Muszę przyznać, że tym razem nie byłam tak bardzo podekscytowana jak to miało miejsce podczas wyprawy aby zobaczyć „Hobbita”, ba miałam wrażenie, że moja koleżanka z którą wybrałam się na ten film, bardziej się cieszyła, że zobaczy go niż ja. Może po części dlatego, że nie lubuję się w oglądaniu katastroficznych filmów. I nie będę ukrywać, że jedynym powodem dla którego czekałam (od momentu pojawienia się tego artykułu), aby zobaczyć "Epicentrum"/'Into the Storm', i dla którego wczoraj go obejrzałam jest mój ulubiony aktor, Richard Armitage.
Richard Armitage jako Gary Fuller na planie filmowym do filmu "Epicentrum". Źródło obrazka. |
Kogo gra Richard Armitage? Otóż, gra on Gary’ego Fullera (chociaż początkowo podawano, że Gary'ego Morrisa) owdowiałego, mocno
zaangażowanego w swoją pracę i obowiązki, ojca dwójki nastolatków, starszego
Donnie’go (Max Deacon) i młodszego Trey’a (Nathan Kress). Od pierwszych chwil
kiedy pojawił się na ekranie (mnie ucieszyło, że to jest kolejna RA postać w okularach) widać,
że to bardzo obowiązkowy, zapracowany mężczyzna, który nie do końca ma dobry
kontakt ze swoimi synami. A nadejście
tornad stawia przed nim kolejne zadania. Musi zatroszczyć się o młodzież kończącą szkołę oraz
zaproszonych gości ale również odnaleźć swojego syna Donnie’go, który podążając
za głosem swojego serca i za namową brata (tutaj Trey jest naprawdę słodki), pomaga
koleżance Kaitlyn (Alycia Debnam Carey) w nakręceniu filmu o opuszczonej fabryce papieru. Zadanie Gary ma dość trudne
zwłaszcza, że po pierwszym uderzeniu tornada w szkołę dowiaduje się od tropicieli burz, czyli
dowodzącego tym zespołem Pete’a (Matt Walsh) i badaczki z doktoranckim dyplomem Allison ( Sarah Wayne Callies), że za
chwilę będzie kolejne uderzenie żywiołu a syreny ostrzegawcze uległy
zniszczeniu. I muszę przyznać, że pan Armitage przekonał mnie, że na
ekranie widzę zatroskanego amerykańskiego ojca (pomimo, że moje ucho nie
zawsze wychwytuje niuanse związane z akcentem, tutaj naprawdę dało się usłyszeć
amerykański akcent pana Armitage’a). Przekonał mnie, że widzę człowieka, który
bardzo kocha swoich synów, ale chyba niezbyt często im to mówił, czy to okazywał. Ale
zrobi on wszystko co w jego mocy, aby im pomóc. I bardzo poruszył mnie jeden
moment w filmie. Otóż, gdy ktoś z ekipy łowców burz powiedział Gary’emu, że ma
sprytnego syna mając na myśli Trey’a. Niesamowitym było móc zobaczyć ojca, który
wręcz pęka z dumy. Tak, pan Armitage jest mistrzem w wyrażaniu emocji swoją
mimiką. Oczywiście były momenty w filmie, w których przypomniały mi się zza kulisowe sceny, a mianowicie, kiedy Gary musiał zanurkować aby ratować Donnie’go. Powinnam jeszcze wspomnieć, że bardzo
fajnie oglądało się chemię pomiędzy Gary’m a Allison. Łączył ich nie tylko wspólny cel, pomoc Donnie’mu ale
również to, że oboje są samotnymi rodzicami.
Ogólnie rzecz ujmując film nie jest zły, chociaż nie rzucił mnie na kolana. Aczkolwiek był jeden moment w który ścisnął mi gardło. Otóż, kiedy Donnie nie mając już nadziei na uratowanie nagrywa kilka słów do ojca i brata. Ten moment mocno zapadł mi w pamięci. Jednak zdecydowanie głównym bohaterem tego filmu są tornada i efekty specjalne. Efekty specjalne, które pokazują grozę całej sytuacji, czyli sypiące się jak domki z kart budynki; gigantyczne trąby powietrzne, które wciągają wszystko co spotkają na drodze, ludzi, samochody, domy, tiry a nawet samoloty pasażerskie. Te sceny robią wrażenie. I przyznaję, że ciekawym rozwiązaniem reżysera Stevena Quale było pokazanie tych tornad kamerami łowców burz, co dawało wrażenie, że jest się kolejnym uczestnikiem akcji.
