czwartek, 13 lutego 2014

Wywiad z Jedem Brophy'm albo dwa zdania o Richardzie Armitage'u.

Dzięki Microlina za info o wywiadzie, którego udzielił  Jed Brophy dla Critics Associated. Cały wywiad możecie przeczytać tutaj

Mnie, zresztą nie tylko mnie, zaciekawiły dwie wypowiedzi, jakie Jed Brophy udzielił Elisie Scubli a dotyczące mojego naszego ulubionego aktora, Richarda Armitage'a. 
Czyli:
Pojawiłeś się w prawie każdym filmie Petera Jacksona, masz duże doświadczenie w filmie, teatrze i telewizji. Również ostatnio wystąpiłeś w dramacie radiowym "Minister Chance". Słyszałam, że masz również zespół, jesteś fotografem i doskonałym jeźdźcem… czy jest cokolwiek czego nie próbowałeś, a chciałbyś zrobić?Być może jakaś konkretna rola, lub projekt ( w filmie lub nie)?
Bardzo chciałbym nurkować. Przyznam, że jestem troszkę onieśmielony morzem i nurkowałem kilka razy, ale pod powierzchnią morza jest niesamowicie. Tak więc, to jest na mojej liście rzeczy do zrobienia w tym roku. I oczywiście zrobić wspaniały western z Richardem Armitege’em, Bernardem Hillem i Viggo. To byłoby fantastyczne.
I druga wypowiedź: 
Czyli:
Na którą scenę w „Hobbit: Tam i z powrotem” z niecierpliwością czekasz aby zobaczyć na wielkim ekranie?
Myślę o Bitwie Pięciu Armii, a w szczególności o naszym ataku z fortecy. Czekaliśmy dwa lata aby zrobić tą scenę i rankiem kiedy filmowaliśmy, Richard Armitage zwrócił się do mnie z błyskiem w oku mówiącym wszystko. On powiedział do mnie: „Czekaliśmy dwa lata aby to zrobić i widzę, że jesteś gotowy”. On był tak bardzo naszym królem w tym momencie. To było jak szarża Rohirrimów w „Powrocie Króla” kiedy miałem szczęście być częścią tego. Po prostu…cóż trudne do opisania, ale bardzo emocjonalne.

Zastanawiam się czy Wy również chcielibyście zobaczyć RA w jakimś westernie. ;-)

41 komentarzy:

  1. Rysiek w westernie? Jakoś chyba nigdy nie myślałyśmy o takim rodzaju filmu dla Rysia? Zresztą, jakie ma to znaczenie - byleby film był dobry i Ryś zadowolony. Jeździć konno umie, strzelać umie, w obcisłych portkach wygląda super, w rozchełstanej koszuli również - jak dla mnie, to mogą nawet nową wersję "Siedmiu Wspaniałych" nakręcić.
    Jed potwierdza moje wyobrażenia na temat postrzegania Rysia przez innych - ma w sobie coś królewskiego, imponuje innym, wzbudza szacunek (może to brzmi trochę pompatycznie, ale jakich innych słów tu użyć?) - chociaż wcale o to nie zabiega, po prostu taki jest. A poza tym najnormalniej w świecie go lubią (no bo jak go nie lubić). Oglądałam wczoraj ostatnią dodatkową płytę do Hobbita i wypowiedzi kolegów z planu to potwierdzają. Po prostu Rysiek ma klasę. I jest klasą sam w sobie.
    Może chaotycznie to ujęłam, ale jestem pewna, że wiecie o co mi chodzi.
    dobRAnoc
    Ps. My na bitwę z utęsknieniem nie czekamy, a wręcz przeciwnie - najchętniej odwlekałybyśmy ją w nieskończoność. Może należałoby już dzisiaj zacząć prewencyjnie leczenie u psychiatry.
    Ps.2 - Czy mapka krąży?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc gdy przeczytałam, że Jed widziałby RA w westernie troszkę mnie to rozśmieszyło. Nie to, żebym wątpiła w możliwości Ryśka, ale jakoś mi nie pasuje wyobrażanie go sobie z amerykańskim akcentem. Ale jeśli taką rolę on wybierze to pewnie będę oglądać z zachwytem ten film, a przynajmniej te jego części w których on będzie ( tak samo jak zrobiłam to z „Capitanem Armrica”).

