Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
-------------------
Poprzednia, dziewiętnasta część tutaj.
-------------------
Poprzednia, dziewiętnasta część tutaj.
Patrzyłam przez okno w dachu,
obserwując gwiazdy. Było tak pięknie… Ciemne niebo i połyskujące na nim jasne punkciki
wprawiały mnie w niesamowity nastrój, a jeśli dodać do tego księżyc będący
niemalże w pełni – było magicznie. Obok mnie spokojnie spał mężczyzna mojego
życia… Wsparłam się na łokciu i patrzyłam na niego przez chwilę. Był
nieprzyzwoicie piękny. Światło księżyca padające prosto na jego twarz oświetlało
go jasnym blaskiem. Jak to możliwe, że miałam go przy sobie, dla siebie, że
trafiłam na niego, że spotkaliśmy się? Że odnalazłam szczęście, tak ogromne
szczęście, i czułam je nawet wtedy, w tak trudnym momencie? Patrząc na Johna
czułam, że zmartwienia i smutki odchodzą, byłam mu niebywale wdzięczna za to,
że po prostu przy mnie jest, że śpi tuż obok, tak słodko i beztrosko… Był dla
mnie darem od Boga. I nie obchodziło mnie, że ktoś mógłby powiedzieć, że Bóg
nie ma z tym nic wspólnego, że nasz związek oparty jest na grzechu więc Bóg
automatycznie go potępia. Taka miłość nie mogła być zła, i wolałam wierzyć w
swoje własne przekonania, niż w to, co głosili księża. A gdyby okazało się, że
to ja się myliłam? Trudno, przynajmniej miałabym poczucie, że nie zmarnowałam
tej szansy i przeżyłam trochę czasu, który był najpiękniejszym okresem mojego
życia, z najcudowniejszym mężczyzną pod słońcem. I głęboko wierzyłam, że Bóg
uśmiecha się, widząc, jak bardzo go kocham, i jak mocno on kocha mnie. Może
myśli sobie, że zachowujemy się czasem niedojrzale, że pewne rzeczy moglibyśmy
zrobić inaczej, ale na pewno nie potępia nas za to, że łączy nas miłość tak
czysta, bezinteresowna i piękna. Na pewno kiedyś zwróci mi uwagę, co zrobiłam
źle, ale… do tego czasu pozwoli mi na długie lata z moim ukochanym przyszłym
mężem, i gromadką naszych prześlicznych dzieci. I tak postanowiłam myśleć.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc jak John przez sen rozchyla usta,
mamrocząc coś bezgłośnie. Dotknęłam opuszkami palców jego warg i okrążyłam je
kilkakrotnie, po czym przesunęłam dłoń na jego policzek. Rozgrzany, miękki
policzek, który aż się prosił o złożenie na nim pocałunku. Nie mogłam się
powstrzymać i zrobiłam to. W tym momencie poczułam, jak jego ręce oplatają mnie
a jego usta na oślep szukają moich, zamykając się na nich. Powoli otwierał
oczy.
- Usnąłem? – zapytał cicho.
- Miałeś prawo być zmęczony –
odpowiedziałam, głaszcząc go delikatnie.
- Mieliśmy oglądać gwiazdy.
- Właśnie jedną oglądam –
pocałowałam go w czoło – Jesteś najpiękniejszą gwiazdą, jaką widziałam.
- Przestań – speszył się – Długo
spałem?
- Nie, niecałą godzinę. Jest
dopiero północ.
- I co robiłaś przez ten czas?
- Myślałam. O nas, o naszej
przyszłości… O tym, jakie szczęście mnie spotkało. Nie wyobrażasz sobie, co
czuję, kiedy mam cię obok, kiedy patrzę jak śpisz… Nie potrafiłabym ci tego
powiedzieć. Wszystko, co o tym powiem, będzie brzmiało banalnie.
- Nic, co mówisz, nie jest
banalne – odparł spokojnym głosem – Mógłbym słuchać cię w nieskończoność.
- Nawet, kiedy gadam kompletne
głupstwa?
- Szczególnie wtedy. Kocham cię
najbardziej, kiedy jesteś tą szaloną trzpiotką, która zdobyła moje serce idąc
na wojnę z moją nieśmiałością. Kiedy pleciesz bzdury, nad którymi się nie
zastanawiasz, kiedy śmiejesz się z niczego, kiedy opowiadasz mi pozbawione
sensu kawały, kiedy po powrocie z pracy obgadujesz wszystkich klientów
cukierni…
- Hej! Do tej pory obgadywałam
tylko panią Roberts i gosposię księdza!
- Ale za to bardzo często –
zachichotał – Kocham cię, kiedy przypalasz obiad, kiedy rozlewasz czerwone wino
na białym obrusie, kiedy tłuczesz kolejną szklankę i kiedy nie chce ci się prać
mojej bielizny, twierdząc że wolisz ją kiedy jest używana, kiedy po raz kolejny
oglądasz „Rozważną i romantyczną”, utrzymując że wcale nie podoba ci się Hugh
Grant…
- Bo tak jest! A ty ZAWSZE
zawieszasz wzrok na Kate Winslet!
- Bo to ładna kobieta!
- O ty…
- Ale brzydsza od ciebie –
zaznaczył, przytulając mnie – No i masz przewagę, bo to ciebie kocham mimo
miliona twoich wad. Mimo tego, że zawsze zapominasz, że nie słodzę herbaty.
- Nie zapominam, po prostu kiedy
słodzę swoją, odruchowo wsypuję też do twojej… Zawsze mam nadzieję, że jednak
nie zauważysz.
- A ja zawsze zauważam, i nigdy
nie zwracam ci na to uwagi – westchnął – Widzisz, jak mocno cię kocham?
- Widzę… I dziękuję ci za to –
powiedziałam, kładąc się obok niego i splatając nasze palce ze sobą; drugą ręką
wskazałam na okno tuż nad nami – Zobacz, jak pięknie.
- Mhm… Niesamowity widok, i
pomyśleć, że można oglądać niebo z łóżka. Księżyc jest fantastyczny z tej
perspektywy…
- Jak ty znalazłeś to miejsce? –
obróciłam głowę w jego stronę – To najpiękniejszy zakątek świata, w jakim
kiedykolwiek byłam.
- Szczerze? Znam właściciela.
Pomogłem mu kiedyś, i obiecał, że kiedykolwiek nie zadzwonię, w pięć minut
znajdzie dla mnie wolny pokój z najładniejszym widokiem. Po prostu zadzwoniłem
wczoraj wieczorem. Chciałem się wyrwać z domu i zabrać cię gdzieś.
- John, przepraszam że o tym
mówię, ale… Boże, jestem straszną wiedźmą, ale muszę! To przecież kosztuje!
- Przestań ciągle wszystko liczyć
– roześmiał się – Stać mnie, żeby zaciągnąć własną narzeczoną do łóżka w
uroczym pensjonacie. Gdzie twoje szaleństwo? Robisz się marudna i zbyt
praktyczna!
- A ty ciągle wydajesz na mnie
pieniądze!
