Richard Armitage jako sir Guy i Lucy Griffiths jako Marian
w
serialu BBC „Robin Hood”. Żródło: Armitage-online.ru
|
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC " Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
***
Poprzednia, dwudziesta część tutaj.
Guy
zerwał się, zlany zimnym potem. Było ciemno… Zimno i pusto.
-
Anastazja – szepnął, dotykając miejsca obok – Anastazja…
Otrząsnął
się. Sen o ślubie nie skończył się dobrze, Hood wrócił po Marian i uprowadził
ją. Śmiali mu się w twarz, a potem… potem zobaczył martwą Anastazję. To było
okropne. Przerażające. Ale teraz wracał do świata żywych – uzmysłowił sobie, że
za kilkanaście godzin naprawdę ożeni się z Marian, a Rusinka okazała się być
oszustką. Odetchnął, ale głowa ciążyła mu strasznie mocno – wiedział, że za
dużo wypił. Oby tylko do ślubu minęło…
Wstał.
Wyszedł z komnaty, spacerując powoli po pustych, oświetlonych gdzieniegdzie
pochodniami korytarzach. Szedł, by napić się zimnej wody i ochłodzić się na
zewnątrz – nic lepszego nie przychodziło mu teraz do głowy; nie chciał być w
swojej komnacie, w swoim łożu, to wszystko za mocno przypominało mu Anastazję.
Doskwierała mu świadomość, że dał się jej zmanipulować jak dziecko, a co gorsza
– był z nią naprawdę szczęśliwy… „Coś ty
nam zrobiła… Dlaczego?” – te myśli nie opuszczały jego głowy. Mimo, że nikt
nie wiedział o jej oszustwach, czuł się upokorzony, tak jakby całe Nottingham
wiedziało o tym, jak go potraktowała…
- Niech
to diabli! – syknął, nie mogąc otworzyć drzwi do kuchni.
Odsunął
się i chciał iść dalej, ale ktoś wyszedł z pomieszczenia. Postać przystanęła i
skłoniła się; Guy zbliżył się i spojrzał na jej twarz, oświetloną blaskiem
pochodni. Francuska przyjaciółka Anastazji…
-
Potrzebujesz czegoś, panie? – zapytała zalęknionym głosem.
-
Podaj mi wody.
Posłusznie
cofnęła się do kuchni i po chwili wróciła, niosąc mu napój. Wyrwał jej go z
ręki i wychylił do dna, rzucając puchar na podłogę. Brigitte podniosła go bez
słowa. Chciała odejść, ale Gisborne szarpnął ją i przyparł do ściany.
-
Powiedz, od początku to było jej planem?
Nie
wiedziała, o czym mówi. Jaki plan? Jakiż plan mogła mieć Anastazja, która całkiem
przypadkiem ślepo zakochała się w nim i nie widziała świata poza rycerzem?
-
Nie wiem, o czym mówisz, panie – odparła.
-
Doskonale wiesz. Zależało jej tylko na mojej pozycji i bogactwie, chciała
zniszczyć mój związek z Marian. Na szczęście sama się wydała.
-
Panie, Anastazja bardzo cię kochała… Nie rozumiałam tego i nie pochwalałam.
-
Przestań kłamać!
-
Panie, próbowałam odwieść ją od tego, ale brnęła w tę miłość…
- W
takim razie i ciebie okłamała. Wredna, ruska żmija zniszczyła mnie, ale i
oszukała najlepszą przyjaciółkę.
-
Nie wierzę w to – zaprzeczyła Brigitte – Kocham ją jak siostrę, panie, i ufam
bezgranicznie. Znam ją jak nikt inny.
-
Mnie też się wydawało, że nikt nie zna jej lepiej ode mnie… Posłuchaj, jeśli
chcesz, odejdź stąd. Wróć do rodziny. Należy ci się choć to po tym, jak cię
potraktowała twoja przyjaciółka.
-
Sir Guy, ale…
-
Odejdź, Brigitte – uśmiechnął się blado, głaszcząc ją po policzku – Póki ten
przeklęty zamek nie zmieni i ciebie.
Nie
wiedziała, co robić. Nigdy nie widziała Gisborne’a takim… Był przygaszony i
spokojny. Był miły. Nie zdarzało mu się to. Ale czy mówi to naprawdę, czy tylko
bawi się nią?
-
Odejdź teraz, póki wszyscy śpią – powiedział stanowczo – Porozmawiam rano z
Joan, reszta nie musi o niczym wiedzieć.
-
Panie, ale… co właściwie zrobiła ci Anastazja?
Spojrzał
na nią smutnym wzrokiem.
-
Złamała mi serce, Brigitte. A ty mi o niej przypominasz. Odejdź, proszę.
Odwrócił
się i poszedł przed siebie, zostawiając skołowane dziewczę samo. Była pewna, że
Anastazja nie zrobiła niczego, co zasługiwałoby na potępienie. Ale dobrze się
stało. Odeszła z zamku, a teraz odejdzie ona sama, odnajdzie przyjaciółkę i w
końcu będą żyć spokojnie. Z daleka od tego piekła.
***
Po
kłótni z bratem Isabella uciekła do Locksley, nie mając ochoty na kontakt z
kimkolwiek. Kazała służbie wyjść i zostawić ją samą, zgodnie z rozkazem
dziewczęta udały się więc do Nottingham, by pomóc w przygotowaniach do wesela.
Kobieta czuła się przybita, nie sądziła, że Guy może być tak okropny. Nadal
bolały ją jego słowa, to wszystko, co powiedział i zrobił, to że znienawidził
Alana właściwie za nic – za to tylko, że odważył się zbliżyć do niej.
Zastanawiała się, jak będzie teraz wyglądało ich życie, czy Guy pozwoli jej
zostać w Locksley, czy wyrzuci ją, czy będą mijać się jak obcy ludzie, czy brat
poprosi ją o przebaczenie, gdy już wszystko zrozumie…
Wyjrzała
przez okno. Słońce świeciło prosto na nią i grzało przyjemnie, jednak to nie
ukoiło jej nerwów. Prawdę mówiąc pragnęła towarzystwa, nie chciała być teraz
sama, a jej życzenie niespodziewanie się spełniło. Mrużąc oczy od promieni
słonecznych usiłowała rozpoznać zbliżającą się do dworku postać.
