Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood". Screen Kate. |
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC " Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
***
Poprzednia, osiemnasta część tutaj.
- Marian!
Hood wyskoczył zza krzaków i podbiegł do
ukochanej. Rozglądał się nieufnie wokół siebie, jakby bał się, że nie tylko ona
przybyła na spotkanie.
- Robin! Co ty tu… Isabella?
Odwróciła się, ale siostry Guy’a nie było
w pobliżu. Jak to, przecież jeszcze przed momentem rozmawiały! Nie mogła się
przecież zgubić na prostej drodze!
- Kochana – Hood wyciągnął ramiona,
pomagając dziewczęciu zejść na ziemię – Chciałaś mnie widzieć. Co się stało?
Dzieje ci się krzywda?
- Robin, ależ… skąd przyszło ci do głowy,
że chciałam cię spotkać?
- Przecież kazałaś przekazać Alanowi, że
masz mi coś do powiedzenia!
- Robin, ale ja… Ja w ogóle nie widziałam
się z Alanem – Marian rozejrzała się, czując podstęp i obawiając się zdrady –
Jestem na przejażdżce z Isabellą…
- Której tu nie ma! – krzyknął Hood –
Marian, to pułapka!
- Isabella nie zrobiłaby mi tego…
- Nie znasz jej! To siostra Gisborne’a,
jest zdolna najpewniej do takich samych podłości, jak on! Alan na pewno
powiedział jej o wszystkim i chcieli cię zdemaskować!
- Boże, Robin! Co robić!?
- Tylko spokojnie, po prostu wsiądź na
konia i wracaj do domu.
- Guy może być gdzieś w pobliżu!
- Dlatego właśnie wracaj. Ja sobie z nim
poradzę, jak zawsze zresztą.
- Jak Alan mógł być tak podły! – spuściła
głowę, nie dowierzając – Nie sądziłam, że będzie próbował mnie zniszczyć!
- Trzymaj się od nich z daleka, Marian. W
sobotę uratuję cię. Przyjdź do kościoła, udawaj przed Gisbornem jak tylko
potrafisz, a wtedy ja porwę cię sprzed ołtarza i pokażemy mu! Niech go boli jak
najmocniej! Zemścimy się na nich wszystkich, kochana, tylko wytrzymaj kilka
dni…
- Robin, dla ciebie zrobię wszystko.
Obiecaj, że za tydzień będziemy razem!
- Przysięgam. Teraz wracaj do domu.
Pocałowała go i przestraszona wskoczyła na
wierzchowca. Hood rozglądał się uważnie, wypatrując Alana.
- Wyjdź, tchórzu! – krzyknął – Nie chowaj
się! Wiem, że tu jesteś!
Echo niosło jego głos, ale nikt mu nie
odpowiadał. Nie dawał za wygraną, przeszukiwał wszystkie pobliskie krzaki,
mając nadzieję na odnalezienie dawnego przyjaciela, ale na próżno. Alana
nigdzie nie było. Wściekły i rozczarowany wrócił do obozowiska; po ostrym
spięciu sprzed kilku dni pogodził już się z przyjaciółmi, przepraszając ich za
swoją reakcję. Nie zostawiliby go na dobre, ale jego niemiłe słowa zabolały
ich. Teraz byli w kryjówce, czekając na niego, i od razu poznali, że coś jest
nie tak. Wściekły, opowiedział im o całym zajściu i podejrzeniu, że to Alan
stoi za tym wszystkim – oczywiście spiskując z Isabellą. Banitom trudno było
uwierzyć, że ktoś, kogo do niedawna uważali za brata, zdradził ich w tak
paskudny sposób. To było jak cios w serce – najpierw przyłączenie się do
Gisborne’a, a teraz to?
- Zemścimy się – Mały John wbił z impetem
nóż w ziemię – Poleje się krew.
- Nie. Zniszczymy Gisborne’a emocjonalnie
– odparł Hood – Ośmieszymy i skompromitujemy go w dzień ślubu.
- A co z Alanem?
- Ten robak nie zasługuje nawet, by na
niego splunąć. Kiedy cierpi jego pan, cierpi i on. Zaufajcie mi, to będzie
piękny dzień…
***
Isabella galopowała na swym koniu co sił.
Plan nie wypalił. Nie przemyśleli go dobrze i wszystko runęło. Biedny Alan, był
pierwszym podejrzanym… Gdyby mogła, wzięłaby połowę winy na siebie. Ale banici
już przesądzili zapewne, że to on jest winien tego podstępu. Co robić? Jak
ochronić siebie i jego?
- Isabella! – usłyszała nagle głos –
Zaczekaj!
- Alan?
- Isabella – rączy koń mężczyzny wyłonił
się zza drzew, a on sam wyglądał na przejętego – Co się dzieje, mów?
- Alan, przegraliśmy. Kiedy Hood nadszedł,
wycofałam się szybko, ale oni domyślili się, że to podstęp. Hood wygadał, że to
ty przekazałeś mu wiadomość od Marian. A ona wtedy zaprzeczyła.
- Do diabła, nie przemyśleliśmy
szczegółów! No i Gisborne się gdzieś zapodział! Miał wrócić wcześniej, gdyby
tak było, wszystko by zagrało!
- Co teraz? Boję się, że Guy dowie się o
wszystkim.
- Jak!?
- Pomyśl, skoro ta Marian jest taka
sprytna, jaką masz pewność, że nie powie mu o tym? Wmówi mu, że wywiozłam ją do
lasu, a ty specjalnie sprowadziłeś Hooda. I będzie miała rację, a on jej ślepo
uwierzy.
- No tak… Tego nie przewidzieliśmy –
westchnął Alan – Trudno, zastanowimy się później. Cieszę się, że nic ci nie
jest – przejechał dłonią po jej policzku.
- A co mogło mi się stać z tą nieudaczną
pannicą? – uśmiechnęła się – To ja martwiłam się, by Hood cię nie skrzywdził.
