środa, 27 sierpnia 2014

"Książę z lawendowych pól", fanfik autorstwa Kate. Część 9.

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. 

---------------------

Poprzednia, ósma część tutaj.

Z podziwem obserwowałam wprawne ruchy palców fryzjerki. Jak ona to robi, że operuje nożyczkami z taką szybkością, a klientom nie dzieje się żadna krzywda? Znając moją niezdarną naturę, zapewne poucinałabym ludziom uszy, gdybym to ja musiała wykonywać taką pracę – na szczęście są lepsi ode mnie i od fryzjerstwa trzymałam się zawsze daleko, choć przyglądanie się ich pracy było ciekawym i dość odprężającym doświadczeniem, szczególnie że klientem był mój John i nie mogłam się doczekać, kiedy wstanie z fotela. Zauważyłam, że zerka co chwilę niepewnie w moją stronę, ale ja udawałam że nie zwracam na to uwagi, choć było to trudne. Niesforne pukle opadały jeden po drugim na podłogę, odsłaniając długą szyję Johna, jego uszy, skronie, czoło… W końcu uwolnił się od tej burzy włosów, która go ukrywała. Tak, teraz był po prostu szalenie przystojnym mężczyzną, i chyba zauważyła to fryzjerka, która spojrzała na efekt swojej pracy z podziwem, a zaraz potem na mnie z nutką zazdrości w spojrzeniu. Ten mężczyzna był MÓJ, i tylko mój.
- Gotowe, panie Standring – oznajmiła, kładąc dłonie na jego ramionach. Zerwałam się z krzesła, wyczuwając zagrożenie.
- Dziękuję – John zarumienił się, niepewnie spoglądając w lustro – To naprawdę ja?
- Tak, to właśnie ty, kochanie – odparłam, podchodząc szybko i dając jej do zrozumienia, że nie podoba mi się to, co zrobiła – Jesteś piękny.
- Nie mogę uwierzyć… Nigdy tak nie wyglądałem!
- Teraz już zawsze będziesz tak wyglądał.
- Muszę przyznać, że ta pozornie niewielka metamorfoza jest mimo wszystko najbardziej spektakularną, jaką udało mi się zrobić – odezwała się fryzjerka – Wygląda pan niesamowicie korzystnie.
- Prawda? Mówiłam kochanie, że teraz żadna kobieta nie będzie mogła ci się oprzeć…
- Ale ja kocham tylko ciebie – szepnął cichutko. Uśmiechnęłam się triumfująco.
- Wiem – spojrzałam twardo na fryzjerkę – Ja ciebie też.
Zapłaciliśmy szybko i wyszliśmy na zewnątrz. Zatrzymałam się na chodniku i patrzyłam na niego z zachwytem.
- Boże, nie mogę uwierzyć… Jesteś kompletnie innym mężczyzną, John. Wyglądasz jak milion dolarów, jak… jak hollywoodzki aktor!
- Przestań, Katie!
- Pocałuj mnie – poprosiłam – Chcę wiedzieć, jak całuje mój John po tak wielkiej zmianie.
- Ale Katie, to nadal ja, nie zmieniłem się…
- A ja nadal chcę, abyś mnie pocałował.

