środa, 29 kwietnia 2015

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część dziesiąta.

Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate. 

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.


***

Poprzednia, dziewiąta część tutaj.


Zatrzasnął wrota i zatrzymał się przy ścianie. Co ona robi… JAK mogła przyjść do szeryfa, podczas gdy przysięgała mu wierność i zapewniała, że palcem go nie tknie, że brzydzi się go, że… kocha tylko Guy’a! Mógł przewidzieć, że nigdy nie dorówna Marian, że nigdy nie będzie tak uczciwa i dobra. Zakłamana, ruska wywłoka! Guy z wściekłością uderzył pięścią w ścianę. Nie, nie mógł tak zostawić tej sytuacji. Anastazja należała do niego i zamierzał wymierzyć jej surową karę. Bez namysłu wtargnął do komnaty Vasey’a i… zamarł. Anastazja nadal stała przy drzwiach, pochylona, a szeryf siedział na łożu, czyszcząc sobie stopy szczoteczką.
- Wiedziałem, że wrócisz – wyszczerzył się – Ktoś musi zabrać stąd ten używany, wybrakowany towar.
Guy zatrząsł się, słysząc te słowa. Jak śmiał powiedzieć tak na jego Anastazję!? Tylko on miał do tego prawo, nikt inny! Ścisnął ją z całej siły za ramię i szarpnął, wyprowadzając z komnaty szeryfa. Ciągnął ją za sobą w milczeniu, kipiąc złością – i sam nie wiedział, na kogo właściwie był zły. Brutalnie wepchnął ją do swej komnaty i zaryglował z sobą drzwi. Bała się go.

