Richard Armitage jako Sir Guy w serialu
BBC "Robin Hood".
Źródło zdjęcia: Armitage-online.ru
|
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC " Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
***
Poprzednia, dwudziesta druga część tutaj.
Anastazja
i Brigitte pracowały u lady Courtenay już kilka tygodni. W końcu odnalazły
spokój. Pani była dla nich dobra i szczodra, opiekowała się nimi troskliwie, a
one pomagały jej w utrzymaniu domostwa. Mogły powiedzieć, że żyły w dobrobycie
– miały prawo do odpoczynku, nie tak, jak było na zamku w Nottingham, miały pod
dostatkiem jedzenia, coraz częściej Anastazja śmiała się. Odżyła, zaokrągliła
się jeszcze bardziej niż dotąd. Myślała, że to wynik obfitego jedzenia, którego
nie żałowała im lady Courtenay, jednak pewnego dnia Rusinka zemdlała, myjąc podłogę.
Szczęście, że Brigitte była niedaleko i usłyszała upadek. Podbiegła do
nieprzytomnej przyjaciółki i zaczęła wołać o pomoc.
- Co
się dzieje? – lady Courtenay przybiegła co sił.
-
Pani, Anastazja zemdlała!
-
Chryste! Biegnij, dziecko, po medyka! Anastazjo, obudź się! – kobieta uklękła
przy Rusince, potrząsając nią lekko – Wróć do nas! Obudź się!
Nie
minęło kilka minut, a medyk już badał dziewczynę. Obudziła się, dzięki Bogu, i
cierpliwie znosiła badanie. Brigitte i lady Courtenay stały w kącie, przestraszone.
Przecież Rusinka była dotąd okazem zdrowia! Nigdy nic jej nie dolegało, mało
tego, wyglądała zdrowo, odkąd zaczęła dobrze się odżywiać i przybrała na wadze.
Miały nadzieję, że to nie jest żadna poważna choroba… Medyk jednak odsunął się
od dziewczęcia z uśmiechem na ustach.
-
Drogie panie, nie ma żadnego powodu do niepokoju – oznajmił, odchodząc od łoża
– Spodziewa się dziecka.
Obie
popatrzyły na siebie i zaniemówiły. Jak to: dziecko!? Przecież zauważyłyby!
Brigitte poczuła, że robi jej się słabo i wsparła się na ramieniu lady
Courtenay. Jak mogła nie dostrzec, że jej najlepsza przyjaciółka jest w ciąży?
Jak ona sama mogła o tym nie wiedzieć?
- To
nie jest możliwe – odezwała się w końcu – Przecież ona tylko lekko przytyła! To
nie może być ciąża!
- Droga
pani, znam się na tym fachu.
-
Pani, ona nie… Ona nie widziała się z Gisbornem od kilku tygodni! – szepnęła do
lady Courtenay – To zwyczajnie nie jest możliwe!
-
Bywa tak, że ciąża nie jest zauważana przez długie miesiące – wtrącił medyk –
Gdyby nie zemdlała, może nadal nie wiedziałybyście o dziecku. Dobrze się stało.
-
Ale dlaczego właściwie zemdlała?
-
Zasłabła po prostu, nic poważnego. Nie powinna się przepracowywać, do
rozwiązania już niedługo, więc powinna więcej odpoczywać.
- To
naprawdę niebywałe – odezwała się lady Courtenay – Jak mogłyśmy nie zauważyć…
- To
częste, droga pani, proszę się nie martwić i dbać o nią. Oby Bóg dał jej
zdrowie.
-
Dziękujemy z całego serca. Osobiście powiem jej o dziecku. Brigitte, odprowadź
pana do drzwi.
Serce
krajało jej się, kiedy podchodziła do leżącej na łożu, bladej Anastazji. To na
nią spadł obowiązek powiedzenia Rusince, że spodziewa się potomka największego
łotra, najgorszego diabła, jakiego nosiła ta ziemia. Ta biedna dziewczyna
nosiła w sobie małego Gisborne’a… To okropne brzemię spadło na nią tak nagle i
zostanie z nią już do końca życia. Jak miała jej to powiedzieć?
-
Pani? – szepnęła Anastazja – Pani, czy coś się stało? Medyk nie chciał mi
powiedzieć…
-
Spokojnie, dziecko. Już wszystko wiemy.
-
Proszę, powiedz, co mi dolega… Umrę?
-
Kochanie… Jesteś… Anastazjo, posłuchaj, wiem że to będzie bolesne i nie tak
łatwo będzie ci się z tym pogodzić, w końcu dopiero co niedawno zaczęłaś się
uśmiechać i sprawiasz wrażenie, że zapomniałaś o nim, ale…
Zawiesiła
głos, jak gdyby miała oznajmić jej wyrok. Rusinka w lot pojęła, że lady
Courtenay mówi o Guy’u, i pierwsza jej myśl była istotnie przygnębiająca i
przerażająca.