-
Alan? – mruknęła sama do siebie – Tutaj?
Zbiegła
na dół i wyszła na zewnątrz. Mężczyzna właśnie odprowadzał konia do stajni, a
kiedy ją ujrzał, uśmiechnął się radośnie.
-
Żyję, żyję – zapewnił, prezentując się jej – Nie zabił mnie. Paradoksalnie, to
ta gnida szeryf mnie uratował.
-
Vasey?
-
Uciszył Guy’a i kazał wyjść, przeprowadził ze mną umoralniającą rozmowę na
temat… miłości, zbeształ że zakochałem się w tobie, bo przecież jesteście
rodziną pomyleńców, na koniec oznajmił że nie będzie mnie chronił i… mam
uciekać, jeśli chcę żyć.
- I
uciekłeś?
- No
gdzieżbym uciekł! Jestem w domu Guy’a, więc w każdej chwili może tu przyjść.
Nie boję się go.
-
Nie przyjdzie, okropnie się pokłóciliśmy. Alan…
-
Ciii, nic nie mów – pogłaskał ją po policzku – Będzie dobrze, zobaczysz.
-
Nie będzie, bo…
-
Isabella – położył palec na jej ustach – Uspokój się. I chodź do mnie.
Wpadli
sobie w ramiona, czując ulgę. Razem było im lepiej, i wierzyli, że są w stanie
stawić czoła nawet rozwścieczonemu Guy’owi.
***
Kiedy
wypchnięto Anastazję za bramę, czuła się odarta ze wszystkiego – z sił,
godności… Upokorzona, pobita, nie czuła się już piękną, wschodnią różą, tylko
zwykłym śmieciem. Próbowała podnieść się z ziemi, obolała, ale jeden ze
strażników jeszcze nie wrócił do miasta tak jak reszta… Stał za nią, a gdy
tylko wstała, zasłoniwszy jej usta pociągnął ją w pobliskie krzaki i pchnął na
ziemię.
-
Zaraz przekonam się, czym zadowalał się Gisborne przez ostatnie miesiące –
zarechotał ohydnie.
Dla
Anastazji było jasne, czego chce. Przestraszyła się. Należała TYLKO do Guy’a!
Nikt inny nie miał prawa jej tknąć… Ale nie miała szans. Był większy,
silniejszy… dotykał jej w tak obrzydliwy sposób!
-
Guy!!! – krzyczała wniebogłosy – Guy, pomocy!!!
-
Gisborne ci nie pomoże, głupia! Teraz ja będę cię miał, a potem reszta. Co
myślałaś, że należysz tylko do Gisborne’a? Każdy z nas chciał cię spróbować, i
w końcu mamy idealną okazję przekonać się, co go tak długo przy tobie trzymało!
Jeśli będziesz grzeczna, to nie zginiesz, a zostaniesz w Nottingham pod naszą
opieką!
Kopnęła
go ostatkiem sił, ale on uderzył ją brutalnie w twarz. Przez moment straciła
świadomość, ale szybko otrzeźwiła ją myśl, że… nie może zrobić tego Guy’owi. Że
nie może pozwolić, by ktoś taki ją zbrukał! Co powiedziałby Guy, gdyby się
dowiedział… Zebrała się w sobie i uderzyła go kolanem w podbrzusze. Żołnierz
przeraźliwie krzyknął, zsuwając się z niej. Przerażona, chwyciła w dłoń jego
miecz i raniła go w stopę, by nie mógł jej gonić; z trudem wstała i uciekła tak
szybko, jak tylko potrafiła biec w tym stanie.
Uspokoiła się dopiero, gdy znalazła się w lesie. Nie mógł jej już tu
znaleźć… To niemożliwe. Doczołgała się do strumyka i spojrzała w swe odbicie.
Wyglądała okropnie, zakrwawiona, obita i brudna. Obmyła twarz, ramiona i
położyła się na mchu. W końcu nerwy puściły i zaczęła głośno płakać. Nie
potrafiła uwierzyć w to, jak potraktował ją jej ukochany… Jak bardzo wzgardził
nią, gdy chciała mu pomóc, gdy jak na tacy podawała mu dowód niewierności
Marian – to ją oskarżył o zdradę. W życiu nie spodziewałaby się po nim czegoś
takiego. Była świadoma, że może go zdenerwować, ale sądziła, że przynajmniej spróbuje
jej uwierzyć, że pojedzie na wskazane miejsce by przekonać się na własne oczy…
On jednak wolał uwierzyć obłudnej Marian, o której tak naprawdę nie wiedział
nic, niż Anastazji, którą znał na wylot i doskonale wiedział, że nigdy by nie
okłamała go w tak okrutny sposób.
-
Boże, dlaczego? – łkała, patrząc w niebo – Dlaczego mi to zrobił? Oddałam mu
wszystko, oddaliłam się od ciebie, zgrzeszyłam, by być blisko niego i pomóc mu,
a on zabił mnie. Rozerwał moje serce na strzępy i wyrzucił jak śmiecia. Dlaczego
wierzy tej okropnej oszustce… Boże, dlaczego pozwoliłeś mu tak zbłądzić!? –
krzyknęła z pretensją – Szedł do światła, nie pomogłeś mu, nie zainteresowałeś
się jego losem i wepchnąłeś go w ramiona tej… tej…
Zrobiło
jej się słabo. Świat zawirował jej przed oczami, poczuła piekący ból, który
promieniował od głowy po same czubki palców. Straciła przytomność.
***
Vasey
od rana był w wybornym nastroju. Co prawda irytowała go wizja uczestniczenia w
farsie, jaką miał być ślub Gisborne’a z lady Marian, ale wierzył, że wydarzy
się coś ciekawego – albo Anastazja zepsuje ten cyrk, albo Hood. Tylko dlatego w
ogóle brał pod uwagę przyjście do kaplicy. Teraz nade wszystko pragnął ujrzeć
swojego ulubionego rycerza, udał się więc do jego komnaty, gdzie wszedł bez pytania.
Guy siedział bez ruchu w fotelu i tylko podniósł wzrok, lustrując szeryfa z
pogardą.
-
Jak żyje mój piękny pan młody? – zaszczebiotał radośnie – Jak minęła noc? Ruska
się spisała po raz ostatni?
-
Spisała się jak zawsze, panie – odparł beznamiętnie Guy; wcale nie zamierzał
informować go o tym, że przejrzał ich spisek.
