środa, 22 lipca 2015

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część dwudziesta pierwsza.

Richard Armitage jako sir Guy i Lucy Griffiths jako Marian 
w serialu BBC „Robin Hood”. Żródło: Armitage-online.ru

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC " Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.


***

Poprzednia, dwudziesta część tutaj

Guy zerwał się, zlany zimnym potem. Było ciemno… Zimno i pusto.
- Anastazja – szepnął, dotykając miejsca obok – Anastazja…
Otrząsnął się. Sen o ślubie nie skończył się dobrze, Hood wrócił po Marian i uprowadził ją. Śmiali mu się w twarz, a potem… potem zobaczył martwą Anastazję. To było okropne. Przerażające. Ale teraz wracał do świata żywych – uzmysłowił sobie, że za kilkanaście godzin naprawdę ożeni się z Marian, a Rusinka okazała się być oszustką. Odetchnął, ale głowa ciążyła mu strasznie mocno – wiedział, że za dużo wypił. Oby tylko do ślubu minęło…
Wstał. Wyszedł z komnaty, spacerując powoli po pustych, oświetlonych gdzieniegdzie pochodniami korytarzach. Szedł, by napić się zimnej wody i ochłodzić się na zewnątrz – nic lepszego nie przychodziło mu teraz do głowy; nie chciał być w swojej komnacie, w swoim łożu, to wszystko za mocno przypominało mu Anastazję. Doskwierała mu świadomość, że dał się jej zmanipulować jak dziecko, a co gorsza – był z nią naprawdę szczęśliwy… „Coś ty nam zrobiła… Dlaczego?” – te myśli nie opuszczały jego głowy. Mimo, że nikt nie wiedział o jej oszustwach, czuł się upokorzony, tak jakby całe Nottingham wiedziało o tym, jak go potraktowała…
- Niech to diabli! – syknął, nie mogąc otworzyć drzwi do kuchni.

Odsunął się i chciał iść dalej, ale ktoś wyszedł z pomieszczenia. Postać przystanęła i skłoniła się; Guy zbliżył się i spojrzał na jej twarz, oświetloną blaskiem pochodni. Francuska przyjaciółka Anastazji…
- Potrzebujesz czegoś, panie? – zapytała zalęknionym głosem.
- Podaj mi wody.
Posłusznie cofnęła się do kuchni i po chwili wróciła, niosąc mu napój. Wyrwał jej go z ręki i wychylił do dna, rzucając puchar na podłogę. Brigitte podniosła go bez słowa. Chciała odejść, ale Gisborne szarpnął ją i przyparł do ściany.
- Powiedz, od początku to było jej planem?
Nie wiedziała, o czym mówi. Jaki plan? Jakiż plan mogła mieć Anastazja, która całkiem przypadkiem ślepo zakochała się w nim i nie widziała świata poza rycerzem?
- Nie wiem, o czym mówisz, panie – odparła.
- Doskonale wiesz. Zależało jej tylko na mojej pozycji i bogactwie, chciała zniszczyć mój związek z Marian. Na szczęście sama się wydała.
- Panie, Anastazja bardzo cię kochała… Nie rozumiałam tego i nie pochwalałam.
- Przestań kłamać!
- Panie, próbowałam odwieść ją od tego, ale brnęła w tę miłość…
- W takim razie i ciebie okłamała. Wredna, ruska żmija zniszczyła mnie, ale i oszukała najlepszą przyjaciółkę.
- Nie wierzę w to – zaprzeczyła Brigitte – Kocham ją jak siostrę, panie, i ufam bezgranicznie. Znam ją jak nikt inny.
- Mnie też się wydawało, że nikt nie zna jej lepiej ode mnie… Posłuchaj, jeśli chcesz, odejdź stąd. Wróć do rodziny. Należy ci się choć to po tym, jak cię potraktowała twoja przyjaciółka.
- Sir Guy, ale…
- Odejdź, Brigitte – uśmiechnął się blado, głaszcząc ją po policzku – Póki ten przeklęty zamek nie zmieni i ciebie.
Nie wiedziała, co robić. Nigdy nie widziała Gisborne’a takim… Był przygaszony i spokojny. Był miły. Nie zdarzało mu się to. Ale czy mówi to naprawdę, czy tylko bawi się nią?
- Odejdź teraz, póki wszyscy śpią – powiedział stanowczo – Porozmawiam rano z Joan, reszta nie musi o niczym wiedzieć.
- Panie, ale… co właściwie zrobiła ci Anastazja?
Spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Złamała mi serce, Brigitte. A ty mi o niej przypominasz. Odejdź, proszę.
Odwrócił się i poszedł przed siebie, zostawiając skołowane dziewczę samo. Była pewna, że Anastazja nie zrobiła niczego, co zasługiwałoby na potępienie. Ale dobrze się stało. Odeszła z zamku, a teraz odejdzie ona sama, odnajdzie przyjaciółkę i w końcu będą żyć spokojnie. Z daleka od tego piekła.