Alan rozpromienił się. Martwiła się o
niego… Troszczyła się! To było jak gwiazdka z nieba. Ta piękna, mądra kobieta,
szlachcianka, siostra Gisborne’a polubiła go, zwykłego żołnierza. On polubił ją
od pierwszego wejrzenia, ale nigdy nie przypuszczałby, że i ona poczuje coś do
niego. Choćby cień sympatii. A jednak…
- Wracajmy do Nottingham, Alan.
Pocałowała go w policzek i wskoczyła na
koń, gnając przed siebie. Mężczyzna stał jak słup, oszołomiony. Isabella
notorycznie zaskakiwała go, a teraz… teraz naprawdę pokazała mu, że jej na nim
zależy. Ucieszył się i pognał w ślad za nią.
***
„Moja
różo, moja piękna ukochana… Czym sobie zasłużyłem, by móc patrzeć w twoje oczy?
Co takiego zrobiłem, że niebo zesłało mi ciebie? Czy to nagroda, czy kara – bym
miał cię obok, ale nie mógł cię mieć? Bym umierał, widząc cię przy mnie, ale
nie mogąc cię pokochać? Próbując, ale… nie mogąc. Czy naprawdę jesteś aniołem,
a twój Bóg istnieje? Zesłał mi ciebie, by napawać się moim bólem? A może
chciał, bym cię pokochał, ale postawił na mojej drodze inną kobietę? Może to
ciebie skrzywdził, zsyłając cię do mnie, bo wiedział, że obdarzysz mnie
miłością, której nie odwzajemnię? Nastenko, moja piękna, wschodnia różo…”
Patrzył, jak troskliwie ogląda jego ranę.
Co prawda zagoiła się już niemal całkowicie, ale Anastazja nadal smarowała ją specyfikiem
od medyka dwa razy dziennie. Dotyk jej palców koił go, chciał być ranny już
zawsze, by mogła codziennie mieć wymówkę, by go pielęgnować i dotykać. Nikt
inny nie dotykał tak, jak ona… Z czułością, miłością, delikatnie, bojąc się że
sprawi mu ból – jakby nie wiedziała, że każdy ból z jej ręki jest dla niego
wybawieniem.
Wyjęła z torby świeży bandaż i sumiennie
obwiązała go, by maść mogła działać. Powoli założyła mu kaftan, tak jakby nadal
był ranny i jakby musiała pilnować się, by nie sprawić mu bólu, ale kiedy
chciała go zapiąć, powstrzymał ją swoją dłonią. Pogłaskał ją po policzku i
patrzył zachłannie, aż speszył ją swym przenikającym wzrokiem.
- Co ja bez ciebie zrobię? – szepnął.
- Nie strać mnie – odparła, jakby to była
najprostsza rzecz na świecie – Nie pozwól mi odejść.
- Myślisz, że tak można? Że to…
- A ty myślisz, że mogłeś pozwolić mi tak
zbliżyć się do siebie, a teraz uda ci się mnie pozbyć? Oddalić mnie bez
mrugnięcia okiem?
- Anastazjo! – podniósł głos, ale nie był zły.
Był rozbawiony jej bezpośredniością.
- Kocham cię, Guy, nie chcę być daleko od
ciebie… obiecaj mi to.
- Nie dręcz mnie, proszę.
- A jeśli coś sobie zrobię?
- Co masz na myśli? – spojrzał na nią
podejrzliwie.
- Nie ma dla mnie życia bez ciebie –
westchnęła smutno – Nie istnieję, jeśli ciebie nie ma.
Potrząsnął nią i ścisnął mocno jej wątłe
ramiona. Był wściekły, że coś takiego w ogóle przyszło jej do głowy.
- Nie waż się tak mówić! Masz żyć,
rozumiesz? Dla mnie – powiedział twardo – Jesteś moją niewolnicą, dopóki będę
chciał, to masz żyć i mi służyć! I lepiej nie rób niczego wbrew mnie.
- A jeśli? Co, jeśli umrę? Co zrobisz mi
za nieposłuszeństwo?
Patrzył na nią uparcie, zaciskając obręcz
swych silnych dłoni coraz mocniej na jej ramionach. Próbował wyobrazić sobie,
co byłoby, gdyby Anastazja umarła. Co, gdyby trzymał w ramionach jej martwe
ciało… Piękne, ale zimne. Ociekające krwią wypływającą z nadgarstków albo z
siną obręczą wokół szyi… Poczuł piekący ból w środku. Nie był przygotowany na
taki widok, nawet w wyobraźni nie mógł tego znieść.
- Wiesz, jak ukarzę cię, jeśli umrzesz? –
puścił ją, zrozumiawszy że sprawia jej ból, i dotknął dłońmi jej miękkich
włosów – Też umrę. Odejdę stąd, bo ciebie już nie będzie.
- Nie wolno ci…!
- Mnie wolno wszystko. Zastanów się, czy
tego właśnie chcesz.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował,
karmiąc się jej smakiem jakby na zapas, jakby bał się, że to ostatni raz.
Powolne pieszczoty przybierały na sile, oszołomieni sobą nawzajem i zapachem
lata, drzew, kwiatów, zapomnieli się ponownie. Po chwili leżeli na trawie nadzy
i szczęśliwi, wtuleni w siebie. Jakże byłoby pięknie, gdyby mogli tak
codziennie… Gdyby mógł przestać kochać Marian i skupić swe gorące uczucia tylko
na tej kobiecie! Tej, która oddała mu wszystko, co miała, choć miała niewiele.
Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę Marian nie dała mu nic, oprócz wielu
nadziei. Nie okazywała mu uczuć, była zdystansowana, a on jej tak bardzo
potrzebował… Jednak to wszystko, czego pragnął, dała mu Anastazja. Czy więc
Marian była mu jeszcze potrzebna?
- Jedziemy do Nottingham – zarządził,
otrząsając się z wątpliwości i dokuczliwych myśli.
- Guy, zostańmy jeszcze – poprosiła,
podnosząc się z trawy – Jest tak cudownie… Nigdy tak nie było. Dlaczego teraz
to przerywać?
- Jest zbyt cudownie, Nastenko, by mogło
trwać dłużej – poderwał się, ale widząc jej smutne oczy, zmiękł.