- Uwielbiam wydawać na ciebie
pieniądze – zamruczał mi wprost do ucha – Chyba że wolałabyś, żebym przepijał
je w sklepie z Crosmanem, Rooney’em i Kirthem?
- No… chyba nie – przyznałam –
Ale bądź bardziej rozważny. Nie jestem warta nawet funta z tego, co na mnie
wydajesz.
- Kochanie, jesteś warta co
najmniej milion funtów. Zresztą, przestań mówić…
Zamknął mi usta namiętnym
pocałunkiem i leżeliśmy jeszcze długo, trzymając się za ręce i patrząc w
gwiazdy. Ale dla mnie najcenniejszą była ta leżąca tuż obok mnie…
***
Po dwóch dniach pobytu w tym
cudownym miejscu wróciliśmy do domu. Z początku Terrington wydawało mi się
szare, ale kiedy zobaczyłam uśmiechniętą twarz pana Jackmana, od razu
zrozumiałam, że tego właśnie potrzebowałam.
- Moje dziecko! – krzyknął, gdy
weszłam do cukierni – Jak się masz?
- Dobrze, dziękuję – odpowiedziałam
– Dał pan sobie radę beze mnie?
- Nawet nie pytaj o takie rzeczy!
Kochana moja, tak mi…
- Nie. Niech pan nie mówi, że
panu przykro – zastrzegłam – To już za nami. Stało się. Wracam do normalnego
życia i nie chcę co chwilę słyszeć, że TO się stało.
- Cała wieś plotkuje.
- Niech plotkują, mam to gdzieś.
Jutro wracam do pracy.
- Dobrze, uparciuchu. A gdzie
John?
- Prawdę mówiąc nie wiem.
Poprosił mnie, żebym zaczekała na niego w cukierni, bo on musi jeszcze coś
załatwić, wróci za pół godziny.
- Pół godziny? – Jackman
uśmiechnął się znacząco – Sernik, szarlotka, z malinami, kokosowe czy
czekoladowe?
- Czekoladowe!
Znał mnie na wylot, wiedział, co
lubię. Był dla mnie naprawdę jak dobry wujek, uwielbiałam go za jego
troskliwość i poczucie humoru. Dostosował się do mojej prośby i nie wracał do
tematu, o którym nie chciałam rozmawiać. Dowiedziałam się za to, że ciotka
Josephine kontaktowała się z nim i w najbliższym czasie zamierza przyjechać do
Terrington, by… kupić domek. Tak, kupić dom i być MOJĄ sąsiadką. Przyznam, że
krew mnie zalała w pierwszym momencie, ale potem pomyślałam, że może nie będzie
to aż tak tragiczne, jak przypuszczałam… Musiałam dać ciotce szansę, mimo że
była trudną osobowością.
- Wyrzuci mnie pan, kiedy ciotka
przyjedzie? – zażartowałam.
- Daj spokój, prędzej sam się
zwolnię!
- Zwolnijmy się razem – zaśmiałam
się – Josephine będzie miała pełne pole do popisu.
- Dzień dobry – do cukierni
wparował nagle John – Dziękuję panu za przetrzymanie mojego skarbu. Kate,
idziemy.
- Ale gdzie? Nie zjadłam jeszcze
ciasta!
- To połykaj w biegu i zbieraj
się!
Szarpnął mnie za rękę i ledwie
zdążyłam połknąć ostatni kęs ciasta. Jackman patrzył na nas zdumiony, ale John
przyspieszył kroku i po chwili biegliśmy w stronę domu. Byłam strasznie
ciekawa, co też wymyślił, dlaczego się tak spieszył, co czekało mnie na
miejscu. Zatrzymałam się jednak w pewnym
momencie, bo usłyszałam moje nazwisko zza wysokiego żywopłotu. John również
przystanął i patrzył na mnie z ciekawością. Strzęp rozmowy, który usłyszeliśmy,
wytrącił mnie z równowagi.
- O czym ty mówisz? Poroniła?
Jesteś głupia!
- Przestań, nie mów tak!
- NIE poroniła, ale usunęła! Taka
jest prawda o świętej Kate!
- Nie chcę tego słuchać!
- Ta idiotka zaszła w ciążę, żeby
go zatrzymać przy sobie, bo dobrze wiedziała że jestem dla niej zagrożeniem,
ale usunęła, udając poronienie, żeby wzbudzić w nim litość! To był przemyślany
plan!
- Nie chcę tego słuchać, jesteś
chora, powinnaś się leczyć!
Patrzyłam przerażona na Johna,
który aż trząsł się z wściekłości. Do oczu napłynęły mi łzy. Jak można być tak
podłym? Jak można mówić tak o drugim człowieku… Zza żywopłotu wybiegła
wzburzona Rosie Turner i stanęła jak słup, widząc nas.
- Boże, Katie – szepnęła – Tak mi
przykro… Nie chciałam z nią w ogóle rozmawiać!
- John! Zostaw ją – chwyciłam go
szybko za nadgarstek, widząc że wszystko się w nim wyrywa, żeby pójść i zrobić
porządek z Sarah.
- Ona od poniedziałku rozpowiada
takie okropności po całym Terrington – powiedziała Rosie – Ja jej mówiłam, żeby
przestała, ale ona…
- To nie twoja wina – odparłam –
Nic nie mogłaś poradzić.
- Zabiję ją – wycedził John przez
zaciśnięte zęby.
- Proszę, zostaw… Zrób to dla
mnie…
- Ale to już kolejny raz! Nie mam
pewności, czy jutro nie postanowi cię skrzywdzić całkiem dosłownie!
- Nie może zrobić mi już nic
gorszego. Proszę, John… Wracajmy do domu.
- Rosie, zostań z nią przez
chwilę, proszę.
Po tych słowach John odszedł
gdzieś szybko, nie tłumacząc nawet gdzie i po co idzie. Widziałam tylko, że
skręcił za sklep i po dwóch minutach wrócił, milcząc. Rosie pożegnała się z
nami, a John wyraźnie nadal zły objął mnie i poszliśmy do domu. Zdziwiłam się,
widząc ogromne pudło przed drzwiami.
- To miała być niespodzianka –
burknął – Ale jestem tak wściekły…
- John, nie pomagasz mi. Proszę,
zapomnij o niej, uśmiechnij się do mnie… Będzie mi lżej.
- No dobrze – na jego twarzy
pojawił się wymuszony uśmiech – Otwórz pudło. Jest dla ciebie.
- A co to?
- Zobaczysz.
Z ogromnym zaciekawieniem
podeszłam do pudła i obejrzałam je z wszystkich stron. W środku jakby coś się
niecierpliwie ruszało. Serce zadrżało mi, bo kompletnie nie wiedziałam, czego
się spodziewać. Spojrzałam pytająco na Johna, ale on ani drgnął. Z niepokojem
otworzyłam więc wieko i… kompletnie oniemiałam. Dobiegł mnie pisk skulonego w
środku małego, może dwumiesięcznego owczarka podhalańskiego. Nie wiedziałam,
czy wyjąć szczeniaczka, czy podejść do Johna, byłam zszokowana. Piesek skomlał
żałośnie, unosząc główkę i patrząc na mnie. Był prześliczny… Mała, biała,
puchata kuleczka z czarnym noskiem. Wyciągnęłam do niego ręce, a on podskoczył
radośnie. Wyjęłam go, tuląc do siebie delikatnie, i odwróciłam się w stronę
Johna.
