środa, 12 listopada 2014

"Książę z lawendowych pól", fanfik autorstwa Kate. Część 20.


Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. 
-------------------

Poprzednia, dziewiętnasta część tutaj.



Patrzyłam przez okno w dachu, obserwując gwiazdy. Było tak pięknie… Ciemne niebo i połyskujące na nim jasne punkciki wprawiały mnie w niesamowity nastrój, a jeśli dodać do tego księżyc będący niemalże w pełni – było magicznie. Obok mnie spokojnie spał mężczyzna mojego życia… Wsparłam się na łokciu i patrzyłam na niego przez chwilę. Był nieprzyzwoicie piękny. Światło księżyca padające prosto na jego twarz oświetlało go jasnym blaskiem. Jak to możliwe, że miałam go przy sobie, dla siebie, że trafiłam na niego, że spotkaliśmy się? Że odnalazłam szczęście, tak ogromne szczęście, i czułam je nawet wtedy, w tak trudnym momencie? Patrząc na Johna czułam, że zmartwienia i smutki odchodzą, byłam mu niebywale wdzięczna za to, że po prostu przy mnie jest, że śpi tuż obok, tak słodko i beztrosko… Był dla mnie darem od Boga. I nie obchodziło mnie, że ktoś mógłby powiedzieć, że Bóg nie ma z tym nic wspólnego, że nasz związek oparty jest na grzechu więc Bóg automatycznie go potępia. Taka miłość nie mogła być zła, i wolałam wierzyć w swoje własne przekonania, niż w to, co głosili księża. A gdyby okazało się, że to ja się myliłam? Trudno, przynajmniej miałabym poczucie, że nie zmarnowałam tej szansy i przeżyłam trochę czasu, który był najpiękniejszym okresem mojego życia, z najcudowniejszym mężczyzną pod słońcem. I głęboko wierzyłam, że Bóg uśmiecha się, widząc, jak bardzo go kocham, i jak mocno on kocha mnie. Może myśli sobie, że zachowujemy się czasem niedojrzale, że pewne rzeczy moglibyśmy zrobić inaczej, ale na pewno nie potępia nas za to, że łączy nas miłość tak czysta, bezinteresowna i piękna. Na pewno kiedyś zwróci mi uwagę, co zrobiłam źle, ale… do tego czasu pozwoli mi na długie lata z moim ukochanym przyszłym mężem, i gromadką naszych prześlicznych dzieci. I tak postanowiłam myśleć. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc jak John przez sen rozchyla usta, mamrocząc coś bezgłośnie. Dotknęłam opuszkami palców jego warg i okrążyłam je kilkakrotnie, po czym przesunęłam dłoń na jego policzek. Rozgrzany, miękki policzek, który aż się prosił o złożenie na nim pocałunku. Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam to. W tym momencie poczułam, jak jego ręce oplatają mnie a jego usta na oślep szukają moich, zamykając się na nich. Powoli otwierał oczy.
- Usnąłem? – zapytał cicho.
- Miałeś prawo być zmęczony – odpowiedziałam, głaszcząc go delikatnie.
- Mieliśmy oglądać gwiazdy.