***
Po kłótni z bratem Isabella uciekła do Locksley, nie mając ochoty na kontakt z kimkolwiek. Kazała służbie wyjść i zostawić ją samą, zgodnie z rozkazem dziewczęta udały się więc do Nottingham, by pomóc w przygotowaniach do wesela. Kobieta czuła się przybita, nie sądziła, że Guy może być tak okropny. Nadal bolały ją jego słowa, to wszystko, co powiedział i zrobił, to że znienawidził Alana właściwie za nic – za to tylko, że odważył się zbliżyć do niej. Zastanawiała się, jak będzie teraz wyglądało ich życie, czy Guy pozwoli jej zostać w Locksley, czy wyrzuci ją, czy będą mijać się jak obcy ludzie, czy brat poprosi ją o przebaczenie, gdy już wszystko zrozumie…
Wyjrzała przez okno. Słońce świeciło prosto na nią i grzało przyjemnie, jednak to nie ukoiło jej nerwów. Prawdę mówiąc pragnęła towarzystwa, nie chciała być teraz sama, a jej życzenie niespodziewanie się spełniło. Mrużąc oczy od promieni słonecznych usiłowała rozpoznać zbliżającą się do dworku postać.
- Alan? – mruknęła sama do siebie – Tutaj?
Zbiegła na dół i wyszła na zewnątrz. Mężczyzna właśnie odprowadzał konia do stajni, a kiedy ją ujrzał, uśmiechnął się radośnie.
- Żyję, żyję – zapewnił, prezentując się jej – Nie zabił mnie. Paradoksalnie, to ta gnida szeryf mnie uratował.
- Vasey?
- Uciszył Guy’a i kazał wyjść, przeprowadził ze mną umoralniającą rozmowę na temat… miłości, zbeształ że zakochałem się w tobie, bo przecież jesteście rodziną pomyleńców, na koniec oznajmił że nie będzie mnie chronił i… mam uciekać, jeśli chcę żyć.
- I uciekłeś?
- No gdzieżbym uciekł! Jestem w domu Guy’a, więc w każdej chwili może tu przyjść. Nie boję się go.
- Nie przyjdzie, okropnie się pokłóciliśmy. Alan…
- Ciii, nic nie mów – pogłaskał ją po policzku – Będzie dobrze, zobaczysz.
- Nie będzie, bo…
- Isabella – położył palec na jej ustach – Uspokój się. I chodź do mnie.
Wpadli sobie w ramiona, czując ulgę. Razem było im lepiej, i wierzyli, że są w stanie stawić czoła nawet rozwścieczonemu Guy’owi.
***
Kiedy wypchnięto Anastazję za bramę, czuła się odarta ze wszystkiego – z sił, godności… Upokorzona, pobita, nie czuła się już piękną, wschodnią różą, tylko zwykłym śmieciem. Próbowała podnieść się z ziemi, obolała, ale jeden ze strażników jeszcze nie wrócił do miasta tak jak reszta… Stał za nią, a gdy tylko wstała, zasłoniwszy jej usta pociągnął ją w pobliskie krzaki i pchnął na ziemię.
- Zaraz przekonam się, czym zadowalał się Gisborne przez ostatnie miesiące – zarechotał ohydnie.
Dla Anastazji było jasne, czego chce. Przestraszyła się. Należała TYLKO do Guy’a! Nikt inny nie miał prawa jej tknąć… Ale nie miała szans. Był większy, silniejszy… dotykał jej w tak obrzydliwy sposób!
- Guy!!! – krzyczała wniebogłosy – Guy, pomocy!!!
- Gisborne ci nie pomoże, głupia! Teraz ja będę cię miał, a potem reszta. Co myślałaś, że należysz tylko do Gisborne’a? Każdy z nas chciał cię spróbować, i w końcu mamy idealną okazję przekonać się, co go tak długo przy tobie trzymało! Jeśli będziesz grzeczna, to nie zginiesz, a zostaniesz w Nottingham pod naszą opieką!
Kopnęła go ostatkiem sił, ale on uderzył ją brutalnie w twarz. Przez moment straciła świadomość, ale szybko otrzeźwiła ją myśl, że… nie może zrobić tego Guy’owi. Że nie może pozwolić, by ktoś taki ją zbrukał! Co powiedziałby Guy, gdyby się dowiedział… Zebrała się w sobie i uderzyła go kolanem w podbrzusze. Żołnierz przeraźliwie krzyknął, zsuwając się z niej. Przerażona, chwyciła w dłoń jego miecz i raniła go w stopę, by nie mógł jej gonić; z trudem wstała i uciekła tak szybko, jak tylko potrafiła biec w tym stanie.  Uspokoiła się dopiero, gdy znalazła się w lesie. Nie mógł jej już tu znaleźć… To niemożliwe. Doczołgała się do strumyka i spojrzała w swe odbicie. Wyglądała okropnie, zakrwawiona, obita i brudna. Obmyła twarz, ramiona i położyła się na mchu. W końcu nerwy puściły i zaczęła głośno płakać. Nie potrafiła uwierzyć w to, jak potraktował ją jej ukochany… Jak bardzo wzgardził nią, gdy chciała mu pomóc, gdy jak na tacy podawała mu dowód niewierności Marian – to ją oskarżył o zdradę. W życiu nie spodziewałaby się po nim czegoś takiego. Była świadoma, że może go zdenerwować, ale sądziła, że przynajmniej spróbuje jej uwierzyć, że pojedzie na wskazane miejsce by przekonać się na własne oczy… On jednak wolał uwierzyć obłudnej Marian, o której tak naprawdę nie wiedział nic, niż Anastazji, którą znał na wylot i doskonale wiedział, że nigdy by nie okłamała go w tak okrutny sposób.
- Boże, dlaczego? – łkała, patrząc w niebo – Dlaczego mi to zrobił? Oddałam mu wszystko, oddaliłam się od ciebie, zgrzeszyłam, by być blisko niego i pomóc mu, a on zabił mnie. Rozerwał moje serce na strzępy i wyrzucił jak śmiecia. Dlaczego wierzy tej okropnej oszustce… Boże, dlaczego pozwoliłeś mu tak zbłądzić!? – krzyknęła z pretensją – Szedł do światła, nie pomogłeś mu, nie zainteresowałeś się jego losem i wepchnąłeś go w ramiona tej… tej…
Zrobiło jej się słabo. Świat zawirował jej przed oczami, poczuła piekący ból, który promieniował od głowy po same czubki palców. Straciła przytomność.