- Guy…
Usiadł ponownie za nią i przytulił ją od
tyłu. Całował jej ucho, szyję, kark, plecy, mocno obejmując silnymi ramionami.
Czuła jego nagie ciało, jak rozgrzane dotyka jej i nadal pragnie. Gwałtownie
obróciła się i usiadła na jego udach, nie pytając go o nic. Znowu byli razem,
głęboko złączeni, a ich ciała przeszywała ta sama iskra rozkoszy. Był jej
poddany, i o dziwo był tym zachwycony, nie dość, że nie protestował, to pragnął
więcej. Wtulił się w jej gorące, powoli poruszające się ciało i oddał się jej,
był jej niewolnikiem. Anastazja gładziła dłońmi jego mokre od potu plecy,
scałowując z twarzy pojedyncze kropelki, a kiedy na powrót dobrnęła do jego
spragnionych ust, namiętność w obojgu wybuchła i nic nie było w stanie jej
powstrzymać…
***
Alan odprowadził Isabellę do Locksley.
Stanęli przed dworkiem i milczeli bezsilnie, nie mogąc pogodzić się z przegraną.
A więc Marian wygrała… Pocieszające było tylko, że najwidoczniej Guy zabawił z
Anastazją nadzwyczaj długo w lesie.
- Chciałabym, żeby mój brat był z nią
szczęśliwy – powiedziała Isabella, gestem zapraszając Alana do środka.
- Nic nie możemy na to poradzić.
- On ją kocha, rozumiesz? Widzę, jak na
nią patrzy, jak się zachowuje w jej towarzystwie! Nie widziałam go przez lata,
ale tyle potrafię jeszcze poznać!
- No tak… Gisborne jeszcze niedawno był
brutalnym okrutnikiem, którego cieszył widok krwi, a teraz… Sam go czasem nie
poznaję. Odnoszę wrażenie, że chciałby zamieszkać na łące kwiatów i łapać motyle.
To kompletnie inny człowiek, niż ten, którego poznałem dawno temu. Tamtego już
nie ma. Zniknął na dobre.
- Dlatego musimy tym bardziej uratować go przed
Marian! On nie może się z nią ożenić, zrozum! Wydaje mu się, że z nią będzie
szczęśliwy, a tak naprawdę to Anastazja jest kobietą, jedyną kobietą, która ma
na niego jakikolwiek wpływ. Marian go nienawidzi, skoro spiskuje z Hoodem, to
jasne jak słońce. Lepiej, żeby dowiedział się teraz, niż żeby miał rozczarować
się po ślubie.
- Dobrze, ale JAK to zrobimy?
- Nie wiem, Alan. Ale musimy coś zrobić.
Patrzyli na siebie z nadzieją, jakby oboje
wierzyli, że właśnie to drugie znajdzie rozwiązanie. Cisza była nieznośna, a
brak pomysłów równie dokuczliwy. Alan miał dość tej sytuacji, podszedł do
Isabelli i przyciągnął ją do siebie. Kobieta zmieszała się, nie spodziewając
się tego po nim, ale… uśmiechnęła się delikatnie. Nareszcie zrobił to, na co
czekała. Wziął sprawy w swoje ręce.
- Wybacz mi – powiedział – Może to nie
najlepszy moment, ale…
- Żaden nie będzie lepszy.
Zachęcony jej słowami po prostu pocałował
ją. Poczuła ulgę. Nie mogła się tego doczekać, bo Alan stał się jej w ciągu
zaledwie kilku dni niesamowicie bliski. Jego obecność była wspaniałą odmianą po
latach męki z mężem, który dzięki Bogu leżał już zapewne kilka metrów pod
ziemią. Teraz miała szansę na normalność, a może nawet nowy związek? Nie, nie
myślała jeszcze o tym, ale cieszyła się chwilą. Pocałunek z Alanem był czymś
cudownym, ale na razie nie chciała niczego innego. Sam zresztą odsunął się od
niej szybko.
- No, to już po mnie – powiedział,
zakłopotany – Któreś z Gisborne’ów mnie zamorduje.
- Nie martw się. Ja na to nie pozwolę –
uśmiechnęła się.
Alan popatrzył na nią zdumiony.
- To znaczy, że…
- To ja cię pocałowałam. Chciałam tego,
Alan.
Mężczyzna nie mógł uwierzyć w to, co
słyszy. Jeśli to prawda, co mówiła, to właśnie stawał się najszczęśliwszą osobą
pod słońcem. Był nią zauroczony od pierwszego dnia, a wzajemność z jej strony
była ogromnym zaskoczeniem. Jednak to nie jego uczucia były teraz najważniejsze
– najpierw musieli zająć się Guy’em i jego wielkim problemem.
Nagle rozległo się walenie do drzwi.
Głośne i nachalne. Isabella przestraszyła się.
- Zapraszałaś kogoś?
- Nie… Może to ktoś z wioski? Otworzę.
Nie spodziewała się tego, kogo ujrzy za
drzwiami. Ale gdy je otworzyła…
- Nie…
- Dlaczego: nie? – odezwał się mężczyzna
za progiem – Isabella, tęskniłem!
- To jakiś koszmar… - cofnęła się,
przerażona – Ty… nie żyjesz!
- Żyję, kochanie – chwycił ją za gardło i
wepchnął do środka – Nie pozbyłaś się mnie.
Spodziewałaby się samego diabła, ale nigdy
nie przypuszczała, że jej mąż żyje, a co gorsza – odnajdzie ją. Jak to
możliwe!? Przecież widziała jego zakrwawione ciało z wbitym w nie nożem!
- Co ty sobie myślałaś, głupia zdziro? –
wrzasnął, pchając ją na podłogę.
- Zostaw ją! – Alan dopiero zauważył
brutalnego gościa i jednym susem dopadł do nich, zasłaniając leżącą Isabellę –
Kim ty jesteś!?
- A ty? To ja powinienem zapytać, kim jest
mężczyzna w domu mojej żony!
- Żony!?
- Alan, zrób coś – załkała kobieta –
Pomóż…
- Uważaj, bo zrobię z tego użytek – Alan
wyciągnął miecz i wycelował go w pierś męża Isabelli – Wyjdź, albo…
- Już raz mnie zamordowano, sądzicie, że
drugiego razu nie przeżyję?