-
Pani, czy ja… czy… zachorowałam na… O Boże – jęknęła, przeczuwając najgorsze –
Przede mną miał wiele kobiet, on mógł mnie…
-
Boże, Anastazjo, to nie tak! – krzyknęła kobieta, zdając sobie sprawę że
przestraszyła Rusinkę – Nie, ten drań niczym cię nie zaraził. Dzięki Bogu!
Kochana, jest coś, co Gisborne ci… zostawił.
-
Był tu? – ożywiła się – Guy tu był? Pytał o mnie?
-
Nie. Przepraszam, źle zaczęłam…
-
Pani, błagam, nie torturuj mnie! Co się dzieje?
-
Anastazjo, jesteś w ciąży – oznajmiła z ciężkim sercem kobieta – Nosisz w sobie
jego dziecko.
Poczuła,
jakby dostała w twarz. Jak to słowo obco brzmiało: dziecko… Obco i
przerażająco. Jeszcze miesiąc wcześniej oddałaby wszystko, by być w ciąży i
podarować ukochanemu dziecko, które spoiłoby ich związek jeszcze mocniej.
Teraz? Samotna, porzucona w brutalny sposób… Daleko od niego. Miała urodzić
jego dziecko? Jak? Tak po prostu pozwolić mu przyjść na świat i patrzeć na nie
codziennie, widząc w nim twarz jego ojca? Jak to… Jak to możliwe, że niczego
nie zauważyła, nie poczuła, że być może od miesięcy miała pod sercem dziecko Guy’a, a nic o tym nie wiedziała? Jak mogła
nie poczuć, że jego część w niej została? Jak mogła nie czuć jego obecności?
-
Anastazjo – lady Courtenay potrząsnęła nią lekko – Słyszysz mnie? Dobrze się
czujesz?
- Ja
nie mogę być w ciąży… Nie chcę! Nie chcę tego dziecka! – wybuchnęła płaczem –
Po co mi ono?
-
Nie wiesz, co mówisz, kochanie…
- Po
co mi to dziecko, skoro nie ma go ze mną? Jak mam je urodzić?
-
Urodzisz je normalnie, pomogę ci we wszystkim. Urodzisz i wychowasz to dziecko,
Anastazjo. Gisborne nie jest ci do niczego potrzebny. To błogosławieństwo, że
nie ma go przy tobie, uwierz mi. Kiedyś to docenisz…
-
Ale ja go kocham!!!
Kiedy
Brigitte przybiegła do pokoju, Anastazja szarpała się z lady Courtenay, która
usiłowała przytulić ją i uspokoić. Płacz Rusinki wypełniał cały dom, było w nim
tyle cierpienia i bólu, jakby ktoś rozrywał ją na pół. W końcu przestała
walczyć i opadła bezwolnie w ramiona swej pani, która kołysała ją delikatnie i
powtarzała, że wszystko będzie dobrze. Bzdura! Wiedziała, że już nigdy nie
będzie dobrze! Jak mogło być dobrze bez Guy’a? Nigdy nie było! Te kilka tygodni
bez niego były koszmarem, mimo że starała się nie pokazywać smutku i uśmiechać.
Nie potrafiła wytrzymać, wiedząc, że gdzieś niedaleko Guy żyje swoim życiem bez
niej, a teraz miała cieszyć się, że sprezentował jej dziecko i odszedł z jej
życia?
- Ja
nie mogę urodzić tego dziecka – szepnęła nerwowo – Nie zrobię tego.
-
Nastya! Bój się Boga! – krzyknęła Brigitte, siadając obok niej – Jesteś w
szoku, nie wiesz, co mówisz. Urodzisz i wychowamy je, rozumiesz? Zapomnisz, że
to Gisborne jest jego ojcem!
- To
dziecko będzie miało jego oczy, rozumiesz? Jego uśmiech… Ja nie chcę przez to
przechodzić, nie chcę go widzieć, nawet w tym małym dziecku…
- Już
dobrze, spokojnie – przyjaciółka pogłaskała ją po głowie – Prześpij się. Jesteś
wyczerpana. Jutro spojrzysz na to inaczej…
-
Pani, błagam cię…
- Co
tylko zechcesz, Anastazjo.
-
Pani, jeśli mam urodzić to dziecko, to proszę… Wyślij wiadomość do Nottingham.
Zaklinam cię na wszystko, wyślij do niego wiadomość… Jeśli mnie kocha,
przyjedzie tu i zaopiekuje się nami.
