... i jeden odcinek „Robin Hooda” z drugiego sezonu serialu BBC
pt. „Child Hood” / „Dzieciństwo”. Chociaż wydaje się, że powinnam powiedzieć
jeden odcinek serialu z sir Guy’em. ;-) Dla mnie to wyjątkowy odcinek, ponieważ
wówczas, a było to niespełna cztery lata temu, po raz pierwszy widziałam
Richarda Armitage’a na małym ekranie. Wtedy nie mogłam oderwać oczu od tego
groźnego, ale jednocześnie niesamowicie dumnego, wręcz królewskiego mężczyzny
na koniu.
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC"Robin Hood" S2Ep.3. Mój screen. |
I prawdę mówiąc nic poza tym mężczyzną na koniu nie zostało mi wówczas w pamięci. Co jest dość dziwne, bo po ponownym obejrzeniu okazało się, że odcinek ten obfituje w cudne momenty z sir Guy’em. Takie chociażby jak przymierzanie przez Guy’a niezniszczalnej zbroi...
...przed rozmową z Marian,
czy jego ironiczny uśmieszek z szeryfa,
Ooooo! To był tydzień! Zacząć z Porterem i skończyć z Guy'em - spełnienie marzeń. Umieszczone przez Ciebie screeny Aniu to świetny przekrój smakowitych min i spojrzeń Guy'a. A na koniu rzeczywiście wygląda po królewsku - ten czarny skórzany płaszcz - po prostu Matrix. Kurteczka wprawdzie rodem ze Star-Trek, ale Guy'owi pasuje (jak wszystko zresztą). Te oczy! Słodycz, żar, smutek, nadzieja, kpina, mrok - pełny wachlarz. Niestety, na żadnym zdjęciu nie ma w nich szczęścia. Piękny post Aniu, piękny - tego mi było potrzeba i za tym tęskniłam (mimo tego, że na brak Guy'a nie mogę narzekać).
OdpowiedzUsuńCieszę się Zosiu, że podoba Ci się dzisiejszy post. :-) I przyznam się, że i mnie brakowało ostatnio sir Guy’a. Masz rację jego płaszcz jest niesamowity ( i już abstrahuję czy ten pozostaje w duchu epoki), chodząc w tym płaszczu Guy wydaje się potężniejszy. I również żałuję, że w tym odcinku Guy nie ma zbyt wiele powodów do radosnego uśmiechu, za to jego szyderczy uśmieszek jest równie zniewalający.
UsuńAniu, Guy na taki upał...?! Przecież normalny organizm może nie przeżyć takiej dawki gorąca.
OdpowiedzUsuńNota bene, moje "zrysiowanie" również zaczęło się od Guy'a. Na pewno była to seria 1, ale odcinka nie pamiętam. Zapamiętałam jedynie, że nie mogłam pojąć, co TAKI FACET robi w takim marnym serialu. Pomimo to obejrzałam całe 3 serie (parokrotnie), tylko ze względu na RA, czyli Piękno, Majestat i Seksapil.
Miłego Guy Day'a! ;-)
Dorota
No tak Doroto, gorący Guy na gorący dzień, może właśnie dlatego post umieściłam w chłodny ( chłodniejszy) wieczór. Miło tu słyszeć, że sir Guy był również Twoją pierwszą RApostacią. I masz rację, ten serial ogląda się tylko ze względu na RA ( pomimo, że lubię legendę o Robin Hoodzie).
UsuńGuy Day! W końcu mój ukochany Guy! Pierwsza RApostać, która zaparła mi dech w piersi i nie pozwoliła dojść do siebie przez miesiąc, w ciągu którego obejrzałam Robin Hooda 2 razy pod rząd (no dobra, obejrzałam Sir Guy'a 2 razy po rząd :D). I przy okazji oblałam egzamin, bo nie sposób myśleć o książkach, kiedy się ma Guy'a w głowie, sercu i wszędzie ;).
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, zaliczyłam dziś ćwiczenia, chyba nauka z poniedziałkowym Porterem się przydała :). Także dziękuję wszystkim za słowa otuchy w poniedziałek :*
Jeannette
Gratuluję zaliczenia ćwiczeń Jeannette!
UsuńTo niesamowite ilu nas porwał sir Guy do RAświata. Chociaż przyznam, że już nie liczę ile razy obejrzałam RH ( w tym jeden sezon oglądałam w środku nocy nastawiając budzik na budzenie, kiedy nie mając swojej kopii DVD skazana byłam na nieludzki program tv).
Aniu! Już się bałam, że zaniechałaś tych pięknych, tradycyjnych piątków z sir Guy'em (dlatego, że ten cudowny, mroczny rycerz wyzwala w nas naprawdę dzikie i nieokiełznane reakcje)! Całe szczęście, że podkręciłaś i tak gorącą dziś temperaturę. I jak patrzę na mokrego Guy'a, i myślę że w tym piekielnym upale można by się wraz z nim zanurzyć w chłodnej wodzie... Może lepiej nie skończę :)
OdpowiedzUsuńJak mówiłam kiedyś czasem muszę od sir Guy’a odpocząć, zatęsknić aby móc bardziej docenić jego walory. ;-) ( chociaż nie ukrywam, że ostatnio mój Real Life mocno przyczynia się do wzmożonej tęsknoty za wieloma RA postaciami). W jednej balii z sir Guy’em hmmm niby powinno się zrobić chłodniej a jest wręcz przeciwnie;-)
UsuńNie będę oryginalna: to piękny tydzień - początek z TYM spojrzeniem Portera (że o pasku nie wspomnę) a końcówka z rozgrzewającym Sir Guy'em. Komuś było zimno?