Roześmiał się w głos, odwracając się i
podchodząc do drzwi. Nie planował jednak zostawić tego ot tak.
- Wrócę, moja piękna – zapowiedział – Dziś
znajdę sobie nocleg u innej, bardziej chętnej panny, ale przysięgam, że po
ciebie wrócę.
Alan miał ochotę podejść do niego i ściąć
mu głowę, ale nie zrobił tego, Isabella bardziej potrzebowała jego pomocy i
obecności. Wziął roztrzęsioną kobietę w ramiona i uspokajał, jak mógł.
- Nie ma go. Poszedł. Nie płacz.
- Ale wróci – łkała – Powiedział to! Wróci
i znowu mnie skrzywdzi!
- Przysięgam, że na to nie pozwolę. Nie
zostawię cię, ani ja, ani twój brat.
Długo nie mógł ukoić jej nerwów, ale w
końcu przestała płakać. Bała się potwornie tego człowieka, ale Alan sprawiał,
że czuła się choć trochę bezpiecznie.
***
Po kilku godzinach spędzonych na
słonecznej łące przyszła pora na powrót do Nottingham. Guy niechętnie podniósł
głowę Anastazji ze swych ud i pocałował ją czule.
- Jesteś…
- Naga? – przerwała mu, śmiejąc się.
- To też, podobnie jak i ja – zawtórował
jej – Ale chciałem ci powiedzieć, że to, co dziś zrobiłaś…
- Nie zrobiłam niczego, czego nie
robiłabym wcześniej w twojej alkowie – zaczerwieniła się.
- Kochanie, zrobiłaś – spojrzał na nią
pożądliwie – I wiesz, co ci powiem? Jeśli nikt cię tej sztuki nie uczył, to
jesteś lepsza niż wszystkie moje dawne kochanki. Lepsza od każdej z nich, nawet
od Mary.
- Przeceniasz mnie, panie – zwiesiła głowę
– Ja tylko dbam o twoje dobre samopoczucie.
- Nigdy już nie chcę żadnej innej kobiety
w moim łożu. Pragnę tylko ciebie.
- Zostańmy więc tu na noc – szepnęła
prowokująco – Nie pokazałam ci jeszcze wszystkiego…
- Kusisz mnie…
- Chcę ciebie tylko dla siebie, panie. Nie
chcę wracać, chcę, byś był tylko mój i nie myślał o niczym innym.
- Nastenko, musimy…
- Wcale nie – pchnęła go na trawę i
zaczęła pieścić jego ciało natarczywie, tak, że poddał jej się od razu.
- Boże… miej litość… Vasey mnie zabije…
- Prędzej ja zabiję jego – dłońmi
wyczyniała cuda na jego ciele, a jej usta pieściły jego tors i brzuch.
Wiedziała, że tak może odsunąć jego myśli od Marian, a może nawet jeszcze
bardziej zbliżyć go do siebie. Już widziała różnicę, był w nią zapatrzony jak w
obraz, mówił do niej czule, ani razu nie podniósł głosu, co zdarzało mu się
wielokrotnie nawet w chwilach uniesień, gdy traktował ją jak służącą. Nie,
teraz nią nie była, traktował ją jak księżniczkę, czuła się niemalże jak… lady
Gisborne!
- Anastazjo – wzdychał głośno raz po raz –
Moja ukochana…
- Guy, to ja powinnam być z tobą – odważyła
się to powiedzieć, oszołomiona tym, co ponownie się między nimi działo – Ja
powinnam być twoją lady Gisborne… Tylko ja cię kocham… Błagam, odwołaj ślub,
kochany…
- Nie mogę, już za późno – jęknął,
miotając się w myślach w swojej głowie; z jednej strony nadal czuł, że kocha
Marian miłością czystą i bezgraniczną, z drugiej jednak… ta dzika, namiętna,
jak najbardziej realna miłość między nim a Anastazją była czymś nie do
opisania, czuł że tego właśnie pragnie bardziej, niż tego nierealnego
wyobrażenia, które było między nim a Marian. Nie wiedział właściwie, co jest
dla niego dobre; czy powinien rzeczywiście żenić się z kobietą, o której tak
naprawdę wie niewiele, czy może posłuchać głosu serca i tej pięknej niewolnicy,
która doprowadzała go do niebiańskiej rozkoszy po raz kolejny?
- Guy, nie kochasz jej, nie rób tego –
szepnęła, pieszcząc jego usta – To mnie kochasz, przyznaj w końcu… Powiedz to…
- Anastazjo, błagam…
Opadła na niego z głośnym krzykiem. Wpiła
się w jego usta, podczas gdy on przyciskał ją do siebie z całych swoich sił.
Rozgrzane ciała pulsowały niesamowicie mocno, jakby oboje mieli eksplodować.
Mężczyzna nigdy jeszcze nie czuł się tak szczęśliwy – i to wcale nie z powodu
namiętnych uniesień. Tego miał zawsze pod dostatkiem ze zwykłymi służącymi, a
Anastazja całą sobą dawała mu to, czego nigdy nie zaznał – ciepło, radość,
troskę, zrozumienie, miłość… Jakże mógł ją teraz zostawić? Jak zachowałby się,
gdyby porzucił ją dla Marian? Czy miał pewność, że Marian ofiaruje mu to samo,
co od dawna z oddaniem daje mu Rusinka?
- Posłuchaj, Anastazjo – Gisborne podniósł
się i usiadł na trawie – Wrócimy do Nottingham. Nie, nie próbuj tych swoich
sztuczek, nie zadziałasz już na mnie w żaden sposób – zaznaczył twardo – Po
drodze zobaczymy, co u Isabelli. Jeśli będziesz chciała, zostaniemy u niej do
rana, a jeśli nie, to wrócimy na zamek.
- Wolę zostać tu, tylko z tobą, gdzie nikt
nas nie widzi i nie rozdziela…
- Anastazjo! – podniósł głos – Wystarczy.
Dość już namieszałaś mi w głowie. Siadaj.