- Właśnie jedną oglądam – pocałowałam go w czoło – Jesteś najpiękniejszą gwiazdą, jaką widziałam.
- Przestań – speszył się – Długo spałem?
- Nie, niecałą godzinę. Jest dopiero północ.
- I co robiłaś przez ten czas?
- Myślałam. O nas, o naszej przyszłości… O tym, jakie szczęście mnie spotkało. Nie wyobrażasz sobie, co czuję, kiedy mam cię obok, kiedy patrzę jak śpisz… Nie potrafiłabym ci tego powiedzieć. Wszystko, co o tym powiem, będzie brzmiało banalnie.
- Nic, co mówisz, nie jest banalne – odparł spokojnym głosem – Mógłbym słuchać cię w nieskończoność.
- Nawet, kiedy gadam kompletne głupstwa?
- Szczególnie wtedy. Kocham cię najbardziej, kiedy jesteś tą szaloną trzpiotką, która zdobyła moje serce idąc na wojnę z moją nieśmiałością. Kiedy pleciesz bzdury, nad którymi się nie zastanawiasz, kiedy śmiejesz się z niczego, kiedy opowiadasz mi pozbawione sensu kawały, kiedy po powrocie z pracy obgadujesz wszystkich klientów cukierni…
- Hej! Do tej pory obgadywałam tylko panią Roberts i gosposię księdza!
- Ale za to bardzo często – zachichotał – Kocham cię, kiedy przypalasz obiad, kiedy rozlewasz czerwone wino na białym obrusie, kiedy tłuczesz kolejną szklankę i kiedy nie chce ci się prać mojej bielizny, twierdząc że wolisz ją kiedy jest używana, kiedy po raz kolejny oglądasz „Rozważną i romantyczną”, utrzymując że wcale nie podoba ci się Hugh Grant…
- Bo tak jest! A ty ZAWSZE zawieszasz wzrok na Kate Winslet!
- Bo to ładna kobieta!
- O ty…
- Ale brzydsza od ciebie – zaznaczył, przytulając mnie – No i masz przewagę, bo to ciebie kocham mimo miliona twoich wad. Mimo tego, że zawsze zapominasz, że nie słodzę herbaty.
- Nie zapominam, po prostu kiedy słodzę swoją, odruchowo wsypuję też do twojej… Zawsze mam nadzieję, że jednak nie zauważysz.
- A ja zawsze zauważam, i nigdy nie zwracam ci na to uwagi – westchnął – Widzisz, jak mocno cię kocham?
- Widzę… I dziękuję ci za to – powiedziałam, kładąc się obok niego i splatając nasze palce ze sobą; drugą ręką wskazałam na okno tuż nad nami – Zobacz, jak pięknie.
- Mhm… Niesamowity widok, i pomyśleć, że można oglądać niebo z łóżka. Księżyc jest fantastyczny z tej perspektywy…
- Jak ty znalazłeś to miejsce? – obróciłam głowę w jego stronę – To najpiękniejszy zakątek świata, w jakim kiedykolwiek byłam.
- Szczerze? Znam właściciela. Pomogłem mu kiedyś, i obiecał, że kiedykolwiek nie zadzwonię, w pięć minut znajdzie dla mnie wolny pokój z najładniejszym widokiem. Po prostu zadzwoniłem wczoraj wieczorem. Chciałem się wyrwać z domu i zabrać cię gdzieś.
- John, przepraszam że o tym mówię, ale… Boże, jestem straszną wiedźmą, ale muszę! To przecież kosztuje!
- Przestań ciągle wszystko liczyć – roześmiał się – Stać mnie, żeby zaciągnąć własną narzeczoną do łóżka w uroczym pensjonacie. Gdzie twoje szaleństwo? Robisz się marudna i zbyt praktyczna!
- A ty ciągle wydajesz na mnie pieniądze!
- Uwielbiam wydawać na ciebie pieniądze – zamruczał mi wprost do ucha – Chyba że wolałabyś, żebym przepijał je w sklepie z Crosmanem, Rooney’em i Kirthem?
- No… chyba nie – przyznałam – Ale bądź bardziej rozważny. Nie jestem warta nawet funta z tego, co na mnie wydajesz.
- Kochanie, jesteś warta co najmniej milion funtów. Zresztą, przestań mówić…
Zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem i leżeliśmy jeszcze długo, trzymając się za ręce i patrząc w gwiazdy. Ale dla mnie najcenniejszą była ta leżąca tuż obok mnie…
***
Po dwóch dniach pobytu w tym cudownym miejscu wróciliśmy do domu. Z początku Terrington wydawało mi się szare, ale kiedy zobaczyłam uśmiechniętą twarz pana Jackmana, od razu zrozumiałam, że tego właśnie potrzebowałam.
- Moje dziecko! – krzyknął, gdy weszłam do cukierni – Jak się masz?
- Dobrze, dziękuję – odpowiedziałam – Dał pan sobie radę beze mnie?
- Nawet nie pytaj o takie rzeczy! Kochana moja, tak mi…
- Nie. Niech pan nie mówi, że panu przykro – zastrzegłam – To już za nami. Stało się. Wracam do normalnego życia i nie chcę co chwilę słyszeć, że TO się stało.
- Cała wieś plotkuje.
- Niech plotkują, mam to gdzieś. Jutro wracam do pracy.
- Dobrze, uparciuchu. A gdzie John?
- Prawdę mówiąc nie wiem. Poprosił mnie, żebym zaczekała na niego w cukierni, bo on musi jeszcze coś załatwić, wróci za pół godziny.
- Pół godziny? – Jackman uśmiechnął się znacząco – Sernik, szarlotka, z malinami, kokosowe czy czekoladowe?
- Czekoladowe!
Znał mnie na wylot, wiedział, co lubię. Był dla mnie naprawdę jak dobry wujek, uwielbiałam go za jego troskliwość i poczucie humoru. Dostosował się do mojej prośby i nie wracał do tematu, o którym nie chciałam rozmawiać. Dowiedziałam się za to, że ciotka Josephine kontaktowała się z nim i w najbliższym czasie zamierza przyjechać do Terrington, by… kupić domek. Tak, kupić dom i być MOJĄ sąsiadką. Przyznam, że krew mnie zalała w pierwszym momencie, ale potem pomyślałam, że może nie będzie to aż tak tragiczne, jak przypuszczałam… Musiałam dać ciotce szansę, mimo że była trudną osobowością.
- Wyrzuci mnie pan, kiedy ciotka przyjedzie? – zażartowałam.
- Daj spokój, prędzej sam się zwolnię!
- Zwolnijmy się razem – zaśmiałam się – Josephine będzie miała pełne pole do popisu.
- Dzień dobry – do cukierni wparował nagle John – Dziękuję panu za przetrzymanie mojego skarbu. Kate, idziemy.
- Ale gdzie? Nie zjadłam jeszcze ciasta!
- To połykaj w biegu i zbieraj się!
Szarpnął mnie za rękę i ledwie zdążyłam połknąć ostatni kęs ciasta. Jackman patrzył na nas zdumiony, ale John przyspieszył kroku i po chwili biegliśmy w stronę domu. Byłam strasznie ciekawa, co też wymyślił, dlaczego się tak spieszył, co czekało mnie na miejscu.  Zatrzymałam się jednak w pewnym momencie, bo usłyszałam moje nazwisko zza wysokiego żywopłotu. John również przystanął i patrzył na mnie z ciekawością. Strzęp rozmowy, który usłyszeliśmy, wytrącił mnie z równowagi.
- O czym ty mówisz? Poroniła? Jesteś głupia!
- Przestań, nie mów tak!
- NIE poroniła, ale usunęła! Taka jest prawda o świętej Kate!
- Nie chcę tego słuchać!
- Ta idiotka zaszła w ciążę, żeby go zatrzymać przy sobie, bo dobrze wiedziała że jestem dla niej zagrożeniem, ale usunęła, udając poronienie, żeby wzbudzić w nim litość! To był przemyślany plan!
