Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood". Screen Kate. |
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
***
Poprzednia, dziewiąta część tutaj.
Zatrzasnął
wrota i zatrzymał się przy ścianie. Co ona robi… JAK mogła przyjść do szeryfa,
podczas gdy przysięgała mu wierność i zapewniała, że palcem go nie tknie, że
brzydzi się go, że… kocha tylko Guy’a! Mógł przewidzieć, że nigdy nie dorówna
Marian, że nigdy nie będzie tak uczciwa i dobra. Zakłamana, ruska wywłoka! Guy
z wściekłością uderzył pięścią w ścianę. Nie, nie mógł tak zostawić tej
sytuacji. Anastazja należała do niego i zamierzał wymierzyć jej surową karę.
Bez namysłu wtargnął do komnaty Vasey’a i… zamarł. Anastazja nadal stała przy
drzwiach, pochylona, a szeryf siedział na łożu, czyszcząc sobie stopy
szczoteczką.
-
Wiedziałem, że wrócisz – wyszczerzył się – Ktoś musi zabrać stąd ten używany,
wybrakowany towar.
Guy
zatrząsł się, słysząc te słowa. Jak śmiał powiedzieć tak na jego Anastazję!?
Tylko on miał do tego prawo, nikt inny! Ścisnął ją z całej siły za ramię i
szarpnął, wyprowadzając z komnaty szeryfa. Ciągnął ją za sobą w milczeniu,
kipiąc złością – i sam nie wiedział, na kogo właściwie był zły. Brutalnie
wepchnął ją do swej komnaty i zaryglował z sobą drzwi. Bała się go.
- Ty
zdradziecka, bezwstydna… Powinienem cię zabić!!!
-
Ależ panie – płakała rozpaczliwie – Co zrobiłam?
- Co
ty zrobiłaś? Lepiej zapytaj, co ja ci zrobię. To będzie gorsze i bardziej
bolesne niż śmierć!
Zerwał
z niej suknię i pociągając za włosy, posadził na podłodze, jednak jedno
spojrzenie wystarczyło, by coś w nim pękło. Odepchnął ją od siebie i wstał.
Cofnął się… Boże, jak mógł chcieć ją skrzywdzić choć przez sekundę!? Jak mogło
przejść mu to przez myśl? Patrzył na nią zdezorientowany.
-
Dlaczego? – zapytał cicho – Dlaczego tam poszłaś? Przysięgałaś mi wierność.
-
Jestem wierna! – krzyknęła.
-
Chciałaś zdradzić mnie z tym…
-
Kazałeś mi tam pójść, nie pamiętasz? Przy lady Marian. Wstydziłeś się mnie i
wysłałeś mnie do szeryfa, a ja zawsze spełniam twoje rozkazy, panie.
-
Mówiłaś, że nigdy nie pozwolisz mu się tknąć!!!
-
Wiedziałam, że mnie nie dotknie! Powiedział mi przecież sam, że nie skrzywdziłby
cię. Że chciałby ze mną… ale nie zrobi tego, bo wie, że jestem twoja!
- A
ty jesteś tak głupia, że mu uwierzyłaś! – Guy pchnął krzesło, które niemal
wpadło do kominka.
-
Gdyby spróbował, uciekłabym. Gdyby się nie dało, zabiłabym go, nie pozwoliłabym
mu na nic, co byłoby wbrew twojej woli!
Gisborne
usiadł na podłodze i oparł się o kominek. Zapadła cisza, przerywana tylko
cichym łkaniem Anastazji. Co się nim działo? Jeszcze przed chwilą chciał wybrać
sobie nową kochankę, a teraz siedział zaryglowany w swej komnacie z płaczącą
Rusinką i nie wiedział, co zrobić. Jeszcze przed momentem był zadowolony i
dumny z tego, czego dokonał dzisiejszego dnia, a teraz męczyły go wyrzuty
sumienia, coś, co dotąd było mu całkowicie obce…
-
Przecież ja cię kocham – odezwała się Anastazja – Jak mogłeś pomyśleć, że ja i
szeryf…
-
Wiem, że nie zrobiłabyś tego – mruknął niechętnie.
- A
ja wiem, że nigdy nie będę jak lady Marian. Nigdy mnie nie pokochasz, wiem że
kochasz ją i tak naprawdę pragniesz jej, ja jestem tylko czymś, co ma ci pomóc…
Umilić czas oczekiwania na ślub z nią. Wiem, że ją kochasz…
-
Przestań.
-
Przynajmniej mnie nie okłamuj!