- Co to… To znaczy, wiem, że to
pies, ale…
- Tak, to pies, jak już pewnie
zauważyłaś piękny owczarek podhalański. Nie ma jeszcze imienia, ale myślę że z
twoją fantazją coś wymyślisz.
- Ale z jakiej to okazji? To dla
mnie? – nie mogłam wyjść z szoku.
- Kochanie, zawsze chciałaś mieć
pieska. Chciałem zrobić ci niespodziankę. Były takie śliczne… Gospodarz, który
je hoduje, miał zamówione wszystkie sześć szczeniaków, a ostatnia, siódma,
została. Wiesz, ludzie zwykle wolą kupić psa niż sukę, ale była tak słodka że
nie mogłem się powstrzymać.
- Ale John, kiedy!?
- Już kilka dni temu rozmawiałem
z gospodarzem z sąsiedniej wsi i wstępnie umówiliśmy się na kupno tej białej
kuleczki. A dziś pomyślałem, że to idealny dzień, więc zostawiłem cię u
Jackmana i… masz psa, słoneczko. Pięknego owczarka podhalańskiego.
- Mój Boże, to najpiękniejszy
pies świata! – krzyknęłam – W życiu nie widziałam równie zachwycającego
zwierzaka! Dziękuję ci, kochany!
Podeszłam do Johna i mocno trzymając psa, pocałowałam
mojego narzeczonego. Taka niespodzianka… Nie spodziewałam się tego w ogóle. John
znał mnie na wylot, i doskonale wiedział, że marzę o psie, i to dokładnie o
takim! Owczarki podhalańskie to najpiękniejsze stworzenia, jakie istniały,
śnieżnobiałe, puchate kuleczki, miękkie i cudowne. Nic, tylko tulić się do tego
słodkiego futrzaka! John z uśmiechem zerkał, jak wpatruję się w naszego nowego
przyjaciela.
- No i co, masz już jakieś imię?
– zapytał.
- Nie wiem… Jestem w zbyt dużym
szoku.
- Dobrze, pomyślimy w domu.
Chodźcie.
Otworzył nam drzwi i weszliśmy do
środka. W domu było chłodno, ale John od razu poszedł rozpalić w piecu. Ja
tymczasem z białą kuleczką pod pachą szykowałam posłanie dla nowego domownika.
Położyłam sporą, starą poduszkę w kącie przy kaloryferze – pieskowi od razu
spodobało się legowisko i zwinął się na nim w kłębek. Szybko poszłam do kuchni,
by przygotować jedzenie dla nas i dla psa. Dałam mu kawałek kiełbaski i
zabrałam się za gotowanie obiadu, intensywnie zastanawiając się nad imieniem
dla mojego pupila.
- Co dobrego gotujesz? – John
wparował do kuchni, zacierając ręce – Niedługo powinno już być ciepło,
rozpaliłem ogień w piecu i dorzuciłem sporo węgla.
- Dziś, kochanie, zjemy gulasz z
kaszą. Nic innego nie mam pod ręką, obiecuję że jutro będzie coś lepszego.
- Ale pamiętasz, że od dziś
gotujemy dla trzech?
- Pamiętam, ale nadal nie mam dla
niej imienia! Pomóż mi!
- No nie wiem… A skąd chcesz czerpać
inspirację? Muzyka, film, literatura?
- Zadajesz zbyt trudne pytania.
Po prostu potrzebuję imienia dla najpiękniejszego psa świata!
- Może… Śnieżka?
- Ładnie! Śnieżynka… Śliczne!
- Albo po włosku: Bella, czyli
piękna.
- To imiona księżniczek Disney’a!
– roześmiałam się – A co powiesz na Ariel, Dżasminę albo Aurorę?
- Idąc tropem bajkowym,
zaproponowałbym raczej Prosiaczka albo Simbę.
- Wariat! Niech zostanie Śnieżka.
Śliczne imię dla ślicznego psa.
- Dobrze, kochanie – John objął
mnie troskliwie – Wszystko, czego sobie życzysz…
***
Nazajutrz obudził nas głośny
krzyk zza okna. Było bardzo wcześnie, dopiero piąta rano. Co to mogło być?
Jakieś dziwne odgłosy o tej porze…? John poderwał się i podbiegł do okna.
- Co tam się dzieje? – zapytałam
sennym głosem – Jakby kogoś zarzynali!
- Nic takiego, kochanie. Nawet
nie wstawaj – odparł dziwnym głosem – Nic nie widać z okna. Zejdę i zobaczę.
- Uważaj na siebie!
Nie dowierzałam mu. Podeszłam do
okna i zobaczyłam cztery postacie. Jedną z nich chyba była kobieta… Na dworze
było jeszcze troszkę ciemno, dopiero zaczynało świtać, więc trudno było mi
dostrzec szczegóły. Widziałam, jak trzy z postaci popychają tę czwartą, która
wyglądała na kobietę, aż w końcu ta padła na ziemię, po czym szybko podniosła
się i uciekła. Trzej osobnicy, o zgrozo, kierowali się do NASZEGO DOMU!
- John! – krzyknęłam zduszonym
głosem – Idą tu!
Szybko narzuciłam na siebie
szlafrok i zbiegłam na dół. Johna nie było… Przeraziłam się na dobre. Pewnie
wyszedł na zewnątrz i… Bóg jeden wie, co się z nim stało! Bez namysłu chwyciłam
klamkę i szarpnęłam za drzwi, a wtedy zamarłam. Przed domem stał mój narzeczony
z Rooney’em, Crosmanem i Kirthem. Wszyscy trzej dzierżyli w dłoniach coś jakby
czarne czapki, albo… kominiarki!?
- Co tu się dzieje!? – krzyknęłam
– Ktoś mi to wyjaśni?
- Kate, słonko – John wyraźnie
zmieszał się, a panowie zrobili krok wstecz – Wróć do domu, przeziębisz się…
- Żądam wyjaśnień! Co tu się
stało!?
- Pa… panienko, my…
- Panie Crosman, niech pan tylko
nie kłamie!
- Dobrze, wejdźmy do domu –
westchnął ciężko John – Proszę, panowie.
Z niecierpliwością czekałam na
wyjaśnienia. Bójka nad ranem pod moim domem, w której uczestniczyło trzech
przemiłych panów i jakaś kobieta. Co to miało znaczyć!?
- Niech się panienka nie… nie…
nie denerwuje – jąkał się Kirth – Myśmy ją chcieli… zneutre… zneutro…
- Zneutralizować, Colin –
dokończył Rooney – Ona…
- Ona, znaczy kto!? John, odezwij
się!
- Panienka na niego nie krzy…
krzyczy – powiedział Crosman – To my. Nasz po… pomysł i nasza wina. Myśmy ją…
śledzili, panienko. Bo to… to… to zła kobieta jest.
- Śledziliście ją o piątej rano
pod moim domem!?