Nachylił się i zanim lekko musnął moje usta, rozejrzał się nerwowo wokół siebie. Był kochany i przeuroczy… Przytuliłam go ze śmiechem i ruszyliśmy dalej. John nie przepadał za zakupami, i doskonale go rozumiałam, bo też tego nie lubiłam, ale byłam strasznie podekscytowana faktem, że zmianie ulega cały jego image. Już wiedziałam, w co go ubiorę… Nie mieliśmy zbyt wielu pieniędzy na szalenie ogromną wymianę całej garderoby, ale kupiliśmy kilka par dżinsów (oczywiście nie workowatych, jakie miał w zwyczaju nosić dotąd, ale nieco bardziej przylegających do jego umięśnionych ud), białe koszule, kilka t-shirtów i czarną, skórzaną kurtkę. Łatwiej było nam z obuwiem; kiedy tylko weszliśmy do sklepu, John skierował się ku półce z ciężkimi, wysokimi butami. Zdecydowanie trafny wybór, uwielbiałam takie buty u mężczyzn. Już wyobrażałam sobie, jak seksownie wygląda mój ukochany w dopasowanych dżinsach i tych butach… Byłam niesamowicie rozemocjonowana, chyba nawet bardziej niż on sam, choć dostrzegłam w jego oczach błysk radości. Kiedy skończyliśmy zakupy, spojrzał na mnie znacząco.
- Wydałem wszystkie pieniądze na ubrania – westchnął – A nadal nie kupiłem najważniejszego…
- Czego?
John wskazał głową na pobliski sklep z damską bielizną. Bez słowa chwyciłam go za rękę i poszliśmy w tamtą stronę. Jakież było moje zdziwienie, gdy bez cienia wstydu wszedł ze mną do środka!
- John… Idziesz ze mną? Przecież mówiłeś, że nie wejdziesz…
- Nie widzę powodu, żebym nie wszedł – odparł z taką pewnością, że ciężko było mi dostrzec w nim mojego wycofanego chłopca – Wstydzisz się mnie?
- Nie! Absolutnie, o czym ty mówisz!
Uśmiechnął się tylko i wprowadził mnie do sklepu. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, ale wiedziałam, że tylko udawał; tak naprawdę był niesamowicie spięty, widziałam to po jego zaciśniętych ustach i czułam, jak mocno ściska moją dłoń. Nic dziwnego, pierwszy raz widział na oczy tyle biustonoszy… Mogło mu się nieco zakręcić w głowie, szczególnie, że sprzedawczyni spoglądała na niego pożądliwie.
- W czym państwu pomóc? – zapytała od razu, nie pozwalając nam nawet rozejrzeć się po sklepie.
- Szukamy czegoś seksownego, czegoś co spodoba się mojemu narzeczonemu – odparłam sztucznie miło, choć miałam ochotę ją rozszarpać.
- Dobrze, w takim razie czego pan sobie życzy?
- Ja… Ja nie wiem, ja… - jąkał się nerwowo John.
- Zwykle panowie mają określone preferencje, więc proszę mi powiedzieć, co chciałby pan kupić? Może prościej: jaki kolor życzy pan sobie?
- Nie wiem… Katie, co lubisz?
- To twój wybór, John. W czym chciałbyś mnie zobaczyć? – powiedziałam, wyraźnie oznaczając MOJE terytorium. Nie będzie mi żadna plastikowa lalka podrywać MOJEGO mężczyzny!
- Może coś czarnego – westchnął ciężko.
- Wspaniale! Zapraszam pana tutaj! – zatkało mnie, kiedy to babsko chwyciło MOJEGO Johna za rękę i pociągnęło go kawałek dalej. Biedaczek oglądał się na mnie z obawą, jakby przeczuwał że straci mnie z oczu – Proszę, cała ściana czarnej bielizny, w zależności czy reflektuje pan na koronki, czy satynę, bawełnę, czy ma to być zestaw, klasyczne figi bądź stringi, biustonosz usztywniany lub też nie, a może woli pan seksowną koszulkę nocną?
- Pani wybaczy – przerwałam jej ten ekscytujący wywód – Ja też chciałabym widzieć i słyszeć.
- Oczywiście! – prychnęła – Tu mam absolutnie przepiękne biustonosze, proszę, niech pan tylko spojrzy!
Bezczelna baba wcisnęła Johnowi do ręki gigantycznych rozmiarów stanik, w który weszłoby chyba z sześć moich piersi. Szaleństwo… John był coraz bardziej spięty, a ona widocznie odczytywała to jako zainteresowanie z jego strony. Wariatka!
- Przepraszam, ale to chyba nie ten rozmiar – szepnął nieśmiało, spuszczając wzrok.
- Ależ proszę pana, niech pan spojrzy! – babsko przytknęło stanik do swoich ogromnych, sztucznych piersi – Jak znalazł! Jest idealny, mężczyźni często kupują ten model dla swoich partnerek.
- I każdego podrywa pani w ten sposób? – nie wytrzymałam dłużej – Przepraszam, ale to JA będę nosić tę bieliznę. Byłaby pani tak uprzejma i znalazła coś NIECO mniejszego?
John speszył się i podszedł do mnie, otaczając mnie ramieniem. Poczułam się w momencie bezpieczna i kochana – nie dał się zwieść tej okropnej, sztucznej babie, wrócił do mnie i dał jej do zrozumienia, że to MNIE kocha i pożąda. Tak John, to mnie pożądasz… Choć dziwię ci się. Sama bym siebie nie pożądała na twoim miejscu. Ale skoro taki masz gust… Mogę ci za to tylko podziękować.
- Proszę znaleźć coś dla mojej narzeczonej – poprosił cicho. Sprzedawczyni spojrzała na mnie z niesmakiem.
- Nie wiem, czy produkują takie małe rozmiary – warknęła.
- Oświadczam pani, że u konkurencji produkują, i traktują klienta z szacunkiem! Chodź John, nic tu po nas.
- Ale Katie, spodobało mi się tu coś…
- John, ta kobieta od samego wejścia mnie obraża i… Co!? – nie wierzyłam w to, co słyszę – Coś ci się spodobało!?
- To – John nieśmiało wskazał na śliczną, przejrzystą koszulkę. Była naprawdę bardzo seksowna i pobudzająca wyobraźnię… Nie dziwiłam się, że zwrócił na nią uwagę.
- Chcesz, żebym ją…
- Wyobrażam sobie ciebie w niej – szepnął, ale sprzedawczyni i tak usłyszała – Będziesz wyglądała w niej przepięknie…
- Och John… Jesteś pewien? Może pójdziemy do innego sklepu?
- Chcę to – powtórzył uparcie – Mogłaby mi pani to zapakować?