***
Vasey od rana był w wybornym nastroju. Co prawda irytowała go wizja uczestniczenia w farsie, jaką miał być ślub Gisborne’a z lady Marian, ale wierzył, że wydarzy się coś ciekawego – albo Anastazja zepsuje ten cyrk, albo Hood. Tylko dlatego w ogóle brał pod uwagę przyjście do kaplicy. Teraz nade wszystko pragnął ujrzeć swojego ulubionego rycerza, udał się więc do jego komnaty, gdzie wszedł bez pytania. Guy siedział bez ruchu w fotelu i tylko podniósł wzrok, lustrując szeryfa z pogardą.
- Jak żyje mój piękny pan młody? – zaszczebiotał radośnie – Jak minęła noc? Ruska się spisała po raz ostatni?
- Spisała się jak zawsze, panie – odparł beznamiętnie Guy; wcale nie zamierzał informować go o tym, że przejrzał ich spisek.
- Cieszę się, złotko, ale jesteś jakiś smutny. Co, pewnie żałujesz, że namiętne noce z niewolnicą skończą się, a zacznie się codzienne życie z marudną żoną?
- Niebywale żałuję.
- Ale ja nie żałuję – Vasey klepnął Guy’a w plecy – Ruska w końcu wyzwolona, to sobie wypróbuję! Ależ się na nią naczekałem!
- Wierzę, panie, że będziesz usatysfakcjonowany.
- Ale nie zazdrość mi… Czasem ci ją pożyczę, wiesz?
- Nie trzeba! – Guy wyszarpnął się z jego uścisku – Żenię się i tylko z Marian spędzę życie. Nie potrzebuję żadnych ruskich wywłok do szczęścia!
- Gisborne… - szeryf cofnął się, zdumiony – Takiś był zakochany!
- Nigdy nie byłem w niej zakochany. Przepraszam, panie, ale muszę przygotować się do ślubu.
Vasey parsknął śmiechem i wyszedł, wzruszając ramionami. Coś dziwnego było w zachowaniu rycerza… Bardzo mocno zaprzeczał wszelkim uczuciom, które mogły go łączyć z Rusinką. A przecież szeryf nie był ślepy… Ale nie był to czas na zastanawianie się nad tym. Właściwie, co go to obchodziło? Ważne, że wieczorem będzie się bawił – i to niezależnie od tego, czy ślub odbędzie się, czy nie. Vasey nie zamierzał rezygnować z hucznego wesela.
Po wyjściu szeryfa Guy dał w końcu upust swojej wściekłości. Zaryglował wrota i zaczął krzyczeć, przewracał fotele, stolik, porozrzucał pledy na podłogę… Nie było mu łatwo udawać, że wszystko jest dobrze, nadal czuł się upokorzony i oszukany przez Anastazję, a to bolało jak nic innego na świecie. Na domiar złego nawet nie wiedział, co się z nią dzieje…
- Nienawidzę jej. Nienawidzę… Podła żmija!
Na próżno przekonywał samego siebie; tak naprawdę w sercu miał pustkę. Nawet ślub z Marian nie był w stanie wypełnić jej radością, ale zdał sobie sprawę, że to musi trochę potrwać. Musi poczekać, by emocje minęły i w pełni zacząć cieszyć się nowym życiem z ukochaną. Nieco spokojniejszy, zaczął przygotowywać się do ceremonii, która miała odbyć się popołudniu.
***
Brigitte powoli traciła nadzieję na odnalezienie przyjaciółki. Dobrze ją znała i przypuszczała, że zraniona duma nie pozwoliła jej na powrót do rodziców. Matka od początku była zagorzałą przeciwniczką jej niemoralnego związku z Gisbornem, jakże więc dziewczyna miała jej teraz spojrzeć w oczy? Może u ojca znalazłaby zrozumienie… Ale i tego się bała, narażał się wszak rycerzowi, by uprowadzić córkę, ledwo udało jej się załagodzić sytuację, gdyby teraz Wasilij dowiedział się o tym, co się stało… Nie wiadomo, czy nie próbowałby pomścić krzywdy, jaką Guy wyrządził jego córce. Z drugiej strony Brigitte było żal rycerza, wyglądał na niesamowicie przybitego i mówił, że Anastazja złamała mu serce… Czyżby naprawdę wyrządziła mu krzywdę? Czy to wszystko był tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności i ogromne nieporozumienie między nimi?
- Nastya, gdzie jesteś…
Kluczyła w gęstym lesie, nie wiedząc nawet, gdzie jest. Prawdę mówiąc nie znała dobrze tej okolicy, mieszkając na zamku nie wychodziła poza jego mury. Anastazja przynajmniej wyjeżdżała czasem konno z Gisbornem, a ona… tkwiła tam stale. Gdyby chociaż ją znalazła, razem byłoby im raźniej.
Kiedy krzaki nieopodal poruszyły się, przestraszyła się. Myślała, że to jakiś dziki zwierz, więc zaczęła się wycofywać, ale wtedy zauważyła czyjąś rękę. Pomyślała, że ktoś może potrzebuje pomocy… Podeszła więc do krzaków i zesztywniała z przerażenia.
- Nastya!!! – krzyknęła, padając na kolana przy przyjaciółce – Nastya, Chryste, co on ci zrobił?!
Dziewczę leżało brudne i pobite. Właśnie odzyskiwała przytomność i rozglądała się wokół siebie uważnie, obawiając się, że strażnik, który próbował ją skrzywdzić, będzie gdzieś obok… Na szczęście obok była osoba, którą kochała i ufała jej bezgranicznie.
- Brigitte…
- Nastya, Gisborne cię pobił!
- Nie, to nie on…
- Nie kłam! Nie broń go! Boże a ja mu uwierzyłam…
