuchy na
zimę. Uwierz mi, że mam kilka par dżinsów i swetry, mam wszystko, czego
potrzebuję. Ale podejrzewam, że tobie przydałoby się coś nowego.
- Nie, nie trzeba – powiedział
niepewnie – Mam się w co ubrać…
- Tak? Nie wydaje mi się! Kilka
starych, pamiętających chyba młodość twojego dziadka swetrów!
- Nadają się jeszcze do noszenia…
- Czyżby?
- Katie!
- John, dbam o ciebie!
- Ale już kiedyś robiliśmy zakupy
dla mnie.
- Widocznie zrobiliśmy za mało.
Chodź, kupimy tylko jakąś koszulę i wełniany, ciepły sweterek, może dwa… Zrób
to dla mnie!
- Taki szantaż jest niedozwolony!
– jęknął – Wiesz, że nie umiem ci odmawiać!
- Więc nie odmawiaj. Mnie się nie
odmawia.
Pokręcił z rezygnacją głową i
wprowadził mnie do sklepu. Wygrałam, dał się namówić. Tym razem to ja wybrałam
mu ubrania, na które zgodził się bez większych protestów. Narzekał tylko, że
zbankrutuje, jeśli będzie chciał się tak cały czas stroić, ale wiedziałam, że
to tylko żarty, bo i tak odwiedzaliśmy same najtańsze sklepy. Cóż, trzeba
nauczyć się oszczędzać, kiedy odeszło jedno źródło dochodów… Nie żałowałam
jednak decyzji o zwolnieniu się z redakcji. Niczego nie żałowałam, odkąd
związałam się z Johnem, tylko jednego… Tego, że ominęło nas szczęście związane
z narodzeniem dziecka. Ale mój ukochany miał rację, tłumacząc mi, że to
najzwyczajniej nie był ten moment. Mimo wszystko jednak wychodząc ze sklepu,
znowu posmutniałam.
- Jestem głodna – powiedziałam,
próbując odsunąć od siebie złe myśli – A ty?
- Jak wilk. Gdzie idziemy?
- Na coś niezdrowego. Mam ochotę
zjeść trzy hamburgery i frytki, popić colą i utyć ze dwadzieścia kilogramów.
- Oj, nie wiem czy dalej bym cię
kochał – John spojrzał na mnie z góry – Kiedy cię pokochałem, byłaś szczupła i
lekka jak liść. Nie godziłem się na przybranie wagi, chcę to, co widziałem od
początku! Jak przytyjesz choć dziesięć kilo, przestanę nosić cię na rękach!
- Wtedy ja zacznę nosić ciebie! –
roześmiałam się – Jesteś podły! Jak można tak mówić do swojej narzeczonej!
- Ale ja wiem, że moja narzeczona
wybaczy mi wszystko, i wie, że będę ją kochał nawet, gdyby była rozmiarów
wieloryba.
- Na pewno?
- Chodź, idziemy do jakiegoś fast
fooda i się przekonasz.
Weszliśmy do jednego z barów i
zamówiliśmy górę niezdrowego jedzenia, hamburgery, frytki, zapiekanki, a na
deser ogromne lody z bitą śmietaną. Byłam pełna, a John nadal jadł. Taki duży
mężczyzna potrzebował dużo jedzenia… Ciekawe, jaki byłby nasz syn. Albo córka…
Podobne do mnie, czy do Johna? Czyj miałoby charakter, czyją budowę ciała?
Zamknęłam oczy i próbowałam sobie to wyobrazić, ale nagle obraz pękł jak bańka
mydlana, pozostała pustka… Poczułam uścisk na swoim nadgarstku.
- Kochanie, wszystko dobrze? –
zapytał John.
- Tak, tak – westchnęłam –
Smakuje ci?
- Kate, coś jest nie tak. Źle się
czujesz?
- Czuję się dobrze. Jedz, bo
zaraz wszystko będzie zimne.
- Znowu o tym myślisz –
powiedział, odsuwając tacę z jedzeniem na bok – Co mogę zrobić, żebyś choć na
godzinę zapomniała?
- Obawiam się, że niewiele –
uśmiechnęłam się blado – A ty? Nie myślisz o tym w ogóle?
- Nie da się zapomnieć – przyznał
– Ale kiedy jesteś obok, i widzę jak się uśmiechasz, jest dobrze. Wiesz, cieszę
się, że nie załamałaś się, że nie płaczesz, tylko starasz się być silna. Nie
starasz się, ty JESTEŚ silna, i dzięki tobie ja też sobie radzę.
- Nie chcę płakać, bo to nic nie
zmieni – odparłam – I nie chcę robić z siebie ofiary. Nie da się o tym
zapomnieć, ale… Trudno. Nie chcę na siłę zapominać, chcę tylko próbować żyć
normalnie.
- I to właśnie robimy, Katie.
Dlatego proszę cię, zjedz jeszcze frytek, bo ja tego nie wcisnę w siebie.