- Dobrze, panowie, wystarczy –
odezwał się John – To ja poprosiłem ich, żeby delikatnie porozmawiali z Sarah,
i żeby poprosili ją, by dała ci spokój. Nie chciałem tego robić sam, bo uwierz,
że nie wytrzymałbym i uderzył ją.
- A ja tam zahamowań nie mam –
wyszczerzył się Kirth – Moją babę lałem za każdym razem, jak mnie zdradzała.
Potem żem odpu… pu… puścił. Ale rękę ciężką mam!
- Nie kazałem im jej bić –
pospieszył z wyjaśnieniem John – To ich własna inwencja. Zresztą nie tknęli
jej, oprócz tego troszkę ją poprzepychali i przewróciła się. Chciałem tylko,
żeby…
- Powiedz jej, że nas zatrudniłeś
na body… body… bodyguardów – zniecierpliwił się Rooney – Jak w filmie, pamięta
panienka? Z tą śpiewaczką, taka śliczna dzie… dziewuszka. I ten facet był jej
body… bodyguardem, ten co to Robin Hooda grał. To była para! Moja stara ciągle
ten film oglądała!
- Do rzeczy – zniecierpliwiłam
się – Chcą mi panowie powiedzieć, że… Zostaliście wynajęci do nastraszenia
Sarah?
- Tak – przyznał John –
Poprosiłem ich o to. Czekali całą noc niedaleko naszego domu, podejrzewali że
Sarah może wracać nad ranem od… Paula Turnera.
- Co!? Ona i Paul… A jeszcze
niedawno chciał być ze mną! – oburzyłam się – Jak on może… z nią…
- No niestety, kochanie. To
idiota. Ale panowie wiedzieli, że chodzi do niego nocami i wraca nad ranem,
więc postanowili się zaczaić i… porozmawiać z nią.
- Przecież on szedł do
seminarium! Paul miał być księdzem!
- Widocznie nie przeszkadza mu to
w sypianiu z puszczalską Jones – odparł John – Kochanie, nie bądź zła. Nie
chciałem zrobić nic złego, oni też…
- John, jak mogę być zła?
Zrobiłeś to dla mnie – szepnęłam – Czuję się przy tobie bezpiecznie, cokolwiek
by się nie działo. I dzięki panom również. Nie wiem, jak się wam odwdzięczę.
- My to dla ślicznej panienki
zrobili – Kirth skłonił się głęboko – Bez zapłaty. Ale musi panienka wiedzieć
jedno…
- Coś jeszcze?
- Ona chyba szła tu specjalnie.
Rozglą… glą… glądała się tu, gada… da… dała coś do siebie, że panienkę
zniszczy, że będzie panienka brzydka jak noc i…
- Jezu, ona mi groziła? – zrobiło
mi się słabo i opadłam na kanapę – Pan żartuje czy…
- Nie… nie… niestety panienko –
przyznał Crosman – Wszyscy sły… słyszeliśmy. Chyba miała coś w rę… rę… ręce,
ale schowała szybko.
- Chłopaki, to ważne,
zaświadczycie na policji, że słyszeliście takie słowa i przyłapaliście ją przy
naszym domu? – zdenerwował się John.
- Nawet dziś. Pa… panienka się
nie boi, jak trzeba to przy… przypilnujemy 24 na dobę – uśmiechnął się
pokrzepiająco Rooney – Nic się z nami panience nie… nie… nie stanie.
- Dziękuję wam. Naprawdę,
dziękuję. Jak tylko będę mogła się odwdzięczyć…
- Niech panienka wra… wraca do
zdrowia i odpo… po… poczywa. Co złego, to nie my, John się z nami sko… sko…
skontaktuje jak nam alkohol wyparuje, bo tak to my na policję nie pojedziem.
Uszanowanie, panienko!
Cała trójka skłoniła się głęboko
i wyszli. Patrzyłam na Johna z przerażeniem. Naprawdę chciała mnie skrzywdzić…
Miała w dłoni jakieś ostre narzędzie, pewnie chciała wejść do domu i… Boże, nie
mogłam o tym myśleć. Zacisnęłam powieki, próbując nie płakać. John natychmiast
objął mnie mocno i uspokajał, jak tylko mógł.
- Poradzimy sobie z nią – mówił –
Pojedziemy z nimi popołudniu na policję, złożą zeznania i zamkną Sarah do
więzienia. Ma wyrok w zawieszeniu, więc tak łatwo się jej nie upiecze. A ty
będziesz bezpieczna.
- Ale co ja jej zrobiłam? Nigdy
jej nie skrzywdziłam, fakt że nie przepadałyśmy za sobą ale to nie jest żaden
powód, John…
- Ona jest chora psychicznie.
Jest nienormalna i zdemoralizowana. W jej przypadku nie trzeba powodów,
wystarczy chęć i odrobina nienawiści. Proszę, nie przejmuj się teraz tym.
Chodź, wrócimy do łóżka.
- Nie zasnę już…
- Wiem, ale przynajmniej poleżymy
razem. Dobrze?
Uśmiechnęłam się. Teraz byłam
bezpieczna, bo w jego ramionach. Dałam się zaprowadzić do sypialni, i długo
leżeliśmy w łóżku. Śnieżka przydreptała do nas, chyba trochę zdezorientowana
hałasami, i położyła się pomiędzy nami. Ulżyło mi i na nowo zaczęłam cieszyć
się moim ukochanym i nowym członkiem rodziny.
Popołudniu panowie Kirth, Crosman
i Rooney pojechali z nami na komisariat, gdzie – całkiem trzeźwi i nie jąkający
się – złożyli zeznania. Zgłoszenie przyjęto i obiecano się nim niezwłocznie
zająć. Okazało się jednak, że Sarah była sprytniejsza; Jackman przypadkiem słyszał
tego dnia, jak żegnała się z matką, wsiadając do autobusu. Podobno mówiła, że
jedzie do Yorku, a tam zastanowi się, gdzie ruszyć dalej. Domyśliła się
widocznie, że złożymy doniesienie na policji, i wiedziała doskonale, że z jej
wyrokiem w zawieszeniu nie uda jej się tak łatwo uciec. Przebiegła, wstrętna
baba… Mimo wszystko jednak odetchnęłam. Nie było jej w Terrington, więc mogłam
spać spokojnie.
***
Dzień powoli mijał za dniem.
Śnieżka oswoiła się z nami bardzo szybko, nauczyliśmy ją siadać, aportować i
podawać łapkę. Co prawda z komendą „bierz go” było gorzej, bo Śnieżka rozumiała
to jako zachętę do czułości, ale była niesamowicie mądrym i kochanym
zwierzątkiem.
Pewnego chłodnego, listopadowego
popołudnia, gdy wróciłam z pracy i
otwierałam drzwi do domu, usłyszałam warczenie. Dziwne, przecież zaledwie
chwilę wcześniej Śnieżka z ogromną radością skakała na mnie i lizała po rękach,
a teraz warczy? Odwróciłam się i zrozumiałam – przed moim domem parkował
właśnie znajomy garbus.
- Kate! – usłyszałam piskliwy
głos Josephine – Kochanie!
- Ciociu – wysiliłam się na
uprzejmy uśmiech – Co za MIŁA niespodzianka!