Posłusznie spełniła rozkaz, a Guy usadowił
się za nią. Zaczesał palcami jej złote włosy do tyłu i powoli, rozkoszując się
tą czynnością, splótł je na powrót w warkocz. Pocałował ją za uchem i wstał, by
się ubrać. Dziewczę obserwowało go bez wstydu – co było dla niej nie do pomyślenia
jeszcze kilka tygodni wcześniej. Teraz kochała jego ciało bezgranicznie i mogła
okazywać całymi dniami, jak bardzo je wielbi – ale jeszcze bardziej wielbiła
serce i duszę, które były w środku.
- Anastazjo – spojrzał na nią karcącym
wzrokiem, po czym rzucił w nią suknią.
- Wedle rozkazu, panie.
Ubrała się czym prędzej i ruszyli. Tym
razem to Anastazja siedziała za Guy’em i a to drażniła jego szyję nosem, a to
bawiła się jego włosami na karku. Gisborne był szczęśliwy i zrelaksowany – w
końcu odżył.
***
Alan siedział przy kominku, starając się
nie zasnąć, a na jego kolanach spoczywała głowa śpiącej Isabelli. Usnęła w
końcu, zmęczona. Zmierzchało już, a mężczyzna usłyszał kroki przed dworkiem.
Był pewien, że to znowu mąż biednej Isabelli, i już chciał zsunąć jej głowę, by
wstać, ale drzwi otworzyły się i ujrzał w nich Guy’a i Anastazję. Odetchnął z
ulgą. Zupełnie odwrotnie niż rycerz, który zobaczywszy siostrę śpiącą na
kolanach Alana, zapłonął nieopanowanym gniewem.
- Ty zdrajco! – wrzasnął – Bydlaku!
- Guy, to nie tak! – bronił się Alan.
Isabella obudziła się. Z przerażeniem
odnotowała, co się obok niej dzieje.
- Zabiję cię, śmieciu! – Gisborne chwycił
Alana za rękaw i poderwał do góry, po czym pięścią uderzył go w twarz – Ty
psie!
- Guy! – siostra poderwała się i próbowała
go powstrzymać – Nie zabijaj go!
- Skrzywdził cię! Tak, jak tamten…
- Guy, nie wiesz co się stało! –
krzyknęła, wybuchając płaczem – On tu był! Arthur był w Locksley!!!
- Jak to!? Zabiłaś go przecież!
Osunęła się na podłogę, płacząc. Guy
oniemiał; patrzył to na zapłakaną siostrę, to na zbierającego się z podłogi
Alana i nie wiedział, co się dzieje. Anastazja dopadła do Isabelli, tuląc ją
pokrzepiająco.
- Nie chcę być zabawny, ale już drugi raz
dostałem w gębę z powodu twojej siostry! – jęknął Alan, rozcierając obolały
policzek.
- Zamknij się albo opowiedz, co tu się
działo!
- Co mam ci powiedzieć? Odprowadziłem
Isabellę do Locksley, zaprosiła mnie na obiad, kiedy przyszedł ten cały Arthur.
Dusił ją, pchnął, odgrażał się że wróci…
- Alan mnie uratował – wydusiła kobieta –
Gdyby go nie było… może zastałbyś mnie znowu pobitą i zgwałconą, a może martwą.
- Isabella, mówiłaś, że ta kanalia nie
żyje! – Guy przyklęknął przy siostrze, chwytając jej dłonie i całując je czule
– Co się mogło stać?
- Nie wiem… Ale boję się! On może tu
wrócić w każdej chwili!
- Zostaniemy z tobą – oznajmiła Anastazja
– Możesz być spokojna, nie będziesz sama.
- Nie musicie. Wystarczy, że Alan jest ze
mną.
- Anastazja powiedziała, że zostaniemy –
odparł Guy – Bez dyskusji. Poza tym chcę zobaczyć tę gnidę na własne oczy.
- Guy…
- Isabella, już raz zostawiłem cię w jego
łapskach! – przytulił siostrę mocno do siebie – Nigdy już nie popełnię tego
błędu! Choćbym miał przypłacić to własnym życiem, rozumiesz? Kocham cię i nie
pozwolę cię skrzywdzić.
Przylgnęła do niego. Nikomu tak nie ufała,
jak jemu. Nie miała przecież nikogo. Był jej jedyną rodziną, jedyną osobą,
którą kochała… oprócz Anastazji i Alana, do których żywiła ogromną sympatię.
Mając ich wszystkich przy sobie, czuła się dobrze i bezpiecznie.
- Anastazjo, przygotuj nam posłanie w
izbie obok – polecił Gisborne – Ty, siostrzyczko, zaczekaj tu. Alan pójdzie ze
mną do stajni.
- Pomogę Anastazji – zaoferowała Isabella
– Nie chcę być sama.
Szarpnął przyjaciela za ramię i poszli do
stajni. Guy stanął na wprost niego i obserwował go uważnie. Zrobiło mu się go
żal, w końcu zaatakował go bezpodstawnie, ale przecież chodziło o dobro jego
siostry – skąd mógł wiedzieć, jak było naprawdę?
- Przepraszam – wydusił w końcu – Parę dni
i nie będzie śladu.
- Dzięki! Pocieszyłeś mnie!
- Alan, musisz przyznać, że ta sytuacja
wyglądała dziwnie.
- Ale nie na tyle, żeby mnie bić!
- Przestań się mazać jak dziecko – warknął
Guy – Posłuchaj uważnie. Masz mieć Isabellę na oku. Będziesz chodził za nią jak
cień, pilnował cały czas, rozumiesz? Dopóki nie uspokoję się i nie upewnię, że
jest bezpieczna, będziesz tu mieszkał.
- Napra… Eee, tak? – Alan w porę
dostrzegł, że o mało co, a nie zdradziłby się ze swoją radością – Jak
rozkażesz. To zaszczyt pilnować twojej siostry.
- Przestań już, masz nie spuszczać jej z
oka, i tyle. To nie żaden zaszczyt, a twój psi obowiązek. Za to ci płacę.
Kobiety tymczasem przygotowywały łoże w
izbie przy kuchni. Isabella nieco ochłonęła i była w stanie normalnie rozmawiać
z Anastazją.
