Podobnie jak inni bloggerzy również i ja czasami zaglądam do blogowych statystyk. I dziś chcę się z Wami podzielić wybranymi wpisami zamieszczonymi w
różnego rodzaju przeglądarkach, które otworzyły drogę do tego miejsca. Więc oto
one (przycięte screeny) w przypadkowej kolejności do których pozwoliłam sobie dodać mój komentarz.
- chciałbym aby spędził je w naszym kraju,
- nie, będzie żył długo i szczęśliwie ( ale tylko w naszych marzeniach) ;-)
- ciekawe w którym ;-)
-oficjalnie, ta rola w jego życiu jest jeszcze do obsadzenia ;-)
- prawdopodobnie w opisach RA :-)
- hmm...ciekawe o którą scenę chodzi ;-)
- oczywiście, jego synowie to Kili i Fili :D ( żartowałam)
- nie dziwię się :-)
-zastanawiam się o którego "kolesia" chodzi ;-)
- niestety ja takowego nie mam :(
- zawsze wywołuje drżenie mego serca :-) szczególnie ten z drugiego sezonu "Robin Hooda"
- w największym skrócie, to facet z aspiracjami :-)
- nie wiem dlaczego mam ochotę dodać, podczas golenia lub pod prysznicem;-) sorry RA
- wzrost Richarda Armitage'a to 6' 2½" co daje 189 cm wzrostu ( źródło)
Ile bym dała, żeby Ryś zawitał do Polski, najlepiej na jakieś spotkanie z fankami. ;)
OdpowiedzUsuńNo i jaki on wysoki! Wiedziałam, że wzrost ma słuszny, ale nie wiedziałam, że ma prawie 1,90. :)
Też bym bardzo tego chciała, aby przyjechał na jakieś kameralne spotkanie z nami Lady Lukrecjo :) I tak, Ryś jest dość wysoki, więc nie ma się co dziwić, że na niektórych zdjęciach typu selfie często jest lekko przygarbiony.
UsuńMarzy mi się takie spotkanie, w dość niewielkim gronie, bardziej pogaduchy niż promocyjny wywiad. Bez pośpiechu, bez wyznaczonej godziny zakończenia - tak, żebyśmy mogły nagadać się z nim do woli, narobić całą serię przytulanych zdjęć, a potem, w późnych godzinach nocnych lub wczesnych porannych, odprowadziły go do hotelu (przecież śpiący by już był na pewno i może trochę pijany, bo wino na spotkaniu obowiązkowe, więc lepiej nie ryzykować - jeszcze gdzieś się zgubi) i jeszcze raz ucałowały na dobranoc.
UsuńPomarzyć można.
Można a nawet trzeba pomarzyć Kasieńko:) Takie spotkanie zapadłoby w pamięci na całe życie.
UsuńSztuczna inteligencja bloggera uznała za stosowne, by mój powyższy wpis zatwierdzić słowem "Action". Zupełnie jakby to była zawoalowana sugestia: "No to działaj, dziewczyno, działaj, zamiast marzyć. Organizuj takie spotkanie, bo nikt za Ciebie tego nie zrobi!" Ha, bloggerze drogi, żeby to było takie proste :-)
UsuńOch na temat bloggera wolę się nie wypowiadać, bo nie chcę tu zamieszczać niecenzuralnych słów. Ale widzę, że słusznie Ci Kasieńko ta bestia podpowiada:)
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńHahaha :) wpisy są przezabawne a twoje komentarze świetnie je podsumowują :) Sama czasem jak zaglądam do statystyk mojego bloga to przypominają mi się słowa Kowalskiego z "Pingwinów z Madagarskaru" : Matko cóż ja tam ujrzałem! :)
Najbardziej rozbawiło mnie zapytanie "Kto to guy gisborne" oraz "jak się nazywa koleś z kapitana ame" hahaha :D
No i ja też "kocham Thorina" ;)
Hejka :)
UsuńMnie też potrzebna była mała dawka uśmiechu :) I mam wrażenie, że zaglądając do tych statystyk czasami, nieświadomie cytuję Kowalskiego z „Pingwinów…”. Wiesz, czasem zastanawiam się kto wpisuje takie hasła do przeglądarek , bo faktycznie jak można nie wiedzieć kim był Guy Gisborne?(!!!) :D
I absolutnie nie dziwię się, że kochasz Thorina :)
Właśnie.... jak można nie znać Guya? O.o Ignoranci, wszędzie ignoranci :P
UsuńHa ha ha.