- Prawda? Też się cieszę! –
szczebiotała, wyciągając z auta walizkę i podchodząc do mnie – Pięknie
wyglądasz, i co za cudne stworzenie!
- To Śnieżka, ciociu. Dostałam ją
od Johna niecały miesiąc temu.
- Przecudna istota! John,
oczywiście, co nie znaczy że pies jest gorszy, ale twój narzeczony to złoty
chłopak, jak on dba o ciebie!
- Wiem, ciociu, i uwierz że to
doceniam. A tak właściwie to co cię do nas sprowadza?
- Kochanie, może wejdźmy do
środka, nie trzymaj starej ciotki na zimnie!
Chcąc nie chcąc, przyjęłam
Josephine. Wiem, powinnam się cieszyć, ale po tym co ostatnio wyczyniała… Nadal
czułam do niej dystans. I chyba to wyczuła, bo tuż po tym jak swobodnie
rozgościła się w moim domu, zaczęła się tłumaczyć:
- Katie, wiesz że nie chciałam
źle. No przecież to wiesz! Problem w tym, że ja nie myślę głową, a… inną
częścią ciała. Poniosło mnie, ale ten Henry był tak podniecający…
- Dobrze, dość! – przerwałam jej
– Wierzę, że nie chciałaś źle. Na przyszłość się zastanów, bo przez ciebie były
tu ogromne kłopoty.
- Tak, wiem, wybacz mi to,
słonko. Muszę ci o czymś powiedzieć, otóż… Mój narzeczony, Vincent, jest
biznesmenem. Ma ogromne pieniądze. Nie, nie dlatego się w nim zakochałam, nie
myśl o mnie tak źle, on po prostu jest wyjątkowy! Powiedziałam mu o tobie,
pokazałam mu wszystkie twoje artykuły, bo zbierałam je by mieć na pamiątkę i
chwalić się moją Katie, a on powiedział, że twój talent nie może się zmarnować
i musisz się rozwijać, bo jesteś w tym świetna.
- Dziękuję ci, ciociu, ale co to
ma do rzeczy?
- Otóż Vincent ostatnio przejął
upadające wydawnictwo, i w szybkim tempie postawił je na nogi. Chce specjalnie
dla ciebie uruchomić tu, w Terrington, filię. To znaczy taki mały, lokalny
oddział gazety, szczegółów nie znam, ale skoro Vincent twierdzi że to realne i
opłacalne… Bardzo chciałby cię poznać. Poza tym mamy dość miasta, Vincent kupił
dom przy kościele i wprowadzamy się tu za kilka dni.
- Boże, Boże, Boże, za dużo
szczęście naraz – jęknęłam – Ty… tutaj!? W Terrington? Ksiądz osiwieje z
radości!
- Kochana, nie bądź złośliwa,
ksiądz zawsze mnie lubił i szanował. Chyba mój tryb życia nie będzie mu
przeszkadzał…
- Uwierz, że będzie – roześmiałam
się – Ciociu, nie wiem, co powiedzieć, zaskoczyłaś mnie. Tu, w Terrington,
będzie redakcja gazety!?
- Tak, skarbie. Mały, lokalny
oddział, będziesz mogła tu pracować.
- Ale co z resztą pracowników?
Jak Vincent sobie to wyobraża? Chyba nie zatrudni przypadkowych ludzi z
Terrington?
- Nie, kotku. Vincent zatrudni
paru dziennikarzy z okolic, już zaczął poszukiwanie. Planuje ruszyć od
stycznia. A jeśli ich nie znajdzie gdzieś blisko, znajdzie z dalszych okolic i
będą dojeżdżać, ważne że ty będziesz miała pracę na miejscu.
- Ale to brzmi jak żart! –
poderwałam się z fotela – Takie rzeczy się nie zdarzają! NIKT nie otwiera mało
opłacalnych filii redakcji na wsiach!
- Vincent to robi – z dumą
odparła ciotka – Takie lokalne gazety paradoksalnie są bardzo opłacalne, ludzie
chętnie kupują gazety, w których pisze się o tym, co dzieje się wokół nich.
Vincent planuje też pójść krok dalej, i stworzyć portal internetowy z
wiadomościami. To na razie przyszłość, ale bardzo obiecująca. Także szykuj się,
młoda damo, bo od stycznia będziesz pierwszym pracownikiem nowej gazety!
Naprawdę byłam szczęśliwa. Może
ciotka Josephine była irytująca, ale kiedy przychodziło co do czego, zawsze
stawała na głowie, by pomóc. Czasem w sposób dość nieetyczny, ale… w gruncie
rzczy to dobra kobieta. Byłam wdzięczna, i jej i temu Vincentowi, za tę
niespodziewaną propozycję. John po powrocie z pracy nie krył zdumienia, zarówno
niespodziewaną wizytą, jak i propozycją.
- To bardzo miłe z pani strony –
powiedział, gdy Josephine już go wyściskała i opowiedziała o wszystkim – I ze
strony pani narzeczonego.
- Jaka pani, synku, mów mi
ciociu!
- Ale…
- Jestem waszą ciotką! – tupnęła
nogą Josephine – I masz tak na mnie mówić!
- Dobrze, ciociu – odparł John,
patrząc z lekkim przerażeniem na jej walizkę – Czy mam rozumieć, ze ciocia
zostaje u nas na… dłużej?
- Tak, kochaniutki. Katie, zrób
mi herbatkę, proszę, i dla Johna też – zaszczebiotała radośnie – Mam nadzieję,
że nie będę wam, gołąbeczki, przeszkadzać!
- Ależ skąd, ciociu – wyjąkał
John – Tylko obawiam się, cz będzie cioci tu wygodnie… Gdyby chciała ciocia
skorzystać z mojego domu, stoi pusty, mogę codziennie przychodzić i palić w
piecu…
- Nie kłopocz się, synku. Mnie
jest wszędzie wygodnie!
- Może jednak – uparłam się, nie
bardzo mając ochotę na tak bliskie towarzystwo ciotki mimo tego, że robiła co
mogła, by mi pomóc – Może Vincent do ciebie dołączy? Wtedy będziecie mieli cały
dom Johna dla siebie. Albo zostań tu, my przeniesiemy się do Johna, ciociu.
- Ależ skarbie, nie musicie, w
ogóle mi nie przeszkadzacie!
- Ależ uwierz, że będzie ci bez
nas wygodniej – przekonywałam – A dla nas to żaden problem. Zaproś Vincenta i
czujcie się jak u siebie w domu.
- Hmmm… Może to dobry pomysł –
zadumała się ciotka – Myślałam o zorganizowaniu imprezy dla moich starych,
tutejszych koleżanek. Gdyby nie było was w domu, byłoby mi łatwiej.
- Tylko… nie zdemoluj mi domu –
uśmiechnęłam się sztucznie, przerażona – A poza tym to… wszystko do twojej
dyspozycji.
John spojrzał na mnie
porozumiewawczo. Od razu pobiegłam na górę po moje rzeczy i ewakuowaliśmy się
do niego, nie zapominając oczywiście o Śnieżce. Jaka błoga cisza i spokój bez
ciotki… Czyżby to była cisza przed burzą?