Zamówiłaś tego jak dla pułku wojska!
- Mięczak – wzruszyłam ramionami
i w kilkadziesiąt sekund pochłonęłam resztę frytek.
- Moja dziewczynka – John
uśmiechnął się promiennie – Kelnerka już niesie nasze lody.
- Uwielbiam lody!
- Wiem, kochanie, wiem to jak
nikt inny…
- John!
- Jedźmy już stąd – spojrzał na
mnie uwodzicielsko – Nie mogę się doczekać…
- Czego się nie możesz doczekać?
Ja czekam na moje lody!
- Ja też, Katie, ja też… Ale nie
tu. Zdecydowanie w innym miejscu…
- Jesteś… Jesteś niepoprawny!
- Ja? Ależ skąd! Ja tylko
zaplanowałem dzisiejszy wieczór.
- Ciekawe, jak?
- Jedz, to się dowiesz.
Zżerała mnie ciekawość, co też
wymyślił John. Wiedziałam, że to coś niesamowitego, że to jakaś specjalna
niespodzianka. Ucieszyłam się. Czym prędzej zjadłam lody, które przyniosła mi
kelnerka, i wyszliśmy z baru. John nie chciał mi nic zdradzić, nawet kiedy
wsiedliśmy do samochodu i ruszył. Widziałam tylko, że nie jedzie drogą, jaką
zwykle jechaliśmy do Terrington. On jednak milczał jak zaklęty, albo zbywał
mnie. Czekałam więc na to, co się wydarzy. Okazało się, że przerosło to moje
najśmielsze oczekiwania… Zatrzymaliśmy się przy niewielkim pensjonacie na
uboczu, w cichej, spokojnej okolicy. W jesiennej porze to miejsce wyglądało
niesamowicie magicznie, wszędzie dookoła otaczały nas brązowe, czerwone, żółte
i rude barwy liści spadających z drzew. Pensjonat był otoczony niewielkim
parkiem, przez który przepływała niewielka rzeczka. To było miejsce jak z
bajki… Spojrzałam na Johna, jednak on wysiadał już z auta, by otworzyć mi drzwi.
- Jesteśmy na miejscu, proszę
pani – powiedział uprzejmie – Jak się pani podoba?
- John, tu jest… Tu jest jak w
bajce – odparłam zachwycona – Ale… Czy ty zamierzasz… Zostajemy tu na noc?
- Na noc, na poranek, na obiad,
jak długo zechcesz.
- Ale ja w ogóle się nie
przygotowałam, nic nie spakowałam, ja…
- Pomyłka, droga pani – John
otworzył bagażnik i wyjął z niego walizkę – Wszystko jest tu.
- Jesteś… Jesteś niesamowity! –
rzuciłam się mu na szyję – Kocham cię, kocham! Nikt wcześniej nie zrobił mi
takiej niespodzianki!
- Cała przyjemność po mojej
stronie. Zapraszam do środka.
Weszliśmy do pensjonatu, który
był urządzony w starodawnym stylu, ale przez to bardzo romantycznym. Był
niewielki, ale uroczy. Czuć było, że to bardzo przyjemne miejsce, i atmosfera
była wręcz rodzinna. Uśmiechnięta pani zapytała, czym może nam służyć.
- Dzwoniłem dziś rano i
rezerwowałem pokój dwuosobowy z widokiem na park i rzekę – powiedział John, a
ja wpatrywałam się w niego z podziwem. Jak on zdołał to wszystko zorganizować!?
- Oczywiście, pokój numer
dwadzieścia na samej górze pod dachem, mam nadzieję, że będą państwo
zadowoleni. Zaraz przyjdzie do państwa osoba, która zaprowadzi państwa do
pokoju i pomoże zanieść bagaże. Życzę miłego pobytu.
- Dziękuję pani bardzo – John
uśmiechnął się uroczo i odeszliśmy kawałek dalej – Jak ci się podoba?
- Jest ślicznie! – zachwyciłam
się – Nigdy nie byłam w takim miejscu! Czym sobie na to zasłużyłam?
- Hmmm… Powiedzmy, że cię lubię,
i to wystarczyło.
W tym momencie podszedł do nas
mężczyzna, który wziął naszą walizkę i zaprowadził nas do pokoju. Życzył nam
przyjemnego wieczoru i udanego pobytu, po czym zostawił nas. Byłam
wniebowzięta, pokój był prześliczny. Skośny sufit nad łóżkiem tylko dodawał mu
uroku. Jasne, kremowe ściany pięknie kontrastowały z ciemnymi, mahoniowymi
meblami. Na dużym łożu leżała satynowa pościel w głębokiej barwie czerwonego
wina, na nocnych szafkach stały lampki, w oknach zasłony, na podłodze dywan – w
tym samym kolorze. Na stoliku stał bukiet białych róż. Popatrzyłam na Johna i
zauważyłam błysk w jego oku, był z siebie dumny.