Brigitte pomogła Anastazji wstać i zaprowadziła ją nad pobliski strumyk, gdzie dziewczęta napiły się i obmyły. Rusinka nie miała sił, by opowiedzieć przyjaciółce, co się stało, ale w końcu wydusiła z siebie całą swoją historię. Od samego początku do końca opowiedziała, jak było, choć poczucie wstydu było ogromne. Sama nie mogła uwierzyć w to, że uwierzyła Gisborne’owi i zaufała mu, a ten potraktował ją tak podle… A opowiadanie o tym Brigitte sprawiało, że wstyd palił ją nieprawdopodobnie mocno.
- Wiesz już wszystko – zakończyła swoją opowieść – Nie pytaj o więcej.
- Nie zamierzam, kochana – uspokoiła ją przyjaciółka – Nie rozumiem tylko, tego, co mi mówił…
- Rozmawiałaś z nim? – Anastazja ożywiła się – Co mówił?
- Że złamałaś mu serce… Nastya, a jeśli on cię kochał?
- Kochał? – oburzyła się Rusinka – Kochał!? Nie uwierzył mnie, a tej podłej wywłoce, która oszukuje go od początku!
- Może się pogubił… Może powinnaś wrócić i spróbować wyjaśnić mu…
- Nigdy już na niego nie spojrzę! Niech go piekło pochłonie! Kochałam go nawet mocniej, niż własnego ojca, matkę, a on wyrzucił mnie jak śmiecia!
- Anastazja, opanuj się! – przestraszyła się Brigitte – Nigdy tak nikomu nie złorzeczyłaś!
- To on rozerwał mi serce, a nie ja jemu! To on będzie sypiał w jednym łożu z tą… Tą…
- Dobrze, już dobrze – Francuzka przytuliła przyjaciółkę – Nie myśl o nim. Nie zasługuje na ciebie.
- Ale kocham go aż do bólu! – zaszlochała Rusinka – Kocham tak, że serce mi pęka! To okrutny, podły morderca, a ja kocham go do szaleństwa! Mojego grzechu nic nie zmyje, dla paru chwil z nim poświęciłam wszystko, rozumiesz!? Kochałam człowieka, który jest wcieleniem diabła!
- Powtarzałam ci to od początku, głupia! A ty zapragnęłaś zabawić się w jego anioła wybawiciela! Wywieść diabła z piekła do raju, a to przecież niemożliwe!
Obie rozpłakały się w głos. Anastazja czuła, jakby bolała ją każda cząstka duszy, serca, ciała… Brigitte cierpiała, bo cierpiała jej najlepsza przyjaciółka. Nie potrafiła jej pomóc, a to było okropne uczucie. Postanowiły jednak, że nie wrócą do swych rodzin, a poszukają lepszego jutra gdzieś indziej – daleko, daleko od Nottingham i Gisborne’a, daleko od wspomnień o nim… Wierzyły, że niedługo wszystko będzie inne. Lepsze. Jaśniejsze.
***
Isabella siedziała przed dworkiem w Locksley, znudzona. Jej brat za godzinę miał żenić się z kobietą, której szczerze nienawidziła. Na dodatek była z nim mocno pokłócona. Cóż mogła zrobić? Czekała cierpliwie na cokolwiek. Chociażby na powrót Alana, który dyskretnie udał się do Nottingham, by sprawdzić, jak idą przygotowania do zaślubin. Zamiast niego ujrzała jednak żołnierza, pędzącego ku niej na koniu. Czegoż mógł chcieć od niej ten półgłówek!?
- Pani! Przynoszę rozkaz od sir Guy’a!
- Czego? Nie mam zamiaru jechać do Nottingham!
- Pani, sir Guy prosi, byś przybyła do kaplicy…
- Wynocha stąd!
Była zła. Jak śmiał zapraszać ją łaskawie na ślub, podczas gdy zranił ją swoim paskudnym zachowaniem?! I na dodatek przysyłał jakiegoś przypadkowego sługusa, zamiast przyjechać osobiście. Podła kanalia!
- Przekaż twojemu panu, że…
- Pani, sir Guy mówi, że potrzebuje cię – żołnierz wszedł jej w słowo – Chce, byś była z nim w tej chwili.
- Przekaż mu, że nie będę spokojnie patrzeć na to, jak robi wielki błąd!
- Sir Gisborne pragnie mieć cię przy sobie – powtórzył mężczyzna – Ślub za godzinę. Pan był bardzo przybity i prosił, byś przybyła.
- Odejdź! I nie pokazuj się tu więcej!
Naprawdę chciała zrobić mu na złość i nie pojechać do Nottingham, ale… nie potrafiła. Musiała przy nim być, nawet gdyby miał popełnić największy błąd życia. Zresztą była przekonana, że Hood nie pozwoli na ten ślub i koniecznie chciała to widzieć – poza tym Guy potrzebował wsparcia na wypadek uprowadzenia panny młodej sprzed ołtarza. Podjęła decyzję. Pojechała do Nottingham.
Guy krążył niespokojnie przed kaplicą. Słowa Anastazji nie dawały mu spokoju. Do diabła, dlaczego choć dla świętego spokoju nie pojechał tam i nie sprawdził jej rewelacji!? Potem mógł ją spokojnie wyrzucić. Ale nie, ufał Marian tak bardzo, że nie chciał tego sprawdzać. Teraz jednak żałował, bo wątpliwości zagnieździły się w jego sercu i odebrały mu spokój. Rozpogodził się nieco, gdy zauważył zmierzającą ku niemu siostrę.
- Isabella! Dobrze, że jesteś!
- Daruj sobie, Guy. Chciałam po prostu zobaczyć, jak niszczysz sobie życie. Po tej farsie zniknę i obiecuję, że będziesz miał mnie z głowy.
- Posłuchaj, nie musisz lubić Marian – rycerz złapał siostrę za dłonie i patrzył na nią łagodnie – Ale nie oddalaj się ode mnie. Potrzebuję cię.
- Masz Anastazję, będziesz miał Marian. Nie jestem ci potrzebna.
- Nie ma Anastazji. Oddaliłem ją.
- Guy!
- Żenię się i nie potrzebuję kłamców w swoim otoczeniu. Anastazja próbowała wczoraj oczernić Marian w podły sposób.
- Guy, ona mówiła prawdę! – krzyknęła Isabella – Kiedy do tego twojego pustego łba dotrze, co staramy ci się wszyscy od dawna przekazać!?
