piątek, 23 maja 2014

Happy Guy Day! I ...

... i jeden odcinek „Robin Hooda” z drugiego sezonu serialu BBC pt. „Child Hood” / „Dzieciństwo”. Chociaż wydaje się, że powinnam powiedzieć jeden odcinek serialu z sir Guy’em. ;-) Dla mnie to wyjątkowy odcinek, ponieważ wówczas, a było to niespełna cztery lata temu, po raz pierwszy widziałam Richarda Armitage’a na małym ekranie. Wtedy nie mogłam oderwać oczu od tego groźnego, ale jednocześnie niesamowicie dumnego, wręcz królewskiego mężczyzny na koniu. 
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC"Robin Hood" S2Ep.3. Mój screen. 



I prawdę mówiąc nic poza tym mężczyzną na koniu nie zostało mi wówczas w pamięci. Co jest dość dziwne, bo po ponownym obejrzeniu okazało się, że odcinek ten obfituje w cudne momenty z sir Guy’em. Takie chociażby jak przymierzanie przez Guy’a niezniszczalnej zbroi...


...przed rozmową z Marian,



czy jego ironiczny uśmieszek z szeryfa,




bądź też podziękowanie przemoczonego Sir Guy’a Marian za ocalenie mu życia.



No cóż, tak jak wspomniałam w mojej pamięci pozostał sir Guy na koniu.


Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia to moje screeny z serialu.


27 komentarzy:

  1. Ooooo! To był tydzień! Zacząć z Porterem i skończyć z Guy'em - spełnienie marzeń. Umieszczone przez Ciebie screeny Aniu to świetny przekrój smakowitych min i spojrzeń Guy'a. A na koniu rzeczywiście wygląda po królewsku - ten czarny skórzany płaszcz - po prostu Matrix. Kurteczka wprawdzie rodem ze Star-Trek, ale Guy'owi pasuje (jak wszystko zresztą). Te oczy! Słodycz, żar, smutek, nadzieja, kpina, mrok - pełny wachlarz. Niestety, na żadnym zdjęciu nie ma w nich szczęścia. Piękny post Aniu, piękny - tego mi było potrzeba i za tym tęskniłam (mimo tego, że na brak Guy'a nie mogę narzekać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Zosiu, że podoba Ci się dzisiejszy post. :-) I przyznam się, że i mnie brakowało ostatnio sir Guy’a. Masz rację jego płaszcz jest niesamowity ( i już abstrahuję czy ten pozostaje w duchu epoki), chodząc w tym płaszczu Guy wydaje się potężniejszy. I również żałuję, że w tym odcinku Guy nie ma zbyt wiele powodów do radosnego uśmiechu, za to jego szyderczy uśmieszek jest równie zniewalający.

      Usuń
  2. Aniu, Guy na taki upał...?! Przecież normalny organizm może nie przeżyć takiej dawki gorąca.
    Nota bene, moje "zrysiowanie" również zaczęło się od Guy'a. Na pewno była to seria 1, ale odcinka nie pamiętam. Zapamiętałam jedynie, że nie mogłam pojąć, co TAKI FACET robi w takim marnym serialu. Pomimo to obejrzałam całe 3 serie (parokrotnie), tylko ze względu na RA, czyli Piękno, Majestat i Seksapil.
    Miłego Guy Day'a! ;-)
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak Doroto, gorący Guy na gorący dzień, może właśnie dlatego post umieściłam w chłodny ( chłodniejszy) wieczór. Miło tu słyszeć, że sir Guy był również Twoją pierwszą RApostacią. I masz rację, ten serial ogląda się tylko ze względu na RA ( pomimo, że lubię legendę o Robin Hoodzie).

      Usuń
  3. Guy Day! W końcu mój ukochany Guy! Pierwsza RApostać, która zaparła mi dech w piersi i nie pozwoliła dojść do siebie przez miesiąc, w ciągu którego obejrzałam Robin Hooda 2 razy pod rząd (no dobra, obejrzałam Sir Guy'a 2 razy po rząd :D). I przy okazji oblałam egzamin, bo nie sposób myśleć o książkach, kiedy się ma Guy'a w głowie, sercu i wszędzie ;).
    A tak na marginesie, zaliczyłam dziś ćwiczenia, chyba nauka z poniedziałkowym Porterem się przydała :). Także dziękuję wszystkim za słowa otuchy w poniedziałek :*
    Jeannette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję zaliczenia ćwiczeń Jeannette!
      To niesamowite ilu nas porwał sir Guy do RAświata. Chociaż przyznam, że już nie liczę ile razy obejrzałam RH ( w tym jeden sezon oglądałam w środku nocy nastawiając budzik na budzenie, kiedy nie mając swojej kopii DVD skazana byłam na nieludzki program tv).