      Tak, RA ma to dostojeństwo, które również zauważył sam się Peter Jackson, więc nie dziwię, że jego Thorin jest właśnie taki majestatyczny. I pomimo tego, że wiem jaki los czeka Thorina ( do kina wezmę sporo chusteczek) to mimo wszystko bardzo chcę zobaczyć jak RA pokaże tą jego przemianę.

      Usuń
    2. To mogę się bez wstydu przyznać, że widziałam "Kapitana Amerykę"?
      Ja rozumiem i szanuję miłość części populacji do komiksów, ale to ten typ estetyki, który do mnie zupełnie nie przemawia. Zwłaszcza gdy płowowłosi, amerykańscy chłopcy na sterydach zbawiają świat. Ale dla Rysia wszystko :) choć raczej nie powtórzę tego wyczynu. Do innych jego ról wracam natomiast z niekłamaną przyjemnością.

      Usuń
    3. No cóż, jak widzę dla RA skłonne jesteśmy do poświęceń. Jeśli chodzi o „CA” to obejrzałam 8 no może 10 min tego filmu, kiedy RA już nie było na ekranie to nie było po co oglądać tego filmu. Niestety, ale mnie też nie pociągają takie filmy. A do których wracasz najchętniej? Bo ja do „N&S”, „Robin Hooda”, „Spooks” i „VoD” w takiej właśnie kolejności.

      Usuń
    4. A wiesz, że u mnie na miejscu nr 1 też jest "N&S", potem "Moving on" i "Sparkhouse". Harry jest dobry zawsze i wszędzie. Z Lucasem powoli zacieśniam znajomość.
      Dziś przyczepił się do mnie John Mulligan i rozmarzyłam się. Pamiętam dyskusję, która odbyła się jakiś czas temu na temat kolacji z nim lub z Sir Guy'em. I miałabym zgryz :)) DZISIAJ wybrałabym Mulligana, jego niebezpieczny magnetyzm, zło w anielskim opakowaniu i spojrzenie, któremu nie można się oprzeć.

      Blogger zrozumiał o co mi chodzi: "captured you". Tak bloggerku Mulligan załatwił mnie na amen. :)

      Usuń
    5. Hmmm niebezpieczny John Mulligan :-) Wiesz, zastanawiam się nad tym pytaniem i nie umiem zdecydować. I chyba, dziś też wybrałabym Mulligana :)