-
Cieszę się, złotko, ale jesteś jakiś smutny. Co, pewnie żałujesz, że namiętne
noce z niewolnicą skończą się, a zacznie się codzienne życie z marudną żoną?
-
Niebywale żałuję.
-
Ale ja nie żałuję – Vasey klepnął Guy’a w plecy – Ruska w końcu wyzwolona, to
sobie wypróbuję! Ależ się na nią naczekałem!
-
Wierzę, panie, że będziesz usatysfakcjonowany.
-
Ale nie zazdrość mi… Czasem ci ją pożyczę, wiesz?
-
Nie trzeba! – Guy wyszarpnął się z jego uścisku – Żenię się i tylko z Marian
spędzę życie. Nie potrzebuję żadnych ruskich wywłok do szczęścia!
-
Gisborne… - szeryf cofnął się, zdumiony – Takiś był zakochany!
-
Nigdy nie byłem w niej zakochany. Przepraszam, panie, ale muszę przygotować się
do ślubu.
Vasey
parsknął śmiechem i wyszedł, wzruszając ramionami. Coś dziwnego było w
zachowaniu rycerza… Bardzo mocno zaprzeczał wszelkim uczuciom, które mogły go
łączyć z Rusinką. A przecież szeryf nie był ślepy… Ale nie był to czas na
zastanawianie się nad tym. Właściwie, co go to obchodziło? Ważne, że wieczorem
będzie się bawił – i to niezależnie od tego, czy ślub odbędzie się, czy nie.
Vasey nie zamierzał rezygnować z hucznego wesela.
Po
wyjściu szeryfa Guy dał w końcu upust swojej wściekłości. Zaryglował wrota i zaczął
krzyczeć, przewracał fotele, stolik, porozrzucał pledy na podłogę… Nie było mu
łatwo udawać, że wszystko jest dobrze, nadal czuł się upokorzony i oszukany
przez Anastazję, a to bolało jak nic innego na świecie. Na domiar złego nawet
nie wiedział, co się z nią dzieje…
-
Nienawidzę jej. Nienawidzę… Podła żmija!
Na
próżno przekonywał samego siebie; tak naprawdę w sercu miał pustkę. Nawet ślub
z Marian nie był w stanie wypełnić jej radością, ale zdał sobie sprawę, że to
musi trochę potrwać. Musi poczekać, by emocje minęły i w pełni zacząć cieszyć
się nowym życiem z ukochaną. Nieco spokojniejszy, zaczął przygotowywać się do
ceremonii, która miała odbyć się popołudniu.
***
Brigitte
powoli traciła nadzieję na odnalezienie przyjaciółki. Dobrze ją znała i
przypuszczała, że zraniona duma nie pozwoliła jej na powrót do rodziców. Matka
od początku była zagorzałą przeciwniczką jej niemoralnego związku z Gisbornem,
jakże więc dziewczyna miała jej teraz spojrzeć w oczy? Może u ojca znalazłaby
zrozumienie… Ale i tego się bała, narażał się wszak rycerzowi, by uprowadzić
córkę, ledwo udało jej się załagodzić sytuację, gdyby teraz Wasilij dowiedział
się o tym, co się stało… Nie wiadomo, czy nie próbowałby pomścić krzywdy, jaką
Guy wyrządził jego córce. Z drugiej strony Brigitte było żal rycerza, wyglądał
na niesamowicie przybitego i mówił, że Anastazja złamała mu serce… Czyżby
naprawdę wyrządziła mu krzywdę? Czy to wszystko był tylko nieszczęśliwy zbieg
okoliczności i ogromne nieporozumienie między nimi?
-
Nastya, gdzie jesteś…
Kluczyła
w gęstym lesie, nie wiedząc nawet, gdzie jest. Prawdę mówiąc nie znała dobrze
tej okolicy, mieszkając na zamku nie wychodziła poza jego mury. Anastazja
przynajmniej wyjeżdżała czasem konno z Gisbornem, a ona… tkwiła tam stale. Gdyby
chociaż ją znalazła, razem byłoby im raźniej.
Kiedy
krzaki nieopodal poruszyły się, przestraszyła się. Myślała, że to jakiś dziki
zwierz, więc zaczęła się wycofywać, ale wtedy zauważyła czyjąś rękę. Pomyślała,
że ktoś może potrzebuje pomocy… Podeszła więc do krzaków i zesztywniała z
przerażenia.
-
Nastya!!! – krzyknęła, padając na kolana przy przyjaciółce – Nastya, Chryste,
co on ci zrobił?!
Dziewczę
leżało brudne i pobite. Właśnie odzyskiwała przytomność i rozglądała się wokół
siebie uważnie, obawiając się, że strażnik, który próbował ją skrzywdzić,
będzie gdzieś obok… Na szczęście obok była osoba, którą kochała i ufała jej
bezgranicznie.
-
Brigitte…
-
Nastya, Gisborne cię pobił!
-
Nie, to nie on…
-
Nie kłam! Nie broń go! Boże a ja mu uwierzyłam…
Brigitte
pomogła Anastazji wstać i zaprowadziła ją nad pobliski strumyk, gdzie
dziewczęta napiły się i obmyły. Rusinka nie miała sił, by opowiedzieć
przyjaciółce, co się stało, ale w końcu wydusiła z siebie całą swoją historię.
Od samego początku do końca opowiedziała, jak było, choć poczucie wstydu było
ogromne. Sama nie mogła uwierzyć w to, że uwierzyła Gisborne’owi i zaufała mu,
a ten potraktował ją tak podle… A opowiadanie o tym Brigitte sprawiało, że
wstyd palił ją nieprawdopodobnie mocno.
-
Wiesz już wszystko – zakończyła swoją opowieść – Nie pytaj o więcej.
-
Nie zamierzam, kochana – uspokoiła ją przyjaciółka – Nie rozumiem tylko, tego,
co mi mówił…
-
Rozmawiałaś z nim? – Anastazja ożywiła się – Co mówił?
- Że
złamałaś mu serce… Nastya, a jeśli on cię kochał?
-
Kochał? – oburzyła się Rusinka – Kochał!? Nie uwierzył mnie, a tej podłej
wywłoce, która oszukuje go od początku!