- Co ty wiesz o tej sprawie? Masz mi coś do powiedzenia?
- Nic. Podejrzewam, że wszystko powiedziała ci Anastazja. Nieważne, Guy. Powinieneś czekać w kaplicy.
- Isabella! – szarpnął ją za łokieć – Czy Marian…
- Właśnie tu jedzie – uśmiechnęła się ironicznie – Nie możecie zobaczyć się przed kaplicą. Wchodź do środka.
Wyrwała mu się i pobiegła gdzieś za budynek. Guy stał przed kaplicą, oszołomiony. Coraz mniej rozumiał to wszystko… Nie uwierzył Anastazji, ale teraz okazało się, że i Isabella miała coś na temat jego przyszłej żony do powiedzenia… NIE! To niemożliwe! Marian nie potrafiłaby tak perfidnie go oszukać. To niedorzeczne. Otrząsnął się i wszedł do kaplicy, stając przed ołtarzem. Vasey siedział już nieopodal, szczerząc zęby w okropnym uśmiechu. Obrzydliwość. Kiedy już poślubi Marian, wyjedzie z nią daleko – nie potrzebował zaszczytów i stanowisk, chciał żyć z kobietą, którą kochał, w spokoju. Pozbędzie się paskudnej gęby Vasey’a ze swojego życia raz na zawsze.
Isabella za kaplicą spotkała Alana. Padła mu w ramiona z ulgą. Potrzebowała jego obecności.
- Wejdźmy do środka.
- Nie wiem, czy mogę – odparł smutno – Jeśli Guy mnie zobaczy…
- Staniemy z tyłu. Chodź – uśmiechnęła się pokrzepiająco – Chcę zobaczyć minę tej intrygantki, kiedy zobaczy cię przy wejściu. No chodź, nie przegapisz chyba tego cyrku!
- Jesteś pewna, że Hood…
- Jestem przekonana. Nie pozwoliłby jej na ślub z moim bratem. Jesteśmy tam potrzebni, Alan. On sobie z tym nie poradzi.
- Ale właściwie… dlaczego nie próbowałaś mu o tym powiedzieć?
- Właśnie dlatego, żeby się sparzył i dobitnie zrozumiał. Nic nie wstrząśnie nim tak, jak małe upokorzenie na oczach całego Nottingham. Trudno, nie umrze od tego, a przynajmniej dotrze do niego ze zdwojoną siłą cała prawda o jego kochanej Marian.
- Dobrze, chodźmy więc.
Kiedy weszli do środka, ksiądz czekał już przy ołtarzu, zajmując Guy’a rozmową. Nie widział ich – i całe szczęście, gotów jeszcze wybuchnąć gniewem na widok Alana. Po chwili w drzwiach pojawiła się Marian… Isabella doskonale widziała, że tylko starała się robić dobrą minę do złej gry, a tak naprawdę była niesamowicie zdenerwowana. Kiedy zobaczyła Alana, spuściła wzrok i przyspieszyła kroku. Guy ożywił się, widząc ją.
- Więc jesteś – szepnął sam do siebie – Kochasz mnie i jesteś…
Momentalnie wszystkie wątpliwości odeszły. Był nią zauroczony, kroczyła ku niemu piękna i delikatna. Prawie jak Anastazja… Nie! Jak mógł tak pomyśleć! Był zły sam na siebie, że w ogóle je porównał. Ale teraz, kiedy podeszła do niego i złapała go za rękę, poczuł dotyk swej ruskiej niewolnicy, poczuł jej zapach, obecność… Zamknął oczy i otworzył je – naprzeciw niego stała Marian. Uśmiechała się niepewnie. To na niej musiał się skupić, o niej myśleć, a nie o kobiecie, która go zdradziła.
Duchowny szybko przeszedł do najważniejszej części ceremonii, widząc zniecierpliwiony wzrok rycerza.
- Powtarzaj za mną, sir Guy – powiedział.
- Marian, biorę ciebie za żonę i przysięgam, że będę cię kochał do końca moich dni – nie zważając na księdza Guy sam powiedział, co uważał za stosowne – Nigdy cię nie opuszczę.
- Lady Marian, powtarzaj za mną – mruknął niezrażony niczym duchowny.
Obejrzała się za siebie. Gdzie był Robin!? Obiecał, że nie dopuści do tego ślubu! Co miała teraz zrobić!? Zbladła, rozmyślając w pośpiechu o tym, jakie ma możliwości. Może udać, że omdlała… Może też zwyczajnie sama uciec – ale istniało ryzyko, że Guy złapie ją, a wtedy byłoby niebezpiecznie. Spojrzała w górę, jakby szukając podpowiedzi i wtedy ujrzała swego ukochanego… Robin schował się na jednej z krokwi pod dachem. Doskonale się zakamuflował, prawie w ogóle nie był widoczny.
- Niczego nie będzie powtarzać – krzyknął, zeskakując prosto na Guy’a.
- Robin! – krzyknęła szczęśliwa Marian – Ukochany!
- Co do diabła!!! – ryknął Guy, upadając pod ciężarem Hooda.
- A to, że nie ożenisz się z MOJĄ narzeczoną!
Vasey poderwał się z ławki. Nie wierzył własnym oczom – przewidywał niezłą zabawę, ale takiego cyrku się nie spodziewał!
- Straż! – zawył – Pojmijcie tego popaprańca!
- Nie radzę – nagle obok niego wyrósł Mały John, trzymając nóż przy jego gardle – Robin z Marian wyjdą czy ci się to podoba, czy nie.
Will, Much i Djaq podbiegli do Marian, uzbrojeni. Guy z niedowierzaniem patrzył na to, co się wokół niego dzieje, podczas gdy Robin przyciskał go mocno do podłogi.
- Mówiłam – Isabella ucałowała Alana w policzek z radości – Patrz uważnie! Ale zabawa!
- A jeśli zrobią mu krzywdę? – zmartwił się.
- Daj spokój. Hood jest na to za głupi.
Osłaniana przez trójkę banitów, Marian powoli zmierzała do wyjścia. Guy nie był w stanie wydobyć z siebie głosu, patrzył tylko na nią i nie wierzył, że to się dzieje…