- Ty zdradziecka, bezwstydna… Powinienem cię zabić!!!
- Ależ panie – płakała rozpaczliwie – Co zrobiłam?
- Co ty zrobiłaś? Lepiej zapytaj, co ja ci zrobię. To będzie gorsze i bardziej bolesne niż śmierć!
Zerwał z niej suknię i pociągając za włosy, posadził na podłodze, jednak jedno spojrzenie wystarczyło, by coś w nim pękło. Odepchnął ją od siebie i wstał. Cofnął się… Boże, jak mógł chcieć ją skrzywdzić choć przez sekundę!? Jak mogło przejść mu to przez myśl? Patrzył na nią zdezorientowany.
- Dlaczego? – zapytał cicho – Dlaczego tam poszłaś? Przysięgałaś mi wierność.
- Jestem wierna! – krzyknęła.
- Chciałaś zdradzić mnie z tym…
- Kazałeś mi tam pójść, nie pamiętasz? Przy lady Marian. Wstydziłeś się mnie i wysłałeś mnie do szeryfa, a ja zawsze spełniam twoje rozkazy, panie.
- Mówiłaś, że nigdy nie pozwolisz mu się tknąć!!!
- Wiedziałam, że mnie nie dotknie! Powiedział mi przecież sam, że nie skrzywdziłby cię. Że chciałby ze mną… ale nie zrobi tego, bo wie, że jestem twoja!
- A ty jesteś tak głupia, że mu uwierzyłaś! – Guy pchnął krzesło, które niemal wpadło do kominka.
- Gdyby spróbował, uciekłabym. Gdyby się nie dało, zabiłabym go, nie pozwoliłabym mu na nic, co byłoby wbrew twojej woli!
Gisborne usiadł na podłodze i oparł się o kominek. Zapadła cisza, przerywana tylko cichym łkaniem Anastazji. Co się nim działo? Jeszcze przed chwilą chciał wybrać sobie nową kochankę, a teraz siedział zaryglowany w swej komnacie z płaczącą Rusinką i nie wiedział, co zrobić. Jeszcze przed momentem był zadowolony i dumny z tego, czego dokonał dzisiejszego dnia, a teraz męczyły go wyrzuty sumienia, coś, co dotąd było mu całkowicie obce…
- Przecież ja cię kocham – odezwała się Anastazja – Jak mogłeś pomyśleć, że ja i szeryf…
- Wiem, że nie zrobiłabyś tego – mruknął niechętnie.
- A ja wiem, że nigdy nie będę jak lady Marian. Nigdy mnie nie pokochasz, wiem że kochasz ją i tak naprawdę pragniesz jej, ja jestem tylko czymś, co ma ci pomóc… Umilić czas oczekiwania na ślub z nią. Wiem, że ją kochasz…
- Przestań.
- Przynajmniej mnie nie okłamuj!
Podniósł wzrok i wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę. Nie potrafiła odgadnąć, co kryje się za tym spojrzeniem, co myślał, co czuł, gdy tak na nią patrzył. Nie był zadowolony, tego była pewna, a ona pozwoliła sobie na zbyt wiele. Było jej jednak wszystko jedno; jeśli choć trochę mu na niej zależało, znowu stanie się tym cudownym, kochanym Guy’em, jakim był zeszłej nocy, a jeśli nie – może ją nawet zabić. Jakie życie czekało ją bez niego?
- Pozwól mi wyjść – szepnęła, zasłaniając się suknią – Nie będziesz musiał na mnie patrzeć.
- Anastazjo…
- Proszę – powtórzyła – Zrób dla mnie choć tyle.
- Nigdzie nie wyjdziesz.
Odwróciła wzrok. Czuła się upokorzona, i nie miała odwagi patrzeć na niego. Guy powoli wstał i podszedł do niej. Zdjął rękawice i rzucił je na podłogę tuż obok niej. Kiedy tak patrzył na nią z góry, wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Pomyślał sobie, że nie zasłużyła na to wszystko, i miał ogromne wyrzuty sumienia, że choć przez moment przez myśl przeszło mu, że mógłby ją… Nie, to okropne! Przecież nie był taki! Zdenerwował się i bardzo go poniosło, ale przecież NIGDY nie zrobiłby jej czegoś tak obrzydliwego!
- Nigdy nie porównuj się do Marian – powiedział, choć zrobił to tylko dlatego, by Rusinka nie poszła o krok za daleko i nadal czuła do niego respekt; tak naprawdę miał ochotę po prostu mocno ją przytulić, a nawet… przeprosić. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić – Nigdy o niej nie wspominaj, rozumiesz? Prosiłem cię o to?
- Nie, panie – mruknęła.
- Nie życzę sobie, żebyś oceniała moje uczucia względem niej. To ty jesteś moją kobietą, z tobą dzielę moje łoże, i powinnaś być wdzięczna, że wybrałem ciebie.
- A kiedy to szczęście się skończy, panie? – zapytała retorycznie; domyślała się odpowiedzi, choć nie sądziła, że Guy powie coś zupełnie innego, niż przewidywała.