- Nie mamy dziecięcych rozmiarów – mruknęła pod nosem, myśląc że nie słyszymy.
- Ten będzie dobry – odparł John, a ona pokryła się czerwienią.
- Jesteś cudowny i najwspanialszy na świecie – powiedziałam, przeczesując jego krótkie włosy.
- Proszę – sztuczne babsko wręcz rzuciło we mnie pakunkiem, a John niezwłocznie zapłacił za bieliznę.
- Bardzo pani dziękuję. Do widzenia!
Wyszedł ze sklepu z prędkością światła, a na jego twarzy malował się niesmak i zmieszanie. Biedny, pewnie był to dla niego szok… Po raz pierwszy jednego dnia usiłowały poderwać go dwie obce kobiety!
- Katie… Co się dzieje? – zapytał.
- Po prostu się podobasz – odparłam spokojnie – Przyzwyczaj się, kobiety za tobą szaleją.
- Nie, to niemożliwe, ja całe życie… Kate, jak mogłaś do tego dopuścić!
- O czym ty mówisz?
- Zrobiłaś ze mnie… TO, i nie radzę sobie z tym. Nie chcę, żeby kobiety zachowywały się w taki sposób, to niesmaczne, a poza tym… Ja chcę tylko ciebie.
- Och John, wiem o tym – przytuliłam go do siebie i czule głaskałam po głowie – Skoro chcesz tylko mnie, to po prostu nie zwracaj na nie uwagi. Ja ci wierzę i wiem, że mnie nie zdradzisz.
- Nigdy! Katie, jesteś jedyna, najważniejsza w moim życiu…
- Wiem.
- Chciałbym tylko wiedzieć… Czy podobam ci się teraz bardziej? Coś się zmieniło, czujesz się inaczej?
- Misiaczku, posłuchaj mnie uważnie – złapałam jego ręce i ucałowałam obie z miłością – Nic się nie zmieniło. Nie kocham cię ani mocniej, ani słabiej, kocham cię tak samo jak wczoraj. Twój wygląd nie ma nic do rzeczy. Owszem, wyglądasz teraz… jak gwiazda filmowa, ale pamiętaj, że ja pokochałam cię za twoje dobre serce, za to, co jest w tobie, a nie jak wyglądałeś.
- Fakt, nie było szans żebyś zakochała się we mnie ze względu na wygląd.
- A właśnie że tak! – zaprotestowałam żywo – Nigdy nie zwróciłeś uwagi, jak taksowałam cię wzrokiem? Jak chłonęłam każdy moment, kiedy widziałam twoją sylwetkę, chciałam cię oglądać z każdej strony, z przodu, z tyłu, z profilu, od zawsze uważałam że masz piękny tyłeczek…
- Przestań! – zawstydził się, ale ja ciągnęłam dalej:
- Tak, John, twoje okolice bioder są… imponująco zaokrąglone. Z obu stron. Poza tym masz silne, umięśnione ramiona, cudowny tors i plecy, długie, zgrabne, zachwycające nogi… Mam mówić dalej?
- Nie, wystarczy.
- Zapomniałam jeszcze o oczach, ustach i nosie, który doprowadza mnie do szaleństwa. Kocham twój nos, John.
- Nos?
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak silne erotyczne działanie ma twój nos… Co mógłbyś nim zrobić, i w jakich rejonach mojego ciała…
- Boże, Katie, jesteśmy na ulicy! – poczerwieniał gwałtownie – Nie mów tak!
- Przecież cię chwalę… Co jest nie tak?
- Nie przywykłem do takiego chwalenia. Zrozum, wystarczającym szokiem jest dla mnie to, że jesteś ze mną i mnie kochasz, i że my… uprawiamy seks – kończąc zdanie, ściszył gwałtownie głos.
- Uprawiamy, jak każda normalna para. A nawet lepiej. Z tobą mogłabym wszędzie i zawsze, gdziekolwiek byś chciał…
- Proszę, nie prowokuj mnie.
- To ciebie można sprowokować? Mojego nieśmiałego chłopca?
- Zobaczysz – ścisnął mój nadgarstek i pociągnął mnie w stronę samochodu – Zobaczysz…
Byłam w totalnym szoku. Jakby wstąpił w niego ogień, jego wzrok płonął, kiedy usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Ciężko było mi złapać oddech, John zaszokował mnie, był… groźny, nieprzewidywalny i strasznie podniecający. Tak, jak cała ta sytuacja. Omiotłam wzrokiem jego ciało i dostrzegłam, że i on poczuł to samo… Zrobiło mi się gorąco. Kiedy wyjechaliśmy z miasta, John milcząc wjechał do lasu. Nie pytałam o nic, po prostu czekałam na rozwój wydarzeń. Zgasił silnik na jednej z dróżek i odpiął nam pasy. Nie zwracając na nic uwagi, chwycił mnie w pasie i z łatwością przeniósł na swoje kolana. Poczułam jego ostry zarost na szyi i po chwili wszystko przestało się liczyć…
***
Przez jeden dzień udało się utrzymać metamorfozę Johna w tajemnicy. Z samego rana poszedł do Freemanów i był tam do samego wieczora. Ja niestety sobotnie popołudnie musiałam spędzić w redakcji, i mimo że bardzo pragnęłam zobaczyć się wieczorem z Johnem, to jednak postanowiłam zachować wstrzemięźliwość, w myśl zasady że najlepiej cieszy wyczekany prezent. Co prawda w piątek po powrocie z Yorku spędziliśmy wspólnie cały wieczór i noc, więc zdążyłam nacieszyć się nim na zapas, jednak ciągle było mi mało. Przy Johnie po prostu puszczały mi hamulce… I jemu również. Nie poznawałam go, minęło zaledwie kilka dni od naszego pierwszego razu, a on stał się tak cudownym i namiętnym kochankiem, jakby nigdy w życiu nic innego nie robił. Oprócz tego dużo rozmawialiśmy, i wbrew bezzasadnym obawom Johna, że wykształcona kobieta nie będzie miała o czym gadać z niewykształconym facetem, mieliśmy wiele tematów do omówienia. John był piekielnie inteligentny, tylko tego nigdy nie okazywał. Czasami wiedział więcej niż ja, co wyraźnie podbudowywało jego męskie ego. Bardzo dobrze, cieszyło mnie to, nie chciałam żeby nie daj Boże wpadł przeze mnie w kompleksy… Przez to stawał się odrobinę bardziej pewny siebie, i byłam przekonana, że niedługo skończy z tą beznadziejnie niską samooceną. W końcu wyglądał jak gwiazda, był błyskotliwy, i miał ślepo zakochaną kobietę u boku – czegóż chcieć więcej?
