Ależ się bawią w stopniowanie napięcia! Już mogliby sobie darować i dać cały zwiastun w późniejszym terminie, a nie rzucą parę klatek i zadowoleni. Tym bardziej, że umówmy się, ale nie jest to najbardziej wyczekiwany film roku (tzn. jest, ale tylko dla RA-fanek) i świat nie czeka z napięciem na najmniejszą nawet zajawkę. Po co taki przerost formy nad treścią?
Nie chcę wyjść na zrzędę i oczywiście rozumiem, że Ryś chciał trochę hamerykańskiego kina zakosztować, ale duuuużo chętniej zobaczyłabym go w ambitnej angielskiej produkcji, zrealizowanej za nawet 1/3 budżetu, jaki przeznaczyli na to tam, powyżej. A nie kupa efektów i scenariusz, że o kant rzyci rozbić. No chyba, że mnie zaskoczą i będę przepraszać ;-)
Też mam nadzieję, Saszo, że będę odszczekiwać, ale nie idę na ten film dla scenariusza. Ani dla reżyserii. Ani dla efektów specjalnych. Idę do kina tylko po to, żeby zobaczyć Ryśka. Reszta może dla mnie nie istnieć. Poszłabym nawet na taki film, w którym Rysiek przez bite dwie godziny np. siedziałby na krzesełku i recytował książkę telefoniczną. Tylko on mnie interesuje. Nie mam więc wielkich ambicji z tym filmem związanych - z pewnością się nie rozczaruję, chyba że na plus.
Pozwolę sobie niezwykle "odkrywczo" się z Wami zgodzić. Obawiam się, że amerykańskie zamiłowanie do przerostu formy nad treścią będzie nieodłączną częścią tego filmu. Zobaczymy, obym się myliła, ale skojarzenia z "Twister'em" jakoś same mi się nasuwają. Przeżyłam "Kapitana Amerykę", to i tym razem dam radę. :))
No cóż, widzę, że wszystkie mamy podobne odczucia jeśli chodzi o ten film. I nie ma co ukrywać, że właśnie ze względu na Rysia pójdziemy do kin nie spodziewając się zbyt dużo po tym filmie, chociaż wciąż wierzę, że Ryś swoją grą lekko zrewolucjonizuje moje spojrzenie na tego typu filmy.
Aniu, ale takie filmy też są potrzebne. Nie musimy tylko rozdzierać szat i grzebać w duszy za każdym razem gdy idziemy do kina. Czasami musi być rozrywkowo, widowiskowo i nawet niezbyt mądrze. A gdy jeszcze mamy wartość dodaną w osobie Rysia, to co nam więcej potrzeba ?
Absolutnie zgadzam się, że i takie filmy są potrzebne Eve, tylko że ja nie przepadam za tą filmową tematyką. Ale RA już tyle razy poszerzył moje horyzonty, więc spróbuję w miarę lekko obejrzeć ten film.
Zgadzam się na książkę telefoniczną. Dobrze jednak, że w czymś go zobaczymy. Patrzę sobie od paru lat na jego karierę i dochodzę do wniosku, że jak na dzisiejsze czasy jest ... życiową pierdołą. Jest skromny, pracowity, zawsze świetnie przygotowany, uprzejmy, cierpliwy, nie rozpycha się łokciami, nie bryluje na salonach ani w sieci. Jak ma istnieć show biznesie? Trzeba mądrego człowieka, żeby go zauważył i docenił. A to chyba w tym biznesie rzadka cecha. Z drugiej strony, czyż to nie piękne, że istnieją jeszcze tacy ludzie jak RA? Może właśnie dzięki wymienionym wyżej wadom (czytaj: zaletom) przekonuje mnie do siebie i swojej postaci w każdej roli. P.S. Właśnie skończyłam oglądać ostatni (z RA) odcinek "Spooks". Poryczałam się razem z Ruth. Pozdrawiam Zrysiowane. Nie mam jeszcze żadnego konta, więc się podpisuję. Dorota
Witaj Dorotko. Kocham takie życiowe pierdoły. Przypominają mi dawne, dobre czasy, gdy w każdej branży liczyła się przede wszystkim rzetelność i ciężka praca, zaś drzwi otwierała solidna kindersztuba, a nie, jak teraz, ekscesy - im głośniejsze, tym lepiej. Tylko że to jakoś dawno temu było, przed wojną :)))) ale powspominać miło.