- Gisborne, tępa niemoto! – wrzasnął szeryf – Zabierają ci narzeczoną, a ty leżysz, skończony kretynie!
- To MOJA narzeczona – wycedził Robin, uderzając Guy’a w twarz – Myślałeś, że będziesz ją miał?
- Dlaczego znowu niszczysz mi życie…
- Ja tobie!?
- Marian! – krzyknął rozpaczliwie rycerz – Co ty robisz?
- Nie kocham cię, Guy – odparła ze śmiechem – Od zawsze kochałam Robina. Ani przez moment nie chciałam za ciebie wyjść i wiedziałam, że do tego nie dojdzie.
- Marian…
- Uciekaj! – Robin spojrzał w jej stronę, przyduszając mocniej Gisborne’a – Zaraz do was dołączę!
- Kocham cię, Robin!
- I ja ciebie, moja piękna Marian!
Wybiegła z kaplicy ze śmiechem na ustach. Straż bała się jej tknąć, widząc, jak najsilniejszy z banitów grozi szeryfowi nożem. Byli w sytuacji bez wyjścia. Kiedy jednak Marian opuściła kaplicę, Alan zerwał się z miejsca i doskoczył do Robina, odpychając go od Guy’a.
- Zostaw go! – przyłożył mu miecz do szyi – Wynoś się stąd!
- Alan, co ty… - Hood patrzył na dawnego przyjaciela z przerażeniem – Byłbyś w stanie mnie zabić?
- Zostaw Gisborne’a i wynoś się!
- Straż! – zawył Vasey, ale Alana nie obchodziło jego zdanie.
- Nie dotykać Hooda! – zarządził – Pozwólcie mu wyjść. Ale odtąd nie chcę cię tu widzieć! John, weź swojego pana i wynoście się stąd.
Isabella podbiegła do siedzącego pod ołtarzem brata. Był oszołomiony, w innym wypadku na pewno zareagowałby na to, co się właśnie działo. A on patrzył tylko, usiłując złapać oddech. Isabella otarła krew lecącą mu z rozciętej wargi i przytuliła go mocno. Alan osiągnął swój cel – Robin wycofał się, a tuż za nim Mały John, wlokąc za sobą szeryfa aż do wyjścia, gdzie pchnął go na ziemię i pobiegł przed siebie. Rozwścieczony Vasey wrzeszczał na straże, ale było za późno – banici zadbali o każdy szczegół, konie czekały na nich za kaplicą. Byli nieuchwytni.
- Gisborne, ty skończony durniu! Ty łamago, ty nieudaczniku! Nawet baby nie potrafisz utrzymać przy sobie! Poniżyłeś mnie po raz kolejny!
- Panie, oszczędź go – prosiła Isabella – Zobacz, w jakim jest stanie…
- Nie obchodzi mnie to! Wszyscy na zamek, zaczynamy wesele! Nie odpuszczę sobie okazji do świętowania twojego upadku, Gisborne!
Wściekły Vasey czym prędzej wyszedł z kaplicy, która opustoszała w mgnieniu oka. Duchowny niepewnie zerkał na powoli zbierającego się z podłogi Guy’a, wspierającego się na ramieniu siostry. Wiedział, że Gisborne nie jest dobrym człowiekiem, ale w tym momencie współczuł mu bardzo.
- Synu, jeśli mogę ci pomóc w tej trudnej chwili…
- Nie! – krzyknął z wściekłością – Zaplanowałeś to z nią! Ty…
- Guy, uspokój się – Isabella ścisnęła jego dłoń – Mówiłam, że…
- Co on tu robi? Dlaczego tu jest!?
Alan był zdumiony. Dopiero co pomógł Guy’owi, uratował go, a ten znowu traktował go jak intruza! Nie, nie miał do niego pretensji, w końcu właśnie został perfidnie oszukany i upokorzony. Rozumiał jego gniew i rozczarowanie, ale miał nadzieję, że to minie i w końcu porozumie się z Gisbornem.
- Ja już pójdę – westchnął ciężko – Będę w okolicy.
Guy ze złością patrzył na oddalającą się sylwetkę przyjaciela. Ale nie na niego był zły.
- Dlaczego mi to zrobiła? – szepnął z niedowierzaniem – Dlaczego mnie oszukiwała? Przestała kochać?
- Guy, ona cię nigdy nie kochała…
- Nieprawda! Powiedziała mi to tydzień temu!
- Kłamała, Guy, rozumiesz? – w oczach Isabelli pojawiły się łzy; nie było jej łatwo patrzeć, jak jej jedyny brat cierpi – Zrobiła to wszystko spiskując z Hoodem. Gdyby nie miała pewności, że jej nie uratuje, nie wyznałaby ci fałszywie miłości i nie zgodziła się na ten szybki ślub. Nie zdziwiło cię to?
- Mówiła, że mnie kocha…
- A pamiętasz, kto kochał cię mocniej? Kto powtarzał ci to codziennie, a nie tylko raz? Guy, co się z tobą dzieje…
- Wygnałem ją – powiedział drżącym głosem – Nie uwierzyłem… Próbowała przekonać mnie, że widziała ich wczoraj razem… A ja pozwoliłem jej odejść…
- Odnajdziemy ją.
- Nie chcę! Kocham Marian, a ona mnie zdradziła! Chcę odnaleźć Marian i zemścić się!
- To do niczego cię nie zaprowadzi. Guy, chodźmy do domu…
- Do domu? – spojrzał na nią dzikim wzrokiem – Gdzie jest mój dom? Ja nie mam domu…
- Chodźmy.
Nie protestował. Było mu wszystko jedno. Dał się jej zaprowadzić do Locksley. Szli w ciszy, nie odzywając się do siebie. Nie chciała zmuszać go do rozmowy, a jemu wystarczało to, że była obok. Myślał sporo o Alanie.
- Isabella… Alan musiał wiedzieć.
Zawahała się. Co powiedzieć? Czy przytaknąć, czy zaprzeczyć – co będzie dla Alana bezpieczniejszym wyjściem? Guy nie był głupi, domyślił się wszystkiego. Wiedziała o tym.
- Jest w Locksley – odparła – Na pewno czeka w stajni.