- Nasz plan nie wypalił – powiedziała,
podając Rusince pledy – Po pierwsze, Hood i Marian domyślili się, że to
podstęp, a po drugie… gdzieście się podziewali? Mieliście przejeżdżać gdzieś w
pobliżu miejsca ich spotkania!
- Wybacz, to moja wina. Było tak cudownie,
że kompletnie o tym zapomniałam… Starałam się zatrzymać Guy’a w lesie na
pięknej polanie tak długo, jak mogłam. Prawie udało mi się go namówić, żeby
został tam ze mną na noc.
- To wspaniale! Cieszę się, naprawdę –
Isabella uśmiechnęła się po raz pierwszy od wielu godzin – Ale dlaczego w takim
razie jesteście tu?
- Guy jest rozdarty. Widziałam, że pragnął
tam zostać, ale zaparł się i nie dał skusić. Użyłam wszystkich metod
przekonywania… Jestem cała obolała – zaśmiała się Anastazja – Ale nigdy nie
byłam tak szczęśliwa. Guy był bliski zerwania zaręczyn i wyznania mi uczuć,
czułam to. Może to nieczysta gra z mojej strony, ale przecież Marian gra
kompletnie podle i fałszywie. Skoro ona nie ma skrupułów, to ja tym bardziej
nie powinnam ich mieć, bo ja go prawdziwie kocham.
- Zgadzam się. Pamiętaj, że pomogę ci, jak
tylko będę mogła. Poczekaj chwilę, pójdę do drugiej izby po poduszkę.
Udała się najpierw do kuchni, by dorzucić
nieco drew do ognia, ale na jej drodze stanął znowu znienawidzony mąż. Jak
wszedł do środka? Jakim prawem?
- Ty głupia wywłoko – zarechotał złośliwie
– Myślałaś, że mi się wywiniesz? Że uda ci się zabić mnie, i będziesz wolna?
Jesteś MOJĄ żoną, Isabello, a teraz spełnisz swój małżeński, święty obowiązek!
- Zostaw! – krzyknęła – Nie dotykaj!
Uderzył ją tak, że upadła. Szarpnął jej
suknię, rozrywając ją. Isabella próbowała krzyczeć, ale on zatknął jej usta.
Wierzgała nogami tak długo, aż kopnęła krzesło, co spowodowało spory hałas –
miała nadzieję, że to sprowadzi kogoś do kuchni. Arthur jedną ręką próbował
dobrać się do jej bielizny, ale w tym momencie do kuchni wpadł Guy. Jego oczy
zapłonęły prawdziwym gniewem i nienawiścią, gdy ujrzał swego dawnego
przyjaciela, a teraz – oprawcę ukochanej siostry.
- Arthur!!!
- Gisborne!? – mężczyzna podskoczył,
cofając się – Skąd się tu wziąłeś!?
- Ty…
- Moja żona uciekła ode mnie, Gisborne!
Dlaczego ukrywasz ją tu, zamiast wrócić ją mężowi?
- Ty śmierdząca kanalio – wrzasnął Guy,
podchodząc do niego – Powinienem żywcem rzucić się psom na pożarcie! Nie
zasługujesz na lepszą śmierć!
- Sprzedałeś mi ją, więc oddaj moją
własność!
Guy nie wytrzymał. Nie mógł patrzeć na
tego potwora, bez namysłu chwycił więc w dłoń miecz i wbił mu prosto w serce.
Do kuchni wbiegła też Anastazja, a za nią Alan; podnieśli Isabellę, podczas gdy
Guy pchnął konającego Arthura na podłogę i kilkakrotnie wbił mu miecz w ciało.
Zamachnął się, by odciąć mu głowę, ale powstrzymały go drobne dłonie Anastazji.
Wypuścił miecz z rąk i patrzył oszołomiony na truchło broczące krwią. Cały się
trząsł, kiedy Rusinka powoli obracała go w swoją stronę, jego oczy były
przepełnione furią. Alan tulił zapłakaną Isabellę, nie pozwalając jej patrzeć
na martwego Arthura.
- Guy, już dobrze – uspokajała go
Anastazja, o dziwo jedyna, która zachowała teraz zimną krew – Już po wszystkim.
- Zabiłem go…
- Tak. Nie żyje.
- Obiecałem ci, że nie będę zabijać –
szepnął dziwnie obcym głosem – Wybacz…
- Kochanie, uratowałeś siostrę. Ten podły
potwór nie zasługiwał na nic innego.
Isabella wyrwała się Alanowi i podbiegła
do Guy’a. Brat wziął ją w ramiona, i nie wiadomo było, które drży bardziej.
Oboje potrzebowali siebie tak mocno… Widać było, jak mocno są ze sobą związani.
Guy wziął Isabellę na ręce i zaniósł ją do jej izby, gdzie położył na łożu i, całując
w czoło, okrył ją pledem.
- Nikt nigdy cię nie skrzywdzi, przysięgam
– powiedział cicho – Każdy skończy tak, jak on.
Powoli uspokajała się, czując jego
obecność. Po jakimś czasie w końcu zapadła w sen.
W tym czasie, przeklinając na czym świat
stoi, Alan wynosił truchło z domu. Zapadł już zmierzch, więc nie przejmując
się, ciągnął martwego Arthura po ziemi do pobliskiej rzeki, gdzie wrzucił go,
by płynął do samego piekła, jak to złorzeczył w myślach. Kiedy wrócił do
dworku, Guy właśnie schodził po schodach do kuchni, gdzie przy stole siedziała
Anastazja.
- Alan, idź do Isabelli – poprosił –
Zaopiekuj się nią, a jeśli będzie czegoś potrzebowała, budź mnie.
Skinął głową i udał się do jej izby, a
tymczasem Guy usiadł naprzeciw Anastazji. Wyciągnął przed siebie dłonie i
bacznie je obserwował.
- Krew – westchnął ciężko – Mam na nich
krew.
Rusinka bez słowa wstała, nalała do
niewielkiej misy wody i postawiła ją przed rycerzem. Chwyciła obie jego dłonie
i zanurzyła w niej, kawałek po kawałku myjąc jego długie palce, wierzch,
wnętrze dłoni. Osuszyła je kawałkiem płótna i obejrzała uważnie.