- Nie chcę tego słuchać, jesteś chora, powinnaś się leczyć!
Patrzyłam przerażona na Johna, który aż trząsł się z wściekłości. Do oczu napłynęły mi łzy. Jak można być tak podłym? Jak można mówić tak o drugim człowieku… Zza żywopłotu wybiegła wzburzona Rosie Turner i stanęła jak słup, widząc nas.
- Boże, Katie – szepnęła – Tak mi przykro… Nie chciałam z nią w ogóle rozmawiać!
- John! Zostaw ją – chwyciłam go szybko za nadgarstek, widząc że wszystko się w nim wyrywa, żeby pójść i zrobić porządek z Sarah.
- Ona od poniedziałku rozpowiada takie okropności po całym Terrington – powiedziała Rosie – Ja jej mówiłam, żeby przestała, ale ona…
- To nie twoja wina – odparłam – Nic nie mogłaś poradzić.
- Zabiję ją – wycedził John przez zaciśnięte zęby.
- Proszę, zostaw… Zrób to dla mnie…
- Ale to już kolejny raz! Nie mam pewności, czy jutro nie postanowi cię skrzywdzić całkiem dosłownie!
- Nie może zrobić mi już nic gorszego. Proszę, John… Wracajmy do domu.
- Rosie, zostań z nią przez chwilę, proszę.
Po tych słowach John odszedł gdzieś szybko, nie tłumacząc nawet gdzie i po co idzie. Widziałam tylko, że skręcił za sklep i po dwóch minutach wrócił, milcząc. Rosie pożegnała się z nami, a John wyraźnie nadal zły objął mnie i poszliśmy do domu. Zdziwiłam się, widząc ogromne pudło przed drzwiami.
- To miała być niespodzianka – burknął – Ale jestem tak wściekły…
- John, nie pomagasz mi. Proszę, zapomnij o niej, uśmiechnij się do mnie… Będzie mi lżej.
- No dobrze – na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech – Otwórz pudło. Jest dla ciebie.
- A co to?
- Zobaczysz.
Z ogromnym zaciekawieniem podeszłam do pudła i obejrzałam je z wszystkich stron. W środku jakby coś się niecierpliwie ruszało. Serce zadrżało mi, bo kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Spojrzałam pytająco na Johna, ale on ani drgnął. Z niepokojem otworzyłam więc wieko i… kompletnie oniemiałam. Dobiegł mnie pisk skulonego w środku małego, może dwumiesięcznego owczarka podhalańskiego. Nie wiedziałam, czy wyjąć szczeniaczka, czy podejść do Johna, byłam zszokowana. Piesek skomlał żałośnie, unosząc główkę i patrząc na mnie. Był prześliczny… Mała, biała, puchata kuleczka z czarnym noskiem. Wyciągnęłam do niego ręce, a on podskoczył radośnie. Wyjęłam go, tuląc do siebie delikatnie, i odwróciłam się w stronę Johna.
- Co to… To znaczy, wiem, że to pies, ale…
- Tak, to pies, jak już pewnie zauważyłaś piękny owczarek podhalański. Nie ma jeszcze imienia, ale myślę że z twoją fantazją coś wymyślisz.
- Ale z jakiej to okazji? To dla mnie? – nie mogłam wyjść z szoku.
- Kochanie, zawsze chciałaś mieć pieska. Chciałem zrobić ci niespodziankę. Były takie śliczne… Gospodarz, który je hoduje, miał zamówione wszystkie sześć szczeniaków, a ostatnia, siódma, została. Wiesz, ludzie zwykle wolą kupić psa niż sukę, ale była tak słodka że nie mogłem się powstrzymać.
- Ale John, kiedy!?
- Już kilka dni temu rozmawiałem z gospodarzem z sąsiedniej wsi i wstępnie umówiliśmy się na kupno tej białej kuleczki. A dziś pomyślałem, że to idealny dzień, więc zostawiłem cię u Jackmana i… masz psa, słoneczko. Pięknego owczarka podhalańskiego.
- Mój Boże, to najpiękniejszy pies świata! – krzyknęłam – W życiu nie widziałam równie zachwycającego zwierzaka! Dziękuję  ci, kochany!
Podeszłam do  Johna i mocno trzymając psa, pocałowałam mojego narzeczonego. Taka niespodzianka… Nie spodziewałam się tego w ogóle. John znał mnie na wylot, i doskonale wiedział, że marzę o psie, i to dokładnie o takim! Owczarki podhalańskie to najpiękniejsze stworzenia, jakie istniały, śnieżnobiałe, puchate kuleczki, miękkie i cudowne. Nic, tylko tulić się do tego słodkiego futrzaka! John z uśmiechem zerkał, jak wpatruję się w naszego nowego przyjaciela.
- No i co, masz już jakieś imię? – zapytał.
- Nie wiem… Jestem w zbyt dużym szoku.
- Dobrze, pomyślimy w domu. Chodźcie.
Otworzył nam drzwi i weszliśmy do środka. W domu było chłodno, ale John od razu poszedł rozpalić w piecu. Ja tymczasem z białą kuleczką pod pachą szykowałam posłanie dla nowego domownika. Położyłam sporą, starą poduszkę w kącie przy kaloryferze – pieskowi od razu spodobało się legowisko i zwinął się na nim w kłębek. Szybko poszłam do kuchni, by przygotować jedzenie dla nas i dla psa. Dałam mu kawałek kiełbaski i zabrałam się za gotowanie obiadu, intensywnie zastanawiając się nad imieniem dla mojego pupila.
- Co dobrego gotujesz? – John wparował do kuchni, zacierając ręce – Niedługo powinno już być ciepło, rozpaliłem ogień w piecu i dorzuciłem sporo węgla.
- Dziś, kochanie, zjemy gulasz z kaszą. Nic innego nie mam pod ręką, obiecuję że jutro będzie coś lepszego.
- Ale pamiętasz, że od dziś gotujemy dla trzech?
- Pamiętam, ale nadal nie mam dla niej imienia! Pomóż mi!
- No nie wiem… A skąd chcesz czerpać inspirację? Muzyka, film, literatura?
- Zadajesz zbyt trudne pytania. Po prostu potrzebuję imienia dla najpiękniejszego psa świata!
- Może… Śnieżka?
- Ładnie! Śnieżynka… Śliczne!
- Albo po włosku: Bella, czyli piękna.
- To imiona księżniczek Disney’a! – roześmiałam się – A co powiesz na Ariel, Dżasminę albo Aurorę?
- Idąc tropem bajkowym, zaproponowałbym raczej Prosiaczka albo Simbę.
- Wariat! Niech zostanie Śnieżka. Śliczne imię dla ślicznego psa.
- Dobrze, kochanie – John objął mnie troskliwie – Wszystko, czego sobie życzysz…
***
Nazajutrz obudził nas głośny krzyk zza okna. Było bardzo wcześnie, dopiero piąta rano. Co to mogło być? Jakieś dziwne odgłosy o tej porze…? John poderwał się i podbiegł do okna.
- Co tam się dzieje? – zapytałam sennym głosem – Jakby kogoś zarzynali!
- Nic takiego, kochanie. Nawet nie wstawaj – odparł dziwnym głosem – Nic nie widać z okna. Zejdę i zobaczę.
- Uważaj na siebie!
Nie dowierzałam mu. Podeszłam do okna i zobaczyłam cztery postacie. Jedną z nich chyba była kobieta… Na dworze było jeszcze troszkę ciemno, dopiero zaczynało świtać, więc trudno było mi dostrzec szczegóły. Widziałam, jak trzy z postaci popychają tę czwartą, która wyglądała na kobietę, aż w końcu ta padła na ziemię, po czym szybko podniosła się i uciekła. Trzej osobnicy, o zgrozo, kierowali się do NASZEGO DOMU!