-
Nastya, nigdy w życiu! – zaprotestowała Brigitte – Ten drań nie ma prawa się do
was zbliżać!
-
Błagam was… Wyślijcie mu wiadomość, proszę…
Lady
Courtenay zawahała się. Co miała jej powiedzieć? Ani myślała informować
Gisborne’a o stanie błogosławionym jego dawnej kochanki! Ale przecież nie mogła
tak stanowczo powiedzieć jej tego wprost… Anastazja nie zniosłaby tego, już
teraz była w zbyt dużym szoku.
-
Oczywiście, kochanie – odparła, uśmiechając się lekko – Wyślę wiadomość, ale
nie spodziewaj się cudu. To diabeł w ludzkiej skórze, tacy się nie zmieniają.
-
Mylisz się, pani. Nie znacie go… Powiedział mi kiedyś, że jeśli zajdę w ciążę,
to mam urodzić mu dziecko. Będzie szczęśliwy… Guy bardzo chciał mieć ze mną dziecko.
- On
jest żonaty, Nastya! – Brigitte złapała przyjaciółkę za ręce – Nawet jeśli się
dowie, to nie zaryzykuje skandalu. Nie uzna tego dziecka.
- Co
ty o nim możesz wiedzieć? – Anastazja otarła nerwowo łzę – Guy miał już syna,
którego odwiedzał. Nikt o tym nie wiedział, tylko ja! Opowiedział mi, kiedy to
dziecko umarło. Bardzo to przeżył… Chcę, żeby poznał nasze dziecko. Może wtedy
zostawi Marian i znowu ja będę dla niego najważniejsza… Ja i nasze dziecko.
Błagam cię, pani…
-
Spokojnie. Powiadomię go. A teraz śpij.
Lady
Courtenay i Brigitte wyszły, zostawiając Anastazję samą, by mogła w spokoju
wypocząć. Usiadły przy stole w kuchni i patrzyły na siebie w napięciu. Brigitte
nie rozumiała, jak pani mogła złożyć Anastazji tak niedorzeczną obietnicę!
- Nie
rozumiem… Dlaczego jej uległaś, pani? Jak chcesz powiadomić tego drania?
-
Nikogo nie powiadomię – odpowiedziała spokojnie kobieta – Musiałam ją uspokoić.
Trudno, zgrzeszę, ale musiałam ją okłamać. Nie pozwolę, żeby ten diabeł zbliżył
się do niej ponownie. Będzie na niego czekać tydzień, może dwa, a potem
zrozumie, że on wcale nie chciał wrócić do niej i do dziecka. Tak będzie
najlepiej.
- To
trochę okrutne…
-
Nie bardziej niż to, co ten łotr jej uczynił! Pocierpi chwilę i wybiję jej go z
głowy. Potem urodzi dziecko i nie będzie miała czasu wspominać go.
-
Myślisz, pani, że to takie łatwe? Ona go strasznie mocno kochała…
- I
to mnie właśnie zastanawia. Jak takie dobre, uczciwe dziecko mogło pokochać tak
zepsutego, podłego i brutalnego okrutnika…
-
Może… Może ona naprawdę dostrzegła w nim coś, czego my nie widzimy?
-
Bzdura – ucięła pani domu – Koniec tematu. Utrzymuj ją w pewności, że Gisborne
został powiadomiony.
Brigitte
miała małe wyrzuty sumienia, ale nie śmiała sprzeciwiać się lady Courtenay.
Skoro ona twierdziła, że tak będzie najlepiej, to musiała jej wierzyć.
Anastazja w końcu musiała zapomnieć o Gisbornie raz na zawsze – i wydawało się,
że ta metoda będzie najskuteczniejsza.
***
6 MIESIĘCY PÓŹNIEJ…
***
Strażnik,
stojący przed komnatą szeryfa, poruszył się niespokojnie, kiedy usłyszał kroki.
Któż mógł iść do niego o tak późnej porze? Na pewno nie zamierzał nikogo
wpuszczać do środka. Odkąd książę Jan mianował nowego szeryfa, rządy bardzo się
zmieniły, i nawet najmniejsze uchybienie było karane. Na szczęście za panowania
nowego szeryfa nikt nie został stracony – nowy szeryf karał surowo, ale
sprawiedliwie. Obcinał pensję, czasem kazał wychłostać, ale nie krzywdził
nikogo. Za to był szanowany, choć raczej przesadą byłoby powiedzieć, że
uwielbiany. Z pewnością jednak zasługiwał na szacunek – dlatego też strażnik
nie zamierzał wpuszczać nikogo do jego komnaty o północy.
-
Kto tam? – warknął – Szeryf zajęty!
-
Spokojnie, to tylko ja.