UsuńI już nawet nie chodzi o Ryśkowego sir Guy’a, ale czy już naprawdę przestaliśmy wierzyć w legendę o Robin Hoodzie?
Właśnie.... choć wydaje mi się że ostatnimi czasy to właśnie Robin Hood z RA jest dość popularnym nośnikiem tej legendy... a może mi się tylko wydaje, bo żyję zadowolona w RA świecie i nie bardzo widzę co jest poza nim? ;)
UsuńTak, ten z RA jest wiąż w mojej głowie ;) A obiektywnie rzecz ujmując, to Kevin Costner też miał swój udział w rozpowszechnianiu tej legendy, chociaż przyznam się, że najbardziej w tej wersji lubię muzykę Bryana Adamsa :)
Usuń"Gdzie Richard Armitage spędzi wakacje?" Przecież to najważniejsze i strategiczne wręcz pytanie, które bardzo by nam ułatwiło planowanie własnych urlopów (i terminów, i miejsca wyjazdu). Tylko dlaczego przeglądarka sądzi, że akurat Ty, Aniu, miałabyś coś na ten temat wiedzieć? Chyba że to my czegoś nie wiemy ;-) No, Aniu, nie bądź taka, zdradź, dokąd się Rysiek wybiera. :-D
OdpowiedzUsuńNo cóż mój urlop musiałam zaplanować bez znajomości Ryśkowych planów :) I nie mam pojęcia dlaczego to niby ja miałabym to wiedzieć ;) Ale mogę puścić wodze fantazji i stwierdzić, że w tym roku Ryś spędzi urlop w Nowej Zelandii :)
UsuńNO post jakby dla mnie :) :D no właśnie wakacje wakacje :) Aniu wyjaw ten sekret :)
UsuńU mnie na działce? :D
Usuń... A tymczasem my, szalony Ryśkowy harem uknujemy tajny plan i pojedziemy za nim. :D
UsuńOczywiście z okrzykiem na ustach „ahoj przygodo!” sprawdzimy rozkład lotów:)
UsuńNowa Zelandia - też coś! To już bliżej nic nie ma?
UsuńBiedny Rysiek - w każdej restauracji czy kafejce, do jakiej by się wybrał, napotykałby ciągle te same spojrzenia urodziwych (niewątpliwie!) dam. Cóż, świat jest mały, Nowa Zelandia też nie za wielka, więc to oczywiście byłby czysty przypadek, że wciąż wpadałby na te same osoby i przy jedzeniu, i na pieszych wycieczkach, i na stokach, i na plaży...
Pewnie, że są i bliższe i może nawet i ciekawsze miejsca na wypoczynek, ale Ryś mówił, że bardzo mu się tam podobało. Ale widzę, że już jest!
UsuńCo jest? KTO jest? Gdzie jest?
UsuńMówisz o tym bliższym miejscu, czy może Rysiek właśnie do Twoich drzwi zadzwonił??? Usadź go na kanapie i nie wypuszczaj - już do Ciebie jadę!!!
Jasne z modrym , jedno słowo mi ucięło i popatrz co się dzieje :D Miało być, „widzę, że plan już jest!” Aż tak mocnych tabletek nie mam żeby go tu na kanapie widzieć :D
UsuńEeee, a już myślałam... :-( Trudno, rozbieram się z tej kurtki, czapki, rękawiczek i butów. Można by poprosić lekarza, by takie RA-tabletki przepisał. Co prawda byłyby to tylko halucynacje, ale jakże przyjemne.
UsuńTeż żałuję Kasieńko, i nawet nie wiem czego bardziej, czy tego, że RA tu nie ma czy tego, że nie przyjedziesz.
