środa, 28 maja 2014

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 17.

Poprzednia, szesnasta część tutaj.


- Nie! Absolutnie się NIE zgadzam!!! Po moim trupie!!!
Przeraźliwy krzyk Bilba roznosił się po całym Esgaroth. Hobbit tupał z wściekłością nogami i miotał się po całym domu. Nikt nie był w stanie go uspokoić.
- Znoszę ją od dwóch dni, przywykłem. Przywykłem! Ale nie pozwolę wejść sobie na głowę! Thorinie, przeszyj mnie swoim mieczem, jeśli taka jest twoja decyzja! Zabij swego przyjaciela, zabij mnie od razu, teraz i zaraz!!!
- Spokojnie, Bilbo…
- Nie „spokojnie”, Balinie! – wrzasnął Baggins – Panuje tu kompletny brak szacunku do mnie! Ta osoba NIE pójdzie z nami, albo ona, albo ja!!!
- Bilbo! – Thorin potrząsnął przyjacielem mocno i spojrzał na niego przenikliwie – Czegoś ty się opił w nocy!? Czego ty chcesz od tej biednej dziewczyny!?
- Ona jest moim koszmarem! Nie pójdzie za mną już nigdzie!
- A ja ci oświadczam, że Esmeralda idzie ZE MNĄ do Ereboru, rozumiesz!? – uniósł się Fili – Takie jest jej życzenie, powiedziała że chce iść, wujek się zgodził!
- To dlaczego Tauriel nie może iść ze mną!? – pisnął z pretensją Kili.
- Mam inne sprawy na głowie, nie rób zamętu, niemądry krasnoludzie! – upomniała go elfka – Jesteś nieznośny i niedojrzały!
- Żeby była jasność: nie pochwalam tego, Fili – oznajmił poważnie Thorin – Uważam, że Esmeralda byłaby bardziej bezpieczna tu, w Esgaroth.
- Wujku…
- Fili, ja też odesłałem moją Luthien już dawno temu! Jest teraz bezpieczna i nie martwię się, że… że zginie – dodał cicho – Nie zabronię Esmeraldzie iść z nami, ale zastanówcie się nad tym. Powinieneś być odpowiedzialny za kobietę, która jest dla ciebie ważna.
- Właśnie – fuknął Bilbo.
- Kuzynie… Popatrz na mnie – nieśmiało poprosiła Esmeralda, biorąc Bagginsa za rękę – Nie chcę wchodzić ci w drogę. Ale wiesz, że zawsze byłeś dla mnie wzorem, zawsze byłam w ciebie wpatrzona. Chciałam cię naśladować, byłeś zawsze taki mądry… A kiedy udałeś się w podróż, poszłam za tobą. Wiem, że to było nieodpowiedzialne, zdaję sobie sprawę, ale wiesz że to było to, czego zawsze pragnęłam. Chciałam przygód, a kiedy ci o tym opowiadałam, śmiałeś się ze mnie i mówiłeś, że jestem najbardziej szaloną Tukówną ze wszystkich szalonych Tuków. Lubiłeś mnie kiedyś, Bilbo…
- Nadal cię lubię – mruknął niechętnie – Ale niezmiernie mnie irytujesz!
- Czuję się na siłach, żeby wam towarzyszyć. Proszę, zgódź się…
Bilbo z ukosa spojrzał na swą kuzynkę, po czym zwrócił wzrok ku Balinowi. Krasnolud zerknął z kolei na Thorina i Esmeraldę, po czym wzruszył obojętnie ramionami.
- W zasadzie… Może drugi włamywacz mógłby się przydać? – powiedział.
- To niedorzeczne – jęknął jego brat – Ile jeszcze kobiet będzie się za nami ciągnąć!?
- Dwalinie, masz z tym problem? – oburzył się Bilbo – Przeszkadza ci MOJA kuzynka? O nie, nie tak to będzie wyglądać! Esmeraldo Tuk, przygotuj się na przygodę życia! Już jutro ujrzysz wielkie królestwo krasnoludów i smoka!