Podniósł
wzrok i wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę. Nie potrafiła odgadnąć, co
kryje się za tym spojrzeniem, co myślał, co czuł, gdy tak na nią patrzył. Nie
był zadowolony, tego była pewna, a ona pozwoliła sobie na zbyt wiele. Było jej
jednak wszystko jedno; jeśli choć trochę mu na niej zależało, znowu stanie się
tym cudownym, kochanym Guy’em, jakim był zeszłej nocy, a jeśli nie – może ją
nawet zabić. Jakie życie czekało ją bez niego?
-
Pozwól mi wyjść – szepnęła, zasłaniając się suknią – Nie będziesz musiał na
mnie patrzeć.
-
Anastazjo…
-
Proszę – powtórzyła – Zrób dla mnie choć tyle.
-
Nigdzie nie wyjdziesz.
Odwróciła
wzrok. Czuła się upokorzona, i nie miała odwagi patrzeć na niego. Guy powoli
wstał i podszedł do niej. Zdjął rękawice i rzucił je na podłogę tuż obok niej.
Kiedy tak patrzył na nią z góry, wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście.
Pomyślał sobie, że nie zasłużyła na to wszystko, i miał ogromne wyrzuty
sumienia, że choć przez moment przez myśl przeszło mu, że mógłby ją… Nie, to
okropne! Przecież nie był taki! Zdenerwował się i bardzo go poniosło, ale
przecież NIGDY nie zrobiłby jej czegoś tak obrzydliwego!
-
Nigdy nie porównuj się do Marian – powiedział, choć zrobił to tylko dlatego, by
Rusinka nie poszła o krok za daleko i nadal czuła do niego respekt; tak
naprawdę miał ochotę po prostu mocno ją przytulić, a nawet… przeprosić. Nie
mógł sobie jednak na to pozwolić – Nigdy o niej nie wspominaj, rozumiesz?
Prosiłem cię o to?
-
Nie, panie – mruknęła.
- Nie
życzę sobie, żebyś oceniała moje uczucia względem niej. To ty jesteś moją
kobietą, z tobą dzielę moje łoże, i powinnaś być wdzięczna, że wybrałem ciebie.
- A
kiedy to szczęście się skończy, panie? – zapytała retorycznie; domyślała się
odpowiedzi, choć nie sądziła, że Guy powie coś zupełnie innego, niż
przewidywała.
-
Nigdy. Jeśli będziesz mi wiernie służyć, to… może nigdy.
Podniosła
wzrok. Guy usiadł obok niej i odgarnął włosy z jej mokrej od łez twarzy.
- Jak
to…? Przecież ożenisz się z lady Marian, a wtedy to ona będzie panią twojej
alkowy…
-
Anastazjo, nie bądź głupia – uśmiechnął się ironicznie – Sądzisz, że zrezygnuję
z ciebie w imię uczucia? To, co czuję do Marian, to jedno, a to, że jesteś
najcudowniejszą kochanką, jaką miałem, to wystarczający powód, żeby nie kończyć
tego, co jest między nami. Jako mężczyzna mam prawo do przyjemności, a moja
żona wcale nie musi o tym wiedzieć. Rozumiesz? Jeśli tylko będziesz taka, jak
dotąd, cicha, wierna i posłuszna, możesz służyć mi jeszcze bardzo, bardzo
długo… Kiedy zamieszkam z Marian w Locksley, zabiorę cię ze sobą. Zawsze będę
chciał mieć cię blisko siebie.
- Sir
Guy…
-
Żadna nie była jeszcze tak blisko mnie – podkreślił – Jesteś pierwszą i jedyną
kobietą, z którą spędzam całe noce i z którą rozmawiam, przed którą się
otwieram. Chyba nie chcesz tego wszystkiego zniszczyć, prawda, moja piękna…?
Potrząsnęła
głową. Nie chciała. Ale czuła się teraz… no właśnie, jak? Jak zabawka? Przedmiot?
Jak on sobie to wyobraża? Za ścianą będzie jego żona i dzieci, a on z nią… będą
kochać się w jej małej izdebce, jak gdyby nigdy nic? O ile była w stanie znieść
sytuację, w której była, gdzie Guy otwarcie przyznawał się do miłości do Marian
ale sypiał z nią, z Anastazją, jako swoją pocieszycielką, to jednak nie
potrafiła pojąć planu na dalszy romans podczas trwania jego małżeństwa. To było
strasznie niemoralne. Skąd ten człowiek bierze w sobie tyle cynizmu? Jak
potrafił kłamać swej ukochanej, patrząc jej w oczy? A może… może wcale jej nie
kochał, dlatego tak łatwo przychodziło mu okłamywanie jej? Przecież to z
Anastazją był całkowicie szczery, a nie z Marian!