- Krew jest na nich nadal – smutno
zauważył Gisborne.
Zrozumiała, o co mu chodzi. Ucałowała z
miłością obie jego dłonie i przycisnęła je do swoich policzków.
- To najpiękniejsze, najodważniejsze
dłonie, jakie widziałam – odparła z powagą – Te dłonie uratowały swoją ukochaną
siostrę. Uratowały jej godność, zdrowie, a może nawet życie. To nie była
zbrodnia, Guy. Zabiłeś go, bo krzywdził Isabellę. Bo krzywdził ją latami.
- Ale obiecałem ci…
- Obiecałeś mi, że nie będziesz zabijał,
owszem, ale w mojej obronie zrobiłbyś to. Teraz obroniłeś Isabellę. Skoro
jesteś w stanie dla nas to zrobić, to najpiękniejszy dowód twojego uczucia.
Spojrzał na nią niepewnie; jak ona to
robiła, że kilkoma słowami sprowadzała spokój na jego udręczoną duszę?
- Chodźmy spać – ścisnął jej ręce – Nie
chcę już o niczym myśleć.
Dobrze wiedziała, czego teraz najbardziej
potrzebuje jej ukochany, i to właśnie mu dała – milczące wsparcie i swoje
ramiona, które gdy tylko go otuliły, pomogły mu zapaść w głęboki sen.
Aktualizacja, 15/07/2015 następna część tutaj.
Kate, nie mogę pozbyć się wrażenia, że to znów cisza przed burzą i za tydzień zafundujesz nam prawdziwe trzęsienie ziemi. O nic nie pytam. :) Ale aż boję się myśleć, co jeszcze czeka Anastazję. Na dodatek Robin zaczął wykazywać oznaki używania rozumu, co też jest niepokojące.:) Dobrze, że Alan i Izabella dogadują się ze sobą. Dzięki, Kate, za kolejny odcinek.:)
OdpowiedzUsuńTo tylko wrażenie, wszystko idzie ku dobremu. Naprawdę :) Czy kiedykolwiek kłamałam?
UsuńAle przestraszyłaś mnie - gdzie Robin używa rozumu!? Czyżbym dodała mu inteligencji całkiem nieświadomie? :)
No, jak to gdzie? Ma plan! Ślub - porwanie panny młodej sprzed ołtarza - upokorzony i szalejący z wściekłości Gisborn - usatysfakcjonowany Robin. Chyba niczego nie pominęłam.:)
UsuńTak, ja wiem, wszystko idzie ku dobremu ... tylko niekoniecznie prostą drogą. Mam rację?:)
Ach... wybacz, ja cały czas to odbieram w ramach jego naiwności i skrzywienia psychicznego :) Tylko czy porwanie sprzed ołtarza nie jest banalne? Hood w ogóle nie ma polotu i fantazji :)
UsuńOj tam, droga będzie prosta. Zobaczysz :)
TEN Robin rzeczywiście pozbawiony jest wyobraźni i działa szablonowo. Porwać pannę w momencie, gdy powinna powiedzieć "tak"? To bardzo schematyczne i na dodatek bardzo bezpieczne rozwiązanie, bo wszak nasza droga Marian nie zamierza wyjść z Guy'a. Wiesz ... po "głębszej analizie" dochodzę do wniosku, że Robin nie błysnął intelektem i tym razem.:))
UsuńWiem. Bardzo prosta. Jak już miną wszystkie zakręty.:)
No widzisz jak my się znowu zgadzamy :) Robin i intelekt nigdy obok siebie nie stali. No, może się czasem mijali - jak jeszcze Alan był w drużynie :)
UsuńBardzo fajny odcinek :) z resztą jak zawsze Kate ;) Dla mnie droga do ich szczęścia może być tak kręta jak się tylko da. Wtedy po tylu przeciwnościach losu Nastia i Guy będą mieli co wspominać. Kate, nieśmiało zapytam: czy ta opowieść zbliża się ku końcowi? Mam nadzieję, że nie ;) Moemi
OdpowiedzUsuńMoemi, cóż ja mogę powiedzieć... Nic nie trwa wiecznie :) Wielkimi krokami zbliża się finał. No, może nie bardzo wielkimi, ale to już 19 część, więc siłą rzeczy jest już bliżej końca niż dalej. Ale skąd pewność, że to Anastazja i Guy będą mieli co wspominać? W życiu Guy'a są jeszcze dwie kobiety: Marian i... Annie. To, że Rusinka go kocha, nie oznacza, że to z nią czeka go happy end :)
UsuńO kurcze :D no to teraz dałaś mi do myślenia. Nie zasne dzisiaj ;) Moemi
UsuńNo w teorii tak, ale niekoniecznie w praktyce, Kate ;). Z Annie nic Guy'a nie łączy i nie ma najmniejszego powodu, żeby byli razem. Po co mu ktoś taki jak ona? Zresztą ona pojawiła się może ze 3 razy, więc teraz raczej nie wyskoczy jak królik z kapelusza i nie wyjdzie za Guy'a ;). A Marian? No cóż... gdyby chciała mieć Guy'a, to by go miała. W zasadzie to już go ma i to nie starając się specjalnie. Więc gdyby się postarała, to byłaby bezkonkurencyjna. To ona rozdaje karty. No tylko że Marian nie chce Guy'a :). Więc sprawa jest załatwiona :). Chyba że nagle Marian by się odwidziało, odkochałaby się i zakochała w Guy'u :). Ale Ty czegoś takiego nie zrobisz, musiałabyś skrzywdzić swoją ruską służkę, a nie po to przez cały fanfik tak ją dopieszczasz, żeby teraz zostawić z niczym. To nie Twój styl ;-)
UsuńGisborne się spóźnił? A to z nim Alan się umówił czy z Anastazją? No właśnie :). Gdyby mi przyszło robić interesy z kimś takim jak Anastazja, to albo zabiłabym ją, albo siebie. No dobra, wiadomo, że ją ;). Po jakiego grzybka układali jakiś tam plan, skoro ona zamiast się go trzymać, wolała zabawiać się na polance. Ładny ma stosunek do swoich przyjaciół, którzy starają się jej pomóc, nie ma co. Wyciągnęła ich do lasu i olała. Oni po nieudanej akcji kombinowali dalej, a ona ma to w nosie. Cóż za egoizm.