- John! – krzyknęłam zduszonym głosem – Idą tu!
Szybko narzuciłam na siebie szlafrok i zbiegłam na dół. Johna nie było… Przeraziłam się na dobre. Pewnie wyszedł na zewnątrz i… Bóg jeden wie, co się z nim stało! Bez namysłu chwyciłam klamkę i szarpnęłam za drzwi, a wtedy zamarłam. Przed domem stał mój narzeczony z Rooney’em, Crosmanem i Kirthem. Wszyscy trzej dzierżyli w dłoniach coś jakby czarne czapki, albo… kominiarki!?
- Co tu się dzieje!? – krzyknęłam – Ktoś mi to wyjaśni?
- Kate, słonko – John wyraźnie zmieszał się, a panowie zrobili krok wstecz – Wróć do domu, przeziębisz się…
- Żądam wyjaśnień! Co tu się stało!?
- Pa… panienko, my…
- Panie Crosman, niech pan tylko nie kłamie!
- Dobrze, wejdźmy do domu – westchnął ciężko John – Proszę, panowie.
Z niecierpliwością czekałam na wyjaśnienia. Bójka nad ranem pod moim domem, w której uczestniczyło trzech przemiłych panów i jakaś kobieta. Co to miało znaczyć!?
- Niech się panienka nie… nie… nie denerwuje – jąkał się Kirth – Myśmy ją chcieli… zneutre… zneutro…
- Zneutralizować, Colin – dokończył Rooney – Ona…
- Ona, znaczy kto!? John, odezwij się!
- Panienka na niego nie krzy… krzyczy – powiedział Crosman – To my. Nasz po… pomysł i nasza wina. Myśmy ją… śledzili, panienko. Bo to… to… to zła kobieta jest.
- Śledziliście ją o piątej rano pod moim domem!?
- Dobrze, panowie, wystarczy – odezwał się John – To ja poprosiłem ich, żeby delikatnie porozmawiali z Sarah, i żeby poprosili ją, by dała ci spokój. Nie chciałem tego robić sam, bo uwierz, że nie wytrzymałbym i uderzył ją.
- A ja tam zahamowań nie mam – wyszczerzył się Kirth – Moją babę lałem za każdym razem, jak mnie zdradzała. Potem żem odpu… pu… puścił. Ale rękę ciężką mam!
- Nie kazałem im jej bić – pospieszył z wyjaśnieniem John – To ich własna inwencja. Zresztą nie tknęli jej, oprócz tego troszkę ją poprzepychali i przewróciła się. Chciałem tylko, żeby…
- Powiedz jej, że nas zatrudniłeś na body… body… bodyguardów – zniecierpliwił się Rooney – Jak w filmie, pamięta panienka? Z tą śpiewaczką, taka śliczna dzie… dziewuszka. I ten facet był jej body… bodyguardem, ten co to Robin Hooda grał. To była para! Moja stara ciągle ten film oglądała!
- Do rzeczy – zniecierpliwiłam się – Chcą mi panowie powiedzieć, że… Zostaliście wynajęci do nastraszenia Sarah?
- Tak – przyznał John – Poprosiłem ich o to. Czekali całą noc niedaleko naszego domu, podejrzewali że Sarah może wracać nad ranem od… Paula Turnera.
- Co!? Ona i Paul… A jeszcze niedawno chciał być ze mną! – oburzyłam się – Jak on może… z nią…
- No niestety, kochanie. To idiota. Ale panowie wiedzieli, że chodzi do niego nocami i wraca nad ranem, więc postanowili się zaczaić i… porozmawiać z nią.
- Przecież on szedł do seminarium! Paul miał być księdzem!
- Widocznie nie przeszkadza mu to w sypianiu z puszczalską Jones – odparł John – Kochanie, nie bądź zła. Nie chciałem zrobić nic złego, oni też…
- John, jak mogę być zła? Zrobiłeś to dla mnie – szepnęłam – Czuję się przy tobie bezpiecznie, cokolwiek by się nie działo. I dzięki panom również. Nie wiem, jak się wam odwdzięczę.
- My to dla ślicznej panienki zrobili – Kirth skłonił się głęboko – Bez zapłaty. Ale musi panienka wiedzieć jedno…
- Coś jeszcze?
- Ona chyba szła tu specjalnie. Rozglą… glą… glądała się tu, gada… da… dała coś do siebie, że panienkę zniszczy, że będzie panienka brzydka jak noc i…
- Jezu, ona mi groziła? – zrobiło mi się słabo i opadłam na kanapę – Pan żartuje czy…
- Nie… nie… niestety panienko – przyznał Crosman – Wszyscy sły… słyszeliśmy. Chyba miała coś w rę… rę… ręce, ale schowała szybko.
- Chłopaki, to ważne, zaświadczycie na policji, że słyszeliście takie słowa i przyłapaliście ją przy naszym domu? – zdenerwował się John.
- Nawet dziś. Pa… panienka się nie boi, jak trzeba to przy… przypilnujemy 24 na dobę – uśmiechnął się pokrzepiająco Rooney – Nic się z nami panience nie… nie… nie stanie.
- Dziękuję wam. Naprawdę, dziękuję. Jak tylko będę mogła się odwdzięczyć…
- Niech panienka wra… wraca do zdrowia i odpo… po… poczywa. Co złego, to nie my, John się z nami sko… sko… skontaktuje jak nam alkohol wyparuje, bo tak to my na policję nie pojedziem. Uszanowanie, panienko!
Cała trójka skłoniła się głęboko i wyszli. Patrzyłam na Johna z przerażeniem. Naprawdę chciała mnie skrzywdzić… Miała w dłoni jakieś ostre narzędzie, pewnie chciała wejść do domu i… Boże, nie mogłam o tym myśleć. Zacisnęłam powieki, próbując nie płakać. John natychmiast objął mnie mocno i uspokajał, jak tylko mógł.
- Poradzimy sobie z nią – mówił – Pojedziemy z nimi popołudniu na policję, złożą zeznania i zamkną Sarah do więzienia. Ma wyrok w zawieszeniu, więc tak łatwo się jej nie upiecze. A ty będziesz bezpieczna.
- Ale co ja jej zrobiłam? Nigdy jej nie skrzywdziłam, fakt że nie przepadałyśmy za sobą ale to nie jest żaden powód, John…
- Ona jest chora psychicznie. Jest nienormalna i zdemoralizowana. W jej przypadku nie trzeba powodów, wystarczy chęć i odrobina nienawiści. Proszę, nie przejmuj się teraz tym. Chodź, wrócimy do łóżka.
- Nie zasnę już…
- Wiem, ale przynajmniej poleżymy razem. Dobrze?
Uśmiechnęłam się. Teraz byłam bezpieczna, bo w jego ramionach. Dałam się zaprowadzić do sypialni, i długo leżeliśmy w łóżku. Śnieżka przydreptała do nas, chyba trochę zdezorientowana hałasami, i położyła się pomiędzy nami. Ulżyło mi i na nowo zaczęłam cieszyć się moim ukochanym i nowym członkiem rodziny.
Popołudniu panowie Kirth, Crosman i Rooney pojechali z nami na komisariat, gdzie – całkiem trzeźwi i nie jąkający się – złożyli zeznania. Zgłoszenie przyjęto i obiecano się nim niezwłocznie zająć. Okazało się jednak, że Sarah była sprytniejsza; Jackman przypadkiem słyszał tego dnia, jak żegnała się z matką, wsiadając do autobusu. Podobno mówiła, że jedzie do Yorku, a tam zastanowi się, gdzie ruszyć dalej. Domyśliła się widocznie, że złożymy doniesienie na policji, i wiedziała doskonale, że z jej wyrokiem w zawieszeniu nie uda jej się tak łatwo uciec. Przebiegła, wstrętna baba… Mimo wszystko jednak odetchnęłam. Nie było jej w Terrington, więc mogłam spać spokojnie.