Witaj Doroto :-) I dziękuję, że się podpisałaś. Tak, to bardzo piękne i bardzo pokrzepiające, że istnieją tacy jak RA ( między innymi to był powód dla którego powstał ten blog). Myślę, że Ryś trafił na takiego mądrego człowieka, który dostrzegł w nim te jego wspaniałe cechy i obsadził go w roli Thorina.
Może Rysiek będzie z nią gnał przez burzę niczym Mel Gibson w "Patriocie", wiozący sztandar konno przez pola pełne dojrzałego zboża. Było to bardzo "ku pokrzepieniu serc".
Rysiek odlatujący na amerykańskiej fladze w stronę wschodzącego słońca... Czy Brytyjczycy nie uznaliby tego za zdradę narodową? Mam wrażenie, że im bliżej premiery, tym bardziej nasz krytycyzm rośnie, coraz większych głupawek dostajemy i w końcu w kinie będziemy na przemian rechotać i wpatrywać się w Ryśka maślanym wzrokiem.
...siedze wlasnie na arcyciekawym wykladzie z malarstwa, ze zwieszonym lbem i niczym ostatni kretyn chichram sie do telefonu. wszystko przez te "zyciowa pierdole na amerykanskiej fladze" :D dzieki, baby, tego mi bylo trzeba :))))
ja sie zgodze, ze takie filmy sa potrzebne,bo sie czasem trza odmozdzyc po ciezkim tygodniu, niemniej jednak rysiek imo niespecjalnie do nich pasuje... nie ta klasa. to troche tak, jakby cate blanchett miala zagrac wonder woman :) bedac juz przy superbohaterach... cpt. ameryki wciaz nie obejrzalam, boje sie. z drugiej strony, thora znioslam ze wzgledu na lokiego, oczywiscie, to moze i tu sie przemoge. aha, bo tak mi sie skojarzylo...the road. z aragornem w roli glownej. niby podobna tematyka do into the storm, tez apokalipsa, usa itd. a ogladalo sie to swietnie. wiec moze teraz tez nie bedzie bolalo, czego i nam, i ryskowi zycze :)
Saszo, wystarczy ten właściwy fragment "Kapitana", chyba, że lubisz amerykańskich chłopców na sterydach z wiecznym "keep smiling" na ustach, którzy zbawiają świat. :) "The Road" z Viggo Mortensenem oglądałam, to przytłaczający film, ale bardzo dobry. Działalność "podławkowa" to podstawowa umiejętność...jak opanujesz, to już na zawsze Ci zostanie. :))
Żeby tam chociaż były ławki :) ale skitrałam telefon za Wiedźminem (też b. odpowiednia lektura na wykład :D) i jakoś poszło. Amerykańscy chłopcy na sterydach...brrrrr, nope. Przyjaciółka nie mogła się nadziwić, że w Thorze ni grzyba nie "jarał" mnie bohater tytułowy (ten typ napakowanego blond surfera, o aparycji dziwnie przywodzącej na myśl goryla), za to jego chudy, wysoki, ciemnowłosy, niebieskooki (taaak, tak..) brat jak najbardziej :) Niby tak bym mogła zrobić, że obejrzę jedynie sceny z Richardem, ale też niespecjalnie to lubię. Tak samo z tym nieszczęsnym Robin Hoodem. Póki co mam przerwę, bo nie chcę przewijać do samych scen z Guy'em i szeryfem z Nottingham, i nie ogarniać kompletnie fabuły, a z drugiej strony nie jestem w stanie patrzeć w ziemniaczaną twarz Robina i na jego ciapowatą, prawą kompanię -,- mehh.. pomarudzę sobie, jak to ja, a potem - przy odpowiedniej dawce whisky/wina, zmęczę Kapitana. Zaś The Road miałam przyjemność obejrzeć w sumie przypadkowo, w ramach zajęć z analizy operatorskiej, więc i na dużym ekranie, i jak tego typu filmów nie lubię raczej, tak ten bardzo mi się podobał. Aż chyba niedługo go sobie odświeżę :))
Jeśli chodzi o Capitana Amerykę Szaso, to zgadzam się z Eve, wystarczy obejrzeć 15 mim tego filmu ;-) „Ziemniaczana twarz Robina” całkiem trafne określenie :D :D
I obowiązkowa scena, w której wszyscy klaszczą po przemowie bohatera, ew. po jego wejściu - oczywiście poprzedza tę scenę heroiczny i nadludzki wyczyn naszego bohatera :)
Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.