Aktualizacja 19/11/2014, kolejna część tutaj.
Aktualizacja 19/11/2014, kolejna część tutaj.
Kate, ostatnie zdanie mocno mnie niepokoi, bo to już drugi tydzień względnego spokoju, a znając Ciebie, to szykujesz pewnie jakieś trzęsienie ziemi.:) Josephine znowu będzie miała jakiś szalony plan, Sarah wróci z posiłkami, czy może "piwna trójka" zmieni front? :)
OdpowiedzUsuńNa poważnie, to podoba mi się to, jak relacje między John'em i Katie zmienia się i to jak oboje powoli dojrzewają.
Coś się chyba wydarzy, ale do końca nie wiem co, bo nadal nad tym pracuję :) Josephine oczywiście będzie miała swoje pięć minut, skoro już się pojawiła to tak szybko jej się nie pozbędą.
UsuńI masz rację, relacja między Johnem i Kate zmienia się, jest coraz bardziej dojrzalsza, uczą się z każdym dniem ale tak naprawdę nie muszą wcale zmieniać siebie, Kate nie musi nagle stać się poważną, dostojną panią domu, może być nadal tą roztrzepaną wariatką, w której zakochał się John, bo właśnie taka jaka była mu się spodobała. Zaczęła trochę inaczej myśleć i może bardziej dbać o to, co mówi, i MYŚLEĆ przed powiedzeniem czegoś, ale nie może zmienić się cała, bo tego John by nie chciał, miałby obok nagle jakąś obcą kobietę. A przecież on nie potrzebuje poważnej mimozy, tylko takiej radosnej, trzepniętej iskierki, jaką jest Katie :)
Ciotka Josephine należy co ludzi, którzy gdy nie mogą drzwiami, to oknem dostaną się do środka.I zawsze mają swoje zdanie a przy tym niespecjalnie oglądają się na innych. Ale trzeba jej przyznać,że wnosi sporo humoru. Katie chyba faktycznie powinna bać się imprezy, jaką ciotka zamierza urządzić. :)
UsuńBardzo dobrze, że nie zmieniają siebie, bo zakochali się w sobie takich jakimi są. Nie przeszkadza to jednak uczeniu się jak być razem i iść na niezbędne kompromisy. Katie zdecydowanie zaczęła bardziej myśleć zanim coś powie i zrobi, ale dobrze, że nadal jest nieco narwana i egzaltowana, bo w takiej John zakochała się. I do takiej Katie pasuje patrzenie na księżyc, objadanie się ciastem i "tresowanie" szczeniaka.:)
Cieszy mnie, że dostrzegłaś zmianę w Katie - to znaczy tylko, że rozumiesz to co tworzę. Czasami pisząc, zastanawiam się, czy to co piszę nie jest może za trudne do pojęcia (choć przecież wielka literatura to to nie jest, ale jak wiadomo - czytelnicy są różni), ale wiem że kto jak kto, ale Ty zawsze zrozumiesz i jak trzeba, to wyczytasz między wierszami. Bo u mnie nic nie jest czarne albo białe - to byłoby raczej bez sensu.
UsuńTresowanie szczeniaka to fajna sprawa - gorzej, gdyby zaczęła tresować Johna :)
I powiem tylko ogólnie, nie będę się rozdrabniać na wiele komentarzy - insynuowanie mi, że pod przykrywką opowiadania próbuję oczernić stan duchowny, jest co najmniej nie na miejscu. Ale mniejsza z tym, wracam do tresowania i ciotki J :)
Aż zaczerwieniłam się jak nastolatka ( dobra, "trochę" tu przesadziłam:), bo po prostu staram się rozumieć.Gdyby wszystko było czarne albo białe, to Katie ( i nie tylko:) byłoby dużo łatwiej. A tak - same rozterki, bo rozum swoje, serce swoje, wychowanie i wpojone zasady swoje i czasami trudno się połapać.
UsuńJohn nie da się tresować - o to się nie boję, ale może tak Katie spróbowałaby z ciotką?:)
Wyobraźnia działa, już widzę jak pada komenda "Josephine przeszkoda" .
UsuńKate , ja też rozumiem o co Tobie chodzi, może nie zawsze widać to w moich komentarzach ale Eve pisze tak wyczerpująco ,że nie ujęłabym tego lepiej.
Basia
Eve, masz dla mnie trochę melisy? Albo nie, przyślij do mnie Mulligana z czerwonym winem. Niech widelec też zabierze. Oddam go jutro, Mulligana znaczy :)
UsuńAle do rzeczy :) Ciotka ma narzeczonego, który lubi... zabawy:), więc on pod przykrywką tych zabaw też ją trochę wytresuje. Katie chyba nie miałaby odwagi. Ale ciotka przyda mi się jeszcze taka głośna, pyskata i awanturnicza. Będzie się biła :) Chyba mam za duże ciągotki w stronę przemocy. Przynajmniej tyle dobrego, że pies jest oazą spokoju... Ale też do czasu - przecież już zirytował się, gdy zobaczył przed domem garbusa :)
Basiu kochana, ja wiem że Ty rozumiesz, i widzę to w Twoich komentarzach. Wiesz, nie jest łatwo pisać z presją czasu, ale też nie wszyscy to rozumieją. A mnie jest trudno czasem, by i miało to odpowiednią objętość (staram się nie schodzić poniżej 10 stron w rozdziale), i było w miarę spójne, i by wszystko było logiczne. Czasem może zdarzyć się, że coś źle określę i już powstaje problem, a to niekoniecznie z mojej złej woli czy niewiedzy wynika, ale z pośpiechu. Ale i tak gdybym nawet miała nieograniczony czas na poprawianie i dopieszczanie opowiadania, i tak nie dogodziłabym wszystkim, tego jestem świadoma. Niemniej uważam, że trzeba mieć choć odrobinę zrozumienia i empatii, czytając czyjąś opowieść.
UsuńMatko, za chwilę będę czerwona niczym to wino Mulligana. :) Basiu, dzięki. :)
UsuńKate, wiesz jak jest - jak John raz się wprowadzi to nie ma na niego siły - ani widelec, ani ciasteczka, ani wino go nie wywabią. Zagnieździł się i już! :)
Skoro ciotka jest jeszcze potrzebna (może wyręczy "piwną trójkę" jeśli Sarah wróci:), to już się od niej odczepiam.:) I od razu dziękuję za wyjaśnienie, bo to chyba nie jest łatwe tłumaczyć czemu tak a nie inaczej, skoro my znamy tylko fragment tekstu, a Ty wiesz, co będzie dalej i dlaczego bohater postępuje tak a nie inaczej, a z uwagi na element zaskoczenie, nie możesz tego wcześniej zdradzić.
Kate , czytanie Twojego opowiadania i komentowanie go , sprawia mi dużą przyjemność . To jest tak jak z każdą książką albo czytam albo po Kilku stronach stwierdzam ,że to nie dla mnie . Jedyna różnica przy czytaniu twojej powieści jest taka , że możemy wtrącać się w twoją pracę . I sądze ,że niektórych to niezdrowo podnieca .