-
Może się pogubił… Może powinnaś wrócić i spróbować wyjaśnić mu…
-
Nigdy już na niego nie spojrzę! Niech go piekło pochłonie! Kochałam go nawet
mocniej, niż własnego ojca, matkę, a on wyrzucił mnie jak śmiecia!
-
Anastazja, opanuj się! – przestraszyła się Brigitte – Nigdy tak nikomu nie
złorzeczyłaś!
- To
on rozerwał mi serce, a nie ja jemu! To on będzie sypiał w jednym łożu z tą… Tą…
-
Dobrze, już dobrze – Francuzka przytuliła przyjaciółkę – Nie myśl o nim. Nie
zasługuje na ciebie.
-
Ale kocham go aż do bólu! – zaszlochała Rusinka – Kocham tak, że serce mi pęka!
To okrutny, podły morderca, a ja kocham go do szaleństwa! Mojego grzechu nic
nie zmyje, dla paru chwil z nim poświęciłam wszystko, rozumiesz!? Kochałam
człowieka, który jest wcieleniem diabła!
-
Powtarzałam ci to od początku, głupia! A ty zapragnęłaś zabawić się w jego
anioła wybawiciela! Wywieść diabła z piekła do raju, a to przecież niemożliwe!
Obie
rozpłakały się w głos. Anastazja czuła, jakby bolała ją każda cząstka duszy,
serca, ciała… Brigitte cierpiała, bo cierpiała jej najlepsza przyjaciółka. Nie
potrafiła jej pomóc, a to było okropne uczucie. Postanowiły jednak, że nie
wrócą do swych rodzin, a poszukają lepszego jutra gdzieś indziej – daleko,
daleko od Nottingham i Gisborne’a, daleko od wspomnień o nim… Wierzyły, że
niedługo wszystko będzie inne. Lepsze. Jaśniejsze.
***
Isabella
siedziała przed dworkiem w Locksley, znudzona. Jej brat za godzinę miał żenić
się z kobietą, której szczerze nienawidziła. Na dodatek była z nim mocno
pokłócona. Cóż mogła zrobić? Czekała cierpliwie na cokolwiek. Chociażby na
powrót Alana, który dyskretnie udał się do Nottingham, by sprawdzić, jak idą
przygotowania do zaślubin. Zamiast niego ujrzała jednak żołnierza, pędzącego ku
niej na koniu. Czegoż mógł chcieć od niej ten półgłówek!?
-
Pani! Przynoszę rozkaz od sir Guy’a!
-
Czego? Nie mam zamiaru jechać do Nottingham!
-
Pani, sir Guy prosi, byś przybyła do kaplicy…
-
Wynocha stąd!
Była
zła. Jak śmiał zapraszać ją łaskawie na ślub, podczas gdy zranił ją swoim
paskudnym zachowaniem?! I na dodatek przysyłał jakiegoś przypadkowego sługusa,
zamiast przyjechać osobiście. Podła kanalia!
-
Przekaż twojemu panu, że…
-
Pani, sir Guy mówi, że potrzebuje cię – żołnierz wszedł jej w słowo – Chce, byś
była z nim w tej chwili.
-
Przekaż mu, że nie będę spokojnie patrzeć na to, jak robi wielki błąd!
-
Sir Gisborne pragnie mieć cię przy sobie – powtórzył mężczyzna – Ślub za
godzinę. Pan był bardzo przybity i prosił, byś przybyła.
-
Odejdź! I nie pokazuj się tu więcej!
Naprawdę
chciała zrobić mu na złość i nie pojechać do Nottingham, ale… nie potrafiła.
Musiała przy nim być, nawet gdyby miał popełnić największy błąd życia. Zresztą
była przekonana, że Hood nie pozwoli na ten ślub i koniecznie chciała to
widzieć – poza tym Guy potrzebował wsparcia na wypadek uprowadzenia panny
młodej sprzed ołtarza. Podjęła decyzję. Pojechała do Nottingham.
Guy
krążył niespokojnie przed kaplicą. Słowa Anastazji nie dawały mu spokoju. Do
diabła, dlaczego choć dla świętego spokoju nie pojechał tam i nie sprawdził jej
rewelacji!? Potem mógł ją spokojnie wyrzucić. Ale nie, ufał Marian tak bardzo,
że nie chciał tego sprawdzać. Teraz jednak żałował, bo wątpliwości zagnieździły
się w jego sercu i odebrały mu spokój. Rozpogodził się nieco, gdy zauważył
zmierzającą ku niemu siostrę.
-
Isabella! Dobrze, że jesteś!
-
Daruj sobie, Guy. Chciałam po prostu zobaczyć, jak niszczysz sobie życie. Po
tej farsie zniknę i obiecuję, że będziesz miał mnie z głowy.
-
Posłuchaj, nie musisz lubić Marian – rycerz złapał siostrę za dłonie i patrzył
na nią łagodnie – Ale nie oddalaj się ode mnie. Potrzebuję cię.
-
Masz Anastazję, będziesz miał Marian. Nie jestem ci potrzebna.
-
Nie ma Anastazji. Oddaliłem ją.
-
Guy!
-
Żenię się i nie potrzebuję kłamców w swoim otoczeniu. Anastazja próbowała
wczoraj oczernić Marian w podły sposób.
-
Guy, ona mówiła prawdę! – krzyknęła Isabella – Kiedy do tego twojego pustego
łba dotrze, co staramy ci się wszyscy od dawna przekazać!?
- Co
ty wiesz o tej sprawie? Masz mi coś do powiedzenia?
-
Nic. Podejrzewam, że wszystko powiedziała ci Anastazja. Nieważne, Guy.
Powinieneś czekać w kaplicy.
-
Isabella! – szarpnął ją za łokieć – Czy Marian…
-
Właśnie tu jedzie – uśmiechnęła się ironicznie – Nie możecie zobaczyć się przed
kaplicą. Wchodź do środka.
Wyrwała
mu się i pobiegła gdzieś za budynek. Guy stał przed kaplicą, oszołomiony. Coraz
mniej rozumiał to wszystko… Nie uwierzył Anastazji, ale teraz okazało się, że i
Isabella miała coś na temat jego przyszłej żony do powiedzenia… NIE! To
niemożliwe! Marian nie potrafiłaby tak perfidnie go oszukać. To niedorzeczne.