Mieliśmy spotkać się w niedzielę przed kościołem. Tak, kościół krążył nad nami niczym widmo, ale przecież nie zamierzałam przestać do niego chodzić tylko dlatego, że ksiądz nieco pobłądził w swej pasterskiej posłudze. John również był wierzący, więc nie widzieliśmy powodu by odwrócić się od naszej religii, nawet jeśli w opinii duchownego byliśmy najbardziej grzesznymi ludźmi na świecie. To nie on nas będzie osądzał. Nie chodziliśmy do kościoła dla niego, tylko do Boga, i nie krzywdziliśmy nikogo. Wręcz przeciwnie – kiedy stałam przed świątynią, czekając na Johna, miałam wrażenie jakby prawie wszyscy byli do mnie bardzo pozytywnie nastawieni, kilka osób gratulowało mi nawet i życzyło szczęścia. To naprawdę miłe. Było miłe, dopóki nie pojawił się Paul…
- Cześć, Kate – bąknął niepewnie – Możemy pogadać?
- Nie mamy o czym – odparłam – I nie jest to ani czas, ani miejsce.
- Nie bądź taka… Wiem, że muszę cię przeprosić.
- Czyżby rozmawiała z tobą mamusia!?
- To też, ale dużo myślałem… Spowiadałem się, i wiem, że popełniłem grzech, pragnę ci to zadośćuczynić.
- Najświętsza panienko, kolejny spowiadający się!? Czy faceci nie mają własnego rozumu, tylko myślą albo przyrodzeniem, albo słuchają ślepo księży!? Spowiadał się, też mi coś!
- To dla mnie ważne, ja… Ja chyba chcę iść do seminarium – wyznał. Spojrzałam na niego jak na kosmitę i wybuchnęłam śmiechem.
- Proszę? Do seminarium, TY!? A co na to Pamela, zgodziła się?
- Katie, nie drwij ze mnie… Wiem, że cię skrzywdziłem, chcę naprawić to, co się da. Popełniłem wiele błędów, źle i grzesznie żyłem… Wybacz mi. Po prostu mi wybacz, jestem tylko człowiekiem.
- Wiesz co, Paul, zastanawiam się czy tę mowę ułożyła ci mamusia, czy znalazłeś ją w Internecie. A może to fragment kazania naszego księdza!
- Proszę, nie ironizuj. Chcę cię przeprosić, ciebie i tego… Johna. Zachowałem się źle, masz prawo do szczęścia, jeśli on ci je daje… Rób, co uważasz za najlepsze.
- Ty… Ty tak serio? – popatrzyłam na niego podejrzliwie – To nie jest kolejny twój numer?
- W obliczu Boga przepraszam cię, Katie – zapewnił gorąco – Ciebie i jego.
- Dobra, daj ty temu Bogu spokój, nie potrzebuje być świadkiem naszej rozmowy – zbagatelizowałam jego powagę – Przeprosiny przyjęte.
- Naprawdę?
- Tak, miej czyste sumienie i wskakuj w habit. Sutannę. Cokolwiek, byle daleko ode mnie – uśmiechnęłam się sztucznie. Reakcja Paula była… zaskakująca.
- Dziękuję! – krzyknął, biorąc mnie w ramiona i przytulając – Oczyściłaś moją duszę! Jestem wolny!!!
- Dobrze, nie rozpędzaj się tak… Puść! – roześmiałam się nerwowo, chcąc by odkleił ode mnie swoje łapska jak najszybciej – Wystarczy, widzę że żałujesz. Wiesz, czekam na kogoś i…
- Przeszkadzam ci?
- Troszkę.
- Och Katie, słyszysz? Msza się rozpoczęła! Musimy wejść!
- Ale John, czekam na niego – rozejrzałam się zdezorientowana. Gdzież on do cholery mógł być?
- Na pewno jest już w środku.
- Nie zrobiłby mi tego, umawialiśmy się!
- Może widział, że rozmawiasz, i wszedł tylnym wejściem. Chodź!
Nim zdążyłam zareagować, Turner wciągnął mnie do wnętrza kościoła, i jak na złość usiadł obok mnie w ławce. Byłam zła, a na dodatek nie miałam pojęcia co dzieje się z Johnem. Może rzeczywiście gdzieś tu był… Ciężko było mi się skupić, ale przetrwałam jakoś całą mszę. Z kościoła wyszłam pierwsza i od razu pobiegłam na centralny placyk z czterema ławkami. Na jednej z nich, tej na wprost kościoła, leżał śliczny bukiet kwiatów. Naprawdę piękny. Kiedy oderwałam od niego wzrok, zauważyłam że zbliża się do mnie John. Wyglądał oszałamiająco… Śnieżnobiała koszula i dopasowane, ciemnogranatowe dżinsy idealnie do niego pasowały, a poprzez buty strój dostawał drapieżnego, seksownego charakteru. Oniemiałam, ale zebrałam siły na rozmarzony uśmiech.
- John… John! – wydusiłam, kiedy minął mnie bez słowa. Zatrzymał się i wrócił.
- Po prostu przestań – warknął.
- Dobry Boże, co się z tobą znowu dzieje!? – przeraziłam się już nie na żarty.
- Ze mną!? Kto obściskiwał się pod kościołem z tym obrzydliwym Turnerem!? – krzyknął, aż usłyszeli go wszyscy nadchodzący z kościoła ludzie.
- John, kochanie! Rzucił się na mnie, nie zdążyłam zareagować! Ty jesteś o niego zazdrosny, o to… COŚ!?
- Tak! Przytulał cię, podczas gdy byliśmy umówieni!
- John, on mnie przepraszał za tamto, twierdził że potrzebuje przebaczenia bo idzie do seminarium i chce być wolny i czysty… Wybaczyłam mu, co mi szkodzi, a on rzucił się na mnie z wdzięczności!
- Kate, ten prostak nazwał ciebie dziwką, czy ty pojmujesz co to znaczy!? – John był wściekły, a ludzie zwolnili kroku by jak najdłużej być świadkami naszej kuriozalnej kłótni – Paul Turner powiedział, że jesteś dziwką, że się puszczasz, a ty mu wybaczyłaś!?
- Chciałam, żeby się odczepił, proszę nie krzycz i… John, kocham cię – ujęłam jego policzki w dłonie i spojrzałam w jego rozżarzone oczy – Już dobrze, nie denerwuj się… Spokojnie.
- Nie chcę, żebyś miała z nim cokolwiek wspólnego. Ten człowiek cię obraził, a ja na to nie pozwolę.
- John, daję sobie radę z takimi rzeczami, spokojnie…
- Nie chcę, rozumiesz? – powtórzył dobitnie. Przelękłam się; nigdy taki nie był.
- Dobrze, rozumiem – przytaknęłam, a wtedy John zamknął oczy i westchnął ciężko.
- Nie chcę, żeby ktoś mi ciebie zabrał – wyznał – Nie teraz, nie pozwolę na to…
- John, jak możesz tak myśleć…!