UsuńBasia
Basiu, co do wtrącania - lubię, jak w delikatny sposób (nie włażąc z butami w moją wyobraźnię i plany) ktoś podsuwa mi pomysł lub rozwiązanie, i Ty to robisz w bardzo fajny sposób, dlatego już z Twoich pomysłów korzystałam, Will pojawił się dzięki Tobie. I bardzo cenne są dla mnie Twoje komentarze, dziękuję Ci za nie.
UsuńEve, zdaje się że Ty doskonale wiesz, jak mocno czasami kusi, żeby cokolwiek zdradzić, i jak mocno trzeba się powstrzymywać, żeby nie powiedzieć za dużo :)
Tak, trzeba być twardym niczym radziecki pionier.:))
Usuń"Księżyc jest fantastyczny z tej perspektywy…" - hah, ale Księżyc ma jedną perspektywę, bo się nie obraca wokół własnej osi i widzimy jedną jego stronę. Na dokładkę jest kulą, więc jakby na niego nie patrzeć i skąd, to zawsze będzie wyglądał tak samo, tylko kwarty się zmieniają :D
OdpowiedzUsuńPomysł z Sarah super - i co dalej? Szubienica, ukamienowanie, wieszanie na krzyżu? Gdyby mój narzeczony miał takie cudne pomysły, to zaczęłabym się o siebie obawiać. Nie ma to jak sobie urządzić małe polowanie na czarownice, a co.
Mała, biała kuleczka - z góry przepraszam za to, co napiszę - standard, narzeczonym zawsze kupuje się piękne pieski, bo przecież brzydkie kundelki się nie nadają. Przepraszam, ale psy to największa miłość mojego życia i szlag mnie trafia, kiedy ludzie wybierają sobie psy jak tapetę do pokoju. Dobrze, że jak adoptują dzieci to nie chodzą i nie patrzą, które jest najładniejsze. Smutne.
Jeśli dla Johna Kate Winslet jest ładna, to zaczynam wątpić co do urody Katie ;D. A "bodyguard" to spoko film, tylko ten Costner... Kevin Costner, Daniel Craig i Nicholas Cage to trójka aktorów, których nie jestem w stanie oglądać w żadnym filmie, kompletnie mi nie leżą ;)
Josephine wróciła! Nareszcie! Będę mieć trochę rozrywki, bo wygląda na to, że zostanie na dłużej :))
Kate, nie chciałaś dyskusji na tematy religijne i ja to uszanowałam. Ale mówiłaś, że piszesz o relacji człowiek-ksiądz, ale dzisiejsze myśli Katie zdecydowanie dotyczyły relacji człowiek-Bóg. Wysyłasz sprzeczne sygnały ;-)
Jeannette
Jeannette, krótko: "perspektywa" księżyca dotyczyła tego, że oglądają sobie romantycznie księżyc z pozycji leżącej przez okno, wybacz jeśli uraziłam Twoje naukowe uczucia, może źle to ubrałam w słowa.
UsuńI wybacz po raz drugi, ale ja też kocham psy, i uwielbiam kundelki, ale miałam kiedyś przez kilkanaście lat cudownego owczarka podhalańskiego, najwspanialszy pies świata, i tylko dlatego tak napisałam. Bo mi się tak podobało. Zresztą za kilka miesięcy nie będzie małą, białą kuleczką, tylko wielkim psem. Cholera, John mógł kupić rottweilera, może byłoby lepiej.
Ja jestem kobietą i uważam, że Kate Winslet niczego nie brakuje. Coś ze mną nie tak? Nie sądzę.
A myśli Katie to osobna sprawa. To rozterki młodej dziewczyny, która ma wątpliwości, bo wie że nie krzywdzi nikogo, ale ma rozterki moralne mimo wszystko. Chyba ma do tego prawo? Nie wypieram się, że w dzisiejszej części poruszyłam relację człowiek-Bóg, ale nie dlatego, by wywołać dyskusję. Po prostu każdy kiedyś ma taką chwilę, że nad czymś się zastanawia, czy Bóg istnieje, czy popiera to czy tamto, czy zamiary Boga pokrywają się ze słowami Watykanu. Nie zapominajmy, że to co opisałam to fikcyjne rozważania fikcyjnej osoby, więc nie ma chyba o co robić problemu. To nie są żadne sprzeczne sygnały z mojej strony.
Jeju, przecież ja żartowałam z tym księżycem, dlatego na końcu dodałam ":D". Po prostu to tak śmiesznie zabrzmiało z tą perspektywą. Jak mam inaczej dać do zrozumienia, że żartuję, jeśli nie przez wstawianie buziek? Przecież one do tego służą. Zresztą ta sama sytuacja jest z Kate Winslet, tam też na końcu jest ";D".
UsuńZ psami po prostu tak mam, że włączają mi się pewne funkcje, jak o nich słyszę. Nie pisałam do Ciebie ani nie o Johnie, tylko ogólnie. Po prostu ten fragment tak mi się skojarzył i o tym napisałam.
Jeannette
Najbardziej podobało mi się dzisiaj , że związek Kate i Johna staje się taki normalny , nie nudny broń Boże. John w końcu stał się mężczyzną , który jest partnerem w życiu a nie przewrażliwioną mimozą . No i to wypijanie posłodzonej herbaty podanej przez ukochaną ! Prawdziwy dowód miłości .
OdpowiedzUsuńNo i cudne zdanie Kirth'a "A ja to zahamowań nie mam ", w stosunku do Sarah ja też nie mam zahamowań .
Mam nadzieję ,że cioteczka zapewni nam odpowiednią dawkę emocji , także chyba w przyszłą środę przed czytanie trzeba będzie strzelić meliskę .
Basia
John przewrażliwioną mimozą? A kto tydzień temu jęczał jak został na chwilę sam w domu? ;P
UsuńJeannette
Ale może tydzień temu John już nie był mimozą ! A Kate i tak wszystko wolno bo John jest między innymi od tego ,żeby rozpieszczać Kate!
UsuńBasia
Rozpieszczać to można wnuki, o narzeczone trzeba dbać :D
UsuńA teraz napiszę coś na poważnie, tak dla odmiany ;). Uważam, że w związku każde z partnerów powinno dawać tyle samo i otrzymywać też po równo. Inaczej, moim zdaniem, jest do bani. I dlatego np. nigdy nie będę uważać, że ktoś taki jak John musi do końca życia być z kimś takim jak Katie tylko dlatego, że ten ktoś zrobił dla niego coś wyjątkowego. Uważam, że w związkach nie ma długów ani nic w tym stylu. Każdy coś daje i każdy coś bierze, ale tego się nie nalicza. I dlatego też nie sądzę, aby Katie było wszystko wolno, a John miał ją tylko rozpieszczać.
Byłabyś oburzona, gdyby ją zostawił? Takie pytanie teoretyczne :)
Jeannette
Basiu, dzięki że dostrzegasz zmianę w Johnie, że i on dojrzał i zmężniał. Masz rację, John powinien rozpieszczać swoją kobietę, oczywiście z wzajemnością, bo oboje na to zasługują, i między innymi też na tym polega związek - oczywiście w granicach rozsądku. Gdyby przesadzili, mogłoby być za słodko, a to też niedobrze.