- Naprawdę? To wspaniale!
- Mam nadzieję, że tak ci pójdzie w pięty, że raz na zawsze odczepisz się ode mnie i wszelkich przygód.
- Kochany kuzynie, ozłocę cię, kiedy wrócimy do Shire! – piszczała z radości Esmeralda – Wybuduję ci pomnik!
- JEŚLI przeżyjemy i wrócimy – zaznaczył Bilbo – I JEŚLI ten młody, narwany krasnolud pozwoli ci tam wrócić…
Esmeralda spojrzała niepewnie na Filiego, który czule ujął jej małą dłoń i złożył na niej pocałunek, posyłając jej powłóczyste, ujmujące spojrzenie. Hobbitka zarumieniła się i zatrzepotała rzęsami.
- Och, dość tych mdłych i łzawych scen! – Dwalin zatrząsł się ze złości, sięgając po swój topór – Do boju! Ruszamy czy będziemy oglądać te brednie cały dzień!?
- Zostaw ich – poprosił go Thorin – Są młodzi i zakochani. Pozwól im żyć. Esmeraldo… Witamy w drużynie, mam nadzieję że nie będziesz żałować.
- Na pewno nie będę – odparła, nie mogąc oderwać wzroku od Filiego – Jestem szczęśliwa.
- Nadal uważam, że to brednie!
Po tych słowach Dwalin chwycił swoją broń i wyszedł z domu. Wzruszywszy ponownie ramionami, w ślad za bratem podążył Balin, a po chwili cała reszta kompanii również poszła ich śladem. Plotka o pobycie krasnoludów była w Esgaroth najgorętszym tematem minionych dwóch dni, ale ich wymarsz z miasta był już naprawdę ogromnym wydarzeniem. Wszyscy ludzie zgromadzili się na głównym rynku, oczekując na ich przejście. Thorin i jego drużyna byli zdziwieni tak liczną obecnością mieszkańców Esgaroth, którzy wiwatowali im i wyrażali nadzieję na powodzenie misji. Nawet sam władca miasta wyszedł naprzeciw Thorinowi i życzył mu powodzenia. Kompania była gotowa, by wsiąść na łódź i popłynąć w stronę Samotnej Góry, lecz nagle drogę zagrodził im Bard. Tłum zaczął buczeć i próbował usunąć go sprzed oblicza Thorina, ale ten przyglądał się ponuremu osobnikowi z uwagą.
- Nie zrobicie tego – krzyknął z całą mocą – Nie wejdziecie do tej góry!
Krasnolud popatrzył na niego z politowaniem.
- Kimże jesteś, żeby mi tego zabraniać? To MOJA góra, MÓJ dom.
- Jeśli wejdziecie do góry, ześlecie na nas śmierć. Zbudzicie bestię… A wtedy nas zniszczy.
- Zabijemy smoka – twardo odparł Thorin – Zrobimy to, co nie udało się ludziom z Esgaroth lata temu.
- Tak, nie zapominajmy, że to twój przodek, Bardzie, chybił wszystkie strzały i pozwolić Smaugowi przeżyć – zauważył ironicznie władca Miasta – Jakież więc masz prawo, by wypowiadać się na ten temat?
- Może nie zabił smoka, ale trafił go kilkakrotnie i poluzował łuskę! Teraz wystarczyłaby jedna strzała i smok niechybnie by zginął!
- Więc teraz JA go zabiję! – krzyknął Thorin, czym wywołał entuzjastyczną reakcję tłumu – Usuń mi się z drogi, nie chcę tracić na ciebie czasu.
- Nie masz prawa… Nie masz prawa, by wejść do góry.
Krasnolud zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i stanął na wprost niego, kładąc dłoń na rękojeści miecza. Wyciągnął drugą ręką klucz i uniósł go w górę, zbliżając do Barda.
- JA mam do tego JEDYNE prawo – podkreślił z mocą.
- Z drogi – Dwalin siłą odepchnął Barda i utorował drogę do łodzi – Ruszajmy, mamy niewiele czasu.
- Powodzenia, przyjaciele! – krzyczał donośnie władca Esgaroth – Do zobaczenia niedługo! Czekamy na dobre wieści!
Przy akompaniamencie wiwatów i okrzyków radości, kompania Thorina wsiadła na łódź. Na brzegu został jeszcze tylko Kili. Tauriel schyliła się i odgarnęła włosy z jego twarzy.
- Do widzenia, mój mały rycerzu – powiedziała cicho – Bądź odważny jak dotąd, odzyskaj swój dom. Będę na ciebie czekała.
- Żałuję, że nie będzie cię ze mną…
- Mamy ważną misję. Musimy wrócić do Mrocznej Puszczy.
- Tauriel… Pamiętaj o mnie – szepnął Kili – Jesteś moją nadzieją. Obiecaj mi, że będziemy żyli długo i szczęśliwie…
- Postaram się ciebie nie zawieść, mój mały.
Nie zważając na zdumienie tłumu, pocałowała go ze łzami w oczach. Kiedy tylko zdołała odsunąć się od niego i przerwać pocałunek, odwróciła się i uciekła. Legolas poklepał Kiliego po plecach i pobiegł tuż za przyjaciółką. Młody krasnolud otarł mokry od łez Tauriel policzek i wsiadł na łódź, po czym popłynęli w stronę Ereboru. Od Esgaroth do Samotnej Góry rzeką było całkiem niedaleko, więc po kilku godzinach wędrowali po stokach Góry, by odnaleźć wejście. Po mozolnej wspinaczce wreszcie dotarli do półki skalnej, która wydawała im się miejscem, którego szukali. Thorin wyjął mapę i spojrzał na nią uważnie.
- To tu – szepnął ze wzruszeniem – Wejście do Ereboru…
- Thorinie – oczy Balina zaszkliły się – Jesteśmy w domu… Słońce zachodzi!
- Stań na szarym głazie kiedy drozd dziobem zastuka – z czcią odczytał Thorin przepowiednię z mapy, którą dzierżył – A ostatni promień Dnia Durina wskaże dziurkę od klucza…
- No gdzie ten promień? – niecierpliwił się Kili – Wujku! Słońce już się chowa!
- Nie! Jeszcze nie teraz, nie!!!
Thorin z nadzieją patrzył prosto w słońce. Ściskał w dłoni klucz, mając nadzieję włożyć go zaraz w dziurkę i otworzyć wrota. Słońce jednak schowało się za skały i nic nie wskazywało, żeby miało się jeszcze pokazać. To koniec…
- Nie… Nieeee! – krzyknął rozpaczliwie Thorin, padając na kolana – Mój dom, przepadło… Moje skarby, mój Arcyklejnot…
- Wujku…
- Nie, Fili, nie! Rozwalcie tę skałę! NIC nie odgrodzi mnie od mojego złota i mojego tronu, NIC!!! Bierzcie topory, rozwalcię tę skałę!!!
Kilkoro z krasnoludów posłusznie chwyciło za swą broń i tłukli skałę, lecz na próżno. Ostrza tępiły się tylko, a na skale nie było ani jednej rysy.
- To koniec – rozwiał wszelkie wątpliwości Balin – Odejdźcie… To potężne zaklęcie, nie zdejmiecie go siłą!
- Tyle trudu na nic – warknął wściekle Dwalin – Ktoś nas oszukał! Albo mapa jest fałszywa, albo…
- Zamknij się! – krzyknął Thorin, wzbudzając przerażenie i zdumienie. Nigdy jeszcze nie podniósł głosu na Dwalina, a teraz dodatkowo wyglądał, jakby coś go opętało – Wszyscy się wynoście! Nie potrzebuję was! Choćbym miał umrzeć, wejdę tam!!!
- Wujku, uspokój się – podszedł do niego Fili – To koniec. Straciliśmy ostatni promień…
- Nie zbliżaj się do mnie!
- Thorinie – szepnął niepewnie Balin, kładąc mu rękę na ramieniu – Jesteśmy tu z tobą, nam też zależało, by tu wejść… By odzyskać nasz dom.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz! – wyrwał się wściekle – Żadne z was nie ma!
Bilbo z przerażeniem patrzył, jak szaleństwo ogarnia Thorina. Przytulił roztrzęsioną Esmeraldę i uspokajał ją; dziewczyna bała się tego, co robi i mówi przywódca krasnoludów. Nie znała go wcześniej i nie wiedziała, do czego jest zdolny, a jej niepokój pogłębiała konsternacja wśród kompanii i to, jak bardzo stanem wujka przejął się Fili. Nagle Esmeralda uszczypnęła Bilba.
- Hej, popatrz w górę! – wskazała na powoli wychylający się zza skał księżyc, i krzyknęła głośno z radości – TO jest wasz ostatni promień Dnia Durina! Patrzcie na skałę!
Thorin nerwowo spojrzał na księżyc i zwrócił się w kierunku skały. Jasne światło spowiło ich wszystkich, i usłyszeli stukot. To drozd… Więc jednak! Nie chodziło o słońce, chodziło o księżyc! Thorin, trzęsąc się, podbiegł do skały i natychmiast ujrzał małą dziurkę. Nerwowym, szybkim ruchem włożył do niej klucz i przekręcił go. Udało się… Pchnął z całych sił i drzwi ustąpiły. Był na progu Ereboru… Uklęknął, nachylił się i wsparł dłońmi o skalną posadzkę.