-
Będzie jak sobie zażyczysz, panie – powiedziała cicho – Zrobię dla ciebie
wszystko.
-
Wiem – westchnął – I… przepraszam cię.
Zdębiała.
Nigdy nikt na tym zamku jej nie przeprosił! A już szczególnie nie sir Guy!
Jakim cudem pan przepraszał służącą!?
- Mój
panie, za co?
- Nie
skrzywdziłbym cię – odsunął delikatnie suknię, która okrywała jej ciało, przytrzymywaną
lekko przez jej drżącą dłoń – Poniosło mnie. Nie wiem, co mnie opętało. Byłem
strasznie zazdrosny i wściekły, kiedy wyobraziłem sobie ciebie z szeryfem. On
nie ma prawa cię dotykać!
-
Panie, pozwól mi o coś zapytać…
-
Pytaj, moja śliczna – odparł, bawiąc się jej włosami.
-
Panie, czy ty… czy tobie na mnie w jakiś sposób…
-
Dokończ.
-
Wybacz śmiałość, ale… czy tobie na mnie zależy?
Uśmiechnął
się uroczo. Anastazja speszyła się, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Roześmiał
się, a widok ten był tak rozkoszny dla Rusinki, że pragnęła, by zawsze Guy był
tylko taki… Chciała codziennie tak mocno go uszczęśliwiać, by śmiał się do
niej.
- A
czy nie dość ci to okazuję, Nastenko?
Uspokoiła
się; wrócił dawny Guy. Jej kochany, wspaniały mężczyzna, którego kochała.
Pewnie, że tego ponurego, agresywnego, okrutnego kochała nie mniej, ale ten
uśmiechnięty dbał o nią. Całował, tulił, prawił komplementy, pieścił,
podziwiał… Tamten zły wprawiał ją w przerażenie, ale tym bardziej go kochała,
bo pragnęła go zmienić. Jak tu odnaleźć się w tym poplątaniu dziwnych i
sprzecznych uczuć?
-
Dziękuję, panie.
- Nie
tak – poprawił ją – Nie masz tak do mnie mówić.
-
Myślałam, że…
- Że
co?
- Że
jesteś na mnie zły i tego nie chcesz.
Patrzył
na nią tak, że zrobiło jej się gorąco. Uniósł lewy kącik ust w kpiącym uśmiechu
i tym bardziej świdrował ją wzrokiem, czuł, że dziewczę coraz bardziej peszy
się.
- Nie
umiem być zły na ciebie – powiedział w końcu – Nawet, jeśli cię oschle
traktuję, to jestem zły na siebie. Jesteś przecież moim światełkiem, moją
piękną udręką a zarazem ukojeniem, moim spokojem i niepokojem, kiedy jesteś,
czuję się dobrze, a kiedy cię nie ma, szaleję ze strachu, że ktoś cię
skrzywdzi. Powiedz, czym mnie tak zaczarowałaś? Co mi zrobiłaś?
-
Panie, ja… ja nigdy nie słyszałam takich słów…
-
Moja cudna kochanko, słońce mojego poranka, moja niewolnico, moja pani,
kolorowy motylu, mój drżący liściu, moja ukochana…
- Co…
co ty powiedziałeś? – zarumieniła się, słysząc poetyckie wyznania Guy’a, a on
zamknął oczy i mówił dalej:
-
Moje życie leży w twoich malutkich dłoniach, moja różo ze Wschodu. Jak mam ci
się oprzeć, jak żyć, jak patrzeć na inne kobiety, kiedy stoisz we łzach i
wołasz mnie niemo spojrzeniem?
- Mój
piękny, czarny rycerzu – szepnęła, całując go raz po raz – Jesteś moim
nieszczęściem… Jak mogę być szczęśliwa, kochając cię bez wzajemności? Jak mam
się uśmiechać, wiedząc, że twoje udręczone, zasnute ciemną mgłą serce nie
należy do mnie…
- Po
prostu mnie kochaj, Anastazjo – odparł miękko – I uszczęśliwiaj mnie, a wtedy
zabierzesz sobie cząstkę mojego serca dla siebie…
Nie
wierzyła w to, co słyszy. Pierwszy raz mówił do niej tak pięknie, to było do
niego tak bardzo niepodobne, ale pierwszy raz poczuła, że Guy nie do końca
zamyka przed nią możliwość zdobycia jego serca. Sam przecież przed chwilą o tym
mówił! I choć ofiarował jej tylko cząstkę, to przepełniała ją radość. Może
kiedyś zrozumie, że nie może bez niej żyć, i to jej potrzebuje, a nie tej
zakłamanej wiedźmy Marian!