- Jest magicznie i bajecznie –
powiedziałam – Piękny pokój. Piękne miejsce.
- Popatrz – wskazał ręką na okno
dachowe idealnie nad łóżkiem – Będziemy mogli oglądać gwiazdy, leżąc tu
wieczorem. A tutaj – podeszliśmy do dużego okna – Jest widok na park i rzekę.
- Boże, John, to najcudowniejsze
miejsce, w jakim byłam! Mogłabym tu zostać na zawsze!
- Zostaniemy, ile zechcesz. To
co, kochanie, spacer nad rzeką, kolacja, czy chcesz odpocząć…?
- Spacer, zdecydowanie!
Okolica była przecudna.
Malowniczy, jesienny krajobraz skąpany w zachodzącym słońcu był jak obrazek z
najpiękniejszej bajki. Biegaliśmy wśród drzew, obrzucając się kolorowymi
liśćmi, i śmiejąc się jakby nigdy nic złego nam się nie przydarzyło. Czasem
smutek na chwilę powracał, ale John od razu to zauważał i przytulał mnie mocno,
aż nie mogłam oddychać. W końcu zmęczeni usiedliśmy nad brzegiem rzeki pod
dębem. John objął mnie ramieniem i patrzyliśmy, jak leniwie zachodzi czerwone
słońce.
- Popatrz, wiewiórki – pokazał na
rude zwierzątka skaczące po pobliskim drzewie – Ta mniejsza jest podobna do
ciebie.
- Do mnie? W czym? – oburzyłam
się.
- Skacze jak szalona i macha kitą
jak ty włosami – roześmiał się, skrywając twarz w dłoniach, uchylając się od
mojego zamachnięcia się.
- Ty podły gadzie!
- Porównuję cię do piękna
przyrody, a ty chcesz mnie bić!?
- Jesteś okropny!
- A ty piękna – odparł, wsuwając
nos w moje włosy i robiąc głęboki wdech – Cudownie pachną, jak zawsze… Tobą i
wiatrem.
- John…
- Wiesz, że uwielbiam je czuć na
całym swoim ciele, kiedy je rozpuszczasz i opadają ci na ramiona, a potem…
kiedy nachylasz się i łaskoczą mnie po brzuchu, po szyi, po udach… To jedna z
najwspanialszych pieszczot, kochanie.
Patrzyłam w jego roziskrzone
oczy, w których odbijało się zachodzące słońce, i przepadłam. Pragnęłam go tak
mocno, jak chyba jeszcze nigdy, pragnęłam go teraz, właśnie tego dnia, po tych
wszystkich przejściach, chciałam zatracić się w nim i myśleć tylko o nim…
- Wróćmy do pokoju – szepnęłam.
- Teraz?
- Jak najszybciej…
Poderwał się na równe nogi i
pociągnął mnie za sobą. Biegliśmy co tchu w stronę pensjonatu, nie oglądając
się na nic. Wpadliśmy do środka zmęczeni i zdyszani, kobieta z recepcji
patrzyła na nas jak na dwójkę wariatów.
- Czy pomóc państwu w czymś? –
zapytała z troską.
- Dziękuję, nie trzeba – odparł
John – Idziemy do pokoju.
- W razie potrzeby, proszę jednak
zadzwonić…
John nie słuchał już jej, tylko
biegł na górę, a ja ledwo za nim nadążałam. Kiedy zatrzasnęliśmy za sobą drzwi
do pokoju, nic się już nie liczyło. Pchnął mnie na łóżko, nie bacząc na to że
jeszcze mam na sobie buty i kurtkę. Próbowałam się podnieść, ale on już był
obok, miażdżąc moje usta. Zdyszani po szybkim biegu, całowaliśmy się bez tchu,
tak mocno i gorąco. John szarpał się z zamkiem od kurtki dłuższą chwilę, nie
odrywając ode mnie warg; w tym szale ugryzł mnie przypadkiem w usta. Oderwał
się ode mnie i spojrzał zamglonym wzrokiem.
- Przepraszam, kochanie –
wydyszał, podnosząc mnie i zdejmując mi kurtkę.