- Wujku… - Fili zrobił krok w jego kierunku, ale Esmeralda powstrzymała go.
- Zostaw – szepnęła – Daj mu chwilę.
Thorin z niedowierzaniem patrzył przed siebie i wdychał zapach swego domu, nieco inny niż lata temu, ale nadal mający w sobie to niepowtarzalne coś, co pamiętał z lat dzieciństwa. Z szacunkiem ucałował próg, na którym się znajdował i powoli podniósł się. Zrobił krok w przód, dotykając ścian, sunąc po nich palcami, i odwrócił się do drużyny.
- Balinie… Pamiętasz? – powiedział drżącym głosem. Stary krasnolud przytaknął.
- Każdy szczegół… - odparł – Każdy…
Thorin był już zupełnie innym krasnoludem, niż jeszcze chwilę wcześniej; przedtem wściekły, ogarnięty dziwnym szaleństwem i zupełnie obcy, teraz zdawał się być tak poruszony, spokojny…
- Kili – szepnął cicho – Podejdź do mnie, synu… Fili…
Siostrzeńcy bez wahania, jak zahipnotyzowani podeszli do wujka i rzucili mu się bez słowa w objęcia. Thorin tulił ich do siebie jak dzieci, głaszcząc ich po głowach i nie wstydząc się tego, że z jego oczu płyną ogromne łzy.
- To nasz dom. Mój i wasz… Tu się wychowałem. Ja i wasza mama. Część was zawsze tu była, w niej, we mnie, w waszym dziadku. Teraz zasiądziemy znowu na naszym tronie, pokażę wam każdy zakątek naszej pięknej ojczyzny, chłopcy obiecuję wam, że sprowadzę tu Dis, sprowadzę waszą mamę, moją ukochanę, małą siostrzyczkę… Będziemy tu wszyscy razem, znowu razem, i nigdy was nie opuszczę…
- Tak bardzo cię kochamy, wujku – wyznał Kili – Gdyby nie ty… Nie byłoby nas tu. Nie stalibyśmy na progu Ereboru…
- Nigdy cię nie zostawimy – dodał Fili – Choćbym miał ściągnąć tu Esmeraldę, a Kili Tauriel.
- Nie, Fili – Thorin pokręcił głową – Wasze szczęście jest najważniejsze. Zrobicie, co będziecie chcieli, nie zmuszę was abyście zostali, jeśli nie chcecie. Ale pamiętajcie, że mocno was kocham i zrobię dla was wszystko.
Bilbo, trzymając pod rękę swą kuzynkę, przyglądał się tej wzruszającej scenie z zainteresowaniem. Bezsprzecznie Thorina zaczęła już męczyć smocza choroba, wszak jeszcze przed chwilą, tuż przed wejściem do Ereboru krzyczał, wygadywał okropne rzeczy pod adresem swoich przyjaciół, a teraz sytuacja zmieniła się totalnie: stał tam, tak bezbronny i poruszony, kurczowo trzymając się swoich siostrzeńców. Hobbit zdawał sobie sprawę, że od tej chwili życie z Thorinem będzie trudne, i nie lada wyzwaniem będzie wytrzymać z nim w tych ciężkich dla niego chwilach. Najbardziej Bilbo obawiał się momentu, kiedy krasnolud ujrzy swe skarby; czas miał pokazać, że się nie mylił, i czekały go ciężkie chwile…
- Wejdźcie do środka – polecił Thorin. Towarzysze od razu spełnili rozkaz, rozglądając się uważnie po ścianach i kątach.
- Oto siódme królestwo ludu Durina – odczytał napis na jednej ze ścian Gloin – Niech Serce Góry jednoczy wszystkich krasnoludów w obronie tego domu.
- Co to za rysunek? – zapytał Bilbo. Balin podszedł do niego i spojrzał na wyryte symbole.
- Tron króla – odparł.
- A to coś nad nim?
- To Arcyklejnot.
- Ach, tak… Czyli tak właściwie, co?
- To, panie włamywaczu, jest powodem, dla którego tu jesteś – powiedział poważnie Thorin, zbliżając się do hobbita – Twoje zadanie wymaga nie lada odwagi i poświęcenia. Musisz zejść na dół, do smoka, wykraść mu Arcyklejnot i przynieść mi go.
- Rozumiem, że to żart, bardzo dobry – nerwowo roześmiał się Bilbo, ale był jedyną osobą, która się śmiała. Przełknął głośno ślinę i z niepokojem spojrzał na krasnoluda – BARDZO dobry żart.
- Zejdziesz tam i dostarczysz mi Arcyklejnot – powtórzył z mocą Thorin – Mam nadzieję, że się rozumiemy. Pierwszą próbę masz już teraz. Jeśli ci się nie uda, wrócisz tam jutro z rana.
- Thorinie, zacznijmy od jutra – niepewnie poprosił Balin – Wszyscy jesteśmy zmęczeni, Bilbo po tak długiej wędrówce nie ma siły na poszukiwanie Arcklejnotu tej nocy. Proszę, bądź wyrozumiały i daj nam wszystkim czas do jutra…
Przywódca niechętnie, ale zgodził się, kiwając po chwili namysłu głową. Rozkazał Gloinowi i Oinowi rozpalić ognisko, po czym wszyscy zasiedli do kolacji. Wszyscy, oprócz niego samego… On usunął się nieco w głąb korytarza i siedział tam samotnie, odizolowany od reszty kompanii.
- Jestem w domu… - szeptał cicho – Tato, wróciłem, wróciłem do domu. Dziadku, gdzie jesteś, powinieneś wyjść mi na spotkanie. Dziadku, już jestem! Przyprowadziłem ze sobą Balina, zaraz cię znajdziemy i zobaczysz, jak się zmienił przez te lata.
Wstał i krążył w tą i z powrotem, nie ośmielając się zapuścić zbyt daleko, trzymając się jednak kilkadziesiąt kroków od drużyny. Zaglądał w każdy kąt, jak gdyby czegoś szukał.
- Tato! – zawołał donośniej – Tato gdzie jesteś? Na pewno schowaliście się gdzieś tu, żeby smok nie zrobił wam krzywdy. Tato chcę ci powiedzieć, że wróciłem do was… Jest ze mną kobieta, którą kocham, jest przy wyjściu, Balin się nią opiekuje… Dziadku, tato, nie chcecie jej poznać?
Bilbo był zaniepokojony nieobecnością Thorina i jako jedyny słyszał dochodzące z sąsiedniego korytarza głosy. Wstał i bezszelestnie udał się w stronę, skąd dochodziły dźwięki. Wychylił się zza ściany i ujrzał Thorina, który z kimś rozmawiał… Pozostał niezauważony przez krasnoluda, ale dostrzegł dziwny, szaleńczy błysk w jego oku.
- Dziadku, proszę przyjdź do mnie, wiem że tu jesteś! – mówił dalej – Weź Dis i przyjdźcie się przywitać z naszymi przyjaciółmi. A może i Frerin jest z wami…
Bilbo omal nie rozpłakał się na ten widok. Thorin sprawiał wrażenie kompletnie opętanego, odartego z rozumu, który przedtem był przecież najsilniejszą bronią krasnoluda. Mądry, doświadczony i inteligentny ponad miarę, teraz był wrakiem, cieniem dawnego Thorina. Hobbit bezszelestnie podszedł do niego i objął go ramieniem.
- Thorinie – wydusił z trudem – Twój brat zginął w bitwie w dolinie Azanulbizar, nie ma go tu…
- Nie, to niemożliwe! Mój mały braciszek, jak mógł zginąć!
- Uspokój się, oprzytomniej, Frerin nie żyje. Podobnie twój ojciec, który został pojmany i przez lata torturowany. Nie ma ich tu…
- Bilbo, nie… Nie! Myślałem, że tu są i czekają na mnie… A dziadek i Dis?
- Twoja siostra czeka na ciebie, ale w Błękitnych Górach. Spotkasz ją niedługo. A Thror… Został ścięty przez Azoga. Thorinie, przykro mi, nikt tu na ciebie nie czeka…
- Na Durina… - krasnolud osunął się po ścianie na podłogę i ukrył twarz w dłoniach – Co się ze mną dzieje… Bilbo, ja oszaleję. To ponad moje siły…
- NIC nie jest ponad twoje siły. Jesteś naszym przywódcą, musisz dać radę! To tylko chwila słabości, odpoczniesz i jutro zaczniemy wszystko od nowa. Obiecaj mi to.
- Przyjacielu… Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – wyznał nagle Thorin, patrząc przenikliwie w oczy hobbita, po czym niespodziewanie zwrócił wzrok ku pierścieniowi, który miał na palcu – Wiesz, tata dał mi go, zanim ruszył na wojnę, na której zginął. To ostatni z siedmiu wielkich Pierścieni krasnoludów. Czuję wielką odpowiedzialność, ale i dumę, że go noszę. To jedyna pamiątka, jaką po nim mam…
- A klucz i mapa?