Ależ się bawią w stopniowanie napięcia! Już mogliby sobie darować i dać cały zwiastun w późniejszym terminie, a nie rzucą parę klatek i zadowoleni. Tym bardziej, że umówmy się, ale nie jest to najbardziej wyczekiwany film roku (tzn. jest, ale tylko dla RA-fanek) i świat nie czeka z napięciem na najmniejszą nawet zajawkę. Po co taki przerost formy nad treścią?
OdpowiedzUsuńAż się boję ewentualnego rozczarowania tym filmem właśnie przez to dozowanie napięcia.
UsuńNie chcę wyjść na zrzędę i oczywiście rozumiem, że Ryś chciał trochę hamerykańskiego kina zakosztować, ale duuuużo chętniej zobaczyłabym go w ambitnej angielskiej produkcji, zrealizowanej za nawet 1/3 budżetu, jaki przeznaczyli na to tam, powyżej. A nie kupa efektów i scenariusz, że o kant rzyci rozbić. No chyba, że mnie zaskoczą i będę przepraszać ;-)
UsuńTeż mam nadzieję, Saszo, że będę odszczekiwać, ale nie idę na ten film dla scenariusza. Ani dla reżyserii. Ani dla efektów specjalnych. Idę do kina tylko po to, żeby zobaczyć Ryśka. Reszta może dla mnie nie istnieć. Poszłabym nawet na taki film, w którym Rysiek przez bite dwie godziny np. siedziałby na krzesełku i recytował książkę telefoniczną. Tylko on mnie interesuje. Nie mam więc wielkich ambicji z tym filmem związanych - z pewnością się nie rozczaruję, chyba że na plus.
UsuńPozwolę sobie niezwykle "odkrywczo" się z Wami zgodzić. Obawiam się, że amerykańskie zamiłowanie do przerostu formy nad treścią będzie nieodłączną częścią tego filmu. Zobaczymy, obym się myliła, ale skojarzenia z "Twister'em" jakoś same mi się nasuwają. Przeżyłam "Kapitana Amerykę", to i tym razem dam radę. :))
UsuńNo cóż, widzę, że wszystkie mamy podobne odczucia jeśli chodzi o ten film. I nie ma co ukrywać, że właśnie ze względu na Rysia pójdziemy do kin nie spodziewając się zbyt dużo po tym filmie, chociaż wciąż wierzę, że Ryś swoją grą lekko zrewolucjonizuje moje spojrzenie na tego typu filmy.
UsuńAniu, ale takie filmy też są potrzebne. Nie musimy tylko rozdzierać szat i grzebać w duszy za każdym razem gdy idziemy do kina. Czasami musi być rozrywkowo, widowiskowo i nawet niezbyt mądrze. A gdy jeszcze mamy wartość dodaną w osobie Rysia, to co nam więcej potrzeba ?