-
Kocham cię, Guy. Zawsze będę… Jestem twoją niewolnicą, a ty – rycerzem mojego
serca.
Przyciągnęła
go do siebie i zatopiła palce w jego włosach, mierzwiąc je podczas długiego,
namiętnego pocałunku. Naiwnie wierzyła w całkowitą szczerość jego wyznań, nie
dopuszczając do siebie myśli, że Guy manipuluje nią, by odzyskać jej
bezgraniczne zaufanie. Oczywiście że Anastazja podobała mu się, miał do niej
ogromną słabość i tak naprawdę bardzo jej potrzebował, a wręcz uzależnił się od
jej bliskości, ale nadal przekonany był, że to tylko kochanka, a jego miłością
życia jest Marian. Mimo tego jednak piękne słowa, które skierował do Rusinki,
były po to, by uspokoić ją, a zarazem uciszyć swoje sumienie. Guy zdawał sobie
sprawę, że jego zachowanie rani Anastazję, ale nie potrafił inaczej. Co dziwne,
w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że kłamstwami może ranić także Marian –
kobietę, którą kochał. Był przekonany, iż sam fakt, że ją kocha, wystarcza. W
stosunku do Anastazji czuł powinność, by dbać o nią, by była przekonana o
swojej wyjątkowości – bo taka przecież w jego mniemaniu była. Była dla niego
cenna, bo przy niej czuł, że zmienia się, jak więc mógł być dla niej niedobry?
- Guy…
- usłyszał jej głos, który wyrwał go z zamyślenia – Co się dzieje?
- Co?
- Nie
reagujesz na moje pocałunki… Zrobiłam coś źle?
-
Zamyśliłem się. Mam tyle na głowie…
-
Może wyjdę? –zaproponowała nieśmiało, ale on mocniej przycisnął ją do siebie.
-
Nie. Tym bardziej musisz zostać… Nie chcę dziś myśleć o niczym poza tobą.
Wiesz, Nastenko, jesteś moim jedynym stałym, pewnym elementem w życiu. Nawet,
kiedy Hood mi się wymyka, poddani nie słuchają, Marian mnie zwodzi, a Vasey
poniża mnie przy wszystkich, ty zawsze jesteś, uśmiechasz się, i… czuję się
przy tobie inaczej.
-
Lepiej? – przytuliła się do niego, całując lekko w szyję.
-
Lepiej – uśmiechnął się, zrelaksowany – Normalnie. Wiesz, co w tobie
najbardziej lubię?
- Co,
mój kochany?
-
Potrafisz słuchać. I masz w sobie coś takiego, co sprawia, że sam się przed
tobą otwieram. Nie potrafię otworzyć się przy nikim innym.
- Bo
to ja cię kocham, Guy – powiedziała stanowczo – Nikt inny poza mną cię tak nie
kocha. Dlatego mi ufasz, bo doskonale o tym wiesz.
Odsunął
ją nieco od siebie i spojrzał na nią badawczo. Robiła się coraz bardziej pewna
siebie… To dobrze, taką ją lubił. Taka powinna być.
- Wiele
dziewcząt mnie kochało – próbował ją prowokować – Annie też mnie kochała.
- Ale
ja nie jestem Annie.
Zaskoczyła
go. Przez chwilę nie wiedział, jak się zachować; rozum podpowiadał mu, że
powinien ją zbesztać – jako służąca nie miała prawa do takiej zuchwałości,
jednak Anastazja nie była tylko służącą. Była jego kochanką, powierniczką, a tu
zdecydowanie cenił sobie szczerość i odwagę. Nie lubił głupich dziewcząt, a ona
zdecydowanie taka nie była. Jej ponadprzeciętny intelekt intrygował go,
Anastazja oprócz tego, że była szczera w wyznawaniu swych uczuć, miała też
wyrobione własne zdanie na wiele tematów, i ku jego zaskoczeniu posiadała pewną
wiedzę o świecie – co wśród dziewek niskiego stanu było naprawdę rzadkością.
Musiał przyznać, że tutaj nawet Marian ustępowała jej pola. Była piękna,
słodka, otwarta, dobra, ale… nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek z nią o
czymś rozmawiał. Jasne, on oświadczał się jej, ona odmawiała, odsuwając sprawę
do powrotu króla. Rozmawiali też o jej samopoczuciu, o jej ojcu, o tym że
szeryf nie powinien pobierać tak wysokich podatków i ciemiężyć ludu, ale… to
było wszystko. Z Anastazją było inaczej, nigdy się z nią nie nudził, tak
naprawdę po upojnym wieczorze mógłby spędzić całą noc na rozmowie z nią.
