sobota, 8 października 2016

10 lat z Sir Guy’em!

Aż trudno uwierzyć, że wczoraj minęło 10 lat od premiery pierwszego odcinka serialu BBC „Robin Hood” z niezwykłą, bo wywołującą tak sprzeczne uczucia (od pogardy, strachu, przez empatię, zachwyt, na uwielbieniu kończąc) rolą Richarda Armitage’a jako sir Guy’a. Dla mnie sir Guy ma szczególne miejsce, gdyż to właśnie on był pierwszą postacią graną przez Armitage’a, którą widziałam. Z perspektywy czasu zastanawiam się na ile to, iż był to Guy z drugiego sezon „Robin Hooda” wpłynęło na moje lubienie Guy’a z tego właśnie sezonu.
Richard Armitage jako Sir Guy na promocyjnym zdjęciu do serialu BBC "Robin Hood" seria 2.
Źródło zdjecia" RANet.  
A przy okazji, ktoś jeszcze pamięta GuyDay? ;-)

Dzięki Ali z RANet i Servetus za przypomnienie o tej rocznicy.  

31 komentarzy:

  1. GuyGay? Hehe, no ładnie go podsumowałaś :D. Nie, ja sobie nie przypominam nic o Guy'u-geju ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I całe szczęście, bo nigdy takiego nie było. A w poście to ewidentna literówka, którą poprawiłam.

      Usuń
  2. No ja pamiętam :D To były fajne piątki (o ile pamiętam :)) i dyskusje o każdym Guy'u jakiego tu wstawiałaś :)
    Można by sobie pozwolić na małą dygresję o tym co każda z nas robiła dekadę temu, kim była, na jakim etapie życia :) I że wtedy akurat była premiera Robin Hooda od BBC... a człowiek nie był jeszcze niekiedy nawet świadomy, że takie coś istnieje, nie mówiąc o Richardzie :)
    Bardzo fajny post Aniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Doroto :-)
      Ciekawy pomysł z tą refleksją. I tak sobie myślę, że gdybym odkryła RA właśnie 10 lat temu (a nie cztery lata po premierze „RH”) z całą konsekwencją tego waRiActwa chyba byłbym w innym miejscu niż jestem teraz. ;-) Ale jak powiedziała kiedyś tu Lynx pewne rzeczy przychodzą kiedy mają przyjść.

      Usuń
    2. Dokładnie, bardzo mądre słowa napisała Lynx :)
      Ja dziesięć lat temu pisałam maturkę i nie sądziłam, że za dziesięć lat będę miała np własnego bloga i kilka opowiadań na koncie i parę innych rzeczy, a o Rysiu to gdzie tam! Ni hu, hu nie słyszałam :) Ale zawsze w takich momentach zastanawiam sie co będzie za kolejną dekadę i czy dalej będę "wierna" Richardowi czy może ktoś inny zwróci moją uwagę (z grona aktorów oczywiście ;)) Jak na razie jednak kilka lat minęło odkąd "poznałam" RA i nic się nie zmienia, więc oby tak dalej :)

      Usuń
    3. Bo Lynx to bardzo mądra kobieta.
      To niesamowite, jak jakieś nawet małe rzeczy, jak zachwycenie się Guy’em w moim przypadku Thorinem jak sądzę w Twoim, doprowadziło nas do tego miejsca w którym jesteśmy. I co dziwne, pomimo tego, że gdzieś tam zerkam na innych aktorów to jednak nikt nie działa na mnie tak jak Ryś ( i to bez względu na „wiadomości” jakie do mnie docierają).


      Usuń
    4. Dokładnie. U mnie to już trzy lata "znajomości" z Thorinem a jednak nadal sentyment nie maleje :)
      Nie wiem czy to zachwycenie się to taka mała rzecz, bo jednak ma wpływ na nas i to dość spory jak sądzę.

      Usuń
    5. I niech nie maleje Doroto! :)
      Masz rację, skoro to tak długo trwa nie można tego nazwać małą rzeczą. ;-) A wpływ ma i to ogromny.

      Usuń
    6. Nie no, pewnie, że nie... ja tam lubię tę moją słabość ;)

      Usuń
    7. Ja też i to bardzo. A wartość dodana tej słabości jest nie do przecenienia. :-)

      Usuń
  3. Sir Guy wywołuje bardzo sprzeczne uczucia, to święta racja, Aniu. Ale chyba właśnie to jest w nim tak pociągające. Potrafi wzbudzić niepokój (jak na promocyjnym zdjęciu), ale też wzruszenie, podziw, współczucie ...
    GuyDay pamiętam, jak najbardziej:) i ten dreszczyk emocji przed piątkowym wieczorem.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie będę tu zbytnio odkrywcza, że ten Guy i to co i jak o nim myślimy to zasługa Rysia, bo przecież Guy z twarzą nieżyjącego niestety już R. Addie’go, już takich emocji nie wywoływał.

      Usuń
    2. Och, tamten Guy był zupełnie inny. Trochę schematyczny. Ale już M. Wincott ("RH. Książę złodziei") był odrażającym Gisbornem.