I na koniec dodam, że oglądając ten film nasuwało mi się kilka pytań. Czy człowiek ma jakiekolwiek szanse w zetknięciu z żywiołem? Oczywiście, że nie, nawet jeśli ma się bardzo wyspecjalizowane maszyny (mam tu na myśli pojazd Pete’a o nazwie Titus). Może jedynie próbować zminimalizować skutki. Czy takie tragicznie wydarzenia potrafią zmienić postawę człowieka? Okazuje się, że niektórych zmienia (Pete pomimo początkowej niechęci pomaga Gary’emu i Allison uratować grupkę nastolatków), a innym zmienia optykę na pewne sprawy (Gary wreszcie dostrzega, jak wspaniałych ma synów), a jeszcze innych niczego to nie uczy (mam tu na myśli dwóch śmiałków Donk'a (Kyle Davis) i Reevisa (Jon Reep), którzy mają więcej szczęścia niż rozumu, amatorsko filmując tornada).
Ogólnie rzecz ujmując film nie jest zły, chociaż nie rzucił mnie na kolana. Aczkolwiek był jeden moment w który ścisnął mi gardło. Otóż, kiedy Donnie nie mając już nadziei na uratowanie nagrywa kilka słów do ojca i brata. Ten moment mocno zapadł mi w pamięci. Jednak zdecydowanie głównym bohaterem tego filmu są tornada i efekty specjalne. Efekty specjalne, które pokazują grozę całej sytuacji, czyli sypiące się jak domki z kart budynki; gigantyczne trąby powietrzne, które wciągają wszystko co spotkają na drodze, ludzi, samochody, domy, tiry a nawet samoloty pasażerskie. Te sceny robią wrażenie. I przyznaję, że ciekawym rozwiązaniem reżysera Stevena Quale było pokazanie tych tornad kamerami łowców burz, co dawało wrażenie, że jest się kolejnym uczestnikiem akcji.
I na koniec dodam, że oglądając ten film nasuwało mi się kilka pytań. Czy człowiek ma jakiekolwiek szanse w zetknięciu z żywiołem? Oczywiście, że nie, nawet jeśli ma się bardzo wyspecjalizowane maszyny (mam tu na myśli pojazd Pete’a o nazwie Titus). Może jedynie próbować zminimalizować skutki. Czy takie tragicznie wydarzenia potrafią zmienić postawę człowieka? Okazuje się, że niektórych zmienia (Pete pomimo początkowej niechęci pomaga Gary’emu i Allison uratować grupkę nastolatków), a innym zmienia optykę na pewne sprawy (Gary wreszcie dostrzega, jak wspaniałych ma synów), a jeszcze innych niczego to nie uczy (mam tu na myśli dwóch śmiałków Donk'a (Kyle Davis) i Reevisa (Jon Reep), którzy mają więcej szczęścia niż rozumu, amatorsko filmując tornada).
Aniu byłam dzisiaj w kinie na nim . Richard wspaniale zagrał w nim ale film gdybym miała oceniać dostałby 7,5/10 punktów .Dobry ale czegoś brakowało ..../Julia
OdpowiedzUsuńNo właśnie, czegoś brakowało, dlatego napisałam, że nie rzucił mnie na kolana. Owszem, po obejrzeniu cieszę się, że żyję w takiej strefie klimatycznej w której nie ma zbyt dużo tornad. A jeśli chodzi o Rysia, to chciałoby się go więcej na ekranie, ale wówczas nie byłby to film katastroficzny tylko obyczajowy. I może tu jest problem tego filmu, że słaby jest scenariuszowo. Nie wiem….