Kiedy dotarli na miejsce, Gisborne nie wahał się ani chwili, ruszył szukać Alana. Musiał wiedzieć… Musiał to wyjaśnić. Wierzył, że przyjaciel rozwieje jego wątpliwości, że powie mu, że to nieprawda, że Marian kochała go, że nic nie wiedział o uczuciu jej i Hooda…
Alan siedział w stajni, rozmyślając. Kiedy zobaczył Gisborne’a, poderwał się na równe nogi. Nie był pewien, w jakim celu rycerz przyszedł do niego, ale wyglądał na rozbitego – na szczęście nie wściekłego.
- Wiedziałeś, prawda? – zapytał wprost – Powiedz.
- Tak, Guy, wiedziałem.
Rycerz spuścił głowę. Nie wierzył w to… wszyscy za jego plecami wiedzieli!
- Alan, dlaczego pozwoliłeś, by się mną bawiła? By grała z moim największym wrogiem moimi uczuciami, dlaczego!?
- Guy, przypomnij sobie! Na każde złe słowo o Marian reagowałeś zawsze alergicznie! Myślisz, że nie chciałem cię od niej uwolnić? Ale bałem się, że stracę życie, tak bardzo byłeś w nią zapatrzony. Ale nie staliśmy bezczynnie z boku, razem z Anastazją i Isabellą mieliśmy plan, by jeszcze przed ślubem udowodnić ci, by uniknąć skandalu…
- Ja… naprawdę byłem tak ślepy? Naprawdę nie dostrzegałem tego, jak spiskuje za moimi plecami z Hoodem i… jak bardzo się o mnie martwiliście?
- To trwało kilka lat. Szpiegowała i donosiła mu wszystko – odparł Alan – Kiedy… kiedy przeszedłem na twoją stronę, próbowałem ją zastraszyć, że wszystkiego się dowiesz, ale… wyszło, jak wyszło. Naprawdę próbowaliśmy.
- A Anastazja…?
- Czyż nie próbowała odsunąć cię od niej od początku? Piekielnie się bała, ale cóż mogła zrobić! A ty nie słuchałeś jej. Byłeś głuchy i ślepy na jej uczucia. Gdzie jest teraz?
- Nie wiem… - Guy nerwowo rozglądał się wokół siebie – Wyrzuciłem ją. Wczoraj mówiła takie okropne rzeczy o Marian, a ja jej nie uwierzyłem… Dawała mi dowód, mówiła, gdzie są, a ja nie wierzyłem jej i uznałem za zdrajczynię… Alan!
- Chryste, Guy, coś ty narobił!
- Mogłem oszczędzić sobie tego upokorzenia, to ja poniżyłbym ich oboje, a teraz… jestem pośmiewiskiem całego Nottingham. Szeryf właśnie urządza sobie wesele z tego powodu.
- Nie przejmuj się. To minie.
- Co minie!? – krzyknął rycerz, trzęsąc się ze złości – Upokorzenie? A może Marian wróci i powie, że to nieprawda?
- To podła oszustka, pogódź się z tym! – Alan potrząsnął przyjacielem – Jedyną szczerą i uczciwą osobą w twoim życiu była Anastazja, która teraz Bóg jeden wie gdzie jest!
- Nie mów mi o niej!
Gisborne wyszarpnął mu się i nerwowo chodził po stajni. Miotały nim najróżniejsze uczucia i emocje. Jak mógł być tak ślepy i latami dawać wodzić się za nos! Nagle miłość, którą jak sądził żywił do Marian, zamieniła się w palącą nienawiść i żądzę zemsty. Jedno tylko ukłucie smutku w tym wszystkim trzymało go jeszcze tu, zamiast ruszyć na koń i poszukiwać banitów – myśl o porzuconej, zranionej Anastazji… Oddała wszystko, by go uratować, a on tak jej się odpłacił! Ale nie mógł teraz przejmować się służącą. Nie było jej tu. Miał obok przyjaciela, który był dla niego wsparciem, i swoją jedyną siostrę. Właśnie… przecież Alan miał zginąć za to, że ośmielił się jej dotknąć! Zmierzył go surowym wzrokiem i zbliżył się do niego.
- Przecież miałeś nie żyć za to, co zrobiłeś mojej siostrze – wycedził przez zęby – Ty zdrajco…
- Guy, opamiętaj się! – Alan pierwszy raz tak stanowczo mu się postawił – Nie zrobiłem jej nic. Nie tknąłem. Zakochałem się w niej, kocham twoją siostrę, a ona mnie. Powiedzielibyśmy ci, ale ty wolałeś wyciągnąć pochopne wnioski!
- Jak śmiałeś zakochać się w MOJEJ siostrze!? Bez zapytania mnie o zgodę!?
- Błagam cię, nie bądź śmieszny! Zakochałem się tak, jak Anastazja śmiała zakochać się w tobie. Nie robiłeś z tego powodu problemów, a wręcz przeciwnie, a również była zwykłą sługą, jak ja. Jeśli jednak chcesz, odejdę i Isabella już nigdy mnie nie zobaczy. Pamiętaj tylko, że jeśli zniszczysz jej życie, tak jak kiedyś, to znajdę cię i…
Zawiesił głos widząc, że przesadził. W oczach Guy’a było pełno złości, a tego nie lubił. Nie lubił bać się go, a teraz zaczynał naprawdę się obawiać. Gisborne jednak niespodziewanie złagodniał i bezsilnie osunął się po ścianie na ziemię.
- To przeze mnie całe życie jest nieszczęśliwa – wymamrotał niezrozumiale – Unieszczęśliwiam i ją, i siebie… To moja wina, Alan?
Mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć. Usiadł obok rycerza i milczał, podczas gdy ten wpatrywał się w niego pustym wzrokiem. Nagle usłyszał słowa, których nigdy nie spodziewał się od niego usłyszeć – od niego, wielkiego sir Gisborne’a, szlachetnie urodzonego, silnego rycerza, który dotąd jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że zwykłego człowieka ogarniało przerażenie – teraz sam był przerażony i zdawał się być tak mały, kuląc się pod ścianą.
- Pomóż mi, Alan. Nie daję rady.


