Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
---------------------
Poprzednia, szósta część tutaj.
Czegoś mi brakowało. Choć zawsze
budziłam się sama, to jednak poprzedniego wieczoru zasypiałam z Johnem… Teraz,
gdy z zamkniętymi jeszcze oczami wyciągnęłam rękę, miejsce obok było puste.
Poderwałam się szybko. Boże, czyżby przestraszył się, uciekł, zrezygnował…!?
Podeszłam do drzwi i już chciałam zbiec na dół, gdy usłyszałam kroki.
Uspokoiłam się – był… Odetchnęłam z ulgą. Cofnęłam się do sypialni i założyłam
na siebie jedną z sukienek, po czym zeszłam powoli po schodach. John siedział
na kanapie, popijając kawę z kubka. Gdy mnie zauważył, zarumienił się uroczo.
- Przepraszam, że się rządzę,
ale… Wiesz, jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania. Nie chciałem cię
budzić, zrobiłem sobie tylko kawę i chciałem na ciebie poczekać…
- Mogę się napić? – zapytałam,
siadając mu na kolanach i bez czekania na odpowiedź upiłam odrobinę.
- Jak ci się spało?
- Tak dobrze, jak jeszcze nigdy w
życiu. A tobie?
- Cudownie – przyznał – Choć
nieco dziwnie… Jesteś pierwszą osobą, z którą dzieliłem łóżko. To niesamowite
czuć w nocy bliskość kogoś, kogo się kocha… A kiedy rano obudziłem się,
patrzyłem na ciebie dość długo.
- I zauważyłeś coś ciekawego?
- Że jesteś piękna – odparł,
przeczesując moje włosy palcami – I bardzo lubię twoje usta.
- Usta?
- Kiedy śpisz, układają ci się
tak, jak do pocałunku… Przyznam się, że z tego skorzystałem.
- Ty draniu! Wykorzystałeś mnie
podczas snu! – roześmiałam się i zaczęłam łaskotać go po brzuchu.
- Sama się o to prosiłaś!
John położył mnie na kanapie i
teraz to on był górą; łaskotał mnie bezlitośnie. W pewnym momencie sukienka
podwinęła mi się, odsłaniając bieliznę. John znieruchomiał. Patrzył na mnie
dziwnym wzrokiem, jakby szukał potwierdzenia, zgody. Uśmiechałam się tylko,
więc on położył palce na moich biodrach i już po chwili poczułam, jak zsuwa mi
majtki w dół ud, przez kolana, łydki, a kiedy zdjął je zupełnie, ścisnął w
dłoni i rzucił za siebie. Rozsunął mi nogi i usadowił się między nimi, patrząc
mi w oczy. Zbliżał się do mnie coraz bardziej, aż poczułam jego rosnące w
błyskawicznym tempie podniecenie. Naprawdę mocno to poczułam. Chwyciłam go za
pasek od spodni i przyciągnęłam jeszcze bliżej. John wpił się w moje usta. Nie
dawał mi wytchnienia, ledwo mogłam oddychać pod jego naporem, ale było to
niesamowicie podniecające i cudowne uczucie. Wypchnęłam biodra w górę,
ocierając się o niego; John jęknął i opadł na mnie, ściśle przylegając do
mojego ciała. Sięgnęłam ręką do zapięcia jego paska, a on wtedy włożył rękę do
kieszeni. Ze zdziwieniem zauważyłam, że wyciąga z niej paczkę prezerwatyw.
- John… John co ty robisz? –
zapytałam, odsuwając go.
- Katie, wczoraj o tym
zapomniałem – wydyszał, kompletnie rozpalony – Ale dużo dziś rano myślałem, nie
chciałbym żebyś przeze mnie… Żebyś zniszczyła swoją karierę.
- John! – popchnęłam go, by
usiadł, a wtedy ja usiadłam przodem do niego na jego udach – Co ci przyszło do
głowy, co?
- Nie możesz zajść w ciążę, nie
teraz…
- Posłuchaj mnie: chcę mieć z
tobą dzieci. Dziś, jutro, za rok, nieważne. Chcę, i nie będę udawać że tak nie
jest. A ty, nie chcesz dzieci?
- Boże, Katie… Nie spodziewałem
się tego – szepnął – Jesteś pewna?
- Ja tak, a ty?
- Zawsze marzyłem o dzieciach…
- Więc odłóż to – wyrwałam mu
paczuszkę z dłoni i położyłam ją na stoliku – I rób, co należy, żeby je mieć.
Chcę stworzyć z tobą rodzinę, więc nie bawmy się w te bzdury.
Był wyraźnie zszokowany moją
otwartością w tej kwestii. Prawda była taka, że bałam się tego, ale byłam
przekonana, że John jest mężczyzną, z którym spędzę resztę życia, i pragnęłam
dać mu to, czego chciał. Wiedziałam, że dla faceta po trzydziestce stworzenie
rodziny jest priorytetem, a zresztą rozmawialiśmy kiedyś o dzieciach,
wiedziałam więc że są dla niego ważne. Nie do końca wyobrażałam sobie siebie z
wielkim, ciążowym brzuchem, ale przecież miliony kobiet zachodzą w ciążę i
jakoś z tym żyją. Nieważne. Kochałam go i chciałam być matką jego dzieci.
- Kate, jesteś przekonana…? –
zapytał cicho – Zastanów się…
Nie odpowiedziałam, tylko pocałowałam
go namiętnie, mierzwiąc jego włosy. Już zaczynałam rozpinać jego koszulę, kiedy
rozległ się dzwonek do drzwi. John próbował mnie zatrzymać, ale wyrwałam mu się
i obciągnęłam tylko szybko sukienkę, biegnąc nacisnąć klamkę. Obejrzałam się
tylko na Johna; uwypuklenie w jego spodniach zdradzało wszystko, ale chyba
zorientował się i przykrył je szybko poduszką. Z uśmiechem otworzyłam drzwi i…
zamurowało mnie.
Duszpasterska wizyta o dziewiątej rano we wtorek!?
- Witaj, Katie – przed moimi
drzwiami stał ksiądz i mierzył mnie dziwnym wzrokiem – Mogę?
- Tak… Proszę! Nie spodziewałam
się księdza!
- W zasadzie też nie planowa…
Chyba przeszkodziłem – mruknął ostro, zauważywszy wewnątrz Johna.
- Ależ skąd! Proszę do środka! – zamknęłam
za nim drzwi i zauważyłam, że rzucił okiem na majtki leżące przy wejściu do
kuchni. Niby słabo widoczne, ale najwidoczniej miałam wrodzonego pecha…
- Widzę, że się dobrze bawicie –
nieprzyjemnym tonem rzucił ksiądz, siadając w fotelu naprzeciwko kanapy, na
której siedział John.