      Usuń
  2. O 3 obudziłam się, nie wiedzieć czemu, i podążając za głosem serca weszłam tutaj. Przeczytałam to, próbowałam spać ale tak mnie ściskało w żołądku ze smutku że po godzinie zrezygnowałam i zasiadłam przy laptopie, spisując nocne pomysły do mojej twórczości. Jest nieludzka godzina, a ja po 2 godzinach bezsenności piszę komentarz do słów Jeda Brophy'ego, i już tłumaczę dlaczego ze smutku: bo mimo "błysku w oku" Richarda wiem, że to jego ostatnia bitwa jako Thorina. Wiem, że sala kinowa w grudniu będzie zapełniona moimi łzami. Bo ujęły mnie słowa "On był tak bardzo naszym królem w tym momencie". Wiecie co? Moim też. Pierwsze spojrzenie na Thorina w 2012 roku było dla mnie jak objawienie, widziałam już w filmach wielu królów, książąt, królewiczów itp, ale ŻADEN nie był aż w takim stopniu królem, jak Thorin. Bezdomny, sponiewierany przez los, pokrzywdzony, ale tak porażająco majestatyczny i dostojny, tak dumny ze swego pochodzenia i swojej misji, że czasam mam ochotę klęknąć i oddać mu hołd. Magia RA, która jak widać działa nie tylko na mnie, na nas, ale też i na jego kolegów na planie. Nie wiem, jak ten człowiek to robi, ale przysięgam, że jeśli kiedykolwiek go spotkam, naprawdę przed nim uklęknę jak przed bóstwem, jak przed królem mojego serca. Bo tak go chyba mogę nazwać.
    "To było jak szarża Rohirrimów" - i już się boję. Bo szarża Rohirrimów we "Władcy..." to coś ściskającego za serce. Przynajmniej mnie. Uwielbiam te momenty, może i czasami zbyt pompatyczne, ale jest w nich coś niesamowitego. I wiem, że w momencie, kiedy Thorin będzie częścią tego, to będzie dla mnie podwójnie piękne i ważne. I tak strasznie chce mi się teraz (w Walentynki o 5 rano - abstrakcja) płakać, chociaż to nienormalne, przecież Thorin, Kili i Fili to postacie czysto fikcyjne, a chłopcy żyją i mają się dobrze, prawda? Jednak ja już odczuwam żal i pustkę, i może rzeczywiscie, jak mówi Zosia, powinnam zapytać psychiatry, jak mam ze sobą żyć? Jak żyć, kiedy widzę takie coś:
    http://media-cache-ak0.pinimg.com/736x/af/6a/46/af6a46311b8f3691fc4b019be18cf498.jpg
    i łzy próbują wedrzeć mi się do oczu? Keep watching over Durin's sons... Jakie to piękne i przerażająco smutne. Ta piosenka powinna dostać Oscara i wszystkie inne możliwe nagrody, tak wspaniale odzwierciedla stan ducha Thorina że chcę płakać za każdym razem jak słyszę te słowa i wyobrażam sobie, jakby to on je wypowiadał.
    Może gadam nie na temat, sama już się nie kontroluję, ale nie rozumiem jednego: jak Richard dokonał tego, że diametralnie zmieniłam zdanie o Thorinie? Bo czytałam kilkakrotnie w życiu "Hobbita". ostatni raz miesiąc temu, i nadal nie przepadam za tamtym. Owszem, kiedy zginął pomyślałam, że to nie fair, szczególnie że zginęli też jego siotrzeńcy, ale nadal moje postrzeganie Tolkienowskiego Thorina jest takie, że to stary, zrzędliwy dziad z przerośniętym ego. A tu proszę, zdawałoby się że wychodzi Rysiek na ekrany, machnie Orkristem niczym czarodziejską różdżką i ta postać ma kompletnie nowy wymiar, i nareszcie ją doskonale rozumiem! Tego książkowego, mimo że uwielbiam Tolkiena, nie rozumiałam za nic. Magia? Chyba tak. Czego się RA nie dotknie, jest cudowne, i za to mu całym sercem dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kate, to że odczuwasz żal myśląc o Kilim, Filim czy Thorinie to przecież nic złego. To świadczy i tu zgadzam się z Zosią o Twojej wielkiej wrażliwości, ( z która zapewne ciężko żyć). Tak Thorin jest inny od tego książkowego ( i całe szczęście zresztą) na co spory wpływ mieli twórcy ale również i sam Ryś i jego niesamowite zrozumienie granej przez siebie postaci.

      Usuń
  3. Kate, ja Cię rozumiem, jak pewnie wszystkie, które zawiesiłyśmy oko na RA/Thorinie na dłużej niż mgnienie oka... i tak już zostało... Choć jestem z Wami krótko, od kiedy dostrzegłam RA nic -NIC już nie jest takie samo.
    Thorin jest niezwykłą postacią. Tolkienowski - może jest nawet trójwymiarowy, ale ten Rysiowy jest żywy, bo oprócz cech nadanych przez Tolkiena ( przecież nadal pozostał zrzędliwy) ma jeszcze Rysiowego ducha. I owszem, ja też będę ryczeć jak bóbr i cieszę się, że nie ja jedna :)
    Co do czarów - Ryś musi mieć niesamowicie silną osobowość i wewnętrzne piękno, skoro przekazał je postaci, którą zagrał w solidnej charakteryzacji. To coś więcej niż talent aktorski. I faktycznie, on po prostu daje się lubić, tak po ludzku.
    A skoro dziś walentynki, życzę każdej z nas -które dopiero poznaję- czegoś uroczego. Jeśli działa na tym świecie magia RA, to znaczy, że są jeszcze z pewnością inne czary. Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponownie przytoczę tu słowa wypowiedziane przez MillyMe na blogu Servetus: „ Jego wewnętrzne piękno oświetla jego zewnętrzne piękno i świeci przez wszystkie jego role”. A ja dodam, że właśnie to jego wewnętrzne piękno przyciąga jak magnez.