- Tak, to też… Nadal nie wiem jednak, jak znalazły się w posiadaniu Gandalfa. Nie chciał mi tego nigdy powiedzieć.
Bilbo zmieszany odwrócił głowę, ale poczuł że musi powiedzieć Thorinowi prawdę o jego ojcu. Zebrał się w sobie i zaczął opowieść:
- Wiesz, że twój ojciec został pojmany… Zabrano go do fortecy Dol Guldur, gdzie przez wiele lat torturowano go okrutnie, co doprowadziło go do tak wielkiego szaleństwa, że nie pamiętał nawet swego imienia. Nie pamiętał również ciebie, a jedyne, co Gandalf zdołał od niego wyciągnąć, to informacja, gdzie ukrył mapę i klucz. Nie możemy być tego pewni, ale prawdopodobnie torturowano Thraina przez te lata właśnie po to, by ujawnił wrogowi, gdzie jest klucz do Ereboru. Nie zrobił tego, Thorinie, dochował tajemnicy, mimo że znęcano się nad nim przez… dekady – dokończył cicho Bilbo. Krasnoludem wstrząsnął dreszcz.
- Jak to: przez dekady!? Chcesz powiedzieć, że…
- Kiedy Gandalf był w Dol Guldur tuż przed waszym przybyciem do Shire, twój tata jeszcze żył. Ale podobno było z nim strasznie źle, był wyczerpany nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Kiedy wyznał Gandalfowi, gdzie jest klucz i mapa, umarł. Uznałem, że musisz o tym wiedzieć, twój tata był niesamowicie silnym krasnoludem, a przede wszystkim bohaterem. Kto wie, co stałoby się, gdyby ugiął się i wyznał wrogowi, gdzie schował klucz…
- Kim był ten „wróg”?
- Gandalf twierdzi, że Thrain nie miał już siły, by to wyznać. Myślę nawet, że psychicznie nie był w stanie tego określić po kilkudziesięciu latach w zimnym, ciemnym lochu i codziennych, dotkliwych torturach. W każdym razie, możesz być pewien: twój tata jest bohaterem, który prawdopodobnie uchronił Śródziemie przed ogromnym nieszczęściem. Skoro komuś aż tak zależało na Ereborze, aby trzymać go przez kilkadziesiąt lat w lochu, nie zabijając go od razu…
Thorin odchylił głowę do tyłu, oparł się o ścianę i zapłakał jak małe dziecko. Jego ukochany tata zginął w obronie całego świata, a on siedzi i rozczula się nad sobą, pozwala by ogarnęło go szaleństwo! Był w tej chwili ostatnią osobą, która mogła cokolwiek zmienić. Nie miał obok siebie brata, dziadka ani ojca, teraz to on był królem, przywódcą, więc nie mógł zawieść.
- Mój tata był najwspanialszym krasnoludem na świecie – powiedział po chwili ciszy, uspokajając się nieco – Moim bohaterem. Kiedy będzie po wszystkim, pomożesz mi rozsławić jego imię. Nie chcę, by po świecie krążyła ta nieprawdziwa plotka o tym, że ojciec oszalał i zginął nie wiadomo gdzie. Spiszemy dokładnie wszystko, co wiesz, i rozniesiemy tę wiadomość w każdy zakątek świata. Pamięć o Królu spod Góry, Thrainie, musi być żywa. Oczyścimy jego imię i przywrócimy świetność naszemu domowi… Zrobimy to dla niego. Dla mojego kochanego taty.
Bilbo uśmiechnął się pokrzepiająco i odszedł, widząc, że Thorin wolałby zostać sam. Zaglądał jednak do niego co jakiś czas, upewniając się czy wszystko jest w porządku. Krasnolud jednak spokojnie leżał, wpatrując się w ciemność, podczas gdy bliżej wyjścia jego towarzysze przy ognisku świetnie się bawili, ciesząc się powrotem w rodzinne strony. Fili i Kili opowiadali Esmeraldzie, jak niegdyś Luthien, o dzieciństwie, w którym najważniejszą rolę pełnił dla nich wujek. Kuzynka Bilba była pełna podziwu dla Thorina, dla tego co zrobił nie tylko dla swojej rodziny, ale także i dla całego krasnoludzkiego narodu.
- A ty chciałeś zamknąć mnie w domu i pozbawić możliwości poznania takich osób! – prychnęła z wyrzutem do kuzyna – Egoista! Jasne, tobie to dobrze bo sami cię prosili o pomoc, ale o mnie to nikt nie pomyślał!
- Droga bratowo, gdyby ten zrzędliwy hobbit powiedział nam, że ma TAKĄ kuzynkę, dalibyśmy sobie z nim spokój i od razu zabrali ciebie – powiedział z przekąsem Kili, szturchając Bilba.
- Dziękuję, szwagrze, widzę że można na tobie polegać.
- A tobie co? Ledwoś ciotkę stracił, toś sobie bratową przygruchał? Taki spragniony rodzinnych więzi, szczególnie z pięknymi kobietami? – roześmiał się Bofur – Musisz wiedzieć, Esmeraldo, że nasz książę to niepoprawny optymista i szalony łowca rodzin.
- Łowca rodzin!?
- Tak, widzi rodzinę we wszystkim, co się rusza.
- Odczep się! – krzyknął Kili, udając oburzenie – W przeciwieństwie do ciebie, piękne kobiety same do mnie lgną i chcą być moją rodziną!
- Chłopcze, obawiam się, że Luthien lgnęła raczej do Thorina, a Esmeralda bezsprzecznie jest z nami ze względu na twojego brata – zakpił Dwalin – Jesteś więc rodziną z przypadku.
- Jesteście podli i tyle!
Kili wstał i ruszył w głąb korytarza, poszukując Thorina. Szedł powoli, wszak nie znał tego miejsca i nie chciał się zgubić. Znalazł wujka niedaleko, leżącego spokojnie pod ścianą z zamkniętymi oczami. Kili myślał, że śpi, toteż położył się tuż obok niego. Popatrzył na niego z rozczuleniem i poczuł niesamowitą wdzięczność do tego silnego, dostojnego krasnoluda, który w głębi serca tak naprawdę nie był dla niego tylko odległym, zdystansowanym władcą, a ukochanym wujkiem, który był w stanie oddać za niego życie. A Kili czuł, że byłby w stanie zrobić dla niego to samo, dla krasnoluda, który całe życie zastępował mu ojca. Patrzył na jego zmęczoną, zmartwioną nawet we śnie twarz i zrobiło mu się strasznie przykro. Że też nie może nic na to poradzić… Okrył go szczelniej płaszczem i odgarnął włosy z jego policzka. Objął go ramieniem i przytulił się do niego jak za dawnych lat…
- Dlaczego nie może być jak kiedyś, wujku – szepnął – Mogło być tak dobrze, mogliśmy być szczęśliwi, nie przeszedłbyś tylu cierpień i upokorzeń w drodze tutaj… Nigdy nie spotkalibyśmy Luthien ani Tauriel, ale bylibyśmy szczęśliwi razem. Tak byłoby dla ciebie lepiej…
- A dla ciebie? – usłyszał. Przestraszony poderwał się i zobaczył, że Thorin wcale nie śpi – Chodź tu, mój mały…
Thorin usiadł od ścianą i przygarnął Kiliego, który zwinął się w kłębek i przywarł do wujka jak wtedy, kiedy miał zaledwie 10 lat i panicznie bał się burzy. Przez moment czuli, jakby te piękne lata powróciły, jakby nigdy nic się nie zmieniło, ale niestety… Rzeczywistość okazała się przytłaczająca.
- Naprawdę poświęciłbyś dla mnie Tauriel? – zapytał poważnie Thorin.
- Tak, wujku – odparł młodzieniec – Wszystko bym dla ciebie poświęcił. Zrobiłbym to, co ty dla mnie robisz odkąd się urodziłem.
- Kili…
- Nie przerywaj mi ten raz, proszę, i nie uciszaj! Nie mogę znieść, kiedy cierpisz i jesteś smutny. Nie mogę znieść, kiedy masz w oczach ten… ten paskudny, chory obłęd! Chciałbym cię obronić, ale nie potrafię, wujku, wybacz mi… Chciałbym czasem wziąć to wszystko na siebie i uwolnić cię od tego brzemienia, które w sobie nosisz.
- Kili… Za to cię właśnie kocham. Ale muszę przez to przebrnąć sam.
- Nie, dopóki masz mnie! Powiedz, co mam zrobić, a na pewno się nie zawaham ani chwili.
- Po prostu bądź ze mną, synku, wspieraj mnie, nawet kiedy zrobię coś, czego nie powinienem, nie zostawiaj mnie samego – poprosił cicho Thorin – Wiesz, przypominasz mi Luthien…
Tak samo szczery, radosny i bezgranicznie oddany. Wypełniasz mi pustkę, którą zostawiła. Ale wiem, że już niedługo, że będę musiał oddać cię w elfickie ręce, czy mi się to podoba czy nie…