- Nie, to całkiem nie tak –
bąknął mój ukochany, cały czerwony, nerwowo przygładzając sobie potargane
przeze mnie włosy.
- Napije się ksiądz czegoś? –
zaproponowałam.
- Przynieś mi wody, proszę…
Poszłam szybko do kuchni, ale
doskonale widziałam wszystko, co się działo w pokoju. John nerwowym ruchem
zgarnął ze stolika prezerwatywy i próbował upchnąć je w kieszeni, podczas gdy
duchowny obrzucał go groźnym, niezadowolonym spojrzeniem.
- Myślisz, że nie widziałem? –
zagrzmiał.
- To nie tak, niech ksiądz nie
myśli, że my…
- Niech ksiądz nie myśli, że tego
używamy – powiedziałam, czując nagły przypływ odwagi – To przecież nie po
katolicku. Chcemy mieć dzieci. A to leży tu przypadkiem, zaręczam że nie
pozwoliłam Johnowi na żadną antykoncepcję.
- Zamilcz! Masz mnie za idiotę?
Myślałem, że dobra z ciebie dziewczyna, a ty…
- A ja: co!? Powie mi ksiądz to,
co Paul Turner? Że się puszczam? – syknęłam ze złością, stawiając przed nim
szklankę i siadając obok Johna.
- Licz się ze słowami!
- Kate, daj spokój – John ścisnął
moją rękę i spojrzał naszemu gościowi w oczy – Proszę jej nie obwiniać. To moja
wina, ja chciałem, zmusiłem ją i…
- Johnie Standring! Nie byłbyś w
stanie zabić muchy, a ty wmawiasz mi że zmusiłeś ją do współżycia! Prędzej
uwierzyłbym, że ona to zrobiła! Nie dość, że cudzołożysz, to jeszcze próbujesz
kłamać!
- Wystarczy! – krzyknęłam –
Przychodzi ksiądz do mojego domu i obraża mnie i mojego mężczyznę. Kto księdzu
dał takie prawo!?
- Bóg!
- Bóg dał NAM prawo do miłości,
proszę księdza, a my nikogo tym nie krzywdzimy. To ksiądz grzeszy, powołując
się na Boga i obrażając nas.
- Tego już za wiele! Nie będziesz
mnie pouczała o grzechach!
- Katie, uspokój się – szepnął
John, spuszczając wzrok na podłogę – To nic nie da.
- Przestań John! Ksiądz chyba
trochę się zapędził. Przychodzi ksiądz do nas i mówi, że myślał że jestem dobrą
dziewczyną, a teraz co? Czy przez fakt, że współżyję z mężczyzną, którego
kocham, stałam się zła i kogoś krzywdzę? Zasługuję na potępienie?
- Jesteś grzeszna – odparł
duchowny, ale ja roześmiałam się.
- Zawsze byłam! Popełniałam
większe bądź mniejsze grzechy, ale nigdy nie byłam mieszana z błotem za to, że
postępuję zgodnie z moim sercem!
- To cudzołóstwo, Kate, i dobrze
o tym wiesz!
- Bardzo brzydko to ksiądz
nazywa.
- Nazywam rzeczy po imieniu.
Jesteś cudzołożnicą.
- Chyba ksiądz przesadził! – John
poderwał się na równe nogi i podniósł głos – Proszę jej nie obrażać, bo…
- Bo co?
- John, czy mógłbyś na chwilę
wyjść? – objęłam go ramieniem i wymownie spojrzałam – Chcę zamienić kilka słów
z naszym gościem.
- Znowu to robisz… Nie pozwalasz
mi zadbać o ciebie!
- Kochanie, proszę cię… Zaczekaj
w kuchni.
Dałam mu przelotnego buziaka w
usta, a on niechętnie oddalił się. Wiedziałam, że może trochę zraniłam jego
męską dumę, ale... już w wyobraźni widziałam, jak mu to później wynagrodzę.
Tymczasem musiałam powiedzieć księdzu, co o nim myślę.
- Proszę mnie teraz posłuchać –
usiadłam naprzeciwko niego i patrzyłam twardo w jego pełne dezaprobaty oczy –
Kocham Johna tak, jak nikogo na świecie. Jest najlepszym człowiekiem, jakiego
znam, a jednocześnie najbardziej pokrzywdzonym, o czym sam ksiądz powinien
wiedzieć najlepiej. Próbuję dotrzeć do niego tak, jak się tylko da, poprzez
jego duszę i ciało, początkowo było ciężko ale od dwóch dni jest naprawdę
dobrze. Teraz przychodzi ksiądz i wszystko niszczy, wszystko co zdołałam
wypracować. Tłamsi ksiądz w nim tę nikłą pewność siebie, którą roznieciłam na
nowo. Jego samotność i nieśmiałość była jak paskudna choroba, jestem jedyną
osobą której udało się choć w części go uleczyć, staram się go uszczęśliwić i
będę to robić nadal. Nieważne, za jaką cenę.
- Chcesz „uszczęśliwiać” go swoim
ciałem, tak? – ksiądz popatrzył na mnie jakby z obrzydzeniem.
- Jeśli nie ma innego sposobu, to
tak! Poruszę niebo i ziemię, by go wyciągnąć z tego dołka, w który wepchnęła go
Carol i z którego przez PIĘĆ LAT NIKT go nie wyciągnął. Nawet ksiądz! Wszyscy
tu byliście, patrzyliście na jego nieszczęście!
- Wtedy przyjechałaś ty, uwiodłaś
go i zaciągnęłaś do łóżka, a teraz uważasz że jest nagle szczęśliwy?
- Postawił sobie ksiądz za punkt
honoru, by zrobić ze mnie dziwkę? – uniosłam się – NIGDY nie zadał sobie ksiądz
takiego trudu, jaki ja zadałam sobie od mojego przyjazdu. Nie wie ksiądz nawet,
ile czasu dbałam o niego jak przyjaciółka, rozmawiałam, przekonywałam że jest
ktoś, dla kogo jest ważny, nikt nie ma pojęcia ile serca w to włożyłam! A to,
że ten cudowny człowiek odważył się na bliskość ze mną, jest dla mnie
najpiękniejszą nagrodą. I wiem też, i nie boję się księdzu tego powiedzieć w
twarz, że seks pomógł mu się przełamać i udowodnić, że jest stuprocentowym,
wiele wartym mężczyzną!
- Dość! Nie chcę tego słuchać!
- To po co ksiądz przyszedł?
Usłyszeć kłamstwa? Usłyszeć, jak zaprzeczamy temu, o czym mówią już wszyscy? Co
za obłuda! Kto księdzu doniósł, co? Paul Turner, który nazwał mnie puszczalską,
czy Sarah Jones, która ma o mnie nie wiele lepsze zdanie?