***
Dzień powoli mijał za dniem. Śnieżka oswoiła się z nami bardzo szybko, nauczyliśmy ją siadać, aportować i podawać łapkę. Co prawda z komendą „bierz go” było gorzej, bo Śnieżka rozumiała to jako zachętę do czułości, ale była niesamowicie mądrym i kochanym zwierzątkiem.
Pewnego chłodnego, listopadowego popołudnia, gdy wróciłam z pracy  i otwierałam drzwi do domu, usłyszałam warczenie. Dziwne, przecież zaledwie chwilę wcześniej Śnieżka z ogromną radością skakała na mnie i lizała po rękach, a teraz warczy? Odwróciłam się i zrozumiałam – przed moim domem parkował właśnie znajomy garbus.
- Kate! – usłyszałam piskliwy głos Josephine – Kochanie!
- Ciociu – wysiliłam się na uprzejmy uśmiech – Co za MIŁA niespodzianka!
- Prawda? Też się cieszę! – szczebiotała, wyciągając z auta walizkę i podchodząc do mnie – Pięknie wyglądasz, i co za cudne stworzenie!
- To Śnieżka, ciociu. Dostałam ją od Johna niecały miesiąc temu.
- Przecudna istota! John, oczywiście, co nie znaczy że pies jest gorszy, ale twój narzeczony to złoty chłopak, jak on dba o ciebie!
- Wiem, ciociu, i uwierz że to doceniam. A tak właściwie to co cię do nas sprowadza?
- Kochanie, może wejdźmy do środka, nie trzymaj starej ciotki na zimnie!
Chcąc nie chcąc, przyjęłam Josephine. Wiem, powinnam się cieszyć, ale po tym co ostatnio wyczyniała… Nadal czułam do niej dystans. I chyba to wyczuła, bo tuż po tym jak swobodnie rozgościła się w moim domu, zaczęła się tłumaczyć:
- Katie, wiesz że nie chciałam źle. No przecież to wiesz! Problem w tym, że ja nie myślę głową, a… inną częścią ciała. Poniosło mnie, ale ten Henry był tak podniecający…
- Dobrze, dość! – przerwałam jej – Wierzę, że nie chciałaś źle. Na przyszłość się zastanów, bo przez ciebie były tu ogromne kłopoty.
- Tak, wiem, wybacz mi to, słonko. Muszę ci o czymś powiedzieć, otóż… Mój narzeczony, Vincent, jest biznesmenem. Ma ogromne pieniądze. Nie, nie dlatego się w nim zakochałam, nie myśl o mnie tak źle, on po prostu jest wyjątkowy! Powiedziałam mu o tobie, pokazałam mu wszystkie twoje artykuły, bo zbierałam je by mieć na pamiątkę i chwalić się moją Katie, a on powiedział, że twój talent nie może się zmarnować i musisz się rozwijać, bo jesteś w tym świetna.
- Dziękuję ci, ciociu, ale co to ma do rzeczy?
- Otóż Vincent ostatnio przejął upadające wydawnictwo, i w szybkim tempie postawił je na nogi. Chce specjalnie dla ciebie uruchomić tu, w Terrington, filię. To znaczy taki mały, lokalny oddział gazety, szczegółów nie znam, ale skoro Vincent twierdzi że to realne i opłacalne… Bardzo chciałby cię poznać. Poza tym mamy dość miasta, Vincent kupił dom przy kościele i wprowadzamy się tu za kilka dni.
- Boże, Boże, Boże, za dużo szczęście naraz – jęknęłam – Ty… tutaj!? W Terrington? Ksiądz osiwieje z radości!
- Kochana, nie bądź złośliwa, ksiądz zawsze mnie lubił i szanował. Chyba mój tryb życia nie będzie mu przeszkadzał…
- Uwierz, że będzie – roześmiałam się – Ciociu, nie wiem, co powiedzieć, zaskoczyłaś mnie. Tu, w Terrington, będzie redakcja gazety!?
- Tak, skarbie. Mały, lokalny oddział, będziesz mogła tu pracować.
- Ale co z resztą pracowników? Jak Vincent sobie to wyobraża? Chyba nie zatrudni przypadkowych ludzi z Terrington?
- Nie, kotku. Vincent zatrudni paru dziennikarzy z okolic, już zaczął poszukiwanie. Planuje ruszyć od stycznia. A jeśli ich nie znajdzie gdzieś blisko, znajdzie z dalszych okolic i będą dojeżdżać, ważne że ty będziesz miała pracę na miejscu.
- Ale to brzmi jak żart! – poderwałam się z fotela – Takie rzeczy się nie zdarzają! NIKT nie otwiera mało opłacalnych filii redakcji na wsiach!
- Vincent to robi – z dumą odparła ciotka – Takie lokalne gazety paradoksalnie są bardzo opłacalne, ludzie chętnie kupują gazety, w których pisze się o tym, co dzieje się wokół nich. Vincent planuje też pójść krok dalej, i stworzyć portal internetowy z wiadomościami. To na razie przyszłość, ale bardzo obiecująca. Także szykuj się, młoda damo, bo od stycznia będziesz pierwszym pracownikiem nowej gazety!
Naprawdę byłam szczęśliwa. Może ciotka Josephine była irytująca, ale kiedy przychodziło co do czego, zawsze stawała na głowie, by pomóc. Czasem w sposób dość nieetyczny, ale… w gruncie rzczy to dobra kobieta. Byłam wdzięczna, i jej i temu Vincentowi, za tę niespodziewaną propozycję. John po powrocie z pracy nie krył zdumienia, zarówno niespodziewaną wizytą, jak i propozycją.
- To bardzo miłe z pani strony – powiedział, gdy Josephine już go wyściskała i opowiedziała o wszystkim – I ze strony pani narzeczonego.
- Jaka pani, synku, mów mi ciociu!
- Ale…
- Jestem waszą ciotką! – tupnęła nogą Josephine – I masz tak na mnie mówić!
- Dobrze, ciociu – odparł John, patrząc z lekkim przerażeniem na jej walizkę – Czy mam rozumieć, ze ciocia zostaje u nas na… dłużej?
- Tak, kochaniutki. Katie, zrób mi herbatkę, proszę, i dla Johna też – zaszczebiotała radośnie – Mam nadzieję, że nie będę wam, gołąbeczki, przeszkadzać!
- Ależ skąd, ciociu – wyjąkał John – Tylko obawiam się, cz będzie cioci tu wygodnie… Gdyby chciała ciocia skorzystać z mojego domu, stoi pusty, mogę codziennie przychodzić i palić w piecu…
- Nie kłopocz się, synku. Mnie jest wszędzie wygodnie!
- Może jednak – uparłam się, nie bardzo mając ochotę na tak bliskie towarzystwo ciotki mimo tego, że robiła co mogła, by mi pomóc – Może Vincent do ciebie dołączy? Wtedy będziecie mieli cały dom Johna dla siebie. Albo zostań tu, my przeniesiemy się do Johna, ciociu.
- Ależ skarbie, nie musicie, w ogóle mi nie przeszkadzacie!
- Ależ uwierz, że będzie ci bez nas wygodniej – przekonywałam – A dla nas to żaden problem. Zaproś Vincenta i czujcie się jak u siebie w domu.
- Hmmm… Może to dobry pomysł – zadumała się ciotka – Myślałam o zorganizowaniu imprezy dla moich starych, tutejszych koleżanek. Gdyby nie było was w domu, byłoby mi łatwiej.
- Tylko… nie zdemoluj mi domu – uśmiechnęłam się sztucznie, przerażona – A poza tym to… wszystko do twojej dyspozycji.