- Nie szkodzi, nie przerywaj –
odparłam, łapiąc głęboki oddech – Nie przerywaj…
Czułam jego usta wszędzie, gdy
zniżał się, by zdjąć mi buty. Zaraz po nich w niepamięć poszły spodnie, bluzka,
i już byłam cała jego, naga i niecierpliwa; on sam jakby zapomniał, że sam jest
jeszcze kompletnie ubrany, i pieścił mnie pocałunkami wszędzie, gdzie tylko
miał ochotę. W końcu odepchnęłam go i sama zajęłam się wyswobodzeniem go z
krępujących jego wygłodniałe, rozgrzane ciało ubrań. Dawno już nie pragnęłam go
tak mocno i tak szalenie, jak tego dnia. Kiedy wreszcie pod palcami poczułam
jego ciepłą, miękką skórę, uspokoiłam się nieco, choć moim ciałem nadal
rządziła czysta żądza, która raz po raz wysyłała wyraźne sygnały za pomocą
silnych dreszczy. Choć „żądza” chyba nie była w tym przypadku najlepszym
słowem. To była ogromna, przejmująca i dotkliwa potrzeba bliskości, takiej
totalnej, czułam że nie wystarczy mi zwykłe przytulenie się, że chcę i
potrzebuję więcej, o wiele więcej… Że tylko tak mogę poczuć się znowu dobrze i
bezpiecznie. Chciałam tylko czuć na sobie jego ciężar, gorąco bijące od niego,
to że jest ze mną… Chciałam w ten sposób zapomnieć i nie myśleć. Skupić się na
nim, na mężczyźnie, który był dla mnie teraz całym światem.
- Wszystko w porządku? – zapytał,
przyglądając mi się uważnie – Jesteś pewna?
Przytaknęłam, a wtedy John
złagodniał i zatracił gdzieś wcześniejszą gwałtowność. Delikatnie położył mnie
na łóżku i nachylił się nade mną. Objęłam go za szyję i przysunęłam bliżej
siebie, oczekując dalszego działania. Wyglądał na niepewnego, jednak po chwili
poczułam, jak nasze ciała łączą się ze sobą. Jego pocałunkom nie było końca, usta
Johna zwiedzały każdy zakamarek mojej twarzy, szyi, i co chwilę patrzył mi
głęboko w oczy, jakby chciał sprawdzić czy wszystko jest dobrze. Jego czułość i
powolne, zdecydowane ruchy sprawiały, że czułam rozchodzące się po moim ciele
ciepło i błogość, jakbym odpływała w inny wymiar. John dbał o mnie w każdym
swoim ruchu, geście, a ja, wiedząc to, czułam niesamowity spokój. Spokój, który
rozchodził się po mnie tak samo jak to niesamowite uczucie, które mi dawał. Tym
razem nie było ekstatycznie, radośnie, było przyjemnie, ale… Sama nie
potrafiłam określić, co właściwie czułam, a czego mi brakowało. Na pewno nie
było nam tak, jak zawsze, ale to było potrzebne. Poczułam, że mimo tego, iż w
naszym życiu coś się zmieniło, to my musimy iść dalej, nie zmieniać się, i być
ze sobą jeszcze bliżej. Kiedy czułam Johna całą sobą tak mocno, intensywnie,
kiedy ciężar jego ciała przytłaczał mnie, chciałam by to się nigdy nie
kończyło, bo w tym momencie czułam się lepiej. Fizycznymi pieszczotami i
bliskością wypełniał tę nienamacalną pustkę w sercu, którą miałam od
poprzedniego dnia, i myślę że ja działałam na niego podobnie. Przestał nagle
mnie całować, a wtulił twarz w moją szyję, więc przycisnęłam go mocno,
oplatając go równocześnie nogami w biodrach, chcąc jak najbardziej przybliżyć
się do niego każdym możliwym milimetrem ciała. Wreszcie poczułam tak dobrze
znajomy dreszcz, gorąco i… zastygliśmy w jednej pozycji. Przez kilka minut
tkwiliśmy tak, nie wymawiając nawet słowa, i nie poruszając się ani trochę.
Słyszałam jego nierówny oddech, i czułam go na swojej szyi. W końcu uniósł
głowę i spojrzał na mnie.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- A ty? – odparłam, złoszcząc się
w duchu że znowu pyta o moje odczucia, zamiast pomyśleć o sobie.
- Dlaczego pytasz?
- John! A dlaczego ty pytasz!? Co
chwilę zasypujesz mnie pytaniami, czy wszystko dobrze, jak się czuję, a prawda
jest taka, że to ja ciebie powinnam pytać, czy czujesz się dobrze, to ja o
ciebie powinnam zadbać bardziej!
- Katie… Nie denerwuj się tak. Ja
po prostu…
- Przestań już pytać. Było
dobrze, kiedy się kochaliśmy, bo nic nie mówiliśmy, nie wracaliśmy do tematu…
Po co to robić? Przypominać sobie co chwilę o tym, co było?
- Przepraszam, po prostu martwię
się o ciebie – szepnął rozczulająco.
- Nie martw się. Po prostu mnie
mocno pocałuj, proszę…
- A mogę cię o coś poprosić?
- O wszystko, misiaczku.
- Czegoś mi brakowało… Było
inaczej, niż zwykle – odparł cicho – Spróbujemy jeszcze raz tego wieczoru?