Z
półmroku korytarza wyłonił się Alan. Tak… on nie stracił stanowiska za rządów
nowego szeryfa, a wręcz przeciwnie – awansował. Jemu jednemu się udało. W sumie
nikogo to nie dziwiło, bo jeśli ktokolwiek miał dostać stare stanowisko
Gisborne’a, to mógł być tylko Alan.
-
Mogę wejść? – zapytał, rozglądając się dookoła.
-
Szeryf jest zajęty – odparł strażnik – Przyjdź rano.
-
Żartujesz sobie?
-
Szeryf nie kazał nikogo wpuszczać!
- Co
to za brednie! Żebym to ja nie mógł odwiedzić przyjaciela w środku nocy?
Alan
odepchnął strażnika i wszedł do komnaty. Było… pusto? Nikogo nie widział. Strażnik
zdążył pozbierać się z podłogi i wbiegł do środka.
-
Panie, wybacz, próbowałem powstrzymać sir Alana…
-
Dobrze, możesz odejść – usłyszeli głos – Ale od teraz nie wpuszczaj nikogo.
Mężczyzna
skłonił się i wyszedł. Alan wytężył wzrok, ale nie dostrzegł nikogo. Gdzie on
do diabła był!?
- Sir
Alan… Od kiedy ja, do diabła, mam szlachecki tytuł, o którym nawet nie wiem?
Cisza.
Wytężył wzrok jeszcze bardziej.
- Guy,
nie chcę być zabawny, ale wcale cię nie widzę – powiedział zirytowany – Możesz
przestać się chować?
Ujrzał,
jak stojący w ciemnym kącie fotel odsunął się. Wytężył wzrok i w końcu go
dostrzegł. Gisborne w końcu wstał i odwrócił się w jego stronę. Wyglądał jak
cień człowieka… Odkąd odeszła Anastazja, Marian go wystawiła a książę Jan
mianował na szeryfa, w ogóle przestał o siebie dbać. Mało sypiał, dużo
pracował, a to mocno odbijało się na jego wyglądzie. Co prawda kruczoczarne
loki do ramion dodawały mu uroku, to jednak cienie pod oczami i niedbale
zapuszczany zarost mocno dawały do zrozumienia, że stracił serce do dbania o
swój wygląd. Nie zmieniało to faktu, że dziewczęta mocno zabiegały o możliwość
odwiedzenia jego alkowy – on jednak odsyłał każdą, która odważyła się
spróbować. Od pół roku nie spojrzał na żadną kobietę, tęskniąc i pożądając tylko
jednej…
- I
co, masz coś nowego? – zapytał, przygnębiony.
-
Niestety, Guy. Wasilij nie ma pojęcia, gdzie podziewa się jego córka.
-
Przycisnąłeś go?
-
Tak, groziłem mu, robiłem wszystko, ale rozkleił się. Zaczął mi płakać w rękaw,
że sam stracił dziecko i nie obchodzi go, że ty cierpisz, bo to twoja wina że
Anastazja uciekła.
- A
co z tym jego przyjacielem, Francuzem?
-
Też nie wie. Widocznie Brigitte rzeczywiście uciekła razem z nią, a w takim
przypadku obie przepadły z kretesem. Przykro mi, Guy, starałem się.
-
Wiem, Alan – westchnął ciężko – Najgorsze jest to, że nawet nie wiem, gdzie
szukać. Co mogło jej przyjść do tej przewrotnej, mądrej główki… Czasami myślę,
że zwyczajnie byłem dla niej za głupi. Nie nadążałem za nią. I teraz również
nie nadążam.
-
Musi za coś żyć. Może zatrudniła się gdzieś? Podejrzewam, że są daleko, nie
zostałaby tutaj, blisko ciebie. Właśnie dlatego, że przeczuwała, że możesz jej
szukać.
-
Ale… przecież Anastazja chciałaby, żebym ją znalazł!
-
Tamta Anastazja owszem. Tamta wesoła, zakochana po uszy dziewczyna. Ta, którą
podle skrzywdziłeś, nie. W dodatku namawiana przez przyjaciółkę. Nie ma szans,
żeby była blisko, najpewniej uciekły gdzieś daleko, nie zdziwiłbym się, gdyby
wyjechały za granicę.
-
Alan… Skąd ty to wszystko wiesz? – zdziwił się Guy.
-
Twoja siostra jest mądrą kobietą – uśmiechnął się Alan – Ona mnie na to
naprowadziła.
-
Ach, tak… Isabella. Mogłem się domyślić. Były dość blisko z Nastenką. Ale… ja
myślałem, że ona będzie czekać. Że nadal mnie kocha! Zawsze potrafiła przełknąć
wszystkie poniżenia, jakich doznawała z mojej przyczyny – powiedział gorzko –
Dlaczego teraz nie wytrzymała?