John spojrzał na mnie porozumiewawczo. Od razu pobiegłam na górę po moje rzeczy i ewakuowaliśmy się do niego, nie zapominając oczywiście o Śnieżce. Jaka błoga cisza i spokój bez ciotki… Czyżby to była cisza przed burzą?

Aktualizacja 19/11/2014, kolejna część tutaj

32 komentarze:

  1. Kate, ostatnie zdanie mocno mnie niepokoi, bo to już drugi tydzień względnego spokoju, a znając Ciebie, to szykujesz pewnie jakieś trzęsienie ziemi.:) Josephine znowu będzie miała jakiś szalony plan, Sarah wróci z posiłkami, czy może "piwna trójka" zmieni front? :)
    Na poważnie, to podoba mi się to, jak relacje między John'em i Katie zmienia się i to jak oboje powoli dojrzewają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś się chyba wydarzy, ale do końca nie wiem co, bo nadal nad tym pracuję :) Josephine oczywiście będzie miała swoje pięć minut, skoro już się pojawiła to tak szybko jej się nie pozbędą.
      I masz rację, relacja między Johnem i Kate zmienia się, jest coraz bardziej dojrzalsza, uczą się z każdym dniem ale tak naprawdę nie muszą wcale zmieniać siebie, Kate nie musi nagle stać się poważną, dostojną panią domu, może być nadal tą roztrzepaną wariatką, w której zakochał się John, bo właśnie taka jaka była mu się spodobała. Zaczęła trochę inaczej myśleć i może bardziej dbać o to, co mówi, i MYŚLEĆ przed powiedzeniem czegoś, ale nie może zmienić się cała, bo tego John by nie chciał, miałby obok nagle jakąś obcą kobietę. A przecież on nie potrzebuje poważnej mimozy, tylko takiej radosnej, trzepniętej iskierki, jaką jest Katie :)

      Usuń
    2. Ciotka Josephine należy co ludzi, którzy gdy nie mogą drzwiami, to oknem dostaną się do środka.I zawsze mają swoje zdanie a przy tym niespecjalnie oglądają się na innych. Ale trzeba jej przyznać,że wnosi sporo humoru. Katie chyba faktycznie powinna bać się imprezy, jaką ciotka zamierza urządzić. :)
      Bardzo dobrze, że nie zmieniają siebie, bo zakochali się w sobie takich jakimi są. Nie przeszkadza to jednak uczeniu się jak być razem i iść na niezbędne kompromisy. Katie zdecydowanie zaczęła bardziej myśleć zanim coś powie i zrobi, ale dobrze, że nadal jest nieco narwana i egzaltowana, bo w takiej John zakochała się. I do takiej Katie pasuje patrzenie na księżyc, objadanie się ciastem i "tresowanie" szczeniaka.:)

      Usuń
    3. Cieszy mnie, że dostrzegłaś zmianę w Katie - to znaczy tylko, że rozumiesz to co tworzę. Czasami pisząc, zastanawiam się, czy to co piszę nie jest może za trudne do pojęcia (choć przecież wielka literatura to to nie jest, ale jak wiadomo - czytelnicy są różni), ale wiem że kto jak kto, ale Ty zawsze zrozumiesz i jak trzeba, to wyczytasz między wierszami. Bo u mnie nic nie jest czarne albo białe - to byłoby raczej bez sensu.
      Tresowanie szczeniaka to fajna sprawa - gorzej, gdyby zaczęła tresować Johna :)
      I powiem tylko ogólnie, nie będę się rozdrabniać na wiele komentarzy - insynuowanie mi, że pod przykrywką opowiadania próbuję oczernić stan duchowny, jest co najmniej nie na miejscu. Ale mniejsza z tym, wracam do tresowania i ciotki J :)

      Usuń
    4. Aż zaczerwieniłam się jak nastolatka ( dobra, "trochę" tu przesadziłam:), bo po prostu staram się rozumieć.Gdyby wszystko było czarne albo białe, to Katie ( i nie tylko:) byłoby dużo łatwiej. A tak - same rozterki, bo rozum swoje, serce swoje, wychowanie i wpojone zasady swoje i czasami trudno się połapać.
      John nie da się tresować - o to się nie boję, ale może tak Katie spróbowałaby z ciotką?:)

      Usuń
    5. Wyobraźnia działa, już widzę jak pada komenda "Josephine przeszkoda" .
      Kate , ja też rozumiem o co Tobie chodzi, może nie zawsze widać to w moich komentarzach ale Eve pisze tak wyczerpująco ,że nie ujęłabym tego lepiej.
      Basia

      Usuń
    6. Eve, masz dla mnie trochę melisy? Albo nie, przyślij do mnie Mulligana z czerwonym winem. Niech widelec też zabierze. Oddam go jutro, Mulligana znaczy :)

      Ale do rzeczy :) Ciotka ma narzeczonego, który lubi... zabawy:), więc on pod przykrywką tych zabaw też ją trochę wytresuje. Katie chyba nie miałaby odwagi. Ale ciotka przyda mi się jeszcze taka głośna, pyskata i awanturnicza. Będzie się biła :) Chyba mam za duże ciągotki w stronę przemocy. Przynajmniej tyle dobrego, że pies jest oazą spokoju... Ale też do czasu - przecież już zirytował się, gdy zobaczył przed domem garbusa :)

      Usuń
    7. Basiu kochana, ja wiem że Ty rozumiesz, i widzę to w Twoich komentarzach. Wiesz, nie jest łatwo pisać z presją czasu, ale też nie wszyscy to rozumieją. A mnie jest trudno czasem, by i miało to odpowiednią objętość (staram się nie schodzić poniżej 10 stron w rozdziale), i było w miarę spójne, i by wszystko było logiczne. Czasem może zdarzyć się, że coś źle określę i już powstaje problem, a to niekoniecznie z mojej złej woli czy niewiedzy wynika, ale z pośpiechu. Ale i tak gdybym nawet miała nieograniczony czas na poprawianie i dopieszczanie opowiadania, i tak nie dogodziłabym wszystkim, tego jestem świadoma. Niemniej uważam, że trzeba mieć choć odrobinę zrozumienia i empatii, czytając czyjąś opowieść.

      Usuń
    8. Matko, za chwilę będę czerwona niczym to wino Mulligana. :) Basiu, dzięki. :)
      Kate, wiesz jak jest - jak John raz się wprowadzi to nie ma na niego siły - ani widelec, ani ciasteczka, ani wino go nie wywabią. Zagnieździł się i już! :)
      Skoro ciotka jest jeszcze potrzebna (może wyręczy "piwną trójkę" jeśli Sarah wróci:), to już się od niej odczepiam.:) I od razu dziękuję za wyjaśnienie, bo to chyba nie jest łatwe tłumaczyć czemu tak a nie inaczej, skoro my znamy tylko fragment tekstu, a Ty wiesz, co będzie dalej i dlaczego bohater postępuje tak a nie inaczej, a z uwagi na element zaskoczenie, nie możesz tego wcześniej zdradzić.