UsuńPrzecież nawet nie za bardzo wiem, gdzie mieszkasz :) Gdyby Rysiek u Ciebie był, to włączyłabym RAdar i wytropiła go prędzej czy później - nie ukryłby się nawet pod ziemią.
UsuńNo cóż prawda jest taka, że w mych myślach RA jest ( prawie ) nieustannie. :) A jeśli RA by tu u mnie był (zostawmy tabletki w spokoju) z pewnością nie chowałbym go pod ziemią, chociaż w moim mieście klasztor ma całkiem ciekawe podziemia ;-)
UsuńAniu, Rysiek nie Ofelia - do klasztoru go nie wysyłaj, chociaż rozumiem Twoje pragnienie ukrycia go przed całym światem tylko dla siebie.
Usuń
UsuńOch nie do klasztoru go nie wyślę, tym bardziej, że ten u mnie od lat nie pełni swojej funkcji. Zresztą grzech byłoby chować Rysia przed światem.
Czy mnie się wydaje, czy znowu wracamy do tematów klasztorno-zakonnych?
UsuńDziewczyny, gratuluję planów wakacyjnych! Czy mogę się tak nieśmiało podłączyć? :)
Pewnie, jeśli nie boisz się latać, Eve. ;-) (a w każdym razie bardziej niż ja ;-))
UsuńLatać się nie boję, a Nowa Zelandia piękna... w telewizji i w kinie widziałam :)
UsuńSuper! Będziesz trzymać mnie za rękę, bo ja straszny cykor jestem ;) I zgadzam się NZ warta jest zobaczenia jej na własne oczy.
UsuńAleż oczywiście! Tylko niech Kasieńka te RA-tabletki zabierze, to (od)lot będzie udany.
UsuńOj, wielki grzech.
UsuńCo do Rysia wakacji - to (moim skromnym zdaniem) powinien popodróżować trochę po Europie, a zacząć od Polski - mogłybyśmy zorganizować mu świetną wycieczkę krajoznawczą - wziąwszy pod uwagę, że pochodzimy z różnych stron Polski, to mamy w ofercie wszystkie walory - naszego kraju, oczywiście: góry, morze, jeziora i Ryśkowi brakłoby urlopu, żeby wszystko dokładnie obejrzeć i się w Polsce rozsmakować. Musiałby spędzić u nas kolejny urlop i kolejny i ciągle miałybyśmy coś nowego mu do pokazania. W NZ się dość nasiedział a u nas widoki nie gorsze - może skala mniejsza ale za to swojsko,serdecznie i miałby blisko do mamy.
Żadnych tabletek Eve, bo mam już ich serdecznie dość. Brr…
UsuńMasz rację Zosiu, ugościłybyśmy go należycie. A jako że Ryś ma (raczej )nienormowany czas pracy mógłby tu u nas dość długo zabawić ;)
UsuńWitajcie, siostry Rysianki, czy wciąż, jest jeszcze mowa o kąpielówkach Ryśka? Wpadłam jak Filip z konopii i bo pociechy mi się rozłożyły, i latam, od jednej do drugiej z syropkiem, czosnkiem i kamforą, a kupa papierów z pracy czeka, aż spędzę z nimi upojną noc. Dlatego wspomnienie tych kąpielówek jest dla mnie miłym urozmaiceniem..
UsuńO matko, posty mi się pomyliły...;)))
UsuńOd (lot) to ja mam odkąd Ryśka poznałam - żadne dopalacze nie potrzebne.
UsuńAleż co Ty, Rebecoo - kąpielówki Ryśka wszędzie pasują.
UsuńWitaj Rebecco! Skoro to post rozweselający, i skoro kąpielówki Ryśkowe Cię rozweselają, to jak najbardziej tu pasują. I mam nadzieję, że Twoja latorośl szybko wyzdrowieje.
UsuńNa ten sajgon w domu i pracy dopalacz w postaci Ryśka kąpielówek Ci się przyda.
UsuńWybaczcie, ja tak z tymi tabletkami, bo po lekarzu jestem. Ale macie rację, odlot zapewniony przez i do Rysia:)
UsuńI w końcu uznałby, że najlepiej osiąść u nas na dobre, by już bez ograniczeń móc napawać się wszystkimi walorami... naszego kraju, oczywiście.