UsuńZbyt wiele ów plakat i trailer nam nie mówią, ale dla Rysia warto mieć ten film na uwadze... :)
UsuńAbsolutnie zgadzam się, że i takie filmy są potrzebne Eve, tylko że ja nie przepadam za tą filmową tematyką. Ale RA już tyle razy poszerzył moje horyzonty, więc spróbuję w miarę lekko obejrzeć ten film.
UsuńNo niestety, twórcy tego filmu to prawdziwi złośliwcy, Ledy Lukrecjo. I tylko ze względu na Rysia ta produkcja tak bardzo mnie ciekawi.
UsuńZgadzam się na książkę telefoniczną. Dobrze jednak, że w czymś go zobaczymy. Patrzę sobie od paru lat na jego karierę i dochodzę do wniosku, że jak na dzisiejsze czasy jest ... życiową pierdołą. Jest skromny, pracowity, zawsze świetnie przygotowany, uprzejmy, cierpliwy, nie rozpycha się łokciami, nie bryluje na salonach ani w sieci. Jak ma istnieć show biznesie? Trzeba mądrego człowieka, żeby go zauważył i docenił. A to chyba w tym biznesie rzadka cecha. Z drugiej strony, czyż to nie piękne, że istnieją jeszcze tacy ludzie jak RA? Może właśnie dzięki wymienionym wyżej wadom (czytaj: zaletom) przekonuje mnie do siebie i swojej postaci w każdej roli.
UsuńP.S. Właśnie skończyłam oglądać ostatni (z RA) odcinek "Spooks". Poryczałam się razem z Ruth.
Pozdrawiam Zrysiowane.
Nie mam jeszcze żadnego konta, więc się podpisuję.
Dorota
Witaj Dorotko. Kocham takie życiowe pierdoły. Przypominają mi dawne, dobre czasy, gdy w każdej branży liczyła się przede wszystkim rzetelność i ciężka praca, zaś drzwi otwierała solidna kindersztuba, a nie, jak teraz, ekscesy - im głośniejsze, tym lepiej.
UsuńTylko że to jakoś dawno temu było, przed wojną :)))) ale powspominać miło.
Witaj Doroto :-) I dziękuję, że się podpisałaś.
UsuńTak, to bardzo piękne i bardzo pokrzepiające, że istnieją tacy jak RA ( między innymi to był powód dla którego powstał ten blog). Myślę, że Ryś trafił na takiego mądrego człowieka, który dostrzegł w nim te jego wspaniałe cechy i obsadził go w roli Thorina.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW tej minutowej zajawce brakuje mi tylko amerykańskiej flagi powiewającej na wietrze :)) Wpychają ją zawsze gdzie się da.
UsuńNie wykluczone, że jeszcze się taka flaga pojawi Rebecco :-)
UsuńWitaj Dorotko! "Spooks" to ciężkie przeżycie, popłakać trzeba. :) I dobrze, że Ryś jest właśnie taki jak jest.
UsuńRebecco, flaga będzie, na 100 %. :))
Może Rysiek będzie z nią gnał przez burzę niczym Mel Gibson w "Patriocie", wiozący sztandar konno przez pola pełne dojrzałego zboża. Było to bardzo "ku pokrzepieniu serc".
UsuńPoczekamy zobaczymy ;-)
UsuńRebecco, żeby mu się tylko żagiel nie zrobił, bo nam chłopak odleci i gdzie go potem szukać? :))
UsuńJak to gdzie? U nas :))))
UsuńRysiek odlatujący na amerykańskiej fladze w stronę wschodzącego słońca... Czy Brytyjczycy nie uznaliby tego za zdradę narodową?
UsuńMam wrażenie, że im bliżej premiery, tym bardziej nasz krytycyzm rośnie, coraz większych głupawek dostajemy i w końcu w kinie będziemy na przemian rechotać i wpatrywać się w Ryśka maślanym wzrokiem.
Jeszcze tylko monumentalna muzyka w tle rodem z Dnia Niepodległości, zbliżenie na Biały Dom ....