      Usuń
    9. Kate , czytanie Twojego opowiadania i komentowanie go , sprawia mi dużą przyjemność . To jest tak jak z każdą książką albo czytam albo po Kilku stronach stwierdzam ,że to nie dla mnie . Jedyna różnica przy czytaniu twojej powieści jest taka , że możemy wtrącać się w twoją pracę . I sądze ,że niektórych to niezdrowo podnieca .
      Basia

      Usuń
    10. Basiu, co do wtrącania - lubię, jak w delikatny sposób (nie włażąc z butami w moją wyobraźnię i plany) ktoś podsuwa mi pomysł lub rozwiązanie, i Ty to robisz w bardzo fajny sposób, dlatego już z Twoich pomysłów korzystałam, Will pojawił się dzięki Tobie. I bardzo cenne są dla mnie Twoje komentarze, dziękuję Ci za nie.
      Eve, zdaje się że Ty doskonale wiesz, jak mocno czasami kusi, żeby cokolwiek zdradzić, i jak mocno trzeba się powstrzymywać, żeby nie powiedzieć za dużo :)

      Usuń
    11. Tak, trzeba być twardym niczym radziecki pionier.:))

      Usuń
  2. "Księżyc jest fantastyczny z tej perspektywy…" - hah, ale Księżyc ma jedną perspektywę, bo się nie obraca wokół własnej osi i widzimy jedną jego stronę. Na dokładkę jest kulą, więc jakby na niego nie patrzeć i skąd, to zawsze będzie wyglądał tak samo, tylko kwarty się zmieniają :D

    Pomysł z Sarah super - i co dalej? Szubienica, ukamienowanie, wieszanie na krzyżu? Gdyby mój narzeczony miał takie cudne pomysły, to zaczęłabym się o siebie obawiać. Nie ma to jak sobie urządzić małe polowanie na czarownice, a co.

    Mała, biała kuleczka - z góry przepraszam za to, co napiszę - standard, narzeczonym zawsze kupuje się piękne pieski, bo przecież brzydkie kundelki się nie nadają. Przepraszam, ale psy to największa miłość mojego życia i szlag mnie trafia, kiedy ludzie wybierają sobie psy jak tapetę do pokoju. Dobrze, że jak adoptują dzieci to nie chodzą i nie patrzą, które jest najładniejsze. Smutne.

    Jeśli dla Johna Kate Winslet jest ładna, to zaczynam wątpić co do urody Katie ;D. A "bodyguard" to spoko film, tylko ten Costner... Kevin Costner, Daniel Craig i Nicholas Cage to trójka aktorów, których nie jestem w stanie oglądać w żadnym filmie, kompletnie mi nie leżą ;)

    Josephine wróciła! Nareszcie! Będę mieć trochę rozrywki, bo wygląda na to, że zostanie na dłużej :))

    Kate, nie chciałaś dyskusji na tematy religijne i ja to uszanowałam. Ale mówiłaś, że piszesz o relacji człowiek-ksiądz, ale dzisiejsze myśli Katie zdecydowanie dotyczyły relacji człowiek-Bóg. Wysyłasz sprzeczne sygnały ;-)

    Jeannette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeannette, krótko: "perspektywa" księżyca dotyczyła tego, że oglądają sobie romantycznie księżyc z pozycji leżącej przez okno, wybacz jeśli uraziłam Twoje naukowe uczucia, może źle to ubrałam w słowa.

      I wybacz po raz drugi, ale ja też kocham psy, i uwielbiam kundelki, ale miałam kiedyś przez kilkanaście lat cudownego owczarka podhalańskiego, najwspanialszy pies świata, i tylko dlatego tak napisałam. Bo mi się tak podobało. Zresztą za kilka miesięcy nie będzie małą, białą kuleczką, tylko wielkim psem. Cholera, John mógł kupić rottweilera, może byłoby lepiej.

      Ja jestem kobietą i uważam, że Kate Winslet niczego nie brakuje. Coś ze mną nie tak? Nie sądzę.

      A myśli Katie to osobna sprawa. To rozterki młodej dziewczyny, która ma wątpliwości, bo wie że nie krzywdzi nikogo, ale ma rozterki moralne mimo wszystko. Chyba ma do tego prawo? Nie wypieram się, że w dzisiejszej części poruszyłam relację człowiek-Bóg, ale nie dlatego, by wywołać dyskusję. Po prostu każdy kiedyś ma taką chwilę, że nad czymś się zastanawia, czy Bóg istnieje, czy popiera to czy tamto, czy zamiary Boga pokrywają się ze słowami Watykanu. Nie zapominajmy, że to co opisałam to fikcyjne rozważania fikcyjnej osoby, więc nie ma chyba o co robić problemu. To nie są żadne sprzeczne sygnały z mojej strony.

      Usuń
    2. Jeju, przecież ja żartowałam z tym księżycem, dlatego na końcu dodałam ":D". Po prostu to tak śmiesznie zabrzmiało z tą perspektywą. Jak mam inaczej dać do zrozumienia, że żartuję, jeśli nie przez wstawianie buziek? Przecież one do tego służą. Zresztą ta sama sytuacja jest z Kate Winslet, tam też na końcu jest ";D".

      Z psami po prostu tak mam, że włączają mi się pewne funkcje, jak o nich słyszę. Nie pisałam do Ciebie ani nie o Johnie, tylko ogólnie. Po prostu ten fragment tak mi się skojarzył i o tym napisałam.
      Jeannette

      Usuń
  3. Najbardziej podobało mi się dzisiaj , że związek Kate i Johna staje się taki normalny , nie nudny broń Boże. John w końcu stał się mężczyzną , który jest partnerem w życiu a nie przewrażliwioną mimozą . No i to wypijanie posłodzonej herbaty podanej przez ukochaną ! Prawdziwy dowód miłości .
    No i cudne zdanie Kirth'a "A ja to zahamowań nie mam ", w stosunku do Sarah ja też nie mam zahamowań .
    Mam nadzieję ,że cioteczka zapewni nam odpowiednią dawkę emocji , także chyba w przyszłą środę przed czytanie trzeba będzie strzelić meliskę .
    Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. John przewrażliwioną mimozą? A kto tydzień temu jęczał jak został na chwilę sam w domu? ;P
      Jeannette

      Usuń
    2. Ale może tydzień temu John już nie był mimozą ! A Kate i tak wszystko wolno bo John jest między innymi od tego ,żeby rozpieszczać Kate!
      Basia

      Usuń
    3. Rozpieszczać to można wnuki, o narzeczone trzeba dbać :D
      A teraz napiszę coś na poważnie, tak dla odmiany ;). Uważam, że w związku każde z partnerów powinno dawać tyle samo i otrzymywać też po równo. Inaczej, moim zdaniem, jest do bani. I dlatego np. nigdy nie będę uważać, że ktoś taki jak John musi do końca życia być z kimś takim jak Katie tylko dlatego, że ten ktoś zrobił dla niego coś wyjątkowego. Uważam, że w związkach nie ma długów ani nic w tym stylu. Każdy coś daje i każdy coś bierze, ale tego się nie nalicza. I dlatego też nie sądzę, aby Katie było wszystko wolno, a John miał ją tylko rozpieszczać.
      Byłabyś oburzona, gdyby ją zostawił? Takie pytanie teoretyczne :)
      Jeannette

      Usuń
    4. Basiu, dzięki że dostrzegasz zmianę w Johnie, że i on dojrzał i zmężniał. Masz rację, John powinien rozpieszczać swoją kobietę, oczywiście z wzajemnością, bo oboje na to zasługują, i między innymi też na tym polega związek - oczywiście w granicach rozsądku. Gdyby przesadzili, mogłoby być za słodko, a to też niedobrze.