- Wujku, ja mogę zrezygnować – gorąco zapewnił Kili – Jeśli nie zgadzasz się na to, żeby Tauriel…
- Cicho, już wystarczy – przerwał mu Thorin – Możesz robić ze swoim życiem, co chcesz. Byle byś nie przestał mnie nigdy kochać, bo ja nie przestanę i do końca życia będziesz moim małym synkiem.
- Nawet, jeśli będziesz miał własne dzieci z Luthien…?
- Tak, nawet wtedy. Będziesz równie ważny, jak one – uśmiechnął się ciepło Thorin – A i na tronie zasiądziesz przed nimi.
- Wujku, nie chcę być królem. Nie chcę tronu i tego wszystkiego…
- Jesteś tego pewien?
- Kocham to miejsce, mimo że nigdy go nie widziałem, ale czuję z nim ogromną więź, wiem że to twoje i moje miejsce, i nie zamierzam się od tego nigdy odcinać, ale znasz mnie… Jeśli ktoś w twojej kompanii nie nadaje się na monarchę, to jestem to ja – odparł poważnie – Będę jednak zawsze blisko was. Wujku, początkowo chciałem uciec z Tauriel gdzieś daleko, ale pomyślałem że nie wolno mi tego robić, a poza tym wcale nie chcę być daleko od was. Nie mógłbym żyć bez ciebie, mamy, wszystkich naszych przyjaciół… Oznajmiłem Tauriel, że albo zamieszkamy w Ereborze, albo…
- Albo: co?
- Co myślisz o odbudowaniu miasta Dale? Zamienimy to okropne pustkowie Smauga z powrotem w kolorowe, piękne miejsce u podnóża Góry. Posadzimy lasy, krzewy, kwiaty, zrobimy tu piękny zakątek! Wtedy mieszkałbym z Tauriel w jednym z takich zagajników na obrzeżu miasta, i miałbym cię nadal blisko!
- Kili, jesteś wspaniały. I absolutnie uważam, że nadajesz się na władcę, w końcu jesteś krasnoludem z rodu Durina… Ale skoro tak wolisz,muszę uszanować twoją decyzję. Pomysł o odbudowie Dale jest świetny, oddamy ludziom to, co stracili przez Smauga…
- Wujku… Ktoś inny na twoim miejscu odbudowałby je dla siebie, ale ty chcesz podarować ludziom całe miasto! Jesteś tak dobry!
- Po prostu sprawiedliwy, Kili. To normalne, nie ma w tym nic dziwnego. Chcę, żebyś też taki był, dobry i sprawiedliwy, wtedy ludzie będą cię szanować i kochać, gdziekolwiek nie pójdziesz.
- Będę taki jak ty, obiecuję ci to. Wujku, powiedz mi jeszcze jedno… Kiedy zobaczymy się z mamą?
- Niedługo – odparł Thorin, uśmiechając się wreszcie naprawdę radośnie – Tęsknię za nią mocno, sprowadzimy ją tak szybko, jak się da. Zabijemy smoka i od razu po nią poślemy. Moja mała siostrzyczka musi znowu mieć opiekę, na jaką zasługuję, zbyt długo pozwoliliśmy jej być samej.
- A Luthien? Odnoszę wrażenie, że jakoś mniej o niej mówisz… Coś się zmieniło?
- To za bardzo boli.
- Kochasz ją?
- Bardzo. ZA bardzo – dodał – Wiem, że gdyby dziś była tu przy mnie, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale to wszystko dla jej bezpieczeństwa, dla jej dobra, Kili. Kiedyś to zrozumie i może będzie chciała jeszcze ze mną rozmawiać…
- Jestem pewien, wujku. Osobiście pójdę po nią do Rivendell i ściągnę ją do ciebie choćby siłą.
Thorin roześmiał się i mocniej przytulił siostrzeńca, i tak jak przed laty, przytuleni do siebie niczym tato ze swoim małym synkiem, usnęli spokojnie. Tak zastał ich Bilbo, który wrócił do drużyny, oznajmiając że Thorin i Kili są niedaleko, całkiem bezpieczni. Hobbit obawiał się bardzo tego, co miało nastąpić następnego dnia, ale nie wiedział, jak bardzo to, co przewidywał, będzie się różniło od tego, co tak naprawdę się wydarzy…
***
W Lothlorien panował spokój i harmonia, piękne, wonne rośliny kwitły wszędzie, rozsiewając niesamowity zapach i urok. Luthien powoli spacerowała po alejkach ogrodów Galadrieli, gładząc swój wyraźnie już widoczny brzuch. Minęło już tyle czasu, odkąd Thorin ją opuścił… Nadal czuła żal. Czuła żal, bo wiedziała, że dla jego dobra lepiej byłoby, gdyby z nim poszła. Również i ona czułaby się lepiej i bezpieczniej przy mężczyźnie, którego kocha. Paradoksalnie czułaby się bezpieczniej z Thorinem przemierzając dzikie zakątki Śródziemia niż tu, samotna w Lothlorien. Powód był prosty: tam mogła ochronić go przed wszelkim złem, jakie by go spotkało, nawet gdyby miało to oznaczać śmierć. Tu mogła jedynie bezczynnie czekać i codziennie zamartwiać się, czy Thorin żyje. Czuła się bezbronna, nie mając go u boku, mimo że była w najbezpieczniejszym miejscu na świecie, gdzie żadne zło nie miało dostępu. Cóż znaczy bezpieczeństwo wobec przejmującej samotności? Luthien sto razy bardziej wolała niebezpieczeństwo z nim, niż bezpieczeństwo bez niego. Ale teraz musiała też myśleć o dziecku, w innym przypadku już dawno by stąd uciekła i podążyła w ślad za swoim ukochanym… Tak rozmyślając, bezwiednie dotarła do miejsca, gdzie Galadriela trzymała swoje zwierciadło. Bez chwili namysłu chwyciła za ucho srebrnego dzbanka i nabrała do niego wody. Kiedy już zbliżyła się do misy, poczuła ukłucie wyrzutów sumienia, pomyślała że nie powinna tego robić, nie ma prawa rządzić się w tym magicznym, nieobliczalnym miejscu… Ciekawość jednak zwyciężyła i Luthien wlała wodę do misy. Odstawiła dzban, i kiedy tafla uspokoiła się, dziewczyna skupiła się na Thorinie, na tym jak bardzo go kocha i jak mocno pragnie go ujrzeć… Słyszała w głowie dziwne głosy, jakby należące do zupełnie innych osób, i nagle ujrzała Thorina przed Ereborem. W tej samej chwili usłyszała za sobą kroki i poczuła na ramieniu dłoń Arweny.
- Nie powinnaś tego robić – szepnęła ze strachem – To niebezpieczne…
- Proszę, nie utrudniaj. MUSZĘ go zobaczyć – odparła Luthien – Pozwól mi…