- Bo
zdeptałeś jej godność, Guy. A to ciężko jest przełknąć nawet największej
miłości. Poza tym dawałeś jej nadzieję na coś poważniejszego, niż bycie twoją
dozgonną kochanką, dałeś jej nadzieję na to, że może to ona będzie kiedyś lady
Gisborne… Poczuła się ważna i wyjątkowa, a wtedy…
- A
wtedy ja potraktowałem ją najpodlej, jak mogłem – dokończył Guy – Zniszczyłem
ją. Boże, Alan, ja powinienem umrzeć za to… Powinienem mieć tyle honoru i
zakończyć swój żałosny żywot. Zabiłem naszą miłość, powinien sam się zabić.
-
Ochłoń, Guy. Nie wolno ci tak mówić. Książę Jan zaufał ci i powierzył funkcję
szeryfa, masz misję do spełnienia. Musisz sprawić, by ludziom, których za
Vasey’a uciskałeś, żyło się pod twoimi rządami lepiej. Już jest lepiej,
słyszałem na ulicach, jak cię wychwalają, a minęło dopiero pół roku.
-
Pół roku bez Anastazji…
- I
bez Vasey’a – dodał Alan – Swoją drogą, Marian pokazała Robinowi, kto jest
mężczyzną w ich związku. Ten idiota nie potrafił zabić ciebie i Vasey’a przez
tyle lat, nawet gdy zagrażaliście bezpośrednio jego kobiecie, a ona załatwiła
starucha bez mrugnięcia okiem. Pięknie zdeptała jego ego.
-
Nie obchodzi mnie ta żmija. W ogóle mnie nie obchodzą.
-
Guy, musisz wiedzieć jeszcze jedno. Odkąd zostałeś szeryfem, Hood nie miał
powodów, by interweniować. Ponoć strasznie nudzili się w Sherwood i złorzeczyli
ci, że nie robisz niczego wbrew prawu, Bogu i tak dalej i tak dalej. Nie mieli
podstaw, by napadać skarbiec i rabować od nas, by cię nękać, jesteś zbyt
sprawiedliwy jak na to miasto – zażartował nieśmiało – Słyszałem, jakoby banici
wynieśli się daleko poza nasze ziemie. Narzekali na brak roboty i pojechali za
chlebem gdzieś dalej.
-
Nie dość, że nie mam Anastazji, to zostałem pozbawiony możliwości ścięcia i
nękania największego idioty i tchórza, jakiego nosiły ziemie angielskie –
zaśmiał się ponuro Gisborne – Jak ja teraz będę żył?
-
Spokojnie, Guy. Będziemy żyć spokojnie. Nic się nie martw, od jutra będę
wysyłał po paru żołnierzy do miast, żeby szukali Anastazji. Znajdziemy ją w
końcu, przysięgam ci, choćbym miał to zrobić osobiście.
-
Dziękuję, Alan – Guy położył mu dłoń na ramieniu – Jesteś moim jedynym
przyjacielem. Wiem, że nikt inny nie zasługuje na moją siostrę i cieszę się, że
to tobie ją oddałem za żonę. Jak mieszka się wam w Locksley?
-
Bardzo dobrze. Guy, jeśli chcesz, możemy przenieść się do Nottingham, być
bliżej ciebie…
-
Nie, Alan. I tak wystarczająco oboje się dla mnie poświęcacie. Widujemy się
codziennie. Chcę, żebyście żyli normalnie jak każde młode małżeństwo. Zostań z
nią jutro w domu, spędźcie czas razem.
- A
ty?
- Ja
sobie poradzę. Poza tym… Muszę porozmawiać z Wasilijem.
-
Guy, przecież ja już dziś z nim…
-
Nie zatrzymuję cię – przerwał mu Gisborne – Isabella czeka. Jest późno.
Alan,
pożegnawszy się, zostawił przyjaciela samego. Guy zaryglował drzwi i bezsilnie
opadł na łoże. Kolejny dzień bez Anastazji właśnie mijał, a kolejna noc bez
niej zaczynała się. Najchętniej w ogóle nie zasypiałby, bo wtedy najwyraźniej
widział jej twarz. Czasem zdawało mu się nawet, że czuł ją obok, słyszał…
Najwyraźniej jednak słyszał kogoś innego.
-
Gisborne, ty czarna łamago! – złośliwy rechot dobiegał go ze wszystkich stron –
Ty kretynie!
Poderwał
się, rozglądając się nerwowo. Znowu to samo… Zasłonił uszy, by nie słyszeć tego
złowieszczego wycia. Czy to było naprawdę, czy wydawało mu się, że słyszy TEN
głos?