UsuńMamę też można zaprosić - dobre relacje z przyszłą teściową to podstawa ;-) Gdyby jej się spodobało, to mogłaby syna przekonać do przeprowadzki, regularnie wiercąc mu dziurę w brzuchu.
Taka wycieczka krajoznawcza pod naszym przewodnictwem byłaby naprawdę znakomitym pomysłem. Pamiętacie, jak Rysiek chciał w Nowej Zelandii przekonać kolegów z planu do noclegu pod chmurką, przy ognisku, wzorem wędrownej gromady krasnoludów? Nic z tego pomysłu wtedy nie wyszło. A ja bym bardzo chętnie Ryśkowe marzenie spełniła, organizując mu nocleg pod gwiazdami gdzieś w naszym pięknym polskim krajobrazie - następnego dnia trzeba by mu smarować żelem pogryzione przez komary plecki, albo drapać go delikatnie (też dobra opcja).
Rany Julek, czy jest tu ktoś zdrowy na ciele (bo na umyśle wiadomo, że nie)? Ja byłam u lekarza wczoraj, dzisiaj i idę w czwartek. Jakaś epidemia! Ale po wpisać widać, że nas dobry humor i werwa nie opuszczają.
UsuńSpanie przy ognisku pod gołym niebem - cudo - pamiętam takie wyjazdy z wczesnej młodości. Jakby mamusia zobaczyła, jak o Ryśka dbamy to chciałaby wszystkie na synowe.
UsuńKasieńko, ugryzienia komarów najlepiej poślinić - od razu przestaje dokuczać.
UsuńI Rysiek przechodziłby z jednych czułych rąk w drugie, równie czułe i stęsknione.
UsuńDobrze, że nie wie, co my tu wypisujemy, bo zmieniłby swoje ciut wyidealizowane zdanie na temat wiernych fanek.
O, to można by trochę rozminąć się z rzeczywistością, pokazując Ryśkowi, gdzie komarek ugryzł ;-)
UsuńBo oczywiście leczenie komarowych bąbli byłoby wzajemne.
Nawet jak jeszcze gdzieś nie ugryzł to przecież może - więc lepiej zapobiegać - zwłaszcza, że przy wzajemnej terapii antyuczuleniowej mogą się trochę ubrania poluzować i komary będą miały większy dostęp.
UsuńWłaśnie byłam zażyć moje prochy, brrr… Podoba mi się pomysł wieczoru przy ognisku z RA, może by coś zamruczał :) mogłoby to być nawet misty mountains..
Usuń"Misty mountains" na bieszczadzkich szlakach nabrałoby cudownego brzmienia, zwłaszcza gdyby wieczorem właśnie nachodziła mgła. Wieczór długi, RA mógłby zaśpiewać całą pieśń, nie tylko jedną zwrotkę (jedno z moich marzeń - całe "Misty mountains" w Ryśkowym wykonaniu).
UsuńSwoje prochy też już zażyłam - jak od nich nie padnę, to nic mi już nie zaszkodzi.
Cała pieśń w Ryśka wykonaniu to byłoby piękne - mógłby nagrać i jako prezent w necie umieścić, albo za opłatą "ile łaska" na cele charytatywne. Nazbierałoby się mnóstwo.
UsuńTo mamy klub lekomana:)
UsuńWymruczane "Misty mountains" i pięknych okolicznościach przyrody uleczyłoby nas wszystkie od razu. Aż się rozmarzyłam...
hmm na samą myśl, aż ciary przechodzą Kasieńko :)
UsuńJa też nakarmiłam rodzinę prochami, i wysłałam do łóżek, w końcu może dadzą mi chwileczkę sam na sam z pogryzionym przez komary Ryśkiem w kąpielówkach (bo wciąż tkwię w tym klimacie, chociaż, jak widze, wycieczka tymczasem przeniosła sie w Bieszczady).
UsuńTaka piosenka bieszczadzka jest: We wtorek w schronisku po sezonie - wyobrażacie to sobie? Z Ryśkiem, bez tłumów, kamer, przaśne schronisko, piękna polska jesień w Bieszczadach, ogień i kartofle w mundurkach - ależ się rozmarzyłam. I Ryśka głos niosący hen, hen ...
