niedziela, 23 sierpnia 2015

Recenzja „...And the Woman Clothed with the Sun”- Jędrzeja Skrzypczyka zamieszczona w „Na Ekranie”.

Ostrzegam, że recenzja zawiera spoilery. 
Ocena recenzenta:9/10.
Całą recenzję możecie przeczytać tutaj, ja wybrałam parę słów, które dotyczą gry pana Armitage’a. 

Podobnie jest zresztą z Dolarhydem, który jest niezwykłym bohaterem, zarówno na kartach powieści jak i w filmach. Nie inaczej jest w „Hannibalu”, szczególnie, że Richard Armitage naprawdę daje z siebie wszystko, by jak najlepiej odwzorować emocjonalną stronę Francisa. Już dawno nauczyliśmy się, by nie porównywać kultowych postaci, które grały w filmach o Lecterze, ale śmiem twierdzić, że Armitage o wiele lepiej wciela się w seryjnego mordercę niż Ralph Fiennes w „Czerwonym Smoku". Udowadnia to w niezwykle pięknej scenie z Rebą i tygrysem, gdzie na jego skamieniałej twarzy rysuje się ogrom emocji – podkreślane jest to także przez wyjątkowo malowniczą muzykę Briana Reitzella oraz przez ożywienie kolorów, przy jakże mrocznym odcinku. Po niej następuje zaś kolejna, równie interesująca sekwencja, w której podczas stosunku Francisa z Rebą kamera skupia się wyłącznie na plecach Dolarhyde’a, ożywiając Czerwonego Smoka i Niewiastę obleczoną w Słońce z obrazu Williama Blake’a – wizualna i muzyczna perła.

10 komentarzy:

  1. Zgodzę się z panem recenzentem w 100% jeśli chodzi o emocjonalną stronę postaci. Natomiast jeśli chodzi o scenę łóżkową to w tym ujęciu wypadła znacznie lepiej od sceny łóżkowej Margo i Dr Bloom. wizualnie lepiej to było pokazane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam mile zaskoczona, że dostrzeżono grę RA. I zgadzam się, że pomimo przenikających się obrazów, scena łóżkowa niosła ze sobą sporo emocji. A o scenie Margo i Dr Bloom wolę nie myśleć.

      Usuń
  2. A ja w części zgadzam się z tą recenzją. Ale zacznę od tego, że w serialu nie ma takiej postaci jak "Hanni". Recenzenci lubią używać żargonu fanów, bo wydaje im się, że są wtedy bardziej "cool" i sprawiają wrażenie lepiej zapoznanych z tematem. W rzeczywistości wygląda to raczej żałośnie. Tak to sobie mogą pisać fani w komentarzach, ale w recenzjach to nie przystoi.
    Autor stwierdził, że "Richard Armitage naprawdę daje z siebie wszystko" - no właśnie, i to niestety rzuca się w oczy. Na ekranie nigdy nie powinno być widać, że aktor się stara, a tym razem w przypadku RA jest inaczej, przez co jego Francis jest przekombinowany. I świetnie widać to w przytoczonej w recenzji scenie z tygrysem - ruchy Francisa były wręcz teatralne, nazbyt ekspresyjne, pozbawione umiaru i powściągliwości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też się zastanawiałam nad tym szczególnym, czy jak napisałaś przesadzonym, teatralnym (w tym złym znaczeniu) charakterze gry RA, jednak patrząc już na całość historii jego postaci oraz w ogóle cały serial, to moim zdaniem RA odwalił naprawdę kawał dobrej aktorskiej roboty oraz doskonale rozumiem, dlaczego ta postać go tak zainteresowała i zgodził się wziąć tę rolę nie wiedząc do końca, w co tak naprawdę się pakuje, co świetnie było widać na ComicConie w San Diego - jego speszenie i nie do końca ogarnięcie się było przeurocze.

    Ponieważ serial dawno pożegnał się (o ile kiedykolwiek miał z tym kontakt) z sensowną logiką, prawdopodobieństwem postaci oraz całego świata przedstawionego (co nie znaczy, że wszystko tam było totalnie od czapy, choć rzeczywiście pokręcone, choćby relacje pomiędzy postaciami), dlatego nie miałam wrażenia, że postać Francisa jakoś odstaje od reszty. Tak jest inna, z całą pewnością nie ma tej lekkości czy pewnej swobody innych postaci, ale pamiętajmy, że to są bohaterowie budowani od samego początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RA świetnie oddał dwoistość tej postaci, zarówno swoją mimiką, gestem jak i głosem. I co dziwne, że sposobem w jaki przedstawił tą postać spowodował, że dla mnie serial stał się bardziej normalny, jeśli mogę to tak określić ( choć od razu dodam, to co już tu mówiłyśmy, że nie jestem grupą docelową tego serialu) nawet pomimo tego, że wiem iż Francis to psychopata.