      Usuń
  4. Ja od dawna mam w głowie całą listę filmowych postaci nadających się do wymiany na Rysia. :) Zatem western i to jeszcze w towarzystwie Viggo Mortensena ( pamiętacie "Hidalgo", choć to nie western, sorry:)) jak najbardziej. Zresztą nieważne w czym i kogo nasz ulubieniec zagra i tak będziemy zachwycone i oczaRowAne jak zawsze.
    Tolkien miał niestety tendencję do uśmiercania najciekawszych bohaterów. (Biedny Sean Bean musiał zginąć, jak w większości filmów, w których gra). Wprawdzie za książkowym Thorinem nie przepadam, bo jest zgorzkniały, zgryźliwy, egoistyczny i jego ego wyraźnie nie mieści się w dość nikczemnej posturze, ale Ryś najwidoczniej dostrzegł w nim obietnicę wielkości i dzięki temu mamy jedynego i niepowtarzalnego króla w całym majestacie. Przypomniałam sobie, jak w jednym z wywiadów RA mówił, że starał się nauczyć od PJ umiejętności motywowania ludzi i kierowania nimi podczas zadań jaki ich czekają. Może, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że charyzma Thorina, autorytet i szacunek, jakim darzy go reszta kompanii, nie jest tylko dla potrzeb filmu a wkracza w osobiste relacje. I tu zgadzam się z Karuellą, że RA to po ludzku człowiek, z którym warto się zaprzyjaźnić.
    Wizja szarży Rohirrimów jest piękna, mimo że pompatyczna, ale wiemy czym to się skończy. ( O matko, właśnie dotarło do minie, że to będzie koniec:(
    Nie pozostaje nam, więc nic innego jak spakować się i gnać pod Samotną Górę, żeby bronić władcy podczas bitwy pięciu armii.
    Coś nostalgiczne te Walentynki się zrobiły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm pamiętam VM w „Hidalgo” to bardzo piękna opowieść … i tak, mimo, że nie jest to western to życzyłabym, aby RA otrzymał podobną rolę. To niesamowite jakim geniuszem znów okazał się Peter Jackson dobierając taką a nie inną obsadę ( już kiedyś o tym mówiłyśmy). Ale faktycznie, wydaje się, że cechy charakteru które potrzebował dla swoich postaci znalazł w zaangażowanych aktorach, jak najbardziej realnych przecież.

      Usuń
  5. Prawdą jest, że dobre rzeczy przychodzą niespodzianie - pojawienie się tego blogu w moim życiu jest tego dowodem. Wreszcie poznałam ludzi, którzy, tak jak ja przejmują się losem fikcyjnej postaci, jakby to był ktoś im najbliższy, najlepszy przyjaciel. Kate, to wcale nie jest nienormalne - te wszystkie emocje świadczą o wrażliwości i empatii. Oglądałam w sobotę Hobbita i oczywiście poryczałam się przy starciu Thorina z Azogiem, i gdy biedny zwisał ze szponów orła - serce pęka, chociaż wiemy, że przeżyje (tym razem).
    Mogłabym się do PJ przyczepić o wiele rzeczy, ale zmiana wizerunku Thorina i obsadzenie w tej roli Rysia zamyka mi usta. Panie PJ, chwała ci i dziękczynienie, przymykam oczy na niektóre twoje pomysły i widzę tylko naszego Króla błękitnookiego. Ryś ma duszę w oczach i nie sposób przejść koło tego cudu obojętnie.
    A żeby już nie było za słodko i za patetycznie, to zwróciłam uwagę, że orzeł wpierw trzymał Thorina za jedną nogę, a potem za dwie - jaki sprytny ptaszek - poprawił uchwyt.
    Karuello, tak właśnie jest - u mnie przełom nastąpił po poznaniu p. Thortona - nagle zmieniła się perspektywa i sposób postrzegania - nic nie było takie jak dawniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nas dwie, Zosiu. Pan Thorton nieźle namieszał w moim poukładanym świecie.:)
      Nawet nie wiecie, Siostry, jak cieszę się, że po kilku miesiącach podczytywania Was, zdecydowałam się dołączyć do zrysiowanych. Może i nadaję się do psychiatry ( albo osiągnęłam poziom mojej babci, dla której losy bohaterów "Rancza" są równie istotne jak to, co ją otacza .:) Wiem jednak, że tutaj nie usłyszę: "Masz świadomość, że wyrosłaś już z wieku gimnazjalistki", a co więcej waRiActwo jest rozumiane i pożądane. :)
      Wybaczcie, ale dziś dopadł mnie "ból istnienia".
      A tak na marginesie to do gimnazjum nie chodziłam, bo ich jeszcze nie było. Więc wolę myśleć, że jestem licealistką od ....daaawna. :))