Elfka ustąpiła, decydując jednak że zostanie z nią na wszelki wypadek. Luthien z niepokojem patrzyła w zwierciadło, w którym widziała przepełnionego wściekłością Thorina. „Wszyscy się wynoście! Nie potrzebuję was! Choćbym miał umrzeć, wejdę tam!!!”, usłyszała jego pełen pretensji i żalu krzyk. Przeraziła się, ale to było nic w porównaniu z tym, co doszło do jej uszu po chwili, gdy ujrzała miotającego się między ścianami Thorina z obłędem w oczach, krzyczącego „Tato gdzie jesteś? Na pewno schowaliście się gdzieś tu, żeby smok nie zrobił wam krzywdy. Tato chcę ci powiedzieć, że wróciłem do was… Jest ze mną kobieta, którą kocham, jest przy wyjściu, Balin się nią opiekuje…”.
- Na Durina, Arweno – Luthien odskoczyła od zwierciadła jak oparzona – On potrzebuje pomocy…
- Luthien, mówiłam że nie powinnaś tego robić…
- Czy ty nie rozumiesz!? On oszalał!!! Szuka swojego taty, widzisz to!? Jego tata NIE ŻYJE! Słyszysz, co on mówi!? Czy nie masz serca…?
- Luthien, nic nie poradzimy, jesteśmy zbyt daleko – szepnęła ze współczuciem Arwena – Proszę, zostaw to, wracajmy do twojego pokoju, powinnaś odpocząć.
Dziewczyna jednak zrobiła krok w kierunku zwierciadła. Tym razem ujrzała ukochanego z Kilim, tulących się do siebie z ojcowsko-synowską miłością. „Wiem, że gdyby dziś była tu przy mnie, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale to wszystko dla jej bezpieczeństwa, dla jej dobra, Kili. Kiedyś to zrozumie i może będzie chciała jeszcze ze mną rozmawiać…”, mówił Thorin, a w oczach Luthien wezbrały łzy.
- On mnie naprawdę kocha! – krzyknęła głośno – A ja tyle razy w niego wątpiłam…
- Luthien, to nie twoja wina.
- Jak mogłam, on zrobił to dla mnie…
Przerwała, bo zwierciadło zaczęło pokazywać różne inne sceny. Kobiety ujrzały pałac, a przed nim Thranduila, Galadrielę, Celeborna, Elronda, Gandalfa i Radagasta, przygotowujących się do wymarszu. Tuż za nimi formowało się wojsko elfickie, uzbrojone na wojnę. „Kruki mówią, że orkowie zbliżają się do zachodniej granicy Mrocznej Puszczy i zmierzają w stronę Ereboru. Wojna już się zaczęła”, powiedział Radagast, a wtedy Luthien ujrzała w zwierciadle Azoga z krwią na dłoniach. U jego stóp leżał martwy krasnolud, na szczęście żaden z tych, których znała. „Krasnoludzkie ścierwa poznają, kim jest Blady Ork”, rechotał obrzydliwie, „Szykuj się, Dębowa Tarczo, to twoje ostatnie dni. Zginiesz w męczarniach jak twój tatuś, który mi się sprzeciwił. Skończysz jeszcze gorzej, niż on”. Po tych słowach oczom Luthien jeszcze raz ukazał się Thorin, spokojnie śpiący z Kilim u boku, a tuż po tym ujrzała wielkie, ogniste oko, które okazało się być okiem Smauga, który właśnie przebudził się ze snu. Po tej wizji zwierciadło pociemniało, a Luthien nie widziała ani nie słyszała już nic. Była naprawdę przerażona, ale nie straciła zimnej krwi.
- Jadę tam – zadecydowała – Z samego rana.
- O czym mówisz, Luthien?
- Jadę do Thorina.
- To wykluczone! – krzyknęła Arwena – Jesteś w ciąży, decyzją Thorina było, abyś była bezpieczna!
- Moją decyzją jest, by być przy jego boku. Mam pozwolić, by zginął, nie dowiedziawszy się o swim dziecku!?
- Luthien, błagam, jesteś zmęczona – elfka załamała ręce – Porozmawiamy jutro, dobrze?
- Nie powstrzymasz mnie. Kocham go, rozumiesz co znaczy kochać!?
- Tak, dlatego właśnie powinnaś uszanować decyzję Thorina, który z miłości do ciebie zadbał o twoje bezpieczeństwo. Nie bądź niemądra, nie rób niczego pochopnie…
- Naprawdę niczego nie rozumiesz! – wybuchnęła Luthien – Thorin popada w obłęd! Ogarnia go szaleństwo, smocza choroba, ja nie będę siedzieć w Lorien i umierać ze zmartwienia! BĘDĘ przy nim, moim podstawowym błędem było to, że już wcześniej mu się nie postawiłam! Nie miałam prawa go zostawiać, to przy mnie odżył, był spokojny, potrafił opanować gniew i złe emocje, które nim targały. To ja odsuwałam od niego szaleństwo, które próbowało wedrzeć się do jego duszy. Moim obowiązkiem jest wrócić do niego i być tam, choćbym miała zginąć, zasłaniając go sama sobą.
- Luthien… Nie możesz tego zrobić, rozumiem wielkie uczucie ale…
- Arweno, czy gdyby twój ukochany był w niebezpieczeństwie, zostawiłabyś go samego?
- To nie to samo! – zaprotestowała elfka.
- Ależ tak! Odpowiedz, gdyby ktoś zagrażał Aragornowi, potrafiłabyś siedzieć spokojnie i czekać!?
- NIE! – wyznała gorzkim tonem Arwena – Nie potrafiłabym. Nie mogłabym tego znieść.
- Cieszę się, że to rozumiesz.
- Ale twoje dziecko... Nie możesz, musisz uważać, masz w sobie potomka Thorina...
- Jeśli Thorin zginie, nie mamy po co żyć. Ja i to dziecko. Arweno, nie powstrzymasz mnie...
- Proszę, zastanów się!
- Jeśli nie potrafisz mi pomóc, nie przeszkadzaj mi w tym. Jeśli w ciągu kilku dni nie ujrzę Thorina, umrę...
Elfka odwróciła się i wybiegła bez słowa. Luthien usiadła na trawie i usiłowała uspokoić oddech, czując mocne kopnięcia dziecka w brzuchu.
- Już spokojnie, kochanie – mówiła – Już się nie denerwuję. Niedługo pojedziemy do tatusia, zobaczysz jak bardzo cię kocha… Nie zostawimy go, prawda? Kochamy go mocno, i jeśli mamy umrzeć, to przy jego boku. Wybacz, ale nie potrafię inaczej. Nie ma dla nas życia bez twojego taty, zrozum… Mam nadzieję, że kiedyś pojmiesz, że nie oszalałam, że robię to dla nas, a przede wszystkim dla tatusia. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz…
Uspokoiwszy się, Luthien wstała i już miała wrócić do pałacu, kiedy nagle pojawiła się Arwena. Ze łzami w oczach, ale i niesamowitą odwagą wypisaną na twarzy, rzuciła Luthien cienką, lekką kolczugę z mithrilu.
- Bez tego nigdzie cię nie puszczę – uśmiechnęła się słabo – Przymierz, to wyrób twojej krasnoludzkiej rodziny.
- Dziękuję – Luthien spojrzała z wdzięcznością na elfkę. Ta otarła łzy i przytuliła dziewczynę.