Usuńpomyślałam o tym samym .na filmie było może z 20 osób ... więcej gadali o zwiastunie Hobbita i aktorach niż na filmie się skupiali. akurat jak ja byłam w kinie to na dworze byłą burza i w momencie kiedy było to wielkie tornado było czuć deszcz i ochłodzenie ...niesamowity zbieg okoliczności prawda :) . masz rację więcej Richarda ! szczerze mówiąc na początku jak go zobaczyłam u boku łowczyni tornad :) to myślałam ,że będą razem .../Julia
UsuńCzyli pogoda wzmogła doznania z oglądanych scen na ekranie. :) 20 osób to i tak sporo, na moim seansie łącznie ze mną było 6 osób, ale kiedy wychodziłam z kina spora grupka młodych ludzi czekała na ten film. I jak nigdy, tym razem mocno denerwowały mnie zwiastuny, może dlatego, że nie było zwiastuna Hobbita ;-) I naprawdę sądziłaś że Gary’ego będzie coś łączyć z Allison? Ale może gdyby film miał ze 3 godziny, to kto wie jakby się to potoczyło ;-)
Usuńoj tak .jak ja lubię rozwijać niektóre wątki :) pełno mam historii napisanych w notatniku z Richardem wcielającym się w bohaterów ze swoich filmów. ni niestety ale tak myślałam :/ wiem ale to ich gadanie było uciążliwe a sala nie była zbyt duża było 8 rzędów i pełno głośników ... czułam sie tak jakbym tam byłą .hmmm uznajmy ,że pogoda zrobiłą nam tak jakby małą niespodziankę :) /Julia
UsuńKażda paplanina podczas seansu filmowego jest irytująca, a ja przyznam się, że polubiłam kameralne oglądanie RAfilmów. A nagłośnienia zazdroszczę, bo mimo, że byłam w kinie w „dużym mieście” jakoś chyba niespecjalnie dobre było to nagłośnienie, w sensie mnie jednak nie otaczały przeraźliwe dźwięki.
Usuńnie sądziłam ,że będzie takie nagłośnienie. jakby co to do Koszalina jedź na jego następny film ;) ./Julia
Usuńdość daleko, ale wezmę pod uwagę ;-)
UsuńDołączam do klubu tych, które już widziały film. :) Zrobiłam to wczoraj, i nadal mam mieszana uczucia.
UsuńZacznę od tego, że nie lubię kina katastroficznego, więc nie będę pisać o tym, co zwyczajnie drażni mnie w tym konkretnym filmie.Wiedziałam na co idę do kina i dla kogo tam idę. Tyle, że jestem trochę rozczarowana. Nie wiem, czy to scenariusz, który jest zwyczajnie słaby, czy sposób filmowania, czy (dla mnie) brak koncepcji reżysera, co tak naprawdę chce pokazać. Być może też, po "Robin Hoodzie" spodziewałam się, że nasz ulubieniec wyjdzie obronną ręką z takiego przedsięwzięcia. Zgadzam się z Anią, że pierwsza scena w okularach jest naprawdę fajna, zgadzam się, że poszukiwanie syna jest wzruszające, gdy Gary zanurkował, aż żal zrobiło mi się Ryśka, ale ... Właśnie: ale cały czas czegoś brakuje.
Jedyne, co mnie naprawdę urzekło, to Ryśkowy głos: niski, głęboki, sprawiający, że to on, jest tym, komu bohaterowie ufają. I to chcę z tego filmu zapamiętać. :)
A ja teraz się zastanawiam, czy to przypadkiem nie przez Rysia, reżyser troszkę zmienił podejście do filmu. Bo nie ulega wątpliwości fakt, że efekty specjalne – tornada miały grać tu pierwsze skrzypce, a tu przyszedł Ryś, wczuł się w rolę i.. nie sposób było już tego mocniej okroić.
UsuńTak, masz rację Eve głos Rysia, jeszcze nienaruszony Proctorowym krzykiem cudny, tylko ten akcent brrr. I wiesz, mnie też żal się zrobiło Ryśka gdy zanurkował, a przecież jeśli film byłby naprawdę dobry to nawet nie pomyślałybyśmy o tym, że Ryś się boi wody. Uwierzyłybyśmy, że Gary wskakuje bez żadnych oporów
Aniu, ja się nadal zastanawiam, czy reżyser miał jakieś podejście. Ostatecznie po kimś, kto pracował jako II reżyser przy takiej produkcji jak "Avatar" (cokolwiek sądzę o tym filmie:) można by spodziewać się koncepcji. Mimo najszczerszych chęci ja jej nie widzę, bo nie wiem, czy to ma być paradokument, czy kino fabularne. Oczywiście w takich filmach liczą się efekty specjale i głównym bohaterem jest tu gigantyczne tornado, ale przydałby się też sensowny scenariusz. Pamiętasz filmy katastroficzne z lat 70-tych i 80-tych? Możliwości techniczne były dużo mniejsze i dlatego potrzebny był pomysł, gwiazdy i scenariusz właśnie. W "Epicentrum" niestety tego nie ma. Owszem, jest Rysiek, ale mnie czegoś brakuje w jego postaci ..dlatego skupię się na głosie. :))
UsuńZapewne masz rację, że brak tu jest sensownej koncepcji, chociaż przyznam, że nie znam prac Stevena Quale’a. I powiem Ci, że ja nawet nie czułam napięcia, o którym teraz tu i ówdzie czytam ( przed wyprawą starałam się unikać takich notek jak ognia). Zaczęłam się zastanawiać dlaczego Ryś zgodził się na ten projekt. Czy li tylko po to, żeby móc pracować w Stanach? Przecież po Hobbicie został zauważony. Nie rozumiem tego.