Otrząsnął się i wszedł do kaplicy, stając przed ołtarzem. Vasey siedział już
nieopodal, szczerząc zęby w okropnym uśmiechu. Obrzydliwość. Kiedy już poślubi
Marian, wyjedzie z nią daleko – nie potrzebował zaszczytów i stanowisk, chciał
żyć z kobietą, którą kochał, w spokoju. Pozbędzie się paskudnej gęby Vasey’a ze
swojego życia raz na zawsze.
Isabella
za kaplicą spotkała Alana. Padła mu w ramiona z ulgą. Potrzebowała jego
obecności.
-
Wejdźmy do środka.
-
Nie wiem, czy mogę – odparł smutno – Jeśli Guy mnie zobaczy…
-
Staniemy z tyłu. Chodź – uśmiechnęła się pokrzepiająco – Chcę zobaczyć minę tej
intrygantki, kiedy zobaczy cię przy wejściu. No chodź, nie przegapisz chyba
tego cyrku!
-
Jesteś pewna, że Hood…
-
Jestem przekonana. Nie pozwoliłby jej na ślub z moim bratem. Jesteśmy tam
potrzebni, Alan. On sobie z tym nie poradzi.
-
Ale właściwie… dlaczego nie próbowałaś mu o tym powiedzieć?
-
Właśnie dlatego, żeby się sparzył i dobitnie zrozumiał. Nic nie wstrząśnie nim
tak, jak małe upokorzenie na oczach całego Nottingham. Trudno, nie umrze od
tego, a przynajmniej dotrze do niego ze zdwojoną siłą cała prawda o jego
kochanej Marian.
-
Dobrze, chodźmy więc.
Kiedy
weszli do środka, ksiądz czekał już przy ołtarzu, zajmując Guy’a rozmową. Nie
widział ich – i całe szczęście, gotów jeszcze wybuchnąć gniewem na widok Alana.
Po chwili w drzwiach pojawiła się Marian… Isabella doskonale widziała, że tylko
starała się robić dobrą minę do złej gry, a tak naprawdę była niesamowicie
zdenerwowana. Kiedy zobaczyła Alana, spuściła wzrok i przyspieszyła kroku. Guy
ożywił się, widząc ją.
-
Więc jesteś – szepnął sam do siebie – Kochasz mnie i jesteś…
Momentalnie
wszystkie wątpliwości odeszły. Był nią zauroczony, kroczyła ku niemu piękna i
delikatna. Prawie jak Anastazja… Nie! Jak mógł tak pomyśleć! Był zły sam na
siebie, że w ogóle je porównał. Ale teraz, kiedy podeszła do niego i złapała go
za rękę, poczuł dotyk swej ruskiej niewolnicy, poczuł jej zapach, obecność…
Zamknął oczy i otworzył je – naprzeciw niego stała Marian. Uśmiechała się
niepewnie. To na niej musiał się skupić, o niej myśleć, a nie o kobiecie, która
go zdradziła.
Duchowny
szybko przeszedł do najważniejszej części ceremonii, widząc zniecierpliwiony
wzrok rycerza.
-
Powtarzaj za mną, sir Guy – powiedział.
-
Marian, biorę ciebie za żonę i przysięgam, że będę cię kochał do końca moich
dni – nie zważając na księdza Guy sam powiedział, co uważał za stosowne – Nigdy
cię nie opuszczę.
-
Lady Marian, powtarzaj za mną – mruknął niezrażony niczym duchowny.
Obejrzała
się za siebie. Gdzie był Robin!? Obiecał, że nie dopuści do tego ślubu! Co
miała teraz zrobić!? Zbladła, rozmyślając w pośpiechu o tym, jakie ma
możliwości. Może udać, że omdlała… Może też zwyczajnie sama uciec – ale
istniało ryzyko, że Guy złapie ją, a wtedy byłoby niebezpiecznie. Spojrzała w
górę, jakby szukając podpowiedzi i wtedy ujrzała swego ukochanego… Robin
schował się na jednej z krokwi pod dachem. Doskonale się zakamuflował, prawie w
ogóle nie był widoczny.
-
Niczego nie będzie powtarzać – krzyknął, zeskakując prosto na Guy’a.
-
Robin! – krzyknęła szczęśliwa Marian – Ukochany!
- Co
do diabła!!! – ryknął Guy, upadając pod ciężarem Hooda.
- A
to, że nie ożenisz się z MOJĄ narzeczoną!
Vasey
poderwał się z ławki. Nie wierzył własnym oczom – przewidywał niezłą zabawę,
ale takiego cyrku się nie spodziewał!
-
Straż! – zawył – Pojmijcie tego popaprańca!
-
Nie radzę – nagle obok niego wyrósł Mały John, trzymając nóż przy jego gardle –
Robin z Marian wyjdą czy ci się to podoba, czy nie.
Will,
Much i Djaq podbiegli do Marian, uzbrojeni. Guy z niedowierzaniem patrzył na
to, co się wokół niego dzieje, podczas gdy Robin przyciskał go mocno do
podłogi.
-
Mówiłam – Isabella ucałowała Alana w policzek z radości – Patrz uważnie! Ale
zabawa!
- A
jeśli zrobią mu krzywdę? – zmartwił się.
-
Daj spokój. Hood jest na to za głupi.
Osłaniana
przez trójkę banitów, Marian powoli zmierzała do wyjścia. Guy nie był w stanie
wydobyć z siebie głosu, patrzył tylko na nią i nie wierzył, że to się dzieje…
-
Gisborne, tępa niemoto! – wrzasnął szeryf – Zabierają ci narzeczoną, a ty
leżysz, skończony kretynie!
- To
MOJA narzeczona – wycedził Robin, uderzając Guy’a w twarz – Myślałeś, że
będziesz ją miał?
-
Dlaczego znowu niszczysz mi życie…
- Ja
tobie!?
-
Marian! – krzyknął rozpaczliwie rycerz – Co ty robisz?
-
Nie kocham cię, Guy – odparła ze śmiechem – Od zawsze kochałam Robina. Ani
przez moment nie chciałam za ciebie wyjść i wiedziałam, że do tego nie dojdzie.
-
Marian…
-
Uciekaj! – Robin spojrzał w jej stronę, przyduszając mocniej Gisborne’a – Zaraz
do was dołączę!
-
Kocham cię, Robin!
- I
ja ciebie, moja piękna Marian!