- Mam nadzieję, że to, co robię, jest dobre. A teraz chodź odpocząć, jutro czeka nas ciężki poranek…







-------

Notka: Autorem opowiadania jest Kate, która publikuje swoją opowieść na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż”, „ Hobbit: Pustkowie Samuga” i „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia”.
-------

Aktualizacja 04/06/2014, następna część tutaj

16 komentarzy:

  1. Bardzo fajny :) Jak każdy zresztą.
    Filiii. ♥ Bard ♥

    Thorin w końcu dotarł do ukochanego domu. Rozmowa z "samym sobą" nieco przerażająca. KOBIETO, UMIESZ PISAĆ. Łezka może się zakręcić ;)
    Kochany Kili. Ile ja bym oddała, za takiego brata, siostrzeńca, kuzynka, ah..
    Zdeterminowana Luthien - to jest to. Szczerze mówiąc, jak tak "przeleciałam" wzrokiem rozdział i zauważyłam te wszystkie wyrazy z dużej litery czy kilka wykrzykników, to moje pierwsze wrażenie: "PORÓD!" i "Byleby do wersji Luthien".

    Do tego świetnie dopasowane obrazki. Bilbo najlepszy. Widać, zbliża się finał. Mamy już siedemnaście rozdziałów, a do pełnej liczby brakuje nam tylko trzech.. Oby powstało jeszcze kilka rozdziałów, niż te trzy, bo będę płakać po nocy, że to już jest koniec ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Na 100% mogę powiedzieć, że powyżej 3 rozdziałów nie będzie. Nie wiem nawet, czy nie zmieściłabym się w 2, nie chcę niczego sztucznie rozwlekać bo to męczy, i piszącego i czytającego.
      Kili jest moim prywatnym bohaterem, a za tydzień będzie wręcz wodzirejem całej tej imprezy. Będzie się działo, mam nadzieję że nie zawiodę oczekiwań :)

      Usuń
    2. Sacrifice Royal - czytałam na Twoim blogu opowiadanie i zaintrygowało mnie, jestem ciekawa tej historii i z miłą chęcią będę dalej czytać :). Niestety nie mogę komentować bezpośrednio na Twoim blogu, bo nie mam konta na żadnym z podanych portali, a szczerze mówiąc mam już dość zakładania wszędzie kont, już mi się hasła mylą ;). Także mam nadzieję, że Kate mi wybaczy, że pod jej fanfikiem zwracam się do kogoś innego ;)