- Skąd… Skąd ty wiesz o Sarah…
- Tak myślałam. To obrzydliwe, że
posłuchał ksiądz pomówień z ust dziewczyny, która trójkę dzieci ma z różnymi
mężczyznami, i nadal pracuje na kolejne. Zresztą od dziesięciu lat nie robi nic
innego! Proszę mi wybaczyć, ale to chyba czas, żeby opuścił ksiądz mój dom.
- Kate, zastanów się nad tym, co
robisz.
- Nikogo nie krzywdzę, a wręcz
przeciwnie, daję szczęście osobie, którą kocham.
- Przepraszam, ale słyszał
ksiądz, co powiedziała moja narzeczona – z kuchni wyszedł John, twardo krocząc
w naszą stronę – Przykro mi, nie pozwolę na dalsze obrażanie jej. Porozmawiamy
z księdzem, kiedy się trochę uspokoi i przemyśli, jakie słowa skierował do
kobiety. Do widzenia.
- John, nigdy taki nie byłeś –
ksiądz już naciskał na klamkę, kiedy obejrzał się na nas ostatni raz.
- Do widzenia.
Johnowi strasznie trzęsły się
ręce, widziałam że wiele go kosztuje ta odwaga. Gdy ksiądz był za progiem, mój
ukochany podszedł do drzwi i z rozmachem trzasnął nimi tak mocno, aż zatrzęsły
się meble stojące obok. Patrzył na mnie zbolałym wzrokiem.
- Mówiłem, że nic dobrego z tego
nie wyjdzie… Mówiłem! A ty uparłaś się, że mnie kochasz i chcesz ze mną być!
Teraz oficjalnie zostałaś pierwszą cudzołożnicą Anglii!
- Mogę być cudzołożnicą, mogę być
kimkolwiek, jeśli ty jesteś obok – podeszłam do niego i przytuliłam się z
całych sił – Tobie przeszkadza to, jaką opinię ma o mnie ksiądz?
- Tak! Bo to o mnie powinien tak
mówić, a nie o tobie!
- Widzisz, tak już jest w tym
naszym małym zaścianku… Wszystkiemu winna jest kobieta. Zresztą nie wypieram
się, przecież to ja zabiegałam o ciebie od samego początku…
- Kate, kocham cię, i nie pozwolę
tak ciebie traktować! – w jego oczach zapłonął nieznany mi dotąd gniew – Jeśli
jeszcze kiedyś usłyszę, że ktoś mówi o tobie źle, to nie ręczę za siebie. I
nieważne, czy będzie to facet w spodniach czy w sukience!!!
- Wiem o tym… Dlatego czuję się
przy tobie bezpiecznie. Jesteś moim mężczyzną, moim obrońcą, zawsze staniesz po
mojej stronie – mówiłam to z przekonaniem, i widziałam że Johnowi potrzebne są
takie słowa, potrzebuje zapewnienia, że uważam go za stuprocentowego mężczyznę
– Ale już się nie denerwuj. Nie ma sensu. John, tak pięknie mnie nazwałeś,
powiedziałeś, że jestem twoją…
- Narzeczoną – powiedział twardo
– I tak będę o tobie mówił. Wyjdź za mnie.
- John, co ty… Ty naprawdę…?
- Wybacz mi, nie jestem w ogóle
przygotowany, ale sam nie spodziewałem się że to powiem akurat dziś… Zostań
moją żoną.
- Nie wiem co powiedzieć –
szepnęłam, oszołomiona jego słowami. John jakby wycofał się i zmieszał.
- Katie, ty… Nie chcesz…?
Przepraszam, pospieszyłem się, w ogóle nie powinienem o tym mówić…
- Nie! John, oczywiście że chcę!
Chcę, tak, zgadzam się!!! Zaskoczyłeś mnie tylko, nie spodziewałam się tego po
tobie! Nie dziś…
- Musiałem – uśmiechnął się lekko
i powoli odgarniał mi włosy za ucho – Chcę, żebyś czuła, że masz we mnie
oparcie w tych trudnych chwilach, że traktuję cię poważnie.
- Nie musiałeś mi tego
udowadniać, ja to wiem.
- Chciałem ci to udowodnić. Nie
chcę cały czas być dla ciebie ciężarem i dzieckiem, które musisz bronić przed
światem. To ja ciebie powinienem bronić.
- I robisz to.
- Ale ty… Katie, słyszałem, co
mówiłaś księdzu. Nigdy nikt tak o mnie nie dbał, nikt mnie tak nie kochał. I
chcę ci powiedzieć, że miałaś rację. Nie chcę, żeby źle to zabrzmiało, ale…
twoje ciało bardzo mi pomogło. To, że wczoraj… kochaliśmy się, dodało mi
pewności siebie. Jestem innym człowiekiem, niż wcześniej. Nawet nie wiesz, ile dla
mnie znaczy to, że tak piękna i mądra kobieta zbliżyła się do mnie i oddała mi
się… - głos Johna wyraźnie rozbrzmiewał zakłopotaniem i zawstydzeniem – To dla
mnie dodatkowo ważne. Dziękuję ci za to.
- Skończ z dziękowaniem, bo nie
robię nic wyjątkowego. Może zjemy śniadanie, dobrze?
John pocałował mnie nieśmiało i
pociągnął do kuchni. Niby nic wyjątkowego, niby zwykłe, wspólne śniadanie, ale
dla mnie było jak święto. I choć początkowo John zdawał się być zrelaksowany i
spokojny, to kiedy kończyliśmy jeść, był już jakiś małomówny i zamyślony. Nie
dopytywałam dlaczego, po prostu cieszyłam się jego obecnością. Kiedy
skończyliśmy, zaproponowałam spacer. Miałam wrażenie że nie był do końca
chętny, ale zgodził się. Był znowu dziwnie wycofany, mało się odzywał,
odniosłam wrażenie że wolałby iść gdzieś, gdzie nie ma ludzi. Nie rozumiałam
tego, bo przecież kogokolwiek mijaliśmy, uśmiechał się uprzejmie i witał się z
nami z szacunkiem, zupełnie jakby nikt nie miał nic przeciwko naszemu
związkowi, z którym się nie kryliśmy. Przynajmniej ja tego nie chciałam, bo
znowu dopadły mnie wątpliwości, czy John nie chciałby ukryć tej informacji
przed światem i zaszyć się gdzieś w głuszy. Był tak nieodgadniony… Czułam
jednak, że nie jest to dobry moment na pytania, bo i tak wiele bym się nie
dowiedziała. Po prostu byłam z nim, dając mu odczuć moją miłość i oddanie.