- Nigdy. Jeśli będziesz mi wiernie służyć, to… może nigdy.
Podniosła wzrok. Guy usiadł obok niej i odgarnął włosy z jej mokrej od łez twarzy.
- Jak to…? Przecież ożenisz się z lady Marian, a wtedy to ona będzie panią twojej alkowy…
- Anastazjo, nie bądź głupia – uśmiechnął się ironicznie – Sądzisz, że zrezygnuję z ciebie w imię uczucia? To, co czuję do Marian, to jedno, a to, że jesteś najcudowniejszą kochanką, jaką miałem, to wystarczający powód, żeby nie kończyć tego, co jest między nami. Jako mężczyzna mam prawo do przyjemności, a moja żona wcale nie musi o tym wiedzieć. Rozumiesz? Jeśli tylko będziesz taka, jak dotąd, cicha, wierna i posłuszna, możesz służyć mi jeszcze bardzo, bardzo długo… Kiedy zamieszkam z Marian w Locksley, zabiorę cię ze sobą. Zawsze będę chciał mieć cię blisko siebie.
- Sir Guy…
- Żadna nie była jeszcze tak blisko mnie – podkreślił – Jesteś pierwszą i jedyną kobietą, z którą spędzam całe noce i z którą rozmawiam, przed którą się otwieram. Chyba nie chcesz tego wszystkiego zniszczyć, prawda, moja piękna…?
Potrząsnęła głową. Nie chciała. Ale czuła się teraz… no właśnie, jak? Jak zabawka? Przedmiot? Jak on sobie to wyobraża? Za ścianą będzie jego żona i dzieci, a on z nią… będą kochać się w jej małej izdebce, jak gdyby nigdy nic? O ile była w stanie znieść sytuację, w której była, gdzie Guy otwarcie przyznawał się do miłości do Marian ale sypiał z nią, z Anastazją, jako swoją pocieszycielką, to jednak nie potrafiła pojąć planu na dalszy romans podczas trwania jego małżeństwa. To było strasznie niemoralne. Skąd ten człowiek bierze w sobie tyle cynizmu? Jak potrafił kłamać swej ukochanej, patrząc jej w oczy? A może… może wcale jej nie kochał, dlatego tak łatwo przychodziło mu okłamywanie jej? Przecież to z Anastazją był całkowicie szczery, a nie z Marian!
- Będzie jak sobie zażyczysz, panie – powiedziała cicho – Zrobię dla ciebie wszystko.
- Wiem – westchnął – I… przepraszam cię.
Zdębiała. Nigdy nikt na tym zamku jej nie przeprosił! A już szczególnie nie sir Guy! Jakim cudem pan przepraszał służącą!?
- Mój panie, za co?
- Nie skrzywdziłbym cię – odsunął delikatnie suknię, która okrywała jej ciało, przytrzymywaną lekko przez jej drżącą dłoń – Poniosło mnie. Nie wiem, co mnie opętało. Byłem strasznie zazdrosny i wściekły, kiedy wyobraziłem sobie ciebie z szeryfem. On nie ma prawa cię dotykać!
- Panie, pozwól mi o coś zapytać…
- Pytaj, moja śliczna – odparł, bawiąc się jej włosami.
- Panie, czy ty… czy tobie na mnie w jakiś sposób…
- Dokończ.
- Wybacz śmiałość, ale… czy tobie na mnie zależy?
Uśmiechnął się uroczo. Anastazja speszyła się, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Roześmiał się, a widok ten był tak rozkoszny dla Rusinki, że pragnęła, by zawsze Guy był tylko taki… Chciała codziennie tak mocno go uszczęśliwiać, by śmiał się do niej.
- A czy nie dość ci to okazuję, Nastenko?
Uspokoiła się; wrócił dawny Guy. Jej kochany, wspaniały mężczyzna, którego kochała. Pewnie, że tego ponurego, agresywnego, okrutnego kochała nie mniej, ale ten uśmiechnięty dbał o nią. Całował, tulił, prawił komplementy, pieścił, podziwiał… Tamten zły wprawiał ją w przerażenie, ale tym bardziej go kochała, bo pragnęła go zmienić. Jak tu odnaleźć się w tym poplątaniu dziwnych i sprzecznych uczuć?
- Dziękuję, panie.
- Nie tak – poprawił ją – Nie masz tak do mnie mówić.
- Myślałam, że…
- Że co?
- Że jesteś na mnie zły i tego nie chcesz.
Patrzył na nią tak, że zrobiło jej się gorąco. Uniósł lewy kącik ust w kpiącym uśmiechu i tym bardziej świdrował ją wzrokiem, czuł, że dziewczę coraz bardziej peszy się.
- Nie umiem być zły na ciebie – powiedział w końcu – Nawet, jeśli cię oschle traktuję, to jestem zły na siebie. Jesteś przecież moim światełkiem, moją piękną udręką a zarazem ukojeniem, moim spokojem i niepokojem, kiedy jesteś, czuję się dobrze, a kiedy cię nie ma, szaleję ze strachu, że ktoś cię skrzywdzi. Powiedz, czym mnie tak zaczarowałaś? Co mi zrobiłaś?