-
Nawet baby nie potrafisz utrzymać przy sobie – słyszał stale – Pozwoliłeś im
mnie zabić! Ty łamago, ty nieudaczniku!
-
Zgiń w piekle, diable!!! – zawył z boleścią Guy – Zostaw mnie!!!
Nakrył
się pledem i usiłował nie słuchać już niczego. Zajmował myśli wszystkim, czym
tylko mógł. Nie chciał słyszeć paskudnego głosu Vasey’a. Bał się, że popada w
obłęd – wszak jak to możliwe, że słyszał złorzeczenie kogoś, kto nie żył od pół
roku? By się uspokoić, zaczął myśleć o Anastazji, o jej słodkich ustach,
dźwięcznym głosiku i delikatnym dotyku…
-
Guy, kochanie, jestem przy tobie – usłyszał jej szept – Nie bój się…
-
Nastenko – odetchnął głęboko – Moja ukochana…
-Nie
bój się, Guy, jestem…
-
Nastya, zostań! Nie odchodź, błagam, nie rań mnie! Kocham cię!!!
Odpowiedziała
mu martwa cisza. Tej nocy nie słyszał już nic oprócz własnego oddechu.
***
Trzy
miesiące to niewiele. Odkąd Anastazja dowiedziała się o ciąży, do momentu gdy
urodziła, minęło właśnie tyle. Tyle również minęło odkąd urodziła do momentu,
kiedy teraz leżała w łożu ze swoim dzieckiem. Pierwsze trzy miesiące były
koszmarem. Nie chciała tego dziecka, odkąd zdała sobie sprawę, że Guy go nie
chce. Kiedy po tym, jak lady Courtenay obiecała poinformować go o ciąży,
Anastazja oczekiwała na jego przybycie i bardzo chciała tego dziecka. Czekała z
niecierpliwością aż ukochany przybędzie i zabierze ich ze sobą, zaczną nowe
życie… Ale minęły dwa dni, trzy, cztery… Guy nie zjawiał się. Zaczęła wątpić.
Minął tydzień, pytała lady Courtenay czy aby na pewno posłała z wiadomością.
Czekała kolejne dni, ale gdy skończył się trzeci tydzień, wszelka nadzieja
zgasła. Zrozumiała, że Gisborne nie chce ani jej, ani dziecka. Coś w niej
umarło. Wszelkie ciepłe uczucia, które zaczynała żywić do istoty pod swym
sercem, ostygły. Stał się dla niej obcym, przykrym obowiązkiem. Nie sądziła, że
będzie w stanie go pokochać, a nawet jeśli – to przeczuwała, że nie nastąpi to
szybko. Kiedy jednak syn postanowił przyjść na ten świat, nawet nie musiała
próbować. Kiedy spojrzała na niego, zauważyła oczy, w których zakochała się
długie miesiące temu. Zauważyła te same usta i nos… Jakże mogła ponownie nie
zakochać się w nich?
-
Wybacz mi, Michaił, że nie chciałam cię pokochać – pocałowała śpiącego syna w
czoło – Byłam głupia. Nie można nie kochać kogoś, kto wygląda dokładnie, jak
twój ojciec. Jesteś jego kopią, maleńki. Zawsze będziesz mi o nim przypominał,
ale… będę pamiętać te dobre, cudowne chwile. Momenty, w których mogłeś powstać,
promyczku. A było ich dużo… o wiele, wiele więcej, niż tych złych. Zły był
tylko jeden, ale nie będę ci o nim mówić. Kiedy będziesz starszy, opowiem ci o
tym, jaki twój tata był dobry, szlachetny, opiekuńczy…
Chłopiec
zakwilił, stanowczo domagając się jedzenia. Anastazja z uśmiechem zaczęła
karmić dziecko, patrząc z czułością na jego długie, czarne rzęsy, okalające
Guy’owe oczy, na malutki, Guy’owy nos, który teraz dotykał jej piersi… Palcami
przeczesywała czarne włoski na jego małej główce. Wyglądał jak miniatura
Gisborne’a – nic dziwnego, w końcu to jego syn. Łapała się czasem na tym, że
myślała o nim, jak o Guy’u, dlatego właśnie że wszystkie cechy właśnie po nim
odziedziczył.
-
Cokolwiek by nie mówili o twoim tacie, Michaił, nie słuchaj – szeptała,
poruszona – Tylko ja wiem, jaki był naprawdę. Nie chciał nas, ale to dobry
człowiek. Wyjątkowy. On naprawdę szedł w stronę światła… Mam nadzieję, że z nią
mu się udało i…
Przerwała.
Nie wytrzymała myśli, że jej mężczyzna jest teraz z inną. Minęło kilka
miesięcy, a to nadal bolało. Tak mocno, że nie wstrzymywała potoku łez. Płakała
po cichu, a wraz z nią – malutki Michaił.