Zauważył, że słucha go zawsze z ogromnym zainteresowaniem, i łatwo zapamiętuje
wszystko, co jej mówi. Jak mógł oprzeć się takiej kobiecie?
-
Przepraszam – przerwała nagle ciszę trwającą między nimi – Powiedziałam za
dużo.
-
Nie, nie! Masz rację… Nie jesteś Annie. Nie jesteś jak żadna z nich.
Posłał
jej cudowny uśmiech, który oprócz całej swojej wspaniałości był też
niebezpieczny. Z każdym uśmiechem, gestem Guy’a zakochiwała się w nim coraz
mocniej. Traciła głowę widząc, że zależy mu na niej, i co najgorsze – zdawała
sobie z tego sprawę. Doskonale wiedziała, że nie ma już dla niej z tej sytuacji
ucieczki, ale ona… wcale nie chciała uciekać.
***
Robin
nie spał całą noc. Planował, jak uratować Alana, by nie powtórzyła się ostatnia
sytuacja. Co prawda z uprowadzenia służących wyszli zwycięsko, ale nie było
łatwo, o mały włos a ich zarządczyni pokrzyżowałaby im wszystkie plany! Z
Alanem musieli być ostrożni, na pewno był pilnie strzeżony przez kilkunastu
strażników. Jak to zrobić, by nie zaszkodzić przyjacielowi?
-
Robin – Djaq podniosła się z lichego posłania; zdziwiła się, że Hood nie śpi –
Co ty robisz?
-
Zastanawiam się, co robić.
- Nie
spałeś?
- Nie
mogłem. Martwię się o Alana, ta kanalia specjalnie nie ustaliła terminu
egzekucji, żebyśmy nie byli na to przygotowani.
-
Robin, widzę tylko jedno wyjście.
-
Jakie?
-
Obudzimy zaraz wszystkich, przebierzemy się i udamy się do Nottingham –
objaśniała Djaq – Tam spędzimy cały dzień, kręcąc się tu i tam. W końcu musimy
coś dostrzec! Będziemy mogli w porę zareagować.
- No
tak! – ucieszył się – Masz rację! To świetny pomysł! Will, Much, John,
wstawajcie, ruszamy!
Towarzysze
niechętnie wstali ze swoich posłań, ale rozumieli, że robią to wszystko dla
Alana. Posilili się i narzucili na siebie łachmany, by wyglądać jak biedni
wędrowcy, i ruszyli w stronę Nottingham. Wschodzące słońce oświetlało im drogę
i napawało optymizmem. Musiało się udać!
-
Czekajcie! – szepnął konspiracyjnie Will – Tam ktoś jest…
Wskazał
dłonią na poruszające się gałęzie krzewów nieopodal. Po chwili wyłoniła się zza
nich kobieca sylwetka osłonięta szarym płaszczem z kapturem. Musiała się
przestraszyć, bo zaczęła biec w drugą stronę.
-
Hej! – krzyknął Robin – Zaczekaj!
Ruszyli
za nią ile sił w nogach. Biegła szybko, niełatwo więc było ją dogonić, udało
się to dopiero, gdy kobieta potknęła się o wystający korzeń drzewa. Robin dopadł do niej i zdjął
kaptur z jej głowy; patrzyła na niego z przerażeniem. Wydawało mu się, że zna
tą twarz… A może to tylko pozory. Może zwyczajnie jest do kogoś przypadkiem
podobna.
- Nie
bój się – uspokoił ją – Nic ci nie zrobimy, możemy pomóc.
-
Zostaw mnie!
-
Posłuchaj, jestem Robin Hood a to moi przyjaciele. Na pewno o nas słyszałaś.
Popatrzyła
po ich twarzach podejrzliwie. Nie wyglądali na zbójców… Kobieta im towarzysząca
uśmiechała się ciepło. Może to naprawdę niegroźni ludzie?
-
Wypuść mnie, pójdę swoją drogą – zażądała.
- Tu
jest bardzo niebezpiecznie. Powiedz jak masz na imię?
-
Isolde – mruknęła niechętnie.
-
Francuzka?
-
Mhm. Coś jeszcze?
-
Naprawdę chcemy ci pomóc – odezwała się Djaq – Powiedz, czego szukasz w tych
stronach?
-
Muszę się z kimś zobaczyć.
-
Dobrze – Robin puścił ją i odsunął się – Nie będziemy cię zmuszać. Pomoglibyśmy
ci, ale skoro nie chcesz…
Zwątpiła.
Przecież samej może być jej rzeczywiście ciężko… Jeśli to rzeczywiście Robin Hood,
to mogła mieć pewność, że nie stanie jej się krzywda. Postanowiła zaryzykować.