      Usuń
    5. Jeannete,na poważnie , w realu masz 100% rację co do związku, obydwie strony muszą dawać z siebie tyle samo ile chcą dostawać od partnera .
      Uważam ,że rozpieszczanie jest bardzo ważnym elementem w zwiżku .
      Ale mój wcześniejszy komentarz nie dotyczył realu tylko bohaterów opowiadania Kate .Bawię się czytaniem i komentowaniem tego opowiadania .
      A odpowiadając na pytanie czy byłabym oburzona gdyby John zostawił Kate .
      W realu zależałoby to od powodu a w opowiadaniu Kate nie ma takiej opcji , Kate jest po to ,żeby John miał sens istnienia .
      Basia

      Usuń
    6. Wiem, że ten poprzedni Twój komentarz nie dotyczył realu ;). Chociaż dla mnie to akurat bez różnicy, real czy nie.
      Dzięki za wymianę myśli :)
      Jeannette

      Usuń
  4. 1. Pamiętnika nastolatki ciąg dalszy;)
    2. "Czysta miłość", to by była gdyby oboje byli nieświadomi, że to co robią może być czymś złym, a tak, hehe, jak ktoś śpi w stajni to nie znaczy od razu, że jest koniem, panno Katie :D Pan Bóg to musi mieć potężne poczucie humoru.
    3. Szkoda, że znowu te insynuacje pod płaszczykiem fanfiku- jeśli ktoś coś ma wspólnego z wyrazem “ksiądz”- to musi być z nim coś nie tak... Niestety tak to odbieram, czy Autorce się to podoba czy nie.
    Podsumowując: biedna Katie, tyle problemów. Jeszcze tylko brakuje, żeby Johna kosmici uprowadzili... A wiadomo w co oni celują... ;D
    Robin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę z tych Twoich komentarzy :D
      Jeannette

      Usuń
  5. Miło wiedzieć :) Tyle, że już mnie to komentowanie nudzi. Ile można pisać o tym samym i czytać ciągle to samo? Nie lubię ani Katie ani Johna, ani tego, że wszystko jest przewidywalne i według jednego schematu- skończy się wielkim happy endem. I będzie ociekać lukrem. To nie dla mnie. Poza tym zawsze piszę to co myślę i nie umiem się zachwycać wszystkim "jak leci". Może dociągnę do końca tej historii, skoro już zaczęłam, ale to będzie mój last time:)
    Robin

    OdpowiedzUsuń
  6. Robin, a może Ty z Internetem słabo sobie radzisz, hm?
    Ktoś Ci ustawił „Zrysiowaną” jako stronę startową, i chcąc nie chcąc czytasz, biedaczko, a wyszukać nic innego nie umiesz...
    Bo wiesz, to nie jest jedyny fanfik w sieci. Są inne blogi, inne fanfiki. I jest ich na pęczki! Może jakaś dobra dusza pomoże Ci znaleźć coś, co bardziej Ci się spodoba? Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rebecco, jesteś wielka !
      Basia

      Usuń
    2. Kurczę, miałam już tu nie wchodzić, ale znów się pokusiłam. I dobrze! Nareszcie ktoś z ikrą! Wspaniale! Co za sarkazm! Miód na moje uszy :) Wróciłaś mi nadzieję Rebecco Czarodziejko. Zostaję! :)
      Robin

      Usuń
    3. Haha, dzięki Rebecca, może Robin będzie jeszcze komentować, a ja będę mieć rozrywkę :D
      Robin, a może Ty po prostu masochistką jesteś, co? :)
      Jeannette

      Usuń
  7. Jeannette, mnie to komentowanie sprawiało przyjemność. Tylko teraz już za bardzo nie mam czego komentować, bo każdy kolejny rozdział jest właściwie o tym samym (migdalą się i tyle). Przyznam, że z "Sercem Góry" było inaczej- z tolkienem to może i mało miało wspólnego, ale za to było zabawne. Chodzi o to, że ja w ogóle nie czytałam fanfików, ponieważ
    po rzuceniu okiem na kilka fragmentów, stwierdzałam, że szkoda na te farmazony czasu.
    Jedyny fanfik jaki przeczytałam to "Syn Gondoru"- ale to tak naprawdę nie jest zwykły
    fanfik tylko przemyślana w najdrobniejszych szczegółach powieść.
    Fanfiki Kate zaczęłam czytać tylko dlatego, że polubiłam tego bloga. No i- pierwszy z nich był niby w moim klimacie;) Niestety później się okazało, że jest jednak trochę inaczej, a kierunek myślenia Autorki był zupełnie sprzeczny z moim, co działało na mnie niestety jak płachta na byka ;)) Ale, że jeszcze nie było zaostrzonego "konfilktu", a niektórzy/niektóre z Was "łapały" moje poczucie humoru, to komentowałam...
    Niestety błędem, przyznaję, było czytanie "Księcia..." bo to już zupełnie inna bajka.
    I "jakoś się tu nieprzyjemnie porobiło" przez to. A dlaczego to ciągnę? Bo trudno wyjść z nałogu komentowania, zwłaszcza takich tekstów, których się nie znosi;) To silniejsze ode mnie;) Wiec może będziesz mieć dalej rozrywkę Jeannette. Może:)
    Robin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, Robin, ja wszystko rozumiem :)
      Ale o hobbita jeszcze się zdążymy pokłócić, tego sobie nie darujesz :D
      Jeannette

      Usuń
  8. Mam takie jedno pytanko. Bo tak sobie tam wyżej gadałyście o kolorach, że nie może być czarno-biało itp. No i się zastanawiam, gdzie jest odcień bieli u Sarah? Bo ta postać została przedstawiona tylko z jednej strony i jestem ciekawa, czy tak już pozostanie. W sumie to sprawia, że ta postać jest najciekawsza, taki paradoksik ;). Chociaż dla mnie najlepszą postacią jest ciotka Josephine. I jeśli jej kochanek jest równie temperamentny, to chcę go poznać ;D

    A propo Sarah przypomniałam sobie o czymś jeszcze. Tam jest taka gadka, że ona sypia z Paulem, a on miał iść do seminarium i coś tam. Więc przypomniało mi się dzisiaj rano w autobusie (:D), że to niczemu nie przeszkadza, żeby Paul poszedł do seminarium, nawet sypiając z Sarah. Do seminarium może wstąpić nawet żonaty mężczyzna z dziećmi. Tylko oczywiście po wstąpieniu w stan duchowny już trzeba żyć w celibacie. Ale generalnie ksiądz może mieć żonę i dzieci, o ile założył rodzinę wcześniej. Fajnie, nie? :) Zresztą kobieta z dzieckiem też może zostać zakonnicą, nie ma żadnych przeszkód prawnych. Oczywiście można się zastanawiać nad moralnym wydźwiękiem, ale jak się weźmie pod uwagę np. przypowieść o synu marnotrawnym i inne temu podobne, to chyba jednak należy uznać, że nawet Paul Turner może zostać księdzem ;)
    I żeby nie było - nie czynię żadnych wyrzutów Kate, że czegoś tam nie wie albo coś napisała nie tak, tylko tak mi się przypomniało, więc napisałam, może akurat komuś się przyda ;-)

    Jeannette

    OdpowiedzUsuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.