UsuńRebecco, jedno drugiego nie wyklucza. Rysiek siedział sobie w kąpielówkach nad brzegiem Soliny (bo sam przecież pływać nie lubi) i patrzył z zaciekawieniem, jak my się pluskamy w wodzie zalewu, a teraz całe towarzystwo, nie przebierając się z kostiumów, tylko wdziewając traperki dla wygody, poszło na połoniny podziwiać zachód słońca i suszyć się przy naprędce rozpalonym ognisku.
UsuńCiekawe są drogi naszych myśli - Ania nam wczoraj zaaplikowała Harry'ego na rozgrzewkę w mroźny dzień a skończyło się na Ryśku w kąpielówkach - widzisz Aniu, co nas naprawdę rozgrzewa? Dzisiaj już mamy lato: kąpielówki, komary, biwakowanie.
UsuńBardzo ciekawe są te drogi a może raczej bezdroża, Zosiu :) I tak sobie myślę, że to co by Was tu naprawdę rozgrzało ja raczej nie umieszczę ;)
UsuńAniu, dosłowność nie jest potrzebna - lepsze niedopowiedzenie, wyobraźnia ma lepszą pożywkę. Jest dobrze właśnie tak jak jest. Silniej działa spojrzenie i głos Rysia niż jego nagi tors.
UsuńAniu, to dawaj na maila :) Musimy się rozgrzewać, by zwalczyć bakcyla, a Zosi na jej obolałą nogę też jakiś ciepły (czy nawet gorący) okład się przyda.
UsuńRysiek po prostu inspiruje i poszerza horyzonty. Gdy się o nim myśli, ograniczenia nie istnieją i myśl swobodna leci, gdzie ją szczęśliwe wiatry poniosą. A że przy okazji zwiedzamy sobie wirtualnie piękne zakątki naszego kraju (i to w letnio-jesiennej odsłonie) to tylko plus, patrząc na to, co w tej chwili za oknem.
P.S. Blogger mądrzeje coraz bardziej, teraz z uznaniem stwierdził o Ryśku: "manly" :-D
Zosiu, a może Ania nic dosłownego na myśli nie miała, tylko coś mocno niedopowiedzianego, a tak działającego na zmysły, że hej!
UsuńWspaniały plan, Kasieńko! Bardzi mi sie podoba, tym bardziej, że nad Soliną nie byłam już parę ładnych lat. Pomijam oczywiście to, że budzilibyśmy sensację wśród turystów i kuracjuszy z okolicznych sanatoriów - jeden wysoki chłop, i dookoła, spoooooora gromada wpatrzonych w niego bab.
UsuńIstotnie, zaczynam wierzyć w sztuczną inteligencję: ja obok wrednych literek mam dzisiaj same angielskie słówka - taka mała powtórka, a teraz nowe słówko: "manly".
UsuńTraktuję to jako znak, że czeka nas spotkanie z Ryśkiem i powinnam szybciej się uczyć.
Ania miała z pewnością na myśli Gorący Kubek firmy Knorr
Usuńno proszę blogger coraz mądrzejszy, a mnie wciąż gdy chcę dodać komentarz odświeża stronę ( co mnie irytuje na maksa!) I myślę, że doskonale wiecie o miałam na myśli mówiąc o „rozgrzewaczu”.
UsuńNo nie: drugi dzień z rzędu: witch? Zaczynam sama siebie się bać. Solina Soliną, ale najlepsze są górskie potoki, w niektórych woda nawet w środku upalnego lata jest lodowata, a po wyjściu z wody skóra aż parzy. (i ciała ciekawie na tę lodowatość reagują).
UsuńRebecco, kuracjusze popatrzyliby na tego wysokiego chłopa i przestaliby się dziwić, że te baby dookoła takie uchachane - przecież na oczy chyba się nie leczą. No to która pierwsza wysyła Ryśkowi plan wycieczki po Polsce i oficjalne zaproszenie?