-
Zaczekaj! – chwyciła go za rękę – Rzeczywiście trochę się zgubiłam. Muszę dojść
do Nottingham.
- Nie
chcę być wścibski, ale… szukasz kogoś?
- Tak
– westchnęła – Ale to nieważne. Pomóżcie mi tam dotrzeć.
-
Żaden problem, właśnie tam zmierzamy.
Ruszyli
w drogę, próbując się dowiedzieć czegoś od Isolde, jednak kobieta była
niezmiernie tajemnicza, od razu było widać, że skrywa jakiś mroczny sekret.
Kogo mogła szukać w Nottingham? Nie dawało mu to spokoju. Isolde otworzyła się
nieco i rozmawiała z drużyną Robina, jednak pilnując się, by nie zdradzić za
dużo o sobie. Nie wiedziała, jaki stosunek mają do mężczyzny, którego
poszukiwała, choć domyślała się że na pewno nie cieszy się powszechnym
uwielbieniem. Jeśli nie zmienił się od ich ostatniego spotkania, to była
przekonana, że ludzie go nienawidzą. Tak, jak i ona. To jednak nie był czas na
rozważania, najpierw chciała wybadać teren i rozejrzeć się. Właśnie dotarli do
bram Nottingham, ale nie mogli wejść tam normalnie, przez bramę, postanowili
więc spróbować przejść nad murem. Znaleźli ciche i spokojne miejsce, gdzie nie
było straży, i przedostali się na drugą stronę. Byli już w Nottingham. Teraz
wystarczało tylko pokręcić się tu i ówdzie i pilnie obserwować. Rozdzielili
się, Robin z Muchem poszli osobno, Mały John z Willem czatowali w pobliżu
bramy, natomiast Djaq towarzyszyła Isolde. Zgodnie z umową po godzinie spotkali
się pod karczmą.
- I
jak? – zapytał Robin – Coś widzieliście, słyszeliście?
-
Nic. Isolde próbowała podpytać paru chłopów, czy słyszeli coś o egzekucji, ale
nikt nic nie wiedział.
- Nie
boicie się? – Francuzka uważnie patrzyła na Robina – Podobno szeryf Nottingham
to niebywały okrutnik, a jego najbliższy rycerz to zło wcielone…
-
Gisborne? – parsknął Hood – Już nie raz sobie z nim radziliśmy. A szeryf to
podstarzały histeryk, bez tego swojego rycerzyka nic by nie zrobił.
-
Gisborne – szepnęła Isolde; zrobiła się blada.
- Co
ci jest?
-
Nie, nic – cofnęła się o krok – Przypomniałam sobie tylko, jak…
- Hej
ludzie! Nie chcę być zabawny, ale fajnie was widzieć!!!
Wszyscy
jak jeden obrócili się do tyłu. To… Alan we własnej osobie! Cały, zdrowy, choć
nieco obity.
-
Alan! Ty podły draniu! – Robin rzucił mu się w ramiona – Tak się o ciebie
baliśmy!
- Ja
o was też – roześmiał się – Jak byście sobie beze mnie poradzili?
- Ale
ja ty sobie bez nas poradziłeś!?
- Nie
ma o czym mówić. Trochę porozmawiałem ze strażnikami, oczywiście na pięści, i…
teraz jestem z wami.
-
Zbiegłeś z lochów zamku SAM!? – wykrzyknął zduszonym głosem John – To prawie
jak samobójstwo!
„Samobójstwem
jest to, że paktuję z diabłem Gisbornem”, pomyślał Alan, ale musiał robić dobrą
minę do złej gry, uśmiechał się i żartował jak dawniej, byle nikt się nie
domyślił jego zdrady.
-
Dajcie spokój. Jestem z wami, to się liczy. A co to, mamy nową towarzyszkę? –
rzucił okiem na towarzyszącą przyjaciołom nieznajomą.
-
Isolde, pomogliśmy jej dotrzeć do miasta – odparł Will – A teraz…?
-
Teraz…
- Nie
zostawimy cię, Isolde. Pomożemy ci, jakikolwiek masz problem.
Kobieta
popatrzyła na Robina i zwątpiła. Powiedzieć im czy odejść, by samej spełnić swą
powinność…?
***
Guy
zadowolony z siebie wyszedł z lochów. Był pewien Alana, na szczęście trafił na
człowieka trzeźwo myślącego, który bardziej niż dobro grupy obdartych
wieśniaków cenił sobie woreczek złota. Szeryf ozłoci go za oswojenie banity,
był tego pewien! Alan w najbliższych dniach miał przynieść mu ważne informacje.