      Usuń
    3. Oj tak! i to pod każdym względem. Brrr…

      Usuń
    4. Zresztą chyba wszyscy pozostali filmowi Gisbornowie do przyjemniaczków nie należeli. Raczej nikt nie chciałby wiedzieć, czy było w nich coś dobrego. To nikczemne typy. W przeciwieństwie do "naszego" Gyu'a.

      Usuń
    5. No właśnie. I to jest dość dziwne uczucie, gdy gdzieś tam z tyłu głowy wiesz czego można spodziewać się po Gisbornie a tu taka niespodzianka, że serducho podpowiada zupełnie coś innego. To zdecydowanie wina Rysia. :-)

      Usuń
    6. Powtórzę się, mówiąc, że z Guy'em łączy mnie trudna "relacja" i to z pewnością wina RA. Pierwszym fragmentem serialu jaki zobaczyłam (zaznaczam, że wyrwany z kontekstu) był moment, gdy Gisborn broni zamku przed czarnymi rycerzami. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się czy znalazłam się we właściwej "rzeczywistości", bo przecież Gisborn ma być zarozumiałym i niezbyt rozgarniętym egoistą. A tu taka niespodzianka.:) Może gdybym nie zobaczyła całości bylibyśmy teraz z Guy'em na innym etapie znajomości.:)

      Usuń
    7. Och piękny odcinek wówczas widziałaś….Guy na koniu na tle zachodzącego słońca…hmm…<3
      Ale masz rację, widząc tylko to można by zwątpić kim jest tamten Gisborne.

      Usuń
    8. Taaak ... trochę westernowe klimaty, gdyby nie dekoracje.:) Choć w sumie nie zdziwiłabym się gdyby jakiś dzielny szeryf z coltem w dłoni wyskoczył któregoś pięknego odcinka zza drzewa.:)) W tej wersji przygód Robina wszystko było możliwe.:))
      A już bardziej poważnie, to absolutnie nie żałuję, że obejrzałam wszystkie sezony. Mam też swojego ulubionego Guy'a, którego od dłuższego czasu staram się "oswoić", bez skutku, dodam, bo to bardzo niepokorna i nieobliczalna dusza.:)

      Usuń
    9. To prawda, że lista uchybień w „RH” byłaby baaardzo długa. Ale przecież nie o to chodzi aby punktować twórców, bo wówczas nie miałybyśmy szans cieszenia sią sir Guy’em. ;-)

      Cieszę się, że próbujesz „dogadać się” z sir Guy’em. :-)

      Usuń
    10. Zatem zmilczmy na temat "uchybień", by nie rzec koszmarnych błędów.:)) Z Guy'em ciągle trudno znaleźć nam wspólny język, ale cóż ... nad każdym związkiem trzeba czasami popracować.:))

      Usuń
    11. Mocno jestem ciekawa efektów tej pracy. ;-)))

      Usuń
  4. Oczywiście Aniu, pamiętam te piątki i oczekiwania jakie zdjęcia i z którego odcinka wstawisz.Aż wierzyć się nie chce że to już 10 lat naszych fascynacji Guy'em. Powiem ci Aniu, że częściej wracam do Guya nie tylko na zdjęciach, serialu, ale tych niesamowitych fanfików.
    W tej skórze Rysiek wyglądał niesamowicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że o tamtych piątkach pamiętasz Jolu. :-)
      I prawdę mówiąc obok pana Thorntona to sir Guy jest tą postacią, która gdzieś tam wybija się na pierwszy plan, zwłaszcza ostatnio, po przeczytaniu kilku części fanfika Doroty. Który Ci Jolu bardzo polecam. Bo jej fanfikowy Guy jest taki bardzo mój.

      Usuń
    2. Hmmm. 10 lat temu to ja jeszcze w liceum byłam :P
      Tak, Dorotkowy Guy jest przecudny :D z resztą cały fanfic taki jest :D

      O! Aniu i dzięki interaktywnemu "Guy Day" odkryłam nowe fanficki komentujących tu dziewczyn :D będzię co czytać. Ciekawe jaki jest ich Guy ;-)

      Usuń
    3. Oczywiście, że cały fanfik Dorotki jest cudny, ale czytane przeze mnie fanfiki, pomimo że interesujące, nie pokazywały Guy’a takim jak ja chciałabym go widzieć, A Dorotka pokazała takiego Guy’a który był w moim sercu- że doprecyzuję. :-)

      I cieszę się, że dzięki GuyDay znalazłaś nowe fanfiki. Mam nadzieję, że będą Ci się one podobały. ;-)

      Usuń
    4. Czy można podpytać o jakie fanfiki chodzi? Ponieważ Sir Guy ma specjalne miejsce w moim, jakże pojemnym serduchu, chętnie coś na jego temat poczytam :)
      Uprzejmie proszę o namiary.

      Caro_la

      Usuń
    5. To były różne fanfiki Caro_la , zarówno te które można znaleźć w necie, jak również te które otrzymałam na moją skrzynkę. Fanfik, który napisała nasza Kate a który publikowałam na blogu to „Czarny anioł” ( czytanie możesz zacząć tutaj). Natomiast o innych fajnych fanfikach z sir Guy’em wspominałam tutaj

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.