UsuńZosiu, blogger same pożyteczne słówka dziś podrzuca, więc nauka powinna Ci iść jak z płatka.
Skoro twierdzisz, Aniu, że wiemy, co masz na myśli, to chyba już wiem, o który "rozgrzewacz" Ci chodzi. ;-) Też go mam, a leczę się nim wtedy, gdy trochę dosłowności mi potrzeba.
O widzę, Kasieńko, że też lubisz GoRAcy Kubek :-)
UsuńMnie blogger podsuwa ciągle handsome, choć ostatni było też excited. Mądra bestia!
UsuńOświećcie mnie proszę! Myślicie o filmie (between..) czy o zdjęciu?
UsuńPrzepraszam bardzo - jestem zdrową (choć w tej chwili ciut przeziębioną) kobietą i wszelkie goRAcości są mi miłe.
UsuńZosiu, blogger chce, żebyś znów rzeczywistość zaklinała. A co do górskich potoków, to wykąpać się można (później jest pretekst, by się ogrzać), ale nie wiem, czy męskie ciało na lodowatą wodę zareagowałoby w sposób dla nas korzystny.
Myślę o filmie (a raczej o jego wybranych fragmentach).
UsuńO Lucasie też trudno zapomnieć ;)
UsuńOj, trudno. Chociaż ten fragment króciutki jest bardzo i trzeba go w zwolnionym tempie (lub klatka po klatce) oglądać, żeby móc w pełni docenić wszystkie apetyczne szczegóły.
UsuńGdyby męskie ciało ujrzało, jak lodowata woda podziałała na niektóre części naszego ciała, to zareagowałoby uniesieniem nie tylko brwi :-), czyli odpowiednio.
UsuńJak o filmie, to wiem o które fragmenty chodzi.
Rozumiem, że o tatuaż Ci chodzi, czyż nie?;)
UsuńSugar jako hasło było idealne do tematu.
UsuńTylko aby być stuprocentowo pewną reakcji męskiego ciała, trzeba je trzymać z daleka od lodowatych górskich potoków. I nie tylko z tego względu - to jedno ciało musi pozostać ciepłe i rozgrzane, by mogło następnie własnym ciepełkiem ogrzać te, które w wodzie przemarzały. Jejku, co za wizje zobaczyłam! :-)
UsuńAniu, powiedzmy, że o tatuaż. Bardziej o to, co pod tatuażem. :-P
Wizje roztaczasz Kasieńko piękne, A.M.Jopek do ucha mi szemrze "...nienasycenie płonie we mnie niczym ogień... od zmysłów odejdę, nie znajdą mnie...".
UsuńOK, Rysiek do wody nie wchodzi, siedzi grzecznie na głazie i pilnuje, żebyśmy się nie potopiły.
"Post rozweselajacy, czyli kręte drogi prowadzą do... " jak zwykle, jak zwykle , miłe siostry, do tego samego. Ależ jesteśmy monotematyczne! A ja myślałam, że o jedzeniu tym razem będzie mowa, skoro gorący kubek się pojawił - o takim rozgrzewajacym, w sam raz na zimę.
UsuńI od razu skojarzyły mi się .. "ciepłe lody" .
Pamiętacie? Takie ni to rurki, ni to pałki, z dużą ilością smietanopodobnej substancji (bo to za PRLu było jeszcze, o prawdziwą śmietanę było trudno)
Rebecco! Błagam! Oblałam się sokiem z czarnej porzeczki, dobrze, że nie na klawiaturę. "Ciepłe lody"!
UsuńNa samą myśl, aż mnie wstrząsa Rebecco, ale faktycznie pamiętam „ciepłe lody” bo jako mała dziewczynka wciąż miałam problemy z gardłem i tych „prawdziwych” nie wolno mi było jeść.
UsuńRebecco, musiało Ci się kojarzyć??? Musiało?! Teraz mi się skojarzyło, cholercia. Każde słówko, z tego, co napisałać, mi się kojarzy.