Ale o tym zamierzał pomyśleć później…
Wszedł
do swej komnaty i spojrzał, jak promienie słońca wpadają przez uchylone
okiennice, oświetlając kształtne ciało Anastazji. Była tak piękna… Zanim
wyszedł, odkrył ją i podziwiał w całości. Mógł spędzić tak cały dzień…
Patrzyłby na nią, rozmarzony, a potem kochaliby się tak, jak zawsze, potem
rozmawialiby, śmieliby się, może zabrałby ją na przejażdżkę konną do lasu, a
tam usiedliby w cieniu drzewa i…
- Guy
– szepnęła, czując na sobie jego wzrok.
- Mój
słowiku – pocałował ją czule w policzek – Musisz już wstać.
-
Już…
Uśmiechnął
się. Ta dziewczyna budziła w nim niespotykane pokłady radości i beztroski!
- Gdy
trawa się zieleni i rosną młode liście, gdy kwiaty pączkują na nizinach… Gdy
słowiki tak słodko śpiewają w zielonych lasach, raduję się pieśnią, kwiatami,
lecz najbardziej moją panią, wszystko dookoła mnie zamienia się w radość, ale
to dla niej mój zachwyt wzbija się wysoko.*
Otworzyła
szeroko oczy. Recytował z zamkniętymi oczami, jakby próbował przywołać jakieś
wspomnienia, jakby trudność sprawiało mu powolne wymawianie tych słów. To było
tak piękne… Anastazja usiadła na łożu i pocałowała jego obie dłonie.
- Co
to było? – zapytała.
-
Stara pieśń – westchnął – Moja mama śpiewała mi ją, gdy byłem mały. Śpiewała po
francusku, nie potrafię powtórzyć jej idealnie zrymowanej po angielsku, musisz
mi wybaczyć.
- Mój
kochany, to było przecudne! Pamiętasz więcej takich pieśni?
- Tak
– pocałował ją w czoło – Ale nie teraz. Mam ważne sprawy. Proszę, ubierz się i
idź do swoich zajęć. Przyjdziesz tu wieczorem.
- Po
wieczerzy?
-
Przyjdziesz tu z wieczerzą dla nas dwojga – odparł – A teraz idź już.
Posłusznie
skłoniła głowę i zaczęła się ubierać. Guy wstał i czekał na nią przy drzwiach.
Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby wziął Anastazję i wyjechał z nią daleko…
Do Francji. Gdzieś w rodzinne strony. Może nawet zapomniałby tam o Marian?
- Guy
– odezwała się niepewnie – Nigdy nie mówiłeś o twojej matce…
- Bo
to długa i niekoniecznie przyjemna sprawa – warknął – Powiedziałem, żebyś
wyszła.
-
Przepraszam…
-
Anastazjo, nie próbuj mojej cierpliwości! – krzyknął.
Szybko
założyła pantofle i podeszła do drzwi. Skłoniła się ze strachem i wyciągnęła
dłoń w kierunku drzwi, gdy Guy obrócił ją w swoją stronę. Patrzył na nią przez
chwilę i nie wiedziała, czy w jego oczach było więcej złości, czy bólu. Zauważyła
jednak, że Guy skrywa w sobie wiele cierpienia, wiele wspomnień, o których
pewnie wolałby zapomnieć. Czy to one doprowadziły do tego, kim się stał?
Wypchnął
ją lekko za drzwi i sam poszedł w swoją stronę. Cały czas bił się z myślami, z
jednej strony pragnął w końcu wyrzucić z siebie ból ciężkiego dzieciństwa,
dorastania, cierpienia, którego doznał, z drugiej jednak strony był wściekły na
siebie, że okazuje słabość przy kobiecie. Czuł jednak, że długo tak nie
wytrzyma i w końcu wyzna Anastazji, co go gnębi… Na to jednak musiała przyjść
odpowiednia pora. Nie mogła go do niczego zmuszać, bo tym tylko go denerwowała.
Postanowił
odetchnąć świeżym powietrzem. Dla pewności uzbroił się w swój miecz i wyszedł
na dziedziniec.
***
Banici
cieszyli się z powrotu przyjaciela. Siedzieli jeszcze jakiś czas pod karczmą w
Nottingham, ale w końcu Robin zakomenderował, że czas już iść.
-
Isolde, mam nadzieję, że dasz sobie pomóc? – zapytał z nadzieją.
- To
znaczy?
-
Oferujemy ci całodobową ochronę i nocleg – zażartował Alan – Nie chcę być
zabawny, ale pasowałabyś do nas.
-
Wątpię – mruknęła.
-
Zostajesz więc w Nottingham?