Brigitte
przyglądała się tej scenie od jakiegoś czasu przez szparę w drzwiach. Miała
ogromne wyrzuty sumienia. Anastazja była przeświadczona, że Guy wiedział o
dziecku, a tak naprawdę nie miał pojęcia nawet o tym, gdzie Rusinka przebywa.
Co zrobić… Czy przeciwstawić się lady Courtenay i spróbować na swój sposób
pocieszyć przyjaciółkę? Tylko czy sir Guy rzeczywiście ucieszyłby się na wieść
o Anastazji i Michaile?
Nie.
Nie chciała mieszać. Delikatnie zamknęła drzwi, by Anastazja mogła wyrzucić z
siebie całą tęsknotę i ból w spokoju. Kiedyś jej przejdzie.
Kate, jak mi się zrobiło smutno po przeczytaniu. Pięknie uchwyciłaś rozpacz Rusinki i Guya.
OdpowiedzUsuńWierzę, że Guy dowie się o dziecku i to właśnie od Brigitte. Francuska widząc rozpacz przyjaciółki powinna zawiadomić Guya. A ta lady Courtenay wydaje mi się, że jest zwykłą egoistką, widać, ze jest jej wygodnie, że dziewczęta za dach nad głową pomagają jej prowadzić gospodarstwo.
Wierzę, że niedługo wszystko się wyjaśni. Cieszę się że szczęścia Allana, zawsze lubiłam tę postać.
Dziękuję, Jolu. Nie do końca tak bym patrzyła na lady Courtenay. W poprzednim rozdziale wspominała, że miała nieprzyjemność poznać Guy'a i Vasey'a i ma o nich wyrobione zdanie. Według mnie lady chce chronić Anastazję, bo jest przekonana że Guy to wcielony diabeł i tylko ją skrzywdzi - bo przecież już raz to zrobił. Co prawda nie zachowała się teraz w porządku, ale ma dobre intencje.
UsuńAlan zasługiwał na happy end, chociaż jemu się udało. Zawsze go lubiłam i bardzo mi pasował do Isabelli - oczywiście tej mojej, bo serialowa była diametralnie inna.
Gdyby lady Courtenay była egoistką, to wyrzuciłaby dziewuchę z bękartem za drzwi i to z trzaskiem. Po co ma przez całe dnie wysłuchiwać wrzasków cudzego bachora? A skoro zatrzymała służącą z dzieckiem, to zdecydowanie nie jest egoistką. A służka z dzieciakiem to żadna wygoda, tylko same problemy. Trzeba to to wykarmić, zadbać, przecież dziewczyna z brzuchem nie będzie tak samo efektywna jak inne, a jeść musi.
UsuńO Jolu :) myślałam, że będe pierwsza ;) Och, tak jakoś spokojnie czytało mi się ten rozdział ale to bardzo dobrze ;) tak jak Joli zrobiło mi się ciepło na sercu, pomimo, że Guy i Nastia cierpią. Ale wiemy, że bardzo się kochają. Dlatego doznałam takiego uczucia. Kate jestes Boska :* Moemi
OdpowiedzUsuńMoemi, podwójnym komentarzem się nie przejmuj - jak ja ostatnio pisałam z telefonu to też wkleiło się podwójnie. Ale usunąć swój komentarz można tylko, jak się jest zalogowanym. Właśnie - dlaczego się nie zalogujesz? Niby niewielka różnica, ale zawsze jest - i można fajny avatar sobie ustawić :)
UsuńRozumiem to uczucie ciepła, spokoju - sama mniej więcej to czułam, pisząc, bo w końcu zaczyna się wszystko wyprostowywać, choć póki co nic na to jeszcze nie wskazuje. W sumie to nie powinnam spoilerować.
Dzięki, Moemi :)
A chodzi o zalogowanie się przez konto google, czy tutaj na blogu, w sensie strony blogspot.com? :) Moemi
UsuńTak, chodzi o zalogowanie przez konto google, co wiąże się z byciem zalogowanym również i tu :)
UsuńO Jolu :) myślałam, że będę pierwsza ;) Och, tak jakoś spokojnie czytało mi się ten rozdział ale to bardzo dobrze ;) tak jak Joli zrobiło mi się ciepło na sercu, pomimo, że Guy i Nastia cierpią. Ale wiemy, że bardzo się kochają. Dlatego doznałam takiego uczucia. Kate jesteś Boska :* Moemi
OdpowiedzUsuńO jej! Przepraszam Was za podwójny komentarz. Piszę z telefonu, który zawsze robi mi jakieś psikusy ;) Da się to jakoś usunąć? Moemi
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam od żadnej ciężarnej, żeby zemdlała w szóstym miesiącu... W pierwszym trymestrze to częste, ale nie pod koniec drugiego. No ale nic. W ogóle nigdy nie zrozumiem, jak można nie wiedzieć, że jest się w ciąży. Słyszałam o kobietach, które o ciąży dowiedziały się, kiedy zaczęły rodzić, ale dla mnie jest to niepojęte.