UsuńTo miał być post rozweselający czy rozgrzewający? :) "Ciepłe lody" no, no... pamiętam, ale gdy je spożywałam nie miałam jeszcze takiej wyobraźni jak teraz. Może i dobrze. :) Jak tak dalej pójdzie, to codzienne czynności będą miał drugie dno. Krzesło i jego oparcie, siadanie nie tylko w kościele, teraz lody... co dalej?
UsuńBardzo dobre pytanie Eve, ale mam nadzieję, że nie wszystko co tu umieszczę będzie zmierzać w te rewiry.
Usuń"Śmietanopodobna substancja" skojarzyła mi się z "milky (foot) substance" z wywiadu "60 seconds" z Martinem Freemanem i Ryśkiem. A po tym skojarzeniu to już poszło na całość i dostałam głupawki.
UsuńBardzo lubię te "drugie dna" - rzeczywistość się robi weselsza.
Aniu, chcesz powiedzieć, że zanadto się rozbrykałyśmy?
UsuńTrudno, przepraszam, już jestem grzeczna i idę spać (z rączkami na kołderce).
Jeju, to maleńka retrospekcja PRL-u tylko!
UsuńA pamiętacie smak? ...
Jakiś szczególnie słodki to nie był, jak na słodycze :))))))
Wizje Kasieńki nad potokiem, ciepłe lody Rebecci - musiałam zimny prysznic wziąć. Dopiero teraz do mnie dotarło, że Rebecca ma "witch" w nazwie - prawdziwa czarownica! No, już jest nas dwie - kumulacja mocy - Rysiek nam nie umknie.
UsuńKasieńko, mnie to „brykanie” naprawdę nie przeszkadza:)
UsuńAleż ja nie mam nic przeciwko. Trochę humoru i jakby to ująć... seksownej wyobraźni, jeszcze nikomu nie zaszkodziło. :)
UsuńJestem trochę opóźniona w tej pasjonującej dyskusji, bo blogger mi się zbiesił i nie chce współpracować.
Prawdę mówiąc Rebeco nie pamiętam ich smaku, pamiętam za to mój żal, że wszyscy mogą jeść zimne lody a ja nie.
UsuńObawiam się, że niezależnie od tematu i tak w końcu trafimy na "cudne manowce, cudne manowce". Ale z drugiej strony miejmy nadzieję, że nigdy nie pojawią się przy Rysiu tematy, które by w nas wesołości i rozbrykania nie wywoływały.
UsuńJa też ciągle jadałam ciepłe :( bez przerwy miałam anginy, i nie było mowy żeby mi pozwolono spróbować Hortexu - wtedy to był rarytas!
UsuńNie masz czego żałować, Aniu. Smak i konsystencję miały paskudne:)
UsuńTeż mam taką nadzieję Zosiu, bo to by o nas naprawdę źle świadczyło
UsuńCiepłe lody to było ohydztwo, w przeciwieństwie do normalnych, które pochłaniam w dużych ilościach niezależnie od pory roku. Lody, to moja druga, zaraz po Ryśku wielka słabość.
UsuńJa już wiem co mnie tak blokuję. W bloggerze pojawił się Richard :))))
UsuńNo proszę jednak miałyście rację, że blogger to inteligentna bestia :)
UsuńJa też uwielbiam lody, Zosiu, odbijam sobie po latach zmarnowane dzieciństwo z tym cieplym paskudztwm.
UsuńPora zrobiła sie późnawa, a muszę jeszcze popracować, więc będę się żegnać, siostry Rysianki. Może dzięki "witch" uda mi się nad ranem wyczarować jakieś relaksujace, mruczące Ryśkowo sny dla zapracowanej matki Polki ... DobRAnoc!
Jakbyśmy go ładnie poprosiły, to na pewno by pomruczał po swojemu - zresztą, myślę, że siedząc w tak malowniczym towarzystwie mruczałby cały czas z zadowolenia.
OdpowiedzUsuńPewnie tak, chociaż myślę, że my bardziej ;)
UsuńBędę już uciekać, bo zmęczenie mnie dopada. Słodkich RAsnów życzę:)
OdpowiedzUsuńJa też zmykam. DobRAnoc siostry :)
UsuńSłodko śnij Aniu!
OdpowiedzUsuńDziewczyny umieszczam linka z fragmentem bialowieskich widokow. zapraszamy tam RA ?