- Panie, ja… ja nigdy nie słyszałam takich słów…
- Moja cudna kochanko, słońce mojego poranka, moja niewolnico, moja pani, kolorowy motylu, mój drżący liściu, moja ukochana…
- Co… co ty powiedziałeś? – zarumieniła się, słysząc poetyckie wyznania Guy’a, a on zamknął oczy i mówił dalej:
- Moje życie leży w twoich malutkich dłoniach, moja różo ze Wschodu. Jak mam ci się oprzeć, jak żyć, jak patrzeć na inne kobiety, kiedy stoisz we łzach i wołasz mnie niemo spojrzeniem?
- Mój piękny, czarny rycerzu – szepnęła, całując go raz po raz – Jesteś moim nieszczęściem… Jak mogę być szczęśliwa, kochając cię bez wzajemności? Jak mam się uśmiechać, wiedząc, że twoje udręczone, zasnute ciemną mgłą serce nie należy do mnie…
- Po prostu mnie kochaj, Anastazjo – odparł miękko – I uszczęśliwiaj mnie, a wtedy zabierzesz sobie cząstkę mojego serca dla siebie…
Nie wierzyła w to, co słyszy. Pierwszy raz mówił do niej tak pięknie, to było do niego tak bardzo niepodobne, ale pierwszy raz poczuła, że Guy nie do końca zamyka przed nią możliwość zdobycia jego serca. Sam przecież przed chwilą o tym mówił! I choć ofiarował jej tylko cząstkę, to przepełniała ją radość. Może kiedyś zrozumie, że nie może bez niej żyć, i to jej potrzebuje, a nie tej zakłamanej wiedźmy Marian!
- Kocham cię, Guy. Zawsze będę… Jestem twoją niewolnicą, a ty – rycerzem mojego serca.
Przyciągnęła go do siebie i zatopiła palce w jego włosach, mierzwiąc je podczas długiego, namiętnego pocałunku. Naiwnie wierzyła w całkowitą szczerość jego wyznań, nie dopuszczając do siebie myśli, że Guy manipuluje nią, by odzyskać jej bezgraniczne zaufanie. Oczywiście że Anastazja podobała mu się, miał do niej ogromną słabość i tak naprawdę bardzo jej potrzebował, a wręcz uzależnił się od jej bliskości, ale nadal przekonany był, że to tylko kochanka, a jego miłością życia jest Marian. Mimo tego jednak piękne słowa, które skierował do Rusinki, były po to, by uspokoić ją, a zarazem uciszyć swoje sumienie. Guy zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie rani Anastazję, ale nie potrafił inaczej. Co dziwne, w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że kłamstwami może ranić także Marian – kobietę, którą kochał. Był przekonany, iż sam fakt, że ją kocha, wystarcza. W stosunku do Anastazji czuł powinność, by dbać o nią, by była przekonana o swojej wyjątkowości – bo taka przecież w jego mniemaniu była. Była dla niego cenna, bo przy niej czuł, że zmienia się, jak więc mógł być dla niej niedobry?
- Guy… - usłyszał jej głos, który wyrwał go z zamyślenia – Co się dzieje?
- Co?
- Nie reagujesz na moje pocałunki… Zrobiłam coś źle?
- Zamyśliłem się. Mam tyle na głowie…
- Może wyjdę? –zaproponowała nieśmiało, ale on mocniej przycisnął ją do siebie.
- Nie. Tym bardziej musisz zostać… Nie chcę dziś myśleć o niczym poza tobą. Wiesz, Nastenko, jesteś moim jedynym stałym, pewnym elementem w życiu. Nawet, kiedy Hood mi się wymyka, poddani nie słuchają, Marian mnie zwodzi, a Vasey poniża mnie przy wszystkich, ty zawsze jesteś, uśmiechasz się, i… czuję się przy tobie inaczej.
- Lepiej? – przytuliła się do niego, całując lekko w szyję.
- Lepiej – uśmiechnął się, zrelaksowany – Normalnie. Wiesz, co w tobie najbardziej lubię?
- Co, mój kochany?
- Potrafisz słuchać. I masz w sobie coś takiego, co sprawia, że sam się przed tobą otwieram. Nie potrafię otworzyć się przy nikim innym.
- Bo to ja cię kocham, Guy – powiedziała stanowczo – Nikt inny poza mną cię tak nie kocha. Dlatego mi ufasz, bo doskonale o tym wiesz.
Odsunął ją nieco od siebie i spojrzał na nią badawczo. Robiła się coraz bardziej pewna siebie… To dobrze, taką ją lubił. Taka powinna być.
- Wiele dziewcząt mnie kochało – próbował ją prowokować – Annie też mnie kochała.
- Ale ja nie jestem Annie.