OdpowiedzUsuńAniu, Guy na koniu to esencja Guy'a: władczy i mroczny rycerz z jakimś smutkiem w oczach. I ten kpiący uśmieszek ... bezcenne.
Oj tak, sir Guy na koniu to prawdziwa słodycz dla oka. Szczególnie lubię go na koniu w dwóch odcinkach, oczywiście z drugim sezonie RH :-) w 6 ( kiedy jedzie konno wraz z Marian) i 9 ( kiedy mówi, że bez niej jego świat może obrócić się w popiół.
UsuńTo jest nas dwie w klubie miłośniczek Guy'a na koniu:) I mas rację: obie te sceny są niezwykłe.
UsuńNie da się ukryć, bo Ryś na koniu, no dobra sir Guy na koniu to majestat w czytaj postaci.
UsuńYeay! Nie ma to jak zobaczenie kochanego Sir Guya.
OdpowiedzUsuńJak to mówią: Gdzie się Sir Guy zjawia, tam się uśmiech pojawia. I tym razem było tak samo.
Nie ukrywam, zamurowało mnie, gdy okazało się, że dziecko kucharki *dobrze pamiętam?* jest dzieckiem Gisborna. Szkoda, że w późniejszych odcinkach nic o nim nie wiemy :(
Piękne powiedzenie Saro! No cóż, gdyby faktycznie był to serial o Sir Guy’u być może wówczas mielibyśmy wgląd w dalsze losy dziecka Gisborna i to mogłoby być bardzo ciekawe, chociaż nie wiem czy jakimś fanfiku tego już nie opisano.
UsuńWłaściwie, to nie wiem, z jakiego powodu się dziwić - czy, że w ogóle dziecko miał, czy że tylko jedno.
UsuńNo bo patrząc na takiego Gisborna....
Wydaje się, że bardzie właściwie byłoby zdziwienie z tego drugiego powodu ;-)
UsuńCuuuuuuuuudo.... Guy jest jeden, jedyny, zupełnie wyjątkowy,,
OdpowiedzUsuńJa się najpierw zguyowałam, a potem dopiero zrysiowałam (thorinując się w tak zwanym międzyczasie). Robin Hooda - pardon, Guy'a w Robin Hoodzie znam chyba na pamięć ...i dalej przwijam w chwilach, gdy mi Guy'a szczególnie trzeba.
Przwijam - bo jak więszkosć sióstr, uznaję tylko tę formę ogladania tego specyficznego serialu.
No proszę, i znów sir Guy był tym pierwszym ;-) Oglądałam różnych sir Guy’ów jednak żaden z nich nie wywołał tylu emocji co Ryśkowy, być może dość duże znaczenie miał mój wiek w którym tych sir Guy’ów oglądałam, ale to nie zmienia faktu, że Ryśkowy jest …hmmm… no właśnie …
UsuńOch Aniu jaka to przyjemność znowu w piątek powitać cudownego Guya.
OdpowiedzUsuńTo prawda, "Gdzie się Sir Guy zjawia, tam się uśmiech pojawia"
Już poranek w pracy nie zapowiadała się ciekawie, ale jak weszłam na bloga i zobaczyłam nasze cudo od razu uśmiechnęłam się do siebie. Aniu nie zapominaj o naszym Guyu.
Jakie te screeny są piękne.Jeden z nich z pewnością będzie jednym z miesięcy nowego kalendarza (2015).Myślę o Guyu na koniu.
Ja też się cieszę z Guy Day, Jolu. :-) I, że umilił Tobie dzisiejszy dzień, czyli cel został osiągnięty.
UsuńOch miesięcy mało, bo tylko 12 a cudnych Ryśkowych zdjęć tak dużo, więc tym bardziej mi miło, że jeden z moich screenów trafi do Twojego kalendarza Jolu:-)
Stać koło Guy'a rozdzianego do pasa, mówiącego tym oblędnym, niskim głosem i ..... NIC?
OdpowiedzUsuńNo też nie rozumiem tej kobiety!!! Chociaż kiedy wyciągnęła rękę do sir Guy’a ( oferując przyjaźń, aż chciało się krzyczeć „przyjaźń!!?? Kobieto, oczu nie masz?!??!”) to jednak ręka jej lekko zadrżała.
UsuńGdyby nie Robin, to nie tylko ręka by tam zadrżała. Ja Wam to Kochane, niedługo wyjaśnię i wynagrodzę ( mą, może trochę chorą wyobraźnią):)
UsuńI to jest najlepsza wiadomość dnia, Zosiu! Bardzo liczę na Twoje wyjaśnienie tego zjawiska :-)
UsuńZosiu, mam nadzieję, że Twoja wyobraźnia jest nie tylko "może trochę chora" ale wręcz wymaga hosptalizacji! Na OIOMie. I że jej płodem będą zatem istne elektrowstrząsy na linii Guy- Marian
UsuńPrzemoczony jest THE BEST! Już o tym kiedyś tu wspominałam- Bohun w 200% ;))
OdpowiedzUsuńHa ha faktycznie coś w tym jest :D
Usuń