Chciałbym, żebyś była zadowolona, a ja chyba nie stanąłem na wysokości zadania…
- John, kochanie… Stanąłeś, i to
jak – uśmiechnęłam się lekko – Jest inaczej, bo… my dziś jesteśmy inni, niż
jeszcze wczoraj, przedwczoraj. Nic już nie będzie takie samo… Ale jeszcze
będzie dobrze. Wiesz, nie spodziewałabym się tego, że dziś będę się śmiać, że
będzie tak pięknie, mimo że w sercu
nadal co jakiś czas czuję ukłucie smutku. Ale musimy żyć dalej, John,
nie ma innego wyjścia, staram się być racjonalistką, choć ktoś mógłby
powiedzieć, że nie mam uczuć… Mam, ale nie mogę rozpaczać, bo mam ciebie, a ty
jesteś najważniejszym elementem mojego życia. Tak, jak ty wczoraj zapewniałeś
mnie, że liczyło się dla ciebie tylko to, czy ja przeżyję, że wolałbyś…
- I nic się nie zmieniło –
powiedział szybko – Nie oddałbym cię nawet za dziesiątkę dzieci. Mogę umrzeć
stary i bezdzietny, byle przy tobie.
- No właśnie, i za to cię kocham,
bo ja czuję dokładnie to samo. Dlatego jest mi łatwiej to znieść, bo mam
ciebie. Oboje mamy siebie… Pamiętasz, jak kilka dni temu pokłóciliśmy się i nie
widzieliśmy się chyba ze dwa dni? Myślałam, że oszaleję.
- A ja byłem na ciebie tak
wściekły, że chciałem odnaleźć cię i… pocałować tak mocno, żebyś straciła
oddech. Nie mogłem normalnie funkcjonować.
- John, zrób to teraz – szepnęłam
drżącym głosem.
- Co?
- Pocałuj mnie, żebym straciła
oddech…
John nachylił się i najpierw
delikatnie dotknął swoim nosem mojego, a po chwili subtelnie musnął moje usta
swoimi rozchylonymi, ciepłymi wargami, raz, drugi, trzeci, aż poczułam
zniecierpliwienie. Chciałam ognia, a dostawałam ledwo wyczuwalne, małe
pieszczoty! Myliłam się jednak, sądząc że to wszystko; John nagle objął swymi
ustami moje i wpił się w nie, jakby to miał być nasz ostatni raz. Jego ostry,
dwudniowy zarost niesamowicie mocno drapał mą twarz, jednak ja uwielbiałam to
uczucie, tym bardziej podniecało mnie to i nakręcało. Dotyk jego skóry, ruchy
jego dłoni, języka, to co ze mną robił – to była poezja. Jego bliskość była tak
fantastyczna, że nie byłam w stanie się od niego odsunąć choćby na milimetr,
pragnęłam tego wieczoru, tej nocy być tak blisko Johna, jak to tylko możliwe…
Aktualizacja 12/11/2014, następna część tutaj.
Aktualizacja 12/11/2014, następna część tutaj.
"Mnie się nie odmawia" - chyba jedyne zdanie wypowiedziane przez Katie, które śmiało mogłabym przypisać sobie ;-)
OdpowiedzUsuńJohn ma koszulkę Queen?! - ale super, kocham ich i Freddiego, zwłaszcza "Who wants to live forever" i teledysk do "I want to break free", który mnie rozbawia za każdym razem, jak go widzę, chociaż widziałam go już z 1000 razy :)
Scena w parku urocza, akurat wpasowała się w tegoroczną jesień, która wyjątkowo rozpieszcza brakiem deszczu i ciepłem.
Jeannette
Queen to również i jeden z moich ulubionych zespołów, więc to był odruch, że użyłam akurat ich koszulki :) I cieszy mnie, że spodobała Ci się scenka z wiewiórkami :)
UsuńDomyśliłam się, że przemyciłaś swój gust muzyczny, który nawiasem mówiąc jest wyśmienity ;-)
UsuńPowiedz mi jeszcze tylko, że John słucha Metallici albo Scorpionsów, to się wprowadzam i padam mu do stóp ;)
Jeannette
No dobra, Metallica była jedną z opcji co do koszulki. Ale nic straconego - mogą przecież pojechać na koncert :)
UsuńSerio była jedną z opcji? Chyba się zakochałam (znowu) :D
UsuńJeannette
Nie wiem, czy powinnam to pisać, ale zaryzykuję. (Basiu, wybacz i nie podsyłaj mi wirusa blokującego klawiaturę:)) Znowu mam przeczucie, że to cisza przed burzą.
OdpowiedzUsuńA na poważnie, to podoba mi się, że widać jaką drogę przebyli Katie i John ucząc się być razem i polegać na sobie nawzajem. Podoba mi się też to, że Katie, która bywa narwana i czasami najpierw mówi a potem myśli a momentami zdaje się nie brać pod uwagę zdania John'a, potrafi dostrzec, że cierpią oboje i stara się wspierać narzeczonego.