Zaskoczyła go. Przez chwilę nie wiedział, jak się zachować; rozum podpowiadał mu, że powinien ją zbesztać – jako służąca nie miała prawa do takiej zuchwałości, jednak Anastazja nie była tylko służącą. Była jego kochanką, powierniczką, a tu zdecydowanie cenił sobie szczerość i odwagę. Nie lubił głupich dziewcząt, a ona zdecydowanie taka nie była. Jej ponadprzeciętny intelekt intrygował go, Anastazja oprócz tego, że była szczera w wyznawaniu swych uczuć, miała też wyrobione własne zdanie na wiele tematów, i ku jego zaskoczeniu posiadała pewną wiedzę o świecie – co wśród dziewek niskiego stanu było naprawdę rzadkością. Musiał przyznać, że tutaj nawet Marian ustępowała jej pola. Była piękna, słodka, otwarta, dobra, ale… nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek z nią o czymś rozmawiał. Jasne, on oświadczał się jej, ona odmawiała, odsuwając sprawę do powrotu króla. Rozmawiali też o jej samopoczuciu, o jej ojcu, o tym że szeryf nie powinien pobierać tak wysokich podatków i ciemiężyć ludu, ale… to było wszystko. Z Anastazją było inaczej, nigdy się z nią nie nudził, tak naprawdę po upojnym wieczorze mógłby spędzić całą noc na rozmowie z nią. Zauważył, że słucha go zawsze z ogromnym zainteresowaniem, i łatwo zapamiętuje wszystko, co jej mówi. Jak mógł oprzeć się takiej kobiecie?
- Przepraszam – przerwała nagle ciszę trwającą między nimi – Powiedziałam za dużo.
- Nie, nie! Masz rację… Nie jesteś Annie. Nie jesteś jak żadna z nich.
Posłał jej cudowny uśmiech, który oprócz całej swojej wspaniałości był też niebezpieczny. Z każdym uśmiechem, gestem Guy’a zakochiwała się w nim coraz mocniej. Traciła głowę widząc, że zależy mu na niej, i co najgorsze – zdawała sobie z tego sprawę. Doskonale wiedziała, że nie ma już dla niej z tej sytuacji ucieczki, ale ona… wcale nie chciała uciekać.
***
Robin nie spał całą noc. Planował, jak uratować Alana, by nie powtórzyła się ostatnia sytuacja. Co prawda z uprowadzenia służących wyszli zwycięsko, ale nie było łatwo, o mały włos a ich zarządczyni pokrzyżowałaby im wszystkie plany! Z Alanem musieli być ostrożni, na pewno był pilnie strzeżony przez kilkunastu strażników. Jak to zrobić, by nie zaszkodzić przyjacielowi?
- Robin – Djaq podniosła się z lichego posłania; zdziwiła się, że Hood nie śpi – Co ty robisz?
- Zastanawiam się, co robić.
- Nie spałeś?
- Nie mogłem. Martwię się o Alana, ta kanalia specjalnie nie ustaliła terminu egzekucji, żebyśmy nie byli na to przygotowani.
- Robin, widzę tylko jedno wyjście.
- Jakie?
- Obudzimy zaraz wszystkich, przebierzemy się i udamy się do Nottingham – objaśniała Djaq – Tam spędzimy cały dzień, kręcąc się tu i tam. W końcu musimy coś dostrzec! Będziemy mogli w porę zareagować.
- No tak! – ucieszył się – Masz rację! To świetny pomysł! Will, Much, John, wstawajcie, ruszamy!
Towarzysze niechętnie wstali ze swoich posłań, ale rozumieli, że robią to wszystko dla Alana. Posilili się i narzucili na siebie łachmany, by wyglądać jak biedni wędrowcy, i ruszyli w stronę Nottingham. Wschodzące słońce oświetlało im drogę i napawało optymizmem. Musiało się udać!
- Czekajcie! – szepnął konspiracyjnie Will – Tam ktoś jest…
Wskazał dłonią na poruszające się gałęzie krzewów nieopodal. Po chwili wyłoniła się zza nich kobieca sylwetka osłonięta szarym płaszczem z kapturem. Musiała się przestraszyć, bo zaczęła biec w drugą stronę.
- Hej! – krzyknął Robin – Zaczekaj!
Ruszyli za nią ile sił w nogach. Biegła szybko, niełatwo więc było ją dogonić, udało się to dopiero, gdy kobieta potknęła się o wystający  korzeń drzewa. Robin dopadł do niej i zdjął kaptur z jej głowy; patrzyła na niego z przerażeniem. Wydawało mu się, że zna tą twarz… A może to tylko pozory. Może zwyczajnie jest do kogoś przypadkiem podobna.
- Nie bój się – uspokoił ją – Nic ci nie zrobimy, możemy pomóc.
- Zostaw mnie!
- Posłuchaj, jestem Robin Hood a to moi przyjaciele. Na pewno o nas słyszałaś.
Popatrzyła po ich twarzach podejrzliwie. Nie wyglądali na zbójców… Kobieta im towarzysząca uśmiechała się ciepło. Może to naprawdę niegroźni ludzie?