      Usuń
    2. Ależ oczywiście, że odwalił kawał dobrej roboty, wcale nie twierdzę, że nie ;). Tylko momentami przedobrzył, co zresztą nie w każdej scenie jest widoczne. Też rozumiem, dlaczego wziął tą robotę, Francis to doskonała rola. Za to nie rozumiem, jak mógł nie wiedzieć, w co się pakuje, skoro twierdzi, że oglądał "Manhuntera" :P

      Nie, ten serial nigdy nie miał zbyt wiele wspólnego z logiką :D.
      Ale we Francisie przeszkadza mi, że jest trochę zbyt toporny ;)

      Usuń
    3. No tak, widział film, ale jednak serial Fullera oferuje zupełnie inną wizję ze swoją pokręconą logiką i wizualnym przepychem - więc jeśli RA nie widział wcześniej serialu, mógł nie wiedzieć, na co właściwie się zgodził. Zresztą to ciekawe, jak i też frustrujące (oraz uczące pokory) dla aktora, który bierze udział w czymś, co wydało mu się ciekawe, ileś tam czasu spędza nad postacią, pracuje na planie, ale tak naprawdę nie jest pewien końcowego efektu, tego, co wejdzie do ostatecznego materiału. W San Diego sporo mówił o współpracy z Fullerem i całą ekipą, ale nie widział jeszcze odcinków ze swoim bohaterem, więc mógł wypowiadać się jedynie o swoich odczuciach i podejściu do postaci, a nie o serialu jako całości.

      I zgadzam się, że historia Francisa, jakkolwiek mocno przerażająca, to może poprzez jej rozbudowanie oraz grę RA i Rutiny (grającej Rebę), miała w sobie coś bardziej linearnego, normalnego i stanowi ciekawy kontrapunkt dla relacji Graham-Lecter i dobrze służy jako zamknięcie całego serialu. A toporność chyba jest zamierzona ;).

      Usuń
    4. Nie wiem, czy ta niepewność jest frustrująca, to zależy od czyjejś osobowości i charakteru, bo mnie zawsze towarzyszy tylko ciekawość, jak coś będzie ostatecznie wyglądać ;).
      I tutaj też nie rozumiem RA, bo ja nigdy nie zdecydowałabym się na udział w czymś, o czym nie mam bladego pojęcia. No ale każdy sam decyduje i wybiera :)

      Ta normalność to dla mnie kolejny minus. Mam wrażenie, że nic do siebie nie pasuje, sezon jest strasznie nierówny. Trochę jakby ktoś pomieszał klocki i teraz starał się na siłę coś z nich ułożyć. Miałam nawet taki moment, jak po scenie Willa z Hannibalem pokazali Francisa, a ja przez ułamek sekundy miałam w głowie myśl "co tu robi RA?" ;). Nie mogę się wpasować w ten sezon. Ogólnie cały ten sezon stracił klimat dawnego serialu. Bardzo się zawiodłam chociażby na zabójstwach Leedsów i Jacobich, spodziewałam się znacznie więcej, mając w pamięci pierwszy sezon. Trzeci sezon był do kitu.

      Nieważne, zamierzona czy nie, i tak mi przeszkadza ;P

      Usuń
    5. Wydaje mi się, że praca każdego aktora filmowego charakteryzuje się tym, że nie wie on jaki będzie efekt końcowy jego wysiłków włożonych podczas kręcenia scen. Nie wie jak reżyser wraz z producentem zmontują materiał. Jedynie aktor teatralny w pewnym sensie widzi podczas spektaklu całość swojej pracy.

      RA nie musiał znać serialu, aby zagrać postać, która pojawia się tylko w tej serii w której on wziął udział, budując ją od zera.

      Co do serialu nie będę się wypowiadać, bo nie dałam rady nadrobić zaległości w jego oglądaniu, czego ( po obejrzeniu ostatniego odcinka) nie żałuję. ;-)

      Usuń
    6. I dobrze Ci się wydaje ;-). Dlatego czasem aktorzy ćwiczą kwestię przed lustrem - żeby potrafić pokazać to, co chcą i mieć pewność, że pokażą to właściwie, bo na planie już się nie zobaczą.

      Wiem, że nie musiał. Po prostu ja obejrzałabym chociaż ze 3 losowo wybrane odcinki, by wiedzieć, z czym mam do czynienia. Ale to ja :). Każdy ma własny sposób podejmowania decyzji ;)

      Wiesz, tą ostatnią część wypowiedzi kierowałam raczej do magnolii, bo wiem, że to nie Twój serial ;). Ale ja też męczyłam się niemiłosiernie przy tym ostatnim sezonie ;)
      Nie podobał ci się ostatni odcinek? No co Ty, przecież to najlepszy odcinek dla RA :)). W końcu było, jak należy :))

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.