Potem okazało się, że to jednak za mało…
Po zjedzeniu wspólnego obiadu,
również w dość milczącej atmosferze, John poszedł do Freemanów. Umówiliśmy się,
że spotkamy się nazajutrz, w środę, i to dopiero wieczorem – w południe
jechałam do redakcji i miałam wrócić dopiero około ósmej. Tęskniłam za nim
całym ciałem, pragnęłam tego spotkania, tej bliskości, chciałam by wziął mnie
szybko, mocno i bez zastanawiania się nad niczym. Ten mężczyzna wyzwalał we
mnie dzikie, nieokiełznane żądze, pożądanie wobec niego odbierało mi rozum.
Czułam się jak wiecznie nienasycona kobieta lekkich obyczajów, choć przecież
John był moim jedynym partnerem, ale nigdy nie myślałam o seksie tak dużo i z
taką częstotliwością, jak to było teraz. On po prostu rozpalił mnie i
pozostawił tak płonącą, rozgrzaną pragnieniem posiadania jego ciała. Nigdy się
tak nie czułam… Dodatkowo, kiedy przypominałam sobie tę pozorną wstydliwość w
jego twarzy, podczas kiedy w jego oczach błyszczały iskry podniecenia… To
działało na mnie niewyobrażalnie mocno. Mój odmienny stan chyba był mocno
widoczny w redakcji…
- A nasza Kate chyba jest
zakochana! – usłyszałam nagle za moimi plecami – Witaj, moja droga!
Odwróciłam się: to Hugh, mój
szef. Wyjątkowo nawet nie poczułam irytacji ani odrażenia, uśmiechnęłam się do
niego ciepło.
- Dzień dobry, szefie!
- Promieniejesz, słonko! Cóż
nowego nam skrobiesz na tej maszynie?
- Temat, który zatwierdził mi
szef tydzień temu – odparłam – Seks w realiach małych miasteczek i wsi,
podejście tamtejszych ludzi do spraw seksu i zderzenie z tradycją, z
przekonaniami, wiarą. Sophie zebrała dla mnie kilka opinii i wypowiedzi,
składam teraz to w całość.
- Seks, seks, seks… Całkiem
opętał ten dzisiejszy świat – mruknął Hugh – Czyżby i ciebie?
- To chyba zbyt osobiste pytanie,
prawda? – odpowiedziałam, ale o dziwo wcale nie poczułam się zdenerwowana ani
zażenowana.
- No tak, przepraszam, wybacz mi…
Może dasz się zaprosić na kawę?
- Nie mogę, muszę skończyć to
dziś i o ósmej muszę być w domu. Jestem umówiona.
- Kim jest ten szczęśliwiec?
- Och… Nic się przed tobą nie
ukryje! To John, mężczyzna z mojej miejscowości. Spotkaliśmy się ponownie po
pięciu latach i… wszystko wybuchło.
- Gratuluję! Mam nadzieję, że
jest ciebie wart – Hugh uśmiechnął się miło – Ile ma lat? I czym się zajmuje?
- Ma 33 lata i jest… - przerwałam
na chwilę, bo nie bardzo wiedziałam, jak mam powiedzieć, kim jest John. Boże,
przecież nie wstydzę się go, dlaczego nie miałabym powiedzieć co robi!
- Kim?
- Jest… Specjalizuje się w
hodowli owiec. I nie tylko, jest świetnym fachowcem od wszelkich remontów!
- To cudownie! Daj mi na niego
namiar, szukam kogoś kto położy mi płytki w łazience – Hugh patrzył na mnie
jakoś dziwnie, już nie było to tak oczywiste, że jest miły i uprzejmy – Swoją
drogą, Kate, taki mezalians… Sądziłem,
że sięgniesz po faceta z wyższej półki. Farmer i budowlaniec w jednym to dość…
brudna robota – podkreślił.
- Że co proszę? – poderwałam się
z krzesła – O czym ty mówisz?
- Nie czarujmy się, wiesz że od
dawna mam na ciebie oko – Hugh bezczelnie dotknął moich pleców i zjechał dłonią
aż do pośladków. Wyrwałam mu się i zaledwie resztą instynktu samozachowawczego
zmusiłam się, by go nie uderzyć.
- Po pierwsze: nie dotykaj mnie.
Po drugie: nie waż się mówić o nim źle. To mój narzeczony i nie pozwolę tak o
nim mówić! Kocham go i nie chciałabym, żeby był kimś innym, żeby był… pustym,
bezwartościowym facecikiem w garniturku! Jest dokładnie taki, jakim mi się
podoba!
- Więc lubisz hardcore, no no no,
nie wyglądasz na taką… Wydawałaś się taką miłą i niewinną osóbką!
- Wyjdź stąd, Hugh, albo złożę na
ciebie skargę – zagroziłam – Jeszcze dziś.
- Po co te nerwy…
- I znajdę świadków, że mnie
molestujesz!
Naczelny spojrzał na mnie,
zdumiony, i bez słowa wyszedł. Zmazałam mu ten bezczelny uśmieszek z twarzy…
Jak śmiał! Sądziłam, że jego dotychczasowe głupie teksty były po prostu
zwykłymi zaczepkami faceta o niezbyt lotnym poczuciu humoru, ale okazuje się,
że naprawdę miał na mnie ochotę. Niedoczekanie! Jeszcze raz i pójdę do jego
przełożonych. Bezczelny typ… No cóż, musiałam jednak ochłonąć i do końca dnia
prawdę mówiąc zapomniałam o tym nieprzyjemnym incydencie. O siódmej poszłam na
przystanek i już niedługo byłam w Terrington. John czekał na mnie na
przystanku.
- Potwornie tęskniłam! –
krzyknęłam, uwieszając się mu na szyi. Zdziwiłam się, bo zareagował dość
chłodno, choć w jego oczach dostrzegałam zalążki tych przewrotnych iskierek.
- Miło cię widzieć – powiedział,
uśmiechając się i odsuwając – Idziemy?
- Jasne, ale… Coś się stało?
- Nie, po prostu jestem
przepracowany – odparł, ale czułam, że coś kręci – Dopiero godzinę temu
wyszedłem od Freemanów i nie zdążyłem przygotować nawet nic do zjedzenia.
- Kochanie, spokojnie, ugotujemy
szybko makaron, sos mam przygotowany w lodówce. O wszystko zadbałam!
- Jesteś niezastąpiona…
- Ja to wiem, misiaczku!