- Wypuść mnie, pójdę swoją drogą – zażądała.
- Tu jest bardzo niebezpiecznie. Powiedz jak masz na imię?
- Isolde – mruknęła niechętnie.
- Francuzka?
- Mhm. Coś jeszcze?
- Naprawdę chcemy ci pomóc – odezwała się Djaq – Powiedz, czego szukasz w tych stronach?
- Muszę się z kimś zobaczyć.
- Dobrze – Robin puścił ją i odsunął się – Nie będziemy cię zmuszać. Pomoglibyśmy ci, ale skoro nie chcesz…
Zwątpiła. Przecież samej może być jej rzeczywiście ciężko… Jeśli to rzeczywiście Robin Hood, to mogła mieć pewność, że nie stanie jej się krzywda. Postanowiła zaryzykować.
- Zaczekaj! – chwyciła go za rękę – Rzeczywiście trochę się zgubiłam. Muszę dojść do Nottingham.
- Nie chcę być wścibski, ale… szukasz kogoś?
- Tak – westchnęła – Ale to nieważne. Pomóżcie mi tam dotrzeć.
- Żaden problem, właśnie tam zmierzamy.
Ruszyli w drogę, próbując się dowiedzieć czegoś od Isolde, jednak kobieta była niezmiernie tajemnicza, od razu było widać, że skrywa jakiś mroczny sekret. Kogo mogła szukać w Nottingham? Nie dawało mu to spokoju. Isolde otworzyła się nieco i rozmawiała z drużyną Robina, jednak pilnując się, by nie zdradzić za dużo o sobie. Nie wiedziała, jaki stosunek mają do mężczyzny, którego poszukiwała, choć domyślała się że na pewno nie cieszy się powszechnym uwielbieniem. Jeśli nie zmienił się od ich ostatniego spotkania, to była przekonana, że ludzie go nienawidzą. Tak, jak i ona. To jednak nie był czas na rozważania, najpierw chciała wybadać teren i rozejrzeć się. Właśnie dotarli do bram Nottingham, ale nie mogli wejść tam normalnie, przez bramę, postanowili więc spróbować przejść nad murem. Znaleźli ciche i spokojne miejsce, gdzie nie było straży, i przedostali się na drugą stronę. Byli już w Nottingham. Teraz wystarczało tylko pokręcić się tu i ówdzie i pilnie obserwować. Rozdzielili się, Robin z Muchem poszli osobno, Mały John z Willem czatowali w pobliżu bramy, natomiast Djaq towarzyszyła Isolde. Zgodnie z umową po godzinie spotkali się pod karczmą.
- I jak? – zapytał Robin – Coś widzieliście, słyszeliście?
- Nic. Isolde próbowała podpytać paru chłopów, czy słyszeli coś o egzekucji, ale nikt nic nie wiedział.
- Nie boicie się? – Francuzka uważnie patrzyła na Robina – Podobno szeryf Nottingham to niebywały okrutnik, a jego najbliższy rycerz to zło wcielone…
- Gisborne? – parsknął Hood – Już nie raz sobie z nim radziliśmy. A szeryf to podstarzały histeryk, bez tego swojego rycerzyka nic by nie zrobił.
- Gisborne – szepnęła Isolde; zrobiła się blada.
- Co ci jest?
- Nie, nic – cofnęła się o krok – Przypomniałam sobie tylko, jak…
- Hej ludzie! Nie chcę być zabawny, ale fajnie was widzieć!!!
Wszyscy jak jeden obrócili się do tyłu. To… Alan we własnej osobie! Cały, zdrowy, choć nieco obity.
- Alan! Ty podły draniu! – Robin rzucił mu się w ramiona – Tak się o ciebie baliśmy!
- Ja o was też – roześmiał się – Jak byście sobie beze mnie poradzili?
- Ale ja ty sobie bez nas poradziłeś!?
- Nie ma o czym mówić. Trochę porozmawiałem ze strażnikami, oczywiście na pięści, i… teraz jestem z wami.
- Zbiegłeś z lochów zamku SAM!? – wykrzyknął zduszonym głosem John – To prawie jak samobójstwo!
„Samobójstwem jest to, że paktuję z diabłem Gisbornem”, pomyślał Alan, ale musiał robić dobrą minę do złej gry, uśmiechał się i żartował jak dawniej, byle nikt się nie domyślił jego zdrady.
- Dajcie spokój. Jestem z wami, to się liczy. A co to, mamy nową towarzyszkę? – rzucił okiem na towarzyszącą przyjaciołom nieznajomą.
- Isolde, pomogliśmy jej dotrzeć do miasta – odparł Will – A teraz…?
- Teraz…
- Nie zostawimy cię, Isolde. Pomożemy ci, jakikolwiek masz problem.
Kobieta popatrzyła na Robina i zwątpiła. Powiedzieć im czy odejść, by samej spełnić swą powinność…?
***
Guy zadowolony z siebie wyszedł z lochów. Był pewien Alana, na szczęście trafił na człowieka trzeźwo myślącego, który bardziej niż dobro grupy obdartych wieśniaków cenił sobie woreczek złota. Szeryf ozłoci go za oswojenie banity, był tego pewien! Alan w najbliższych dniach miał przynieść mu ważne informacje. Ale o tym zamierzał pomyśleć później…