Wspięłam się na palce i pocałowałam go gorąco, nie zważając na tłum dookoła. John odwzajemnił mój pocałunek równie namiętnie, trzymając mnie blisko siebie. Momentalnie poczułam, jak schodzi z niego napięcie, i zaczyna się kumulować w centralnej części jego ciała… W tym momencie ktoś z tłumu krzyknął:
- Cześć, Paul!
John jak oparzony odskoczył ode mnie. Nie zdążyłam zareagować ani w ogóle odnotować, co się dzieje; widziałam tylko jak mój ukochany podchodzi szybkim krokiem do Paula i wymierza mu silny cios w twarz. Turner upadł, a John chwycił go za koszulę i ponownie uderzył.
- NIKT nie będzie robił dziwki z mojej narzeczonej! – wrzasnął donośnie – Ani ty, ani ksiądz, ani ktokolwiek inny! Powinienem cię zabić za to, co o niej powiedziałeś!
- Daj mi spokój – wycharczał Paul – Nic do niej nie mam…
- Przypomnij sobie, co powiedziałeś na temat MOJEJ Kate!!!
- John, wystarczy – podbiegłam do nich i chwyciłam mojego ukochanego za ramię – Proszę… Nie jestem warta tego, by się o mnie zabijać.
- Przestań tak mówić!!!
- John, wystarczy, proszę… Chodźmy do domu – poprosiłam – I tak już wszyscy wiedzą.
- I bardzo dobrze! – z tłumu wyłonił się nagle pan Jackman – Niech wiedzą! Smarkacz powinien zarobić dwa razy tyle!
- Dziękuję panu za troskę i pomoc – podkreśliłam sarkastycznie – Nie musi pan go podburzać.
- Jesteś za dobra, dziecko. A tego chłystka to własnymi rękoma…
- Synku! – Jackman przerwał, bo nadbiegła matka Paula – Synku, co ci jest!?
- Bardzo panią przepraszam – mruknął niepewnie John – Ale uprzedzałem.
- Pobiłeś go!!!
- Zrobiłbym to jeszcze raz.
- A ja bym mu pomógł! – zawtórował mu Jackman.
- Co tu się dzieje, na rany boskie! – nagle nadszedł ksiądz i nerwowo rozglądał się dookoła, oceniając sytuację – Paul, synu… Co ci jest?
- On… On mnie pobił – Turner bezczelnie wskazał ręką na mojego ukochanego. We mnie aż zawrzało; najpierw chce wybaczenia, a teraz bezczelnie skarży się księdzu!?
- Tak, odpłaciłem mu choć w części za to, jak ohydnie potraktował moją narzeczoną – twardo powiedział John, zaciskając pięści – A ja nadal pamiętam, że ksiądz zrobił niedawno to samo.
- Ty…? Co się z tobą zrobiło, chłopcze! – zdumiał się duchowny – Sprowadziła cię na złą drogę, opętała! Byłeś najlepszym człowiekiem, jakiego znałem!
- To ona jest najlepszym człowiekiem, jaki istnieje. A ja nareszcie jestem wolny i szczęśliwy. A jeśli kiedykolwiek ktoś ją obrazi albo skrzywdzi…
- To wyciągniemy konsekwencje – zakończył za niego pan Jackman – Sugeruję, aby zabrała pani synka do domu i zrobiła mu zimny okład. Koniec zbiegowiska!
John otoczył mnie drżącym ramieniem i podeszliśmy do ławeczki. Chwycił leżący na niej bukiet i wręczył mi go.
- Był dla ciebie – szepnął – Zdenerwowałem się, gdy was zobaczyłem, i…
- To nieważne, John. Nieważne… - z moich oczu zaczęły płynąć łzy – Nikt mnie nigdy tak nie kochał…
Bez słowa przytulił mnie mocno do siebie. Kątem oka zauważyłam, że ludzie rozchodzą się, a niemały udział miał w tym pan Jackman, rozganiający ich niczym natrętne muchy. Czułam się tak bezpiecznie i dobrze, brakowało mi tego przez całe życie. Teraz dopiero poczułam, jak to jest mieć u swego boku dzielnego rycerza, gotowego zginąć za swą ukochaną. To, co tego dnia pokazał, było z jednej strony przerażające, ale z drugiej nieopisanie piękne. Mój nieśmiały John stawał się silnym mężczyzną, pewnym swego i oznaczającym jasno swoje terytorium. Zazdrosnym, ale niesamowicie mocno kochającym. Tyle emocji jednego poranka… To było aż nadto. Nie oglądając się na Paula, podnoszonego przez swoją matkę i księdza, ruszyliśmy w stronę mojego domu. Za nami szedł pan Jackman, jednak pożegnał się z nami w połowie drogi, mimo zaproszeń na obiad.
- Powinniście pobyć sami – stwierdził z uśmiechem – Żadnych księży i cukierników, to jest czas dla was.
- Dziękuję za wsparcie – powiedział John, podając Jackmanowi dłoń – Ale chyba trochę mnie poniosło.
- Chłopcze, w obronie księżniczki nie ma takiego słowa jak „poniosło”. Zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna.
Jackman odwrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę. John wyprostował się, dumny jak paw, i chwycił mnie w talii, przysuwając do siebie.
- Prawdziwy mężczyzna – mruknął – Oto, co ze mnie zrobiłaś, księżniczko.
- Mój przepiękny, odważny książę – westchnęłam, patrząc w jego piękną twarz – Chodźmy do pałacu…
Kiedy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, nie istniało już nic poza nami. Nie miałam ochoty puszczać go ani na sekundę, nie chciałam pozwolić by wymknął mi się z rąk. Pragnęłam być blisko, pragnęłam by opiekował się mną, by okazywał mi swoje oddanie, swoją miłość, zazdrość, zaborczość, by zawładnął mną do reszty i pokazał, że nikt inny nie ma do mnie prawa, tylko on. Tak mocno chciałam być całym jego światem, i by on był całym moim… Nigdy jeszcze nie czułam się tak cudownie, jak wtedy, kiedy trzymał mnie ciasno w swoich objęciach i zachłannie całował moją twarz, moje włosy, kiedy ja przylegałam do niego ściśle całym ciałem, oddając się kompletnie cała pod jego opiekę. Musiałam to w końcu przed sobą przyznać: całe życie byłam pewną siebie, silną, odważną dziewczyną, ale potrzebowałam oparcia i opieki, potrzebowałam silnych, męskich ramion, by poczuć się beztrosko i błogo. Jednocześnie wiedziałam, że John potrzebuje mojej troski, mojego oddania, więc musieliśmy wzajemnie obdarowywać się tym, co mogliśmy sobie ofiarować. On chciał, bym zapewniła go o mojej nieskończonej miłości, ja chciałam