Kate, poproszę jeszcze o adres tego pensjonatu. Marzą mi się małe jesienne wakacje. :)
Kochana, wybacz, ale adres pensjonatu to sekret Johna. Może jak Twój John poprosi mojego, to uchyli rąbka tajemnicy :)
UsuńI miło mi, że dostrzegasz to że Katie też potrafi dostrzec! Wbrew pozorom nie jest tak głupia, jak się może wydawać, i bardzo się z nim liczy. Tylko problem w tym, że trzeba to również dostrzec i poczytać ze zrozumieniem :)
Tak zrobię - pogadam z John'em.:) Tym "właściwym" :)
UsuńJa właśnie to lubię w Katie - na pierwszy rzut oka wydaje się być irytująca, niedojrzała, egoistyczna - o czym zresztą kiedyś już rozmawiałyśmy:) - ale to tylko pozory, bo tak nie jest. Katie już nieraz udowodniła, że potrafi zapanować nad swoją popędliwością, postępować racjonalnie i dojrzale i myśleć przede wszystkim o John'ie.
Nie obawiaj się , nie będę nic złego wysyłać , ponieważ też mam nieodparte wrażenie,że
UsuńKate usypia nas tym spokojem, a na pewno przygotowała już niezłe trzęsienie ziemi
A wiesz ,że ja znam takie miejsce na Mazurach .
Uff, to kamień z serca mi spadł. :) I dzięki za wskazanie kierunku. Wiem, gdzie szukać John'a. :)
UsuńNie martwcie się, aż tak źle jak myślicie to nie będzie :)
UsuńEve, jak ja lubię ludzi, którzy nie tylko czytają, ale przy tym MYŚLĄ. To jest coś rzadko spotykanego, ale cieszę się, że Ty też wyznajesz filozofię "czytam i myślę" :)
Taaak ... "zupełnie" nie martwię się. :) Przyzwyczaiłaś nas do nagłych zwrotów, więc wybacz, ale Twoje "aż tak źle", wcale mnie nie uspokaja. :)
UsuńMyślę, myślę :) bo nie chciałabym usłyszeć jak John M. "Maybe you don't think enough"
A ja Ci Kate i tak nie wierzę , że powtórzę za Eve Twoje "aż tak źle nie będzie" wręcz przeraża mnie .
UsuńNareszcie mogę przyczepić się do Johna. Powinien jednak być przy Kate ,czekać aż się obudzi , mógł przewidzieć ,że się przestraszy . Ale z drugiej strony rozumiem ,że ma prawo nie do końca racjonalnie myśleć w obecnej sytuacji .
Basia
Nie przesadzasz, Basiu? Kate nie jest 5-letnią dziewczynką, żeby się przestraszyć spania samemu.
UsuńJeannette
Basi chodzi o to, że po tak ciężkim dniu, po takich przeżyciach, miała prawo czuć się przerażona, osamotniona, mogło jej się, że tak powiem, trochę "pomieszać w głowie". To był jednak szok i stres dla obojga, a skoro naszła ją myśl że będzie dla niego gorsza/mniej atrakcyjna po stracie dziecka, to taka reakcja jest całkowicie zrozumiała. Fakt, nie miała podstaw by tak o nim pomyśleć, ale nie można wymagać racjonalnego myślenia po stracie ciąży. Choć uważam, że John miał święte prawo sobie na chwilę wyjść, żeby nie było :)
UsuńDobrze wiesz ,że to nie było zwykłe płożenie się spać i zwykłe obudzenie się . Myślę , że w takiej sytuacji wolałaby po obudzeniu zobaczyć Johna a nie pusty i ciemny dom .
UsuńBasia
Wiem, o co chodziło Basi, ale mimo wszystko nie ma co dramatyzować. Wiem, że Katie mogła być w szoku, ale to jeszcze nie powód, żeby przy niej siedzieć dzień i noc. Od niej nie wymagam racjonalnego myślenia, ale od otoczenia owszem. John zachował się racjonalnie :)
UsuńJeannette
Kate , nie rozwinęłabym mojej myśli lepiej niż Ty to zrobiłaś .
UsuńMasz racę John miał prawo wyjść - ale czemu tak daleko !
Basia
Basiu - no bo tam ma dom i ubrania, których potrzebował ;). Kiedyś i tak musiałby po nie pójść. Poza tym nie mógł wpaść na to, że Katie postanowi obudzić się o 23 :)
UsuńJeannette
No właśnie kiedyś mógłby iść , ale nie tego pierwszego wieczoru , Nie powinien zostawiać ja=jej samej .
UsuńBasia
Dziewczyny, jestem zdania że John, jakby nie patrzeć, nie potrzebuje żadnych ubrań, i rzeczywiście niepotrzebnie wychodził :))) Kate na pewno poczułaby się lepiej, gdyby go w takim stanie ujrzała w środku nocy :)
UsuńA ja bym postąpiła tak, jak on. Już tłumaczę, dlaczego - jeśli mamy kontakt z osobą po jakimś silnym przeżyciu, należy zakładać najgorsze, czyli że np. taka osoba zechce coś sobie zrobić. Zostawiając śpiącą osobę mamy wysokie prawdopodobieństwo, że ona się nie obudzi, zwłaszcza późnym wieczorem. Jeśli zostawimy samą osobę "na chodzie", to do tragedii musi być spełniony jeden warunek - wola tej osoby. Jeśli zechce coś sobie zrobić, to sobie zrobi. Jeśli natomiast zostawiamy śpiącą osobę, to muszą być 2 warunki - najpierw musi się obudzić, później podjąć zamiar. Więc prawdopodobieństwo uniknięcia tragedii wzrasta :)
UsuńJeannette
Fakt , to byłoby najlepsze lekarstwo .