Wybiegła
z kaplicy ze śmiechem na ustach. Straż bała się jej tknąć, widząc, jak
najsilniejszy z banitów grozi szeryfowi nożem. Byli w sytuacji bez wyjścia.
Kiedy jednak Marian opuściła kaplicę, Alan zerwał się z miejsca i doskoczył do
Robina, odpychając go od Guy’a.
-
Zostaw go! – przyłożył mu miecz do szyi – Wynoś się stąd!
-
Alan, co ty… - Hood patrzył na dawnego przyjaciela z przerażeniem – Byłbyś w
stanie mnie zabić?
-
Zostaw Gisborne’a i wynoś się!
-
Straż! – zawył Vasey, ale Alana nie obchodziło jego zdanie.
-
Nie dotykać Hooda! – zarządził – Pozwólcie mu wyjść. Ale odtąd nie chcę cię tu
widzieć! John, weź swojego pana i wynoście się stąd.
Isabella
podbiegła do siedzącego pod ołtarzem brata. Był oszołomiony, w innym wypadku na
pewno zareagowałby na to, co się właśnie działo. A on patrzył tylko, usiłując
złapać oddech. Isabella otarła krew lecącą mu z rozciętej wargi i przytuliła go
mocno. Alan osiągnął swój cel – Robin wycofał się, a tuż za nim Mały John,
wlokąc za sobą szeryfa aż do wyjścia, gdzie pchnął go na ziemię i pobiegł przed
siebie. Rozwścieczony Vasey wrzeszczał na straże, ale było za późno – banici
zadbali o każdy szczegół, konie czekały na nich za kaplicą. Byli nieuchwytni.
-
Gisborne, ty skończony durniu! Ty łamago, ty nieudaczniku! Nawet baby nie
potrafisz utrzymać przy sobie! Poniżyłeś mnie po raz kolejny!
-
Panie, oszczędź go – prosiła Isabella – Zobacz, w jakim jest stanie…
-
Nie obchodzi mnie to! Wszyscy na zamek, zaczynamy wesele! Nie odpuszczę sobie
okazji do świętowania twojego upadku, Gisborne!
Wściekły
Vasey czym prędzej wyszedł z kaplicy, która opustoszała w mgnieniu oka.
Duchowny niepewnie zerkał na powoli zbierającego się z podłogi Guy’a,
wspierającego się na ramieniu siostry. Wiedział, że Gisborne nie jest dobrym
człowiekiem, ale w tym momencie współczuł mu bardzo.
-
Synu, jeśli mogę ci pomóc w tej trudnej chwili…
-
Nie! – krzyknął z wściekłością – Zaplanowałeś to z nią! Ty…
-
Guy, uspokój się – Isabella ścisnęła jego dłoń – Mówiłam, że…
- Co
on tu robi? Dlaczego tu jest!?
Alan
był zdumiony. Dopiero co pomógł Guy’owi, uratował go, a ten znowu traktował go
jak intruza! Nie, nie miał do niego pretensji, w końcu właśnie został perfidnie
oszukany i upokorzony. Rozumiał jego gniew i rozczarowanie, ale miał nadzieję,
że to minie i w końcu porozumie się z Gisbornem.
- Ja
już pójdę – westchnął ciężko – Będę w okolicy.
Guy
ze złością patrzył na oddalającą się sylwetkę przyjaciela. Ale nie na niego był
zły.
-
Dlaczego mi to zrobiła? – szepnął z niedowierzaniem – Dlaczego mnie oszukiwała?
Przestała kochać?
-
Guy, ona cię nigdy nie kochała…
-
Nieprawda! Powiedziała mi to tydzień temu!
-
Kłamała, Guy, rozumiesz? – w oczach Isabelli pojawiły się łzy; nie było jej
łatwo patrzeć, jak jej jedyny brat cierpi – Zrobiła to wszystko spiskując z
Hoodem. Gdyby nie miała pewności, że jej nie uratuje, nie wyznałaby ci
fałszywie miłości i nie zgodziła się na ten szybki ślub. Nie zdziwiło cię to?
-
Mówiła, że mnie kocha…
- A
pamiętasz, kto kochał cię mocniej? Kto powtarzał ci to codziennie, a nie tylko
raz? Guy, co się z tobą dzieje…
-
Wygnałem ją – powiedział drżącym głosem – Nie uwierzyłem… Próbowała przekonać
mnie, że widziała ich wczoraj razem… A ja pozwoliłem jej odejść…
-
Odnajdziemy ją.
-
Nie chcę! Kocham Marian, a ona mnie zdradziła! Chcę odnaleźć Marian i zemścić
się!
- To
do niczego cię nie zaprowadzi. Guy, chodźmy do domu…
- Do
domu? – spojrzał na nią dzikim wzrokiem – Gdzie jest mój dom? Ja nie mam domu…
- Chodźmy.
Nie
protestował. Było mu wszystko jedno. Dał się jej zaprowadzić do Locksley. Szli
w ciszy, nie odzywając się do siebie. Nie chciała zmuszać go do rozmowy, a jemu
wystarczało to, że była obok. Myślał sporo o Alanie.
-
Isabella… Alan musiał wiedzieć.
Zawahała
się. Co powiedzieć? Czy przytaknąć, czy zaprzeczyć – co będzie dla Alana
bezpieczniejszym wyjściem? Guy nie był głupi, domyślił się wszystkiego.
Wiedziała o tym.
-
Jest w Locksley – odparła – Na pewno czeka w stajni.
Kiedy
dotarli na miejsce, Gisborne nie wahał się ani chwili, ruszył szukać Alana.
Musiał wiedzieć… Musiał to wyjaśnić. Wierzył, że przyjaciel rozwieje jego
wątpliwości, że powie mu, że to nieprawda, że Marian kochała go, że nic nie
wiedział o uczuciu jej i Hooda…
Alan
siedział w stajni, rozmyślając. Kiedy zobaczył Gisborne’a, poderwał się na
równe nogi. Nie był pewien, w jakim celu rycerz przyszedł do niego, ale
wyglądał na rozbitego – na szczęście nie wściekłego.
-
Wiedziałeś, prawda? – zapytał wprost – Powiedz.
-
Tak, Guy, wiedziałem.
Rycerz
spuścił głowę. Nie wierzył w to… wszyscy za jego plecami wiedzieli!