Chwyciłam go za rękę i
poprowadziłam prosto do domu, ale nadal nie dawał mi spokoju ten dziwny chłód,
jaki od niego bił. Jakby bał się czegoś, jakby starał się nawet unikać mojego
dotyku. Czułam się z tym źle, choć próbowałam normalnie żartować i rozmawiać z
nim o wszystkim. Kiedy opowiadałam mu, jak bardzo tęskniłam i pragnęłam go,
będąc w pracy, szybko zmienił temat… To spowodowało, że w mojej głowie zapaliła
się czerwona lampka. Coś było mocno nie tak, i kiedy zjedliśmy już naprędce
przygotowaną kolację, postanowiłam zaciągnąć go do sypialni i tam wyciągnąć z
niego wszystko. Kiedy byliśmy już przy schodach, John jakby zrozumiał, co chcę
zrobić, i zatrzymał się. Przyszpiliłam go wtedy do ściany i pocałowałam w usta,
zjeżdżając po jego nieogolonym podbródku na szyję, i zatrzymując się tam na
dłużej.
- Kate – wyjęczał żałośnie –
Odsuń się.
- John, nie dam ci uciec, chcę żebyś…
- Kate, puść!
Zdziwiłam się mocno, ale ani w
głowie było mi przestawać. Wróciłam do jego ust, pieszcząc je swoimi wargami
intensywnie, ale on przesunął się. Byłam zdezorientowana.
- Coś się stało, John. Coś jest
cholernie nie tak!
- Wydaje ci się…
- John! Dwa dni temu uprawiałeś
ze mną seks na polu, dziś nie chcesz mnie całować!
- Proszę cię…
- Jeśli zaraz nie powiesz mi, co
jest grane, to wyjdę z siebie!
- Katie, spokojnie. Wyjaśnię ci
wszystko – John poczerwieniał i usiadł w fotelu. Wiedziałam, że będą kłopoty…
- Mam nadzieję – mruknęłam
wściekle, siadając naprzeciwko niego – Mów, co ci strzeliło do głowy. Usycham
cały dzień, a ty nie chcesz mnie dotknąć, jakbyś… Jakbyś brzydził się mną!
- To nie tak! – zaprotestował
gorąco – Kate, myślę, że… Coś poszło nie tak. Coś zdarzyło się chyba za szybko
i…
- Co ty pieprzysz! – krzyknęłam,
rozzłoszczona, nie zważając na słowa – Żartujesz sobie ze mnie!?
- Proszę, nie złość się…
- Ja? Zła? Nie, ja jestem
WŚCIEKŁA!
- Posłuchaj mnie! Katie, wiesz co
do ciebie czuję, wiesz jak bardzo mi się podobasz… Jak trudno było mi się
powstrzymać…
- BYŁO!?
- Kate, dużo myślałem o
wczorajszej porannej rozmowie z księdzem.
- Błagam, tylko nie to! – ukryłam
twarz w dłoniach, spodziewając się najgorszego.
- Posłuchaj, musiałem… Byłem dziś
u spowiedzi.
- Bardzo dobrze, i co, ulżyło ci?
- Kate, my… Musimy zwolnić. Nie
możemy… Seks to coś złego. Nie przed ślubem. Nie mamy prawa tego robić.
- John, do cholery! – walnęłam
pięścią w stolik, niesamowicie rozwścieczona – Nie wierzę w to, co słyszę! Seks
jest zły? Wiesz to teraz, bo powiedział ci to facet w czarnej sukience!?
- Nie mów tak…
- A jak mam mówić?! Jak mam ci
ufać, John! Prosisz i wymagasz, bym traktowała cię jak prawdziwego mężczyznę,
pozwoliła ci się sobą opiekować, a ty ulegasz księdzu, który robi ze mnie
dziwkę i…
- Przestań!
- To ty przestań! Myślałam, że
potrafisz być mężczyzną z moich marzeń, dla którego to JA będę najważniejsza. I
wydawało mi się, że naprawdę mnie pragniesz i kochasz…
- Bo tak jest! – krzyknął
rozpaczliwie – Ale to jest złe. Krzywdzę cię tym, zrozum… Czuję się, jakbym cię
wykorzystywał. Nie chcę tego.
- Dobrze. Wyjdź.
- Katie, możemy przecież
normalnie… Posiedzieć, porozmawiać…
- Utrzymasz ręce przy sobie,
kiedy będę obok? Powstrzymasz GRZESZNE myśli, kiedy będziesz wiedział, że masz
ochotę na seks? A ja będę myślała tylko o tym, kiedy pójdziemy do łóżka, bo
tęsknię za twoim ciałem i pieszczotami?
- Przestań o tym mówić! – John
poderwał się i podszedł do okna – Sama prowokujesz wszystkie te sytuacje, gdybyś
o tym nie mówiła, nie doszłoby do zbliżenia…
- Słucham!? – oniemiałam. Zrzucał
winę na mnie… Za wszystko! Miałam ochotę potraktować go tak, jak Turnera kilka
dni wcześniej – Kochałeś się ze mną z własnej woli, nie zmuszałam cię! Widzę,
że ksiądz już wmówił ci, jak powinieneś żyć i kim jestem. Zwykłą, puszczalską
cudzołożnicą!
- NIE! Kate, nie mów tak…
Zrobiliśmy to oboje. To był błąd, grzech, ale naprawimy to.
- Jak!? Nie rozśmieszaj mnie…
- Katie, posłuchaj. Oświadczyłem
ci się i nie wycofuję się z tego. Po prostu poczekamy do ślubu, będzie wszystko
tak, jak powinno być…
- Dobrze. Na kiedy zamierzasz
wyznaczyć datę?
- Nie mamy teraz pieniędzy, nie
pobierzemy się od razu…
- Więc wyjdź z mojego domu i
wróć, jak będziesz wiedział, kiedy zamierzasz mnie poślubić!!!
- Kochanie, zrozum…
- Nie, John – odparłam cicho ze
łzami w oczach – Nie zrozumiem. Byłam przez chwilę szczęśliwa, a teraz…
- Byłaś szczęśliwa tylko ze
względu na seks? O to ci tylko chodziło?
- Proszę cię, wyjdź i nie obrażaj
mnie… Wyjdź!!!
- Nie, dopóki mi nie wyjaśnisz.
- John, daj spokój. Rozmawiałeś z
księdzem, dostałeś pokutę, uszanuj to. Wyjdź i nie narażaj żadnego z nas na
niepotrzebne pokuszenie. Ja sobie z tym poradzę, ale obawiam się że ty nie.
John zacisnął pięści i zamknął
oczy, zwieszając głowę. To znaczyło, że jest już po rozmowie i nic tego dnia
nie wskóramy. Bez słowa podszedł do drzwi i nie patrząc na mnie, wyszedł.