      A teraz już do samej Kate - ogólnie część mi się podobała :). Trochę za dużo lukru, ale już przywykłam do Twojego stylu i pomimo, że ja raczej preferuję mniej słodzenia, to jakoś to u Ciebie trawię ;). Trochę mnie Luthien zaczyna irytować. Po prostu wolę postacie o silnych charakterach i bardzo mnie denerwuje marudzenie i takie trochę użalanie się, a Luthien trochę za płaczliwa jest jak na mój gust. Zbyt delikatna. Ale powiedzmy że w obecnej sytuacji można to wytłumaczyć jej stanem ;)

      Jeannette

      Usuń
    3. Zaskoczyłaś mnie tą Luthien, bo ja właśnie porównując ją z tej części do wcześniejszych jej odsłon uważałam, że w końcu przestała się tylko użalać i cierpieć, i w końcu wzięła sprawy w swoje ręce. Właściwie w ogóle nie uważam żeby była tu płaczliwa, potrafiła tupnąć i postawić na swoim, wbrew temu że zagraża to jej dziecku. Idzie na wojnę, mówiąc wprost, więc delikatna raczej nie jest, ale każdy ma swój gust i zdanie, ja jestem tylko od tego żeby wytłumaczyć co mną kierowało.
      Lukru też miało nie być, jeśli chodzi o rozczulanie się Thorina no to, przynajmniej jak dla mnie, jest to zjawisko logiczne, kiedy po latach tułaczki wraca się do swojego domu, w dodatku rozum zaczyna szwankować i pojawiają się symptomy choroby dziedzicznej w przypadku mężczyzn z rodziny Thorina. Ale jak mówię - każdy ma swoje zdanie :)

      Usuń
    4. No porównując do poprzednich części to może trochę przestała marudzić, ale zanim postanowiła wyruszyć na wojnę, to jednak musiała się poużalać:
      "- On mnie naprawdę kocha! – krzyknęła głośno – A ja tyle razy w niego wątpiłam…
      - Luthien, to nie twoja wina.
      - Jak mogłam, on zrobił to dla mnie…" - ten fragment jakoś wrył mi się w pamięć i pewnie stąd mój komentarz i odczucia ;)
      A co do lukru - no prawda jest taka, że lubisz słodzić :)). Ale daję radę, inaczej bym nie czytała :). Tak jak już pisałam, ogólnie część mi się podobała (chociaż były już takie, które jeszcze bardziej mi się podobały :) )
      Jeannette

      Usuń
    5. Czy lubię słodzić... To może być dyskusyjne stwierdzenie, bo gdybym chciała, mogłabym spokojnie napisać dramat. Ale kiedy się pisze, powinno się czuć jak postać którą opisujesz, powinna stać Ci się na tyle bliska, żebyś odczuwała wszystko całą sobą. Wejść w skórę i psychikę postaci, że tak to ujmę. Ja bez problemu staję się Thorinem i czuję to, co on mógłby czuć będąc w takiej sytuacji w jakiej on jest, czyli totalnie nie do pozazdroszczenia. I ja ewidentnie czuję, że tu musi być trochę słodyczy, uczuć, trochę tego użalania i rozczulania, w końcu nie jest robotem, tylko niesamowicie skrzywdzonym facetem. A na tego typu psychiczne krzywdy to niestety, sama walka nie pomoże :)

      Usuń
  2. Kate, jak na razie to nie zawodzisz :) Czy po skończeniu tego opowiadania, planujesz pisać coś jeszcze? ;D

    Pozdrawiam ( ta natrętna dziewczyna pytająca o wiek ) :) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, 4 tygodnie temu Ania umieściła teaser kolejnego opowiadania :) Pozwolę sobie przypomnieć link:
      http://zrysiowana.blogspot.com/2014/04/john-standring-teaser-opowiadania-kate.html

      Usuń
  3. Kasiu jesteś wspaniała. Dziękuje za mile spędzony czas. Pozdrawiam J.Cz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za chęć czytania. Bardzo mi miło, że mogę uprzyjemnić czas :)

      Usuń
  4. Kate, muszę przyznać się, że konfrontacja Barda z Thorinem, a potem wejście do Ereboru, to moje ulubione sceny z 2 części filmu. Dlatego bardzo dziękuję Ci za: "JA mam do tego JEDYNE prawo" i za "Z szacunkiem ucałował próg, na którym się znajdował i powoli podniósł się. Zrobił krok w przód, dotykając ścian, sunąc po nich palcami, i odwrócił się do drużyny."
    Objawy królewskiego szaleństwa są nieco przerażające, ale przy okazji wplatasz dzieje rodu Durina i tłumaczysz postępowanie Thorina i to dlaczego czuje tak ogromną presję i odpowiedzialność. Na szczęście król może liczyć na przyjaciół i siostrzeńców, którzy pilnują, żeby nie postradał zmysłów.
    Determinacja Luthien jest godna podziwu, tylko niech ona na siebie ( raczej na nich:) uważa!
    "Niemądry krasnoludzie" ... coś mi to przypomina (wybacz:), ale jest idealne:)
    Dzięki, Kate. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu wynalazłaś coś, o czym nie pamiętałam, i musiałam wyszukać w tekście - rzeczywiście, "niemądry krasnolud" się pojawia, i wiem że bardzo przyjemnie się to określenie kojarzy :)
      Te dwie sceny, o których mówisz, to również i moje ulubione, plus scena wygarnięcia Thranduilowi z wykrzyczanym krasnoludzkim przekleństwem na końcu. Cóż mogę powiedzieć, każda scena z Thorinem jest cudowna :) A kiedy Thorin mówi to, co myśli... no to jest bajecznie.
      Nie wiem, czy nie aplikuję zbyt dużej dawki królewskiego szaleństwa, bo za tydzień też się chłop nieco rozszaleje, ale na koniec wszystko będzie dobrze, obejdzie się bez lekarza :)

      Usuń
    2. A niech sobie pokrzyczy, niech się wyszaleje! Pozbędzie się tych wszystkich złych emocji i nareszcie będzie szczęśliwy po pachy!:)

      Usuń
  5. Hej, Kate:)
    W tej części najbardziej podobały mi się teksty Dwalina. [Szeroki uśmiech zadowolenia] :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tak skromnie? Nie było nic, co by Ci się nie podobało? :)
      A co do Luthien... Zabij mnie, ale nie powiem w którym jest miesiącu. Po prostu w ogóle na to nie zważam, przyznam się że w ogóle nie liczę tego, ile dni krasnoludy są w drodze, a co za tym idzie - nie liczę, kiedy Thorin "trafił" :) W każdym razie u Thranduila specjalnie przetrzymałam ich ładnych parę dni, co by się zdążył jej brzuch powiększyć. A resztą się nie przejmuję.

      Usuń
  6. Aha, a Luthien w którym miesiącu jest?
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.