UsuńI też nie umiem określić czego brakuje jego postaci. Niby wyraźnie widać, że jest surowym i kochającym swych synów ojcem i tu punkt dla Rysia, ale czy coś więcej da się o te j postaci powiedzieć? Hm… I nie sądzę aby to była wina Rysia, to ewidentnie braki scenariuszowe.
Aniu, myślę, że my nie rozumiemy o co chodzi w tym filmie, bo to jest kino typowo amerykańskie, zrobione na potrzeby tamtego rynku i promujące hasło, że w każdych warunkach "united we stand":) Nie mówię, że to źle. Po prostu oczekuję od tego filmu czegoś innego. I doprawdy nie rozumiem, co Ryśkiem kierowało, że przyjął tę propozycję. Chęć zaistnienia na amerykańskim rynku? Dobrze, ale dlaczego właśnie w tym filmie?
UsuńMasz rację, ze niby wszystko wiadomo o Gary'm od początku: ojciec samotnie wychowujący synów, poważnie traktujący swoją pracę. Wiadomo, że ma trudności w okazywaniu uczuć, że jest mu trudno zastąpić nieżyjącą żonę ... może właśnie o to chodzi - niczym nas nie zaskakuje, bo po takim wstępie doskonale wiemy, jak zachowa się wobec katastrofy.
Tak, wiemy, że rzuci Gary rzuci wszystko i ruszy z pomocą.
UsuńChyba masz rację, różnice kulturowe powodują różnice w odbiorze tego filmu. I tak, przesłanie jest jednoznaczne, bez względu na wszystko „damy radę” aż prosiło się aby powiała nad tym wszystkim wielka flaga.
I też się mocno zastanawiam, kto go namówił do grania w tym filmie. Co chciał tym osiągnąć? Sprawdzić się? Zawojować tamten rynek? Ale takim filmem? Nie wiem. Wciąż nasuwa mi się odpowiedź, że chciał być w Stanach, a że to pracowity człowiek wziął co było pod ręką. ;-)
A wiesz, że mojej ( sporo młodszej ) koleżance film ten bardzo się podobał? W każdym bądź razie tak mi powiedziała. Więc, może nie jest aż taki zły ;-)
UsuńTak, tak, Rysiek, to pracowity człowiek. Świetne wytłumaczenie:))
UsuńA z wiekiem chyba masz rację. W kinie byłam zdecydowanie NAJstarszą nastolatką i jedyną nie do końca zadowoloną. :))
Ale flaga była! Prawie na samym końcu - dumnie postrzępiona po tragedii, ale przetrwała. :)
Serio, serio była flaga? Kurcze, nie zauważyłam jej :D Jeśli chodzi o wiek widzów na seansie na którym byłam to było nas pół na pół. Ale jakoś nie udało mi się wywnioskować czy parze w moim wieku podobał się film.
UsuńJa nie musiałam się wysilać - młodsze nastolatki reagowały żywiołowo :) Zresztą na widowni było nas 17 :)
UsuńA w których momentach najbardziej reagowali, jeśli mogę spytać ? Bo moje towarzystwo było baaardzo grzeczne, nawet co mnie bardzo ucieszyło, popcornu nie jadło.