OdpowiedzUsuńAzB
http://www.lasy.gov.pl/zubr
Dzięki za linka AzB hmmm nie wiem czy Ryś chciałby spędzić wakacje z żubrami ( bo link jest właśnie do żubrów na żywo :))
UsuńZawsze możemy do żubrów dołączyć :)) i nie tylko, bo na polanie można i inne stworzenia spotkać. pewnie tylko wilki RA mogłyby odstręczać po niemiłych przejściach z wargami w Hobbicie.
Usuńw każdym razie mógłby do puszczy razem z nami się wypuścić:)
AzB
Z Rysiem wszędzie AzB :)
UsuńZe Zrysiowanymi też :)))
UsuńAzB
Hej, jestem tu nowa :) Powód - jeden Thorin vel R.A :D Oczywiście mnie też zauroczyła ta postać, chociaż ten książkowy aż tak "cudowny" nie jest ;)
OdpowiedzUsuńCo do Robin Hooda z R.A- nie oglądałam tej wersji, tylko kilka scen z R.
No cóż, mam ciągle sentyment do "Robina z Sherwood" z lat 80tych, chociaż tam Guy G. był raczej fajtłapowaty. No, ale nie grał go R.A. :D
Ogólnie w ogóle nie wiedziałam kto to ten R.A. dopóki nie obejrzałam "Hobbita". Przyznam się, że "kocham" to za wielkie słowo ;) - ale bardzo polubiłam tego aktora- podoba mi się jego sposób bycia- bardzo "dżentelmeński", zero pozerstwa, no i niezwykła uprzejmość wobec fanów :)
Natomiast ten sexy Thorin to już inna sprawa. Gdy na niego patrzę, to jestem za klonowaniem! :D Jeden na tyle kobietek nie wystarczyłby! Sądzę, że po tym 2/3 kuli ziemskiej byłoby całkiem "zthorinowane" :D Oj panie Jackson, kto wymyślił do licha ten hot look u krasnoluda??? :D Po Gimlim taki strzał. To nie fair! ;)
Super ten post- uśmiałam się :D
A tak a propos- Thorin nie miał ani zony ani dzieci. Czyli obiekt do "uwielbiania" doskonały ;)
Cześć Robin:-) Cieszę się, że się odezwałaś :)
UsuńFajnie jest móc zobaczyć jak RA przybywa fanów ze względu na jego Thorina. I przyznam się, że też wolę tego filmowego od książkowego. Jeśli chodzi Robin Hooda to dla mnie zawsze nr pierwszym, co już tu niejeden raz mówiłam, ten z twarzą Michaela Preada, tak jak sir Guy jest tylko jeden – ten Ryśkowy :)Mam nadzieję, że jak obejrzysz ( przebrniesz :)) przez wszystkie serie tego serialu dołączysz do grona miłośniczek Sir Guy’a. :)
I cieszę się, że ten post wywołał Twój uśmiech :)
Aha- no i zginie, zginie, niestety...jak Boromir...niestety....Czemu dwaj najlepsi tolkienowscy faceci giną???
OdpowiedzUsuńKto czytał książkę, ten nie ma złudzeń Robin, jak się losy tych przystojniaków potoczą. A jak przedstawi to Peter Jackson zobaczymy ;)
UsuńAle- niech tylko PJ za bardzo nie przeholuje! Bo jeśli ożeni Kilego a Thorina posadzi na tronie zamiast Daina to mnie za przeproszeniem szlag trafi... Kocham jego wizję Śródziemia, ale szacunek dla powieści i Mistrza musi być!
OdpowiedzUsuń:)
Myślę, że nie ma większego miłośnika Śródziemia niż Peter Jackson i nie sądzę, żeby aż do tak wielkich zmian się posunął. :)
UsuńNawet jesli najlepsi i najbardziej pełnokrwiści giną ;)
OdpowiedzUsuńAby zakończyć temat,proponuję obejrzeć śmieszne errory w windowsie.
OdpowiedzUsuńhttp://w663.wrzuta.pl/film/4CRL2WdJSgz/windows-smieszne_errory