Zrobiło mi się tak strasznie przykro… Potraktował mnie tak okropnie! Naprawdę
poczułam się winna. Chciało mi się wyć i krzyczeć. Nie zasłużyłam sobie na coś
takiego… Jak bańka mydlana prysło całe moje poczucie odpowiedzialności za
niego, po raz pierwszy naprawdę nie miałam ochoty biec za nim, pocieszać go i
zapewniać o moim uczuciu do niego. Przecież ja też je mam! A on je totalnie
zniszczył, rozgniótł tymi okropnymi słowami. To było naprawdę podłe! Nie miałam
pojęcia, co nim kierowało, ciężko było uwierzyć mi że kilka minut rozmowy z
księdzem aż tak zmieniło mojego kochanego Johna! Mogłam zrozumieć wszystko,
naprawdę wszystko, ale ten facet pięć lat wcześniej chciał przelecieć Carol w
samochodzie, i zrobił to teraz ze mną na środku Lavender Yorkshire! Nie miał
wyrzutów sumienia, był szczęśliwy i chciał więcej, a nagle mówi mi że nie może
uprawiać seksu, bo zabronił mu tego ksiądz!? To jakaś kompletna paranoja!
Przecież John nigdy nie należał do fanatycznie religijnych ludzi, więc co
strzeliło mu do głowy!? Coś musiało być bardzo nie tak, skoro dojrzały, zdrowy
i lubiący seks mężczyzna nagle zmienia zdanie. Przecież przez te dwa dni
doskonale widziałam i przekonałam się na własnej skórze, że gdyby mógł,
najchętniej w ogóle nie wychodziłby z łóżka. Oczywiście, kochałam go
niesamowicie mocno i zgodziłabym się na wszystko, seks nie był absolutnie
najważniejszy i mogłabym się bez tego obejść, ale zabolało mnie to, że John
nagle, jakby w ciągu kilku godzin zmienił kompletnie nastawienie, i to pod
wpływem obcej osoby! I gdybym wiedziała, że skończy się na samym braku seksu,
ustąpiłabym, ale znałam Johna doskonale i wiedziałam, że teraz w ogóle będzie
mnie unikał i właściwie przestaniemy być parą! Zbyt mocno lubił moją bliskość,
aby narażać się na pokuszenie. Dla mnie wniosek był jasny: to koniec. John
znowu zamknie się w tej swojej paskudnej skorupie nieśmiałości i teraz żadne
rozmyślne zabiegi z mojej strony nic nie wskórają, bo będzie unikał mojego
towarzystwa, by uniknąć pokuszenia. To czyste wariactwo… Szaleństwo! Nie mogłam
tego tak po prostu zostawić i zrezygnować… Ale co zrobić? Czy najpierw
zamordować księdza, czy Johna? Pierwszemu bez wątpienia należało się bardziej,
a drugi rozwścieczył mnie tak, jak jeszcze nie udało się nigdy nikomu.
Wściekłość spotęgowana była faktem, że wywołał ją facet, którego pokochałam
ponad życie.
Tej nocy prawie nie spałam,
zasnęłam dopiero nad ranem, a przed szóstą musiałam biec do cukierni. Pan
Jackman od razu zauważył, że coś jest nie tak.
- Siadaj, Katie, i mów – postawił
mi za ladą krzesło i po chwili przyniósł też jedno dla siebie – Co się dzieje.
I uprzedzam, nie próbuj kręcić, bo widzę jasno, że najchętniej zabiłabyś
wzrokiem wszystko, co się rusza.
- Panie Jackman… Gdyby pan
wiedział…
- Dlatego cię pytam.
Westchnęłam ciężko, wspominając
rozmowę z Johnem. To nie było łatwe…
- Ja i John… Od niedzieli
jesteśmy razem. My… No wie pan – zaczerwieniłam się.
- Słyszałem co nieco, chciałem
tylko od ciebie potwierdzenia. Rozumiem, co chcesz mi powiedzieć, ale chyba
powinnaś się cieszyć, prawda? To jest to, czego chciałaś?
- Tak, prawie… Dwa dni temu we
wtorek przyszedł do mnie rano niespodziewanie ksiądz. Trafił źle, akurat byłam
z Johnem. Przyjęliśmy go, ale on zaczął nas obrażać, szczególnie mnie…
- Ksiądz!? A to kanalia! –
oburzył się mój szef.
- John bronił mnie, naprawdę
byłam z niego dumna. To było niesamowite, jak nagle się zmienił… Myślałam, że
tak już będzie. Ale wczoraj… Spotkaliśmy się wieczorem. W ogóle nie chciał mnie
dotknąć ani pocałować, aż w końcu przyznał się że był u księdza. Spowiadał się
i dostał zakaz zbliżania się do mnie. Rozumie pan!?
- To niebywałe! Skąd w nim nagle
tyle niechęci i zawiści, przecież nasz ksiądz zwykle bywał dość liberalny!
- Nazwał mnie cudzołożnicą i
zabronił Johnowi wszystkiego, co prowadzi do seksu. Najgorsze jest to, że
pokłóciliśmy się o to… John powiedział, że chce się ze mną ożenić, a po ślubie
wszystko wróci do normy, ale teraz nie ma pieniędzy i nie stać nas na ślub,
więc go nie weźmiemy! Błędne koło!
- Katie, musi być jakieś rozsądne
rozwiązanie, nie smuć się! Doprawdy, John mnie zadziwia, dorosły facet i słucha
gościa który o seksie wie tyle, co ja o hodowli surykatek! Nie wiem nawet, czy
surykatki można hodować…
- A mnie nie chodzi tylko o to! –
kontynuowałam, nie powstrzymując się nawet od płaczu – On kompletnie się ode
mnie odsuwa, rozumie pan? Nie chce nawet trzymać mnie za rękę, bo boi się że
nie wytrzyma pokusy! To jest chore, ja
naprawdę nie rozumiem, dwa dni cieszyłam się i byłam z nim naprawdę, a teraz…
- Spokojnie – Jackman głaskał
mnie po głowie i wydawało się, jakby doskonale mnie rozumiał – Coś poradzimy.
Żaden sukienkowy nie będzie nazywał cię cudzołożnicą, a już szczególnie twój
mężczyzna nie powinien tego słuchać. Już ja postawię Standringa do pionu!
- Nie, proszę dać mu spokój…
- Nie kłóć się ze mną!
Porozmawiam sobie z nim i koniec dyskusji!
Jackman wstał i poszedł na
zaplecze, a ja nadal siedziałam, wpatrując się w pączki leżące na półce. Co się
stało, co się zmieniło… Co takiego powiedział mu ksiądz, że postanowił grubą
kreską przekreślić wszystko, co było między nami piękne?