Aktualizacja 29/07/2015, następna część tutaj.

24 komentarze:

  1. Aaaaa!! Kate wiedziałam :D Jesteś niesamowita!! Tak się cieszę! Jeszcze nie przeczytałam ale tak myślałam, że pojawi się kolejna część. Zaraz się zagłębię w lekture :D Buziaki ;* Moemi

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybiegła z kaplicy ze śmiechem na ustach....- ha, Marion nigdy nie była moją ulubienicą. Ciekawa kontynuacja, taki specyficzny loki'd się tu wydarzył. Pozdrawiam, Lukrecja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy w serialu Marian mówiła Guy'owi, że nigdy go nie kochała a jej jedyną miłością zawsze był Robin, też śmiała mu się prosto w twarz. Paskudna postać :) Postanowiłam przenieść ten moment do mojej opowieści - z tym że w serialu Guy zabija ją po tym wyznaniu, a u mnie Marian triumfuje, poniżając go. To miała być dla niego kara za wszystko - myślę, że bardzo dotkliwa.

      Usuń
  3. Kate, dobrze zrobiłam, czepiając się Twojego stwierdzenia sprzed tygodnia, że""nie wszystko jest takim, jakim się wydaje".:) Guy ma to, na co sobie zasłużył. Skoro wcześniej nie chciał zauważać oczywistych faktów, to teraz pocierpi. To chyba jedyna metoda, by nim wstrząsnąć. Byle szybko doszedł do siebie, przestał zajmować urażoną dumą, organizowaniem życia siostrze i odszukał Anastazję.
    Szeryf jak zawsze wspaniały.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, że zasłużył...? No dobra, troszkę tak. Ale jak pocierpi, to chyba zasłuży na małą nagrodę? :)
      A może na taką traumę, jaką teraz przechodzi, najlepsze byłyby nowe wyzwania? Może zmiana miejsca, zmiana stanowiska... Może to pomogłoby Guy'owi uporać się ze stratą i upokorzeniem?
      Dzięki - wiedziałam, że szeryf się spisze :)

      Usuń
    2. Zasłużył. Zdecydowanie. I niech cierpi. Był okropny, wić musi na własnej skórze poczuć jak to jest.:) A jak już odcierpi i przemyśli wszystko, dojdzie do ładu z samym sobą, to może nagroda będzie należała mu się. Trzeba zapytać Anastazji.:)
      Zmiana miejsca i nowe wyzwania? Niech chłop jedzie na krucjatę pokutować ze swe winy!:)) A nuż pozna pewnego króla.:))

      Usuń
    3. "wić musi na własnej skórze" Pięknie mi to wyszło. Najwyższy czas na mocniejsze okulary.:DD Oczywiście miało być: "więc musi na własnej skórze".:))

      Usuń
    4. Jest jeszcze Annie, dlaczego koniecznie Anastazja? :) Może Annie mu wynagrodzi traumatyczne przeżycia?
      Krucjatom mówię stanowcze NIE - już Robinek był na takowej, i jak skończył? Jako leśny półgłówek :)))

      Usuń
    5. Annie wyjechała i chyba będzie szczęśliwsza z dala od Guya. Za dużo jej bolesnych wspomnień wiąże się z Gisbornem.
      Może jednak na Guya wyprawa przeciw niewiernym, nie podziałałaby tak zgubnie, jak na wątłą psychikę Robin(ka)? I zamiast uganiać się po lesie wiódłby żywot godny rycerza?:) Z Anastazją jako prawowitą małżonką?:))

      Usuń
    6. No masz, a Ty uparcie o tej Anastazji! Przecież wygnał ją i nie wie, gdzie się podziewa, a GPSa nie posiada by ją namierzyć :)))

      Usuń
    7. To niech idzie do znachorki! Licho wie, jakie zakulisowe kontakty taka baba posiada i a nuż wie, gdzie podziewa się Anastazja?:) A poza tym, jak wygnał, to niech szuka padalec jeden! I błaga na kolanach o wybaczenie!:) Annie już wystarczająco w życiu namieszał. Niech ją zostawi w spokoju.:)

      Usuń
    8. Tylko jak będzie w lesie tej znachorki szukał, to niech przypadkiem na Radagasta nie trafi, bo od niego to już prosta droga do Gandalfa... a od niego całkiem normalny na pewno nie wróci. Czarodziej mu baby ze łba wybije :)))

      Usuń
    9. Ależ znachorka nie mieszka w lesie tylko na skraju wsi.:)) Guy z pewnością ją znajdzie bez konieczności zagłębiania się w leśne stępy.:)
      Obecność Radagasta w Sherwood wiele tłumaczy, np. zachowanie Robina i jego wesołej kompanii.:) Chyba za dużo fajkowego ziela wypalają.:))

      Usuń
  4. Mega fajny odcinek Kate!! :] Szkoda Guy'a ale ma to na co zasłużył. Trochę szoku mu nie zaszkodzi, dzięki temu przejży na oczy :] A Nastia w lesie zemdlała, czy faktycznie ktoś ją uderzył w głowę? Moemi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Moemi. Cieszę się, że Ci się podoba. Anastazja po prostu zemdlała, oszczędziłam jej już pobić, napastowania i innych takich - wystarczająco przeszła. Teraz ucieknie gdzieś z Brigitte i... chyba będzie szczęśliwa :)

      Usuń
    2. Ok :) ale chyba ktoś potowarzyszy jej w tym szczęściu? :D Moemi

      Usuń
    3. W sensie oprócz Brigitte :P nie mówie, że od razu, ale... ;] Moemi

      Usuń
    4. Ech, a już chciałam odpowiedzieć, że właśnie Brigitte :) No nie wiem, zobaczymy jak się życie ułoży. Może Vasey po nią przyjedzie na białym koniu :)

      Usuń
  5. Haha, byłoby interesująco ;] Moemi

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się że moja sugestia o złym śnie się przydała.
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nie można było zakończyć tego w tamten sposób :)

      Usuń
  7. No nareszcie Anastazja pokazała trochę charakteru i przestała tak wychwalać Guy'a! Ma prawo być na niego zła, za to jak ją potraktował, niech teraz pocierpi i zobaczy, jak to jest jak ukochana osoba traktuję Cię jak zło konieczne. Denerwowało mnie to, że Anastazja za każdym razem jak Guy traktował ją jak śmiecia, odpłacała mu miłością i oddaniem. Takie ciepłe kluchy z niej były, aż mdliło.Kate, nie pozwól, aby Nastya mu wybaczyła w mgnieniu oka. Niech pocierpi trochę !:P Sprawiedliwość musi być !
    Ewu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Anastazja mu wybaczy... Czy w ogóle mu wybaczy - ciężkie pytanie, bo i sama nie wiem, czy nie będą się widzieć kilka dni, czy kilka lat... A to przecież spora różnica, jeśli chodzi o wybaczenie. Ale muszę uprzedzić - będzie targana emocjami, bo raz będzie skłonna wrócić i z nim być, a raz - osobiście udusiłaby go z przyjemnością :)

      Usuń
    2. Czyli będzie ciekawie, to mnie satysfakcjonuje! :D

      Usuń

Nadrzędną zasadą tego bloga jest szacunek dla pana Armitage’a, dla autorki bloga, jak również dla komentujących, którzy pozostawiają tu komentarz. Zostawiając swój komentarz zobowiązujesz się postępować zgodnie z tą zasadą. Autorka bloga zastrzega sobie prawo do usunięcia komentarza, który wg jej uznania będzie naruszał powyższe zasady.