-
Alan, dlaczego pozwoliłeś, by się mną bawiła? By grała z moim największym
wrogiem moimi uczuciami, dlaczego!?
-
Guy, przypomnij sobie! Na każde złe słowo o Marian reagowałeś zawsze
alergicznie! Myślisz, że nie chciałem cię od niej uwolnić? Ale bałem się, że
stracę życie, tak bardzo byłeś w nią zapatrzony. Ale nie staliśmy bezczynnie z
boku, razem z Anastazją i Isabellą mieliśmy plan, by jeszcze przed ślubem
udowodnić ci, by uniknąć skandalu…
-
Ja… naprawdę byłem tak ślepy? Naprawdę nie dostrzegałem tego, jak spiskuje za
moimi plecami z Hoodem i… jak bardzo się o mnie martwiliście?
- To
trwało kilka lat. Szpiegowała i donosiła mu wszystko – odparł Alan – Kiedy…
kiedy przeszedłem na twoją stronę, próbowałem ją zastraszyć, że wszystkiego się
dowiesz, ale… wyszło, jak wyszło. Naprawdę próbowaliśmy.
- A
Anastazja…?
-
Czyż nie próbowała odsunąć cię od niej od początku? Piekielnie się bała, ale
cóż mogła zrobić! A ty nie słuchałeś jej. Byłeś głuchy i ślepy na jej uczucia.
Gdzie jest teraz?
-
Nie wiem… - Guy nerwowo rozglądał się wokół siebie – Wyrzuciłem ją. Wczoraj
mówiła takie okropne rzeczy o Marian, a ja jej nie uwierzyłem… Dawała mi dowód,
mówiła, gdzie są, a ja nie wierzyłem jej i uznałem za zdrajczynię… Alan!
-
Chryste, Guy, coś ty narobił!
-
Mogłem oszczędzić sobie tego upokorzenia, to ja poniżyłbym ich oboje, a teraz…
jestem pośmiewiskiem całego Nottingham. Szeryf właśnie urządza sobie wesele z
tego powodu.
-
Nie przejmuj się. To minie.
- Co
minie!? – krzyknął rycerz, trzęsąc się ze złości – Upokorzenie? A może Marian
wróci i powie, że to nieprawda?
- To
podła oszustka, pogódź się z tym! – Alan potrząsnął przyjacielem – Jedyną
szczerą i uczciwą osobą w twoim życiu była Anastazja, która teraz Bóg jeden wie
gdzie jest!
-
Nie mów mi o niej!
Gisborne
wyszarpnął mu się i nerwowo chodził po stajni. Miotały nim najróżniejsze
uczucia i emocje. Jak mógł być tak ślepy i latami dawać wodzić się za nos!
Nagle miłość, którą jak sądził żywił do Marian, zamieniła się w palącą
nienawiść i żądzę zemsty. Jedno tylko ukłucie smutku w tym wszystkim trzymało
go jeszcze tu, zamiast ruszyć na koń i poszukiwać banitów – myśl o porzuconej,
zranionej Anastazji… Oddała wszystko, by go uratować, a on tak jej się odpłacił!
Ale nie mógł teraz przejmować się służącą. Nie było jej tu. Miał obok
przyjaciela, który był dla niego wsparciem, i swoją jedyną siostrę. Właśnie…
przecież Alan miał zginąć za to, że ośmielił się jej dotknąć! Zmierzył go
surowym wzrokiem i zbliżył się do niego.
-
Przecież miałeś nie żyć za to, co zrobiłeś mojej siostrze – wycedził przez zęby
– Ty zdrajco…
-
Guy, opamiętaj się! – Alan pierwszy raz tak stanowczo mu się postawił – Nie
zrobiłem jej nic. Nie tknąłem. Zakochałem się w niej, kocham twoją siostrę, a
ona mnie. Powiedzielibyśmy ci, ale ty wolałeś wyciągnąć pochopne wnioski!
-
Jak śmiałeś zakochać się w MOJEJ siostrze!? Bez zapytania mnie o zgodę!?
-
Błagam cię, nie bądź śmieszny! Zakochałem się tak, jak Anastazja śmiała
zakochać się w tobie. Nie robiłeś z tego powodu problemów, a wręcz przeciwnie,
a również była zwykłą sługą, jak ja. Jeśli jednak chcesz, odejdę i Isabella już
nigdy mnie nie zobaczy. Pamiętaj tylko, że jeśli zniszczysz jej życie, tak jak
kiedyś, to znajdę cię i…
Zawiesił
głos widząc, że przesadził. W oczach Guy’a było pełno złości, a tego nie lubił.
Nie lubił bać się go, a teraz zaczynał naprawdę się obawiać. Gisborne jednak
niespodziewanie złagodniał i bezsilnie osunął się po ścianie na ziemię.
- To
przeze mnie całe życie jest nieszczęśliwa – wymamrotał niezrozumiale –
Unieszczęśliwiam i ją, i siebie… To moja wina, Alan?
Mężczyzna
nie wiedział, co odpowiedzieć. Usiadł obok rycerza i milczał, podczas gdy ten
wpatrywał się w niego pustym wzrokiem. Nagle usłyszał słowa, których nigdy nie
spodziewał się od niego usłyszeć – od niego, wielkiego sir Gisborne’a,
szlachetnie urodzonego, silnego rycerza, który dotąd jednym spojrzeniem
potrafił sprawić, że zwykłego człowieka ogarniało przerażenie – teraz sam był
przerażony i zdawał się być tak mały, kuląc się pod ścianą.
Aaaaa!! Kate wiedziałam :D Jesteś niesamowita!! Tak się cieszę! Jeszcze nie przeczytałam ale tak myślałam, że pojawi się kolejna część. Zaraz się zagłębię w lekture :D Buziaki ;* Moemi
OdpowiedzUsuńWybiegła z kaplicy ze śmiechem na ustach....- ha, Marion nigdy nie była moją ulubienicą. Ciekawa kontynuacja, taki specyficzny loki'd się tu wydarzył. Pozdrawiam, Lukrecja
OdpowiedzUsuńKiedy w serialu Marian mówiła Guy'owi, że nigdy go nie kochała a jej jedyną miłością zawsze był Robin, też śmiała mu się prosto w twarz. Paskudna postać :) Postanowiłam przenieść ten moment do mojej opowieści - z tym że w serialu Guy zabija ją po tym wyznaniu, a u mnie Marian triumfuje, poniżając go. To miała być dla niego kara za wszystko - myślę, że bardzo dotkliwa.