      Usuń
    2. Rysiek w moim przypadku zastosował terapię szokową: skoro nie zareagowałam na Thorina (wiem, wiem - dla sThorinowanych na maxa to niepojęte), to ogłuszył mnie Porterem, a potem objawił mi Johna Thortona - i wstało nowe słońce, a potem w tym samym czasie podesłał Johna Standringa i sir Guya - i już nie miałam żadnych szans - poległam, wrócił Thorin z triumfującą miną zdobywcy i posiadacza.
      Eve, czy my się od Twojej babci tak bardzo różnimy - świat fanfików, naszych fantazji na tematy okołoRyśkowe jest dla nas bardzo realny.
      Ja jestem nastolatką też już od jakiegoś (dłuższego) czasu.

      Usuń
    3. Ja zaczynałam od Ryśkowego głosu w filmie "o życiu";)), ale nie zrysiowało mnie wtedy, ...no tak trochę. Natomiast po panu Thortonie i "look back" nie było odwrotu. Na dobicie dostałam Johna Mulligana. Poległam :) i dobrze mi z tym.
      Portera w całości (fragmenty widziałam) mam jeszcze przed sobą, bo przyjemności trzeba stopniować. :))
      I masz rację RAświat jest bardzo realny. :)
      Nawet blogger wyjątkowo zgodził się ze mną: "not ignore".

      Usuń
    4. Dla mnie głos to połowa męskiego uroku. Głos RA trafia idealnie w moje ucho - szkoda, że tylko w przenośni. :)

      Usuń
    5. Zosiu, pięknie to ujęłaś: "Ryś ma duszę w oczach i nie sposób przejść koło tego cudu obojętnie". To szczera prawda, nie ujęłabym tego lepiej.
      I zauważcie dziewczyny, że jakakolwiek RApostać ujęła nas jako pierwsza - jedną Thornton, inną Gisborne, jeszcze inną Thorin, i tak kończymy wszystkie tu, razem, jak jedna Rysiowa rodzina. Całkowicie, totalnie zrysiowane, oszalałe na punkcie tego jednego, cudownego mężczyzny, który zmienił nasze życie i, jakby nie patrzeć, połączył nas ze sobą. Połączył nas jak siostry, nieprawdaż? Ja czuję się tu jak w domu, gdzie cokolwiek bym nie zrobiła, nie powiedziała, ktoś zawsze mnie zrozumie, poprze i utwierdzi w tym moim małym szaleństwie, jakim jest Richard :)

      Usuń
    6. :) Nie wiem, jak Wy, ale ja wznoszę toast za RAdość życia :)

      Usuń
    7. To jest nas trzy, bo mnie też zmienił pan Thornton, a przynajmniej moje spojrzenie na pewne rzeczy. Postać do której często wracam myślami, czasem nawet zastanawiając się jak na daną sytuację ( szczególnie w pracy) zareagowałby pan Thornton i wówczas łatwiej podjąć mi decyzje. I też czasami zastanawiam się, czy gdybym przyznała się do takich myśli to czy pozostali nie stukaliby się w głowę na mój widok.