- Cześć, Katie – usłyszałam nagle
jego głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam go w drzwiach. Szybko przeanalizowałam
sytuację i postanowiłam zachować zimną krew.
- Cześć – odparłam – Co podać?
- Dwa pączki.
- Bardzo proszę – podałam mu
szybko pakunek, a on wsunął mi w dłoń odliczone pieniądze.
- Dziękuję. Katie, jeśli chodzi o
wczoraj…
- Nie przejmuj się. Szanuję twój
wybór, twój światopogląd i wiarę.
- Nie udawaj, wiem co myślisz…
- Ale NIE CHCĘ o tym rozmawiać,
John. NIE teraz.
- A kiedy? – spuścił wzrok i
zaczął mrugać powiekami. Już się zaczęło, znowu robi się taki, jak kiedyś,
zaczyna ogarniać go zakłopotanie i najpewniej poczucie winy.
- Dziś jestem zajęta.
Spojrzał na mnie z
niedowierzaniem. Czy to naprawdę takie dziwne? Czy ja nie mogę być już czymś
zajęta!? Czy należałam do niego na własność? Właściwie to… tak. Ale on tego nie
chciał, więc mogłam z moim czasem robić, co mi się żywnie podobało!
- A jutro?
- Jutro jadę do Yorku.
- Aha… Dziś jesteś zajęta? Mocno?
- Tak, jestem umówiona.
- Umówiona… - westchnął cicho –
Myślałem, że znajdziesz dla mnie chwilę.
- Po co?
- Chciałem przejść się,
porozmawiać…
Spojrzałam na niego badawczo. W
jego oczach była zazdrość; widocznie nie rozumiał, jak mogłam się z kimś
umówić. Może nawet przez myśl przeszło mu, że tym szczęśliwcem jest Paul
Turner. I dobrze! Niech tkwi w tym przeświadczeniu. Niech widzi, co z własnej winy
traci! Przez chwilę sama nie dowierzałam w to, co myślę, przecież to mój
kochany John… Ale on jest mężczyzną. I zawiódł mnie. Miałam prawo do buntu. Ale
może jednak… Może chwilkę, chwileczkę, może go jakoś przekonam…
- Dobrze – powiedziałam jakby od
niechcenia, choć wewnątrz cała drżałam – Znajdę dla ciebie piętnaście minut
zaraz po pracy.
- Dziękuję! – ożywił się –
Przyjdę punktualnie. Odprowadzę cię do domu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł –
mruknęłam dość nieprzyjemnym tonem, chyba mnie trochę poniosło, ale nie
potrafiłam udawać.
- Dlaczego?
- Bo jeszcze cię ktoś zobaczy i
doniesie księdzu.
John otworzył usta i chciał coś
odpowiedzieć, jednak nie zrobił tego, bo wszedł niespodziewanie pan Jackman.
Obrzucił nas wzrokiem i podszedł do mnie.
- Wszystko w porządku? – szepnął,
ale ja pokręciłam głową – John, dawno cię nie było! Katie, idź przypilnuj mi
drożdżówek, za pięć minut wyjmij je z pieca, dobrze?
Zrobiłam to, co kazał, ale nie do
końca. Stanęłam za drzwiami i słuchałam, co też wymyśli mój szef…
- Ja już pójdę – powiedział John
z rezygnacją w głosie, ale Jackman zatrzymał go:
- Zaczekaj, chłopcze… Musimy
porozmawiać.
- O czym?
- O niej. Jest przybita, nie chce
pracować… Co jej się stało?
- Nie wiem – John był bardzo
zakłopotany – Porozmawiam z nią… Potem.
- Przestań udawać! Wyżaliła mi
się, że odbyliście przykrą rozmowę z księdzem, po której zacząłeś jej unikać.
- Dlaczego to panu powiedziała!?
– krzyknął John z pretensją – Będzie rozpowiadać o tym na prawo i lewo?
- A dlaczego ty poszedłeś do tego
paskudnego księdza?
- To inna sprawa, panie Jackman.
- Nie! Ty wyżaliłeś się facetowi,
który obrażał twoją dziewczynę, ona wyżaliła się przyjacielowi, to jest jedyna różnica,
chłopcze!
Na chwilę zapadła cisza. Nie
wiedziałam, co mam robić i myśleć, najchętniej weszłabym tam i uczestniczyła w
rozmowie, ale… nie mogłam. Chciałam usłyszeć, co John powie panu Jackmanowi sam
na sam. Może jest coś, co chciał po prostu przede mną ukryć…
- Fakt, obraził ją i nie podoba
mi się to – odezwał się John – Ale wyjaśnił mi, że zrobił to z troski.
- Z troski! Obudź się, on obraził
TWOJĄ kobietę, która oddałaby wszystko żeby cię uszczęśliwić! Nawet nie wiesz,
jakie to dla niej ważne!
- Pan nic nie rozumie! Ksiądz
otworzył mi oczy, powiedział że krzywdzę ją tym, że wykorzystuję, i przeze mnie
popełnia grzechy. Nie chcę tego, nie chcę być przyczyną tego, że będą ją
wytykać palcami. On mówi, że…
- Co ten klecha ci nagadał, John…
- Powiedział, że to ciężki
grzech, jeden z cięższych, i jeśli tego nie przerwę, on może obłożyć Katie nawet
ekskomuniką. A ja tego nie chcę. Nie chcę, by była napiętnowana przeze mnie…
Nie pozwolę na to. Nie zniszczę jej marzeń o ślubie w kościele, białej
sukience…
- Skąd wiesz, że o tym marzy?
- Każda dziewczyna tego chce…
- Ale ona chce CIEBIE, a nie tej
całej szopki, rozumiesz? John, ksiądz powinien dostać ode mnie w gębę, że
rozpowiada bzdury! On nie ma prawa nikogo ekskomunikować z takiego powodu, co
najwyżej odmówić rozgrzeszenia! Dorosły facet a dał się wpuścić w maliny…
- Ja po prostu… Nie chcę jej krzywdzić.
- To nie krzywdź. I jak
najszybciej ją przeproś i wróćcie do normalności.
- To nie takie proste.
- John, o ile nie pamiętasz, to
przypomnę ci: ta wspaniała dziewczyna wyciągnęła cię do świata, do ludzi,
przełamała twoją samotność i chorobliwą nieśmiałość, jako jedyna wyciągnęła do
ciebie rękę, kiedy nikt inny cię nie zauważał, oddała ci się cała i robiła
wszystko, by cię uszczęśliwić, i tak się odpłaca prawdziwy mężczyzna!? Powiem
ci wprost, jak facet facetowi: gdybym był na twoim miejscu, nie posiadałbym się
ze szczęścia i na kolanach dziękował jej za samą obecność. I uszczęśliwiałbym
ją w każdy możliwy sposób. A ty po prostu tracisz ten skarb, który dostałeś na
złotej tacy!