Wszedł do swej komnaty i spojrzał, jak promienie słońca wpadają przez uchylone okiennice, oświetlając kształtne ciało Anastazji. Była tak piękna… Zanim wyszedł, odkrył ją i podziwiał w całości. Mógł spędzić tak cały dzień… Patrzyłby na nią, rozmarzony, a potem kochaliby się tak, jak zawsze, potem rozmawialiby, śmieliby się, może zabrałby ją na przejażdżkę konną do lasu, a tam usiedliby w cieniu drzewa i…
- Guy – szepnęła, czując na sobie jego wzrok.
- Mój słowiku – pocałował ją czule w policzek – Musisz już wstać.
- Już…
Uśmiechnął się. Ta dziewczyna budziła w nim niespotykane pokłady radości i beztroski!
- Gdy trawa się zieleni i rosną młode liście, gdy kwiaty pączkują na nizinach… Gdy słowiki tak słodko śpiewają w zielonych lasach, raduję się pieśnią, kwiatami, lecz najbardziej moją panią, wszystko dookoła mnie zamienia się w radość, ale to dla niej mój zachwyt wzbija się wysoko.*
Otworzyła szeroko oczy. Recytował z zamkniętymi oczami, jakby próbował przywołać jakieś wspomnienia, jakby trudność sprawiało mu powolne wymawianie tych słów. To było tak piękne… Anastazja usiadła na łożu i pocałowała jego obie dłonie.
- Co to było? – zapytała.
- Stara pieśń – westchnął – Moja mama śpiewała mi ją, gdy byłem mały. Śpiewała po francusku, nie potrafię powtórzyć jej idealnie zrymowanej po angielsku, musisz mi wybaczyć.
- Mój kochany, to było przecudne! Pamiętasz więcej takich pieśni?
- Tak – pocałował ją w czoło – Ale nie teraz. Mam ważne sprawy. Proszę, ubierz się i idź do swoich zajęć. Przyjdziesz tu wieczorem.
- Po wieczerzy?
- Przyjdziesz tu z wieczerzą dla nas dwojga – odparł – A teraz idź już.
Posłusznie skłoniła głowę i zaczęła się ubierać. Guy wstał i czekał na nią przy drzwiach. Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby wziął Anastazję i wyjechał z nią daleko… Do Francji. Gdzieś w rodzinne strony. Może nawet zapomniałby tam o Marian?
- Guy – odezwała się niepewnie – Nigdy nie mówiłeś o twojej matce…
- Bo to długa i niekoniecznie przyjemna sprawa – warknął – Powiedziałem, żebyś wyszła.
- Przepraszam…
- Anastazjo, nie próbuj mojej cierpliwości! – krzyknął.
Szybko założyła pantofle i podeszła do drzwi. Skłoniła się ze strachem i wyciągnęła dłoń w kierunku drzwi, gdy Guy obrócił ją w swoją stronę. Patrzył na nią przez chwilę i nie wiedziała, czy w jego oczach było więcej złości, czy bólu. Zauważyła jednak, że Guy skrywa w sobie wiele cierpienia, wiele wspomnień, o których pewnie wolałby zapomnieć. Czy to one doprowadziły do tego, kim się stał?
Wypchnął ją lekko za drzwi i sam poszedł w swoją stronę. Cały czas bił się z myślami, z jednej strony pragnął w końcu wyrzucić z siebie ból ciężkiego dzieciństwa, dorastania, cierpienia, którego doznał, z drugiej jednak strony był wściekły na siebie, że okazuje słabość przy kobiecie. Czuł jednak, że długo tak nie wytrzyma i w końcu wyzna Anastazji, co go gnębi… Na to jednak musiała przyjść odpowiednia pora. Nie mogła go do niczego zmuszać, bo tym tylko go denerwowała.
Postanowił odetchnąć świeżym powietrzem. Dla pewności uzbroił się w swój miecz i wyszedł na dziedziniec.
***
Banici cieszyli się z powrotu przyjaciela. Siedzieli jeszcze jakiś czas pod karczmą w Nottingham, ale w końcu Robin zakomenderował, że czas już iść.
- Isolde, mam nadzieję, że dasz sobie pomóc? – zapytał z nadzieją.
- To znaczy?
- Oferujemy ci całodobową ochronę i nocleg – zażartował Alan – Nie chcę być zabawny, ale pasowałabyś do nas.
- Wątpię – mruknęła.
- Zostajesz więc w Nottingham?
Isolde milczała, wpatrując się w sylwetkę ubranego na czarno mężczyzny, który wychodził właśnie z zamku. Stanął na schodach i wyprostował się, patrząc z wyższością na wszystkich dookoła. Tak, poznała go… Ten człowiek zrobił jej kiedyś coś, co dogłębnie ją skrzywdziło.
- Guy – szepnęła złowrogo – Ty żyjesz… jeszcze żyjesz…