UsuńJeannete,na poważnie , w realu masz 100% rację co do związku, obydwie strony muszą dawać z siebie tyle samo ile chcą dostawać od partnera .
UsuńUważam ,że rozpieszczanie jest bardzo ważnym elementem w zwiżku .
Ale mój wcześniejszy komentarz nie dotyczył realu tylko bohaterów opowiadania Kate .Bawię się czytaniem i komentowaniem tego opowiadania .
A odpowiadając na pytanie czy byłabym oburzona gdyby John zostawił Kate .
W realu zależałoby to od powodu a w opowiadaniu Kate nie ma takiej opcji , Kate jest po to ,żeby John miał sens istnienia .
Basia
Wiem, że ten poprzedni Twój komentarz nie dotyczył realu ;). Chociaż dla mnie to akurat bez różnicy, real czy nie.
UsuńDzięki za wymianę myśli :)
Jeannette
1. Pamiętnika nastolatki ciąg dalszy;)
OdpowiedzUsuń2. "Czysta miłość", to by była gdyby oboje byli nieświadomi, że to co robią może być czymś złym, a tak, hehe, jak ktoś śpi w stajni to nie znaczy od razu, że jest koniem, panno Katie :D Pan Bóg to musi mieć potężne poczucie humoru.
3. Szkoda, że znowu te insynuacje pod płaszczykiem fanfiku- jeśli ktoś coś ma wspólnego z wyrazem “ksiądz”- to musi być z nim coś nie tak... Niestety tak to odbieram, czy Autorce się to podoba czy nie.
Podsumowując: biedna Katie, tyle problemów. Jeszcze tylko brakuje, żeby Johna kosmici uprowadzili... A wiadomo w co oni celują... ;D
Robin
Nie mogę z tych Twoich komentarzy :D
UsuńJeannette
Miło wiedzieć :) Tyle, że już mnie to komentowanie nudzi. Ile można pisać o tym samym i czytać ciągle to samo? Nie lubię ani Katie ani Johna, ani tego, że wszystko jest przewidywalne i według jednego schematu- skończy się wielkim happy endem. I będzie ociekać lukrem. To nie dla mnie. Poza tym zawsze piszę to co myślę i nie umiem się zachwycać wszystkim "jak leci". Może dociągnę do końca tej historii, skoro już zaczęłam, ale to będzie mój last time:)
OdpowiedzUsuńRobin
Robin, a może Ty z Internetem słabo sobie radzisz, hm?
OdpowiedzUsuńKtoś Ci ustawił „Zrysiowaną” jako stronę startową, i chcąc nie chcąc czytasz, biedaczko, a wyszukać nic innego nie umiesz...
Bo wiesz, to nie jest jedyny fanfik w sieci. Są inne blogi, inne fanfiki. I jest ich na pęczki! Może jakaś dobra dusza pomoże Ci znaleźć coś, co bardziej Ci się spodoba? Powodzenia!
Rebecco, jesteś wielka !
UsuńBasia
Kurczę, miałam już tu nie wchodzić, ale znów się pokusiłam. I dobrze! Nareszcie ktoś z ikrą! Wspaniale! Co za sarkazm! Miód na moje uszy :) Wróciłaś mi nadzieję Rebecco Czarodziejko. Zostaję! :)
UsuńRobin
Haha, dzięki Rebecca, może Robin będzie jeszcze komentować, a ja będę mieć rozrywkę :D
UsuńRobin, a może Ty po prostu masochistką jesteś, co? :)
Jeannette
Jeannette, mnie to komentowanie sprawiało przyjemność. Tylko teraz już za bardzo nie mam czego komentować, bo każdy kolejny rozdział jest właściwie o tym samym (migdalą się i tyle). Przyznam, że z "Sercem Góry" było inaczej- z tolkienem to może i mało miało wspólnego, ale za to było zabawne. Chodzi o to, że ja w ogóle nie czytałam fanfików, ponieważ
OdpowiedzUsuńpo rzuceniu okiem na kilka fragmentów, stwierdzałam, że szkoda na te farmazony czasu.
Jedyny fanfik jaki przeczytałam to "Syn Gondoru"- ale to tak naprawdę nie jest zwykły
fanfik tylko przemyślana w najdrobniejszych szczegółach powieść.
Fanfiki Kate zaczęłam czytać tylko dlatego, że polubiłam tego bloga. No i- pierwszy z nich był niby w moim klimacie;) Niestety później się okazało, że jest jednak trochę inaczej, a kierunek myślenia Autorki był zupełnie sprzeczny z moim, co działało na mnie niestety jak płachta na byka ;)) Ale, że jeszcze nie było zaostrzonego "konfilktu", a niektórzy/niektóre z Was "łapały" moje poczucie humoru, to komentowałam...
Niestety błędem, przyznaję, było czytanie "Księcia..." bo to już zupełnie inna bajka.
I "jakoś się tu nieprzyjemnie porobiło" przez to. A dlaczego to ciągnę? Bo trudno wyjść z nałogu komentowania, zwłaszcza takich tekstów, których się nie znosi;) To silniejsze ode mnie;) Wiec może będziesz mieć dalej rozrywkę Jeannette. Może:)
Robin
Spoko, Robin, ja wszystko rozumiem :)
UsuńAle o hobbita jeszcze się zdążymy pokłócić, tego sobie nie darujesz :D
Jeannette
Mam takie jedno pytanko. Bo tak sobie tam wyżej gadałyście o kolorach, że nie może być czarno-biało itp. No i się zastanawiam, gdzie jest odcień bieli u Sarah? Bo ta postać została przedstawiona tylko z jednej strony i jestem ciekawa, czy tak już pozostanie. W sumie to sprawia, że ta postać jest najciekawsza, taki paradoksik ;). Chociaż dla mnie najlepszą postacią jest ciotka Josephine. I jeśli jej kochanek jest równie temperamentny, to chcę go poznać ;D
OdpowiedzUsuńA propo Sarah przypomniałam sobie o czymś jeszcze. Tam jest taka gadka, że ona sypia z Paulem, a on miał iść do seminarium i coś tam. Więc przypomniało mi się dzisiaj rano w autobusie (:D), że to niczemu nie przeszkadza, żeby Paul poszedł do seminarium, nawet sypiając z Sarah. Do seminarium może wstąpić nawet żonaty mężczyzna z dziećmi. Tylko oczywiście po wstąpieniu w stan duchowny już trzeba żyć w celibacie. Ale generalnie ksiądz może mieć żonę i dzieci, o ile założył rodzinę wcześniej. Fajnie, nie? :) Zresztą kobieta z dzieckiem też może zostać zakonnicą, nie ma żadnych przeszkód prawnych. Oczywiście można się zastanawiać nad moralnym wydźwiękiem, ale jak się weźmie pod uwagę np. przypowieść o synu marnotrawnym i inne temu podobne, to chyba jednak należy uznać, że nawet Paul Turner może zostać księdzem ;)
I żeby nie było - nie czynię żadnych wyrzutów Kate, że czegoś tam nie wie albo coś napisała nie tak, tylko tak mi się przypomniało, więc napisałam, może akurat komuś się przyda ;-)
Jeannette