by obiecał że zawsze będzie mnie bronił; on prosił mnie o czułość, która dodawała mu odwagi i pewności siebie, ja prosiłam go o stanowczość i siłę, dzięki której mogłam poczuć się jak słaba kobieta w ramionach swego mężczyzny. Napędzaliśmy się wzajemnie, a John z każdą chwilą stawał się innym mężczyzną, zupełnie innym niż ten, którego pamiętałam sprzed pięciu lat i którego ponownie spotkałam zaledwie kilka tygodni wcześniej po powrocie do Terrington… Ja też odkrywałam inne strony samej siebie; dotąd nie wiedziałam, że mogę ufać komuś na tyle, aby powierzyć mu całą siebie i przestać martwić się o cokolwiek – teraz leżałam w objęciach mojego ukochanego i czułam, że moje życie jest w jego rękach, że cokolwiek bym nie zrobiła, on będzie przy mnie i pomoże mi, przezwyciężymy razem każdą przeszkodę, która pojawi się na naszej drodze…
***
John przez cały dzień zachowywał się dziwnie. Milczał, wpatrywał się w ściany, odpowiadał półsłówkami… Bałam się, że to znowu czyjś wpływ, że znowu będziemy przez to przechodzić, przecież podobnie zachowywał się, gdy ksiądz nazwał mnie cudzołożnicą i zabronił nam seksu. Dopiero gdy dochodziło między nami do fizycznej bliskości, czy to w formie przytulenia, czy pocałunku, John odżywał i wkładał w to całe swoje uczucie i pasję. W końcu, poirytowana jego uporczywym milczeniem, zaciągnęłam go do sypialni, gdzie wyraził swoją osobowość i pragnienia nadzwyczaj jasno i… dogłębnie. Po czym znowu zamilkł i wpatrywał się w sufit, tak dla odmiany. Nie wiedziałam już, co mam robić, żeby zechciał ze mną porozmawiać…
- John, mam wyjść? – zapytałam w pewnym momencie.
- Ty? Dlaczego? – spojrzał na mnie zdziwiony – Jest środek dnia, jesteś w swoim domu, dlaczego miałabyś wyjść?
- Odnoszę wrażenie, że ci przeszkadzam w kontemplowaniu… koloru moich ścian i sufitów – odgryzłam się złośliwie.
- Katie, naprawdę nie rozumiem…
- John, od obiadu gapisz się ciągle w ścianę, nie mówisz do mnie, uaktywniasz się tylko wtedy, kiedy chcę się z tobą kochać, po czym podziwiasz mój sufit! Naprawdę lubię się z tobą kochać, ale wolałabym żeby nie był to jedyny sposób, w jaki się porozumiewamy!
- Och Katie, to o to chodzi… Przepraszam, kochanie – przylgnął do mnie całym ciałem i pocałował, a ja kompletnie zmiękłam; nie potrafiłam pozostać na to obojętna.
- Możesz przepraszać mnie w ten sposób jeszcze troszkę?
- Przepraszam – powtórzył – Nie chcę cię ignorować, po prostu… Muszę o czymś pomyśleć. Dlatego jestem trochę nieobecny.
- Trochę!
- Przepraszam…
- Dobrze, skończ z przepraszaniem, powiedz mi lepiej o czym myślisz, mój piękny myślicielu!
- A o niczym… Niczym ważnym – zarumienił się. Czyli jednak coś miał na sumieniu!
- O niczym ważnym, a rumienisz się jak wstydliwa panna!
- Bo to… Dość osobista sprawa – mruknął.
- John… Coś nie tak? – zaniepokoiłam się – Powiedz mi, co się dzieje!
- Katie, to nic ważnego.
- Myślę, że to jednak ważne i… John, nie ufasz mi? Widzę, że masz problem, musisz mi powiedzieć…
- Och… Po prostu myślę o nas! – burknął niechętnie – I tyle.
- O nas… - odetchnęłam z ulgą, ale zaraz zapaliła mi się czerwona lampka – Ale w jakim sensie? Chyba nie chcesz mnie rzucić?
- Nie! Broń Boże! – krzyknął – Po prostu… Dużo się wydarzyło, i muszę pomyśleć, żeby za tym nadążyć. Nie jestem tak szybki i temperamentny, jak ty.
- Kochanie, jesteś niesamowicie temperamentny. Nawet o tym nie wiesz…
- Proszę, nie naśmiewaj się ze mnie.
- Ja? Nigdy! Po prostu cieszę się, że trafił mi się cudowny mężczyzna i cudowny kochanek w jednym, nic poza tym… I do tego tak przystojny…
- Przestań…
- Potrafiący doprowadzić mnie na skraj szaleństwa, tak czuły i delikatny, kiedy chce to ostry i zaborczy…
- Przestań!
- John, jesteś pierwszą osobą, jaką znam, która tak źle reaguje na komplementy!
- Bo mówisz o mojej… Mówisz o mojej seksualności – ściszył głos – A mnie to krępuje.
- Krępuje? Jesteśmy parą, kochamy się, robisz ze mną cuda, wiem jak wyglądasz nago, ty wiesz jak wyglądam ja, i krępuje cię rozmowa?
- Katie, co innego robić, a co innego mówić. Daj mi trochę czasu, nie jestem tak szybki, jak ty. Może kiedyś… Może niedługo przełamię się i będę z tobą otwarcie rozmawiał, ale teraz… Teraz wolę czyny od słów, przepraszam cię.
- Już dobrze, kochanie… Zawsze wolałeś czyny. Dużo pracowałeś, bardzo mało mówiłeś. To dobrze, że i tak troszkę się już otworzyłeś… Nie jesteś taki, jak byłeś trzy tygodnie temu.
- Wiem, to twoja zasługa – John uśmiechnął się uroczo – Kocham cię.
Przytulił mnie i mimo tego, że była dopiero czwarta popołudniu, leżeliśmy w łóżku bardzo długo. Czasem trochę milczeliśmy, czasem opowiadałam mu coś z przeszłości, ale byliśmy razem. Po prostu, zwyczajnie razem. Jedno przy drugim, przytuleni, i nic nas nie dzieliło. Chwilami wydawało mi się, że jest mocno zamyślony i mnie nie słucha, ale nie przejmowałam się tym, widocznie po prostu mówiłam za dużo i za szybko. Ważne, że czułam, jak z każdą chwilą zacieśnia swe ramiona otaczające mnie, chcąc być jak najbliżej… A ja z podziwem patrzyłam na tę piękną twarz, która jeszcze kilka dni wcześniej była kompletnie zakryta przez kędzierzawą czuprynę, a teraz była idealnie odsłonięta. Mój mężczyzna był doprawdy najpiękniejszym, jakiego kiedykolwiek poznałam, i byłam z siebie niesamowicie dumna, że pozwolił mi tak brutalnie wejść w swoje życie i poukładać je trochę po mojemu.