UsuńA u mnie był popcorn, bulgocząca cola i coś, co dziwnie pachniało.:) Towarzystwo śmiało się do rozpuku przy wyczynach Donka i Reevisa ( niezbyt mądre były :) i piszczało przy pojawianiu się kolejnego wiru. Dziewczyna, która siedziała niedaleko, mniej więcej w połowie filmu schowała się za przyjaciółką i tylko pytała, czy już po wszystkim.
UsuńNo popatrz, jednak młodzież jest wrażliwa, skoro bała się spojrzeć na tornado ;-) A Donek i Reevis, no cóż rozumiem, że tych dwóch ryzykantów ( chociaż nasuwa mi się inne słowo) musiało się pojawić, aby zniwelować napięcie, którego ja i tak nie poczułam, ale jak dla mnie znowu pomieszanie wszystkiego.
UsuńPrzeczytałam dziś recenzję ( i to na jakimś poważnym filmowym potralu:), że ten film świetnie buduje napięcie ... No, cóż ... pozostawię to bez komentarza. Jestem chyba stara i nieczuła, bo dla mnie nie ma tam napięcia - od początku wiadomo, co się stanie i jak każdy bohater zachowa się, więc cierpliwie :) czekałam na koniec. :)
UsuńDonk i Reevis ... przychodzi mi do głowy tylko jedno słowo i nie jest to "ryzykanci" :))
A ja przeczytałam, że „wbija w fotel” ha ha ha ( sorry Rysiu, wiem, że to Twój film ) Ale również przeczytałam dość mało pochlebne recenzje dla RA, co mnie jednak zasmuciło.
UsuńDlaczego mam wrażenie, że o tym samym słowie myślimy, Eve ;-)
Też tak myślę - to chyba to samo słowo :))
Usuń"Wbija w fotel"? Chyba ze zdumienia.:) Opinii o samym RA nie szukałam, bo mnie nie porwał w tym filmie i sądzę, że nie tylko mnie. Spodziewam się, że parę kopniaczków od dziennikarzy jednak zaliczy. :)
Opinia o RA była w bonusie ;-) Wciąż się zastanawiam na ile była to jego „wina” na ile słabego scenariusza a na ile reżyserskich cięć, że Gary nie zachwyca tak jak powinien. A wiesz co jest najgorsze w moim przypadku, że prawie nie zauważyłam, że Ryś w mokrej koszuli biega. Piszę prawie, bo kiedy pochylał się na Donnie’m i widać było jak krople spadają na jego mono umięśnione plecy, dopiero wówczas pomyślałam sobie, no przecież miałam się skupić na takich obrazach. ;-)
Usuń"Niezły" :) bonus.:) To nie Twoja wina, Gary obiektywnie nie zachwyca, bo jest jednowymiarowy.
UsuńWiedząc, że film nie jest z mojej bajki, od początku nastawiłam się na "pełny" odbiór Ryśka, więc, co zobaczyłam - to moje:))
Zauważyłaś, jak szybko ta koszula wyschła?
No tak, tylko, że mnie w „pełnym” odbiorze przeszkadzał jego akcent. A wiesz, że nie zauważyłam, że ta koszula szybko wyschła :D I popatrz, wszystko wskazuje, że powinnam jeszcze raz obejrzeć ten film ;-) chociaż nie mam takich planów. ;-)
UsuńKoszula wyschła, była ubłocona, ale lico nadal czyste :)
UsuńNaprawdę chcesz aż tak pokutować? :)) Drugie oglądanie? :))
Zmykam, dopieszczę jeszcze John'a M. Miłych RAsnów!
Lico bez brody to i czyste pozostać musiało ;-) Och nie, drugie oglądanie to byłoby zbyt dużo dla mnie, może kiedy uda mi się zakupić DVD.
UsuńDzięki Eve za rozmowę, spokojnej nocy. I uściskaj Johna :*
Wzajemnie. Dzięki, Aniu!