OdpowiedzUsuńGuy nie kocha ani jednej, ani drugiej. Za długo się nad tym zastanawia. Marian nie kocha, bo nie można kochać kogoś, o kim się tak niewiele wie. Jednak czuje coś do niej, jakiś rodzaj zauroczenia, może obsesji. O Anastazji wie niewiele więcej, o ile w ogóle więcej, niż o Marian, ale w stosunku do niej czuje pożądanie i namiętność. Związek z nią jest łatwiejszy. I po ślubie też będzie łatwiejszy, bo Anastazja nie będzie wiele od niego wymagać i dodatkowo będzie mu służącą. Służącą, z którą będzie mógł się kochać, ile wlezie. Czyli właściwie nic się nie zmieni :). I dlatego Guy woli Anastazję. Oczywiście żaden związek, oparty na samym pożądaniu, nie przetrwa. Dlatego kiedy przeminie uroda i opadną emocje, Guy znajdzie sobie kogoś na boku :)
Czyli według Anastazji jeśli Guy zabił kogoś złego, to wszystko jest w porządku, tak? Bo ten ktoś był zły, więc można go zabić? No ciekawa teoria.
Szantażowanie kogoś samobójstwem to najohydniejszy i najżałośniejszy sposób zatrzymania przy sobie drugiej osoby, jaki może być. Po prostu wstrętne.
Szkoda, że nie rozumiesz czytanego tekstu. Moje wyjaśnienia nic nie dadzą i tak.
UsuńHehe, no pewnie, że nie rozumiem. Zrozumiałam Platona, Arystotelesa, Sokratesa, Rousseau, de Tocqueville'a i jeszcze paru innych, ale Twoich tekstów nie jestem w stanie pojąć. Taka jesteś mądra. Myślę, że wyczujesz ironię, ale na wszelki wypadek Ci jednak napiszę, że to ironia.
UsuńPozwólcie, że wtrącę się.:)
UsuńJeannette, muszę stwierdzić, że z uporem godnym wielkiej sprawy czytasz i czytasz kolejne odcinki i wciąż coś Ci się nie podoba. Nie pamiętam, byś przyznała, że coś jest w porządku w tym, co pisze Kate. A nie! Pisałaś kiedyś, że szeryf podoba Ci się i chyba też raz, że Guy postępuje logicznie. Ulżyło mi, bo już myślałam, że masz "misję nadwornej krytykantki".:)
Nie rozumiem jednak jednego. Dwa tygodnie temu twierdziłaś, że Marian jako szpieg Robina może posunąć się do wszystkiego, bo działa imię wyższego dobra. Dlaczego zatem Guy nie może obronić siostry przed mężem-sadystą? Czy to też nie jest działanie w imię czyjegoś dobra? Co na to filozofowie, których rozumiesz?:)
A ja nie muszę rozumieć Platona, Jeannette, wystarczy mi że rozumiem i szanuję ludzi. Nie muszę być tak wspaniała i oczytana, jak Ty.
UsuńEve, tak dla ścisłości - napisałam też, że lubię Marian fanfikową nawet bardziej niż serialową :). A skoro już przy Marian jesteśmy, to przejdę do Twojego pytania. No cóż, to zależy, którego filozafa by zapytać ;). Ale generalnie zasada jest prosta - nie można zabijać. Przypomnij mi, gdzie napisałam, że Marian może zabić? Jeśli tak napisałam, to mój błąd. I, do licha, jest chyba różnica między wykorzystaniem kogoś i szpiegowaniem a zabójstwem, prawda?
UsuńKate, nie jestem wspaniała, a oczytana tyle o ile, zależy w jakiej dziedzinie ;). Tylko nie mów mi proszę, że czegoś w Twoim tekście nie rozumiem, bo, z całym szacunkiem, nie jest on jakoś bardzo skomplikowany. Zresztą sama o tym dobrze wiesz, kiedyś nawet tak fajnie określiłaś swoją twórczość ;)
A! Zapomniałam. Widać inne tematy, jakie poruszasz przesłoniły i to. Mea culpa.:)) Akurat filozofowie w tej kwestii są zgodni, ale to nie temat posta, więc zostawmy go.
UsuńWidzę, że nie zrozumiałyśmy się. Nigdzie nie napisałam, że nie ma różnicy między szpiegowaniem a zabijaniem. Interesowało mnie jednie to, że w przypadku Marian akceptujesz dwuznaczne moralnie zachowanie a w przypadku Guy'a nie. Tylko tyle.
Ależ ja akceptuję zachowanie Guy'a! :) Nawet bardzo. Bo on miał wyrzuty sumienia. Bo wiedział, że zrobił źle. I taka postawa mi się bardzo podoba. Wszystko sprowadza się do tego, że Guy zrobił coś złego, ale koniecznego.
UsuńNatomiast nie podoba mi się stwierdzenie Anastazji, że potwór nie zasługiwał na życie.
A ja nie akceptuję Twojego tutaj zachowania Jeannette! Już nie pierwszy raz proszę o szacunek dla komentujących jak również dla autorki fanfika, a Ty swoją ironią, jak to nazywasz, robisz zupełnie coś innego. Dość tego, wszystko ma swoje granice i moja cierpliwość też.
UsuńJeannette, troszkę pogubiłam się.:) Guy zabił Arthura w obronie siostry i to jest w porządku, bo wybrał zło konieczne. Ma wyrzuty sumienia i to też jest w porządku. Dlaczego zatem Anastzja nie może utwierdzić go w tym, że wybrał właściwie, mimo że w gniewie i pod wpływem naturalnego odruchu? Dlaczego nie może wyrazić tego właśnie przy pomocy takich słów, jakich użyła? Dlaczego sądzisz, że jej wypowiedź jest wykładnią jej poglądów?
Usuń