Aktualizacja 03/09/2014: następna część tutaj

11 komentarzy:

  1. "Misiaczku"? Nie wiem, czy po takiej przemianie John zgodzi się by Katie nadal tak go nazywała. :) Chociaż właściwie czemu nie? Pazury i to niezłe pokazał, wyraźnie wytyczył granice swojego terytorium, sięgnął po ... miód.:)
    A na poważnie, to pewniejszy siebie John, John, który wie, czego chce, John, który broni honoru swojej narzeczonej i jednocześnie pozostaje delikatny i nieco nieśmiały, to iście wybuchowa mieszanka. Więcej poproszę! I dziękuję za to, co już mogłam przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten "Misiaczek" to się już tak do niego przykleił, że chyba zostanie do końca życia :)
      Sama jestem zdziwiona, że udało mi się tak poprowadzić postać Johna, bo na początku mogło się wydawać, że wykrzesanie czegoś z tej akurat postaci jest prawie niemożliwe. A jednak, drzemie w nim tyle możliwości, że można by o tym całe tomy pisać :) Nie mówiąc o tym, jakie filmy by na ten temat powstały... I to bez Carol :)

      Usuń
    2. Zdecydowanie BEZ Carol! :) Myślę, że John nie będzie jednak narzekał na "Misiaczka" - końcu nie każdy z nich jest niczym Kubuś Pucharek. :) Drapieżna strona natury John'a bardzo mi się podoba. :)

      Usuń
  2. WOW...John coraz pewniejszy siebie :) jest tylko troszkę nieśmiały ale to jak dla mnie jest w porządku :) Choć te jego wybuchy troszkę mnie niepokoją...ale ogólnie wspaniale że broni swojej ukochanej, jest jej oporą, ukochanym, przyjacielem, kochankiem...mam nadzieję tylko że Carol nie powróci do swoich rodzinnych stron. Jestem ciekawa co będzie dalej, czy jakieś zawirowania w ich życiu będą? zdrady? (oby nie), albo dojdzie do tragedii...kurcze nadaję jakbym zapowiadała kolejny odcinek serialu xD
    Powiem tylko tyle że nie mogę się doczekać kolejnej środy i kolejnego rozdziału ;)