UsuńJohn'a uściskam. Rozwija się, to nie ucieknie. :)
Trzymaj go mocno, bo to całkiem niezły skarb. :)
Usuńwiecie co jestem dzień po obejrzeniu tego filmu i nadal mam mieszane uczucia co do niego ... . niektóre informacje były mylące doszłam do wniosku dzisiaj rano . najbardziej się jednak zdziwiłam jak usłyszałam 65 LAT !? ale tak chwilę siedzę i przypomniałam sobie jak jego najstarszy syn mówi ,że to nagranie "machina czasu"i obejrzy je za 25 lat ... czyli nasz Gary ma 40 lat a 65 będzie miał jak będą go oglądali jakiś czas później a poza tym na końcu też jest o tym małą wzmianka ...(od rana zastanawiam sie nad połową dialogów , które były ;-; i wydarzeniach z filmu ...)/Julia
UsuńMasz rację Julio. Donnie, starszy syn Gary’ego nagrywał materiał do „kapsuły czasu”. Kapsułę mieli otworzyć po 25 latach, i już nie pamiętam który z synów Gary’ego powiedział, że ich ojciec WÓWCZAS będzie miał 65 lat i że będzie łysy :D
UsuńTrey :) niezły z niego cwaniak :) /Julia
UsuńOj tak, prawdziwy słodziak z niego :-)
Usuńa właśnie co z filmem „Urban Grimshaw and the Shed Crew”?/Julia
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc nie wiem Julio, jak na razie "skupiłam się" na Epicentrum.
UsuńW końcu obejrzałam Epicentrum. Rok po premierze. Brawo ja. Ale do rzeczy. Uwagę w tym filmie zwracają dwie rzeczy. Oczywiście Ryś i mega tornada. Oglądając film kilka razy wyrwało mi się bardzo niecenzuralne słowo na K. A to dlatego, że twórcy genialnie oddali grozę żywiołu. Powalił moment kiedy bohaterowie znaleźli się w oku tornada. Zbierałam szczękę z podłogi, tylko po to, żeby za chwile znów się tam znalazła kiedy Titus z Pete'em wzleciał aż ponad chmury, niesiony siłą burzy. Najgorsze jest w tym w wszystkim to, że to co pokazali niestety jest możliwe i takie superkomórki powstają. Świetne budowane napięcie. Na początku filmu pokazują "lekki" wir, który i tak robi niezły syf i szybko przechodzi, a widz wie ze to nie koniec i będzie gorzej. Pytanie tylko jak bardzo... Podsumowując pod kątem filmu katastroficznego dalej mu 9/10.
OdpowiedzUsuńCo do Rysia. Miło mi się go oglądało. Fajnie, ale... czegoś mi brakowało. Może dlatego, że nie on był głownym bohaterem, ale te tornada... Dobrze też, że nie pociągnęli wątku romantycznego między nim a panią łowczynią burz, bo to było by przegięcie. Podobała mi się za to ostatnia scena, kiedy stał razem ze swoimi filmowymi synami. Wtedy naprawdę można było podziwiać Rysia w pełnej krasie, jego bohater przestał być spięty i zasadniczy. Uśmiechnięty i szczęśliwy Gary był bardzo bardzo Ryśkowy.
Cały film jest niezły. Nie żałuję w żadnym wypadku czasu poświęconego na jego oglądanie i pewnie kiedyś do niego wrócę, żeby znów się postresować w kontrolowanych warunkach ;)
Edycja wpisu. Dwa lata po premierze. O.o Jestem żenująca.... XD
UsuńCieszę się, że udało Ci się zobaczyć ten film. I dałaś całkiem niezłą ocenę temu filmowi. Faktem jest, że głównym bohaterem są tornada i że twórcy świetnie je pokazali (może aż za świetnie, jak na mój gust, ale jak napisałam w poście filmy katastroficzne nie należą do moich ulubionych). I również cieszę się, że nie było romantycznego wątku między rodzicami, starczył ten pomiędzy młodzieżą.;-)
UsuńWciąż się zastanawiam na ile to co widzieliśmy oglądając Gary’ego to efekt scenariusza a ile „wyciągnięcie” tej postaci przez Rysia. Co nie zmienia faktu, że podobała mi się przemiana Gary’ego od zapracowanego ojca nie do końca rozumiejącego swoich dzieci, przez drżącego o ich życie po wyluzowanego, cieszącego się byciem z nimi.
I zastanawiam się czy kiedyś ten film będzie tak emitowany w tv jak „Góra Dantego” z Piercem Brosnanem.;-)
Myślę, że to całkiem możliwe. Film jest wg mnie (pomijając obecność Rysia, co mogło by sugerować brak obiektywizmu:P) doskonały do obejrzenia go "po dzienniku". Albo w weekend w ciągu dnia. ;)
UsuńTak, to prawda. Nawet jeśli jest tam mało tzw. gwiazd. ;-)
Usuń