Usuń...siedze wlasnie na arcyciekawym wykladzie z malarstwa, ze zwieszonym lbem i niczym ostatni kretyn chichram sie do telefonu. wszystko przez te "zyciowa pierdole na amerykanskiej fladze" :D dzieki, baby, tego mi bylo trzeba :))))
Usuńja sie zgodze, ze takie filmy sa potrzebne,bo sie czasem trza odmozdzyc po ciezkim tygodniu, niemniej jednak rysiek imo niespecjalnie do nich pasuje... nie ta klasa. to troche tak, jakby cate blanchett miala zagrac wonder woman :) bedac juz przy superbohaterach... cpt. ameryki wciaz nie obejrzalam, boje sie. z drugiej strony, thora znioslam ze wzgledu na lokiego, oczywiscie, to moze i tu sie przemoge. aha, bo tak mi sie skojarzylo...the road. z aragornem w roli glownej. niby podobna tematyka do into the storm, tez apokalipsa, usa itd. a ogladalo sie to swietnie. wiec moze teraz tez nie bedzie bolalo, czego i nam, i ryskowi zycze :)
Saszo, wystarczy ten właściwy fragment "Kapitana", chyba, że lubisz amerykańskich chłopców na sterydach z wiecznym "keep smiling" na ustach, którzy zbawiają świat. :)
Usuń"The Road" z Viggo Mortensenem oglądałam, to przytłaczający film, ale bardzo dobry.
Działalność "podławkowa" to podstawowa umiejętność...jak opanujesz, to już na zawsze Ci zostanie. :))
Żeby tam chociaż były ławki :) ale skitrałam telefon za Wiedźminem (też b. odpowiednia lektura na wykład :D) i jakoś poszło.
UsuńAmerykańscy chłopcy na sterydach...brrrrr, nope. Przyjaciółka nie mogła się nadziwić, że w Thorze ni grzyba nie "jarał" mnie bohater tytułowy (ten typ napakowanego blond surfera, o aparycji dziwnie przywodzącej na myśl goryla), za to jego chudy, wysoki, ciemnowłosy, niebieskooki (taaak, tak..) brat jak najbardziej :)
Niby tak bym mogła zrobić, że obejrzę jedynie sceny z Richardem, ale też niespecjalnie to lubię. Tak samo z tym nieszczęsnym Robin Hoodem. Póki co mam przerwę, bo nie chcę przewijać do samych scen z Guy'em i szeryfem z Nottingham, i nie ogarniać kompletnie fabuły, a z drugiej strony nie jestem w stanie patrzeć w ziemniaczaną twarz Robina i na jego ciapowatą, prawą kompanię -,- mehh.. pomarudzę sobie, jak to ja, a potem - przy odpowiedniej dawce whisky/wina, zmęczę Kapitana.
Zaś The Road miałam przyjemność obejrzeć w sumie przypadkowo, w ramach zajęć z analizy operatorskiej, więc i na dużym ekranie, i jak tego typu filmów nie lubię raczej, tak ten bardzo mi się podobał. Aż chyba niedługo go sobie odświeżę :))
Jeśli chodzi o Capitana Amerykę Szaso, to zgadzam się z Eve, wystarczy obejrzeć 15 mim tego filmu ;-) „Ziemniaczana twarz Robina” całkiem trafne określenie :D :D
UsuńI obowiązkowa scena, w której wszyscy klaszczą po przemowie bohatera, ew. po jego wejściu - oczywiście poprzedza tę scenę heroiczny i nadludzki wyczyn naszego bohatera :)
OdpowiedzUsuńA on poobijany trzyma w ramionach swoją ukochaną. ;-) Och ta przewidywalność hollywoodzkich produkcji :)
UsuńI prezydent, prezydent musi być gdzieś, lub przynajmniej telefon od niego!
UsuńOch tak, prezydent obowiązkowo :D
Usuń