      Usuń
  6. Jakby świat zyskał jeden dodatkowy wymiar, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, taak! I to jaki fascynujący :) !

      Usuń
    2. Ryśkowa rzeczywistość!

      Usuń
    3. Zgadzam się całkowicie z przedmówczyniami-ja akurat jestem ZTHORINOWANA maksymalnie,trochę wstyd się przyznać,ale poznałam jeszcze tylko Portera i kochanego Johna Standringa,Z obydwu tych postaci bije ,ludzkość"prawość,szlachetność i po prostu dobroć.Usiłowałam obejrzeć Robin Hooda,ale niestety poległam za pierwszym razem...skatuję się jednak świadomie,żeby rozumieć Wasze piątkowe komentarze w pełni.Badyl

      Usuń
    4. Tak, całkiem fajna rzeczywistość.:)

      Usuń
    5. Och Badyl nie rób nic na siłę. Do sir Guy’a trzeba się przekonać. Wiesz, zawsze ciekawi mnie która RA postać przyciągnęła dną osobę do RA. I to ciekawe, że dla Ciebie był Thorin. Och i nie mogę uwierzyć, że nie widziałaś jeszcze pana Thorntona.

      Usuń
    6. Badyl, oglądaj na podglądzie i tylko "właściwe sceny". Wtedy mniej boli. :))

      Usuń
  7. Dzięki Aniu za ten wywiad. Nie wyobrażam sobie naszego ulubieńca w takim filmie, ale myślę, że nawet jakby w nim zagrał to z wielką przyjemnością bym go obejrzała, bo Ryś stworzył by niezapomnianą kreację, przekazując swoją osobowość kowbojowi.
    Rysiek w takim filmie winien grać tylko rolę szeryfa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę Jolu:-)
      Jestem pewna, że tak by było Jolu. A RA jako szeryf ..hmmm… ciekawe, ciekawe :)

      Usuń
    2. A ja widzę RA nie jako szeryfa, tylko jakiegoś typa spod niezdecydowanej gwiazdy (czyli niezupełnie ciemnej), który ma przed sobą długą drogę do samego siebie. A teraz z innej beczki: ten cudowny, długi i męski NOS Rysia..! :)

      Usuń
    3. Ten nos to jeden z piękniejszych nosów świata :)

      Usuń
  8. Bloger kazał mi wpisać Sweet Valentine, wszystkim "zrysiowanym" życzę tego oczywiście
    w towarzystwie Rysiaczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wskazuje na to, że blogger znów poczuł klimat ;)

      Usuń
  9. Tera kazał mi wpisać romance-to jest niesamowite, jak bloger zna "zrysiowane' kocham go za to !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziecko przyszło pożalić się na niechęć do nauki i wytrąciło mi myśl przez którą zaczęłam pisać poprzednio-wielkie dzięki Rysiowi i wszystkim Jego postaciom!ale największa chwała Ani za to,że,poznała nas ze sobą,tworząc to miejsce,w którym nasze wariactwo w sposób nie wadzący nikomu może mieć swój upust!Badyl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Badyl, cała przyjemność po mojej stronie:-) To naprawdę cudowne uczucie być RAfanem<3 zawsze powtarzam, że chwała Ryśkowi za to, że tak różne gra postacie, że nie dał się zaszufladkować, bo dzięki temu odkrywamy całkiem fajne rzeczy, na które być może wcześniej byśmy nie zwrócili uwagi.

      Usuń
    2. :-)W nocy napisałam na Twój tlenowy adres,ale 2 razy internet mi się zbiesił i nie wiem czy w końcu wysłałam wiadomość czy nie,gdybyś w wolnej chwili zerknęła na swoją pocztę byłabym zobowiązana.Badyl

      Usuń
    3. Dotarło i za chwilę powinnaś otrzymać odpowiedź, chyba że znów będę musiała odejść od laptopa ;)

      Usuń
    4. Dzięki,tzn.że jednak pokonałam technikę wredną i złośliwą.Badyl

      Usuń
    5. Tak, mam nadzieję, że mnie też to się uda :-)

      Usuń
    6. Na razie jestem lepsza-na poczcie echo.Badyl

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.