      Usuń
  4. Aniu! Już się bałam, że zaniechałaś tych pięknych, tradycyjnych piątków z sir Guy'em (dlatego, że ten cudowny, mroczny rycerz wyzwala w nas naprawdę dzikie i nieokiełznane reakcje)! Całe szczęście, że podkręciłaś i tak gorącą dziś temperaturę. I jak patrzę na mokrego Guy'a, i myślę że w tym piekielnym upale można by się wraz z nim zanurzyć w chłodnej wodzie... Może lepiej nie skończę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówiłam kiedyś czasem muszę od sir Guy’a odpocząć, zatęsknić aby móc bardziej docenić jego walory. ;-) ( chociaż nie ukrywam, że ostatnio mój Real Life mocno przyczynia się do wzmożonej tęsknoty za wieloma RA postaciami). W jednej balii z sir Guy’em hmmm niby powinno się zrobić chłodniej a jest wręcz przeciwnie;-)

      Usuń
  5. Nie będę oryginalna: to piękny tydzień - początek z TYM spojrzeniem Portera (że o pasku nie wspomnę) a końcówka z rozgrzewającym Sir Guy'em. Komuś było zimno?
    Aniu, Guy na koniu to esencja Guy'a: władczy i mroczny rycerz z jakimś smutkiem w oczach. I ten kpiący uśmieszek ... bezcenne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, sir Guy na koniu to prawdziwa słodycz dla oka. Szczególnie lubię go na koniu w dwóch odcinkach, oczywiście z drugim sezonie RH :-) w 6 ( kiedy jedzie konno wraz z Marian) i 9 ( kiedy mówi, że bez niej jego świat może obrócić się w popiół.

      Usuń
    2. To jest nas dwie w klubie miłośniczek Guy'a na koniu:) I mas rację: obie te sceny są niezwykłe.

      Usuń
    3. Nie da się ukryć, bo Ryś na koniu, no dobra sir Guy na koniu to majestat w czytaj postaci.

      Usuń
  6. Yeay! Nie ma to jak zobaczenie kochanego Sir Guya.
    Jak to mówią: Gdzie się Sir Guy zjawia, tam się uśmiech pojawia. I tym razem było tak samo.

    Nie ukrywam, zamurowało mnie, gdy okazało się, że dziecko kucharki *dobrze pamiętam?* jest dzieckiem Gisborna. Szkoda, że w późniejszych odcinkach nic o nim nie wiemy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne powiedzenie Saro! No cóż, gdyby faktycznie był to serial o Sir Guy’u być może wówczas mielibyśmy wgląd w dalsze losy dziecka Gisborna i to mogłoby być bardzo ciekawe, chociaż nie wiem czy jakimś fanfiku tego już nie opisano.

      Usuń
    2. Właściwie, to nie wiem, z jakiego powodu się dziwić - czy, że w ogóle dziecko miał, czy że tylko jedno.
      No bo patrząc na takiego Gisborna....

      Usuń
    3. Wydaje się, że bardzie właściwie byłoby zdziwienie z tego drugiego powodu ;-)

      Usuń
  7. Cuuuuuuuuudo.... Guy jest jeden, jedyny, zupełnie wyjątkowy,,
    Ja się najpierw zguyowałam, a potem dopiero zrysiowałam (thorinując się w tak zwanym międzyczasie). Robin Hooda - pardon, Guy'a w Robin Hoodzie znam chyba na pamięć ...i dalej przwijam w chwilach, gdy mi Guy'a szczególnie trzeba.
    Przwijam - bo jak więszkosć sióstr, uznaję tylko tę formę ogladania tego specyficznego serialu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, i znów sir Guy był tym pierwszym ;-) Oglądałam różnych sir Guy’ów jednak żaden z nich nie wywołał tylu emocji co Ryśkowy, być może dość duże znaczenie miał mój wiek w którym tych sir Guy’ów oglądałam, ale to nie zmienia faktu, że Ryśkowy jest …hmmm… no właśnie …

      Usuń
  8. Och Aniu jaka to przyjemność znowu w piątek powitać cudownego Guya.
    To prawda, "Gdzie się Sir Guy zjawia, tam się uśmiech pojawia"
    Już poranek w pracy nie zapowiadała się ciekawie, ale jak weszłam na bloga i zobaczyłam nasze cudo od razu uśmiechnęłam się do siebie. Aniu nie zapominaj o naszym Guyu.
    Jakie te screeny są piękne.Jeden z nich z pewnością będzie jednym z miesięcy nowego kalendarza (2015).Myślę o Guyu na koniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę z Guy Day, Jolu. :-) I, że umilił Tobie dzisiejszy dzień, czyli cel został osiągnięty.
      Och miesięcy mało, bo tylko 12 a cudnych Ryśkowych zdjęć tak dużo, więc tym bardziej mi miło, że jeden z moich screenów trafi do Twojego kalendarza Jolu:-)

      Usuń
  9. Stać koło Guy'a rozdzianego do pasa, mówiącego tym oblędnym, niskim głosem i ..... NIC?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No też nie rozumiem tej kobiety!!! Chociaż kiedy wyciągnęła rękę do sir Guy’a ( oferując przyjaźń, aż chciało się krzyczeć „przyjaźń!!?? Kobieto, oczu nie masz?!??!”) to jednak ręka jej lekko zadrżała.

      Usuń
    2. Gdyby nie Robin, to nie tylko ręka by tam zadrżała. Ja Wam to Kochane, niedługo wyjaśnię i wynagrodzę ( mą, może trochę chorą wyobraźnią):)

      Usuń
    3. I to jest najlepsza wiadomość dnia, Zosiu! Bardzo liczę na Twoje wyjaśnienie tego zjawiska :-)

      Usuń
    4. Zosiu, mam nadzieję, że Twoja wyobraźnia jest nie tylko "może trochę chora" ale wręcz wymaga hosptalizacji! Na OIOMie. I że jej płodem będą zatem istne elektrowstrząsy na linii Guy- Marian

      Usuń
  10. Przemoczony jest THE BEST! Już o tym kiedyś tu wspominałam- Bohun w 200% ;))

    OdpowiedzUsuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.