UsuńKate, dobrze zrobiłam, czepiając się Twojego stwierdzenia sprzed tygodnia, że""nie wszystko jest takim, jakim się wydaje".:) Guy ma to, na co sobie zasłużył. Skoro wcześniej nie chciał zauważać oczywistych faktów, to teraz pocierpi. To chyba jedyna metoda, by nim wstrząsnąć. Byle szybko doszedł do siebie, przestał zajmować urażoną dumą, organizowaniem życia siostrze i odszukał Anastazję.
OdpowiedzUsuńSzeryf jak zawsze wspaniały.:)
Mówisz, że zasłużył...? No dobra, troszkę tak. Ale jak pocierpi, to chyba zasłuży na małą nagrodę? :)
UsuńA może na taką traumę, jaką teraz przechodzi, najlepsze byłyby nowe wyzwania? Może zmiana miejsca, zmiana stanowiska... Może to pomogłoby Guy'owi uporać się ze stratą i upokorzeniem?
Dzięki - wiedziałam, że szeryf się spisze :)
Zasłużył. Zdecydowanie. I niech cierpi. Był okropny, wić musi na własnej skórze poczuć jak to jest.:) A jak już odcierpi i przemyśli wszystko, dojdzie do ładu z samym sobą, to może nagroda będzie należała mu się. Trzeba zapytać Anastazji.:)
UsuńZmiana miejsca i nowe wyzwania? Niech chłop jedzie na krucjatę pokutować ze swe winy!:)) A nuż pozna pewnego króla.:))
"wić musi na własnej skórze" Pięknie mi to wyszło. Najwyższy czas na mocniejsze okulary.:DD Oczywiście miało być: "więc musi na własnej skórze".:))
UsuńJest jeszcze Annie, dlaczego koniecznie Anastazja? :) Może Annie mu wynagrodzi traumatyczne przeżycia?
UsuńKrucjatom mówię stanowcze NIE - już Robinek był na takowej, i jak skończył? Jako leśny półgłówek :)))
Annie wyjechała i chyba będzie szczęśliwsza z dala od Guya. Za dużo jej bolesnych wspomnień wiąże się z Gisbornem.
UsuńMoże jednak na Guya wyprawa przeciw niewiernym, nie podziałałaby tak zgubnie, jak na wątłą psychikę Robin(ka)? I zamiast uganiać się po lesie wiódłby żywot godny rycerza?:) Z Anastazją jako prawowitą małżonką?:))
No masz, a Ty uparcie o tej Anastazji! Przecież wygnał ją i nie wie, gdzie się podziewa, a GPSa nie posiada by ją namierzyć :)))
UsuńTo niech idzie do znachorki! Licho wie, jakie zakulisowe kontakty taka baba posiada i a nuż wie, gdzie podziewa się Anastazja?:) A poza tym, jak wygnał, to niech szuka padalec jeden! I błaga na kolanach o wybaczenie!:) Annie już wystarczająco w życiu namieszał. Niech ją zostawi w spokoju.:)
UsuńTylko jak będzie w lesie tej znachorki szukał, to niech przypadkiem na Radagasta nie trafi, bo od niego to już prosta droga do Gandalfa... a od niego całkiem normalny na pewno nie wróci. Czarodziej mu baby ze łba wybije :)))
UsuńAleż znachorka nie mieszka w lesie tylko na skraju wsi.:)) Guy z pewnością ją znajdzie bez konieczności zagłębiania się w leśne stępy.:)
UsuńObecność Radagasta w Sherwood wiele tłumaczy, np. zachowanie Robina i jego wesołej kompanii.:) Chyba za dużo fajkowego ziela wypalają.:))
Mega fajny odcinek Kate!! :] Szkoda Guy'a ale ma to na co zasłużył. Trochę szoku mu nie zaszkodzi, dzięki temu przejży na oczy :] A Nastia w lesie zemdlała, czy faktycznie ktoś ją uderzył w głowę? Moemi
OdpowiedzUsuńDzięki, Moemi. Cieszę się, że Ci się podoba. Anastazja po prostu zemdlała, oszczędziłam jej już pobić, napastowania i innych takich - wystarczająco przeszła. Teraz ucieknie gdzieś z Brigitte i... chyba będzie szczęśliwa :)
UsuńOk :) ale chyba ktoś potowarzyszy jej w tym szczęściu? :D Moemi
UsuńW sensie oprócz Brigitte :P nie mówie, że od razu, ale... ;] Moemi
UsuńEch, a już chciałam odpowiedzieć, że właśnie Brigitte :) No nie wiem, zobaczymy jak się życie ułoży. Może Vasey po nią przyjedzie na białym koniu :)
UsuńHaha, byłoby interesująco ;] Moemi
OdpowiedzUsuńCieszę się że moja sugestia o złym śnie się przydała.
OdpowiedzUsuńAgata
Rzeczywiście, nie można było zakończyć tego w tamten sposób :)
UsuńNo nareszcie Anastazja pokazała trochę charakteru i przestała tak wychwalać Guy'a! Ma prawo być na niego zła, za to jak ją potraktował, niech teraz pocierpi i zobaczy, jak to jest jak ukochana osoba traktuję Cię jak zło konieczne. Denerwowało mnie to, że Anastazja za każdym razem jak Guy traktował ją jak śmiecia, odpłacała mu miłością i oddaniem. Takie ciepłe kluchy z niej były, aż mdliło.Kate, nie pozwól, aby Nastya mu wybaczyła w mgnieniu oka. Niech pocierpi trochę !:P Sprawiedliwość musi być !
OdpowiedzUsuńEwu
Czy Anastazja mu wybaczy... Czy w ogóle mu wybaczy - ciężkie pytanie, bo i sama nie wiem, czy nie będą się widzieć kilka dni, czy kilka lat... A to przecież spora różnica, jeśli chodzi o wybaczenie. Ale muszę uprzedzić - będzie targana emocjami, bo raz będzie skłonna wrócić i z nim być, a raz - osobiście udusiłaby go z przyjemnością :)
UsuńCzyli będzie ciekawie, to mnie satysfakcjonuje! :D
Usuń