UsuńBasia
Kate, i to jest iście salomonowe rozwiązanie. :)
UsuńA poza tym oboje maja prawo do chwilowego braku racjonalności w postępowaniu.
Oboje mają takie prawo, ale w takich sytuacjach jednak dobrze jest, żeby choć jedna osoba myślała racjonalnie. Nie ma nic gorszego niż rozhisteryzowana osoba opiekująca się drugą rozhisteryzowaną osobą, to nie wróży nic dobrego. Zawsze przy takich sytuacjach musi być ktoś, kto będzie trzeźwo myślał. I moim skromnym zdaniem tu jest błąd rodziców - nie powinni wyjeżdżać nie mając pewności co do stanu psychicznego Johna. W końcu to on znalazł krwawiącą narzeczoną, poroniła na jego oczach. To nie miesiąc miodowy, żeby zostawiać młodych samych. Powinni zostać nawet wbrew ich woli, chociaż na jeden dzień, żeby wybadać sytuację. Przynajmniej na tą pierwszą noc.
UsuńJeannette
Sądzę, że Katie i John są dorośli, mimo traumy wiedzą, co robią i skoro chcą zostać sami w takiej sytuacji, to ich święte prawo.
UsuńAle ludzie dorośli też się czasem wieszają, no nie? Specjalnie podałam tak drastyczny przykład, bo zawsze trzeba zakładać najgorsze w takich sytuacjach.
UsuńA skoro są dorośli, to czemu ona nie mogła zostać sama, tylko on miał przy niej siedzieć? ;)
Jeannette
Obiecuję , że już nigdy nie przyczepię się do Johna , ani nikogo innego ( chyba , że do Sarah) . Nie chciałam wywołać takiej poważnej dyskusji .
UsuńBasia
Basiu, ależ czepiaj się dalej, niczym się nie przejmuj!
UsuńJeannette - no jest różnica pomiędzy pozostaniem w domu z rodzicami a pozostaniem w domu we dwoje. Chcieli przeżyć to razem, a rodzice tylko by im przeszkadzali w ich odczuciu. Poza tym ojciec Kate mocno ufa swojemu przyszłemu zięciowi, i tyle, nie bał się zostawić córki pod jego opieką - zresztą i tak nie miał wiele do gadania. Czym innym jest "dorosłość" w kontekście rodziców, a czym innym w kwestii bycia razem i przechodzenia przez trudności. Gdybym ja była w takiej sytuacji, chciałabym być TYLKO z moim facetem, z nikim innym, i nie swiadczyłoby to o mojej niedojrzałości, tylko o tym, że on daje mi poczucie bezpieczeństwa i potrzebuję go, by uporać się z traumą.
Ale Basia ma rację, trochę za poważna dyskusja się już wytworzyła :)
Basiu, czepiaj się Johna, bo wtedy ja mogę czepiać się Katie i równowaga jest zachowana ;-)
UsuńJeannette
Ale Kate nie można się czepiać, bo to chodzący ideał , wzór wszelkich cnót .
UsuńBasia
Kate - no mogą mu ufać, ale skąd mieli pewność, że z jego głową wszystko w porządku? Przecież on mógł być bardziej załamany niż ona i co wtedy? A poza tym nie chodziło mi o obecność rodziców w sypialni, tylko po prostu gdzieś blisko ;)
UsuńJeannette
A Johna to można? On słucha Queen i Metallici, to dopiero wzór :D
UsuńJeannette
Za Queen wybaczam mu ewentualne dwie następne wpadki .
UsuńBasia
Widzę, że wypadłam na chwilę z dyskusji:) Dodam tylko jedno, bo znów dryfujemy w niebezpiecznie poważne rejony. Nie ma jednego słusznego sposobu reagowania w takiej sytuacji, w jakiej znaleźli się Katie i John. Jest ich tyle ile ludzi, którzy coś takiego przeżywają.
UsuńTyle. :) Nieśmiało przypominam, że miało nie być poważnie. :)
Zastanawiam się, jak oni pogodzą muzyczne gusta: Metallica i Queen jeszcze jakoś, ale George Michael, którego słucha Katie?:)
To znaczy nie mam nic przeciw George'owi - żeby było jasne. Bardzo go lubię, ale nie wyobrażam sobie "starcia: z Metallicą. :)
UsuńKupią sobie słuchawki i każdy będzie słuchał swojej muzyki .