OdpowiedzUsuń"Ona nie widziała się z Gisbornem od kilku tygodni! – szepnęła do lady Courtenay – To zwyczajnie nie jest możliwe!" - no pewnie, przecież wiadomo, że ciąża u człowieka trwa najwyżej 3 miesiące i jak dziewczyna nie widziała się z facetem przez kilka tygodni, to już na pewno w ciąży nie jest ;P
To teraz się Anastazji przypomniało, że nie chce dziecka? Ale wskakiwać facetowi do łóżka co noc to chciała? Średniowiecze średniowieczem, ale skąd się biorą dzieci wszyscy wiedzieli.
"Może wtedy zostawi Marian i znowu ja będę dla niego najważniejsza" - nie ma żadnego "znowu", bo ona nigdy nie była dla niego najważniejsza. To jest w tym wszystkim najzabawniejsze. Marian niekoniecznie się nim interesowała, a mimo to trzymała go przy sobie do samego końca. Anastazja nie była w stanie zagrozić Marian w żaden sposób, choć dawała Guy'owi wszystko, co tylko mogła. Gdyby Guy ją kochał, dawno zostawiłby Marian. W serialu lgnął do Marian, ale nie miał porównania. Pragnął jakiegoś uczucia i myślał, że otrzymuje je od Marian. Tutaj takie porównanie otrzymał, a mimo to pozostał przy Marian. Poznał inną kobietę, inne sposoby okazywania uczucia, poczuł różnicę między obiema paniami, a jednak nie odszedł do ruskiej. Gdyby kochał, nie potrzebowałby żadnych dowodów na zdradę Marian, bo to nie miałoby znaczenia. Gdyby kochał Anastazję, to nawet wierność Marian by go nie zatrzymała, bo miłość to bardzo silne uczucie, które przesłania inne. Po prostu pokochałby Anastazję i z tego powodu z nią był. Nie z powodu zdrady Marian, tylko z miłości do Anastazji. Sama miłość by wystarczyła. Ale Anastazja nie zdobyła jego miłości, nie zdobyła jej na tyle, by zagrozić pozycji Marian.
Kate, nie przypuszczałam, że przeniesiesz nas aż tak bardzo w czasie. Ale podoba mi się ten pomysł. Gisborn ma w końcu czas, by dojść do ładu z samym sobą. Nareszcie pojmie, co czuje do Anastazji, nie będzie gonił za złudnym uczuciem do Marian i zyska pewność, kogo kocha i co to oznacza. A ponieważ szło mu to do tej pory opornie, to niech szeryf podręczy go - Guy ma za co pokutować.:) Jeszcze nie zasłużył na odpuszczenie win. :))
OdpowiedzUsuńObawiam się jednak, że lady Courtenay, zbytnio ingeruje w nie swoje sprawy. Zapewne kieruje się szlachetnymi pobudkami, ale ... ale co będzie, gdy Anastazja dowie się prawdy? Oczywiście o nic nie pytam - jak zawsze.:))
Oj nie bądź taka surowa! Dziś Guy ewidentnie zasłużył na wszystko, co dobre. Przede wszystkim na odpuszczenie win. Ale obiecuję, że nie stracił pazura tak zupełnie - jeszcze przypomni sobie, jak trzeba czasem postąpić, by postawić na swoim :)
UsuńA co będzie, jak Anastazja się dowie? Cóż, myślę, że będzie ciekawie. Może nawet znowu zemdleje? A nie, przepraszam, przecież nie może. Ciąża chroni przed omdleniami, prawda? :))) To Guy zemdleje. Przecież to będzie miało większy sens :) Ale masz rację, nie pytaj.
W porządku, Kate - o nic nie pytam.:) Wiesz, ze lubię sobie pogdybać.:)) Fajnie potem widzieć, jak bardzo "mój scenariusz" odbiega od Twojej wyobraźni. Takie zaskoczenia mają sporo smaku.:) Guy oczywiście może być uparty, władczy, bezczelny, czasami arogancki, surowy, nieprzystępny, bo bez tego nie byłby sobą. Tylko niech zachowuje się należycie wobec Anastazji. :) A jak będzie miał kaprys, by zemdleć, to ... niech to zrobi! Duch szeryfa tak przestraszy się, że ucieknie!:))
Usuń