- Ale…
- Przemyśl to, chłopaku. Nie
pozwól, żeby ksiądz zniszczył coś, nad czym moja Katie tak długo i ciężko
pracowała. Kilka słów krytyki od gościa w sukience nie jest warte tego, by ją
tracić. Przypomnij sobie, że ona broniłaby cię do końca przed wszystkim…
- Ja właśnie próbuję jej bronić!
- Nie, John. Ty uciekasz. I dziwi
mnie to tym bardziej, że miałeś na własność najpiękniejsza dziewczynę we wsi! I
to taką, przy której ja będąc tobą nie potrafiłbym utrzymać rąk przy sobie…
- Chyba się pan zapędził! –
krzyknął John.
- Ja? Ależ skąd. Tylko nie zdziw
się, bo takie kobiety jak ona nie zostają długo same. Jak ty nie weźmiesz, to
weźmie inny – byłam trochę zła, że Jackman mówił o mnie dość przedmiotowo, ale
brzmiało to jak całkiem udana prowokacja.
- Niech pan tak nie mówi o Kate!
Ona mnie kocha, nie pozwoliłaby, żeby ktoś inny…
- O miłość, mój drogi, trzeba
dbać. Jeśli nadal będziesz ją odpychał, to jej cierpliwość szybko się skończy.
- Ja jej nie odpycham!
- Odpychasz. Ona tak to odczuwa.
A więc… Idź, przemyśl sobie wszystko i nie rób jej krzywdy. Aha, i przestań
utrzymywać tak bliskie kontakty z plebanią, dobrze ci radzę.
Po chwili usłyszałam tylko
trzaśnięcie drzwiami. Co to wszystko miało znaczyć… Ksiądz groził Johnowi
ekskomuniką? To brzmiało jak scenariusz taniego filmu science – fiction. Nie
wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać… Póki co poczułam zapach spalenizny.
No tak, słynne drożdżówki pana Jackmana poszły z dymem… A wraz z nimi moje
marzenia o stworzeniu rodziny z Johnem.
Aktualizacja 24/08/2014, kolejna część tutaj.
Aktualizacja 24/08/2014, kolejna część tutaj.
Kate! Potrafisz nam zapewnić emocje na odpowiednim poziomie! Tydzień temu pełna harmonia i sielanka, cudowny pierwszy raz w lawendzie, a dziś wszytko taka zmiana!
OdpowiedzUsuńJednak praca nad nieśmiałością i niepewnością John'a nie przyniesie tak szybko spodziewanego i co ważniejsze trwałego efektu. Do tego Katie jest niecierpliwa (żeby nie powiedzieć: narwana :) i dlatego tak mocno wszystko przeżywa. Ale trudno dziwić się jej - jedna rozmowa z księdzem wystarczyła, by ukochany postanowił powrócić na drogą cnoty. :) Jeśli mogę jej coś doradzić, to niech najpierw zamorduje "faceta w sukience":))) - on już nie rokuje, a John i owszem :)))
Coraz bardziej podoba mi się p. Jackman - dobry duch czuwający nad kochankami. Już nie mogę się doczekać na efekt "stawiania John'a do pionu" przez niego.
Dla biednego Johna to nowość, co próbuje wyczyniać z nim Katie, a dodatkowo przecież tyle lat żył w celibacie i to w bliskiej znjomości z księdzem... Nikt nie mówił, że będzie łatwo :) No a pan Jackman... Byle by tylko nie czuwał nad nimi zbyt blisko i dosłownie :)
UsuńI muszę powiedzieć, że screen, który wstawiła Ania, jest absolutnie cudowny :)
Cieszę się, że Ci się screen podoba Kate :-) Chociaż losowo wybrany, to mam wrażenie, że pasuje do dzisiejszej części ;-)
UsuńTak sobie myślę, że biedny jest ten John. Przez tak długi czas nic się wokół niego nie działo, żył sobie spokojnie dzieląc czas między swoje obowiązki i pomoc innym, wszystko miało swój ustalony rytm, a tu pojawienie się Katie zmieniło jego życie jak nie przymierzając tornado ;-) Ksiądz przeciąga go w jedną stronę, Katie wraz z panem Jackmanem w drugą a on biedny w epicentrum ;-)
Hmm... Czytam od czasu do czasu to opowiadanie, no i akurat dziś trafiłam na wątek z księdzem... Nie rozumiem dlaczego tak go demonizujesz Kate? I jednocześnie przeczysz sama sobie, bo przecież twój ksiądz nie mówił niczego co nie byłoby prawdą. I to nie według jego "widzimisię" czy kościoła ale samego Pana Boga :D
OdpowiedzUsuńDemonizuję? Skąd Ci to przyszło do głowy? To po prostu mój wymysł, fikcja, chciałam to opisać akurat tak i tak zrobiłam. I nie uważam, że przeczę sama sobie, ponieważ nawet jeśli to, co ksiądz mówi, jest prawdą, to problemem jest sposób w jaki to oznajmił, a nie sam fakt że to powiedział. A co do tego, że jest to "widzimisię" Pana Boga... Cóż, nie chciałabym dyskutować tu o problematyce wiary katolickiej i ujawniać mojego prywatnego zdania, powiem tylko że Bóg to jedno, a księża to drugie. I tyle. Zresztą nie mam dowodów na to, co myśli Bóg i co jest prawdą w tym, co mi o nim mówią. Nie traktuj proszę moich opowiadań zbyt dosłownie :) Nie wszystko, co opisuję, jest też moim prywatnym poglądem.
UsuńKate ! czytam twoje opowiadania ale ten mnie zachwycił. nie komentowałam poprzednich części bo chciałam si,ę wczuć w ten klimat. i udało się teraz tak jak w poprzednim nie mogę się doczekać następnej części . John jest bajeczny . nigdy nie widziałam ,żeby ktoś tak dokładnie opisywał czyjeś uczucia . czytając to czuje się tak jakbym tam byłą :) /Julia
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, bardzo się cieszę że i to opowiadanie przypadło Ci do gustu :) Mam nadzieję, że nadal tak będzie :)
Usuńszczerze to ja już chcę następną środę :p powinnaś napisać książkę :) masz talent ./Julia
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej :) ehhh ksiądz wszystko popsuł :/ biedny John nie wie co robić (chyba że się to okaże w kolejnym odcinku^^) a Kate będzie musiała bardziej nad John'em popracować...ale czytam i czytam i coraz bardziej wciąga :)
OdpowiedzUsuńKurcze to dopiero mój 2 komentarz na tym blogu xD
Pozdrawiam
Natalia