UsuńBasia
Popieram Eve: miało nie być poważnie. Fajnie, że wymieniamy poglądy, ale już może nie wnikajmy głębiej :)
UsuńA co do łączenia stylów muzycznych: ja łączę takie rzeczy, że ktoś mógłby się za głowę złapać, potrafię po "Master of puppets" Metalliki włączyć "Stayin' alive" Bee Gees, a po tym "Careless whispers" GM. Potem znowu "Unforgiven" panów Metali, a później "I will always love you" nieodżałowanej Whitney. Sądzę więc, że jeśli ja mam taki bałagan w głowie i uwielbiam ten bałagan, to i John z Katie się dogadają :)
DobRAnoc drogie panie :)
Dziewczyny, dzięki za rozwiązanie. :) Bałagan plus słuchawki - brzmi nieźle. :)
UsuńSłodkich RAsnów:)
Dobranoc
UsuńBasia
A ja dorzucę do tego bałaganu jeszcze Muse,Mike'a Oldfielda i The Doors!
UsuńRozumiem Cię Kate.Badyl
Kate, mam to samo. Słucham tylu różnych gatunków, że głowa mała. Do wymienionych przez Ciebie dorzucę jeszcze genialną Tine Turner :). Choć mogłabym tak dorzucać i dorzucać ;)
UsuńEve - zgadzam się, że nie ma jednego dobrego sposobu reagowania w kryzysowej sytuacji i właśnie dlatego uważam, że trzeba mieć oczy szeroko otwarte ;)
Jeannette
No to wprowadzę jeszcze większy bałagan i dorzucam Josh'a Grobana szczególnie płytę Closer .
UsuńBasia
W takim razie też powiększę bałagan przy pomocy London Grammar i Michael'a Buble.
UsuńNie nakręcajcie mnie, bo tu zaraz wstawię całą fonografię lat 80', od Michaela Jacksona począwszy :)). A jak dodam, że słucham też trochę współczesnej muzyki np. Beyonce, Pink i Shakiry, a do tego polskich zespołów jak Budka Suflera, Turbo i Myslovitz, to zrobię tu niezły bigos :). Jestem beznadziejnym melomanem, bez muzyki żyć nie mogę, więc trochę mi się różnych dziwactw nazbierało ;-)
UsuńJeannette
To i ja, jeśli pozwolicie dorzucę Petera Gabriela. A nawiasem dodam, że swego czasu George Michael zaśpiewał „Somebody to Love” Queen. :-)
UsuńA ja dopowiem, że (Freddie, wybacz, wiesz że Cię kocham!) dla mnie wykonanie "Somebody to love" w wykonaniu George'a jest... genialne :) Nie powiem głośno, że lepsze, bo bym zgrzeszyła, ale... no na pewno dorównuje oryginałowi :)
UsuńNawet cicho nie mów ,że wykonanie George'a jest lepsze , bo Fredek siedzi na chmurce, czyta i może się zemścić. Nikt nie dorówna Fredkowi w wykonaniu jego piosenek .
UsuńBasia
Hmm- z góry przepraszam, jeśli znowu ktoś tu się poczuje obrażony, chociaż, to co napiszę dotyczy tylko i wyłącznie fanfikowych postaci:)
OdpowiedzUsuń„John… Zostawiłeś mnie – powiedziałam od razu oskarżycielskim tonem – Dlaczego?” i tak dalej i tak dalej, w kółko ta sama gadka- czy ten człowiek już nawet w spokoju pomyśleć nie może?
Wybrał kurtkę, wybrał buty, może jeszcze będzie jej doradzał jakie podpaski ma nosić? OMG. No, ale jeśli zapłacił, to bólu nie ma :D
Podsumowując- Katie- nie dość, że niedojrzała, to jeszcze ma coś z pijawki. Czekam, wciąż czekam na moment, kiedy wreszcie okaże swoją dojrzałość i przestanie zadręczać biednego Johna. No chyba, że sex z nią jest dla niego wystarczającym pocieszeniem. Przynajmniej do „wyczerpania zapasów”. Z drugiej strony jednak, skoro „tatusiowanie” wyrośniętej nastolatce mu odpowiada, to nie ma co chłopa żałować.
A na kłopoty Kate (powtórzę)- tylko „Dr Dick”!
;)
Robin
Najlepsza dla mnie dziś była ta koszulka z "Queen".
No proszę, "I want to break free", to również i mój ulubiony przebój, Jeannette;)
Heh, kocham Freddiego w różowej szmince :D
UsuńJeannette
Są świetni:) Ech, to były czasy. I jeszcze się taki nie narodził, co by dorównał Freddiemu głosem. I nic nie pobije Bohemian Rhapsody:) chyba najczęściej tę piosenkę sobie pośpiewuję pod nosem. Oprócz "Pride" i "A Sort of Homecoming"
UsuńU-bootów ;)
Robin