Isolde
milczała, wpatrując się w sylwetkę ubranego na czarno mężczyzny, który
wychodził właśnie z zamku. Stanął na schodach i wyprostował się, patrząc z
wyższością na wszystkich dookoła. Tak, poznała go… Ten człowiek zrobił jej
kiedyś coś, co dogłębnie ją skrzywdziło.
- Guy
– szepnęła złowrogo – Ty żyjesz… jeszcze żyjesz…
* wiersz w oryginale tutaj.
Kate, jeszcze nie odszczekuję każdego słowa sprzed tygodnia.:) Guy nadal nie jest aniołem i bardzo dobrze!:) Taki ma być: dwulicowy, porywczy, nieufny, cyniczny a jednocześnie delikatny, szukający ciepła i zrozumienia. Podoba mi się to, że zaczyna dostrzegać różnicę między Anastazją i Marian(em), choć chyba nie docenia Rusinki. Ona wprawdzie wiele dla niego jest skłonna poświęcić, ale nie jest głupia i widzi więcej niż Guy'owi mogłoby się wydawać. Marian ma groźną przeciwniczkę.
OdpowiedzUsuńRobin kolejny raz potwierdził "wybitną" lotność umysłu.:) Trzymam kciuki za Alana.:) I Isoldę - chyba namiesza w tej historii.:)
Oj tam dwulicowy... pogubiony zwyczajnie! :) Jego moralność jest doprawdy zaskakująca, ale cóż zrobić - to nie jest świat dla dobrych, wrażliwych, słabych chłopców. Musi sobie jakoś radzić! Masz absolutną rację co do Anastazji, wydaje się taką bezwolną, kruchą, cichą dzieweczką, ale uwierz, że potrafi też intrygować (oczywiście w granicach rozsądku i tylko z korzyścią dla Guy'a... i dla siebie :), a jej zdolność kalkulowania i przewidywania jest doprawdy niesamowita.
UsuńObiecuję, że specjalnie dla Ciebie w nabliższym czasie podwoję lotność umysłu naszego bohatera w zielonych gatkach :) A Isolde... zagości na dłużej.
Skoro to nie świat dla "dobrych, wrażliwych i słabych chłopców", to jestem spokojna o los Robina. Trafi do jakiegoś alternatywnego świata, gdzie wszyscy żyją na drzewach i uśmiechają się łagodnie, acz głupawo.:)
UsuńGuy nieźle zapętlił się. Dobrze, ze ma przy sobie mądrą kobietę, bo sam się z tego wszystkiego nie wykaraska. :)
Znaczy Robin trafi do małpiego raju? Super! Tylko niech uważa, bo tam królem jest King Kong, który raczej nie lubi konkurencji - a Robinek uwielbia podskakiwać do większych i mądrzejszych od siebie :)
UsuńI patrz! Już wiadomo, jaki los spotka Robina.:)) W sumie to wystarczy, by podskakiwał nie tym co trzeba w swoim świecie. Też doigra się chłopina.:)
UsuńDzięki Kate za następującą część fascynującego opowiadanka. Czuję ,że Anastazja będzie musiała chronić Guy'a przed Isoldą, która jak mi się zdaje nie jest zbyt życzliwa dla czarnego rycerza.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej Guy zastanawia się nad swoim uczuciem do Anastazji i Marion.
A tu Cię Jolu zaskoczę - Guy sam sobie świetnie poradzi z Isolde. Może nie do końca "świetnie", bo będzie miał z nią "coś" do załatwienia, ale... chyba będzie zaskakująco, kiedy sytuacja z Isolde się rozwinie.
UsuńGuy jeszcze trochę pozastanawia się nad swoim uczuciem do Marian, niestety. Dość długo myśli :)
Oh ile ja bym oddała żeby Guy tak mi recytował..... i tylko tyle bo takiego poniewierania bym nie zniosła. Jak on to sobie niby wyobraża? Ślub z Marian(em) a noc poślubna z Anastazją pfff... też wymyślił w życiu bym się na to nie zgodziła,,,, Hmm... pojawiła się nowa interesująca postać ciekawie ale najbardziej czekam na rozwinięcie wątku Alana oj tak :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nowa postać będzie pewnym zaskoczeniem :) Alan, jak już raz podczepi się pod Guy'a, to go nie opuści, a plany Guy'a względem związku z Anastazją po ślubie z Marianem? Po prostu ma chłop fantazję i wie, czego chce. Inaczej - wydaje mu się, że wie, czego chce, bo tak naprawdę chce czegoś innego, ale jeszcze o tym nie wie. Strasznie trudny i pokręcony facet :)
Usuń