    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę (to moje prywatne postrzeganie tej postaci), że skoro John całe życie był tak zamknięty w sobie, to teraz, kiedy dostał zielone światło, że naprawdę może coś powiedzieć, że może wyrazić swoje uczucia, pokazać siebie, to przez jakiś czas ma prawo być nieco zagubiony, będzie mieszać się w nim ta dawna natura z tą nową, co może dawać co jakiś czas efekt nerwów i wybuchu. No ale skoro John, jak mówiłam, dostał zielone światło, że ma się w końcu wyrazić, to i wściekać się czasem musi.
      Co dalej? No cóż, zawirowania są cały czas, mniejsze bądź większe, Carol... myślę nad tym, zdrady absolutnie nie będzie, a tragedia? Zobaczymy :)

      Usuń
  3. Kochana Kate, pierwsze sceny, u fryzjera i na zakupach, mnie rozbroiły, w sensie pozytywnym oczywiście :). Śmiałam się jak głupia. Jeśli Katie będzie taka zazdrosna o każdą kobietę, która spojrzy na Johna, to kariery jej nie wróżę ;). Żartuję, oczywiście.
    Teksty Kate o kontemplowaniu ścian i sufitu oraz o Johnie źle reagującym na komplementy były super, chyba moje ulubione :)).
    Zastanawia mnie, dlaczego przyjęłaś tak krótkie ramy czasowe. W kilka tygodni John zdążył się zakochać, przespać z Kate, przejść do etapu wspólnego wybierania bielizny i jej się oświadczyć. Szybkie tempo. Myślisz, że John zdołałby przejść taką metamorfozę w takim czasie? Nie jestem złośliwa ani nic takiego, tylko po prostu jestem ciekawa Twojego zdania i spojrzenia na tę kwestię.
    A co do Carol - moim zdaniem byłoby to świetne dopełnienie historii, ale oczywiście to Twoje opowiadanie, zrobisz jak zechcesz ;).
    I uważam, że naprawdę dobrze pokazałaś te zmiany charakteru i nastrojów Johna. Też myślę, że takie wahania są uzasadnione, bo dochodzi w nim do głosu ta część jego natury, którą gdzieś tam pogrzebał i o niej zapomniał. Ale sądzę, że nieśmiałości nie da się całkiem wyleczyć i John w pewnych sytuacjach zawsze już będzie tak uroczo niepewny, co również ładnie pokazujesz.
    Ach, miałam Cię jeszcze zapytać, czy masz zaplanowaną określoną ilość części? Bo taka już jestem dziwna, że zanim zacznę coś czytać to sprawdzam, ile ma stron. Nie wiem, dlaczego, ale tak robię ;). No i zastanawiam się, ile części ("stron") będzie miało Twoje opowiadanie.
    Jeannette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od końca - nie mam zaplanowanej ilości części, wszystko wyjdzie "w praniu" i spontanicznie. Na razie piszę na bieżąco.
      A co do ram czasowych... Przyznam się, że sama czasem zastanawiam się, czy to się nie dzieje za szybko, ale z drugiej strony patrząc - czasem w życiu coś dzieje się tak niespodziewanie, nie każdy związek zaczyna się od ukradkowych spojrzeń, potem długotrwałego chodzenia za rękę, żeby zakończyć się seksem po ślubie. Czasem wszystko dzieje się jak jedno uderzenie pioruna :) Ja postawiłam na kontrast - nieśmiałość i konserwatyzm Johna w zderzeniu z szybkim rozwojem wydarzeń. John nadąża, ledwo, ale nadąża, czego sam się nie spodziewał, Kate popycha go coraz dalej, a on w to brnie, w szybkim czasie porzucając wiele ze swojego dawnego życia. Dzieje się to w tak szybkim tempie, że według mnie to tym bardziej urocze, że John już niby całkiem odmieniony, to jeszcze czasem wraca do dawnych przyzwyczajeń. Te wahania nastrojów i charakteru Johna to też właśnie wynik tej szybkiej akcji - zakochał się tak bardzo, że ma silną potrzebę zmiany dla tej kobiety, ale jednocześnie czasami ten dawny John w środku buntuje się i stąd te wahania. Mam nadzieję, że mniej więcej to wyjaśniłam, i nie jest to zbyt chaotyczne :)

      Usuń
    2. Nie, nie jest zbyt chaotyczne ;). Dziękuję bardzo za odpowiedź i wyczerpujące wyjaśnienia.
      Pozdrawiam
      Jeannette

      Usuń
  4. Hej, dawno mnie tu nie było, nie czytam po kolei, raczej na wyrywki, ale... ciągle mam wrażenie, że John to mazgaj, a Katie mistrzyni wciskania "kitu", choć tu akurat w sensie pozytywnym ;) bo pomogła temu biedaczkowi odnaleźć poczucie własnej wartości. Ale i tak wydaje mi się, że ona mu po prostu tą całą miłość wmówiła, a że jemu tak wygodnie i inaczej niż dotychczas, to czemu by nie korzystać z takich dobrodziejstw;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robin, może coś w tym jest, co napisałaś. Trochę jest tak, że ona swoją... "nachalnością" niejako mu wmówiła to, że są dla siebie stworzeni. A on uwierzył, ale nie martw się - też poczuł to naprawdę, nie jest tak że jest z nią dla samej wygody. Trafiło go i tyle, a że ona mu bardzo pomogła... No cóż, czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, i nie czekać na to co przyniesie los :)

      Usuń
  5. No, pewnie, że trzeba się ruszyć żeby coś osiągnąć ;) ale sama bym chyba tak nie mogła jak Kate... Nie chciałoby mi się latać za jakimś zakompleksionym facetem, choćby miał wygląd samego Armitage ze wszystkimi szczegółami :D no chyba, że byłabym tak nieodwołalniewariackonieprzytomnie zabujana jak Kate ;) Oby nie! :D

    OdpowiedzUsuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.