* wiersz w oryginale tutaj


Następna część za tydzień.

Aktualizacja 06/05/2015, następna część tutaj

9 komentarzy:

  1. Kate, jeszcze nie odszczekuję każdego słowa sprzed tygodnia.:) Guy nadal nie jest aniołem i bardzo dobrze!:) Taki ma być: dwulicowy, porywczy, nieufny, cyniczny a jednocześnie delikatny, szukający ciepła i zrozumienia. Podoba mi się to, że zaczyna dostrzegać różnicę między Anastazją i Marian(em), choć chyba nie docenia Rusinki. Ona wprawdzie wiele dla niego jest skłonna poświęcić, ale nie jest głupia i widzi więcej niż Guy'owi mogłoby się wydawać. Marian ma groźną przeciwniczkę.
    Robin kolejny raz potwierdził "wybitną" lotność umysłu.:) Trzymam kciuki za Alana.:) I Isoldę - chyba namiesza w tej historii.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam dwulicowy... pogubiony zwyczajnie! :) Jego moralność jest doprawdy zaskakująca, ale cóż zrobić - to nie jest świat dla dobrych, wrażliwych, słabych chłopców. Musi sobie jakoś radzić! Masz absolutną rację co do Anastazji, wydaje się taką bezwolną, kruchą, cichą dzieweczką, ale uwierz, że potrafi też intrygować (oczywiście w granicach rozsądku i tylko z korzyścią dla Guy'a... i dla siebie :), a jej zdolność kalkulowania i przewidywania jest doprawdy niesamowita.
      Obiecuję, że specjalnie dla Ciebie w nabliższym czasie podwoję lotność umysłu naszego bohatera w zielonych gatkach :) A Isolde... zagości na dłużej.

      Usuń
    2. Skoro to nie świat dla "dobrych, wrażliwych i słabych chłopców", to jestem spokojna o los Robina. Trafi do jakiegoś alternatywnego świata, gdzie wszyscy żyją na drzewach i uśmiechają się łagodnie, acz głupawo.:)
      Guy nieźle zapętlił się. Dobrze, ze ma przy sobie mądrą kobietę, bo sam się z tego wszystkiego nie wykaraska. :)

      Usuń
    3. Znaczy Robin trafi do małpiego raju? Super! Tylko niech uważa, bo tam królem jest King Kong, który raczej nie lubi konkurencji - a Robinek uwielbia podskakiwać do większych i mądrzejszych od siebie :)

      Usuń
    4. I patrz! Już wiadomo, jaki los spotka Robina.:)) W sumie to wystarczy, by podskakiwał nie tym co trzeba w swoim świecie. Też doigra się chłopina.:)

      Usuń
  2. Dzięki Kate za następującą część fascynującego opowiadanka. Czuję ,że Anastazja będzie musiała chronić Guy'a przed Isoldą, która jak mi się zdaje nie jest zbyt życzliwa dla czarnego rycerza.
    Coraz bardziej Guy zastanawia się nad swoim uczuciem do Anastazji i Marion.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tu Cię Jolu zaskoczę - Guy sam sobie świetnie poradzi z Isolde. Może nie do końca "świetnie", bo będzie miał z nią "coś" do załatwienia, ale... chyba będzie zaskakująco, kiedy sytuacja z Isolde się rozwinie.
      Guy jeszcze trochę pozastanawia się nad swoim uczuciem do Marian, niestety. Dość długo myśli :)

      Usuń
  3. Oh ile ja bym oddała żeby Guy tak mi recytował..... i tylko tyle bo takiego poniewierania bym nie zniosła. Jak on to sobie niby wyobraża? Ślub z Marian(em) a noc poślubna z Anastazją pfff... też wymyślił w życiu bym się na to nie zgodziła,,,, Hmm... pojawiła się nowa interesująca postać ciekawie ale najbardziej czekam na rozwinięcie wątku Alana oj tak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nowa postać będzie pewnym zaskoczeniem :) Alan, jak już raz podczepi się pod Guy'a, to go nie opuści, a plany Guy'a względem związku z Anastazją po ślubie z Marianem? Po prostu ma chłop fantazję i wie, czego chce. Inaczej - wydaje mu się, że wie, czego chce, bo tak naprawdę chce czegoś innego, ale jeszcze o tym nie wie. Strasznie trudny i pokręcony facet :)

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.